- Opowiadanie: Wolfy - Czerwone światełko

Czerwone światełko

Hej to moje pierwsze opowiadanie tutaj :) Liczę,że się spodoba.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Czerwone światełko

 

Bob ze złością przerzucił kolejny stos papierów. Nie powinno go tu już być. Wszystko przez tego pierdolonego nowego managera Jana. Gdyby nie jego głupota nie trzeba by było na jutro przygotowywać zestawień godzinowych dla projektu, ale Jan się uparł, że zwiększy to produktywność zespołu i pomoże zwiększyć fundusze na projektu u kierownictwa. Normalnie Bob dałby to zadanie któremuś ze stażystów, jednak jak na złość cała trójka była na urlopie.

-Szlag by to dochodzi 21-syknął Bob po spojrzeniu na zegar naścienny-Chyba nigdy nie opuszczę tego biura. 

Znajdował się na 3 piętrze całkiem pokaźnego biurowca korporacji MegatechX. Budynek miał kształt kanciastej podkowy, a na jej końcach mieściły się mniejsze nieopenspajsowe gabinety pracowników wyższego szczebla. Bob jako główny architekt projektu mógł liczyć na taki oto przyjemny mały pokoik o wymiarach ok 7m2. Oderwał wzrok od ciągu liczb które od 4 godzin próbował ułożyć w jakiś sensowny sposób by wykazać jak wiele czasu wymaga projekt, ale jednocześnie nie mógł przekroczyć dozwolonej liczby nadgodzin. Spojrzał na biurko.

-Ech powinienem tu trochę posprzątać…

Ciężko wstał od biurka i zagarnął masę pustych torebek po chipsach i żelkach do podręcznego śmietnika.

-Kiedyś tyle nie żarłem….to wszystko przez te deadline-sapnął patrząc na dół na brzuch który zasłaniał jego stopy.-Hmm…przydałby się kolejna kawa, przy okazji trochę się przespaceruje. Kuchnia jest na końcu po drugiej stronie biura.

Bob wyszedł ze swojego gabinetu na wspólny korytarz. Ze względu na porę na holu świeciła się tylko co 3 jarzeniówka. Mimo to korytarz w tej części był dość jasny, większośc zespołu Boba wyszła dziś późno z pracy i nie pogasili świateł w sąsiednich openspace pomieszczeniach. 

-Pewnie myślą że prąd jest za darmo-rzucił Bob-No cóż firma płaci…

Spokojnie podreptał na przód. W dalszej części biuro było już znacznie ciemniejsze.

Bob nie chcąc za szybko dojść do kuchni skręcił w głąb jednego z ciemnych openspace. Jedyne światło w pomieszczeniu pochodziło z diod komputerów oraz z okna. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, standardowy układ 8 biurek ułożonych w 2 rzędy po 4. W bladym świetle dostrzegł na jednym z biurek talerz z niedokończoną czekoladą.

-Cóż sam się prosił-powiedział Bob i wziął ostatnie 2 rzędy.

Za oknem widać było peron kolei miejskiej. Całkiem mocno oświetlony, obok zaś pogrążoną w mroku drogę wewnętrzną i lasek. O tej porze był tu znikomy ruch. Bob ruszył dalej wzdłuż korytarza. Tym razem postanowił skręcić w odnogę po przeciwnej stronie. Tutaj za oknem roztaczał się widok na mały park otoczony z każdej strony przez biurowce. “Parki biznesowe” tak to teraz nazywano. Zieleń, ławki, restauracja, małe boisko do koszykówki. Wszystko by pracownik nie musiał nigdzie daleko odchodzić w czasie przerwy albo co gorsza pracy. Bob znał na pamięć karte dań tej restauracji, od kilk lat jadł głównie tam, stek wołowy polany sosem grzybowym jego nr 1 w tym miesiącu. W sąsiednich biurowcach dostrzegł jeszcze kilka oświetlonych pomieszczeń, pracusie jak on albo nierozgarnięci pracownicy zapomnieli pogasić światła. Rozejrzał się po pokoju, ciemność dawała komfort szperania w biurach innych osób bez wyrzutów sumienia i obaw że ktoś go zobaczy. Podniósł zdjęcie z blatu do światła, rudowłosa kobieta na tle lasu przytulała kota na smyczy. Prychnął, nigdy nie rozumiał po co ludzie łażą po jakiś lasach czy górach…i jeszcze do tego ciągną ze sobą biedne zwierzaki. Totalne martotrastow urlopu. Sam był miesiąc temu na urlopie w Egipcie, nie ruszał się z hotelu, ale w sumie nie było potrzeby basen i bar były przecież w jego obrębie. Jego żona Oliwia co prawda próbowała go wyciągnąć na jakiś bazar, ale ostatecznie wybił jej to z głowy. W końcu nawet opiekun wycieczki mówił że poza hotelem bywa niebezpiecznie. Arabusy miały jakąś kolejną rewolucję i przez ulice przewalały się protesty. Protesty które policja chętnie rozwiązywał gumowymi kulami, ale za to cena wycieczki był o 50% niższa. Na kolejnym biurku stało zdjęcie piątku osób z pistoletami i kombinezonami do paintballu. Rozpoznał wśród nich rudowłosą.

-Ah tak to pewnie te spotkania integracyjne z zeszłego roku! Dobrze, że się z nich wykręciłem. Wzięliby się do roboty a nie…-burknął Bob.

Rzucił jeszcze okiem na korkową tablice zespołu który rezydował w tym pokoju. Była pełna memów o korporacjach, parę obrazków nawiązywało chyba do klienta zespołu. Stażysta Danny też kiedyś próbował tak samo urządzić ich tablice, ale Bob szybko go przekonał że w tak poważnym projekcie to nie przejdzie. Ruszył dalej, tym razem już tylko pobieżnie patrzył na mijane pogrążone w mroku pomieszczenia. Minął w połowie drogi drzwi wyjściowe z kamerą która poruszyła się śledząc jego ruch. Stan ochroniarz z dołu pewnie i tak spał. Dotarł do kuchni, świeciły się w niej wszytskie światła i wyglądała jak jasny kwadrat pośród oceanu mroku. Automat z kawą był darmowy, Bob nacisnął dwukrotnie na opcje “czarna” dzięki temu od razu miał pełen cały kubek, a nie jakąś żałosną filiżankę. Opadł z sapnięciem na plastikowe białe krzesło, po tak długim spacerze należała się chwila przerwy. Był już dziś mocno zmęczony, zegar w kuchni wskazywał na 21;20. Najchętniej wróciłby już do domu…choć pewnie Oliwia będzi mu truć, że za późno wraca. Pewnie też obudzi Tommiego, bachor niby 10 lat a wciąż przychodzi do nich w nocy bo boi się sam spać.

Bob pociągnął łyka kawy. Na śnieżnobiałych ścianach kuchni zrobiono mural z odrzutowym samochodem. Pewnie nawiązującym do rzekomej innowacyjności firmy. Zamyślił się, fajnie byłoby mieć takie auto, nie traciłby 3 godzin dziennie na dojazdy do biura. Na 38. urodziny sprawił sobie Forda Mustanga, używanego ale w dobrym stanie, jednak i tak utykał rano w gigantycznych korkach w centrum. Ponownie rzucił okiem na zegar, 21;26. Pora ruszać do biurka. Z kubkiem w ręce wyszedł z kuchni. Poczuł dziwny chłód na karku.

-Brrr…pewnie jakiś idiota zapomniał zamknąć okno.

Obejrzał się za siebie, słabo oświetlony korytarz kończył się w mroku, ciężko było dostrzec tam cokolwiek, a mimo to dałby głowę, że ktoś otworzył tam okno na oścież. Upił kolejny łyk kawy, ciepły napój sprawił, że poczuł się lepiej. Zaczął iść w kierunku swojego gabinetu. Przeszedł kilkaset metrów do rogu budynku i stanął zaskoczony na skręcie. Normalnie powinny się tutaj świecić bladożółte jarzeniówki, lecz teraz wszystkie pogasły, a zamiast na nich na górnej części ściany świecił się wąski czerwony pasek LED-ów.

-Co do cholery?-Bob nieznacznie się cofnął. Na korytarzu który właśnie minął światła świeciły się normalnie. Pamiętał, że te LEDy wskazują drogę do wyjścia ewakuacyjnego. Czyżby w budynku coś się wydarzyło? Nie czuł zapachu dymu, jednak wizja śmierci w pożarze biurowca nieco go przestraszyła. Coś mu podpowiadało, że powinien zawrócić…tylko po co przecież jedyne wyjście z biura znajdowało się na korytarzu przed nim. Skok z 3 piętra na pewno nie wyszedłby mu na dobre. Podjął decyzję, może przy wyjściu sprawa się wyjaśni. Szybkim krokiem ruszył przed siebie. Pomieszczenia po bokach wydawały mu się jeszcze mroczniejsze niż przedtem, wciąż widział gdzieniegdzie diody komputerów i drukarek ale nic poza tym. Przyśpieszył. Do drzwi wyjściowych już lekko podbiegł. Za przeszklonymi drzwiami znajdował się rząd wind oraz drzwi prowadzące na schody przeciwpożarowe. Zdenerowowany spojrzał w oko kamery nad drzwiami i nacisnął przycisk łączenia z recepcją. Jeśli budynek rzeczywiście jest ewakuowany to powinien usłyszeć jakiś komunikat, głupio byłoby wybiegać z budynku bez potrzeby. Jeśli Stan nie odbierze to znak, że trzeba wiać. Gorączkowo naciskał przycisk łączenia, po 5 sekundach na ekranie pojawił się szary obraz Stana z recepcji. Wyglądał na zaspanego. Bob odetchnął z ulgą.

-Hej tutaj Bob Skawinsky, z MechaTechuX.-czuł jak drży mu głos-Czy coś się stało? Na korytarzu palą się światła ewakuacyjne, powinienem uciekać czy coś?

Ziarnisty szarobury obraz Stana poruszył się.

-Hej. Nie nic mi o tym nie wiadomo, mam podgląd na wszystkie piętra i każde wygląda w porządku. Wczoraj w budynku byli elektrycy, mieli wymieniać okablowanie na 3 piętrze. Pewnie coś spaprali i tyle-powiedział ochroniarz.

-Czyli mogę spokojnie wrócić do pracy?

Obraz rozjechał się nieco i zatrzymał.

-Tak jasne, wszystko w porządku.

-Okey…

Bob zwolnił guzik łączenia. Dał się wystraszyć jak dziecko, o mało by nie wybiegł z biura. Jutro na spotkaniu musiałby się tłumaczyć czemu raporty nie gotowe. Wciąż jednak waliło mu serce.

-Bob stary ogarnij się, zrobisz te raporty, zdasz jutro, a potem weźmiesz tydzień urlopu-starał się uspokoić-To pewnie przez tą kawę jestem taki zdenerwowany.

 Już spokojniejszym krokiem poszedł dalej przed siebie. Na zakręcie okazało się że część biura gdzie ma gabinet również jest skąpana w ledowej czerwieni. Wbrew rozsądkowi czuł niepokój. Nie podobały mu się te wszystkie ciemne pomieszczenie w około, ledy dawały za mało światła. Po dotarciu pod drzwi gabinetu odkrył, że również tu wysiadło światło. Nacisnął klamkę i wszedł do środka, ledwo widział kontury przedmiotów.

-No nic, dziś już tego nie skończe. Nie dam rady pracować bez lampy-powiedział sam do siebie. To dziwne, ale przedtem było słychać co jakiś czas pociąg a teraz otaczała go cisza. Zbliżył się do okna. Nic, pustka. Jego okno wychodziło na nieoświetloną część torów ale mimo wszystko nie powinno być tam aż tak ciemno. Nerwowo przełknął ślinę. Wyciągnął telefon by sobie poświecić przy pakowaniu lecz też coś w nim krzyczało by sprawdził jak z zasięgiem sieci. Na górze widniał napis tylko połączenia alarmowe. Cokolwiek skopali ci elektrycy musiało mieć wpływ też na zasięg, tak to sobie tłumaczył. Pośpiesznie zapakował wszystkie swoje rzeczy do akt aktówki, kusiło go żeby poświecić telefonem przez okno, ale zrezygnował.

Wyszedł na korytarz. Szybko doszedł do rogu i skręcił w poszukiwaniu wyjścia. Doszedł na środek holu, tam gdzie powinny być drzwi. Zastał tylko białą ścianę z upiorną czerwoną poświatą. 

-Cholera co tu się dzieje? Przecież tu powinny być drzwi.-czuł jak pot po nim spływa. Oparł się plecami o ścianę. Zarówno po lewej jak i prawej ciągnął się się biały korytarz w ciemnokrwistej poświacie. Nagle coś w nim drgnęło. Na końcu holu po lewej, nagle zgasło światło. Następnie zgasł kolejny segment ledów. Teraz była tam już tylko ciemność absolutna.

-Kurwa mać-szepnął Bob, poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Na razie od tej przerażającej otchłani dzieliło go kilkanaście ledowych segmentów. Jego umysł krzyczał, że za wszelką cenę nie może znaleźć się poza światłem. Wystrzelił biegiem korytarzem w prawo, byle być dalej od ciemności. Dopadł do rogu, czuł że z trudem oddycha. Biegł dalej. Nagle zobaczył oko kamery i interkom. Był montowany w ścianę, ale obok nie było żadnych drzwi. Lita biała ściana. 

-Nie, nie..to…niemożliwe-zaczął nerwowo drapać po ścianie.-Zaraz…interkom….Stan…

Wcisnął guzik, spoglądając za siebie. Wciąż na całej długości świeciły się czerwone pasy.

-Kurwa mać…odbierz-wysapał.

Ekran interkomu rozświetlił się szarością. Obraz był pełen pixelowych zakłóceń.

-Stan! Cholera słuchaj nie wiem co się dzieje! Nie mogę wyjść!-wykrzyczał jednym tchem Bob, kosztowało go to palącym bólem w płucach.

-Za późno…-głos z interkomu brzmiał jakby ktoś mówił z bardzo daleka.

-Co? Na co za późno?! Wypuść mnie ty pojebie!-wrzasnął.

-Za póź…-głos przerodził się w zbitkę trzasków i pisków, i skończył sygnałem rozłączenia.

Ekran zgasł, a Bob zobaczył w interkomie tylko swoje zniekształcone odbicie. Krople potu spływały mu po czole. Wyglądał jakby postarzał się o 10 lat. 40 latek o twarzy 50 latka.

-Ty kurwo…-pisnął jeszcze i cisnął w interkom aktówką.

Wtem przypomniał sobie o postępującej ciemności, spojrzał w bok, parę metrów od niego ziała nieprzerwana ciemna pustka.

Została już tylko jedna droga, natychmiast rzucił się do ucieczki. Dobieg do końca korytarza jaki mu pozostał. Znalazł się małym pokoju do pracy wspólnej. Cała ściana tego pomieszczenia składała się z gigantycznego okna, dających w dzień dużo światła. Podbiegł do niego. Paliło go w płucach i przełyku, a w klatce czuł nieznośny ucisk. W szybie zobaczył swoje odbicie, ledwo stał na nogach. Padł na kolega, wysupłał telefon z kieszeni i poświecił. Niewiele to dało. Zobaczył w oddali jakiś punkt. Mały kwadrat. Mały czerwony kwadrat. Zdawało mu się że to okno w biurowcu naprzeciwko. W dole powinna być kamienna ścieżka z latarniami i park. Nawet jeśli biurowiec rzeczywiście tam był to jego fundamenty tonęły w ciemności..ale nie zwykłej, w tej ciemności coś zdawało się ruszać, było to falujące ciemne bagno. Spojrzał ze zgrozą za siebie. Mrok był coraz bliżej, krawędzie pokoju zdawały się rozpływać w nim. Mógłby spróbować skończyć przez okno, ale nie miał sił się dźwignąć.Oparł się plecami o szybę i mocno zacisnął oczy, czuł że płacze. A potem nastała ciemność.

Epilog

 Matt podjechał swoim zdezelowanym Oplem pod biurowiec. Te 2 tygodnie urlopu naprawdę dobrze mu zrobiły. Prawie w ogóle się nie wściekł szukając miejsca. Po drodze chciał jeszcze zahaczyć o automat z przekąskami. Już przed wejściem widział, że przy recepcji budynku zebrał się spory tłum. Wytężył wzrok na przedzie, zobaczył Jana ich menago. Udało mu się jakoś przepchnąć.

-Cześć Jan, co się dzieje?– spytał.

Między recepcją, a windami rozwinięto policyjną taśmę. 

-Chodzi o Boba, sprzątaczka znalazła go dziś w biurze. Martwego.-odparł Jan gapiąc się w windy.

Jedna z nich się otworzyła, 2 sanitariuszy pchała nosze. Pod białą płachtą leżało coś dużego, zapewne Bob. Przed nich wyszedł policjant z prośbą o rozejście się. Tłum umilkł i rozstąpił się. Nosze ze skrzypem opuściły budynek. Jan złapał policjanta za ramię.

-Ekh..przepraszam to…to był mój podwładny co się stało?-zapytał.

-Ah czyli zna pan dobrze ofiarę. To dobrze.-odsunął Jana delikatnie na bok z dala od tłumu-Prawdopodobnie to serce, koleś wypił chyba z 5 kaw. Lekarz stwierdził że zgon nastąpił około 21;30. Nie wiem co on tu robił o tej porze, może będzie pan w stanie odpowiedzieć na kilka pytań o zmarłym? Zapraszam na chwilę do radiowozu.

-Uch jasne, pomogę jak mogę-wydusił Jan. Oboje wyszli z budynku.

Matt pozostał przy taśmie i pogrążył się w rozważaniach czy to oznacza dzień wolny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć!

Na początku kwestie techniczne, które udało mi się wyhaczyć.

Dziwnie zapisujesz dialogi. Po pauzie powinna być spacja, a Ty zapisujesz wszystko jednym ciągiem. W sensie… Dialog powinien wyglądać tak:

 – Szlag by to dochodzi dwudziesta pierwsza – syknął Bob po spojrzeniu na zegar naścienny – Chyba nigdy nie opuszczę tego biura. 

Poza tym liczebniki należy zapisywać słownie ;)

I interpunkcja, mam wrażenie, była używana w dość losowych miejscach.

 

pomoże zwiększyć fundusze na projektu – na projekt

co 3 jarzeniówka – co trzecia jarzeniówka

Totalne martotrastow urlopu – marnotrawstwo 

Protesty które policja chętnie rozwiązywała

świeciły się w niej wszytskie światła – wszystkie

miał pełen cały kubek – W sumie wystarczy napisać, że miał pełen kubek :P

To pewnie przez tą kawę – TĘ kawę

 

Co do samej opowieści… Mam wrażenie, że była trochę… Przydługa, rozciągnięta. Zabrakło też odpowiedniego klimatu, żeby wczuć się w grozę, którą odczuwał główny bohater. 

Zakończenie było dość dziwne, jakby czegoś zabrakło, jakiegoś wyjaśnienia, czemu bohaterowi przydarzyły się te wszystkie rzeczy. No czuć taki pewien niedosyt. Ale to tylko moje zdanie i każdy może mieć inne.

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Bardzo się sobie dziwię, że dałem radę przeczytać pomimo fatalnej interpunkcji. Brakujące spacje to dla czytelników bardzo poważne utrudnienie.

Zgadzam się z oceną tekstu zawartą w poprzednim komentarzu. Praktycznie o niczym, akcja wręcz szczątkowa, horroru w nim tyle, co kot napłakał.

Przykro mi, ale za nic pochwalić nie można… Chyba tylko za samą chęć pisania.

Jakiś potencjał w tym jest: z poprawioną interpunkcją, ortografią i zapisem dialogów byłoby to ćwiczenie warsztatowe z pisania horroru w zamkniętym budynku. Fabularnie też nie jest oryginalne, ale stopniowanie napięcia ci wychodzi, a to nieźle wróży kolejnym próbom.

Ten tekst czyta się fatalnie, ze względu na fakt, że zapisany jest bez poszanowania reguł zapisu dialogów w polszczyźnie. To może brzmieć jak czepialstwo, ale wierz mi – odpowiednie znaki i spacje w odpowiednich miejscach sprawią, że czytelnikowi będzie znacznie łatwiej przyswoić tekst. Nie chodzi o poprawność dla samej poprawności (choć troska o język to rzecz cenna), tylko o to, że mamy pewne zasady i się do nich przyzwyczajamy, a bez nich – źle się czyta.

Tu jest jeszcze mnóstwo roboty, ale warto ją zrobić, bo jak to odrobisz, to następny tekst, jaki napiszesz, będzie lepszy, a my pod nim będziemy dyskutować o twoich literackich pomysłach, a nie o zapisie :)

ninedin.home.blog

Cześć, Wolfy.

Hmm…przydałby się kolejna kawa, przy okazji trochę się przespaceruje. Kuchnia jest na końcu po drugiej stronie biura.

Trochę dziwnie brzmi to drugie zdanie.

Błędy techniczne pokazali ci już inni, więc ja się skupię na fabule.

Uważam, że historia była trochę przedłużona. Do połowy czytałem ją z musu, później się nawet wciągnąłem, ale do pełnego zaciekawienia zabrakło klimatu.

Zakończenie też nie powala, nie do końca wiemy co się stało. Jest dużo alternatyw i trochę poczułem się nienasycony. Oczekiwałem wielkiego “bum”, nie dostałem czegoś takiego. Mimo wszystko napięcie budujesz świetnie (trochę brak warsztatu psuje to uczucie) , a to dobrze wróży na przyszłość. 

Mam nadzieję, że się nie podasz i będziesz pisał dalej. Czekam na twoje kolejne teksty. :)

Powodzenia!

 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nie będę oryginalna. Niestety nie przyłożyłeś się do tego tekstu. Pomysł fajny i budowanie napięcia wyszło ci sprawnie, ale powinieneś jeszcze raz przeczytać tekst i poprawić błędy. Niestety wygląda to tak, jakbyś sam nie chciał przeczytać tego, co napisałeś, bo gdybyś do tekstu wrócił to wiele z tych błędów byś poprawił. Zaciekawiłeś mnie i inni też potwierdzają, że podążali w napięciu w ślad za bohaterem, a psują to wszystko proste błędy. Następnym razem sprawdź raz jeszcze i popraw, bo piszesz ciekawie! Dyskusja o walorach i błędach w fabule i stylistyce, albo przemyślenia i odczucia po lekturze znikają, bo wszyscy skupiają się na braku ostatniego szlifu. Szkoda.

 

dovio

Zakończenie było dość dziwne, jakby czegoś zabrakło, jakiegoś wyjaśnienia, czemu bohaterowi przydarzyły się te wszystkie rzeczy.

To akurat jest w tekście – został po godzinach ;)

-Szlag by to dochodzi 21-syknął Bob po spojrzeniu na zegar naścienny-Chyba nigdy nie opuszczę tego biura.

– Szlag by to trafił, dochodzi dwudziesta pierwsza – syknął Bob po spojrzeniu na zegar ścienny. – Chyba nigdy nie opuszczę tego biura.

Poradnik zapisu dialogów.

Cyfry zapisujemy słownie.

Sporo błędów w opku. Na przyszłość proponuję betę, z czym się to je, dowiesz się tutaj. Jest klimacik niepokoju, ale brakuje mi jakiegoś rozwiązania, odpowiedzi na pytania, co się właściwie stało i dlaczego.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka