- Opowiadanie: ninedin - Muza zmyślonych historii

Muza zmyślonych historii

Kochani forumowicze, napisałam ten tekst dzięki Wam. W komentarzu pod opkiem SNDWLKR “Niebo nie dla ludzi” napisałam z głupia frant, że wymyślę muzę fantastyki. Wzięłam greckie słówko znaczące “fantazja, wyobraźnia” i zamieniłam je na imię, a potem temu imieniu dopisałam biografię, opierając się na mitycznych wzorcach Miałam w planach napisać krótką notkę na shoutboxie, ale nagle zobaczyłam przed oczyma historyjkę – trochę baśń, a trochę opowiadanko o tym, kim była Muza fantastyki, zanim została Muzą i zaczęła pomagać fantastom.

Opowiadanie dedykuję temu forum i forumowiczom.

Fantasis jest zmyślona, ale reszta postaci – jak najbardziej potwierdzona w źródłach. Tekst luźno wiąże się z innym moim mitologicznym retelligiem, “Nocnym skowronkiem”.

Będą literówki, błędy w zapisie i takie tam – opowiadanie nie jest na konkurs, jest za to pierwszym od bardzo dawna, które napisałam szybko i z przyjemnością, dlatego też je od razu wrzucam, bo to dla mnie jak nowy, nie całkiem poważny początek.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Muza zmyślonych historii

Fantasis późno odkryła swoje powołanie.

Początkowo myślała, że pójdzie w stronę zawodu taty. W końcu dogadywali się nie najgorzej, a myśl o pracy w biznesie snów całkiem ją bawiła. Ojciec zajmował się stroną techniczną – w produkowanych w rodzinnej firmie snach był scenografem, odpowiedzialnym za tworzenie wszelkich przedmiotów nieożywionych, Mogłoby się wydawać, że w porównaniu z braćmi miał prostą pracę: w końcu nie musiał, jak szef efektów specjalnych, Fobetor, zajmować się kreowaniem wizji niezwykłych istot, które ludzie widywali we śnie, ani, jak główny aktor, Morfeusz, ciągle zmieniać postaci i tworzyć materii snów. Ale spróbujcie wyobrazić sobie sen bez tła, bez miejsc, kamieni, drzew i nieba…

Dziadek Hypnos, główny reżyser w firmie, był wielkim zwolennikiem włączenia Fantasis w rodzinne plany.

– Kolejna bogini snów w rodzinie to by była dobra wiadomość. Przydasz się, dodasz młodzieńczego ducha – powiedział, poprawiając czarne skrzydła. – No i uzupełnisz ciotkę Ojzys, bo bogini depresji niekoniecznie sprawdza się we wszystkich możliwych kobiecych rolach. Morfeuszowi z kolei one wychodzą świetnie, ale nawet on nie udźwignie wszystkich postaci we wszystkich snach.

Siedzieli razem przy stole, babcia Pasithea nalewała wszystkim makowej herbatki. Czekali jeszcze tylko na stryja Tanatosa, który obiecał zerknąć na najnowszy, nieukończony jeszcze projekt. Bracia zgodnie doszli do wniosku, że przy serii koszmarów zatytułowanej „III wojna światowa” nie obejdzie się bez konsultacji z bogiem śmierci.

– No okej, spróbuję – mruknęła Fantasis bez przekonania. Od dzieciństwa uwielbiała wyobrażać sobie, jak wygląda świat pod słońcem i marzyła o podróżach. Ojciec bywał na górze rzadko i głównie nocami. Mama, Femis, z kolei rzadko bywała w domu, bo po ślubie nie rzuciła pracy w sekretariacie własnej matki, Pejtho, Cóż, bogini namowy i przekonywania była równie rozchwytywana, jak przed wiekami. Nie mogła jednak obyć się bez pomocy, ergo Femis, specjalistka od języka i pięknego składania zdań, towarzyszyła jej niemal wszędzie. Nieraz widywała się z mężem i córką jedynie we śnie. Dobrze, że przynajmniej dziadek Hermes, ojciec matki, bywał w zaświatach regularnie i zawsze miał czas odpowiedzieć na pytania Fantasis. No, przynajmniej na ich część. Uwielbiała jego opowieści o wojnie z mechanicznymi ludźmi, o cudownych i złowieszczych klejnotach, których pożądał każdy, kto je ujrzał, o wielokształtnych pradawnych istotach śpiących na dnie mórz….

Propozycja pracy w rodzinnej firmie z jednej strony dowodziła zaufania dorosłych do jej zdolności, ale z drugiej, cóż, wiązała ją z domową tradycją i zaświatami, a szansę podróży odsuwała w daleką przyszłość. Z trzeciej strony Fantasis naprawdę chciała już znaleźć swoje miejsce, stać się w pełni boginią, rozwinąć skrzydła…

Umówiła się na pierwszy wieczór pracy. I być może wszystko poszłoby nudno, prosto i jak po sznurku, na którym Oknos pasie w zaświatach swoją oślicę, gdyby wieczór wcześniej dziewczynie nie wpadło do głowy wybrać się na spacer.

Jej najlepsza przyjaciółka Melinoe dostała szlaban i musiała cały wieczór obierać granaty i wyciskać z nich sok – założenie, że jako bogini wiosny Persefona zrozumie nagłą (a niekonsultowaną z rodzicami) potrzebę zrobienia sobie akurat zielonych włosów i nie będzie miała o to do córki pretensji, okazało się nieco, hmmm, na wyrost. Fantasis musiała więc pójść sama. Zjadła lunch na Ulicy Wiązu, budząc ze snu drzemiące pod liśćmi olbrzymiego drzewa ożywione koszmary, żeby z nimi pogadać, potem nerwowo przekradła się przez pola mięty nad brzegami rzeki Styks (podobno nawiedzał je duch byłej Hadesa, ale zasada znana wszystkim w zaświatach brzmiała „Nie mówimy o Minthe, nie, nie, nie!’) i rozłożyła się z przyborami do rysowania gdzieś na granicy Łąk Asfodelowych, w pobliżu przejścia do Elizjum.

Zabierała się właśnie za projekt drugiej strony swojego nowego komiksu „Chłopak i dziewczyna, czyli heca na dziesięć lat wojny”, kiedy usłyszała:

– Fajne? Co to? Wojna trojańska? Ale czemu Achilles ma cycki? I w ogóle, co to za obrazki?

Poniosła wzrok. Za nią stał średniego wzrostu duch, ogorzały, ciemnowłosy i najwyraźniej wybitnie bezczelny.

– Nie twoja sprawa – mruknęła. – A jak już musisz wiedzieć, komiks. Śmiertelniki nie znają. Techne to ostatnio wymyśliła po randce z Muzą historii, a Hermes mi pokazał. W ogóle to żegnam, nie muszę słuchać komentarzy jakiejś byle duszy cholera wie skąd ani jej nic tłumaczyć. I to jest Dejdameja, głupolu. Zamienili się. Ona jest na wojnie. Achilles mieszka na Skyros i jest dziewczyną. W moim komiksie, znaczy, naprawdę to jest na Leuke, a jutro będzie na zebraniu u króla.

– Nie jestem żadną byle duszą – oburzył się obcy. – Jestem sławnym podróżnikiem. Nazywam się Lukios. Odbyłem wielką wyprawę…

Dopiero teraz do Fantasis dotarło, co jest nie tak.

– Chwila, moment – przerwała. – Typie, jakim cudem ty to w ogóle pamiętasz?

Duch nieco się zmieszał.

