Historia, którą chcę opowiedzieć, ma początek pewnej sobotniej nocy.
Było już koło pierwszej, kiedy skończyłem grać w komputerową strategię. Przed wyłączeniem peceta sprawdziłem jeszcze swoją skrzynkę pocztową e-mail. Oprócz kilku reklam, była w niej jedna nowa wiadomość od nieznanej mi osoby o pseudonimie „biedronka84”. Kliknąłem zaciekawiony, by ją przeczytać. Miała załącznik. Natomiast treść była następująca:
„Cześć Marek! Nazywam się Beata Krupka, byliśmy razem na obozie w Czernej w roku dwa tysiące pierwszym. Kilka dni temu przeprowadziłam się do Katowic. Pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać i powspominać co nieco. Jeśli się zgadzasz, proponuję u mnie wieczorem w niedzielę koło dwudziestej. A jak ci nie pasuje to podaj inny termin, chyba że w ogóle nie chcesz się spotkać. W każdym razie odpisz! Dla przypomnienia załączam grupowe zdjęcie.”
Pod spodem był podany adres.
Słabo pamiętałem wyjazd do Czernej, minęło od tamtego czasu dwanaście lat. Nie mogłem też przypomnieć sobie żadnej Beaty Krupki. Otworzyłem załącznik i wtedy mnie oświeciło. Na zdjęciu ujrzałem grupę nastolatków z domalowaną czerwoną strzałką wskazującą jedną z dziewczyn – Beatę. Wróciły wspomnienia, była jedną z najładniejszych dziewczyn, które wtedy znałem.
Po krótkim zastanowieniu odpisałem, że mi pasuje i jesteśmy umówieni. Wyłączyłem komputer i nieco podekscytowany, w dobrym humorze poszedłem spać.
&&&
Muszę przyznać, że nie mogłem się doczekać spotkania. Cały dzień byłem podniecony i radosny. O dziewiętnastej trzydzieści wyszedłem z mieszkania. Potem zaglądnąłem jeszcze do Żabki, by kupić niedrogi prezent – czekoladę. Następnie wziąłem taksówkę i chwilę później byłem pod domem mojej znajomej. Z uwagi, że był styczeń zrobiło się już ciemno i drogę oświetlały latarnie. Stał tu samotny domek, w którym było zapalone światło.
Ktoś wyjrzał przez okno i po chwili drzwi otworzyły się i wybiegła Beata.
– Cześć Marek!!! – krzyknęła i uściskała mnie, a ja nieco zdziwiony tak serdeczną reakcją odwzajemniłem uścisk.
Zaprosiła mnie do środka. Dałem jej prezent i usadowiłem się na wskazanym fotelu w pokoju gościnnym, ona rozpakowała czekoladę i poczęstowała mnie sama mówiąc, że jest na diecie. Zaczęliśmy rozmawiać. Pół godziny minęło jak z bicza strzelił. Uświadomiłem sobie, że darzę Beatę dużą sympatią i nie mogłem pojąć, że o niej zapomniałem.
W pewnym momencie, gdy na chwilę oboje zamilkliśmy, spuściła wzrok i zauważyłem, że coś ją trapi.
– Co się stało? – zapytałem.
Zmienionym, zalęknionym tonem głosu powiedziała:
– Muszę ci coś wyznać. Tak naprawdę wyłącznie dlatego tu przyjechałam.
– Słucham – odparłem bardzo zaciekawiony.
– Pewnie nie wiesz, że na obozie dwanaście lat temu bardzo się w tobie zakochałam.
Zdziwiłem się tym wyznaniem. Faktycznie nie wiedziałem.
– Wtedy myślałam, że to normalne i będzie jeszcze wielu chłopaków, w których się zakocham. Prawda okazała się dla mnie jednak bardzo bolesna. Nigdy do nikogo nic takiego już nie poczułam. Wiele na ten temat czytałam, nawet byłam u psychologa. Teraz wiem, że takie uczucie zdarza się między ludźmi jeden raz na milion albo i jeszcze rzadziej. Dlatego błagam cię bądź ze mną. Razem będziemy szczęśliwy, tak długo jak długo będzie istniał świat.
To wyznanie było dla mnie tyle samo zaskakujące, co przyjemne, do tego trochę dziwne. Zanim coś odpowiedziałem zbliżyła się do mnie i myślałem, że chce mnie pocałować. Ona jednak mnie ugryzła. Nie miałem pojęcia co się dzieje, próbowałem się bronić, odepchnąć ją, ale unieruchomiła mi ręce, była zadziwiająco silna. Piła krew przyssana do mojej szyi. Trwało to kilkadziesiąt sekund. Gdy skończyła, byłem tak słaby, że nie mogłem nawet wstać.
Wtedy zaczęła opowiadać, a ja bezwładnie osunięty w fotelu słuchałem.
– Dziewięć miesięcy temu pojechałam z przyjaciółką Danutą na wakacje do Egiptu. Było wspaniale. Jeździłyśmy na wielbłądach, oglądałyśmy piramidy… Potem czekał nas nocleg w pewnym domu, gdzie wcześniej przez internet Danuta zrobiła rezerwację. Po dotarciu na wskazany adres, a było popołudnie, na drzwiach tego domu, który okazał się dużą rezydencją, wisiała przypięta kartka z informacją w języku polskim. Pisało na niej, że gospodarz zjawi się po zmroku. Dalej były instrukcje, który pokój jest do naszej dyspozycji. Zakwaterowałyśmy się. Gdy nadeszła noc, ktoś zapukał do drzwi. Po ich otwarciu naszym oczom ukazał się niezwykle przystojny mężczyzna. Miał ciemne włosy średniej długości, był także wysokiego wzrostu. Wyglądał na około czterdzieści lat. Mówił po polsku, a przedstawił się jako Szymon, okazał się bardzo miły i nawet zaproponował nam kolację. Byłyśmy jednak już najedzone. Po przyjacielskiej rozmowie, pożyczył nam spokojnej nocy i wyszedł. Leżąc w łóżkach rozmawiałyśmy trochę, między innymi o tym jak przystojny i uprzejmy jest gospodarz, potem szybko zmorzył nas sen. Gdy się obudziłam początkowo nie rozumiałam co się dzieje. Jak to pojęłam doznałam niemałego szoku, ktoś pił krew przyssany do mojej szyi. Był to gospodarz Szymon. Nie miałam siły go odepchnąć. Kręciło mi się w głowie. Gdy skończył, wytarł pobrudzone krwią usta. Wtedy zauważyłam, że Danuta nie śpi tylko mętnym wzrokiem wpatruje się we mnie.
Wampir roztoczył przed nami wizję niezwykłego, szczęśliwego i wiecznego życia, które mogłybyśmy prowadzić, a potem zadał pytanie: czy chcemy być nieśmiertelne, czy teraz umrzeć? Naprawdę bez względu na wszystko obie chciałyśmy żyć, byłyśmy przecież młode. Więc mając naszą zgodę przemienił nas. Potem okazało się, że ów wampir mający jak twierdził blisko tysiąc trzysta lat, został opuszczony przez swoją towarzyszkę po dwustu latach wspólnego życia. Chciał kogoś mieć, a Danuta bardzo mu się spodobała.
Szymon zabrał nas na długą i wspaniałą podróż, uczył jak prowadzić nowe wampirze życie i opiekował się nami. Był bardzo bogaty, więc mieszkając w najdroższych apartamentach zwiedzałyśmy różne niezwykłe miejsca w Afryce, a potem na innych kontynentach. Widziałam, że Danuta jest szczęśliwa, a ja z czasem stałam się im kulą u nogi. Odczuwałam też samotność, brakowało mi rodziny, ale z oczywistych powodów musiałam o niej zapomnieć. Wtedy postanowiłam, zdecydowałam! Opuściłam Szymona i Danutę by ruszyć za głosem serca. Do ciebie mój kochany. Czy chcesz, wiecznie młody cieszyć się ze mną nieśmiertelnym życiem? W innym przypadku umrzesz.
Zastanawiając się nad jej propozycją czułem wściekłość. Nie odwzajemniałem aż tak jej uczucia. Do tego byłem katolikiem. Miałem zabijać ludzi i pić ich krew? A gdybym kogoś teraz miał? Nie!
– Nie zgadzam się! – krzyknąłem resztką sił.
Gdy to usłyszała, zaczęła szlochać. Jednak to nie zmieniło mojej decyzji. Życie tliło się we mnie jeszcze przez pewien czas, a Beata czuwała przy mnie opowiadając mi jak szczęśliwa była jej przyjaciółka i zapewniała jak szczęśliwy będę również ja, gdy zgodzę się na jej propozycję. W końcu zamknąłem oczy i już miałem odpłynąć gdy w ustach posmakowałem lepkiej, ciepłej krwi. Zrobiła to – pomyślałem. Przegryzła nadgarstek i wbrew mojej woli poczęstowała mnie swoją krwią. Miała słodki smak. Przez ułamek sekundy poczułem co do mnie czuje, jakbym to ja w tej ulotnej chwili był nią. Wtedy zrozumiałem. Naprawdę darzyła mnie szczerym, gorącym uczuciem. Bez względu na wszystko, nie mogłem się powstrzymać, zacząłem pić. Czułem jak wracają mi siły.
&&&
Zadziwiające jak szybko wybaczyłem jej, że przemieniła mnie wbrew mojej woli. Teraz zamiast złości przepełniała mnie radość, to była jakaś dziwna magia.
– Musimy jak najszybciej dostać się do Australii – oświadczyła Beata.
Fizycznie nie czułem się dobrze, bolały mnie wszystkie mięśnie i kręciło mi się w głowie. Pełna przemiana miała dokonać się dopiero po moim pierwszym pożywieniu się krwią człowieka.
– Dlaczego? – spytałem – Chciałbym zobaczyć się jeszcze z rodziną.
– O tym zapomnij. Nie mamy czasu.
Pośpieszne wsiedliśmy do nowego Fiata Brava, który czekał w garażu. Następnie niezwłocznie ruszyliśmy w drogę.
Moja towarzyszka zaczęła wyjaśniać:
– Musimy dostać się do Australii zanim namierzą nas łowcy. Niewiele wampirów żyje w naszych czasach. Ci którzy zdecydują się na to, są bardzo starzy i posiadają silne moce pozwalające im żyć w ukryciu, bądź wychodzić zwycięsko z konfrontacji z wyposażonymi w bardzo nowoczesny i zabójczy sprzęt łowcami. Natomiast w Australii znajduje się prastara grota, będąca dla wampirów świętym miejscem. Gdy do niej wejdziemy zostaniemy przeniesieni o kilkaset lat wstecz w bardziej bezpieczne dla wampirów czasy. To magiczne miejsce promieniuje swoją magią na całą Ziemię i przez to żaden człowiek, nigdy nie dowiedział się o jego istnieniu. Jednak profilaktycznie jest strzeżone przez wampiry, które mają nawet dziesięć tysięcy lat.
– A światło słońca, zabija wampiry?
– Powoduje ból i bardzo osłabia, dlatego w bagażniku mam mnóstwo olejku do opalania z najmocniejszym filtrem.
– Rozumiem, więc że jedziemy na lotnisko? – spytałem nieco zmieniając temat.
– Nic podobnego – odparła Beata – to by było zbyt niebezpieczne. Jest łatwiejszy sposób, by dostać się do jaskini. W Niemczech w małym miasteczku Luneburg mieszka pewien wampir, który swoim samolotem przewiezie nas do Australii.
Jadąc słuchaliśmy radia jednocześnie rozmawiając. Rozmowa kleiła się, mieliśmy sobie wiele do powiedzenia i byliśmy bardzo szczęśliwi. Gdy słońce zaczęło wschodzić Beata zatrzymała samochód przy jakimś motelu na uboczu. Po zapłaceniu za pokój, kochaliśmy się w nim długo i namiętnie. Nie było żadnego ryzyka, gdyż wampiry są bezpłodne. Potem po kilkugodzinnym śnie, gdy z powrotem nadeszła noc ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie poczułem się głodny i powiedziałem o tym Beacie. Odparła, że ona też musi się pożywić.
Wampiry posiadają niezwykle rozwinięty instynkt jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia. Tak więc, gdy na jednym z parkingów, przy autostradzie zauważyliśmy samotnego tira, Beata poczuła, że to świetna okazja na bezpieczny posiłek.
Obudziła kierowcę, który uciął sobie drzemkę na rozłożonym siedzeniu wewnątrz swojego pojazdu i zadała absurdalne pytanie o drogę. Gdy ten wyszedł wyraźnie zły, zaatakowałem go. Kły wysunęły mi się samoczynnie, sam nawet nie wiem kiedy. Potem wbiłem je w szyję nieszczęśnika i długo piłem. Smak krwi okazał się słodki niczym nektar. Gdy się posiliłem, moja przemiana zaczęła przechodzić końcowe stadium. Czułem się inaczej i z pewnością lepiej. W ciągu kilkunastu minut moje ciało obrosło mięśniami, jakbym dziesięć lat systematycznie chodził na siłownię. Zacząłem też świetnie widzieć w ciemności, wyostrzył mi się węch, a także byłem pewny, że znacznie wzrósł mi iloraz inteligencji.
Jeden człowiek spokojnie wystarczał nawet na kilka wampirów. Tak więc po mnie pożywiła się Beata. Zwłoki porzuciliśmy kawałek dalej, by nie zostały zbyt szybko odnalezione i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Bezproblemowo minęło około sześciu godzin. Dwie trzecie drogi było za nami, byliśmy w świetnych humorach.
I wtedy nagle na autostradzie zrobił się niewielki korek. Nie miał miejsce żaden wypadek, to była blokada. Samochody stawały na jakąś kontrolę. Beata zaklęła:
– Cholera! To łowcy. Trzeba było staranniej ukryć ciało.
– I co teraz zrobimy? – cała radość jaką przed chwilą czułem prysła, a zastąpił ją paniczny strach przed śmiercią.
– Wezwiemy pomoc – odparła.
Po zatrzymaniu auta sięgnęła do zegarka na swojej ręce, potem nacisnęła jeden z przycisków.
– To jest nadajnik, który dał mi Szymon jeszcze w Egipcie, za jakiś czas ktoś przybędzie nam na pomoc. Do tej pory musimy przeżyć.
Potem odwróciła się do mnie i powiedziała:
– Teraz zostawiamy samochód i biegniemy ile sił w nogach w stronę lasu.
Posłuchałem jej i zanim ktokolwiek się zorientował byliśmy już paręset metrów od autostrady, blisko lasu.
Odkryłem, że potrafię biec bardzo szybko i długo bez odpoczynku. W końcu jednak oboje zdyszani zatrzymaliśmy się. W oddali na niebie pojawiły się dwa helikoptery oświecające teren mocnymi reflektorami. Czas jednak grał na naszą korzyść.
– Z pewnością spuścili psy, które w obrożach mają nadajniki – powiedziała Beata.
Szliśmy przez chwilę, zmęczenie jednak minęło bardzo szybko. Ponownie ruszyliśmy biegiem. Psy myśliwskie musiały zwęszyć trop bo helikoptery leciały w naszym kierunku.
Od opuszczenia samochodu minęło może dwadzieścia, dwadzieścia pięć minut, kiedy pogoda nagle diametralnie się zmieniła. Rozszalała się potężna śnieżyca i zaczął wiać bardzo silny wiatr.
Po chwili, z nieba niczym komiksowy Superman, przecząc prawom fizyki pojawił się wampir. Musiał być bardzo stary, biorąc pod uwagę jego potężne moce. Gdy osiadł na ziemi miałem okazję przez moment mu się przyjrzeć. Wyglądał jak zwykły człowiek, z wyjątkiem oczu. W jego spojrzeniu była ogromna, zdobyta przez setki lat życia mądrość, a także wybitna inteligencja.
– Mocno się mnie chwyćcie – powiedział.
Zrobiliśmy to, a on uniósł się bardzo wysoko prawie do chmur, zostawiając za sobą wywołaną burzę.
Ten lot, był dla mnie przyjemnością nie do opisania, choć trochę się bałem. Żałowałem, że nie trwał dłużej. W okamgnieniu dotarliśmy do do celu naszej podróży.
Wampir, którego szyi z jednej strony trzymałem się ja, a z drugiej Beata, zaczął obniżać lot i po chwili pod nami ujrzałem dom, a także hangar i pas startowy dla samolotów.
Gdy znów staliśmy na ziemi, serdecznie podziękowaliśmy Adamowi, bo tak miał na imię nasz wybawiciel.
– Drobnostka – odparł. – Żyjąc w tych czasach zgodziliśmy się na pewną odpowiedzialność i musimy sobie pomagać.
Przed domem na krześle siedział mężczyzna o długich siwych włosach i palił papierosa. Dzieliło nas może dziesięć metrów, a on nagle w ułamku sekundy znalazł się blisko naszej trójki. Nie zdziwiło mnie to bardzo, gdyż Beata opowiedziała mi już jakie nadludzkie moce mają starzy krwiopijcy.
Potem rozłożył ramiona i uściskał Adama na co ten odpowiedział tym samym.
– Czy macie ochotę się pożywić? – zapytał po polsku.
Wszyscy odmówiliśmy, w żyłach naszej dwójki płynęła jeszcze niestrawiona krew z niedawnego posiłku. Adam też nie był głodny. Nie pytałem gospodarza kogo krwią chciał nas poczęstować. To Beata także mi już wyjaśniała. Otóż wampiry, że tak powiem ustatkowane, mieszkające w jednym miejscu, najmują liczną służbę od której spijają nie za duże ilości krwi, a potem przy pomocy hipnozy wymazują im to z pamięci.
Mowa tu o krwiopijcach żyjących co najmniej pięćset lat. Te wszystkie umiejętności, które są niezwykle pomocne trzeba bardzo długo trenować.
Wampir, właściciel ziemi na której staliśmy o imieniu Michael przyniósł krzesła i usiedliśmy wszyscy na ganku. Przyjaciele rozmawiali ze sobą chwilę o swoich sprawach, my przysłuchiwaliśmy się temu, później pogawędka zaczęła dotyczyć nas.
Oboje wiekowi krwiopijcy byli zgodni co do tego, że musimy być bardzo w sobie zakochani. Powiedzieli, że wyczuwają – jak to nazwali – „niezwykle silną aurę miłości” i że spotkali się z czymś takim pierwszy raz w swoim naprawdę długim życiu.
Wtedy Beata wzruszyła się i z oczu pociekły jej łzy. Wytarła je i powiedziała do starych wampirów:
– Ja go tak mocno kocham. Myślę ciągle tylko o nim. Gdy jest blisko mnie jestem najszczęśliwsza. To nie jest normalne, to szaleństwo.
Adam i Michael pokiwali głowami i zdumiałem się, gdyż zauważyłem, że ich oczy również zwilgotniały, byli wzruszeni.
Podszedłem do mojej dziewczyny, pocałowałem ją w policzek i przytuliłem.
– Ja też cię kocham – powiedziałem.
Chwilę później Adam pożegnał się, życzył nam szczęścia i uniósł wysoko by po chwili zniknąć z naszych oczu.
&&&
Wyruszyliśmy następnego dnia, gdy tylko słońce schowało się za horyzontem. Samolot, którym przyszło nam lecieć był niewielką awionetką, ze znacznie powiększonymi zbiornikami paliwa i przyciemnionymi szybami. Podróż miała trwać około doby.
Początkowo lot był frajdą, ale później zacząłem się nudzić. Z uwagi na hałas, który generował samolocik, rozmowa była niemożliwa, dlatego często zaglądałem na zegarek.
W pewnym momencie, kiedy z moich obliczeń do celu została jeszcze tylko najwyżej godzina, zacząłem odczuwać coś dziwnego. Jakby przyciąganie. Źródło tego magnesu znajdowało się przed nami na dole. Po zamknięciu oczu pod powiekami miałem pulsujący, kolorowy punkt.
Zerknąłem na Beatę a ona na mnie. Zrozumiałem, że również to odczuwała.
W końcu wylądowaliśmy. Wokoło zaniedbanego, starego lotniska rósł gęsty, wiecznie zielony las. Całą trójką opuściliśmy awionetkę. Michael musiał zatankować paliwo. Zapytałem go o dziwne uczucie przyciągania, choć byłem pewny, że znam odpowiedź.
– Każdy wampir to odczuwa. Święta grota od zawsze nas wzywa – odparł.
Potem jeszcze dodał:
– Na miejsce dotrzecie w jakieś dwie godziny. Powodzenia – uśmiechnął się – Może zobaczymy się za kilkaset lat.
Pożegnaliśmy Michaela i ruszyliśmy w stronę, gdzie przyciągała nas tajemnicza siła. Nie było tu żadnej drogi musieliśmy wejść w gęsty las.
Wiedziałem już, że wampirom nie straszne są jadowite zwierzęta, węże dusiciele i inne okazy fauny, które żyły w australijskim lesie, a których bali się ludzie. Ale maczeta by się nam przydała. Czasami mieliśmy problem, by przebrnąć przez gęste krzaki.
W końcu dotarliśmy do dużej trzymetrowej kamiennej rzeźby przedstawiającej mężczyznę z długimi kłami. Kilkanaście metrów dalej, znajdował się cel naszej podróży. Beata uściskała mnie i wymieniliśmy długi pocałunek. Grota była nieduża i obrośnięta zielonymi pnączami. Trzymając się za ręce, weszliśmy do środka.
Wewnątrz nie rosły żadne rośliny, nie było tu też choćby jednego owada. Kawałek dalej na idealnie gładkich ścianach, znajdowały się piękne malowidła przedstawiające twarze. Nie jestem znawcą ale myślę, że takich portretów nie powstydzili by się najwybitniejsi malarze.
Twarze należały do kobiet i mężczyzn w różnym wieku. Poza kilkoma wyjątkami nie było tu jednak dzieci.
Korytarz z tą piękną galerią ciągnął się bardzo długo, myślę, że więcej niż kilometr. W końcu zobaczyliśmy wyjście.
– Popatrz na to – moja dziewczyna wskazała palcem na ścianę.
Na naszych oczach, jakby pod ruchami niewidzialnych pędzli powstawały rysunki dwóch twarzy, mojej i Beaty.
Chwilę później opuściliśmy jaskinię i znaleźliśmy się na bardzo zachwaszczonym polu, gdzie kiedyś zapewne hodowano warzywa. Niedaleko stał dom, równie zaniedbany i jak się okazało później, opuszczony.
Ku naszemu zaskoczeniu korytarz, z którego wyszliśmy zniknął.
To koniec (albo może początek) mojej historii. Dopowiem jeszcze, że znaleźliśmy się w Polsce w roku tysiąc dwieście dziewięćdziesiątym czwartym.
Z Beatą jesteśmy bardzo szczęśliwi i niczego nie żałuję. Ale ona twierdzi, że kocha mnie tysiąckrotnie bardziej niż ja ją. Nazywa to uczucie „szaleństwem”. Postanowiłem, zgłębić ten problem. Mam na to wieczność.