- Opowiadanie: krzkot1988 - Wycieczka do muzeum

Wycieczka do muzeum

Tekst na po­gra­ni­czu szor­ta i opo­wia­da­nia. Sty­lo­wo bar­dziej szor­cik. Prze­sła­nie niby pro­ste i oczy­wi­ste, wręcz ba­nal­ne. A jed­nak wciąż do wielu twar­dych głów nie do­cie­ra :-)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wycieczka do muzeum

– Spo­kój! Spo­kój! – po­pro­sił tu­bal­nym gło­sem na­uczy­ciel, zwra­ca­jąc się do roz­krzy­cza­ne­go tłumu dzie­ci. – Czy cała klasa wy­szła już z Sali Zwie­rząt Lą­do­wych? – za­py­tał, gdy w gru­pie za­pa­no­wa­ła względ­na cisza.

– Nie ma jesz­cze Sylw­ka, pro­szę pana! – pod­no­sząc dłoń od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka z uro­czym uśmie­chem i ogrom­ny­mi, piw­ny­mi ocza­mi. – Za­pa­trzył się na no­so­roż­ce.

– Tak, to rze­czy­wi­ście nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­ce, uni­kal­ne zwie­rzę­ta – przy­tak­nął cier­pli­wie bel­fer. – Ale czas nas goni, ko­lej­na grupa już czeka, więc pójdź­cie po niego. Tylko od razu wra­caj­cie!

Od­pro­wa­dził wzro­kiem dwóch chłop­ców, prze­ska­ku­ją­cych przez ba­rier­kę i bie­gną­cych w stro­nę po­przed­nie­go po­miesz­cze­nia. Po­krę­cił głową z re­zy­gna­cją. Młode po­ko­le­nie nigdy nie zro­zu­mie pew­nych rze­czy – po­my­ślał. – Nie do­ce­nia­ją, jaki wspa­nia­ły dar otrzy­ma­li.

Nagle na­uczy­ciel po­czuł de­li­kat­ne po­cią­gnię­cie za rękaw sur­du­ta. Uwie­si­ła się na nim uczen­ni­ca, z którą rozmawiał przed chwi­lą.

– Tak, Lucy? W czym mogę ci pomóc?

– Panie pro­fe­so­rze, a czy tych wszyst­kich stwo­rzeń na­praw­dę już nie ma? Ani jed­ne­go? – spy­ta­ła dziew­czyn­ka, a w ką­ci­kach jej wiel­kich, prze­ni­kli­wych oczu ze­bra­ły się łzy.

Na­uczy­ciel z ła­two­ścią pod­niósł dziew­czyn­kę i po­sa­dził na swym ra­mie­niu.

– Nie­ste­ty tak, Lucy – roz­po­czął ła­god­nym tonem. – Dla­te­go wła­śnie tu je­ste­śmy. Mu­si­cie do­wie­dzieć się nie tylko, jak pięk­nym był kie­dyś świat, lecz rów­nież, jak bar­dzo był kru­chy. Te wszyst­kie ga­tun­ki – za­to­czył ręką sze­ro­ki łuk, wska­zu­jąc na wej­ścia do po­szcze­gól­nych sal – żyły kie­dyś razem wśród nas. W jed­nym mo­men­cie. Taki ogrom życia! Pokaz po­tę­gi na­tu­ry! – Bel­fer uśmiech­nął się smut­no. – A teraz? Szko­ła musi or­ga­ni­zo­wać ty­go­dnio­we wy­ciecz­ki, że­by­ście mogli zo­ba­czyć coś więk­sze­go od ka­ra­lu­cha.

Wes­tchnął i de­li­kat­nym, oj­cow­skim ge­stem po­gła­dził małą po twa­rzy.

– Ale tym razem, bę­dzie ina­czej. Zaj­mie­my się tą pla­ne­tą. To nasz obo­wią­zek. Dla­te­go wła­śnie ty, i wszyst­kie dzie­ci w twoim wieku, mu­si­cie tu przyjść – wy­ja­śnił, ostroż­nie od­sta­wia­jąc Lucy z po­wro­tem na zie­mię. – Ach, widzę, że je­ste­śmy już w kom­ple­cie – dodał, gro­miąc spoj­rze­niem Sylw­ka, cią­gnię­te­go siłą przez ko­le­gów. – Chodź­cie za mną.

Ge­stem za­chę­cił grupę i po­pro­wa­dził dzie­ci ła­god­nie skrę­ca­ją­cym ko­ry­ta­rzem. Wkrót­ce zna­leź­li się w spo­rych roz­mia­rów po­cze­kal­ni, która była jed­nak cał­ko­wi­cie przy­tło­czo­na ogro­mem znaj­du­ją­cych się za nią me­ta­lo­wych wrót. Miały przy­naj­mniej dwa­dzie­ścia me­trów sze­ro­ko­ści. W miej­scu łą­cze­nia przy­ozdo­bio­no je żół­to-czar­ny­mi pa­sa­mi, a na każ­dym ze skrzy­deł wid­niał dziw­ny sym­bol, skła­da­ją­cy się z trzech ścię­tych stoż­ków, skie­ro­wa­nych wierz­choł­ka­mi ku krop­ce w środ­ku.

Pro­fe­sor przy­sta­nął w cen­trum po­miesz­cze­nia, lu­stru­jąc uczniów, w po­szu­ki­wa­niu ewen­tu­al­nych za­gu­bio­nych. Gdy upew­nił się, że klasa jest w kom­ple­cie, zwró­cił się do dzie­ci:

– Zbierz­cie się ko­cha­ni, zbierz­cie się. Zbli­ża­my się do końca na­szej wy­ciecz­ki. Siądź­cie na chwi­lę – po­pro­sił, po czym sam przy­siadł na zim­nej pod­ło­dze. Jego ubra­nie nieco za­trzesz­cza­ło w szwach pod­czas tego ma­new­ru, co wy­wo­ła­ło ogól­ną we­so­łość wśród uczniów. – Tak, tak – uspo­ko­ił ich na­uczy­ciel – mam parę zbęd­nych ki­lo­gra­mów. Tym bar­dziej po­win­ni­ście dać sta­re­mu bel­fro­wi od­po­cząć.

Jesz­cze przez chwi­lę tu i ów­dzie dały się sły­szeć szep­ty i chi­cho­ty, lecz wi­dząc, że do­ro­sły spo­waż­niał, dzie­ci szyb­ko sku­pi­ły na nim uwagę.

– Czy wie­cie, moi dro­dzy, co znaj­du­je się za tymi drzwia­mi? – zadał py­ta­nie pro­fe­sor.

Po­now­nie ręka małej Lucy wy­strze­li­ła w górę jako pierw­sza, jed­nak tym razem na­uczy­ciel miał inny plan.

– Sylw­ku, może ty? – zwró­cił się do chłop­ca ła­god­nym tonem, w któ­rym dało się jed­nak wy­czuć nutkę roz­ba­wie­nia.

– Yyy… – Wy­raź­nie zmie­sza­ny malec po­dra­pał się w głowę. Po chwi­li jed­nak wy­krzyk­nął, dumny z sie­bie: – Sala Końca i Po­cząt­ku!

– Tak, Sylw­ku – zgo­dził się pro­fe­sor, po czym dodał: – Wszy­scy po­tra­fi­my prze­czy­tać, co jest na­pi­sa­ne na drzwiach tymi wiel­ki­mi li­te­ra­mi.

Przez grupę prze­szła fala we­so­ło­ści, za­trzy­ma­na jed­nak szyb­ko przez unie­sio­ną dłoń na­uczy­cie­la.

– Ale co kryje się za tą nazwą?

Od­po­wie­dzia­ła mu cisza, prze­ry­wa­na je­dy­nie nie­cier­pli­wym pi­skiem Lucy.

– Pro­szę, Lucy, wy­tłu­macz ko­le­żan­kom i ko­le­gom.

– Ko­ry­ta­rze, w któ­rych urzą­dzo­no mu­zeum, są czę­ścią daw­ne­go schro­nu – dziew­czyn­ka wsta­ła i za­czę­ła de­kla­mo­wać wy­uczo­ną for­muł­kę z biu­le­ty­nu dla zwie­dza­ją­cych, pro­mie­nie­jąc przy tym ze szczę­ścia. – Za tą śluzą znaj­du­je się jego serce, w któ­rym miesz­ka­li lu­dzie. Schron był do­dat­ko­wym za­bez­pie­cze­niem przed Ka­ta­stro­fą, jed­nak i to im nie po­mo­gło.

Mała pry­mu­ska usia­dła z po­wro­tem i z wy­cze­ki­wa­niem wpa­try­wa­ła się w na­uczy­cie­la.

– Brawo, Lucy, wszyst­ko się zga­dza. Czy wie­cie jed­nak, czym do­kład­nie była Ka­ta­stro­fa i co ją spo­wo­do­wa­ło?

Tym razem nikt z grupy się nie ode­zwał.

– Jeśli mam być szcze­ry, dzie­ci, nie po­do­ba mi się, że nie uczy­cie się tego od wa­sze­go pierw­sze­go dnia w szko­le. Całe na­ucza­nie po­win­no wy­cho­dzić wła­śnie z tego punk­tu, gdyż nie ma dla nas wszyst­kich waż­niej­szej lek­cji.

Unie­sio­ny w górę palec pro­fe­so­ra pod­kre­ślał każde wy­po­wie­dzia­ne słowo. Kiedy jed­nak do­strzegł, że ucznio­wie nie­wie­le poj­mu­ją z jego wy­wo­du, wes­tchnął i po­now­nie sta­nął na nogi.

– Chodź­cie, naj­le­piej bę­dzie, je­że­li zo­ba­czy­cie to na wła­sne oczy. – Po­pro­wa­dził ich w kie­run­ku po­tęż­nych wrót, po czym po­now­nie zwró­cił się do klasy: – Nie­ste­ty, je­stem zo­bo­wią­za­ny za­py­tać. Czy każdy z was ma pi­sem­ną zgodę od opie­ku­na na od­wie­dze­nie sali?

