- Opowiadanie: Młody pisarz - Pradawna zbroja

Pradawna zbroja

“Musimy go powstrzymać za wszelką cenę”

Moje czwarte opowiadanie. Za wszystkie opinie, z góry dzięki. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pradawna zbroja

Na środku placu, przy palu stał młodzieniec i zaciekle wyprowadzał ciosy drewnianym mieczem. Z lewej strony, z prawej, a potem znów z lewej. Trafiał celnie, uderzając z ogromną siłą i prędkością. Z treningu wyrwał go donośny głos:

– Gabriel, masz chwilę?

Młodzieniec obrócił się do niedużo młodszego przyjaciela. Odłożył sprzęt na ziemię.

– Jasne Kilianie. Dla ciebie zawsze.

Uśmiechnął się i podał rękę na powitanie.

Ruszyli do znajdującej się niedaleko starej szopy, głośno przy tym rozmawiając. Młodszy z nich pierwszy pchnął drzwi i wszedł do środka. Gestem zaprosił kolegę do wnętrza. Na środku pomieszczenia stał stół, opierała się o niego postać w kapturze.

– A kto to, do diaska? – zapytał Gabriel, robiąc krok wstecz.

Osoba była skromnej postury, rozglądała się niepewnie.

– To Dominika, niesamowita dziewczyna, chętnie nam pomoże.

– Cześć – powiedziała nieśmiało.

Gabriel westchnął i zapytał:

– Nie gadaj, że wtajemniczyłeś ją w nasz plan?

– A czemu nie?

– Nie no, rozumiem – odparł z ironią.

– Przecież nie piśnie ani słówka. Znam ją od dwóch tygodni. Jest inteligenta. Bez niej nie damy rady rozpracować tej zagadki.

– Od dwóch tygodni?

– Dzięki tej współpracy wpadłem na trop.

– Naprawdę? – Teraz Gabriel nie potrafił ukryć zaciekawienia.

– Ta, wszystko już jest jasne. Wiemy kogo szukać i gdzie – odparł z udawanym spokojem Kilian, rozkoszując się miną towarzysza.

 

***

 

Trójka siedziała w przestronnym pomieszczeniu, przy wielkim stole. Ich twarze oświetlały płomienie świec.

– Mistrz wyjechał dwa dni temu, to można sobie na więcej pozwolić – powiedział z uśmieszkiem Gabriel i postawił na stole trzy kufle miodu.

Chwilowa niechęć do dziewczyny minęła, jeśli ona miała im pomóc w odkryciu prawdy, to czemu nie? Lata treningów, a do tej pory nie miał jak się wykazać. Szukał przygody i oto teraz nadarzyła się okazja. Gdy już wszyscy się napili, Gabriel ponaglił przyjaciela:

– No dalej, opowiadaj.

Kilian wypił jeszcze jeden łyk i zapytał:

– Pamiętasz jak Mistrz powiedział, że wyjeżdża na kilka tygodni i polecił nam odpowiednie treningi?

– Jasne, nie chciał zdradzić powodu.

– No właśnie, ale i tak do tego doszliśmy – powiedział z satysfakcją. Zrobił krótką przerwę i kontynuował – On wyjechał, by chronić lorda Marona.

– Przecież to jest kilka dni drogi stąd.

– Specjalnie podał dłuższą datę pobytu. Ta osoba ma coś wyjątkowego.

– Osobowość? No tak jest całkiem…

– Nie, chodzi mi o przedmiot. O przedmiot, który został wykuty trzysta lat temu w kuźni krasnoludów na górze Mroku. Niegdyś była tam kopalnia, z serca wulkanu pobierano surowiec, a niedaleko wykuwano z niego zbroję. Wiele z nich zostało zniszczonych podczas bitwy z…

– Wiem, wiem z historii nie jestem taki zły. Przetrwał jeden komplet, a ma go ten lord?

– Właśnie nie do końca. Ostatnim czasem zginęło kilku ludzi, z pozoru ważnych ze stanowiska, ale to nie był główny cel. Maron ma tylko pancerz, ale to odkryła Dominika, więc ona lepiej ci to wyjaśni.

Gabriel całkowicie o niej zapomniał, siedziała cicho, nieśmiało bawiąc się nożem w rękach. Gdy usłyszała wezwanie do rozmowy, wstała, skłoniła się i rzekła niepewnie:

– Chodzi o to, że zabójca poszukuje… Całego wyposażenia. Bo chce wygrać. Znaczy przejąć władzę.

– Spokojnie, usiądź. Nie musisz do nas mówić na stojąco. Weź głęboki wdech i jeszcze raz – powiedział Kilian.

Dominika chętnie posłuchała rady. Po chwili odzyskała pewność siebie. Teraz mówiła spokojnym głosem:

– Zabójca prawdopodobnie chce zostać najsilniejszym człowiekiem na świecie. Dlatego zbiera komplet zbroi. To pozwoli mu przejąć władzę.

– Ale zginęło kilku takich, co nie miało nic specjalnego – Gabriel nie był przekonany.

– To taka zmyłka, żeby nikt nie zrozumiał jego planu. Na początku zabijał tylko ludzi z poszukiwanymi przedmiotami. Prawdopodobnie próbował wykorzystać moment, by zabić najtrudniejszych wrogów. Tych, którzy po ogłoszeniu alarmu byliby bardziej strzeżeni.

– Czyli mamy idealnego przeciwnika. Jeśli zabił tak doświadczonych bohaterów, to nie może być słaby – Gabriel stał się jeszcze bardziej podekscytowany.

Kilian nie podzielał jego zdania:

– Nie mamy z nim zbyt dużych szans. Więc…

– Przestań być czarnowidzem – Gabriel zrozumiał, że musi zmienić strategię – Ile części kompletu już ma?

– Miecz, nóż i rękawice. Według naszego wywiadu – odpowiedziała Dominika.

– Myślicie, że zapoluje teraz akurat na lorda Marona?

– Tak – odpali obaj bez wahania.

– A dlaczego?

Tym razem Kilian wyjaśnił:

– Pamiętasz jak myszkowaliśmy w stolicy w bibliotece? Więcej nie muszę już chyba mówić?

Gabriel uśmiechnął się.

– Nie absolutnie nie. Reszta wyposażenia znajduje się tam, ale bez, chociaż części zbroi nigdy tam nie dotrze. Dobrze myślę?

– Tak, pierw musi zabić kogoś, kto to mu pozwoli zdobyć kolejny cel.

– Zdziwi się, kiedy zobaczy naszego mistrza wraz z grupą żołnierzy – powiedział Gabriel, już będąc szczęśliwym z nadchodzącego zwycięstwa – a my go tylko pomożemy przyłapać i zdobędziemy sławę. Jesteście genialni!

 

***

 

Gabriel czynił ostatnie przygotowania. Już wkrótce mieli wyruszyć. Było południe, trzy dni temu zdecydowali, że zrobią to dziś. Chcieli śledzić lorda, gdy ten przejedzie przez most i znajdzie się na głównym trakcie. Już wczoraj przygotowali miecze i prowiant. Mieli nadzieję, że wróg będzie próbował wykorzystać krzaki do ataku, bo gdyby zrobił to wcześniej, na otwartej przestrzeni nie mieliby okazji go przyłapać. Gabriel wziął ostatnie pakunki i przysiadł przy drodze.

Niedługo później z krzaków wyłonił się Kilian, przyprowadził ze sobą Dominikę. Ku zaskoczeniu Gabriela, dziewczyna miała przy sobie łuk.

– Potrafisz walczyć?

– Walczyć niekoniecznie, ale strzelać tak – odparła.

– Ćwiczy od kilku lat – do rozmowy wtrącił się Kilian.

– Pochodzisz z bogatego rodu – stwierdził Gabriel widząc misternie wykonany łuk.

Dziewczyna lekko się zmieszała.

– Nie do końca. Znalazłam to w lesie.

– Ktoś zostawił bez opieki? Dziwne.

– Pożyczyła bezterminowo od truposza – wtrącił Kilian.

Chciał zadać jeszcze pytanie, dlaczego ktoś nie zabrał tak drogiego łuku, ale widząc gest przyjaciela w porę się powstrzymał:

– Rozumiem.

Szli dość szybkim tempem, wybrali trudniejszą drogę, ale krótszą. Niestety, ta trasa wymagała więcej wysiłku i po kilku godzinach byli zmuszeni odpocząć. Mięśnie nie pozwalały na dalszą wędrówkę.

Oczyścili miejsce i rozłożyli obóz. Udało im się wykarczować na tyle miejsca, by móc rozpalić ogień. Wyciągnęli prowiant, gdy napełnili żołądki, Gabriel powiedział:

– Szkoda, że nie wyruszaliśmy rano. Przeszlibyśmy jeszcze kilka tysięcy kroków, a tak nie możemy, bo bagno nas pochłonie.

– Przypominam czyj był to pomysł – odparł Kilian z uśmiechem na twarzy.

– Oj tam, to tylko ze względu na ciebie. Jakbyś nie się wyspał, to byśmy nie przebyli nawet stu kroków.

– Tak, tak i co jeszcze. Obaj wiemy, kto z nas bardziej lubi spać.

– Znowu musisz nawiązywać do tej niefortunnej sytuacji z Mistrzem?

Kilian jednak nie odpowiedział, rozejrzał się po obozie, nigdzie nie mógł dostrzec dziewczyny. Gabriel zauważył to i zapytał:

– Co się z nią stało?

– Lubi znikać, przyzwyczaisz się. Mogę ci teraz trochę więcej zdradzić o jej dotychczasowemu życiu.

– O, a czemu dopiero teraz? Miałeś aż trzy dni, żeby to zrobić.

– Niedużo jeszcze wiedziałem.

– Aha, czyli jednak wprowadziłeś ją w nasz plan mało o niej wiedząc?

– Przestań. Ma bardzo biedną rodzinę, dałem im kilka dukatów. Inaczej by jej z nami nie puścili, a tak są nawet szczęśliwi.

– To kiedy miała czas na trening? Nie wydaje ci się to podejrzane?

– Nie, dlaczego? Ćwiczyła w nocy. Coś ty taki podejrzliwy?

– Trochę jej nie ufam.

– Bo mało mówi? Weź przestań.

To powiedziawszy Kilian położył się i dał do zrozumienia przyjacielowi, że nie chce kontynuować rozmowy. Gabriel chwilę wpatrywał się jeszcze w niebo, a następnie zapadł w sen.

Gdy obaj usnęli, nad nimi można było zarejestrować jakiś ruch. Chuda postać siedziała na gałęzi drzewa, odczekała jeszcze kilka minut, a następnie zsunęła się po pniu i podeszła do obozowiska. Zdjęła łuk z ramienia i zajęła wcześniej przygotowane miejsce spoczynku.

 

***

 

– Jeszcze tylko kilkaset kroków i będziemy u celu – powiedział Kilian.

Otarł pot z czoła, wędrowali tak już ponad dziesięć godzin. Nie chcieli się spóźnić, więc skorzystali z pełnego zasobu sił.

– Wreszcie.

Gabriel odetchnął z ulgą i spojrzał na Dominikę. Ta, choć wyglądała na zmęczoną nic nie powiedziała, dopóki nie poczuła na sobie świdrującego spojrzenia. Wówczas odezwała się nieśmiało:

– Męcząca podróż.

– Lord niedługo powinien tędy przejeżdżać – powiedział Kilian.

– Wyliczyliście to poprawnie? – zapytał Gabriel.

– Raczej tak, przybyliśmy wcześniej , Maron będzie tutaj najdalej za dwa dni. Ten mostek daje nam wiele możliwości. 

– A najbliżej?

– Za godzinę.

– A jeśli się mylicie?

– To okazja przepadnie. Trudno.

Cały czas na pytania Gabriela odpowiadał Kilian. Dziewczyna sprawdzała, czy strzały są ostre. Dopiero po tej czynności, złapała łuk i stanęła gotowa.

– Sama się nauczyłaś strzelać? – zapytał Gabriel.

Młodzieniec szybko pożałował, że zadał pytanie. Poczuł jak oczy spod kaptura przenikają go. Jednak nie trwało to długo. Dziewczyna po chwili spuściła głowę i niepewnie odpowiedziała:

– Tak, w mojej okolicy nie znałam nikogo, kto mógłby mnie tego nauczyć.

Kilian postanowił zboczyć z tematu:

– Niedługo wieczór, musimy zająć swoje pozycje. Na wszelki wypadek, gdyby lord szybciej nadjechał.

Dominika obrała sobie pozycję na drzewie, stamtąd miała idealny widok na drogę. Młodzieńcy stanęli w krzakach. Prowiant rozdzielili po równo. Warty zmieniały się co trzy godziny, dzięki czemu, każdy był pełen sił, by w razie potrzeby walczyć. Ku zdziwieniu Gabriela, przez dotąd ruchliwy traktat nikt nie przejeżdżał.

Noc upłynęła spokojnie. Tak samo początek kolejnego dnia, dopóki dziewczyna nie dojrzała na horyzoncie samotnego jeźdźca.

– Jest ktoś na trakcie, tysiąc kroków stąd – oznajmiła.

– Konno czy pieszo? – zapytał rzeczowo Kilian.

– Ma konia, ale zmęczonego.

Kilian przywołał gestem dłoni przyjaciela. Chwilę później byli razem.

– Jaki plan? – zapytał Gabriel.

– Musimy go jakoś zatrzymać, czegoś się dowiedzieć. Coś mi tu nie pasuje.

– Też tak uważam, nie wszystko tutaj gra.

– Byłeś zawsze lepszy w strategicznym myśleniu, także…

– Łapię. Daj chwilę pomyśleć.

Nieco później ciszę przerwał głos dziewczyny:

– Za chwilę tu będzie.

– Pospiesz się Gabrielu. – Kilian wiedział, że niedługo cała akcja może zakończyć się fiaskiem.

– Dobra, mam coś. Dominiko, staniesz na drzewie, my schowamy się w krzakach. Wystrzelisz strzałę przed konia, tak żeby go zatrzymać. My zajmiemy się resztą.

– Nie wiem, czy trafię – odparła dziewczyna.

– Dasz radę.

Jeździec wjechał już na most. Dominika mierzyła nieco przed niego, gdy przebył strumień posłała strzałę. Trafiła kilka kroków przed celem. Koń stanął dęba. Wszystko szło zgodnie z planem. Młodzieńcy wyskoczyli na drogę i krzyknęli:

– Zatrzymaj się, jeśli nie chcesz dostać kolejnej strzały, tym razem w głowę!

Mężczyzna zszedł ze zwierzęcia. I stanął.

– Podejdź do nas – powiedział Gabriel i postąpił kilka kroków do przodu.

Natychmiast wykonał polecenie. Kilian spokojnym głosem oznajmił:

– Nie musisz się nas obawiać.

Gabriel położył rękę na ramieniu mężczyzny, obrócił się lekko i wskazał mieczem kierunek, w którym zmierzał jeździec. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle poczuł na krtani zimną stal i usłyszał stanowczy głos:

– Wiem, że jesteście przeklętymi bandytami. Wypuść ten miecz albo poczujesz śmierć.

– Szlag – zaklął pod nosem Gabriel.

„Jestem idiotą” – zdążył pomyśleć i pod wpływem kolejnego rozkazu wypuścił broń. Popatrzył w oczy mężczyzny i przyjrzał się ubiorowi.

„Nie wierzę, przegrałem z kupcem, czy istnieje gorsza możliwość?” – pomyślał. Kilian również wypuścił miecz.

– A nie macie jeszcze jednego wspólnika z łukiem?

– Nie, nigdy…

Gabrielowi przerwał dziewczęcy głos:

– Ja też mam opuścić broń?

Mężczyzna odruchowo spojrzał w stronę skąd dobiegły słowa. Gabriel w lot pojął myśl, kupiec na chwilę się rozkojarzył. Młodzieniec zrobił krok do tyłu i prawą ręką złapał dłoń z nożem. Nacisnął, a broń wypadła. Kupiec przeraził się. Padł na kolana i błagał:

– Proszę nie zabijajcie.

– Dlaczego, do stu beczek zjełczałego oleju, wziąłeś nas za bandytów? – zapytał z gniewem Gabriel.

– A ty co byś zrobił? Wypadliśmy na niego jak zbójcy – powiedział Kilian.

Dziewczyna zeszła z drzewa i stała teraz z boku obserwując całą sytuację. Gabriel wiedział, że powinien jej podziękować, ale nie był wstanie. Coś go trzymało. Spojrzał na mężczyznę, musiał się teraz nim zająć, więc zbliżył się do niego i zapytał:

– Co tu robisz?

Kupiec chwilę się zastanowił, a potem odparł:

– Uciekam przed wojną, panie.

– Jak to wojną? – Niemal równocześnie zapytali młodzieńcy.

– Nie wiedzieliście? Orki zaatakowały z północy. Cały kwiat rycerstwa tam pojechał. Ludzie zostali w zamkach. Ja jeden postanowiłem udać się do stolicy. Nie wiem, czy inni mogli. Pomagają przy budowie fortyfikacji.

Młodzieńcy spojrzeli na siebie. Gabriel dopiero teraz poczuł co to może oznaczać, postanowił zadać jeszcze jedno pytanie:

– A co z lordem Maronem?

– Zginął, panie. Orki go rozszarpały, gdy jechał z kilkoma ludźmi.

– Coś zabrały?

– Nie wiem, panie.

