- Opowiadanie: ANDO - Prywatne piekło (18+)

Prywatne piekło (18+)

Wszystkie zdarzenia, miejsca oraz postacie ukazane w tym opowiadaniu stanowią fikcję literacką, powstały w wyobraźni autorki i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

 

Krótkie wyjaśnienie: litera F to szósta litera łacińskiego alfabetu, dlatego kojarzy się z diabłem.

Miłej lektury.

 

Podziękowania z betę dla:

Sary Winter

Kronosa.maximusa

Krzkota1988.

 

Opowiadanie jest specyficzne, wiele wyjaśnia się za pierwszymi drzwiami.

 

 Paweł jest 30-let­nim po­li­cjan­tem, mężem i ojcem dwój­ki dzie­ci. Pod­czas noc­nych pa­tro­li uwiel­bia prze­jeż­dżać osie­dlem, które za­miesz­ku­je jego ko­chan­ka.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Prywatne piekło (18+)

 

 Tra­fi­łem do raju. Dia­bel­nie go­rą­cego. Do­ty­ka­łem gład­kiej skóry, pie­ści­łem szczu­płe ciało Syl­wii. Kiedy wy­gi­na­ła się w łuk, jasne włosy i twarz z małym no­skiem wy­glą­da­ły jesz­cze pięk­niej.

Czu­łem, że dłu­żej nie wy­trzy­mam. Wsu­ną­łem się w nią po­wo­li, pa­trząc na jej roz­chy­lo­ne usta, na­brzmia­łe od po­ca­łun­ków. Przy­ci­sną­łem ją umię­śnio­ną klatą do ma­te­ra­ca. Uwiel­bia­łem, kiedy była cała moja i drża­ła z roz­ko­szy.

– Pa­weł­ku, ko­cham cię – szep­nę­ła, głasz­cząc mnie po ogo­lo­nej gło­wie.

Oplo­tła no­ga­mi moje bio­dra. O tak, kotku!

Nagle po­czu­łem szar­pa­nie za ramię. Co jest?! Dziw­na siła wy­rwa­ła mnie z objęć Syl­wii, po­wlo­kła w nie­zna­ne.

 

###

 

– Bacz­ność! Do ra­por­tu!

– Młod­szy aspi­rant Kowal mel­du­je się – od­par­łem na wpół przy­tom­ny.

Otwo­rzy­łem oczy. Byłem ubra­ny w granatowy mun­dur i po­li­cyj­ną kurt­kę, sie­dzia­łem za kie­row­ni­cą ra­dio­wo­zu za­par­ko­wa­ne­go przy skle­pie. Deszcz bęb­nił o ka­ro­se­rię.

Zo­ba­czy­łem twarz o po­żół­kłej cerze. Sta­siek śmier­dział ty­to­niem, jakby wy­pa­lił cały wagon fajek.

– Ja pier­do­lę, za­sną­łeś na pa­tro­lu! – za­wo­łał. – Co ty ro­bi­łeś w domu?! Go­rą­ca żonka?

Za­ci­sną­łem zęby. Agata spała w po­ko­ju chłop­ców od sied­miu lat, odkąd się uro­dzi­li, ale nie za­mie­rza­łem tego ujaw­niać.

– Biorę nad­go­dzi­ny – od­par­łem, za­kry­wa­jąc rę­ka­wem wy­brzu­sze­nie w spodniach. Szko­da, że rand­ka z Syl­wią oka­za­ła się tylko snem.

Sta­siek nic nie za­uwa­żył, zaczął wsuwać ka­nap­kę.

– No wiem, chło­pie, jest cięż­ko – stwier­dził, mla­ska­jąc. – Szcze­gól­nie jak masz ro­dzin­kę. Wszę­dzie tylko kasa i kasa. Po­je­ba­ny ten świat.

Dla­cze­go znów wci­snę­li mi tego dzia­da na pa­trol? Ale fakt, przy Aga­cie ostat­nio czu­łem się jak ban­ko­mat. Uwa­ża­ła, że tylko mąż po­wi­nien za­ra­biać.

– Cią­gle do­sta­jesz po­chwa­ły za wzo­ro­wą służ­bę, na chuj ci to? Mało łba ostat­nio nie stra­ci­łeś – powiedział Stasiek.

– Ura­to­wa­łem troje ludzi. Prze­je­dzie­my się – mruk­ną­łem, uci­na­jąc dys­ku­sję.

Włą­czy­łem wy­cie­racz­ki, od­gar­ną­łem nimi po­żół­kłe li­ście z szyby. 

 

###

 

Pro­wa­dzi­łem auto pu­sty­mi uli­ca­mi za­py­zia­łe­go mia­sta. Po bo­kach dziu­ra­wej jezd­ni pły­nę­ły po­to­ki wody, a krzy­we chod­ni­ki za­mie­ni­ły się w ka­łu­że. Wiatr roz­włó­czył pa­pie­ry i re­kla­mów­ki.

Skrę­ci­łem w drogę pro­wa­dzą­cą przez osie­dle, na któ­rym miesz­ka­ła Syl­wia. Lu­bi­łem jeź­dzić tędy po zmro­ku. Ścia­ny blo­ków, z rzę­da­mi za­pa­lo­nych świa­teł, ko­ja­rzy­ły mi się ze stat­ka­mi ko­smicz­ny­mi.

Szu­ka­łem jed­ne­go świa­teł­ka, naj­waż­niej­sze­go, w ka­wa­ler­ce Syl­wii. Wie­dzia­łem, że ona czeka, od­li­cza go­dzi­ny do końca mojej służ­by. Ja też my­śla­łem o niej. Wy­da­wa­ła się ide­al­na: cie­pła, dobra, de­li­kat­na. Mój anioł. Całe serce wkła­da­ła w pracę z nie­peł­no­spraw­ny­mi dzieć­mi. Uwielbiałem słuchać, kiedy z uśmie­chem opo­wia­dała o suk­ce­sach pod­opiecz­nych.

Gdy­bym po­znał ją wcze­śniej, zanim za­li­czy­łem wpad­kę z Agatą i uro­dzi­li się chłop­cy… Teraz mo­głem dać Syl­wii tylko spo­tka­nia w ta­jem­ni­cy.

Wie­dzia­łem, że rano znów przyj­dę do niej, ona rzuci mi się na szyję. Gorące po­wi­ta­nie skoń­czy się w po­ście­li. Póź­niej bę­dzie­my le­że­li ob­ję­ci i ma­rzy­li o nie­moż­li­wym. 

Tego wie­czo­ru ulice osie­dla cał­kiem opu­sto­sza­ły, nie szwen­dał się żaden żul, ani wła­ści­ciel cią­gną­cy psa na smy­czy. Deszcz prze­stał padać. Zro­bi­ło się dziw­nie cicho, nawet wiatr ustał.

Więk­szość okien w blo­ko­wi­sku wy­glą­da­ła jak oczo­do­ły tru­piej czaszki, w miesz­ka­niu Syl­wii też było ciem­no. Nigdy nie kła­dła się spać tak wcze­śnie. Mia­łem złe prze­czu­cia.

Za­brzę­cza­ła moja ko­mó­ra. Dzwo­nek Syl­wii, “Niepokonani” Perfectu, sama mi usta­wi­ła. Ode­tchną­łem, nic jej się nie stało. Nie chcia­łem roz­ma­wiać przy Staś­ku, za­trzy­ma­łem auto na po­bo­czu.

– Zaraz wra­cam – mruk­ną­łem.

Wy­sia­dłem z ra­dio­wo­zu i odszedłem na bok zanim odebrałem.

– Tak, ko­cia­ku?

– Mie­li­śmy w pracy awa­ryj­ną sy­tu­ację, dopiero wróciłam. Przy klat­ce za­cze­pił mnie facet w czar­nym płasz­czu – mó­wi­ła drżą­cym gło­sem.

– Zro­bił ci coś? – do­py­ty­wa­łem.

– Tylko roz­ma­wiał, strasz­nie dziw­nie. Po­wie­dział, że na­zy­wa się Czapa i że na osie­dlu zro­bi­ło się nie­bez­piecz­nie. I jesz­cze… Mówił, że je­stem lek­ko­myśl­na, bo źle wy­bra­łam. Boję się. On na pewno stoi pod blo­kiem. Poszukasz go?

Jasne, spraw­dzę dra­nia. Czapa? Gdzieś już o nim sły­sza­łem.

– Znajdę go, mo­żesz spo­koj­nie iść spać. Obro­nię cię – od­par­łem.

– Je­steś wy­jąt­ko­wy, wiesz? Do zobaczenia.

 

###

 

Nie za­uwa­ży­łem ni­ko­go po­dej­rza­ne­go w po­bli­żu. Po­sta­no­wi­łem zro­bić kilka run­dek autem wokół bloku Syl­wii. Wró­ci­łem do ra­dio­wo­zu, ale Staś­ka już gdzieś po­nio­sło. Nagle usły­sza­łem zza rogu jego głos:

– O, kurwa, co za kutas to zro­bił?! I to lisem!

Zna­la­złem go, stał z petem w zę­bach, wpa­trzo­ny w ścia­nę bloku. W świe­tle la­tar­ni do­sko­na­le wi­dzia­łem napis: "jebać psy", na­sma­ro­wa­ny ol­brzy­mi­mi czer­wo­ny­mi kul­fo­na­mi. Ślady przy­po­mi­na­ły krew. 

Sta­siek do­tknął butem tru­chła lisa le­żą­ce­go na traw­ni­ku. Usły­sza­łem nową wią­zan­kę prze­kleństw. 

Pod­sze­dłem bli­żej ścia­ny, do­pie­ro teraz za­uwa­ży­łem pod­pis.

– FFF Czapa – prze­czy­ta­łem.

Zimny dreszcz prze­szedł mi po ple­cach. Ten sam facet, z któ­rym roz­ma­wia­ła Syl­wia? 

– Musiałeś o nim słyszeć. Zo­sta­wiał taką wi­zy­tów­kę przy zwło­kach. Czapa, Se­ba­stian Paczaw­ski, gwał­ci­ciel i se­ryj­ny mor­der­ca ko­biet. Ostat­ni stra­co­ny przed znie­sie­niem kary śmier­ci – wy­re­cy­to­wał Sta­siek, ani razu nie prze­kli­na­jąc.

 Prawda, mó­wi­li o tym zboku na szko­le­niu. Trzy litery “F” jak trzy diabelskie szóstki.

– Nie uła­ska­wi­li go? – upew­nia­łem się.

Sta­siek wy­szcze­rzył zęby:

– Czapa do­stał czapę. Jesz­cze za sta­rej wła­dzy. Nogi mu tak śmiesz­nie drga­ły jak za­dyn­dał na strycz­ku i w gacie na­robił. Nie pytaj, skąd wiem.

Nie za­mie­rza­łem. Znów roz­dzwo­nił się te­le­fon, piosenka Perfektu za­brzmia­ła groź­nie. Ode­bra­łem.

– Paweł, on tu cho­dzi! Ten facet, który mnie za­cze­piał. Jest na ko­ry­ta­rzu! – pi­snę­ła Syl­wia.

– Już idę. Nie otwie­raj ni­ko­mu! – za­wo­ła­łem.

Coś prze­rwa­ło roz­mo­wę.

– Ogar­nij tego lisa, zaraz wra­cam! – krzyk­ną­łem do Staś­ka.

Nie słu­cha­łem jego wy­wo­dów okra­szo­nych blu­zga­mi, nie mia­łem czasu na tłu­ma­cze­nie. Po­bie­głem w stro­nę bloku Syl­wii. Mu­sia­łem zdą­żyć przed tym dra­niem. Serce wa­li­ło mi w pier­si, zbyt wiele razy wi­dzia­łem otwie­ra­nie zam­ków w kilka se­kund.

 

###

 

Za­dzwo­ni­łem do­mo­fo­nem do Syl­wii. Nic. Nie­do­brze. Jesz­cze raz. Znów cisza. Cho­ler­nie źle. Wy­bra­łem inny numer. Zero od­ze­wu. Do­pie­ro po kilku pró­bach ktoś ode­brał.

– Po­li­cja! Pro­szę otwo­rzyć!

Wresz­cie upra­gnio­ny brzę­czyk. Wbie­głem do ko­ry­ta­rza, winda oczy­wi­ście nie dzia­ła­ła. Prze­ska­ki­wa­łem po dwa stop­nie scho­dów. Byle szyb­ciej. Na piąte pię­tro do­tar­łem już z wy­cią­gnię­tą bro­nią. W ko­ry­ta­rzu ni­ko­go nie za­uwa­ży­łem. Pod­sze­dłem do drzwi miesz­ka­nia Syl­wii. Kiedy na­ci­sną­łem klam­kę, otwo­rzy­ły się, uka­zu­jąc ciem­ne, ciche wnę­trze.

Zdą­żył przede mną?! Ro­ze­rwę gnidę na strzę­py!

Za­pa­li­łem świa­tło w przed­po­ko­ju, wstrzy­mu­jąc od­dech.

Lampa oświe­tli­ła pustą pod­ło­gę. Szu­ka­łem dalej. Pokój. Kuch­nia. Ła­zien­ka. To samo. We­wnątrz nie zna­la­złem ni­ko­go. Zo­stał tylko czar­ny ślad wiel­kiej dłoni na ścia­nie.

Kurwa! Mój ko­ciak do­stał się w łapy ja­kie­goś zboka, kto wie, co taki wy­my­śli. W cza­sie służ­by wi­dzia­łem ich fan­ta­zje. Wcią­gnął ją do któ­re­goś miesz­ka­nia? Prze­cież nie wy­cho­dził z klat­ki.

Ode­zwa­ła się moja ko­mó­ra, dzwo­nek Syl­wii.

– Paweł, to on – jęk­nę­ła.

– Witaj, ry­ce­rzu. Mam twoją księż­nicz­kę. – W te­le­fo­nie ode­zwał się chra­pli­wy, męski głos.

– Do­ga­da­my się. Po­wiedz, czego chcesz? – Sta­ra­łem się za­cho­wać spo­kój, cho­ciaż wszyst­ko się we mnie go­to­wa­ło.

– Przyjdź po nią, masz być sam. Cze­kam w piw­ni­cy.

Ko­mó­ra padła, mimo że ła­do­wa­łem ba­te­rię przed służ­bą. Się­gną­łem po krót­ko­fa­lów­kę. Nie dzia­ła­ła.

Po­gna­łem na dół, o dziwo, od­głos mo­ich kroków ni­ko­go nie wy­wa­bił na ko­ry­tarz. Szyb­ka ana­li­za sy­tu­acji. Trze­ba za­wsze cho­dzić we dwóch na in­ter­wen­cję. Ale ten ban­dzior zo­ba­czy, że wró­ci­łem po Staś­ka. Poza tym nie było czasu.

Zbie­głem wprost do piw­ni­cy. Kiedy za­pa­li­łem świa­tło przy wej­ściu, do­strze­głem kro­ple krwi na pod­ło­dze.

Już nie ży­jesz, by­dla­ku!

Pch­ną­łem drzwi. Za­mknię­te. Wy­wa­ży­łem je kop­nia­kiem.

Z bro­nią w ręku wbie­głem do ko­ry­ta­rza. Za­trzy­ma­łem się, kom­plet­nie za­sko­czo­ny.

 

###

 

We­wnątrz nie zo­ba­czy­łem żad­nych ko­mó­rek piw­nicz­nych, tylko długi, sze­ro­ki ko­ry­tarz oświe­tlo­ny po­chod­nia­mi. Gdzie Syl­wia i ten zwy­rol?! Roz­glą­da­łem się, go­to­wy do strza­łu.

– Pę­kasz, ry­ce­rzu? – roz­legł się chra­pli­wy głos po­ry­wa­cza. – Uzna­je­my, że spi­sa­łeś na stra­ty swoją panią? Ma taką pięk­ną skórę… Na pewno da się ją za­im­pre­gno­wać…

Dziw­ne, w piw­ni­cy ni­ko­go nie było, sły­sza­łem tylko ten głos, do­cho­dzą­cy jakby ze ścian.

– Po­cze­kaj, idę! – za­wo­ła­łem. – Po­trze­bu­jesz kasy? Auta? Mów!

– Chcę za­wrzeć z tobą układ – od­parł. – Sły­sza­łeś, co mówił ten drugi pies. Czapa to ja. Wró­ci­łem i za­miesz­ka­łem w nowym ciele. Nie­ste­ty, jest za stare, poza tym okrop­nie cuch­nie. Wo­lał­bym być młod­szy, przy­stoj­niej­szy, na­pa­ko­wa­ny. Twoje ciało by­ło­by ide­al­ne.

Wró­cił po śmier­ci? Ra­czej po­ży­czył znaną ksyw­kę. Nie ro­zu­mia­łem go, ale pa­mię­ta­łem z firmy, jakie akcje po­tra­fią od­wa­lać psy­cho­pa­ci. Le­piej uda­wać, że mu wie­rzę. 

– Co pro­po­nu­jesz? – za­py­ta­łem.

– Pro­sty układ. Wy­ko­nasz za­da­nia w trzech sa­lach. W czwar­tej cze­kam z dziew­czy­ną. Jeśli tam do­trzesz, oddam ci ją. Je­że­li nie dasz rady, wezmę twoje ciało i duszę. I twoją niu­nię na deser – za­chry­piał, wy­raź­nie za­do­wo­lo­ny z sie­bie.

– Dobra – mruk­ną­łem, pa­mię­ta­jąc, że sza­leń­ców nie można draż­nić.

– Idź przed sie­bie. Spluwę scho­waj, tu nic nią nie zdzia­łasz. Po­wiedz mi, Pa­weł­ku, czego się boisz?

– Ni­cze­go – wark­ną­łem.

– Zaraz się prze­ko­na­my – za­re­cho­tał, po czym umilkł.

Ru­szy­łem ko­ry­ta­rzem, pełen naj­gor­szych prze­czuć. Pa­da­lec wy­my­ślił chorą za­ba­wę. 

Do­tar­łem do drew­nia­nych drzwi. Ktoś przy­bił do nich gwoź­dziem pa­pie­ro­wy sa­mo­lot. Pchną­łem je, otwo­rzy­ły się z gło­śnym skrzy­pie­niem.

 

1.

– Po­spiesz się, gnoju. – Na dźwięk tego głosu nogi się pode mną ugię­ły.

Z ciem­no­ści wy­szedł on. Roz­po­zna­łem krza­cza­ste, wiecz­nie ścią­gnię­te brwi, wście­kłe sta­lo­we oczy, zwa­li­stą syl­wet­kę.

– Co ty sobie wy­obra­żasz?! – za­wo­łał, wy­cią­ga­jąc zza ple­ców sznur od że­laz­ka.

Pa­trzy­łem na niego i nie mo­głem wy­du­sić słowa. Ko­la­na mi drża­ły, serce pod­cho­dzi­ło do gar­dła. To było nie­moż­li­we, a jed­nak się dzia­ło. Jakim cudem nagle znik­nęła moja broń?! Gdzie się po­dział nie­bie­ski mun­dur, gdzie moje wiel­kie bary?! Zna­la­złem się w pie­kle…

Znów byłem chu­dym kilkulat­kiem, a na­prze­ciw­ko stał po­twór.

Mój oj­ciec. Świ­dro­wał mnie wzro­kiem.

– Przy­nio­słeś tróję! Znowu! Ty de­bi­lu! Tłu­mo­ku, bę­dziesz nikim! – darł się tuż przy moim uchu.

Dy­go­ta­łem na całym ciele. Czu­łem się jak kró­lik zła­pa­ny w sidła. Pa­mię­ta­łem, do czego oj­ciec był zdol­ny. Rany z prze­szło­ści wciąż bo­la­ły. Mój kosz­mar wró­cił, znów byłem bez­bron­nym dzie­cia­kiem. Jak ten Czapa to zro­bił?!

Mia­łem ocho­tę uciec. Nie, nie mo­głem. Mu­sia­łem ura­to­wać Syl­wię, pod­jąć chorą grę tego po­pa­prań­ca. Na pewno roz­py­lił coś w ko­ry­ta­rzu, stąd te zwidy.

Prze­cież oj­ciec umarł, jego pro­chy le­ża­ły w urnie, na cmen­ta­rzu. Nie­moż­li­we, żeby dy­szał nade mną. A jed­nak był obok, cho­ler­nie re­al­ny i groź­ny, jak za naj­gor­szych cza­sów.

– Boisz się, żebym nie zo­stał po­li­cjan­tem jak ty? – za­py­ta­łem, sta­ra­jąc się wy­trzy­mać jego wście­kłe spoj­rze­nie.

– Ta­kiej ła­ma­gi nigdy nie przyj­mą. Nie py­skuj!

Jesz­cze bar­dziej zmarsz­czył brwi, za­ata­ko­wał z furią. Tłukł mnie sznu­rem, nie pa­trząc, gdzie bije. Kor­pus, ręce, głowa, tyłek. Miej­sca po ude­rze­niach pa­li­ły ogniem. Po­li­czek pul­so­wał. Do­tkną­łem skóry. Zo­ba­czy­łem krew na ręce.

– Ty gów­nia­rzu, już ja cię na­uczę! – war­czał oj­ciec w amoku.

Świst sznu­ra. Razy prze­ci­na­ją­ce skórę. Pie­ką­cy ból.

– Mu­sisz przejść do na­stęp­nych drzwi, jeśli chcesz grać dalej. Po­ja­wią się, kiedy go po­ko­nasz. – Usły­sza­łem głos Czapy. – Je­że­li zgi­niesz, prze­gra­łeś.

W ciele ma­łe­go chłop­ca wy­glą­da­łem przy ojcu jak wró­bel sto­ją­cy na­prze­ciw ja­strzę­bia.

Za­sło­ni­łem się ta­bo­re­tem przed ko­lej­nym cio­sem, potem dałem nura pod stół.

– Wiesz, co on robił w cza­sie tak zwa­nych de­le­ga­cji? – ode­zwał się Czapa. – Ob­słu­gi­wał eg­ze­ku­cje ska­zań­ców. Moją też. On chce cię zabić. Ode­brać komuś życie zna­czy dla niego tyle, co zjeść ka­nap­kę. On po­zby­wa się śmie­ci. Cie­bie też sprząt­nie, je­steś jego wiel­ką po­raż­ką. Wy­co­fu­jesz się?

– Nie!

Oj­ciec prze­su­nął stół, znów zna­la­złem się w za­się­gu łap tego po­two­ra. Ucie­ka­łem, klu­cząc mię­dzy me­bla­mi, a on gonił mnie po piw­ni­cy, która na­bie­ra­ła kształ­tów na­sze­go daw­ne­go miesz­ka­nia. Ni­g­dzie nie do­strze­głem drzwi. Wie­dzia­łem: w końcu osłab­nę, wtedy mon­strum mnie do­pad­nie.

– Matka ucie­kła, ale ty nie dasz rady – wark­nął oj­ciec, ła­piąc moją rękę. – Za­tłu­kę cię za głu­po­tę.

Od­wró­ci­łem się. Spoj­rza­łem w zimne oczy. Pa­ra­li­żo­wał mnie strach, ale wie­dzia­łem, że nie mogę się pod­dać. Zu­peł­nie jak wtedy, gdy na­mie­rzy­li­śmy metę gangu nar­ko­ty­ko­we­go pełną bia­łe­go prosz­ku. Zbiry po­sta­no­wi­ły się ze­mścić. Do tej pory mia­łem w nocy jeden kosz­mar: od­głos wier­tar­ki, która zbli­ża się do mojej głowy. Nie pro­si­łem bandziorów o li­tość, tylko szko­da mi było synów, że będą do­ra­sta­li bez ojca.

Wtedy od­bi­li mnie kum­ple z od­dzia­łu spe­cjal­ne­go. Teraz byłem sam, jak w dzie­ciń­stwie.

– Nie będę ucie­kał, bo cie­bie już nie ma – po­wie­dzia­łem sta­now­czo. – Je­steś tylko wspo­mnie­niem, ni­czym wię­cej.

Twarz ojca wy­krzy­wił gry­mas gnie­wu. Oczy pło­nę­ły wście­kło­ścią. Cze­ka­łem, aż na moją głowę spad­ną ko­lej­ne razy.

Za­mie­rzył się dło­nią uzbro­jo­ną w sznur, po czym jego po­stać za­częła bled­nąć, aż zu­peł­nie znik­nęła.

A ja sta­łem w piw­ni­cy, znów byłem do­ro­słym fa­ce­tem w po­li­cyj­nym mun­du­rze. Ode­tchną­łem.

W ścia­nie po­ja­wi­ły się drzwi. Wy­sze­dłem na ko­ry­tarz.

– Gra­tu­lu­ję! – Usły­sza­łem chra­pli­wy głos Czapy. – Za­pra­szam do ko­lej­ne­go wy­zwa­nia. Prze­ko­na­łeś się, że wiele po­tra­fię.

– Dosyć mam tej dzi­wacz­nej gry!

– Wo­lisz, żebym zajął się dziew­czy­ną? Wnik­ną­łem w ciało bez­dom­ne­go, który jej pil­nu­je. Wiesz, co on z nią zrobi, zanim ją za­bi­je? Nie chcesz wie­dzieć. Bę­dzie wyła gło­śniej niż na spo­tka­niach z tobą.

Mia­łem ocho­tę sko­czyć mu do gar­dła. Roz­szar­pać skur­wie­la go­ły­mi rę­ka­mi. Po­ja­wi­ła się prze­ra­ża­ją­ca myśl: praw­dzi­wy Czapa ja­kimś cudem wró­cił z za­świa­tów.

– Po­trze­bu­jesz tylko mnie. Przyj­dę, wy­puść ją – wark­ną­łem.

– Jed­nak ci na niej za­le­ży. Czyli jest kimś wię­cej niż tylko dupą do po­su­wa­nia – za­re­cho­tał. – A wiesz, to dziw­ne, Pa­weł­ku. Bio­rąc pod uwagę, co masz na su­mie­niu.

– Cho­dzi ci o moją żonę?

– Pudło. Nie­waż­ne, wy­zwa­nie czeka.

 

2.

Ko­lej­ne drzwi śmier­dzia­ły olej­ną farbą. Na haku wi­sia­ła gra­na­to­wa fu­ra­żer­ka. Czy to zna­czy… Oby nie.

Wstrzy­ma­łem od­dech i otwo­rzy­łem. Moje naj­gor­sze prze­czu­cia się po­twier­dzi­ły. Sta­łem w holu szko­ły po­li­cyj­nej. Z każ­dym kro­kiem prze­ko­ny­wa­łem się, że idę w kie­run­ku naj­gor­sze­go kosz­ma­ru z tam­tych cza­sów.

Mun­dur znik­nął, za­stą­pił go dres, prze­cież za­ję­cia już się skoń­czy­ły. Więk­szość ludzi po­je­cha­ła na prze­pust­kę, świę­to­wać ma­jów­kę. Na­grza­ne po­wie­trze wpa­da­ło przez otwar­te okno. Za­tru­łem się wtedy pa­skud­nie, teraz też czu­łem, jak ból skrę­ca trze­wia. Za żadne skar­by nie chcia­łem prze­ży­wać tego po­po­łu­dnia ko­lej­ny raz.

Gdyby nie Syl­wia, za­wró­cił­bym od razu.

Zo­ba­czy­łem wy­kła­dow­cę, wiel­kie­go wą­sa­te­go typa. Po sce­nie z ojcem ro­zu­mia­łem, o co cho­dzi w tej grze. Mia­łem z nim wal­czyć.

Sta­ną­łem na jego dro­dze.

– Nie pój­dziesz tam – po­wie­dzia­łem.

Prze­szedł prze­ze mnie jak przez mgłę. Nie sły­szał nic, ani nie wi­dział. Spró­bo­wa­łem jesz­cze raz go za­trzy­mać. Bez skut­ku.

– Co to za nowa za­ba­wa, Czapa? – krzyk­ną­łem. Od­po­wie­dzia­ła mi cisza.

Wy­prze­dzi­łem wy­kła­dow­cę, pierw­szy wbie­głem do ła­zien­ki. We­wnątrz zo­ba­czy­łem ciem­no­wło­są dziew­czy­nę z na­szej kom­pa­nii. Wszyst­kim się po­do­ba­ła, miała po­łu­dnio­wy typ urody.

– Ucie­kaj, Mo­ni­ka! – za­wo­ła­łem, ale nie sły­sza­ła. – W nogi! Pręd­ko!

Od­głos cięż­kich kro­ków. Już za późno.

Wy­kła­dow­ca wszedł do środ­ka. Dziew­czy­na miała prze­stra­szo­ną minę, mu­sia­ła wy­czuć nie­bez­pie­czeń­stwo.

– Tam­te­go dnia cho­wa­łeś się jak tchórz. Dzi­siaj do­sta­niesz miej­sce w pierw­szym rzę­dzie – ode­zwał się nagle Czapa.

Mdli­ło mnie okrop­nie. Nie chcia­łem nic wi­dzieć, za­ci­sną­łem po­wie­ki.

– Otwórz oczy – wark­nął chra­pli­wy głos. – Wtedy tylko sły­sza­łeś wszyst­ko z ko­ry­ta­rza, teraz zo­ba­czysz przed­sta­wie­nie na wła­sne oczy.

My­śla­łem, że po spo­tka­niu z ojcem nic gor­sze­go mnie nie spo­tka. A jed­nak.

– Mo­żesz się wy­co­fać – stwier­dził Czapa.

– Nigdy.

Za­ci­sną­łem zęby. Wi­dzia­łem, jak wy­kła­dow­ca zbli­żył się do dziew­czy­ny. Chcia­ła uciec, pła­ka­ła, pro­si­ła, ale on przy­parł ją do szaf­ki. Roz­piął spodnie.

Rzu­ci­łem się na niego, pró­bo­wa­łem go od­cią­gnąć. Na próż­no. Byłem du­chem, nie mo­głem nawet go do­tknąć.

Gwał­cił dziew­czy­nę tuż obok. Jakby była gu­mo­wą lalką, w którą się wci­snął. Bła­ga­ła, żeby prze­stał, a on śmiał się i na­pie­rał na nią swoim ciel­skiem, roz­py­cha­jąc na­brzmia­łym człon­kiem od tyłu.

Pa­trzy­łem na jego czer­wo­ną z wy­sił­ku twarz. Nie mo­głem tego znieść. Od­li­cza­łem se­kun­dy, kiedy to pie­kło wresz­cie się skoń­czy. Bez­sil­ność mnie do­bi­ja­ła.

– Po co mi to po­ka­zu­jesz?! – krzyk­ną­łem.

– Wtedy mo­głeś coś zro­bić, ale sta­łeś jak duch – od­parł Czapa.

– Chcę to na­pra­wić!

– Za późno, mu­sisz z tym żyć. Patrz – wy­ce­dził.

– Nie mogę!

– To wyjdź, ale zła­miesz umowę.

Każde sap­nię­cie wą­sa­te­go typa i płacz Mo­ni­ki sły­sza­łem tak, jakby ktoś wbi­jał mi gwoź­dzie w czasz­kę. 

Wresz­cie drań skoń­czył, do­szedł na plecy dziew­czy­ny, po czym wark­nął do niej:

– Umyj się i siedź cicho, bo po­ża­łu­jesz.

Po­cze­kał, aż pod prysz­ni­cem spłu­ka­ła z sie­bie do­wo­dy, potem wy­szedł. Sły­sza­łem, jak Mo­ni­ka cicho pła­cze.

– Idź na ko­ry­tarz, znajdź miej­sce, gdzie wtedy sta­łeś – roz­ka­zał chra­pli­wy głos.

Speł­ni­łem żą­da­nie. Kąt za szafą wy­glą­dał do­kład­nie tak samo, jak wtedy.

– Bałeś się, że wy­kła­dow­ca cię za­uwa­ży?

– Wy­rzu­cił­by mnie z wil­czym bi­le­tem. Miał zna­jo­mo­ści – od­par­łem.

– O co na­praw­dę cho­dzi­ło? – drą­żył Czapa.

Za­ci­sną­łem zęby. Po co ta menda wy­wle­ka stare brudy?

– Mu­sia­łem za­li­czyć szko­le­nie. Udo­wod­nić ojcu, że na­da­ję się do po­li­cji. I że nie stanę się taki, jak on – po­wie­dzia­łem po­wo­li.

Cisza świ­dru­ją­ca uszy. Jakby Czapa za­sta­na­wiał się, gdzie ude­rzyć. Potem znów usły­sza­łem jego chra­pli­wy głos:

– Wtedy mo­głeś po­wstrzy­mać wy­kła­dow­cę. Wy­star­czy­ło tam wejść. Albo póź­niej to zgło­sić. Do­stał­by karę, a tak… Wierz mi, kto raz tego po­sma­ku­je, już się nie po­wstrzy­ma. Do­pie­ro kilka lat póź­niej zgi­nął w wy­pad­ku, miał sporo czasu…

– Zna­lazł się świę­ty! – Nie wy­trzy­ma­łem.

Za­re­cho­tał, po czym wy­ce­dził:

– Po­dob­no to ty je­steś ten dobry. Po­świę­ci­łeś Mo­ni­kę dla wła­snej wy­go­dy.

– Byłem młody, głupi. Gdyby ten facet chciał zabić, zro­bił­bym coś, na pewno. Ty­sią­ce razy sły­sza­łem o gwał­tach, nawet w ro­dzi­nach – od­par­łem, zmę­czo­ny tą roz­mo­wą.

– Twoja Syl­wia wy­ta­tu­owa­ła sobie ko­li­bra na ło­pat­ce. Ładny. A nisko na brzu­chu z pra­wej stro­ny ma bli­znę po wy­cię­tym wy­rost­ku. Mó­wisz, że gwał­ty czę­sto się zda­rza­ją?

– Ty skur­wy­sy­nu! Zo­staw ją!

Rąb­ną­łem pię­ścią w szafę. Ręka nawet nie do­tknę­ła mebla, prze­szła na wylot.

– Jesz­cze nie ko­niec tej przy­go­dy. Zo­bacz, co się stało rok póź­niej.

– Mo­ni­ka wcze­śniej ode­szła ze szko­ły – od­par­łem. – Pew­nie zna­la­zła inną pracę, kogoś po­zna­ła.

– Je­steś pe­wien? Sprawdź. A może wo­lisz się pod­dać?

– Za­po­mnij.

Nie ro­zu­mia­łem, jakim cudem Czapa pro­wa­dzi swoją grę, ale nie mia­łem wy­bo­ru, do­pó­ki wię­ził Syl­wię. Wró­ci­łem do ła­zien­ki, która zmie­ni­ła się w klit­kę, prysz­nic zaj­mo­wał pół po­miesz­cze­nia.

Woda już prze­sta­ła le­cieć. W środ­ku było cicho. Za cicho. 

Po­wo­li od­su­ną­łem drzwi ka­bi­ny. Naj­pierw zo­ba­czy­łem krew, cały bro­dzik wy­glą­dał tak, jakby ktoś po­chla­stał w nim wie­prza. Rzeka czer­wie­ni. Mo­ni­ka le­ża­ła w rogu z pod­cię­ty­mi ży­ła­mi.

Wmu­ro­wa­ło mnie w pod­ło­gę. Prze­cież to nie­moż­li­we, żeby przez tamto…

– Nie zdą­ży­li jej wtedy ura­to­wać – po­wie­dział Czapa. – Wiesz, dla­cze­go to zro­bi­ła? Do­myśl się.

Jeśli chciał, żebym po­czuł się jak ostat­ni zła­mas, wła­śnie to osią­gnął. Naj­gor­sze, że już nic nie mo­głem zro­bić.

– Cie­ka­we, czy twoja sło­dziut­ka Syl­wia bę­dzie miała wię­cej szczę­ścia od tej dziew­czy­ny? – Czapa do­bi­jał mnie ko­lej­ny­mi sło­wa­mi. – Facet, u któ­re­go się za­trzy­ma­łem, bywa mało de­li­kat­ny.

Pa­skud­ny re­chot roz­sa­dzał czasz­kę. Los Syl­wii za­le­żał od tego mon­strum. Bałem się, jak jesz­cze nigdy w życiu. Byle szyb­ciej ją od­na­leźć! Rzu­ci­łem się przed sie­bie.

– Masz rację, Pa­weł­ku, bie­gnij. Zo­sta­ło ci coraz mniej czasu. – Ści­gał mnie chra­pli­wy głos.

 

3.

Do­pa­dłem drzwi obi­tych czer­wo­nym ma­te­ria­łem. Były za­mknię­te, za­miast klam­ki miały dwie ob­rę­cze z kol­cza­ste­go drutu. Wy­wa­ży­łem prze­szko­dę bar­kiem.

Zo­ba­czy­łem duży pokój w moim miesz­ka­niu. Ta sama me­blo­ścian­ka, te­le­wi­zor, stół. Sie­dzia­ła przy nim Agata, moja żona. Czy­ta­ła książ­kę. Jak zwy­kle. Sta­ną­łem obok niej, za­sta­na­wia­jąc się, co mam zro­bić tym razem.

– Nie prze­szka­dzaj – wark­nę­ła. – Tylko nie włą­czaj znów tego głu­pie­go te­le­wi­zo­ra.

Wład­cza i zimna. Jak za­wsze. Po co Czapa mnie tu ścią­gnął? Tak, żona nie da­wa­ła mi od lat i cza­sem za­tru­wa­ła życie, ale poza tym jakoś to trwa­ło. Mu­sia­ło, prze­cież byli chłop­cy. Wi­dzia­łem dużo gor­sze ro­dzi­ny.

– Po­ga­daj z nią, wtedy zo­ba­czysz drzwi – mruk­nął Czapa.

Do­tkną­łem stołu, po­czu­łem drew­no pod pal­ca­mi. Po­ma­ca­łem się po ręce, po kla­cie. Tym razem nie byłem du­chem.

– Gdzie chłop­cy? – za­py­ta­łem żonę, sia­da­jąc na krze­śle.

– Od­wio­złam ich do mamy. Muszę się przy­go­to­wać do zajęć.

Za­pa­dła nie­zręcz­na cisza. Agata wciąż była ładna, ale z każ­dym dniem coraz bar­dziej od­le­gła. My­śla­łem o Syl­wii. Co ten po­pa­pra­niec z nią robi?! Ręce same za­ci­snę­ły się w pię­ści.

– Za­py­taj żonę, dla­cze­go cię ole­wa­ła – za­żą­dał Czapa. – Ina­czej nie zo­ba­czysz swo­jej księż­nicz­ki.

Ty­siąc razy pró­bo­wa­łem się do­wie­dzieć i nic. Tra­ci­łem czas. Kiedy to się wresz­cie skoń­czy?! Nigdy nie pę­kłem, teraz też dam radę, ale ta dziw­na sy­tu­acja cho­ler­nie drę­czy­ła.

– Dla­cze­go ucie­kasz ode mnie? – za­czą­łem. Byłem pe­wien, że żona znów się wy­krę­ci.

Za­mknę­ła książ­kę. Po­pa­trzy­ła z takim chło­dem i po­gar­dą, jak jesz­cze nigdy wcze­śniej.

– Nu­dzisz mnie. Wy­szłam za ba­ra­na bez szko­ły, zu­peł­nie bez sensu. Mia­łam wyż­sze aspi­ra­cje.

Jej słowa łup­nę­ły mnie ni­czym prawy sier­po­wy. Do ślubu wy­da­wa­ła się za­do­wo­lo­na.

– Nigdy nie mó­wi­łaś.

– Cóż, ro­dzi­ce na­le­ga­li, wszyst­kie ko­le­żan­ki zna­la­zły mężów. Prze­łknę­łam, że je­steś głą­bem. Ma­rzy­łam o dzie­ciach. Od po­cząt­ku mia­łeś ogrom­ny de­fekt, żad­nych ma­nier, nor­mal­nych za­in­te­re­so­wań. Uda­wa­nie bohatera z pi­sto­le­ci­kiem jest ża­ło­sne.

Spoj­rza­ła na mnie z wyż­szo­ścią. Ko­lej­ny raz po­czu­łem, że bar­dzo chcę ją zo­sta­wić, prze­stać pa­trzeć na te za­ci­śnię­te usta. Dość słu­cha­nia jak pod­nie­ca się wła­sną mą­dro­ścią. 

– Gdy­byś cho­ciaż awan­so­wał, byłby mniej­szy dy­so­nans. Ja, już nie­mal z ty­tu­łem dok­to­ra, i ty, zwy­kły kra­węż­nik. Ile wsty­du się naja­dłam przez cie­bie na uczel­ni! Każ­de­go rażą twoje błędy ję­zy­ko­we i pro­stac­kie za­cho­wa­nie.

Nie do­wie­rza­łem, że to wszyst­ko po­wie­dzia­ła. Mie­rzy­łem ją wście­kłym wzro­kiem.

– Zimna suka ci się tra­fi­ła – draż­nił Czapa. – Za­py­taj, dla­cze­go ucie­kła z wa­sze­go łóżka.

– Mam to w dupie – wark­ną­łem.

Nie po­dej­rze­wa­łem, że Agata okaże się taka wred­na, cho­ciaż wcze­śniej też nie było kolorowo. Dziw­nie się za­czę­ło to wy­zwa­nie.

– Dla­cze­go ze mną nie śpisz? – za­py­ta­łem.

– Nie widzę sensu – od­par­ła. – Dzie­ci już mamy. Nie po­trze­bu­ję tego. Cóż, lu­dzie mają wyż­sze aspi­ra­cje. Nie to co ty, zbo­czeń­cu.

Uśmiech­ną­łem się kpią­co. Pa­mię­ta­łem, jak przed ślu­bem sama na­ma­wia­ła na łóżko i po­wta­rza­ła, jaki je­stem wspa­nia­ły. Wku­rza­ła mnie coraz bar­dziej, ale my­śla­łem o Syl­wii, tylko ona się li­czy­ła.

Za­pa­dło mil­cze­nie. Dawno wy­czer­pa­li­śmy wszyst­kie te­ma­ty z Agatą.

– Za­py­taj ją, czy to fak­tycz­nie była wpad­ka – za­żą­dał Czapa. – Albo nie, nie warto, prze­cież obaj już wiemy, że z pre­me­dy­ta­cją cię w to wko­pa­ła.

Moje mię­śnie napi­na­ły się, jak­bym chciał za­ata­ko­wać.

– Wiem, że masz dziw­kę. – Agata prze­rwa­ła ciszę.

– Za­mknij się! Nie mów tak o niej! – Ude­rzy­łem pię­ścią w stół aż za­dud­ni­ło.

Żona po­pa­trzy­ła na mnie zdzi­wio­na. Dotąd za­wsze jej ustę­po­wa­łem, nie chcia­łem, żeby chłop­cy słu­cha­li awan­tur.

Mó­wi­ła dalej z iro­nicz­ną miną:

– Kimże jest ta twoja przy­ja­ciół­ka? Panią lek­kich oby­cza­jów, dla któ­rej szczy­t ży­cio­wych osią­gnięć to praca w przytułku przy upo­śle­dzo­ny­ch dzie­cia­kach.

– Stul pysk! – Ze­rwa­łem się z krze­sła, upa­dło z hu­kiem na pod­ło­gę. Mia­łem ocho­tę udu­sić Agatę.

– Roz­wio­dę się z tobą – od­par­ła. – Do­sta­nę wy­so­kie ali­men­ty, a synów już nie zo­ba­czysz. Nie będą oglą­da­li ojca dziw­ka­rza i jego pa­nie­nek.

Za­ci­ska­łem pię­ści. Dy­sza­łem cięż­ko. Agata zamilkła, ale nadal uśmie­cha­ła się wred­nie.

– No, dalej! – za­chę­cał Czapa. – Masz oka­zję się ze­mścić, od­pła­cić jej za wszyst­ko. Znisz­czy­ła ci życie, po­trak­to­wa­ła jak śmie­cia. Prze­leć ją, potem zabij. Albo od­wrot­nie. Na­le­ży się, suce!

Wście­kłość ki­pia­ła, szu­ka­jąc uj­ścia. Agata po­ni­ży­ła mnie, wy­śmia­ła, wdep­ta­ła w zie­mię. Ob­ra­zi­ła Syl­wię. Po­trze­bo­wa­łem cze­goś, co uci­szy moją furię.

Wy­obraź­nia pod­po­wia­da­ła mi, że wy­star­czy za­ci­snąć palce na szyi żony.

– Nikt się nie dowie, po­mo­gę ci scho­wać ciało – kusił Czapa. – Bę­dziesz wolny, wresz­cie! Raz już sta­łeś jak ła­ma­ga i nic nie zro­bi­łeś. Pokaż, że masz jaja!

Złość bu­zo­wa­ła we mnie, zmie­nia­ła się w furię, okrut­ną, bez­li­to­sną siłę. Jak­bym sta­wał się w dzi­kim zwie­rzę­ciem, które myśli tylko o tym, żeby za­to­pić kły w ciele ofia­ry.

Agata wy­ko­rzy­sta­ła mnie, po­ni­ży­ła. W my­ślach już ją do­pa­dłem. Ten jej kpią­cy uśmiech i spoj­rze­nie pełne wyż­szo­ści! To samo od sied­miu lat. A ja, głupi, naj­pierw wma­wia­łem sobie, że mi się wy­da­je. Potem tylko spo­tka­nia z Syl­wią po­ma­ga­ły mi to prze­trwać.

Syl­wia… I chłop­cy, nie mogę ich stra­cić. Muszę zabić Agatę, żeby za­koń­czyć grę? Coś mi tu śmier­dzi. Poza tym nie mógł­bym, mimo wszyst­ko. Nie będę takim ścier­wem, jak mój oj­ciec.

Kątem oka zo­ba­czy­łem drzwi. Ze­rwa­łem się od stołu, bły­ska­wicz­nie po­ko­na­łem dy­stans do wyj­ścia. Chwy­ci­łem klam­kę, wy­bieg­łem z po­miesz­cze­nia i ru­szy­łem skrzy­pią­cy­mi scho­da­mi na górę. Wy­cią­gną­łem broń. Czwar­ta sala stała przede mną otwo­rem. 

 

4.

Wsze­dłem do nie­czyn­nego skle­pu. Pierw­sze pro­mie­nie słoń­ca wci­ska­ły się do za­gra­co­ne­go wnę­trza. Mimo po­li­cyj­nej kurt­ki czu­łem przej­mu­ją­cy chłód.

Był tam. Za­ro­śnię­ty, cuch­ną­cy menel do­ty­kał brud­ny­mi ła­pa­mi moją Syl­wię. Le­ża­ła za­kne­blo­wa­na i zwią­za­na na ma­te­ra­cu, w za­krwa­wio­nym ubra­niu. Od­sło­nił jej brzuch, prze­je­chał dłu­gim pa­znok­ciem po skó­rze. Dziew­czy­na szar­pa­ła się, cicho ję­cząc. Obok, na stole, do­strze­głem rzeź­nic­ki nóż.

Dość tego! Zaraz wpa­ku­ję w skur­wie­la cały ma­ga­zy­nek.

– Mó­wi­łem, scho­waj splu­wę. – Menel ode­zwał się gło­sem Czapy. W tej samej chwi­li broń znik­nę­ła.

Ko­lej­na brud­na sztucz­ka. Wście­kłość wciąż bu­zo­wa­ła we mnie, się­gną­łem po pałkę. Za­tłukę skur­wysyna! Ru­szy­łem na niego.

– Stój, po­roz­ma­wia­my. – Pod­niósł rękę.

Grzmot­ną­łem z całej siły w nie­wi­dzial­ną ścia­nę.

– Prze­sze­dłem wszyst­kie sale. Była umowa! – za­wo­ła­łem.

– Do­trzy­mam jej. Oddam ci dziew­czy­nę lub jej zwło­ki. Wy­pusz­czę ją żywą, jeśli speł­nisz mój ostat­ni wa­ru­nek. – Czapa wziął do ręki nóż, przy­ło­żył do brzu­cha Syl­wii.

– Czego chcesz?! – Obi­ja­łem się o nie­wi­dzial­ną ścia­nę, pró­bu­jąc ją sfor­so­wać.

Uśmiech­nął się wred­nie, po czym za­chry­piał:

– Po­zwól mi za­miesz­kać w twoim ciele, albo wy­pru­ję flaki słod­kiej niuni.

Utkwił we mnie wzrok.

– Razem po­zna­my mnó­stwo ko­biet, do­głęb­nie – za­re­cho­tał. – Policjantowi każda zaufa. Wiem, wiem, przy­się­ga­łeś stać na stra­ży po­rząd­ku i bez­pie­czeń­stwa. Serio, wie­rzysz w to? Jeśli nawet… Prze­cież cho­dzi o nią.

Zro­zu­mia­łem, co się sta­nie, gdy do­bi­je­my targu. Chyba że… Cholernie trudne. Nie miałem wyboru.

Czapa prze­je­chał lekko nożem po brzu­chu Syl­wii, ślad wy­peł­nił się kro­pel­ka­mi krwi. Dziew­czy­na miała nie­sa­mo­wi­cie prze­ra­żo­ne oczy.

Wie­dzia­łem, że on nie żar­tu­je.

– Po­cze­kaj! – za­wo­ła­łem. – Uwolnij ją, wtedy się zgo­dzę.

– To ro­zu­miem. – Wy­szcze­rzył zęby. – Mu­sisz po­wie­dzieć wy­raź­nie.

– Po­zwa­lam ci za­miesz­kać w moim ciele, kiedy wy­pu­ścisz stąd Syl­wię – od­par­łem po­wo­li.

– Umowa stoi!

Za­do­wo­lo­ny jakby wy­grał w totka, roz­ciął więzy dziew­czy­ny. Wy­cią­gnął kne­bel z jej ust. Wstała i pa­trzy­ła na Czapę prze­ra­żo­nym wzro­kiem.

– Chcę się z nią po­że­gnać – po­wie­dzia­łem.

– Pro­szę bar­dzo, umowa i tak już obo­wią­zu­je.

Nie­wi­dzial­na ścia­na znik­nę­ła, pod­sze­dłem do Syl­wii. Drża­ła na całym ciele. Zdją­łem kurt­kę i po­mo­głem jej za­ło­żyć.

– Paweł, wyjdźmy razem. – Chcia­ła się przy­tu­lić, ale nie po­zwo­li­łem.

– Po­słu­chaj. Nigdy wię­cej mi nie otwie­raj, za­po­mnij o mnie. Byłaś tylko za­baw­ką do łóżka. Ko­cham żonę. A teraz spa­daj.

Spoj­rza­ła na mnie zbo­la­łym wzro­kiem. Za­czę­ła pła­kać.

– Idź już. Wy­no­cha! – za­wo­ła­łem.

Po­krę­ci­ła głową, potem po­bie­gła w stro­nę drzwi pro­wa­dzą­cych na ze­wnątrz.

Mu­sia­łem, ko­cia­ku.

Kiedy wy­szła, usły­sza­łem świst. Ku­li­sty obłok wy­strze­lił z pier­si me­ne­la, a jego zwło­ki upa­dły na pod­ło­gę. Mgli­sty po­cisk ude­rzył we mnie z im­pe­tem, wnik­nął do środ­ka. Zo­ba­czy­łem myśli Czapy, pełne krwi i sza­leń­stwa. Jed­nak wciąż żyłem, to ja kie­ro­wa­łem swoim cia­łem, on tylko w nim tkwił ni­czym nie­pro­szo­ny gość. Dobrze, zaczynajmy.

– Pie­przo­ny ide­ali­sta! – wark­nął Czapa w mojej gło­wie. – Znaj­dę spo­sób, nie­dłu­go to ja będę panem!

Mil­cza­łem. Sznur od za­sło­ny wy­da­wał się wy­star­cza­ją­co mocny. Od­cią­łem nie­po­trzeb­ną część rzeź­nic­kim nożem. Spoj­rza­łem na sufit. Belka nade mną wy­glą­da­ła na so­lid­ną.

– Co kom­bi­nu­jesz?! – za­wo­łał Czapa.

– To, co na­le­ży – od­par­łem, za­wią­zu­jąc pętlę. Mój oj­ciec nie zro­bił­by tego le­piej.

Spraw­dzi­łem, sznur do­brze trzy­mał się belki. Sta­ną­łem na stoł­ku. 

– Osza­la­łeś?! Chcesz zmar­no­wać nasze moż­li­wo­ści?

Wie­dzia­łem, że muszę zna­leźć siłę, żeby wło­żyć głowę w pętlę, a potem prze­wró­cić ta­bo­ret. Wziąłem sznur w ręce.

Po­dob­no przed śmier­cią całe życie prze­la­tu­je przed ocza­mi. Wi­dzia­łem tylko jeden obraz: sie­dzę z Syl­wią w na­szym wspól­nym miesz­ka­niu, obok bawią się moje bliź­nia­ki. Żal roz­ry­wał mi pierś, że to ma­rze­nie nigdy się nie speł­ni. Ale nie stanę się po­two­rem.

– Prze­stań, dosyć, strasz­nie pie­cze! Dusi! – zawył Czapa.

Czu­łem jak się miota i wal­czy, tar­ga­jąc sza­leń­czo moim cia­łem.

Puściłem sznur, spa­dłem ze stoł­ka i ude­rzy­łem o pod­ło­gę. W tym samym mo­men­cie ku­li­sty obłok wy­sko­czy­ł ze mnie, jakby coś go wy­pchnę­ło. Mgła utwo­rzy­ła ludz­ką syl­wet­kę.

– Jesz­cze tu wrócę! W końcu coś spie­przysz, zła­miesz się, a wtedy bę­dziesz mój! – za­wo­łał Czapa, po czym roz­pły­nął się w po­wie­trzu.

Wsta­łem z pod­ło­gi. Cią­gle żyłem. Usły­sza­łem brzęk tłu­czo­nej szyby. 

– No, zna­la­złem cię wresz­cie! – Sta­siek wy­szcze­rzył zęby. – Dobrze, że twoja laska mi powiedziała.

Do środ­ka wbie­gła Syl­wia, mocno przy­tu­li­ła się do mnie.

– Tak się bałam, że on cię zabije – szepnęła.

Nad­szedł czas na zmia­ny. Nigdy wię­cej cho­wa­nia głowy w pia­sek.

Koniec

Komentarze

Ostatni skazaniec w rzeczywistości nazywał się inaczej, celowo zmieniłam dane.

 

Mam nadzieję, że za bardzo Was nie zszokowało to opowiadanie.

Wciągnęło mnie i przeczytałam z przyjemnością (późno w nocy). Wcieliłaś się w rolę męską przekonująco. Miałam tylko jeden, mały zgrzyt.

Czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wsunąłem się w nią powoli, patrząc na jej rozchylone usta, nabrzmiałe od pocałunków. Przycisnąłem ją umięśnioną klatą do materaca.

Przyznam, że opisujesz ciakawie tę scenę, ale poszłabym tu już w uwielbienie, adorację ukochanej kobiety. To dookreślenie, że mam umięśnioną klatę, moim zdaniem troszeczkę zaburza ten obraz. To pasowałoby mi do trzecioosobowej narracji, a tutaj jest męska perspektywa. Śniąc tego typu sen podkreśla walory kobiety i super – to gra, to jest fajnie opisane, ale bez “umięśnionej”.

Dalej było super. Wszystko się klei i napisane jest sprawnie, bez nużących momentów. Jeśli są błędy, to nawet nie zauważyłam. Spodziewałam się co prawda, że po całym zdarzeniu bohater pójdzie do Sylwii, a ona mu nie otworzy drzwi – zgodnie z obietnicą. Wtedy puentą byłoby zamknięte koło, w którym bohater traci wszystko, co kocha w konsekwencji wcześniejszych, złych wyborów. Poszłaś w innym kierunku i też jest dobrze. Mam za krótki staż, bo inaczej złożyłabym wniosek o punkt dla ciebie.

Pozdrawiam :D

Cieszę się, że opowiadanie Cię wciągnęło. 

Przyznam, że opisujesz ciekawie tę scenę, ale poszłabym tu już w uwielbienie, adorację ukochanej kobiety. To dookreślenie, że mam umięśnioną klatę, moim zdaniem troszeczkę zaburza ten obraz.

Pierwszy akapit opisuje Sylwię, a drugi – Pawła. Dla bohatera ta klata jest niezwykle ważna. Bardzo chciałby być alfą. Dla policjanta ta klata to również symbol dbania o kondycję, po którym widać jego stosunek do służby.

Poza tym Paweł właśnie taki jest, jak widać w tym fragmencie, co stara się wykorzystać Czapa.

 

Spodziewałam się co prawda, że po całym zdarzeniu bohater pójdzie do Sylwii, a ona mu nie otworzy drzwi – zgodnie z obietnicą.

Sylwia domyśliła się, dlaczego Paweł ją odepchnął. On nie miał pewności, czy uda mu się popełnić samobójstwo. Bał się, że Czapa w jego ciele pójdzie do Sylwii. Ona to zrozumiała, towarzyszyły temu silne emocje, ale nie miała wątpliwości. Dlatego poszła po pomoc do Staśka.

 

Spodziewałam się co prawda, że po całym zdarzeniu bohater pójdzie do Sylwii, a ona mu nie otworzy drzwi – zgodnie z obietnicą.

Myślę, że Paweł odkupił wcześniejsze winy, kiedy poświęcił to, co miał najcenniejszego i siebie na końcu.

 

Mam za krótki staż, bo inaczej złożyłabym wniosek o punkt dla ciebie.

Dzięki za chęci.

W mojej opinii najlepiej czyta się tam, gdzie jest najmniej wulgaryzmów. Mam problem z językiem pisanym, jeśli chodzi o te wyrazy i według mnie ich obecność wymaga naprawdę solidnego podparcia, bo niestety nie słyszymy głosów postaci i nie widzimy ich emocji, a to jest właściwie najważniejszy składnik wypowiedzi wulgarnej (motyla noga z ust gościa z nożem będzie straszniejsza, niż “kulwa” wypowiedziana przez dziecko przy śniadaniu). Nawet jednak wypowiadane (w polskim kinie szczególnie) brzmią sztucznie i chyba tylko aktorzy w stylu Lindy dają radę. Te słowa same w sobie mogą być wypowiedziane soczyście, ale mogą też brzmieć bardzo źle, jak z ust osoby, która nigdy nie przeklina (np. mimowolnie wplatane wyrazy w czasie wypowiedzi przy podenerwowaniu), ale chce to z jakiegoś względu zrobić. Wydaje mi się, że czasem nawet wybór między K a P jest istotny i wrzucanie na zasadzie przecinka to niedocenienie wulgarnego języka :).

Vacterze, dzięki za odwiedziny.

Specyficzny język to część opisanego przeze mnie świata, dosyć brutalnego. Gdyby usunąć wulgaryzmy, zabrakłoby prawdy. 

Oczywiście, zastosowałam stylizację, w prawdziwym świecie tych “przecinków” byłoby więcej. Jeśli nie wierzysz, posłuchaj rozmowy prostych mężczyzn albo młodych chłopaków w gronie kumpli.

Zauważ, że klnie głównie Stasiek, taki ma styl bycia. Pawła ponosi tylko w chwilach największych emocji. Stasiek stanowi kontrast dla głównego bohatera, który wypada lepiej na tle kolegi.

Natomiast Czapa praktycznie nie klnie, ale jego język jest najbardziej brutalny. O ile Stasiek może wydać się śmieszny ze swoją przesadą, to w wypowiedziach Czapy widać jego psychopatyczne skłonności.

Poza tym w pracy, w której pojawiają się duże emocje, ich rozładowanie staje się kluczowe dla zachowania równowagi.

Cóż, to piekło, więc nie może być kolorowo i słodko. ;-)

 

Edytka.

Odnośnie wulgaryzmów w literaturze: polecam przeczytanie np. “Murów Hebronu” Andrzeja Stasiuka. U Kochanowskiego, J.A. Morsztyna czy Tuwima też zdarzały się ciekawe określenia. 

Mam nadzieję, że za bardzo Was nie zszokowało to opowiadanie.

Wcale a wcale. Czuć, że starasz się stworzyć ciężki nastrój. Mamy przeżywać wraz z bohaterem jego traumy, skrywane lęki… Ale kurcze, jakoś mnie to nie bierze.

 

Po części jest to wina fabuły. Czytałem i czytałem, jednak nie mogłem skupić się na przejmowaniu się losami bohatera, bo cały czas dręczyły mnie pytania. Skąd duch skazańca wiedział o Pawle i dlaczego go wybrał? Po co przepuszczał go przez próby, zamiast od razu przedstawić ultimatum? Cała ta podróż, choć niewątpliwie interesująca z punktu widzenia eksploracji charakteru bohatera, wydawała mi się serią fabularnych ślepych zaułków, które nie popychały fabuły w nowym kierunku. Finał ma swój urok, poświęcenie, które pozwala pokonać zło, ale tym mocniej podkopuje celowość działań antagonisty, który, pozwalając bohaterowi zmierzyć się z demonami, daje mu siłę do tego kroku.

Dużo lepiej wygląda kwestia kreacji postaci. Tu widać dobrą robotę, Paweł ma wiarygodną osobowość, jego zachowanie jest dość spójne i zrozumiałe. Może był nieco zbyt spokojny jak na kogoś stykającego się z czymś niezrozumiałym, ale to raczej taka obserwacja na zimno, w czasie lektury mi to nie przeszkadzało. Jego reakcja na stresujące, wręcz traumatyczne sytuacje jest w większości wiarygodna, choć

Za to antagonista to chyba najsłabszy punkt całego opowiadania. Jest papierowy, nudny, wręcz karykaturalny. Jego działania nie zgrywają się z przedstawiona motywacją, a sposób zachowania zbyt mocno przypomina papierowych złoczyńców z kiepskich filmów grozy.

 

Podsumowując – nie kupiło mnie to opowiadanie. Widzę tu mocne strony, głównie kreację bohatera, ale antagonista skutecznie wybił mnie z opowieści, uniemożliwiając cieszenie się fabułą.

Skąd duch skazańca wiedział o Pawle i dlaczego go wybrał?

A skąd diabeł wie, kogo kusić? Czapa to znacznie więcej niż zwykły duch. Skoro potrafi tworzyć iluzję rzeczywistości, to z pewnością potrafi również wytypować właściwą ofiarę.

Duch wybrał Pawła z powodu cech charakteru i przeszłości bohatera. Czapa ma jeden cel: zdobyć lepsze ciało i Paweł doskonale się do tego nadaje. Pozornie wydaje się, że łatwo będzie go opętać.

Myślę, że czytelnik powinien się w tym miejscu zastanawiać, dlaczego akurat Paweł, bo to prowokuje również pytanie, kto z nas byłby atrakcyjnym celem dla Czapy.

 

Po co przepuszczał go przez próby, zamiast od razu przedstawić ultimatum?

Przepuszczał go przez próby, żeby Paweł nie dał rady i się poddał. Wtedy Czapa dostałby jego ciało. Skoro nie udało się z próbami, Czapa próbuje z nowym pomysłem w zakończeniu.

 

Cała ta podróż, choć niewątpliwie interesująca z punktu widzenia eksploracji charakteru bohatera, wydawała mi się serią fabularnych ślepych zaułków, które nie popychały fabuły w nowym kierunku.

Nie zgodzę się. Cała ta podróż to kuszenie Pawła. Wynajdywanie ekstremalnych sytuacji, które mogłyby go złamać. Tutaj wszystko zostało przemyślane. Zastanów się nad symboliką liczby cztery, trzema diabelskimi szóstkami (trzy litery F) i tytułem opowiadania. Zauważ też, że każda próba jest cięższa dla Pawła niż poprzednie wyzwanie.

Wreszcie, można tę podróż potraktować jako chorą grę psychopaty, podobną do gry komputerowej, w której przechodzisz na wyższy poziom po wypełnieniu zadania.

 

Za to antagonista to chyba najsłabszy punkt całego opowiadania.

Nie zgodzę się. Zauważ, że mimo motywacji i celu Czapy, on pokazuje Pawłowi sytuacje, które doprowadzają do przemiany bohatera. Poza tym typowy zły charakter nie ma tak wyraźnych zachowań, charakterystycznych dla gwałciciela. Czapa nie bez powodu wybiera akurat takie wyzwania. Popatrz też na jego język, on się delektuje przemocą seksualną i podpuszcza Pawła w scenie z żoną.

 

Jego działania nie zgrywają się z przedstawiona motywacją

Tu znów się nie zgodzę. W którym momencie, Twoim zdaniem, się nie zgrywają? Czapa ma jasno określony cel, który realizuje. Najpierw próbuje opętać Pawła podczas gry w trzech salach, a gdy to się nie udaje, stosuje sprytny wybieg. Popatrz na ten kontrakt:

– Co proponujesz? – zapytałem.

– Prosty układ. Wykonasz zadania w trzech salach. W czwartej czekam z dziewczyną. Jeśli tam dotrzesz, oddam ci ją. Jeżeli nie dasz rady, wezmę twoje ciało i duszę. I twoją niunię na deser – zachrypiał, wyraźnie zadowolony z siebie.

Jeśli Paweł przegra, Czapa go opęta. Jeśli bohater wygra, odzyska dziewczynę. Jednak Czapa wcale nie powiedział, że odda ją żywą i później to wykorzystuje:

– Przeszedłem wszystkie sale. Była umowa! – zawołałem.

– Dotrzymam jej. Oddam ci dziewczynę lub jej zwłoki. Wypuszczę ją żywą, jeśli spełnisz mój ostatni warunek.

Cała gra zmierzała do tego, żeby złamać Pawła i go opętać. Tak naprawdę, czwarta sala to ostatnie wyzwanie, najtrudniejsze.

Dlaczego Czapa od razu nie przeniósł Pawła do czwartej sali? Miał nadzieję, że nie będzie musiał się z nim konfrontować twarzą w twarz, wygra w prostszy sposób.

Duch wybrał Pawła z powodu cech charakteru i przeszłości bohatera. Czapa ma jeden cel: zdobyć lepsze ciało i Paweł doskonale się do tego nadaje. Pozornie wydaje się, że łatwo będzie go opętać.

No właśnie fatalnie się nadaje. Jest policjantem, w dodatku idealistą. Muskulatura nie jest czymś rzadkim, można było wybrać sadystę lub tchórza i byłoby prosto.

Myślę, że czytelnik powinien się w tym miejscu zastanawiać, dlaczego akurat Paweł, bo to prowokuje również pytanie, kto z nas byłby atrakcyjnym celem dla Czapy.

Hm… Jeśli taki był cel, w moim przypadku nie wyszło.

Przepuszczał go przez próby, żeby Paweł nie dał rady i się poddał. Wtedy Czapa dostałby jego ciało. Skoro nie udało się z próbami, Czapa próbuje z nowym pomysłem w zakończeniu.

No ok. Czyli przez to, że wybrał kiepski cel musi się bawić w próby, zamiast po prostu dobić targu. Jasne, może mieć z tego frajdę, czemu nie. Ale to kreskówkowe zło, zło dla samego zła.

Nie zgodzę się. Cała ta podróż to kuszenie Pawła.

Przepraszam, a co tu jest pokusą? Czapa nic nie oferuje.

Wynajdywanie ekstremalnych sytuacji, które mogłyby go złamać.

No ok, ale po co? Ponownie, po co wybrał cel, który musi łamać zamiast kogoś chętnego?

Zastanów się nad symboliką liczby cztery, trzema diabelskimi szóstkami (trzy litery F) i tytułem opowiadania.

Rozumiem, rozumiem, prywatne piekło, śmierć, szatan, czyściec, męki.

Zauważ też, że każda próba jest cięższa dla Pawła niż poprzednie wyzwanie.

Jeżeli niepobicie żony ma być trudniejsze niż postawienie się ojcu czy obserwowanie gwałtu…

Za to antagonista to chyba najsłabszy punkt całego opowiadania.

 

Nie zgodzę się.

Czy ty się właśnie nie zgadzasz z moimi odczuciami co do tekstu? :P Jasne, ty możesz uważać, że jest ok, ale jeśli dla mnie jest najsłabszym punktem, to dla mnie jest najsłabszym punktem, nie ma z czym się nie zgadzać.

Zauważ, że mimo motywacji i celu Czapy, on pokazuje Pawłowi sytuacje, które doprowadzają do przemiany bohatera.

Ale nie jest to jego celem. Wychodzi mu to przypadkiem. To nie jest głęboki antagonista, który próbuje dotrzeć do bohatera. On się po prostu pastwi. Zło dla zła.

Poza tym typowy zły charakter nie ma tak wyraźnych zachowań, charakterystycznych dla gwałciciela.

Nie wiem, co masz na myśli. Znaczy, rozumiem, że jest gwałcicielem, ale w jaki sposób jest to wyjątkowe? Tu jest strona z listą antagonistów-gwałcicieli.

Czapa nie bez powodu wybiera akurat takie wyzwania.

Chce złamać Pawła. A musi go łamać, bo wybrał złą ofiarę. Co więcej, nawet wyzwania wybiera nierozsądnie. Zmierz się z sadystą lub przegraj. Zmierz się z własnych tchórzostwem lub przegraj. Wykaż się opanowaniem lub przegraj. Słowem, gdyby nie wystawił go na te wyzwania, miałby większe szanse go opętać, bo dzięki nim bohater odkrywa w sobie siłę, żeby go pokonać. Ja wiem, że “ siły, które wiecznie zła pragnąc, wiecznie czynią dobro”to znany motyw, ale tu wo wygląda bardziej na niekompetencję. Bo gdyby po prostu kazał Pawłowi wsadzić męskość w maszynkę do mięsa lub przegrać, to pewnie by zwyciężył.

Popatrz też na jego język, on się delektuje przemocą seksualną i podpuszcza Pawła w scenie z żoną.

Język to duża część tego, co sprawia, że wydaje się przerysowany i karykaturalny. Serio, on się tym wszystkim tak bardzo ekscytuje, że powinien jeszcze śmiać się diabolicznie.

Tu znów się nie zgodzę. W którym momencie, Twoim zdaniem, się nie zgrywają?

Chce opętać lepsze ciało. Wybiera złą ofiarę. Potem bawi się z ofiarą, zamiast od razu przejść do opętania. To nie jest ruch szczwanego diabła. To ruch przygłupiego antagonisty z filmu akcji.

Najpierw próbuje opętać Pawła podczas gry w trzech salach, a gdy to się nie udaje, stosuje sprytny wybieg.

ANDO, tak na boku i poza tym opowiadaniem. Zawsze, kiedy autor chwali określa pomysły/plany/intrygi swojego antagonisty/protagonisty jako sprytne/przebiegłe/genialne, ja się w duchu śmieję. Bo to autor je napisał. Chwaląc swojego bohatera, tak naprawdę chwali siebie. Moja (pełna życzliwości) rada – staraj się tego unikać, to źle wygląda.

Druga rzecz, że to było przewidywalne. Od początku spodziewałem się, że nie odda dziewczyny tak po prostu, tego typu wykręt jest wręcz obowiązkowy dla złoczyńcy. Widzę wręcz, jak kręci przy tym wąsa.

Cała gra zmierzała do tego, żeby złamać Pawła i go opętać. Tak naprawdę, czwarta sala to ostatnie wyzwanie, najtrudniejsze.

Dlaczego Czapa od razu nie przeniósł Pawła do czwartej sali? Miał nadzieję, że nie będzie musiał się z nim konfrontować twarzą w twarz, wygra w prostszy sposób.

Wspominałem już o tym raz lub dwa (:P), ale to świadczy o tym, że źle dobrał ofiarę.

Gdyby z jakiejś przyczyny nie chodziło tylko o muskularne ciało, byłoby ciut lepiej. Gdyby celem było dręczenie konkretnie Pawła z jakiegoś określonego powodu, ukaranie go, albo chociaż sprowadzenie na złą drogę – to miałoby sens, bo chodziłoby o niego, konkretnie o niego, nie dowolną, jakąkolwiek osobę. Ale jest jak jest.

 

No właśnie fatalnie się nadaje. Jest policjantem, w dodatku idealistą. Muskulatura nie jest czymś rzadkim, można było wybrać sadystę lub tchórza i byłoby prosto.

Ojciec Pawła obsługiwał egzekucję Czapy. Dlatego ważne jest, żeby to Paweł był ofiarą. Czapa nie lubi policjantów (to on namalował napis), a zwłaszcza rodziny Pawła. Poza tym w ciele policjanta ma większe możliwości, wzbudza zaufanie, trudniej go namierzyć.

Paweł ma dużo na sumieniu: zdradza żonę, nie zgłosił gwałtu, popatrz też na jego reakcję na ten gwałt. Poza tym Paweł lubi seks, to go łączy z Czapą. Na dodatek opętanie takiego człowieka byłoby dla Czapy bardziej satysfakcjonujące niż wybranie człowieka, który już jest zły.

 

Czyli przez to, że wybrał kiepski cel musi się bawić w próby, zamiast po prostu dobić targu.

Pomyśl, jak działają psychopaci. W świecie zwierzęcym kot bawi się myszą zanim ją zabije. Poza tym jeśli coś można osiągnąć łatwo i jeszcze przy tym się pobawić, to nie ma sensu ryzykowania konfrontacji twarzą w twarz.

 

Przepraszam, a co tu jest pokusą? Czapa nic nie oferuje.

Pokusą jest choćby śmierć żony.

 

Jeżeli niepobicie żony ma być trudniejsze niż postawienie się ojcu czy obserwowanie gwałtu…

Paweł chce zabić żonę. Konflikt z żoną jest najtrudniejszy, bo dotyczy obecnego życia Pawła.

 

Czy ty się właśnie nie zgadzasz z moimi odczuciami co do tekstu?

Nie zgadzam się z argumentami.

 

Nie wiem, co masz na myśli. Znaczy, rozumiem, że jest gwałcicielem, ale w jaki sposób jest to wyjątkowe? Tu jest strona z listą antagonistów-gwałcicieli.

Idąc tym tropem, każdy zły charakter można “podpiąć” pod jakiś typ. Gwałciciel nie jest najczęściej przedstawianym i schematycznym złym charakterem. Bardzo często jest to facet z misją, albo osoba silnie zaburzona psychicznie.

Poza opowiadaniem, jestem ciekawa, jak wyobrażasz sobie nieschematyczny zły charakter.

 

Bo gdyby po prostu kazał Pawłowi wsadzić męskość w maszynkę do mięsa lub przegrać, to pewnie by zwyciężył.

Tego Czapa nie mógł zrobić, bo chciał jeszcze z tej męskości skorzystać.

 

Gdyby celem było dręczenie konkretnie Pawła z jakiegoś określonego powodu, ukaranie go, albo chociaż sprowadzenie na złą drogę – to miałoby sens, bo chodziłoby o niego, konkretnie o niego, nie dowolną, jakąkolwiek osobę.

Wyjaśniłam na początku, dlaczego to musiał być Paweł. 

Ojciec Pawła obsługiwał egzekucję Czapy. Dlatego ważne jest, żeby to Paweł był ofiarą. Czapa nie lubi policjantów (to on namalował napis), a zwłaszcza rodziny Pawła. Poza tym w ciele policjanta ma większe możliwości, wzbudza zaufanie, trudniej go namierzyć.

To wszystko składa się na naprawdę dobrą motywację, ale zostawioną w domyśle, przez co trzeba ją sobie poskładać do kupy. A że opowiadanie nie zachęciło mnie do głębszej analizy, bardzo żałuję, że nie jest to lepiej wyeksponowane.

Pomyśl, jak działają psychopaci. W świecie zwierzęcym kot bawi się myszą zanim ją zabije. Poza tym jeśli coś można osiągnąć łatwo i jeszcze przy tym się pobawić, to nie ma sensu ryzykowania konfrontacji twarzą w twarz.

No ale… On nie osiąga tego łatwo. Wcale tego nie osiąga.

Łączenie psychopatii ze skłonnością do tworzenia złożonych planów to hollywoodzki mit. Psychopaci nie czują empatii, ale zadawanie ludziom cierpienia nie jest dla niech celem samym w sobie. To raczej sadyzm.

Pokusą jest choćby śmierć żony.

Można tak na to spojrzeć. Ale “Zabij żonę, to zgwałcę i zabiję twoją kochankę” nie wydaje się bardzo kuszącą pokusą.

Idąc tym tropem, każdy zły charakter można “podpiąć” pod jakiś typ.

Och, jasne. Stąd moje zdziwienie, że traktujesz to jak coś wyjątkowego.

Gwałciciel nie jest najczęściej przedstawianym i schematycznym złym charakterem. Bardzo często jest to facet z misją, albo osoba silnie zaburzona psychicznie.

Oczywiście. Ale mimo to ten motyw pojawia się dość często, by trudno było nazwać go oryginalnym.

Poza opowiadaniem, jestem ciekawa, jak wyobrażasz sobie nieschematyczny zły charakter.

Nieschematycznego czarnego charakteru nie da się opisać jednym zdaniem, bo to wymaga posłużenia się schematem.

Ale ja ogólnie rzadko piszę teksty z antagonistami – właśnie dlatego, że nie mam na nich żadnego genialnego pomysłu. ;)

Tego Czapa nie mógł zrobić, bo chciał jeszcze z tej męskości skorzystać.

To była metafora. Zresztą, opętałby go tylko, gdyby Paweł odmówił, a sprzęt został nietknięty.

Ta historia mi się nie podobała. Główny bohater podnosił ciśnienie i wewnętrznym monologiem, i lekkim prostactwem i byciem pewnego rodzaju karykaturą męskości. Był sztampowy do bólu – i nie dywaguje, czy to był zamysł, czy nie.

 

Lektura przywodziła na myśl polski film gangsterski, gdzie motywy bohaterów są sprawą trzeciorzędną, najpierw akcja – ale po co, jak i gdzie jest szyte tak grubymi nićmi, żeby z wierzchu się po prostu trzymało.

 

Oddam plusy opowiadania, które się należą:

Konsekwencja stylu – nie podoba mi się on, ale zachowana jest ciągłość i rytmika tekstu. Postać ma nakreślony charakter i nie jest on wyginany na potrzeby akcji.

– lekturę czyta się szybko, prosta w formie, bez błędów, które przeszkadzałyby w płynięciu przez tekst

– wszystko jest wyjaśnione – narracja nie powoduje, że gubię się w akcji, historia przypomina mi styl scenariusza, gdzie scena następuje po scenie

Motyw prób – sprawił, że przy drugich drzwiach zacząłem szybciej czytać tekst, bo pojawiła się ciekawość, jakie grzechy nosi bohater; zabieg ten był głównym atutem akcji

Ciekawy pomysł z wzięciem na antagonistę ostatniego skazańca i sprawienie, że ojciec Pawła był odpowiedzialny za jego egzekucję.

Próba, gdzie pokazana jest obojętność Pawła na gwałt i duża skaza na charakterze postaci. Dodała mięsa do kości kreacji bohatera.

 

Główne minusy opowiadania:

Główny bohater – nie miał w sobie nic przewrotnego, proste postacie != złe postacie, ale Paweł był zlepkiem cech pospolitych, które nie tworzyły człowieka, a podstawę motywów  

Proste motywy. Żona, która nie daje mu seksu od siedmiu lat, kochanka, która zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi, bity przez ojca. Gwałty, mimo drastyczności tematu potraktowane prostolinijnie.

Kobiety w tym opowiadaniu służą do seksu, a zła kobieta Agata nie służy do seksu i to jest jej główną wadą, że go odmawia. Plus, sprowadzenie jej celowości małżeństwa (co mogło być prawdą, lub nie prawdą – nie wiem na ile Paweł był rzetelnym narratorem w tamtym momencie) do funkcji czysto rozpłodowej, jest gigantycznym uproszczeniem spektrum problemów. Postacie żeńskie stanowią w opowiadaniu tylko rekwizyty.

Język. Nie w moim typie. Nie będę się nad nim rozwlekać, bo to kwestia gustu. Nie trafił w mój. Rozumiem, że główny bohater to człowiek prosty. Ale prosty nie zawsze oznacza prostacki.

Decyzja o wyhuśtaniu się przez bohatera i poświęceniu, zupełnie nie potraktowana poważnie. Powziąwszy pod uwagę, że boi się konfrontacji z żoną, nie zgłosił gwałtu i krótkochwilowa retrospekcja na te tematy pozwoliła mu na takie bohaterstwo? Dla kochanki?

Już małe doczepienie, ale mnie wkurzyło – jaki policjant podkreśla, że samobójca śmiesznie dynda i robi pod siebie, jak jakąś tajemnicę? Jednak w tym zawodzie, prędzej czy później zaznajamiają się z aspektami kryminalistyki i pojęcie o tym, że tak, zwłoki nie mają zdolności panowania nad zwieraczami jest czymś powszechnym.

Co do antagonisty, zgadzam się z większością przytoczonych zarzutów poprzednika. Nie wczytywałem się już tak dokładnie w wyjaśnienia.

Tekst nie trafił w mój gust. Między prostym + | – oceniam go na -.

Pozdrawiam cieplutko.

Angel is my name.

Cherubininieba, policjanci muszą mieć określony charakter, to wynika ze specyfiki tego zawodu. Inny byłby niewiarygodny. Rozumiem, że bohater może być różnie odbierany, taki był mój zamiar.

Kobiety w tym opowiadaniu służą do seksu, a zła kobieta Agata nie służy do seksu i to jest jej główną wadą, że go odmawia.

Tam jest o wiele więcej, m.in. przemoc emocjonalna. Taka analiza wypalonego związku. Brak seksu to czubek góry lodowej.

 

Powziąwszy pod uwagę, że boi się konfrontacji z żoną, nie zgłosił gwałtu i krótkochwilowa retrospekcja na te tematy pozwoliła mu na takie bohaterstwo? Dla kochanki?

Głównie po to, żeby nie stać się seryjnym zabójcą. Sylwia nie jest dla niego tylko kochanką, ale kimś znacznie więcej.

 

Już małe doczepienie, ale mnie wkurzyło – jaki policjant podkreśla, że samobójca śmiesznie dynda i robi pod siebie, jak jakąś tajemnicę?

Stasiek ma specyficzny charakter i styl wypowiedzi. Poza tym przy oglądaniu wielu zwłok takie rzeczy przestają stanowić tabu. 

 

Tekst nie trafił w mój gust.

Zdarza się. Dzięki za odwiedziny.

 

None, w rzeczywistości rzadko zdarzają się czyste typy zaburzeń. Można rozwijać postać Czapy, ale to Paweł jest głównym bohaterem, Czapa to tylko tło. 

Dzień dobry!

 

Czytałem komentarze i zastanawiałem się, jak to możliwe, że ludzie mają aż tak różny odbiór tych samym motywów? Bo ja inaczej odebrałem to opowiadanie niż wypowiadający się powyżej, w szczególności inaczej odebrałem postać i motywacje Pawła.

Zacznijmy od tego, że moją pierwszą refleksją po przeczytaniu (jeszcze podczas bety) było: “to przemyślane i dobrze skomponowane opowiadanie!”

Rozpoczyna się od sceny z głównym bohaterem, wprowadzając czytelnika w specyfikę jego sposobu bycia, pokazaną m.in. (ale nie tylko) przez prosty, przetykany wulgaryzmami język. Nie widzę w tym zabiegu nic złego, chyba, że rezygnujemy z realizmu i udajemy, że niektórzy ludzie mówią inaczej niż rzeczywiście to robią. Według mnie bohatera powinno oddawać się wiernie, a bohater był taki a nie inny. Betując, w pierwszym odruchu zacząłem poprawiać tekst zawierający wypowiedzi typu: “Wsunąłem się w nią powoli”, bo brzmiały do bólu sztampowo, ale po chwili refleksji dotarło do mnie, że właśnie tak ma być, że tak Paweł powinien myśleć i mówić, i takie jego przedstawienie było celem autorki. Według mnie to właściwy wybór, pozwalający się wczuć we właśnie taki świat Pawła.

Nie znaczy to, że sam bohater jest beznadziejnym “Sebixem”. Tak, widzi świat czarno-biały, ale spójrzmy na fakty. Ma żonę, która nim gardzi, a może nawet nienawidzi, która go “złapała” na dziecko itd. Czy to dziwne, że szuka miłości poza formalnym związkiem? Cóż, w idealnej sytuacji powinien najpierw porzucić żonę, zgoda. Ale jednak dla swojej prawdziwej miłości jest w stanie zrobić wiele i jego postawa w obliczu kolejnych prób zasługuje na minimalny chociaż szacunek. To, że czerpie przyjemność z seksu z Sylwią przecież nie musi oznaczać, że traktuje ją instrumentalnie. Późniejsze wydarzenia dowodzą, że jest w stanie dla niej wiele wycierpieć.

Szatański Czapa poddaje bohatera trzem próbom (motyw nieco skojarzył mi się z “Opowieścią wigilijną”), podczas których:

– przełamuje swoje lęki z dzieciństwa,

– mocno cierpi, przypominając sobie brak reakcji na gwałt, którego był świadkiem (czy każdy reaguje tak jest należy, kiedy jest świadkiem zła?),

– mimo raczej gwałtownego charakteru i prowokacji żony oraz kuszenia go przez demoniczną postać, opanowuje swój gniew, a później zdobywa się na odwagę odejścia od żony, której motywacje są jednoznacznie negatywne.

To wszystko czyni z Pawła postać bardzo ludzką, mającą swoje słabości, popełniającą błędy w przeszłości, ale też potrafiącą ostatecznie, w obliczu bezpośredniej konfrontacji ze złem, te słabości w jakiś sposób “przemóc” i zachować się godnie.

Tę historię można odebrać również jako metaforę robienia przez Pawła rozrachunku z własną przeszłością, z własnymi lękami, z faktem tkwienia w bezsensownym, iluzorycznym związku z żoną, która nim gardzi, z postawieniem na swoją prawdziwą miłość, Sylwię. A to, że bardzo mu na niej zależy udowadnia właśnie podejmując trudną walkę ze złem, niezależnie czy odbieramy historię dosłownie, czy jako przenośnię wewnętrznej walki.

Rola Czapy w opowieści jest, według mnie, przewrotna, bo nie sprowadza się do bycia czystym złem. Jest on trochę jak przysłowiowy diabeł z Fausta, mówiący “Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”. Tak, Czapa chce złamać Pawła i pokazać mu, że obaj w istocie są tak samo zepsuci. Ale Paweł jednak wybiera inaczej, prowokacje Czapy stają się dla niego okazją do rozrachunku z przeszłością i wychodzi z tego duchowego zmagania zwycięski. I nie jest istotne czy Czapie wychodzi to przypadkowo, czy nie, bo w tym tkwi właśnie istota wyżej cytowanego fragmentu z Goethego.

W przeciwieństwie do wielu opowiadań spod znaku horroru, w tym tekście autorka nadała dramatycznym obrazom głębszego znaczenia – nie są one jedynie efekciarskim epatowaniem przemocą, złem i obrzydliwością, ale są podporządkowane pokazaniu przemiany bohatera. Postać Pawła, która początkowo mogła odrzucać prostactwem, w toku opowiadania zyskiwała, i również mój stosunek do niej się zmieniał na pozytywny.

Dla mnie punktem kulminacyjnym opowiadania była scena z Agatą. Nie tylko ze względu na to, że jest dobrze napisana i dynamiczna, ale też na realizm psychologiczny, który do mnie przemówił.

Ostatecznie oceniam opowiadanie na bardzo dobre i klikam do biblioteki.

 

Możesz mnie nazwać masochistką i wytknąć obiecanki-cacanki, ale przeczytałam, choć dopiero po Twoich komentarzach pod None, bo wiedziałam, że on tu ostro komentował. I z początku w zasadzie zamierzałam napisać, że nie zhakowałam konta None i to nie ja – tak bardzo, bardzo te komentarze współgrają z tym, co pisałam o “Niebie na Marsie”.

No ale oczywiście złe mnie podkusiło i opowiadanie przeczytałam i mogłabym się pod wszystkim, co None napisał, podpisać. A zważ, proszę, że zazwyczaj nie oceniamy tak samo oraz byłam krytyczna wobec jego opowiadania również. Skądinąd dość zabawna jest Twoja (słuszna) obserwacja, że “Ciężar” to nie horror i sugestia, że to raczej materiał na thriller (dodałabym: psychologiczny), ponieważ to jest dokładnie casus Twojego tekstu, który horrorem też nie jest, natomiast thrillerem psychologicznym jak najbardziej. Nie jest horrorem między innymi z powodu zakończenia.

Temat wzięłaś znany i dość zgrany: rozliczenie bohatera z przeszłością za pomocą duchów tę przeszłość wywołującą i każącą bohaterowi ją raz jeszcze, świadomie, przeżyć, sięga co najmniej “Opowieści wigilijnej”, choć na upór to wiedzie się z moralitetów średniowiecznych, gdzie bohater też był konfrontowany ze swoimi uczynkami, Dickens nadał temu nowoczesną formę. Rozgrywka z demonem/diabłem/śmiercią o czyjeś życie też ma długą historię, najsłynniejsza jest oczywiście ta:

 

 

(Skądinąd temat mnie też przyciągnął, mimo obietnic, że się więcej nie pojawię, bo akurat redaguję – do publikacji pozaportalowej – opowiadanie, w którym bohater gra ze Złym o życie innego człowieka, a wspomnienia z dzieciństwa grają tam kluczową rolę – ale jest to zupełnie inna historia).

 

I tu pojawia się problem, który mam też z innym opowiadaniem, któremu wreszcie muszę wystawić komentarz okołopiórkowy. Dajesz bohaterowi najprostszą możliwą motywację: miłość/erotykę czyli coś, co każdy kupi bez zmrużenia oka. (Tak, wiem z innych dyskusji, że miłość i erotyka występują w rzeczywistości, ale mówimy o literaturze, więc oszczędźmy sobie tych argumentów). Tymczasem znacznie ciekawsze są historie, w których człowiek w sytuacji Pawła musiałby wybierać, czy zgodnie z policyjnym etosem (zwłaszcza że byłoby to przeciwko obrazowi ojca, z którym on walczy przez całe życie!) ratować obcego człowieka, czy też swoją duszę. Bo dla ukochanej osoby prawie każdy zrobi prawie wszystko – a gdyby to była starucha, którą chce zamordować jakiś Raskolnikow? Nielubiana nauczycielka ze szkoły? Paweł chce być idealnym policjantem, to byłoby w sam raz dla niego wyzwanie. Naprawdę, nie chodź w opowiadaniach na emocjonalną łatwiznę, bo one zawsze pozostaną co najwyżej letnie, a nie prawdziwie drapieżne i szokujące. Daj bohaterowi naprawdę tragiczny wybór. Prawdę mówiąc, wystawienie go na próbę, czy pozwoli zabić Agatę byłoby znacznie ciekawsze, bo to jednak matka jego dzieci. (Skądinąd nie mam pojęcia, co w tym tekście uznałaś za tak szokujące, że zasługiwało na komentarz w tym względzie?)

(Nawiasem mówiąc, przyszło mi do głowy wyjaśnienie pójścia na emocjonalną łatwiznę, ale go nie podam, bo ciekawa jestem, czy je podasz jako kontrargument).

 

“Próby” są dość przewidywalne, ale to najmniejszy mankament, bo jeśli freudowska niemalże rywalizacja z ojcem jest kluczem do “niepozbierania” Pawła, to akurat fabularnie się tłumaczą. Niemniej i tu jest się czego czepić, bo ojciec jest figurą całkowicie przegiętą. Nie w sensie takim, że psychopaci i socjopaci nie istnieją, ale akurat PRL nie był tak zwyrodniały, żeby do roli kata wyznaczać psychopatę. Nawet dla czasów, kiedy kara śmierci była na porządku dziennym, podobnie jak tortury, a egzekucje były publiczne, dokumenty historyczne bardzo jasno pokazują, że katami zostawali ludzie o bardzo zrównoważonej psychice, a psychopatę by szybko wyeliminowano z oficjalnego zawodu. Okrucieństwo kryło się zazwyczaj gdzie indziej, a od końca XVIII w. mocno postępuje doktryna, że kara śmierci ma być dla skazańca jak najmniejszym cierpieniem i naprawdę w większości krajów zachodnich (o innych nie znam danych, wyjątkiem bywał oczywiście ZSRR czy hitlerowskie Niemcy) eliminowano jednostki psychopatyczne z wykonywania takich czynności. Widziałam na ten temat film dokumentalny oraz tłumaczyłam napisy do amerykańskiego filmu dokumentalnego o krześle elektrycznym, tam też było dużo na ten temat; oczywiście znam również pamiętniki Henri Sansona, paryskiego kata z okresu Rewolucji Francuskiej – to nie był psychopata. Na dodatek piszesz o późnych latach osiemdziesiątych, a nie o czasach stalinowskich, kiedy od biedy uwierzyłabym w kata sadystę.

 

Nie kupuję też zachowań policjantów na patrolu. W przypadku zagrożenia chyba standardem jest, że muszą się ubezpieczać, a nie jeden idzie do mieszkania zagrożonej kochanki, a drugi będzie coś ogarniał. Jeśli potencjalne zagrożenie jest poważne (skądinąd powinni od razu zacząć mówić o tym, że to prawdopodobnie copycat Czapy, żeby wzmóc napięcie; wrzucasz taką sugestię w momencie, kiedy nie wywołuje żadnego wrażenia, bo czytelnik już to ogarnął), to przede wszystkim wezwą wsparcie, a przynajmniej zameldują na komisariacie.

Trochę też dziwi to, że Paweł przyjmuje wyraźnie nadprzyrodzony zwrot akcji jak gdyby nigdy nic. Aha, jesteś duchem zbrodniarza, który kogoś sobie opętał, a teraz będziesz sobie ze mną pogrywał? Spoko. To naprawdę trudno kupić. Obuduj bohatera tym, że zaczytuje się w horrorach albo że podejrzewa, że ktoś rozpylił coś halucynogennego (gwarantuję Ci z autopsji, że od samego nieświadomego wdychania dymu z czymś takim można mieć schizę z potworami wyłażącymi ze ścian – zafundowali mi coś takiego studenci na Cyprze). To jest błąd konstrukcyjny.

 

No i zakończenie. Nie zrozum mnie źle: kocham happy endy i wciskam je, gdzie się da. Ale czasem się nie da. I moim skromnym zdaniem w Twoim tekście happy end burzy wszystko, co próbowałaś zbudować. Kiedy zgadłam, co Paweł chce zrobić, pomyślałam, że to odkupi część wcześniejszych grzechów tego tekstu. Okej, jeśli chciałaś pisać thriller psychologiczny, to takie zakończenie, że on przeżywa, miałoby sens. Ale horror położyło, niestety.

 

Technicznie jest przyzwoicie, lepiej niż w Marsie, choć niektóre wypowiedzi Czapy brzmią dość naiwnie (w sensie tego, jak on się wypowiada, coś w stylu). Drobiazgi (to, co ważne, jest powyżej i dotyczy całości, poniżej tylko drobne uwagi, nie najważniejsze):

 

Kiedy wyginała się w łuk, jasne włosy i twarz z małym noskiem wyglądały jeszcze piękniej.

Tu zaatakowała mnie geometria ich pozycji, bo przy wygięciu w łuk to on nie bardzo powinien widzieć jej twarz, a jeśli już, to z żabiej perspektywy, która deformuje, a nie upiększa. Choć oczywiście de gustibus.

 

Gdybym poznał ją wcześniej, zanim zaliczyłem wpadkę z Agatą i urodzili się chłopcy… Teraz mogłem dać Sylwii tylko spotkania w tajemnicy.

Ta, narracyjnie to potrzebne, ale w takim związku, jaki opisujesz, oni by się dawno rozstali. Chyba że mają głębsze motywacje, np. religijne, żeby nie, ale nic na to nie wskazuje.

 

Trzy litery “F” jak trzy diabelskie szóstki.

Myślę i myślę, i nijak nie jestem w stanie wymyślić, dlaczego akurat F ma się kojarzyć z szóstką, ale może czegoś z popkultury nie wiem albo co. Guglanie pokazało mi piosenkę nieznanej mi grupy Devil in Me, ale oni wg wiki zaczęli działalność w 2013, więc tak jakby nie pasuje.

 

Pognałem na dół, o dziwo, odgłos moich kroków nikogo nie wywabił na korytarz.

Mam ostrą nadwrażliwość słuchową, ale nawet ja nie wyskakuję na korytarz, kiedy ktoś przechodzi, a nawet zbiega po schodach, mimo że często mnie to wkurza ;)

 

Wyważyłem je kopniakiem.

Częsty błąd w kryminałach. Po pierwsze kopniakiem nie da się wyważyć, a co najwyżej wykopać z zawiasów, a po drugie jest to cholernie trudne, jeśli nie jest się Chuckiem Norrisem, ale on kopniakiem nawet konserwę otworzy. Znacznie łatwiej wyważyć, napierając ramieniem (efektywnie całym ciałem), a i to jest trudne, jeśli w drzwiach jest coś więcej niż prosty zamek typu Yale.

 

Perfektu

→ Perfectu

 

Wniknąłem w ciało bezdomnego, który jej pilnuje. Wiesz, co on z nią zrobi, zanim ją zabije? Nie chcesz wiedzieć. Będzie wyła głośniej niż na spotkaniach z tobą.

Tu każdy sensitivity reader, a i sporo zwykłych czytelników przyczepi się do stygmatyzacji bezdomnych. Dla mnie to też zabrzmiało zbyt stereotypowo, a nie jestem fetyszystką reprezentacji i takich tam.

 

praca w przytułku przy upośledzonych dzieciakach

Jeżeli Agata chce tym słowem dodatkowo “upokorzyć” Sylwię, to powinnaś zaznaczyć, że celowo używasz archaicznego terminu, bo rzucone ot tak ono się stylistycznie, owszem, wybija, ale w inny sposób niż sobie (chyba) założyłaś.

Mimo policyjnej kurtki[-,] czułem przejmujący chłód.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję wszystkim za lekturę i podzielenie się wrażeniami.

 

Kronosie, dokładnie to wszystko starałam się przekazać w tym opowiadaniu.

W przeciwieństwie do wielu opowiadań spod znaku horroru, w tym tekście autorka nadała dramatycznym obrazom głębszego znaczenia – nie są one jedynie efekciarskim epatowaniem przemocą, złem i obrzydliwością, ale są podporządkowane pokazaniu przemiany bohatera. Postać Pawła, która początkowo mogła odrzucać prostactwem, w toku opowiadania zyskiwała, i również mój stosunek do niej się zmieniał na pozytywny.

Zgadza się, zaczęłam od pokazania skazy bohatera poprzez pierwszą scenę, później ta charakterystyka rozwija się w kolejnych scenach.

Dla mnie punktem kulminacyjnym opowiadania była scena z Agatą. Nie tylko ze względu na to, że jest dobrze napisana i dynamiczna, ale też na realizm psychologiczny, który do mnie przemówił.

Ostatecznie oceniam opowiadanie na bardzo dobre i klikam do biblioteki.

Też tak myślę, że to scena kulminacyjna, Paweł przepracowuje w niej najważniejsze problemy ze swojego życia.

Myślę i myślę, i nijak nie jestem w stanie wymyślić, dlaczego akurat F ma się kojarzyć z szóstką,

Może chodzi o to, że F jest szóstą literą alfabetu?

Hmm, a dlaczego właściwie opętywany ma wyrażać zgodę na opętanie? Nie prościej byłoby Czapie wskoczyć mu do łba i ze środka manipulować, doprowadzić do faceta do załamania i całkowicie przejąć jego osobowość? Zamiast tego funduje Pawłowi mocno kontrowersyjną i cholernie ryzykowną… terapię. Bo konfrontacja delikwenta z jego lękami, przeszłością jest formą terapii. Tutaj to na zasadzie, albo mu ulży, albo sobie w łeb strzeli, ale, kurczę, skuteczna była.

Nie kupuję sceny z żoną.

– Nudzisz mnie. Wyszłam za barana bez szkoły

To już nie te czasy, że “nie matura lecz chęć szczera”, teraz w policji matura musi być, a i tak pierwszeństwo będą mieli ci z lepszym wykształceniem. Ergo on nie może być takim ćwokiem, jakim żona go przedstawia (nie widać tego też w tekście, a jednak on się w żaden sposób nie broni, jakby rzeczywiście nie potrafił sklecić zdania po polsku ). Poza tym pani prawie doktor zapewne nie związałaby się z głąbem, bo myślałaby o facecie jako dawcy genów. Jeszcze się głupota na dzieci przerzuci.

W którymś momencie powinno mu się zaświecić czerwone światełko, że Czapa go zwyczajnie okłamuje. W ogóle dziwię się, że mu uwierzył, bo ile warte są zapewnienia mordercy.

Posprawdzałabym, jak to wygląda z pracą policji, bo z jednej strony przedstawiasz go jako zwykłego krawężnika, a z drugiej wysyłasz na akcję przeciw handlarzom narkotyków.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

To już nie te czasy, że “nie matura lecz chęć szczera”

Też na to zwróciłam uwagę, poczytałam nawet o szkole policji, ale ostatecznie akurat to zwaliłam na ogólne przegięcie sceny z żoną (czy niekochana żona w nieudanym małżeństwie naprawdę od razu musi być ostateczną zołzą, żeby usprawiedliwić niechęć bohatera?), ale postanowiłam tej sceny nie grillować, bo i tak okaże się, że “tak miało być” i jest dobrze ;)

http://altronapoleone.home.blog

Irko, dziękuję za podzielenie się opinią.

Hmm, a dlaczego właściwie opętywany ma wyrażać zgodę na opętanie? Nie prościej byłoby Czapie wskoczyć mu do łba i ze środka manipulować, doprowadzić do faceta do załamania i całkowicie przejąć jego osobowość?

Zgadzam się, byłoby prościej, ale Czapa nie może tego zrobić. Takie są reguły tej rzeczywistości. To znany motyw, coś jak zapraszanie chochoła i duchów na wesele u Wyspiańskiego. Tym razem nie chodzi o zapraszanie do domu, ale do wnętrza człowieka.

Bo konfrontacja delikwenta z jego lękami, przeszłością jest formą terapii.

Czapa myślał, że złamie Pawła. Kombinował różnymi sposobami. Terapia była efektem ubocznym. Gdyby Paweł okazał się słabszy, poddałby się za pierwszymi drzwiami. Czapa bardzo na to liczył. Jednak nie okazał się tak błyskotliwy jak planował. ;-)

To już nie te czasy, że “nie matura lecz chęć szczera”, teraz w policji matura musi być, a i tak pierwszeństwo będą mieli ci z lepszym wykształceniem.

“Bez szkoły” znaczy bez studiów. Dla doktorantki szkoła średnia się nie liczy. Jeśli ten jeden wyraz tak bardzo waży na fabule, mogę dopisać, o jaką szkołę chodzi. Nie trzeba mieć matury do policji, wystarczy ukończenie szkoły średniej (Ustawa o Policji). 

Z tym baranem bez szkoły, to tekst autentyczny, zasłyszany.

Poza tym pani prawie doktor zapewne nie związałaby się z głąbem, bo myślałaby o facecie jako dawcy genów.

Niestety, znam takie małżeństwa, a jeszcze więcej takich kobiet jak Agata. Tę postać konstruowałam wyłącznie w oparciu o obserwacje. Sytuację w małżeństwie też.

Na miejscu Pawła uciekałabym jak najszybciej, to jedyny sposób na toksyków. Jednak Paweł ma skrupuły z powodu dzieci.

 

Posprawdzałabym, jak to wygląda z pracą policji, bo z jednej strony przedstawiasz go jako zwykłego krawężnika, a z drugiej wysyłasz na akcję przeciw handlarzom narkotyków.

Znam realia, nie wysłałam Pawła na akcję. Namierzył dziuplę podczas interwencji, przypadkowo. Tak się zdarza. Przykładowo: telefon od sąsiada, że ktoś zakłóca spokój, panowie z patrolu idą, a na miejscu okazuje się, że to grubsza sprawa. 

W którymś momencie powinno mu się zaświecić czerwone światełko, że Czapa go zwyczajnie okłamuje.

Po wejściu do gry Paweł nie miał już wyjścia.

Dzięki za lekturę. Pozdrawiam. :-)

Hej,

 

przeczytałam i mam problem z odbiorem. Czuć, że jest to przemyślane opowiadanie, ale wszystko jest dla mnie zbyt grubymi nićmi szyte, przez co nie czuję tych emocji, które powinny się pojawiać.

 

Bohaterowie są dla mnie w większości nienaturalni:

 

Agata – chciała tylko dzieci, więc po co tkwiła 7 lat w związku? 

Czapa – robi wszystko, aby bohater przeszedł próby. Niby kusi, ale zaznacza, że lepiej się nie wycofywać:

 

– Po co mi to pokazujesz?! – krzyknąłem.

– Wtedy mogłeś coś zrobić, ale stałeś jak duch – odparł Czapa.

– Chcę to naprawić!

– Za późno, musisz z tym żyć. Patrz – wycedził.

– Nie mogę!

– To wyjdź, ale złamiesz umowę.

 

Stopniowanie prób mnie też zastanawia. Ok, spotkanie z ojcem za pierwszymi drzwiami ma jak najbardziej sens – to rzutowało na jego całą przyszłość, ale gwałt postawiony niżej od konfrontacji z żoną? Może gdyby za trzecimi drzwiami była młoda Agata w momencie, gdy jeszcze nie mieli dzieci, gdy można byłoby się wycofać, i stałby przed dylematem, czy zrezygnować ze związku (i tym samym poświęcić nienarodzone dzieci), ale mieć drogę wolną do relacji z Sylwią, czy jednak powtórzyć wszystko ze świadomością, że żona nigdy nie da mu rozwodu, więc będzie tkwić w takim marazmie, to byłoby to dla mnie bardziej wiarygodne. Teraz żona mówi mu rzeczy, których i tak musiał się gdzieś domyślać. Poza tym nie są one aż tak wielkiego kalibru, aby w odwecie miał jej odebrać życie.

 

I zgodzę się – brak happy endu byłby ciekawym rozwiązaniem – przynajmniej w tak poprowadzonym opowiadaniu. Paweł jest idealistą, więc upewnia się, że pozbył się raz na zawsze złola. Poza tym pod koniec udowadnia sobie, że jest lepszy od ojca – przynajmniej doprowadził sprawę do końca (w nawiązaniu do egzekucji Czapy)

 

pozdrawiam

OG

Hej, ANDO!

 

Przeczytałam Twoje opowiadanie za jednym zamachem, a to dla mnie wyznacznik “wciągnięcia” :-) Bardzo przemówiła do mnie scena z drugiego pokoju, z Moniką i wykładowcą. Była bardzo sugestywna, pełna napięcia, w obrazowy sposób przedstawiasz jak główny bohater męczy się, wracając do tego doświadczenia i w tym miejscu rzeczywiście czuję, że to jego prywatne piekło. Powrót do wspomnienia z brutalnym ojcem jest bardzo klasyczny i spodziewałam się po nim, że pójdziesz w kolejnym pokoju właśnie do jakichś późniejszych doświadczeń dręczenia bohatera w szkole policyjnej, kocenia. Ta myśl była dla mnie zniechęcająca, ale bardzo fajnie na nowo przykułaś moją uwagę. Zostałam już do końca :-) Scena z żoną jest smutna i chłodna, przez co – choć nie jest efektowna – spodziewam się, że działa tak, jak założyłaś. Od początku pokazujesz, że Paweł jest nieszczęśliwy z żoną i tutaj można rzeczywiście poczuć trochę kulisów jego historii. 

Co do wiarygodności różnych rzeczy – mnie w żaden sposób nie razi, że babka już prawie z doktoratem wychodzi za “prostego” gościa. Po pierwsze – to było dawno temu, doktorat robi znacznie później, ludzie niesamowicie się zmieniają i bardzo rozjeżdżają w związkach. Zresztą – jak to powiedział ktoś bardzo mi bliski – najciekawsze historie dzieją się jakieś dwa odchylenia standardowe od normy :-) Życie pisze takie scenariusze, że jakby ktoś chciał to zekranizować, to zarzucano by mu, że przegiął z dragami. Wiele historii nie powstałoby, gdyby ktoś nie nagiął trochę rzeczywistości. Wiele filmów ma mocno pojechany scenariusz, a ogląda się je z wypiekami na twarzy z tego właśnie powodu, że są odjechane. W Hollywoodzie wręcz się tego nadużywa, co niekoniecznie jest super, ale ludzie pochłaniają to jak pączki na tłusty czwartek.

Fajnie przedstawiłaś te pokoje, wczułam się w dręczycielski klimat i byłam z bohaterem, trzymając za niego kciuki. 

Z mniej słodkich rzeczy – stosujesz trochę sformułowań, które dla mnie brzmią naiwnie.

 

Wsunąłem się w nią powoli, patrząc na jej rozchylone usta, nabrzmiałe od pocałunków. Przycisnąłem ją umięśnioną klatą do materaca. Uwielbiałem, kiedy była cała moja i drżała z rozkoszy.

– Pawełku, kocham cię – szepnęła, głaszcząc mnie po ogolonej głowie.

Oplotła nogami moje biodra. O tak, kotku!

To jest raczej rzecz gustu, ja bym wolała, żeby tej umięśnionej klaty i nabrzmienia od pocałunków nie było. To “Pawełku, kocham cię” wydaje mi się w tej scenie dosyć dziecinne, a miało być trochę perwersyjnie (chyba!) – albo ja chciałam, żeby było perwersyjnie. 

Tak czy siak – to drobiazgi, które można doszlifować, albo przy nich zostać, dając po łapach tym, co chcą się pakować z buciorami do czyjegoś stylu :-) Grube rzeczy – zaciekawienie, budowanie napięcia, oczekiwanie na coś, sam pomysł, sposób przedstawienia, podział na pokoje (również w postaci śródtytułów) – udały Ci się bardzo zgrabnie. A o takie rzeczy – w moim odczuciu – najtrudniej. Przeczytałam z zaciekawieniem i bez zgrzytów :-)

A! Spodobał mi się tytuł i to on zachęcił mnie do wejścia w przedstawiony przez Ciebie świat. 

 

Pozdrowienia!

eM

 

Przeczytałem jednym tchem jakbym oglądał film. Kolejne sceny wynikają logicznie z poprzednich, sprytnie rozegrałaś moment, kiedy Paweł musi iść do Sylwii bez drugiego policjanta. Językowo tekst wygładzony w detalach, mięcho pada z umiarem, mogłaś więcej poszaleć. Agata wyrasta na głównego antagonistę Pawła, psychologicznie została dopracowana, Paweł również. Tego typu teksty zapadają w pamięć, równocześnie budząc sprzeciw czytającego. Jakbyś wbijała szpilki we wrażliwe miejsca odbiorcy, prowokowała, jechała po bandzie. W ostatniej scenie ładnie rozegrana końcówka z wieszaniem oraz zapowiedzią powrotu czarnego charakteru. Horror Pawła byłby mniej odczuwalny, gdyby on się zabił.

Mocne opowiadanie, Ando! Próby przemyślane. Zakończenie dobre, lecz interwencja Stacha musiałaby być szybsza, sam by się nie uwolnił, chyba że zerwałaby się sznur, na co liczyć nie ma co. 

Psia kostka. Jest realnie i fantastyka rodem z najgorszych snów.

Warsztatowo, z naddatkiem, trzeba byłoby dopracować: usunąć część didaskaliów przy dialogach; niepotrzebne wyjaśnienia w narracji z gatunku tych doprecyzowujących; podbicia przysłówkiem „tylko” (prawie w całości tekstu do kosza), podobnie z partykułą „już, też, jeszcze”.

 

Bohatera zbudowałaś prawdziwego, podobnie jak jego przeciwnika (przez język i zachowanie) i nie bój się stawiać sprawy na ostrzu noża, bo niestety w każdej sekundzie dochodzi do podobnych rzeczy (nie w sensie fanstastycznym), choćbym nie wiem, jak zaciskała oczy. Przypomniała mi się pierwsza przeczytana powieść Lemaitra, bodaj była to „Koronkowa robota”. Brrr, przestraszyła okrutnie. Superrealizm. Jeszcze miałam kilka skojarzeń, ale nie będę się o nich rozpisywała. 

 

Drobiazgi:

,Stasiek śmierdział tytoniem,

Moźe nie zdrobnienie, Stachu, Stach? Może być regionalne, ale zmiękczenie w tym anturażu ciut razi. 

,otwieranie zamków w kilka sekund.

Może „włamanie”, „błyskawiczny włam”.

,Zapytaj żonę, dlaczego cię olewała – zażądał Czapa.

Tu czas teraźniejszy, dzieje się „tu i teraz”, nie zmieniaj.

 

A i jeszcze pierwsze scena, może by ją podstylizować na mniej realną, „napakować” wizją/wyobrażeniem, bo akurat w niej posłużyłaś się dosłownością.

 

Skarżypytuję, za prawdziwość opowiadanych historii i umiejętność nakreślenia obu postaci.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mnie też się podobało. Historia wydaje się przemyślana, ciekawe próby.

Coś słabe to opętanie, skoro pierwotny właściciel zachowuje zdolność do targnięcia się na własne życie. Ale fajny motyw z tym wieszaniem. Zwłaszcza Czapa powinien mieć uraz.

Żona wychodzi bardzo antypatycznie. Tak się zastanawiam, czy ich małżeństwo właściwie zostało skonsumowane, skoro ślub był z racji wpadki, a od zjawienia się dzieci ona sypia w pokoju synów…

Babska logika rządzi!

Dziękuję za odwiedziny i za kliki, jutro odpowiem na komentarze, bo na razie nie mam możliwości.

Cześć!

Dołączę do grona czytelników raczej sceptycznie nastawionych do Twojego opowiadania. Zasadniczo podpiszę się pod wypowiedziami None’a i drakainy jeśli chodzi o fabułę oraz przedstawienie postaci.

Drażniły mnie też dialogi, które tylko momentami sprawiały wrażenie wiarygodnych, zaś w większej części zdawały mi się wysilone. Ciągle burzyło mi je jakieś niepotrzebne słówko, jakaś niezgrabnostka, jakaś nadmiarowa informacja. Nie potrafiłem tym rozmowom uwierzyć.

Dużym plusem jest za to bohater główny, ma dobrze zbudowane tło, nie znajduję zarzutów względem jego kreacji. Uważam, że oddałaś go naprawdę dobrze.

Pozytywnie oceniam także sam koncept gry z policjantem.

Motyw opętania/wędrówki dusz z ciała do ciała trochę mi się już opatrzył, bo w konkursie widziałem kilka takich rozwiązań, ale to nie jest wina Twojego tekstu. Owszem, wpłynęło to na mój odbiór, ale jedynie subiektywnie.

Językowo było przyzwoicie, nie dopatrzyłem się jakichś większych wad. Niekiedy drażniły mnie tylko przekleństwa kierowane wobec Czapy. Na Twoim miejscu szedłbym na całość, zamiast zatrzymywać się na “padalcu”, “gnidzie” albo innych inwektywach z gatunku raczej miękkich. W natłoku myśli, zdenerwowaniu, rozpaczy czy innych skrajnych emocjach sięgamy raczej po najbardziej prostackie bluzgi, niż wymyślne słówka. Ale znów może być to rzecz gustu :)

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Wróciłam, będę odpowiadać po kawałku.

Fmsduval, w pierwotnej wersji przekleństw było więcej, ale podniosły się głosy, że to nie przystoi w literaturze. Cieszę się, że bohater Ci się spodobał. Miałam określony setting, żona i kochanka plus dzieci, to wpłynęło na fabułę. Wybrałam ten temat ze względu na postać policjanta, było dla mnie wyzwaniem pokazanie lęków takiego człowieka.

Finklo, dzięki za odwiedziny i klika. Świetnie wychwyciłaś motyw z wieszaniem – Czapa miał uraz. :-) Małżeństwo zostało skonsumowane, Agata dbała o szczegóły. Wyszła gorsza złolka od Czapy i niestety, takie postacie to nie fantastyka.

Czapa opętał ciało Pawła słabiej, bo policjant nie był do końca zły i się poświęcił.

Asylum, dziękuję za klika i komentarz. Cenna rada stylistyczna, muszę się nad tym zastanowić i przeanalizować swoje opowiadania.

Masz rację, wyszedł mocny, realistyczny tekst. Paweł nie przestraszyłby się byle czego, bo w tym zawodzie wiele widział i musiał mieć określony charakter. Dostał się do policji w czasie, kiedy obowiązywał test multiselect.

Pierwsza scena określa Pawła, zaryzykowałam i zaczęłam od skazy. Ja jako autorka mogłabym to napisać inaczej, ale to jest sposób pojmowania bliskości przez Pawła. On bardzo chciałby być macho, ale jak na ironię, został ofiarą przemocy emocjonalnej ze strony kobiety, która wykorzystuje jego przywiązanie do synów.

Niestety, znów nie ma w tym fantastyki, bo nawet instytucje bagatelizują problem tej przemocy.

Edyta.

Emlisien, dziękuję za wnikliwy, długi komentarz. Zgadzam się z każdym słowem.

Odnośnie wchodzenia z butami: im bardziej rozbudowane i niejednoznaczne opowiadanie, tym więcej możliwości skrytykowania takiego tekstu. Jednak uważam, że tworzenie bardzo prostych fabuł nic nie wnosi. Pozdrawiam i przepraszam, że tak późno odpisuję.

Wybrany temat pozostawiał bardzo duże pole manewru. Uważam, że udało Ci się rozwinąć go ciekawie – wymyśliłaś intrygujący sposób na rozliczenie bohatera z jego przeszłością.

Mnie trochę zabrakło sympatii do bohatera – nie zdążyłem go szczególnie polubić, więc i przedstawione sceny nie miały tak mocnego oddziaływania. Objętość akapitów wprowadzających jest zgodna z Twoją wizją, czy też rolę odegrał tu jednak limit znaków (nie wiem jaki był wyznaczony)?

Podobało mi się zakończenie – miło było zobaczyć dobro (choćby umowne, bo główny bohater wcale nieskazitelny nie był) mimo wszystkich przeciwności ostatecznie triumfujące.

Bjkpsrz, cieszę się, że według Ciebie temat został ciekawie przedstawiony i podobało Ci się zakończenie. Paweł jest kontrowersyjny i złożony jako bohater. Taki był zamysł. Dzięki za odwiedziny.

Edyta.

Czarny Śniegu, odpowiadam na końcu, musiałam przemyśleć Twój komentarz. Napisałeś, że wbijam szpilki odbiorcy. O ile dobrze Cię rozumiem, chodzi o to, że czytelnik odnajduje własne problemy w tej historii i to wzbudza jego irytację?

Miło, że porównujesz to opowiadanie do filmu, miało być obrazowo. Cieszy mnie też, że treść zapada w pamięć, o to chodziło. Jezykowo, faktycznie, było sporo szlifowania, szczególnie przy stylizacji. Chciałam oddać sposób mówienia tego typu ludzi jak Paweł poprzez czasem chropowaty język.

Moment rozdzielenia policjantów faktycznie był wyzwaniem, bo w tej pracy są określone procedury. Dlatego nie ma oficjalnego wezwania do interwencji. Fajnie, że scenę z wieszaniem uważasz za udaną.

Dobre opowiadanie. Fajny bohater. Naturalne dialogi, język jak spod celi – pasuje. Fantastyka bliska rzeczywistości. Problemy zupełnie niefantastyczne. Żona Pawła – okropna jędza, chłopak musi wiać jak najszybciej, szkoda życia. Niby wymyślona powiastka a przykro robi się na koniec, bo problemy jak najbardziej realne.

Tomie, dziękuję za komentarz. Nie mogłam użyć innego języka, zabrakłoby prawdy w tym opowiadaniu. Zgadzam się, opisałam problemy, które zdarzają się również w realnym świecie. Cieszę się, że spodobał Ci się bohater.

Każdy marzył za dzieciaka o byciu policjantem lub strażakiem :P Paweł ma cechy macho ale porządny z niego chłopak. Fajny motyw z ostatnim skazanym. Próby przypominają grę komputerową.

Nie tak trudno się tam dostać. Miło, że Paweł Ci się spodobał jako bohater. Starałam się, żeby był ciekawy i trochę kontrowersyjny. Masz rację z próbami Pawła, z gry komputerowej zaczerpnęłam pomysł przechodzenia na kolejny poziom, czyli do następnej sali. Dopóki Paweł nie skończył jednego wyzwania, nie znał następnego.

Opowiadanie czytało się mi płynnie i żwawo. Nie widać w nim żadnych potknięć leksykalno-interpunkcyjno-składniowo-gramatycznych. Świetny motyw z pokojami w piwnicy, co interpretuje jako ukrycie demonów wewnątrz (pod ziemią). Jednak zakończenie mnie rozczarowało, ponieważ nie podpasowała mi ucieczka Czapy z ciała Pawełka. Czapa w końcu umarł czy przeżył dzięki powrotowi do ciała menela?

Amy, miło, że motyw z pokojami Ci się spodobał. Paweł wypchnął Czapę ze swojego ciała, kiedy poświęcił życie, żeby nie zostać potworem. W końcówce Paweł mówi wyraźnie "ciągle żyłem". Czapa uciekł z jego ciała, ale powiedział mu na koniec, co planuje. On będzie czekał, aż Paweł zrobi coś złego, wtedy wróci.

Postaram się wytłumaczyć, co miałem na myśli pisząc o szpileczkach. Zdefiniowałbym je jako wartość dodaną, oprócz opowieści fantasy dostajemy odwołanie do rzeczywistości, które nas dotyka. Czapa to fantastyczny demon a równocześnie prawdziwy morderca i gwałciciel. Czapa pokazuje kolejny gwałt, bicie dziecka, podłą żonę. Czytelnik czuje się zirytowany, bo burzysz mu spokojny świat. Pokazujesz realne zło z detalami.

Takie opowiadanie jest ciekawsze. Sporo w treści realnego zła,… Policjant nie przestraszyłby się zwykłego ducha.

Witam Jurorkę, dziękuję za przeczytanie opowiadania.

Podobało się: Uważam że to jest całkiem zgrabna fuzja grozy miejskiej (urban horror) z klimatem sword and sorcery (głównie przez postać policjanta – “siłacza”). 

Nie podobało się: Nie do końca rozumiem jak udało się wygonić antagonistę z pożądanego “miejsca zamieszkania”.

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Olgierdzie, cieszę się, że się spodobało. 

Nie do końca rozumiem jak udało się wygonić antagonistę z pożądanego “miejsca zamieszkania”.

Paweł był gotów poświęcić własne życie, żeby Czapa nie dokonywał zbrodni w jego ciele. Tym odkupił wcześniejsze winy. Czapa nie mógł wytrzymać w ciele dobrego człowieka. 

Puk, puk.

 

nie szwendał się żaden żul, ani właściciel ciągnący psa na smyczy

Zdaje mi się, że tu przecinka nie powinno być.

 

wezmę twoje ciało i duszę. I twoją niunię na deser

Drugie „twoją” można spokojnie pominąć, wiadomo, czyja jest niunia :)

 

Wiesz, co on robił w czasie tak zwanych delegacji? – odezwał się Czapa. – Obsługiwał egzekucje skazańców. Moją też. On chce cię zabić. Odebrać komuś życie znaczy dla niego tyle, co zjeść kanapkę. On pozbywa się śmieci. Ciebie też sprzątnie, jesteś jego wielką porażką. Wycofujesz się?

Lekka przesada z „nim”…

 

Każdego rażą twoje błędy językowe

Czy to jakaś zawoalowana aluzja na temat portalu? No dobra, sam wytknąłem przed chwilą parę rzeczy… ale w „realu” nie jestem aż taki straszny ;)

 

– Pozwól mi zamieszkać w twoim ciele, albo wypruję flaki słodkiej niuni.

Pierwotna umowa była inna, co za bydlę z tego Czapy! Ale zakończenie ładne. Trochę niehorrorowe, można by rzec, ale to drobiazg.

 

Ogólnie podobało się. Fajny pomysł, przemiana bohatera jest, elementy fantastyczne i horrorowe też. Dobry tekst.

 

Pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Niebieski_kosmito, miło, że tekst Ci się spodobał. Dziękuję za odwiedziny.

 

Pierwotna umowa była inna, co za bydlę z tego Czapy!

Pierwotna umowa była taka, że Czapa odda dziewczynę. Nie mówił, czy będzie żywa.

Świetne opowiadanie, czytało się z przyjemnością jednym tchem.

 

Dobry policjant :-)

Ciekawe relacje międzyludzkie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku, miło, że opowiadanie Ci się spodobało i że czytało się jednym tchem.

 

Dobry policjant :-)

Ciekawe relacje międzyludzkie.

To mnie szczególnie cieszy.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anet, cieszę się. :-)

 Cześć!

 

Początek fajnie wykreował bohatera, choć nieco stereotypowo, ale rozumiem, że temat pewne elementy narzucał. Plus za to, że nawet Stasiek dostał porcje charakteru. Pierwsza część tekstu mocno klasyczna, tajemniczy tym zaczepia dziewczynę, potem okazuje się mordercą i dochodzi do starcia. W sumie zastanawiałam się, czy nie lepiej zrobiłoby opowiadaniu, gdyby tożsamość mordercy pozostała dłużej nieznana.

Wejście w tę nadprzyrodzoną część horroru jest tu bardzo mocne i groza na tym trochę traci. Na pierwszy plan wychodzą aspekty psychologiczne i lęki bohatera. To dość nietypowe rozwiązanie, że zło musi przestrzegać pewnych zasad i układać się ze swoja ofiarą, zwykle mamy w horrorach do czynienia z siłą nadprzyrodzoną, która ma dość szerokie pole działania. Podobało mi się to podejście, zwłaszcza że po dość brutalnym charakterze bohatera można było się spodziewać przede wszystkim rozwiązania siłowego.

Alicello, dzięki za komentarz.

Początek fajnie wykreował bohatera, choć nieco stereotypowo, ale rozumiem, że temat pewne elementy narzucał.

Zgadza się, procedury policyjne plus żona i kochanka. ;)

 

Na pierwszy plan wychodzą aspekty psychologiczne i lęki bohatera.

Długo zastanawiałam się, czego może bać się policjant. Tradycyjne strachy odpadały, poza tym chyba nie potrafię pisać prostych historii. Może pora przerzucić się na powieści…

Podobało mi się to podejście, zwłaszcza że po dość brutalnym charakterze bohatera można było się spodziewać przede wszystkim rozwiązania siłowego.

Starałam się odejść od stereotypowego horroru. Miło, że Ci się spodobało. Dzięki za konkurs, wcielanie się w postać bohatera było dobrą zabawą. 

 

Dzień doberek! Ando

Czułem po wstępie, że to będzie dobry Horror. Podobał mi się bohater, że nie jest typowo grzecznym Panem policjantem, a ma swoje za uszami. Jednak jak ukazujesz w tych wizjach, to co zostaje ukryte za zamkniętymi drzwiami – ma też on swój balast przeszłości. Pewne rzeczy faktycznie może nie są najbardziej oryginalnymi rzeczami świata, jak – motyw ojca, którego syn nie do końca chce podążać jego ścieżką i nie być potworem jak on. Dalej, może to moje subiektywne odczucie, ale dialogi momentami mi zgrzytały, wydawały mi się czasami dość, hmmm… takie typowe, mało odkrywcze, ale… to tylko momentami. 

Historia jest całkiem fajnie napisana – prosto (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i jasno. Stylowo pasuje to do obranej konwencji. I co najważniejsze – wciąga. Sam początek już o pojawieniu się zwyrodnialca, który no… istnieć nie powinien, wciąga. Zakończenie – no, na swój sposób happy end

i pasuje, chociaż wydawało mi się nieco przyśpieszone, jakby ten limit już Cię pożerał :) A co do całego widma Czapy. Odebrałem, że wybrał Pawła dlatego, że jego ojciec skazał go na karę śmierci. 

Podsumowując – dobra, jasna historia bez udziwnień fabularnych czy stylowych. 

No i co, dziękuję bardzo za udział w konkursie! 

ND, cieszę się, że opowieść wciąga. 

A co do całego widma Czapy. Odebrałem, że wybrał Pawła dlatego, że jego ojciec skazał go na karę śmierci. 

Tak, dokładnie o to chodziło.

 

Pewne rzeczy faktycznie może nie są najbardziej oryginalnymi rzeczami świata, jak – motyw ojca, którego syn nie do końca chce podążać jego ścieżką i nie być potworem jak on. Dalej, może to moje subiektywne odczucie, ale dialogi momentami mi zgrzytały, wydawały mi się czasami dość, hmmm… takie typowe, mało odkrywcze, ale… to tylko momentami. 

Pisanie tego tekstu było ciągłym balansowaniem między realizmem (żeby policjant wypadł wiarygodnie) a oryginalnością. W dialogach starałam się zrobić stylizację.

Hej, ho! :) Przeczytałam. Nie mogę niestety powiedzieć, żeby mi się podobało – moje wrażenia balansują gdzieś pomiędzy “podobało” a “nie podobało”. ^^’ Czytało się całkiem przyjemnie, całkiem płynnie – ale sporo rzeczy zgrzytało.

 

Logika: To, że bohater pobiegł ratować Sylwię sam, a kolegę zostawił, żeby zajął się martwym lisem… Bardzo naciągane, na pewno chciałby kogoś do pomocy. ^^’

 

Relacja z żoną: Jakaś strasznie… dziwna… wydała mi się ta żona. Nie wątpię, że i takie kobiety istnieją – ale trudno zrozumieć, że najpierw złapała policjanta na dziecko (niejako “przypieczętowując” swoją przyszłość z nim), a potem ma do niego pretensje o bycie policjantem.

 

Próby: Rozwiązanie próby z ojcem było wręcz “baśniowe”, nie bardzo pasowało do tonu opowiadania. Coś takiego znam raczej z animców/filmów o superbohaterach/kreskówek itp.

Rozwiązania drugiej próby nie zrozumiałam, albo mi się wydaje, albo po prostu go nie było – ot, zobaczył coś, wstrząsnęło nim… Ale jakoś mało “próby” w tej próbie.

Trzecia próba: Wydawało mi się mocno naciągane, że tak silnie reagował podczas tej “imitowanej” rozmowy z żoną.

 

Czapa jako postać mnie nie przekonywał. Był… hm… typowy. Jego motyw – zemsta na synu za czyn ojca, jak należy się domyślać – też nie wydawał mi się wystarczający do nękania akurat tego człowieka.

 

Koniec – za szybki, a przez to trochę niezdarny, i ponownie – nieprzekonujący. A na dodatek… hm… ^^’ Wybacz, ale wręcz do bólu typowy.

– Posłuchaj. Nigdy więcej mi nie otwieraj, zapomnij o mnie. Byłaś tylko zabawką do łóżka. Kocham żonę. A teraz spadaj.

To naprawdę zajechało cliche. ^^’

Gospodarzowanie złemu demonowi i samopoświęcenie – również bardzo typowe.

A fakt, że partner zdążył w ostatniej chwili…? A właściwie to powinno być już po. ;)

I jeszcze ta decyzja bohatera zamykająca opowiadanie – nie do końca wyłapałam jej powiązanie ze wszystkimi opisywanymi wydarzeniami. (W sensie, sugerujesz, że czegoś powinno to bohatera nauczyć – ale jakoś nie widzę, jak miało go to nauczyć akurat tego.)

 

Podobał mi się za to stosunek policjanta do Sylwii, to, że myślał o niej na poważnie, a nie widział w niej jedynie pięknego ciała.

 

Podsumowując: nie czytało się źle, ale za wiele rzeczy wydaje się tutaj “nagiętych”, żeby pasowało do fabuły. Reakcje momentami przesadzone. Stare motywy wykorzystane na stare sposoby.

 

No, tak to odczułam, przykro mi. sad

 

Pozdrawiam serdecznie heart

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Nie mogę niestety powiedzieć, żeby mi się podobało – moje wrażenia balansują gdzieś pomiędzy “podobało” a “nie podobało”.

Cześć. Gusta są różne, trudno dogodzić wszystkim. Czytając Twoje odpowiedzi odniosłam wrażenie, że nie zrozumiałaś tego opowiadania.

To, że bohater pobiegł ratować Sylwię sam, a kolegę zostawił, żeby zajął się martwym lisem… Bardzo naciągane, na pewno chciałby kogoś do pomocy.

Ten moment był przemyślany i dopasowany do fabuły. Policjant nie może oficjalnie zejść ze służby, takie są procedury. W momencie dostrzeżenia lisa oni zaczęli zajmować się nowym przypadkiem. Wściekłe lisy na osiedlach w małych miastach to spory problem, wcale nie fantastyczny. Jednocześnie początkowo nic nie wskazywało, że Sylwia znalazła się w niebezpieczeństwie. Czapa nawet nie dobijał się do jej drzwi, tylko chodził po korytarzu. Paweł myślał, że porozmawia z nim, a potem szybko wróci do Staśka. Poza tym w tekście jest napisane wprost, że Paweł nie chciał marnować czasu na tłumaczenia, wolał zaufać swojej intuicji, która podpowiadała mu, żeby się spieszyć.

trudno zrozumieć, że najpierw złapała policjanta na dziecko (niejako “przypieczętowując” swoją przyszłość z nim), a potem ma do niego pretensje o bycie policjantem.

Napisałabym elaborat na kilka stron wyjaśniając motywy działania takich ludzi. Samo życie, takie kobiety istnieją i dowartościowują się przez dokuczanie innym. Co ciekawe, wobec obcych ludzi często udają wspaniałe osoby, a prawdziwą twarz pokazują tylko przy bliskich.

Rozwiązanie próby z ojcem było wręcz “baśniowe”, nie bardzo pasowało do tonu opowiadania.

Mylisz się. Klasyczne rozwiązanie w terapii dzieci toksycznych rodziców. Poza tym, nieprzypadkowo ofiara toksycznego ojca trafia potem do przemocowego związku, to błędne koło.

 

Rozwiązania drugiej próby nie zrozumiałam, albo mi się wydaje, albo po prostu go nie było

Oj, było, było. Czapa miał nadzieję, że Paweł nie wytrzyma i wyjdzie w trakcie, podda się.

Wydawało mi się mocno naciągane, że tak silnie reagował podczas tej “imitowanej” rozmowy z żoną.

Trudno zrozumieć tę próbę, jeśli nie ma się doświadczeń w małżeństwie. Powód zdenerwowania Pawła jest oczywisty. Kobieta zniszczyła mu życie, poniżyła go, wykpiła wszystko, co było dla niego ważne. Kwestia imitowania jest względna, bo w przestrzeni piekła zacierała się granica między prawdą a fikcją.

 

Czapa jako postać mnie nie przekonywał. Był… hm… typowy. Jego motyw – zemsta na synu za czyn ojca, jak należy się domyślać – też nie wydawał mi się wystarczający do nękania akurat tego człowieka.

Trudno rozwinąć każdą postać drugoplanową w opowiadaniu. Główną postacią jest tutaj Paweł, Czapa dostał pewne charakterystyczne rysy (gwałciciel, seryjny morderca) i tyle wystarczy. Tłumaczyłam już wyżej, dlaczego Czapa wybrał akurat Pawła. W skrócie: Czapa potrzebuje ciała bohatera, żeby zabijać kolejne kobiety (”każda zaufa policjantowi”). Poza tym co może być większą motywacją niż zemsta za własną śmierć?

Koniec – za szybki, a przez to trochę niezdarny, i ponownie – nieprzekonujący. A na dodatek… hm… ^^’ Wybacz, ale wręcz do bólu typowy.

Mam inne zdanie. Typowym końcem byłaby śmierć Pawła, albo całkowite unicestwienie Czapy. Zrezygnowałam z najprostszych horrorowych rozwiązań na rzecz zła, które będzie wisiało cały czas nad Pawłem.

Odnośnie typowych motywów: wszystko już było, jakby się uprzeć, podobny komentarz można napisać pod każdym opowiadaniem. Moja historia jest i tak dość skomplikowana i jak się okazuje, czasem trudna do interpretacji. Poza tym, nie oczekujmy, że policjant będzie Szekspirem. ;) Musi mówić w sposób typowy dla swojej grupy społecznej.

A fakt, że partner zdążył w ostatniej chwili…? A właściwie to powinno być już po.

Stasiek nie musiał na nic zdążyć, Paweł poradził sobie sam, taki był mój zamiar. Stasiek po prostu zobaczył Sylwię w policyjnej kurtce, ona mu powiedziała, co się dzieje. Kolega Pawła miał w tym opowiadaniu zupełnie inną rolę niż ratowanie bohatera.

I jeszcze ta decyzja bohatera zamykająca opowiadanie – nie do końca wyłapałam jej powiązanie ze wszystkimi opisywanymi wydarzeniami.

To jest wszystko napisane w tekście i logicznie połączone, zwłaszcza w ostatniej scenie. 

No, tak to odczułam, przykro mi.

Nie przepraszaj za własne odczucia. Jak już pisałam, trudno zadowolić wszystkich. :)

Dzięki za poświęcenie czasu na przeczytanie opowiadania.

Czytając Twoje odpowiedzi odniosłam wrażenie, że nie zrozumiałaś tego opowiadania.

Hm… Strasznie daleko idący wniosek! Po pierwsze, nie sądzę. Po drugie, nawet jeśli, pytanie, czy “wina” leży po mojej stronie.

 

Policjant nie może oficjalnie zejść ze służby, takie są procedury.

Aha. Czyli gdyby ktoś 200 m dalej zaczął kogoś bić albo gwałcić (np. cała grupka facetów), to nie mogliby pobiec obaj, tylko musiałby jeden? A jeśli nie, to jaka jest różnica między taką sytuacją a otrzymaniem informacji, że coś grozi jakiejś kobiecie?

 

Mylisz się. Klasyczne rozwiązanie w terapii dzieci toksycznych rodziców.

Być może, mnie nadal nie pasowało do tego rozwiązania. Czyżby Czapa znał się na terapii dzieci toksycznych rodziców? Bo zaplanował tę próbę w taki sposób, że do jej przejścia bohater musiał “pomyślnie przejść terapię”. Trochę zbyt fancy jak na seryjnego gwałciciela i mordercę.

 

Stasiek nie musiał na nic zdążyć, Paweł poradził sobie sam

Oki, rzeczywiście. Czytałam to już jakiś tydzień temu, najwyraźniej źle zapamiętałam szczegół.

Ale tym bardziej – bohater jest przekonany, że umrze, determinacja, żal, stracone marzenia, jest na skraju, do tego stopnia, że ucieka z niego Czapa – po czym – całe skwitowanie sytuacji:

Wstałem z podłogi. Ciągle żyłem. 

Jak dla mnie wyszło bardzo płasko. Być może chodziło o limit liczby znaków, no ale nic nie poradzę, że dla mnie brzmi to… hm… źle.

 

To jest wszystko napisane w tekście i logicznie połączone

No właśnie jak dla kogo.

 

Tak jak mówię, nie czytało się źle, tylko chyba inaczej rozłożyłabym akcenty.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW, nie rozpatrujemy tekstu literackiego w kategoriach czyjejś winy.

 

Z poprzedniego komentarza:

– Posłuchaj. Nigdy więcej mi nie otwieraj, zapomnij o mnie. Byłaś tylko zabawką do łóżka. Kocham żonę. A teraz spadaj.

To naprawdę zajechało cliche.

W innych tekstach ten fragment znaczy dokładnie to, co zostało napisane: odejdź, pobawiłem się, wybieram żonę. Paweł mówi te słowa do Sylwii w zupełnie innym celu, bo nie może powiedzieć wprost: uwolniłem cię, w zamian muszę oddać swoje ciało Czapie. Nigdy więcej mi nie otwieraj, bo będę dla ciebie niebezpieczny.

 

W tym miejscu warto się przyjrzeć, o co chodzi w ostatniej scenie. Paweł uwolnił Sylwię, bo oddał swoje ciało Czapie. Poświęcił się, ale nie chciał być mordercą, dlatego wybrał samobójstwo. Nie wiedział, czy uda mi się zabić, dlatego ostrzegł Sylwię. Jednak Paweł zdołał przygotować sznur. Czapa nie mógł go do końca opętać, bo Paweł okazał się idealistą. Poprzez poświęcenie odkupił wcześniejsze winy, dlatego Czapa nie mógł zostać wewnątrz niego, ale obiecał, że będzie czekał w pobliżu. Kiedy Paweł zrobi coś złego, Czapa znów się pojawi.

 

Aha. Czyli gdyby ktoś 200 m dalej zaczął kogoś bić albo gwałcić (np. cała grupka facetów), to nie mogliby pobiec obaj, tylko musiałby jeden? A jeśli nie, to jaka jest różnica między taką sytuacją a otrzymaniem informacji, że coś grozi jakiejś kobiecie?

Ale nikogo nie gwałcili, ani nikt nie otrzymał informacji o zagrożeniu. Wcześniej Sylwia mówiła przez telefon, że Czapa z nią rozmawiał i stwierdził, że jest lekkomyślna, bo źle wybrała. Żadna groźba nie padła. Później Sylwia zadzwoniła, że ten sam facet chodzi po korytarzu. On nawet nie zadzwonił do jej drzwi.

Postawmy się na miejscu Pawła. Zależy mu na Sylwii, ale Stasiek znalazł inne przestępstwo. Nie wiedzieli, czy na pewno ktoś użył krwi lisa. Dodatkowo kolega Pawła był specyficzny, wytłumaczenie mu, co się dzieje, zajęłoby sporo czasu i Paweł musiałby ujawnić, że ma kochankę. 

 

Trochę zbyt fancy jak na seryjnego gwałciciela i mordercę.

Dlatego Czapa nie jest typowy, ma też cechy diabła (stąd trzy litery F). Wybrał do prób akurat to, co mogło zagwarantować mu sukces, największe lęki Pawła i rozwiązanie sytuacji, na które bardzo trudno było wpaść. Popatrz, gdyby Paweł zmierzył się z ojcem jako dorosły człowiek, byłoby to schematyczne rozwiązanie. 

 

Ale tym bardziej – bohater jest przekonany, że umrze, determinacja, żal, stracone marzenia, jest na skraju, do tego stopnia, że ucieka z niego Czapa – po czym – całe skwitowanie sytuacji:

Wstałem z podłogi. Ciągle żyłem. 

To zdanie pojawiło się dlatego, żeby czytelnik nie miał wątpliwości, czy Paweł przeżył. Bohater się zdziwił, bo był o krok od śmierci, przecież Czapa w nim siedział.

 

Tak jak mówię, nie czytało się źle, tylko chyba inaczej rozłożyłabym akcenty.

Tak jak pisałam, nie da się zadowolić wszystkich czytelników. Ja rozłożyłam akcenty właśnie tak, co zostało poprzedzone przemyśleniami, planem i analizą poszczególnych elementów podczas bety.

Nadal nie jestem przekonana. Np. wydaje mi się, że teksty tego typu:

– Posłuchaj. Nigdy więcej mi nie otwieraj, zapomnij o mnie. Byłaś tylko zabawką do łóżka. Kocham żonę. A teraz spadaj.

wypowiadane są w filmach/książkach właśnie w takim kontekście – żeby tę “odrzucaną” osobę chronić.

 

No, ale raczej się już wzajemnie nie przekonamy, dlatego pozostaje się zgodzić, że się nie zgadzamy. ;)

 

Pozdrawiam! :)

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

No, ale raczej się już wzajemnie nie przekonamy, dlatego pozostaje się zgodzić, że się nie zgadzamy. ;)

Nie musimy się przekonywać, każdy ma prawo do własnej interpretacji i pisania jak mu w duszy gra. ;) Dzięki, że przeczytałaś i zostawiłaś opinię. :-)

Nowa Fantastyka