– A, jakoś tak, przypomniałem sobie – zachichotał niepewnie. – Ale nie powiesz nikomu, nie? Tak serio, to trochę mnie zemdliło, jak piłem tę wodę z Lete, wiesz, na pokładzie u Charona, choroba morska, te sprawy… No, coś tam pamiętam, trochę lepiej niż reszta. Ty zresztą też najwyraźniej zapamiętałaś ze szkoły całkiem sporo, hmm? Achilles, Dejdameja, wojna trojańska… Biedna dziewczynko, pewnie umarłaś młodo. Umówmy się: ja nie powiem, jak ty nie powiesz. My, dusze, musimy trzymać się razem.

– Jak popłynąłeś na wyprawę, skoro masz chorobę morską? – spytała podejrzliwie Fantasis.

– Dostałem cudowne zioła od… od czarownicy – odpowiedział natychmiast, po czym dodał:

– To co, pakt? Jak zmarły ze zmarłą?

– Koleś, ale ja jestem wnuczką Hermesa, wiesz? Mój stary tu pracuje, to nie tak, że się tu błąkam jako dusza hadesowa – syknęła Fantasis.

Wyciągnęła rękę i dramatycznym gestem wskazała na nadgarstek. Nawet pod jej oliwkową skórą widać było blade światło, płynące w żyłach.

– Ichor, tak? Nie krew. Nieśmiertelna. Nie dotyczą mnie wasze zasady – dodała.

Typ najwyraźniej ochłonął z pierwszego przestrachu.

– No przecież nie polecisz z jęzorem na biedną duszę cierpiącą, o bogini! – zawołał. – Zwłaszcza taką niezwykłą, jak ja! Jestem najsłynniejszym podróżnikiem wśród ludzi i…

– Nie – przerwała mu Fantasis,

– Co nie? – duch wydawał się nieco zmieszany tą nagłą interwencją

– Nie jesteś najsłynniejszym podróżnikiem wśród ludzi – wyjaśniła Fantasis.– Bije cię na łeb choćby kuzyn Odyseusz.

– No ale…

– Nie ma „ale”. Śpiewał o tobie Homer?

– No nie, ale ja pisałem w moich dziennikach o Homerze. Dużo. To się liczy?

– Nie. Dalej nie masz startu do kuzyna Odyseusza.

– Ale…

Duch bardzo chciał ją przekonać. Nagle na jego twarz wypłynął chytry uśmieszek:

– A Odyseusz poleciał na Księżyc? – zapytał. – Bo ja tak. Opowiedzieć ci?

Fantasis poczuła dreszczyk emocji. Podróż? Na Księżyc?

– No, możesz, jak chcesz – powiedziała, udając niezainteresowaną.

 

Następnego dnia, pierwszego w pracy, nie mogła wypędzić z głowy opowieści Lukiosa. Spędziła z nim cały dzień. Rozsiedli się w trzcinach nad Acherontem i gadali, gadali, gadali…

– No i wiesz, mój statek porwało to tornado i pożeglowaliśmy po niebie do księżyca, a potem, wiesz, nagle lądujemy, a tu łup, strażnicy na grzbietach sępów, każdy ma trzy głowy… – opowiadał Lukios.

– Każdy strażnik? – spytała.

– Nie, no, każdy sęp. Trzy głowy, trzy dzioby, groza. No to nas biorą do króla, mówią, że to Księżyc, król Endymion nas przyjmuje, okazuje się, że idzie wojna z królestwem Słońca, no to ja mówię, że jako najwybitniejszy ziemski strateg mogę mu dać trochę rad…

Uniosła brwi, ale nie skomentowała idei o Lukiosie jako geniuszu militarnym.

– I co było dalej? – zapytała.

 

Teraz, słuchając pół-uchem wyjaśnień wuja Fobetora, nie mogła wypędzić z pamięci historii Lukiosa. I mniej nawet intrygowała ją część, którą opowiadał z największą swadą, ta o piratach żeglujących w łupinkach orzechów i ptakolotach ze skrzydłami z liści sałaty, o wielkiej bitwie z poddanymi Słońca. Ona najchętniej wracała do początku, do myśli o statku, żeglującym majestatycznie w kosmosie na tle gwiazd.

Zamyślona, nie zauważała upływu czasu. Z marzeń wyrwał ją dopiero okrzyk wuja:

– A co to jest, na litość Zeusa?!

Marzenie w świecie marzeń sennych to niebezpieczne zajęcie. Fantasis miała za zadanie wpasować się w sen, jeden z cyklu o trzeciej wojnie, odgrywając wzorzec kore en anija: cierpiącą młodą kobietę, która potrzebuje ratunku i której tragedia podkreśla ponurość sennej wizji. Każdy śniący wypełniłby archetyp po swojemu, zobaczył w niej tę, której w tej wizji chciał i bał się ujrzeć…

Tę postulowaną uniwersalność, jednakowoż, nieco psuł fakt, że Fantasis, grając swoją rolę, nie przestawała myśleć o opowieści Lukiosa. W efekcie jej kore en anija była, owszem, drobna i odziana w łatwą do zastąpienia czymkolwiek białą szatę, ale jakimś cudem, zamiast wpasować się w dekoracje stryja, otoczyła się własnymi: stała na pokładzie korabia żeglującego wśród gwiazd, a wokół niej dziwaczni wojownicy z opowieści podróżnika po niebie strzelali do siebie słonecznymi promieniami. Jakby nie do końca o to w oryginalnym pomyśle na ten sen chodziło. Na dodatek okazało się, że Fantasis odziedziczyła talent po stryju Morfeuszu: jak już coś umieściła we śnie, żadną miarą nie dało się tego usunąć.

Innymi słowy, klapa.

 

Po tym, jak zniszczyła sen przygotowywany miesiącami, ojciec i stryjowie uznali, że może lepiej byłoby, gdyby Fantasis zajęła się czymś innym.

– Może inna twórczość, tylko niekoniecznie w dziedzinie snów? Jesteś w końcu córką Femis, bogini pięknego języka i słów, może by ci spasowała rola bogini od jakiegoś kawałka poezji? – zapytała Persefona, kiedy Fantasis przyszła do pałacu na urodziny Melinoe, a ojciec uznał, że opowiedzenie gościom o katastrofalnym pierwszym dniu pracy będzie świetnym żartem. – Mogłabym cię przedstawić paru osobom. Meli nie chce wybrać się ze mną na górę…

– Ja bym nawet i poszła, gdybyś obiecała, że nie będzie tam dziadko–taty – mruknęła Melinoe pod nosem, potrząsając grzywą włosów, z powrotem czarno– białych.

– Ale może ty byś chciała? – kontynuowała władczyni zaświatów.

Oczy Fantasis zrobiły się wielkie, okrągłe i czarne jak wody Styksu o północy.

– Mogę? – zapytała, sama nie będąc pewna, do kogo mówi. Do ojca? Do babki? Do królowej?

Persefona przegarnęła jasne loki, poprawiła diadem zdobiony czarnymi różami i kwiatami granatu. Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Fobetorowi, który już miał się odezwać, po czym odwróciła się do dziewczyny.

– Oczywiście, że możesz – powiedziała z łagodnym uśmiechem.

 

Fantasis nie mogła doczekać się pierwszego dnia wiosny. Spakowała się już wcześniej i odliczała noc za nocą, żeby w końcu opuścić, choć na chwilę, podziemie.

– Oczywiście, na początek coś prostego – zarządziła Persefona, kiedy szły w kierunku bramy na Tajnaronie. ‘

Oprócz Fantasis i królowej w orszaku była spora grupa nimf podziemnych wód, jeden czy drugi senny koszmar i wlokąca się za nimi, choć z całą pewnością nie zaproszona, oślica Oknosa.

 – Przejdziemy się po świecie, a potem ja pojadę na Olimp, a ciebie zostawię na Anthemusie, wyspie Syren. Tam nie ma ludzi, jest spokój, samo porządne towarzystwo. Syreny to moje dawne nauczycielki, powinnyście się bez problemu dogadać, a zawsze im się przyda nowa chórzystka, choćby i na krótko. Zobaczysz, jak się z taką pracą czujesz, a jak ci się nie spodoba, to jesienią wrócisz ze mną do domu – powiedziała królowa, kiedy stały już przed bramami.

Dwoje bowiem jest wrót, którymi sny niepewne / mogą wyjść na ten świat: te z kości słoniowej, te z rogu, przypomniało się Fantasis. Wiedziała, że wyjdą bramą z rogu, tą dla snów wieszczych i postaci prawdziwych. Powinna się cieszyć, że wreszcie zobaczy świat, ale nagle ogarnęła ją gwałtowna tęsknota: wejść w bramę z kości słoniowej i wyjść nie– sobą w nie– świat, w historie zmyślone, nieprawdziwe, niepodległe żadnym zasadom oprócz tego, co ona sama będzie mogła wymyślić.

– Chodźmy – skinęła Persefona i nimfy, koszmary, oślica i Fantasis ruszyły za boginią, by wyłonić się z ciemności zaświatów w światło wiosennego dnia na peloponeskim brzegu.

 

Świat podsłoneczny olśnił Fantasis, ale też, czego się nie spodziewała, wzbudził w niej tęsknotę. Zakochała się w kolorach morza i w bieli skał. Podczas krótkiej podróży z Persefoną z zachwytem podglądała ludzi i ich wynalazki. Nie mogła oderwać wzroku od kolorowej maszyny, która kręciła się, unosząc ze sobą drewniane magiczne stwory i barwne koniki. Siedziały na nich dzieci śmiertelników i piszczały z radości.

– Ludzie umieją latać? – spytała boginię.

– Zaczynają – pokiwała głową Persefona. – Do Księżyca jeszcze im daleko, choć mam wrażenie, że Mojra coś wspominała, że jest szansa. Nie mam pojęcia, czemu, ale wspomniała w tym kontekście imię „Apollo”, choć, za Zeusa, co on miałby robić w ciemnej pustce poza Ziemią, nie mam pojęcia…

Kiedy przyszedł czas rozstania, Persefona osobiście odwiozła młodą boginkę na wyspę Syren i zostawiła ją tam ze swymi dawnymi nauczycielkami (i z oślicą, za którą wszyscy jakoś czuli się odpowiedzialni).

– Przeszkólcie ją, moje drogie – powiedziała na pożegnanie. – Dziewczyna potrzebuje pracy, a coś mi mówi, że u was ją znajdzie. No to pa, wpadnę jesienią, żeby się dowiedzieć, jak postępy!

Kiedy nadeszła jesień i Persefona w ostatnim dniu pobytu na ziemi zajrzała na Anthemusę, zastała Fantasis spakowaną i gotową do drogi.

– Nie chcecie jej? – spytała, kiedy wieczorem zasiadły z syrenami przy kieliszku musującego wina. Trzy mistrzynie usadowiły się leżakach a młodsze pokolenie, syreny– uczennice, rozsiadły się na kocach i stołeczkach.

Fantasis teoretycznie została posłana na pożegnalny spacer, ale nikt nie powiedział, jak daleko ma odejść. Schowana w kępie cyprysów, podsłuchiwała całą rozmowę.

– Mała ma talent – powiedziała pojednawczo Leukozja, najstarsza z syren. – W sumie… nie jesteśmy z niej niezadowolone, że tak powiem. Znakomicie szło jej uwodzenie i oczarowywanie, potrafiła wciągnąć śmiertelników w swoją pieśń tak, że zapominali o wszystkim na długie tygodnie.

– Ale? – zapytała Persefona.

– Ale jest… nierówna – westchnęła syrena i powachlowała się szerokimi ptasimi skrzydłami. – Nasza pieśń musi wyważyć wszystkie części, ma przecież obejmować całą wiedzę świata. Tymczasem nasza Fantasis…

– Naszą Fantasis interesowała tylko moja część – westchnęła najmłodsza z sióstr, Ligeja. – Przyszłość. Muszę przyznać, że tak barwnych wizji nie umiała stworzyć ani żadna z nas, ani uczennice, które brałyśmy w ciągu stuleci. Pod tym względem było wręcz bosko. Niestety, jej pieśni o przeszłości i teraźniejszości były… dziwne. I niewłaściwe.

– Jak to? – Przez ciemne gałązki Fantasis widziała, jak Persefona zmarszczyła brwi, podnosząc do ust kieliszek pełen prosecco.

– Niepodobne do prawdy – wyjaśniła trzecia z Syren, Aglaope. – Mamy przechowywać i powtarzać wiedzę o świecie, o tym, co było, jest i będzie. Śmiertelników ta wiedza przewyższa i tracą od niej rozum, wszyscy…

Urwała. Odchrząknęła.

– W każdym razie, pomijając tego konkretnego śmiertelnika, o którym tutaj nie rozmawiamy, ta pieśń zasadniczo przyprawia ich o szał tęsknoty i w sumie, jakby, no, zabija. No i dobrze, w sumie, martwi śmiertelnicy mają swoje zastosowania, a my i tak zasadniczo nie śpiewamy dla nich. Ta pieśń jest wieczna i niezmienna, choć rozbudowywana o nowe opowieści. Bóstwa wód, rzek, strumyków, górskie nimfy… Od kogo mają się uczyć, jak nie od nas? – spytała i z przejęcia uniosła się na kilka stóp w górę.

– Jasne – Persefona pokiwała głową. Znała tę argumentację z czasów własnej współpracy z Syrenami. – A Fantasis?

– A Fantasis ją zmieniała. Opowiadała własne historie, i to całkiem nieprawdopodobne, nawet nie zbliżone do tego, co się zdarzyło – wyjaśniła Leukozja. – Póki tworzyła wizje przyszłości, znakomicie. Ale to, co kreowała w przeszłości i teraźniejszości…

– Katastrofa – pokiwały głowami trzy siostry.

– I nie miała ochoty zabijać śmiertelników – dorzuciła z tyłu jedna z młodszych syren.

– Cicho, Raidne – fuknęła Aglaope.

– No, ale przecież nie miała. Chciała tylko, żeby słuchali jej pieśni, karmiła ich i poiła, byle siedzieli i wytrzymali do końca! – wykrzyknęła Raidne z oburzeniem.

– Tak było? – spytała Persefona z westchnieniem.

Syreny tylko pokiwały głowami.

 

Następnego dnia, kiedy schodziły do jaskini przy źródłach Acherontu, by z powrotem wkroczyć w zaświaty, bogini zapytała:

– I jak ci się podobało na Anthemusie?

– Bardzo – przyznała Fantasis nieco zbyt entuzjastycznie. – Syreny były wspaniałe. Wiele się nauczyłam. Tylko…

– Tylko to też nie jest praca dla ciebie – stwierdziła bogini.

Fantasis bez słowa potwierdziła.

Z powrotu córki w zaświaty bardzo ucieszył się Fobetor – najwyraźniej nudziło mu się w pustym domu, a towarzystwo braci i kuzynostwa nie wystarczało. Sama Fantasis też jednak, choć zachwycona światem podsłonecznym, z zadowoleniem przywitała rodzinne strony. Ciemności Hadesu były jej domem. Kochać podróże, zachwycać się dalekimi krajami, ale swojskie podziemia, dolinki pełne potworów, wycie Cerbera i śpiew nocnych skowronków wydawały się tłem, bez którego nie mogła tak naprawdę znaleźć tonu w swoich pieśniach i opowieściach, ukazać w pełni tego, co chciała przedstawić.

No i była Melinoe. Przez całą wiosnę, lato i jesień, kiedy się nie widziały, Fantasis zdążyła solidnie stęsknić się za przyjaciółką.

Spotkały się od razu pierwszego dnia po powrocie, nad brzegiem Styksu, wśród pachnących odurzająco lotosów i asfodeli.

– I jak ci minęły wakacje z moją mamuśką? – spytała Melinoe.

Siedziała nad samą wodą, owinięta w najnowszą jaskrawo pomarańczową szatę i rzucała kamyczkami w czarne fale.

– Spoko – mruknęła Fantasis, po czym dodała:

– Tylko pracę zawaliłam. A ty jak?

– Też okej – odpowiedziała Melinoe i po chwili dodała:

– Twój stary mnie przyjął do roboty. Wiesz, przy snach. Teraz jestem boginią koszmarów.

– Gratki – westchnęła Fantasis. – Na pewno idzie ci lepiej niż mnie.

Przez chwilę siedziały w milczeniu, słuchając szumu wody i zawodzenia jakiejś nimfy– płaczki nad brzegami Kokytosu.

– A nie pomogłabyś mi? – spytała Melinoe.

Fantasis spojrzała na przyjaciółkę.

– W czym? – spytała.

– No wiesz. W sprawie snów.

Melinoe przeczesała palcami czarno– białą grzywkę, bladą jak kość twarz zwróciła ku Fantasis.

– Jest tak – westchnęła. – Jestem po prostu doskonała w zamienianiu zwykłych rzeczy w przerażające. Twój ojciec mówi, że mam czysty martwy talent. Potrafię tak ukazać kawałek drewna, że śmiertelnikowi przez miesiące będzie się śniło, że wyłazi z niego mordercza lalka. Tylko… tylko czegoś mi brakuje. Po prostu biorę te przedmioty i nie wiem, w co z nimi iść. Jasne, część sobie ofiary same dopowiedzą, ale coś im muszę dać. Na razie mi parę razy wyszło, bo mi się trafili wyjątkowo podatni śmiertelnicy: ten od lalki, drugi, który wierzył w wychodzące z grobu ożywione trupy, no wiesz. A jakbyśmy tak… razem myślały nad tymi wizjami, które by się skojarzyło z przedmiotami… Ty jesteś w tym świetna.

– Serio? – spytała Fantasis. Nigdy nie sądziła, że jest w czymkolwiek świetna.

– Twoje historie i moja groza, to będzie coś zupełnie nowego! – zawołała Melinoe i z przejęcia aż podskoczyła, strącając do wody małą lawinę kamyków.

– Przestaniecie mi śmiecić w domu?! – rozległo się z głębi rzeki wołanie. – Niech no ja was dopadnę…

Dziewczyny zerwały się na równe nogi i uciekły. Awantura z boginią Styks nie była tym, na co miały jakąś szczególną ochotę.

 

Współpraca z Melinoe układała się bardzo dobrze (udał się nawet koszmar o oślicy, która poślubiła smoka) i Fantasis czuła, że to mogłaby być część jej powołania, ale tylko część. Miała niedosyt, a jednocześnie zastanawiała się: a może przesadza? Może po prostu powinna zostać asystentką Meli, tak jak matka była współpracownicą babki Pejtho, i przestać się zastanawiać nad tysiącem możliwych i niemożliwych opcji?

Ponieważ za nic w świecie nie mogła zdecydować, czego chce, zrobiła to, co w tej sytuacji miała zwyczaj robić od dzieciństwa: poszła do babci.

Pasithea, dawna Charyta, obecnie mieszkanka zaświatów i bogini głębokiego odpoczynku (co czyniło ją jednocześnie najwybitniejszą wśród nieśmiertelnych specjalistką od substancji psychoaktywnych) podała ulubionej wnuczce ciasteczko z marihuaną i zapytała:

– Jak ci mogę pomóc?

– Ja… ja… ja nie wiem, czego chcę! – wykrztusiła w końcu Fantasis. – Jest mi super tutaj, wśród duchów, szkieletów i koszmarów, pod skrzydłami prababki-Nocy, ale tęsknię też za zielonymi dolinami, gdzie mieszkają elfy, driady i magiczne zwierzęta! I żałuję, że ten głupi Lukios już nie żyje i siedzi tu u nas, bo chciałabym z nim polecieć na Księżyc! Chciałabym robić dla ludzi takie sny, jak ten, co go skopałam, a którym tata chciał ich straszyć, ale też bym chciała jak ty, żeby brali te moje historie i robiło im się dobrze! Albo jak wtedy, kiedy śpiewałam pieśni Syren o przyszłości i śmiertelnicy mnie słuchali, jakbym ja była Kirke, a oni towarzyszami kuzyna Ody… Ups, to chyba nie najlepsze porównanie.

Pasithea wyciągnęła smukłą dłoń i pogładziła dziewczynę po policzku.

– Wiesz co? – powiedziała. – Mam taką propozycję. Niedługo to z kolei ja wychodzę do podsłonecznego świata, na Olimp, na imprezę z siostrami i dawną szefową. Mogę cię zabrać ze sobą. Spotkasz tam swoją drugą babcię, spotkasz pewnie i mamę, ale przede wszystkim tym razem to ja cię komuś przedstawię.

 

Fantasis z zachwytem i przejęciem rozglądała się po łąkach Parnasu. Wczesnowiosenna zieleń mieszała się tu z żywymi barwami kwiatów, ciemnym kolorem cyprysów i różowymi chmurkami kwitnących migdałowców. Nad sielankowymi łąkami górowały poszarpane krawędzie skał. Gdzieś obok toczyło się życie śmiertelników, w miasteczku trwały jakieś wykopaliska, ktoś się kłócił, ktoś śpiewał – ale tu, na świętych zboczach góry poetów, czas się zatrzymał.

Pasithea rozejrzała się, podeszła do rozłożystego dębu i usiadła w jego cieniu.

– Zaraz przyjdą – powiedziała z uśmiechem.

Jak na zawołanie z lekkiej porannej mgły wyłoniły się dwie kobiety: obie młode, ale poważne, jedna w długich szatach, druga w eleganckim żakiecie i spódnicy.

– Dzień dobry! – zawołała pierwsza z nich do Pasithei. – Jak się miewasz, moja droga? A ta dziewczyna… to ta dziewczyna, o której mówiłaś? Z Hadesu?

– Klio, Uranio, jak miło was widzieć – Pasithea wstała i serdecznie uściskała obie nowoprzybyłe.

Fantasis stała, onieśmielona i niepewna, co w zasadzie powinna robić w towarzystwie Muzy historii i Muzy astronomii.

– Pamiętacie – spytała Pasithea – jak się skarżyłyście, że świat się zmienia, ludzie wymyślają nowe sztuki i nowe pisma, a Muz nie przybywa? No więc chyba mam dla was kandydatkę. Wydaje mi się, że w zmieniającym się świecie nasza Fantasis będzie miała komu patronować…

– Eee… cześć? – wydukała Fantasis, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

Muzy uśmiechnęły się do niej.

– Chodź – skinęła głową Urania. – Opowiesz nam o tych twoich pomysłach.

Koniec

Komentarze

Kłaniam się.

Miło mi, że jako pierwszy zostawiam ślad po przeczytaniu tekstu, który wprawił mnie w wyśmienity humor. Ta przepyszna galeria bogiń, no, przeważnie bogiń, ponieważ jakoś niewielu facetów zaszczyciłaś uczynieniem z nich ważnych postaci. Chociaż przyznać trzeba, że znacząco wpłynęli na swoiste poszukiwania przez Fantasis właściwego miejsca w panteonie i właściwej roli.

Połączenie Klio i Uranii jako źródeł fantastyki jako takiej, moim zdaniem, bardzo trafne. Sięga się we fantastyce, przynajmniej w tej nie wyłącznie baśniowej, po historie i po astronomię, szeroko rozumiane. Motywy ogólne, historie alternatywne, loty w kosmos i odkrywanie innych światów. Ale, jeśli o mnie chodzi, zabrakło mi boga lub bogini, “Muza” lub Muzy od techniki. Cóż, wielce szanowni starożytni Grecy takowej / takowego nie mieli. Ale przecież miałaś pełne prawo stworzyć taką / takiego, jak stworzyłaś Fantasis…

Dziękuję za dobry początek reszty dnia. :-)

Pozdrawiam – Adam

 

PS. We wstępie pisałaś o błędach. Zauważyłem dwa, więc właściwie nie ma o czym gadać. Chyba że inni znajdą więcej.

Nie no, Grecy jak najbardziej mieli bóstwa od techniki: z postaci bez mitu, znanych tylko jako alegorie, była bogini Techne, opiekunka wszelkich rzemiosł, od rysunku do budowy statków :). Z bóstwa głównych bogami techniki byli Atena (jako twórczyni m. in. cudownego okrętu Argo, który osobiście zbudowała) i Hefajstos (którego wynalazki – te, które można byłoby nazwać technicznymi – są naprawdę bardzo liczne: psy-roboty, roboty humanoidalne, latający tron…). W sumie można byłoby tu dorzucić jeszcze Cyklopów i Telchinów, choć to bardziej inżynierowie-wykonawcy niż projektanci.

Przepraszam za wykład, ale – jako że ja mitologię po prostu na co dzień wykładam – trudno mi się oprzeć XD

Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że czytało się przyjemnie. Chciałam dać Fantasis inspiracje, które kojarzyły mi się z fantastyką: fakt, że wychowała się w zaświatach wśród dziwnych stworzeń i istot, rozmowę z bohaterem “Historii prawdziwej” Lukiana, czyli pierwszego znanego nam opisu lotu na Księżyc, pokrewieństwo z bohatereme pierwszej opowieści przygodowej – Odyseuszem, znajomość pieśni Syren mówiącej o przyszłości, ale i alternatywne wersje przeszłości, jakie bohaterka opowiadała, śpiewając, matkę boginię słów i języka, pokrewieństwo z Morfeuszem i Snami, w końcu – te akurat dwie Muzy. Sama się nieźle bawiłam, pisząc, mam nadzieję, że czytającym ten tekst (mający charakter czystej zabawy z mojej strony) też sprawi przyjemność.

ninedin.home.blog

Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś rodowód Fantasis – na początku przywołujesz sporo bóstw, kreśląc połączenia rodzinne i zawodowe, dodatkowo przybliżając, czym zajmują się poszczególni członkowie familii. Treściwe, ale przejrzyste.

Fajną wymyśliłaś tę Fantasis – jest zadziorna i bezpośrednia, ale też zagubiona i oderwana od rzeczywistości. Trudno znaleźć dla niej miejsce, zwłaszcza, że ona sama nie potrafi się określić, a ma na tyle śmiałości i odwagi, by szukać swojego miejsca do skutku.

To, że właśnie tym tekstem powróciłaś do pisania fantastycznych opowiadań, powinno dobrze wróżyć. Bardzo przyjemna lektura.

Pozdrawiam!

Dziękuję! Wyłapałeś to, jak chciałam tę postać skonstruować, więc bardzo się cieszę, że się udało. I dziękuję za optymizm :)

ninedin.home.blog

Zabierała się właśnie za projekt drugiej stronę swojego nowego komiksu

Ninedin, jak misię świetnie czytało. Taki słoneczny poranek z takim opowiadaniem po prostu, jak młody eukaliptus na śniadanie. Nie umie miś merytorycznie uzasadnić klika, ale go daje, może przejdzie.

Mistrzowskie poruszanie się wśród bogiń, wprowadzenie Fantasis i uczynienie jej, tak wspaniale pasującą do swego posłannictwa, mniam. Miś teraz będzie wiedział, którą muzę błagać o pomoc w trudnych chwilach tworzenia.

Dziękuję, Misiu. Babole staram się sukcesywnie poprawiać, a miłe słowa zawsze przyjemnie czytać – mnie z kolei poranek uprzyjemnił twój komentarz.

ninedin.home.blog

Super. :D Na początku trochę trudno było ogarnąć, kto jest kim, ale później czytało się przeprzyjemnie. Najbardziej podobały mi się nawiązania do poszczególnych tematów poruszanych przez fantastykę – prawie każda postać, którą Fantasis spotyka w czasie swoich życiowych poszukiwań, reprezentuje jakiś. Jeśli mogę pociągnąć gdybanie dalej, to wyobrażam sobie, że jej potomstwem było pięćdziesiąt bogiń opiekujących się różnymi podgatunkami literatury fantastycznej. ;)

Opowiadanie zgłaszam do Biblioteki, a Muzie wyobraźni wznoszę ołtarzyk na biurku.

(EDIT: Tę pierwszą czynność wykonam, jak się przesiądę na drugi komputer. Coś mi się pochrzaniło z przeglądarką i nie mogę dodawać komentarzy…)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@SNDWLKR:

Najbardziej podobały mi się nawiązania do poszczególnych tematów poruszanych przez fantastykę – prawie każda postać, którą Fantasis spotyka w czasie swoich życiowych poszukiwań, reprezentuje jakiś.

W to celowałam, fajnie, że wyszło :)

Dziękuję za lekturę i miłe słowa.

Dobry pomysł z tymi córkami (które na dodatek wiecznie podkradają jedna drugiej zabawki i się wymieniają ciuchami XD). Zdradzę zresztą, że w końcu z tego zrezygnowałam, ale chciałam zrobić w tekście jeszcze jeden żart i kazać jej zakochać się w pewnym bardzo mało znanym herosie (Onejrosie, zapomnianym synu Achillesa), żeby dodatkowo uzasadnić heroic fantasy, więc pomysł z córkami całkiem by do pasował.

ninedin.home.blog

Przeczytałem. Wartkie i bez znaczących potknięć, sama przyjemność. Taka próba stworzenia mitu założycielskiego literatury fantastycznej – na martwej tkance kulturowej, więc oczywiście bez znaczenia duchowego, ale koncepcyjnie (o ile potrafię ocenić) całkiem udana. Dobrze wiedzieć, że tę mitologię na co dzień wykładasz, bo już się martwiłem, czemu nie rozpoznaję znacznej części postaci, skoro miałem się za obeznanego z mitologią grecką. Motyw rozszerzenia panteonu Muz nie jest całkiem nieznany (przypominam sobie Dziesiątą Muzę Staffa, pomijając znane powiedzonka o kinie czy telewizji), ale tutaj chyba nowatorsko rozegrany. Chociaż mogę się mylić, nie czytam znów tak wiele, aby wiedzieć na pewno, czy nie było gdzieś czegoś podobnego.

W warstwie fabularnej też daje do myślenia. Główna bohaterka poszukuje pracy, próbuje tego i owego, nie trafia (brak kwalifikacji psychologicznych na krwiożerczą syrenę?), wreszcie jej się udaje i ma wszelkie szanse na satysfakcjonujące życie. Czytelnik może stąd pobrać naukę, że jeżeli ma się zamożną i wspierającą rodzinę, nie warto chwytać pierwszego lepszego zajęcia ani też całkiem rezygnować z poszukiwania go, lecz właśnie próbować różnych rzeczy do skutku. Inna rzecz – na ile to uniwersalny morał, ilu ludzi jest w podobnie komfortowej sytuacji?

Uderzyło mnie też i to, że w całym tekście nie widać śladów żadnych większych niesnasek pomiędzy bóstwami. Owszem, nawet jeżeli postrzegają upływ czasu inaczej niż my, dwa i pół tysiąclecia to dużo miejsca na naprawę stosunków, ale wszyscy się parami pojednali i nie rozwinęli żadnych nowych sporów? Persefona wciąż przebywa po połowie na Olimpie i w Podziemiu, ale Hades i Demeter nie próbują już odnowić waśni i pozabijać się nawzajem przy pierwszym użytecznym pretekście? Zważywszy na Twoją nieporównanie większą wiedzę o mitologii, trudno mi ustalić, czy tutaj też próbowałaś zmieścić jakieś przesłanie, czy po prostu tekst skupiał się na innych detalach. I właśnie – upływ czasu. Z jednej strony piszesz, że w czasie trwania akcji ludzie nie znają jeszcze podróży kosmicznych i komiksów, z drugiej – wspominasz Koszmar z ulicy Wiązów, Shreka, a bohaterki posługują się gwarą młodzieżową bliską współczesnej. Mam wrażenie, że może to być trochę niespójne.

Błędy raczej nieliczne, a jeżeli już, to przeważnie tylko typografia:

Mama, Femis, z kolei rzadko bywała w domu, bo po ślubie nie rzuciła pracy w sekretariacie własnej matki, Pejtho, Cóż, bogini namowy i przekonywania była równie rozchwytywana, jak przed wiekami.

Po przecinku wielką literą?

Zjadła lunch na Ulicy Wiązu, budząc ze snu drzemiące pod liśćmi olbrzymiego drzewa ożywione koszmary

Czemu “Ulicy” wielką?

zasada znana wszystkim w zaświatach brzmiała „Nie mówimy o Minthe, nie, nie, nie!’

Rzeczywiście, i mnie nikt o niej nie mówił, ale cudzysłów wyszedł jakiś nierówny.

Fantasis miała za zadanie wpasować się w sen, jeden z cyklu o trzeciej wojnie, odgrywając wzorzec kore en anija: cierpiącą młodą kobietę, która potrzebuje ratunku i której tragedia podkreśla ponurość sennej wizji. Każdy śniący wypełniłby archetyp po swojemu, zobaczył w niej tę, której w tej wizji chciał i bał się ujrzeć…

Aż spytam z ciekawości: czy to Twój własny pomysł, czy anglojęzyczna damsel in distress rzeczywiście jest dosłowną kalką jeszcze starogreckiego wzorca postaci?

– Ja bym nawet i poszła, gdybyś obiecała, że nie będzie tam dziadko–taty

Wewnątrz wyrazu dywiz, nie myślnik.

potrząsając grzywą włosów, z powrotem czarno– białych.

A tutaj ponadto zbędna spacja.

– Oczywiście, na początek coś prostego – zarządziła Persefona, kiedy szły w kierunku bramy na Tajnaronie. ‘

Jakiś samotny apostrof Ci się urwał ze smyczy.

Trzy mistrzynie usadowiły się leżakach a młodsze pokolenie, syreny– uczennice, rozsiadły się na kocach i stołeczkach.

Pomijając powracający błąd z myślnikiem, brakuje przecinka przed a, które nie jest tu przecież spójnikiem łączącym, lecz rozdziela części zdania o rozbieżnych orzeczeniach.

I na koniec – a zauważyłem to dopiero przy kolejnym przejrzeniu – bardzo mi się podoba Twoja interpretacja, dlaczego pieśń Syren zabijała.

 

Pozdrawiam serdecznie i odpełzam nominować do Biblioteki!

Drogi Ślimaku, dziękuję za uwagi!

Po pierwsze, dziękuję za wskazanie błędów – zaraz je poprawię. Ta pauza przed myślnikiem to coś, co sama sobie zrobiłam – mechanicznie zamieniałam półpauzę na myślnik, w tzw. międzyczasie zrobiłam coś dziwnego ze spacjami i nie wszystko potem wyłapałam. Mea culpa, poprawię.

Po drugie – spory między bogami. Bogowie zawsze się spierają i zawsze godzą: Hera jednego dnia wyzywa Apollina od oszustów i fałszywych typów (w “Iliadzie”, kiedy się awanturują o los Troi), drugiego – spiskuje z nim w celu obalenia Zeusa. Demeter jest wściekła na Hadesa za uprowadzenie córki, ale jednocześnie pozostaje Demeter Eleuzyjską, boginią prowadzącą dusze w zaświaty. Mogłam oczywiście ograć tu mocniej konflikty między bogami (jest w sumie tylko kąśliwa uwaga Melinoe o Zeusie, jej jednocześnie dziadku i ojcu), ale szczerze mówiąc, trochę się obawiałam dodawania JESZCZE WIĘKSZEJ ILOŚCI IMION i postaci :)

A w ogóle to dziękuję i cieszę się, że się sympatycznie czytało.

ninedin.home.blog

No, kurczę, myślałam, że znam mitologię, a właśnie mi pokazałaś. że guzik, a nie znam ;) Wujek Gugel miał sporo roboty, ale to dobrze, bo oprócz rekreacyjnego, opko ma walor poznawczy :)

Podobało mi się. Fajna lekka historia o odkrywaniu własnego powołania. Ciekawie pozazałaś fascynacje Fantasis kolejnymi opowieściami, które reprezentują podgatunki fantastyki. Podobały mi się nawiązania do współczesnej literatury i historii. Tekst Persefony o Apollo – fantastyczny, lunch na Ulicy Wiązów – no, uśmiechnęło mi się, podobnie jak przy ciasteczku z marihuaną :) Widać, że fajnie się bawiłaś i fajnie też wyszło :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, jejku, fajne. Mamy muzę fantazji. Dla mnie ciutkę przegadane, za to panteon błyszczał, ciagle googlowałam, bo ja z tych nieznających się zupełnie "na". Jakby wyłączono zasilanie mam na podorędziu kilka, może więcej, słowników i innych takich.

 

Skarżypytuję. Pisz. 

 

Drobiazgi;

,ani,(-,) jak główny aktor, Morfeusz,(-,) ciągle zmieniać postaci i tworzyć materii snów.

Może by odpuścić te przecinki, ale ze mnie żaden językoznawca, więc nie wiem?

,Przydasz się, dodasz młodzieńczego ducha – powiedział, poprawiając czarne skrzydła. –

Skreślenie usunęłabym.

,Morfeuszowi z kolei one wychodzą świetnie, ale nawet on nie udźwignie wszystkich postaci we wszystkich snach.

Tu może też usunęłabym, ale to betka, bo rozumiem, podążam i chcę czytać dalej.

,No(+,) okej, spróbuję – mruknęła Fantasis bez przekonania.

Tarninowy przecinek, ma rację. ;-

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Asylum, dziękuję za poprawki, wprowadzę wszystkie jak najszybciej :) I ja też uwielbiam słowniki mitologiczne, mam ich sporo dla różnych kultur – ale niestety, ten najpotężniejszy grecko-rzymski (7x po około 1200 stron) tylko online :(

 

@Irka_Luz: cieszę się, że się przyjemnie czytało. Ja rzeczywiście – to się pojawiło też w jednym z poprzednich komentarzy – mieszam z chronologią. Zakładam, że w “naszym" świecie jest jakiś sam koniec XIX/początek XX wieku, moment, kiedy tekstów fantastycznych jest coraz więcej i przydałaby ium się własna Muza. Natomiast Zaświaty są bezczasowe i istnieją w nich archetypy wszelkich opowieści – opowieści, które potem Fantasis zaniesie ludziom, a oni je przetworzą. Starałam się przy tym zaczepić je w w mitach. Ulica Wiązu jest z Koszmaru, wiadomego, ale też z Wergiliusza, u którego w centrum Hadesu rośnie olbrzymi wiąz, a pod każdym jego liściem śpi jeden senny koszmar; o zmroku stadem czarnych ptaków wylatują z Hadesu do naszego świata. Wspomniana przez Hermesa idea walki z żelaznymi ludźmi to opowieść o Medei i Talosie (Apoloniusz Rodyjski), przeklęty złoty klejnot, którego wszyscy pożądają, a on przynosi nieszczęścia, to naszyjnik Harmonii, znany z dzieł poetów tragicznych, prastare istoty na dnie morza to pierwotny bóg Pontos i wielokształtni morscy starcy, jak Forkys, znani np. z Iliady – a jednocześnie, oczywiście, piję tu opowieści o robotach i buncie maszyn, do Jedynego Pierścienia, do Cthulhu w zaginionym mieście R’lyeh. Takich aluzji jest więcej i bardzo mnie bawiło komponowanie ich tak, żeby pasowały i do Grecji, i do fantastyki. Wyjątkiem jest oślica i smok, bo to jest kontynuacja ciągniętego najpierw w opowiadaniu “Nocny skowronek”, a potem tutaj dowcipu z Oknosem, dziwnym bóstwem frustracji i wahania, i jego oślicą, która łazi po Hadesie i włazi wszystkim w drogę. Lubię ten motyw mityczny i lubię Shreka, tu więc złamałam zasadę, że musi być _naprawdę_ zakorzenione w micie :)

ninedin.home.blog

Ech, no, trzeba będzie przysiąść nad mitologią i w ogóle starożytnymi. Tylko kiedy? Fajnie, że wyciągasz te mity z zapomnienia i fajnie, że jeszcze tłumaczysz :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A ja sobie powoli piszę książkę popularnonaukową “Pomniejsze bóstwa, czyli nieznany panteon Greków i Rzymian”, i tam o nich wszystkich będzie :)

ninedin.home.blog

To daj znać, kiedy wyjdzie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pisz powoli, podług siebie, aby tylko postępowało naprzód. Krzywię się, gdy widzę ‘naprzód’, bo najchętniej zrobiłabym wtedy  ‘cofkę’, lecz nie rób tego, kontynuuj. Nie znam Greków i Rzymian, ale z tymi pomniejszymi chętnie się zapoznam. ;-) Aczkolwiek, wiem, jednostka nic nie znaczy, lecz kurcze pisz!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Piszę sobie, a przy okazji to pisanie nie-fikcji ruszyło mi w końcu opcję pisania – ponownie – fikcji. Nawet sobie nie zdawałam sprawy,

a) ile mam rozgrzebanych opowiadań, nieraz w 80% gotowych, a nieskończonych, pisanych głównie na forumowe konkursy – nazbierało się około dziesięciu z ostatnich paru lat;

b) że mi tego pisania fikcji aż tak brakowało.

Może i dlatego ta Muza tak mi podeszła jako temat, natchnienia mi było trzeba XD

ninedin.home.blog

Trzy mistrzynie usadowiły się (+na) leżakach a młodsze pokolenie, syreny– uczennice, rozsiadły się na kocach i stołeczkach. 

Siedziała nad samą wodą, owinięta w najnowszą(+,) jaskrawo pomarańczową szatę i rzucała kamyczkami w czarne fale. 

Czy jaskrawopomarańczowy nie powinno być razem? Jako przymiotnik złożony z członów nierównorzędnych znaczeniowo? Bo jaskrawy dookreśla pomarańcz… – Mogę się mylić, chętnie się dowiem. 

Twój ojciec mówi, że mam czysty(+,) martwy talent. 

Bardzo przyjemnie mi się czytało. Ciekawe opowiadanie z dużą ilością informacji do odświeżenia. Może trochę młodzieżowe słowa mnie raziły, ale później się przyzwyczaiłam. Jak zaczniesz produkcję posążków, chętnie zakupię. 

Podobało się! 

 

@ M. G. Zanadra

 

Dziękuję za wizytę! Z tym młodzieżowym slangiem to ja mam pewną idee fixe: zakładam, że w tego typu bezczasowym świecie postacie mają rozmawiać ze sobą w sposób, jaki oddaje ich charaktery i stosunek do życia (w sumie w tekstach historycznych też robię :D ).

Ja na co dzień uczę greki i łaciny i Bogiem a prawdą nie mogę już znieść tego, że mamy (nie tylko studenci, my fachowcy też) jakoś dziwnie wdrukowane, że tekst łaciński/grecki zawsze tłumaczymy, używając wysokiego rejestru i kompletnie archaicznych “wszelako”, “jakoby”, “niewiasta”, “pojąć za małżonkę” itd. No jasne, JEŚLI AUTOR TAK PISZE (a trochę takich mamy), archaizuje, pisze podniosłym stylem, to tak trzeba. Ale jak np. mamy Plauta, komediopisarza, który mówi, jak chodzi o ton, coś w rodzaju “nie podrywaj tej laski, bo ci jej ojciec przyłoży”, a ja dostaję przekład “odstąp od konkurów do owej dziewicy, bo ci jej rodzic kości wszystkie porachuje”, to mnie coś skręca. Te dawne języki też miały różne rejestry, i jak po łacinie bohater mówi coś w rodzaju “wyjazd z mojego domu”, to “opuść me progi” jest takim samym błędem w tłumaczeniu, jak przełożenie tego przez znaczne mocniejsze “wypie*dalaj”. i dlatego moje postacie antyczne rozmawiają współczesnym językiem, choć używają czasem specjalistycznych antycznych określeń – ja sobie wyobrażam, jak one mówią, i “przekładam” to na polski tak, żeby czytelnik dostał ton i sposób rozmowy, jaki sobie między nimi wyobraziłam.

ninedin.home.blog

Nieraz narzekałam na język użyty w książkach, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś tak pokrętnie mógł przetłumaczyć oryginał. Rozumiem twoje przekonania i faktycznie im dalej w tekst, tym mniej zwracałam na to uwagę, a z czasem nawet pasowało. Może czytając ciągle te wzniosłe onegdaje dałam sobie wmówić, że to jakiś wymóg.

Fajna historia. Widać, że Twój mityczny świat tętni życiem. Jest pełen szczegółów, ma określoną geografię. Jest konkretny.

Nieźle wpasowałaś nową muzę w rodzinę. Oni naprawdę wszyscy byli spokrewnieni? Bo moja wiedza w tym zakresie kończy się na Morfeuszu i Tanatosie.

Stylistycznie tekst przypomina mi mitologię w wydaniu Stephena Fry’a.

Babska logika rządzi!

Tak, oni naprawdę wszyscy byli spokrewnieni, czasem w dziwaczny sposób. A ja mam w sobie coś z hobbita: obok zamiłowania do gotowania także zaskakującą (m. in. mnie samą, nie sądziłam, że mnie to wciągnie) miłość do tablic i drzew genealogicznych.

Dzięki za miłe słowa i za klika, bo rozumiem, że to ty posłałaś tekst do Biblioteki :)

ninedin.home.blog

Jam Ci to, nie chwaląc się, uczyniła. *

Ta, dopykałam do biblio bo w porzo opko. *

 

* Niepotrzebne skreślić. ;-)

Babska logika rządzi!

To bardzo sympatyczny tekst, mocno osadzony w realiach. Gąszcz imion i liczne nawiązania do mitów mi, osobie z nimi niezaznajomionej, nie ułatwiały lektury, ale czuć w tym tekście fascynację tymi opowieściami i wielką wiedze na ich temat.

Sama opowieść jest bardzo prosta – kolejna kobieta poszukująca siebie. Ale nijak to nie przeszkadza, ten tekst nie potrzebuje dodatkowych komplikacji. Trochę przeszkadzało mi wolne tempo, gdzieś w połowie miałem drobny kryzys, bo tekst zaczął mi się ciągnąć, trochę ze względu na meandry fabuły (w tym krótkim tekście mamy przecież aż dwa fabularne ślepe zaułki).

Postać Fantasis poprawna, czuć w niej te wielkie marzenia i równie wielkie wątpliwości. Nie mam się do czego przyczepić, choć jej kreacja nie zachwyciła mnie też niczym.

Zachwycił za to język. Ogromnie podobało mi się zestawienie mitologicznego świata z lekką, wręcz młodzieżowo poprowadzoną narracją, opis rodzinnego biznesu, a dialogi kilka razy wywołały u mnie uśmiech. To bez dwóch zdań najmocniejsza strona tego tekstu.

 

Z czepów drobnych:

Ojciec zajmował się stroną techniczną – w produkowanych w rodzinnej firmie snach był scenografem, odpowiedzialnym za tworzenie wszelkich przedmiotów nieożywionych, Mogłoby się

Przed “Mogłoby się” powinna chyba być kropka.

Siedzieli razem przy stole, babcia Pasithea nalewała wszystkim makowej herbatki.

Herbatki? Oj, a nie kompociku? ;)

bo po ślubie nie rzuciła pracy w sekretariacie własnej matki, Pejtho, Cóż, bogini namowy

Tu przed “cóż” też chyba kropka.

Marzenie w świecie marzeń sennych to niebezpieczne zajęcie.

Powtórzenie celowe?

None, dzięki za wizytę i miłe słowa! Ten tekst pisany był kompletnie na luzie, bez planów i bez specjalnego myślenia o fabule. Posłałam bohaterkę w dwie ślepe uliczki, trochę dla zabawy, nie starając się sensownie myśleć o planowaniu fabuły – tekst był pisany przed siebie i bez planu. Cieszę się, że ci się dobrze czytało od strony językowej!

ninedin.home.blog

Ten tekst pisany był kompletnie na luzie, bez planów i bez specjalnego myślenia o fabule. Posłałam bohaterkę w dwie ślepe uliczki, trochę dla zabawy, nie starając się sensownie myśleć o planowaniu fabuły – tekst był pisany przed siebie i bez planu.

Nic to, nie zawsze trzeba mieć plan, to nie kryminał. ;)

Cześć, Ninedin!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Wysmażyłaś nam tu niezłe danie. Do tego w momencie, gdy przyprawiałaś je mitologicznymi postaciami, ewidentnie odleciało wieczko pojemnika i zamiast szczypty poleciała cała garść ;) Ale to nie zarzut – na początku może i miałem przesyt, ale ostatecznie wyszło fajnie.

Ciekawie powiązałaś Fantasis z innymi postaciami i przez to zaznaczyłaś gdzie fantastyka przeplata się z innymi gatunkami.

Do tego trochę humoru i voila! Mamy starożytny mit podany w nowoczesny sposób ;)

 

Pozdrawiam i nie klikam, bo już nie ma jak ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Podobało się: Właśnie takiej Muzy potrzebowaliśmy. 

Nie podobało się: Zakończenie trochę “szybko urwane”.

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Witam nowych czytelników!

 

Krokus: dzięki! Na tym mi zależało: żeby w mitologiczną historyjkę wpleść aluzje do różnych zjawisk, które tworzą dzisiejszą fantastykę :)

Olgierd Glista: dziękuję za wizytę! Cieszę się, że Muza się spodobała, a nad zakończeniem pomyślę :)

ninedin.home.blog

Zakręciło mi się w głowie od mnóstwa postaci, ale jakoś się połapałam i wszystko pojęłam. Pomysł na perypetie Fantasis szukającej pracy okazał się tak zajmujący, że obudziłaś we mnie niekłamane zainteresowanie losami młodej bogini, skutkiem czego lektura okazała się naprawdę satysfakcjonująca.

 

pra­daw­nych isto­tach śpią­cych na dnie mórz…. → Po wielokropku nie stawia się kropki!

 

„Nie mó­wi­my o Min­the, nie, nie, nie!’) → Cudzysłów zamykający jest kaleki.

 

Za­bie­ra­ła się wła­śnie za pro­jekt→ Za­bie­ra­ła się wła­śnie do projektu

 

i dra­ma­tycz­nym ge­stem wska­za­ła na nad­gar­stek. → …i dra­ma­tycz­nym ge­stem wska­za­ła nad­gar­stek.

 

wy­ja­śni­ła Fan­ta­sis.– Bije cię na łeb… → Brak spacji po kropce.

 

Teraz, słu­cha­jąc pół-uchem wy­ja­śnień wuja… → Teraz, słu­cha­jąc półuchem wy­ja­śnień wuja

 

choć, za Zeusa, co on miał­by robić… → Chyba miało być: …choć, na Zeusa, co on miał­by robić

 

Trzy mi­strzy­nie usa­do­wi­ły się le­ża­kach… → Pewnie miało być: Trzy mi­strzy­nie usa­do­wi­ły się na le­ża­kach

 

z prze­ję­cia unio­sła się na kilka stóp w górę. → Masło maślane – czy mogła unieść się w dół?

 

owi­nię­ta w naj­now­szą ja­skra­wo po­ma­rań­czo­wą szatę… → …owi­nię­ta w naj­now­szą ja­skra­wopo­ma­rań­czo­wą szatę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dziękuję za wizytę, miłe słowa i poprawki – wprowadzę je, jak tylko skończę opowiadanie na aktualny konkurs :)

ninedin.home.blog

Bardzo prosze, Ninedin. Cieszę się, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Iście fantastyczny pomysł. Fajne, choć nieco zbyt mitologiczne jak dla mnie (ktoś bardziej na bieżąc w temacie zapewne będzie miał większa frajdę z lektury). Nie pamiętałem wszystkich muz i pomniejszych postaci i miejscami natłok bohaterów dawał się we znaki. Ciekawie pokazujesz drogę dziewczyny w poszukiwaniu swojego miejsca i celnie kończysz, zostawiając czytelnika z refleksją na temat współczesności. Udane opowiadanie, choć tematu nie wyczerpałaś – mam wrażenie – bohaterka jakoś nie puściła wodzy fantazji tak bardzo, jak na muzę przystało.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję! Będę chciała jeszcze nad tym tekstem popracować, może coś rozwinąć :)

ninedin.home.blog

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Miło mi :)

ninedin.home.blog

Hej ninendin, a może napiszesz ciąg dalszy przygód naszej bohaterki?

Nowa Fantastyka