- Opowiadanie: dawidiq150 - Wymuszona miłość

Wymuszona miłość

Pokusiłem się o napisanie romansu. Nie jest to jednak typowy romans. Nie ma tu też scen erotycznych ale romans jest. Może bardziej spodoba się płci pięknej... Trochę dłuższe opowiadanie niż zwykle ale myślę, że jest lepsze od wielu moich opowiadań. Zapraszam do czytania i komentowania!!!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wymuszona miłość

Historia, którą chcę opowiedzieć, ma początek pewnej sobotniej nocy.

Było już koło pierwszej, kiedy skończyłem grać w komputerową strategię. Przed wyłączeniem peceta sprawdziłem jeszcze swoją skrzynkę pocztową e-mail. Oprócz kilku reklam, była w niej jedna nowa wiadomość od nieznanej mi osoby o pseudonimie „biedronka84”. Kliknąłem zaciekawiony, by ją przeczytać. Miała załącznik. Natomiast treść była następująca:

„Cześć Marek! Nazywam się Beata Krupka, byliśmy razem na obozie w Czernej w roku dwa tysiące pierwszym. Kilka dni temu przeprowadziłam się do Katowic. Pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać i powspominać co nieco. Jeśli się zgadzasz, proponuję u mnie wieczorem w niedzielę koło dwudziestej. A jak ci nie pasuje to podaj inny termin, chyba że w ogóle nie chcesz się spotkać. W każdym razie odpisz! Dla przypomnienia załączam grupowe zdjęcie.”

Pod spodem był podany adres.

Słabo pamiętałem wyjazd do Czernej, minęło od tamtego czasu dwanaście lat. Nie mogłem też przypomnieć sobie żadnej Beaty Krupki. Otworzyłem załącznik i wtedy mnie oświeciło. Na zdjęciu ujrzałem grupę nastolatków z domalowaną czerwoną strzałką wskazującą jedną z dziewczyn – Beatę. Wróciły wspomnienia, była jedną z najładniejszych dziewczyn, które wtedy znałem.

Po krótkim zastanowieniu odpisałem, że mi pasuje i jesteśmy umówieni. Wyłączyłem komputer i nieco podekscytowany, w dobrym humorze poszedłem spać.

 

&&&

 

Muszę przyznać, że nie mogłem się doczekać spotkania. Cały dzień byłem podniecony i radosny. O dziewiętnastej trzydzieści wyszedłem z mieszkania. Potem zaglądnąłem jeszcze do Żabki, by kupić niedrogi prezent – czekoladę. Następnie wziąłem taksówkę i chwilę później byłem pod domem mojej znajomej. Z uwagi, że był styczeń zrobiło się już ciemno i drogę oświetlały latarnie. Stał tu samotny domek, w którym było zapalone światło.

Ktoś wyjrzał przez okno i po chwili drzwi otworzyły się i wybiegła Beata.

– Cześć Marek!!! – krzyknęła i uściskała mnie, a ja nieco zdziwiony tak serdeczną reakcją odwzajemniłem uścisk.

Zaprosiła mnie do środka. Dałem jej prezent i usadowiłem się na wskazanym fotelu w pokoju gościnnym, ona rozpakowała czekoladę i poczęstowała mnie sama mówiąc, że jest na diecie. Zaczęliśmy rozmawiać. Pół godziny minęło jak z bicza strzelił. Uświadomiłem sobie, że darzę Beatę dużą sympatią i nie mogłem pojąć, że o niej zapomniałem.

W pewnym momencie, gdy na chwilę oboje zamilkliśmy, spuściła wzrok i zauważyłem, że coś ją trapi.

– Co się stało? – zapytałem.

Zmienionym, zalęknionym tonem głosu powiedziała:

– Muszę ci coś wyznać. Tak naprawdę wyłącznie dlatego tu przyjechałam.

– Słucham – odparłem bardzo zaciekawiony.

– Pewnie nie wiesz, że na obozie dwanaście lat temu bardzo się w tobie zakochałam.

Zdziwiłem się tym wyznaniem. Faktycznie nie wiedziałem.

– Wtedy myślałam, że to normalne i będzie jeszcze wielu chłopaków, w których się zakocham. Prawda okazała się dla mnie jednak bardzo bolesna. Nigdy do nikogo nic takiego już nie poczułam. Wiele na ten temat czytałam, nawet byłam u psychologa. Teraz wiem, że takie uczucie zdarza się między ludźmi jeden raz na milion albo i jeszcze rzadziej. Dlatego błagam cię bądź ze mną. Razem będziemy szczęśliwy, tak długo jak długo będzie istniał świat.

To wyznanie było dla mnie tyle samo zaskakujące, co przyjemne, do tego trochę dziwne. Zanim coś odpowiedziałem zbliżyła się do mnie i myślałem, że chce mnie pocałować. Ona jednak mnie ugryzła. Nie miałem pojęcia co się dzieje, próbowałem się bronić, odepchnąć ją, ale unieruchomiła mi ręce, była zadziwiająco silna. Piła krew przyssana do mojej szyi. Trwało to kilkadziesiąt sekund. Gdy skończyła, byłem tak słaby, że nie mogłem nawet wstać.

Wtedy zaczęła opowiadać, a ja bezwładnie osunięty w fotelu słuchałem.

– Dziewięć miesięcy temu pojechałam z przyjaciółką Danutą na wakacje do Egiptu. Było wspaniale. Jeździłyśmy na wielbłądach, oglądałyśmy piramidy… Potem czekał nas nocleg w pewnym domu, gdzie wcześniej przez internet Danuta zrobiła rezerwację. Po dotarciu na wskazany adres, a było popołudnie, na drzwiach tego domu, który okazał się dużą rezydencją, wisiała przypięta kartka z informacją w języku polskim. Pisało na niej, że gospodarz zjawi się po zmroku. Dalej były instrukcje, który pokój jest do naszej dyspozycji. Zakwaterowałyśmy się. Gdy nadeszła noc, ktoś zapukał do drzwi. Po ich otwarciu naszym oczom ukazał się niezwykle przystojny mężczyzna. Miał ciemne włosy średniej długości, był także wysokiego wzrostu. Wyglądał na około czterdzieści lat. Mówił po polsku, a przedstawił się jako Szymon, okazał się bardzo miły i nawet zaproponował nam kolację. Byłyśmy jednak już najedzone. Po przyjacielskiej rozmowie, pożyczył nam spokojnej nocy i wyszedł. Leżąc w łóżkach rozmawiałyśmy trochę, między innymi o tym jak przystojny i uprzejmy jest gospodarz, potem szybko zmorzył nas sen. Gdy się obudziłam początkowo nie rozumiałam co się dzieje. Jak to pojęłam doznałam niemałego szoku, ktoś pił krew przyssany do mojej szyi. Był to gospodarz Szymon. Nie miałam siły go odepchnąć. Kręciło mi się w głowie. Gdy skończył, wytarł pobrudzone krwią usta. Wtedy zauważyłam, że Danuta nie śpi tylko mętnym wzrokiem wpatruje się we mnie.

Wampir roztoczył przed nami wizję niezwykłego, szczęśliwego i wiecznego życia, które mogłybyśmy prowadzić, a potem zadał pytanie: czy chcemy być nieśmiertelne, czy teraz umrzeć? Naprawdę bez względu na wszystko obie chciałyśmy żyć, byłyśmy przecież młode. Więc mając naszą zgodę przemienił nas. Potem okazało się, że ów wampir mający jak twierdził blisko tysiąc trzysta lat, został opuszczony przez swoją towarzyszkę po dwustu latach wspólnego życia. Chciał kogoś mieć, a Danuta bardzo mu się spodobała.

Szymon zabrał nas na długą i wspaniałą podróż, uczył jak prowadzić nowe wampirze życie i opiekował się nami. Był bardzo bogaty, więc mieszkając w najdroższych apartamentach zwiedzałyśmy różne niezwykłe miejsca w Afryce, a potem na innych kontynentach. Widziałam, że Danuta jest szczęśliwa, a ja z czasem stałam się im kulą u nogi. Odczuwałam też samotność, brakowało mi rodziny, ale z oczywistych powodów musiałam o niej zapomnieć. Wtedy postanowiłam, zdecydowałam! Opuściłam Szymona i Danutę by ruszyć za głosem serca. Do ciebie mój kochany. Czy chcesz, wiecznie młody cieszyć się ze mną nieśmiertelnym życiem? W innym przypadku umrzesz.

Zastanawiając się nad jej propozycją czułem wściekłość. Nie odwzajemniałem aż tak jej uczucia. Do tego byłem katolikiem. Miałem zabijać ludzi i pić ich krew? A gdybym kogoś teraz miał? Nie!

– Nie zgadzam się! – krzyknąłem resztką sił.

Gdy to usłyszała, zaczęła szlochać. Jednak to nie zmieniło mojej decyzji. Życie tliło się we mnie jeszcze przez pewien czas, a Beata czuwała przy mnie opowiadając mi jak szczęśliwa była jej przyjaciółka i zapewniała jak szczęśliwy będę również ja, gdy zgodzę się na jej propozycję. W końcu zamknąłem oczy i już miałem odpłynąć gdy w ustach posmakowałem lepkiej, ciepłej krwi. Zrobiła to – pomyślałem. Przegryzła nadgarstek i wbrew mojej woli poczęstowała mnie swoją krwią. Miała słodki smak. Przez ułamek sekundy poczułem co do mnie czuje, jakbym to ja w tej ulotnej chwili był nią. Wtedy zrozumiałem. Naprawdę darzyła mnie szczerym, gorącym uczuciem. Bez względu na wszystko, nie mogłem się powstrzymać, zacząłem pić. Czułem jak wracają mi siły.

 

&&&

 

Zadziwiające jak szybko wybaczyłem jej, że przemieniła mnie wbrew mojej woli. Teraz zamiast złości przepełniała mnie radość, to była jakaś dziwna magia.

– Musimy jak najszybciej dostać się do Australii – oświadczyła Beata.

Fizycznie nie czułem się dobrze, bolały mnie wszystkie mięśnie i kręciło mi się w głowie. Pełna przemiana miała dokonać się dopiero po moim pierwszym pożywieniu się krwią człowieka.

– Dlaczego? – spytałem – Chciałbym zobaczyć się jeszcze z rodziną.

– O tym zapomnij. Nie mamy czasu.

Pośpieszne wsiedliśmy do nowego Fiata Brava, który czekał w garażu. Następnie niezwłocznie ruszyliśmy w drogę.

Moja towarzyszka zaczęła wyjaśniać:

– Musimy dostać się do Australii zanim namierzą nas łowcy. Niewiele wampirów żyje w naszych czasach. Ci którzy zdecydują się na to, są bardzo starzy i posiadają silne moce pozwalające im żyć w ukryciu, bądź wychodzić zwycięsko z konfrontacji z wyposażonymi w bardzo nowoczesny i zabójczy sprzęt łowcami. Natomiast w Australii znajduje się prastara grota, będąca dla wampirów świętym miejscem. Gdy do niej wejdziemy zostaniemy przeniesieni o kilkaset lat wstecz w bardziej bezpieczne dla wampirów czasy. To magiczne miejsce promieniuje swoją magią na całą Ziemię i przez to żaden człowiek, nigdy nie dowiedział się o jego istnieniu. Jednak profilaktycznie jest strzeżone przez wampiry, które mają nawet dziesięć tysięcy lat.

– A światło słońca, zabija wampiry?

– Powoduje ból i bardzo osłabia, dlatego w bagażniku mam mnóstwo olejku do opalania z najmocniejszym filtrem.

– Rozumiem, więc że jedziemy na lotnisko? – spytałem nieco zmieniając temat.

– Nic podobnego – odparła Beata – to by było zbyt niebezpieczne. Jest łatwiejszy sposób, by dostać się do jaskini. W Niemczech w małym miasteczku Luneburg mieszka pewien wampir, który swoim samolotem przewiezie nas do Australii.

Jadąc słuchaliśmy radia jednocześnie rozmawiając. Rozmowa kleiła się, mieliśmy sobie wiele do powiedzenia i byliśmy bardzo szczęśliwi. Gdy słońce zaczęło wschodzić Beata zatrzymała samochód przy jakimś motelu na uboczu. Po zapłaceniu za pokój, kochaliśmy się w nim długo i namiętnie. Nie było żadnego ryzyka, gdyż wampiry są bezpłodne. Potem po kilkugodzinnym śnie, gdy z powrotem nadeszła noc ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie poczułem się głodny i powiedziałem o tym Beacie. Odparła, że ona też musi się pożywić.

Wampiry posiadają niezwykle rozwinięty instynkt jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia. Tak więc, gdy na jednym z parkingów, przy autostradzie zauważyliśmy samotnego tira, Beata poczuła, że to świetna okazja na bezpieczny posiłek.

Obudziła kierowcę, który uciął sobie drzemkę na rozłożonym siedzeniu wewnątrz swojego pojazdu i zadała absurdalne pytanie o drogę. Gdy ten wyszedł wyraźnie zły, zaatakowałem go. Kły wysunęły mi się samoczynnie, sam nawet nie wiem kiedy. Potem wbiłem je w szyję nieszczęśnika i długo piłem. Smak krwi okazał się słodki niczym nektar. Gdy się posiliłem, moja przemiana zaczęła przechodzić końcowe stadium. Czułem się inaczej i z pewnością lepiej. W ciągu kilkunastu minut moje ciało obrosło mięśniami, jakbym dziesięć lat systematycznie chodził na siłownię. Zacząłem też świetnie widzieć w ciemności, wyostrzył mi się węch, a także byłem pewny, że znacznie wzrósł mi iloraz inteligencji.

Jeden człowiek spokojnie wystarczał nawet na kilka wampirów. Tak więc po mnie pożywiła się Beata. Zwłoki porzuciliśmy kawałek dalej, by nie zostały zbyt szybko odnalezione i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Bezproblemowo minęło około sześciu godzin. Dwie trzecie drogi było za nami, byliśmy w świetnych humorach.

I wtedy nagle na autostradzie zrobił się niewielki korek. Nie miał miejsce żaden wypadek, to była blokada. Samochody stawały na jakąś kontrolę. Beata zaklęła:

– Cholera! To łowcy. Trzeba było staranniej ukryć ciało.

– I co teraz zrobimy? – cała radość jaką przed chwilą czułem prysła, a zastąpił ją paniczny strach przed śmiercią.

– Wezwiemy pomoc – odparła.

Po zatrzymaniu auta sięgnęła do zegarka na swojej ręce, potem nacisnęła jeden z przycisków.

– To jest nadajnik, który dał mi Szymon jeszcze w Egipcie, za jakiś czas ktoś przybędzie nam na pomoc. Do tej pory musimy przeżyć.

Potem odwróciła się do mnie i powiedziała:

– Teraz zostawiamy samochód i biegniemy ile sił w nogach w stronę lasu.

Posłuchałem jej i zanim ktokolwiek się zorientował byliśmy już paręset metrów od autostrady, blisko lasu.

Odkryłem, że potrafię biec bardzo szybko i długo bez odpoczynku. W końcu jednak oboje zdyszani zatrzymaliśmy się. W oddali na niebie pojawiły się dwa helikoptery oświecające teren mocnymi reflektorami. Czas jednak grał na naszą korzyść.

– Z pewnością spuścili psy, które w obrożach mają nadajniki – powiedziała Beata.

Szliśmy przez chwilę, zmęczenie jednak minęło bardzo szybko. Ponownie ruszyliśmy biegiem. Psy myśliwskie musiały zwęszyć trop bo helikoptery leciały w naszym kierunku.

Od opuszczenia samochodu minęło może dwadzieścia, dwadzieścia pięć minut, kiedy pogoda nagle diametralnie się zmieniła. Rozszalała się potężna śnieżyca i zaczął wiać bardzo silny wiatr.

Po chwili, z nieba niczym komiksowy Superman, przecząc prawom fizyki pojawił się wampir. Musiał być bardzo stary, biorąc pod uwagę jego potężne moce. Gdy osiadł na ziemi miałem okazję przez moment mu się przyjrzeć. Wyglądał jak zwykły człowiek, z wyjątkiem oczu. W jego spojrzeniu była ogromna, zdobyta przez setki lat życia mądrość, a także wybitna inteligencja.

– Mocno się mnie chwyćcie – powiedział.

Zrobiliśmy to, a on uniósł się bardzo wysoko prawie do chmur, zostawiając za sobą wywołaną burzę.

Ten lot, był dla mnie przyjemnością nie do opisania, choć trochę się bałem. Żałowałem, że nie trwał dłużej. W okamgnieniu dotarliśmy do do celu naszej podróży.

Wampir, którego szyi z jednej strony trzymałem się ja, a z drugiej Beata, zaczął obniżać lot i po chwili pod nami ujrzałem dom, a także hangar i pas startowy dla samolotów.

Gdy znów staliśmy na ziemi, serdecznie podziękowaliśmy Adamowi, bo tak miał na imię nasz wybawiciel.

– Drobnostka – odparł. – Żyjąc w tych czasach zgodziliśmy się na pewną odpowiedzialność i musimy sobie pomagać.

Przed domem na krześle siedział mężczyzna o długich siwych włosach i palił papierosa. Dzieliło nas może dziesięć metrów, a on nagle w ułamku sekundy znalazł się blisko naszej trójki. Nie zdziwiło mnie to bardzo, gdyż Beata opowiedziała mi już jakie nadludzkie moce mają starzy krwiopijcy.

Potem rozłożył ramiona i uściskał Adama na co ten odpowiedział tym samym.

– Czy macie ochotę się pożywić? – zapytał po polsku.

Wszyscy odmówiliśmy, w żyłach naszej dwójki płynęła jeszcze niestrawiona krew z niedawnego posiłku. Adam też nie był głodny. Nie pytałem gospodarza kogo krwią chciał nas poczęstować. To Beata także mi już wyjaśniała. Otóż wampiry, że tak powiem ustatkowane, mieszkające w jednym miejscu, najmują liczną służbę od której spijają nie za duże ilości krwi, a potem przy pomocy hipnozy wymazują im to z pamięci.

Mowa tu o krwiopijcach żyjących co najmniej pięćset lat. Te wszystkie umiejętności, które są niezwykle pomocne trzeba bardzo długo trenować.

Wampir, właściciel ziemi na której staliśmy o imieniu Michael przyniósł krzesła i usiedliśmy wszyscy na ganku. Przyjaciele rozmawiali ze sobą chwilę o swoich sprawach, my przysłuchiwaliśmy się temu, później pogawędka zaczęła dotyczyć nas.

Oboje wiekowi krwiopijcy byli zgodni co do tego, że musimy być bardzo w sobie zakochani. Powiedzieli, że wyczuwają – jak to nazwali – „niezwykle silną aurę miłości” i że spotkali się z czymś takim pierwszy raz w swoim naprawdę długim życiu.

Wtedy Beata wzruszyła się i z oczu pociekły jej łzy. Wytarła je i powiedziała do starych wampirów:

– Ja go tak mocno kocham. Myślę ciągle tylko o nim. Gdy jest blisko mnie jestem najszczęśliwsza. To nie jest normalne, to szaleństwo.

Adam i Michael pokiwali głowami i zdumiałem się, gdyż zauważyłem, że ich oczy również zwilgotniały, byli wzruszeni.

Podszedłem do mojej dziewczyny, pocałowałem ją w policzek i przytuliłem.

– Ja też cię kocham – powiedziałem.

Chwilę później Adam pożegnał się, życzył nam szczęścia i uniósł wysoko by po chwili zniknąć z naszych oczu.

 

&&&

 

Wyruszyliśmy następnego dnia, gdy tylko słońce schowało się za horyzontem. Samolot, którym przyszło nam lecieć był niewielką awionetką, ze znacznie powiększonymi zbiornikami paliwa i przyciemnionymi szybami. Podróż miała trwać około doby.

Początkowo lot był frajdą, ale później zacząłem się nudzić. Z uwagi na hałas, który generował samolocik, rozmowa była niemożliwa, dlatego często zaglądałem na zegarek.

W pewnym momencie, kiedy z moich obliczeń do celu została jeszcze tylko najwyżej godzina, zacząłem odczuwać coś dziwnego. Jakby przyciąganie. Źródło tego magnesu znajdowało się przed nami na dole. Po zamknięciu oczu pod powiekami miałem pulsujący, kolorowy punkt.

Zerknąłem na Beatę a ona na mnie. Zrozumiałem, że również to odczuwała.

W końcu wylądowaliśmy. Wokoło zaniedbanego, starego lotniska rósł gęsty, wiecznie zielony las. Całą trójką opuściliśmy awionetkę. Michael musiał zatankować paliwo. Zapytałem go o dziwne uczucie przyciągania, choć byłem pewny, że znam odpowiedź.

– Każdy wampir to odczuwa. Święta grota od zawsze nas wzywa – odparł.

Potem jeszcze dodał:

– Na miejsce dotrzecie w jakieś dwie godziny. Powodzenia – uśmiechnął się – Może zobaczymy się za kilkaset lat.

Pożegnaliśmy Michaela i ruszyliśmy w stronę, gdzie przyciągała nas tajemnicza siła. Nie było tu żadnej drogi musieliśmy wejść w gęsty las.

Wiedziałem już, że wampirom nie straszne są jadowite zwierzęta, węże dusiciele i inne okazy fauny, które żyły w australijskim lesie, a których bali się ludzie. Ale maczeta by się nam przydała. Czasami mieliśmy problem, by przebrnąć przez gęste krzaki.

W końcu dotarliśmy do dużej trzymetrowej kamiennej rzeźby przedstawiającej mężczyznę z długimi kłami. Kilkanaście metrów dalej, znajdował się cel naszej podróży. Beata uściskała mnie i wymieniliśmy długi pocałunek. Grota była nieduża i obrośnięta zielonymi pnączami. Trzymając się za ręce, weszliśmy do środka.

Wewnątrz nie rosły żadne rośliny, nie było tu też choćby jednego owada. Kawałek dalej na idealnie gładkich ścianach, znajdowały się piękne malowidła przedstawiające twarze. Nie jestem znawcą ale myślę, że takich portretów nie powstydzili by się najwybitniejsi malarze.

Twarze należały do kobiet i mężczyzn w różnym wieku. Poza kilkoma wyjątkami nie było tu jednak dzieci.

Korytarz z tą piękną galerią ciągnął się bardzo długo, myślę, że więcej niż kilometr. W końcu zobaczyliśmy wyjście.

– Popatrz na to – moja dziewczyna wskazała palcem na ścianę.

Na naszych oczach, jakby pod ruchami niewidzialnych pędzli powstawały rysunki dwóch twarzy, mojej i Beaty.

Chwilę później opuściliśmy jaskinię i znaleźliśmy się na bardzo zachwaszczonym polu, gdzie kiedyś zapewne hodowano warzywa. Niedaleko stał dom, równie zaniedbany i jak się okazało później, opuszczony.

Ku naszemu zaskoczeniu korytarz, z którego wyszliśmy zniknął.

To koniec (albo może początek) mojej historii. Dopowiem jeszcze, że znaleźliśmy się w Polsce w roku tysiąc dwieście dziewięćdziesiątym czwartym.

Z Beatą jesteśmy bardzo szczęśliwi i niczego nie żałuję. Ale ona twierdzi, że kocha mnie tysiąckrotnie bardziej niż ja ją. Nazywa to uczucie „szaleństwem”. Postanowiłem, zgłębić ten problem. Mam na to wieczność.

Koniec

Komentarze

Cześć, Dawid. 

Jest tu jakaś fabuła i zdecydowanie mniej błędów interpunkcyjnych. Powiem ci, że masz coraz lepszy styl, coraz rzadziej coś zgrzyta, a łatwiej się skupić na lekturze. 

Co więc nie pasuje mi w tym opowiadaniu, że uważam je za średnie? Historia i papierowe postaci. 

Nie jestem ekspertem od romansów, bo ich nie czytałem, ale poznawałem wielokrotnie historie miłosne przez poboczne wątki. W twoim opowiadaniu nie widać, że bohaterzy czują miłość. Jest dużo pustych słów, zero emocji. Nie określiłbym tego największą miłością na świecie, jak nazwały to stare wampiry. 

W ogóle zauważyłem, że dość często masz problem z przedstawianiem emocji. Staraj się opisać zachowania bohatera, nie pisz: “Byłem/Był wściekły.” Tylko np. “Zacisnął pięści.” 

Pomysł raczej typowy, nie robi szału. Za to ciekawie przedstawiłeś zachowania wampirów i to, że sobie nawzajem pomagają. Chociaż to ostanie czasem trochę słabo uzasadnione. 

Ciekawa jest również kraina, w której wampiry się chronią. 

Postacie dość często podejmują dziwne akcje, niezgodne z logiką. Ich reakcje są nierealistyczne. Zobacz, że wampirzyca dopiero co wyssała mu krew, a to na niego prawie nie wpływa. Chodzi mi o to, że później o tym nie pamięta. 

To już wszystkie uwagi. Głównie nad czym bym popracował to logika i wyrażanie emocji przez bohaterów. Jeśli w tym się poprawisz, to zaczniesz pisać teksty biblioteczne. 

Historia, którą chcę opowiedzieć ma początek pewnej sobotniej nocy.

Historia, którą chcę opowiedzieć, ma początek pewnej sobotniej nocy.

Kliknąłem zaciekawiony by ją przeczytać.

Kliknąłem zaciekawiony, by ją przeczytać.

Nazywam się Beata Krupka byliśmy razem na obozie w Czernej 

Nazywam się Beata Krupka, byliśmy razem na obozie w Czernej

A jak ci nie pasuje to podaj inny termin, chyba, że w ogóle nie chcesz się spotkać

A jak ci nie pasuje, to podaj inny termin, chyba że w ogóle nie chcesz się spotkać

 

A to szybka łapanka. 

Pozdrawiam! 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć Dawid, kopę lat :)

To mój pierwszy w życiu komentarz napisany na stanowisku dyżurnego, także ważna chwila, głównie dla mnie :)

Zawsze trudno mi było poważnie traktować wampirze klimaty w książkach czy filmach. Pewnie dlatego, że większości przypadków, te opowiastki są do siebie bardzo podobne i schematyczne, no a granica między strasznością a śmiesznością jest cieniutka… 

Ty też nie wystrzegłeś się tu sztampy, przedstawiając wampiryzm i wampiry w sposób bardzo “podrecznikowy”. Nie mam z tym problemu, ale wiedz, jak mnie to nastawia jako czytelnika. 

 

No, ale dobra – piszesz coraz fajniej. Jest wciąż trochę potknięć i niefortunnych sformułowań, parę wkleję niżej, ogólnie jednak, językowo ten tekst to całkiem dobra robota. Styl masz tu nieco archaiczny i usztywniony, bardzo grzeczny. To daje ciekawy efekt stylizacji retro, jakby czytało się tekst napisany dobrych parę dekad temu. 

 

Opowiadanie czytałem z zainteresowaniem, choć trochę byłem zawiedziony brakiem dramatyzmu – łowcy się nie pojawili, a bohaterowie właściwie to nie spotkali na swej drodze żadnej przeciwności losu. Niby ktoś tam ich tropił, ale to było bezstresowe zupełnie. Tak samo jak podróż awionetką (khm-khm) do Australii. 

No i jakoś tak strasznie łatwo bohater zapałał miłością do Beaty…  Trochę mi zabraklo powodów, dla których odwzajemnił jej szaloną miłość. 

Całość wyszła Ci sympatycznie, trochę naiwnie, trochę jak ze starej książki. 

 

Do przemyślenia, czy nie warto poprawić:

 

Było już koło pierwszej, kiedy skończyłem grać w grę komputerową.

– No weź…

 

Oprócz kilku reklam, była w niej jedna nowa wiadomość od nieznanej mi osoby o ksywce „biedronka84”. Kliknąłem zaciekawiony by ją przeczytać. Posiadała załącznik. Natomiast treść była następująca:

 

- Ksywka mi u nie pasuje. Całe opowiadanie napisane jest grzecznie i językiem dość formalnym, a ksywka to mega kolokwializm. No i – wydaje mi się, że posiadać może tylko ktoś, a nie coś (wiadomość nie jest ktosiem).

 

wyostrzył mi się węch(+,) a także byłem pewny, że znacznie wzrósł mi iloraz inteligencji. – tu zwątpiłem – czy można nagle poczuć przyrost IQ? Może i tak, tylko po prostu mnie się nie zdarzyło…

 

Widziałam, że Danuta jest szczęśliwa, a ja z czasem stałam się tylko kulą u ich nóg.

chyba lepiej – stałam się im kulą u nogi. 

Wyjątkowa ta opowieść o wampirach i, jednocześnie, o szalonej z jednej strony, wymuszonej z drugiej, miłości.

Pierwszą wyjątkowość mam za bardzo duży plus. Praktycznie żadnych drastyczności poza wypijaniem krwi, zabiegu dla wampirów koniecznym, więc zasadnie wplecionym w fabułę. Do tego solidarność grupowa, a nie, jak bardzo często, wzajemna wrogość, co najmniej niechęć do swoistej konkurencji.

Drugą wyjątkowość pozwolę sobie lekko zganić. Narrator nie kochał Beaty, zgoda, ale, u licha, opisał ją jako ładną – i co, nie poczuł w końcu zwykłego pożądania, nie odkrył przyjemności? Pytam w tonie zdziwienia, bo kochająca dziewczyna, wampir czy nie, ale dziewczyna, albo już ma, albo szybko odkryje sposoby, zastosuje stare, ale skuteczne (i uczciwe wobec chłopaka) sztuczki, żeby chłopaka jednak rozkochać.

Pomimo tego pomarudzenia przez tekst “przejechałem” bez pytań typu “o co tu chodzi”, bez zacięć. Nie jest źle, ani we formie, ani w treści. Ale fajnie by było, żeby w kolejnym Twoim dziele było jeszcze lepiej. Czego życzę.

Witam Młody Pisarz !!!

 

Serdeczne witam u siebie :) Powiem ci, że ja też nie czytałem wielu romansów (chyba tylko dwa w tym “Wichrowe wzgórza” ale to bardzo dawno) pomysł powstał bo ja sam uczęszczając do LO wieczorowego zakochałem się w jednej dziewczynie a ona miała niestety już męża. Ta miłość to było coś naprawdę prawdziwego i ja jej nawet to powiedziałem :).

Jeśli chodzi o to, że pomysły nie są oryginalne… Ja po prostu uwielbiam klasyczne opowieści o wampirach. Uważam to za genialny temat do pisania. 

Bardzo ci dziękuję!!! Poprawiłem przecinki. Cieszy mnie, że zajrzałeś i zostawiłeś swój komentarz :)))

Pozdrawiam!!!

 

PS. Naprawdę super, że przeczytałeś bo ja dużo czasu spędziłem na tworzeniu tej opowieści.

 

Witam Łosiot !!!

 

To prawda, że pomysły w wampirzych opowieściach są takie same. Niektórzy to lubią inni nie. Ja ten temat uwielbiam. I chyba powstają cały czas nowe wampirze opowieści. Jakiś czas temu dostałem na prezent książkę o tytule “Dracul” …

Powodzenia na nowym stanowisku!!!

Błędy poprawiłem! Dzięki!!!

Cieszy mnie, że tak szybko są już trzy komentarze! Wszystkim wam dziękuję :)))

 

Cześć AdamKB !!!

 

Bardzo dziękuję, za to że przeczytałeś jakby nie było jednak dłuższy tekst. Ja właśnie zawsze stawiam na przejrzystość :) Cieszy mnie twoja ocena. Nawet powiem, że bardzo!

Serdecznie pozdrawiam! 

Jestem niepełnosprawny...

Hej :)

Komentarz powstanie na bieżąco. Postanowiłam, że tym razem przeczytam i skomentuję całe opowiadanie, nawet jeśli początek mnie nie zaciekawi, a padło na Ciebie. Także… przygotuj się, bo napiszę Ci, co myślę.

 

Historia, którą chcę opowiedzieć, ma początek pewnej sobotniej nocy.

Pomyśl nad dynamiką tego zdania. Jeżeli chcesz opowiedzieć nam pewną historię… to my wiemy, że chcesz to zrobić, inaczej po co byś pisał? Ja wiem, że zawsze musi być jakiś wstęp i coś tam trzeba wymyślić, ale to zdanie już samo w sobie kuleje. Jak wiele historii ma początek sobotniej nocy? Pewnie ogrom. Czy to, że zaczynają się w sobotnią noc, ma aż takie znaczenie? Czy u Ciebie ma? Czy mogłaby to być noc w piątek? Czytam dalej i myślę, że nie.

 

Wprowadzasz nas do „sobotniej nocy”, a tu się okazuje, że narrator po porostu grał na komputerze.  

 

Było już koło pierwszej, kiedy skończyłem grać w komputerową strategię.

Przy okazji… Tak się mówi na gry? Może się nie znam, ale nie słyszałam, żeby ktoś mówił „gram w strategię”, brzmi to… dziwnie. Skoro autor w coś grał, to chyba wiedział w co? :) Jakaś nazwa, nie musi być oryginalna.

 

Mam problem z dalszą częścią. Opisujesz wszystko tak… dosłownie i dość topornie. No wiesz – przejrzałem pocztę, zobaczyłem reklamy, oprócz reklam była wiadomość, kliknąłem w nią, treść była następująca… Mało to brzmi jak opowiadanie, bardziej jak streszczenie.

 

byliśmy razem na obozie w Czernej w roku dwa tysiące pierwszym

W wiadomościach można sobie pozwolić na luz i zapisać „2001”, bo tak byłoby chyba bardziej wiarygodnie. Chyba że Beata Krupka lubi taką poprawność językową, to okej, nie czepiam się. ;)

 

Hm, minęło dwanaście lat i dziewczyna pisze do głównego bohatera z prośbą o spotkanie? I to w dodatku najładniejsza dziewczyna z wyjazdu? Trochę to naciągane.

Poza tym – fajnie, że zaczynają się emocje bohatera, który chce spotkania.

 

Cały dzień byłem podniecony i radosny.

Fakt, że bohater był podniecony i radosny, można przedstawić za pomocą czegoś więcej niż dwóch przymiotników. Polecam to, bo mimo że nie jest to prosta sprawa, naprawdę pomaga w budowaniu charakteru bohatera i pokazywaniu jego głębi. Wystarczy zadać sobie pytanie: jak objawiało się podniecenie bohatera? Nie mógł usiedzieć w jednym miejscu? Czytał książkę i co chwilę zamykał, myśląc o Beacie? Z roztargnienia zapomniał zamknąć drzwi, kiedy szedł na spacer? Jak wyglądała natomiast radość w jego wykonaniu? Uśmiech nie znikał mu z ust? Szczerzył się do lustra jak głupi? To tylko przykłady wymyślane na szybko, ale o coś takiego mi chodzi.

 

O dziewiętnastej trzydzieści wyszedłem z mieszkania.

Podawanie konkretnej godziny nie ma sensu, o ile to nie kryminał z przesłuchaniem. Albo coś innego, gdzie godzina jest potrzebna. Tu nie jest.

 

Potem zaglądnąłem jeszcze do Żabki, by kupić niedrogi prezent – czekoladę.

Lepiej brzmiałoby „wpadłem” – też potoczne, a trochę lepiej brzmi. Fakt, że kupił czekoladę od razu pokazuje, że prezent był niedrogi, nie ma sensu tego podkreślać.

 

Z uwagi, że był styczeń zrobiło się

Przecinek po „Styczeń”

 

byłem pod domem mojej znajomej. Z uwagi, że był styczeń zrobiło się już ciemno i drogę oświetlały latarnie. Stał tu samotny domek, w którym było

Warto wrzucać do betomatu, żeby wyłapać powtórki „był”.

 

reakcją odwzajemniłem uścisk.

Przecinek po „reakcją”

 

ona rozpakowała czekoladę i poczęstowała mnie sama mówiąc, że jest na diecie

Wtrącenie „sama” nie jest potrzebne, bo to brzmi, jakby sama coś mówiła, a chyba ciężko, żeby ktoś mówił za nią…

 

Zaczęliśmy rozmawiać. Pół godziny minęło jak z bicza strzelił. Uświadomiłem sobie, że darzę Beatę dużą sympatią i nie mogłem pojąć, że o niej zapomniałem.

Wybacz, tu brakuje emocji, mamy tylko dwa zdania o tym, że fajnie im się razem rozmawiało. To za mało. Opowiadanie musi bazować na scenach lub dialogach, inaczej brakuje mu głębi.

 

Dlatego błagam cię bądź ze mną

Przecinek po „cię”.

 

Samo wyznanie Beaty… Ale że co? Tak nagle, po trzydziestu minutach deklaracja wielkiej miłości do kogoś, kogo nie widziała od 12 lat i nic ich nie łączyło? Naciągane.

 

Kiedy miała go pocałować, na szczęście ugryzła. To na plus. Tylko wiesz, widzę tu poważną dziurę fabularną: skoro była tak zadziwiająco silna, to po co wyznawała mu tą miłość, skoro przy ataku była górą i nie potrzebowała tej przewagi?

 

Opowieść Beaty – to takie typowe… W opowiadaniach niestety funkcjonuje schemat, w którym zły bohater robi coś złego i po wszystkim tłumaczy, oczywiście od początku snując długą i szczegółową historię, dlaczego to zrobił.

I tutaj mamy to samo. Historia Beaty jest nudna, pełna niepotrzebnych szczegółów (po co opisywać włosy Szymona? Co one mają do tej historii?).

 

Do ciebie mój kochany.

Przecinek przed „mój”.

 

Ale pewnie jeszcze w innych miejscach czegoś brakuje, jestem na razie zawieszona… mój mózg jest zawieszony… Historia Beaty… tak bardzo naciągana… Nie wiem, co napisać.

Miałam nadzieję, że ona te teksty o miłości gadała jako pretekst, żeby go skonsumować, a tu się okazuje, że serio? Ale tak serio?

 

Przez ułamek sekundy poczułem co do mnie czuje, jakbym to ja w tej ulotnej chwili był nią.

Poczułem co czuje. Dwa tak podobne słowa się gryzą. Może „poczułem jej miłość”? Banalne, ale i tak pasuje do takiej opowieści.

 

 Na plus zwrot akcji. Bohater chciał umrzeć, a jednak zaczyna pić krew. Widzę, że gdybyś popracował nad opisami, byłoby z nimi lepiej.

 

– Dlaczego? – spytałem – Chciałbym zobaczyć się jeszcze z rodziną.

– O tym zapomnij. Nie mamy czasu.

Kropka po „spytałem”.

 

Sama scena: eee… Serio? Poznaje obcą dziewczynę (tak, 12 lat temu ją widział, ale to za mało), ona przemienia go w wampira, a teraz nakazuje wyruszyć już, natychmiast, do Australii… A bohater się zgadza? Czemu? Jak?

 

Niewiele wampirów żyje w naszych czasach. Ci którzy zdecydują się na to, są bardzo starzy i posiadają silne moce pozwalające im żyć w ukryciu, bądź wychodzić zwycięsko z konfrontacji z wyposażonymi w bardzo nowoczesny i zabójczy sprzęt łowcami.

Brak logiki wrzeszczy na mnie z tekstu. Jak to żyje niewiele wampirów, skoro przed chwilą Beata niefrasobliwie i szybciutko przemieniła głównego bohatera w wampira? A wcześniej Szymon zrobił to samo z nią, mimo że nie musiał, bo podobała mu się Danuta?

 

A co do tych łowców – ach, wyobraziłam sobie Sama i Deana z „Supernatural” i ta pozytywna myśl poprawiła mi nastrój. Kto wie, może przeniosą się magicznie do Polski i zapolują na tego całego Szymona, Danutę i Beatę? Byłoby dobrze.

 

O, prastara grota brzmi dobrze. To mi się podoba, zaskoczyłeś mnie tym w tekście.

 

– Rozumiem, więc że jedziemy na lotnisko?

Przecinek przed „że” zamiast „więc”.

 

Ciężko mi czytać dalej. Ciężko mi komentować na bieżąco, mam tak dużo uwag dotyczących treści i błędów, że braknie mi chyba dnia, żeby wszystko wymienić. Czyta mi się bardzo topornie. Zacznę pisać skrótowo. Nie będę wymieniać wszystkiego, co rzuci mi się w oczy.

 

Związek Beaty i bohatera – nie czuć między nimi chemii, w sumie niczego między nimi nie ma, tylko puste słowa narratora.

Główny bohater bez niczego zabija mężczyznę. Tak nagle stał się potworem. Brakuje tu emocji, jego rozterek, czegokolwiek… Brakuje mi sensu.

Wampir pojawiający się jak komiksowy Superman – no nie, to stanowczo nie moje klimaty.

Wyznanie miłości Beaty i głównego bohatera też nie ma sensu. Żadnej miłości nie widać. Na plus, że stare wampiry też się wzruszyły, zburzyłeś schemat wampirów-wiekowych twardzieli.

 

uśmiechnął się

kropka po „się”.

 

Nie było tu żadnej drogi musieliśmy wejść w gęsty las.

Przecinek po „drogi”.

 

Wchodzą do groty, a ja mogę odetchnąć z ulgą, że koniec. Wymęczyłam to opowiadanie.

Brakowało emocji, opisów, dialogów, wyraźnych bohaterów.

Za to jeśli chodzi o poprawność – nie było źle, nie piszesz tak, że ciężko się odnaleźć w tekście, mogłam w miarę spokojnie czytać, część literówek czy brak przecinków to pewnie niedopatrzenia. Niektóre zdania warto poprawić, żeby były lżejsze.

 

Co mi się podobało? Fakt, że wampiry tworzą coś na kształt organizacji pomagającej sobie, nawet świeżakom, w przedostaniu się do groty. I sam pomysł groty też był świetny, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Z drugiej strony, czy w roku 1294 nie było więcej wampirów? Skoro niektóre żyły tak długo… To w tych czasach z groty, chyba miały swoje lata świetności? A skoro tak, to czy łowców nie powinno być tam więcej?

Na logikę – jeżeli w obecnych czasach wampirów jest mało, to czemu cieszą się taką „popularnością” w tropieniu ich przez łowców? Jak widzisz, sporo tu niedociągnięć. Ale powtarzam – sam pomysł dotarcia do groty, która przeniesie w lepsze czasy dla wampirów, był fajny. Dał mi powód do rozmyślań. Dał mi wyobrażenie o tym, że może gdzieś tam istnieje pewna grota, która przenosi wampiry w inne czasy, według nich lepsze niż obecne.

 

Opowiadanie pewien potencjał ma, samo to, że piszesz, jest najważniejsze. Doskonalić się będziesz z każdym tekstem. Trzeba ćwiczyć, dużo czytać, dużo pisać. ;)

Pomyśl, co zrobić, żeby uatrakcyjnić ten tekst. Najpierw początek. Wyobraź sobie film, w którym bohater siedzi przed komputerem, przegląda pocztę, czyta maila o nieznanej dziewczyny, odpisuje, umawia się na spotkanie. Czy to nie jest oklepane? Czy nie chcesz wymyślić czegoś innego? Wymyśliłeś grotę, masz wyobraźnię, może idź w tym kierunku, może zacznij niestandardowo? Może zmień perspektywę? Może zacznij od Beaty? Od jej szaleństwa?

 

Jeśli zaczynasz od głównego bohatera i pokazujesz go jako zwykłego chłopaka, to zmień jego postrzeganie przemiany. Nie może być tak, że normalny człowiek na luzie reaguje na przemianę w wampira i zabija z zimną krwią. Jeżeli zamierzasz to zostawić, pomyśl, co mogłoby sprawić, że ucieszyłaby go taka przemiana. Może był prześladowany przez rówieśników? Może chciał mieć moc, która pomogłaby się odegrać? Nie musi oczywiście się odegrać w tekście, ale niech ma coś, co nas nim zainteresuje. A może niech będzie kimś, kto prześladuje słabszych, co ma kodeks moralny w poważaniu i zamiana w wampira byłaby dla niego korzystna, fajna?

 

Widzisz, brakuje chemii między bohaterami, więc na tym też warto się skupić. Poczytaj sobie opowiadania z romansem w tle, zobacz filmy, zainspiruj się czymś albo sam wymyśl. Czasami wystarczą szczegóły, konkretne upodobania bohaterów.

 

Albo najprościej: niech bohater już wcześniej kocha Beatę, a spotkanie mają nie po 12 latach, a po tygodniu. Niech dziewczyna wróci z wyjazdu z przyjaciółką przemieniona, wtedy samo zagłębianie się w miłość nie będzie dla Ciebie aż tak trudne. ;)

 

W każdym razie, wiele pracy przed Tobą, ale życzę Ci powodzenia.

 

Mam nadzieję, że nie zabolała Cię moja krytyka, a jeśli tak, to przepraszam. Momentami ciężko mi było pisać… Jeżeli postanowisz solidnie poprawić opowiadanie, to obiecuję, że przeczytam jeszcze raz. :)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Miś przeczytał. Bez emocji, bez poczucia krzywdy. Chyba jednak wolał Twoje poprzednie teksty. Może to rezultat niedawnego czytania A.Jadowskiej: “Heksalogia o Wiedźmie”. Powodzenia.

OOOO!!!! Ananke !!!!

 

Muszę ci powiedzieć, że sprawiłaś mi, mojej mamie i babci wielką przyjemność. Wiesz akurat czytałem im komentarze do tego opowiadania i akurat pojawił się twój. Przeczytałem go na głos.

 

Mama mi powiedziała, że muszę bardzo podziękować za to ile pracy włożyłaś w komentarz do mojego tekstu. I, że zrobiłaś to bardzo wnikliwie. 

 

Ja naprawdę się bardzo cieszę, że jestem poważnie traktowany :))) Kurczę, mam taki pomysł, żeby napisać dalszy ciąg przygód dwojga bohaterów. Wezmę pod uwagę wszystkie rady i mam już nawet kilka pomysłów. :)

 

Serdecznie pozdrawiam, do następnego :)

 

PS.

fajowo

Jestem niepełnosprawny...

Hej Koala75 !!

 

:)))))))) Super, że przeczytałeś. Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Gratuluję wiekowej babci. :) Fajnie, że razem z Twoją mamą interesują się opowiadaniem. ;)

 

Mam nadzieję, że rady pomogły i że opowiadanie na spokojnie poprawisz. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Hmmm. Nie przepadam za romansami, więc miałeś pod górkę.

Odnoszę wrażenie, że za bardzo mówisz, że coś jest jakieś tam, zamiast to pokazać. Beata wielokrotnie deklaruje swoją wielką miłość, ale ja jej w ogóle nie widzę. Czy zakochana kobieta zamieniłaby wybranka w wampira wbrew jego woli? Czy postawiłaby go przed wyborem: wampiryzm albo śmierć? To gwałt, a nie żadna miłość.

Dziewczyna się przeprowadziła, a chłopak nie musi spytać o nowy adres?

Bohaterowie niby mają jakieś kłopoty, ale problemy same się rozwiązują, bez wysiłku z ich strony. Dobrze jest rzucić swojemu bohaterowi kłody pod nogi, bo wtedy czytelnik będzie mu kibicował. A lot do Australii w charakterze pasażera nie jest aż tak trudny, żeby wzbudzić współczucie, chęć pomocy itp.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!

 

Wszystkie uwagi trafiają do mojego wielkiego serca :))))) bo faktycznie masz rację. Wszyscy macie.

 

Planuję jutro zacząć pisać kontynuację… 

Jestem niepełnosprawny...

Finkla zapomniałem pozdrowić. Sory musiałem czegoś się napić :)

Jestem niepełnosprawny...

A dzięki, też pozdrawiam. Rodzinę również. :-)

Babska logika rządzi!

Cześć,

 

dla mnie końcówka nie zagrała, takie urwane to zakończenie. Myślę, że raz na jakiś czas dobrze jest wrócić do starego, dobrego schematu: wstęp, rozwiniecie, zakończenie. Atrakcyjne jest także, kiedy w fabule pojawia się jakaś tajemnica, która na końcu jest rozwiązania, albo następuje “plot twist” zaskakujące wydarzenie, które sprawia, że jakiś element fabuły jest zupełnie inny niż się wydawało przez całą historię – np. Beata jest łowczynią wampirów i zabija wszystkich w grocie ;)

 

Serdeczenie pozdrawiam Ciebie i całą rodzinę!

 

Che mi sento di morir

Witam BasementKey !!!

 

Ja za tydzień jadę na wakacje na tydzień. Robię sobie więc dwutygodniową przerwę :) Wrócę naładowany z naładowanymi akumulatorami. Dzięki za rady.

 

A co to było z tym spotkaniem? Miało być jakieś spotkanie a wszyscy nabrali wody w usta jak się zapytałem na shoutboxie. Myślałem, że jakieś zdjęcia zobaczę, zwłaszcza dziewczyn :) (przy okazji fajnie, że dałeś swoje foto)

 

Również pozdrawiam!!! Dzięki :)

Jestem niepełnosprawny...

Ładuj akumulatory, pewnie, miłego wypoczynku :)

 

Jeżeli chodzi o spotkania to widzę, że w tym wątku się coś dzieje: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/26423

 

Dodanie zdjęcia jest okej, też tak myślę, ale nie każdy ma takie podejście ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Mam mieszane uczucia. Bardzo podoba mi się pomysł groty, a konwencja wspierających się wampirów jest dość oryginalna bo zwykle to egoiści (tu niekoniecznie mi się podoba sam pomysł, ale doceniam pewną świeżość).

Język jest momentami dość “suchy”, brakuje ciekawych dialogów, didaskaliów, opisów.

Co więcej podczas czytania miałem trochę poczucie, jakbym czytał prostą historię napisaną przez młodego wiekiem autora, skąd to się wzięło nie wiem, choć się domyślam. Myślę, że to kwestia stylu + kształtu fabuły – wszystko dzieje się dość szybko, bez jakichś zaskoczeń i zawiłości.

Ogólnie nie było najgorzej jednak raczej mniej fajnie niż bardziej ;)

Cześć Piotr. W. K. !!!

 

Powiem ci, że bardzo mnie cieszy mnie twoja ocena. Fajnie, że jest coś na plus. A minusy to z czasem wyplenię :). Jestem przekonany, że następne opowiadanie napiszę lepsze!! ! Fajnie, że napisałeś nad czym trzeba popracować. Nie widzę powodu dla którego miałbym nie zrobić postępów tak jak zrobiłem od moich początkowych opowiadań.

 

Pozdrawiam!! !

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Język jest momentami dość “suchy”, brakuje ciekawych dialogów, didaskaliów, opisów.

Wydaje mi się, że to właśnie kwestia stylu. W mojej ocenie opowiadania Dawida, przynajmniej na ten moment, stoją bardziej pomysłem, ciekawym podejściem do tematu niż światotwórstwem czy porywającymi dialogami. I to jest okej dla mnie :)

Che mi sento di morir

Na początku zaczęłam kręcić nosem, na miłość przeterminowaną przez dwanaście lat, ale jeśli wampiry to co innego;) Opowieść taka bardziej bajkowa, ale trzyma się kupy. 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję Ambush !!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka