- Opowiadanie: Młody pisarz - Czarna mgła

Czarna mgła

“Czar­na mgła nie jest już tylko le­gen­dą. Teraz stała się fak­tem”.

Moje piąte opo­wia­da­nie. Jest tu sporo walki, czy do­brze na­pi­sa­nej? Nie wiem, sta­ra­łem się ;) Góry, sporo lo­ka­cji, czy do­brze opi­sa­nych? Nie wiem, sta­ra­łem się ;) Dia­lo­gi, roz­ter­ki, re­flek­sje, tro­chę łez i  uśmie­chów, czy zostało to dobrze opisane? Nie wiem, sta­ra­łem się...

 

Bar­dzo dzię­ku­ję ANDO za betę. To ona spra­wi­ła, że tekst wy­glą­da znacz­nie le­piej. 

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Czarna mgła

Mina nie­zna­jo­me­go zwia­sto­wa­ła kło­po­ty. Zsiadł z wiel­kie­go orła, jego ko­la­na drża­ły. Mil­czał, roz­glą­da­jąc się do­oko­ła. 

Miesz­kań­cy wio­ski pod­cho­dzi­li do niego po­wo­li, jakby chcie­li od­su­nąć w cza­sie to, co nie­ubła­ga­ne. Stan­ley, przy­wód­ca wio­ski, wy­su­nął się przed tłum i za­py­tał:

– Co się stało?

– Czar­na mgła nad­cho­dzi – od­parł przy­bysz. 

– Co takiego? 

Męż­czy­zna ro­zej­rzał się ze stra­chem. Do­pie­ro po chwi­li od­parł:

– Wiel­ki, czar­ny obłok, strasz­ny jak śmierć. Za­bi­ja wszyst­ko, co sta­nie na jego dro­dze.

Stanley skrzywił się. 

– Jak przed tym uciec? 

– To nie­moż­li­we, chyba że na orle. Mgła po­ru­sza się szyb­ciej niż naj­szyb­szy wierz­cho­wiec. 

Po tych sło­wach wbiegł do po­bli­skie­go domu. Nie­dłu­go póź­niej wy­szedł, pro­wa­dząc ze sobą star­sze­go czło­wie­ka. Obaj wsie­dli na orła i od­le­cie­li. 

 

***

 

Will opie­rał się ple­ca­mi o drew­nia­ną cha­łu­pę. Z uwagą przy­glą­dał się do­mo­wi, w któ­rym trwa­ły ob­ra­dy star­szych. Jego czar­ne włosy roz­dmu­chi­wał lekki wiatr. Nie mu­siał cze­kać zbyt długo na de­cy­zję. Za­le­d­wie słoń­ce zna­la­zło się w ze­ni­cie, krzy­ki uci­chły, a po­miesz­cze­nie opu­sto­sza­ło. Przy­wód­ca wio­ski wszedł na po­dest i prze­mó­wił do tłumu:

– Już za późno na ucieczkę, zagrożenie jest zbyt blisko. Możemy umrzeć w domu, wśród rodzin, to lepsze niż śmierć w biegu, w nieznanym miejscu. Żegnajcie przyjaciele, chciałbym, aby było inne wyjście, lecz niestety nie ma. 

Will po­de­rwał się zde­ner­wo­wa­ny. Za­klął pod nosem, li­czył na mą­drzej­szą de­cy­zję, na coś, co po­zwo­li­ło­by prze­trwać jemu, jego ro­dzi­nie i całej wio­sce. Spoj­rzał w bok. Zo­ba­czył ro­dzi­ców i młod­sze­go brata, któ­re­go matka trzy­ma­ła za rękę. Do­go­nił ich, zanim we­szli do chaty. Ko­bie­ta, gdy tylko go za­uwa­ży­ła, pod­bie­gła, przy­tu­li­ła i po­wie­dzia­ła:

– Do­brze, że je­steś synku. 

– Mu­si­my się zbie­rać, ina­czej zgi­nie­my. 

Spo­dzie­wał się, że bli­scy przy­sta­ną na jego pro­po­zy­cję. Jed­nak za­miast tego usły­szał po­nu­ry głos ojca:

– Sły­sza­łeś, co po­wie­dzia­ła star­szy­zna? Nie można uciec przed czar­ną mgłą. 

Will po­pa­trzył na matkę i brata, pła­ka­li. Na jego twa­rzy po­ja­wił się gry­mas bólu, za­czął z innej stro­ny:

– Ojcze, pa­mię­tasz star­ca, który przy­cho­dził do na­szej wio­ski, gdy byłem mały? Po­wie­dział mi, że ist­nie­je Wład­ca Świa­tła, czło­wiek…

– Głu­pie ba­jecz­ki, mi nie­gdyś opo­wia­da­no, że na świe­cie nie ma zła. Teraz wi­dzisz, jak do­brze kła­ma­li – od­parł oj­ciec, wcho­dząc do izby.

Mło­dzie­niec nie dawał za wy­gra­ną:

– Czy nie mo­że­my cho­ciaż spró­bo­wać uciec? Prze­cież…

– Skończ! – wark­nął męż­czy­zna i za­trza­snął sy­no­wi drzwi przed nosem.

Will za­ci­snął pię­ści, ale mil­czał. Po­sta­no­wił po­ga­dać z matką, chciał cho­ciaż ją prze­ko­nać. Ro­zej­rzał się. Nie zo­ba­czył jej na ze­wnątrz.

Czyli jest w środ­ku – po­my­ślał. 

Wszedł do domu. Mama sie­dzia­ła obok brata na sta­rym ta­bo­re­cie. Will pod­szedł do niej i wy­szep­tał:

– Mamo, mu­sisz ze mną pójść. Po­dob­no w po­łu­dnio­wych gó­rach miesz­ka Wład­ca Świa­tła. Mo­że­my…

– Jak to synku, chcesz nas opu­ścić? – Była zroz­pa­czo­na. 

– Nie. Chcę, że­by­ście po­szli ze mną – od­parł, sta­ra­jąc się utrzy­mać spo­koj­ny ton głosu.

– Sły­sza­łeś, co po­wie­dział oj­ciec? Nie wolno…

Will nie wy­trzy­mał. Wy­sko­czył z domu. Po kilku mi­nu­tach biegu wśród wy­so­kiej trawy do­tarł do klifu. Spoj­rzał w dół. Przez do­li­nę pły­nę­ła spo­koj­na rzeka. Do uszu mło­dzień­ca do­cie­rał jej szum. W dali ma­ja­czy­ły wy­so­kie góry, po­ro­śnię­te drze­wa­mi i krze­wa­mi. Will był już kie­dyś w tam­tych la­sach. Na chwi­lę prze­stał my­śleć o nie­bez­pie­czeń­stwie. Po­ło­żył się na tra­wie i spoj­rzał w niebo.

Chmu­ry tań­czy­ły, co chwi­la zmie­nia­jąc kształt. Szyb­ki wiatr gnał je na po­łu­dnie. Mło­dzie­niec z za­cie­ka­wie­niem oglą­dał ko­lej­ne ob­ło­ki. Wszyst­kie opo­wia­da­ły jakąś hi­sto­rię. Jedna z nich naj­pierw stała się rybą, póź­niej pta­kiem, go­ni­ła owada, zła­pa­ła go i wtedy znów zmie­ni­ła kształt. Teraz przy­po­mi­na­ła czło­wie­ka. Męż­czy­zna wszedł do domu, był wi­ta­ny przez żonę i chłop­ca. Wszy­scy się we­so­ło śmia­li. W ko­min­ku iskry two­rzy­ły ob­ra­zy.

Mło­dzie­niec już nie wie­dział, czy to nadal chmu­ry, czy to już tylko jego wy­obraź­nia. Wspo­mnie­nia ude­rzy­ły ze zdwo­jo­ną siłą. Pod­niósł się z ziemi i ru­szył z po­wro­tem do wio­ski, lecz nagle sta­nął. Chwi­lę po­my­ślał, a na­stęp­nie za­wró­cił i spoj­rzał na góry. Już wie­dział, co ma robić. Czuł, że nie prze­ko­na mamy, by z nim ru­szy­ła.

Podła star­szy­zna, prze­klę­ci ma­ni­pu­lan­ci. Naj­pierw zdo­by­li za­ufa­nie ludzi, a teraz gdy oni nie widzą roz­wią­za­nia, to nikt nie widzi – po­my­ślał w przy­pły­wie emo­cji. 

Po­mi­mo tego mógł prze­cież jesz­cze pomóc matce i bratu. Jeśli do­tarł­by szyb­ko do Wład­cy Świa­tła, może uda­ło­by się ura­to­wać wio­skę. Nie wi­dział innej opcji, czasu miał coraz mniej. Żwa­wym kro­kiem ru­szył w stro­nę gór. Głę­bo­ko wie­rzył, że czło­wiek, który może mu pomóc, ist­nie­je na­praw­dę.

 

***

 

Prze­dzie­rał się przez las, im bli­żej gór się znaj­do­wał, tym trud­niej było iść na­przód. Krza­ki gęsto po­ra­sta­ły zie­mię i ocie­ra­ły się o nogi, po­wo­du­jąc pie­ką­cy ból. Jed­nak mło­dzie­niec kro­czył z za­cię­tą twa­rzą. Co jakiś czas spo­glą­dał na cel wę­drów­ki. To do­da­wa­ło mu sił. W końcu wy­szedł z lasu na ska­li­stą ścież­kę. Ode­tchnął z ulgą, na jego twa­rzy za­go­ścił lekki uśmiech. Spoj­rzał za sie­bie. W ciągu dwu­na­stu go­dzin prze­był długą drogę. Wie­dział, że musi od­po­cząć, wy­ru­szył rano, teraz się ściem­nia­ło. Po­sta­no­wił ze­brać chrust i roz­pa­lić ogni­sko. Miał świa­do­mość, że to po­mo­że mu za­cho­wać tem­pe­ra­tu­rę i ochro­ni przed dzi­ki­mi zwie­rzę­ta­mi, któ­rych w tej czę­ści gór nie bra­ko­wa­ło. Przy­naj­mniej tak mówił sta­rzec. Will przy­po­mniał sobie jego słowa:

– Nigdy nie idź w stro­nę Gór Po­łu­dnio­wych. Czają się tam po­two­ry, które przy­pra­wia­ją o dresz­cze naj­lep­szych wo­jow­ni­ków.

Will ze­brał opał, zna­lazł od­po­wied­nie ka­mie­nie i po kil­ku­na­stu pró­bach roz­pa­lił ogni­sko. Na­stęp­nie do­ło­żył do niego drwa, by star­czy­ło na kilka go­dzin snu.

 

***

 

Wstał w środ­ku nocy. Spoj­rzał na ogni­sko, do­ga­sa­ło. Do­rzu­cił drwa, by znów za­pło­nę­ło ja­snym pło­mie­niem. Przez chwi­lę my­ślał, co mogło wy­rwać go ze snu, gdy po­czuł jak coś upo­rczy­wie się w niego wpa­tru­je. Może to było po­wo­dem na­głe­go obu­dze­nia? Pod­niósł się i za­czął ob­ser­wo­wać oko­li­cę.

Za sobą usły­szał sze­lest, gwał­tow­nie wy­ko­nał obrót, jed­no­cze­śnie pod­no­sząc z ziemi kij. Do­strzegł, że krza­ki po­ru­szy­ły się w miej­scu, gdzie praw­do­po­dob­nie po­wstał hałas. Wy­tę­żył wzrok i zo­ba­czył w ciem­no­ści po­ła­ma­ne ga­łę­zie. Zro­bił krok do tyłu, usiadł na ziemi. Resz­tę nocy, aż do po­ran­ka, spę­dził trzy­ma­jąc w ręce kij.

Do­pie­ro wtedy zdo­był się na od­wa­gę, by ru­szyć ścież­ką w wyż­sze par­tie gór. Ska­li­ste zbo­cza po­ra­sta­ły pną­cza, a z ziemi wy­ra­sta­ły pięk­ne kwia­ty. Jed­nak mło­dzie­niec nie po­dzi­wiał przy­ro­dy. Jego myśli za­przą­ta­ły ostat­nie prze­ra­ża­ją­ce zda­rze­nia. 

Po kilku go­dzi­nach po­dró­ży do­tarł do prze­pa­ści. Zdzi­wił się, gdy do­strzegł so­lid­nie wy­ko­na­ny most. Chwi­lę póź­niej był po dru­giej stro­nie i wtedy znów to po­czuł. Coś usil­nie go ob­ser­wo­wa­ło. Na szczę­ście nie wy­rzu­cił jesz­cze broni. Z nią czuł się znacz­nie pew­niej. Uważ­nie wy­pa­try­wał wroga. Teraz nie miał wąt­pli­wo­ści, że ktoś lub coś go śle­dzi. Ob­ra­cał się wokół sie­bie, chciał wszyst­ko wi­dzieć. Nagle coś mi­gnę­ło mu przed ocza­mi, a chwi­lę póź­niej usły­szał wycie, które przy­pra­wi­ło go o dresz­cze. Zszo­ko­wa­ny wy­szep­tał:

– Czy to moż­li­we, by sta­rzec mówił o praw­dzi­wych po­two­rach?

Wyć mu­sia­ła isto­ta znacz­nie więk­sza od zwy­kłe­go wilka, od­głos był nie do wy­trzy­ma­nia. Do­dat­ko­wo mło­dzie­niec wy­czuł, że po­twór jest dość bli­sko. Nagle usły­szał ko­lej­ne dźwię­ki. Na­ra­sta­ły z każdą chwi­lą i do­cho­dzi­ły zza mostu, który przed chwi­lą prze­kro­czył. Szyb­ko pod­jął de­cy­zję. Rzu­cił się przed sie­bie, li­cząc, że dalej znaj­dzie schro­nie­nie. Biegł wzdłuż prze­pa­ści.

Po kilku mi­nu­tach nie­ustan­ne­go wy­sił­ku za­czął zwal­niać. Czuł, że długo już nie wy­trzy­ma. Spoj­rzał w tył i wtedy to zo­ba­czył. Gonił go ogrom­ny czwo­ro­noż­ny stwór. Przy­po­mi­nał zwy­kłe­go wilka, ale był dwa razy więk­szy. Mło­dzie­niec zgu­bił kij. Ro­zej­rzał się, lecz w oko­li­cy nie do­strzegł żad­ne­go drze­wa, które do­star­czy­ło­by schro­nie­nia, ani półki skal­nej na którą mógł­by wbiec. Je­dy­ne zbo­cze góry, do któ­rego mógł do­trzeć przed zła­pa­niem, było nie­do­stęp­ne, więc skrę­cił w bok i spoj­rzał w prze­paść.

Li­czył, że do­strze­że tam jakąś drogę uciecz­ki. Jed­nak nie zdą­żył się nawet do­kład­niej przyj­rzeć. Usły­szał bie­gną­ce­go wilka kilka kro­ków za sobą. In­stynk­tow­nie zro­bił unik. Prze­ciw­nik sko­czył, ale nie spo­dzie­wał się tego ruchu i spadł. Will jesz­cze przez chwi­lę śle­dził ciało wroga, do­pó­ki nie roz­bi­ło się i nie znik­nę­ło wśród skał. Ode­tchnął z ulgą. Chwi­lę od­po­czął i po­sta­no­wił wę­dro­wać dalej, nie zdą­żył jed­nak przejść nawet kilku kro­ków, gdyż drogę za­stą­pił mu ko­lej­ny stwór.

Mło­dzie­niec czym prę­dzej pod­biegł nad prze­pa­ść, li­czył, że i tym razem cięż­kie ciel­sko nie wy­ha­mu­je i spad­nie w prze­paść. Wie­dział, że to jest głu­pie, ale nie miał in­ne­go po­my­słu. Znów spró­bo­wał od­su­nąć się w ostat­nim mo­men­cie. Jed­nak nie zdą­żył zro­bić tego do­sta­tecz­nie wcze­śnie, prze­ciw­nik chwy­cił go kłami za ubra­nie i ścią­gnął w dół. Na szczę­ście Will zła­pał się kilku wy­sta­ją­cych ka­mie­ni i za­wisł nad zie­mią. Stwór w przerażeniu poluźnił uchwyt, próbował się zaprzeć o skalną ścianę, ale nie dał rady. 

Nie zdążył nawet pomyśleć, jak się wydostać z tej beznadziejne sytuacji, gdy usłyszał kolejny odgłos łap. 

– Prze­klę­te po­mio­ty, ile ich tam jesz­cze zo­sta­ło? – po­wie­dział, jed­no­cze­śnie szu­ka­jąc opar­cia na skal­nej ścia­nie. Prze­ciw­nik był coraz bli­żej. Will wła­śnie ana­li­zo­wał, czy woli zgi­nąć przez roz­szar­pa­nie, czy przez upa­dek, gdy nagle usły­szał ja­kieś inne kroki i sza­mo­ta­ni­nę na górze. Ku jego za­sko­cze­niu, nad sobą zo­ba­czył nie krwio­żer­czy pysk, a ludz­ką rękę. Chwi­lę póź­niej ktoś spokojnie powiedział:

– Chwyć, wy­cią­gnę cię z tego bagna.

Mło­dzie­niec chęt­nie sko­rzy­stał z pro­po­zy­cji. Gdy był już na górze, przyj­rzał się wy­baw­cy. Męż­czy­zna wy­glą­dał na trzy­dzie­ści lat, miał krót­kie czar­ne włosy i ła­god­ną twarz. W pra­wej ręce trzy­mał za­krwa­wio­ny miecz, a przy jego no­gach le­ża­ło ciel­sko po­two­ra. Will chciał coś po­wie­dzieć, ale prze­rwał mu sta­now­czy głos:

– Na­zy­wam się Hamer. Póź­niej po­dzię­ku­jesz, teraz mu­si­my się stąd wy­nieść. Za­bio­rę cię do ja­ski­ni…

– Nie mam czasu – od­parł mło­dzie­niec.

– Jak to?

– Idę do Wład­cy Świa­tła – wska­zał pal­cem po­bli­skie góry i kon­ty­nu­ował – z pół­no­cy nad­cho­dzi czar­na mgła, nie mogę zo­sta­wić wio­ski w po­trze­bie.

Hamer pobladł i spojrzał na młodzieńca. 

– Chodź, za­pro­wa­dzę cię – po­wie­dział sta­now­czo, jed­no­cze­śnie ru­sza­jąc w stro­nę wznie­sie­nia.

Szli przez długi czas w mil­cze­niu, do­pó­ki ciszy nie prze­rwał głos Willa:

– Dzię­ki za pomoc, nie wiem, co bym bez cie­bie zro­bił. Je­stem do­zgon­nie wdzięcz­ny.

Na twa­rzy męż­czy­zny za­go­ścił ledwo do­strze­gal­ny uśmiech.

– Jesz­cze tylko kilka go­dzin i doj­dzie­my do celu, za tym wznie­sie­niem znaj­du­je się do­li­na, w któ­rej miesz­ka Wład­ca. 

– Ro­zu­miem, ale mam jesz­cze jedno py­ta­nie, co ro­bisz w tych gó­rach? – za­py­tał Will, nie chcąc prze­ry­wać roz­mo­wy.

Hamer przy­śpie­szył kroku, jego po­god­ną twarz wy­krzy­wił gry­mas. Długo nic nie od­po­wia­dał, aż wresz­cie wy­szep­tał:

– Strze­gę ich.

 

***

 

Po­wo­li zbli­ża­li się do celu, we­dług Ha­me­ra do po­ko­na­nia zo­stał im już tylko ostat­ni mo­stek, spo­koj­nie zwi­sa­ją­cy nad prze­pa­ścią. Will w końcu po­sta­no­wił zadać nur­tu­ją­ce go py­ta­nie.

– Wiesz, czym jest czar­na mgła?

Męż­czy­zna ob­ró­cił głowę w stro­nę to­wa­rzy­sza i rzekł:

– Czy wiem na pewno? Nie, ale się do­my­ślam.

Mło­dzień­ca wi­docz­nie to za­in­te­re­so­wa­ło:

– Po­wiesz mi?

Hamer po­cze­kał, aż znaj­dą się przy most­ku i do­pie­ro wtedy od­po­wie­dział:

– Nie, to nie by­ło­by dobre. Nie­dłu­go za­py­tasz o to osobę, która bę­dzie wie­dzia­ła – wszedł na mo­stek i cicho do­po­wie­dział – módl się, abym nie miał racji co do tego, czym jest ta mgła.

Will chciał jesz­cze o coś za­py­tać, ale prze­rwa­ło mu wycie. Spoj­rzał na wo­jow­ni­ka. Męż­czy­zna dobył mie­cza i wpa­try­wał się w dal. Po chwi­li po­wie­dział pod nosem:

– Znowu te prze­klę­te Gar­ba­sze – po czym gło­śniej dodał – mu­si­my spró­bo­wać do­trzeć do wznie­sie­nia przed nimi. 

Nim jed­nak prze­bie­gli kilka kro­ków, na ho­ry­zon­cie po­ja­wi­ło się sześć po­two­rów. Rzu­ci­ły się w stro­nę ludzi. Hamer sta­nął i krzyk­nął:

– Za­trzy­mam je, ty bie­gnij!

Mło­dzie­niec nie pró­bo­wał dys­ku­to­wać. Ru­szył w stro­nę wznie­sie­nia, ale po kil­ku­na­stu kro­kach obej­rzał się za sie­bie. Zo­ba­czył wo­jow­ni­ka blo­ku­ją­ce­go drogę wła­snym cia­łem. Stał tak tylko przez chwi­lę. Wie­dział, że nie może się za­trzy­mać i musi biec dalej. 

 

***

 

Hamer sku­pio­nym wzro­kiem śle­dził ruchy wro­gów. Gar­ba­sze były głod­ne, ale bały się za­ata­ko­wać czło­wie­ka uzbro­jo­ne­go w miecz. W końcu jed­nak głód wziął górę nad roz­sąd­kiem. Pierw­szy z nich rzu­cił się w stro­nę ofia­ry, ale wpraw­ne cię­cie obu­rącz po­zba­wi­ło go życia. Stwo­ry, wi­dząc klę­skę ich to­wa­rzy­sza, za­czę­ły się wy­co­fy­wać, lecz nie­ocze­ki­wa­nie naj­więk­szy z nich za­war­czał. Gar­ba­sze, jakby po­ga­nia­ne roz­ka­zem wodza, rzu­ci­ły się wspól­nie na wroga. Męż­czy­zna obej­rzał się za sie­bie, a gdy zo­ba­czył, że mło­dzie­niec jest już da­le­ko, wy­su­nął rękę do przo­du, a z niej wy­le­cia­ły pio­ru­ny.

Dwa zwę­glo­ne ciała upa­dły na zie­mię. Po­zo­sta­łe stwo­ry zdą­ży­ły za­ata­ko­wać. Hamer od­chy­lił się, wy­sta­wia­jąc miecz do przo­du. Gar­basz na­dział się, za­char­czał i upadł. Drugi wróg szar­żo­wał.

Męż­czy­zna pod­niósł miecz do góry i ciął. Za późno. Upadł na zie­mię, przy­ci­śnię­ty przez ciało wroga. Nie mógł się­gnąć po miecz. Cudem bro­nił się przed kłami po­two­ra. Krwa­wił i klął, w rę­kach trzy­mał łeb Gar­ba­sza.

Po­wo­li bra­ko­wa­ło mu sił. Dy­szał cięż­ko. Za­ci­snął zęby. Jesz­cze chwi­la i opu­ścił dło­nie. Prze­chy­lił głowę. Wróg ugryzł po­wie­trze. Męż­czy­zna z całej siły ude­rzył w łeb prze­ciw­ni­ka. Udało mu się wy­śli­zgnąć spod ciel­ska. Wy­su­nął rękę. Wy­le­cia­ły z niej pio­ru­ny. Po­twór jesz­cze przez chwi­lę drgał w kon­wul­sjach. 

Do­wód­ca stada w po­pło­chu uciekł. 

 

***

 

Will nie za­trzy­my­wał się, do­pó­ki nie do­tarł do do­li­ny. Wów­czas przy­sta­nął, zaparło mu dech w piersi. Zo­ba­czył nie­wiel­ki dom, ozdo­bio­ny zło­tem i dro­gi­mi ka­mie­nia­mi. Obok niego pły­nął stru­myk po­łą­czo­ny z dużą fon­tan­ną, a wokół rosły naj­roz­ma­it­sze drze­wa. Mło­dzie­niec po­wo­li zbli­żył się do wej­ścia i za­pu­kał. Od­cze­kał kilka minut, ale gdy nikt nie otwo­rzył, na­ci­snął klam­kę i pchnął drzwi. Ku jego za­sko­cze­niu ustą­pi­ły bar­dzo łatwo. Wszedł do po­miesz­cze­nia. Na po­cząt­ku nic nie wi­dział, lecz po chwi­li jego oczy przy­zwy­cza­iły się do ciem­no­ści. Wnę­trze było skrom­nie urzą­dzo­ne. Znaj­do­wa­ło się tu łóżko, a także kilka stoł­ków. Ni­g­dzie nie było jed­nak widać żywej duszy. Will jesz­cze raz przyj­rzał się do­kład­niej i zo­ba­czył właz w kącie chaty. Pod­biegł i otwo­rzył.

Czy uprzej­mość ma zna­cze­nie, gdy liczy się życie wielu ist­nień? – za­py­tał sam sie­bie w my­ślach.

Jego oczom uka­za­ły się scho­dy. Zszedł po nich.

W środ­ku wiel­kie­go po­miesz­cze­nia przy sa­dzaw­ce sie­dział męż­czy­zna. Miał na sobie dłu­gie, złote szaty, a w dłoni trzy­mał laskę, na któ­rej za­mo­co­wa­no po­ma­rań­czo­wy krysz­tał. Był od­wró­co­ny i wpa­try­wał się w nie­zmą­co­ną wodę. Po­miesz­cze­nie miało swój kli­mat. Zimną po­sadz­kę po­rósł bluszcz, a we wgłę­bie­niach zna­la­zła się czy­sta woda. Will nie miał jed­nak czasu na po­dzi­wia­nie, zro­bił kilka kro­ków do przo­du i już chciał prze­mó­wić, gdy usły­szał spo­koj­ny głos:

– Witaj chłop­cze, czego ci trze­ba?

– Panie, pro­szę o łaskę. Moja wio­ska jest w nie­bez­pie­czeń­stwie. Czar­na mgła grozi nam wszyst­kim.

Wład­ca Świa­tła gwał­tow­nie się po­de­rwał. Teraz do­pie­ro można było do­strzec jego twarz, ku zdzi­wie­niu mło­dzień­ca, nie był star­cem, wy­glą­dał ra­czej na męż­czy­znę w śred­nim wieku. Sta­nął na środ­ku kom­na­ty i z nie­po­ko­jem w gło­sie za­py­tał:

– Czar­na mgła?

– Tak, nad­cią­ga z pół­no­cy. Nie­sie śmierć i znisz­cze­nie – po­twier­dził Will.

– Nie­do­brze – rzekł pod nosem Wład­ca Świa­tła.

– Sły­sza­łem, że ty, panie, mo­żesz ją po­wstrzy­mać.

– Mogę? Hmmm, tak… Ale chcę cze­goś w za­mian. Pójdę wal­czyć z mgłą, lecz ty zo­sta­niesz uczniem osoby, którą ci wska­żę. Nie odej­dziesz, do­pó­ki ci nie po­zwo­lę. 

Will był bar­dzo prze­ję­ty. Nauka u kogoś potężnego? To ozna­cza­ło, że mu­siał­by po­że­gnać ro­dzi­nę na długo. Bar­dzo długo. Ale staw­ką było ich życie. Dla bli­skich był gotów zro­bić wszyst­ko. Nie miał czasu do stra­ce­nia.

– Zga­dzam się! – za­wo­łał.

Wład­ca Świa­tła uśmiech­nął się.

– Do­brze, niech się sta­nie!

Pod­niósł laskę do góry i ude­rzył w zie­mię. Wokół niego po­ja­wi­ły się bły­ski. Mło­dzie­niec po­czuł, jak coś go wcią­ga i nie po­zwa­la od­dy­chać. Od­pły­nął w ciem­ność.

 

***

 

Obu­dził się na po­la­nie. Obok niego stał Wład­ca Świa­tła. Po pra­wej stro­nie rósł zna­jo­my las. Szyb­ko zro­zu­miał, gdzie się znaj­du­je. Zo­ba­czył swoją wio­skę, a nad nią… Nie mógł w to uwie­rzyć, czyż­by przy­szedł za późno? Mgła, czar­na jak smoła, po­że­ra­ła bu­dyn­ki i wchłaniała ludzi. Szła z pół­no­cy, nie widać było jej końca. Ucie­ka­li przed nią prze­ra­że­ni lu­dzie. Do­pie­ro teraz do­tar­ło do nich, że chcą jesz­cze żyć. Po­śród bie­gną­cych do­strzegł mamę i brata. Ojca nie wi­dział, czyż­by męż­czy­zna nie wie­rzył w moż­li­wość prze­ży­cia? 

Wład­ca Świa­tła pod­niósł laskę i wy­mie­rzył w stro­nę śmier­ci. Na­tych­miast po­le­cia­ła kula i ude­rzy­ła, usu­wa­jąc część ciem­no­ści. Jed­nak to nie za­trzy­ma­ło prze­ciw­ni­ka. W jego wnę­trzu gi­nę­li ko­lej­ni lu­dzie, za­sy­sa­ni przez ol­brzy­mi wir, który wcią­gał ich do wnę­trza mor­der­cze­go ob­ło­ku. Wo­ko­ło było sły­chać jęki ko­na­ją­cych i krzy­ki prze­ra­że­nia. Męż­czy­zna po­na­wiał ataki, sta­ra­jąc się znisz­czyć wroga, ale czar­na mgła wciąż parła na przód.

Zbli­ża­ła się do ro­dzi­ny Willa. Nie, nie, to nie mogła być praw­da. 

– Zrób coś! – krzyk­nął mło­dzie­niec do Wład­cy Świa­tła. 

To jest jakiś zły sen. Nie, nie, zbyt re­al­ny, muszę pomóc. Ra­to­wać ich!

Po­tknął się, upadł twa­rzą do ziemi. Tylko kil­ka­na­ście kro­ków dzie­li­ło go od bli­skich. 

Nie mogę się pod­dać, nie teraz. 

Wstał, zmu­sił się do dal­sze­go biegu. Jesz­cze tylko kilka kro­ków i… Z mgły wy­le­cia­ły dwie kule. 

– Nie!

Will zawył z bólu. Łzy ci­snę­ły mu się do oczu. Przy­lgnął do trawy. Miał wra­że­nie jakby wszyst­ko inne znik­nę­ło. Przez mgłę, wi­dział wal­czą­cych o życie i sły­szał ich nie­wy­raź­ne krzy­ki. Kosz­mar, tylko to miał teraz w gło­wie. Bra­ko­wa­ło siły, by zro­bić co­kol­wiek, by się ze­mścić. Nie wróci już bli­skich. Leżał bez­rad­ny. Jesz­cze do końca nie wie­rzył, że to wy­da­rzy­ło się na­praw­dę. 

Wład­ca Świa­tła tym­cza­sem ob­ró­cił się kil­ku­krot­nie wokół wła­snej osi i wy­sta­wił rękę bez laski. Na­tych­miast wy­le­cia­ło z niej świa­tło, chwi­lo­wo po­wstrzy­ma­ło mgłę. Kilku miesz­kań­ców już pra­wie schro­ni­ło się za ple­ca­mi wy­baw­cy, lecz nagle z ciem­no­ści wy­le­cia­ły wstę­gi i po­wa­li­ły ich na zie­mię, ga­sząc żar życia. Po chwi­li z mgły wy­ło­nił się spraw­ca tra­ge­dii, był żywym od­bi­ciem Wład­cy Świa­tła, ale za­miast po­ma­rań­czo­we­go ka­mie­nia miał czar­ny. Ode­zwał się zło­śli­wym gło­sem:

– Kopę lat.

– Za­wsze mo­żesz wró­cić ze złej… – męż­czy­zna pró­bo­wał prze­ko­nać mor­der­cę do zmia­ny zda­nia, ale ten mu bez­ce­re­mo­nial­nie prze­rwał:

– Dobry żart, pró­bu­jesz mnie prze­ko­nać ta­ki­mi gad­ka­mi? Ścią­gną­łem cię tutaj, aby się ze­mścić. Mu­sisz przy­znać, że mój plan był ge­nial­ny.

Wład­ca Świa­tła pod­niósł laskę i wy­strze­lił kulę w stro­nę prze­ciw­ni­ka. Wróg mo­men­tal­nie wy­sta­wił rękę, mgła spły­nę­ła w stro­nę czar­ne­go ka­mie­nia, a ten za­czął ży­wiej świe­cić. Spa­ro­wał atak, wy­strze­li­wu­jąc czar­ny po­cisk. Wład­ca Świa­tła na­ry­so­wał w po­wie­trzu kształt mie­cza.

Przed nim po­ja­wi­ło się dwóch wo­jow­ni­ków. Ru­szy­li w ciem­no­ści. Czar­ne pio­ru­ny ude­rzy­ły w ich tar­cze. Zwol­ni­li, ale nadal byli go­to­wi do walki. Z czar­ne­go ka­mie­nia wy­le­ciał cień be­stii. Ry­ce­rze cof­nę­li się, pod­nie­śli mie­cze do góry i jed­no­cze­śnie za­ata­ko­wa­li.

Nie tra­fi­li. Po­twór wy­ko­rzy­stał oka­zję, ude­rzył łap­ska­mi, prze­wró­cił prze­ciw­ni­ków. Kłami do­koń­czył dzie­ła. Skie­ro­wał wzrok na Wład­cę Świa­tła, lecz wów­czas w po­wie­trzu po­wsta­ła świe­tli­sta strza­ła. Wbiła się w po­two­ra, po czym wy­le­cia­ła z dru­giej stro­ny. Pę­dzi­ła w stro­nę ciem­no­ści. Wróg w ostat­niej chwi­li na­kre­ślił znak i wy­su­nął dłoń. Czar­na tar­cza za­trzy­ma­ła grot. 

Przez ko­lej­nych kilka minut męż­czyź­ni ry­so­wa­li w po­wie­trzu okrę­gi, po­trzą­sa­li la­ska­mi, co­fa­li się, to znów pod­cho­dzi­li do przo­du. W pew­nym mo­men­cie Wład­ca Świa­tła stwo­rzył ba­rie­rę chro­nią­cą przed kulą. Jed­nak wtedy wróg ude­rzył w zie­mię. Po pod­ło­żu prze­le­cia­ły czar­ne pio­ru­ny i po­wa­li­ły męż­czy­znę.

– Spo­dzie­wa­łem się po tobie wię­cej. Kie­dyś byłeś sil­niej­szy, teraz zmię­kłeś – po­wie­dział Wład­ca Ciem­no­ści, jed­no­cze­śnie kie­ru­jąc czar­ny krysz­tał w stro­nę prze­ciw­ni­ka.

Nie zdą­żył jed­nak zro­bić nic wię­cej, gdyż po jego ciele prze­szedł prąd. Will zo­ba­czył, że Wład­ca Ciem­no­ści od­wró­cił się w stro­nę, skąd zo­stał za­ata­ko­wa­ny i zo­ba­czył zbli­ża­ją­ce­go się Ham­e­ra, który w jed­nej ręce trzy­mał miecz, po któ­rym prze­ska­ki­wa­ły pio­ru­ny, a z dru­giej strze­lał bły­ska­wi­ca­mi we wroga. Zanim jed­nak zdą­żył prze­biec kilka kro­ków, czar­na ener­gia zła­pa­ła go i rzu­ci­ła pod drze­wo.

Wład­ca Ciem­no­ści znów spoj­rzał w stro­nę swo­je­go głów­ne­go wroga. Wów­czas prze­ra­ził się. Do­strzegł, jak ten roz­bił swój krysz­tał w po­wie­trzu. Po­ja­wi­ła się wiel­ka wi­ru­ją­ca kula ener­gii. Czar­ne po­ci­ski pró­bo­wa­ły ją znisz­czyć, lecz nie dały rady. Męż­czy­zna chciał uciec, ale po­ma­rań­czo­we pio­ru­ny wy­le­cia­ły ze środ­ka kuli i przy­ci­snę­ły go do ziemi. W pew­nym mo­men­cie cała ener­gia wnik­nę­ła w ciało mor­der­cy. Chwi­lę póź­niej padł mar­twy. Czar­na mgła roz­pły­nę­ła się w po­wie­trzu. 

 

***

 

Will pod­szedł do Wład­cy Świa­tła, który wpa­try­wał się w zwę­glo­ne ciało wroga.

– Czy mógł­byś zwró­cić mi moich bli­skich? – za­py­tał z na­dzie­ją w gło­sie.

Mu­siał po­cze­kać dość długo, zanim otrzy­mał od­po­wiedź:

– Nigdy nie otrzy­ma­łem wła­dzy nad śmier­cią, to nie było moje za­da­nie. Ja mia­łem tylko chro­nić tę kra­inę. Teraz stra­ci­łem więk­szość mocy, mój krysz­tał prze­padł.

– A ten czar­ny? – zadał ko­lej­ne py­ta­nie, wska­zu­jąc na prze­pa­lo­ną laskę, do któ­rej przy­mo­co­wa­ny był ka­mień ciem­no­ści.

Wład­ca Świa­tła pod­szedł do przed­mio­tu, na­ło­żył na prawą dłoń dziw­nie wy­glą­da­ją­cą rę­ka­wi­cę, pod­niósł krysz­tał i rzekł:

– Jutro zniszczę to plu­ga­stwo, które za­ćmie­wa umy­sły. Nie waż się go tykać, bo sta­niesz się jak on – tu wska­zał na zwę­glo­ne ciało – po­two­rem bez serca.

Mło­dzie­niec za­smu­cił się, ale nawet nie po­my­ślał, by nie po­słu­chać. Gdy od­cho­dził ze spusz­czo­ną głową, jego wzrok padł na drze­wo, przy któ­rym jesz­cze nie­daw­no leżał Hamer. Nie było go tam. Wtem za swoim ple­ca­mi usły­szał zna­jo­my głos:

– Witaj, chłop­cze.

Will ob­ró­cił się i do­strzegł czło­wie­ka, który prze­pro­wa­dził go nie­daw­no przez tę trud­ną drogę.

– Nie udało mi się. Za­wio­dłem. Mo­głem iść szyb­ciej – po­wie­dział mło­dzie­niec przy­tłu­mio­nym gło­sem.

– Nie ob­wi­niaj sie­bie o to. Oni wy­bra­li. Ty pró­bo­wa­łeś, sta­ra­łeś się. Prze­szło­ści i tak nie zmie­nisz, ale mo­żesz zmie­nić przy­szłość. Mam dla cie­bie pro­po­zy­cję – zwrócił się Hamer do chłopca. 

– Mój były uczeń z pew­no­ścią ci po­mo­że – po­wie­dział Wład­ca Świa­tła. – Wy­ro­słeś na czło­wie­ka, Hamer, na wiel­kie­go czło­wie­ka. 

Męż­czy­zna sły­sząc to, lekko się uśmiech­nął i skło­nił głowę.

– Teraz ty bę­dziesz na­uczy­cie­lem, Hamer – dodał Wład­ca Świa­tła, wska­zu­jąc na mło­dzień­ca.

Will przy­po­mniał sobie o danej obiet­ni­cy. 

 

***

 

– Nie, już nigdy nie po­zy­ska­my tak wiel­kiej mocy, jak w krysz­ta­le świa­tła, ale mo­że­my nadal po­ma­gać lu­dziom. Gdy przy­bę­dzie­my na miej­sce, do­sta­niesz mały, czer­wo­ny ka­mień. Na­uczysz się ko­rzy­stać z ognia, by po­ma­gać lu­dziom – mówił Hamer.

Will, sły­sząc to, uśmiech­nął się przez łzy. Bar­dzo tę­sk­nił za ro­dzi­ną. Chciał zmie­nić świat na lep­sze, a wie­dział, że już wkrót­ce bę­dzie miał taką moż­li­wość.

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Młody pisarzu!

Po pierwsze, tekst czytało się całkiem sprawie i chyba nie ma on większych usterek, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi.

Po drugie, według mnie momentami niepotrzebnie wdajesz się w dygresje (spostrzeżenia dotyczące chmur, nawiasem mówiąc całkiem ciekawe) i opisujesz szczegółowo zdarzenia mało istotne dla fabuły (walka z garbaszami (całkiem fajna nazwa)). Takie zabiegi sztucznie rozciągają tekst i nużą.

Po trzecie, choć masz ciekawe pomysły (wielki orzeł, czarna mgła, czy też pomoc za zostanie uczniem), to sama historia okazuje się bardzo prosta i sprowadza się do konfliktu dwóch magów, przy czym o samych magach wiemy niewiele i konflikt ten, przynajmniej we mnie, nie wzbudził większych emocji. Boli troszkę również, że główny bohater później zostaje sprowadzony wyłącznie do roli obserwatora.

– Mogę? Hmmm, tak… Ale chcę czegoś w zamian. Pójdę walczyć z mgłą, lecz ty zostaniesz uczniem osoby, którą ci wskażę. Nie odejdziesz, dopóki ci nie pozwolę. 

Will był bardzo przejęty. Nauka u Władcy Światła?

Zdaje mi się, że z wypowiedzi maga nie wynika, że będzie to nauka u Władcy Światła, to może być ktokolwiek.

Jeśli dotarłby szybko Władcy Światła, może udałoby się uratować wioskę.

Zgubiłeś „do” przed Władcą.

Po kilku godzinach podróży dotarł do przepaści.

Zdaje mi się, że „nad” przepaść. „Do” przepaści raczej się wpada.

Władca Światła podszedł do przedmiotu, nałożył na prawą dłoń dziwnie wyglądającą rękawicę, podniósł kryształ i rzekł:

– Jutro spalę to plugastwo, które zaćmiewa umysły.

Czy on chce spalić kryształ?

 

Cóż, tyle ode mnie. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Atreju. 

Niezmiernie mi miło, że zdecydowałeś się przeczytać mój tekst i napisać opinię. Naniosłem poprawki. Dziękuję również za wytknięcie potknięć fabularnych, staram się, aby w kolejnych tekstach było ich coraz mniej, a żeby historia wciągała. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Miś przeczytał. 

Cześć, Misiu. 

Miło mi, że przeczytałeś. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Ważne, żeby się nie poddawać i pisać dalej, a wydaje mi się, że masz potencjał, by napisać coś fajnego. Ja męczyłem się kilka lat, nim stworzyłem coś, co przypadło innym do gustu.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Jak na wprawkę jest to ciekawe i nieźle napisane.

 

Mam kilka uwag:

 

– Amerykańskie imiona jakoś mi tu nie grają, tak samo użycie godzin jako miary czasu przez człowieka ze wsi

– Brakuje mi jakiegoś monologu wewnętrznego, emocji bohatera, który opuszcza znane miejsce, bez broni, by stawić czoła złym siłom – już w podróży. Wcześniej denerwuje się, zaciska pięści, itp., gdy matka go nie słucha.

– Protagonista i antagonista nie mają imion, historii ani osobowości. W klimacie baśniowym to by się broniło, ale tutaj nie do końca.

– Hammer raz ma jedno m, raz dwa.

– Często używasz zdań współrzędnych przedzielonych przecinkiem albo serii zdań prostych. Przez to narracji nieraz brakuje płynności. 

Wiedział, że musi odpocząć, wyruszył rano, teraz się ściemniało.

Ja bym dał np. “Wiedział, że musi odpocząć, bo wyruszył rano, a teraz już się ściemniało”

 

– Otwarcie mogłoby być lepsze, np. przylot na orle, dopiero potem mina jeźdźca.

– Dialogi wymagają szlifu, czasem są lepsze, czasem gorsze, ale np. ten jest, bez obrazy, strasznie drewniany – pytania od “co”, nie ma powitania, potem brak reakcji na przekazaną informację, także ładny byłby jakiś element gwary, jakieś paaanie dzieju:

Stanley, przywódca wioski, wysunął się przed tłum i zapytał:

– Co się stało?

– Czarna mgła nadchodzi – odparł przybysz. 

– Co to jest?

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć, GreasySmooth.

Dziękuję za komentarz i opinię. Cieszę się, że uznałeś pomysł za ciekawy. Zaraz poprawię wstęp i błąd z imieniem.

Tak, muszę pamiętać, by nie używać minut i godzin w opowiadaniach z klimatem średniowiecznym. Stworzenie ciekawej podróży i wzbudzenie odpowiednich emocji było dla mnie dużym wyzwaniem, nie do końca wyszło tak jak chciałem. Dobrze, że zwróciłeś na to uwagę, postaram się jeszcze bardziej dopracowywać ten element w kolejnych tekstach.

Antagonista potrzebuje charakteru, niby oczywiste, ale tu się do tego nie zastosowałem. Zanotowane. 

Co do rytmu zdań, mam wrażenie, że brakuje mi doświadczenia. Dobrze wskazany przykład, teraz bardziej rozumiem o co chodzi. 

Żeby pisać lepsze dialogi, muszę się wczuć w postać, mamz tym czasem lekki problem. Postaram się, żeby w przyszłości nie były tak drewniane. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Przeczytałam tekst i podobał mi się. Przestałam zwracać uwagę na ewentualne błędy, bo zainteresowała mnie fabuła. Jedyne, co mogę wskazać to szybka akcja. Zbyt szybka chwilami.

– Nazywam się Hamer. Później podziękujesz, teraz musimy się stąd wynieść. Zabiorę cię do jaskini…

– Nie mam czasu – odparł młodzieniec.

– Jak to?

– Idę do Władcy Światła – wskazał palcem pobliskie góry i kontynuował – z północy nadchodzi czarna mgła, nie mogę zostawić wioski w potrzebie.

Hamer nie pytał już o nic więcej:

– Chodź, zaprowadzę cię – powiedział stanowczo, jednocześnie ruszając w stronę wzniesienia.

Jeśli czarna mgła była taka złowroga to może Hamer powinien coś poczuć, powiedzieć, itp?

Np: Hamer pobladł i spojrzał na młodzieńca z niedowierzaniem – Czarna Mgła? Jesteś pewien? – zapytał…

To raczej nie było codzienne wydarzenie, więc jakaś reakcja powinna nastąpić. Poza kilkoma podobnymi brakami tekst mi się podobał.

Cześć, M.G.Zanadra.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że zainteresowała cię fabuła. Wymienioną przez ciebie sytuację poprawiłem.

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody Pisarzu, najwyraźniej masz już jedną umiejętność o szczególnym znaczeniu dla autorów -potrafisz przykuć uwagę pewnej grupy czytelników. To jest cenne i dobrze rokuje na przyszłość.

Natomiast teraz pozwolę sobie na uwagi krytyczne, które mają na celu pozwolić ci na poprawienie tego tekstu. Bo pod kilkoma względami poprawa dobrze by mu zrobiła.

Skupię się tutaj na jednym konkretnym aspekcie, czyli na sposobie zawiązania akcji w połączeniu z motywacjami postaci. Czemu? Bo stylistycznie jest IMHO dość przezroczyście, bez fajerwerków językowej oryginalności, ale jak najbardziej ”czytalnie” – ta przezroczystość to nie zarzut, to stwierdzenie faktu. Łapankę ewentualnych błędów inni z kolei zrobią ci lepiej ode mnie. Pozwól mi się więc skupić na fabule.

Posługujesz się motywami o dość klasycznym charakterze, mocno w fantastyce ogranymi (światło versus ciemność, potężni magowie itd.) i robisz to klasycznie, ale mając pewne własne pomysły na innowacje – ta mgła rodem z horroru jest całkiem fajnym pomysłem. To, że ostatecznie wszystko sprowadza się nie do istot o boskiej mocy, tylko do pojedynku dwóch potężnych magów, jest też niezłym rozwiązaniem. Tekst ciągle jest mocno przewidywalną fantasy z zestawem znanych motywów, ale ma pewne motywy własne, twoje, co, że powtórzę, nieźle wróży na przyszłość.

Co kuleje, moim zdaniem, to zawiązanie konfliktu – a więc sprawa kluczowa, bo na niej wisi cała fabuła, dalsze losy bohatera itd.

Nie przekonuje mnie decyzja mieszkańców wioski o rezygnacji z ucieczki. Ta decyzja ci jest potrzebna, ale mam wrażenie, że za słabo ją uzasadniasz. Ludzie mają potężny instynkt samozachowawczy, a ci tutaj działają wyraźnie wbrew niemu. Nie mówię, żebyś rezygnował z tego motywu, ale może warto byłoby go uzasadnić jakoś mocniej: jakiegoś rodzaju religijną motywacją, niewiarą w zagrożenie, rodzajem desperackiego poczucia, że i tak jest za późno i lepiej umrzeć w domu… Jakkolwiek, byle trochę mocniej. Bo w obecnej sytuacji ja mam niestety wrażenie, że głównym uzasadnieniem jest “bo autorowi to potrzebne, żeby popchnąć bohatera na wybraną drogę”.

Będę śledzić twoje dalsze próby pisarskie.

ninedin.home.blog

Cześć, ninedin

Dziękuję za przeczytanie i konstruktywny komentarz. Faktycznie, ten tekst zainteresował więcej osób niż zazwyczaj. Jest lepszy od moich pozostały głównie dzięki ANDO. Pomogła mi go ulepszyć i dała wiele wskazówek na przyszłość.

Poprawiłem wypowiedź starszyzny, czy teraz jest lepiej? Chciałem w tym opowiadaniu pokazać do czego prowadzi bierność i poddawanie się, ale chyba nie do końca wyszło. 

Zdaję sobie sprawę, że stylistycznie fajerwerków nie ma. Niedawno zacząłem się uczyć pisania. Do tego potrzebne jest doświadczenie, ale dzięki za wytknięcie tego. Na tej stronie wszyscy są szczerzy, a jak od niektórych się zbierze pochwałę za choćby jeden element to jest to wielka nagroda. 

Cieszę się, że będziesz śledzić moje losy. :) Każdy komentarz jest mi na wagę złota. Mam coraz więcej pomysłów, ale trochę je psuje fabułą. Czarna mgła miała ogromny potencjał, lecz go do końca nie wykorzystałem. Mimo wszystko jestem zadowolony z tego tekstu, każde kolejne opowiadanie pcha mnie do przodu. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Mimo wszystko jestem zadowolony z tego tekstu,

 

 

No i dobrze, bo tekst ma potencjał, a jak czujesz, że robisz postępy (a czytelnicy piszący, że wciągnęło, to potwierdzają) to jesteś na dobrej drodze. Przy pisaniu jedną z najskuteczniejszych metod rozwoju i poprawiania się jest samo pisanie, więc pisz, a ludzie będą czytać i radzić :)

ninedin.home.blog

– Już za późno na ucieczkę, zagrożenie jest zbyt blisko. Możemy umrzeć w domu, wśród rodziny, to lepsze niż śmierć w biegu, w nieznanym miejscu. Żegnajcie przyjaciele, chciałbym (PLUS PRZECIEK) aby było inne wyjście, lecz niestety nie ma.

Dałabym: w domach, wśród rodzin.

 

No, parę słów, a różnica zauważalna :) Faktycznie jest lepiej, choć przydałoby się mocniej pokazać rezygnację poszczególnych mieszkańców, bo ludzie pewnie liczyli na to, że starszyzna jednak coś wymyśli i takie zaakceptowanie tego, co powiedział przywódca, pewnie trochę by im zajęło. IMO nie od razu by się z nią pogodzili.

Czytało się naprawdę dobrze. Historia niby klasyczna, ale ze sporym wkładem własnym :) Mnie się bardzo podobała scena z chmurami, bo wiele mówi o bohaterze. Taki marzyciel :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irka_Luz.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Poprawiłem literówkę. Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło ci do gustu. Faktycznie, decyzja mogła być bardziej kwestionowana.

Nie wykorzystałem w pełni potencjału sceny z chmurami, ale mimo wszystko udało się tym chyba ukazać osobowość bohatera z czego jestem zadowolony. 

Mam nadzieję, że z czasem będzie tylko lepiej, każdy komentarz bardzo mi pomaga w rozwoju.

Pozdrawiam. 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć, Młody Pisarzu!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Udało mu się cicho wkraść do domu.

Dlaczego on się wkrada do domu? Dlaczego ojciec nie pozwolił mu wejść, tylko zatrzasnął drzwi przed nosem?

Co jakiś czas spoglądał na cel wędrówki. To dodawało mu sił. Góry rosły w oczach.

Szedł przez gęsty las, więc raczej nie widział przed sobą niczego oprócz lasu ;)

Will zebrał opał, znalazł odpowiednie kamienie i po kilkunastu próbach rozpalił ognisko. Następnie dołożył do niego drwa, by starczyło na kilka godzin snu.

Tu taka uwaga – lepiej imo byłoby powiedzieć, że zabrał krzesiwo z chaty, podobnie jak jakiś koc, czy coś innego do ochrony przed chłodem. W górach, nawet latem, w nocy bywa bardzo zimno. Do tego ot tak znalazł wszystko czego potrzebował – lepiej gdyby był przygotowany.

Krajobraz wyglądał niesamowicie,

dla każdego “niesamowicie” znaczy coś innego. Nie mów – pokaż.

skaliste zbocza porastały pnącza

to dość osobliwe i jeśli jest częścią kreacji świata, to spoko.

a z ziemi wyrastały piękne kwiaty.

chyba wiem jakie ;) Napisz, że to krokusy – każdy wtedy uwierzy, że były piękne ;)

(to żarcik oczywiście) ;)

Liczył, że dostrzeże tam jakąś drogę ucieczki. Jednak nie zdążył się nawet dokładniej przyjrzeć. Usłyszał biegnącego wilka kilka kroków za sobą. Instynktownie zrobił unik. Przeciwnik skoczył, ale nie spodziewał się tego ruchu i spadł.

W przedmowie pisałeś o walkach – o tej mogę powiedzieć, że poszło za łatwo. Czy górskie zwierzę skoczyłoby na ofiarę, jeśli mogłoby spaść? Bo gdyby chłopak nie uskoczył, to spadliby zapewne razem.

Na szczęście Will złapał się kilku wystających kamieni i zawisł nad ziemią. Materiał nie utrzymał stwora, rozerwał się.

Taka scena z filmów akcji. Raczej by się nie utrzymał, a jeszcze dostałby szarpnięcie za rozrywane ubrania. To nierealne.

gdy nagle usłyszał jakieś inne kroki i szamotaninę na górze. Ku jego zaskoczeniu, nad sobą zobaczył nie krwiożerczy pysk, a ludzką rękę. Chwilę później usłyszał spokojny głos:

powtórka

Dowódca stada w popłochu uciekł. 

Czekaj, czekaj. Było ich pięć, pierwszy zginął od cięcia, drugi i trzeci zostały spiorunowane, czwarty nadział się na miecz i piąty znów dostał piorunem. Nie miał kto uciekać.

jego oczom ukazał się przepiękny widok.

Znów zamiast mówić “przepiękny widok”, użyj zasady Show, don’t tell. Opisz reakcję chłopca, niech dech uwięźnie mu w piersi, a oczy otworzą się szeroko jak nigdy. Wtedy Ci uwierzę.

nacisnął na klamkę

nacisnął klamkę

Władca Światła gwałtownie się poderwał i o.

i o?

Zobaczył swoją wioskę, a nad nią… Nie mógł w to uwierzyć, czyżby przyszedł za późno? Mgła, czarna jak smoła, pożerała budynki i niszczyła życie.

Mgła nad wioską, czyli opadała z nieba na wioskę? No i pożerała budynki i niszczyła życie. Z pożeraniem budynków jeszcze w miarę spoko, ale co znaczy, że niszczyła życie? Jak i jak Will to stwierdził?

Czarne pociski i pioruny próbowały ją zniszczyć, lecz nie dały rady. Mężczyzna chciał uciec, ale pomarańczowe pioruny wyleciały ze środka kuli

powtórka. Wiem, jak trudno jest tego nie robić w walce, ale jednak lepiej żeby to się nie zdarzało.

– Witaj(+,) chłopcze.

przecinek

– Nie obwiniaj siebie o to. Oni wybrali. Ty próbowałeś, starałeś się. Przeszłości i tak nie zmienisz, ale możesz zmienić przyszłość. Mam dla ciebie propozycję.

– Mój były uczeń z pewnością ci pomoże – powiedział Władca Światła(+.) – Wyrosłeś na wielkiego człowieka(+,) Hamer, na wielkiego człowieka. 

Pierwsza wypowiedź to Hamer, mówiący do Willa. Druga wypowiedź to Władca Światła, który również mówi do Willa, ale potem nagle zwraca się do Hamera. Pogubiłem się. Może warto zaznaczyć, że później zwrócił się do wojownika.

 

Nie wypisałem wszystkich błędów. W oczy rzuciło mi się jeszcze kilka powtórek – czasami to są powtórki typu. “Dopowiedział” i “odpowiedział” – bardzo podobnie brzmiące wyrazy. Z drugiej strony – to nie jest źle napisany tekst. Wymaga jeszcze pracy, ale widać światełko w tunelu.

Co do samego tekstu, to jeszcze kilka rzeczy, na które muszę pomarudzić. Kim jest nieznajomy i starzec z pierwszej sceny?

Bierność ludności wioski jest… trochę niewiarygodna. Rozumiem, że była starszyzna i jak starszyzna każe to tak ma być, ale w grę wchodzi życie. Ludzie raczej nie godzą się na śmierć w ten sposób, tym bardziej ludzie prości, a to zdaje się wioskowe chłopy.

Sceny dialogów wyglądają jak żywcem wyciągnięte z jakiejś gry RPG. W ogóle mam wrażenie, że mocno inspirowałeś się grami – to czuć w tym jak pokazujesz poszczególne sceny.

Trafiłeś na miłośnika gór i tu muszę stwierdzić, że na opisach tychże może nie poległeś, ale potraktowałeś je dość pobieżnie. A skoro rzecz dzieje się w górach, to ja chcę je poczuć – to nie jest łatwe zadanie, wiem, ale takiego trafiłeś czytelnika ;)

Ogólnie pomysł na fantasy klasyczny – młody chłopak chce ratować rodzinę, udaje się na wędrówkę, ostatecznie zostaje uczniem mistrza. Po drodze jednak stracił rodzinę – trochę mu nie poszło – to lekko przełamuje schemat (choć to też nie nowość), ale też odcina bohatera od przeszłości i ułatwia podjęcie wyzwania. Aż mnie zdziwiło stwierdzenie:

Will przypomniał sobie o danej obietnicy. Nie miał wyboru.

Po walce byłem przekonany, że wręcz się ucieszy, że będzie miał dokąd iść i jak bronić świata przed tym, co pochłonęło jego rodzinę.

 

Podsumowując: masz przed sobą sporo pracy, ale nie zrażaj się, bo takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień. Działaj, ale też wyciągaj wnioski, a z pewnością każdy kolejny tekst będzie coraz lepszy. Jeśli coś z powyższych uwag jest dla Ciebie niejasne, to pytaj – będę starał się wyjaśnić o co mi chodzi.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokus

Oczywiście, że krokusy to najpiękniejsze kwiaty na świecie, już zmieniam :P

Bardzo dziękuję za przeczytanie i łapankę. Poprawiłem wszystko, co nie wymagało przepisania całej historii od nowa ;) Co do decyzji mieszkańców, chyba potraktowałem ją zbyt pobieżnie. To mogło się wydarzyć, ale trzeba było to bardziej uzasadnić. Nie wiem do końca jak :( 

Co do gier, to śmieszne, ale nie skończyłem żadnej gry RPG. Może łącznie z sześć godzin mam w nich doświadczenia. Wydaje mi się, że takich wniosek można wyciągnąć głównie dlatego, że nie mam wyrobionego warsztatu. 

Co do samego tekstu, to jeszcze kilka rzeczy, na które muszę pomarudzić. Kim jest nieznajomy i starzec z pierwszej sceny?

Ludźmi, którzy muszą być, bo historia by się nie zdarzyła… Trochę to słabo zrobiłem, ale cóż :( Musiał im ktoś przynieść wieść i po coś musiał przylecieć, nie miałem pomysłu na inne uzasadnienie przedwczesnej informacji o czarnej mgle. 

Jedno wiem na pewno, muszę częściej publikować opowiadania w piątek. ;P 

Miłego wieczoru i smacznej kawusi! 

Pozdrawiam cię bardzo serdecznie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Pamiętam, kiedyś czytałem historie, gdzieś z tysiąc stron. Pies niejednokrotnie ratował życie nowemu panu. Na zwierzaku ciążyła straszna przyszłość, szukał zabójcy swojego starego panu i wyobraź sobie, co się stało na ostatniej stronie książki. Zginął dźgnięty nożem, to wywarło na mnie tym większe wrażenie, że miałem nie więcej niż dziesięć lat. Do tej pory pamiętam tą scenę. Już nigdy nie wypadnie z pamięci… 

Obstawiam, że przeżyłeś kiedyś coś podobnego.

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Szczerze mówiąc reakcje na wieść o niechybnej śmierci wydają mi się mało wiarygodne

Cześć, EvilMorty

Rozumiem, następnym razem postaram się bardziej uzasadnić decyzje. 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Co do gier, to śmieszne, ale nie skończyłem żadnej gry RPG. Może łącznie z sześć godzin mam w nich doświadczenia. Wydaje mi się, że takich wniosek można wyciągnąć głównie dlatego, że nie mam wyrobionego warsztatu. 

Bardzo możliwe. Możliwe też, że to moje porównania do czegoś, co wydało mi się znajome (choć wielkim graczem też nie jestem). 

Jedno wiem na pewno, muszę częściej publikować opowiadania w piątek. ;P 

Bardzo mi miło, zapraszam, ale nie przesadzaj z długością tekstów ;)

Obstawiam, że przeżyłeś kiedyś coś podobnego.

Trochę tak – jak miałem ok. 10 lat, to czytałem “O psie, który jeździł koleją” nałogowo. Myślę, że mogłem dojść do kilkunastu czytań pod rząd, przy każdym zalewając się łzami na koniec. A do tego jestem wielbicielem psów i szczęśliwym przyjacielem jednego futrzaka :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytane i uważam to za taki miszmasz. Niby góry, niby podjęcie nauki, niby śmierć bliskich. Poświęcenie, które nie przyniosło efektów. Odnoszę wrażenie, że główny bohater wolałby zginąć nie podejmując się wcześniejszej wędrówki. To opowiadanie trochę kojarzy mi się z Wiedźminem ze względu na temat wędrówki i mentoringu.

Cześć, AmyBlack. 

Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz. Nie czytałem Wiedźmina, ale rozumiem o co chodzi. Niestety jeszcze dużo pracy przede mną. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Popieram, też miałem skojarzenia z Wiedźminem.

Cześć, Tom_11.

Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Prosta historia, pokazana z punktu widzenia kogoś, kto niewiele z niej kuma. W rezultacie i ja odchodzę bez zrozumienia tego świata. O co pokłócili się biały i czarny mag? Skąd wzięły się te GMO wilki? Bo może to pieski podwórzowe białego, który nie jest taki dobry i wspaniały, jak wygląda na pierwszy rzut oka?

Jak na beznadziejną sytuację, to młodemu poszło zbyt łatwo.

po kilkunastu próbach rozpalił ognisko. Następnie dołożył do niego drwa, by starczyło na kilka godzin snu.

Coś takiego jest możliwe? Drewno pali się dość szybko, może pnie drzew wystarczyłyby na kilka godzin. Ale chyba większe jest ryzyko, że chłopak wywoła w ten sposób pożar lasu, niż że prześpi w ciepełku całą noc.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finkla

Miło mi, że zajrzałaś pod moje stare opowiadanie. Dzisiaj widzę tu ogrom błędów fabularnych. Jak chociażby mały wpływ głównego bohatera na rozwój akcji. Zresztą, długo by wymieniać. 

Cieszę się, że dotrwałaś do końca. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nowa Fantastyka