- Opowiadanie: dawidiq150 - Mroczne społeczności

Mroczne społeczności

90. Błażej wraz z rodziną przeprowadza się na wieś, chcąc uciec od miejskiego zgiełku. Piękna okolica koi nerwy i wszystko szłoby w dobrym kierunku, gdyby nie psy sąsiadów, które co noc ujadają. Gdy Tomasz interweniuje, sąsiada upiera się, że jego psy są cicho.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Mroczne społeczności

Nic w życiu nie osiągnąłem, mam trzydzieści dwa lata i wciąż mieszkam z rodzicami, którzy mnie utrzymują. Nie mam dziewczyny, ani pracy, to może zbyt surowe ale nazywam siebie życiowym nieudacznikiem.

W czasie wolnym, a mam go bardzo dużo próbuję coś pisać. To trochę żałosne, ale czasem marzę, by zostać wielkim pisarzem i żeby moje książki osiągały status bestsellerów.

Ani moi rodzice, ani ja, nikt nie spodziewał się, że w najbliższym czasie moje życie diametralnie się zmieni, wręcz można by powiedzieć, że obróci się do góry nogami i do tego o 180 stopni.

 

&&&

 

– Błażeju mamy dla ciebie niespodziankę – powiedziała do mnie mama przy śniadaniu.

– Z jakiej okazji? – spytałem.

– Bez okazji – wtrącił się tata uśmiechając się do mnie – kupiliśmy ci coś, co między innymi pomoże ci rozwijać twoje hobby.

– Co to takiego? – bardzo się zaciekawiłem.

– Niewielka działka z domkiem poza miastem. W ciepłe dni będziesz mógł tam mieszkać i spokojnie pracować nad swoją książką.

– Naprawdę? – spytałem ucieszony.

– Tak – powiedziała mama. – Znajduje się niedaleko, czterdzieści kilometrów stąd w malutkiej miejscowości „Czerniowce”

– Fantastycznie! – byłem naprawdę szczęśliwy – kiedy tam pojedziemy?

– Zjemy śniadanie i możemy jechać – powiedział tata radośnie.

 

&&&

 

Po krótkiej podróży dotarliśmy na miejsce. Przywitało nas tu głośne szczekanie psów. Wysiadłem z samochodu i ujrzałem małą jednopiętrową chatkę pomalowaną na pomarańczowo. Nieduży teren wokoło niej ogrodzony był rdzewiejącą metalową siatką. Niedaleko stał dużo większy piętrowy dom. Posiadał przybudówkę służącą za kojec dla trzech rasowych dobermanów.

Gdy szliśmy otworzyć drzwi mojej małej posesji z pobliskiego domu wyszedł gospodarz. Zaczął uspokajać psy, potem podniósł rękę na znak przywitania i uśmiechnął się. Był to wysoki jegomość, wyglądający na ponad sześćdziesiąt lat, ubrany skąpo, ale adekwatnie do pogody. Temperatura powietrza wynosiła bowiem trzydzieści sześć stopni.

Pozdrowiłem go tak jak on mnie, a potem użyłem klucza i wszedłem do środka działkowej altany. Rodzice weszli za mną. Zacząłem oglądać wnętrze.

Miejsce okazało się wymarzone dla mojej pracy. Byłem pewien, że w takich warunkach napiszę świetną książkę.

 

&&&

 

Moi rodzice pomyśleli o wszystkim, postarali się nawet o używany, ale sprawny rower, bym mógł jeździć po artykuły spożywcze do nieco oddalonego sklepu. Wieczorem gdy zaczęło się już ściemniać z wielką wdzięcznością podziękowałem im i pożegnaliśmy się. Chciałem już od dzisiaj tu mieszkać, bo dlaczego nie? Jutro mieli mi przywieźć laptop – moje narzędzie pracy, a także inne niezbędne rzeczy takie jak ubrania czy mikrofalówkę.

Czułem się wspaniale. Powietrze było tu świeże, a z niedalekiego lasu dolatywały dźwięki natury.

Rozebrałem się i położyłem w łóżku. Niedługo potem zasnąłem.

 

&&&

 

Obudziło mnie ujadanie psów. Popatrzyłem na zegarek, wskazywał pierwszą z minutami.

Z niedowierzaniem zacząłem uważniej nasłuchiwać. To nie było zwykłe szczekanie, tylko pełne bólu skomlenie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem. Bardzo się zaniepokoiłem. „Co się tam dzieje?” – myślałem. Strach było wyjść i się przekonać. I wtedy ustało. Zapadła grobowa cisza. Minął kwadrans zanim ponownie usnąłem.

 

&&&

 

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Okazało się, że to rodzice, godzina była dziesiąta szesnaście.

Wpuściłem ich, mieli ze sobą potrzebne mi przedmioty.

– Jak się spało? – zapytał tata.

– Fantastycznie – odparłem zgodnie z prawdą. Przypomniało mi się nocne zdarzenie, ale zdecydowałem się nie zawracać im tym głowy.

Zjedliśmy razem przyniesione przez nich śniadanie, pogadaliśmy trochę, a około trzynastej odjechali.

Poszedłem na spacer po okolicy. Gdy wróciłem zabrałem się za pisanie mojej powieści. Dzień minął nadzwyczaj przyjemnie. Gdy zrobiło się ciemno poszedłem spać.

 

&&&

 

Tak jak poprzednio w środku nocy zbudził mnie ten sam odgłos pełnego bólu psiego skomlenia. Przełamałem się i już miałem wstać by sprawdzić co się dzieje. Ale zanim to zrobiłem psi płacz ustał. Postanowiłem jutro porozmawiać z gospodarzem pobliskiego domu.

 

&&&

 

Rano po śniadaniu wyszedłem z chatki i udałem się do sąsiada. Dobermany były spokojne. Patrząc na nie kompletnie nie mogłem odgadnąć co się z nimi działo w nocy.

Zapukałem do drzwi. Po chwili się otwarły i stanął w nich właściciel. Mogłem mu się dokładniej przyjrzeć. Posiadał czarne włosy spięte w kucyk i obfitą, gęstą brodę. Był mojego wzrostu, z pewnością liczył sobie około metr osiemdziesiąt. Grubokościsty, ale o zdrowej sylwetce.

– Dzień dobry – powiedziałem przyjaźnie.

– Dzień dobry – odpowiedział obojętnie.

Postanowiłem od razu przejść do celu mojej wizyty.

– Co się dzieje w nocy z pana psami? Skomlą jakby ich ktoś obdzierał ze skóry.

– Musiało ci się coś przyśnić – odparł, a ja pomyślałem, że to zboczeniec, sadysta który znęca się nad nic niewinnymi psiakami.

– Jeśli je pan krzywdzi, poinformuję odpowiednie służby i pójdzie pan do więzienia.

– Nic im nie robię, musiało ci się coś przyśnić – powtórzył i dodał – Nie zadzieraj ze mną gówniarzu.

Następnie zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Postanowiłem, że jeśli teraz po mojej interwencji sytuacja z psami się powtórzy, w ukryciu nagram to co im robi kamerą w telefonie komórkowym i przekażę film komu trzeba.

Dzień zleciał mi bardzo szybko. Przed południem wybrałem się pieszo do sklepu, w jedną stronę zajęło mi to godzinę i dwadzieścia minut. Trochę pisałem, potem surfowałem po internecie, co bardzo lubię robić. Następnie poczytałem trochę książkę, ani się obejrzałem, a zaczęło się ściemniać. Dzień jak każdy, ale tak naprawdę ciągle myślałem o tym co się stanie w nocy. Postanowiłem nie spać tylko czuwać i przyłapać zwyrodnialca na gorącym uczynku.

Obejrzałem sobie kilka odcinków „Gry o tron” na portalu superfilmy.pl gdzie miałem opłacony abonament. Potem jeszcze trochę przeglądałem internet. I nagle, tak jak poprzednich nocy usłyszałem skowyt biednych psiaków, była godzina 1:03.

Wyszedłem z chatki i zacząłem się skradać w stronę większego domu. Brama w płocie wokół niego jak zwykle była otwarta. Dziwne, że nie zauważyłem mojego sąsiada, jednak psiaki kwiczały wniebogłosy. Gdy się zbliżyłem musiała zadziałać fotokomórka i lampka oświetlająca ganek zapaliła się.

Po tym co ujrzałem zamarłem z przerażenia. Dobermany leżały jak sparaliżowane, dwa na lewym boku jeden na prawym. Z ich brzuchów coś się wyłaniało. Najpierw zobaczyłem wilczy łeb, potem dwa kikuty łap. Chwilę później ta nieprawdopodobna przemiana dobiegła końca i psy przestały skomleć. Wyglądało na to, że straciły przytomność.

Przede mną w kojcu znajdowały się trzy wielkie wilki, trzykrotnie większe od dobermanów, których ciała przylegały do ich karków. Wszystkie miały kończyny do połowy amputowane tak że ich próby opuszczenia kojca był daremne.

Otrząsnąłem się z szoku i zacząłem nagrywać komórką filmik. Wtedy usłyszałem z tyłu głos:

– Dobry wieczór!

Odwróciłem się i ujrzałem mojego sąsiada trzymającego w rękach strzelbę. Wycelowana była w moją nogę.

– Jeśli nie chcesz bym ci strzelił w kolano to rób co ci każę.

– W porządku – powiedziałem pojednawczo – Ale powiedz mi na boga co tu się dzieje?

– Wejdź do domu – rozkazał.

Robiłem to co mi mówił i po chwili znaleźliśmy się na schodach prowadzących do podziemnego pomieszczenia. Na samym dole były drzwi, otwarłem je i wszedłem.

To co początkowo zobaczyłem wprawiło mnie w niemałą ekscytację, a potem gdy ujrzałem wszystko, zszokowało jeszcze bardziej, niż gdy widziałem co się dzieje z dobermanami.

W obszernym pomieszczeniu było jak w nowoczesnym laboratorium. Wzdłuż jednej ściany stały trzy stanowiska komputerowe, przy jednym siedział mężczyzna ubrany w dżinsy i pomarańczowy podkoszulek był tak skupiony na swojej pracy, że nawet nie spojrzał kto wchodzi.

Dalej stały szafki z szklanymi drzwiczkami. W środku ujrzałem multum słoiczków z emblematami i inne akcesoria takie jak na przykład strzykawki czy skalpele. Była też duża lodówka, która bardzo głośno brzęczała. Jednak to co było największą atrakcją to kudłata bestia przywiązana i całkowicie unieruchomiona na obitym skórą bądź imitacją skóry fotelu.

Potwór miał przymrużone oczy. Był pół-wilkiem pół-człowiekiem. Gdyby wstał mierzyłby z pewnością około trzech metrów.

– Co to wszystko ma znaczyć? – spytałem jednocześnie przerażony i podekscytowany.

Mężczyzna z kucykiem przestał mierzyć do mnie strzelbą i odpowiedział:

– Dawno nie rozmawiałem z nikim prócz Stefana – wskazał swojego kolegę. – więc ci powiem. I tak gdy opuścisz to pomieszczenie nie będziesz chciał tego nikomu powtórzyć.

Nie wiedziałem co chce przez to powiedzieć ale zacząłem się bać. A on zaczął opowiadać:

– W 1693 roku byłem jednym z najlepszych alchemików, którzy wtedy żyli. Którejś nocy do mojej posesji wdarli się jacyś ludzie, właściwie nie ludzie, ale wtedy tego nie wiedziałem. Nikogo nie skrzywdzili, mi jednak spętali ręce i porwali. Zostawili w zamian mojej rodzinie duży mieszek pełen złota.

To były wampiry. Zostałem ugryziony i zostawiony na trzy doby w jakiejś piwnicy. Potem wpuszczono do mojego więzienia starca bym się posilił jego krwią. I tak się przemieniłem i stałem jednym z nich. Potrzebowali mnie gdyż wampiry toczyły wtedy zaciekłą wojnę z wilkołakami (która tak naprawdę nigdy się nie zakończyła) i przegrywały ją. Wilkołaki były bowiem potężniejsze, sam widzisz to jeden z nich – wskazał ręką więźnia.

Razem z innymi naukowcami badaliśmy słabe punkty tej legendarnej rasy. Jeśli nie wiesz bądź twoja wiedza jest zła, powiem ci, że wilkołaki dzielą się na dwa podtypy, które koegzystują ze sobą. Jedne posiadają taką właśnie postać jak ten tu przez nas uwięziony, nad którym przeprowadzamy eksperymenty, a inne są ludźmi którzy przemieniają się jedynie podczas pełni.

Ponownie wycelował we mnie strzelbę i powiedział:

– Dostaniesz teraz zastrzyk, który sprawi, że zmienisz się w wilkołaka i będziesz się już zawsze podczas pełni księżyca w niego zmieniał.

Wtedy Stefan wstał od komputera i podszedł do jednej z szafek, następnie wyjął z niej bardzo pojemną strzykawkę w której była jakaś czerwona substancja, jak się domyślałem krew. Potem podszedł do mnie.

– Błagam nie róbcie tego – wpadłem w panikę.

Wampir ze strzelbą dotkną lufą mojej nogi i powiedział spokojnie:

– Nie rzucaj się, bo strzelę.

Potem drugi wampir zrobił mi zastrzyk.

– Za dziesięć minut zaczniesz się przemieniać – powiedział. – możesz już odejść.

– Co wyście mi zrobili? – byłem przerażony.

– Przygotuj się na ogromny ból – odezwał się jeszcze wampir z kucykiem – A teraz wynocha!

Nie czując jeszcze żadnych skutków zastrzyku skierowałem się w stronę wyjścia.

– Czy to samo podaliście psom? – zapytałem bojąc się odpowiedzi.

– Nie do końca to samo – odparł Stefan – na psach eksperymentowaliśmy, ty w sposób naturalny się przemienisz.

Miałem jeszcze dziesiątki pytań, które cisnęły mi się na usta. Ale mnie wygonili. Wróciłem do mojego domku, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Rozważałem czy nie zadzwonić na pogotowie. I wtedy to się stało.

Całe moje ciało jednocześnie zaczęło się przemieniać. Czułem ból w palcach, które poczęły grubnąć a paznokcie urosły i zakrzywiły się. To jednak było nic w porównaniu z bólem wewnątrz mnie. Klatka piersiowa i brzuch, tam najbardziej czułem przemianę. Z każdą sekundą robiłem się większy, zaczął mi przeszkadzać ścisk spodni, zwłaszcza w kroczu. Prędko zdjąłem ubranie.

Nie było lustra, w którym mógłbym się przejrzeć. Ale dobrze widziałem moje ręce, które w ciągu dwudziestu sekund obrosły czarną sierścią. Ból był okropny, zacząłem krzyczeć a z oczu pociekły mi łzy. Na szczęście nie trwało to długo, może minutę.

Cierpienie minęło, ale ja leżałem jeszcze długo na podłodze, musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Czułem się bardzo dziwnie. Moje zmysły się wyostrzyły, zwłaszcza węch. Gdy wstałem głowa sięgała mi niemal sufitu. Miałem ciało olbrzymiej bestii, również aparat gębowy się zmienił i nie pozwalał teraz na wypowiadanie słów. Nie mogłem przestać myśleć o jedzeniu. Byłem bardzo głodny.

Miałem świadomość, że mogę teraz pobiec do lasu i z łatwością upolować jakieś zwierzę następnie zjeść je na surowo. Było to jednak zachowanie nie ludzkie a ja nadal wewnątrz czułem się człowiekiem.

Na stole w papierowej torbie leżało sześć bułek. Wysypałem je i łapczywie zjadłem. To musiało mi wystarczyć. Potem położyłem się na, teraz zbyt małym dla mnie łóżku i znowu z oczu popłynęły mi łzy, tym razem nie z bólu, a ze smutku i rozpaczy. Zasnąłem.

 

&&&

 

Gdy się obudziłem był dzień, a ja z powrotem miałem ludzkie ciało. Cały obolały wstałem i zacząłem się ubierać. Ubrany postanowiłem pojechać rowerem do sklepu po coś do jedzenia. I wtedy ktoś zapukał do drzwi.

Otworzyłem, to był mój sąsiad – wampir z kucykiem.

– Czego chcesz? – spytałem z irytacją, gdyż nienawidziłem go.

– Wysłuchaj mnie – odparł – mam ci coś ważnego do powiedzenia.

– Gadaj, byle szybko.

– Mamy dla ciebie propozycję; jeśli pozwolisz nam prowadzać na sobie badania i eksperymenty jesteśmy gotowi ci zapłacić. Powiedzmy na początek 40 000 złotych a potem co miesiąc 10 000. Pomyśl, mógłbyś kupić rodzicom na przykład nowe auto. Przemyśl to i jak się zdecydujesz daj odpowiedź.

Potem odwrócił się i odszedł. A ja po chwili zastanowienia ucieszyłem się. W mojej tragicznej sytuacji szczęście jednak się do mnie trochę uśmiechnęło. Nie miałem nic do stracenia. Tak więc chwilę później poszedłem by oznajmić, że zgadzam się na ten układ. Wampir naprawdę mówił serio, poprosił mnie o numer konta bankowego i powiedział:

– Wkrótce zrobię przelew, a ty bądź gotowy od jutra będziesz już potrzebny.

 

&&&

 

Następnego dnia rano sprawdziłem, na moje konto wpłynęło 40 000 złotych.

Nieprawdopodobne jak wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu przez ostatnie kilka dni.

Od dzisiaj stałem się królikiem doświadczalnym. Wstrzykiwali mi jakieś substancje podawali jakieś mikstury do wypicia. Pod ich wpływem działy się ze mną różne rzeczy. Raz bardzo źle się poczułem i dostałem wysokiej gorączki.

Naukowcy jednak ciągle powtarzali, że najwięcej dowiedzą się podczas pełni, gdy się przemienię. A ta miała nastąpić za osiem dni.

 

&&&

 

Dzień za dniem upływał, a ja gdy nie byłem potrzebny dwóm wampirom pisałem swoją książkę i rozważałem co zrobić z kapitałem, który teraz posiadałem. Chciałem zrobić prezent rodzicom, ale nie wiedziałem jaki. Ostatecznie postanowiłem, że po prostu dam im te pieniądze mówiąc przy tym, że wygrałem je w Lotto.

Nadszedł w końcu dzień przed pełnią. Około dwudziestej pierwszej sąsiad, którego imię poznałem, był to Michał, a przynajmniej tak chciał by się do niego zwracać, przyszedł po mnie.

Udaliśmy się do podziemnego laboratorium, gdzie kazali mi zdjąć ubranie i usiąść na fotelu, który wcześniej zajmował inny wilkołak. Nie miałem pojęcia co zrobili z tamtym, ale nie zamierzałem o to pytać.

Potem unieruchomili mi ręce i nogi i zajęli się swoimi sprawami.

 

&&&

 

Wiedziałem, jak za kilka godzin będę się czuł, poznałem już ból podczas przemiany. Jednak i tak bardzo się tego bałem.

Zegar na ścianie wskazywał 23:46 kiedy się rozpoczęło. Cierpienie było nie do opisania. Dwoje naukowców – wampirów przyglądało mi się badawczo przez tę niespełna minutę kiedy skręcałem się jęcząc z boleści. Działo się ze mną dokładnie to samo, co podczas mojej pierwszej przemiany. Potem ból minął a ja miałem postać olbrzymiej bestii zwanej wilkołakiem.

Dwoje wampirów odczekało kwadrans aż ochłonąłem i Stefan wziął wcześniej przygotowaną strzykawkę i zrobił mi zastrzyk. Potem poinstruował mnie:

– Za chwilę gdy wstrzyknięta substancja zacznie działać będę zadawał ci proste pytania. Kiwaj głową na „tak” bądź na „nie”. Rozumiesz?

Kiwnąłem na tak, że rozumiem.

Po kilkunastu sekundach zacząłem odczuwać wpływ lekarstwa. Szczerze wątpię czy taki efekt chcieli wywołać dwaj wampirzy naukowcy, bo poczułem się bardzo pobudzony i zaczęła rozpierać mnie energia. Potrzebowałem bardzo dać jej ujście. Było to uczucie tak silne, że zacząłem się szarpać. Do głowy wpadła mi myśl; jak cudownie byłoby uśmiercić tych dwóch krwiopijców za to co mi zrobili.

Stefan zaczął zadawać mi pytania. Ale ja go zignorowałem szarpiąc się jeszcze mocniej. Metalowe zatrzaski na moich rękach i nogach były solidne ale konstrukcja fotela okazała się zbyt słaba. Rozpadł się na części.

Zanim wampiry zareagowały dopadłem Stefana. Zamachnąłem się potężną łapą i przeorałem pazurami jego twarz. Obrócił się o 90 stopni i wpadł na jedno ze stanowisk komputerowych. Połowa jego twarzy zmieniła się w krwawą miazgę.

W tym czasie drugi wampir rzucił się do ucieczki. Ja jednak byłem szybszy. Zrobiłem dwa wielkie susy i chwyciłem go zaciskając pazury na jego ramionach. Następnie rzuciłem nim o przeciwległą ścianę.

Byli wobec mnie bezbronni jak dzieci. Masakrowałem ich przez dobre parę minut. Chciałem mieć pewność, że nie żyją. Dopiero potem zrozumiałem, że tą furię wywołał wstrzyknięty mi specyfik. Gdy przestał działać a stało się to dopiero po kwadransie nie mogłem uwierzyć, że tak się zachowałem.

Opadłem z sił i usiadłem na podłodze. Siedziałem tak przez kilka godzin, aż ponownie zacząłem przemieniać się w człowieka. Nie towarzyszył temu już żaden ból. Bez problemu ostatecznie uwolniłem moje ręce i nogi.

Bardzo doskwierał mi głód, więc przed wyjściem zlustrowałem jeszcze raz to całe pobojowisko. Część mebli była poprzewracana między innymi duża lodówka do której z ciekawości zajrzałem i tak jak podejrzewałem w środku znajdował się zbiornik z krwią. Możliwe, że było to urządzenie do wytwarzania krwi syntetycznej. Tak jak w jednym filmie o wampirach, który kiedyś widziałem.

Opuściłem to miejsce i udałem się do mojej chatki, gdzie zjadłem śniadanie ubrałem się i rzuciłem na łóżko byłem bowiem bardzo obolały.

 

&&&

 

Nie miałem pojęcia co ze mną będzie. Czy mi się uda ukrywanie, że jestem wilkołakiem?

Minęły trzy dni. Myślałem już o powrocie na jakiś czas do domu. Postanowiłem, że na pełnię będę tu przyjeżdżał.

Nadeszła trzecia noc po tym jak uśmierciłem dwa wampiry. Smacznie spałem, gdy nagle obudził mnie głośny trzask. Otwarłem oczy i ujrzałem, że drzwi od mojej chatki zostały wyważone. Do środka wszedł mężczyzna, ubrany zwyczajnie w dżinsy i sweter ale posturę miał potężną.

– Kim jesteś i czego chcesz? – spytałem zlękniony.

Ten jednak nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i pochylił się jakby chciał mnie pocałować. Wtedy ujrzałem nienaturalnie długie kły. Wgryzł się w moją szyję i zaczął chłeptać. Gdy skończył byłem tak słaby, że niemal nie mogłem się poruszyć. Wampir wyszedł. A ja usłyszałem na zewnątrz jakieś rozmowy. Podczołgałem się do drzwi chcąc ujrzeć co się dzieje.

Powoli udało mi się w końcu dotrzeć do wejścia i wyjrzeć z chaty. Niedaleko stała ciężarówka a kilku mężczyzn wnosiło do niej różne przedmioty z domu należącego do wampirów, które zabiłem. Wszystko już zrozumiałem. Gdy skończyli jeden podszedł do mnie, podniósł i przewiesił przez ramię. Potem zostałem zamknięty w skrzyni z otworami umożliwiającymi oddychanie.

Zacząłem się zastanawiać jak długo żyją wilkołaki.

Koniec

Komentarze

Ani moi rodzice ani ja, nikt nie spodziewał się, <– przecinek przed drugim ani ?

 

w ukryciu nagram to co im robi kamerą w telefonie komórkowym i przekaże film komu trzeba. <--ogonek

Trochę pisałem, potem surfowałem po internecie PRZECINEK co bardzo lubię robić.

Dalej chochlik jeszcze sporo przecinków pozjadał. Znajdziesz sam takie miejsca.

 

Zacząłem się zastanawiać jak długo żyją wilkołaki, bo nie było dla mnie ratunku. Wpadłem jak śliwka w kompot. ←  Miś usunąłby przekreślone, ale to Twój tekst,

Jak widzisz, miś przeczytał do końca. Powodzenia.

Dzięki. Zgodnie z radą zmieniłem zakończenie :)

 

A czemu miś nie pisze długich opowiadań???

Jestem niepełnosprawny...

Hmmm. Przeszkadzały mi nielogiczności.

Najpierw bohater postanowił, że nagra film z ukrycia, a potem zwyczajnie wyszedł z domu i nagrywał. Nawet nie przejął się tym, że włączył światło.

Jeśli ktoś walczy z wilkołakami, to dziwne wydaje mi się stwarzanie dodatkowego. Chyba lepiej pod względem strategicznym byłoby stworzyć wampira a do badań złapać już istniejącego łaka. Po co wzmacniać przeciwnika?

Policja nie zainteresowała się zwłokami sąsiada? Nie odnaleźli w środku śladów bohatera?

Co się stało z dobermanami?

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !!!

 

Bardzo mi miło, że znowu jesteś u mnie, wiedz, że u mnie czym chata bogata i tym rada :)

 

Faktyczne to co napisałaś bije w oczy ale po dłuższym zastanowieniu mogę chyba odeprzeć niektóre argumenty;

Najpierw bohater postanowił, że nagra film z ukrycia, a potem zwyczajnie wyszedł z domu i nagrywał. Nawet nie przejął się tym, że włączył światło.

 

Nagrywał w ukryciu bo była noc! Zaświeciła się lampa to się zaświeciła, ludzie o tej porze przeważnie śpią .

Jeśli ktoś walczy z wilkołakami, to dziwne wydaje mi się stwarzanie dodatkowego. Chyba lepiej pod względem strategicznym byłoby stworzyć wampira a do badań złapać już istniejącego łaka. Po co wzmacniać przeciwnika?

Tu faktyczne jest nie logika, przyznaję i to dość duża. No trudno. Pytanie jest “dlaczego wilkołaki i wampiry prowadziły wojnę” powinienem o tym napisać. Już nie zmienię ale rzeczywiście to było nie przemyślane. Dodam tylko, że na myśli miałem, że w tych czasach trudno jest złapać jednostkę wroga.

 

Policja nie zainteresowała się zwłokami sąsiada? Nie odnaleźli w środku śladów bohatera?

Co się stało z dobermanami?

 

Tutaj wydaje mi się, że nie ma braku logiki bo wampiry w czasach współczesnych były dobrze zorganizowane i “ekipa” wszystko wysprzątała.

 

Ale uznaję, duży brak logiki jest :(

Jestem niepełnosprawny...

Masz tu całkiem ciekawą historię, od tła bohatera, aż do plot twistu na końcu.

 

Na początku ciekawie gra przejście od bezpieczeństwa, wywołanego przez obecność rodziców, do osamotnienia i zwątpienia we własny osąd w rozmowie z sąsiadem.

 

Gdybym miał na coś wskazywać jako subiektywno-wścibską radę na przyszłość, to:

 

  1. więcej szczegółów i plastyki świata – nie wiem, rośliny na działce, opis dobermana, itp. Skoro sąsiad jest taki pradawny, to może w ubiorze coś dodać? Jak już przechodzimy do istot nadnaturalnych, to aż się prosi, żeby czytelnik mógł je lepiej poczuć.
  2. bardziej przyjrzeć się reakcji bohatera – początek sugeruje osobę dość niepewną siebie, osamotnioną. Spodziewałbym się dość mocnego przeżywania tego wszystkiego, także na takim fizycznym poziomie. Kolana się uginają, serce bije, itepe.

Technicznie – jest coraz lepiej, ale uczulam na interpunkcję.

 

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

O stary!!!!!

 

Bardzo się cieszę,. Wręcz nie mogę uwierzyć, że się spodobało. Wezmę się za czytanie zasad stawiania przecinków. Dziękuję ci!!!!!!!

 

I jeszcze dzięki za rady, które biorę do serca :)))

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

W pierwszej chwili miałem ochotę wkleić Twoje opowiadanie scena po scenie i pokazać, gdzie i jak bym poprawiał. Ale zamiast ryby lepiej dawać wędkę i jak widzę, inni komentujący także starali się postępować w ten sposób. Chciałeś szczerze to będzie szczerze.

Zacznę od plusów. Zdecydowanie nabrałeś pewnego luzu w pisaniu. Może to nawet pewność siebie i coraz lepszego warsztatu? Zdania są teraz bardziej okrągłe, wygładzone, dzięki czemu czyta się to znacznie lepiej, niż Twoje pierwsze wrzutki na portal. Mówię serio, ten powolny (prawie zawsze jest powolny) proces widać najlepiej, jeśli zagląda się do Twoich opowiadań raz na jakiś dłuższy czas.

Są w tym tekście całe fragmenty napisane na dobrym poziomie pod każdym względem, językowym, stylistycznym, konstrukcyjnym i kompozycyjnym Jest to język prosty, przejrzysty, bez udziwnień i jakiejś wybitnej literackości. Ale takim właśnie językiem pisze się prozę gatunkową, niesilącą się na artystyczne wzloty, więc jest w porządku. Sam jestem zwolennikiem i użytkownikiem przejrzystego języka.

Gdybyś potrafił utrzymać taki poziom opowieści/stylu/skupienia przez cały czas (o tym problemie za chwilę szerzej), to od strony warsztatowej byłoby dobrze. Nie wybitnie, nie znakomicie, nie świetnie, ale dobrze. Tak pisane opowiadania miałyby swoich odbiorców, a gdyby do tego dodać świeże, zaskakujące pomysły i ciekawe fabuły tworzyłbyś niezłe czytadła i sprawiał frajdę czytelnikom. Ale tutaj wchodzi pewien mankament, o którym też za chwilę.

Widzę, że lubisz dosłowne i pisane wprost opisy. Zazwyczaj zaleca się unikania takich opisów, zawsze lepiej przedstawić wygląd otoczenia czy bohaterów pośrednio, mimochodem, przemycać te opisy lub cechy wyglądu, przy okazji prezentacji wydarzeń, zachowań postaci itp. Ale zauważyłem, że nawet takie tuzy literatury popularnej jak Lee Child, walą często wprost, opisując czyjś wygląd, czy miejscówkę ze szczegółami, więc te zasady są tylko umowne. U Ciebie jest ok i w miarę naturalnie, gdy chodzi o opisy lokalizacji, gorzej gdy piszesz o wyglądzie postaci. Podajesz wprost wzrost, kolor włosów itd. To już naturalnie nie wygląda w narracji pierwszoosobowej. W sumie kto z nas, widząc pierwszy raz człowieka, określa jego wzrost co do centymetra i przejmuje się kolorem włosów?

Ale idźmy dalej. Teraz o głównym mankamencie Twojego pisania, jaki mi się rzuca w oczy. 

Mam wrażenie, że dajesz się ponieść wyobraźni. A może raczej ślinie, która nie wiadomo co przyniesie na język (klawiaturę). Dobrze zaczynasz (i te początki, czy wręcz pierwsze połowy tekstów, są zazwyczaj zwyczajnie lepsze, bardziej dopracowane, poprawniejsze, może też lepiej przemyślane). A potem zaczyna się to wszystko (zwłaszcza fabuła) rozjeżdżać. Nie masz chyba żadnego planu wydarzeń i piszesz dalej, co wpadnie Ci do głowy na bieżąco. Nie twierdzę, że zawsze potrzebny jest szczegółowy plan, czasem warto dać się poprowadzić bohaterom czy zwrotom akcji, które przychodzą do głowy w trakcie pisania, ale zawsze warto wiedzieć, dokąd nas to mniej więcej prowadzi. Ja na przykład dosyć szybko wpadam na pomysł finału, zakończenia i chociaż czasem ten finał się zmienia gdy przyjdzie mi do głowy lepszy pomysł, czy jakieś jeszcze głębsze zakończenie, ale to i tak jest pisanie „do celu”, prowadzenie akcji „do celu” i gdy ten cel się zmienia, to i poprawki we wcześniejszym tekście są pomyślane pod ten nowy finał. W każdym razie jakaś luźna przynajmniej kontrola nad materią fabularną cały czas istnieje.

Powinieneś więc przed napisaniem lub w trakcie, zastanowić się, o czym ma być tekst, co chcesz nim przekazać, jak ma wybrzmieć zakończenie itd. Warto też zadbać o finałową scenę, która przyniesie np. twist, rozwiązanie zagadki, zakończenie zmagań bohatera, osiągnięcie celu itp. Można też zostawić zakończenie celowo otwarte, pozostawiające czytelnika w zadumie, zachwycie lub dające mu otwarte pole do interpretacji.

U Ciebie mamy niestety zakończenie, które wygląda, jakby autorowi historia się już znudziła i postanowił sobie przerwać opowieść w tym miejscu i tyle. Nagle pojawia się z choinki kolejny wampir, bohater zostaje uwięziony i… "no to cześć wam, znudziło mi się i to by było na tyle".

Nie dostajemy nic.

Nie ma rozwiązania zagadki, twista, puenty, punktu kulminacyjnego, katharsis itp. Tak jak wspomniałem wcześnie, akcja zaczyna się nieco rozłazić już od pewnego momentu, porzucasz pewne wątki (np. psy, wielki wilkołak w laboratorium), zaczynasz inne, dokonujesz masakry i nie dajesz zakończenia. Brakuje też w pewnym momencie logiki, bo niby dlaczego wampiry wypuszczają swoją ofiarę z laboratorium, a potem przychodzą ją prosić o udział w eksperymentach, oferując na dodatek wynagrodzenie?

Sam pomysł główny na odwieczną walkę wampirów z wilkołakami trochę jakby zaczerpnięty z serii Underworld czy cyklu Zmierzch.

Na koniec dodam jeszcze, że interpunkcja w powyższym tekście leży i kwiczy, Dawidzie, jak ranny wilkołak.

I jeszcze kilka luźnych uwag, bo nie zrobiłem łapanki, ale coś tam mi się mocniej rzuciło na oczy:

 

[…] w malutkiej miejscowości „Czerniowce”

– nazwy miast i miejscowości zapisujemy bez cudzysłowu. Poza tym zgubiłeś kropkę na końcu zdania.

 

[…] usłyszałem skowyt biednych psiaków, była godzina 1:03.

Zegar na ścianie wskazywał 23:46 […]

– niepotrzebnie podajesz, ile dokładnie było stopni, ile minut itd. A poza tym liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ani moi rodzice, ani ja, nikt nie spodziewał się, że w najbliższym czasie moje życie diametralnie się zmieni, wręcz można by powiedzieć, że obróci się do góry nogami i do tego o 180 stopni.

 

Wieczorem gdy zaczęło się już ściemniać z wielką wdzięcznością podziękowałem im i pożegnaliśmy się.

 

Przełamałem się i już miałem wstać by sprawdzić co się dzieje.

 

Bardzo się zaniepokoiłem. „Co się tam dzieje?” – myślałem.

– nadużywasz zaimka zwrotnego „się”. Próbuj unikać zbitek „się” w zdaniu i „się” na końcu zdania:

 

Posiadał czarne włosy spięte w kucyk […]

– dziwnie brzmi określenie „posiadał włosy”. Już lepiej miał włosy. Jego włosy były… itp.

 

Co się dzieje w nocy z pana psami? Skomlą jakby ich ktoś obdzierał ze skóry.

– nie gub odpowiedniej formy zaimków. Psy, czyli one zatem: Skomlą jakby je ktoś…

 

Czułem ból w palcach, które poczęły grubnąć […]

– chyba grubieć? Puchnąć?

 

Miałem świadomość, że mogę teraz pobiec do lasu i z łatwością upolować jakieś zwierzę następnie zjeść je na surowo.

– czegoś tu zabrakło. Najpewniej spójnika. […] upolować jakieś zwierzę a(i) następnie […]

 

Około dwudziestej pierwszej sąsiad, którego imię poznałem, był to Michał, a przynajmniej tak chciał by się do niego zwracać, przyszedł po mnie.

– koszmarny szyk zdania. Kilka takich konstrukcji się tutaj trafiło. Rozbij to na dwa-trzy krótsze zdania. Na pewno „przyszedł do mnie” nie powinno być na końcu tego długaśnego zdania.

 

Powodzenia, Dawidzie! 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Witam w moich skromnych progach mr.maras :)

 

Kurcze no twoje uwagi są bardzo trafne. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko jak pokaże twoją recenzję moim rodzicom, z którymi dzielę się ważnymi wydarzeniami w moim pisarstwie :)

 

Bardzo się postarałeś nie wiem jak ci się mam odwdzięczyć. Ja wiem, że dobrze piszesz to spokojnie mogę obiecać, że przeczytam jakieś Twoje teksty.

 

Jeszcze o twoim komentarzu; jest to dla mnie nie lada niespodzianka, myślałem, że w nocy będę ryczał jak bóbr :))) albo się zaczerwienię. Natomiast czuję się świetnie. Twoje plusy mnie bardzo podbudowały. A że teraz pisze nowe opowiadanie spróbuje nie popełniać błędów o których mi napisałeś. Może się do końca nie udać ale spróbuję.

 

Szczerze, bardzo dużo mi daje to, że jestem na tym portalu. Może w przyszłości i ja będę pomagał :)))))))))))))))))))))))))))))))

Serdecznie pozdrawiam :)

Jestem niepełnosprawny...

Hej, Dawidiq150!

 

Mam nadzieję, że z niektórych moich sugestii skorzystasz i okażą się przydatne. Pokazuj te komentarze, komu chcesz, to portal publiczny, wypowiadamy się publicznie. Rodziców pozdrawiam przy okazji.

Zawsze zapraszam do lektury moich opowiadań, a jedno (“Dzieci Marii”) ostatnio skomentowałeś nawet jako pierwszy czytelnik.

Nie ma co ryczeć jak bóbr i się czerwienić, tylko trzeba krytykę brać na klatę i pamiętać, że te wszystkie opinie w komentarzach są zawsze subiektywne i to, co myśli jeden czytelnik może się całkowicie różnić od tego, co myśli inny czytelnik. A wszystkich nigdy nie zadowolisz. A z sugestii i uwag warto korzystać, nawet tych trudnych do przełknięcia.

Powiem tak – myślę, że akurat w Twoim przypadku dobry plan fabuły, przynajmniej w kilku punktach zarysowujący akcję i jej główne składowe (a także zwroty) bardzo by się przydał. Spróbuj stworzyć taki szkic wydarzeń od wprowadzenia, przez rozwinięcie do zakończenia. Podziel sobie plan na te trzy elementy i zastanów się, co się w nich wydarzy, jakie sceny tam się znajdą (a te umieść w podpunktach). I pisz scenami, które by odpowiadały tym zaplanowanym punktom akcji. Może to pozwoli Ci poprawadzić przemyślaną fabułę, która będzie miała ręce i nogi i nie zboczy na manowce, i nie urwie się w dziwnym miejscu.

A przede wszystkim pomyśl nad ciekawym zakończeniem, które dobrze by zamykało/podsumowało opowieść. A może jakimś dobrze wymyślonym twistem, który by czytelnika zaskoczył.

Portal na pewno sporo daje. I życzę Ci tego, żebyś za jakiś czas, mógł służyć doświadczeniem pisarskim i radami innym. Więcej wiary w siebie, Dawidiq150!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wstęp opowiadani wciągnął mnie, bo był dobrze napisany i bardzo naturalny. Potem zaczęłam się bać i to też było OK. Natomiast po połowie troszkę mi siadło. Wilkołaki i wampiry i na koniec klatka…trochę tego za dużo. Jakbyś nie mógł się zdecydować, w którą stronę iść i poszedł we wszystkie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush dzięki!!!

 

Teraz piszę lepszy tekst :) Posłuchałem rady o stworzeniu planu opowiadania :)

Jestem niepełnosprawny...

Wampiry, wilkołaki, eksperymenty – poszedłeś w klasykę horroru :)

Muszę się zgodzić z przedmówcami – na początku opowiadanie jest naprawdę dobre, a im dalej w las tym bardziej zdaje się pędzić, a wraz z tym rozpędem gubi nieco jakości, trochę jakbyś walczył z czasem albo limitem znaków. Mimo tego oceniam je pozytywnie, ale żałuję też niewykorzystanego potencjału, który widoczny był w pierwszych akapitach.

Życzę wytrwałości i cierpliwości w pisaniu kolejnych tekstów.

OOO !! dzięki.

 

Nie ma czego żałować, przecież pomysłów jest nieskończona ilość. Ja nie żałuję i tak na to nie patrzę.

Fajnie, że zaglądnąłeś!

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Ma wrażenie, że upchnąłeś tu wszystko, co Ci akurat przyszło do głowy ;)

Przynoszę radość :)

Cześć!

 

Opowiadanie jest nieco zbyt pospieszne, żeby atmosfera grozy dobrze tu wybrzmiała. Pomysł miałeś dość klasyczny, ale jak najbardziej można było na tym sporo zbudować. Najlepiej wyszły Ci sceny z psami, pojawiały się tu dobre momenty. To co mi trochę przeszkadzało to zbytnia liniowość, nie ma zwrotu akcji, a bohater idzie trochę jak po sznurku. Na samym początku bardzo jednoznacznie się definiuje jako nieudacznik, a potem dostaje dom od rodziców, to kreuje dość monotonną postać. Bardziej interesujący są bohaterowie walczący z przeciwnościami losu niż całkowicie bierni.

Podajesz też dużo szczegółów i opisów niezbyt istotnych czynności. Miałam wrażenie, że czasami niepotrzebnie zaciemniasz fabułę dodatkowymi szczegółami. Na przykład takimi:

Przed południem wybrałem się pieszo do sklepu, w jedną stronę zajęło mi to godzinę i dwadzieścia minut.

Myślę, że dobrze byłoby gdybyś po napisaniu opowiadania jeszcze zadał sobie pytanie, jakie informacje chcesz czytelnikowi przekazać i co jest dla fabuły istotne. Wtedy będziesz mógł nieco tekst zdynamizować, a akcja nie będzie się rozmywała.

Dzięki za rady!!!

 

Wezmę pod uwagę bo akurat pracuję nad nowym tekstem :)

 

Fajnie, że zaglądnęłaś :)

Jestem niepełnosprawny...

Dzień doberek! 

Dawno nie miałem okazji poczytać Twoich tekstów, więc fajnie, że spróbowałeś się w konkursie. 

To co mi się spodobało to początek. Jest dość nietypowy, ciekawy ze względu, że bohater w jakimś zaciszu, w domku podarowanym przez rodziców, również próbuje swoich sił w pisarstwie ;) Tak więc interesujesz na samym starcie i za to plus. 

Jak to u Ciebie bywa, nie mogło odbyć się bez jakiś strasznych bestii. Tym razem mamy wilkołaki i wampiry i niepokojące eksperymenty z sąsiedniego domu. Pomysł całkiem w porządku, tylko fabularne luki i zachowania nieco tutaj obniżyły poziom tekstu. Jak chociażby scena, w której bohater wręcz zostaje porwany, zastraszany bronią, zgarnięty do przedziwnego laboratorium i jeszcze otrzymuje nie wiadomo jakie świństwo w postaci zastrzyku. Czuje przerażenie, ale nie mija parę chwil, kiedy już jest podekscytowany i wypytuje podejrzanych ludzi o przeróżne rzeczy, a oni sami wręcz wyganiają głównego bohatera z laboratorium. Tego typu rzeczy niezbyt wydawały mi się wiarygodne. 

Trochę też kulało mi wykonanie. Literówki, bądź momentami dialogi. A o tym niżej: 

Pamiętam Twoje teksty też z tego, że mało było w nich dialogów, a kiedyś nawet wspominałeś, że się ich obawiasz. Nie ma czego, dobrze że próbujesz się w nich znaleźć. Czasami było całkiem w porządku w kwestiach dialogów, a czasami dość drętwo, chociażby:

– Dzień dobry – powiedziałem przyjaźnie.

 

– Dzień dobry – odpowiedział obojętnie.

 

Na przykład. Warto popracować przy nich nad jakimś urozmaiceniem na przyszłość, bo jak ze wszystkim, potrzeba obycia. 

 

“Miałem świadomość, że mogę teraz pobiec do lasu i z łatwością upolować jakieś zwierzę następnie zjeść je na surowo. Było to jednak zachowanie nie ludzkie a ja nadal wewnątrz czułem się człowiekiem.

Na stole w papierowej torbie leżało sześć bułek. Wysypałem je i łapczywie zjadłem.”

 

→ Ten cytat to urocza perełka, biorąc pod uwagę, że mówi to Wilkołak :D 

 

Starałeś się wywołać jakiś nastrój niepokoju i fakt, na miejscu bohatera też bym się nieco przestraszył. Szkoda tylko, że historia się tak kończy. Szkoda dla bohatera, ale też dla czytelniczej satysfakcji. Zabrali do klatki i koniec, hmmm. Skąd się wzięły późniejsze wampiry? Dlaczego przybyli do tego miejsca tuż po śmierci tamtych? Tak od razu zagarnęli chatę :P

Trochę się rozpisałem. I jak już wieeeelu, wieeeelu Ci to mówi po sto razy, to też przyznam, że widać zmiany u Ciebie w pisaniu na plus. 

No to co, Dawid, bardzo dziękuję za udział w konkursie! 

Pozdro!

 

Cześć

 

Dzięki, że taki długi komentarz. Biorę do serca wszystkie rady. A jeśli chodzi o dialogi to była taka zabawna sytuacja; pisałem sobie wieczorem (bo ja ostatnio bardzo dużo staram się pisać) i okazało się, że w tekście akurat muszą być dialogi i to więcej niż zwykle pisałem. Wyobraź sobie, że zaczęło już jaśnieć za oknem a ja jeszcze męczyłem się by te dialogi nie były takie sztuczne. A często czytam sobie na głos. Około 5 rano dopiero się położyłem spać.

Już mówiłem też regulatorzy, że przy następnych opowiadaniach tak się przyłożę, że nie będzie mi żadna beta potrzebna :) Może nie do końca da się to u mnie zrealizować… Ale takie postanowienie zachęca mnie tylko.

Powiem ci, że ja też widzę u siebie postępy. Czytam wiele razy na głos i to naprawdę dziesiątki razy. A za każdym robię jakąś poprawkę.

 

Dzięki jeszcze raz!!!

 

PS.

Pozdrawiam :-)

Jestem niepełnosprawny...

Mhm, czytanie na głos zdecydowanie może przynieść efekty. Ale, że tak długo nie zmrużyłeś oka dla opowiadania to doceniam poświęcenie :) No tekst bez dialogów jest dla mnie nużący, bo jednak dialogi nadają pewnego realizmu, wczucia się w historię, autentyczności. To oczywiście zależy od formy, bo ciężko chociażby o dialogi, gdy tekst jest formą pamiętnika/dziennika. Ale w większej części opowiadań są one dość potrzebne. Fajnie więc, że się do nich przekonałeś, bo jak pamiętałem – miałeś co do nich obawy. Dobrze, że znikły i starasz się poszerzać horyzonty :)

Nowa Fantastyka