Gabriel wpatrzył się w ziemię, pomyślał chwilę, a następnie rzekł:

– Jedź zdrów.

Kupiec skwapliwie wykonał polecenie. Wówczas trójka zebrała się pod drzewem, by przedyskutować ostatnie wydarzenia.

– Patrz jak bardzo byliśmy zamknięci w tej norze. Nawet o wojnie się nie dowiedzieliśmy – powiedział Gabriel jednocześnie grzebiąc kijem w ziemi.

– Myślę, że próbowali to ukryć do samego końca, żeby nie wzbudzać paniki – odparł Kilian.

– Fakt. Panika nie jest dobrym wyjściem. Utrudnia przemarsz wojska.

– Czyli popełniłam błąd. Nikt nie wyjechał na spotkanie lorda, zabiły go orki – do rozmowy wtrąciła się Dominika.

– A jeśli miałaś racje? Tylko nie do końca? – Kilian zaczął coś podejrzewać.

– Myślisz o tym samym co ja? Ktoś zabił lordów, zabrał sprzęt, ale nikt się nie zorientował? Każdy myślał, że to orki?

Kilian potwierdził słowa Gabriela skinieniem głowy.

– To znaczy… zabójca może być już w drodze do stolicy… Kto stanie mu na drodze? – Dominika zrozumiała powagę sytuacji.

– Jeśli weźmie tamto uzbrojenie może być po wszystkim. Przejmie władzę – Gabriel wstał i dodał – czas nam ruszać.

– Jak niby zamierzasz go pokonać? – Kilian nie był przekonany co do planu przyjaciela.

– Jak? Jeszcze nie wiem, ale musimy coś zrobić. Możemy uratować królestwo.

– Możemy również zginąć, więc…

– Eh, nie marudź, taka okazja nie zdarza się zbyt często. Powiadommy chociaż straże. Muszą wiedzieć co knuje wróg.

Z tym ostatnim stwierdzeniem Kilian nie mógł się nie zgodzić. Dominika spojrzała na most, przed nim leżała strzała. Szybkim krokiem podeszła i ją wyrwała. Widząc na sobie spojrzenia młodzieńców wyjaśniła:

– Nie potrafię ich produkować.

 

 

***

 

Po dniu marszu udało im się dotrzeć do stolicy. Teraz przekradali się wąskimi ulicami. Padał deszcz, więc na zewnątrz nie było tłumów. By przejść przez bramę wiodącą bezpośrednio do biblioteki, musieli spotkać strażników. Spróbowali przedostać się niezauważenie, zrobili kilka kroków.

– Stać! – W miejscu zatrzymał ich stanowczy głos dowódcy straży. – Ja was skądś znam.

Przyjrzeli się twarzy mówiącego. Gabriel od razu rozpoznał znajomego. Z ulgą powiedział:

– Barry, jak dobrze cię widzieć. Mamy pilną sprawę.

Dowódca straży popatrzył w twarz młodzieńca, zrozumiał, że ten nie żartuje.

 

***

 

– Skąd ta pewność? – zapytał Barry wchodząc do biblioteki wraz z kilkoma rycerzami. Nie mógł zignorować ostrzeżenia chłopaka. Być może coś było na rzeczy.

– No właściwie, to… – Gabriel nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Popatrzył na przyjaciela, ten również bezradnie rozłożył ręce. Mieli tylko przypuszczenia, ale niczego nie mogli być pewni.

– Rozumiem – Barry pokręcił głową.

Dotarli do miejsca, gdzie niegdyś odkryli sekret. Całość wyglądała jak reszta ściany, jednak Kilian podszedł i przyłożył rękę. Nic się nie stało, przykładał w kolejnych miejscach i wreszcie trafił. Drzwi odchyliły się ukazując kolejne wrota. Kilian zbliżył się i do tych. Nacisnął klamkę i spróbował pchnąć drzwi.

– Cholera, kiedy byłem tu ostatnio to wystarczyło.

– I co teraz? – Barry zdenerwował się, czyżby wziął Rycerzy na próżno? Owszem poczuł nutkę tajemnicy i zdziwienie, gdy zobaczył tę skrytkę, ale teraz… Ciszę przerwał stanowczy głos:

– Rozwal te drzwi. Natychmiast.

Obrócił się, słowa wypowiedziała postać w kapturze. Teraz dopiero dostrzegł, że była to dziewczyna.

– Słucham? – odparł pytaniem.

– Rozwal te drzwi. Głuchy jesteś?

– Co ty robisz Dominika? – Kilian stał zszokowany.

Barry dał znak rycerzom. Podeszliby przytrzymać dziewczynę, lecz ta wywinęła się i chwyciła łuk. Chwilę później naciągnęła cięciwę i wymierzyła w dowódcę straży:

– Spróbuj się ruszyć, a ta strzała wbije się w twoje serce. Nie każ mi tego robi.

W oczach miała łzy, ale w jej ruchach czuć było determinacje.

– Rozwalić drzwi – rzucił pośpiesznie.

Dwóch ludzi z toporami podeszło i zaczęło wykonywać rozkaz.

– Dominika, co ty robisz? Uspokój się – Kilian próbował przekonać ją do zmiany zdania.

Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Dziewczyna uważnie wpatrywała się wejście, jednocześnie ani na chwilę nie spuszczając dowódcy straży z oka.

– Mówiłem, że to zdrajczyni – powiedział wściekle Gabriel.

W końcu drzwi zostały rozwalone. Dominika nie spuściła łuku, dopóki nie weszła do ogromnej sali. Wówczas zeskoczyła z podestu i się rozejrzała. Rycerze z dowódcą wbiegli za nią, lecz nie zeszli na dół. Podest był właściwie balkonem, ułożonym na posadzką. Otaczał całą salę. Naprzeciwko stojących znajdowały się schody. Młodzieńcy również weszli do środka.

W pewnym momencie na najniższym poziomie pojawił się człowiek w pełnej zbroi. Ozdoby na opancerzeniu od razu pokazały, z kim mają do czynienia.

– To ten przeklęty zabójca – odezwał się Gabriel.

– Ma już pełną zbroję – dodał Kilian.

Barry wraz z rycerzami stał zdezorientowany. Nie mógł pojąć kto jest dobry, a kto zły. Rozumiał, że człowiek w zbroi jest mordercą, ale w takim razie kim do diaska, była ta dziewczyna?

Łuczniczka stanęła naprzeciwko wroga. Dostrzegła dziurę na wysokości biodra, prawdopodobnie zrobioną mieczem podczas ataku na lorda Marona. Wystrzeliła kilka strzał, lecz rękawica zabójcy znalazła się na wysokości czułego punktu. Groty ześlizgnęły się i spadły na posadzkę.

Odbiegła na większą odległość, przymierzyła dokładniej, chciała być pewna, że trafi. Wróg dobył noża przywieszonego przy pasie i rzucił. W ostatnim momencie zdążyła zrobić unik. Ostrze wyżłobiło lekki zagłębienie w ścianie za nią, a następnie spadło na ziemię. Dominika podbiegła do przeciwległego rogu. Wojownik podszedł i zebrał nóż z podłogi.

W tym czasie Kilian podbiegł do dowódcy.

– Musimy jej pomóc, ona ma tu jakąś misję i chyba jest dobra. Kiedyś istniał zakon wojowniczek. Może pochodzi od nich? Jeśli ten potwór – wskazał ręką na uzbrojonego mężczyznę – opuści to miejsce, przegramy na zawsze.

Barry zrozumiał. Natychmiast wydał rozkaz. Rycerze byli lekko uzbrojeni, więc szybko przeszli na drugą stronę balkonu i zaczęli schodzić po schodach. Na dole zabójca znów mierzył nożem w dziewczynę. W końcu wykonał zamach i rzucił. Dominika zrobiła krok w bok i schyliła się, ale tego właśnie oczekiwał mężczyzna. Wymierzył, tak by trafić, kiedy łuczniczka zrobi unik. Nóż wbił się w miękką skórę. Dziewczyna upadła na ziemię, kaszląc krwią. Kilian właśnie zszedł ze schodów, widząc to wykrzyczał:

– Nie!

Wraz z Gabrielem rzucił się ku umierającej. Nie było już dla niej ratunku. Zdołała jeszcze tylko wyszeptać:

– Wyjmijcie ten nóż i zabicie go nim. Inaczej się nie da, bo…

Dalej nie mogła już mówić. Chwilę później przestała oddychać.

– Odeszła – powiedział ze smutkiem Gabriel.

Kilian uderzył tylko pięścią w podłogę.

– To moja wina.

Zabójca trzymał na odległość rycerzy, jednak ci powoli się zbliżali. Szli w zwartym szeregu, zacieśniając okrąg. Mężczyzna będąc otoczonym zrozumiał, że jeśli się teraz nie wyrwie to zaraz zostanie zaatakowany ze wszystkich stron. Wówczas przypadkiem mógłby dostać w odsłonięte biodro. Dostrzegł wojownika z uniesionym toporem, długim krokiem przysunął się do niego i zadał cios. Rycerz nie zdołał sparować uderzenia. Padł martwy. Jego towarzysze skoczyli ku zabójcy, lecz ten zgrabnie się wymknął zabijając kolejnego. Co prawda trzy bronie sięgnęły go, lecz odbiły się od twardego pancerza. Ciął, robił krok do tyłu i parował uderzenie. Po chwili używania tej techniki zostało już tylko trzech rycerzy i dowódca straży. Teraz wręcz go unikali. Wiedzieli, że nie mogą mu wiele zrobić. Miecz wykonany z najtwardszego materiału łamał ich bronie.

Kilian siedział przy dziewczynie prawie nieprzytomny. Gabriel wiedział, że musi działać, bo drugiej szansy mieć nie będzie. Wziął do ręki nóż wykonany z pradawnego materiału, ukrył go w fałdach płaszcza i dobył miecza. Za wszelką cenę nie chciał, by przeciwnik dojrzał co trzyma w ręce. Powoli zaczął obchodzić mordercę. Skradał się, lecz wróg i tak go dojrzał. Teraz już biegł. Stanął kilka kroków od zabójcy. Przeciwnik zwrócił na niego uwagę i już miał skoczyć z uniesionym mieczem, ale dowódca straży w porę zareagował. Dał znak rycerzom wykonali cztery ciosy. Wróg na chwilę został zepchnięty do defensywy, lecz szybko odzyskał pozycję i ciął w poprzek. Kolejny wojownik padł na podłogę. Rycerze naciskali jednak jeszcze bardziej. Wiedzieli, że muszą odwrócić uwagę od chłopaka. Zabójca przeszarżował, zabijając następnego wojownika. Jednak ten moment wykorzystał Gabriel, podbiegł od tyłu, wyciągnął nóż i wbił w biodro wroga. Teraz dźgał bez opamiętania. Zanim zabójca zdążył zareagować już ogarnął go potworny ból. Wypuścił miecz z ręki i upadł na posadzkę. Dowódca straży wykorzystał ten moment wbijając miecz w nieosłonięte miejsce. Gabriel cofnął się, był przerażony, tym co zrobił. Zadał kilkadziesiąt ciosów dziurawiąc ciało zabójcy. Barry usiadł na podłodze i spróbował uspokoić młodzieńca, lecz jego głos również był roztrzęsiony:

– Dobrze się spisałeś, nie zabiłeś człowieka. Zabiłeś potwora.

– Lepiej byłoby dziś umrzeć niż widzieć tę masakrę – odparł Gabriel, a z jego oczu poleciały łzy. Rozejrzał się. Było ich czterech, czterech, którzy mieli szczęście, lecz czy aby na pewno szczęście?

Koniec

Komentarze

Dość typowa opowieść, której bohaterowie podejmują się pewnej misji, by przeciwdziałać złu. Początkowo wszystko dzieje się po och myśli, ale kiedy dochodzi do decydującej potyczki, sprawa nieco się gmatwa. Brakło mi, Młody pisarzu, nieco szerszego tła tej historii, dobrze byłoby też wiedzieć więcej o trójce bohaterów. Brakło mi także fantastyki – tytułowa zbroja to dla mnie trochę za mało.

Choć mam wrażenie, że Pradawna zbroja jest napisana nieco lepiej niż Twoje wcześniejsze teksty, to mimo wszystko nie mogę uznać tego wykonania za satysfakcjonujące. Wciąż masz przed sobą sporo pracy.

 

– A kto to do cho­le­ry? – Za­py­tał Ga­briel, ro­biąc krok wstecz.– A kto to, do diabła? – za­py­tał Ga­briel, ro­biąc krok wstecz.

Skąd Gabriel wiedział, co to cholera?

Sugeruję, abyś raz jeszcze przejrzał poradnik jak zapisywać dialogi.

 

po­wie­dział z uśmiesz­kiem Ga­briel i po­ło­żył na stole trzy kufle miodu. → …po­wie­dział z uśmiesz­kiem Ga­briel i postawił na stole trzy kufle miodu.

Gdyby Gabriel położył kufle, miód wylałby się z nich.

 

Gdy już wszy­scy się na­po­ili… → Gdy już wszy­scy się na­p­ili

Poi się zazwyczaj zwierzęta.

 

Ki­lian zro­bił jesz­cze jeden łyk i za­py­tał:Ki­lian wypił jesz­cze jeden łyk i za­py­tał:

Łyków nie robi się.

 

To po­zwo­li mu prze­jąć wła­dze. → Literówka.

 

– Ale kilku ta­kich, co nie miało nic spe­cjal­ne­go – Ga­briel nie był prze­ko­na­ny. → Nie rozumiem, do czego nie był przekonany Gabriel?

 

– Prze­stań snuć czar­ne sce­na­riu­sze… → Skąd Gabriel wie, co to scenariusz?

Scenariusze nie mają racji bytu w tym opowiadaniu.

Proponuję: – Przestać być takim czarnowidzem

 

– My­śli­cie, że za­po­lu­je teraz na aku­rat na lorda Ma­ro­na? → Dwa grzybki w barszczyku.

 

ale wi­dząc gest ręki przy­ja­cie­la… → Zbędne dopowiedzenie – gesty wykonuje się rękami.

Wystarczy: …ale widząc gest przyjaciela

 

Prze­szli­by­śmy jesz­cze kilka ki­lo­me­trów… → Skąd Gabriel wie, co to kilometry?

Kilometry nie mają racji bytu w tym opowiadaniu. Pojęcie metra zostało zdefiniowane w końcu XVIII wieku, a Twoje opowiadanie dzieje się znacznie wcześniej.

Zajrzyj tu: http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag

 

Jak­byś nie się wy­spał to byśmy nie prze­by­li nawet stu me­trów. → Chyba miało być: Jak­byś się nie wy­spał, to byśmy nie prze­by­li nawet stu kroków.  

Metry także nie mają racji bytu w tym opowiadaniu.

 

– Gdzie ją wcię­ło? → To określenie, jako zbyt współczesne, nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

 

Nie dużo jesz­cze wie­dzia­łem.Niedużo jesz­cze wie­dzia­łem.

 

– Lord nie­dłu­go po­wi­nien tędy prze­jeż­dżać – po­wie­dział Ki­lia­nie. → Literówka.

 

– Ra­czej tak, przy­bi­li­śmy wcze­śniej, Maron bę­dzie tutaj za mak­sy­mal­nie dwa dni. → Co i do czego przybili?

Pewnie miało być: – Ra­czej tak, przy­by­li­śmy wcze­śniej, Maron bę­dzie tutaj najdalej za dwa dni.

 

– Nie­dłu­go wie­czór, mu­si­my zająć swoje po­zy­cje. → Zbędny zaimek – czy mogli zająć cudze pozycje?

 

– Jest ktoś na trak­cie, dzie­sięć ty­siąc kro­ków stąd – oznaj­mi­ła. → Czy tu miało być: – Jest ktoś na trak­cie, dzie­sięć ty­sięcy kro­ków stąd – oznaj­mi­ła.

Czy jesteś pewien, że z takiej odległości mogła dostrzec samotnego jeźdźca?

 

– Konno czy pie­szo? – Za­py­tał rze­czo­wo Ki­lian. → – Konno czy pie­szo? – za­py­tał rze­czo­wo Ki­lian.

 

Ki­lian przy­wo­łał ge­stem dłoni przy­ja­cie­la.Ki­lian gestem przy­wo­łał przy­ja­cie­la.

 

– Jaki plan? – Za­py­tał Ga­briel. → – Jaki plan? – za­py­tał Ga­briel.

 

Nie­dłu­go póź­niej ciszę prze­rwał głos dziew­czy­ny→ Nie­co póź­niej ciszę prze­rwał głos dziew­czy­ny… Lub: Niebawem ciszę prze­rwał głos dziew­czy­ny… Albo: Po chwili ciszę prze­rwał głos dziew­czy­ny

 

– Po­spiesz się Ga­brie­lu – Ki­lian wie­dział… → Brak kropki po wypowiedzi.

 

Tra­fi­ła kilka me­trów przed celem. → Tra­fi­ła kilka kroków przed celem.

 

ob­ró­cił się lekko i mie­czem miej­sce dokąd je­chał jeź­dziec. → Zdanie nie brzmi najlepiej i jest niezrozumiałe, zwłaszcza że czegoś tu brakło.

Gabriel nie mógł pokazać miejsca, do którego jechał podróżny, bo nie wiedział, dokąd ten jedzie.

Proponuję: …ob­ró­cił się lekko i mie­czem pokazał kierunek, w którym zmierzał jeź­dziec.

 

– Dla­cze­go do cho­le­ry wzią­łeś nas za ban­dy­tów? – Za­py­tał z gnie­wem Ga­briel. → Skąd Gabriel wie, co to cholera?

Proponuję: – Dla­cze­go, do diaska, wzią­łeś nas za ban­dy­tów? – za­py­tał z gnie­wem Ga­briel.

 

Dziew­czy­na stała z boku i ob­ser­wo­wa­ła całą sy­tu­ację. → A kiedy dziewczyna zeszła z drzewa?

 

 Przej­mie wła­dze… → Literówka.

 

– Skąd ta pew­ność? – Za­py­tał Barry→ – Skąd ta pew­ność? – za­py­tał Barry

 

Po­pa­trzył na przy­ja­cie­la, ten rów­nież bez­wied­nie roz­ło­żył ręce. → Chyba miało być: Po­pa­trzył na przy­ja­cie­la, ten rów­nież bezradnie roz­ło­żył ręce.

 

Ca­łość wy­glą­da­ła jak resz­ta ścia­ny, jed­nak Ki­lian pod­szedł i przy­ło­żył rękę do ścia­ny. → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: Cała płaszczyzna wyglądała jednakowo, jed­nak Ki­lian pod­szedł i przy­ło­żył rękę do ścia­ny.

 

Cho­le­ra, kiedy byłem tu ostat­nio… → Do diabła, kiedy byłem tu ostat­nio

 

lecz ta wy­wi­nę­ła się i zła­pa­ła za łuk. → …lecz ta wy­wi­nę­ła się i zła­pa­ła łuk.

 

Do­mi­ni­ka nie spu­ści­ła łuku, do­pó­ki nie we­szła do ogrom­nej sali. Wów­czas ze­sko­czy­ła z po­de­stu i się ro­zej­rza­ła. → Kiedy Dominika weszła na rzeczony podest?

 

Po­dest był wła­ści­wie bal­ko­nem, uło­żo­nym trzy metry nad zie­mią. → Metry mnie mają racji bytu w tym opowiadaniu.

 

– To ten cho­ler­ny za­bój­ca – ode­zwał się Ga­briel.– To ten przeklęty za­bój­ca – ode­zwał się Ga­briel.

 

kim w takim razie do cho­le­ry była ta dziew­czy­na? → …kim w takim razie, do diabła, była ta dziew­czy­na?

 

Ucie­kła na dal­szą od­le­głość… → Odbiegła na większą od­le­głość

 

Wo­jow­nik pod­szedł i ze­brał nóż z pod­ło­gi. → Wo­jow­nik pod­szedł i za­brał/ podniósł nóż z pod­ło­gi.

 

za­bój­ca znów mie­rzył nożem w kie­run­ku dziew­czy­ny. → …za­bój­ca znów mie­rzył nożem w dziew­czy­nę.

Zabójca mierzył w dziewczynę, nie w jej kierunku.

 

Dziew­czy­na upa­dła na zie­mię za­czę­ła kasz­leć krwią.Dziew­czy­na upa­dła na podłogę, za­czę­ła kasz­leć krwią.

 

Nie było już dla niej ra­tun­ku. Zdo­łał jesz­cze tylko wy­szep­tać: → Literówka.

 

– Wyj­mij­cie ten nóż i za­bi­cie go tym. → – Wyj­mij­cie ten nóż i za­bi­cie go nim.

 

Za­bój­ca trzy­mał na od­le­głość ry­ce­rzy. Jed­nak ci po­wo­li się zbli­ża­li.Za­bój­ca trzy­mał rycerzy na od­le­głość, jed­nak ci po­wo­li się zbli­ża­li.

 

Ciał, robił krok do tyłu i pa­ro­wał ude­rze­nie. → Literówka.

 

Miecz wy­ko­na­ny z naj­tward­szej rudy łamał ich bro­nie. → Ruda to kopalina, broni nie wykonuje się z rudy.

 

Wziął do ręki nóż wy­ko­na­ny z pra­daw­nej rudy… → Patrz wyżej.

 

Sta­nął kilka me­trów od za­bój­cy.Sta­nął kilka kroków od za­bój­cy.

 

od­zy­skał po­zy­cję i ciał w po­przek. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Epidemia cholery w tym świecie, została sprowadzona przez lud z gór wiatru. Wytępiła miliony nie tylko ludzi, lecz także innych ras. Resztę poprawiłem. Cieszę się, że to opowiadanie przypadło ci bardziej do gustu, niż moje wcześniejsze utwory. Dzięki za przeczytanie i łapankę. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarzu, w czasach kiedy mogło dziać się Twoje opowiadanie, nie znano jeszcze miana „cholera”. Z tego co mi wiadomo, epidemie cholery to czasy zdecydowanie późniejsze, więc Twoi bohaterowie, klnąc, nie powinni używać słów, które wtedy nie istniały.

Wiem, że to o czym piszesz nie jest dziełem historycznym i tworząc możesz puścić wodze fantazji, ale chciałabym, aby Twoja opowieść miała ręce i nogi. Pisząc, używaj słów, którymi mogliby mówić Twoi bohaterowie. I nie mam tu na myśli stylizacji – pisz zwyczajnie, ale staraj się unikać słów i sformułowań zbyt współczesnych, takich które mogą wywoływać zdumienie, że wspomnę tu o użytych przez Ciebie kilometrach i metrach.

Jeśli musisz mieć w opowieści zarazę, nazwij ją po swojemu. To nie musi być choroba, która naprawdę kiedyś zdziesiątkowała ludność, możesz wywołać własną epidemię i od niej utworzyć przekleństwo. Jestem przekonana, że potrafisz.

Nie ograniczaj własnej fantazji, ale pisz tak, żeby czytelnik nie czuł się zakłopotany podczas lektury Twojego dzieła.

Młody pisarzu, powodzenia! :)

 

Może przydadzą Ci się wiadomości tu zawarte: https://historia.org.pl/2020/02/27/najwieksze-epidemie-w-historii-swiata-ospa-grypa-dzuma-i-cholera-najwieksi-zabojcy-w-historii-ludzkosci/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przymierzyłam się do tekstu, przejrzałam go i potwierdzam opinię Reg, że jest lepszy niż poprzednie, więc postęp widać, ale nadal na kolana nie rzuca.

 

Co do cholery… Też się zasadniczo zgadzam z Reg, aczkolwiek doprecyzuję, że choroba była znana (z opowieści podróżników) już w starożytności i wtedy powstała jej nazwa, ale do Europy dotarła dopiero w drugiej dekadzie XIX wieku.

Niemniej istotnie w takim fantasylandzie rażą wyrażenia w rodzaju “do cholery”, a wyłącznie w takim kontekście pojawia się to słowo, więc wymyślanie całej historyjki o cholerze trochę nie ma sensu. Cholera na dodatek rozprzestrzenia się głównie przez wodę i żywność, więc jej transmisja nie jest aż tak szybka jak np. dżumy.

Tego typu zabiegi są zawsze ryzykowne w fantasy. A tłumaczenie czegokolwiek w komentarzu jest bardzo niedobre, bo zazwyczaj czytelnicy nie mają możliwości skorzystać z wyjaśnień udzielanych przez autora.

http://altronapoleone.home.blog

Przekonałyście mnie. :) Już zmieniłem, dzięki za zwrócenie uwagi. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Przekonaliście mnie.

Młody pisarzu, i ja i Drakaina jesteśmy kobietami, więc powinieneś napisać: Przekonałyście mnie.

Może to drobiazg, ale jeśli będziesz zwracał na takie drobiazgi należytą uwagę, Twoja twórczość będzie coraz lepsza.

 

edycja

Drakaino, bardzo dziękuję za doprecyzowanie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Faktycznie, zrobiłem literówkę. Już poprawione. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

ja też palnęłam babolka, tak to jest z podpowiedziami komórkowymi (już wyedytowałam), bo oczywiście cholera pojawia się w Europie w drugiej dekadzie, a nie połowie XIX w., konkretnie w 1817 roku zostaje zauważona w europejskiej części Imperium Rosyjskiego i stamtąd rusza na zachód, ale jest to marsz dość powolny, bo dociera na dobre dopiero w latach trzydziestych. Przepraszam za ewentualne wprowadzenie w błąd ;)

http://altronapoleone.home.blog

Mam wrażenie, że bohaterowie Twojego opowiadania są bardzo młodzi. Zastanów się, czy żołnierze tak po prostu by im się podporządkowali? Nawet jeśli jeden z wojaków zna któregoś z młodzieńców, nie sądzę, żeby to było możliwe. Obaj chłopcy dość łatwo ufają dziewczynie, o której niewiele wiedzą. Trochę ta fabuła życzeniowa. Chodzi mi o to, że mija się z tym, jak ludzie w rzeczywistości postępują.

Czytało się jednak nieźle, postęp niewątpliwie jest :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka_Luz, dzięki za komentarz i opinię. 

Cieszę się, że widzisz postęp. Tak, bohaterowie są młodzi. Popełniłem błąd logiczny. Przerażeniem w oczach nie można przecież wszystkiego tłumaczyć. Fabuła też trochę leży, jest bardzo prosta, lecz i tak zdarzają się bezsensowne reakcje, które mają za zadanie pchnąć historię dalej. Nie robię tego świadomie, wynika to raczej z mojego niedoświadczenia. Staram się, aby w kolejnych opowiadaniach było coraz mniej błędów. Dzięki niesamowitym ludziom na tej platformie, mogę się znacznie szybciej uczyć, za co jestem bardzo wdzięczny. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

To pozwoli mu przejąć władze.<-- Chyba chochlik zjadł ogonek.

Wyciągnęli prowiant, gdy napełnili żołądki, Gabriel powiedział:<--Miś dałby kropkę po: Wyciągnęli prowiant

Nie chcieli się spóźnić, więc korzystali z pełnego zasobu sił.<– Jakoś to zgrzyta misiowi.

– Raczej tak, przybiliśmy wcześniej ,<-- przybyliśmy

Powyższe na dowód, że miś czytał dokładnie. Ciekawe, ale to fragment, początek czegoś. Tego miś nie lubi. Czeka na dalszy ciąg.

Cześć, misiu. 

Dziękuję za przeczytanie i opinię. Miło, że do mnie wpadłeś. Błędy zostały poprawione. 

Opowiadanie opisuje pewne wydarzenie z mojego universum. Chciałem, aby zostało to odebrane jako zamknięta całość, ale chyba nie wyszło. Do daje mi to do myślenia, chciałbym pisać lepsze teksty, dlatego każda uwaga jest mi na wagę złota. 

 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Tekst, rzekłbym, standardowy. Oto misja i śmiałkowie gotowi się jej podjąć. Opisy całkiem niezłe, podobnie jak tempo samego opowiadania.

Czego brakowało? Obudowy. Na koniec miałem wrażenie, że do końca nie wiem, jaki jest cel bohaterów, po co to właściwie robią. Jaka jest ich rola w większym świecie. Innymi słowy – miałem wrażenie, że wszystko istnieje w próżni.

Piszesz, że to część Twojego uniwersum, więc warto podkreślić, że jest to część większej całości. Słusznie chcesz zrobić z tego zamkniętą całość, ale warto dorzucać jednak rzeczy, które tworzą mocną iluzję, że świat żyje także poza tym fragmentem wszechświata, który nam pokazujesz :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Cześć, NoWhereMan.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Miło mi, że opisy i tempo przypadły ci to gustu. Postaram się, aby w moich kolejnych opowiadaniach bohaterzy mieli bardziej określony cel, a cały świat żył. 

Pozdrawiam :) 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nowa Fantastyka