- Opowiadanie: M.G.Zanadra - Tylko wróć przed dwudziestą!

Tylko wróć przed dwudziestą!

42. Arnold jest kierowcą ciężarówki, czasami zdarza mu się zabierać autostopowiczów, aby umilić sobie czas rozmową. Niektórzy mają do opowiedzenia bardzo ciekawe historie.  

PS: Więcej z Arnolda nie udało mi się wycisnąć.

 

Z perspektywy czasu przyznaję, że lepiej się tu nie zatrzymywać. Nie znajdziesz tu satysfakcji, drogi Czytelniku.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

adam_c4, Użytkownicy, Finkla, Użytkownicy IV

Oceny

Tylko wróć przed dwudziestą!

 – Co znowu? – zapytałem sam siebie, gdy jakaś kobieta wbiegła na drogę, machając do mnie. Nie miałem ochoty na towarzystwo, ale przecież nie mogłem jej przejechać. “Chociaż?”, zaśmiałem się z własnych myśli. Zatrzymałem się i znudzonym głosem zapytałem, co się stało. W zasadzie nie musiałem pytać, bo widziałem kłęby dymu spod maski jej samochodu. Najpewniej zagotował jej się płyn chłodniczy. Nie wyglądała na taką, co zna się na samochodach, więc nie cieszyłem się z perspektywy tłumaczenia jej, że można włączyć ogrzewanie, a najlepiej wyłączyć silnik, uchylić lekko maskę i czekać, aż temperatura spadnie. Nie miałem też czasu, żeby szukać przyczyny ewentualnej usterki, bo droga była przejezdna i nie wyglądało to na przegrzanie w korku. Dopiero rozładowałem ciężarówkę i wyjeżdżałem w trasę powrotną. Opóźnienie na początku równało się z późnym powrotem do domu, a przecież miałem własne zmartwienia. Jednym z nich była piwnica, w której przeprowadzałem coś zbliżonego do remontu. To jedyne miejsce, w którym mogłem zainstalować kanalizację, bo już czas najwyższy zrezygnować z wychodka i wiaderka. Trzeba to było unowocześnić, jak powtarzała mi dawniej córka. 

– Weźmie nas pan i wysadzi przy drukarni Kolorowa, bo chyba nie odmówi kobietom pomocy! – prychnęła bezczelnie sekutnica, po czym bezceremonialnie wlazła mi do kabiny. Już wiedziałem, że będę tego żałował. Dopiero wtedy zauważyłem tę drugą babkę. 

– Dzień dobry panu, bardzo dziękuję, że zgodził nam się pan pomóc – powiedziała grzeczniej od poprzedniczki, przyglądając mi się uważnie. Trochę mnie to zastanowiło. Patrzyła przenikliwie, a miałem pęk kluczy na szyi i pomyślałem, że może chcą mnie okraść, ale w sumie to tylko dwie baby. Dałbym sobie z nimi radę. 

– Do tej drukarni jest ze sto kilometrów. Ostrzegam, że nie będę czekał, ani was odwoził – zaznaczyłem wyraźnie – drogie panie – dodałem, żeby nie wyjść przed milszą strojnisią na gbura. 

– Nie szkodzi i będzie łatwiej po imieniu. – Podała mi dłoń, grzechocząc koralikami na nadgarstku. – Adriana. 

– Arnold. – Ulżyło mi, że nie będę im musiał paniować. 

– Elżbieta. – burknęła ta druga, poprawiając chustkę przy szyi i przygładzając trwałą. – Już, już jedziemy! – ogłosiła z machnięciem ręki. Gdyby nie ta druga paniusia, to wycieczkę by tutaj Elżunia zakończyła, ale zagryzłem tylko zęby i dołączyłem się do ruchu. 

– Taki kawał do drukarni jechać? Bliżej też są jakieś. – Spróbowałem się szybciej ich pozbyć. 

– Nie, nie, Arnoldzie. To musi być tamta. Tylko tam drukują kolorowe zdjęcia – odpowiedziała Adriana. Nie drążyłem. Nie moja sprawa. Zobaczyłem tylko, że Elżuni się coś nie podoba. Chyba to, że pustą butelkę miała pod nogami. Wyglądało na to, że wyraz niezadowolenia, a nawet obrzydzenia na jej twarzy miał zostać zauważony. To ten typ kobiety. Nie wchodziłem w dyskusję, bo najpewniej wkurzyłaby mnie bardziej i wyrzuciłbym to babsko. Najchętniej bez zatrzymania ciężarówki. Działała mi na nerwy, a dopiero wsiadła. 

– Może zapytamy pana, czy coś wie? – zwróciła się Adriana do tej z miną jakby coś śmierdziało. 

– Co on może wiedzieć? – prychnęła kąśliwie. – Jeździ tym złomem i pewnie chleje piwsko, jak tylko skończy albo i wcześniej. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Nie wiedziałem, co jej zrobiłem, że tak mnie nie znosi. 

– Może i złom, ale jeździ. Daleko nie odjechaliśmy, mogę cię wysadzić to sobie popchasz swoje cacko. – Pozwoliłem sobie zaznaczyć, że ją słyszałem.  

– Proszę się nie gniewać. To dla nas trudna sytuacja. – Zamieniły się miejscami. Najwidoczniej Adriana wolała nas rozdzielić i w myślach dziękowałem jej za to. – Zaginęła córka Eli, Kasia. Jedziemy wydrukować jej zdjęcie. To istotne do poszukiwań, żeby były w kolorze. Może wiesz coś na ten temat? 

– Na temat zdjęć do poszukiwań? – Zmarszczyłem brwi. 

– Nie, nie. Na temat piętnastoletniej dziewczynki, która prawdopodobnie jechała tą drogą autostopem. 

– Uciekła z domu? 

– Tak twierdzi policja. 

– Nie kojarzę takiej młodej. Często się tu kręcili autostopowicze. Niektórych nawet podwoziłem, żeby pogadać i nie usnąć za kółkiem, ale takiej nie kojarzę. 

– Teraz już ich nie ma? 

– Nie, od jakichś dwóch miesięcy. 

– Wtedy zaginęła Kasia i pojawiły się komunikaty w radiu. Może dlatego. – Spojrzała na Elę, wpatrującą się w krajobraz za oknem. Przemyślałem swoje słowa. Babka martwiła się o dziecko, a ja ją trochę zgasiłem, ale skąd mogłem wiedzieć, że to akurat jej córka zaginęła. Komunikatów słuchałem, ale się nimi nie przejmowałem. 

– Zjedziemy na chwilę. 

– Bo? – wypaliła, jakimś cudem, jeszcze bardziej zmarszczona od zniesmaczenia Ela. 

– Bo zatankować muszę – odpowiedziałem milej niż wcześniej.  

Gdy wróciłem do kabiny, Ela siedziała wtulona w drzwi, a Adriana na skraju parkingu klęczała zwrócona w kierunku drogi z ręką przyłożoną wierzchem do czoła. Nie zdawałem sobie sprawy, ale gapiłem się na to, co robiła, jak wścibska sąsiadka przez judasza. Patrząc na nią, poczułem ukłucie w żołądku. Czas na chwilę się zatrzymał. Kropla potu spływała mi po skroni. Chyba coś było ze mną nie tak, bo czułem jakby była niemal gorąca. Ciarki mnie przeszły, gdy widziałem, jak ciało Ady nienaturalnie wyginało się w każdą stronę. Pomyślałem, że dostała jakiegoś ataku, więc powinienem zaproponować jej pomoc. Otworzyłem drzwi. 

– Medium – powiedziała Ela łagodnie. 

– Co? – zapytałem, mając już jedną nogę na zewnątrz. 

– To medium, otwiera czakrę i odprawia jakiś rytuał. – Zamarłem na chwilę, wpatrując się w Elę. Nie wiem jak długo to trwało, ale pamiętam, że nazwałem je wtedy w myślach psycholkami. Odetchnąłem z ulgą, że nie muszę nic robić i wróciłem za kierownicę. 

– Pomaga mi szukać ciała Kasi – powiedziała spokojnie, patrząc mi w oczy. Przeszedł mi dreszcz po plecach. Dziecko zaginęło, a matka szuka ciała. Nie dziecka! Ciała! 

– Ale może ona żyje? – zapytałem, żeby dodać jej otuchy. 

– Masz mnie za głupią? – wybuchła znowu. – Dwa miesiące jej nie ma i nie daje znaków życia. Policja już zawiesiła poszukiwania, bo trop się urwał. Traktują te zaginięcia jak coś normalnego. 

– Nie rozumiem. 

– Przecież codziennie tu jeździsz. – Uniosła brwi zdziwiona. – Na tej autostradzie każdego roku porywane są dziewczynki. Ostrzegałam ją, że tak skończy. Dla niej to był wielki problem, żeby wracać do domu na czas. Pokłóciłyśmy się o to i proszę. Teraz szukam jej ciała. Chyba tylko po to, żeby nad nim stanąć i powiedzieć “a nie mówiłam”. 

Poczułem silny niepokój i znów oblał mnie zimny pot. To była jej matka! 

– Jesteś wierzący? Bóg tu nie pomoże – powiedziała rozgoryczona, zauważając obrazek świętego Krzysztofa w rogu szyby. 

– Nie, jakieś medium pomoże – wycedziłem bez zastanowienia. Zabolało, bo wysiadła i poszła do toalety. Karciłem się w myślach, że nie ugryzłem się w język. To pewnie dla niej ostatnia nadzieja, bo modlitwy zawiodły, wnosząc po jej reakcji, ale przecież nie wolno tak mówić. Nie powinna była się poddawać. Ludzie tak chyba nie postępują. Trzask zamykanych drzwi usłyszała Adriana, bo wróciła do ciężarówki. 

– Gdzie Ela? 

– W toalecie – powiedziałem cicho nadal, będąc w szoku. 

– To dobrze. Chciałam z tobą porozmawiać. Wybacz jej tą opryskliwość i rządzenie się. Już taka jest, a teraz ma tylko wyrzuty sumienia i gnębi ją to wszystko. Nie może nad sobą zapanować – powiedziała troskliwym głosem. 

– Widzę właśnie. – Chwilę milczałem. – Nie zrozum mnie źle, ale nie myśleliście, że ona ma coś z tym wspólnego? Taka nadpobudliwa, układać chce wszystko po swojemu, wybucha ni stąd, ni zowąd. Może pokłóciły się i się stało. Jeśli mała miała taki charakter jak mamusia to dużo nie trzeba – wydukałem trochę zbyt śmiało. 

– Arnoldzie! – powiedziała delikatnie, ale nie ukrywała oburzenia. – To dobra rodzina. Ojciec dziewczynki siedzi przed domem i czeka. Wypatruje, bo może Kasia gdzieś tam jest, zgubiła się i teraz się boi, bo nie wróciła przed dwudziestą, a wtedy zawsze rodzice krzyczeli. Dziś mają sobie za złe, że krzyczeli. Może, gdyby nie to, to nie bałaby się wrócić. Takie myśli zapętlają się w głowie i powodują wyrzuty sumienia. “Kasiu ja ci to wszystko wybaczam, tylko wróć już do domu”, słyszałam kiedyś, jak jej ojciec krzyczał z werandy w nocy. Bo teraz tam śpi, a raczej czuwa. Czuwa i czeka. I wypatruje. Z Elą nie jest lepiej. Zacietrzewiła się raczej po to, żeby nie oszaleć. Nie jest złą matką. Jest rozgoryczona i ma wyrzuty sumienia. Nie chce przyznać, że nie zawsze trzeba udowadniać, że ma się rację. Czasem dziecko musi się samo sparzyć, ot co. Ela niby wie, co się wydarzyło i szuka dziewczynki, ale jednocześnie nie dociera to do niej. Chyba w środku wierzy, że uciekła i że ma się dobrze i że śmieje się z tego, jak oni odchodzą od zmysłów. To trudne trwać w takiej niewiadomej przez tak długo i czuć, że jest się temu winnym. Czasem mówimy jedno, czujemy drugie, a myślimy jeszcze co innego. 

Chciałem coś mądrego odpowiedzieć, ale ukuło mnie w środku coś, czego nie mogłem wyrazić. Rozumiałem. To bezradność. Kobieta mówiła otwarcie, że szuka ciała córki, która być może żyje. Był w tym jakiś sens, ale odnalazłem go dopiero po słowach Adriany. Udawała silną, a w środku zżerały ją wyrzuty sumienia i drżała ze strachu o córkę. 

– Masz dzieci? – Wyrwała mnie z rozmyślań. 

– No, w sumie jedno. Ostatnio robiła mi awanturę, że trzymam ją pod kloszem. Teraz już wiem, że tym bardziej jej z domu nie wypuszczę. 

– Tak, teraz wszyscy rodzice się boją. – Uśmiechnęła się lekko Adriana. 

– Wiem, że chciałaby ode mnie uciec. Chciałaby innego życia, a ja robię, co mogę, żeby ją zadowolić. 

– Zrozumie, jak dorośnie, że próbowałeś jej nieba przychylić. 

Ela wróciła do samochodu. Atmosfera była ciężka, ale nie umiałem jej przeprosić, nawet patrząc w jej czerwone oczy.

– Medium, tak? Czyli co? Widzisz przyszłość? Jesteś jasnowidzem? – zacząłem, żeby przerwać ciszę. 

– To nie do końca tak. – Ożywiła się Adriana. Chyba też po to, żeby zmienić atmosferę. – Ja nie widzę przyszłości, ani przeszłości. Ja czuję emocje. Każdy ma swoją aurę, czyli takie otaczające go pole, które zawiera informacje. Można je odczytać z Akaszy, czyli eteru, jakby piątej esencji. – Ujrzała moją minę. – Z powietrza! Niestety nie każdy ma na tyle otwarty umysł, żeby móc te informacje odbierać i dobrze, bo nie każdy mógłby temu podołać. Noszą one często taki ładunek emocjonalny, że bez odpowiedniego przygotowania, człowiek mógłby temu nie podołać. Powinna to robić tylko osoba sensytywna o dobrym przygotowaniu, a i tak przy wyjątkowo nasilonych emocjach może stracić kontrolę. Rozumiesz? 

– No, nie rozumiem, ale mów dalej. – Nie chciałem poczuć się jak w szkole. Wiedziałem, że jak mi wytłumaczy to coś tam sobie z tego wyciągnę, a przy wchodzeniu w szczegóły, tylko zrobiłbym z siebie głupka. Za to widziałem, że Ela słucha poruszona. 

– Informacje te nie są spisane w żadnym języku, ani nie są wynikiem matematycznym, to raczej energia nasycona emocjami, które często ciężko zrozumieć, a nawet znieść. To tak, jakby nagle przeszył cię sztylet i czujesz ból fizyczny, ale także szok, niewiedzę, strach o to, co z tobą będzie i budzi się w tobie nagła wola walki i błaganie o pomoc, a może ten ktoś, kto cię zranił ciągle jest w pobliżu, więc czujesz też przerażenie i niewiadomą. Te nagłe, gwałtowne emocje wydzielane są przez człowieka do jego aury i jeśli nabiera ona odpowiedniego natężenia, nasycenia tymi emocjami, to wypala ślad w miejscu wydarzeń, tak jak słońce topi plastik lub żar pierwsze osmoli kartkę papieru, żeby później wypalić w niej dziurę. Ja właśnie widzę takie dziury w eterze, w powietrzu. 

– Dobra. Dla mnie to za dużo. – Machnąłem ręką. 

– Nie, no, poczekaj. Są takie miejsca, w których nie jest nam przyjemnie przebywać. – Przytaknąłem, mając w głowie jakieś stare dwory i opuszczone szpitale. – Najwyraźniej coś tam się stało i pozostała ta przykra energia. Czują ją wszyscy, a niektórzy bardziej. Ci wrażliwsi. – Skinęła przy tym głową, jakby dodatkowo przekonując do swoich racji. – Ja właśnie czuję tę energię, zwłaszcza po zmarłych. Są też tacy, którzy czytają żywych, ale na szczęście nie ja. Myślę, że to większe obciążenie i chyba nie udźwignęłabym takiego daru. 

– Dobra – skwitowałem. Energia, zmarli, czakry i reszta bzdetów to dla mnie za wiele. 

– Stój! – krzyknęła Adriana ze szczerym przerażeniem w oczach, równocześnie łapiąc za kierownicę. 

– Co ty robisz? Puść wariatko! – Nacisnąłem hamulec. Spanikowałem. – Co ci odbiło? Mogłaś nas zabić! 

– Nie widzisz? – zapytała, patrząc spokojnie przez przednią szybę. Ela miała opuszczoną szczękę, a jej czoło było prawie przyklejone do szyby. Wtedy ja też spojrzałem w przód, żeby przekonać się, co takiego się wydarzyło, że o mało się nie zabiliśmy. 

– O mój Boże! – wyszeptałem niekontrolowanie, bo byłem zbyt przerażony tym, co ujrzałem. W jedną sekundę mój gniew, przerodził się w ukłucie w żołądku, a pot oblewał mi ciało. Czas ponownie się zatrzymał. Ja naprawdę to widziałem! Półprzezroczysta postać stała na poboczu i wyciągała dłoń z wzniesionym kciukiem. Wokół dziewczynki roztaczał się kolor czerwony i brązowy. Wyglądała na zagubioną. Mi w gardle coś stanęło. Czułem, jak drżą mi dłonie i kolana. Przejeżdżam tędy każdego dnia i nigdy nie widziałem tej zjawy. Bo tak! To była zjawa! Nie spoglądała w naszą stronę. Traktowała nas jak powietrze. Tak bardzo się bałem. Jak wtedy, gdy jako dziecko chowałem się w szafie przed ojcem. Nie mogłem sklecić zdania, a bardzo chciałem poprosić, żebyśmy uciekali. Nie miało to sensu, bo to ja siedziałem za kierownicą, ale nie miało też sensu to, na co patrzyłem. Usłyszałem dyszenie. To ja! Sapałem, jakbym wbiegał po schodach. Nie mogłem tego zatrzymać. Jakbym oglądał to wszystko, stojąc z boku. Byłem sparaliżowany. 

– Spokojnie. – Adriana ułożyła dłoń na mojej. – To tylko zjawa rezydualna. Jest jak film, wyświetlający się w kółko. Jej nie można pomóc i ona nam też nie pomoże, ale też nie zaszkodzi. Z jakiegoś powodu cząstka świadomości zmarłego utyka w świecie żywych i błąka się po nim. Pojawia się w rocznicę czegoś ważnego dla tej osoby, w każde urodziny, rocznicę ślubu, rocznicę trwania w trzeźwości. Najczęściej jest to jednak data śmierci. Czasami pomaga znalezienie i pochowanie zwłok, wtedy ta cząstka świadomości odnajduje ciało i odchodzi wraz z nim, ale czasem powodem utknięcia może być silna więź, najczęściej matki ze zmarłym dzieckiem. Poczucie krzywdy i ból rodzica nie pozwalają dziecku odejść i widzi się je jako zjawę w rocznicę śmierci. Dla matki to może być ukojenie bólu, cząstkowe oczywiście, bo chociaż raz w roku ujrzy swoje dziecko, ale dla zmarłej duszy to poniewierka, dlatego tak ważne jest pogodzenie się z czyjąś śmiercią i pozwolenie duszy odejść w całości.

Nie wiedziałem, czy jej wierzyć, ale uspokoiło mnie to, co powiedziała. Przynajmniej mogłem znów normalnie oddychać, ale i tak rozpiąłem flanelowy kołnierzyk. 

– Dlaczego ja to widzę? – wyjąkałem. 

– Skutek uboczny rytuału. Zobaczycie to, co ja. 

– Świetnie – syknąłem. 

– Kasia – wystękała Ela i przełknęła głośno ślinę. Najwyraźniej ona też była przerażona. – Czy Kasię też zobaczymy? 

– Nie mogę ci obiecać. Musimy sprawdzić całą trasę, ale Elu, trzeba wierzyć, że Kasia żyje! – Objęła ją, a ta się rozpłakała. Sam miałem w oczach łzy, ale to przez wspomnienia. To wszystko było takie realne, ale nie mogłem uwierzyć, że widziałem zjawę! Tkwiłem tak chwilę, gapiąc się na pobocze, ale w końcu postanowiłem ruszyć dalej. Nie chciałem w to wierzyć, ale nie znajdywałem racjonalnego wytłumaczenia. Pytałem siebie czy to możliwe, że przez obecność Adriany widziałem to wszystko. Może była dla nas jakimś portalem albo ten rytuał na parkingu coś chwilowo w nas zmienił. Miałem nadzieję, że to właśnie chwilowe. Wolałem nie pytać już więcej o nic. Dobrze, że droga była prosta i pusta, bo nie byłbym w stanie jeździć po skomplikowanych skrzyżowaniach w tym stanie. Nadal drżały mi kolana, dłonie zresztą też. Ela ciągle płakała, a Ada ją tuliła w ramionach. Może dobrze się stało, że w końcu wypłakała to, co w niej siedziało od dwóch miesięcy. Wyrzuty sumienia, żal i strach, to wszystko spływało po jej policzkach. Może właśnie robiło miejsce dla nadziei i siły, bo z tego, co rozumiałem tych potrzebowała teraz dużo. 

Rozmyślania przerwało mi nagłe uniesienie się Adriany. Zwolniłem. Nie chciałem, żeby znów szarpała za kierownicę.  

– Coś widzisz? – zapytałem niepewnie. 

– Zatrzymaj się.  

Posłuchałem. Nasłuchiwała, trzymając jedną dłoń na piersiach z miną, która mnie przerażała. Patrzyłem na nią, gdy rozglądała się uważnie. Zamknęła okno po stronie Eli. Ja zrobiłem to samo z mojej strony. Jej źrenice odbijały się od kącików oczu. Wyglądała niepewnie, jakby oczekiwała najgorszego. Wtedy radio przestało grać. Przez chwilę słychać było szum. Później nastąpiła cisza. Adriana pobladła, a ja zaraz za nią. Jej twarz zmieniła się z rumianej i przyjaznej w przepełnioną cierpieniem. Ela siedziała, jak na szpilkach. Zaniemówiła tak samo jak ja. Patrzyliśmy tylko na medium i oczekiwaliśmy na jakiś jej znak. Nagle zaczerpnęła głęboki wdech. Łzy równocześnie spłynęły jej po obu policzkach. I wtedy przekręciła gwałtownie głowę w moją stronę i zaczęła krzyczeć. Zamarłem. Czas ponownie stanął w miejscu, a może to już moje serce stanęło? Ujrzałem tylko dwie barwy: bordową i czarną. Wiedziałem, że to nie jest dobre. Czułem, złość, agresję i żądzę krwi. Czułem to wszystko, ale to nie było moje uczucie. Widziałem wszystko jakby przez pryzmat dwóch kolorów. Otulały mnie, a raczej osaczały. Adriana była sparaliżowana. Jedyna osoba, na którą liczyłem tkwiła bez ruchu z takim przerażeniem w oczach, że sam bałem się w nie patrzeć. Ale i tak patrzyłem. Odbijały się w nich dwie barwy bordowa i czarna. Obraz rozmywał mi się, jakbym tracił przytomność i brakowało mi powietrza, może ktoś mnie dusił. Wszystko było zamazane oprócz oczu medium. Szeroko otwartych, zapłakanych i przerażonych. I to w nie przyszło mi patrzeć. Wtedy poczułem zimny dotyk na mej piersi tuż przy kluczach. To była szara i na wpół przezroczysta dłoń o długich pazurach i łuszczącej się skórze. Ogarnął mnie chłód. Czułem się, jakbym wpadł pod lód do zimnego jeziora. I już nawet oczy Adriany były zamazane. Ciało miałem wiotkie jak z gumy. Straciłem możliwość ruchu. Obrony. Zatapiałem się w tych barwach, jakbym spadał w głąb bezdennej studni.  

Szarpnęło mną coś nagle i wywalczyłem haust powietrza. Zostałem popchnięty, a na moim miejscu za kierownicą usiadła Ela. Dodała mocno gazu i ruszyliśmy z piskiem opon. Obejrzałem się za siebie. Stał tam. Piszczał przeraźliwym, ochrypniętym głosem. Szary, wielki, półprzezroczysty duch najwyraźniej uwięziony w tamtym miejscu, bo nas nie ścigał.  

– Adriana, wszystko dobrze? – zapytałem. 

– Przepraszam, ale to cierpienie, ból tego człowieka. Ja nic nie mogłam. – Próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale widocznie brakowało jej słów. Dla mnie było ważne, że uciekliśmy. Nic więcej.  

Jechaliśmy w milczeniu. Adriana była bardzo przejęta. Ela prowadziła do samej drukarni i byłem jej za to wdzięczny, bo sam nie dałbym rady. Zaimponowała mi. Nie tym, że prowadziła ciężarówkę, a tym, co zrobiła. Uratowała nas. Wysiadły niedługo później, ale nie odjechałem od razu. Musiałem się uspokoić. Wystrzał adrenaliny zrobił swoje. Adriana jeszcze wybiegła do mnie i dała mi zdjęcie Kasi.  

– Może spotkasz ją gdzieś dalej. Daj znać. – powiedziała i chyba chciała przeprosić, bo patrzyła z takim żalem. Gdy odjeżdżałem, machała mi. Chyba. W zasadzie myślę, że zamykała ten cały portal. Nigdy już się nie dowiem. Zajechałem na firmowy parking. Zdałem ciężarówkę i wsiadłem do mojego auta. Wróciłem do domu, ale nie mogłem przestać myśleć o tym, co zaszło. W głowie ciągle kotłowało mi się niemal każde, usłyszane zdanie. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Bać się? Wyjechać? Nie jest tu dla mnie bezpiecznie. Zastanawiając się, grzałem zupę. Spojrzałem jeszcze na zdjęcie Kasi i uśmiechnąłem się do niej. Pomyślałem, że jej matka ma rację i nigdy jej nie znajdą. Ściągnąłem pęk kluczy z szyi i otworzyłem drzwi do piwnicy. Włączyłem światło i zszedłem po schodach z pustym wiaderkiem na nieczystości i miską pomidorowej. 

 – Cześć – powiedziałem z uśmiechem i położyłem jej obiad na podłodze przy materacu. – Nie uwierzysz, co mnie dziś spotkało, ale najpierw proszę, coś ci przyniosłem. – Położyłem zdjęcie na jej kolanie, a ona spojrzała na nie i zaczęła płakać. Płakała tak bardzo, że musiałem ściągnąć jej knebel, żeby nie udusiła się jak poprzednia. 

Koniec

Komentarze

Cześć!

Rozumiałem tą bezradność

czuję tą energię

Wydaję mi się, że w obu przypadkach zamiast “tą” powinno być “tę” ;)

 

Opowieść bardzo fajna, podobał mi się klimat. Nie bardzo wiedziałem, dokąd to wszystko zmierza, więc zaskoczenie mocno mnie zaskoczyło i trochę nawet zszokowało, a o to przecież w horrorach chodzi. 

Masz fajny styl pisania, przez co nie czułem zmęczenia podczas czytania, co oczywiście również na plus!

Także… Bardzo fajnie wyszło ;)

Pozdrawiam serdecznie!

dovio

No i masz rację! Poprawione :D

Dziękuję za wszystko, za każde słowo. Mój wieczór dzięki tobie będzie przyjemniejszy. Super, że to wyszło, bo jeśli chodzi o horrory, to ten był moim pierwszym. :D

Zakończenie zaskakujące, że jednak, bo od połowy zaczęło misiowi coś takiego chodzić po głowie, za dużo czytał kryminałów. Sprytne wykorzystanie opisów emocji kierowcy ciężarówki i medium. To i zjawy napotkane na drodze budują klimat horroru bez fruwających flaków i walk z ożywianymi truposzami. Napisane tak, że dobrze się czyta. Klik . Jazda do biblioteki. 

Misiu, pisząc szczerze, flaki i ożywiane truposze to nie moja bajka. Ja mam naturalną potrzebę doprowadzić do happy endu każdej historii. Dużo pisze się o walce bohaterów z samym sobą, ale nic o walce autora, który ma skłonność do szczęśliwych zakończeń, a przecież te bywają nużące.

W sprawie rozwikłania tej zagadki przez Misia przed zakończeniem lektury, no cóż, nie da się Misia wpuścić w maliny. Czy to zmysł autora? Może przenikliwy umysł?

Dziękuję ci bardzo za ten klik. Podbudowuje mnie za każdym razem, bo przecież Misio wie, co dobre.

Sprawne.

 

Jeżeli chodzi o fabułę, mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony sama opowieść o poszukiwaniu córki z pomocą medium to pomysł bez dwóch zdań ciekawy. Z drugiej, miałem poczucie pewnego braku celowości kolejnych zdarzeń – spotykamy te duchy, jest nastrojowo, ale nic w zasadzie się nie zmienia, jedziemy po prostu dalej. 

To nie musiałaby być wada, gdyby nie punkt drugi, kreacja postaci, co do której też mam pewne wątpliwości. Nie jest zła, bohaterki wykreowane bardzo sprawnie, potrafię zrozumieć ich zachowanie i pojąć motywacje, mają dające się rozróżnić osobowości. Gorzej z bohaterem. No, gorzej to złe słowo. Podczas lektury jego osoba wydawała mi się porządnie zbudowana. Ale potem przyszedł finał, a z finałem twist i… Nagle bohater, którego obserwowaliśmy nie bardzo mi się zgrywa z tym, jak go prezentujesz na koniec. Ja rozumiem, że takie osoby mogą się maskować, ukrywać, ale w tak dramatycznych okolicznościach powinny raczej pojawić się jakieś przebłyski odchyleń (bo kto, kto seryjnie porywa dziewczyny raczej podpada pod socjopatę lub psychopatę). A tu nic, normalny współczujący misio (bez związków z Koalą75). Zaskoczyło mnie to tym bardziej, że od początku podejrzewałem, że możesz sięgnąć po tego typu twist i wypatrywałem forshadowingu i nic nie wypatrzyłem. Może gdzieś mi umknęło, ale może nie.

Gdyby bardziej ograć w treści jego odchyły, ukrywanie ich przed pasażerkami, mogłoby się to dodatkowo zagęścić klimat i mocniej zintegrować sceny z duchami z resztą fabuły (bo wtedy zapewne by się odsłaniał).

 

Podsumowując – opowiadanie kreacją postaci stojące, czepić się mogę głównie finału, który sprawia nieco wrażenie doszytego do opowiadania już po tym, jak reszta została już napisana.

 

 

Spoiler ALERT! Spoiler ALERT!

 

 

 

None

Opierałam się na znalezionej jakiś czas temu informacji o seryjnym mordercy, który zrobił sobie przerwę na około 20 lat, bo urodziły mu się dzieci. Gdy dorosły i się wyprowadziły, wrócił do makabrycznego hobby. Jeśli uda mi się znaleźć jego nazwisko wkleję je tutaj…

Zwróciłam wtedy uwagę na relację morderca – własne dziecko i morderca – obce dziecko. Historia zna przypadki kochających rodziców, którzy stawali się bestiami w stosunku do dzieci obcych. Mój bohater był na tyle pewnym siebie socjopatą, że przyznał się do czynu: Teraz już wiem, że tym bardziej jej z domu nie wypuszczę. 

Dodatkowo przynajmniej jedno spotkanie z duchem, miało na celu przekazanie pewnej informacji medium, która jednak przekazu nie odebrała, bo sparaliżował ją strach: Wtedy poczułem szarą dłoń na mej piersi tuż przy kluczach (…) Ściągnąłem pęk kluczy z szyi i otworzyłem drzwi do piwnicy.

Lubię zostawić coś do namysłu, a nie podawać wszystko na tzw. tacy, ale może faktycznie stało się to nieczytelne. Uczę się sztuki pisania, więc pewnie jeszcze mnóstwo błędów przede mną. Dziękuję ci za ten komentarz. Przeanalizuję tekst raz jeszcze.

Podobało mi się. Sprawnie napisane, sporadyczne, drobne błędy, które nie zaburzyły czytania. Styl bez niepotrzebnych ozdobników, przejrzysty i służący historii. Niektóre kolokwializmy gryzły, ale to częsta cecha pierwszoosobowej narracji, której nie lubię.

Postacie kobiet sympatyczne, ich dialogi pokazywały stojący za nimi charakter – główny atut opowiadania. Drugi największy plus, to opis ojca wyczekującego dziecka. Trzeci to faktyczne ujęcie foreshadowingu, najpierw z kluczami na szyi na wstępie, o które narrator zaczął się martwić, że zostaną skradzione (później ze zjawą), trzymanie dziecka pod kloszem i inne wskazówki, oraz spotkanie poszukującego zemsty ducha.

Główny minus – narracja pierwszoosobowa nie udźwignęła charakteru. Na końcu jako czytelnik czuję się oszukany. Za dużo myśli i emocji sprzecznych z naturą takiej osoby, aby głowa narratora pasowała do twistu. Jako rozwiązanie osobiście podjąłbym próby uciszenia emocji narratora i skupienie się na opisywaniu bohaterek, aby ukryć przed czytelnikiem prawdziwy charakter. Natomiast sztuczną dobroć ukazywałbym dialogiem i gestami.

Upraszczając ocenę miedzy + a -, opowiadanie u mnie na +

Pozdrawiam cieplutko.

 

 

Angel is my name.

Cherubinieba

Dziękuję za obszerny komentarz. Jest mi bardzo miło, że ci się podobało i przyznam szczerze, że ten rodzaj narracji też nie jest moim ulubionym.

Z informacji, które starałam się pozyskać wyniosłam, że sprawca takich przestępstw może wieść normalne życie i nawiązywać normalne relacje, a jego przypadłość może objawiać się tylko w określonych okolicznościach (w wybranym czasie lub miejscu). Jak kiedyś dowiem się jak myśli taki porywacz/morderca to zgłoszę się na leczenie (ha! myślałeś, że ci napiszę → kolejny twist;))

Daje mi do myślenia to, co napisałeś. Tym bardziej, że wcześniej ktoś też już miał taką wątpliwość. Taka podróż mogła trwać około 3-4 godzin i wydawało mi się, że niekoniecznie w tym czasie musi pojawić się rządza krwi (w postaci jakiegoś przebłysku wskazującego na problem psychiczny). Możecie mieć rację! Obyśmy się nie dowiedzieli! Dzięki :D

Klucze przegapiłem, przyznaję bez bicia.

Co do sprawcy – to nawet nie chodzi o to, ile trwa jazda i czy bohaterki coś zauważą. Jasne, że on może się maskować i zachowywać normalnie. Ale my siedzimy w jego głowie, a już jego myśli nie powinny być takie zupełnie normalne, powinny go zdradzać – obniżona empatia i inteligencja emocjonalna typowa dla socjopatów powinny być widoczne. W narracji pierwszoosobowej jest to niestety w zasadzie nie do przeskoczenia. A tymczasem twój bohater jest pełen współczucia. Stąd poczucie niezgodności.

NoneCherubinieba,

przekonaliście mnie. Co prawda są dowody na to, że psychopaci czują empatię nawet wobec swoich ofiar i że żałują tego, co zrobili, ale może brak w moim opowiadaniu triggera, który by na taką osobowość wskazywał. Zmieniłam uczucia na przemyślenia. Myślę, że to sporo zmienia, bo bohater może analizować, jak zachowują się ludzie i próbuje się dostosować, żeby nie ściągnąć na siebie podejrzeń. Teraz jest lepiej i to dzięki wam! Dziękuję!

PS: Może sama się zagmatwałam pomiędzy psychopatą a socjopatą. Teraz powinno być dobrze.

Jakoś wcześnie przewidziałem końcowy twist, dlatego niemal od początku opowiadania przyglądałem się Arnoldowi pod kątem tego, czy jego myśli i czyny wypadają wiarygodnie, gdyby mial okazać się seryjnym mordercą. I to takim, który konfrontuje się z matką swej ofiary.

Twój bohater, mimo tego, że wchodzimy do jego głowy, w moim odczuciu pozostaje skryty i powierzchowny. Nic nie zgrzytnęło mi na tyle, abym uznał, że w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z patologiczną jednostką. Pewnie można by z tego pomysłu wycisnąć więcej, wpuścić czytelnika głębiej do jego psychopatycznego umysłu, pokazać rządzące nim deficyty i ogólny bałagan… ale w sumie to, co pokazałaś, broni się. No i sam pomysł na fabułę miałaś niezły (konfrontacja sprawcy, matki ofiary i medium, które ma tę ofiarę odszukać).

Może to błahostka, ale zgrzytnęło mi to, że do drukarni, która wydrukuje kolorowe zdjęcia, jest aż sto kilometrów. Nie mam na ten temat żadnych danych, ale wydaje mi się to niewiarygodne :)

Z uwag technicznych, przyjrzałbym się przecinkom w paru miejscach. Polecałbym też rozbić długie partie tekstu na mniejsze akapity.

 

hałst powietrza.

haust

 

Pozdrawiam!

No faktycznie sprawnie napisany tekst, który dosłownie sam się czyta, jak niejeden kryminał albo – lepiej – horror z elementami kryminału. Ale uwaga: za nazwę drukarni (drukarnia “Kolorowa”) pała! “Drukarnia Kolorów”, “Fabryka Tęczy”, “Świat Farb S.A.”… brzmiałoby lepiej i prawdziwiej, bardziej wiarygodnie wg mnie. Tyle z mej strony!

adam_c4

Mój bohater ma zaburzenia. Czy jest seryjnym mordercą, czy porywaczem, któremu przytrafił się wypadek z poprzednią ofiarą? Nie wiadomo… Chciałam tu pokazać, że to człowiek, który analizuje każde zachowanie, bo ma świadomość, że nie odczuwa emocji, jak inni. Nie chce ściągnąć na siebie podejrzeń, ale teoria, że w jego myślach powinno zaświtać coś, co zaznaczyłoby jego “skrzywienie”? Nie jestem pewna. Zwykły człowiek pewnie miałby wyrzuty sumienia i myślałby ciągle o dziewczynie z piwnicy, ale Arnold?

Ponadto Arnold może nie wiedzieć, że dziewczyna z piwnicy to Kasia. Może przedstawiła się inaczej? Może w ogóle? Dowiaduje się dopiero patrząc na zdjęcie i wtedy się uśmiecha.

To wszystko pozostawiam czytelnikowi… Nie zawsze wszystko trzeba pisać. Tak uważam, choć szanuję odmienne zdanie.

Rozumiem zarzut z drukarnią, ale w założeniu miały to być lata 70’ i wtedy drukarnie kolorowe nie były tak dostępne, jak teraz. Może sto kilometrów to przesada? Nie wiem…

 

maciekzolnowski

Analizując nazwy wielu punktów obsługi z tych czasów właśnie “kolorowa” brzmi przekonująco. Jest prosta i trafia w sedno.

 

Dziękuję za komentarze i punkt (heart). Każda analiza mnie cieszy, więc miło mi, że się nią podzieliliście. Pozwala mi to inaczej spojrzeć na tekst.

Trochę pierwszoosobowa narracja nie pasuje do tego opka, bo z jednej strony zbyt szybkie zdradzenie kim jest kierowca zepsułoby efekt, ale z drugiej… nie widać tego w jego myślach, a przecież to on opowiada tę historię. Więc wygląda jakby opisywał kogoś innego. Dobra, nie ma empatii, ale on nawet nie kalkuluje, czy te kobiety są dla niego groźne. Ducha mógł się nie przestraszyć, ale tenże wyraźnie na niego wskazywał, więc chyba by się przynajmniej zastanowił, czy medium w którymś momencie nie domyśli się, co się stało. wygląda to, jakby cenzurował własne myśli.

Sama historia mi się podoba, całość dobrze napisana, tylko jakoś tak pierwszoosobowej narracji przeskoczyć nie potrafię.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz

Rozumiem cię i najchętniej opisałabym to z punktu widzenia medium, ale konkurs miał swoje reguły.

Potraktowałam to jak nowe PS5. Cieszy cię, że czeka na ciebie w domu i pograsz, gdy wrócisz, ale w pracy trzeba skupić się na pracy. Tym bardziej, gdy dużo się dzieje… Dla Arnolda Kasia może być zabawką, o której nie myśli w trakcie codziennych czynności. Myśli, czy to zagrożenie dopiero po powrocie do domu… w trakcie jazdy medium mówi mu, że nie czyta żywych…

 

Może to dobrze o mnie świadczy, że nie wiem, co on mógł myśleć… ;)

 

Nie powiem, że wasze rozterki w tym względzie nie podkopują mojej pewności, co do kreacji bohatera, ale kurcze nie wiadomo, co w głowie takiej osoby siedzi, więc to może jest możliwe… Nie upieram się, że nie macie racji i jestem nieomylna… Sama się zastanawiam…

Hej

Na początek krótka łapanka

– Co znowu? – zapytałem sam siebie (burknąłem), gdy jakaś kobieta wbiegła na drogę machając do mnie. Nie miałem ochoty na towarzystwo (kto mówi o towarzystwie? Przecież udzielenie porady to jeszcze nie zabranie autostopem), ale przecież nie mogłem jej przejechać. Chociaż? Zaśmiałem się z własnych myśli. Zatrzymałem się i znudzonym głosem zapytałem, co się stało (To tak krótkie, że można dać pytanie). W zasadzie nie musiałem pytać, bo widziałem kłęby dymu spod maski jej samochodu. Najpewniej zagotował jej się płyn chłodniczy. Nie wyglądała na taką, co zna się na samochodach, więc nie cieszyłem się z perspektywy tłumaczenia jej, że można włączyć ogrzewanie, a najlepiej wyłączyć silnik, uchylić lekko maskę i czekać, aż temperatura spadnie.

Kurczę, jakoś mi ten początkowy blok tekstu nie przypadł do gustu. Nawet zacząłem go poprawiać, ale odpadłem. Nie wiem, co dokładnie napisać, ale pozmieniałbym coś w ten deseń:

 

– Co znowu? – burknąłem, gdy jakaś kobieta wbiegła na drogę, machając rozpaczliwie. Wdepnąłem hamulce, opuściłem szybę.

Zanim zdążyłem spytać, w czym problem, dostrzegłem stojący na poboczu samochód; spod maski wydobywały się kłęby dymu. Pewnie płyn chłodniczy. Znając moje szczęście, czeka mnie cierpliwe tłumaczenie, że najlepiej wyłączyć silnik, uchylić maskę i czekać, aż temperatura spadnie.

 

Nie to, że pisz jak ja, ale może coś Ci się spodoba.

Opóźnienie na początku równało się z późnym powrotem do domu, a przecież miałem własne zmartwienia.

A może Opóźnienie na początku oznaczało, że do domu wrócę nad ranem/nie wcześniej niż o dwudziestej trzeciej/ itp.

 

Przeżegnałem się. Poczułem strach i znów oblał mnie zimny pot. To była jej matka! 

Powtarzasz informację, już wcześniej wspominałaś ze dwa razy o tym, że szukają córki Elżbiety.

– Masz dzieci? – Wyrwała mnie z rozmyślań. 

– No, w sumie jedno.

Co to za odpowiedź? xD

 

Wybrałaś ciekawy pomysł i ciekawie go rozegrałaś. Niestety, odbiór trochę mi psują dwa główne zarzuty. Pierwszy – dołączę do głosów, że narracja 1-os tu nie pasuje. Maskujesz myśli, bo to psychopata, ale z drugiej strony poci się, denerwuje i tak dalej, bo spotyka matkę dziewczyny? Taki człowiek pozbawiony empatii? Sam twierdzi, że poradziłby sobie z obiema, więc czego właściwie się boi? W 3-os narracji dałoby radę to przeskoczyć, ale tutaj, po przeczytaniu końcowego twistu, bohater mnie nie przekonał.

Druga sprawa to słowa medium. Opis aur i metod działania zajmuje dużą część tekstu, ale co to zmienia, jak odnosi się do całości? Brak mi trochę postępu w fabule.

Zakończenie mocne i dobrze napisane, dla mnie najlepszy punkt opowiadania. Doceniam też dobre foreshadowingi, które widać dopiero po przeczytaniu całości.

Pozdrawiam

 

Rozumiem cię i najchętniej opisałabym to z punktu widzenia medium, ale konkurs miał swoje reguły.

No, czasem te reguły zdrowo przeszkadzają. I mam wrażenie, że w tym konkretnym konkursie szczególnie :)

 

Może to dobrze o mnie świadczy, że nie wiem, co on mógł myśleć… ;)

Kiedyś próbowałam takiego opisać, nawet na nominację się załapałam. Jeśli masz ochotę, zajrzyj :) <i po reklamie>

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zanais

Masz ciekawe poglądy na temat mojego opowiadania, ale przeredagowanie początku równałoby się z przerobieniem całego tekstu – dla spójności. Nie sądzę, żeby to było możliwe, bo po publikacji można poprawiać drobne, techniczne błędy. Mam taki styl pisania, może zmieni się w przyszłości, gdy będę się dalej rozwijać w tym kierunku.

 

Przeżegnałem się. Poczułem strach i znów oblał mnie zimny pot. To była jej matka! 

 

Powtarzasz informację, już wcześniej wspominałaś ze dwa razy o tym, że szukają córki Elżbiety.

Te powtórzenia są celowe. Arnold jest w szoku. Nie rozumie tego, co się dzieje…

 

Arnold nastawiony jest na analizę zachowań i dostosowanie się, bo ma problemy z emocjami. Gdy znajduje się w niecodziennych sytuacjach, jak spotkanie medium odprawiającej rytuały lub rozmowa z matką, od której spodziewa się płaczu za córką, a nie szukania zwłok boi się, bo nie rozumie i ciężko mu się dostosować. Czuje strach i niepewność.

 

– Masz dzieci? – Wyrwała mnie z rozmyślań. 

– No, w sumie jedno.

Co to za odpowiedź? xD

To jest wypowiedź. Nie mówimy poprawnie/książkowo. Arnold ma problem, bo ma już jedną córkę (o której nie wiemy dużo), ale nie wie jak sklasyfikować dziewczynkę z piwnicy… Przecież nie zapyta, czy ta z piwnicy się liczy, jako córka… Nie rozumiem pytania…

 

Opis aur i metod działania zajmuje dużą część tekstu, ale co to zmienia, jak odnosi się do całości? Brak mi trochę postępu w fabule.

Kolory aur nie są bez znaczenia. Aura pierwszej zjawy wskazuje na lęk, a drugiej zemstę. Tak twierdzi wróżbitka Ada…

 

Czuję, że nie wszystko zostało tutaj dobrze zrozumiane. Może faktycznie mój warsztat kuleje. Nie lubię jednak opisywać i tłumaczyć każdego szczegółu, bo nie chcę prowadzić czytelnika za rękę. Popracuję nad tym, bo widzę, że chyba nie zdało egzaminu. Jednak nie mogę zgodzić się z tym, że psychopaci nie mają chwili wytchnienia od swoich problemów. Wielu z nich żyje normalnie. Niektórzy seryjni mordercy mordowali raz w roku. Resztę czasu spędzali z rodzinami i wgl… Zgadzam się z wami i nie zgadzam jednocześnie… Ot, taka skomplikowana jestem :D

Masz ciekawe poglądy na temat mojego opowiadania, ale przeredagowanie początku równałoby się z przerobieniem całego tekstu – dla spójności.

Bardziej mi chodzi o pozbycie się nadmiarowych zaimków i trochę wyklarowanie przekazywanych wiadomości, a nie o zmianę stylu ;) Jestem ostatni, który Ci to powie, bo czasem sam to słyszę :)

Arnold nastawiony jest na analizę zachowań i dostosowanie się, bo ma problemy z emocjami. Gdy znajduje się w niecodziennych sytuacjach, jak spotkanie medium odprawiającej rytuały lub rozmowa z matką, od której spodziewa się płaczu za córką, a nie szukania zwłok boi się, bo nie rozumie i ciężko mu się dostosować. Czuje strach i niepewność.

Ok, ale ja tego nie zobaczyłem w tekście. Dla mnie zachowuje się jak normalny facet stający oko w oko z czymś nieznanym (w przypadku medium) i z czymś, co jego samego przeraża (czyli zabójstwo dziewczyny, bo sam ma córkę). Jako czytelnik nie zostałem przekonany, że siedzę w głowie zimnego mordercy.

To jest wypowiedź. Nie mówimy poprawnie/książkowo. Arnold ma problem, bo ma już jedną córkę (o której nie wiemy dużo), ale nie wie jak sklasyfikować dziewczynkę z piwnicy… Przecież nie zapyta, czy ta z piwnicy się liczy, jako córka… Nie rozumiem pytania…

Nie wiem czemu miałby chociaż pomyśleć o klasyfikowaniu porwanej dziewczynki jako córki. Jak przypuszczam, porwał ją dla seksu, skoro wspomina i o poprzedniej, zatem są tylko dla niego zabawkami, przedmiotami, niewartymi głębszych uczuć. Chyba że ma (wchodzę ostro w psychikę) chore fantazje na temat własnej córki, które realizuje poprzez gwałty na porwanych dziewczynach, ale takie coś już wymaga napomknięcia w tekście.

 

Czuję, że nie wszystko zostało tutaj dobrze zrozumiane. Może faktycznie mój warsztat kuleje. Nie lubię jednak opisywać i tłumaczyć każdego szczegółu, bo nie chcę prowadzić czytelnika za rękę. Popracuję nad tym, bo widzę, że chyba nie zdało egzaminu. Jednak nie mogę zgodzić się z tym, że psychopaci nie mają chwili wytchnienia od swoich problemów.

Tu nie chodzi o psychopatę, który ma mordować wszystko, co się rusza, tylko osobiście uważam, że udane przedstawienie takiego jegomościa w narracji pierwszoosobowej to karkołomna sztuka. Foreshadowing masz niezły, ale on musi mieć oparcie w tekście. Ja mogę się mylić, ktoś inny może się mylić, ale jeśli zbierzesz wiele głosów, że nic nie wskazywało na końcówkę, znaczy, że problem w przedstawieniu postaci.

Zanais

 

Właśnie z tego wynika mój problem, że więcej osób opowiedziało się za tym, że bohater nie jest wykreowany na psychopatę. Wskazuje to nie na błąd w samym tekście, a pomyśle, bo mój zamysł był dokładnie taki. Z pozoru normalny człowiek, niemal idealnie dostosowany, a bycie potworem ogranicza tylko do własnej piwnicy. Nawet, jeśli chodzi o jego myśli. No cóż… Kolejna lekcja… Nie pykło :P

M.G.Zanadra

 

Twój zamysł z tym na pozór normalnym facetem, który tylko w piwnicy zmienia się w potwora, jest dobry, ale to już ktoś mądrzejszy ode mnie musi zaopiniować, jak napisać takie coś w narracji pierwszoosobowej. Ja bym nie potrafił i myślę, że wielu innych też nie, więc się nie przejmuj :)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cześć!

 

 Ciekawy pomysł na kreację głównego bohatera, zaskoczyło mnie zakończenie. Wtedy wzmianka o remoncie na początku nabrała zupełnie innego znaczenia. To co mi tu nieco zgrzyta, to zestawienie tego zabiegu z narracją pierwszoosobową, bo bohater nie ma nawet jednej myśli o dziewczynie widząc zdjęcie zaginionej. To trochę tak, jakby udawał sam przed sobą.

Trochę mnie nie przekonuje wyprawa do drukarni jako powód podróży już chyba lepiej byłoby, gdyby od razu zahaczyć to o umiejętności medium i poszukiwanie na własną rękę. Nie do końca potrafię określić w jakich czasach ma miejsce akcja, ale ta niedostępność drukarni trochę mnie wybiła z lektury.

Scena z duchem jest napisana całkiem przyzwoicie, choć miałam lekkie uczucie przesytu w opisie przerażenia bohatera, zwłaszcza wobec faktu kim był. Sama moc Adriany nie jest szczególnie odkrywcza, ale spełnia swoje zadanie. Warto byłoby jednak informacje o tym jak działa, rozbić na nieco mniejsze fragmenty, zamiast podawać naraz.

Anet

:)

 

Alicella

 

Miło mi, że zakończenie cię zaskoczyło. Faktycznie narracja pierwszoosobowa jest największym zgrzytem, ale taki był wymóg konkursu. Ostatecznie zastanawiam się nad zmianą narracji.

Ciężko jest zaczepić obcego faceta na drodze i zaprosić do poszukiwania duchów, więc jako wymówki użyłam kolorowej drukarni. Być może faktycznie można było użyć czegoś innego.

Przerażenie bohatera opisałam zgodnie z myślą, że zwyrole są w rzeczywistości skrzywdzonymi tchórzami, więc strach o siebie wydawał mi się uzasadniony. Może przesadziłam? Przemyślę.

Moc Adriany powinnam była dawkować. Tu nie mam wytłumaczenia. Wracając do tego tekstu, mam to samo wrażenie.

 

Dzięki za komentarze i lekturę :)

Dzien doberek, Pani Zanadro!

Bardzo dużo wycisnęłaś z postaci, Anrold był wyrazisty, a towarzyszące mu kobiety również. No, jak jedna Pani okazała się Medium, to tym bardziej. Tutaj mocno zaplusowałem ten tekst. Sama historia również ciekawa, nawet bardzo, chociaż niekiedy miałem wrażenie, że może te wykłady medium delikatnie przydługie, iż spowolniło to nieco tempo akcji. Albo może dlatego, że kiedyś podobnie jak Arnold słyszałem o takich rzeczach sporo i to jest sedno problemu, bo głowa przez koleżankę była suszona. Rozumiem jednak, że chciałaś to dokładnie wyjaśnić przy nadchodzących wydarzeniach. 

Technicznie – bez większych zgrzytów, czasem jakiś zaimek, czasem kropa w dialogu gdzie nie trzeba – jak u każdego, więc w porządku, nie będę już taką zrzędą. Historia choć taka powolna to bardzo interesujesz – czasem jakiś zabawny tekst, ale też i powaga i delikatny niepokój. 

Scena z tym dotykiem ręki bardzo mi się podobała, bo była przemyślana. Zjawa dotyka klatki Arnolda, bo znajdowały się tam klucze – czyli i do piwnicy. Przemyślana scena, bo zadbałaś, aby medium szepnęła parę słów później, że nie widzi aur u żywych, czy jakoś tak. 

Dziękuję Ci za udział w konkursie :) 

Near-Death

 

Wiem, wiem… ten blok wypowiedzi Adriany był trochę przytłaczający, ale miało nie być poprawek, a zrozumiałam to po publikacji. W dodatku rodzaj narracji mnie trochę zgubił, ale przynajmniej mam kilka refleksji, które posłużą w przyszłości.

 

Bardzo mi miło, że walczyłeś o ten tekst i przede wszystkim, że ci się podobał. Nie liczyłam na wygraną, ale zaskoczył mnie werdykt. Obstawiałam trochę inaczej… Potwierdza to różnorodność portalowiczów…

 

Dzięki :D

Masz bardzo dobry pomysł na opowiadanie. Dużo by ono zyskało, gdybyś postarała się jeszcze wyciąć z niego część słów. Podoba mi się twoje skupienie na emocjach, ale nie mogę powiedzieć, żeby podobał mi się sposób, w jaki je przedstawiasz. Opisujesz je bardzo starannie, jakbyś bała się, że czytelnik nie zrozumie. Adraina właściwie wykłada kierowcy zachowanie Elżbiety, jakby rozmawiała z nierozgarniętym dzieckiem. Osobiście dużo bardziej lubię wywnioskowywać emocje z zachowania bohaterów, czuję wtedy dużo większą satysfakcję z czytania. Chwilami też, kiedy medium tłumaczyło Arnoldowi, co robi, albo czym są kroniki Akaszy, miałam wrażenie, jakbym czytała wpis w Wikipedii. Zdaję sobie sprawę, że to trudne tematy do wyjaśnienia w dwóch zdaniach, ale o to właśnie chodzi, żeby dążyć do opisów zwięzłych a treściwych. Zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło. Pomysł, żeby zderzyć poszukiwaczki z porywaczem, był świetny. Zastanawiam się tylko, czy medium nie powinno czegoś wyczuć?

ośmiornica

 

Zgadzam się z tobą. Po czasie, gdy wracam do tekstu, też dostrzegam opisane przez ciebie, słabe punkty. Z pewnością będę pracować jeszcze nad tym opkiem, ale to pole do domysłu pozostawione czytelnikowi jest jeszcze poza moim zasięgiem. Uczę się wyczucia w tym temacie, bo opinie są bardzo skrajne.

Czy medium powinno wyczuć, że co jest nie tak? Być może, ale w tekście zaznaczone jest, że ona czyta zmarłych, a dziewczyna żyje. Adriana przyznaje, że to dla niej spory ciężar i nawet, gdy ostatni duch próbował wskazać im klucz na szyi – nie odczytały komunikatu.

Bardzo mi miło, że ci się podobało i że końcówka zaskoczyła. Dziękuję za komentarz :D

Czytało się przyjemnie, chociaż mam parę zastrzeżeń.

Że bohater jest psychopatą, dowiedziałam się z komentarzy. Zresztą, nie każdy psychopata to morderca – spora część menedżerów też tak ma. I chirurdzy – w tym przypadku to nawet korzystne społecznie, że się facet podczas operacji nie zastanawia, jak bardzo chorego będzie bolało zrastanie, tylko kroi.

Dlaczego duch, który sięgał po klucze, stoi przy drodze? Zazwyczaj duchy są związane z miejscem śmierci, ewentualnie z miejscem ważnym, wiążącym się z silnymi emocjami. Samo wsiadanie do samochodu nie wygląda na takie wydarzenie. Fakt, to był najgorszy błąd w życiu, ale tego dziewczyna dowiedziała się wiele później. To w ogóle podważa koncepcję szukania ciała przy udziale medium wzdłuż drogi.

Nikt nigdy nie skojarzył, że dziewczyny znikają, kiedy facet jest w trasie, ale w pobliżu domu?

Babska logika rządzi!

Finkla

Faktycznie mogłam bardziej zakreślić jego rys psychopatyczny. W mojej głowie to wybrzmiewało, ale najwyraźniej za dużo w niej zostało. Chciałam, żeby to był zwykły mężczyzna, którego spotykamy każdego dnia, a nie zdajemy sobie sprawy z tego, że trzyma dziewczynkę w piwnicy. Cenną wskazówką jest, żeby nad tym popracować.

Duchy stojące przy drodze faktycznie kłócą się z teorią wypalenia śladu w eterze na wskutek emocji. Jedynymi rozwiązaniami, które przyszły mi do głowy to wyrzucenie tam ciał przez Arnolda albo nawet potrącenie dziewczyny, żeby zaciągnąć ją do samochodu, ale to już chyba ciągnięcie historii za uszy… :D

Dziękuję :)

Podobało mi się bardzo :-) Historia była ciekawa, przede wszystkim dzięki bardzo żywo nakreślonym postaciom. Naprawdę w całej trójce widać prawdziwych ludzi z krwi i kości, a nie papierowe szablony. Choćby za to, idzie ode mnie klik do biblioteki :-)

W przeciwieństwie do niektórych komentujących, nie miałem wrażenia, że końcowy twist był zbyt nagły i nie był uzasadniony we wcześniejszej postawie bohatera. Choćby w subtelnym oburzeniu Arnolda, gdy matka oznajmia, że córka na pewno już nie żyje. Widocznie ubodło to jego psychotyczne ego :-)

 

Z drobiazgów które przeszkadzały:

W wielu miejscach rozpoczynasz kwestie dialogowe, po czym ciągniesz rozmyślania danego bohatera przez kilkadziesiąt linijek w ramach tego dialogu. Sugerowałbym jednak rozpoczęcie od nowego akapitu.

W środkowej części tekstu, po słowach “Arnoldzie! – powiedziała delikatnie, ale nie ukrywała oburzenia. – Ojciec dziewczynki siedzi przed domem i czeka”, mamy trza pokaźne wypowiedzi Adriany, które brzmią mocno infodumpowo. Przyjemniej by się czytało, gdyby bardziej rozbić to na dialog, zamiast monologu.

 

Pozdrawiam!

krzkot1988

Oj! Nie spodziewałam się tego… Myślałam, że to już przegrana sprawa, a tu taki miły komentarz…

Jest mi niezmiernie miło, że przypadł ci do gustu charakterek postaci. Zwłaszcza Arnolda, którego zachowanie nie jest jednoznaczne, co większości komentujących raczej przeszkadzało w lekturze.

Zgadzam się, że powstały bloki monologu w kilku miejscach. Masz rację, że powinnam była to rozbić na mniejsze cząstki. Nic straconego, popracuję nad nim wkrótce. Dziękuję bardzo za uwagi i poświęcony czas, a ten punkt do Biblioteki “robi mi dzień”.

Proszę bardzo :-) W takim razie mój dzień też “zrobiony” dobrym uczynkiem. Ale klik w pełni zasłużony :-)

Nowa Fantastyka