- Opowiadanie: Kejt _Elizabet - Władca czasu

Władca czasu

Legenda o młodzieńcu, który chciał zdobyć nieśmiertelność. Poprawiana kilka(naście) razy. Czas by w końcu się nią podzielić. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Władca czasu

Stukot końskich kopyt niósł się po gościńcu. Samotny jeździec przemierzał trakt, kierując się na południe. Niespodziewanie zerwał się wiatr, smagając jego twarz i szarpiąc ubranie. On jednak nie zwracał na to uwagi, zgiął kciuki obu dłoni, a później złożył pozostałe palce, tworząc niewidzialną barierę ochronną. Koń zarżał niespokojnie.

– Wybacz – odparł młodzieniec.

Ponownie złożył palce i powiększył barierę. Poklepał wierzchowca, uśmiechając się szeroko. Wirujące w powietrzu liście omijały ich po zetknięciu z magiczną osłoną. Piasek nie dostawał się pod powieki, ale chłopak i tak zmrużył oczy. W oddali dostrzegł drewniane zabudowania. Ostatnią osadę mijał kilka dni temu. Prowiantu starczyłoby na jeszcze kilka dni, ale potrzebował zasięgnąć informacji.

Na Wielkich Równinach mieszkał mag. Jeden z najpotężniejszych w całym królestwie. Niektórzy powiadali, że to znudzony życiem samotnik, inni nazywali go szaleńcem i człowiekiem nieobliczalnym. Zaszył się w swojej wieży lata temu, przysięgając, że opuści swoją kryjówkę dopiero wtedy, gdy jakiś dzielny śmiałek pokona go w potyczce. Plotki mówiły też o życzeniach, które mógł spełniać, skrzyniach złota, czy królewskich klejnotach. Młodzieniec nie wierzył w te opowieści. Nawet gdyby okazały się prawdziwe, nie zależało mu ani na skarbie, ani na życzeniach. Mag posiadał coś, co dla chłopaka miało znacznie większą wartość.

Gdy znalazł się przed drewnianą bramą, zdjął barierę ochronną. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, że umie posługiwać się magią. Wolał nie rzucać się w oczy. Magowie wzbudzali poruszenie, gdziekolwiek się pojawili. Mijał maleńkie chatki, aż w końcu dotarł do karczmy. W środku było prawie pusto, dwóch mężczyzn dyskutowało zaciekle o rosnących cenach zboża, na ławce w kącie drzemał postawny jegomość, z twarzą purpurową jak burak, młoda dziewczyna zamiatała podłogę, a za ladą krzątał się wąsaty mężczyzna, prawdopodobnie właściciel. Młodzieniec podszedł do niego.

– Szukam Pelina, potężnego maga z południa.

Dziewczyna na chwilę przestała zamiatać podłogę, a mężczyźni przy stole prychnęli, nawet pijaczek leżący w kącie poruszył się niespokojnie. Wąsacz uśmiechnął się lekko i odparł:

– Maga spełniającego życzenia?

Chłopak skinął głową.

– Wątpię, że będzie chciał wpuścić cię do środka chłopcze. Było już sporo takich, a każdy wracał z pustymi rękami i potłuczonym zadkiem.

– Zaryzykuję.

Karczmarz przez chwilę uważnie mu się przypatrywał, ale nie wydusił ani słowa. Zapanowała cisza, przerywana chrapaniem pijaczka spoczywającego na ławie. Chłopak westchnął cicho. Wiedział, czym było spowodowane milczenie karczmarza. Udzielane wskazówki miały swoją cenę, Nie chciał rzucać monetami na prawo i lewo. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego sakwa jest pełna, zwłaszcza że czuł na sobie wzrok dwóch mężczyzn. Zdecydował się na coś innego.

– Chętnie zaopatrzę się u ciebie na drogę. Chwilę tu odpocznę i coś zjem, zanim wyruszę dalej. Oczywiście, jeśli będziesz łaskaw pokierować mnie do wieży maga.

– Oczywiście – odparł zadowolony karczmarz. – Anne, piwo i kasza dla tego młodzieńca! – zawołał do dziewczyny, która właśnie odłożyła miotłę.

Chłopak wyjął sakiewkę i wyłożył na blat kilka monet. O kilka za dużo. Wywołał tym jeszcze większy uśmiech na twarzy mężczyzny.

– Słuchaj uważnie. Musisz kierować się na zachód, najkrótsza droga prowadzi przez wąwóz. Gdy go przejedziesz, dalej czeka cię prosta droga. Za wąwozem rozciąga się step, tam skierujesz się bardziej na południe. W oddali dostrzeżesz wieże.– Mówiąc to, nie przestawał się uśmiechać.

Chłopak podziękował i zajął miejsce przy stole w głębi izby. Po kilku chwilach zjawiła się dziewczyna, niosąc kufel piwa i kaszę ze skwarkami. Kładąc przed nim talerz, otworzyła usta. Już miała coś powiedzieć, ale speszona zamilkła i odeszła tak szybko, jak się pojawiła. Wydało mu się to dziwne, jednak kasza pachniała smakowicie, a jego żołądek domagał się pożywienia, dlatego nie rozmyślał o tym dłużej i zabrał się za jedzenie.

W pewnym momencie poczuł na sobie czyjś wzrok. Dwóch mężczyzn szzeptalo o czymś, od czasu do czasu rzucając mu ukradkowe spojrzenia. Udał, że tego nie widzi. Gdy do karczmy zaczęło schodzić się więcej ludzi, postanowił uciec od zgiełku. Chciał wypocząć przed kolejnym dniem podróży i wszystko dokładnie zaplanować.

Następnego dnia wstał o świcie, spakował rzeczy i skierował swe kroki do stajni. Gdy wszedł do środka, zobaczył stojącą przy koniu Anne. Głaskała go po grzywie, a przez ramię miała przerzuconą płócienną torbę.

– Co tu robisz? – zapytał młodzieniec.

– Zajmuję się stajnią.

– Masz bardzo dużo obowiązków.

– Pomagam ojcu we wszystkim. Ma tylko mnie – wyznała.

– Rozumiem.

Zapanowała niezręczna cisza. Chłopak nie miał jednak czasu na próby podtrzymywania rozmowy. Wyminął dziewczynę i zaczął siodłać konia. Dopiero po chwili zorientował się, że Anne stoi obok i obserwuje go uważnie. Spojrzał na nią kątem oka.

– Coś się stało? – zapytał.

Pokręciła głową. Zaczęła nerwowo gładzić swoją suknię, przygryzając przy tym usta. Odwróciła się na pięcie. Już miała odejść, ale zamarła w bezruchu. Spojrzała na wejście do stajni, później na młodzieńca, a potem znów na uliczkę na zewnątrz.

– Nie jedź przez wąwóz – szepnęła cicho.

Chłopak uniósł brwi do góry. Chciał zapytać o powód, ale dziewczyna go ubiegła.

– Wielu próbowało dostać się do wieży, ale niewielu przejechało cało przez wąwóz.

– Dziękuję Anne.

– Powodzenia… – spojrzała na niego pytająco.

– Telsan.

– Powodzenia Telsanie.

Uśmiechnęła się i wybiegła ze stajni.

 

***

 

Telsan zatrzymał konia przed wejściem do wąwozu. Z ubitych glinianych ścian wystawały grube i powykręcane korzenie drzew, ziemia była wyściełana opadłymi liśćmi, a bujne korony ograniczały dostęp światła, czyniąc to miejsce nieco ponurym. Uczucie przestrachu potęgowały dodatkowo słowa Anne. Telsan był jej wdzięczny za ostrzeżenie. Nie zamierzał jednak zawrócić z drogi.

Spojrzał wgłąb wąskiego korytarza i zdusił w sobie uczucie strachu. Miał bowiem coś, co dawało mu ogromną przewagę. Władał magią. Cokolwiek czyhało dalej na śmiałków, nie powinno mu zaszkodzić, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Stworzył barierę ochronną i wjechał do środka. Posuwał się powoli, uważnie nasłuchując dochodzących do niego dźwięków. Rozpoznał śpiew słowika i stukanie dzięcioła. Obserwował uważnie drogę przed sobą, a gdy wiatr zawiał mocniej, poruszając liśćmi drzew, od razu kierował swój wzrok ku górze. Tu w dole był łatwym celem, ale bariera dodawała mu odwagi.

Gdy wjechał głębiej, usłyszał dziwny metaliczny dźwięk. Zatrzymał konia i zaczął nasłuchiwać. Obrócił się za siebie, ale nic nie dostrzegł. Wtedy w jego barierę coś uderzyło. O niewidzialną poświatę odbił się najpierw mały sztylet, a później strzała. Z góry zeskoczyło dwóch mężczyzn z bojowym okrzykiem. Zatrzymali się w połowie drogi, widząc, że broń nie dosięgła celu.

– Wy? – zapytał zaskoczony Telsan.

Spodziewał się potworów, jakiegoś monstrum, czegoś nieludzkiego lub nienaturalnego, a zamiast tego ujrzał przed sobą mężczyzn z gospody.

Jeden spoglądał na niego, to otwierając, to zamykając usta ze zdziwienia. Drugi wymierzył do niego z łuku i strzelił. Jednakże kolejna strzała odbiła się od bariery. Telsan zaśmiał się pod nosem. Wyciągnął dłoń, odrzucając w powietrze najpierw łuk, a później samego łucznika.

Trzęsący się ze strachu bandyta, widząc, że jego towarzysz nie wstaje, rzucił się do ucieczki. Dłoń młodzieńca znów wystrzeliła do przodu i mężczyzna runął jak długi na ziemię. Telsan zeskoczył z konia i spokojnym krokiem ruszył w jego kierunku.

Opryszek zaczął wycofywać się na czworakach, ale w tym momencie Telsan zgiął palce obu dłoni, jakby trzymał w nich jajko. Gdy podszedł do napastnika, który nie mógł się ruszyć ani wydusić z siebie słowa, rozluźnił dłonie, a później złapał go za kołnierz i postawił do pionu.

– Ja wszystko wyjaśnię, tylko błagam, oszczędź mnie – wydusił płaczliwym tonem. – Powiem wszystko .

– Na to liczę.

– My nie wiedzieliśmy…

– Nie mam czasu i cierpliwości. Pracujecie dla maga? On was wysłał?

Telsan uderzył nim o jeden z wystających korzeni tak, że ten syknął cicho z bólu.

– Co? Nie! Nie! – zaczął się zarzekać. – My… wykorzystaliśmy okazję. To karczmarz. Kieruje ludzi przez wąwóz, a my załatwiamy resztę.

Telsan uniósł do góry brew. Spoglądał wyczekująco na opryszka.

– Był kiedyś u nas taki wioskowy głupek, pijaczek. Którejś nocy po wyjściu z karczmy, zawędrował do wieży maga. Myślał, że ten da mu bogactwa, posiadłości i urodę.

Mężczyzna zaśmiał się na wspomnienie, ale widząc niezadowoloną minę Telsana, kontynuował.

– Wrócił z sinikami i przypalonymi brwiami. Oczywiście odgrażał się, że staruch pożałuje, ale do wieży już nie wrócił. Ilekroć wypił więcej, rozpowiadał o skarbach i magu spełniającym życzenia. Mówił, że ten dał mu mądrość zamiast urody, bo to ważniejsze… – zamilkł, gdy chłopak chwycił go mocniej. – Nie ważne. Plotka się rozniosła. A my postanowiliśmy to wykorzystać.

– Pijackie gadanie urosło do miana legendy. Skarby, chwała, życzenia.

– Trochę dodaliśmy też od siebie… – wydusił.

Telsan przymknął powieki, spoglądając na bandytę z odrazą. Na moment dał się ponieść wspomnieniom. Kiedyś sam trudnił się tym fachem. Był złodziejem. Niesamowicie dobrym złodziejem. Doszedł do takiej wprawy, że ciężko było złapać go na gorącym uczynku. Zachował obie ręcę i stał się rozpoznawalny wśród przestępców. Później kradł większe i cenniejsze przedmioty, czasem na zlecenie wpływowych ludzi. Jednak nigdy nikogo przy tym nie skrzywdził. W końcu postanowił z tym skończyć. Wstydził się swojej przeszłości. Wmawiał sobie, że jest magiem, a nie złodziejem, ale nawet wiedzę magiczną zdobył nieuczciwie.

Odpowiednie wykształcenie magiczne mogły zdobyć tylko osoby obdarzone cząstką magii, a nawet wtedy nie gwarantowało to znalezienia nauczyciela. Takie studia były niezwykle kosztowne, a Telsana nie było na nie stać. Zamiast kraść, by płacić odpowiednim nauczycielom, postanowił kraść samą wiedzę. Zakradając się do pracowni, podsłuchując w komnatach magów, czy wykradając magiczne zwoje i księgi, Telsan samodzielnie nauczył się posługiwać magią. Nie było to łatwe, ale znał podstawy, a z czasem zaczął ćwiczyć bardziej skomplikowane zaklęcia.

W dalszym ciągu był jednak złodziejem. Wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. Puścił mężczyznę, który z hukiem opadł na ziemię.

– Znikaj – rzucił szorstko.

Złodziej zerwał się na równe nogi i zaczął oddalać się w popłochu. Dopiero po chwili zorientował się, że Telsan nie podąża jego śladem, lecz zmierza w przeciwnym kierunku.

– Ale to zły kierunek… – podrapał się po głowie, zastanawiając się, dlaczego młodzieniec nie zawrócił. – Mag nie spełnia życzeń. Nie ma żadnego skarbu! – wykrzyczał do oddalającej się postaci.

Machnął lekceważąco dłonią na niknącego w oddali jeźdźca i ruszył wąwozem w kierunku wioski.

 

***

 

Telsan resztę drogi przejechał bez przeszkód. Gdy wyjechał z wąwozu, odszukał wzrokiem wieżę i ruszył w jej kierunku. W promieniach słońca, na rozległym stepie czas dłużył się nieubłaganie. Chłopak wyciągnął z sakiewki małe zawiniątko. Był to kawałek pergaminu, na którym widniał szkic kamienia. Kamień był kanciasty i nieco podłużny.

– To przepustka do chwały – powiedział, wpatrując się w szkic. – Kamień da mi ogromne możliwości. Koniec z życiem na ulicy. Dość kradzieży i ukrywania się przed gwardzistami. Od teraz będą mnie szanować i podziwiać. 

Zwinął pergamin i schował z powrotem do sakiewki. Zatrzymał konia i rozejrzał się po okolicy. Dookoła nie było nic prócz wysokich traw rosnących przy małym, wąskim strumyku, krzewów ostropestu, które można było spotkać na każdym kroku, oraz małego uschłego drzewa. Chłopak złożył rzeczy pod drzewkiem i napoił konia. Usiadł wygodnie w cieniu pnia, by trochę odpocząć.

Zaczął zapadać zmrok, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Młodzieniec wytężał wzrok, spoglądając na południe. Wydawało mu się, że widzi zarys wieży, jednak nie był tego do końca pewien. Postanowił poczekać do świtu. Poruszając się w ciemnościach, znalazł kilka gałązek, ułożył z nich mały stos, po czym złożył dwa palce prawej ręki, zakreślił nimi krąg i przytknął do lewej ręki zwiniętej w pięść. Buchnął ogień. Chłopak zdjął juki z konia i przygotował sobie posłanie.

– Jutro wielki dzień – szepnął, układając się wygodnie przy ognisku.

 

***

 

Młodego maga obudziło bzyczenie. Machnął ręką, próbując odgonić od siebie muchę i przetoczył się na drugi bok. Przykrył się szczelnie derką, po czym powoli otworzył jedno oko. Słońce było już wysoko na niebie.

– A niech to! – Zdenerwowany zerwał się na równe nogi.

Spakował szybko wszystkie tobołki i objuczył nimi konia.

– Nie mogłeś mnie obudzić – rzucił pretensjonalnie w stronę zwierzęcia. W odpowiedzi usłyszał tylko głośne prychnięcie.

Usiadł wygodnie w cieniu pnia i spojrzał na budowlę w oddali.

– Dalej muszę iść sam – powiedział bardziej do siebie niż do zwierzęcia.

Westchnął cicho. Przymknął powieki, próbując się wyciszyć. Zwolnił oddech i uspokoił myśli. Chwilę siedział w bezruchu, zanim zaczął kreślić znaki. Spojrzał na siebie i nic nie zobaczył. Nic. Zniknęły nogi, ręce, tułów. Było to dziwne uczucie, istnieć, lecz nie widzieć siebie, jednak nareszcie się udało. Stał się niewidzialny. Zdumiony koń zaczął niespokojnie rżeć.

– Udało się, czekaj tu, a ja zaraz wrócę.

Zostawił zwierzę przy pniu starego drzewa i powędrował samotnie ku wieży. Wędrówka nie trwała długo. Gdy dotarł na miejsce, zdziwił się. Spodziewał się ogromnej budowli lub grubych murów. Zamiast tego jego oczom ukazała się niewielka baszta, ze szpiczastym dachem i trzema podłużnymi okienkami, znajdującymi się tuż pod nim. Obok znajdowała się chatka, z której zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Z przyzwyczajenia podszedł do okienka i zaczął obserwować. Dostrzegł maga. Jego twarz była pomarszczona, włosy przyprószone siwizną sięgały ramion. Usta miał wąskie, a nos lekko zakrzywiony. Starzec właśnie ucierał jakieś zioła, potrzebne zapewne do przygotowania magicznych mikstur. Niezmiernie ciekawiło to młodego maga, stał tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie przypomniał sobie, po co tu przyszedł.

– Gdzie to może być? – zastanowił się. – Najpewniej w wieży.

Młodzieniec obszedł budowlę dookoła i dopiero teraz zauważył, że nie ma ona drzwi. Usiadł pod rosnącym nieopodal jałowcem. Głowił się, jak dostać się do środka, rozważał różne możliwości. Mógł szukać wejścia do wieży, ale to zajęłoby mu mnóstwo czasu, a tego nie chciał. Mógł też poczekać, aż mag wejdzie do wieży, wskazując tym samym tajemne przejście, jednak to też oznaczało czekanie. Ostatnim wyjściem było wspięcie się na wieżę i przedostanie się do środka przez okno, ale to wydawało się ryzykowne. Wieża nie była wysoka, ale nie miał pewności, że mury nie są pokryte zaklęciami ochronnymi.

Ostatecznie zwyciężył brak cierpliwości. Młodzieniec wstał i zaczął okrążać wieżę. Zamyślony spoglądał na okienko w górze, jednak bał się wykonać jakikolwiek ruch. Niespodziewanie nad jego głową przeleciała jaskółka. Usiadła na parapecie, spoglądając na niego z góry.

Chłopak wziął do ręki kamyczek, odsunął się od wieży i cisnął nim w kamienną budowlę. Kamień odbił się od ściany, ale poza tym nie stało się nic nadzwyczajnego. Telsan podszedł do wieży i dotknął dłonią chropowatych kamieni. Postanowił poszukać wejścia. Wspinaczka była dla niego ostatecznością.

Obszedł budowlę, dokładnie badając każdy jej kawałek, aż w końcu natrafił na coś dziwnego. Fragment, którego dotykał, wyglądał jak kamień, jednak pod palcami czuł gładką drewnianą powierzchnię. Przesuwając dłońmi to w górę, to w dół, wymacał klamkę. Delikatnie za nią pociągnął, a drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Spojrzał w kierunku chaty, upewniając się, że mag nic nie usłyszał, a później wszedł do środka. Znalazł się w ciemnym przedsionku. Iluzja – pomyślał – sprytnie.

Ruszył w górę krętymi schodami. Na ich szczycie znajdował się mały pokoik. Panował w nim bałagan, wszystkie przedmioty były stare i zakurzone, pożółkłe pergaminy leżały w nieładzie na podłodze, komodzie i biurku. Na ścianie na wprost wejścia wisiała mapa Królestwa. Pod jednym z okien znajdował się mały stolik z fiolkami pełnymi mikstur.

Młodzieniec, korzystając z okazji, postanowił rozejrzeć się po pokoju, przerażała go wizja szukania kamienia w takim bałaganie. Spoglądał na wszystkie papiery i księgi, gdy nagle jego oczom ukazała się niewielka, brązowa szkatułka. Wyglądała na bardziej zadbaną niż pozostałe rzeczy znajdujące się w pokoju.

Chłopak podszedł do komody, na której leżało pudełeczko. Opuszkami palców musnął wieko. Wahał się przez moment, aż w końcu odważył się otworzyć szkatułkę. Gdy to zrobił, jego oczom ukazał się niewielki błyszczący kamień. Wyglądał tak samo, jak ten naszkicowany na kawałku pergaminu, z tą różnicą, że ten tutaj, był krwisto czerwony.

Telsan nie śmiał go dotknąć. Zamknął wieko i zabrał szkatułkę. Już miał opuścić pokój, ale w tym samym momencie próg przekroczył mag Pelin. Widząc lewitujący przedmiot, otworzył szeroko oczy ze zdumienia, a później ściągnął brwi i unosząc dłoń do góry, uderzył magią w chłopaka. Telsan zdołał odskoczyć w porę, odłożył szkatułkę na komodę i ukrył się pod stołem, a później rozciągnął przed sobą barierę.

– Kimkolwiek jesteś, wychodź! – krzyknął zdenerwowany mag.

Telsan wyprostował dłoń, celując w mężczyznę, ale zaklęcie nie podziałało tak samo, jak na opryszków w wąwozie. Mag dalej trzymał się na nogach, śmiejąc się cicho.

– Myślałeś, że się nie osłonię? Poczułem zaledwie delikatne uderzenie w barierę.

Chłopak zaklął w myślach. Gdyby nie dał się zaskoczyć, zapewne wędrowałby przez step, niosąc ze sobą kamień. Spojrzał na pudełko, a później na wyjście z wieży. Musiał zaryzykować. Jego dłoń ponownie wystrzeliła do góry, Mapy wiszące na ścianie, zatrzepotały. Pelin od razu posłał tam zaklęcie, a Teslan wykorzystał moment i zgarnął z komody szkatułkę. Zanim mag zorientował się, co się stało, chłopak przeskoczył próg i zaczął zbiegać po schodach.

Staruszek ruszył za nim, ciskając zaklęciami. Obaj wymieniali ciosy, jednak żaden nie robił krzywdy przeciwnikowi. Ich bariery były zbyt stabilne. Telsan ostatni raz uniósł rękę do góry, licząc na to, że tym razem uda mu się złamać niewidzialne pole maga, ale przez nieuwagę potknął się na ostatnim stopniu i upadł, wypuszczając przedmiot. Szkatułka otworzyła się w powietrzu, uwalniając znajdujący się w niej przedmiot. Telsan nie zważając na ból w kostce, rzucił się do przodu, by ratować artefakt. Zdążył złapać go w locie, a ostatnim co poczuł, było uderzenie w głowę i szum w uszach. Później wszystko zalało jasne światło. Gdy jego zmysły się uspokoiły, zauważył, że kamień zniknął.

– Czy czar zadziałał? – zapytał sam siebie.

– Tak – odparł oschle starzec.

Siedział na jednym ze stopni pocierając swoje plecy. 

– Udało się – ucieszył się chłopak, zapominając o obecności mężczyzny.

– Ty głupcze! To żaden powód do radości. Zatrzymałeś czas. Nic się nie zestarzeje i nic się nie narodzi, a to oznacza, że ta ziemia umrze! – wykrzyczał starzec.

Chłopak napiął wszystkie mięśnie, zastanawiając się, czy mag zamierza go zaatakować. W końcu wykradł mu jedną z najcenniejszych rzeczy w Królestwie. Udało mu się oszukać doświadczonego czarodzieja. A teraz stał się niepokonany, nikt nie mógł go skrzywdzić. Dumnie wypiął pierś i stanął naprzeciwko starca.

– Przecież czas nie płynie, tu nie ma śmierci! Jesteśmy nieśmiertelni! – wykrzyczał zadowolony młodzieniec.

Mag posmutniał i pokręcił głową. Młodzieniec dostrzegł w jego spojrzeniu rezygnację. Jego barki opadły, a usta wygięły się w grymasie.

– Chodź – powiedział.

Podniósł się postękując cicho z bólu i wyprowadził Telsana z wieży

– Spójrz na tę ziemię. Jest urodzajna, rośnie tu wiele odmian roślin. Gatunki, których nie ma nigdzie indziej. Wyobraź sobie zwierzęta, dla których są pokarmem i ludzi, którzy tworzą z nich lekarstwa. A teraz pomyśl, że nigdy już nie narodzą się na nowo. Zwierzęta, które biegają po tej dolinie, także prędzej czy później wyginą upolowane przez człowieka lub przez inne drapieżniki. Takie jest prawo natury. Nie dałeś im nieśmiertelności, jedynie zatrzymałeś czas. A to ogromna różnica.

– Ale ja… – zająknął się – ja nie pomyślałem.

– Wiem, wiem. – Zirytowany staruszek machnął ręką. – Ludzie często zapominają, że czas to krąg życia, a ty ten krąg zatrzymałeś. Co więcej, zatrzymałeś też swój proces. 

– Nie rozumiem.

– To znaczy, że nie starzejesz się i nie umrzesz, ale nie jesteś nieśmiertelny.

– Co?! – wykrzyczał zaskoczony. – Nie rozumiem. 

– Ech – westchnął mag. – Jeżeli nikt ci w tym nie pomoże, będziesz mógł żyć wiecznie, ale to nie to samo co nieśmiertelność. Nawet powierzchowna rana może cię zabić, dlatego musisz być ostrożny. 

– Jak to możliwe – zapytał zaskoczony.

– Jeśli wda się zakażenie, możesz umrzeć.

–Ale skoro nic się nie rodzi i nie umiera, to, czy jest to możliwe?

–Dobre pytanie – zadumał się mag – tutaj raczej nie, ale czar nie obejmuje całego Królestwa, a zaledwie jego niewielki skrawek. Jestem ciekaw jaki, ale zapewne dowiemy się tego za jakieś parę lat. Wtedy nic tu nie będzie. Ziemia wyjałowieje, rośliny przestaną rosnąć, a to spowoduje, że zwierzęta opuszczą tę okolicę. Ta okolica zamieni się w pył. Tak zakładam – zakończył, drapiąc się po nosie.

– Nie rozumiem – szepnął cicho Teslan. – To znaczy, że nie będę się starzeć, ale i tak jestem śmiertelny? Przecież kamień…

– Ludzie nasłuchali się legend, a nie znają prawdziwego zastosowania kamienia – przerwał mu Pelin.

– Co teraz mam zrobić? Jak można cofnąć ten czar?

– Jedynie za pomocą kamienia.

– Ale on zniknął.

– To prawda, lecz pojawi się za jakiś czas – taka jest jego natura. To przecież kamień czasu. Trzeba tylko czekać.

– Wychodzi na to, że będę miał teraz mnóstwo czasu, o ile wcześniej nie zginę. Nie taki był mój plan.

Mag zaśmiał się, ale widząc rozpacz młodzieńca, spoważniał. Mruknął cicho pod nosem. 

– Chciałem zostać nieśmiertelnym, przeżywać przygody i zdobywać bogactwa tego świata, ale teraz… sam już nie wiem – Telsan uśmiechnął się posępnie. – Dopiero teraz widzę, jak mało wiem i jak wiele mi brakuje, by być tak wielkim magiem, jak ty.

Po chwili zastanowienia dodał:

– Proszę, pozwól mi uczyć się od ciebie.

Mag znieruchomiał. Cały czas spoglądał w jeden punkt, nawet nie mrugając.

– Nasłuchałeś się legend o magu spełniającym życzenia.

–Ty wiedziałeś? – wykrzyczał Telsan.

– Oczywiście – żachnął się – głupi ludzi, rozpuszczają plotki na mój temat. Człowiek nie może w spokoju dożyć starości – zamilkł na moment, gdy dotarło do niego znaczenie tych słów. – A jeszcze głupsi wierzą w te bajki. – Spojrzał kątem oka na chłopaka – całe szczęście tych głupców nie było tak dużo.

– Bo zastawiano na nich pułapki w wąwozie – westchnął cicho Telsan.

– Cóż, o tym nie miałem pojęcia – szepnął mag, ponownie zerkając na młodzieńca. – Jednak tobie udało się tutaj dotrzeć i nie po nagrodę, a po kamień. Skąd o nim wiedziałeś?

– Wykradłem pewną księgę – wyznał. – Sam uczyłem się magii.

– Mhm – mruknął starzec – mag i złodziej w jednym. Ciekawe połączenie.

Chłopak speszył się na te słowa, ale nie odpowiedział. Poczuł, że oblewa się rumieńcem. W tym momencie gorąco pragnął cofnąć czas. Spojrzał przepraszająco na maga. Nie dostrzegł w nim ani cienia nienawiści. Poczucie winy trochę zelżało, a spokój starca działał kojąco i udzielał się również jemu.

– Jak cię zwą? – zapytał mag.

– Telsan. Mam na imię Telsan.

– Telsanie, myślę, że mogę cię uczyć. Właściwie, wydaje mi się, że jest to moim obowiązkiem.

– Obowiązkiem?

– Tak, po pierwsze potrzebuję godnego następcy, a po drugie puszczenie cię samego w świat, nie jest najbezpieczniejsze. Z jakiegoś powodu dysponujesz ogromną mocą, niestety nie potrafisz jej właściwie wykorzystać, bo nie miałeś nauczyciela. Ktoś musi tobą pokierować.

Telsan ucieszył się na te słowa. Czuł, że może nie wszystko jeszcze stracone.

 

***

 

Pelin siedział w chacie skrzętnie notując coś na kawałku pergaminu. Telsan próbował zaglądać mu przez ramię, ale starzec tylko go ofuknął. Chłopak pczuł, że w takiej sytuacji nie powinien mu przeszkadzać.

Wyszedł z chaty. Napoił i nakarmił swojego wierzchowca, którego wcześniej przyprowadził. Nazbierał też chrustu na rozpalenie paleniska i upolował małego zająca na kolację. W końcu usiadł cicho w kącie izby i obserwował.

Słońce znikało już za horyzontem, gdy mag odłożył na bok swoje zapiski. Przez chwilę obaj milczeli, a chwila ta wydawała się młodzieńcowi wiecznością. W głowie wciąż krążyły mu słowa starca. Czuł strach przed tym, co zrobił. Zastanawiał się, jak daleko sięga moc czaru? Czy ktoś jeszcze stał się ofiarą kamienia? Perspektywa bycia wiecznie młodym z jednej strony wydawała się cudowna, z drugiej zaś przerażająca. Chciał być nieśmiertelnym, by podbijać świat i przeżywać przygody, a zatrzymanie procesu starzenia, nie gwarantowało mu tego, dalej musiał na siebie uważać. Z rozmyślań wyrwał go w końcu mag.

– Coś cię trapi?

– Jestem zawiedziony. Zamiast stać się niepokonanym, zapewniłem sobie jedynie brak zmarszczek.

– Ja nie widzę w tym powodu do zmartwień. Poza tym możesz żyć nawet kilkaset lat, jeżeli będziesz ostrożny.

– Miałem trochę inny plan – chłopak uśmiechnął się pod nosem.

– Ach rozumiem. – Mag podrapał się po podbródku. – Chodzi o przygodę. Też taki byłem w twoim wieku i wpadłem w tę samą pułapkę. Gdy pierwszy raz szukałem kamienia, by odwrócić urok, byłem zmartwiony, ale później odkryłem, że daje mi to nowe możliwości.

Młodzieniec spojrzał na maga ze zdziwieniem.

– Myślisz, że tego nie próbowałem – zaśmiał się – gdy go w końcu znalazłem, odwróciłem czar, a później, chociaż kamień ciągle mnie kusił, zamknąłem go w szkatule. Nie zapomniałem o nim jednak. To wyjątkowy artefakt. Na tym papierze zapisałem to, co już wiem i to, czego chciałbym się dowiedzieć na temat jego właściwości.

Mówiąc to, pokazał chłopakowi swoje zapiski.

– Ale tutaj więcej jest pytań niż faktów.

Pelin zaśmiał się.

– Owszem. Mamy bardzo dużo do odkrycia. Myślę, że czekają nas przygody, o jakich zawsze marzyłeś Telsanie.

To dodało chłopakowi otuchy. Odzyskał nadzieję, że jego marzenia jeszcze mogą się spełnić. W powietrzu wisiało mnóstwo pytań, ale nie przerażało go to. Mógł przeżywać przygody i uczyć się magii pod okiem prawdziwego nauczyciela.

Następnego ranka, zaraz o świcie, młodzieniec i starzec, wyruszyli na poszukiwanie zaginionego artefaktu. Nikt nie wie, w którym kierunku się udali, nie wiadomo też, jak długo trwała ich podróż. Niektórzy wierzą, że w końcu odnaleźli kamień, inni powiadają, że magowie do tej pory wędrują razem po świecie w poszukiwaniu zagubionego artefaktu.

Koniec

Komentarze

18k znaków to już u nas nie szort, tylko opowiadanie. Szort do 10k :)

Dzięki za uwagę. Poprawione ;)

Warto dokonać poprawek formatowania. Dwa akapity dziwnie się Tobie “rozsypały”. Cytuję ten pierwszy:

Szukał go zatem we wszystkich królestwach bezskutecznie, aż

w końcu dowiedział się, że latem mag przebywa na południu. Podążając tym tropem, znalazł się w małej osadzie nieopodal Wielkich Równin, gdzie zatrzymał się

w karczmie.

W środku było prawie pusto, dwóch mężczyzn dyskutowało zaciekle o rosnących cenach zboża, na ławce w kącie drzemał postawny jegomość, z twarzą purpurową jak burak, młoda dziewczyna zamiatała podłogę, a za ladą krzątał się wąsaty mężczyzna, prawdopodobnie właściciel. Młodzieniec podszedł do niego.

>>>>>>>>>>>>

Jak dla mnie, historyjka praktycznie standardowa. Młody człowiek zatrzymał się w analizowaniu skutków na pierwszym, wprost odruchowym skojarzeniu. Dopiero stary i doświadczony ukazał pełnie następstw, bo sam ma za sobą taki eksperyment i zna jego następstwa. Dlatego napisałem o standardzie, bo to w życiu dość często spotykane sytuacje, dokładnie takie i analogiczne.

Nie martw się, nie przejmuj tą klasyfikacją. Można, nawet trzeba o takich zdarzeniach, sprawach, układach pisać, są przecież z życia brane.

Rażących (mnie) błędów nie zauważyłem, jedynie styl, taki trochę suchawy, reportersko – opisowy, niespecjalnie mi się spodobał. Wskazuje on na to, że nie masz jeszcze wprawy w pisaniu, więc jedyne co mogę i chcę Tobie radzić, to pisać i pisać, śmiało dopytując bardziej doświadczonych, co, jak i dlaczego. Są tu takie i tacy Koleżanki i Koledzy, pomogą.

Pozdrawiam – AdamKB 

Fajnie, że po fragmentach wrzuciłaś krótkie zamknięte opowiadanie.

 

Niestety muszę się nad nim trochę popastwić, ponieważ w przeciwieństwie do przedpiścy widzę tu bardzo dużo nieporadności językowych, stylistycznych, a także logicznych.

Także fabularnie nie ma szaleństwa . Historyjka jest prosta i przewidywalna, przemiana bohatera trochę zbyt łatwa i szybka. Postacie płaskie. Trochę za dużo elementów zgranych do bólu, jak choćby karczma. Bardzo trudno jest napisać coś ciekawego o karczmie, wiem, ale warto się postarać. Poza tym bohater jeździ w różnych kierunkach, ale o świecie dowiadujemy się niewiele.

Długa pisarska droga przed Tobą, ale nie desperuj ;)

 

Łapanka tylko częściowa, inni pewnie uzupełnią.

 

Młodzieniec nadjechał ze wschodu. Przybył do Calthery, aby rzucić wyzwanie Władcy Czasu – potężnemu magowi, który władał czasem. Legenda głosiła, że kto pokona maga, będzie mógł zażądać od niego nagrody. Młodzieniec nie chciał jednak walczyć z magiem, nie zależało mu na życzeniu, które mógł spełnić Władca Czasu.

Szukał go zatem we wszystkich królestwach bezskutecznie, aż w końcu dowiedział się, że latem mag przebywa na południu. Podążając tym tropem, znalazł się w małej osadzie nieopodal Wielkich Równin, gdzie zatrzymał się w karczmie.

To nie jest dobry początek. Pierwsze zdanie niby jak z pierwszego opowiadania o Wiedźminie, ale u Sapkowskiego potem jest lepiej. Ten Władca Czasu, który włada czasem to prawie brzmi jak humorystyczne, choć w humorystycznym byłoby jeszcze “jak jego przydomek wskazuje”. Poza tym między dwoma akapitami mamy non sequitur: nie chciał walczyć, a zatem go szukał. To nijak jedno z drugiego nie wynika, a “zatem” jest spójnikiem wskazującym na wynikanie. Kolejna rzecz: jazda na południe nie jest “podążaniem tym tropem”. Masz ogólnie trochę problem z frazeologizmami. Na to jest jedna rada: czytaj, czytaj, czytaj. Dobrą literaturę, oczywiście, bo tak najlepiej się uczy posługiwania językiem.

 

przed Tobą rozciągać się będzie step

Zaimki z zasady piszemy dużą literą wyłącznie w korespondencji, w bezpośrednim zwrocie do adresata. Wyjątkiem jest jeszcze sytuacja, kiedy piszemy o kimś zmarłym w tekście związanym bezpośrednio z tym faktem. Bardzo wyjątkowo dopuszczalne jest ich używanie, kiedy jest mowa o kimś ważnym dla piszącego, ale tu już wkraczamy na grząski grunt pretensjonalności. We wszystkich innych przypadkach użycie dużej litery jest błędem.

 

Świat powoli ogarniał mrok.

To niby jest całkowicie poprawne, ale przeczytaj sobie to parę razy ;) Trochę wychodzi na to, że świat zaczął ogarniać, czym jest mrok ;)

 

Brodząc w ciemnościach,

Niedobra metafora. Brodzi się w wodzie, błocie itp. W ciemnościach się błądzi, a chyba nie to miałaś na myśli? Choć na upór mogłoby być.

 

Ogień buchnął.

W tym kontekście lepiej odwrócić: “Buchnął ogień”, bo tu chodzi o następstwo czynności chłopaka.

 

– A niech to – zdenerwowany zerwał się na równe nogi.

→ – A niech to./! – Zdenerwowany zerwał się na równe nogi.

 

– Obyśmy zdążyli przed zmrokiem.

Miał jechać mniej więcej jeden dzień, przejechał już wiele godzin, w południe ma jeszcze mnóstwo czasu.

 

Kamień był kanciasty, przypominał trochę pięciobok,

Pięciobok (pięciokąt) to figura płaska, więc przypominać ją może co najwyżej rzut kamienia albo jego cień (który w sumie też jest rzutem). Trochę mnie też zdziwił kolorowy “szkic” – może lepiej rysunek?

 

kamień da nam więcej[-,] niż samo pokonanie maga.

 

ze skórzanej torby przytroczonej do konia

Eeee? Troczy się różne rzeczy zasadniczo do siodła. Skądinąd on strasznie nie dba o tego konia, dopiero teraz go napoił, a koń musi też jeść.

 

W oddali widać było ruiny chaty i podziurawioną wieżę. Fala uderzeniowa musiała uszkodzić zabudowania

Podziurawiona średnio tu pasuje. Fala uderzeniowa też, bo to zbyt nowoczesne i zbyt naukowe określenie, związane konkretnie z wybuchami jądrowymi. Spróbuj wymyślić coś, co będzie znaczyło mniej więcej to samo, ale nie będzie zgrzytać w takim klasycznym świecie fantasy.

 

Miał nadzieję, że nie dosięgną ich skutki[-,] jego wybryku.

Uważaj na nadmiar zaimków.

 

znaleźć jakiś sposób na zrekompensowanie mu strat

To zrekompensowanie też brzmi nie z tej bajki

 

Słońce znikało już za równiną,

Słońce znika za horyzontem

 

http://altronapoleone.home.blog

AdamKB nie wiem dlaczego, tekst strasznie się posypał. Nie wyłapałam wszystkiego. Dzięki za czujność, poprawione ;) Opowiadanie jest stare, wróciłam do niego z sentymentu i może było to błędem.

Dziękuję za opinię. :) Na pewno będę pisać jeszcze więcej i ćwiczyć warsztat. 

 

 

drakaina

Niestety muszę się nad nim trochę popastwić, ponieważ w przeciwieństwie do przedpiścy widzę tu bardzo dużo nieporadności językowych, stylistycznych, a także logicznych.

 

Nie było tak źle, dzięki za kubeł zimnej wody. 

 

To nie jest dobry początek. Pierwsze zdanie niby jak z pierwszego opowiadania o Wiedźminie, ale u Sapkowskiego potem jest lepiej.

Nie wiedziałam, ale już zmieniłam. Resztę też. 

 

Dziękuję za wyłapanie błędów. Wszystkie zostały poprawione. Następnym razem bardziej się postaram. :)

Początek na pewno teraz lepszy!

 

Powodzenia w dalszych zmaganiach z materią literacką :)

http://altronapoleone.home.blog

Droga autorko!

 

Między jednym a drugim czytaniem zauważyłem wprowadzone dzisiaj poprawki, co dobrze świadczy o Twojej sumienności. Wciąż jednak te kilka(naście) razy to za mało. Mam ochotę zakwestionować niejedno z rozwiązań, jakie tutaj dojrzałem.

 

Scenę w karczmie uznaję za zupełnie niepotrzebną. Jedyne co z niej wyciągnęliśmy to lokalne plotki i wcale nie musieliśmy być ich świadkami. Rozumiem, że chciałaś ukazać chłopaka jako zaradnego, ale okazje na to były też później. Na sam koniec mieliśmy jedno jedyne nawiązanie do tej sceny i też nie było konieczne.

 

Wydaje mi się, że czekanie niemal do końca z ujawnieniem imienia głównego bohatera postawiło tylko niepotrzebną barierę między nim a czytelnikiem. Są przypadki, gdzie ten zabieg odniesie pozytywny efekt, ale nie tutaj. Bardzo szybko znudził mi się chłopak na zmianę z młodzieńcem. Zwłaszcza, że jego charakter był mocno szczątkowy.

 

Staruszek wykazywał już karygodny brak charakteru. Nie było w nim nic ani z mistrza magii, ani władcy czasu. Brak mu wszelkich kompetencji i szacunku w oczach innych ludzi. Swoją wyznaczoną rolę odbębnił po najkrótszej linii oporu. Miał ostatecznie skończyć jako nauczyciel i kompan, no i skończył. Ba, nawet sam narzucił sobie tę rolę. Zupełnie jakby zapomniał o swoim dotychczasowym życiu. Nie rozumiem też jaki miał powód, by spełniać czyjekolwiek życzenia i dlaczego rozpuszczał plotki, które skłaniałyby ludzi do rzucania mu wyzwań? Naprawdę nie ma nic lepszego do roboty? Przy tym nawet jego badania nad kamieniem wydają się mało ważne.

 

Kamieniowi przydałyby się jakieś bardziej wyróżniające cechy. Jestem zdumiony, że ktoś mógłby przeszukać pół świata w poszukiwaniu czegoś, co było „kanciaste i nieco podłużne”. Telsan chyba kilkakrotnie stał w kolejce po szczęście, bo odnalazł ten kamień zupełnie na ślepo, kierując się jedynie plotkami i intuicją.

 

System magii, jaki stworzyłaś, jest zastanawiający. Wspomniane było o runach, gestykulowaniu i magicznych znakach. To mało. Nie wiemy czy do magii potrzebny jest wrodzony talent, czy te umiejętności są dziedziczne, czy wystarczy przeczytać książkę. Owszem, czarodziej wspomniał o ogromnej mocy w posiadaniu chłopca, ale wydarzenia sugerują, że zaklęcia niewidzialności nauczył się na kolanie tuż przed akcją. Dlaczego zaklęcia ciała? Osobiście niewidzialność zaklasyfikowałbym jako iluzję albo magię światła, ale to drobna rzecz. Telsan długo czytał i ćwiczył do momentu, gdy efekty były zadowalające, ale zaklęcie wyszło mu dopiero wtedy, gdy postanowił się „wyciszyć i uspokoić”. Czym więc były te wcześniejsze „zadowalające efekty”? Do tego księga była mała i wraz z całym procesem skojarzyła mi się z kursem dla ubogich. Chłopak rzucił zaklęcie i zdawał się nic o nim nie wiedzieć. W samej niewidzialności nie zwróciłaś uwagi, że mimo bycia niewykrywalnym dla oczu to wciąż Telsan wpływał fizycznie na otoczenie. Wciąż mógł zostawiać ślady w ziemi i trawie lub oddech na szybie. Wciąż spod palców mógł osypywać się pył podczas wspinaczki, kroki wciąż mogły wydawać dźwięki, a kurz, którego było pełno, mógł osiadać na jego sylwetce. Tyle sposobów, by włamaniu dodać trochę napięcia, a zdemaskowanie ostatecznie sprowadziło się do banalnego skrzypnięcia deski. Cała akcja poszła zaskakująco gładko i to dodatkowo rzuca jeszcze gorsze światło na staruszka.

 

Skutki eksplozji też mnie zadziwiły. Z jakiegoś powodu doszczętnie zniszczyła dalekie zabudowania, ale chłopcu, koniowi i drzewu zupełnie nic się nie stało? Z powodu ogromnego blasku obaj stali oślepieni, a zaraz później piszesz, że młodzieniec jednak leżał na ziemi. Sprawia to wrażenie, jakbyś nie pamiętała, co napisałaś.

 

Przy opisie zatrzymania czasu już zupełnie się pogubiłem. W ogóle do mnie nie trafił i brzmiał w mojej głowie jak bełkot. Rozumiem jednak jego rolę w historii. Chłopak niechcący spowodował katastrofę ekologiczną i ta świadomość miała wywołać u niego wewnętrzną przemianę. Przemiana ta wydała mi się jednak zbyt prosta, szybka i sztuczna by mogła mnie zadowolić. Zwłaszcza, że na sam koniec ta sama katastrofa wydała się być zupełnie zapomniana. Chciałaś opisać zdarzenie jako legendę, ale ostatnie zdania sugerują, że zaklęcie wciąż trwa, a oni sobie beztrosko podróżują.

 

Pomimo tego wszystkiego wciąż uważam, że z tych samych elementów można stworzyć coś dobrego. We wszystkich punktach, do których się odniosłem, znalazłem sam sobie jakieś rozwiązanie. Niewykluczone, że po którymś kolejnym remoncie wyłoni się już końcowa, satysfakcjonująca forma.

 

 

 

Misia przyciągnął tytuł. Niestety środek go rozczarował. Odniósł wrażenie, że czyta bajeczkę dla dzieci taką, że dziecko słuchając lub czytając będzie domagało się co chwilę wyjaśnień: – A dlaczego tak?, albo samo będzie rozbudowywało treść. Jeżeli taki był Twój zamiar, powinnaś dołożyć tag ‘bajka’, lub napisać to w przedmowie.

Odniosłem identyczne wrażenie jak Misiek, wiec za wiele nie dodam.

Trochę żałuje, bo lubię te klimaty i miałem nadzieje na coś ciekawego.

 

Hej, Kejt!

 

Zacznę od łapanki:

a­mot­ny jeź­dziec przy­je­chał aż z pół­no­cy, aby rzu­cić wy­zwa­nie po­tęż­ne­mu ma­go­wi, który wła­dał cza­sem. Le­gen­da gło­si­ła, że kto po­ko­na maga, bę­dzie mógł za­żą­dać od niego na­gro­dy. Mło­dzie­niec nie chciał jed­nak wal­czyć z ma­giem, nie za­le­ża­ło mu na ży­cze­niu, które mógł speł­nić Wład­ca Czasu, za­mie­rzał zdo­być ka­mień, który był w po­sia­da­niu męż­czy­zny.

Powtórzenia.

 

Szu­kał go zatem we wszyst­kich kró­le­stwach bez­sku­tecz­nie, aż w końcu do­wie­dział się, że latem mag prze­by­wa na po­łu­dniu. Po­dą­ża­jąc w tym kie­run­ku, wy­py­ty­wał każ­de­go na­po­tka­ne­go czło­wie­ka o maga, aż w końcu zna­lazł się w małej osa­dzie nie­opo­dal Wiel­kich Rów­nin, gdzie za­trzy­mał się w karcz­mie.

które można było spo­tkać tu na każ­dym kroku, oraz ma­łe­go uschłe­go drze­wa. Chło­pak zło­żył rze­czy pod drzew­kiem i na­po­ił konia.

 

 Mógł też po­cze­kać, aż mag wej­dzie do wieży, wska­zu­jąc tym samym ta­jem­ne przej­ście, jed­nak to też ozna­cza­ło cze­ka­nie. Ostat­nim wyj­ściem było wspię­cie się na wieżę i prze­do­sta­nie się do środ­ka przez okno. Wieża nie była wy­so­ka, ale nie miał pew­no­ści, że mury nie są po­kry­te za­klę­cia­mi ochron­ny­mi. Osta­tecz­nie zwy­cię­żył brak cier­pli­wo­ści. Mło­dzie­niec znów okrą­żył wieżę, aby zna­leźć miej­sce naj­do­god­niej­sze do wspi­nacz­ki. Gdy już je zna­lazł, za­czął wy­ma­cy­wać po­wierzch­nię muru i wcze­piać palce w małe szcze­li­ny mię­dzy ka­mie­nia­mi, z któ­rych zbu­do­wa­na była wieża.

 Dużo tych wież.

 

Tak jak przedmówcy – opowiadanie może nie jest bardzo wybitne, a charakter pisania, który przywodzi na myśl sprawozdania trochę otumania czytelnika, ale! Nie zniechęcaj się, bo na tym to wszystko polega – na tworzeniu i wyciąganiu wniosków, żeby poprawić swój warsztat. Toteż trzymam kciuki za to, żeby kolejne Twoje teksty były coraz lepsze. ^^

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

P3rshing, dziękuję za dogłębną analizę tekstu. To bardzo pomocne. Już zabrałam się za przerabianie opowiadania. Niestety, nie znam jeszcze wszystkich panujących tu zasad. Zastanawia mnie, czy w takiej sytuacji mogę zrobić taki gruntowny remont tekstu? 

 

Koala75, wielka szkoda :( mam nadzieję, że to nie zniechęci Misia, do czytania moich kolejnych prac.

 

Wieczny, dziękuję za opinię. Następnym razem postaram się nie zawieść ;)

 

Hej, BarbarianCataphract

 

Dzięki za słowa otuchy. Na pewno wyciągnę wnioski ;)

Zastanawia mnie, czy w takiej sytuacji mogę zrobić taki gruntowny remont tekstu?

Zawsze możesz :)

 

Ciekawa koncepcja, zatrzymanie czasu oznacza ustanie przemian biologicznych, cała reszta leci sobie dalej. Chociaż tu widzę pewną niekonsekwencję:

Nawet powierzchowna rana może cię zabić, dlatego musisz być ostrożny.

Powierzchowna rana może zabić, gdy wda się zakażenie, a skoro nic się nie rodzi i nic nie umiera, to również bakterie nie powinny móc się namnażać. Teoretycznie nic mu się nie stanie, o ile nikt go nie zabije.

Taka koncepcja zatrzymania czasu daje niesamowite możliwości fabularne. Ty je jedynie opisałaś i to z grubsza. Chętnie bym poczytała, jak młody i stary mag razem wędrują przez świat, mierząc się z konsekwencjami tego, co zrobił młody. Na przykład ciekawe, co stałoby się z ludźmi chorymi?

Sama powtarzalność tego, co się dzieje, czyli to, że stary mag też kiedyś był młody i głupi też jest niespecjalnie pokazana, a to kolejny ciekawy wątek.

Sam styl mi nie przeszkadzał, lubię takie nieśpieszne opowieści, choć faktycznie masz tam trochę niezręczności. Natomiast w tej formie jest to bajka, przypowiastka z morałem, nawet nie bardzo odkrywczym.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz

Powierzchowna rana może zabić, gdy wda się zakażenie, a skoro nic się nie rodzi i nic nie umiera, to również bakterie nie powinny móc się namnażać. Teoretycznie nic mu się nie stanie, o ile nikt go nie zabije.

Teoretycznie nic się nie rodzi i nic nie umiera na obszarze, który został objęty działaniem kamienia. Nie wpłynęło to na całe królestwo. To kolejne niedociągnięcie z mojej strony, nie wspomniałam o tym wprost. Dzięki za zwrócenie uwagi. Poprawię i skupię się bardziej na działaniu kamienia.

 

Dziękuję za opinię. :)

 

Hej,

 

trochę nie rozumiem, o co chodzi w tej historii, dla mnie brzmi nadal jak fragment. Niewiele dajesz czytalenikowi, nie wiemy czym jest kamień, kim jest chłopak czy mag, ludzie w karczmie do fabularne cienie. Jest to bardzo poszatkowana historia, z mojej strony zachęcam Cię do wymyślenia jednak pełnego opowiadania, takiego, które się rozpoczyna, rozwija i kończy. Nie musi być to krótka historia, może mieć 50k znaków, czy 70k. Pewnie im krótsza tym lepsza, bo znajdziesz więcej czytelników, ale przede wszystkim skupiłbym się na tym, żeby była kompletna.

 

I jeszcze kilka konkretnych odniesień, albo, jeśli wolisz, zwykłego czepialstwa ;)

Młodzieniec nie chciał jednak walczyć z magiem, nie zależało mu na życzeniu, które mógł spełnić Władca Czasu, zamierzał zdobyć kamień, który był w posiadaniu mężczyzny.

1 sprawa – jeżeli chciał zdobyć kamień, rozsądnie rzecz biorąc, powinien założyć, że będzie musiał walczyć.

2 sprawa – spełnianie życzeń jest trochę skomplikowane zawsze – co jeśli zażyczyłby sobie, żeby mag mu oddał kamień? Wtedy wychodzi na to samo, nie? A co jeśli chłopak zażyczyłby sobie, żeby mag wyczarował kamień i naprawił wszystkie krzywdy na koniec? Pewnie takie spełnianie życzeń powinno być obwarowane jakimiś zasadami.

3 sprawa – dlaczego magowi zależało, żeby walczyć z pretendentami, jaka była jego motywacja? Przecież pracował nad skompikowanym zaklęciem związanym z kamieniem, wojownicy mu nie przeszkadzli w tym?

4 sprawa – jaka jest definicja “pokonania maga”. Zakładam, że nie zabicie go, bo nie mógł by spełnić życzenia, wciąż jednak jest to kontrowersyjne dla mnie, no bo co: rozłożenia na łopatki, dotknięcie koniuszka nosa, pokonanie na rękę?

 

Karczmarz przez chwilę uważnie mu się przypatrywał, ale nie wydusił ani słowa. Młodzieniec wiedział, czym było to spowodowane. Chłopak umiał polować i na pewno poradziłby sobie na równinie, wiedział jednak, że karczmarz chce zarobić, a udzielane wskazówki również mają swoją cenę, dlatego wolał zapłacić mu za mięso niż rzucać monetami na prawo i lewo za otrzymane informacje. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego sakwa jest pełna, zwłaszcza że czuł na sobie wzrok dwóch mężczyzn.

Ten fragment jest niesamowicie skomplikowany, a mówi w gruncie rzeczy o prostej rzeczy, jeżeli dobrze rozumiem – chłopak zamiast dawać pieniądze informację, kupił towary, co również opłaciło się karczamarzowi i stanowiło “łapówkę w naturze”, tak? Warto przerobić ten opis, albo w ogóle wyrzucić tę scenę.

 

Chłopak zwolnił oddech i uspokoił myśli. Chwilę stał w bezruchu, zanim znów zaczął kreślić znaki. Spojrzał na siebie i nic nie zobaczył. Nic. Zniknęły nogi, ręce, tułów. Było to dziwne uczucie, istnieć, lecz nie widzieć siebie, jednak nareszcie się udało. Stał się niewidzialny. Zdumiony koń zaczął niespokojnie rżeć. 

Tutaj przyczepiłbym się do mocy zaklęć, zaklęcie niewidzialności jest dość wysoko w skali mocy zaklęć, byle adept, albo inny magiczny łachmyta nie powinien mieć dostęu do takiej wiedzy. Owszem na koniec jest wspomniane, że chłopak ma moc, ale to dla mnie za mało – kto go szkolił, jak poznał zaklecie?

 

 

Mógł szukać wejścia do wieży, ale to zajęłoby mu mnóstwo czasu, a tego nie chciał. Mógł też poczekać, aż mag wejdzie do wieży, wskazując tym samym tajemne przejście, jednak to też oznaczało czekanie. Ostatnim wyjściem było wspięcie się na wieżę i przedostanie się do środka przez okno. Wieża nie była wysoka, ale nie miał pewności, że mury nie są pokryte zaklęciami ochronnymi. Ostatecznie zwyciężył brak cierpliwości.

Debil, no przepraszam bardzo. ;)

 

– Ciężko mi to przyznać, ale… pokonałeś mnie. Zasłużyłeś na swoją nagrodę. Powiedz, czego pragniesz?

 

Tia, pokonał? Wracamy do tego co napisałem wyżej, jak jest definicja pokonania? Czy kradnąc medal złotego medalisty w boksie można powiedzieć, że pokonało się tego boksera?

 

 

Wybacz marudzie.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

 

Che mi sento di morir

Hej, BasementKey!

 

Zastosowałam się do powyższych uwag i całkowicie zmieniłam początek. Mam nadzieję, że teraz opowiadanie jest bardziej znośne. 

Dziękuję za opinię i pozdrawiam! 

 

 

 

Mam wrażenie, że skupiona na postaci Telsana i jego chęci zdobycia kamienia, dość pobieżnie opisałaś wędrówkę do siedziby czarodzieja. Wędrówkę, która okazała się dość banalna, pozbawiona przygód i przeszkód (nie licząc nieudanego napadu w wąwozie), a samo znalezienie kamienia okazało się dziecinnie łatwe.

Zastanawiam się też, czy obaj magowie mieli jakiś plan odnalezienia kamienia, czy wyruszyli w nieznane na chybił trafił, mając nadzieję, że znajdą go przypadkiem…

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia wiele do życzenia.

 

– Wy­bacz – od­parł mło­dzie­niec. → Komu odparł młodzieniec, skoro nikt go o nic nie pytał?

 

Za­szył się w swo­jej wieży lata temu, przy­się­ga­jąc, że opu­ści swoją kry­jów­kę… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

młoda dziew­czy­na za­mia­ta­ła pod­ło­gę… → Zbędne dopowiedzenie – dziewczyna jest młoda z definicji.

 

Dziew­czy­na na chwi­lę prze­sta­ła za­mia­tać pod­ło­gę… → Zbędne dopowiedzenie – wiadomo, co zamiatała.

 

W od­da­li do­strze­żesz wieże.Mó­wiąc to, nie prze­sta­wał się uśmie­chać. → Literówka, bo chyba nie miał na myśli kilku wież. Zbędna kropka przed półpauzą. Didaskalia małą literą.

Winno być: W od­da­li do­strze­żesz wieżę – mó­wiąc to, nie prze­sta­wał się uśmie­chać.

 

Kła­dąc przed nim ta­lerz, otwo­rzy­ła usta.Stawiając przed nim miskę, otwo­rzy­ła usta.

Mam wrażenie, że w opisywanych czasach jadano z misek, nie z talerzy.

 

i za­brał się za je­dze­nie. → …i za­brał się do jedzenia.

 

Dwóch męż­czyzn szzep­ta­lo o czymś… → Literówki.

 

spa­ko­wał rze­czy i skie­ro­wał swe kroki do staj­ni. → Zbędny zaimek – Czy kierowałby do stajni cudze kroki?

 

Za­czę­ła ner­wo­wo gła­dzić swoją suk­nię… → Zbędny zaimek – czy gładziłaby cudzą suknię?

 

Chło­pak uniósł brwi do góry. → Masło maślane – czy mógł unieść brwi do dołu?

Wystarczy: Chłopak uniósł brwi.

 

– Po­wo­dze­nia… – spoj­rza­ła na niego py­ta­ją­co. → – Po­wo­dze­nia… – Spoj­rza­ła na niego py­ta­ją­co.

 

Spoj­rzał wgłąb wą­skie­go ko­ry­ta­rza→ Spoj­rzał w głąb wą­skie­go ko­ry­ta­rza

 

od razu kie­ro­wał swój wzrok ku górze. → Zbędny zaimek.

 

– Po­wiem wszyst­ko . → Zbędna spacja przed kropką.

 

Tel­san ude­rzył nim o jeden z wy­sta­ją­cych ko­rze­ni tak, że ten syk­nął cicho z bólu. → Czy dobrze rozumiem, że korzeń został uderzony tak mocno, że aż syknął z bólu?

 

Tel­san uniósł do góry brew. → Tel­san uniósł brew.

 

Mówił, że ten dał mu mą­drość za­miast urody, bo to waż­niej­sze… – za­milkł, gdy chło­pak chwy­cił go moc­niej. – Nie ważne.Mówił, że ten dał mu mą­drość za­miast urody, bo to waż­niej­sze… – Za­milkł, gdy chło­pak chwy­cił go moc­niej. – Nieważne.

 

Do­szedł do ta­kiej wpra­wy, że cięż­ko było zła­pać go na go­rą­cym uczyn­ku.Do­szedł do ta­kiej wpra­wy, że trudno/ niełatwo było zła­pać go na go­rą­cym uczyn­ku.

 

Za­cho­wał obie ręcę i stał się… → Literówka.

 

wie­dzę ma­gicz­ną zdo­był nie­uczci­wie.

Od­po­wied­nie wy­kształ­ce­nie ma­gicz­ne mogły zdo­być tylko osoby ob­da­rzo­ne cząst­ką magii… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Za­miast kraść, by pła­cić od­po­wied­nim na­uczy­cie­lom, po­sta­no­wił kraść samą wie­dzę. Za­kra­da­jąc się do pra­cow­ni, pod­słu­chu­jąc w kom­na­tach magów, czy wy­kra­da­jąc ma­gicz­ne… → Jak wyżej.

 

– Ale to zły kie­ru­nek… – po­dra­pał się po gło­wie→ – Ale to zły kie­ru­nek… – Po­dra­pał się po gło­wie

 

Tel­san resz­tę drogi prze­je­chał bez prze­szkód. Gdy wy­je­chał z wą­wo­zu… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Tel­san resz­tę drogi przebył bez prze­szkód. Gdy wy­je­chał z wą­wo­zu

 

po­wę­dro­wał sa­mot­nie ku wieży. Wę­drów­ka nie trwa­ła długo. → Jak wyżej.

Proponuję: …pomaszerował sa­mot­nie ku wieży. Wę­drów­ka nie trwa­ła długo.

 

okien­ka­mi, znaj­du­ją­cy­mi się tuż pod nim. Obok znaj­do­wa­ła się chat­ka… → Jak wyżej.

Proponuję: …okien­ka­mi umieszczonymi tuż pod nim. Obok znaj­do­wa­ła się chat­ka

 

Gło­wił się, jak do­stać się do środ­ka… → A może: Myślał, jak do­stać się do środ­ka

 

Mógł szu­kać wej­ścia do wieży, ale to za­ję­ło­by mu mnó­stwo czasu, a tego nie chciał. Mógł też po­cze­kać, aż mag wej­dzie do wieży, wska­zu­jąc tym samym ta­jem­ne przej­ście, jed­nak to też ozna­cza­ło cze­ka­nie. Ostat­nim wyj­ściem było… → Nie brzmi to najlepiej.

 

wziął do ręki ka­my­czek, od­su­nął się od wieży i ci­snął nim w ka­mien­ną bu­dow­lę. Ka­mień odbił się od ścia­ny, ale poza tym nie stało się nic nad­zwy­czaj­ne­go. Tel­san pod­szedł do wieży i do­tknął dło­nią chro­po­wa­tych ka­mie­ni. → Powtórzenia.

 

wy­ma­cał klam­kę. De­li­kat­nie za nią po­cią­gnął… → …wy­ma­cał klam­kę. De­li­kat­nie po­cią­gnął/ nacisnął

 

Ilu­zja – po­my­ślał – spryt­nie. → Ilu­zja – po­my­ślał. Spryt­nie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Gdy to zro­bił, jego oczom uka­zał się nie­wiel­ki błysz­czą­cy ka­mień. → Zwrotu …jego oczom ukazał się… użyłaś cztery zdania wcześniej. Tu proponuję: Gdy to zro­bił, zobaczył nie­wiel­ki błysz­czą­cy ka­mień.

 

ten tutaj, był krwi­sto czer­wo­ny. → …ten tutaj, był krwi­stoczer­wo­ny.

 

Za­mknął wieko i za­brał szka­tuł­kę. → Za­mknął wieczko i za­brał szka­tuł­kę.

Szkatułka jest niewielka, więc nie ma wieka.

 

Tel­san ostat­ni raz uniósł rękę do góry… → Kolejne masło maślane.

Wystarczy: Tel­san ostat­ni raz uniósł rękę

 

Sie­dział na jed­nym ze stop­ni po­cie­ra­jąc swoje plecy. → Zbędny zaimek.

 

Pod­niósł się po­stę­ku­jąc cicho z bólu i wy­pro­wa­dził Tel­sa­na z wieży → Pod­niósł się, po­stę­ku­jąc cicho z bólu i wy­pro­wa­dził Tel­sa­na z wieży.

 

–Ale skoro nic się nie rodzi i nie umie­ra… → Brak spacji po półpauzie otwierającej wypowiedź.

 

–Dobre py­ta­nie – za­du­mał się mag… → Jak wyżej.

 

zwie­rzę­ta opusz­czą tę oko­li­cę. Ta oko­li­ca za­mie­ni się w pył. → Czy to celowe powtórzenie?

 

– Nie ro­zu­miem – szep­nął cicho Te­slan. → Masło maślane – szept jest cichy z definicji.

 

– To praw­da, lecz po­ja­wi się za jakiś czas taka jest jego na­tu­ra. → – To praw­da, lecz po­ja­wi się za jakiś czas, taka jest jego na­tu­ra.

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach. Sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

–Ty wie­dzia­łeś? – wy­krzy­czał Tel­san. → Brak spacji po półpauzie. A skoro wykrzyczał, przydałby się wykrzyknik.

Proponuję: Ty wie­dzia­łeś?! – wy­krzy­czał Tel­san.

 

Chło­pak pczuł, że w ta­kiej sy­tu­acji… → Literówka.

 

Na­po­ił i na­kar­mił swo­je­go wierz­chow­ca, któ­re­go wcze­śniej przy­pro­wa­dził. → Zbędny zaimek.

 

Na­zbie­rał też chru­stu na roz­pa­le­nie pa­le­ni­ska… → Na­zbie­rał też chru­stu na ogień

Można rozpalić ogień w palenisku, ale paleniska się nie rozpala.

 

– Mia­łem tro­chę inny plan – chło­pak uśmiech­nął się pod nosem.– Mia­łem tro­chę inny plan.Chło­pak uśmiech­nął się pod nosem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak przyciągnąć Tarninę? Można tak ^^

Niespodziewanie zerwał się wiatr, smagając jego twarz i szarpiąc ubranie.

Coś mi tu nie ryksztosuje… Rytm zdań jest trochę nie ten teges, ale poza tym jeszcze coś. Hmm.

 On jednak nie zwracał na to uwagi, zgiął kciuki obu dłoni, a później złożył pozostałe palce, tworząc niewidzialną barierę ochronną.

No, skoro coś zrobił, to chyba zwrócił uwagę. W zasadzie z tego zdania wychodzi, że złożenie kciuków jest barierą, dopiero po chwili człowiek się reflektuje (aa, mag-lub-wiedźmin). Jestem też uczulona na "tworzyć", chociaż akurat tutaj użyłaś go właściwie poprawnie.

 – Wybacz – odparł młodzieniec.

Może to zamierzyłaś, więc tylko zaznaczam, ale bohater najwyraźniej rozmawia z koniem.

 Wirujące w powietrzu liście omijały ich po zetknięciu z magiczną osłoną.

Czyli podlatywały, dotykały osłony, stwierdzały, że nie warto i sobie odlatywały?

 Piasek nie dostawał się pod powieki

Gdyby się dostawał, to by była niezła burza. Albo bardzo piaszczysta okolica.

 Prowiantu starczyłoby na jeszcze kilka dni, ale potrzebował zasięgnąć informacji.

Zasięga się rady lub języka. A prowiantu lepiej mieć zapas, nie?

 Zaszył się w swojej wieży lata temu, przysięgając, że opuści swoją kryjówkę dopiero wtedy, gdy jakiś dzielny śmiałek pokona go w potyczce.

Nadmiar zaimków, powtórzenia informacji i dźwięku, błędnie użyty wyraz: Zaszył się w swojej wieży lata temu, przysięgając, że opuści kryjówkę dopiero, gdy jakiś śmiałek zwycięży go w pojedynku.

 o życzeniach, które mógł spełniać, skrzyniach złota, czy królewskich klejnotach

Czyli? Wyklaruj ciutkę.

 Nawet gdyby

Nawet, gdyby.

 Mag posiadał coś, co dla chłopaka miało znacznie większą wartość.

Skracalne.

 Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, że umie posługiwać się magią.

Wycięłabym. Zaraz potem wyjaśniasz, dlaczego tego nie chciał, wiec nie trzeba wyjaśniać, że nie chciał. Poza tym – nie widzą go zza tego ostrokołu?

 postawny jegomość, z twarzą

Postawny czy jednak zażywny? Przecinek wpływa na sens – ma być?

 Wątpię, że będzie chciał wpuścić cię do środka chłopcze.

Wątpię, żeby zechciał cię wpuścić, chłopcze. Wołacz oddzielamy.

 nie wydusił ani słowa

Dlaczego miałby te słowa "wyduszać"? Jak dotąd wygląda na dość życzliwego, w taki protekcjonalnie rozbawiony sposób.

Zapanowała cisza, przerywana chrapaniem pijaczka spoczywającego na ławie.

No, to nie była cisza.

 Wiedział, czym było spowodowane milczenie karczmarza. Udzielane wskazówki miały swoją cenę, Nie chciał rzucać monetami na prawo i lewo. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego sakwa jest pełna, zwłaszcza że czuł na sobie wzrok dwóch mężczyzn.

Rozwleczone. Uważaj na interpunkcję i na logikę – nie dlatego ktoś coś pomyśli, że się na niego gapią, tylko dlatego, że rozrzuca forsę. I "pomyśleć, że jego sakwa jest pełna" jest angielskawe.

 Wywołał tym jeszcze większy uśmiech na twarzy mężczyzny.

Skracaj i nie wal łopatą. Można by to na przykład zrobić tak: Uśmiech na twarzy mężczyzny zrobił się jeszcze szerszy.

 Musisz kierować się na zachód, najkrótsza droga prowadzi przez wąwóz. Gdy go przejedziesz, dalej czeka cię prosta droga.

Powtórzenie.

 Za wąwozem rozciąga się step

Skonsultuj się z geografem, bo coś mi to wygląda na mapę z Final Fantasy.

 W oddali dostrzeżesz wieże.

Przeczytaj to głośno. Łamie język, nie?

 Kładąc przed nim talerz

W zasadzie talerz się stawia.

 otworzyła usta. Już miała coś powiedzieć, ale speszona zamilkła i odeszła tak szybko, jak się pojawiła.

Skróć. Kilka razy powtarzasz to samo.

 a jego żołądek domagał się pożywienia

Bardzo nienaturalne i purpurowe. Może wywołać chichranie.

 W pewnym momencie poczuł na sobie czyjś wzrok.

Chcę się czepić, ale mag w sumie może mieć jakiś szósty zmysł…

 szzeptalo

To słowo jest pijane. Daj mu kawy.

 Gdy do karczmy zaczęło schodzić się więcej ludzi, postanowił uciec od zgiełku.

Ale pokazałaś senną mieścinę oraz karczmę, w której nic się nie dzieje. Pokaż, jak ludzie się schodzą, skoro Ci to potrzebne.

 skierował swe kroki do stajni

Purpurowe. Całe te dwa akapity mocno streszczone.

 zobaczył stojącą przy koniu Anne. Głaskała go po grzywie, a przez ramię miała przerzuconą płócienną torbę.

Ciut się zakałapućkałam. Rozkompresuj. Po co jej torba? Dialog dość niezręczny, chociaż chyba o to chodziło.

 Zapanowała niezręczna cisza. Chłopak nie miał jednak czasu na próby podtrzymywania rozmowy.

Próby podtrzymania rozmowy. Trochę to wysilone – on się aż tak spieszy? Czemu?

 Dopiero po chwili zorientował się, że Anne stoi obok i obserwuje go uważnie.

Przecież tam stała, kiedy wszedł…?

 gładzić swoją suknię

Przygładzać sukienkę. To nie zwierzę, a ona nie jest księżną w sukni, tylko posługaczką w sukience.

 a potem znów na uliczkę na zewnątrz

Dlaczego?

 Chłopak uniósł brwi do góry.

Czy można unieść coś w dół?

 Chciał zapytać o powód, ale dziewczyna go ubiegła.

Zbędne.

 – Wielu próbowało dostać się do wieży, ale niewielu przejechało cało przez wąwóz.

Ale niewielu wraca do krajów oświetlonych słońcem. Muahahaha. Ale serio – to jest klisza. Niewinne dziewczę dające mało konkretne ostrzeżenia. Gdyby jeszcze miało (dziewczę) zostać ważną postacią – ale pewnie jest tu tylko jako słup ogłoszeniowy? Jeśli nie, możesz się w tej chwili triumfalnie roześmiać.

 Dziękuję Anne.

Dziękuję, Anne. Nie będę tego więcej zaznaczać, ale wołacz oddzielamy przecinkiem od reszty zdania.

 Z ubitych glinianych ścian

To nie ziemianka. Nie ma ścian, tylko zbocza, i one nie są gliniane, tylko raczej gliniaste.

 ziemia była wyściełana opadłymi liśćmi

Wyścielona.

 bujne korony ograniczały dostęp światła

Niezbyt to ładne. Techniczne, bez uczucia.

 czyniąc to miejsce nieco ponurym

Skoro opisałaś ponury wąwóz, nie potrzebujesz zaznaczać, że był ponury. W ten sposób wyrażasz wątpliwość albo we własne umiejętności opisywania, albo w czytelnika umiejętność odczytywania. Dodatek osłabiającego "nieco" wytwarza efekt wręcz komiczny – jakby w filmie bohater wszedł do nawiedzonego domu i powiedział "No, kurka, ponuro tu trochę".

 Uczucie przestrachu potęgowały dodatkowo słowa Anne.

Dlaczego? Nic takiego nie powiedziała, zresztą po drugiej stronie wąwozu jest cała reszta świata i jeśli nikt nie wraca przez wioskę, to niekoniecznie dlatego, że jego kości zaścielają dno doliny.

 wgłąb

Osobno.

 wąskiego korytarza

No, metaforycznie…

 zdusił w sobie uczucie strachu. Miał bowiem coś, co dawało mu ogromną przewagę. Władał magią

Tłumaczysz mi to jak skończonej idiotce, naprawdę. Już wiem, że władał magią! Mówiłaś.

 Cokolwiek czyhało dalej na śmiałków, nie powinno mu zaszkodzić, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Dlaczego? Facet jest zbyt pewny siebie, dobrze. Ale spróbuj to pokazać.

 Stworzył barierę ochronną

O – to jest rozsądne. Czy tak postępuje ktoś zbyt pewny siebie? A zamiast "stworzyć" (argh) mógłby ją wyczarować, postawić, otoczyć się nią…

 Posuwał się powoli, uważnie nasłuchując dochodzących do niego dźwięków

Skróć: Posuwał się wolno, uważnie nasłuchując.

 Rozpoznał śpiew słowika i stukanie dzięcioła.

Pomijając specjalistyczne kwestie ornitologiczne (NaNa, zdaje się, w tym siedzi) – co z tego? Opisz mi, co on słyszy, a nie, co z tego wnioskuje.

 a gdy wiatr zawiał mocniej, poruszając liśćmi drzew, od razu kierował swój wzrok ku górze.

Dlaczego? "Swój" zbędne (cudzego wzroku nie kierował).

 Tu w dole był łatwym celem, ale bariera dodawała mu odwagi.

Znaczy, jednak chojrak. Czego on się spodziewa w tych drzewach?

 Gdy wjechał głębiej, usłyszał dziwny metaliczny dźwięk.

Opisz to trochę.

 Obrócił się za siebie

Co zrobił?

 nic nie dostrzegł

Nie mógłby nie zauważyć, jak normalni ludzie?

 niewidzialną poświatę

Jak poświata może być niewidzialna?

Z góry zeskoczyło dwóch mężczyzn z bojowym okrzykiem. Zatrzymali się w połowie drogi, widząc, że broń nie dosięgła celu.

Bardzo rozwleczone i powolne. Okrzyk też raczej nie skakał.

zamiast tego ujrzał przed sobą mężczyzn z gospody

Którzy, przypominam, kłócili się o ceny zbóż. Czyli chłopi albo kupcy. Albo zbójcy, a kłócili się dla zmylenia przeciwnika.

 Jeden spoglądał na niego, to otwierając, to zamykając usta ze zdziwienia.

Niedługo jest zbójcą, co?

Drugi wymierzył do niego z łuku i strzelił. Jednakże kolejna strzała odbiła się od bariery.

Skracaj, skracaj, skracaj: Drugi wymierzył z łuku. Kolejna strzała odbiła się od bariery.

 Wyciągnął dłoń, odrzucając w powietrze najpierw łuk

W polszczyźnie imiesłów nie oznacza przyczyny, tylko jednoczesność. Wyciągnął dłoń i odrzucił w powietrze najpierw łuk. Scenka nie wydaje mi się wiarygodna.

 Trzęsący się ze strachu bandyta, widząc, że jego towarzysz nie wstaje, rzucił się do ucieczki.

Skróć. Drugi bandyta rzucił się do ucieczki.

 Telsan zeskoczył z konia i spokojnym krokiem ruszył w jego kierunku.

W czyim kierunku? "Spokojny krok" zamieniłabym na "spokojnie". Mniej rozprasza.

 Telsan zgiął palce obu dłoni, jakby trzymał w nich jajko

Czyli? Opis dość beznamiętny.

 wydusił płaczliwym tonem

Co Ty z tym "wyduszaniem"? To zupełnie inaczej konotuje.

 Nie mam czasu i cierpliwości.

Nie mam czasu ani cierpliwości.

 Telsan uderzył nim o jeden z wystających korzeni tak, że ten syknął cicho z bólu.

Korzeń syknął? I – wyobraź sobie, że jesteś najemnym zbirem. Facet, o którym myślałaś, że dasz mu przez łeb i po sprawie, okazał się tygrysem i teraz Cię spokojnie torturuje. A Ty syczysz z bólu – cicho? Niezbyt to wiarygodne.

 Kieruje ludzi przez wąwóz

Metodą psychologii odwrotnej, jak mniemam.

 Telsan uniósł do góry brew. Spoglądał wyczekująco na opryszka.

Z wyczekiwaniem spoglądał. O unoszeniu już mówiłam.

 Którejś nocy po wyjściu z karczmy, zawędrował do wieży maga.

Którejś nocy, po wyjściu z karczmy, zawędrował do wieży maga. Można też bez przecinków, ale jeśli mają być, to dwa. Swoją drogą, skoro pijaczek może tam zajść w rozsądnym czasie, to wieża musi być blisko. Czemu jej nie było widać z karczmy?

 Myślał, że ten da mu bogactwa, posiadłości i urodę.

Średnio naturalne.

 Mężczyzna zaśmiał się na wspomnienie

Mężczyzna zaśmiał się na samo wspomnienie. Po "kontynuował" daj dwukropek, to didascale.

 Wrócił z sinikami

Literówka.

 Nie ważne.

Łącznie.

 Pijackie gadanie urosło do miana legendy.

Co to jest "miano"? I dlaczego nic nie może do niego rosnąć? I – plotka tak sama się rozniosła? Na cały świat? Z wioski, gdzie psy zadkami szczekają? Hę?

 przymknął powieki, spoglądając na bandytę

No, nie wiem. Cały akapit to infodump, i odpowiednio do tego niezgrabny. Nie przepisuj swoich notatek. Opowiedz mi o tym. Nie zapewniaj, bo mogę nie uwierzyć, ale pokaż.

 ciężko było złapać go na gorącym uczynku

Trudno go było złapać. Jakby go złapali, to zachowałby te ręce?

Zachował obie ręcę i stał się rozpoznawalny wśród przestępców

Literówka. Rozpoznawalność dla złodzieja – to nie jest dobre.

 W końcu postanowił z tym skończyć. Wstydził się swojej przeszłości.

Fajnie. Dlaczego?

 Odpowiednie wykształcenie magiczne mogły zdobyć tylko osoby obdarzone cząstką magii, a nawet wtedy nie gwarantowało to znalezienia nauczyciela.

Nie po polsku. I w sumie niezbyt logiczne, bo jeśli do magii trzeba mieć talent, to bez tego nie warto się jej uczyć (chociaż…?) W każdym razie ja napisałabym tak: Sam w sobie dar magii nie gwarantował, że znajdzie się nauczyciela.

 Telsana nie było na nie stać

To rozrzutny był. Bo sugerowałaś wyżej, że nieźle zarabiał.

Zakradając się do pracowni, podsłuchując w komnatach magów, czy wykradając magiczne zwoje i księgi,

I nikt go nie przyłapał? I nie miał problemów z vingardium leviosa? Oczywiście, bohater może być samoukiem, ale uwzględnij to. Niech robi po swojemu. Niech pewnych rzeczy nie wie.

 Nie było to łatwe, ale znał podstawy

Skąd je znał?

 W dalszym ciągu był jednak złodziejem.

To był – czy już nie był?

 który z hukiem opadł na ziemię

Spadł. To nie liść.

 i zaczął oddalać się w popłochu

Rozwlekasz. Wycięłabym to w ogóle.

 Dopiero po chwili zorientował się, że Telsan nie podąża jego śladem, lecz zmierza w przeciwnym kierunku.

A po co miałby?

 Nie ma żadnego skarbu! – wykrzyczał do oddalającej się postaci.

Zamiast zwiewać? Co mu zależy? Niech sobie groźny mag lezie, gdzie chce, byle nie bił. Nie?

 Machnął lekceważąco dłonią na niknącego w oddali jeźdźca i ruszył wąwozem w kierunku wioski.

Machnął ręką.

 Telsan resztę drogi przejechał bez przeszkód.

Szyk: Resztę drogi Telsan przejechał bez przeszkód.

 małe zawiniątko. Był to kawałek pergaminu

Zawiniątko to coś zawiniętego. Na pewno tak ma być?

 Dookoła nie było nic prócz wysokich traw rosnących przy małym, wąskim strumyku, krzewów ostropestu, które można było spotkać na każdym kroku, oraz małego uschłego drzewa.

Czyli całkiem sporo było. Nie używaj nazw gatunkowych – lepiej opisać krzak. Nie każdy wie, jak ostropest wygląda (w rzeczywistości wygląda jak oset, nie jest krzakiem). Tnij powtórzenia.

 Usiadł wygodnie w cieniu pnia

Pnie nie dają wiele cienia.

 Wydawało mu się, że widzi zarys wieży, jednak nie był tego do końca pewien.

Ale na początku sceny ją widział. Czyli wie, gdzie jest.

 Postanowił poczekać do świtu.

Aliteracja.

 Poruszając się w ciemnościach, znalazł kilka gałązek

Nie przypuszczałam, że jest już na tyle dobry, żeby gałązki same do niego przyszły. Jak miał szukać chrustu, nie ruszając się? Hmm?

 kilka gałązek, ułożył z nich mały stos

Kilka to trochę za mało, jak na stos.

 ręki zwiniętej w pięść

Dłoni zaciśniętej.

 odgonić od siebie muchę

"Od siebie" zbędne, bo oczywiste.

po czym powoli otworzył jedno oko. Słońce było już wysoko na niebie.

Co powinno być jasne. Inaczej się budzisz w świetle i w ciemności, poza tym byłoby mu gorąco.

rzucił pretensjonalnie

https://sjp.pwn.pl/szukaj/pretensjonalnie.html

 Usiadł wygodnie

Przecież się spieszy?

 Stał się niewidzialny.

Tutaj akurat powtarzanie służy wrażeniu, że facet sam nie do końca wierzy, że tego dokonał. W porządku. Ale uważaj na takie rzeczy.

 Wędrówka nie trwała długo.

A wczoraj ledwo tę wieżę widział… Jasne, jeśli jest ukryta magicznie (wydaje się przybliżać i oddalać), to super. Ale jeśli po prostu nie pamiętasz, gdzie ją postawiłaś – to nie super.

 Gdy dotarł na miejsce, zdziwił się.

Nie zapewniaj, tylko od razu pokaż, czym.

 Spodziewał się ogromnej budowli lub grubych murów.

To się wyklucza?

 niewielka baszta, ze szpiczastym dachem i trzema podłużnymi okienkami, znajdującymi się tuż pod nim

Skróć: niewielka baszta, ze szpiczastym dachem i trzema podłużnymi okienkami tuż pod nim.

 chatka, z której zaczęły dochodzić dziwne odgłosy

Tak nagle?

 Z przyzwyczajenia podszedł do okienka i zaczął obserwować.

A co ma przyzwyczajenie do tego?

 Starzec właśnie ucierał jakieś zioła, potrzebne zapewne do przygotowania magicznych mikstur.

I stąd "dziwne odgłosy"? Jakie odgłosy? Skróć: Starzec ucierał zioła, zapewne składniki magicznych mikstur.

 Niezmiernie ciekawiło to młodego maga, stał tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie przypomniał sobie, po co tu przyszedł.

Skróć: Młody mag, zafascynowany, przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Nagle przypomniał sobie, po co tu przyszedł.

 Głowił się, jak dostać się do środka, rozważał różne możliwości.

Zapewniasz.

Wieża nie była wysoka, ale nie miał pewności, że mury nie są pokryte zaklęciami ochronnymi.

Za dużo tych "nie": wieża nie była wysoka, ale mury mogły być chronione zaklęciami.

 Ostatecznie zwyciężył brak cierpliwości.

Nad czym zwyciężył?

 jednak bał się wykonać jakikolwiek ruch

Oprócz chodzenia w kółko?

 Usiadła na parapecie, spoglądając

Usiadła na parapecie i spojrzała.

 kamyczek, odsunął się od wieży i cisnął nim w kamienną budowlę. Kamień odbił się od ściany, ale poza tym nie stało się nic nadzwyczajnego. Telsan podszedł do wieży i dotknął dłonią chropowatych kamieni.

Cztery kamienie w jednym akapicie. Troszkę dużo. Czemu odbicie kamyka jest "nadzwyczajne"? To wygląda ironicznie.

 Wspinaczka była dla niego ostatecznością.

"Dla niego" zbędne.

 Fragment, którego dotykał, wyglądał jak kamień, jednak pod palcami czuł gładką drewnianą powierzchnię.

Co tu jest podmiotem? "Fragment" to w sumie ułamek/odłamek, więc może lepiej "miejsce"?

 Delikatnie za nią pociągnął

Nooo… może być. Ale uważaj na "delikatnie" – ludzie nadużywają tego słowa.

 Spojrzał w kierunku chaty, upewniając się

Spojrzeniem w kierunku chaty upewnił się. Na przykład.

 Na ich szczycie znajdował się mały pokoik.

W zasadzie, to na piętrze, ale zaczyna być dynamicznie.

 Panował w nim bałagan

To wniosek. Wyciągnę go sama, daj mi tylko przesłanki.

 znajdował się mały stolik

Powtarzasz bardzo rzucające się w oczy słowo.

 Młodzieniec, korzystając z okazji, postanowił rozejrzeć się po pokoju, przerażała go wizja szukania kamienia w takim bałaganie.

Z jakiej okazji? Skróć to, pokaż, co on myśli, zamiast zapewniać.

Spoglądał na wszystkie papiery i księgi, gdy nagle jego oczom ukazała się niewielka, brązowa szkatułka.

Wszystko się ukazuje tym oczom…

 Wyglądała na bardziej zadbaną niż pozostałe rzeczy znajdujące się w pokoju.

W jaki sposób?

 pudełeczko. Opuszkami palców musnął wieko

Małe pudełeczko – ale ma ogromne wieko?

 odważył się otworzyć

Powtórzony dźwięk.

jego oczom ukazał się

Znowu?

 Wyglądał tak samo, jak ten naszkicowany na kawałku pergaminu, z tą różnicą, że ten tutaj, był krwisto czerwony.

Wyglądał tak samo, jak ten naszkicowany na kawałku pergaminu, z tą różnicą, że ten tutaj był krwistoczerwony. Ale skróciłabym.

 Już miał opuścić pokój, ale w tym samym momencie próg przekroczył mag Pelin.

Pokaż to.

 otworzył szeroko oczy ze zdumienia

No, chyba, że nie z bólu zębów. Przedobrzasz z tym tłumaczeniem.

 Telsan zdołał odskoczyć w porę, odłożył szkatułkę na komodę i ukrył się pod stołem, a później rozciągnął przed sobą barierę.

Rozwleczone, mało dynamiczne. Odłożył szkatułkę, żeby nie było go widać, tak? Ale będzie musiał ją w końcu zabrać.

krzyknął zdenerwowany mag

Less is more. Kiedy zapewniasz, że jest zdenerwowany, ja widzę faceta, któremu ktoś wjechał na lewy pas na Błędniku. Opisz sytuację. Jeśli to zrobisz dobrze, czytelnik pomyśli to, co zechcesz, nie ma obawy.

Mag dalej trzymał się na nogach

Konotacje! "Trzymał się na nogach" czyli miał z tym trudności.

 Poczułem zaledwie delikatne uderzenie w barierę.

I tu użyłaś "delikatnie" źle. Spójrz na synonimy.

 Jego dłoń ponownie wystrzeliła do góry, Mapy wiszące na ścianie, zatrzepotały.

Jego dłoń ponownie wystrzeliła w górę. Mapy, wiszące na ścianie, zatrzepotały. Albo: Mapy wiszące na ścianie zatrzepotały.

Teslan wykorzystał moment

To jak on ma na imię?

 Zanim mag zorientował się, co się stało, chłopak

To wytnij. Nic nie wnosi i psuje dynamikę.

 zaczął zbiegać po schodach.

Skróć: pognał po schodach. Na przykład.

 Obaj wymieniali ciosy

A mógł wymieniać jeden?

 jednak żaden nie robił krzywdy przeciwnikowi. Ich bariery były zbyt stabilne.

Abstrakcyjne i niekonkretne. Może: zaklęcia rozbijały się o bariery?

 Telsan ostatni raz uniósł rękę do góry

Telsan po raz ostatni uniósł rękę.

ale przez nieuwagę potknął się na ostatnim stopniu i upadł, wypuszczając przedmiot

Skróć. Wiemy, że się potknął przez nieuwagę, a skutki wypuszczenia szkatułki zaraz zobaczymy.

 uwalniając znajdujący się w niej przedmiot.

Doskonale zbędne, i w dodatku powtarza "przedmiot".

 Telsan nie zważając na ból w kostce, rzucił się do przodu, by ratować artefakt.

Brakuje przecinka, ale trzeba to zdynamizować. W takiej chwili bólu się nie czuje. Artefakt nie jest chyba kruchy? Co mu zagraża?

 Zdążył złapać go w locie, a ostatnim co poczuł, było uderzenie w głowę i szum w uszach.

Skróć.

Gdy jego zmysły się uspokoiły

To znaczy?

 Siedział na jednym ze stopni pocierając swoje plecy.

Nienaturalne. Siedział na stopniach, masując sobie plecy.

 – Udało się – ucieszył się chłopak, zapominając o obecności mężczyzny.

Skróć.

 Nic się nie zestarzeje i nic się nie narodzi, a to oznacza, że ta ziemia umrze!

Jak umrze, skoro nic się nie zestarzeje?

 wykrzyczał starzec.

Zbędne.

 zastanawiając się, czy mag zamierza go zaatakować

Nie wiem, po co to.

wykrzyczał zadowolony młodzieniec.

Pokaż mi to.

 Podniósł się postękując cicho z bólu i wyprowadził Telsana z wieży

Podniósł się, postękując cicho z bólu, i wyprowadził Telsana z wieży.

 ludzi, którzy tworzą z nich lekarstwa

Wytwarzają, nie tworzą. To co innego.

 Nie dałeś im nieśmiertelności, jedynie zatrzymałeś czas.

Nie zatrzymał. Chodzą, rozmawiają i tak dalej, nie? Czas jest miarą zmian.

 Jeżeli nikt ci w tym nie pomoże, będziesz mógł żyć wiecznie

Nie pomoże w życiu wiecznym?

 nie to samo co nieśmiertelność

Nie to samo, co nieśmiertelność.

 – Jak to możliwe – zapytał zaskoczony.

– Jak to możliwe? – spytał, zaskoczony.

 –Ale skoro nic się nie rodzi i nie umiera, to, czy jest to możliwe?

Znikła spacja. Drugi przecinek zbędny. Pytanie najzupełniej logiczne, a nie widzę, żebyś miała na nie odpowiedź poza "bo tak". To źle.

tę okolicę. Ta okolica

Powtórzenie.

 To znaczy, że nie będę się starzeć, ale i tak jestem śmiertelny?

No, to tak – czy nie? Nie czepiam się przesłania (myśl, dziecko, zanim spełnisz marzenia, bo możesz coś popsuć), ale przekazu. Morał nie tylko nie wynika z tekstu, ale spada z sufitu i przygniata wszystko.

 a nie znają prawdziwego zastosowania kamienia

Niezbyt naturalnie to brzmi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło mi komentarz :)

 To prawda, lecz pojawi się za jakiś czas – taka jest jego natura.

Kamień Agamotto przygniata wszystko.

 Wychodzi na to, że będę miał teraz mnóstwo czasu, o ile wcześniej nie zginę. Nie taki był mój plan.

Mało naturalna wypowiedź. Zupełnie bez uczuć, a chwilę później mówisz, że facet jest zrozpaczony.

 Mag zaśmiał się, ale widząc rozpacz młodzieńca, spoważniał.

Zapewniasz. Pokaż to.

 Dopiero teraz widzę, jak mało wiem i jak wiele mi brakuje, by być tak wielkim magiem, jak ty.

Psychologicznie niewiarygodne. Chyba, że chłopak się wmaśla staremu, żeby go uczył, ale w takim przypadku stary mag wychodzi na naiwnego. Albo na starego wróbla, który wie, że młody się wyrobi.

 – Proszę, pozwól mi uczyć się od ciebie.

Nienaturalna wypowiedź.

 Cały czas spoglądał w jeden punkt, nawet nie mrugając.

Dlaczego?

 –Ty wiedziałeś? – wykrzyczał Telsan.

Brak spacji. Czemu on znowu krzyczy? I dlaczego staruszek miałby nie wiedzieć? Przecież dlaczegoś do niego przyłażą te hordy idiotów (o ile nie zostaną obrabowane w wąwozie i puszczone w gaciach).

głupi ludzi

Literówka.

 zamilkł na moment, gdy dotarło do niego znaczenie tych słów

 całe szczęście tych głupców nie było tak dużo.

A tu nagle kolokwialnie.

 – Cóż, o tym nie miałem pojęcia – szepnął mag, ponownie zerkając na młodzieńca.

Rym. I co, nikt mu nie powiedział? I dlaczego właściwie mag nie zabezpieczył wieży jakoś porządnie? Iluzoryczne bagniska i te pe? Jakiś niewielki potwór? Bo to, że wieża raz się wydaje bliska, raz daleka, to ewidentnie za mało.

 nie po nagrodę, a po kamień

Nagrodę za co? Nie kalkuj angielskiego "prize".

mag i złodziej w jednym. Ciekawe połączenie.

Congrats on the multiclass.

 Chłopak speszył się na te słowa, ale nie odpowiedział. Poczuł, że oblewa się rumieńcem. W tym momencie gorąco pragnął cofnąć czas. Spojrzał przepraszająco na maga.

Skróć.

 Nie dostrzegł w nim ani cienia nienawiści.

Purpurowe.

 Poczucie winy trochę zelżało

Nie zauważyłam, żeby miał poczucie winy.

 spokój starca działał kojąco i udzielał się również jemu

Skróć.

 Właściwie, wydaje mi się, że jest to moim obowiązkiem.

Skróć.

 – Tak, po pierwsze potrzebuję godnego następcy, a po drugie puszczenie cię samego w świat, nie jest najbezpieczniejsze.

Godnego? Ostatni przecinek wytnij.

 Z jakiegoś powodu dysponujesz ogromną mocą, niestety nie potrafisz jej właściwie wykorzystać, bo nie miałeś nauczyciela. Ktoś musi tobą pokierować.

Z jakiegoś powodu dysponujesz ogromną mocą, niestety, nie potrafisz jej właściwie wykorzystać. I tutaj wiarygodność psychologiczna bohatera zanikła. Niestety. A, i zagłada świata już nieważna?

 Telsan ucieszył się na te słowa. Czuł, że może nie wszystko jeszcze stracone.

Zapewniasz.

 Pelin siedział w chacie skrzętnie notując

Pelin siedział w chacie, skrzętnie notując.

 Chłopak pczuł, że w takiej sytuacji nie powinien mu przeszkadzać.

 Nazbierał też chrustu na rozpalenie paleniska

A do czego innego miałby mu być chrust? Powtarzają się dźwięki. I – paleniska się nie rozpala, jak powiedziała reg.

 Czuł strach przed tym, co zrobił.

Ale już to zrobił. Strach się czuje przed czymś, co będzie. Poza tym nie jest to naturalne zdanie.

 zatrzymanie procesu starzenia, nie gwarantowało mu tego, dalej musiał na siebie uważać

Pierwszy przecinek wytnij. Łopatologiczne i mało naturalne.

 Ach rozumiem.

Ach, rozumiem.

 Gdy pierwszy raz szukałem kamienia, by odwrócić urok, byłem zmartwiony, ale później odkryłem, że daje mi to nowe możliwości.

Zmartwienie?

 Odzyskał nadzieję, że jego marzenia jeszcze mogą się spełnić. W powietrzu wisiało mnóstwo pytań, ale nie przerażało go to. Mógł przeżywać przygody i uczyć się magii pod okiem prawdziwego nauczyciela.

 młodzieniec i starzec, wyruszyli

Nie stawiaj przecinka między podmiot a orzeczenie.

 na poszukiwanie zaginionego artefaktu

Który zniknął, nie zaginął. W końcu poprzednio mag go odzyskał.

 Niektórzy wierzą, że w końcu odnaleźli kamień, inni powiadają, że magowie do tej pory wędrują razem po świecie w poszukiwaniu zagubionego artefaktu.

Bardzo ładne zakończenie, ale coś nie od tej bajki.

 

 

Coś tu jest, ale daleka droga przed Tobą. O czym chcesz opowiedzieć? Dlaczego? I jak? Historia nie jest szczególnie przemyślana. Widzę, że drakaina już Cię trochę postawiła do pionu (a P3r­shing to już całkiem), ale nie bądź taka, jak Twój bohater – nie licz na to, że od razu się nauczysz. Czas jest ogniem, który Cię spala – ale to Ty jesteś ogniem ;)

 Niestety, nie znam jeszcze wszystkich panujących tu zasad. Zastanawia mnie, czy w takiej sytuacji mogę zrobić taki gruntowny remont tekstu?

Możesz, ale zaznacz to w przedmowie. Z drugiej strony – nie możesz całe życie pisać jednego tekstu. Stare elementy zawsze możesz wykorzystać w przyszłości.

 Teoretycznie nic się nie rodzi i nic nie umiera na obszarze, który został objęty działaniem kamienia. Nie wpłynęło to na całe królestwo.

Czyli wystarczy z niego wyjść, a z nieśmiertelności nici?

 Chętnie bym poczytała, jak młody i stary mag razem wędrują przez świat, mierząc się z konsekwencjami tego, co zrobił młody.

O, to, to.

 Sama powtarzalność tego, co się dzieje, czyli to, że stary mag też kiedyś był młody i głupi też jest niespecjalnie pokazana, a to kolejny ciekawy wątek.

Tak jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło mi komentarz :)

Che mi sento di morir

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka