- Opowiadanie: fizyk111 - Kobieta z workiem mąki

Kobieta z workiem mąki

Każdego dnia rano i wieczorem (a czasami i w ciągu dnia) zastanawiam się, dlaczego ON to robi. I za każdym razem znajduję tę dziwną odpowiedź, która wszystko wyjaśnia, ale niczego nie uzasadnia - “bo może”. Bo mu na to pozwalamy, jakkolwiek by to MY rozumieć.

Wrzucam tutaj tekst opublikowany w antologii “24.02.2022”. Całość można znaleźć tu: https://wydawnictwoix.pl/produkt/24-02-2022/ 

Wrzucam, bo chcę, aby go jeszcze kilka osób przeczytało, bo to tekst, który ciągle we mnie siedzi, bo coraz bardziej obojętniejemy (chyba) i wydaje się, że wkrótce Donbas podzieli los Krymu.
A potem?

Tekst jest krótki, więc szukajcie fantastyki na jego końcu. Jeśli zbyt mało, to przepraszam. Cel uświęca środki.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kobieta z workiem mąki

Przychodzi strach. Najpierw mały, bo to przecież sto kilometrów, ale potem zaczyna narastać, bo te sto kilometrów to dla samolotu tyle, co nic. Dla artylerii trochę więcej, ale wystarczy podjechać w okoliczne lasy i miasto już jest w zasięgu. Czołgi mogą tu dotrzeć w kilka godzin. A za czołgami ciężarówki z żołnierzami.

Słyszysz pierwsze strzały, ale idziesz normalnie do pracy. Stajesz za ladą sklepową i obsługujesz ludzi, którzy przyszli kupić chleb, mąkę, kiełbasę czy cukierki. Po kilku dniach mogą już dostać tylko chleb i mąkę. A w końcu brakuje nawet mąki. Ludzie przychodzą, otwierają drzwi, patrzą ci w oczy, a ty kręcisz głową, którą chwilę później wciskasz w ramiona na odgłos wybuchu. Uświadamiasz sobie, że nie ma już po co przychodzić do sklepu, bo nikt więcej nie dowiezie tu towaru. Postanawiasz więc dowieźć go sama. Biegniesz do bankomatu. Wypłacasz jeden tysiąc, potem drugi, po czym automat informuje cię, że więcej już nie ma. Wsiadasz w samochód i jedziesz do pobliskiej wioski. Wiesz, że jest tam młyn, do którego okoliczni rolnicy zwożą latem pszenicę. Kupujesz mąkę za całą gotówkę, którą posiadasz. Płatności kartą nie przyjmują.

Wracasz do sklepu, ciesząc się, że przez kilka godzin będziesz miała co sprzedawać, że wielu ludzi będzie mogło sobie upiec chleb lub zrobić ciasto, ale widzisz, że sklepu nie ma. Jest tylko kupa gruzu, która jeszcze rano była twoim sklepem, twoim domem. Stojący obok blok, w którym żyłaś wiele lat w malutkim mieszkaniu na piątym piętrze, jest teraz szczerzącym betonowe zęby szkieletem. Opadają ci ręce, masz chęć położyć się na chodniku, zwinąć w kłębek i umrzeć. Ale nie zrobisz tego, bo masz dla kogo żyć. Przed oczami staje ci roześmiana twarz Ani, zapłakane oczy Jasia i składające ostatni pocałunek usta Feliksa, który właśnie ewakuuje z miasta dzieciaki z ich babciami. Jeszcze nie wiesz, że to naprawdę był ostatni pocałunek.

Zbierasz się w sobie i wracasz do samochodu. Jedziesz powoli przez wyludnione, wstrząsane eksplozjami ulice, pragnąc, aby te czterysta kilogramów mąki, które masz w bagażniku, się nie zmarnowało. To jest teraz twoim sensem życia – rozdać mąkę zanim trafi w ciebie rakieta, bomba czy inny pocisk.

Widzisz grupę ludzi przetrząsających ruiny. Stajesz w pobliżu, wyciągasz z bagażnika worek mąki i im go zanosisz. Ściskają cię, dziękują i wracają do przetrząsania zgliszczy. Patrzysz na tę grupę starców i chce ci się płakać, ale nie masz już łez. Myślisz, że przynajmniej tyle dobrze, że wszystkie dzieci mogły skorzystać z korytarza życia i są bezpieczne, jadąc gdzieś na zachód, byle dalej od tego koszmaru. Przytulasz do serca ten płomyczek nadziei i nawet odrobinę zaczynasz się uśmiechać. Wsiadasz do samochodu i jedziesz dalej. W oznaczonej czerwonym krzyżem ruinie szpitala zostawiasz dwa worki. W napotkanej opodal kuchni polowej – następny.

Spotykasz mały oddział policji i pytasz o sytuację w mieście. Nie odpowiadają – są skrajnie zmęczeni, prawie przysypiają pomiędzy kęsami chleba maczanego w grochówce. Stoisz tak i patrzysz na ich identyczne twarze – twarze Feliksa. Ponownie przytulasz płomyczek nadziei, gdy nagle jakiś zabłąkany pocisk trafia dokładnie w twój samochód. Obłok dwustu kilogramów mąki unosi się nad nim przez chwilę, po czym wybucha. Twój świat płonie, wiruje i ucieka, a całe ciało eksploduje bólem.

Gdy wraca świadomość, oblepiająca cię grochówka zmieszana z błotem i krwią jest już prawie zimna. Przecierasz twarz i rozglądasz się dookoła. Daleko, gdzieś w głębi szerokiej alei, dostrzegasz wojskowy pojazd i kilka postaci. Po sposobie poruszania poznajesz, że to wróg. Próbujesz wstać i, o dziwo, udaje ci się to stosunkowo łatwo. Boli cię każdy kawałek ciała, ale jakoś udaje ci się stanąć na nogi. Rozglądasz się ponownie, tym razem w poszukiwaniu schronienia. Ruszasz w kierunku zniszczonego mostu – zacieniona przestrzeń pomiędzy filarem a zawalonym przęsłem obiecuje dobrą kryjówkę, a dodatkową ochronę zdaje się dawać leżąca na dachu furgonetka. Stajesz i zaczynasz się przyglądać. Widzisz jej bok rozdarty na kształt ust, które zdają się mówić: „Podejdź bliżej, a wyjawię ci swoją tajemnicę”. Robisz kilka kroków i widzisz, że samochód pełen jest ludzkich ciał, ale jeszcze nie wiesz, że to nie jest ta skrywana tajemnica. Poznasz ją dopiero, gdy podejdziesz jeszcze bliżej. Gdy zobaczysz żółto-zieloną kurtkę kupioną w Disneylandzie, a potem różowe buciki Hello Kitty, które kupiłaś nie dalej jak miesiąc temu.

Twoje ciało staje się nagle zbyt ciężkie, aby nogi były w stanie je utrzymać. Osuwasz się na ziemię. Nic już nie czujesz, niczego nie pragniesz, popadasz w odrętwienie, z którego wydobywają cię najpierw delikatne, a potem coraz bardziej dotkliwe, uszczypnięcia w łydki i pod kolanami.

Odruchowo poruszasz nogami. Słyszysz piski. Otwierasz oczy i widzisz kilka, a może nawet kilkanaście, szczurów. Większość z nich w okolicach furgonetki, ale dwa przyszły do ciebie sprawdzić, jak smakuje świeże mięso. Nie masz do nich żalu, zdejmujesz plecak, wyjmujesz kawałek sera i kiełbasy. Nie rzucasz ich, tylko trzymasz w dłoni. Zwierzęta podchodzą nieufnie, węsząc dookoła, potem skubią pożywienie, by natychmiast odskoczyć. Po pewnym czasie nabierają odwagi i zaczynają spokojnie się posilać. Kątem oka zauważasz ruch, spoglądasz w bok, widzisz zbliżających się powoli żołnierzy i dokładnie wiesz, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Wyciągasz rękę, aby pogłaskać szczura. Najpierw czujesz ból w piersiach, a potem słyszysz strzały.

* * *

Patrzysz z góry na piękny plac w samym środku twojego miasta. Plac jest w kształcie elipsy, cały zielony, w kolorze świeżej wiosennej trawy, poprzecinany ceglano-czerwonymi alejkami. W parku jest dużo ludzi, głównie rodziny z dziećmi. Wszyscy zdają się kierować w stronę olbrzymiego pomnika kobiety, stojącego w jednym z ognisk elipsy. U stóp kobiety stoi worek, który coś ci przypomina. Nagle słyszysz obok siebie śmiech i dziecięce przekomarzanie, a chwilę potem dobrze znajomy męski głos:

– Bądźcie cicho, dajcie się mamie nacieszyć.

Odwracasz się i spostrzegasz przemykające nad placem ukochane twarze. Chciałabyś je przytulić, ale w tym życiu to niemożliwe.

Koniec

Komentarze

Bardzo smutne, bardzo sprawnie i efektownie napisane. W antologii wydało mi się mocnym punktem, nie skojarzyłam, że to Ty.

ninedin.home.blog

Bardzo dziękuję ninedin. Szczególnie za to, “Bardzo smutne”.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Naprawdę dobrze napisane. Poruszyło. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nie odważyłbym się czegoś takiego napisać. Chyba z szacunku dla tych emocji i doświadczeń, których nie przeżyłem i bałbym się je nawet próbować sobie wyobrazić.

Ta popieprzona wojna jest tak odrealniona…

 

Fajnie, że Ty się odważyłeś napisać. Wyszło nienachalnie smutno, ładnie i niesamowicie spokojnie. 

@Łosiot

Miałem dokładnie tak samo.

Nie miałem odwagi, aby opisywać wojnę, bo wiedziałem, że moje wyobrażenia o niej, mają się nijak do rzeczywistości. Jednak to co działo się ( i nadal dzieje) w Ukrainie, powodowało taki niepokój w mojej “duszy”, że napisałem wiersz:

 

Co sprawia, że jestem tym, kim jestem?

Co trzeba mi zabrać, abym stał się kimś innym?

Wystarczy pieniądze?

Te mogę przecież zarobić

Samochód i mieszkanie?

Będę chodził pieszo

I spał u przyjaciół, nawet jeśli będą to szczury

Pracę i przyjaciół?

Mogę samotnie zbierać puszki

Albo żebrać pod parafialnym kościołem

Żonę? 

Dzieci?

Będę płakał szczęśliwy

Że mogę dzielić okruchy ze szczurami

One nie potrzebują wiele

Życie?

Wtedy dopiero

Poznam kim byłem

 

A gdy go napisałem, to wtedy odważyłem się przerobić go na opowiadanie.

Kilka innych myśli, które mi towarzyszyły podrzucę przy okazji innych komentarzy.

 

@Młody pisarz

Dzięki za komentarz. Chciałem, aby poruszało.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Smutne

Przynoszę radość :)

Duuuży szacunek, fizyku111.

Ożesz! Mocne, smutne, dobre. Nie wybrałeś złego dnia na publikację, fizyku – na takie teksty nie ma złego czasu, one mają coś pokazać, uświadomić, trzepnąć w twarz, pozwolić zrozumieć. Szacun, bo ja – jak Łosiot – nie odważyłbym się na napisanie czegoś podobnego.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Fizyku,

Dwie uwagi techniczne: wyjustuj tekst i w przedmowie “ON” zapisz tak jakoś, nie wiem… jak najmniejszymi literami.

No smutne to. Tych 100 km na początku robi robotę, bo my jesteśmy niewiele dalej.

Teksty z antologii faktycznie trzeba przypominać, choć przyznam, że ich czytanie to średnia przyjemność, ale przecież literatura ma nie tylko bawić.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A ja mam problem z tym tekstem. Podobał mi się. Jest mocny i, tak jak poprzednicy, nie odważyłabym się ruszyć tematu.

A problem polega na tej nieszczęsnej mące… To ciężki czas, ludzie robią wszystko, żeby przetrwać, wielu żeruje na nieszczęściu innych (niestety). Jednak bohater wypłaca ostatnie pieniądze, które przeznacza na mąkę, a mogą mu być potrzebne na zdobycie broni? wywóz rodziny? cokolwiek… Na jedzenie także, bo jest na wagę złota. W końcu ma tę mąkę i ją rozdaje? zostaje z niczym? Dopiero wtedy widzi różowe buciki. Gdyby ją rozdał po tym fakcie… Owszem, miał mąkę sprzedać, a utrata sklepu i domu z pewnością nie była łatwa, ale ta dziewczynka jest jeszcze tym płomykiem nadziei, żeby zawalczyć o siebie. To jest ten “problem” z motywacją bohatera… Dopóki ktoś ma jeszcze nadzieję, to budzi się w nim instynkt samozachowawczy. Praca w kolektywie, zwłaszcza w takiej sytuacji, owszem, ale dbać o siebie człowiek będzie…

Temat trudny, aktualny. Podobało mi się, choć fajnie byłoby, żeby pozostało to fikcją.

Pozdrawiam ;)

Dzięki wszystkim za komentarze. 

@Anet – takie miało być.

@AdamKB – podziękował.

@Outta – przypomniałeś mi lata młodości, gdy miałem misję, aby “bić po mordach” tych, którzy nie chcą podjąć wysiłku rozumienia świata. Przy okazji powtórzę, że zaskoczyłem sam siebie tym tekstem, bo tak jak wy, nie czułem się na siłach, aby opisywać prawdziwą wojnę.

@Krokus – tekst wyjustowany, 100km jest ważne, teksty z antologii też. No i nie możemy się do tej wojny przyzwyczajać. Dzięki.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

@M.G.Zanadra – odpowiem szerzej na Twój komentarz wieczorem, bo wymaga czegoś więcej niż krótkie “dziękuję”.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

M.G.Zanadra – z początku miałem bardzo podobne przemyślenia do Twoich. Ale potem sobie pomyślałem, że skoro bohater zrobiła tę akcję z mąką, karmi podgryzające go szczury, to po prostu taki jest, próbuje odpowiadać dobrem na zło. Przekonało mnie to. Skrajnie idealistyczna postawa, ale wydaje się realna. W moich rozmowach z babcią, która pamięta z wojny sporo, wybrzmiewają echa takiego podejścia niektórych ludzi do wojennej rzeczywistości. 

fizyk111

Jasne :D

 

Łosiot

Oczywiście, zgadzam się, ale akcja trwa kilka dni, a wtedy jest jeszcze adrenalina, strach, niepewność – ta pierwsza. Wydaje mi się, że altruizm przychodzi później. Tutaj akcja jest jeszcze świeża. Przynajmniej odebrałam tak wspomnienia M.Edelmana, bo u mnie (na szczęście) brak danych (i niech tak zostanie)…

Poruszające. Ta wojna staje się coraz dalsza. Trzeba o niej przypominać. Bardzo dobry tekst.

Do tej antologii ogólnie podchodzę sceptycznie – przeczytawszy inne zamieszczone w niej teksty – ale Twój tekst, fizyku, bardzo do mnie trafił. Jest poruszający i nie wciska naiwnej fantastyki. Podobał mi się i uważam, że wart jest przeczytania i trafienia do większej ilości osób.

 

M.G.Zanadro, Łosiocie – bohaterką tekstu jest kobieta.

deviantart.com/sil-vah

HEJ! fizyk111

 

Super opowiadanie.

 

Pamiętasz mnie jeszcze??? Ja cię pamiętam. Jako pierwszy mi pomogłeś, zbetowałeś jeden z moich pierwszych tekstów. Zawsze za to będę ci wdzięczny!!! Popatrz jak się rozpanoszyłem :))) 

 

&&&

 

Bardzo dobrze się czytało ten szort. Pomijając jego wartość samą w sobie.

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Bardzo poruszający tekst, nic dodać, nic ująć. Brawo za odwagę do napisania go. Wierzę, że nie było łatwo, ale myślę, że się udało.

Chciałabym się też odnieść do wstępu: nie zgadzam się, że obojętniejemy na tę wojnę. Owszem, przyzwyczailiśmy się pewnie do tej nowej rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Nie jestem psychologiem, ale jeśli się dobrze orientuję, nazywa się to habituacją bodźca. Musieliśmy się przyzwyczaić, bo nie jesteśmy w stanie żyć w stanie ciągłego stresu (a poczucie totalnej bezradności w obliczu takich dramatów potrafi być bardzo obciążające). Ale to chyba offtop.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

@M.G.Zanadra – obiecana, rozszerzona odpowiedź.

Problem, jaki ja mam z Twoim komentarzem, to poszukiwanie motywacji. To jest właśnie ten aspekt wojny, którego absolutnie nie odważyłem się dotknąć – właśnie dlatego, że nie mamy pojęcia, czym tak naprawdę jest wojna i dlaczego ludzie postępują tak a nie inaczej. Moim sposobem na “wejście” w wojnę, było wyobrażenie sobie poczucia straty, było pytanie co bym czuł, gdyby odbierano mi po kolei najcenniejsze rzeczy. I to skupienie na uczuciach pozwoliło mi coś napisać – bo dopóki obracałem się w strefie racjonalności, to nic z tego nie mogło wyjść.

Kilka nieścisłości w Twoim komentarzu:

bohater wypłaca ostatnie pieniądze 

Nie ostatnie – wypłaca tyle, ile zostało jeszcze w bankomacie. Tutaj wprawdzie można się przyczepić, że prawdopodobnie w bankomatach od dawna już gotówki nie ma – ok, zgoda.

mogą mu być potrzebne na zdobycie broni? 

Nie mam pojęcia jak jest z bronią w strefie przyfrontowej. Czy trzeba kupować, czy też każdy może ją dostać?

wywóz rodziny? 

Może to nie wybrzmiało wystarczająco wyraźnie, ale jej mąż właśnie wywozi dzieci i babcie.

W końcu ma tę mąkę i ją rozdaje? zostaje z niczym? 

Tak, zgadzam się – to przejście od sprzedaży w sklepie do rozdawania jest nagłe, być może zbyt nagłe, ale co my wiemy o tym, jak zareaguje człowiek widząc zniszczony sklep i dom, gdy jeszcze kilka godzin temu wszystko było na swoim miejscu?

Dopóki ktoś ma jeszcze nadzieję, to budzi się w nim instynkt samozachowawczy. 

Zgoda, tylko pamiętaj, że bohaterka jest przekonana, że dzieci są bezpieczne.

 

No, to tyle. I nie traktuj tych odpowiedzi jako polemiki. Ja sam nic nie wiem o wojnie. To wszystko są moje wizje wojny, tak dalekie od rzeczywistości jak wyobrażenia tych dzieciaków o seksie:

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

@Koala75 – dzięki misiu.

@Silva – Głównym problemem antologii jest jej objętość i fakt, że bardzo niewiele osób przeczytało ją w całości. Cieszę się, że tekst trafił do Ciebie.

@dawidiq150 – pewnie, że Cię pamiętam Dawidzie, zaglądam nawet czasami potajemnie do Twoich tekstów. Postanowiłem być teraz trochę aktywniejszy, więc pewnie i do twoich tekstów zawitam z komentarzem.

@mindenamifaj – dzięki za miłe słowa o tekście. Jeśli chodzi o to, czy obojętniejemy na tę wojnę, to obiektywnie, chęć pomocy i osobistego angażowania się jest znacząco mniejsza. Ale z drugiej strony, tak, masz rację, nie jesteśmy w stanie żyć w ciągłym napięciu, poświęcać czas kosztem rodziny i własnych potrzeb przez tak długi czas. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

bohater wypłaca ostatnie pieniądze 

Nie ostatnie – wypłaca tyle, ile zostało jeszcze w bankomacie. Tutaj wprawdzie można się przyczepić, że prawdopodobnie w bankomatach od dawna już gotówki nie ma – ok, zgoda.

Czyli ostatnie dostępne, więc to nie jest nieścisłość.

 

mogą mu być potrzebne na zdobycie broni? 

Nie mam pojęcia jak jest z bronią w strefie przyfrontowej. Czy trzeba kupować, czy też każdy może ją dostać?

Broń i jedzenie są na wagę złota, więc są (niemal zawsze) towarem deficytowym na wojnie. Jak nie dziś to jutro, jak nie broń to naboje. Poza tym nieważne broń, jedzenie czy jeszcze co innego. Musisz mieć coś do zaoferowania, bo potrzebować będziesz leków, paliwa, jedzenia…

 

wywóz rodziny? 

Może to nie wybrzmiało wystarczająco wyraźnie, ale jej mąż właśnie wywozi dzieci i babcie.

Ale nie zrobisz tego, bo masz dla kogo żyć. Przed oczami staje ci roześmiana twarz Ani, zapłakane oczy Jasia i składające ostatni pocałunek usta Feliksa, który właśnie ewakuuje z miasta dzieciaki z ich babciami.

A ona, zamiast być z nimi, rozdaje mąkę. W dodatku oddalają się od jednego miasta, ale może później znów ruszą w drogę, bo wojna będzie ich “gonić”, więc wywóz rodziny nadal aktualny.

 

W końcu ma tę mąkę i ją rozdaje? zostaje z niczym? 

Tak, zgadzam się – to przejście od sprzedaży w sklepie do rozdawania jest nagłe, być może zbyt nagłe, ale co my wiemy o tym, jak zareaguje człowiek widząc zniszczony sklep i dom, gdy jeszcze kilka godzin temu wszystko było na swoim miejscu?

Sytuacja nagła i niebezpieczna, więc priorytety – ratujesz, co najważniejsze, czyli rodzinę.

I znów to nie jest nieścisłość.

 

Dopóki ktoś ma jeszcze nadzieję, to budzi się w nim instynkt samozachowawczy. 

Zgoda, tylko pamiętaj, że bohaterka jest przekonana, że dzieci są bezpieczne.

Tutaj ok, ale z drugiej strony nie rozdajesz mąki, tylko zostawiasz ją dla dzieci, męża, dwóch babć… To sześć osób, które trzeba wykarmić. Można się podzielić, ale rozdać wszystko w ciężkich czasach? W dodatku jedzie wolno, pomiędzy bombami, zamiast wrócić do rodziny.

Jedziesz powoli przez wyludnione, wstrząsane eksplozjami ulice, pragnąc, aby te czterysta kilogramów mąki, które masz w bagażniku, się nie zmarnowało. To jest teraz twoim sensem życia – rozdać mąkę zanim trafi w ciebie rakieta, bomba czy inny pocisk.

Motywacja bohatera dla mnie jest ważna, więc jej szukam. Bądź co bądź podobno nic nie dzieję się bez przyczyny…

 

Muszę przyznać, że nie przekonałeś mnie, ale rozumiem, że była to próba wczucia się w sytuację.

Odczytaj, proszę, mój komentarz jako rozważania, a nie atak, bo chyba tak wygląda, a zamiar był inny (mam za mało czasu, żeby go “redagować” w tym momencie.) angel

@Zanadra – nie wiem, skąd bierzesz przekonaie, że ten brak ucieczki, chęć służenia społeczności, prewencyjne wywiezienie dzieci, to nie jest dobra motywacja. Dzieci są wywożone przez ojca, który pewnie wróci walczyć lub spróbować żyć normalnie, mając nadzieję że wojna do nich jednak nie dotrze, a po wszystkim sprowadzić dzieci z powrotem. Przejście nie jest nagle, nagle są wydarzenia na wojnie, kiedy jedziesz do bankomat i okazuje się, że nie masz do czego spod tego bankomatu wracać. Widzisz ludzi, dotkniętych tym samym nieszczesicem co ty, chcesz pomóc. A dzieci? Są bezpieczne, mąż je wywiózł. Gdzie? Daleko. Tam jest wojna, nie ma rozkładów jazdy z trasa i punktem docelowym. Tam jest wojna, czasem ciężko się gdzieś dodzwonić, brakuje zasięgu, brakuje prądu żeby naładować komórkę, czasem zostaje tylko nadzieja i odszukanie się po tym, gdy się skończy. Skąd ja biorę przekonaie, że opowiadanie fizyka jest boleśnie prawdopodobne? Mam w pracy ukraińcow, rozmawiam z nimi, opowiadają różne historie, pokazują zdjęcia. To są rzeczy, które jest sobie ciężko wyobrazić, żeby przydarzyły się Tobie czy mnie, a tym ciężej jest sobie wyobrazić co byśmy czuli, jak zareagowali. Dlatego to opowiadanie jest dobre, bo mam te historie do czego odnieść i znajduje w niej próbę wczucia się w sytuację, próbę udaną, bo nie odbiegającą tak daleko od tego, co słyszałem od ludzi z tamtąd. 

Known some call is air am

nie wiem, skąd bierzesz przekonaie, że ten brak ucieczki, chęć służenia społeczności, prewencyjne wywiezienie dzieci, to nie jest dobra motywacja.

Napisałam, że pozbawienie się (i swojej rodziny) ostatnich dostępnych pieniędzy i jedzenia w sytuacji wojennej mnie nie przekonuje. Nie jest to tożsame z tym, co napisałeś.

 

Dzieci są wywożone przez ojca, który pewnie wróci walczyć lub spróbować żyć normalnie, mając nadzieję że wojna do nich jednak nie dotrze, a po wszystkim sprowadzić dzieci z powrotem.

a później

Gdzie? Daleko. Tam jest wojna, nie ma rozkładów jazdy z trasa i punktem docelowym. Tam jest wojna, czasem ciężko się gdzieś dodzwonić, brakuje zasięgu, brakuje prądu żeby naładować komórkę, czasem zostaje tylko nadzieja i odszukanie się po tym, gdy się skończy.

Dla matki dzieci są ważne oraz to, gdzie są w sytuacji zagrożenia, gdzie dookoła spadają rakiety i bomby. Raczej spróbowałaby być z nimi, tym bardziej, że nie wiadomo gdzie jadą, a nie ma zasięgu etc… Wojny ciągną się latami, nie wiadomo, kiedy i czy znów się zobaczą…

 

Dlatego to opowiadanie jest dobre, bo mam te historie do czego odnieść i znajduje w niej próbę wczucia się w sytuację, próbę udaną, bo nie odbiegającą tak daleko od tego, co słyszałem od ludzi z tamtąd. 

Napisałam, że opowiadanie mi się podoba. Również rozmawiam z ludźmi. → tu spójność.

Mnie motywacja zastanowiła → ot, taka różnica.

@Outta – dzięki za komentarz, tak właśnie mógłbym napisać, gdybym tylko potrafił lepiej w polemikę. 

@M.G.Zanadra

Mnie motywacja zastanowiła → ot, taka różnica.

Tak, to jest ta najważniejsza róznica – wydaje mi się, że Ty przenosisz jeden do jednego nasze motywacje funkcjonujące dobrze w czasie pokoju na czas wojenny, a ja próbuję się tych klisz pozbyć, wyjść poza nie.

Jasne, że to tylko nieudolne próby, ale staram się wyobrazić, jak w ostatnich dniach oblężenia Mariupola żyło tam sto tysięcy ludzi – skąd mieli żywność i wodę, czy funkcjonowały jakieś sklepy, czy też żywili się tylko zapasami. Czy były tam dzieci, czy zostali tylko starcy? Jak przyłożyć nasze motywacje do faktu, że jedna czwarta ludności pozostała w całkowicie zniszczonym mieście? Przecież powinni uciec. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Apokalipsa, mocny tekst, fizyku.

Przeczytałam komentarze i watpliwości dotyczące motywacji. Dla mnie w takich sytuacjach najbardziej typowe byłoby chwytanie się automatyzmów, które normalizują życie. Założyłam MGZ, że  mąż ewakuuje dzieciaki i babcie, więc są bezpieczne, pod dobra opieką. Wierzysz w to całym sercem i probujesz zrobić coś, cokolwiek w tej rzeczywistości. Potraktowałam tekst jako pierwsze dni i wstrząs – zburzenie dotychczasowego świata i doświadczanie nowego, nieznanego.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Odpuszczam, bo nie rozumiem. Ja piszę o tym, że w sytuacji kryzysowej ludzie chcą być z rodziną i się o nią troszczyć. To znajduje się na liście priorytetów, gdy zbliża się zagrożenie.

Nie próbuję wam wmówić, że powinna uciekać, tylko być z rodziną i skoro jest głód – zachować mąkę (może nie całą) dla rodziny.

Tym czasem ojciec z dziećmi wyjeżdża w nieznane i nie wiadomo na ile i czy będą mieli co jeść, bo cały kraj cierpi (i każdy gromadzi w domach, ile może), ale nie bohaterka. Nie upewnia się czy z rodziną wszystko dobrze, nie troszczy się o to, by mieli co jeść, nie interesuje jej kiedy i czy się znów zobaczą, a nawet tę nieszczęsną mąkę rozdaje podczas ostrzału…

Ale niech będzie, że się mylę. Ludzka rzecz.

Pozdrawiam,

MGZ.

Ale niech będzie, że się mylę. Ludzka rzecz.

Nie mylisz się, Zanadra, po prostu masz inne wyobrażenie wojny niż ja. Jak pisałem, ja o wojnie nie mam zielonego pojęcia, przedstawiam więc tylko swoje, całkiem możliwe, że mylne wyobrażenia. Dyskutujemy o motywacjach ludzi poddanych niewyobrażalnym dla nas warunkom. Mamy swoje wizje i jak widać, nie bardzo jesteśmy w stanie przekonać się do nich nawzajem.

Dziękuję za dyskusję i oczywiście za to:

Napisałam, że opowiadanie mi się podoba. heart

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Zgadzam się i wszystko super. Opowiadanie też super!

Gdyby rakiety ruszyły na Kraków, a ja byłabym w drodze do pracy, to wróciłabym do rodziny, żeby upewnić się, że wszystko ok i wspólnie podjąć dalsze działanie. O! Tak powinnam była napisać, że to moje logiczne myślenie.

 

Asylum

Potraktowałam tekst jako pierwsze dni i wstrząs – zburzenie dotychczasowego świata i doświadczanie nowego, nieznanego.

A jeśli to nie jest zaskoczenie, bo od jakiegoś już czasu wojna trwała 100km od domu, więc trzeba było się z tym liczyć? Nie wiem.

 

Tak, jak już pisałam wyżej… Nie upieram się. Może Wy macie rację i w ludziach obudziłby się altruizm i nie wyrywaliby sobie ostatniego kilograma mąki… Niech tak zostanie, bo bardziej napawa optymizmem.

I ja się nie upieram. :-)

Przyjęłam po prostu, że to początek apokalipsy i jeszcze nie wiadomo, że nią się stanie, więc próbujemy normalizować. Mąż z pociechami i babciami zostaje oddelegowany do zapewnienia im bezpiecznego schronienia, ulokowania gdzieś na krótki czas, a potem ma wrócić, a ona robi to, co jej znane, a w tej sytuacji przydatne. Tak pomyślałam. Sytuacja, którą opisujesz jest odmienna, więc i reakcje chronienia stada, rodziny pewnie by dominowały. Ucieczka i ochrona, walka zamiast altruizmu. 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Napisałam, że pozbawienie się (i swojej rodziny) ostatnich dostępnych pieniędzy i jedzenia w sytuacji wojennej mnie nie przekonuje.

Pieniądze się dewaluują, w dobie wojny bardzo szybko, więc rozsądniej byłoby je wymienić na coś, za co można coś kupić na zasadzie barteru. Co do pozbywania się mąki, to nie rozumiem zarzutu – spójrz na to co masz w tekście:

 

pragnąc, aby te czterysta kilogramów mąki, które masz w bagażniku, się nie zmarnowało. To jest teraz twoim sensem życia – rozdać mąkę zanim trafi w ciebie rakieta, bomba czy inny pocisk.

 

Czterysta kilo na sprzedaż, w bagażniku. Czterysta kilo dociąża samochód tak, że musisz się tego pozbyć. Do tego masz świadomośc, że zaraz może w Ciebie trafić pocisk lub rakieta, więc chcesz to rozdać, odciążyć pojazd, dociążyć sumienie, pomóc, póki jest komu pomagać i póki możesz to zrobić.

 

Dla matki dzieci są ważne oraz to, gdzie są w sytuacji zagrożenia, gdzie dookoła spadają rakiety i bomby. Raczej spróbowałaby być z nimi, tym bardziej, że nie wiadomo gdzie jadą, a nie ma zasięgu etc… Wojny ciągną się latami, nie wiadomo, kiedy i czy znów się zobaczą…

Jasne, że są ważne, dlatego są pod opieką ojca, który je wywiózł. Nie bierzesz pod uwagę jednej ważnej rzeczy – Ty zakładasz ucieczkę bez oglądania się za siebie, a przecież kiedy wojna się skończy trzeba mieć do czego wracać. Zdziwiłabyś się, ilu z tych ludzi zostawiło współmałżonka w kraju, co było ich świadomym wyborem, bo ktoś musi pilnować domu, mieszkania, sklepu i tak dalej, bo złodzieje i szabrownicy są wszędzie, i kiedy zwęszą okazję nie będa mieli skrupułów, włamia się okradną. To nie jest tak, że ludzie uciekają wszyscy z tych miast, to nie jest tak, że oni wiedzą, że jak wróg wejdzie, to będzie niszczył wszystko, bo może tylko wejdzie, przejmie władzę, a ludziom pozwoli funkcjonować. Zakładasz ucieczkę przed apokalipsą, na łeb, na szyję, porzucając stare życie, a to tak nie działa, bo jest nadzieja, jest przywiązanie do starego życia, jest chęć chociażby symulowania, że nie jest tak źle. Ale żeby nie było, to podam Ci przykład jednej z pracownic: L. mieszka tutaj, gdzie pracuje bo tutaj znalazła pracę i mieszka w kawalerce, jej mąż jeździ w polskiej firmie TIRem po całej europie, do Ukrainy nie może wrócić, bo będzie musiał zostać i walczyć, zjeżdża do niej co kilka tygodni a na stałe mieszka w szoferce ciągnika, jej najmłodsza córka mieszka kilka miast dalej, z siostrą L. i jej dziećmi – L. jeździ do niej co kilka dni. Najstarsza córka L. została z babcią na Ukrainie, pilnować domu i obejścia, poza tym ona dalej się uczy, ma szesnaście lat i nie chce stracić czasu na naukę w polskiej szkole, tym bardziej, że nie zna języka. Spójrz jak rozrzucona jest ta rodzina. Myslisz, że L. nie zależy na dzieciach, że nie wolałaby być z mężem, z córkami, w komplecie? Ale życie nie jest takie proste, składają się na nie wybory, czasem bardzo trudne, ale konieczne, żeby jakoś funkcjonować, żeby mieć środki do tego, by móc stworzyć jakąś namiastkę normalności.

 

Gdyby rakiety ruszyły na Kraków, a ja byłabym w drodze do pracy, to wróciłabym do rodziny, żeby upewnić się, że wszystko ok i wspólnie podjąć dalsze działanie. O! Tak powinnam była napisać, że to moje logiczne myślenie.

Tak Ci się teraz wydaje, logiczne myślenie i tak dalej. Ale nam się często wydaje, że zareagujemy w konkretny sposób, tylko nam się to wydaje, bo myślimy o tym w komfortowych warunkach, bez stresu, bez presji czasu i obaw, które towarzyszą nam w momencie, kiedy do kryzysowej sytuacji rzeczywiście dochodzi. Bo kiedy dochodzi, życie często w bolesny sposób nas weryfikuje, logika idzie się paść, panika i niedowierzanie przejmują stery. A pomyśl, że ten strach, obawa o przyszłość, to nie jest krótkie szarpnięcie nerwów, coś co można załatwić – lepiej lub gorzej – w ciągu dnia, dwóch: to jest stały stres, jak fale przypływu, narastający i odpuszczający, wiercący dziurę w duszy, wyniszczający psychicznie, z dnia na dzień podmywający fundamenty, na których stoi stare, poukładane życie.

 

No dobra, masz prawo do swojego zdania, ja tego nie neguję, możesz mieć zarzuty co do motywacji bohaterki. Tylko ja sie z nimi nie zgadzam :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Napisałam, że pozbawienie się (i swojej rodziny) ostatnich dostępnych pieniędzy i jedzenia w sytuacji wojennej mnie nie przekonuje.

Pieniądze się dewaluują, w dobie wojny bardzo szybko, więc rozsądniej byłoby je wymienić na coś, za co można coś kupić na zasadzie barteru.

Poza tym nieważne broń, jedzenie czy jeszcze co innego. Musisz mieć coś do zaoferowania, bo potrzebować będziesz leków, paliwa, jedzenia…

Czyli zgodziłeś się ze mną.

 

Co do pozbywania się mąki, to nie rozumiem zarzutu – spójrz na to co masz w tekście:

 

pragnąc, aby te czterysta kilogramów mąki, które masz w bagażniku, się nie zmarnowało. To jest teraz twoim sensem życia – rozdać mąkę zanim trafi w ciebie rakieta, bomba czy inny pocisk.

 

Czterysta kilo na sprzedaż, w bagażniku. Czterysta kilo dociąża samochód tak, że musisz się tego pozbyć. Do tego masz świadomośc, że zaraz może w Ciebie trafić pocisk lub rakieta, więc chcesz to rozdać, odciążyć pojazd, dociążyć sumienie, pomóc, póki jest komu pomagać i póki możesz to zrobić.

Tutaj ok, ale z drugiej strony nie rozdajesz mąki, tylko zostawiasz ją dla dzieci, męża, dwóch babć… To sześć osób, które trzeba wykarmić. Można się podzielić, ale rozdać wszystko w ciężkich czasach? W dodatku jedzie wolno, pomiędzy bombami, zamiast wrócić do rodziny.

Nie neguje pomocy innym i owszem samochód będzie przeciążony, więc podczas odstrzału zostawiam mąkę na chodniku, zostawiam sobie jeden/dwa worki i uciekam – spod ostrzału!

 

Jasne, że są ważne, dlatego są pod opieką ojca, który je wywiózł. Nie bierzesz pod uwagę jednej ważnej rzeczy – Ty zakładasz ucieczkę bez oglądania się za siebie, a przecież kiedy wojna się skończy trzeba mieć do czego wracać.

Teraz Ty nie uważałeś…

 

Nie próbuję wam wmówić, że powinna uciekać, tylko być z rodziną i skoro jest głód – zachować mąkę (może nie całą) dla rodziny.

Wracasz do sklepu, ciesząc się, że przez kilka godzin będziesz miała co sprzedawać, że wielu ludzi będzie mogło sobie upiec chleb lub zrobić ciasto, ale widzisz, że sklepu nie ma. Jest tylko kupa gruzu, która jeszcze rano była twoim sklepem, twoim domem. Stojący obok blok, w którym żyłaś wiele lat w malutkim mieszkaniu na piątym piętrze, jest teraz szczerzącym betonowe zęby szkieletem.

Nie ma do czego wracać, rodzina jeszcze nie wyjechała, więc biorę trochę mąki i jadę im powiedzieć, co się stało. Jest ostrzał, więc upewniam się, że wszystko z nimi w porządku i ustalamy, co robić dalej… Niekoniecznie uciekać!

 

Jedyne, co przyjmuję to fakt niewiadomej w zachowaniu podczas zagrożenia. Można mieć świetny plan, ale nagle nas zmrozi strach i dziękuję. I niech to będzie rozstrzygnięcie, bo się nawzajem nie przekonamy, a tylko mam wrażenie, że nie umiem przekazać swoich myśli, co dołuje, tym bardziej, że o warsztat pisarski tu (na tym portalu) chodzi.

Cześć!

“bo może”. Bo mu na to pozwalamy, jakkolwiek by to MY rozumieć.

Rozumiem, że uderzasz w wysokie tony, ale odnoszę wrażenie, że aby tekst wyskoczył ponad odezwę mobilizacyjną (którą trochę pachnie), to warto dopisać, że większość z nas na JEGO miejscu zrobiłaby coś podobnego, zwłaszcza mężczyźni. Tacy jesteśmy, jako ludzie ;-)

 

Mocny i wzbudzający emocje tekst. Brawo! Bardzo sprawnie napisany, choć bez szczególnej fantastyki (nie licząc zakończenia – zależy kto w co wierzy ;-) - które jakoś burzy mi jego obraz – choć daje też nadzieję i pokazuje, że to nie odezwa mobilizacyjna) i drobnym naciąganiem historii pod potrzeby (człowiek święcie wierzy, że jego rodzina została ewakuowana i rusza rozdawać chleb, bankomaty działają, ale widać telefony już nie). Początkowo tak tego nie widać, ale po przemyśleniu na zimno nieco zgrzyta. Jakiś narwany patriota, albo fanatyk, tak, ale tu tego nie widać…

 

Z drobnostek:

Po sposobie poruszania poznajesz, że to wróg.

A niby jak? Rozumiem, krótko i na temat, pasuje do fabuły, ale jak się na tym głębiej zastanowić… Jednym z okrutnych uroków wojny jest to, że trudno “rozpoznać” wroga (chociaż samo słowo wróg też jest tu nieco dyskusyjne imho, bardziej kat).

Obłok dwustu kilogramów mąki unosi się nad nim przez chwilę, po czym wybucha.

Wybuch mąki na świeżym powietrzu? W prawie pustym silosie, albo zamkniętym pomieszczeniu, to tak, ale na dworze!? Co to był za pocisk? Za mały, by tą mąkę rozrzucić, ale wystarczający, by ją rozpylić, aby nastąpiła detonacja. To nie bomba paliwowo-powietrzna. Rozumiem, oczko w stronę fizyki, ale trochę naciągane imho.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Spoko, luz :)

Jeszcze tylko jedna sprawa:

Nie ma do czego wracać, rodzina jeszcze nie wyjechała, więc biorę trochę mąki i jadę im powiedzieć, co się stało. Jest ostrzał, więc upewniam się, że wszystko z nimi w porządku i ustalamy, co robić dalej… Niekoniecznie uciekać!

Ale ona już dawno wyjechała, bohaterka nie ma z nimi kontaktu, to gdzie ma jechać z tą mąką? Chyba lepiej rozdać innym nieszczęśnikom.

Known some call is air am

Ok, założyłam, że skoro ostrzał miasta zaczął się teraz i zniszczył dom, to od razu biegnę/jadę do rodziny, która znalazła się na moście zniszczonym przez ten sam ostrzał, więc nie byli daleko, a ja mam samochód. Wyrzucam część mąki i cisnę, zamiast spokojnie rozdawać. Nie znała dokładnej lokalizacji (nie było możliwości kontaktu) – ok, ale kierunek znała to może ich dogoni…

Chyba, że wyjechali dawno, a przypadkowa rakieta (tydzień temu) trafiła w most, zabijając jej rodzinę lub krajanie wysadzili most, żeby wróg nie przedarł się dalej, a furgonetka niefortunnie się tam znalazła.

 

Nie wiem, zgaduję, choć czuję, że błądzę…

Jeśli wyjechali dawno, to masz rację!

Zgadzam się laugh

Mocny, dobrze napisany tekst poruszający trudny, ale aktualny temat. Myślę, że czasami warto napisać coś takiego, nawet jeśli nie mamy, na szczęście, własnych doświadczeń tego typu.

Hej,

świetny i tematyczny tekst, dobrze, że znalazł się w antologii:)

Слава Україні!

@Asylum – rozminęliśmy się wczoraj w czasie. Wielkie dzięki za miłe słowa i doklikanie biblio.

@krar85 – nie było moim zamiarem pisanie odezwy, a czy uderzyłem w wysokie tony, to zależy już tylko od wrażliwości słuchającego.

warto dopisać, że większość z nas na JEGO miejscu zrobiłaby coś podobnego, zwłaszcza mężczyźni. 

Obawiam się, że każdy z nas ma na myśli innego “JEGO”. sad

drobnym naciąganiem historii pod potrzeby 

Początkowo tak tego nie widać, ale po przemyśleniu na zimno nieco zgrzyta. 

Tak, po przeanalizowaniu całej powyższej dyskusji, wypada mi tylko zgodzić się z tymi stwierdzeniami

Po sposobie poruszania poznajesz, że to wróg.

A niby jak?

Taką miałem wizję, że lokalni żołnierze znają każdy zakamarek, a żołnierze wroga są na obcym terenie – i to widać w sposobie poruszania się. Nie wiem, być może nie mam racji.

Obłok dwustu kilogramów mąki unosi się nad nim przez chwilę, po czym wybucha.

Wybuch mąki na świeżym powietrzu?

OK, jak słusznie zauważyłeś, troszkę naciągnąłem fizykę, ale wybuchy mącznego pyłu w młynach były inspiracją dla stworzenia bomb termobarycznych.

No i oczywiście wielkie dzięki za wszyskie miłe słowa.

 

@ Corrin@Golodh – dzięki za przeczytanie i miłe słowa.

 

@Outta@M.G.Zanadra – wielkie dzięki za świetną dyskusję, nawet jeśli w jej wyniku nikt nie został przekonany. Fajnie, że pokazujecie, że można się sprzeczać, stać twardo na swoich pozycjach bez obrażania się nawzajem i bez obrażania się na innych.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Tekst, który mógłby się bardzo mocno przełożyć na etiudę filmową (zwłaszcza w wersji czarno-białej) lub teatralną (zwłaszcza ze stopniowo przygaszanym światłem). Krótkie i wyraziste pokazanie równo, po której zrzucani są ludzie i ich losy…

 

PS. Warto w przedmowie dać linka do antologii.

 

 

Edit: A swoją drogą jak już tak się zastanawiać nad różnymi nośnikami, to przez chwilą zacząłem myśleć jakby mogło wyglądać moje “Po ogniu ślad”, gdyby “przełożyć” je na AR/VR w jakimś Oculusie czy czymś. Choć to oczywiście kompletnie nie ten koszt, więc czysto teoretyczne rozważania.

a potem coraz bardziej dotkliwe, uszczypnięcia w łydki i pod kolanami.

Niepotrzebny przecinek.

 

a może nawet kilkanaście, szczurów

Zbędny przecinek.

 

Ech, no i co tu dużo mówić… Musisz być bardzo inteligentny emocjonalnie, skoro potrafisz oddać uczucia i myśli bohaterki przeżywającej wojnę, choć sam jej nie przeżyłeś (mam nadzieję?).

Tekst ten powinien być pokazany osobom, którzy psioczą na Ukraińców, że przyjeżdżają tu jak po swoje i za dobrze im tutaj. Jak mnie to wkurza!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Bardzo poruszający, bardzo przygnębiający i bardzo dobry szort.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@wilk-zimowy – dzięki, że wpadłeś. Bardzo fajne te Twoje rozważania o możliwościach wizualizacji tych opowiadań.

@HollyHell91 – jeszcze nikt w moim życiu nie docenił mojej inteligencji emocjonalnej – nie wiem czy takową posiadam, ale bardzo dziękuję. Tekat staram się pokazywać komu tylko mogę, stąd i publikacja tutaj.

@reg – jestem w głębokim szoku, najwyraźniej dwa ostatnie, błędne przecinki zabrał Ci HollyHell. A tak ma poważnie, to dziękuję za opinię i rozumiem, że ewentualne potknięcia zeszły na piąty plan przy tym temacie.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Przepraszam, lecz sądzę że małe słowo krytyki Cię nie urazi, wobec tak licznych pochwał jakie otrzymałeś.  Osobiście uważam bowiem, że pisanie w taki sposób o wojnie jest trochę płytkie. Jak film studentki szkoły filmowej, w którym smutna pani chodzi po czarno-białym mieście i jest bardzo smutna, a widz ma kiwać głową, drapać się w zadumie po brodzie i mówić „oj tak, wojna zła”. Tym bardziej gdy wojna naprawdę toczy się tuż za granicą i słuchając opowieści ludzi, którzy przed nią uciekają ma się dużo straszniejszy, ale także dużo dziwniejszy i dużo bardziej ambiwalentny obraz wojny. Może gdyby to było fantasy czy sf, to płytkość byłaby wskazana, lecz tak wydaje się trochę zbyt jak tzw. Oscar-bait. Przepraszam jeśli zabrzmiało to obraźliwie.

Cześć, 

 

No przykro się trochę czyta takie rzeczy, zastanawiam się jednak na ile jest to zasługa samego tekstu, a na ile faktu, że takie historie dzieją się tuż obok – czy za pięć albo dziesięć lat taki tekst będzie nas ruszał? Mam pewien zarzut co do tego, że strasznie dużo się tu dzieje, tragedia goni tragedię i zanim czytelnik zdąży na dobre wniknąć w tę sytuację, stawka zostaje podbita kolejnym, jeszcze bardziej dramatycznym wydarzeniem. Nie jest to minus jako taki, niemniej w tak krótkiej formie wolałbym chyba przeżyć jedną rzecz, ale przeżyć ją na maksa. Na przykład podoba mi się motyw, że bohaterka nabywa mnóstwo mąki, która w wyniku ataku wybucha – jest mocny i moim zdaniem w pojedynkę pozwalałoby bardzo dobitnie pokazać absurd i okrucieństwo wojny. Żywność zamienia się w zabójczą bombę, człowiek który pragnie pomóc mimowolnie przyczynia się do ofiar. 

 

Na pochwałę zasługuje za to język, którym całość jest napisana, bardzo sprawnie płynie się przez całość, jeśli były jakieś zgrzyty to ich nie wyłapałem 

 

Pozdrawiam

:)

 

 

jestem w głębokim szoku, najwyraźniej dwa ostatnie, błędne przecinki zabrał Ci HollyHell

XD

czemu niektórzy myślą, że jestem facetem?

I feel like a woman <shania twain music noises>

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

…jestem w głębokim szoku, najwyraźniej dwa ostatnie, błędne przecinki zabrał Ci HollyHell.

Fizyku, mam nadzieję, że już wyszedłeś z szoku, więc śpieszę donieść, że nawet w łapankach nie zajmuję się przecinkami – w czasie jednorazowej lektury nie dałabym rady zauważyć każdej usterki.

 

A tak ma poważnie, to dziękuję za opinię i rozumiem, że ewentualne potknięcia zeszły na piąty plan przy tym temacie.

Faktycznie, potknięcia stały się mniej istotne. Ale skoro tak bardzo Ci zależy, proszę:

poprzecinany ceglano-czerwonymi alejkami. → …poprzecinany ceglanoczerwonymi alejkami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Victoria92 – Nie ma co przepraszać, zanim cokolwiek zaczęłaś komentować, a małe słowo krytyki na pewno mnie nie urazi i to niezależnie od tego, czy dotychczasowe komentarze były przychylne, czy wręcz przeciwnie – to tyle tytułem wstępu.

Co do merytorycznej oceny, która brzmi; “uważam bowiem, że pisanie w taki sposób o wojnie jest trochę płytkie” – aby się do niej odnieść i ewentualnie dyskutować, to bardzo poproszę o Twoją definicję głębokiego pisania o wojnie.

A teraz będę się czepiał:

smutna pani (…) jest bardzo smutna 

A jaka ma być?

widz ma (…) w zadumie (…) mówić „oj tak, wojna zła” 

Tak, o to mi w tym tekście chodziło. Czy to jest płytkie?

Tym bardziej gdy (…) słuchając opowieści ludzi, którzy przed nią uciekają ma się dużo straszniejszy, (…) obraz wojny. 

Tak, na pewno opowieści tych, którzy przeżyli wojnę są dużo straszniejsze, trzeba o tym pisać, trzeba pokazywać, trzeba się tą strasznością dzielić z tymi, którzy o tym nie wiedzą. Ja dzielę się moimi wyobrażeniami o tej straszności i nie urazi mnie słowo krytyki od tych, którzy to przeżyli.

(…)ma się dużo straszniejszy, ale także dużo dziwniejszy i dużo bardziej ambiwalentny obraz wojny.

Co znaczy “dziwniejszy” a w szczególności, co znaczy “bardziej ambiwalentny” obraz wojny? 

wydaje się trochę zbyt jak tzw. Oscar-bait. 

Tak, to zabrzmiało obraźliwie, ale się nie obrażam, tylko czekam na polemikę.

 

@michalovic, @HollyHwll91, @regulatorzy – dzięki za komentarze, odpowiem wam w osobnym wpisie.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Hej :)

 

Komentarz piszę na bieżąco. ;)

 

Pierwsze zdanie i już mi się podoba, lubię takie zdania, lubię takie początki – one mnie od razu nastrajają. Przychodzi strach. I ja czuję ten strach, mimo że to tylko dwa słowa. Wiem, że muszę spodziewać się czegoś, co ten strach wywoła, co chwyta za gardło.

 

Podoba mi się wizja małego strachu. Jedynie ten fragment, gdzie jest „Najpierw ten mały…” i dalej opis, to trochę brakuje dopowiedzi, że później większy strach czy coś. Bo taki ogołocony ten tekst. Lepiej zabrać to „najpierw” albo pokazać co później. ;)

 

Dalej – dość typowo, bo za sklepową ladą brak artykułów na wojnie to przykry standard. Chyba wałkowany tysiące razy i to w podobny sposób. Jest to, to i to. A po tygodniu nie ma tego. A po miesiącu niczego nie ma. No to trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Więc bohaterka znajduje mąkę sama. Schematycznie. 

 

 Stojący obok blok, w którym żyłaś wiele lat w malutkim mieszkaniu na piątym piętrze, jest teraz szczerzącym betonowe zęby szkieletem. 

 

Czy to ważne, że żyła na piątym piętrze? Zdanie i tak jest długie, piąte piętro nie niesie żadnych emocji, samo malutkie mieszkanie na moje oko wystarczy. ;) Przy okazji – wyrażenie „szczerzący betonowe zęby szkielet” jest świetne.

 

Opadają ci ręce, masz chęć położyć się na chodniku, zwinąć w kłębek i umrzeć. Ale nie zrobisz tego, bo masz dla kogo żyć.

 

Tu trochę tak… zbyt teatralnie? Sklep zniknął, a ręce opadają jako pierwsze, gryzie mi się to z tekstem. Dalej też tak trochę… Hm, to zwinięcie w kłębek i umieranie mi nijak nie pasuje. Przecież jak człowiek się położy i zwinie w kłębek to nie umrze. Chyba że jest ciężko ranny albo chce poczekać na bombardowanie. Tyle że z tekstu to nie wynika. Przemyślałabym ten fragment.

 

Widzisz grupę ludzi przetrząsających ruiny. Stajesz w pobliżu, wyciągasz z bagażnika worek mąki i im go zanosisz. Ściskają cię, dziękują i wracają do przetrząsania zgliszczy. Patrzysz na tę grupę starców i chce ci się płakać, ale nie masz już łez.

 

Za szybkie rozwinięcie, przez co namnaża się samo patrzenie. Sekwencja widzisz ludzi-zanosisz mąkę-uściski-patrzysz. 

 

Z tym samochodem i wybuchem mąki to trochę tak jednostronnie. Okej, mąka stracona, ale tu narrator trochę patrzył jedynie na mąkę, którą wymyślił na potrzeby tekstu. Kobieta siedząc w aucie mogła zginąć. A jednak nie było jej tam, miała chociaż to szczęście. 

 

Gdy wraca świadomość, oblepiająca cię grochówka zmieszana z błotem i krwią jest już prawie zimna.

 

Mocny fragment. Na razie podoba mi się najbardziej z całego tekstu. Czuć krew, grochówkę, błoto, emocje są namacalne.

 

Próbujesz wstać i, o dziwo, udaje ci się to stosunkowo łatwo. Boli cię każdy kawałek ciała, ale jakoś udaje ci się stanąć na nogi.

 

Niepotrzebne powtórzenie spowalnia akcję.

 

Końcówka mnie poruszyła. Piękny pomnik za dobro, którym kobieta karmiła potrzebujących. Całość jest bardziej takim pomnikiem dla kobiety i jej dobra, bo nie widzimy tu jej rozterek na zasadzie ucieczki od rozdawania mąki, porzucenia jej (ktoś inny znajdzie i może rozda), zabrakło mi tego strachu z początku. Ale mogę uznać, że to było zamierzone, że celowałeś w pomnik, w docenienie tych gestów ze strony zwykłych ludzi. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

Oh boy. Wolałam przeprosić na start, żeby pokazać brak złych intencji i złagodzić późniejsze słowa. Czuję się też zobowiązana zrobić to ponownie i przeprosić już teraz, jeśli urażę Cię swoją dalszą polemiką.

Zaś moja definicja głębokiego pisania o wojnie? Chociażby cokolwiek Swietłany Aleksijewicz. Wiele z pozycji wydawnictwa Czarne, czy też „Wszystkie wojny Lary”. Cokolwiek napisanego przez kogoś, kto był na wojnie, lub rozmawiał z ludźmi którzy jej doświadczyli. W niemal każdym innym wypadku będzie to płytkie i skierowane tylko do innych ludzi, którzy nie wiedzą czym jest wojna, ale bardzo chcą się drapać po brodach i mówić jaka to wojna jest zła, lub prawić inne banały, głoszone z komfortu swoich bezpiecznych domów. A jeśli nie wiesz, w jaki sposób wojna może być dziwna, czy jak pozytywne uczucia potrafi wyzwolić w niektórych jej ofiarach, to ewidentnie nie spędziłeś zbyt wiele czasu na granicy, czy na dworcach, gdzie przyjeżdżali uchodźcy. Chciałeś tylko o nich napisać, bazując na tym co zobaczyłeś poprzez wąską perspektywę oferowaną przez media. Wyszedł zatem bardzo medialny obrazek, w stylu Hollywood i stąd moje określenie Oscar-bait.

Hmmm. Dołujący tekst. To nie miało być ku pokrzepieniu? Bo nagroda na końcu wydaje mi się nijak niewspółmierna do strat.

Babska logika rządzi!

Fantastyki jest w tym tekście rzeczywiście niewiele, rzekłbym, że tyle, co nic – tak mało, że byłaby w stanie się prześliznąć do mainstreamu literatury. Ma ona wymiar czysto symboliczny i właśnie w niej znajduje pokrzepiający wymiar tego tekstu. Wojna się kończy i to pomyślnie dla broniących się, a szlachetne czyny nie poszły w zapomnienie i nabrały ponadczasowego znaczenia.

Oczywiście, ten tekst gra na emocjach, posiłkuje się naszymi wyobrażeniami, ale moim zdaniem to właśnie ma robić. Zgadzam się, że opowiadanie jest ciut patetyczne, może nieco ckliwe, pokazuje nam wojnę jak ją widzimy w naszych głowach, bazuje na archetypach (głód, przemoc, cierpienie). Tak, wojna ma wiele obliczy: jest w niej śmierć, ale i kurczowe trzymanie się życia, jest w niej miejsce na cierpienie, ale i na grę w karty i śmiech młodych żołnierzy. Jest w niej miejsce na absurd i w ogóle na wiele rzeczy, tak jak w samym życiu.

Nie mogę się jednak zgodzić z tym, że tekst jest płytki. A już nie pewno przez to, że odwołuje się do naszych wyobrażeń. Trudno też zarzucać autorowi, że nie brał udziału w wojnie, czy nie był w strefie bliskiej wojny (bo w to, że nie nie miał styczności z uchodźcami, to nie uwierzę) i z tego względu obraz jest nierealny. Czyż wojna ukazana w tekście się nie przydarza? Przecież zaczyna się on od zderzenia codzienności z tragizmem wojny, to jest bardzo mocny punkt wyjścia.

Cokolwiek napisanego przez kogoś, kto był na wojnie, lub rozmawiał z ludźmi którzy jej doświadczyli. W niemal każdym innym wypadku będzie to płytkie i skierowane tylko do innych ludzi, którzy nie wiedzą czym jest wojna, ale bardzo chcą się drapać po brodach i mówić jaka to wojna jest zła, lub prawić inne banały, głoszone z komfortu swoich bezpiecznych domów. A jeśli nie wiesz, w jaki sposób wojna może być dziwna, czy jak pozytywne uczucia potrafi wyzwolić w niektórych jej ofiarach, to ewidentnie nie spędziłeś zbyt wiele czasu na granicy, czy na dworcach, gdzie przyjeżdżali uchodźcy.

Chciałbym zauważyć tylko, że nie obracamy się tu obok literatury faktu. Oczywiście, można się do pisania solidnie przygotować i bez wątpienia pisanie o rzeczach znanych może nadać istotnych detali, jednakże taki a nie inny obraz wojny został przemycony do popkultury, bo również jest bliski rzeczywistości. Wojna jest zła. Dla wielu bardzo zła.

Twierdzić przy tym, że ktoś wojny nie widział, to bardzo osobliwa krytyka – obyśmy nigdy nie musieli jej oglądać.

Zaś co do podkreślonego fragmentu, to zaznaczam, że mówimy tu o opowiadaniu, w którym kobieta najpierw wykonuje swoje codzienne czynności, kiedy niedaleko się strzelają; a potem rozdaje mąkę innym.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

To ja z zaległymi komentarzami:

@Ananke – Dzięki za wszystkie miłe słowa. Jeśli chodzi o te krytyczne, to:

malutkie mieszkanie na piątym piętrze

Zdanie bez tego wtrącenia wydaje się brzmieć dobrze, rozważę usunięcie.

Hm, to zwinięcie w kłębek i umieranie mi nijak nie pasuje. Przecież jak człowiek się położy i zwinie w kłębek to nie umrze. 

Zgadza się. Chciałem pokazać chęć ucieczki, która nie może być zrealizowana. W takim naszym zwykłym życiu, zdarza się, że gdy coś cię przytłacza, to masz ochotę zwinąć się w kłębek na kanapie i zasnąć. Rzadko kto to robi i pewnie nikt nie zasypia.

 

@Victoria92 – pozwolę sobie sparafrazować Twoje słowa:

Chciałem przeprosić na zakończenie, żeby pokazać brak złych intencji i złagodzić wcześniejsze słowa.

 

@Finkla – no jak dołujący? Przecież… 

No, dobra. Dołujący.

 

@Gekikara – dziękuję za napisanie o tym tekście czegoś, czego ja nigdy by nie był w stanie o nim napisać. Krytyka literacka znajduje się daleko poza moim zasięgiem. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Hej,

 

Opowiadanie jest dobrze napisane i z bardzo oryginalnej perspektywy – pierwszosobowe “ty”, nie wiem, jak to nazwać. ^^’

 

Nie wiem, może jestem jedyna, ale… Nie zrozumiałam zakończenia. ^^’ Czy cała ta rodzina zginęła, czy ostatecznie tylko główna bohaterka, a jej rodzina stoi pod jej pomnikiem – jeszcze na naszym świecie…?

 

Opowiadanie nie wzbudziło we mnie szczególnie mocnych emocji, ale ogólnie oceniam je jako dobre. O.

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Podobało się: Bohaterka, naprawdę budząca sympatię i wolna od nadęcia.

Nie podobało się: Wcześniej też zostało wskazane że opowiadanie sugeruje śmierć rodziny bohaterki, podczas gdy końcówka – coś przeciwnego.

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Dobrze się czyta i człowiek robi się coraz smutniejszy.

Krzepiące jest to, że oni wciąż sadzą kwiaty i usuwają gruzy. Mam nadzieję, że jeszcze będzie pięknie. Jak to mawiają wrogowie używający wspólnego języka: “Jeszcze na mojej ulicy będzie święto”.

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka