- Opowiadanie: Niebieski_kosmita - Cichy pokój bez wyjścia

Cichy pokój bez wyjścia

Cześć.

Napisane pod wpływem impulsu – podobnie jak ongiś opko na konkurs kafkowy. Oceńcie, jak wyszło.

Hasło:

72. Adrian jest przystojnym, młodym chłopakiem. Ale zauważa, że równie młoda i równie piękna dziewczyna wciąż mu się przygląda. Nic do niego nie mówi, bo nie może. Ona jest głuchoniema.

 

Pozdrawiam.

 

EDIT 16.07: Po licznych uwagach, że nie ma tu zbyt wiele horroru, zmieniłem gatunek z “horroru” na “inne”.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Cichy pokój bez wyjścia

Zaintrygowałaś mnie od samego początku. A nawet wcześniej – zanim się urodziłaś.

Chociaż… co ja plotę. Chyba myślę o siódmym października, ale przecież wcale nie wtedy przyszłaś na świat.

Ty byłaś martwa, a tamtego dnia cię wskrzesiliśmy.

 

*

 

Jeszcze w styczniu kierownik naszego zespołu, doktor Stefan Ciołkowski, zapierał się:

– Nie ma mowy. Nie będziemy przeprowadzać symulacji ludzkiego mózgu, nigdy.

Mówił jeszcze wiele rzeczy o problemach etycznych i moralności.

Ta gnida zmieniła zdanie, kiedy ministerstwo sztucznej inteligencji zaproponowało dotację w wysokości dziewięciuset milionów dolarów! Po ich ofercie twierdził już coś zupełnie innego:

– Następnym krokiem po testach na mózgach szympansa jest oczywiście mózg ludzki. To naturalny rozwój nauki. Europa nie może przecież zostawać w tyle za Chinami.

Prawdą było, że Azjaci już wtedy prowadzili szeroko zakrojone badania na polu wirtualizacji człowieka, chociaż nie wiedzieliśmy dokładnie, jak postępują ich prace.

Szybko okazało się, że tajna sekcja zespołu od dłuższego czasu wyszukiwała kandydatów do wirtualizacji, co ostatecznie pozbawiło mnie iluzji, że Ciołkowski przejmuje się jakimiś „problemami etycznymi”.

Potrzebny był, oczywiście, żywy mózg ludzki. O możliwie osłabionej aktywności, bo skaner miał ograniczoną wydajność. Mógł zapisać stany miliardów komórek, ale nie jednocześnie. Proces trwał mniej niż sekundę, a jednak w tym czasie normalny mózg ludzki zmieniał się w tak ogromnym stopniu, że stan neuronów zeskanowanych na początku nie miał już nic wspólnego z neuronami zeskanowanymi na końcu. Jeśli chcieliśmy otrzymać taką wirtualizację, która odpowiadałaby rzeczywistości w zadowalającym stopniu, należało znaleźć pacjentów w głębokiej śpiączce.

Wytypowano sześcioro takich ludzi: w każdym przypadku lekarze orzekli, że szansa na wybudzenie wynosi mniej niż jeden procent. Rodziny nie wyrażały zgody na odłączenie ich od systemu podtrzymywania życia, więc pacjenci wegetowali bez rokowań na poprawę swojego stanu.

Najwyraźniej podobne, ponure myśli pojawiły się w głowach ich krewnych, bo dopuszczono nas do „badań naukowych”. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że rodzinom nie wytłumaczono dokładnie, na czym te pieprzone badania miałyby polegać…

Przepraszam. Czasami ponoszą mnie emocje.

Do każdego kandydata wysłano kogoś, kto miał przeprowadzić dokładniejsze pomiary. Traf chciał, że zostałem wysłany właśnie do ciebie.

 

*

 

Przed wejściem na salę, na której leżałaś, przeczytałem kartę pacjenta.

Monika Comencini, lat 28, zapadła w śpiączkę w wyniku obrażeń odniesionych podczas wypadku lotniczego, czternastego grudnia 2064 roku. Farmakologiczne, elektrostymulacyjne i inne próby wybudzenia pacjentki nieskuteczne. Przed wypadkiem w pełni sprawna umysłowo.

Podałem kod uwierzytelniający, drzwi się otworzyły.

Nie zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Po czterech latach w śpiączce miałaś zdeformowane ciało, oddycharka na twojej twarzy wtłaczała powietrze do płuc, a skóra była niemalże biała jak papier. Zacząłem rozkładać elektrody pomiarowe.

A jednak coś w tej twarzy sprawiło, że zatrzymałem się na chwilę.

Tak krucha, tak wiotka…

Przyjechałem wykonać proste badania mózgu, które powinny zająć nie więcej niż pół godziny, ale ociągałem się i siedziałem na sali ponad godzinę. Dlaczego? Nie wiem. Niczego już nie wiem.

 

*

 

Okazało się, że Monika, którą kiedyś byłaś, wypadła w testach najlepiej.

W ciągu następnych miesięcy wielokrotnie skanowaliśmy „galaretkę”, jak mawia Andrew, nasz kognitywista. (Po co o tym wspominam? Straszna głupota. Przepraszam). Konstruowaliśmy model w pamięci komputera, ekstrapolując stany niektórych neuronów. Z technicznego punktu widzenia, wyzwanie nie było dużo większe niż praca nad wirtualnym szympansem, ale robota szła powoli.

Chyba wszyscy mieliśmy wątpliwości, czy to, co robimy, jest słuszne. Nie każdy naukowiec myśli wyłącznie o pieniądzach (chociaż nie ma co ukrywać, że większość zespołu błogosławiła ministra za dotację). Dyskretnie zasięgnęliśmy opinii wielu teologów, filozofów i etyków. Najczęściej były niepochlebne.

A jednak nie przerwaliśmy pracy.

W najczarniejszych momentach budziłem się w nocy i widziałem twoją bladą twarz. Podnosiłaś się z łóżka i mówiłaś „Zostawcie mnie w spokoju. To się nie skończy dobrze”. Czasem żałuję, że nie posłuchałem snów.

Szóstego października, kiedy model był już gotowy, doktor Ciołkowski polecił mi zadzwonić do twoich rodziców. Poinformowałem ich, że prawdopodobnie nie będzie potrzeba więcej skanów i badań.

– A więc… możemy już skrócić… cierpienia córki? – głos matki dziewczyny rwał się, widziałem, jak ociera łzy.

– Słucham?

– Przy… przysłużyła się nauce, tak?

– Tak, chyba można tak powiedzieć – odparłem ostrożnie.

– Dobrze. Dziękuję. Z całego serca dziękuję.

Rozłączyła się.

 

*

 

Nadszedł siódmy października. Nie próbowaliśmy uruchamiać wcześniej dużych fragmentów modelu jednocześnie. Za bardzo przerażała nas wizja ludzkiego mózgu pociętego na kawałki.

Awatar w pełni sprawny, wizualizacja działa. Weryfikacja modelu zakończona, nie znaleziono poważnych wad neurologicznych – wyliczał komputer.

Postać leżała nieruchomo na łóżku w komputerowo wygenerowanym pokoju. Wewnętrzne części ciała stworzyliśmy na bardzo podstawowym poziomie, nie przejmowaliśmy się zanadto fizjologicznymi niuansami: bijące serce, oddychające płuca, krwiobieg, i tak dalej. Oczy i inne narządy zmysłów zostały jednak skopiowane z większą dokładnością, by zapewnić właściwą ilość sygnałów, kierowanych do mózgu, a sam mózg i reszta układu nerwowego były odwzorowane wiernie. Dokładnie skopiowaliśmy też wygląd zewnętrzny Moniki.

W pokoju umieściliśmy również prosty stolik, krzesło i wazon z kwiatami, a także kilka innych drobiazgów.

– Uruchomić model – polecił Ciołkowski. Wstrzymaliśmy oddech.

Symulacja ruszyła. Sygnały elektryczne popłynęły przez wirtualne neurony.

Pierś kobiety nie zaczęła się miarowo podnosić i opadać, była przecież pogrążona w głębokiej śpiączce. Wykres fal mózgowych wyglądał jednak bardzo podobnie do tego, który zmierzyliśmy u prawdziwej Moniki. Serce ruszyło: bardzo powoli, ale biło.

Krótkie oklaski. Wiadomo było, że prawdziwy cel dopiero przed nami.

– Teraz nadeszła chwila prawdy… Wybudzanie, faza pierwsza.

Do symulowanego krwiobiegu wpompowano stymulanty, złożone z zer i jedynek. Przez następne minuty nic się nie działo, wykres EEG nie zmieniał kształtu.

Wszelkie metody na wyciągnięcie pacjenta ze śpiączki, jakie znała medycyna lat sześćdziesiątych XXI wieku, wypróbowano na tobie już dawno temu i żadna nie przyniosła efektu. Ale my mieliśmy tę przewagę, że mogliśmy ingerować w sygnały płynące między neuronami bez pośrednictwa chemii, która była tylko ogólnym stymulatorem.

– Faza druga, tor pierwszy.

Niemal natychmiast powieki kobiety zaczęły gwałtownie mrugać, a bicie serca przyspieszyło kilkukrotnie. Wirtualne płuca zaczerpnęły powietrza – płytko, z trudem. Fale mózgowe oszalały.

– Chryste – szepnął ktoś.

– Przerwać! Faza druga, tor drugi.

Wykres uspokoił się, oddech pogłębił.

– Dobrze. Dobrze! Kate, co sądzisz?

– Zwiększać dawkę do trzykrotności przez godzinę. Albo dwie godziny – stwierdziła neurochemik, obserwując parametry.

Wiedzieliśmy, że wybudzanie potrwa, ale nikt nie zamierzał wychodzić z sali wirtualizacyjnej. Byliśmy zbyt podnieceni, żeby jeść, dlatego przyjęliśmy tylko po pastylce odżywczej i pogrążyliśmy się w dyskusji.

– Nadal tysiące rzeczy mogą pójść źle…

– Wera, przecież wiesz, że możemy uruchomić symulację od początku w każdej chwili.

To mówił Trevor, główny programista.

– Ale ja nie chcę jej przerywać.

– Kurwa, przerabialiśmy to już z milion razy. Wyłączanie symulacji nie oznacza morderstwa!

– Nie można zabić kogoś, kto w zasadzie już nie żyje – zauważyłem ponuro.

Trevor odwrócił się do mnie.

– Coś powiedział?

Zapadła cisza. Zrozumiałem, że nie jest dobrze. Zrelacjonowałem wczorajszą rozmowę z matką Moniki.

– Kurwa. Odłączą biedaczkę od aparatury – stwierdziła Weronika. – Adi… może powinniśmy ich przekonać, żeby…?

– Nie. Mają prawo decydować o losie swojego dziecka.

– Trevor ma rację – odezwał się zadumany Andrew. – To nie jest morderstwo, wręcz przeciwnie. To wskrzeszenie.

 

*

 

Twoje oczy otworzyły się po stu siedmiu minutach od początku wybudzania.

Byliśmy pochłonięci kłótnią o jakąś błahostkę, jak to mieliśmy w zwyczaju. Dopiero po chwili Andrew zerknął na monitor i zawołał:

– Ludzie! Patrzcie!

Umilkliśmy. Komputer wyświetlił obraz z symulowanego pokoju na głównym ekranie, zajmującym całą ścianę sali. Zafascynowani obserwowaliśmy, jak powoli unosisz rękę i przyglądasz się jej.

– Duch w maszynie – wymamrotała Weronika.

Nagle „duch” gwałtownie ożył. Zerwałaś się na równe nogi – co w rzeczywistym świecie nie byłoby możliwe, w modelu nie uwzględniliśmy jednak degradacji mięśni po czterech latach w śpiączce – i w panice zaczęłaś szukać drogi wyjścia.

Żadnej takiej drogi nie było, w ogóle symulacja nie obejmowała absolutnie niczego poza granicami pokoju, ale nie mogłaś o tym wiedzieć. Chociaż spodziewaliśmy się podobnej reakcji, sami o mało nie wpadliśmy w panikę, obserwując ekran.

– Zrób coś, odezwij się do niej! – kazałem Ciołkowskiemu.

Zostałem zmierzony groźnym spojrzeniem, jako że śmiałem mu wydać polecenie, ale mimo to włączył mikrofon i powiedział:

– Moniko?

Nie było żadnej reakcji. Przewróciłaś łóżko i szukałaś klapy w podłodze.

– Moniko? Słyszysz mnie? Pokażcie ośrodek słuchu – warknął.

W rogu ekranu pojawiła się mapa aktywności tego obszaru mózgu. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest zdecydowanie zbyt spokojny.

– Moniko!

Wykres nie zmienił się.

– Jest głucha! Kto sprawdzał płaty skroniowe?

– Nieważne, musimy dziewczynę jakoś uspokoić – szybko wtrącił się Trevor. O ile pamiętam, weryfikacja płatów skroniowych była właśnie jego zadaniem. – Piszmy na ścianie. Jeśli uszkodzenia są poważne, może nie będzie w stanie czytać, ale warto spróbować.

Plan został błyskawicznie zaaprobowany przez resztę zespołu. Poleciliśmy komputerowi wyświetlić prosty komunikat: „Moniko, jeśli widzisz te słowa, kiwnij głową”. Kiedy pojawił się na ścianie, przestałaś demolować pokój i rozejrzałaś się, przerażona.

A potem kiwnęłaś głową.

Wiwatowaliśmy, a tymczasem Andrew napisał drugi komunikat: „Powiedz coś!”

Zaczęłaś cofać się pod przeciwległą ścianę, gdzie leżało przewrócone krzesło i wazon. Pokręciłaś głową i uniosłaś dłonie do szyi.

Wtedy zrobiło mi się niewymownie przykro z powodu twojej bezradności.

– Jest niema i głucha… a jednak rozumie tekst pisany – mruknęła Weronika. – Mało prawdopodobne, żeby to była wada neurologiczna. Sam model musi być uszkodzony.

– Zatrzymać symulację – zarządził Ciołkowski. Zastygłaś w bezruchu.

Było tuż po północy. Tamtego dnia umarłaś jeszcze dwa razy.

 

*

 

– Niesamowite…

Nawet nie spaliśmy – plastry amfetaminowe na krótką metę niwelowały potrzebę snu. Patrzyliśmy na ostatni zapisany stan wirtualnego mózgu. Kolorowy hologram wypełniał całą salę: od zimnego błękitu w strefach nieaktywnych do gorącej czerwieni w najaktywniejszych. My wszyscy byliśmy zanurzeni w tym oceanie barw.

– Żaden z płatów skroniowych nie jest uszkodzony – mówił Trevor, robiąc zbliżenie na konkretny obszar. Czułem się trochę jak pasażer statku kosmicznego, który z nadświetlną prędkością przemierza jakąś fantastyczną mgławicę. – Ośrodek słuchu funkcjonuje prawidłowo, ale chyba nie dostaje informacji z nerwu…

– Popatrz na tę drogę, jest zupełnie martwa!

Przez kilka godzin szukaliśmy przyczyn twojej głuchoty. Kiedy z grubsza ustaliliśmy, co trzeba zmienić w modelu, zespół podzielił się na dwie grupy.

– Nie możemy pracować na aktywnym mózgu! Trzeba uruchomić symulację od zera, ale z poprawkami w odpowiednich miejscach – zapierał się Trevor.

– Ale symulacja już trwa, już żyje! Chcesz ją wyrzucić do kosza? To jest ludzka istota, do cholery! – krzyczała Weronika.

Z początku ja i Kate przychylaliśmy się do zdania Weroniki. W miarę jednak, jak dyskusja nabierała rozpędu, stopniowo oboje zrozumieliśmy, że to niebezpieczne – ingerowanie w żyjący, rozbudzony mózg mogło się skończyć tragicznie.

– Pamiętacie Benito? Chcecie powtórki z człowiekiem? – wypalił wreszcie Andrew.

Benito był szczurem, którego wirtualizowaliśmy kilka lat wcześniej. Po pierwszych testach okazało się, że cyfrowy model ma zaburzoną koordynację ruchową, i postanowiliśmy sprawdzić, czy można to zmienić w już rozpoczętej symulacji.

Model szczura „z poprawkami” po ponownym uruchomieniu siedział w bezruchu przez kilka minut, a potem rozpędził się i wyrżnął o ścianę. Zrobił tak jeszcze kilka razy, zanim nie wyłączyliśmy symulacji. Właśnie wtedy przekonaliśmy się, jak słabo rozumiemy przepływ sygnałów w szczurzym mózgu, o wiele przecież prostszym niż ludzki.

– Algorytmy rekonstrukcji ewoluowały od czasów Benito…

– Wera, wystarczy – powiedziałem łagodnie, ale stanowczo. – Ryzyko, że zrobimy z niej jeszcze większą kalekę, jest zbyt duże.

– Nie musimy wyrzucać pierwszej symulacji do kosza – dodała Kate. – Zapiszemy skan na dysku…

– Dobrze wiesz, że nigdy więcej go nie uruchomimy!

Nie mieliśmy pojęcia, co na to odpowiedzieć, więc milczeliśmy. Weronika była bliska łez. Powiodła wzrokiem po pozostałych, a kiedy zobaczyła, że nie ma już żadnych sojuszników, krzyknęła: – Dobra! Pierdolę was, m… – zawahała się, czy użyć tego słowa. – Mordercy! – wypaliła w końcu, po czym wybiegła z sali.

 

*

 

Z ciężkim sercem zabraliśmy się do wprowadzania poprawek. Dodaliśmy też klawiaturę i ekran w samym pokoju, żebyś mogła się z nami komunikować, gdyby nasze starania okazały się nieskuteczne.

Po kilkunastu godzinach wytężonej pracy model był gotowy. Uruchomiliśmy symulację od nowa i zastosowaliśmy tę samą procedurę wybudzania, co poprzednio. Kilka osób poszło się zdrzemnąć, ale nie ja.

Czekałem.

Tym razem obudziłaś się trzy minuty wcześniej. Przyjrzałaś się swoim dłoniom, potem powoli podniosłaś się z łóżka.

– Coś się zmieniło – zauważył Trevor. Zawołał cię po imieniu, ale znowu nie zareagowałaś. Gestem polecił wyświetlić wcześniej przygotowany komunikat: „Moniko, jeśli widzisz te słowa, powiedz coś!”. Spojrzałaś na ekran, zaciekawiona. Nie odezwałaś się ani słowem, podeszłaś natomiast do klawiatury i zaczęłaś pisać.

<Nie wiem, kim jesteście, ale opowiem wam o moim śnie. Byłam w podobnym pokoju do tego, tylko bez komputera. We śnie strasznie panikowałam i chyba wywróciłam wszystko do góry nogami…>

Trevor rozdziawił usta. Andrew wrócił z drzemki, zobaczył, co się dzieje, a potem pobiegł po Ciołkowskiego i Kate.

<Bo to był sen, prawda? Czy ja oszalałam? Nie ma chyba sensu pytać, gdzie jestem, skoro sami nie chcecie powiedzieć. Pamiętam, że samolot spadał, a potem byłam już tutaj.>

– Przecież… ona nie może mieć wspomnień z wczorajszej…!

<”Powiedz coś”? Próbuję, ale nie mogę. Tak jakbym chciała poruszyć palcem, którego nie ma. Miałam operację krtani? Czemu nie odpowiadacie?>

Reszta zespołu już się zjawiła, ale widziałem, że wszyscy są w zbyt wielkim szoku, żeby zareagować. Ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce.

– Komputer – odezwałem się i przeraził mnie ton własnego głosu: piskliwy, słaby, rachityczny. Odchrząknąłem. – Komputer, pisz: „Czy poza tym czujesz się dobrze?”

– Nie autoryzowałem… – zająknął się Ciołkowski.

<Tak, chyba tak. Nic mnie nie boli. Pamiętam, jak się nazywam. Monika Comencini, rodzice Hanna i Vieslavo. Byłam w śpiączce?>

– Jezu na kółkach – Trevor zerwał się z krzesła. – Jezu! Zatrzymajmy to, musimy się zastanowić, naradzić!

– Tak – zgodził się kierownik, dostrzegając szansę na odzyskanie jakiegokolwiek stopnia kontroli. – Zatrzymać symulację.

Znowu zamarłaś w bezruchu. Minęło kilka sekund i wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.

– …pamięta pierwszą…

– …poprawki nic nie dały…

– …kwantowa dusza? splątanie…

– …to działa! Ludzie! Czy wy…

Ja milczałem. Patrzyłem na twoją twarz, nieruchomą jak na fotografii, i zastanawiałem się: czy naprawdę jesteś teraz nieświadoma? A może gdzieś jednak istnieje jakaś cząstka ciebie, która nadal myśli, nadal czuje? Gdyby uruchomić dwie symulacje jednocześnie, czy byłaby tam tylko jedna Monika?

Pięćset kilometrów dalej, w regionalnym hospicjum, twój ojciec właśnie odłączał zasilanie od systemu podtrzymywania życia, a łkająca matka gładziła cię po głowie. Obecni przy tym lekarze stwierdzili zgon kilka minut później.

 

*

 

Kiedy emocje opadły, sprawdziliśmy, czy ktoś nie grzebał w komputerze, wszczepiając Monice wspomnienia z pierwszej symulacji. Nikt nie powiedział tego głośno, ale podejrzewaliśmy, że Weronika mogła namieszać w modelu, żeby wzbudzić w nas wyrzuty sumienia. Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca, i w efekcie i tak opadły nas wyrzuty sumienia, że obwinialiśmy Werę.

Uzgodniliśmy, że więcej nie będziemy ani resetować symulacji, ani grzebać w mózgu Moniki. Wszystkim potrzebny był porządny sen, dlatego wróciliśmy do domów, pozbywszy się plastrów, ale ja i tak długo nie mogłem zasnąć.

Gonitwa myśli w mojej głowie trwała przez kilka godzin. Rozmyślałem o śmiertelności, duszy, świadomości człowieka.

– Pokażmy się jej – zasugerowałem nazajutrz, kiedy rozważaliśmy, co robić dalej.

– Hm… wykonalne – ostrożnie odparł Trevor – ale dlaczego?

– Jeśli dziewczyna dowie się, że istnieje tylko w komputerze, może się całkiem załamać. Spróbujmy podtrzymać iluzję, że w tamtym świecie są inni ludzie. Jakieś animowane okno też mogłoby być niezłym pomysłem, kiedyś, w przyszłości.

Propozycja przeszła. Wgraliśmy szybko oprogramowanie do przesyłania obrazu i zainstalowaliśmy kamerę, ale Kate zauważyła:

– Niedobre miejsce. Jeśli mamy udawać pomieszczenie szpitalne, nie powinniśmy pokazywać sprzętu do wirtualizacji, to byłoby strasznie podejrzane…

Przesunęliśmy więc kamerę tak, że widać było tylko kilka monitorów, stołów i krzeseł. Potem uruchomiliśmy symulację, na razie bez włączonej transmisji obrazu. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, Trevor przejął inicjatywę i odpowiedział na ostatnie pytanie z wczoraj:

– Komputer, pisz: „Przez kilka tygodni”.

Zobaczyłem nieufność w twojej twarzy. Coś podejrzewałaś, prawda?

<Którego dzisiaj mamy?>

– Kurwa – zaklął kierownik. – Kiedy miała wypadek? Ktoś pamięta?

– Czternastego grudnia dwa tysiące sześćdziesiątego czwartego – odpowiedziałem trochę za szybko. Spojrzeli na mnie, ale nic nie powiedzieli.

– Komputer, pisz: „Ósmy stycznia. Nie bój się, już wszystko w porządku. Może chciałabyś nas zobaczyć, żeby przekonać się, że istniejemy naprawdę?”

<Jasne, z chęcią. Ale czemu nie przyjdziecie do pokoju? Jak długo jeszcze będę musiała tu siedzieć?>

– Transmisja obrazu – polecił Ciołkowski.

Pojawiliśmy się na twoim ekranie, a jednocześnie nasz ekran zmienił perspektywę, tak, że iluzja zwyczajnej wideorozmowy była pełna.

Ale kiedy nas ujrzałaś, od razu wiedziałem, że pomysł nie wypalił.

<Prawdę mówiąc, nie wyglądacie na lekarzy.>

Trevor milczał, zakłopotany. Nie mogliśmy teraz zatrzymać symulacji ani dyskretnie się naradzić. Spojrzałem na kierownika, a on niechętnie kiwnął głową.

– Komputer, pisz: „Jesteśmy specjalnym zespołem badawczym. Przenieśliśmy cię z poprzedniego szpitala, w którym przeszłaś operację krtani, ale przez lekkomyślność lekarzy zostałaś też zakażona groźną, antybiotykoodporną bakterią” – Przerwałem na chwilę, widząc, jak strach rozszerza twoje źrenice. W ogóle nie pomyślałem, jak zareagujesz na coś takiego.

Udowodniłem, że jestem zimnym, egoistycznym draniem. Strasznie cię przepraszam.

– „Wygląda na to, że sama nie jesteś podatna na chorobę, ale musisz przejść kwarantannę”.

<Rozumiem. Dostanę chociaż łącze internetowe? Czy mam siedzieć i patrzeć w sufit?>

– Da się zrobić? – zapytałem Trevora.

– Może…

– Komputer, pisz: „Spróbujemy to załatwić”.

<Jasne.>

Przygryzłaś wargę i odwróciłaś wzrok. Ciołkowski wkroczył do akcji.

– Komputer, pisz: „Damy ci teraz chwilę prywatności na przemyślenie wszystkiego. Za kilka minut wrócimy”. Wyłącz transmisję, zatrzymaj symulację. Dobra. Dobra… Napiszę do ministerstwa. Będą zachwyceni, kiedy zobaczą naszą podopieczną.

– Jeszcze za wcześnie na prezentacje, do cholery! I jak chcecie podpiąć tam internet? – zirytował się Trevor. – Dowolna strona powie Monice, że wcale nie była w śpiączce tygodnie, tylko lata! A jeśli zacznie kopać głębiej, może się wszystkiego domyślić! Kurwa! Adrian, co ty sobie wyobrażasz?!

– Może chociaż jakiś ograniczony dostęp? – zasugerowałem.

Znowu pochłonęła nas kłótnia. Przypatrywałaś się jej skamieniała, zawieszona między życiem a śmiercią.

 

*

 

Kiedy wróciłem do domu, postanowiłem zadzwonić do Weroniki. Odebrała, i już za to dziękowałem wszystkim bogom.

– Ona pamięta – wypaliłem od razu.

– Co?

– Monika. Druga symulacja, uruchomiona od stanu pierwotnego pamięta rzeczy, które działy się podczas pierwszej próby. Mówi, że miała sen.

Opowiedziałem pokrótce, co zaszło w ostatnich dniach.

– Chore – skonstatowała Wera. – Absolutnie popierdolone.

– Zgadzam się.

– Cała idea tego, tfu, projektu jest chora. Wyobraź sobie: budzisz się w pokoju bez drzwi, bez okien, a ostatnim, co pamiętasz, jest spadający samolot. Orientujesz się, że nic nie słyszysz i nie możesz mówić. Przecież to horror…

Wtedy poczułem, jak spadam w otchłań.

Weronika miała rację. Całkowitą. Jezu, co myśmy narobili?

 

*

 

Jeszcze tej nocy wróciłem do laboratorium.

Sam.

Nie włamałem się tam jak złodziej, moje DNA jest zapisane w systemie. Można też wejść w nocy, w minionych miesiącach nierzadko pracowaliśmy całą dobę. Bałem się trochę, czy ktoś nie wpadł na podobny pomysł, pracownia była jednak pusta.

Nie będę powtarzał naszej rozmowy. Nie chcę, żeby postronne osoby poznały jej treść.

„Dwa słowa” nie padły, ale i tak potem czułem się… nie wiem nawet, jak to opisać. Emocje kotłowały się we mnie jak w tyglu. Były tam lekkość i euforia, jakbym wracał z pięknego koncertu. Jednocześnie ogarniała mnie czarna rozpacz. Nie byłem jeszcze pewien, co czuję, ale i tak byłem skazany na porażkę. Jak można kochać kogoś, kto istnieje tylko jako zbiór bajtów?

Jeśli kryształ przetrwał transport, na pewno doskonale pamiętasz, co mówiliśmy. A jeśli jest uszkodzony, to pewnie i tak nigdy nie odsłuchasz wiadomości.

Czasami modlę się, żeby… żeby był. Bo egzystencja jako „duch w maszynie” jest straszna. Ale i tak nagrywam. Modlitwy rzadko bywają wysłuchiwane.

 

*

 

Jeden z asystentów wyłapał ciekawą plotkę: podobno Szanghaj nie tylko już dawno zwirtualizował ludzi, był nawet na etapie projektowania fizycznych awatarów, by cyfrowe kopie mogły żyć w rzeczywistym świecie.

Żywiołowo dyskutowaliśmy na ten temat, kiedy przyszedł do nas Ciołkowski. Miał nieobecne spojrzenie i poruszał się jakby w transie.

– Kierowniku? – nieśmiało odezwała się Kate. – Co się stało?

– Cofnięto dotację – wymamrotał.

A potem opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

– Okazuje się – wydusił wreszcie – że minister obiecał nam dziewięćset baniek, bo sam liczył na wirtualizację. Miał nowotwór trzustki. Zmarł wczoraj po południu. Wiceminister od razu stwierdził, że uważa nasz projekt za niemoralny i cofnął obietnicę. A ja… zaciągnąłem kredyt, żeby dokupić sprzęt… byłem pewien, że dotacja pokryje go z nawiązką…

– Czyli mamy przesrane – podsumował Trevor. – Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o tym wcześniej. O jakiej sumie mowa?

– Dwadzieścia milionów – powiedział słabym głosem Ciołkowski. – Z odsetkami dwadzieścia sześć.

 

*

 

Wszyscy mówiliśmy sobie nawzajem, że to nic takiego. Pieniądze się znajdą. Jakiś bogacz, zainteresowany wizją nieśmiertelności, na pewno nas wspomoże.

Ale w głębi serca przeczuwałem, że prawda jest inna. Znalezienie sponsora w sytuacji, kiedy projekt trzeba utrzymywać w sekrecie przed opinią publiczną, było bardzo mało prawdopodobne. Byłaś skazana na odłączenie od zasilania.

Dlatego zgrałem całą symulację na kwarcowym dysku, który ukradłem, i potajemnie wyniosłem z laboratorium. Zapewne reszta zespołu szybko zorientowała się, co zrobiłem, bo nie jestem mistrzem w zacieraniu śladów.

Trudno.

Kupiłem bilet w jedną stronę na samolot do Szanghaju i nagrałem tę wiadomość podczas lotu. Lądujemy za pół godziny.

Na razie nie dopuszczam do siebie myśli, że to, co zrobiłem, to czyste szaleństwo. Nie wiem, gdzie szukać pracowni wirtualizacyjnej – nie wiem, czy ona w ogóle istnieje. Nawet jeśli istnieje, nie wiem, czy dam radę skontaktować się z ludźmi, którzy tam pracują i czy będą chcieli mnie wysłuchać.

Wiem jedno: zapiszę nagranie na krysztale. Symulacja zajęła większość miejsca, ale zostało go jeszcze trochę.

Jeśli nie dopuszczą mnie do samego laboratorium, może chociaż przyjmą kryształ, nawet ze względu na wartość naukową.

Mogę mieć tylko nadzieję, że się uda.

Koniec

Komentarze

Konkursowe to IMHO za bardzo nie jest, bo horroru niewiele, prędzej filozoficznej fantastyki. Ale za to ocena “pozakonkursowa” – bardzo, bardzo udany, dobry tekst, wykorzystujący ciekawy wariant znanego pomysłu fantastycznego (migracja świadomości do świata wirtualnego). Dylematy etyczne i emocje ogrywasz skutecznie, ale IMHO bez emocjonalnego szantażowania czytelników, pierwszoosobową narrację wykorzystujesz skutecznie i umiejętnie. Jedyne, co wydaje się fabularnie nieco wymuszone, to przyznanie/cofnięcie grantu, a zwłaszcza to drugie: widać, że jest to trochę wytrych fabularny, służący do rozwiązania akcji. Ale reszta – bardzo dobrze.

ninedin.home.blog

Dzień dobry wieczór, ninedin.

 

Konkursowe to IMHO za bardzo nie jest, bo horroru niewiele

Wyjaśnienie jest proste – ja po prostu nie umiem pisać horrorów :(

 

Jedyne, co wydaje się fabularnie nieco wymuszone, to przyznanie/cofnięcie grantu, a zwłaszcza to drugie: widać, że jest to trochę wytrych fabularny, służący do rozwiązania akcji

Dobry wytrych nie jest zły… fakt, że nie planowałem tego cofnięcia w momencie, w którym pisałem fragment o przyznaniu dotacji. Ale tak często bywa. Zdawało mi się, że to niezły pomysł – więc go wcieliłem w życie…

 

Ale poza tym cieszę się, że się podobało.

 

Pozdrawiam cieplutko.

Precz z sygnaturkami.

ZiZi!

 

Tak jak przedmówczyni – mam podobne wrażenie, ze to horrorem nie jest. Aczkolwiek ma elementy thrilleru, więc jest całkiem blisko. Nie jest to typowy straszak, bardziej zmusza człowieka do refleksji na temat cyfryzacji ludzkości i tego, czy dusza istnieje i jeśli tak – to czy da się ją włożyć do komputera. W sumie podobnie, jak w Cyberpunk 2077 – tam pojawia się podobny problem różnicy między życiem a życiem.

Tak samo zaskakujący jest główny bohater, który zakochuje się w waifu martwej kobiecie. To jest chyba jednak ta najbardziej szokująca sprawa, ale to dobrze.

Czytało się git, samo opko też przedstawia oryginalne podejście do tematu.

 

A masz ode mnie klikensa!

Pozdrowionka!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Proszę się odczepić od waifu Dzięki :) Motyw pojawia się nie tylko w Cyberpunku, oczywiście, np. dawno temu czytałem taką książkę Miasto permutacji Grega Egana, która rozwija temat do niebotycznych rozmiarów. Polecam.

Precz z sygnaturkami.

Chyba myślę o siódmym października, ale przecież wcale nie wtedy przyszłaś na świat.

Oho, akurat moje urodziny!

Interesujące opowiadanie. Choć to nie mój gatunek, to wciągnęło. Tekstów o ludziach żyjących w symulacji było dużo, ale tutaj ta symulacja jest potraktowana w zupełnie inny sposób – są “zwyczajne” dylematy moralne, ale też bardzo stawiasz tu na emocje czy budowanie relacji i to mi się podobało. Pomysł na potraktowanie tematu od tej strony ma duży potencjał i według mnie dobrze go zrealizowałeś – pokazałeś bardzo wyraźnie, jak się czuła bohaterka, wcale nie opisując jej uczuć.  

Wątek miłosny mógłby być trochę bardziej rozbudowany, żeby lepiej zmotywować śmiałe posunięcia głównego bohatera pod koniec tekstu. Jednak wiadomo, że z miłości robi się różne rzeczy. Forma narracji jako wiadomości do bohaterki mi się podobała, zakończenie też dobre, klasycznie otwarte, gdzie jest dużo możliwości dalszych wydarzeń, ale jednak to odpowiedni moment, żeby przerwać opowiadanie i dać czytelnikowi samemu pomyśleć. Ogółem dobry, zgrabny tekst.

Piękne.

 

Fabularnie nie ma się tu nad czym pochylić. Sama opowieść jest niezwykle prosta, na granicy pretekstowości – w dodatku nie aż tak znowu oryginalna. Zaprezentowane dylematy moralne też mnie nie szczególnie nie zainteresowały, bo ani nie mówisz w temacie nic nowego, ani nawet nie prezentujesz ich w szczególnie interesujący sposób – grają tu tylko emocje, nie argumenty, w dodatku trochę oszukujesz, sztucznie uczłowieczając symulowaną kobietę.

Dwa mocne punkty tego opowiadania to język i kreacja postaci. I są to naprawdę mocne punkty. Przez cały czas byłem w stanie zrozumieć targające bohaterami emocje i ich motywacje. Sam bohater nie jest może osobowością szczególnie złożoną – ale bardzo dobrze udaje, że jest. Mimo, że tak na zimno nie potrafię go opisać bardziej szczegółowo niż “zakochany”, to w trakcie lektury miałem niemal wrażenie obcowania z prawdziwą osobą (co jest nieco ironiczne ze względu na tematykę tekstu). Podobnie bohaterowie poboczni, którzy, mimo symbolicznych, szczątkowych wręcz charakterystyk, dzięki swojemu zachowaniu i językowi sprawiają wrażenie osób, nie postaci – może poza Ciołowskim, który trochę zbyt mocno wpada w stereotyp.

Wielka w tym zasługa języka. Przez tekst przepłynąłem bez najmniejszego potknięcia, wszystko było dla mnie przejrzyste i całkowicie zrozumiałe, a przy tym opisane zwyczajnie pięknie. Rzadko kiedy zdarza mi się czerpać tak dużą przyjemność z samego języka tekstu, bez związku z jego treścią.

 

Podsumowując – to bardzo dobrze napisany tekst ze świetnie wykreowanymi postaciami, co w pełni rekompensuje niezbyt porywającą fabułę.

Witam i o zdrowie pytam!

 

Sonata

 

Oho, akurat moje urodziny!

Efekt niezamierzony, przysięgam. <emotka pieseła>

 

pokazałeś bardzo wyraźnie, jak się czuła bohaterka, wcale nie opisując jej uczuć.

Starałem się. Zmienianie perspektywy nie było możliwe, trzeba było sobie radzić…

 

ale jednak to odpowiedni moment, żeby przerwać opowiadanie i dać czytelnikowi samemu pomyśleć.

A także moment, w którym skończył mi się pomysł na to, co bohater miałby dalej robić XD

 

None

 

Sama opowieść jest niezwykle prosta, na granicy pretekstowości – w dodatku nie aż tak znowu oryginalna.

Nieuniknioną konsekwencją czytania jest przenoszenie wyłapanych motywów do tekstów, które się pisze… Mógłbym się bronić, że nie miałem czasu wymyślić czegoś bardziej oryginalnego, ale już sobie daruję :P

 

trochę oszukujesz, sztucznie uczłowieczając symulowaną kobietę.

A tego to nie rozumiem. Oszukuję? Sztucznie? Tzn. teza jest taka, że symulowana kobieta jednak jest człowiekiem, więc nie wiem, jak mógłbym ją „sztucznie” uczłowieczyć.

 

Podobnie bohaterowie poboczni, którzy, mimo symbolicznych, szczątkowych wręcz charakterystyk

To nie powieść, nie da się skonstruować zaawansowanych charakterystyk dla tylu postaci :P

 

Rzadko kiedy zdarza mi się czerpać tak dużą przyjemność z samego języka tekstu, bez związku z jego treścią.

Serduszko <3

 

Dzięki wam obojgu za komentarze, miłe słowa i zgłoszenia do klika!

Precz z sygnaturkami.

To nie powieść, nie da się skonstruować zaawansowanych charakterystyk dla tylu postaci :P

To nie był zarzut, to wyraz uznania – byłem zdumiony, jak skutecznie potrafiłeś ich uczłowieczyć przy tak oszczędnie zarysowanej charakterystyce.

 

A tego to nie rozumiem. Oszukuję? Sztucznie? Tzn. teza jest taka, że symulowana kobieta jednak jest człowiekiem, więc nie wiem, jak mógłbym ją „sztucznie” uczłowieczyć.

Nie zamierzałem poruszać tych kwestii bardziej szczegółowo, ale skoro zapytałeś, czuję się w obowiązku odpowiedzieć. Miej tylko na uwadze, że poniższa tyrada, choć dość długa, nie stanowi zarzutu ani listy mankamentów do poprawienia – po prostu poszedłeś w tym tekście bardziej w kreację postaci niż w światotwórstwo i jest to najzupełniej ok, bo powstał z tego świetny tekst.

 

Zacznijmy może od tego:

Tzn. teza jest taka, że symulowana kobieta jednak jest człowiekiem

Z tym, że w sensie formalnym nie jest. Nie ma naszego genomu, nie jest zdolna krzyżować się z nami – ogólnie wedle dostępnych definicji nie należy do gatunku homo sapiens. Jest programem komputerowym symulującym człowieka (a w zasadzie mózg człowieka – dojdziemy jeszcze do tego). Tak po prawdzie, to nie jest nawet żywa, bo choć definicja “życia” nie jest w pełni ustalona, to zwykle obejmuje takie elementy jak metabolizm, zdolność do replikacji itd. Ale, i to jest bardzo ważne, to, że nie jest żywa i nie jest człowiekiem, nie znaczy, że nie może być inteligentna i samoświadoma. Może też oczywiście uważać się za człowieka, ale to akurat kiepski wyznacznik czegokolwiek.

 

No, ale do naszych baranów. Dlaczego mówię o sztucznym uczłowieczaniu?

Zacznijmy od tego, że uczyniłeś swoją bohaterkę w pełni rozwiniętą. Twoi badacze prowadzili badania na osobie pogrążonej w śpiączce, o niskiej aktywności mózgu – i jest to ładnie uzasadnione wydajnością skanera. Problem w tym, że mózg osoby w śpiączce nie pracuje normalnie. Nie da się w ten sposób zmapować wyższych funkcji poznawczych, bo te nie są aktywne. Zmysły w wielu przypadkach nie pracują. Nie jest używana pamięć. I tak dalej. Jeżeli załadujemy takie dane do komputera, najlepsze co możemy symulować, to mózg osoby w śpiączce – nie możemy jej wirtualnie wybudzić, bo symulacja nie ma na jakiej podstawie symulować w pełni aktywnego mózgu. To tak, jakby na podstawie zdjęć zewnętrza samochodu próbować odtworzyć szczegółową budowę jego silnika. Jasne, można trochę ekstrapolować, ale przeskok od mózgu w śpiączce do mózgu w pełni sprawnego to ogromny skok jakościowy. Tak więc symulacja w twoim opowiadaniu powinna symulować mózg w śpiączce – i to wciąż byłby przełom i ogromny krok dla nauki.

Druga sprawa – dałeś jej ciało. Nie mogę tego tak całkiem określić jako oszustwa, bo z pewnego punktu widzenia to bardzo dobry wybór nawet wewnątrz świata opowiadania, ale to nie takie proste. Tworząc mapę mózgu, twoi naukowcy stworzyli mapę mózgu. Tylko i wyłącznie. Jeżeli by wpuścić te dane do komputera i odpalić, uzyskujemy symulację samego mózgu, bez ciała. Ale nasze umysły (Ważne! Mózg – fizyczna struktura, umysł – to niematerialne poczucie “mnie”) nie są prawdopodobnie w stanie funkcjonować bez ciała. W każdej sekundzie naszego istnienia nasz mózg i ciało komunikują się ze sobą, ciągle wymieniając miliony impulsów. Jeżeli nagle odciąć od tego mózg, jest wysokie ryzyko, że umysł oszaleje – już przedłużająca się deprywacja sensoryczna może prowadzić do halucynacji i innych problemów, a co dopiero pozbawienie wpisanych na stałe impulsów, takich jak oddech czy kinestezja. Dlatego założenie, że symulowanemu umysłowi należy dostarczyć symulacji ciała jest rozsądne. Podobnie jak umieszczenie owego ciała w jakimś symulowanym otoczeniu. Problem zaczyna się na etapie wdrożenia – nie wystarczy bowiem zatrudnić grafika, żeby zaprojektował pokój i “wrzucić” tak umysł. To wszystko tylko informacja. Ten symulowany mózg nie ma oczu ani uszu, nie jest w stanie widzieć ani słyszeć. Trzeba mu podać informacje bezpośrednio do “neuronów”. W celu “umieszczenia” go w pokoju, należałoby “karmić” mózg całym potokiem informacji – płynących w jego mniemaniu ze zmysłów – a jeszcze więcej byłoby wymagane, by “umieścić” go w ciele. Co więcej, te informacje muszą być absolutnie poprawne – “poczucie” ciała musi być jak trzeba, ręce muszą “wyglądać” i “poruszać się” odpowiednio i tak dalej. A potem trzeba przyjmować informacje wysyłane przez mózg, który chce np. “ruszyć ręką”, interpretować je, przetwarzać i odsyła informacje zwrotne o tym, że ręka faktycznie się ruszyła, że czuje w dłoni doniczkę, która ma określony ciężar, temperaturę i fakturę. A żeby tego pilnować, faktycznie warto zrobić symulację pokoju, jak u ciebie – ale jest to niewiarygodnie wprost złożona symulacja. Nie aż tak jak symulacja mózgu, ale wciąż dość, by było to olbrzymim odkryciem naukowym.

Uff, teraz już z górki.

Trzecia sprawa – pozwoliłeś swojej bohaterce dokonywać cudów. Motyw zachowania pamięci po resecie symulacji to element, który przekonuje naukowców (i pewnie niektórych czytelników), że tak, bohaterka żyje i nie jest tylko chatbotem. Ale, oczywiście, jest to całkowicie sprzeczne z tym, jak powinna się zachować symulacja. Nawet twoi bohaterowie to widzą i bardzo ich to porusza. Tyle, że dzieje się to “magicznie” – tzn. bez wyraźnego związku z normalną przyczynowością. Ale zwiększa poczucie człowieczeństwa bohaterki. Gdyby dało się ją na życzenie resetować i modyfikować, łatwiej byłoby o niej myśleć jak o programie.

Czwarta sprawa – gra na emocjach. W kilku punktach uczłowieczasz bohaterkę przez odwołanie się do emocji czytelnika. Uśmiercasz oryginalną Monikę, żeby ta wirtualna nie była kopią, a wskrzeszonym oryginałem. Nakazujesz bohaterowi zakochać się w niej. Wrzucasz do tekstu Weronikę z dość emocjonalnym podejściem do całej sprawy. Grozisz cyfrowej Monice jakimś rodzajem unicestwienia. Słowem, bardzo się starasz, żeby czytelnik sam sobie uczłowieczył Monikę, ale nie dlatego, że doszedł do określonych wniosków, ale po prostu dzięki empatii.

 

To z grubsza tyle. Raz jeszcze podkreślę, że to nie są wady tekstu i nie chciałbym sugerować, że powinien on być napisany inaczej, że powinieneś w ogóle omawiać te kwestie – to nie ten typ opowiadania. Po prostu chciałem wyjaśnić kwestię uczłowieczania programu.

:O

 

Miej tylko na uwadze, że poniższa tyrada, choć dość długa, nie stanowi zarzutu ani listy mankamentów

Przyjąłem. Moja odpowiedź też nie stanowi zarzutu, tylko element ciekawej filozoficznej dyskusji.

 

ogólnie wedle dostępnych definicji nie należy do gatunku homo sapiens.

Prawda. Ale ograniczenie definicji „człowieka” tylko do homo sapiens chyba nie jest właściwe? Neandertalczyk nie był człowiekiem? Niektóre definicje wprost mówią o człowieku jako o „osobie” – to przy jakim stopniu upośledzenia homo sapiens przestaje być człowiekiem? Wszystko zależy od punktu widzenia.

 

nie możemy jej wirtualnie wybudzić, bo symulacja nie ma na jakiej podstawie symulować w pełni aktywnego mózgu.

A ludzki mózg w śpiączce na jakiej podstawie wie, jak ma działać po wybudzeniu? Wybudzenia się przecież zdarzają. Gdyby taka informacja nie była gdzieś zaszyfrowana w samym mózgu, to wybudzenie nie byłoby chyba możliwe.

 

ale jest to niewiarygodnie wprost złożona symulacja. Nie aż tak jak symulacja mózgu, ale wciąż dość, by było to olbrzymim odkryciem naukowym.

No dobra… ale skoro zakładamy, że da się symulować ludzki mózg, bo przecież to właśnie dzieje się w opowiadaniu, to dlaczego mniej skomplikowana symulacja miałaby być problemem? Jasne, że samo założenie może być błędne – na ten moment jeszcze tego nie wiadomo, czy faktycznie symulacja ludzkiego mózgu jest możliwa, ale jeśli jest, a na potrzeby tekstu założyłem że tak, to dodatkowa symulacja ciała i pokoju chyba powinna być stosunkowo łatwa.

 

Ale, oczywiście, jest to całkowicie sprzeczne z tym, jak powinna się zachować symulacja.

Oczywiście, że tak jest. Moi bohaterowie to wiedzą i ja to też wiem. Uwaga, bo teraz już będzie bardzo filozoficznie: można (ale nie trzeba) to interpretować w taki sposób, że opowiadanie sugeruje istnienie ponadcielesnej duszy człowieka, która potrzebuje do „działania” nośnika – fizycznego czy cyfrowego, jakiegokolwiek. Ta dusza w jakiś sposób przenosi wspomnienia z symulacji sprzed resetu do tej, która działa po resecie. Dlatego Adrian zastanawia się, co by było, gdyby uruchomić dwie symulacje jednocześnie… Nie jest to odwzorowanie idealne, bo wspomnienie nie jest zapisane w neuronach – bohaterka zapamiętała pierwszą symulację jako coś na kształt snu, wspomnienie jest niewyraźne. Niejedna szkoła filozofii w historii świata sugerowała, że istnieje coś podobnego do duszy. Kolejne słowo, które przychodzi mi tutaj na myśl, to reinkarnacja – więc drugą symulację można (ale znowu nie trzeba) traktować jako reinkarnację pierwszej.

 

Słowem, bardzo się starasz, żeby czytelnik sam sobie uczłowieczył Monikę, ale nie dlatego, że doszedł do określonych wniosków, ale po prostu dzięki empatii.

Oui. Podejrzewałem, że czytelnicy – podobnie jak członkowie zespołu badawczego z opowiadania – mogą podejść sceptycznie do sprawy „czy tam w maszynie to tylko symulacja, czy jednak żywa osoba?”. Dlatego starałem się udowodnić, że jednak to drugie. Może to i jest uczłowieczenie, ale nie zgadzam się, że jest to sztuczne uczłowieczenie.

 

Pozdrawiam cieplutko!

Precz z sygnaturkami.

Interesujący tekst. Emocjonalny, ale w taki podstępny, naukowy sposób. ;-)

Jak czytałam, to czytało się bardzo dobrze. A jak zobaczyłam komentarz None, to trudno się było nie zgodzić z zarzutem, że skoro starczyło im sprzętu tylko na symulowanie mózgu w śpiączce, to ta symulacja nie miała prawa ruszyć pełną parą.

Spodobał mi się dylemat, przed jakim stanął narrator po obcięciu finansowania.

Babska logika rządzi!

Finklo!

 

A jak zobaczyłam komentarz None, to trudno się było nie zgodzić z zarzutem, że skoro starczyło im sprzętu tylko na symulowanie mózgu w śpiączce, to ta symulacja nie miała prawa ruszyć pełną parą.

Nie o to mi chodziło… ani nie zauważyłem też, żeby pisał o tym None. None pisał, że na podstawie skanu mózgu w śpiączce nie można uruchomić symulacji mózgu wybudzonego, bo “symulacja nie ma na jakiej podstawie symulować w pełni aktywnego mózgu” → z czym się nie zgadzam, patrz mój komentarz. Ale zupełnie nie chodziło o możliwości sprzętowe.

W opowiadaniu napisałem, że skaner ma ograniczoną wydajność – tak, jak dowolny aparat fotograficzny. Aparat nie robi całego zdjęcia jednocześnie, tylko. np skanuje pole widzenia kolumnami – od lewej do prawej. Dlatego, jeśli obiekt któremu robimy zdjęcie porusza się, na zdjęciu wyjdzie rozmazany, bo jego lewa strona zostanie uchwycona w innym momencie niż prawa. Żeby zrobić dobre zdjęcie, należy wybrać obiekty możliwie stacjonarne.

Analogicznie, żeby wykonać dobry skan mózgu, należy wybrać taki mózg, w którym możliwie mało się dzieje – tzn. pacjenta w śpiączce. Inaczej skan wyjdzie “rozmazany”, neurony w różnych częściach zeskanowanego mózgu będą odpowiadać neuronom z różnych punktów w czasie i Bóg jeden wie jak taki mózg będzie się zachowywał. Prawdopodobnie nie będzie poczytalny. Jest to oczywiście niemożliwe do zupełnego uniknięcia, bo nie robimy przecież skanu martwego mózgu, ale chodzi o to, by zminimalizować liczbę błędów. Nie ma to nic wspólnego z możliwościami sprzętowymi samego komputera, na którym symulacja będzie później uruchamiana.

 

Dzięki za komentarz. Ależ się dyskusja rozwija :) Pięknie!

Precz z sygnaturkami.

Prawda. Ale ograniczenie definicji „człowieka” tylko do homo sapiens chyba nie jest właściwe? Neandertalczyk nie był człowiekiem? Niektóre definicje wprost mówią o człowieku jako o „osobie” – to przy jakim stopniu upośledzenia homo sapiens przestaje być człowiekiem? Wszystko zależy od punktu widzenia.

Neandertalczyk bywa klasyfikowany jako podgatunek homo sapiens. A nawet jeśli liczyć go jako osobny gatunek, to należał i tak należał do rodzaj homo.

Dowolnie upośledzony homo sapiens pozostaje homo sapiens, bo klasyfikacja nie zależy od dolności poznawczych, a (głównie) od genetyki.

Rozróżnienie “człowieka” i “osoby” jest akurat w tym kontekście niesamowicie ważne. Cyfrowa Monika jak najbardziej może być osobą (w sensie inteligentną, samoświadomą, zdolną do uczuć jednostką), ale nie zakwalifikowałbym jej jako człowieka. Przykładowo, wybitnego naczelnego też moglibyśmy zakwalifikować jako osobę – ale przecież nie jako człowieka. Podobnie z SI – może być osobą, ale nie człowiekiem. Podobne z kosmitami, elfami i ogólnie innymi gatunkami rozumnymi.

A ludzki mózg w śpiączce na jakiej podstawie wie, jak ma działać po wybudzeniu? Wybudzenia się przecież zdarzają. Gdyby taka informacja nie była gdzieś zaszyfrowana w samym mózgu, to wybudzenie nie byłoby chyba możliwe.

No i tu się robi problematycznie. Założyłem (może błędnie, ale twój komentarz zdaje się to potwierdzać), że ten skaner z opowiadania mapuje aktywność mózgową. Połączenia między aktywującymi się neuronami. Problem w tym, że te neurony, które będą potrzebne po wybudzeniu, z śpiączce po prostu nie są aktywne, więc tą metodą nie da się ich zmapować i zdigitalizować. Oczywiście można je sztucznie pobudzać, ale to wciąż nie jest normalna aktywność mózgu.

Oczywiście, że tak jest.

No mówię, cuda. ;) Ale ok, taki był zamysł i jest ok.

Może to i jest uczłowieczenie, ale nie zgadzam się, że jest to sztuczne uczłowieczenie.

To “sztuczne” odnosiło się głównie do punktu 3, czyli cudów. Ale celowe postawienie bohaterki w takiej sytuacji, żeby wydała się jak najbardziej ludzka to też rodzaj manipulacji czytelnikiem. ;) Ale to nic złego, na tym polega literatura.

A, czyli źle zrozumiałam ograniczenia sprzętowe. OK.

Babska logika rządzi!

Ciekawy tekst. Temat niby stary, ale ładnie go ogrywasz. Widać emocje. Choć nie wiem, czy to było zakochanie, widzę raczej mieszankę poczucia winy i litości dla Moniki.

Jeśli chodzi o kwestie naukowe, właściwie zgadzam się z None, choć Ty wprowadzasz dodatkowy element, to znaczy splątanie kwantowe. Jeśli się nie mylę, zwolennicy tej teorii twierdzą, że nawet po śmierci, świadomość nie umiera. Nie wiem, jak to ma się do mapowania mózgu i przeniesienia go do wirtualnej rzeczywistości, bo chyba potrzebne byłoby coś więcej, niż samo mapowanie.

To nie jest czep, ale reakcja na przeczytanie wcześniejszych komentarzy ;) Bo właściwie nie o to w opku chodzi. Ty raczej chciałeś pokazać dylematy moralne i stan naszej niewiedzy na temat funkcjonowania mózgu. I to Ci się w pełni udało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko!

 

Widać emocje. – dziękuję, starałem się :)

 

Nie wiem, jak to ma się do mapowania mózgu i przeniesienia go do wirtualnej rzeczywistości, bo chyba potrzebne byłoby coś więcej, niż samo mapowanie.

W ramach filozofii na potrzeby tego opowiadania mogę wysunąć tezę, że świadomość “odnajduje” nośnik, który jej najbardziej odpowiada: w tym przypadku wirtualny nośnik jest lepszy niż fizyczny mózg w śpiączce. Ergo, świadomość nie jest zapisana w samym mózgu.

 

Alicello!

Jim Carrey Surprise GIF – Jim Carrey Surprise Stare GIFs

Precz z sygnaturkami.

Podobało się: Koncepcja wirtualnego pokoju, jako etapu przejściowego w pracy nad nowymi technologiami.

 

Nie podobało się: Trochę znikąd wyszło to nagłe romantyczne zainteresowanie, takie odniosłem wrażenie. 

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Olgierdzie!

Cudowny nick i awatar. Szanuję.

 

Trochę znikąd wyszło to nagłe romantyczne zainteresowanie, takie odniosłem wrażenie.

To będzie trochę banał, ale powiem: czasami tak bywa…

 

Pozdrawiam serdecznie!

Precz z sygnaturkami.

Hej, hej

No horroru to tutaj nie ma, chyba że taki na trzecim planie, w postaci domniemanej reakcji Moniki na zamknięty pokój i utratę słuchu oraz mowy. Ale to grubymi nićmi szyte.

Za to jest bardzo dobre opowiadanie w duchu lekkiego sf. Świetnie się to czyta, bo umiejętnie używasz oszczędnych opisów oraz krótkich zdań. Widać dopracowany styl. Postacie są rozwinięte, każda pokazuje jakiś charakter; widać różnorodne postawy moralne i próby ich przeforsowania.

Nie zostałem przekonany – ale nie jest to duży mankament – motywem miłości, bo miłości tu nie widzę, ani powodu, dla którego bohater miałby obdarzyć Monikę uczuciem. Jego zachowania mogłyby równie dobrze wyniknąć z przesłanek etycznych.

Zakończenie bardzo przypadło mi do gustu, bo wynika z charakteru bohatera i jego motywacji. Jest na wpół otwarte, ale w dobry sposób.

Ogólnie, horroru nie widzę, za to opowiadanie zdecydowanie na plus.

Zanaisie!

 

Ale to grubymi nićmi szyte.

Może się do czegoś przyznam: gdzieś tak w połowie pisania opowiadania wróciłem do wątku konkursowego, żeby sprawdzić limit, i dopiero wtedy zobaczyłem notkę o elemencie horroru :D Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego wcześniej mi to umknęło. Próbowałem trochę “dostraszyć”, ale chyba nie wyszło…

 

Świetnie się to czyta

Dziękuję :)

 

Nie zostałem przekonany – ale nie jest to duży mankament – motywem miłości, bo miłości tu nie widzę, ani powodu, dla którego bohater miałby obdarzyć Monikę uczuciem.

Zarzucę banałem: miłość nie zawsze kieruje się logicznymi przesłankami, a coś takiego jak “powód” może być trudne do uchwycenia.

 

Zakończenie bardzo przypadło mi do gustu, bo wynika z charakteru bohatera i jego motywacji. Jest na wpół otwarte, ale w dobry sposób.

Czyżby udało mi się przełamać klątwę słabych zakończeń? Oby!

 

Pozdróweczka i dzięki za komentarz.

Precz z sygnaturkami.

Może się do czegoś przyznam: gdzieś tak w połowie pisania opowiadania wróciłem do wątku konkursowego, żeby sprawdzić limit, i dopiero wtedy zobaczyłem notkę o elemencie horroru :D Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego wcześniej mi to umknęło. Próbowałem trochę “dostraszyć”, ale chyba nie wyszło…

To mnie autentycznie rozbawiło xD Też nie wiem, ja mogło Ci umknąć, ale są takie rzeczy na świecie, które fizjonomom się nie śniły. W każdym razie nadal stworzyłeś bardzo dobre opowiadanie, a teraz niech jury się martwi ;)

Hej, ho, Niebieski_kosmito! cool

 

Przyszłam sprawdzić, jakie rzeczy piszesz. Spodobało mi się. Wychodzi na to, że piwo o smaku kiszonych ogórków jak najbardziej Ci posłużyło. cool ;D

Styl rzeczywiście ładny, czytało się płynnie. Przyznam, że nie do końca zrozumiałam końcówkę… Mam na myśli to całe “nagranie”. To było nagranie z ich rozmowy, czy nagranie jakiegoś wyznania…?

 

Jeśli kryształ nie jest uszkodzony, na pewno doskonale pamiętasz, co mówiliśmy. Jeśli jest uszkodzony, to pewnie i tak nigdy nie odsłuchasz wiadomości.

Nie zrozumiałam, dlaczego miałby nagle być uszkodzony. I tak jak wspomniałam, nie wiem, co to za “wiadomość”, skoro oni rozmawiali (”pamiętasz, co mówiliśmy”).

 

Dziwię się trochę, że nie pozwolił po prostu dziewczynie umrzeć, bo nawet jeśli uda się ponownie ją zasymulować, może nawet przenieść do tego fizycznego awatara, to raczej jej się to nie spodoba. Cholernie egoistycznie z jego strony.

 

Znowu udowodniłem, że jestem zimnym, egoistycznym draniem. Strasznie cię przepraszam.

Tutaj wzmianka o egoizmie wydała mi się trochę bez sensu – bo niby dlaczego “znowu”? Gdzie wcześniej wykazał się egoizmem?

 

I jeszcze tak:

 

Czy mam siedzieć i patrzeć się w sufit?

Usunęłabym “się”.

 

Czułem się trochę jak pasażer statku kosmicznego, który z nadświetlną prędkością przemierza jakąś fantastyczną mgławicę.

To była super metafora. heart Wow.

 

Bardzo przyjemnie się czytało, gratuluję udanego opka i pozdrawiam. ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Cześć, zwykła osobo!

 

Wychodzi na to, że piwo o smaku kiszonych ogórków jak najbardziej Ci posłużyło.

<3

 

To było nagranie z ich rozmowy, czy nagranie jakiegoś wyznania…?

To było nagranie, które Adrian zrobił na pokładzie samolotu, a potem zapisał je na tym samym nośniku pamięci, na którym była przechowywana symulacja z Moniką. Miał nadzieję, że jeśli nawet nie wpuszczą go do laboratorium, to wezmą chociaż sam kryształ – i Monika kiedyś odsłucha wiadomość, którą jej zostawił.

 

Nie zrozumiałam, dlaczego miałby nagle być uszkodzony.

Hm… w sumie to faktycznie dosyć dziwna wzmianka. Spróbuję ją jakoś przerobić.

 

I tak jak wspomniałam, nie wiem, co to za “wiadomość”, skoro oni rozmawiali (”pamiętasz, co mówiliśmy”).

Rozmawiali, kiedy Adrian poszedł nocą sam do laboratorium. Wiadomość nagrywa, jak już mówiłem, jakiś czas później na pokładzie samolotu.

 

Dziwię się trochę, że nie pozwolił po prostu dziewczynie umrzeć, bo nawet jeśli uda się ponownie ją zasymulować, może nawet przenieść do tego fizycznego awatara, to raczej jej się to nie spodoba. Cholernie egoistycznie z jego strony.

Ten punkt nie został chyba jeszcze poruszony przez poprzednich czytelników.

Oczywiście można kwestionować decyzję Adriana na różne sposoby. Z twojego punktu widzenia był egoistą: to jeden z możliwych punktów. Z jego własnego punktu widzenia ratuje dziewczynę przed śmiercią. Z jeszcze innego wszystko to nie ma sensu, bo szanse na powodzenie misji są znikome…

 

Tutaj wzmianka o egoizmie wydała mi się trochę bez sensu – bo niby dlaczego “znowu”?

Kiedy pisałem to słowo, wiedziałem. Teraz już nie wiem. :/ Usuwam “znowu”.

 

Dzięki za komentarz, pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Hm, Kosmito, nadal coś mi się nie zgadza. ^^’

 

O tym nagraniu wspominasz tutaj:

Jeśli kryształ przetrwał transport, na pewno doskonale pamiętasz, co mówiliśmy. A jeśli jest uszkodzony, to pewnie i tak nigdy nie odsłuchasz wiadomości.

 

Natomiast samo nagranie powstaje dwa akapity i sporo wydarzeń później. Bardzo to niejasne. :P

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Nagranie powstaje później, to prawda. Chodzi o to, że całe to opowiadanie jest po prostu zapisem owego nagrania. Może niedostatecznie jasno to powiedziałem.

 

Fajnie, że się podobało, Anet :)

Precz z sygnaturkami.

Omg… Nie wpadlabym na to nawet gdybys dał mi rok na analizę. ;P

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

– Nie ma mowy. Nie będziemy przeprowadzać symulacji ludzkiego mózgu, nigdy. Podobne badania rodzą zbyt wiele problemów etycznych. Aczkolwiek prawdopodobnie mamy dosyć mocy obliczeniowej, żeby tego dokonać.

Paskudna, ekspozycyjna wypowiedź na samym początku tekstu. Ludzie tak nie mówią, to też nie najlepiej wróży na dalszą lekturę. Zostawiłbym dwa pierwsze zdania, a resztę próbował poupychać w narracji lub didaskaliach.

 

Potrzebny był, oczywiście, żywy mózg ludzki, ale o możliwie osłabionej aktywności, bo skaner miał ograniczoną wydajność. Nie da się zapisać stanu miliardów neuronów jednocześnie. Jeśli chcieliśmy otrzymać taki skan mózgu, który odpowiadałby rzeczywistości w zadowalającym stopniu, należało znaleźć pacjentów w głębokiej śpiączce.

Pacjent w śpiączce może mieć anatomicznie niezmieniony mózg i będzie miał on wtedy tyle samo neuronów, co przypadkowa, zdrowa osoba. Opis sugeruje, że szukano raczej pacjentów z uszkodzonym mózgiem, np. po udarach, którzy mają fizycznie faktycznie mniej neuronów.

 

oddycharka na twojej twarzy wtłaczała powietrze do płuc

Pacjenci w przewlekłej śpiączce, jeśli nie oddychają samodzielnie, mają rokowanie raczej bardzo niekorzystne. Rozważa się odłączenie takiego pacjenta od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe (jeśli brać respirator za “oddycharkę”), bo stosowanie jej nosi wtedy znamiona terapii uporczywej.

 

Dyskretnie zasięgnęliśmy opinii wielu teologów i filozofów.

A etyków nie? :<

 

Poinformowałem ich, że więcej skanów i badań prawdopodobnie nie będzie potrzebne.

Nie będzie potrzeba?

 

nie znaleziono poważnych wad neurologicznych – wyliczał komputer.

Tutaj dosłownie niuans, ale naszła mnie refleksja, to się podzielę. Wady (ubytki) neurologiczne to ogólnie termin odnoszący się do, z grubsza, deficytów w obszarze kontroli ciała przez uszkodzony mózg. Krótko mówiąc: w tekście jest opisywany proces cyfryzacji mózgu – jak rozumiem, bez stworzenia zastępczego ciała – więc całe te drogi odpowiadające za operowanie ciałem, stają się zbędne. Toteż deficyt neurologiczny nie miałby jak się zamanifestować, bo i tak nie ma efektorów sygnału z uszkodzonych neuronów. Czyli: rozważyłbym użycie raczej jakiegoś określenia z zakresu psychopatologii, nie z neurologii.

 

Pierś kobiety nie zaczęła się miarowo podnosić i opadać, była przecież pogrążona w głębokiej śpiączce.

W śpiączce, czy nie, przecież jeśli jest żywa, to musi oddychać. Wyjaśnienie “przecież była tylko symulacją, do tego nadal pełną bugów” byłoby tu całkiem na miejscu. Wymawianie się śpiączką uważam za bezsensowne.

 

Wykres fal mózgowych wyglądał jednak bardzo podobnie do tego, co zmierzyliśmy u prawdziwej Moniki.

“do tego, który” – bo mowa o wykresie.

 

Serce ruszyło: bardzo powoli, ale biło.

Dlaczego symulacja mózgu rozwija takie detale? W ogóle serce bije dzięki niezależnemu od mózgu automatyzmowi – samo sobie generuje impulsy wywołujące skurcze. Jak to wygenerowali, skanując mózg?

 

Ale my mieliśmy tę przewagę, że mogliśmy ingerować bezpośrednio w sygnały neurologiczne bez pośrednictwa chemii.

Bezpośrednie sygnały w mózgu są elektryczne. Wchodzimy na pogranicze fizjologii i fizyki.

 

Mają prawo decydować o losie swojego dziecka.

Wydaje mi się, że w takiej sytuacji decyduje jednak sąd.

 

Nagle „duch” gwałtownie ożył. Zerwałaś się na równe nogi – co w rzeczywistym świecie nie byłoby możliwe, w modelu nie uwzględniliśmy jednak degradacji mięśni po czterech latach w śpiączce

Istotny detal; cieszę się, że zwróciłeś na niego uwagę.

 

Popatrz na tę ścieżkę, jest zupełnie martwa!

Neurony w mózgu tworzą drogi i nie ma tu miejsca na synonimy, to fachowa terminologia.

 

– Czternastego grudnia 2064

W tym przypadku zapisałbym rok słownie.

 

Nie mogliśmy teraz zatrzymać symulacji ani dyskretnie się naradzić.

Dlaczego wszyscy usiedli przed kamerą, zamiast oddelegować kogoś do kontaktu z obiektem? XD

 

 

Korzystając z zaproszenia, przybywam. :>

Uważam, że napisałeś opowiadanie, które wymaga liftingu. Na przykład spodobały mi się tutaj postaci, które choć zarysowane ledwie kilkoma kreskami, różnią się od siebie, a emocje, które nimi targają, odebrałem za wiarygodne. Zastosowany język narracji, choć prosty, pozostaje spójny i tworzy porządne środowisko do osadzenia tej historii. Historii, która pod kątem etycznym skłania do przemyśleń, wzbudza zainteresowanie i pozostawia po lekturze z refleksją. Z drugiej strony mam jednak problem z tym, jak główny bohater beztrosko zakochał się w Monice. Nie widzę tutaj nawet żadnych podstaw dla takiego procesu. Do tak ambitnego przedsięwzięcia z pewnością rekrutuje się doświadczone osoby, a nie wyobrażam sobie, żeby ktoś na co dzień pracujący z ludźmi, ot tak się zakochiwał w pacjentce w stanie wegetatywnym, gdy ta tylko rozwarła oczy i wypowiedziała kilka zdań. Jest to dla mnie niewiarygodne.

Podobnie kwestie merytoryczne dotyczące transferu, mniej lub bardziej potraktowane luźno, na co psioczę powyżej. To akurat, uważam, jest dość proste do wyklepania, natomiast research jest tutaj taki sobie i kolejne dziwactwa skutecznie wybijały mnie z rytmu czytania – przynajmniej z początku.

Też problem widzę – i tym razem już większy – w idei symulacji jako takiej. Jeśli badacze powołali do życia człowieka na podstawie skopiowania jego konstrukcji neuronalnej mózgu, to powinniśmy tu wejść w obszary raczej bioinformatyki czy biotechnologii. Twoi bohaterowie to nadal np, neurochemicy – a chemia jest wykorzystywana przez mózg wyłącznie do przekształcenia informacji z chemicznej na elektryczną, bo mózg de facto funkcjonuje operując prądem. Neurochemia to półśrodek, jeśli nie ma fizycznego mózgu, nie widzę potrzeby zaprzątania sobie nią w ogóle głowy. Miejsce synaps zajęłyby pewnie obwody, czy cokolwiek siedzi w procesorach i ma trudne nazwy. Całe to skupianie się na otwieraniu oczu, biciu serca, unoszeniu się klatki piersiowej – wydaje mi się to potraktowane powierzchownie i trochę od drugiej strony. W przypadku symulacji chodzi tu chyba o wiarygodność tej symulacji, czyli że Monika nie spostrzeże się, że jest wirtualna. Tymczasem naukowcy zachwycają się, że serce zaczęło bić, tak jakby ożywiali Frankensteina. Tylko że to serce to kwestia wyłącznie kosmetyczna, gdyby nie biło, Monika nadal by funkcjonowała. Ponadto szalenie interesujące jest również badanie mózgu pod kątem stanów kwantowych, co obecnie jest dość pustą przestrzenią, na której można zaszaleć z interpretacją. Wspominasz o tym dosłownie w jednym miejscu, gdy badacze przekrzykują się w podnieceniu, ale niestety, nie ciągniesz tematu.

Podsumowując: jest to naprawdę dobry tekst. Uważam, że technicznie jest to poziom, na którym absolutnie można pracować i nie ma tu wiele do wygładzania. Sama historia jednak rozłazi się mi w zbyt wielu miejscach i niestety muszę powiedzieć: to jeszcze nie to.

Ale tak z samego rana komentować…

 

Podejmuję rękawicę, nie zamierzam się poddawać.

 

Paskudna, ekspozycyjna wypowiedź na samym początku tekstu. Ludzie tak nie mówią, to też nie najlepiej wróży na dalszą lekturę. Zostawiłbym dwa pierwsze zdania, a resztę próbował poupychać w narracji lub didaskaliach.

OK. Mogę się z tym zgodzić. W zasadzie zdanie nr 3 jest wałkowane później wielokrotnie, a zdanie nr 4 wynika z samego faktu, że opowiadanie w ogóle istnieje, więc faktycznie można je stąd wywalić.

 

Pacjent w śpiączce może mieć anatomicznie niezmieniony mózg i będzie miał on wtedy tyle samo neuronów, co przypadkowa, zdrowa osoba. Opis sugeruje, że szukano raczej pacjentów z uszkodzonym mózgiem, np. po udarach, którzy mają fizycznie faktycznie mniej neuronów.

Jesteś kolejną osobą, która nie zrozumiała, o co mi chodziło: jest to ewidentnie moja wina i przepraszam. Nie chodzi o to, że szukamy pacjenta z mniejszą liczbą neuronów. Szukamy takiego z mniejszą aktywnością neuronów: jak już pisałem Finkli, analogia z aparatem fotograficznym jest całkiem dobra. Poniżej przeklejam to, co napisałem wyżej.

 

„Aparat nie robi całego zdjęcia jednocześnie, tylko. np skanuje pole widzenia kolumnami – od lewej do prawej. Dlatego, jeśli obiekt któremu robimy zdjęcie porusza się, na zdjęciu wyjdzie rozmazany, bo jego lewa strona zostanie uchwycona w innym momencie niż prawa. Żeby zrobić dobre zdjęcie, należy wybrać obiekty możliwie stacjonarne. Analogicznie, żeby wykonać dobry skan mózgu, należy wybrać taki mózg, w którym możliwie mało się dzieje – tzn. pacjenta w śpiączce. Inaczej skan wyjdzie “rozmazany”, neurony w różnych częściach zeskanowanego mózgu będą odpowiadać neuronom z różnych punktów w czasie i Bóg jeden wie jak taki mózg będzie się zachowywał. Prawdopodobnie nie będzie poczytalny. Jest to oczywiście niemożliwe do zupełnego uniknięcia, bo nie robimy przecież skanu martwego mózgu, ale chodzi o to, by zminimalizować liczbę błędów.”

 

Spróbuję to jakoś doprecyzować w samym opowiadaniu, bo widzę, że nie napisałem dość jasno, o co chodzi.

 

Pacjenci w przewlekłej śpiączce, jeśli nie oddychają samodzielnie, mają rokowanie raczej bardzo niekorzystne.

O to właśnie chodziło. Nawet napisałem, że oceniono szanse wybudzenia na mniej niż 1%.

 

Rozważa się odłączenie takiego pacjenta od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe (jeśli brać respirator za “oddycharkę”), bo stosowanie jej nosi wtedy znamiona terapii uporczywej.

Nigdzie nie napisałem, w jakim kraju się toczy opowiadanie – zresztą prawo się zmienia, a akcja dzieje się 40 lat w przyszłości. Może w tym przypadku lekarze nie mogą tego zrobić bez zgody rodziny? (Dopisano w opowiadaniu)

 

A etyków nie? :<

Dodano.

 

jak rozumiem, bez stworzenia zastępczego ciała

Hm… no właśnie że z ciałem. Pojawiały się słowa takie jak „nogi”, „serce”, „płuca”. Wszystkie te części ciała są symulowane na jakimś podstawowym poziomie, nie na tak złożonym jak sam mózg, ale są.

 

Czyli: rozważyłbym użycie raczej jakiegoś określenia z zakresu psychopatologii, nie z neurologii.

Nie rozumiem :(

 

W śpiączce, czy nie, przecież jeśli jest żywa, to musi oddychać.

Jak to zauważył wyżej None: w zasadzie nie jest żywa, jest programem komputerowym. Program upraszcza się, gdzie tylko można. Symulacja po prostu nie uwzględnia konieczności oddychania jako coś niezbędnego do przeżycia, bo nie musi.

 

Jak to wygenerowali, skanując mózg?

Dokładny skan całego ciała nie jest potrzebny… Tak jak wspomniałem, wystarczy zamodelować serce na jakimś bardzo podstawowym poziomie: oto jest pompa, która bije i przetłacza krew. To nie jest ważne dla symulacji mózgu. (Dopisano w opowiadaniu)

 

Dlaczego wszyscy usiedli przed kamerą, zamiast oddelegować kogoś do kontaktu z obiektem? XD

Hm… no dobra, tu nie mam pomysłu na obronę. Czy to bardzo źle?

 

Uważam, że napisałeś opowiadanie, które wymaga liftingu.

Zrobiony (to wszystko, o czym sam mówiłeś i o czym wspomniałem ja).

 

Z drugiej strony mam jednak problem z tym, jak główny bohater beztrosko zakochał się w Monice.

:V

Któryś raz już pojawia się podobny zarzut. W żadnym razie nie jestem ekspertem, ale no… yyy… zdarza się. Czasami po prostu, jakby… widzisz kogoś i wiesz. Nie wszystko trzeba usprawiedliwiać logicznymi przesłankami, ludzie!

 

A poza tym, chciałbym zwrócić uwagę, że nigdzie w tekście nie pada bezpośrednia deklaracja: „zakochałem się w tobie”. Odwrotnie: najpierw mówi „Nie zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia”; później „dwa słowa” nie padły. Adrian zadał sobie pytanie: „Jak można kochać kogoś, kto istnieje tylko jako zbiór bajtów?” ale w tym pytaniu też nie stwierdza, że on już jest zakochany. To są tylko jego rozważania, że nawet gdyby kiedyś, może… to nie ma to sensu, bo Monika nie istnieje w świecie rzeczywistym. (Doprecyzowane w opowiadaniu)

 

Twoi bohaterowie to nadal np, neurochemicy

Jest jedna neurochemik. Poza tym padły nazwy „główny programista” i „kognitywista”. To już chyba bliżej bioinformatyki?

 

Neurochemia to półśrodek, jeśli nie ma fizycznego mózgu, nie widzę potrzeby zaprzątania sobie nią w ogóle głowy.

Ty może nie widzisz, ale ja widzę, bo o ile całe ciało Moniki odtworzono „powierzchownie”, o tyle mózg próbujemy odtworzyć jak najwierniej. A neurochemia to bardzo ważna rzecz w funkcjonowaniu mózgu.

 

W przypadku symulacji chodzi tu chyba o wiarygodność tej symulacji, czyli że Monika nie spostrzeże się, że jest wirtualna. Tymczasem naukowcy zachwycają się, że serce zaczęło bić, tak jakby ożywiali Frankensteina. Tylko że to serce to kwestia wyłącznie kosmetyczna, gdyby nie biło, Monika nadal by funkcjonowała.

Trochę zaprzeczasz sam sobie. Gdybyś obudził się w pokoju i twoje serce nie biłoby, ale ty nie miałbyś problemu z oddychaniem i poruszaniem się, chyba byś się zorientował, że coś jest nie tak? Detale są właśnie po to, żeby się nie spostrzegła.

 

Dzięki za drobiazgowy komentarz – chyba najbardziej drobiazgowy z dotychczasowych pod tym opowiadaniem. Pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Lubię SF, ale bardziej w klasycznej wersji. Czytało się bardzo dobrze a momentem, który zakotwiczył mnie w tekście, był przełom eksperymentu, gdy symulacja zaczęła mieć wspomnienia. Ciekaw byłem, co z tego wyniknie. Wolałbym trochę więcej akcji i dynamiki, ale podobało mi się.

 

Miś poleca. Ostrożnie umieściłeś akcję po 2064 roku. Imo coś podobnego może mieć miejsce wcześniej. Czytało się dobrze, bez zgrzytów, z ciekawością. Pozostaje sobie wymyślać dalszy ciąg. A może napiszesz? Teraz miś zajrzy do komentarzy, bo są długie, więc może uczące.

Aha, dobrze, że usunąłeś kwalifikację z horroru, bo miś by nie przeczytał, a było warto.

Cześć!

 

 Zacznę od tego, że to nie jest horror, chociaż wczucie się w sytuację Moniki jest przerażające, gdyby tak pociągnąć wątek, w którym ona zaczyna rozumieć, co się stało mogłoby być naprawdę emocjonująco. Poza tą wątpliwą grozą to jest to świetne opowiadanie. Kolejne próby „wybudzenia” Moniki śledziłam z zapartym tchem. Piszesz też w bardzo obrazowy sposób, który mocno działa na wyobraźnię. Dla mnie to Monika jest główną bohaterką opowiadania, a Adrian raczej narratorem. Emocje naukowców zostały dobrze oddane w tekście. Jeśli miałabym na coś pomarudzić, to na nieco pospieszne zakończenie i to, że bohater zakochuje się tak od pierwszego wejrzenia.

Bardzo oryginalnie zinterpretowałeś opis postaci, który mocno wskazywała na jakąś romantyczną historię z obsesją w tle, a tutaj mamy zgrywanie świadomości. Jestem pod wrażeniem.

Naprawdę urzekł mnie ten tekst. Bardzo dobre są dialogi, zwłaszcza te z Moniką.

Dzień dobry, cześć i czołem.

 

Wieczny!

 

Lubię SF, ale bardziej w klasycznej wersji.

Czyli jakiej? Czy moje opko uznajesz za klasyczną wersję, czy nie? Bo nie wiem, czy narzekasz, czy chwalisz :)

 

Koalo!

 

Ostrożnie umieściłeś akcję po 2064 roku. Imo coś podobnego może mieć miejsce wcześniej.

Możliwe. A możliwe, że coś podobnego nigdy nie będzie miało miejsca. Polecam film kanału Kurzgesagt, gdzie rozkminiają to nieco dokładniej: https://www.youtube.com/watch?v=4b33NTAuF5E

 

Alicello!

 

Zacznę od tego, że to nie jest horror

Pełna zgoda, toteż zdjąłem taga “horror”…

 

Jeśli miałabym na coś pomarudzić, to na nieco pospieszne zakończenie i to, że bohater zakochuje się tak od pierwszego wejrzenia.

Przyjmuję do wiadomości, że zakończenia nie są moją najmocniejszą stroną. Mówi się trudno.

 

Dzięki wam trojgu za miłe słowa, naprawdę doceniam <3

Pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Niebieski Kosmito, słabo do mnie trafiają historie o eksperymentach z mózgiem, skutkiem których ktoś, kto nie żyje nadal istnieje, dlatego wyznam tylko, że choć to nie moja bajka, opowiadanie przeczytałam bez najmniejszej przykrości.

 

jakie znała me­dy­cy­na lat 60-tych XXI wieku… → …jakie znała me­dy­cy­na lat sześćdziesiątych XXI wieku

 

mo­gli­śmy in­ge­ro­wać bez­po­śred­nio w sy­gna­ły elek­trycz­ne bez po­śred­nic­twa che­mii… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Wy­peł­niał mnie ty­giel emo­cjo­nal­ny. → Tygiel jest naczyniem. Można coś wypełnić zawartością tygla, ale nie wydaje mi się, aby tygiel mógł być wypełniaczem czegoś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tylko trzy uwagi od Reg, czuję się zaszczycony!

 

Poprawione. Cieszę się, że przeczytałaś bez przykrości :)

Precz z sygnaturkami.

A ja się cieszę, Niebieski Kosmito, że czujesz się zaszczycony. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wytypowano sześcioro takich ludzi: w każdym przypadku lekarze orzekli, że szansa na wybudzenie wynosi mniej niż jeden procent. Rodziny nie wyrażały zgody na odłączenie ich od systemu podtrzymywania życia, więc pacjenci wegetowali bez rokowań na poprawę swojego stanu.

Zastanawiam się, czy nie jest to stan śmierci mózgowej, i już nie za bardzo byłoby co skanować (w sensie przechowywanych informacji), ale kompletnie się na tym nie znam. Zaintrygowałeś mnie. Przydałby się jakiś neurobiolog, aby stwierdzić, co się dzieje z informacją w mózgu, kiedy znajduje się w takim stanie.

Szóstego października, kiedy model był już gotowy, doktor Ciołkowski polecił mi zadzwonić do rodziców Moniki.

To rozróżnienie: obecna ona/dawna Monika na pewno ma jakiś cel, ale w tym zdaniu zabrzmiało trochę nienaturalnie. Dałbym jednak: twoich rodziców.

Niemal natychmiast powieki kobiety zaczęły gwałtownie mrugać, a bicie serca przyspieszyło kilkukrotnie. Wirtualne płuca zaczerpnęły powietrza – płytko, z trudem. Fale mózgowe oszalały.

Hmm… zacząłem się zastanawiać, na ile w tej symulacji konieczna jest taka bliskość do rzeczywistego świata? Przecież tam żadne powietrze do płuc nie płynie, to wszystko ciągi zer i jedynek, jak sam napisałeś.

– Zwiększać dawkę do trzykrotności przez godzinę. Albo dwie godziny – stwierdziła neurochemik, obserwując parametry.

Nie wiem, czy to akurat powinien być neurochemik, skoro model jest wirtualny i wirtualne są stymulanty, których używają.

 

– Jest niema i głucha… a jednak rozumie tekst pisany – mruknęła Weronika. – Mało prawdopodobne, żeby to była wada neurologiczna. Sam model musi być uszkodzony.

– Zatrzymać symulację – zarządził Ciołkowski. Zastygłaś w bezruchu.

Było tuż po północy. Tamtego dnia umarłaś jeszcze dwa razy.

Dobre. Moralnie niejednoznaczne. Daje do myślenia. Inspiruje.

 

No, muszę przyznać, że to ci wyszło. Użyłeś jednego podobnego motywu, co ja w tym roku na PFFN i już się bałem, że tekst będzie podobny, ale poszliśmy zupełnie innymi drogami. To niesamowite, jak podobne a zarazem różne mogą być ścieżki naszej wyobraźni. :)

Fabuła tego tekstu to tak naprawdę sprawa drugorzędna. To jest opowiadanie typu “co by było, gdyby”, przedstawiasz konsekwencje hipotetycznego rozwoju nauki, dylematy moralne, problemy, przed jakimi możemy stanąć – i to powinno robić dobre science fiction.

Przy tym nie dramatyzujesz tu zbytnio, jesteś bardzo oszczędny w słowach, raczej opierasz się na show niż tell. To też dobrze. Chociaż osobiście wolałbym jeszcze więcej tych rozterek i takich symbolicznych scen jak ta z Weroniką. Czyli po prostu chciałbym, aby opowiadanie było dłuższe. :P

Ninedin zwróciła uwagę, że to cofnięcie dotacji wypadło trochę jak królik z kapelusza. Jasne, można tak to traktować – ale to kosmetyka. Wystarczyłoby na początku wspomnieć, że krążą plotki, że minister jest chory i chce sobie zapewnić nieśmiertelność – a na koniec dać tylko zdanie “Minister nie żyje” wypowiedziane dramatycznie przez kierownika i wszyscy by wiedzieli, o co chodzi. A dla czytelnika wrażenie byłoby, że zakończenie jest mocniej ugruntowane w tekście. Niemniej jednak mnie ten element fabuły nie zatrzymał, bo o niejednym projekcie uciętym z powodu braku dalszego finansowania słyszałem.

Jeśli miałbym na coś pomarudzić, to nie przedstawiasz nam wcale jak się rodziło uczucie bohatera do Moniki. Ten element prosiłby się, żeby poświęcić na niego więcej znaków. Choćby kilka dodatkowych zdań minimalnie.

Jednakże opowiadanie nawet w obecnej formie jest w pełni satysfakcjonujące. Szacun!

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Witam, cześć i czołem.

 

Zastanawiam się, czy nie jest to stan śmierci mózgowej, i już nie za bardzo byłoby co skanować (w sensie przechowywanych informacji), ale kompletnie się na tym nie znam.

To jest argument nie podnoszony do tej pory przez nikogo – i muszę przyznać, że sam o tym w ogóle nie pomyślałem. Neurobiologiem też nie jestem, więc nie wiem, co odpowiedzieć :/

 

Hmm… zacząłem się zastanawiać, na ile w tej symulacji konieczna jest taka bliskość do rzeczywistego świata?

To z kolei było już podnoszone i wiem, co odpowiedzieć. Symulacja miała być z założenia na tyle rzeczywista, by symulowany obiekt nie połapał się, że jest tylko symulowany. To prawdopodobnie bardzo szybko wpędziłoby go w szaleństwo.

 

Czyli po prostu chciałbym, aby opowiadanie było dłuższe. :P

:O

Dziękuję bardzo. Nie jest dłuższe, bo za późno zacząłem pisać, a termin konkursowy gonił… ale dużo dłuższe i tak chyba by nie było, nawet gdybym miał więcej czasu. Wydaje mi się, że historia jest pełna, a otwarte zakończenie planowałem od początku.

 

Dzięki za komentarz, pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Dzień doberek, Niebieski Kosmito! 

Technicznie bardzo dobrze opowieść wypadła. Fachowe określenia, styl pasujący nam bardzo do grupy badawczej. Przyznam, że ciekawie podszedłeś do tematu. Nie spodziewałem się widząc wybrany przez Ciebie temat, że pójdzie ta historia w kierunku eksperymentów na naszej głuchoniemej istotce. Raczej spodziewałbym się czegoś bardziej romantycznego, ale to tylko przypuszczenia, chociaż… koniec końców mamy trochę tego romantyzmu ;) 

Ale… interesująca ta Twoja Monika, komunikująca się za pomocą komputera i współczujący jej bohater. Co do Horroru, uprzedziłeś w przedmowie i tak, mało go widać co akurat odczytuję na minus. Pojawiała się taka lekka nuta napięcia związana z przebiegiem wydarzeń i z tym co pamięta Monika. Nie ukrywam, że ciężko mnie kupić tekstami, ekhm jakby to nazwać z rodem laboratorium etc, związanych z eksperymentami, bo to trochę nie mój klimat, ale tutaj co najbardziej z tekstu wyniosłem, to to, co wyniósł nasz bohater pod koniec – emocje ;) Ten element jak najbardziej na plus. 

Wielkie dzięki za udział w konkursie! 

Cześć, NiKo!

 

Bardzo to niepokojące, taki Frankenstein przyszłości. Tematyka nienowa, bo przecie już wszystko zostało napisane ;) , ale podane w sposób bardzo przekonujący. Świetną robotę zrobiła tu narracja pierwszoosobowa – nie widać, żeby było tu cokolwiek narzucone przez konkurs. To raczej narracja skrojona pod to opowiadanie. Świetna robota!

Z tą miłością nie jestem do końca przekonany, brakło mi tu czegoś, żeby lepiej się w to wczuć.

Odnoszę wrażenie, że dałoby się tu jeszcze kilka rzeczy rozwinąć bez szkody dla tekstu, bo wszystko poszło błyskawicznie (do tego zaskakująco zbiegło się w czasie ze śmiercią ministra).

Nie mniej jednak jest to naprawdę dobry tekst, czytało mi się bardzo dobrze, może poza nieprzyjemnym uczuciem niepokoju ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Powitać.

 

ND!

 

Raczej spodziewałbym się czegoś bardziej romantycznego, ale to tylko przypuszczenia, chociaż… koniec końców mamy trochę tego romantyzmu ;) 

No, starałem się nie pójść po najmniejszej linii oporu, pisząc jakąś banalną historię miłosną… ale koniec końców historia wyszła trochę miłosna, chociaż mam nadzieję, że nie jest banalna :)

 

Nie ukrywam, że ciężko mnie kupić tekstami, ekhm jakby to nazwać z rodem laboratorium etc

Hm, na to nic nie poradzę, w regulaminie chyba nie było o tym mowy? Wszystkim dogodzić nie sposób…

 

Krokusie!

 

Tematyka nienowa, bo przecie już wszystko zostało napisane

Niestety… ech… kiedyś to były nowe rzeczy, teraz to tylko remiksy, remake’i i remastery… :)

 

Odnoszę wrażenie, że dałoby się tu jeszcze kilka rzeczy rozwinąć bez szkody dla tekstu

Dałoby się. I miejsca w limicie zostało, tylko czasu nie, bo siadłem do tego za późno :( Ale mimo wszystko uważam, że nie poganiałem się aż tak bardzo, żeby tekst wyglądał na robiony “na szybko”. A że mogło być lepiej – to wiadomo. Zawsze może być lepiej :)

 

Dzięki wam obu za komentarze!

Precz z sygnaturkami.

A no jasne, że nie było bo interpretacja tematu jest dowolna, byle się trzymała głównych założeń. Tutaj nie ma z tym problemu. Temat nie uznałem za źle zrealizowany, tylko wspomniałem o swoim odbiorze. Nawet bym powiedział, że to dość oryginalne podejście. Nie w moich ulubionych preferencjach, ale kreatywnie. Nie mój klimat ze względu na śladowe ilości o ile nie ich brak – Horroru, to kwestia interpretacji, ale jak wspomniałem – nadrabiałeś czymś innym, właśnie taką niepewnością. Regulamin nie został naruszony of course, tylko nie do końca mój klimat :)

Zaczęłam czytać, dotarłam do etapu ze sztuczną inteligencją i już miałam pewne obawy, że znowu pogwałcona zostanie jakakolwiek nauka w tym względzie. Odetchnęłam z ulgą, że jednak nie szedłeś w to zbyt daleko, tylko machnąłeś fikcję pełną gębą. :D

A tak całkiem poważnie, to jest bardzo dobre opowiadanie. Naprawdę, ma klimat – i moim zdaniem jak najbardziej ma grozę, gdy człowiek zastanowi się nad konsekwencjami wydarzeń. Postaci są żywe, choć badaczy może nieco zbyt wielu jak na tak krótki tekst. Podoba mi się główny bohater, podoba mi się Wera i sama Monika. Motyw rodziców, którzy w końcu decydują się odłączyć ją od aparatury, bo przyczyniła się do rozwoju nauki również jest świetny i podkreśla przerażający aspekt tego, co naukowcy właśnie osiągnęli.

Zawsze chętnie wracam do Twoich tekstów, bo ruszają w głowie jakąś strunę, która zmusza do refleksji, a równocześnie są przyjemne w odbiorze.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Rzeczywiście mało horrorowe, a w zasadzie prawie wcale:P W kontekście konkursu spodziewałem się jakiegoś pójścia w stronę zbuntowanej SI (jak w tym filmie z Deepem, Transendencji, niekoniecznie polecam, jeśli nie oglądałeś) albo jakiś Dickowski zwrot, w którym odkrywają, że sami są w symulacji:P Ale to tak luźne myśli. Co zaś do oceny samego opowiadania, to hmmm…

Bohaterowie, których inni wymieniali jako jedną z większych zalet, ja nie do końca czuję. Szczerze mówiąc gubiłem się kto jest kim, a ostatecznie zapamiętałem: głównego bohatera, zasymulowaną Monikę i uciekłą Weronikę. Być może zabrakło mi choćby zdania/dwóch przedstawienia kto jest kim (albo może po prostu za dużo bohaterów). Ale jak widać jestem w mniejszości, więc możliwe, że to subiektywne odczucie ¯\_(ツ)_/¯

Nie kupiłem też uczucia bohatera do pani Comencici, które wymieniasz na początku i przypominasz na końcu, gdy jest Ci potrzebne. A w środku o nim nie wspominałeś (albo na tyle słabo, że przeoczyłem):P

Ciężko też było mi wczuć się w konflikt moralny, który imho podpada pod słynną zasadę show not tell. To znaczy bohaterowie (najpierw kilkoro, potem tylko Weronika) ma spore wątpliwości natury moralnej, które intuicyjnie jestem w stanie zaakceptować, ale nie dzięki Twoim wysiłkom:P Po prostu narzucasz go od praktycznie drugiego akapitu jako coś oczywistego. To niekoniecznie nic złego, ale miejsce, w którym mógłbyś zrobić więcej.

Poza tym solidne opowiadanie, czytane bez przykrości i w miarę szybko. Z drugiej strony fabuła dość liniowa (z grubsza spodziewałem się w miarę od początku tego, co było), idea też nienowa i za bardzo mnie tu nie zaskoczyłeś. Nie ma za dużo rzeczy do czepiania, co już wyróżnia tekst na poziomie Bibliotecznym (hehe), pewnie miałby szansę pójść w jakimś publicystycznym naborze, ale na nominację ode mnie za mało*.

 

*Chociaż ta i tak już Ci niepotrzebna:)

Слава Україні!

Joł, ziomale! (przepraszam za krindż…)

 

Verums!

 

już miałam pewne obawy, że znowu pogwałcona zostanie jakakolwiek nauka w tym względzie

Znowu…?

 

i moim zdaniem jak najbardziej ma grozę, gdy człowiek zastanowi się nad konsekwencjami wydarzeń.

Grozę może i ma, ale chyba jednak nie horror :P Zresztą nieważne, już przestałem się tym brakiem horroru przejmować.

 

Zawsze chętnie wracam do Twoich tekstów, bo ruszają w głowie jakąś strunę, która zmusza do refleksji

Staram się <3

 

Gomlodh!

 

spodziewałem się jakiegoś pójścia w stronę zbuntowanej SI (jak w tym filmie z Deepem, Transendencji, niekoniecznie polecam, jeśli nie oglądałeś)

Oglądałem, ale pamiętam raczej słabo, czyli faktycznie było słabe.

 

(albo może po prostu za dużo bohaterów)

Aż tylu to ich nie było, bez przesady… Zespół jest sześcioosobowy, plus Monika. To dużo? Założenie, że ogarniają wszystko w sześć osób już i tak jest naciągane przy tak dużym projekcie, dlatego wspominam o “asystentach”, ale nie idę dalej w to, żeby nie przesadzić z natłokiem postaci.

 

Po prostu narzucasz go od praktycznie drugiego akapitu jako coś oczywistego.

Możliwe… a gdybym nie narzucał, czy nie byłoby oczywiste? Moralne wątpliwości musiały się pojawić.

 

(z grubsza spodziewałem się w miarę od początku tego, co było)

Papugujesz mnie? XD

 

Dzięki za komcie, pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

Znowu…?

Znowu w sensie “znowu ktoś to robi”, a nie że Ty to robisz. :D Wybacz, nieprecyzyjne.

 

Grozę może i ma, ale chyba jednak nie horror :P Zresztą nieważne, już przestałem się tym brakiem horroru przejmować.

Wszystko zależy od interpretacji, ale łatka chyba nie ma wielkiego znaczenia. :D

Dzięki za komcie, pozdróweczka.

Pozdróweczka!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Możliwe… a gdybym nie narzucał, czy nie byłoby oczywiste? Moralne wątpliwości musiały się pojawić.

Wiesz, pewnie też bym tak uznał, ale prawdę mówiąc to chyba nie jest oczywiste i nie bez powodu są na ten temat mniej lub bardziej gorące dyskusje w środowiskach około-futurystycznych.

Poza tym jakby nie patrzeć, to te pytania są główną osią opowiadania:P Dlatego imho można by im poświęcić nieco więcej uwagi.

Aż tylu to ich nie było, bez przesady… Zespół jest sześcioosobowy, plus Monika. To dużo? Założenie, że ogarniają wszystko w sześć osób już i tak jest naciągane przy tak dużym projekcie, dlatego wspominam o “asystentach”, ale nie idę dalej w to, żeby nie przesadzić z natłokiem postaci.

Jak na tą długość całkiem sporo. Znaczy pewnie dałoby się tak poprowadzić tekst, żeby to nie stanowiło problemu, ale większość z nich wrzucasz w tych samych scenach. Takie to mam przemyślenia.

Papugujesz mnie? XD

Patrick Star Evil Laugh GIF – Patrick Star Evil Laugh Fire GIFs

Слава Україні!

Cześć!

 

Orbitowałem wokół Twojego tekstu od dobrych 2 tygodni i wreszcie wylądowałem, panie Kosmita. I się nie rozbiłem. Przeciwnie, lądowanie było bardzo przyjemne :)

Technicznie – praktycznie bez zarzutu, płynąłem przez opowiadanie bez potknięć i nie oglądałem się za siebie.

Klimat – dobry, kameralny, mogłem wyobrazić sobie niebieskie światło ekranu bijące na przerażone/zafascynowane/zagubione twarze naukowców.

Temat – znany już i lubiany, ale podany w strawnej formie, ujęty też od nieco innej strony, ta lekko zmieniona perspektywa wprowadziła tu dużo dobrego (chodzi mi po pierwsze o wątek ludzi w śpiączce, a po drugie o samo uczucie głównego bohatera do Moniki – do pewnego momentu, o czym niżej).

Fabularnie – o, i tu będą zarzutki :) Przez znaczną część tekstu byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, nadmuchiwałeś balonik, a ja z fascynacją patrzyłem, jak rośnie. Było tak do momentu wycofania dotacji na projekt. W mojej ocenie wyszło to nazbyt pospiesznie. To znaczy nie samo wycofanie dotacji, a wodospad następstw tego wydarzenia. Ech, gdybyś wykorzystał te 6k znaków… Lekką ręką nominowałbym do piórka. 

Po wycofaniu dotacji wkradł się chaos, zabrakło miejsca na należytą eksplanację uczucia głównego bohatera do Moniki, przez co miałem wrażenie, że wrzuciłeś wątek miłosny ot tak, bo taki miałeś kaprys. Wiem albo raczej domyślam się, że tak nie było, ale z taką impresją pozostałem po ostatnim zdaniu opowiadania.

Zbyt gładko wypadła też kradzież Moniki (jakkolwiek to brzmi :P) i ucieczka do Chin. Przydałby się albo nieco bardziej szczegółowy opis tego, przecież nie jakiegoś tam zwyczajnego przedsięwzięcia, albo wskazanie jakichś trudności na tej płaszczyźnie. Bo w tym wydaniu to niejako odhaczyłeś ten punkt, byleby już dobrnąć do końca.

Mimo wszystko – w lwiej części opowiadanie bardzo mi się podobało. Naprawdę dobra robota!

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

"Nadszedł siódmy października. Nie próbowaliśmy uruchamiać wcześniej dużych fragmentów modelu jednocześnie. Za bardzo przerażała nas wizja ludzkiego mózgu pociętego na kawałki."

– a nie przerażało ich jak funkcjonowałby cały mózg, gdyby coś nie tak było z jego częściami?

Abstrahując już szukanie ewentualnych błędów, które wynikałyby z braku testów po drodze. Zresztą później to wychodzi w opowiadaniu, ale i tak na dość prostym poziomie, bo równie dobrze mogłoby być znacznie gorzej.

 

"– Komputer, pisz: „Ósmy stycznia. Nie bój się, już wszystko w porządku. Może chciałabyś nas zobaczyć, żeby przekonać się, że nie jesteśmy tylko programem komputerowym?”"

– i w tym miejscu zasugerowali jej możliwość, ze jest programem – możliwość, której sugerować nie chcieli.

 

"– Komputer, pisz: „Jesteśmy specjalnym zespołem badawczym. Przenieśliśmy cię z poprzedniego szpitala, w którym przeszłaś operację krtani, ale przez lekkomyślność lekarzy zostałaś też zakażona groźną, antybiotykoodporną bakterią”"

– dziewczyna wydaje się inteligentna, a dostaje grubymi nićmi szytą historię.

Dlaczego w grupie umysłów ścisłych przy uruchomieniu drugiej symulacji nikt nie pomyślał o zweryfikowaniu, czy ktoś czegoś nie zmodyfikował? Skoro dostęp do laboratorium był prosty, to po reakcji Weroniki aż się ciśnie potrzeba zweryfikowania, czy właśnie ona nie chciała doprowadzić do uratowania pierwszej symulacji.

 

No więc. Tekst napisany sprawnie, choć gdzieś pod koniec widać lekkie szarpanie, jakby brakowało czasu. Tym niemniej i płynność czytania bardzo dobra i pomysł dobry – niby nie nowy, a jednak dobrze ograny. Za to całość odrobinę sypie się na spójności tego, jak te postacie by działały, w szczeólności tam, gdzie z jednej strony widać, ze pewne rzeczy uwzględniłeś w cześci tekstu, a innych fragmentach nie :

Efekt braku testów, brak podejrzeń nawet post factum względem Weroniki, mimo że bohater sam pomyślał o nieautoryzowanym wejściu, brak monitoringu w miejscu ze sprzętem do tak kosztownych badań no trochę dużo tego. Nie przeszkadza w czytaniu (stylizacja nie jest na “hard”), nadal to dobry tekst, ale mógłby być znacznie lepszy (tematyka mimo wszystko lekko skłania do zauważania takich elementów).

I tak BTW, po przejrzeniu komentarzy (nie wszystkich co prawda) wychodzi na to, ze jestem tu jedynym, który dostrzega element horroru. Nie, nie w nawiązaniu do upiornego splątania.

Otóż widzę to po uwzględnieniu perspektywy pierwszej symulacji, która nie wie czym jest, za to obserwuje, co obserwuje.

A tak w ogóle to przypomniał mi się od razu Cube. Ten pierwszy, nie ten “technologiczny”. Czyli teatr telewizyjny napisany przez Hensona (tego od Muppetów). Pobudka w pokoju bez wyjścia i jakieś dziwne interakcje.

 

Powitalski.

 

fmsduval!

 

Przeciwnie, lądowanie było bardzo przyjemne :)

Ale czy to zasługa sprawnego statku, który uruchomił silniki hamujące, czy miękkiego podłoża?

 

Fabularnie – o, i tu będą zarzutki

Jeszcze chyba nie widziałem, żeby ktoś zdrobnił słowo „zarzuty” <3

 

To znaczy nie samo wycofanie dotacji, a wodospad następstw tego wydarzenia.

O, to już bardziej mi się podoba: większość ludzi wyżej twierdziła, że właśnie samo wycofanie dotacji jest wymuszone. Z tym, co mówisz, mogę się zgodzić. Zapewne powinienem skorzystać z bety… Może byłbyś chętny kiedyś na takową?

 

wilku!

 

a nie przerażało ich jak funkcjonowałby cały mózg, gdyby coś nie tak było z jego częściami?

Na pewno. Coś jednak trzeba było wybrać, skoro zdecydowali się na taki projekt…

 

Abstrahując już szukanie ewentualnych błędów, które wynikałyby z braku testów po drodze. Zresztą później to wychodzi w opowiadaniu, ale i tak na dość prostym poziomie, bo równie dobrze mogłoby być znacznie gorzej.

Zdaję sobie sprawę, że to jest naciągane: powodzenie tak wielkiego projektu w zasadzie już przy pierwszym podejściu. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby opisywanie kilku lat mozolnego „debugowania” ludzkiego mózgu mogło być interesującym materiałem na opowiadanie. Prędzej na powieść… To nie jest odpieranie twojego zarzutu, który jest jak najbardziej zasadny, tylko smutnawa konstatacja, że inaczej być nie mogło (a w każdym razie tak mi się wydaje).

 

i w tym miejscu zasugerowali jej możliwość, ze jest programem – możliwość, której sugerować nie chcieli.

Tu masz rację. Wycinam tę sugestię.

 

dziewczyna wydaje się inteligentna, a dostaje grubymi nićmi szytą historię.

Nikt nie twierdzi, że w nią uwierzyła. Co najwyżej możemy tu zarzucić Adrianowi, że nie potrafił „na szybko” wymyślić czegoś bardziej wiarygodnego. I nie udowodnisz mi, że autor też nie potrafił XD (no dobra, nie potrafił, proszę nie bić)

 

Dlaczego w grupie umysłów ścisłych przy uruchomieniu drugiej symulacji nikt nie pomyślał o zweryfikowaniu, czy ktoś czegoś nie zmodyfikował?

Umysł autora, choćby najbardziej ścisły, jest tylko jeden i też o tym nie pomyślał. A uwaga jest trafna i prosta w zaimplementowaniu, toteż zaimplementowałem. Dziękować :)

 

nadal to dobry tekst, ale mógłby być znacznie lepszy

Tak to można powiedzieć o dowolnym tekście…

 

Otóż widzę to po uwzględnieniu perspektywy pierwszej symulacji, która nie wie czym jest, za to obserwuje, co obserwuje.

Był to element mojego „dostraszania” więc cieszę się, że kogoś chociaż trochę przestraszyłem.

 

Pobudka w pokoju bez wyjścia i jakieś dziwne interakcje.

Oglądałem wszystkie trzy Cube’y i rzeczywiście występuje tu pewne podobieństwo… Możliwe, że siedziało mi to gdzieś z tyłu głowy podczas pisania.

 

Dzięki za komentarze, pozdróweczka.

 

Precz z sygnaturkami.

Samo sedno misię! :-) Fajnie, wiarygodnie, z nerwem poprowadziłeś postaci: członków zespółu, bohatera oraz bohaterkę. Kolejne etapy rozwijającego się eksperymentu opisujesz w taki sposób, że same się czytają i chciałoby się więcej, dalej i dalej.

 

Dwie rzeczy mnie nie przekonały. Do pierwszej z nich odniosło się już wielu przedpiśców, więc nie będę sprawy drążyła (chodzi o ciut większą zgodność z realiami istniejącymi oraz możliwymi, takimi jak: śpiączka, aktywacja określonych obszarów w mózgu, niepotrzebne zaopatrzenie wirtualnego ciała w narządy typu serce, krtań itd – mogłoby się obyć bez nich). Innymi słowy trzeba byłoby lekko podrasować tekst pod tym względem, aby nie zatrzymywało.

Drugą sprawą jest zakochanie/miłość „do”. Stawiałbym bardziej na współczucie, odpowiedzialność, a może rodzaj fascynacji. Zakochanie typu cios w splot słoneczny i po kilku widzeniach zespołowych – deklaracja? No, nie wiem, musiałabym coś więcej wiedzieć o bohaterze, ponadto nadzwyczaj łatwo uwierzyłabym w inną motywację. 

 

Sam temat silnego związku i/lub powiązany z kwestiami bioetycznymi jest już stosunkowo ograny, lecz pozostając w obrębie znanego i tak mnie zainteresowałeś. Tekst jest żywy, zajmujący, a odmienne postawy przyjmowane wobec eksperymentu wydają się prawdziwe. Przypomniało mi się opko Cobolda z eksperymentem w Chinach i poprawianiem genomu pierwszych ludzi, praczlowieka.

 

Podsumowując: tym razem jeszcze nie dam „taka”, bo dwa wyżej opisane powody kłuły i podszczypywały jak meszki, a trzeci – związany ze skorzystaniem ze znanego tematu został za mało rozwinięty, aczkolwiek potencjał ku temu był – tkwił w wizualizacji w cichym pokoju – nawiasem mówiąc, piękny tytuł. Miałeś jeszcze kilka dobrych tysięcy znaków w zapasie do limitu, lecz – cholipciuś - mogłyby nie wystarczyć. Sam motyw odtwarzania nagiego umysłu z końcówkami dostarczającymi info do analizy , próbujących  zrozumieć nowe doświadczenie i połączyć nowe ze starym jest przejmujący. 

 

pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Był to element mojego „dostraszania” więc cieszę się, że kogoś chociaż trochę przestraszyłem.

Dostraszenia jak dostraszenia. Budzisz się w pokoju bez wyjścia, w którym panuje z Twojej perspektywy absolutna cisza, wpadasz w panikę, a nagle na ścianie zaczynają pojawiać się napisy. Jeśli to nie przypomina klasyki horroru o poltergeistach… ;-)

 

Opowiadanie wcześniej już komentowałem, jednak przed głosowaniem wybada uzasadnić swoje stanowisko. Tekst uważam na wysokim poziomie, podobnie jak sam pomysł.

Dostrzegam jednak trzy elementy, które w tej całości wypadają blado i rozpocznę od najważniejszego, czyli – wspominałem o tym wcześniej – uczucia, które połączyło bohaterów. W ogóle tego nie zauważamy, cały wątek, szalenie istotny dla opowiadanej historii, przemyka gdzieś obok i w zasadzie mamy wierzyć w te miłość tylko dlatego, że narrator nam mówi, że ona istnieje.

Druga sprawa, to warstwa naukowa tekstu. W pierwszym momencie sama koncepcja wskrzeszania osobowości z uszkodzonych mózgów wywołała u mnie wątpliwości i gdy próbowałem sobie przypomnieć coś odnośnie tematu, to jednak wydaje mi się, że magazynowane w mózgu informacje są ściśle związane z połączeniami między neuronami oraz z samym przepływem impulsów elektromagnetycznych – przez stymulację określonych rejonów mózgu można np. zmienić czyjeś poglądy polityczne lub przekonania religijne; a uszkodzenia mózgu mogą kompletnie zmienić wspomnienia i osobowość.

I wcale nie chodzi o to, że ten pomysł nie może funkcjonować tak, jak został ukazany – brak mi tylko większej nibynaukowej podbudowy w tekście, więcej rozmów między fachowcami, a przecież ich obserwujemy. Wreszcie motyw najciekawszy, czyli kwantowa dusza, pozostaje prawie wcale niewyeksploatowany z uwagi na to, że nagle przechodzimy do zakończenia.

Samo zakończenie, choć według mnie detal, też mogłoby bardziej być uwikłane w tekst oraz nie tak skrótowe. Ostatnio zwrócił mi na to uwagę wilk, że niektórzy lubią takie zmiany tempa. Jasne. Sam mam do tego wysoka tolerancję. Jednak odczuć można, że tekst w ostatniej fazie wyraźnie przyspiesza.

Z tych powodów będę na NIE.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Hej, Niebieski Kosmito!

 

Podzielam zachwyt nad wieloma aspektami tego tekstu. Podobała mi się fabuła, kompozycja, zakończenie, przeplatanie się zwrotów bezpośrednich do Moniki i opowieści o niej. Pięknie odniosłeś się do emocji odbiorcy. Udało Ci się tutaj bardzo wiele. Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i zachwyciło. 

Udało Ci się też wzbudzić we mnie sporo buntu przeciw rozmaitym wyjaśnieniom i na tym forum zdarzyło się to po raz pierwszy. Wiele z tego już zostało wyżej omówione. Sam wpakowałeś się na kilka min :-) Bo wybranie umierającego, bardzo uszkodzonego mózgu, w którym nie funkcjonuje sprawnie nie tylko kora mózgowa, lecz także, jak wnioskuję – również pień mózgu, nie jest dla mnie zrozumiałe, ani – w moim odczuciu – potrzebne. Tłumaczysz to, ale jak widać – chyba za bardzo nie przekonałeś czytelników :-) A gdyby to była osoba nie o umierającym mózgu – lecz ciele? Świeżo po wypadku albo z bardzo zaawansowaną, nieuleczalną chorobą? Wtedy nie musieliby naprawiać samego mózgu, a dylemat brania do eksperymentu żywego mózgu też by zniknął. Bo to jedyny ratunek dla tej osoby. 

Nie poczułam też, że naukowcy walczą o naprawę “usterek”, które sprawiły, że mózg jest w śpiączce. Ona raczej “po prostu” budzi się jako ta sama osoba, jakby samo przeniesienie uszkodzonego mózgu do komputera miało być rozwiązaniem naprawczym. Nie wiemy, czy budzi się z niezmienioną osobowością, bo nie znaliśmy jej wcześniej :-) Może być wszak całkiem inną osobą i nie poznalibyśmy tego, czyli problem z głowy. 

Najwięcej mojego sprzeciwu wywołała kwestia doznań zmysłowych. Przekonuje mnie idea ich symulacji, żeby nie było problemu deprywacji sensorycznej, zasugerowana w komentarzach. Ale jednak za dużo tu, jak dla mnie, magicznych uproszczeń. Mówisz, że ona nawet nie jest w swoim ciele, bo naukowcy nie przyłożyli się do tego. A gdybym obudziła się w innym ciele, raczej bym to poznała i poczuła :-) Na wielu poziomach.

Doznania z ciała i zmysłów są dla nas bardzo ważne tożsamościowo i fundamentalne dla świadomości. To narządy zmysłów i propriocepcja są naszym “wejściem”. Odbieramy informacje z zewnątrz i wewnątrz, analizujemy je non-stop. To te doznania “mówią” mózgowi o tym, co się dzieje. O stanie środowiska wokół, zagrożeniach, szansach. Odbieramy też i interpretujemy reakcje układu nerwowego na wszystko, co się dzieje i nazywamy to emocjami. Nie sposób w ogóle wyobrazić sobie umysłu bez tego wszystkiego. Na czym miałby polegać ten input w sytuacji, którą opisujesz?

Mój mózg to “swędzi”, jak po spotkaniu z armią komarów. To też już w zasadzie było poruszone. Można dawać sztuczny input, żeby mózg miał co robić – ale jak dla mnie to niemożliwa do wyobrażenia ilość danych, które trzeba by było przemyśleć, zaprojektować, przetestować czy to działa, czy w ogóle imituje to, co chcemy itd. Być może takie rzeczy miały miejsce w czasie “przed” wkroczeniem bohaterów na scenę Twojego teatru. Ale odniosłam raczej wrażenie, że wiele z tego, co robią, dzieje się bardzo “na bieżąco” i oni dopiero sprawdzają wiele rzeczy. Mają je niedopracowane i tak też mogłoby być – przecież to Ty wybierasz moment, od którego opowiadasz tę historię. Ale jednak – output nie byłby raczej taki zaawansowany (obudzenie się Moniki w takiej postaci), przy tylu niedopracowanych rzeczach.

Musiałam to z siebie wyrzucić :-D Wydaje mi się, że chodzi o to, że zastosowałeś na raz zbyt wiele niewiarygodnych elementów, które są jednak osadzone w bardzo realnym świecie.

ALE! Opowiadanie jest znakomite tak czy siak. I szacun, że je napisałeś tak zgrabnie, wyjaśniając wiele rzeczy, po innych prześlizgując się wystarczająco dobrze. Ja poległam na podobnej wizji, bo nie potrafiłam przejść do porządku nad tym, że brakuje mi zasobów, żeby wypełnić luki. Nie umiałam się zgodzić na to, że pewne rzeczy można po prostu pozostawić w takiej sferze niewiarygodności – bo tak. Tobie się to udało i wyszło cudnie.

Congrats!

Witajcie, ludziowie i człowieki.

 

Asylum!

 

Do pierwszej z nich odniosło się już wielu przedpiśców, więc nie będę sprawy drążyła

A ja się odniosłem do nich, niektóre rzeczy poprawiłem w opowiadaniu, inne wyjaśniłem lub doprecyzowałem w komentarzach. Jeśli masz jakieś konkretne wątpliwości, to słucham :)

 

Stawiałbym bardziej na współczucie, odpowiedzialność, a może rodzaj fascynacji.

Do tego też odnosili się przedpiścy i ja także odniosłem się do nich. Skopiuję tylko to, co napisałem MrB:

 

»Chciałbym zwrócić uwagę, że nigdzie w tekście nie pada bezpośrednia deklaracja: „zakochałem się w tobie”. Odwrotnie: najpierw mówi „Nie zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia”; później „dwa słowa” nie padły. Adrian zadał sobie pytanie: „Jak można kochać kogoś, kto istnieje tylko jako zbiór bajtów?” ale w tym pytaniu też nie stwierdza, że on już jest zakochany. To są tylko jego rozważania, że nawet gdyby kiedyś, może… to nie ma to sensu, bo Monika nie istnieje w świecie rzeczywistym«

 

cholipciuś

Piękny asylumizm.

 

Geki!

 

i w zasadzie mamy wierzyć w te miłość tylko dlatego, że narrator nam mówi, że ona istnieje.

Ponownie zwracam uwagę na to samo, co napisałem już n razy wcześniej. Narrator niczego takiego nie mówi, pojawiają się tylko sugestie, że nie jest pewien, co czuje…

 

gdy próbowałem sobie przypomnieć coś odnośnie tematu, to jednak wydaje mi się, że magazynowane w mózgu informacje są ściśle związane z połączeniami między neuronami oraz z samym przepływem impulsów elektromagnetycznych

No… tak. Gdzie tu problem? Przecież właśnie te dane są zbierane przez skaner, który „zgrywa” Monikę do komputera, ale słowo „jednak” sugeruje, że dostrzegasz jakiś problem. Nie chwytam.

 

Wreszcie motyw najciekawszy, czyli kwantowa dusza, pozostaje prawie wcale niewyeksploatowany

Okej, tu faktycznie biję się w piersi: mogłem to rozwinąć.

 

emlisien!

 

Udało Ci się też wzbudzić we mnie sporo buntu przeciw rozmaitym wyjaśnieniom i na tym forum zdarzyło się to po raz pierwszy.

Nie wiem, czy to dobrze…?

 

Tłumaczysz to, ale jak widać – chyba za bardzo nie przekonałeś czytelników :-)

:(

Tłumaczę, i jeszcze mi nie udowodniono, że moje tłumaczenie nie ma sensu, bo prawie nikt na te tłumaczenia nie odpisuje. Mówi się trudno…

 

A gdyby to była osoba nie o umierającym mózgu – lecz ciele? Świeżo po wypadku albo z bardzo zaawansowaną, nieuleczalną chorobą? Wtedy nie musieliby naprawiać samego mózgu, a dylemat brania do eksperymentu żywego mózgu też by zniknął. Bo to jedyny ratunek dla tej osoby.

To jest fajny pomysł, ale to pomysł na inne opowiadanie, a nie na „naprawę” tego opowiadania. Niemniej dzięki za sugestię.

 

Nie poczułam też, że naukowcy walczą o naprawę “usterek”, które sprawiły, że mózg jest w śpiączce.

Bo tego nie robią. Tzn. robią coś, co jest z założenia możliwe tylko w świecie wirtualnym, gdzie mają większą kontrolę nad pracą mózgu niż można by osiągnąć w świecie rzeczywistym za pomocą stymulacji elektrycznej czy farmakologii. To nie jest próba wybudzenia rzeczywistego mózgu.

 

Może być wszak całkiem inną osobą i nie poznalibyśmy tego, czyli problem z głowy. 

Ciekawy punkt widzenia, chyba nieprzedstawiony przez nikogo wcześniej.

 

Mówisz, że ona nawet nie jest w swoim ciele, bo naukowcy nie przyłożyli się do tego. A gdybym obudziła się w innym ciele, raczej bym to poznała i poczuła :-) Na wielu poziomach.

Punkt dla ciebie: sformułowanie „Postać kobiety, zbliżona wyglądem do Moniki” nie jest najszczęśliwsze. Poprawione.

 

To narządy zmysłów i propriocepcja są naszym “wejściem”. Odbieramy informacje z zewnątrz i wewnątrz, analizujemy je non-stop.

Drugi punkt dla ciebie. Nie pomyślałem o tym, ale też nie jest to coś, czego nie można naprawić. Słowa

 

„Tylko mózg był odwzorowany wiernie”

 

zmieniłem na

 

„Mózg i reszta układu nerwowego były odwzorowane wiernie”

 

i ogólnie rozszerzyłem ten opis, dodając więcej szczegółów o symulacji. To powinno zapewnić propriocepcję, właściwe sygnały z narządów zmysłowych itd.

 

Mój mózg to “swędzi”, jak po spotkaniu z armią komarów.

Ałć. Komary w mózgu? Bardzo ałć.

 

Ale odniosłam raczej wrażenie, że wiele z tego, co robią, dzieje się bardzo “na bieżąco” i oni dopiero sprawdzają wiele rzeczy.

Trochę tak. Znowuż skopiuję to, co napisałem wilkowi:

 

»Zdaję sobie sprawę, że to jest naciągane: powodzenie tak wielkiego projektu w zasadzie już przy pierwszym podejściu. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby opisywanie kilku lat mozolnego „debugowania” ludzkiego mózgu mogło być interesującym materiałem na opowiadanie. Prędzej na powieść… To nie jest odpieranie twojego zarzutu, który jest jak najbardziej zasadny, tylko smutnawa konstatacja, że inaczej być nie mogło (a w każdym razie tak mi się wydaje).«

 

Dzięki wam trojgu za komentarze, pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Cześć, Kosmito!

 

Czytałam niestety z komórki, więc nie wskażę tych miejsc, gdzie się potknęłam na sformułowaniach albo, częściej, pomieszanych podmiotach i interpunkcji, ale nie były to potknięcia z rzędu takich, które wybijają z lektury.

A czytało się dobrze i uważam ten tekst za bardzo ciekawe podejście do kwestii “cyfrowej nieśmiertelności”, choć przyznam, że jak poskrobać, to wychodzą tu pewne nielogiczności, które mnie lekko uwierały.

Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego mózg w śpiączce: rejestracja aktywnego byłaby w zasadzie niemożliwa, bo konfiguracja neuronów czy neuroprzekaźników, czy jonów w jakichś nanokanałach zmienia się w tysięcznych ułamkach sekundy. Niemniej nie tłumaczyłabym tego niedoskonałością sprzętu, ale po prostu ryzykiem tego, że uzyska się totalny chaos. Ewentualnie można by iść w rejestrację przez nieco dłuższy czas, ale zawsze punkty graniczne są kontrowersyjne. A więc przyjmuję rozwiązanie ze śpiączką, choć niekoniecznie sposób jego wytłumaczenia w obrębie fabuły.

Mniej natomiast przemawia do mnie rezygnacja – celowa, jak mi się wydało – zespołu z symulowania lepiej funkcji życiowych. To wydaje mi się najbardziej puszczonym fabularnie i światotwórczo motywem w opowiadaniu, który oczywiście dodaje mu dramaturgii, ale imho na logikę się nie tłumaczy. Funkcjonowanie ciała jest dość dobrze znane, a eksperyment powinien iść w kierunku jak najdoskonalszej wirtualizacji, więc troszkę tu poszedłeś w stronę narrative device, bo tak jest (autorowi) łatwiej o trudne sytuacje dla bohaterów i kontrowersyjne decyzje.

Na duży plus kreacja głównego bohatera, choć i tu do drobiazgu się przyczepię: mianowicie trochę imho za łatwo przychodzi mu przejmowanie sterów w zespole. Jak się pojawia problem czy kontrowersja, to cyk – bohater ma pomysł i zmusza wszystkich do przyjęcia tego pomysłu. Mimo że kilkakrotnie podkreślasz, że szef to tyran i nawet zaznaczasz, że mu się szarogęszenie bohatera nie podoba. I tak jest trochę za łatwo. Może gdyby np. nad bohaterem za to wszystko wisiała przynajmniej groźba, że wyleci z zespołu?

Na plus też kreacja niemalże nieobecnej Moniki. Reszta zespołu to tło, czasem nawet za bardzo tło, choć dałeś im potencjał na ciekawsze postacie.

Na kolejny plus zakończenie. Nie łzawe, a chwytające za serce. Duży plus.

Z drobiazgów, do których bym się czepiła jako znów lekko narrative device (celem doprowadzenia do dramatycznej sytuacji, w której bohater robi to, co na końcu robi; przyspieszenie skądinąd najmniej mi tu przeszkadza, bo jest uzasadnione): kwestia finansowania. Takie decyzje zazwyczaj, w choćby w miarę normalnie i cywilizowanie funkcjonującym państwie, nie zapadają tak z dnia na dzień i na zasadzie: od dziś nie ma ani grosza. Jasne, może się zdarzyć, ale na to jednak musieliby np. wykazać, że minister przyznał środki z pominięciem procedur albo uzyskać recenzje naukowe, że projekt jest bez sensu. Ten motyw mi chyba najmocniej zazgrzytał fabularnie. Na dodatek bardziej bym sobie wyobrażała, że taki projekt finansuje prywatny miliarder liczący na nieśmiertelność, umiera, a wtedy spadkobiercy rzeczywiście w jednej chwili mogą odciąć finansowanie, chyba że na przeszkodzie stoi jakiś statut fundacji albo coś w tym rodzaju. Niemniej przy prywatnym finansowaniu taki fabularny myk byłby bardziej uzasadniony.

 

Podsumowując: rzecz zdecydowanie udana, nad głosowaniem jeszcze się waham.

http://altronapoleone.home.blog

Hej, Kosmito

Opowiadanie już komentowałem, natomiast trudno, naprawdę trudno mi oceniać ten tekst w kategorii piórka. Kwestie techniczne oraz sprawa uczuć rzutują mi na opinię. Wiem, że jedno i drugie wyjaśniałeś w komentarzach, ale oceniamy opowiadanie i to, co w nim jest zawarte.

Przez długi czas byłem na NIE, ale twoje opowiadanie zostaje w pamięci, a to już pewna wskazówka. Naprawdę podobały mi się postacie. Na nie zwracam najwięcej uwagi i sądzę, że w stosunkowo krótkim tekście umiejętnie przedstawiłeś każdą, nawet drugoplanową postać.

Będę na TAK, ale dla spokoju sumienia piszę, że to TAK o grubość włosa powyżej NIE ;)

Pozdrawiam

Trochę mam jak Zanais, to znaczy piekielnie trudno mi ocenić Twoje opko piórkowo. Z jednej strony świetnie napisane, poruszasz ważny problem i – choć nowy to on nie jest – to udaje Ci się coś świeżego w nim znaleźć. Są tu mocne emocje, dobrze rozpisani bohaterowie. Można się czepiać kwestii naukowych, ale właściwie nie one są tu ważne. Może coś tam ponaciągałeś, ale chciałeś pokazać dylemat moralny, więc nie ma się co czepiać.

Z minusów – miłości tu nie widzę. Jak pisałam już wcześniej, dla mnie to bardziej poczucie winy przemieszane z litością. Wiele osób myli te uczucia ;) I szczerze mówiąc wolałabym, żebyś poszedł właśnie w tym kierunku, żebyś to pokazał, że może mu się wydaje, że to miłość, ale prawda jest inna.

Pewne rzeczy zdarzają się w Twoim świecie, bo tak Ci wygodnie, na przykład nagłe odebranie środków, łatwość, z jaką bohater przejmuje kontrolę nad zespołem i łatwość, z jaką udaje mu się wykraść hmm… Monikę.

Odmiennie jednak od Zanaisa w głosowaniu będę na NIE, bo mnie Twoje opko zwyczajnie w pamięci nie zostało. Czytałam ponownie. I ten fakt zaważył na decyzji.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Loży! Sorki, że nie odpisywałem wcześniej, troszkę zarobiony jestem…

 

Drakaino

 

Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego mózg w śpiączce: rejestracja aktywnego byłaby w zasadzie niemożliwa, bo konfiguracja neuronów czy neuroprzekaźników, czy jonów w jakichś nanokanałach zmienia się w tysięcznych ułamkach sekundy. Niemniej nie tłumaczyłabym tego niedoskonałością sprzętu, ale po prostu ryzykiem tego, że uzyska się totalny chaos.

Podoba mi się takie wytłumaczenie! Zapewne lepiej przekonałoby czytelników.

 

Funkcjonowanie ciała jest dość dobrze znane, a eksperyment powinien iść w kierunku jak najdoskonalszej wirtualizacji, więc troszkę tu poszedłeś w stronę narrative device, bo tak jest (autorowi) łatwiej o trudne sytuacje dla bohaterów i kontrowersyjne decyzje.

To chyba też prawda…

 

Jak się pojawia problem czy kontrowersja, to cyk – bohater ma pomysł i zmusza wszystkich do przyjęcia tego pomysłu.

No, było tak kilka razy, ale też kilka razy inni mieli pomysły, które też były przyjmowane.

 

Na kolejny plus zakończenie. Nie łzawe, a chwytające za serce. Duży plus.

A jednak komuś spodobało się zakończenie :D

 

Takie decyzje zazwyczaj, w choćby w miarę normalnie i cywilizowanie funkcjonującym państwie, nie zapadają tak z dnia na dzień i na zasadzie: od dziś nie ma ani grosza.

Co do tej normalności/ucywilizowania, to niektórzy mogliby powiedzieć, że sami nie mieszkamy w takim państwie… Opowiadanie dzieje się w “Europie”, w której mamy też mniej cywilizowane państwa, niż Polska. A to nie jest zwykła decyzja nt zwykłego projektu: wiceminister stwierdza, że projekt jest jego zdaniem niemoralny, więc decyzja zapada bardzo szybko. Fakt, że mogłem ten wątek trochę rozwinąć, jakieś walki o władzę nad łóżkiem umierającego ministra…

 

Niemniej przy prywatnym finansowaniu taki fabularny myk byłby bardziej uzasadniony.

Prawda. Nie wpadłem na to…

 

Zanaisie

 

Kwestie techniczne oraz sprawa uczuć rzutują mi na opinię.

Chciałoby się rzec, że to nieuniknione, wszak wszyscy jesteśmy ludźmi…

 

twoje opowiadanie zostaje w pamięci

Dzięki :)

 

TAK o grubość włosa powyżej NIE

Może powinniśmy wprowadzić opcję “MOŻE” :P

 

Irko

 

Można się czepiać kwestii naukowych, ale właściwie nie one są tu ważne. Może coś tam ponaciągałeś, ale chciałeś pokazać dylemat moralny, więc nie ma się co czepiać.

Stanowisko bardzo odmienne od większości czytelników. Intrygujące!

 

I szczerze mówiąc wolałabym, żebyś poszedł właśnie w tym kierunku, żebyś to pokazał, że może mu się wydaje, że to miłość, ale prawda jest inna.

Jest to (wreszcie!) opinia nt “miłości” w opowiadaniu, z którą się zgadzam. To znaczy, można tak to odbierać, że jemu się tylko “wydaje” (aczkolwiek, jak już wspominałem, nigdzie nie pada konkretna deklaracja ze strony Adriana), i rzeczywiście mogłem pójść w tę stronę, żeby udowodnić, że to tylko “wydawanie się” i nic więcej.

 

Pewne rzeczy zdarzają się w Twoim świecie, bo tak Ci wygodnie

Hm… to chyba dość powszechne wśród społeczności literackiej? Z reguły kierujemy wydarzeniami tak, żeby podobał nam się ich rozwój, czyż nie?

 

Dzięki za komentarze, pozdrówka.

Precz z sygnaturkami.

Stanowisko bardzo odmienne od większości czytelników. Intrygujące!

Hmm, nie jestem pewna, czy to zdziwienie było rozsądne, bo czuję się w obowiązku wyjaśnić. I mam tylko nadzieję, że to nie doprowadzi do żadnej burzy pod Twoim opkiem ;)

Otóż zaczynam dochodzić do wniosku, że przesadzamy z tym żądaniem naukowej poprawności w opkach traktujących o przyszłości. To powinno zależeć od tego, co chce opowiedzić autor.

Jeśli chce pokazać, jak będzie się rozwijać nauka, jakie wynalazki czekają nas w przyszłości, to jednak powinien za punkt wyjścia przyjąć stan obecnej wiedzy i mieć cholernie dobre uzasadnienie dla swoich wizji. I jeśli się dobrze postara, wyjdzie mu hard sf. Jednak wizje przyszłości na tym się nie kończą. Jeśli ktoś chce po prostu polatać w kosmosie i przeżyć tam przygodę, to napisze space operę i w takim wypadku nie będę się jakoś bardzo upierać przy drobiazgowemu trzymaniu się nauki. Choćby dlatego, że lubię Gwiezdne wojny :)

A jeśli autor, tak jak Ty w tym opku, chce pokazać przed jakimi dylematami mogą stanąć ludzie w przyszłości, z jakimi problemami przyjdzie im się zmierzyć, to IMO też nie musi wchodzić w detale naukowe. Tobie chodziło o sytuację, w której dochodzi do skopiowania świadomości bez zgody i wiedzy właściciela owej świadomości. Pewnie mogłeś się mocniej postarać i znaleźć bardziej prawdopodobne rozwiązanie naukowe, ale w tym opku nie chodzi o rozwiązanie, w ogóle nie chodzi o naukę. W gruncie rzeczy egal jak do tego doszło, bo to, co Ciebie jako autora interesuje, to dylemat, który może się pojawić, jeśli zaistnieje choć cień szansy, że to w ogóle będzie możliwe.

I szczerze mówiąc, ta trzecia (Twoja) wersja pisania o przyszłości – socjo sf – interesuje mnie najbardziej. Bardzo bym nie chciała, żeby autorzy wstrzymywali przed rozwijaniem swoich wizji tylko dlatego, że nie potrafią znaleźć doskonałej naukowj podstawy.

 

Jest to (wreszcie!) opinia nt “miłości” w opowiadaniu, z którą się zgadzam. To znaczy, można tak to odbierać, że jemu się tylko “wydaje” (aczkolwiek, jak już wspominałem, nigdzie nie pada konkretna deklaracja ze strony Adriana), i rzeczywiście mogłem pójść w tę stronę, żeby udowodnić, że to tylko “wydawanie się” i nic więcej.

No tak, ale jeśli trzymamy się tego, że interesuje Cię dylemat etyczny, przed jakim stanęli naukowcy, to to wydawanie się ma znaczenie. W przypadku zakochanego faceta, można by powiedzieć, że mu z owej miłości lekko odbiło ;) I pcha się w coraz bardziej wątpliwe etycznie rozwiązania. Tylko że w takim wypadku sam dylemat schodzi na drugi plan.

Ale jeśli mu się tylko wydaje, jeśli to, co bierze za miłość jest tylko mechanizmem obronnym, mamy do czynienia z zupełnie odmienną sytuacją. I IMO ciekawsze jest pokazanie, jak durnie człowiek potrafi sam siebie usprawiedliwiać, jakie rzeczy potrafi sobie wmówić, by lżej mu było znieść sytuację. I co się dzieje, kiedy ktoś bądź coś mu te mury, którymi się obudował, burzy.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dylemat etyczny, jaki przedstawiłeś, może nie jest nowy, ale wyszło Ci to nieźle. Emocje Moniki i Adiego też ładnie uchwycone, kupuję tę dziwną fascynację dziewczyną w śpiączce, kupuję też dezorientację wirtualnej Moniki. Natomiast to, co popsuło mi odbiór, to tło. Masz naukowców, którzy zachowują się jak grupka gimnazjalistów i nieprofesjonalne zachowanie Adiego jest najmniejszym problemem. Oni pracują, nad wydawałoby się przełomowym projektem i na zmianę boją się go uruchomić, piszczą i ekscytują się jak dzieci, zasięgają opinii teologów (po czym mają te opinie w głębokim poważaniu), a gdy pojawia się problem to nie wiedzą co zrobić. W zasadzie, jedynie zakończenie projektu z powodu odcięcia finansowania zabrzmiało wiarygodnie. Trochę miałam też wrażenie, że wydarzenia są plot twistami, zamiast płynąć przez fabułę widziałam punkty mające popchnąć akcję. Niemniej, opowiadanie uważam za dobre, choć niekoniecznie piórkowe.

Nowa Fantastyka