Od­po­wie­dział mu szum otwie­ra­nych toreb, ple­ca­ków i wyj­mo­wa­nych kar­te­czek.

– Spo­koj­nie, nie będę spraw­dzał każ­de­go po kolei. – Po­wstrzy­mał ich ge­stem. – Po pro­stu jeśli ktoś nie ma zgody, niech pod­nie­sie rękę.

Nikt się nie zgło­sił, co na­uczy­ciel skwi­to­wał sze­ro­kim uśmie­chem.

– Do­sko­na­le, przy­naj­mniej w wa­szej gru­pie ro­dzi­ce to po­rząd­ni i od­po­wie­dzial­ni oby­wa­te­le.

Od­wró­cił się i dał znać pra­cow­ni­ko­wi od­po­wie­dzial­ne­mu za otwie­ra­nie bramy. Po­tęż­ne że­la­zne skrzy­dła roz­chy­li­ły się, uka­zu­jąc halę tak prze­past­ną, że dzie­ci z tru­dem do­strze­ga­ły jej drugi ko­niec. Nad nią wzno­si­ła się rów­nie wiel­ka ko­pu­ła, po­kry­ta elek­tro­nicz­ny­mi wy­świe­tla­cza­mi, po­ka­zu­ją­cy­mi obraz czy­ste­go, błę­kit­ne­go nieba. Wokół ca­łe­go po­miesz­cze­nia cią­gnął się sze­ro­ki chod­nik, środ­kiem któ­re­go po­pro­wa­dzo­no zie­lo­ny pas drzew, krze­wów i kwia­tów. Z pro­me­na­dy co kilka me­trów od­cho­dzi­ły ko­ry­ta­rze, pro­wa­dzą­ce w głąb schro­nu. Zde­cy­do­wa­nie naj­wię­cej spoj­rzeń skie­ro­wa­nych było jed­nak na cen­trum sali, gdzie ku niebu wzno­si­ła się gi­gan­tycz­na ra­kie­ta.

Wszy­scy ucznio­wie wstrzy­ma­li od­dech i z roz­dzia­wio­ny­mi usta­mi pa­trzy­li na ota­cza­ją­ce ich cuda. Gdy po kilku mi­nu­tach pierw­szy szok opadł, na­uczy­ciel do­szedł do wnio­sku, że pora roz­po­cząć lek­cję. Wpro­wa­dził dzie­ci na po­most, wy­cho­dzą­cy na śro­dek po­miesz­cze­nia i koń­czą­cy się tuż przed me­ta­licz­ną po­wło­ką ra­kie­ty. Można było stąd doj­rzeć, że po­dob­ne cy­lin­drycz­ne chod­ni­ki znaj­do­wa­ły się rów­nież na wielu pię­trach po­ni­żej. Pro­fe­sor jed­nak kazał gru­pie sku­pić uwagę na ogrom­nym wy­świe­tla­czu, za­in­sta­lo­wa­nym na końcu po­mo­stu.

– Ka­ta­stro­fa – za­czął po­waż­nym tonem na­uczy­ciel – na­stą­pi­ła ja­kieś czterdzieści lat temu, lecz roz­po­czę­ła się tak na­praw­dę dużo wcze­śniej. Źli lu­dzie przez lata ko­rzy­sta­li z za­so­bów na­szej pla­ne­ty w spo­sób nie­kon­tro­lo­wa­ny, za­gar­nia­jąc coraz wię­cej dla sie­bie. W pew­nym mo­men­cie, nie było już czego wy­do­by­wać i gra­bić. Jedni lu­dzie zwró­ci­li się prze­ciw­ko dru­gim, pró­bu­jąc ukraść reszt­ki tego, co tamci ukra­dli wcze­śniej. Wresz­cie, gdy nie było już komu wal­czyć, użyli tego. – Wska­zał na gó­ru­ją­cy nad plat­for­mą po­cisk. – W ciągu jed­nej mi­nu­ty ty­sią­ce ta­kich ra­kiet prze­cię­ły niebo, uda­jąc się w każ­dym moż­li­wym kie­run­ku. Życie na kon­ty­nen­tach ta­kich jak Eu­ro­pa czy Ame­ry­ka prze­sta­ło ist­nieć, po­chło­nię­te burzą ognia. W in­nych czę­ściach świa­ta za­pa­no­wał po­wszech­ny głód i cho­ro­by.

W tym miej­scu zro­bił dra­ma­tycz­ną pauzę, jed­nak szyb­ko zo­rien­to­wał się, że nie było to ko­niecz­ne. Wiele dzie­ci miało już łzy w oczach, nie­któ­re gło­śno szlo­cha­ły. Chłop­cy pró­bo­wa­li zgry­wać twar­dych, ale na­uczy­ciel wi­dział ich drga­ją­ce wargi. Od­cze­kał chwi­lę, by dać wszyst­kim czas, na opa­no­wa­nie emo­cji.

– Ko­niec przy­szedł tak nagle, że schro­ny, takie jak ten, po­zo­sta­ły puste, poza nie­licz­nym per­so­ne­lem. W tym strasz­nym mo­men­cie, ludz­kość sama odar­ła się ze wszyst­kie­go, co było ludz­kie. Ci, któ­rym udało się prze­żyć, szyb­ko zwró­ci­li się ku swoim naj­bar­dziej pod­sta­wo­wym, zwie­rzę­cym in­stynk­tom. Po­zo­sta­ło im je­dy­nie za­bi­ja­nie, je­dze­nie i roz­mna­ża­nie, które, ze wzglę­du na ska­że­nie, pro­wa­dzi­ło do dra­ma­tycz­nych re­zul­ta­tów. Z tego co wiemy, po za­le­d­wie kilku la­tach ludz­kość na po­wierzch­ni wy­gi­nę­ła.

Każde wy­po­wie­dzia­ne słowo pod­kre­śla­ły dra­stycz­ne zdję­cia i wi­zu­ali­za­cje, pre­zen­tu­ją­ce upa­dek ludz­kiej cy­wi­li­za­cji. Na­uczy­ciel obiegł wzro­kiem całą grupę, ła­piąc ich prze­peł­nio­ne smut­kiem spoj­rze­nia.

– Pa­mię­taj­cie jed­nak pro­szę, że to miej­sce nie bez po­wo­du na­zwa­no „Salą Końca i Po­cząt­ku”. Ta sama siła, która odar­ła ludzi z ich czło­wie­czeń­stwa, uzna­jąc, że nie są godni, po­da­ro­wa­ła je nam!

Pro­fe­sor niósł w górę palec wska­zu­ją­cy, kie­ru­jąc go w stro­nę sztucz­ne­go nieba.

– To wła­śnie Świę­ty Atom, spra­wił swą mocą, że my, małpy, za­ję­li­śmy miej­sce ludzi! – Ma­syw­ny oran­gu­tan po­pra­wił z tru­dem utrzy­mu­ją­ce się na pła­skim nosie oku­la­ry. – Jak wie­cie, dzie­ci, mam już swoje lata. Nie wie­cie jed­nak, że byłem tu, gdy wy­da­rzy­ła się Ka­ta­stro­fa. Spro­wa­dzo­no tu za­wcza­su wiele ga­tun­ków ro­ślin, zwie­rząt, licz­ne dzie­ła sztu­ki i wy­two­ry tech­no­lo­gii, by prze­trwa­ły ko­niec świa­ta. Do­glą­da­ła nas nie­licz­na grupa na­ukow­ców. Ko­or­dy­no­wa­li stąd eks­pe­ry­ment, który miał na celu zwięk­sze­nie na­szych zdol­no­ści in­te­lek­tu­al­nych, aby móc za­stą­pić nami top­nie­ją­ce sze­re­gi ludz­kich żoł­nie­rzy. Próby od­by­wa­ły się w wielu bun­krach na całym świe­cie. Z po­cząt­ku re­zul­ta­ty nie były za­do­wa­la­ją­ce. Byłem wów­czas w wa­szym wieku. Pa­mię­tam z tego okre­su je­dy­nie ból. Nie wie­dzia­łem, co się dzie­je. Nagle za­czą­łem się za­sta­na­wiać nad oczy­wi­sty­mi czyn­no­ścia­mi, ale wciąż ni­cze­go nie ro­zu­mia­łem. Do­pie­ro w dniu Ka­ta­stro­fy, gdy Atom ze swą mocą wdarł się do środ­ka schro­nu, coś się zmie­ni­ło. Na­ukow­cy umie­ra­li w mę­czar­niach, pod­czas gdy my ro­śli­śmy w siłę. Roz­wi­nął się nie tylko nasz in­te­lekt. Po­ja­wi­ła się em­pa­tia, uczu­cia… – Na­uczy­ciel za­wie­sił na mo­ment głos, gu­biąc się na chwi­lę we wła­snych wspo­mnie­niach. – I mi­łość…

Ruda, owło­sio­na łapa wy­ma­ca­ła w kie­sze­ni sur­du­ta chu­s­tecz­kę i po­now­nie po­wę­dro­wa­ła w stro­nę oku­la­rów. Prze­cie­ra­jąc szkła, pro­fe­sor ukrad­kiem usu­nął także zdra­dli­wą łzę, gro­ma­dzą­cą się w ką­ci­ku oka.

– Potem na­wią­za­li­śmy kon­takt z in­ny­mi la­bo­ra­to­ria­mi. Tam rów­nież Atom przy­niósł nowe życie. Dzię­ki pod­wyż­szo­ne­mu in­te­lek­to­wi, udało nam się roz­pra­co­wać stworzoną przez ludzi for­mu­łę i dozę ra­dia­cji po­trzeb­ną do za­po­cząt­ko­wa­nia pro­ce­su. Pod­ję­li­śmy nie­bez­piecz­ne wy­pra­wy na po­wierzch­nię, by po­nieść dar Atomu wszyst­kim ssa­kom na­czel­nym. Tak wła­śnie na­ro­dzi­ła się nasza mał­pia cy­wi­li­za­cja. Są py­ta­nia? Tak, Lucy? – zwró­cił się do ma­lut­kiej sa­mi­cy wy­ra­ka, która za­wsze stała z przo­du, by być za­uwa­żo­ną.

– A czy inne zwie­rzę­ta też się prze­mie­ni­ły? – za­py­ta­ła, wpa­tru­jąc się w na­uczy­cie­la ogrom­ny­mi ocza­mi, prze­peł­nio­ny­mi cie­ka­wo­ścią i żądzą wie­dzy.

Nie – od­parł ka­te­go­rycz­nie. – Atom wy­zwo­lił tylko nas. Co mówi pierw­sza stro­fa „Hymnu Do Atomu”?

Od­po­wie­dział mu dość cha­otycz­ny chór gło­sów:

 

Kiedy znaj­dę się w nie­do­li

Świe­ty ogień mnie wy­zwo­li

Ludz­kie ple­mię pło­mień stra­wi

Mał­pia dłoń ten świat na­pra­wi

 

Pro­fe­sor pla­no­wał na tym za­koń­czyć wy­kład, jed­nak prze­rwał mu po­now­nie pi­skli­wy gło­sik Lucy:

– Pro­szę pana, a czy wszy­scy lu­dzie byli źli? – Drob­na głów­ka prze­chy­li­ła się nieco w bok, w ocze­ki­wa­niu na od­po­wiedź na­uczy­cie­la.

Oran­gu­tan dłuż­szą chwi­lę za­sta­na­wiał się nad od­po­wie­dzią.

– Nie, skar­bie, nie wszy­scy – za­czął ostroż­nie. – Wśród ludzi byli wspa­nia­li ar­ty­ści, na­ukow­cy, a także zwy­kli lu­dzie, któ­rzy po pro­stu cie­szy­li się ży­ciem. Wszyst­ko, co po­sia­da­my, kie­dyś na­le­ża­ło do nich. Do­pie­ro za­czy­na­my wy­twa­rzać wła­sną kul­tu­rę. Każ­de­go dnia po­win­ni­śmy dzię­ko­wać lu­dziom za to, co dla nas po­zo­sta­wi­li. Pod­sta­wo­wym grze­chem czło­wie­ka – kon­ty­nu­ował, zwra­ca­jąc się teraz do całej grupy – była aro­gan­cja i ego­izm. Prze­sta­li uwa­żać się za część na­szej żywej pla­ne­ty. Uzna­li, że stoją ponad nią, i sami wy­ję­li się z kręgu życia.

Na­uczy­ciel ła­god­nie po­ło­żył dłoń na głów­ce Lucy i po­dra­pał za uchem szym­pan­sa Sylw­ka.

– My mu­si­my być inni. Naj­waż­niej­szą lek­cję prze­ka­zu­ję wam nie ja, ale wła­śnie lu­dzie. Brzmi ona: “Nie po­peł­niaj­cie na­szych błę­dów!”. Nasze spo­łe­czeń­stwo jest róż­no­rod­ne i w tym leży jego siła. Od dziec­ka in­stynk­tow­nie ro­zu­mie­my, że każdy jest inny i war­to­ścio­wy na swój spo­sób. Nie tylko małpy, ale całe życie na ziemi do­sta­ło drugą szan­sę. Nie je­ste­śmy pa­na­mi, je­ste­śmy straż­ni­ka­mi! Nasze wy­wyż­sze­nie ponad inne ga­tun­ki nie dało nam przy­wi­le­jów, lecz obo­wiąz­ki.

Pro­fe­sor wy­pro­sto­wał się i gó­ru­jąc swoją im­po­nu­ją­cą syl­wet­ką nad ma­ły­mi szym­pan­sa­mi, go­ry­la­mi, ma­ka­ka­mi, le­mu­ra­mi, pa­wia­na­mi, no­sa­cza­mi i in­ny­mi, spoj­rzał każ­de­mu z nich w oczy i za­py­tał z po­wa­gą:

– Ro­zu­mie­cie już, dzie­ci, jaki cię­żar spo­czy­wa na na­szych bar­kach?

Wszy­scy przy­tak­nę­li, nawet Syl­wek wy­da­wał się prze­ję­ty sło­wa­mi na­uczy­cie­la.

– Do­brze. – Oran­gu­tan uśmiech­nął się i zło­żył ręce na pier­si. – A zatem na ko­niec stań­my w ciszy, by po­dzię­ko­wać za bło­go­sła­wień­stwa Atomu, na­sze­go je­dy­ne­go Boga, który wy­wyż­szył małpy ponad in­nych, by za­opie­ko­wa­ły się cier­pią­cą Zie­mią.

Koniec

Komentarze

Fajny pomysł. xD Nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Obawiam się tylko, żeby te małpy nie wyewoluowały znowu w ludzi. :) Może lepiej gdyby władzę przejęły jakieś zupełnie inne stwory, delfiny, ośmiornice? ;) Dobrze napisane!

Dzięki za wizytę i pochwałę Maksymalny Kronosie! Robiłem co mogłem, żeby nie zdradzić zawczasu tożsamości bohaterów, ale jednocześnie nie zaprzeczyć nigdzie ich małpiej naturze. Cieszę się, że się udało :-)

Biorąc pod uwagę, że jedynym wzorcem zachowania dla małp pozostała ludzka spuścizna, pewnie pójdą podobną ścieżką. Ale mimo wszystko liczę, że okażą się mądrzejsze :-)

 

P.S. Delfiny też rozważałem w kontekście tego opowiadania, ale konstrukcja fabuły napotykała zbyt wiele problemów :-P

Ładny zwrot pod koniec. W tym kontekście Lucy brzmi po prostu pięknie.

Obawiam się, że to nie jest takie proste z tym nagłym wzrostem inteligencji. O wiele prościej coś schrzanić niż wzmocnić, więc przypadkowa zmiana raczej będzie zmianą na gorsze.

Ale czytało się przyjemnie.

dziwny symbol, składający się z trzech ściętych stożków, skierowanych wierzchołkami ku kropce w środku.

Stożków czy trójkątów?

Babska logika rządzi!

Planeta… wiadomo jaka. :-) Ładne. Bohaterowie rozbrajający. Delfiny czy ośmiornice byłyby trudniejsze do rozpracowania w tej opowieści.

 

Czytało się dobrze, skarżypytuję i klikam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dobre. Zaskakujące. Dobrze się czyta. Bardzo się spodobało misiowi. Taka szpilka w balon ludzkiego przekonania o wyższości ponad wszystko żywe i ostrzeżenie znane, ale inaczej podane.

Czołem!

 

Wtorkowy dyżurny przybywa :)

 

Pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

“z rezygnacją” byłoby lepsze

 

na którym uwiesiła się uczennica, która zgłosiła się wcześniej.

 

Dlatego właśnie ty, i wszystkie dzieci w twoim wieku, musicie tu przyjść

Wszystkie przecinki uważam za zbędne.

 

gromiąc spojrzeniem znad okularów ciągniętego siłą przez kolegów Sylwka.

Za duża komasacja szczegółów, z których części mógłbyś zrezygnować bez strat dla tekstu.

 

Wyraźnie zmieszany malec podrapał się po potylicy. Po chwili jednak wykrzyknął, dumny z siebie:

 

Yyy… – Wyraźnie zmieszany malec podrapał się po potylicy. Po chwili jednak wykrzyknął, dumny z siebie: – Sala Końca i Początku!

Tak, Sylwku – zgodził się profesor, po czym dodał: – Wszyscy potrafimy przeczytać, co jest napisane na drzwiach tymi wielkimi literami.

Zjadło Ci myślniki na początku dialogów.

 

Za tą śluzą, znajduje się jego serce, w którym mieszkali ludzie.

Przecinek po “śluzą” zbędny.

 

wychodzący na środek komnaty i kończący się tuż przed metaliczną powłoką rakiety

Komnata wydaje mi się nie pasować do schronu z uwagi na jej raczej starodawne konotacje.

 

Profesor jednak kazał grupie skupić uwagę na ogromnym wyświetlaczu, zainstalowanym na końcu pomostu.

Przecinek uważam za zbędny.

 

– W ciągu jednej minuty, tysiące takich rakiet przecięły niebo, udając się w każdym możliwym kierunku.

Pierwszy przecinek zbędny.

 

Po zaledwie kilku latach, z tego co wiemy, ludzkość na powierzchni wyginęła.

“Z tego co wiemy” przerzuciłbym na początek.

 

Próby odbywały się w wielu bunkrach, na całym świecie.

Przecinek zbędny.

 

Z początku, rezultaty nie były zadowalające.

Tu też.

 

Naukowcy umierali w męczarniach, podczas gdy my, rośliśmy w siłę.

Drugi przecinek zbędny.

 

Dzięki podwyższonemu intelektowi, udało nam się rozpracować formułę, opracowaną przez ludzi, i dozę radiacji potrzebną do zapoczątkowania procesu.

Wszystkie przecinki uważam za zbyteczne. “Opracowaną przez ludzi” wrzuciłbym przed “formułę”.

 

Wszystko co posiadamy, kiedyś należało do nich.

Tu za to dałbym przecinek przed “co” :P

 

My, musimy być inni.

Przecinek zbędny.

 

nad młodymi szympansów, goryli, makaków, lemurów, pawianów, nosaczy i innych, spojrzał każdemu z nich w oczy i zapytał z powagą:

Tu się zatrzymałem. Wiem, że o małych zwierzętach mówi się “młode”, ale tu wybrzmiewa to jakoś nienaturalnie. Chyba uderzyłbym bardziej w “nad małymi szympansami, gorylami, makakami (…)”

 

A teraz ogólne wrażenia. Ciekawy twist. Niby ograna tematyka (Planeta Małp, wiadomo), ale w tym tekście zaserwowane przez Ciebie rozwiązanie zaskakuje. Jedyny zarzut to może zbyt duża toporność, łopatologiczność wprowadzenia tego zwrotu akcji. Zamiast powiedzenia od razu, że orangutan zrobił to i tamto, ja zacząłbym od sugestii w postaci owłosionej, porośniętej czerwoną sierścią łapy albo czegoś podobnego. Ale to oczywiście kwestia osobistego gustu – ja należę do tych bardziej subtelnych tak czytelników, jak i autorów. Całości tekstu to uroku nie ujmuje.

Innymi słowy – opowiadanie uważam za całkiem udane, na swój sposób przyjemne (bo sentymentalne i nieco nostalgiczne), dające specyficzną odmianę nadziei, bo niedotyczącej nas. Nieźle poprowadziłeś dialogi, kreacja postaci na przyzwoitym poziomie (opko krótkie, więc ciężko byłoby Ci jakoś niewiarygodnie rozwinąć na tym polu skrzydła), całość jest spójna logicznie i zajmująca, mimo znanej tematyki i pewnych uproszczeń.

 

Potencjał jest, będę jeszcze do Ciebie zaglądał :)

 

Pozdrawiam,

 

fmsduval

 

 

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Finkla, Asylum, Koala75, Fmsduval, dzięki za wizytę i za pozytywny uwagi na temat tekstu! A teraz odnosząc się do uwag:

 

dziwny symbol, składający się z trzech ściętych stożków, skierowanych wierzchołkami ku kropce w środku.

Stożków czy trójkątów?

Finklo, tu nie było łatwo. Oczywiście chodzi o znany na całym świecie symbol ostrzegający przed promieniowaniem ☢. Nie są to ścięte trójkąty, a z kolei stożki to nie figury płaskie. Wybór był trudny, ale zostały stożki :-D Tak czy inaczej dziękuję za kliknięcie :-)

 

Asylum dzięki za klika!

 

Misiowi również wielkie dzięki za nominację :-)

 

Fmsduval, serdeczne dzięki za cenne uwagi. Poza nielicznymi przecinkami, których jednak bym bronił, wprowadziłem je w życie :-)

 

Zamiast powiedzenia od razu, że orangutan zrobił to i tamto, ja zacząłbym od sugestii w postaci owłosionej, porośniętej czerwoną sierścią łapy albo czegoś podobnego.

Tu zależało mi na takim pojedynczym mocnym uderzeniu zaskoczeniem w czytelnika, zamiast podawania mu subtelnych wskazówek, także zostaje po mojemu :)

 

Jeszcze raz dzięki i zapraszam pod kolejne teksty. Na pewno będą i to wkrótce ;-)

Symbol odgadłam, ale nie pamiętałam szczegółów. Faktycznie, trójkąty nie bardzo. Kawałki tortu też się nie nadają, bo nie wiadomo, jakie ciasta lubią bohaterowie. Wycinki koła? Ewentualnie, że kształtem zbliżone do trójkątów równobocznych?

Babska logika rządzi!

Cześć,

 

Nagle nauczyciel poczuł delikatne pociągnięcie za rękaw surduta, na którym uwiesiła się uczennica, która odpowiedziała przed chwilą.

 

Szkoła musi organizować tygodniowe wycieczki, żebyście mogli zobaczyć coś większego od karalucha.

Tygodniowe czy cotygodniowe?

 

– Katastrofa – zaczął poważnym tonem nauczyciel – nastąpiła jakieś 40 lat temu

 

Liczebniki słownie

 

dało nam się rozpracować opracowaną przez ludzi formułę

 

trochę nieporadnie to brzmi

 

Ogólne wrażenia pozytywne, dobry twist, Lucy <3 i przesłanie. Podobało się :)

Dzięki OldGuard, cieszę się, że się spodobało! Przesłanie może mało oryginalne, ale, jak wspominałem, wciąż niestety potrzebne :-)

Cała nadzieja w Lucy, na Sylwka nie liczyłbym w kwestii nauki na błędach ;-)

 

Szkoła musi organizować tygodniowe wycieczki, żebyście mogli zobaczyć coś większego od karalucha.

Tygodniowe czy cotygodniowe?

Tygodniowe. W sensie, że cały tydzień muszą się szwędać po powierzchni, żeby znaleźć jakieś dzikie zwierzę. Oczywiście profesor trochę tu hiperbolizuje.

Fajne, z niezłym twistem :) Dobrze się czytało. Ciekawam, czy te wszystkie małpy już tak po wsze czasy będą żyły w pokoju.

Ile żyje orangutan? Bo mimo wszystko zorganizowanie życia trochę by potrwało, a on przeżył katastrofę.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cieszę się, Irko, że się spodobało. Czy małpy już zawsze żyć będą w pokoju i harmonii? Wątpię, zawsze znajdzie się jakaś wredna małpa :-)

Ile żyje orangutan? Bo mimo wszystko zorganizowanie życia trochę by potrwało, a on przeżył katastrofę.

Jak napisałem, katastrofa wydarzyła się około czterdzieści lat temu. Orangutany na wolności dożywają średnio 35-45 lat, a w niewoli nawet ponad 60. Sprawdzałem to przy pisaniu tekstu. Także nasz Profesor to staruszek, ale wciąż dziarski :-)

To opko jest dob… Nie to słowo nie przejdzie mi nawet przez palce. Jest dobrze napisane, o tak to mogę ująć. Ale go nie lubię. Nadal uważam je za smutnie mało fantastyczne, w dodatku powoduje, że myślę o smutnych rzeczach, a ja nie lubię myśleć o smutnych rzeczach. Nie dobre opko! Do domu!

Och… przykro mi to słyszeć, Adoro. Opko do domu niestety nie pójdzie, ale do biblioteki już na pewno, więc tak czy inaczej wychodzi stąd :-P

Krzkot1988 o niee, ktoś tu nie oglądał Mrówki Z xd

Ej, oglądałem! Tylko, i tu się nie przestrasz za mocno, to było ponad 20 lat temu xd

Ja też, ale Nie grzeczny Tuptuś! Do domu! Było nie do zapomnienia xd

Hejka,

 

podobało mi się, dobrze napisane, lekko się czytało. Płyniesz z opisami, wszystko jest bardzo plastyczne, widać każdy szczegół od wystaw ze zwięrzętami po ogromne wrota ostatecznego schronu.

 

Jeżeli chodzi o małpi twist, trochę pomarudzę, bo za bardzo mi przypomina Planetę Małp, przez to wydaje mi się mało oryginalny. Podobała mi się za to ta strzelba Czechowa z sadzaniem Lucy na ramieniu ;)

Tutaj jeszcze mała uwaga:

 

– Korytarze, w których urządzono muzeum, są częścią dawnego schronu – dziewczynka wstała i zaczęła deklamować wyuczoną formułkę z biuletynu dla zwiedzających, promieniejąc przy tym ze szczęścia. – Za tą śluzą znajduje się jego serce, w którym mieszkali ludzie. Było dodatkowym zabezpieczeniem przed Katastrofą, jednak i to im nie pomogło.

To zdanie jest dla mnie mało zrozumiałe, musiałem kilka razy je przeczytać, żeby zaczaić, zamiast “Było” uzył bym jakiegoś opisu – “ta specjalna strefa”, “to wyjątkowe pomieszczenie”.

 

Powodzenia życzę!

Che mi sento di morir

Hej, BasementKey,

 

super, że według ciebie udało mi się nakreślić świat opowiadania na tyle sugestywnie, by wyobrazić sobie całą scenę!

 

Możesz uwierzyć, bądź nie, ale oczywiste skojarzenie z Planetą Małp nie dotarło do mnie, póki nie zacząłem pisać wykładu Profesora przy rakiecie w bunkrze :-P Jak pisali poprzedni komentujący, na pewno wykorzystanie w opowiadaniu delfinów czy ośmiornic byłoby mnie oczywiste. Ale z drugiej strony, czy na emocje czytelnika nie oddziałuje właśnie najmocniej fakt, że małpy są tak podobne do nas? Niemal każdy z przedstawionych gatunków równie dobrze mógł wejść na naszą ścieżkę ewolucyjną w miejsce hominidów. To chyba najbardziej działa na wyobraźnię – że, pomijając kwestię przyspieszonej ewolucji, przedstawiony scenariusz wcale nie wydaje nam się nieprawdopodobny. Wydaje mi się, że wycieczka delfinów po Muzeum Zatopionej Ziemi Podlaskiej, choć interesująca, nie wywołałaby aż takiego efektu :-)

Pozwolę sobie na stwierdzenie, że rządy małp skończą się tak samo jak rządy ludzi. Ale ja jestem zrzędą i pesymistą, więc nikt nie musi się ze mną zgadzać. :P

W gruncie rzeczy to bardzo smutny tekst o tym, jak nieodpowiedzialnym gatunkiem jesteśmy. I z przesłaniem, które nie trafia, do kogo trzeba…

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Podobało się: Duchowe podstawy funkcjonowania prezentowanej społeczności. Także motyw z nosorożcami, jakkolwiek podejrzewam, czemu mogły się pojawić, jest dla mnie osobiście dużym plusem. W szkole Sylwek to trochę byłem ja. 

Nie podobało się: Początkowo reakcja dzieci wydawała mi się nienaturalna, ale jeśli wykład był z obrazami to jest bardziej zrozumiała. 

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Dzięki za komentarze, SNDWLKR i Glisto Olgierdzie!

 

SNDWLKR, możesz niestety mieć rację. Ale ja mimo wszystko skłaniam się ku heglowskiej spiralnej wizji dziejów i uważam, że ludzie (lub małpy) jednak wyciągają nauczki z historii, choć często opornie i po trupach.

Olgierd Glista, szczerze mówiąc, to musiałem sam ponownie przeczytać początek tekstu, żeby ogarnąć o co chodzi z nosorożcami :-P Ciekaw jestem bardzo, co tobie dało się tu wyczytać.

 

Nie podobało się: Początkowo reakcja dzieci wydawała mi się nienaturalna, ale jeśli wykład był z obrazami to jest bardziej zrozumiała. 

Jeżeli chodzi o wykład przy rakiecie, to jak najbardziej był wsparty obrazami, o dość graficznej treści.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękować uprzejmie :-)

Nowa Fantastyka