- Opowiadanie: Mroczny Chors - W poszukiwaniu ucieczki

W poszukiwaniu ucieczki

Opowiadanie podejmuje problem samotności we współczesnym świecie.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

W poszukiwaniu ucieczki

Woda odbijała pierwsze kolory wiosny. Promienie słońca mieszały się z drganiami płynnej tafli, w której żywioły walczyły ze sobą, tworzyły jedność. Bladość dnia przechodziła przemienienie, stawała się światłością.

Karol obserwował z zachwytem. Drzewa uginały się pod wpływem silnego wiatru, próżnemu człowiekowi mogłoby się zdawać, że oddają mu pokłony. Ludzkość tak bardzo ujarzmiła naturę, że przestała się bać jej niepokojącej pierwotności.

Chłód oplatał mu twarz, przyspieszył kroku. Urok chwilowego ciepła zniknął w jednej chwili. Kręta droga, która zdawała się nie mieć końca, zniknęła. Wysoka trawa łaskotała skórę. Bezkresna polana dobrze oddawała stan chorej duszy. Perspektywa pójścia bez ścieżki, utartego przez innych szlaku, definiowała życie. Pierwszą poważną barierą zatrzymującą go był lęk. Coś irracjonalnego ogarnęło jego percepcję. Stał i wpatrywał się w dalekie chmury. Co sprawia, że czynimy krok naprzód? Czy lepiej jest aktywnie współtworzyć, czy biernie odczytywać? Jedno Karol wiedział, wszystko będzie się toczyć z jego udziałem lub bez.

Tym razem zawrócił, nie miał odwagi pójść dalej. Strach, pochodzący z ukrytego wnętrza, pokonał szczere chęci. Las w drodze powrotnej nie był już ten sam. Ta jego część był mu dobrze znana. Te same krzaki, kształty pni, korony drzew. Czuł jakby utracił coś cennego. Obawiał się, że na zawsze.

Kiedy wchodził do miasta uderzyła go powierzchowność i znikomość. Ludzie chodzili pospiesznie jak mrówki, w konkretnym celu, który znali tylko oni sami. Cała moc jaką dawało słońce, marnotrawiła się na rytualnie wykonywane czynności. Z tymi przemyśleniami zmierzał powolnym krokiem do domu.

Na placu pojawiło się zbiorowisko, otoczyło dziwnie ubranego mężczyznę rozchlapującego czerwoną farbę na ziemię. Wydawało się to dziwne i pozbawione sensu. Gapie raz się uśmiechali, a raz mieli poważne miny. W końcu obiekt zainteresowania przemówił:

– Wasze oczy doświadczają jedynego w swoim rodzaju wydarzenia. Doniosłość sztuki zmieszała się dla was z brudem szarej rzeczywistości. Przypadek nadał unikalny charakter, temu co podziwiacie. Im mniej naszej ingerencji, tym większe tworzymy dzieło. Możemy jak Bóg poczuć konsekwencję, tego co powołujemy do życia.

– Nie to, że niszczysz publiczne mienie, to jeszcze bluźnisz – ktoś krzyknął z tłumu.

– Nie dla takich jak ty artyści tworzą, Odejdź do swojego domu i zajmij się własnym życiem, bo nikogo nie uszczęśliwisz. Nigdy nie uradowałeś swoich i cudzych oczu, a pozbawiasz nas uroku tej chwili.

Rozniosły się oklaski, wiwatowano na słowa ulicznego malarza. Karol czuł ogromny niesmak. Mówił do siebie „muszę stąd uciec”.

*

Ciemność powoli zaczęła ustępować, Karol dostrzegał wyłaniającą się przestrzeń. Nie mógł spać tej nocy. Zerwał się z łóżka około czwartej rano. W niedającym się zatrzymać napięciu pospieszył na polanę.

Otoczenie wydało mu się obce, opętał go szał. Oddechy przychodziły z trudem. Kiedy wybiegł na polanę, słońce powoli zaczęło się wyłaniać.

Nie sposób opisać jakie zobaczył piękno. Pejzaż, który się wyłonił, był tak niewinny w swojej prostocie, że grzechem wydawało się na niego patrzeć. Tak skomplikowana istota jak człowiek nie powinna mieć tu wejścia. Wtedy przyszła myśl, że gdyby każdy mieszkaniec widział to co on, już nigdy nie pragnąłby czegoś innego.

Poczuł w sobie powinność głoszenia tajemnicy tego miejsca i zaprowadzenia do niego każdego kto zechce przyjść. Ta misja była równie niedorzeczna co wyzwalająca. W spokoju udał się w kierunku miasta.

Było już widno, usiadł na ławce i zadowolony czekał na występ miejscowego artysty, znanego z płomiennych mów. Pojawiał się codziennie na placu i gromadził tłumy. Może choć kilka osób da się przekonać, że warto odwiedzić polanę. Minuty przemieniały się w godziny, zapał przeradzał się w nudę i rezygnację. W końcu przyszedł, ludzie powoli zaczęli się zbierać. Rozpoczęło się przedstawienie.

– Moje dzieło zaschło, a asfalt jest dla niego najlepszą ramą. Prawda i rzeczywistość zawsze będą wznioślejsze od górnolotnych ideałów i utopii. A jaka jest rzeczywistość? Brzydka, brudna, taplająca się w monotonii zwykłego życia. Ślepi szukamy czegoś, co mamy na wyciągnięcie ręki. Chodzimy do kościoła, filharmonii, czy chociażby na łono natury. Po co? Żeby uciec od naszego Ja, chcemy fałszywych mistycyzmów, nie widzimy uroku powszedniości. Każdy z nas może tworzyć ten świat, ale to wymaga poświęcenia, wyzbycia się nostalgii, zatrzymujących westchnień, które zawieszają nas między niebem a ziemią. Ta choroba toczy ludzkość od wieków, nie ma jednak takiej rzeczy, której nie dałoby się zatrzymać pracą nad sobą.

Słuchacze uważnie chwytali każde słowo, jakby mówca był sędzią ogłaszającym wyrok zmieniający ich dotychczasowe życie. Nie było żadnej fali sprzeciwu. Ciepły wiatr zaszumiał, strącił kilka listków i zniknął tak szybko, jak się pojawił.

– To wszystko są kłamstwa!- krzyknął Karol łamanym głosem.

Tłum szybko zwrócił się w stronę chłopaka. Na twarzach pojawiło się zdumienie i zdziwienie.

– Jeżeli choć na chwilę udacie się ze mną na pobliską polanę, już nigdy nie będzie wam się chciało słuchać tych dziwacznych rozmyślań. Musicie się przekonać, że mam rację i zobaczyć to na własne oczy. Kto ze mną pójdzie?

Nastało krótkie milczenie. Cisza ustąpiła szemraniu i złośliwym uwagom.

– Ty jesteś tym szalonym dzieciakiem marnującym czas na chodzenie po pustkowiach, w których żaden z nas nie przebywał od wielu lat. Władze powinny zaryglować do nich dostęp, ale komu by przyszło do głowy, że znajdą się tacy jak ty. Brakuje ci drzew i krzaków? Są na każdym rogu ulicy. Oswoiliśmy dzikość i teraz ta usłużnie umila nam dzień. Każdemu zdrowemu na umyśle to powinno wystarczyć. Niestety maruderzy negują nawet najlepszy system, najtrafniejszą sztukę i najcelniejsze diagnozy.

– Nie rozumiecie, tego uczucia nie da się opisać, musicie sami się o tym przekonać!

– Nie stawiaj nam warunków, każdy kto tutaj stoi, czyni to z własnej woli. Nikogo nie zmuszam, żeby mnie słuchał. Ty byś chciał, żebyśmy robili to co ty. Uważasz, że twoje spacery są lepsze od naszych spotkań, a to z jakiej racji? Gwar miasta jest nam śpiewem ptaków, towarzystwo lekiem dla samotnej duszy. Tak naprawdę to ciebie trzeba uzdrowić. Nie masz nikogo, komu mógłbyś wylać swoje żale. Możesz tak żyć, ale nie wciągaj w to innych.

Karol stracił wszystkie nadzieje, odszedł z poczuciem klęski i upokorzenia. Bloki budynków zdawały mu się świadkami koronnymi jego inności.

*

Jan z trudem zaparzył herbatę, usiadł na fotelu i myślami odpłynął od trudnych realiów starości. Zastanawiał się nad tym, co wczoraj padło z ust młodzieńca, dobrze go znał. Widział jak dorastał, pamiętał go jeszcze z czasów, gdy ten chodził do szkoły. Czasami zamieniał z nim parę słów, kiedy zbierał kasztany obok szkolnego boiska, miał takie hobby. Karol był pogodnym chłopcem, który jednak się wyróżniał i stał z boku grupy.

Wiekowemu mężczyźnie zrobiło się przykro, kiedy niekwestionowany autorytet w mądrych słowach upokorzył nierównego oponenta. A przecież za młodu on sam każdą chwilę spędzał w samotności. Nie lubił gwarnego hałasu, zabieganego stylu życia, zamiast tego cenił ciszę. A jednak teraz żyje zupełnie inaczej. Od tylu lat nie odwiedzał lasu. Dał się porwać wirowi życia. Właśnie teraz zapragnął tam pójść, zobaczyć co się zmieniło, czy jest tam tak pięknie jak kiedyś. W młodości przesiadywał tam całymi godzinami, już wtedy uważano to za dziwactwo. Walczył ze sobą długie minuty, aż wstał, wziął laskę i wyszedł z mieszkania.

Szedł powoli po ruchomych skupiskach liści, z trudem utrzymywał równowagę. Oczy, które dawno odzwyczaiły się od słońca, odmawiały posłuszeństwa. Bał się, że zabłądzi, ale wyszedł w końcu na upragnioną polanę. Wydawała mu się znajoma i jednocześnie boleśnie obca. Przystanął w zadumie, czerpał siły z każdego elementu tworzącego to magiczne miejsce. Czas na chwilę się zatrzymał.

– Wiedziałem, że was przekonam – usłyszał za sobą rozweselony głos.

– Nie powinieneś tu przychodzić, posłuchaj mojej rady.

Na twarzy Karola pojawiło się zdziwienie i niezrozumienie.

– Ale Pan tu jest.

– Tak i żałuję tego, to tylko otwiera rany, które już dawno się zabliźniły. Podobnie jak ty czułem tęsknotę za światem poza miastem, tyle że tak nie można…, trzeba zapomnieć.

– Czyli mam zrezygnować z tego co tak pokochałem? Mogą się śmiać i wytykać palcami, chcę tutaj być.

Starzec zmarszczył czoło, wziął głęboki wdech, jakby zaraz miał wygłosić orędzie.

– Nikt się z ciebie nie śmieje, jest nam po prostu żal. Alienujesz się, z własnej woli stajesz się wyrzutkiem. Chcemy żebyś odnalazł szczęście, w mieście masz wszystko, na polanie jesteś sam, tylko ty.

Wrony zakrakały złowrogo, gdzieś w oddali zastukał dzięcioł. Może Jan miał rację, Karol sam siebie udręczał?

*

Jakie było zdziwienie Tosi i Wiktorii, kiedy zobaczyły, że obok malarza stanął ten dziwny chłopak, który przedwczoraj tak się wydurnił. Obie dziewczyny wracały ze szkoły i zamiast odrabiać pracę domową, rutynowo zatrzymywały się na placu i podziwiały arkana sztuki.

– Dzisiaj to nie ja będę mówić, wysłuchacie świadectwa Karola, który odnalazł się z powrotem wśród nas.

Oświadczenie powitano oklaskami.

– To prawda, przez długie tygodnie uciekałem od życia, miałem czarne myśli, straciłem chęć do życia, myślałem, że byłem wyjątkowy, widziałem coś, czego inni nie dostrzegali. Ale tak naprawdę jestem tacy jak wy. Szukam prawdziwego szczęścia. I mam nadzieję, że je znalazłem.

Dziewczynom trudno było uwierzyć w tak radykalną zmianę postawy, w końcu zaciekawiła ich ta cała polana i zapragnęły tam pójść. Umówiły się na jutro po szkole, ale bały się iść same, więc poprosiły kolegę z klasy Franka, żeby im towarzyszył.

Najbardziej nie mogła się doczekać Wiktoria, cały dzień nie potrafiła się skupiała się na nauce i podstawowych pracach domowych. Rano tak szybko wyszła do szkoły, że nie wzięła śniadania i połowy potrzebnych książek.

– Po co mamy iść na zajęcia, nic się stanie jak opuścimy jeden dzień.

– Chyba zwariowałaś, jak ktoś nas nakryje będziemy mieć problemy u dyrekcji – odparowała Tosia.

Już miały wejść do szkoły, ale zawołał je Franek, zapytały go co myśli o opuszczeniu zajęć i gdy ten wyraził aprobatę, poszły w umówione miejsce. Szlak mijał im błyskawicznie przy rozmowie i nieustannych wybrykach. Najmniej odzywał się chłopak, który w gruncie rzeczy był bardzo sceptycznie nastawiony do całego pomysłu. Nie odmówił, żeby nie wyjść na tchórza.

Krzyczeli po całym lesie, poczuli pełnię beztroskiego życia. Tańcowali przez godzinę i zmęczeni wrócili do domów, obiecując, że tym razem po szkole, będą tu przychodzić w przyszłości.

Nazajutrz dyrektor szkoły zwołała wszystkie dzieci na apel i kategorycznie zakazała wychodzenia poza zurbanizowaną część miasta.

Wiktoria, Tosia i Franek, który złożył donos, otrzymały naganę. Na tym się nie skończyło. Grono pedagogiczne zdecydowało o poinformowaniu władz o całym procederze.

*

Przeszedł tylko Jan. Około setki osób patrzyło, jak robotnicy budują wielką zaporę uniemożliwiającą wejście do lasu. Każdy dostał wybór, żyć w mieście albo na polanie. Wbrew wszystkim racjonalnym argumentom, starzec skazał siebie na samotność. Był świadomy końca swojego życia i przeczuwał, że umrze w dobrym miejscu.

 

Koniec

Komentarze

Chłód oplatał mu twarz, przyspieszył.

Dużo bym dała, żeby zobaczyć taki przyśpieszający chłód.

 

Niestety wiele opisów z założenia poetyckich, przez różne takie niezręczności, wypada kiepsko.

Myślę, że na początek lepiej opisywać codzienność.

Lożanka bezprenumeratowa

Mroczny Chorsie, przedstawiłeś trzy scenki z udziałem kilkorga postaci, które odwiedziły las, ale nie umiem się domyślić, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Izolowania się miasta od lasu też nie rozumiem.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – przeszkadzały nie zawsze poprawnie i czytelnie złożone zdania, powtórzenia, czasem niewłaściwie użyte słowa, że o fatalnej interpunkcji nie wspomnę.

 

Woda od­bi­ja­ła pierw­sze ko­lo­ry wio­sny.W wodzie odbijały się pierw­sze ko­lo­ry wio­sny.

To nie woda odbija kolory, to kolory odbijają się w wodzie.

 

w któ­rej ży­wio­ły wal­czy­ły ze sobą, two­rzy­ły jed­ność. → W jaki sposób walczące ze sobą żywioły tworzyły jedność?

 

Bla­dość dnia prze­cho­dzi­ła prze­mie­nie­nie, sta­wa­ła się świa­tło­ścią. → Jeśli coś dzieje się przemiennie, to znaczy, że występuje na zmianę. Czy dobrze rozumiem, że bladość dnia stawała się światłością, a potem znów bladła?

 

Karol ob­ser­wo­wał z za­chwy­tem. → Co obserwował Karol?

 

Urok chwi­lo­we­go cie­pła znik­nął w jed­nej chwi­li. → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Urok chwi­lo­we­go cie­pła nagle znik­nął.

 

Bez­kre­sna po­la­na do­brze od­da­wa­ła stan cho­rej duszy. → Polana to niezadrzewione i porośnięte trawą miejsce w lesie. Leśne polany nie bywają bezkresne.

A może miało być: Bez­kre­sna łąka do­brze od­da­wa­ła stan cho­rej duszy.

 

Las w dro­dze po­wrot­nej nie był już ten sam. → Mam wrażenie, że las był ten sam, tylko Karol widział go inaczej.

Proponuję: W dro­dze po­wrot­nej las nie był już taki sam.

 

Kiedy wcho­dził do mia­sta ude­rzy­ła go po­wierz­chow­ność i zni­ko­mość. → Czy dobrze rozumiem, że prosto z lasu wszedł do miasta? Co w mieście było powierzchowne i znikome?

 

Na placu po­ja­wi­ło się zbio­ro­wi­sko… → Zbiorowisko czego pojawiło się na placu? Zbiorowisko nie pojawia się nigdzie znienacka, jeśli to było zbiorowisko gapiów, to pewnie schodzili się przez jakiś czas.

 

oto­czy­ło dziw­nie ubra­ne­go męż­czy­znę roz­chla­pu­ją­ce­go czer­wo­ną farbę na zie­mię. Wy­da­wa­ło się to dziw­ne… → Powtórzenie.

 

– Nie to, że nisz­czysz pu­blicz­ne mie­nie, to jesz­cze bluź­nisz – ktoś krzyk­nął z tłumu. → Tu chyba miało być: – Nie dość, że nisz­czysz pu­blicz­ne mie­nie, to jesz­cze bluź­nisz! – krzyk­nął ktoś z tłumu.

 

– Nie dla ta­kich jak ty ar­ty­ści two­rzą, Odejdź do swo­je­go domu→ – Nie dla ta­kich jak ty tworzą ar­ty­ści, idź do domu

 

wi­wa­to­wa­no na słowa ulicz­ne­go ma­la­rza. → Wiwatuje się na czyjąś cześć, nie na słowa.

Proponuję: …wi­wa­to­wa­no na cześć ulicz­ne­go ma­la­rza.

 

Tak skom­pli­ko­wa­na isto­ta jak czło­wiek nie po­win­na mieć tu wej­ścia. → Chyba miało być: Tak skom­pli­ko­wa­na isto­ta jak czło­wiek, nie po­win­na mieć tu prawa wej­ścia.

 

gdyby każdy miesz­ka­niec wi­dział to co on, już nigdy nie pra­gnął­by cze­goś in­ne­go. → …gdyby każdy miesz­ka­niec wi­dział to co on, już nigdy nie pra­gnął­by nicze­go in­ne­go.

 

chce­my fał­szy­wych mi­sty­cy­zmów… → …chce­my fał­szy­wego mi­sty­cy­zmu

Mistycyzm nie ma liczby mnogiej.

 

za­trzy­mu­ją­cych wes­tchnień, które za­wie­sza­ją nas mię­dzy nie­bem a zie­mią. → W jaki sposób westchnienia są zdolne zawiesić wzdychającego?

 

– To wszyst­ko są kłam­stwa!- krzyk­nął Karol ła­ma­nym gło­sem. → Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza. Na czym polega łamanie głosu?

Proponuję: – To wszyst­ko są kłam­stwa! krzyk­nął Karol łamiącym się gło­sem.

 

Na twa­rzach po­ja­wi­ło się zdu­mie­niezdzi­wie­nie. → Zdumieniezdziwienie to synonimy, znaczą to samo.

 

– Ty je­steś tym sza­lo­nym dzie­cia­kiem mar­nu­ją­cym czas na cho­dze­nie po pust­ko­wiach, w któ­rych żaden z nas nie prze­by­wał od wielu lat. Wła­dze po­win­ny za­ry­glo­wać do nich do­stęp… → Jak można zaryglować dostęp do pustkowi?

A może w ostatnim zdaniu: Wła­dze po­win­ny zakazać wstępu na nie

 

Nie­ste­ty ma­ru­de­rzy ne­gu­ją nawet naj­lep­szy sys­tem… → Raczej: Nie­ste­ty, ma­ru­dy ne­gu­ją nawet naj­lep­szy sys­tem

 

Bloki bu­dyn­ków zda­wa­ły mu się świad­ka­mi ko­ron­ny­mi jego in­no­ści. → Obawiam się, że budynki nie mogą być świadkami koronnymi.

 

au­to­ry­tet w mą­drych sło­wach upo­ko­rzył nie­rów­ne­go opo­nen­ta. → Na czy polegała nierówność oponenta?

A może miało być: …au­to­ry­tet w mą­drych sło­wach upo­ko­rzył niedorównującego mu opo­nen­ta.

 

za­bie­ga­ne­go stylu życia… → Ktoś może być zabiegany, ale nie wydaje mi się, aby zabiegany mógł być styl życia.

 

stylu życia, za­miast tego cenił ciszę. A jed­nak teraz żyje zu­peł­nie ina­czej. Od tylu lat nie od­wie­dzał lasu. Dał się po­rwać wi­ro­wi życia. → Czy to celowe powtórzenia?

 

za­pra­gnął tam pójść, zo­ba­czyć co się zmie­ni­ło, czy jest tam tak pięk­nie jak kie­dyś. W mło­do­ści prze­sia­dy­wał tam ca­ły­mi… → Powtórzenia.

 

wy­szedł z miesz­ka­nia. Szedł po­wo­li… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Wie­dzia­łem, że was prze­ko­nam – usły­szał za sobą roz­we­se­lo­ny głos. → – Wie­dzia­łem, że was prze­ko­nam.Usły­szał za sobą wesoły/ radosny głos.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Ale Pan tu jest. → – Ale pan tu jest.

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

tyle że tak nie można…, trze­ba za­po­mnieć. → Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

ucie­ka­łem od życia, mia­łem czar­ne myśli, stra­ci­łem chęć do życia… → Powtórzenie.

 

cały dzień nie po­tra­fi­ła się sku­pia­ła się na nauce… → Literówki. Dwa grzybki w barszczyku.

Pewnie miało być: …cały dzień nie po­tra­fi­ła sku­pić się na nauce

 

jak ktoś nas na­kry­je bę­dzie­my mieć pro­ble­my u dy­rek­cji… → Problemy ma się z kimś/ czymś, nie u kogoś, więc: …jak ktoś nas na­kry­je, bę­dzie­my mieć pro­ble­my z dyrektorem/ dyrekcją

 

i gdy ten wy­ra­ził apro­ba­tę, po­szły w umó­wio­ne miej­sce. → Aprobata niespecjalnie tu pasuje.  Dziewczyny nie szły same, był z nimi Franek, więc: …i gdy ten się zgodził, po­szli w umó­wio­ne miej­sce.

 

Szlak mijał im bły­ska­wicz­nie… → Szlak nie mijał, szlak cały czas był w miejscu.

Proponuję: Czas mijał im bły­ska­wicz­nie

 

Krzy­cze­li po całym lesie, po­czu­li peł­nię bez­tro­skie­go życia.→ Biegali po całym lesie, krzyczeli, po­czu­li peł­nię bez­tro­skie­go życia.

 

Tań­co­wa­li przez go­dzi­nę… → Raczej: Tań­czy­li przez go­dzi­nę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj Mroczny Chors !!!!

 

Niestety w moje gusta nie trafiłeś. Brakuje mi w tekście jakichś fajnych wydarzeń, wiesz wilkołaki, wampiry… Ja wolę akcję niż jakieś tam rozważania. Ciekaw jestem innych komentarzy.

 

Trzymaj się! Pozdrawiam.

 

PS.

chciałbym mieć tyle lat co ty :)

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka