- Opowiadanie: SNDWLKR - Niebo nie dla ludzi

Niebo nie dla ludzi

To było tak: uparłem się, żeby napisać coś na Planety, chociaż kosmos to zupełnie nie moja bajka. W efekcie trzy teksty wylądowały w koszu, za to sam proces twórczy wydał się nagle dużo wdzięczniejszym tematem niż którykolwiek z moich pomysłów. Stąd ten szorcik.

Nie dostrzegam w nim większego sensu, ale niech będzie przynajmniej świadectwem, że próbowałem.

Aha, tag konkursowy jest tylko dla zarysowania kontekstu. Nie biorę udziału w rywalizacji. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Niebo nie dla ludzi

niby-majańskie ruiny na Wenus

Przeczytałem to kilka razy. Ze wszystkich pomysłów na miejsce akcji ten najbardziej przypadł mi do gustu. Pozostałe – jakieś osady w pasie asteroid, stacje kosmiczne i tak dalej – wydawały się strasznie bezpłciowe. A ruiny miały w sobie to coś. Mogły na przykład ukrywać skarby pradawnej cywilizacji, która stworzyła Układ Słoneczny. Albo coś, co kiedyś tam prawie doprowadziło do jego zagłady. Albo…

– Ale sztampa. – Kaliope przerwała radosną gonitwę moich myśli.

– Sorry, nie przypominam sobie, żebym o coś pytał – warknąłem. – Poza tym, co ty tu robisz? Czy ja wyglądam na poetę?

– Nie ma Muzy od science fiction – stwierdziła sucho boginka i zamilkła. Odczekałem chwilę, ale nic już nie usłyszałem. Ech, znowu strzeliła focha.

Dobra, dam sobie radę bez jej pomocy. W końcu gdyby artysta miał non stop czekać na natchnienie, to nigdy by nic nie stworzył, czyż nie? Zamieszałem herbatę w kubku i strzeliłem palcami nad klawiaturą jak pianista przed recitalem. Jedziemy z koksem.

Piętnaście minut później edytor tekstu wciąż straszył białą pustką. Zacząłem nerwowo uderzać dłońmi o oparcia krzesła.

– Jesteś tam jeszcze? – zapytałem. Cisza.

Odechciało mi się pisać o Majach na Wenus. Jednak Kaliope miała rację – no, może nie do końca, bo setting wciąż wyglądał na fajny, ale żadna z dopasowanych do niego historii za oryginalną uchodzić nie mogła. Wróciłem do punktu wyjścia. Potrzebowałem innej idei przewodniej.

Wtedy pomyślałem, że skoro mam pisać o planetach, to może zainspiruje mnie widok nocnego nieba? Zgarnąłem zatem swoje stanowisko pracy (laptop, krzesło i herbatkę) i wyszedłem na balkon. Dodatkowo, żeby odciąć się od odgłosów dzikiej natury, konkretnie studentów w stanie upojenia alkoholowego, zabrałem słuchawki.  

Widok nocnego nieba w środku miasta okazał się mało inspirujący, w dodatku było tu strasznie dużo rozpraszaczy („Ojej, kotek!”). Po chwili bezczynnego gapienia się na patio usłyszałem:

– Pamiętasz, co zawsze działało?

– Przeszło ci? – mruknąłem, ale po namyśle wróciłem do środka i wyciągnąłem wszystko, co miałem na temat astronomii. Było tego zatrważająco mało – a podobno interesuję się tematem… W jednej ze starych gazet wyszperałem jednak taką oto ciekawostkę: za sześćset milionów lat Księżyc oddali się od Ziemi tak bardzo, że już nie będzie w stanie całkowicie przysłonić Słońca w trakcie zaćmienia.

W głowie od razu wykiełkował mi pomysł na mroczną historię, której akcja działaby się w odległej przyszłości. Zbliża się ostatnie całkowite zaćmienie Słońca, a przepowiednie głoszą, że po nim nastąpi koniec świata. Główny bohater wyrusza w podróż, mając nadzieję na powstrzymanie zagłady… Instynktownie zacząłem dokładać do tego motywy z mitologii indyjskiej i scenografię ze starych komiksów o Hellboyu.

– Ależ by to było dobre – powiedziałem na głos. – Z tym że za cholerę nie napiszę tego na czas. Potrzebna mi cała fabuła, świat, jakiś research…

– No to przynajmniej zapisz pomysł! – Kaliope podetknęła mi pod nos notesik na przebłyski geniuszu.

Zapisałem.

– Brawo – pochwaliła mnie Muza. – Ale wiesz, że nie to miałam na myśli?

– Wiem – przyznałem. – Wolałem tego uniknąć. Dziwne rzeczy mi przychodzą wtedy do głowy.

– Ale sam twierdzisz, że to twoja ulubiona metoda.

Znowu ucichła. Westchnąłem i otworzyłem folder z muzyką. Włączyłem pierwszy z brzegu kawałek, który wydał mi się odpowiedni.

Ekspedycja wyrusza poza orbitę Plutona. Gdy przekracza Pas Kuipera, natrafia na dziwną anomalię w postaci kurtyny fioletowych iskier. Przedarłszy się przez nią, dociera do miejsca, gdzie czasem i przestrzenią rządzą zupełnie inne, niezrozumiałe reguły.

Wybuch wulkanu na Io doprowadza do upadku wielkiej cywilizacji. Jej ostatnia przedstawicielka spotyka w ruinach miasta tajemniczego osobnika, który opowiada jej o przeszłości i przyszłości kosmosu.

Główny bohater traci kontakt ze swoją ukochaną. Aby ponownie ją zobaczyć, musi wyruszyć w wyczerpującą podróż po Układzie Słonecznym. Startuje na Merkurym, odwiedza Marsa, Wenus, księżyce Jowisza… Nie za długie to będzie?

– Miałeś posłuchać jednej. – Kaliope patrzyła na mnie z dezaprobatą.

– Nie moja wina, że lubię trance.

– Więc co w końcu robisz?

Zawahałem się.

– Nie wiem – przyznałem. – Po prostu nie wiem. Mam mnóstwo pomysłów, ale żadnego nie potrafię rozwinąć.

Zanim wprost uznałem swoją porażkę, Kaliope zasugerowała:

– Może spróbuj je jakoś połączyć.

– Niby jak?

– Nie będę cały czas myśleć za ciebie – prychnęła. – Pokombinuj, ja na dziś kończę zmianę.

– Ej, to dlatego, że cię nie słuchałem? – Próbowałem ją zatrzymać. – Przepraszam!

Niestety, poszła sobie. Straszne jędze z tych Muz.

 

Koniec

Komentarze

Zdarza mi się, że bohaterowie mojego tekstu zgłaszają urlop na żądanie. Gdy to się dzieje, nie mogę napisać ani jednego, zgrabnego zdania. Robię wtedy przerwę od tego tekstu, ale potrzeba pisania przy mnie pozostaje, więc uciekam w opowiadania.

Myślę, że to podobne uczucie.

Pozdrawiam!

M.G., dzięki za wizytę i komentarz! :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cześć!

 

Myślę, że świadectwo można uznać. Rozumiem, że opisałeś swoje zmagania. Powiem Ci, że brzmi to znajomo ;) W każdym razie tekst chyba spełnia swoje zadanie, bo jest takim lekko napisanym szorcikiem z odrobiną humoru.

Alicella, dzięki. :) Pierwszy raz próbowałem napisać ,,na serio” humorystyczny tekst, więc super, że wyszedł.

Powiem Ci, że brzmi to znajomo ;)

Oj, chyba dla każdego. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No, nie mogłam nie zajrzeć :) Fajnie opisane zmagania z Muzą. Nie do końca przegrane, bo jednak coś powstało ;) I czwarty tekst o pisaniu w tym miesiącu :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka, :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, odważny jesteś czy… nieroztropny? A co będzie, jeśli Muzy poważnie potraktują Twoje ostatnie zdanie? Pozostaje mieć nadzieję, że mają poczucie humoru. Tego miś Tobie i nam wszystkim życzy.

O, jakie fajne!

Wiem, że to zabawa, wiem, że to żart, ale jak dla mnie to żart biblioteczny, zwłaszcza że bardzo zgrabnie napisany, nie za długi i nie za krótki, a mniej poważne teksty do Biblio wędrowały.

http://altronapoleone.home.blog

Taki sobie żart. Może być, ale mnie nie porwało.

Misiu, dzięki za życzenia. Co do obaw, to zauważ, że Muza nawet jak się obrazi, to w końcu i tak wróci. ;)

drakaina, szczerze mówiąc, nominacje do Biblioteki to ostatnia rzecz, której się po tym tekście spodziewałem… ale dziękuję! (tobie i Irce :))

Tom_11, no cóż, gusta są różne. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

 

Herbata stygnie, zapada zmrok,

a pod piórem ciągle nic…

 

;-)

 

To urocze, że tak mamy, że czasem bardzo potrzebujemy napisać coś o swoim pisaniu. O tym jak nam nie idzie. O twórczym bólu zębów i głowy. O progu boleści, który czasem jest nie do pokonania, nawet wtedy, gdy zamierzymy się na niego iście pchlim skokiem.

Fajne. I te opowiadania, które nie powstały – też. ;-)

Herbata stygnie, zapada zmrok,

a pod piórem ciągle nic…

A wiesz, że w pierwszej wersji ten cytat nawet się pojawił? Ale ostatecznie wypadł. 

Fajne. I te opowiadania, które nie powstały – też.

Dzięki. :) Kto wie, może kiedyś powstaną…

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej SNDWLKR!

 

Te pomysły to dobre są!

 

Pas Kuipera, anomalia, fioletowe iskry, inne reguły! Czegóż więcej można chcieć? Siadaj i pisz! winklaugh

Tak na marginesie: Kaliope kojarzy mi się z nazwą statku, której użyła autorka pewnej książki SF. Była też Urania i Euterpe… Długo zostają w głowie rzeczy czytane w młodości.

 

Fajne! Pozdrawiam!

Kolejna krótka historyjka, na którą dzisiaj natrafiłem. Pewnie wymóg konkursu a ja wybrzydzam.

kronos, dzięki. :) Również uważam, że pomysły są niezłe (chociaż dla rodzica własne dzieci zawsze są piękne ;)), właśnie dlatego zależało mi, żeby w jakiejś formie się tu pojawiły… ale aktualnie mam chyba ze trzy inne teksty straszliwie rozgrzebane, więc jeśli którykolwiek z tych tutaj rozwinie się wreszcie w pełne opowiadanie, to nie nastąpi to zbyt szybko.

Książki z Kaliope nie znam, odwoływałem się tylko do mitologii.

BlackSnow, to nie jest wymóg. Ze wszystkich tekstów z tagiem konkursowym (jak wspomniałem, nie zgłaszam się, bo trochę nagiąłem założenia) mój jest chyba najkrótszy.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Zwabił mnie konkursowy tag i nie żałuję.

Urocze. Szczególnie “Ojej, kotek!”, takie znajome :D

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hm. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby mi się spodobało. Nie chodzi o styl, bo ten jest jak najbardziej w porządku, a o temat. Chyba nieco mnie już nudzi (na granicy irytacji) temat pisarza piszącego o pisaniu. Poniekąd kojarzy mi się to z brakiem pomysłów – kiedyś napisałam coś o pisaniu na pewien konkurs, właśnie dlatego, że nic innego nie umiałam wymyślić. Patrząc na Twój opis walki o wenę, z Tobą było podobnie. To chyba trochę tak jest, że jak nie ma się o czym pisać, to się pisze o pisaniu… I to niestety czasem (często?) widać. ^^’

 

Natomiast rozbawiło mnie całkiem to:

– Nie ma Muzy od science fiction – stwierdziła sucho boginka i zamilkła.

^^

 

A to była bardzo nastrojowa scena, mocno działająca na wyobraźnię:

Zamieszałem herbatę w kubku i strzeliłem palcami nad klawiaturą jak pianista przed recitalem.

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Zwabił mnie konkursowy tag i nie żałuję.

mindenamifaj, cieszę się. Również z tego, że też lubisz kotki. :)

 

DHBW, rozumiem. Zazwyczaj nie uprawiam takich postmodernistycznych zabaw, ale stwierdziłem, że raz mogę spróbować. :) 

Natomiast rozbawiło mnie całkiem to:

– Nie ma Muzy od science fiction – stwierdziła sucho boginka i zamilkła.

^^

Dlaczego? Przecie to prawda. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

A powinna być :( Od fantasy oczywiście też.

Aha, to teraz już wiem, dlaczego tak trudno mi coś wymyślić! angry

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

 

Od fantasy to jest Writer’s Demon :-)

 

O, bardzo sympatyczne. Ale ja wam zaraz zapodam muzę od speculative fiction. Proszę was bardzo:

 

PHANTASIS (dosł. Wyobraźnia), córka Phantasosa, jednego z Oneiroi (Snów), synów Hypnosa. Braćmi Phantasosa, czyli stryjami Phantasis, są między innymi Morfeusz i Fobetor, bóg wieszczych snów. Jej stryjecznym dziadkiem jest Tanatos, bóg śmierci, a prababką i matriarchinią całego rodu – bogini Nyks (Noc). Razem z całą rodziną Phantasis mieszka na stałe w Hadesie, ale wiosną, jako towarzyszka Persefony, co roku wychodzi na świat. W zaświatach jej najbliższą przyjaciółką jest córka Persefony, Melinoe, bogini koszmarów.

Jest ona boginią wyobraźni i tego, co sobie wyobrażamy.

 

(okej, samą Phantasis wymyśliłam, w sensie – ze słowa “wyobraźnia, to, co sobie wyobrażamy” zrobiłam w greckim duchu personifikację i wymyśliłam jej kawałek mitu, umieszczając ją w kontekście typowym dla rodu, który jej stworzyłam, ale reszta jest jak najbardziej z mitologii).

ninedin.home.blog

ninedin, dzięki za wizytę i komentarz. :) Swoją drogą to trochę dziwne, że Grecy stworzyli tyle postaci reprezentujących różne, często nieprzyjemne zjawiska, a samą Wyobraźnię pominęli…

(P.S.: Opowiadanie o Fantasis przeczytane, za chwilę skomentuję.)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Sympatyczne. Wprawdzie negocjacje z muzą to nie jest jakieś novum na portalu, ale w kontekście konkursu chyba jeszcze nie było.

Niektóre pomysły całkiem zacne. Mnie się chyba najbardziej podobały te ruiny. Może niekoniecznie na Wenus, ale kombinuj, kombinuj.

– Nie ma Muzy od science fiction – stwierdziła sucho boginka i zamilkła.

Ej, a Urania?!

Babska logika rządzi!

Hej,

 

przed 20.06 rzuciłam okiem na Twojego szorciaka i zainspirował mnie do napisania… szorciaka właśnie na ten konkurs, więc najpierw lecą podziękowania ;)

 

A tekst niezwykle przyjemny, z którym łatwo się utożsamić. Dziś potrzebuję muzy do tematów technicznych, bo praca mi nie idzie ^^ nie wiem, czy taka istnieje, czy nie, bo raczej mnie nie odwiedza ;)

 

Pozdrawiam

Finkla, dzięki za wizytę, komentarz i klika. :)

Ej, a Urania?!

Wydawało mi się, że Urania lubi twarde fakty, więc będzie ograniczać moją wyobraźnię. ;)

 

OldGuard, również dzięki… i nie ma za co! ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

 

A nawiasem pytając – te pomysły to na sprzedaż?

Слава Україні!

A nawiasem pytając – te pomysły to na sprzedaż?

W życiu. ;P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Anet, rozumiem. Mimo wszystko, dzięki za wizytę i komentarz.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Known some call is air am

Fajowe. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Muza jest bardzo potrzebna, to fakt. Ostatnio często piszę na przymus, bo inaczej kończę teksty albo po roku albo w ogóle ich nie kończę. 

Przyjemny szort, miał być o życiu i z lekkim humorem? Jeśli tak, to wyszło. Wiadomo, można by tu i tam dopracować… Oszlifować i posolić. Nie wiem jednak jak, więc nie pomogę ;) Moim zdaniem tekst swoje zadanie spełnia i tyle mi wystarcza do udanej lektury. 

Spadam czytać, a później pisać. Życzę, aby muza cię polubiła i zawsze przy tobie była, bo dobrych tekstów nigdy za wiele. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarz, dziękuję za miłe słowa i tobie również życzę nieustannej obecności Muz w pobliżu. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No powiem ci, że mogłoby coś z tego być, ta "kurtyna iskier" działa na wyobraźnię:)

vrchamps, dzięki. :) Ambitnie postanowiłem, że spróbuję rozwinąć przynajmniej część pomysłów, ale na razie droga do tego daleka…

Bellatrix, witam ostatniego jurora. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDNRRS – Nie, bo nie, dla ludzi Chuck (z pół­ob­ro­tu)

 

 

Cza­sem jest tak, ze autor, choć­by nie wiem jak się sta­rał, nie po­tra­fi wy­my­ślić ni­cze­go sen­sow­ne­go, a wtedy po­zo­sta­je po­rzu­cić za­miar pi­sa­nia na siłę, lub pisać na siłę, nie będąc prze­ko­na­nym co do tego, co się pisze. Z dwoj­ga złego ja wy­bie­ram to pierw­sze. Cza­sem jest też tak, że autor, do­cho­dząc wresz­cie do wnio­sku, że ni­cze­go sen­sow­ne­go nie spło­dzi, musi po­śmiać się sam z sie­bie i swo­jej nie­mo­cy, od­re­ago­wać, za­mie­nia­jąc te nie­uda­ne (choć cza­sem nie nie­uda­ne, tylko nie skry­sta­li­zo­wa­ne do końca) po­my­sły w coś, w czym czuć się bę­dzie le­piej, choć­by w sa­ty­rę, gro­te­skę, pa­stisz, co­kol­wiek, czemu to­wa­rzy­szy ra­dość z two­rze­nia za­miast sier­mięż­ne­go zre­zy­gno­wa­nia, go­nią­ce­go do pracy palce, nie­chęt­nie prze­ska­ku­ją­ce po kla­wi­szach pod dyk­tan­do ocię­ża­łe­go umy­słu, nie­zdol­ne­go do wy­krze­sa­nia z sie­bie nawet odro­bi­ny en­tu­zja­zmu. I tak widzę Two­je­go szor­ta – nie­moc twór­cza prze­ku­ta w coś, co­kol­wiek, by­le­by nie przy­znać przed samym sobą, że nie tym razem, że to nie jest ten dzień, ten kon­kurs, ta es­te­ty­ka i tak dalej. Kon­kur­so­wo to się w ogóle nie broni, bo wo­lał­bym już tych majów na Wenus, rajdy przez układ sło­necz­ny. Tylko co tego, że ja bym wolał, skoro te po­my­sły by­ły­by na siłę, na­pi­sa­ne bez serca i ocho­ty, a prze­cież moim celem nie jest wy­ma­gać od au­to­ra ka­to­wa­nia się pi­sa­niem :) Więc do­brze, że po­sze­dłeś w tę stro­nę, w mi­nia­tur­kę, nie­na­chal­nie za­baw­ną, lekką, do­brze na­pi­sa­ną, ale sto­ją­cą gdzieś z boku za­ło­żeń kon­kur­so­wych. Czy­ta­ło się przy­jem­nie, tyle Ci mogę na­pi­sać ;)

Known some call is air am

Outta, dziękuję. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Wybacz krótki komentarz, ale nie ma za bardzo nad czym się rozwodzić:P Pomysł fajny. Zarówno z muzą, jak i zawarte idee na opowiadania – o każdym chciałbym sam napisać (ale oczywiście, nie ukradnę;) (chociaż, kto wie?)). Dlatego jak na tekst “tego typu” uważam go za bardzo udany:)

Слава Україні!

Dzięki, Golodh. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

O, też fajne. :) Niby kolejne opowiadanie o kryzysie twórczym, ale napisane lekko, wdzięcznie i z humorem. Trafnie zestawiłeś pisarza żonglującego coraz bardziej wymyślnymi pomysłami i desperacko poszukującego inspiracji z muzą raz za razem sprowadzającą go na ziemię. Prawdziwie uniwersalny bohater, z którym wszyscy możemy się utożsamić. :P

Pozwolę sobie doklikać bibliotekę. B)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Jej, dzięki! :D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nie raz się uśmiechnęłam. Bardzo przyjemny tekst, lekko napisany i jakże prawdziwy. Zwłaszcza tu: 

Dobra, dam sobie radę bez jej pomocy. W końcu gdyby artysta miał non stop czekać na natchnienie, to nigdy by nic nie stworzył, czyż nie? Zamieszałem herbatę w kubku i strzeliłem palcami nad klawiaturą jak pianista przed recitalem. Jedziemy z koksem.

Piętnaście minut później edytor tekstu wciąż straszył białą pustką.

[To jestem ja mniej więcej za każdym razem, gdy po dłuższej przerwie wracam do pisania] :) 

E.

– Nie ma Muzy od science fiction – stwierdziła sucho boginka i zamilkła.

– Nie ma Muzy od science fiction – rzuciła sucho boginka.

 Piętnaście minut później edytor tekstu wciąż straszył białą pustką

Piętnaście minut. Mięczak :P

A poza tym – bardzo fajne :)

 Zazwyczaj nie uprawiam takich postmodernistycznych zabaw, ale stwierdziłem, że raz mogę spróbować. :)

Raz na jakiś czas można :)

 Ej, a Urania?!

Astronomia to nie science fiction :P

 autor, dochodząc wreszcie do wniosku, że niczego sensownego nie spłodzi, musi pośmiać się sam z siebie i swojej niemocy

To zdrowe :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

CesarzowaMordoru, bardzo dziękuję za miłe słowa. :)

Tarnina, skoro ,,bardzo fajne” (i jest tylko jedno niezręczne sformułowanie), to ja się bardzo cieszę. :) A po piętnastu minutach z reguły wstaję i dreptam po pokoju, rozmyślając, żeby już nie musieć patrzeć na ten cholerny biały ekran. XD

Poza tym niezwykle mi miło, że tekst napisany dawno temu dla żartu nadal znajduje czytelników. heart

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

heart Po prostu znam ten ból :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka