- Opowiadanie: vonNogay - Nocny gość

Nocny gość

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Nocny gość

 

Mnie, proszę pani, już nie ma, ja to już jestem martwa. To znaczy niby żyję, to ciało jakoś żyje – oddycha i trawi. Ale dusza… dusza już nie. We mnie, tam w środku, nic już nie ma. Może tylko żal został, że tak się to wszystko skończyło. A miałam marzenia, takie proste, zwyczajne, matczyne. Chciałam zobaczyć ślub mojego Kostuszki. Wie pani, że on miał dziewczynę? Taką drobną, ładną, chyba z Pskowa. Raz pokazał mi nawet zdjęcie. Jeździł do niej co piątek, po szkole. Przybiegał do domu, rzucał w kąt plecak i brał ode mnie pieniądze – na bilet, na kwiaty, czekoladki. Niechętnie mu dawałam, bo jak zostałam sama, to się u nas nie przelewało. Ale on był taki radosny. Ciągle o niej opowiadał, jaka jest śliczna, jakie ma usteczka słodkie i oczy takie chabrowe. „Mamusiu, gdybyś ty moją Tańkę zobaczyła!” No to mu dawałam. Wtedy, przez tę chwilę, był chyba szczęśliwy. Po raz pierwszy od śmierci Żeńki. Jakoś tak odżył, pojaśniał, znowu zachłysnął się życiem, wiosną. A teraz i jego nie ma i mnie też już nie ma.

Jak Żenia umarł rok temu, w maju, na tego chińskiego wirusa, to ja przysięgłam sobie, że się nie poddam, że wytrzymam, że zniosę to wszystko. Dla Kostuszki. Bo tylko on mi został, on jeden. Ale Żenię też kochałam. Dobry był z niego mąż, spokojny, wrażliwy. Mało pił, może trochę, najwięcej na dziewiątego maja. A w tego wirusa to on w ogóle nie wierzył. Mówił, że to brednie, że grube ryby chcą po prostu zarobić na mużykach. Śmiał się z maseczek, rękawiczek, z tych całych sputników i dystansów. A potem zachorował. Ciężko to przechodził i w końcu wzięli go do szpitala. Po tygodniu wydawało się, że już idzie ku lepszemu, że wyzdrowieje. Jak dzwoniłam, to nawet mówił normalnie, w ogóle go nie dusiło. Leżał tylko podłączony do urządzeń i ciągle rozprawiał o polityce – o Ukrainie, o faszystach z Azowa, o ostrzeliwanym Doniecku. Lekarz twierdził, że koło dwudziestego go wypiszą. Ale Żenia, mój biedny Żenia, w sobotę majową, piętnastego, pamiętam, że akurat był ładny dzień i bzy tak pięknie pachniały, na chwilę odłączył te wszystkie przewody i poszedł za potrzebą. Sam. I tam go znaleźli.

Przyjęłam to z dziwnym spokojem. Nawet na pogrzebie nie płakałam. Myślałam, że tak już na świecie jest – dziś żyjesz, a jutro chłód mogiły. Chodziłam normalnie do pracy, nadgodziny wyrabiałam. To pomagało, ten rytm, huk kombinatu zagłuszał jego głos. Bo w ciszy ciągle Żeńkę słyszałam.

Potem, w październiku, Kostję wzięli do wojska. Przyszedł list, że się ma stawić, że ćwiczenia, że obowiązek. Co było robić? Spakował parę rzeczy i poszedł na dworzec. Z początku się nie bałam, a nawet trochę cieszyłam. W końcu to tylko poligon. Zabiorą, ostrzygą, musztrować zaczną. Wróci. Ja wiem, jak to w naszej armii jest, że tam mafie i urków pełno. Ale z drugiej strony, co to za mężczyzna, co swojego nie odsłużył, co w kość nie dostał, potu i kurzu się nie nałykał? Jakiś miesiąc później zadzwonił i powiedział, że podpisał kontrakt i że trochę na tym poligonie jeszcze posiedzi. Mój Boże, pomyślałam, mój Kostja żołnierzem. On był zawsze taki delikatny, dziewczęcy taki. A teraz tam, w tej armii?

W lutym coś się zaczęło dziać. W telewizji mówili o jakiejś operacji, o denazyfikacji Kijowa. Trochę się przestraszyłam, bo Kostuszka przecież w wojsku. W kwietniu wyszło, że nasi jakieś zaczystki robili, ludzi mordowali. Nie wierzyłam w to nic a nic. No bo jak w takie rzeczy wierzyć? Sołowiew zresztą mówił, że to wszystko propaganda, a ta cała Bucza to robota Anglików. Ot gady, myślałam wtedy. Ależ byłam głupia, naiwna. Proszę pani, ja im naprawdę ufałam, tym wszystkim ministrom, żurnalistom, kłamcom, mordercom. Ale wszyscy ufali, wszyscy.

Pani nietutejsza, pani nie wie, jak tu jest. W telewizji to ciągle tylko o polityce, gazie, ropie, jakichś rurociągach. I o tej wojnie. Bo wojnę to oni kochają, Matuszka Rosja ją chyba kocha, ona kocha wysyłać na nią swoich synków. I te matki, te babki, które dzisiaj opłakują poległych, a jutro będą pytać napotkanych na ulicy młodzieńców, czy spełnili już swój obowiązek, czy walczyli, czy zabijali.

Przyszli w środę, dokładnie dwa tygodnie temu. Właśnie szykowałam się do pracy, na drugą zmianę. Krzątałam się po domu, smażyłam jajecznicę, czajnik gwizdał. Nagle dzwonek. Kto to może być o tej porze? Do mnie nikt już nie przychodzi, a listonosz w środy nie pracuje. Otworzyłam. Stało ich trzech, wysokich, w mundurach skrzących się od orderów. Nic nawet nie powiedzieli, ale ja wiedziałam, wszystko odgadłam. I tak na siebie patrzyliśmy z dobrą minutę. W końcu jakiś oficer, kapitan chyba, powiedział, że trumna jest na dole, w samochodzie. No a że jest mała i lekka, to jak chcę, to oni ją tu przyniosą i będę mogła się z synem pożegnać. Ale jak to mała? – spytałam, już niezbyt przytomnie. To musi być pomyłka, bo z syna jest wielki chłop. I mówię do jednego, co tam jest w tej cynkowej puszce? A on spuścił głowę i burknął, że nie wie, ale że coś na pewno, bo widział, jak wkładali. Resztę pamiętam jakby to był sen. Wnieśli pudło, położyli w salonie, wyszli. Patrzyłam na kreton sztandaru, na leżący na wieku medal i niebieski beret. I czułam, jakbym się w coś zapadała, leciała w dół, w ciemność.

Wie pani, że nocami w ogóle nie śpię, tylko chodzę po mieszkaniu? Chodzę, po własnym przecież domu, a jakbym się gdzieś błąkała. Staję co chwilę przy oknie, wyglądam. Patrzę na skwer, na ulicę pomarańczową od nocnych lamp i myślę, że może przyjdą, może ktoś tam się jednak pomylił? Ale przecież nie przyjdą. Ani Żenia nie przyjdzie, ani Kostja. On to w ogóle chodzić już pewnie nie może, to chyba ja będę musiała pójść do niego.

Pani mówi, że mogłabym iść? Tylko trzeba by odkręcić gaz? No to dobrze, dobrze. Tak, gaz. Ale jak już tam będę, to pani mnie zaprowadzi do Kosteczki i Żeńki? Pani kiwa głową, no to dobrze. Tylko jeszcze zdjęcia z szafki wezmę. Ten gaz taki dzisiaj drogi. Ot i kurki ciężko chodzą, mąż miał naprawić. Ale to już nieważne. Teraz już nic nie jest ważne.

 

Koniec

Komentarze

Cześć, VonNogay!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

 

Smutne opowiadanie o zwykłych ludziach – tych co siedzą trochę niżej w społecznej piramidzie, którzy chcą zwyczajnie żyć, ale ktoś wyżej ma na nich inny pomysł. Do tego przyprawione echem pandemii, co składa się na osobisty dramat szarego człowieka. Nie ma tu może nic oryginalnego, ale warto o takich rzeczach przypominać, tym bardziej w nienachalnym, zwięzłym szorcie.

Mam wątpliwości, czy w Rosji aż trzech oficerów przywozi trumnę żołnierza do matki. Wyszło trochę amerykańsko, ale tu brak mi wiedzy, żeby ocenić wiarygodność tej sceny.

Napisane bardzo sprawnie, nie potykałem się na niczym, informacje podawane pobieżnie, ale wystarczająco, za co na pewno plus.

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

To bardzo dobrze napisany, mocny tekst, ale jest to również bardzo zdecydowanie tekst realistyczny, nie fantastyczny. Szkoda, że go nie napisałeś jakiś czas temu i nie dałeś do antologii 24.02.2022, bo by tam znakomicie pasował, tam szła nie tylko fantastyka.

Czytając, nawet trochę się od pewnego momentu bałam, czy nie pojedziesz z fantastyką, która od pewnego momentu by nie pasowała, bo zbyt to prawdziwe, zbyt aktualne, zbyt przy całym bardzo udanym literacko wykonaniu dosłowne.

Jedyne, co mi zgrzytnęło, to sposób, w jaki doręczono urnę czy trumnę oraz to, że ją zostawiono matce.

Mam zagwozdkę z klikaniem, bo jakiś czas temu postanowiłam nie klikać i nie nominować piórkowo tekstów niefantastycznych i powinnam się tego trzymać, ale to jest dobre w sensie literackim…

http://altronapoleone.home.blog

Cześć,

 

szczerze mówiąc mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu. Z jednej strony tekst jest mocny, stara się walić pięścią prosto w brzuch. Ale w moim odczuciu trochę chybia celu. Wydaje mi się, że wciśnięcie dwóch światowych problemów i kilku lokalnych do jednego szorta to trochę za dużo. Prawdziwe ludzkie dramaty wyszły przez to nieco sztucznie. Odbiło się też na postaciach, które z alegorii całej Rosji, stały się zbiorem stereotypów (praca w kombinacie, koronasceptycy, dobry synek, którego biednego wzięli do woja…).

No i faktycznie, trzech oficerów z trumną syna to by nie przyszło… Ewentualnie jakąś powiestka od uczastkowego gdzie może ciało odebrać. A jeszcze prędzej smutny pan mówiący, że syna już nie zobaczy i żeby nie interesowała się tematem. No i jedno z końcowych zdań "Ten gaz taki dzisiaj drogi" zdecydowanie wyraża europocentryczne spojrzenie ;-)

Zmierzając do końca, w fajny sposób to poprowadziłeś, tylko chyba chciałeś powiedzieć za dużo naraz, przez co mocne przesłanie gdzieś ginie.

Czy ja dobrze rozumiem, że matka gada ze Śmiercią? Odkręcenie kurków gazu w kontekście wojny na Ukrainie brzmi dwuznacznie, ale te tutaj są stare, zacinają się, bo mąż nie zdążył naprawić. No, i kobieta ma nadzieję, że rozmówczyni zabierze ją do nieżyjących bliskich.

Podobnie jak przedpiśćcy mam wątpliwości, czy trumnę przywiozłoby trzech oficerów, na dodatek w mundurach i z orderami. Rosjanie ukrywają liczbę zabitych, ba nie odbierają ciał poległych. Choć w tym kontekście Twoja wyolbrzymiona scena brzmi mocno ironicznie i być może to był Twój zamiar. Może podobnie było i z gazem ;)

Smutne to, podoba mi się ludzkie spojrzenie i na tę drugą stronę.

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Gdybym miała podsumować tego szorta, to powiedziałabym, że wszystko dzieje się tu za szybko i tragedii jest za dużo. Wrzuciłeś pandemię, wojnę, kryzys gospodarczy i ludzką tragedię do jednego worka, prze co żaden z tych elementów nie wybrzmiał, bo tylko się po temacie prześliznąłeś. Takim tematom należy się szacunek, a to co zaprezentowałeś jest moim zdaniem powierzchowne. Cała fabuła brzmi jak zaczerpnięta z interentowych nagłówków i złożona w jedną historię.

Narracje jest monotonna, a bohaterka opowiada o śmierci syna i męża, jakby rozprawiała na targu o sąsiedzkich plotkach. We mnie wzbudza raczej irytację niż współczucie. To co mogę dobrego powiedzieć o tym tekście, to że technicznie jest w porządku.

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Cieszę się, że ktoś zadał sobie trud, tekst przeczytał i ocenił. Nadmienię tylko, że jest to opowiadanie pisania na konkurs (6000 znaków). Organizatorzy prosili, by prace nawiązywały i do wojny i do pandemii. 

 

PS Nigdzie nie napisałem, że oficerów było trzech ;).

PPS Niektórych poległych Rosjanie chowają z zaskakującą pompą (https://wiadomosci.onet.pl/swiat/tak-woronez-zegnal-rosyjskiego-spadochroniarza-zabitego-w-ukrainie/bsgexf5).

PS Nigdzie nie napisałem, że oficerów było trzech ;)

 

Stało ich trzech, wysokich, w mundurach skrzących się od orderów.

vonNogay chyba jednak napisałeś ;-)

Smutne. Szkoda, że szort, bo za dużo w nim wątków, przez co traci na wymowie. Ale ogólnie dobry, mocny. Spokojna rozmowa ze Śmiercią, kobiety, która straciła to, co było dla niej najważniejsze, robi wrażenie.

@krzkot1988 Ciekawa rzecz, bo nie tylko Ty w ten sposób zinterpretowałeś ten fragment. A przecież stoi tam, że, owszem, było trzech, ale „ich”. Nie sprecyzowałem wiec, czy byli to szeregowi, podoficerowie lub oficerowie. Być może to ordery nasunęły myśl, że w drzwiach stanęły wyższe szarże. Ale order może dostać choćby i kuchcik. 

Pozdrawiam! 

No nie, wybacz vonNogay, ale nie mogę przyjąć tego wytłumaczenia ;-)

Jeżeli piszesz, że mundury całej trójki “skrzą się od orderów”, to raczej nikt nie pomyśli, że miałeś na myśli szeregowców, bez względu na to, jaka była twoja intencja. Owszem, każdy może dostać medal, ale jeżeli ktoś się od nich skrzy, to chyba zasłużył już na awans :-P

@krzkot1988 Oczywiście, na awans mógł zasłużyć, ale niekoniecznie na stopień oficerski. W tym artykule https://www.latimes.com/politics/story/2021-12-16/biden-awards-three-soldiers-with-medal-of-honor czytamy o sierżancie, a więc podoficerze, który na piersi ma istne zatrzęsienie baretek. Jeśli stopień wojskowy zależałby do ilość odznaczeń, to nasz bohaterski wojak powinien być, bo ja wiem, przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. W każdym razie powinien być poważnym nadszyszkownikiem. A nie jest. 

Porządnie napisany monolog wdowy, której jedyny syn ginie na wojnie.

Przygnębiające.

 

Ma­mu­siu, gdy­byś ty moją Tańkę zo­ba­czy­ła!. → Dlaczego cudzysłów jest wytłuszczony? Zbędna kropka po zamknięciu cudzysłowu – to zdanie kończy wykrzyknik.

 

Ale to już nie ważne.Ale to już nieważne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tęsknota za zmarłymi bliskimi to niewątpliwie nośny temat, dający pole do oddziaływania na emocje czytelnika. Smutne opowiadanie.

Zgadzam się Alicellą i z Krzkotem, za dużo rzeczy pojawiło się w krótkim tekście. Myślę, że gdyby monolog dotyczył jednej śmierci i tylko wojny lub pandemii, wybrzmiałby mocniej. 

Dobrze napisany tekst z całkiem mocną puentą, nawet jeśli można było się wcześniej domyśleć, kim jest ów nocny gość. Technicznie jest sprawnie, słowa potrafią wzbudzić odpowiednie emocje.

Jak dla mnie przyjemny krótki koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Smętny tekst.

Mało fantastyki, ale przyjmuję, że narratorka rozmawia ze śmiercią, a to już coś.

Ech, niby to oni tę durną wojnę zaczęli, a jednak pojedynczym ludziom można współczuć.

Babska logika rządzi!

Napisane krótko, ale treściwie. Smutna historia, która mimo swojej prostoty, robi wrażenie. Też mi się wydaje, zwłaszcza ostatnio, że nikt się tam z ładunkiem 200 nie cacka, ale jako lektura bardzo fajne.

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka