Nic w życiu nie osiągnąłem, mam trzydzieści dwa lata i wciąż mieszkam z rodzicami, którzy mnie utrzymują. Nie mam dziewczyny, ani pracy, to może zbyt surowe ale nazywam siebie życiowym nieudacznikiem.
W czasie wolnym, a mam go bardzo dużo próbuję coś pisać. To trochę żałosne, ale czasem marzę, by zostać wielkim pisarzem i żeby moje książki osiągały status bestsellerów.
Ani moi rodzice, ani ja, nikt nie spodziewał się, że w najbliższym czasie moje życie diametralnie się zmieni, wręcz można by powiedzieć, że obróci się do góry nogami i do tego o 180 stopni.
&&&
– Błażeju mamy dla ciebie niespodziankę – powiedziała do mnie mama przy śniadaniu.
– Z jakiej okazji? – spytałem.
– Bez okazji – wtrącił się tata uśmiechając się do mnie – kupiliśmy ci coś, co między innymi pomoże ci rozwijać twoje hobby.
– Co to takiego? – bardzo się zaciekawiłem.
– Niewielka działka z domkiem poza miastem. W ciepłe dni będziesz mógł tam mieszkać i spokojnie pracować nad swoją książką.
– Naprawdę? – spytałem ucieszony.
– Tak – powiedziała mama. – Znajduje się niedaleko, czterdzieści kilometrów stąd w malutkiej miejscowości „Czerniowce”
– Fantastycznie! – byłem naprawdę szczęśliwy – kiedy tam pojedziemy?
– Zjemy śniadanie i możemy jechać – powiedział tata radośnie.
&&&
Po krótkiej podróży dotarliśmy na miejsce. Przywitało nas tu głośne szczekanie psów. Wysiadłem z samochodu i ujrzałem małą jednopiętrową chatkę pomalowaną na pomarańczowo. Nieduży teren wokoło niej ogrodzony był rdzewiejącą metalową siatką. Niedaleko stał dużo większy piętrowy dom. Posiadał przybudówkę służącą za kojec dla trzech rasowych dobermanów.
Gdy szliśmy otworzyć drzwi mojej małej posesji z pobliskiego domu wyszedł gospodarz. Zaczął uspokajać psy, potem podniósł rękę na znak przywitania i uśmiechnął się. Był to wysoki jegomość, wyglądający na ponad sześćdziesiąt lat, ubrany skąpo, ale adekwatnie do pogody. Temperatura powietrza wynosiła bowiem trzydzieści sześć stopni.
Pozdrowiłem go tak jak on mnie, a potem użyłem klucza i wszedłem do środka działkowej altany. Rodzice weszli za mną. Zacząłem oglądać wnętrze.
Miejsce okazało się wymarzone dla mojej pracy. Byłem pewien, że w takich warunkach napiszę świetną książkę.
&&&
Moi rodzice pomyśleli o wszystkim, postarali się nawet o używany, ale sprawny rower, bym mógł jeździć po artykuły spożywcze do nieco oddalonego sklepu. Wieczorem gdy zaczęło się już ściemniać z wielką wdzięcznością podziękowałem im i pożegnaliśmy się. Chciałem już od dzisiaj tu mieszkać, bo dlaczego nie? Jutro mieli mi przywieźć laptop – moje narzędzie pracy, a także inne niezbędne rzeczy takie jak ubrania czy mikrofalówkę.
Czułem się wspaniale. Powietrze było tu świeże, a z niedalekiego lasu dolatywały dźwięki natury.
Rozebrałem się i położyłem w łóżku. Niedługo potem zasnąłem.
&&&
Obudziło mnie ujadanie psów. Popatrzyłem na zegarek, wskazywał pierwszą z minutami.
Z niedowierzaniem zacząłem uważniej nasłuchiwać. To nie było zwykłe szczekanie, tylko pełne bólu skomlenie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem. Bardzo się zaniepokoiłem. „Co się tam dzieje?” – myślałem. Strach było wyjść i się przekonać. I wtedy ustało. Zapadła grobowa cisza. Minął kwadrans zanim ponownie usnąłem.
&&&
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Okazało się, że to rodzice, godzina była dziesiąta szesnaście.
Wpuściłem ich, mieli ze sobą potrzebne mi przedmioty.
– Jak się spało? – zapytał tata.
– Fantastycznie – odparłem zgodnie z prawdą. Przypomniało mi się nocne zdarzenie, ale zdecydowałem się nie zawracać im tym głowy.
Zjedliśmy razem przyniesione przez nich śniadanie, pogadaliśmy trochę, a około trzynastej odjechali.
Poszedłem na spacer po okolicy. Gdy wróciłem zabrałem się za pisanie mojej powieści. Dzień minął nadzwyczaj przyjemnie. Gdy zrobiło się ciemno poszedłem spać.
&&&
Tak jak poprzednio w środku nocy zbudził mnie ten sam odgłos pełnego bólu psiego skomlenia. Przełamałem się i już miałem wstać by sprawdzić co się dzieje. Ale zanim to zrobiłem psi płacz ustał. Postanowiłem jutro porozmawiać z gospodarzem pobliskiego domu.
&&&
Rano po śniadaniu wyszedłem z chatki i udałem się do sąsiada. Dobermany były spokojne. Patrząc na nie kompletnie nie mogłem odgadnąć co się z nimi działo w nocy.
Zapukałem do drzwi. Po chwili się otwarły i stanął w nich właściciel. Mogłem mu się dokładniej przyjrzeć. Posiadał czarne włosy spięte w kucyk i obfitą, gęstą brodę. Był mojego wzrostu, z pewnością liczył sobie około metr osiemdziesiąt. Grubokościsty, ale o zdrowej sylwetce.
– Dzień dobry – powiedziałem przyjaźnie.
– Dzień dobry – odpowiedział obojętnie.
Postanowiłem od razu przejść do celu mojej wizyty.
– Co się dzieje w nocy z pana psami? Skomlą jakby ich ktoś obdzierał ze skóry.
– Musiało ci się coś przyśnić – odparł, a ja pomyślałem, że to zboczeniec, sadysta który znęca się nad nic niewinnymi psiakami.
– Jeśli je pan krzywdzi, poinformuję odpowiednie służby i pójdzie pan do więzienia.
– Nic im nie robię, musiało ci się coś przyśnić – powtórzył i dodał – Nie zadzieraj ze mną gówniarzu.
Następnie zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Postanowiłem, że jeśli teraz po mojej interwencji sytuacja z psami się powtórzy, w ukryciu nagram to co im robi kamerą w telefonie komórkowym i przekażę film komu trzeba.
Dzień zleciał mi bardzo szybko. Przed południem wybrałem się pieszo do sklepu, w jedną stronę zajęło mi to godzinę i dwadzieścia minut. Trochę pisałem, potem surfowałem po internecie, co bardzo lubię robić. Następnie poczytałem trochę książkę, ani się obejrzałem, a zaczęło się ściemniać. Dzień jak każdy, ale tak naprawdę ciągle myślałem o tym co się stanie w nocy. Postanowiłem nie spać tylko czuwać i przyłapać zwyrodnialca na gorącym uczynku.
Obejrzałem sobie kilka odcinków „Gry o tron” na portalu superfilmy.pl gdzie miałem opłacony abonament. Potem jeszcze trochę przeglądałem internet. I nagle, tak jak poprzednich nocy usłyszałem skowyt biednych psiaków, była godzina 1:03.
Wyszedłem z chatki i zacząłem się skradać w stronę większego domu. Brama w płocie wokół niego jak zwykle była otwarta. Dziwne, że nie zauważyłem mojego sąsiada, jednak psiaki kwiczały wniebogłosy. Gdy się zbliżyłem musiała zadziałać fotokomórka i lampka oświetlająca ganek zapaliła się.
Po tym co ujrzałem zamarłem z przerażenia. Dobermany leżały jak sparaliżowane, dwa na lewym boku jeden na prawym. Z ich brzuchów coś się wyłaniało. Najpierw zobaczyłem wilczy łeb, potem dwa kikuty łap. Chwilę później ta nieprawdopodobna przemiana dobiegła końca i psy przestały skomleć. Wyglądało na to, że straciły przytomność.
Przede mną w kojcu znajdowały się trzy wielkie wilki, trzykrotnie większe od dobermanów, których ciała przylegały do ich karków. Wszystkie miały kończyny do połowy amputowane tak że ich próby opuszczenia kojca był daremne.
Otrząsnąłem się z szoku i zacząłem nagrywać komórką filmik. Wtedy usłyszałem z tyłu głos:
– Dobry wieczór!
Odwróciłem się i ujrzałem mojego sąsiada trzymającego w rękach strzelbę. Wycelowana była w moją nogę.
– Jeśli nie chcesz bym ci strzelił w kolano to rób co ci każę.
– W porządku – powiedziałem pojednawczo – Ale powiedz mi na boga co tu się dzieje?
– Wejdź do domu – rozkazał.
Robiłem to co mi mówił i po chwili znaleźliśmy się na schodach prowadzących do podziemnego pomieszczenia. Na samym dole były drzwi, otwarłem je i wszedłem.
To co początkowo zobaczyłem wprawiło mnie w niemałą ekscytację, a potem gdy ujrzałem wszystko, zszokowało jeszcze bardziej, niż gdy widziałem co się dzieje z dobermanami.
W obszernym pomieszczeniu było jak w nowoczesnym laboratorium. Wzdłuż jednej ściany stały trzy stanowiska komputerowe, przy jednym siedział mężczyzna ubrany w dżinsy i pomarańczowy podkoszulek był tak skupiony na swojej pracy, że nawet nie spojrzał kto wchodzi.
Dalej stały szafki z szklanymi drzwiczkami. W środku ujrzałem multum słoiczków z emblematami i inne akcesoria takie jak na przykład strzykawki czy skalpele. Była też duża lodówka, która bardzo głośno brzęczała. Jednak to co było największą atrakcją to kudłata bestia przywiązana i całkowicie unieruchomiona na obitym skórą bądź imitacją skóry fotelu.
Potwór miał przymrużone oczy. Był pół-wilkiem pół-człowiekiem. Gdyby wstał mierzyłby z pewnością około trzech metrów.
– Co to wszystko ma znaczyć? – spytałem jednocześnie przerażony i podekscytowany.
Mężczyzna z kucykiem przestał mierzyć do mnie strzelbą i odpowiedział:
– Dawno nie rozmawiałem z nikim prócz Stefana – wskazał swojego kolegę. – więc ci powiem. I tak gdy opuścisz to pomieszczenie nie będziesz chciał tego nikomu powtórzyć.
Nie wiedziałem co chce przez to powiedzieć ale zacząłem się bać. A on zaczął opowiadać:
– W 1693 roku byłem jednym z najlepszych alchemików, którzy wtedy żyli. Którejś nocy do mojej posesji wdarli się jacyś ludzie, właściwie nie ludzie, ale wtedy tego nie wiedziałem. Nikogo nie skrzywdzili, mi jednak spętali ręce i porwali. Zostawili w zamian mojej rodzinie duży mieszek pełen złota.
To były wampiry. Zostałem ugryziony i zostawiony na trzy doby w jakiejś piwnicy. Potem wpuszczono do mojego więzienia starca bym się posilił jego krwią. I tak się przemieniłem i stałem jednym z nich. Potrzebowali mnie gdyż wampiry toczyły wtedy zaciekłą wojnę z wilkołakami (która tak naprawdę nigdy się nie zakończyła) i przegrywały ją. Wilkołaki były bowiem potężniejsze, sam widzisz to jeden z nich – wskazał ręką więźnia.
Razem z innymi naukowcami badaliśmy słabe punkty tej legendarnej rasy. Jeśli nie wiesz bądź twoja wiedza jest zła, powiem ci, że wilkołaki dzielą się na dwa podtypy, które koegzystują ze sobą. Jedne posiadają taką właśnie postać jak ten tu przez nas uwięziony, nad którym przeprowadzamy eksperymenty, a inne są ludźmi którzy przemieniają się jedynie podczas pełni.
Ponownie wycelował we mnie strzelbę i powiedział:
– Dostaniesz teraz zastrzyk, który sprawi, że zmienisz się w wilkołaka i będziesz się już zawsze podczas pełni księżyca w niego zmieniał.
Wtedy Stefan wstał od komputera i podszedł do jednej z szafek, następnie wyjął z niej bardzo pojemną strzykawkę w której była jakaś czerwona substancja, jak się domyślałem krew. Potem podszedł do mnie.
– Błagam nie róbcie tego – wpadłem w panikę.
Wampir ze strzelbą dotkną lufą mojej nogi i powiedział spokojnie:
– Nie rzucaj się, bo strzelę.
Potem drugi wampir zrobił mi zastrzyk.
– Za dziesięć minut zaczniesz się przemieniać – powiedział. – możesz już odejść.
– Co wyście mi zrobili? – byłem przerażony.
– Przygotuj się na ogromny ból – odezwał się jeszcze wampir z kucykiem – A teraz wynocha!
Nie czując jeszcze żadnych skutków zastrzyku skierowałem się w stronę wyjścia.
– Czy to samo podaliście psom? – zapytałem bojąc się odpowiedzi.
– Nie do końca to samo – odparł Stefan – na psach eksperymentowaliśmy, ty w sposób naturalny się przemienisz.
Miałem jeszcze dziesiątki pytań, które cisnęły mi się na usta. Ale mnie wygonili. Wróciłem do mojego domku, nie wiedząc co mam teraz zrobić. Rozważałem czy nie zadzwonić na pogotowie. I wtedy to się stało.
Całe moje ciało jednocześnie zaczęło się przemieniać. Czułem ból w palcach, które poczęły grubnąć a paznokcie urosły i zakrzywiły się. To jednak było nic w porównaniu z bólem wewnątrz mnie. Klatka piersiowa i brzuch, tam najbardziej czułem przemianę. Z każdą sekundą robiłem się większy, zaczął mi przeszkadzać ścisk spodni, zwłaszcza w kroczu. Prędko zdjąłem ubranie.
Nie było lustra, w którym mógłbym się przejrzeć. Ale dobrze widziałem moje ręce, które w ciągu dwudziestu sekund obrosły czarną sierścią. Ból był okropny, zacząłem krzyczeć a z oczu pociekły mi łzy. Na szczęście nie trwało to długo, może minutę.
Cierpienie minęło, ale ja leżałem jeszcze długo na podłodze, musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Czułem się bardzo dziwnie. Moje zmysły się wyostrzyły, zwłaszcza węch. Gdy wstałem głowa sięgała mi niemal sufitu. Miałem ciało olbrzymiej bestii, również aparat gębowy się zmienił i nie pozwalał teraz na wypowiadanie słów. Nie mogłem przestać myśleć o jedzeniu. Byłem bardzo głodny.
Miałem świadomość, że mogę teraz pobiec do lasu i z łatwością upolować jakieś zwierzę następnie zjeść je na surowo. Było to jednak zachowanie nie ludzkie a ja nadal wewnątrz czułem się człowiekiem.
Na stole w papierowej torbie leżało sześć bułek. Wysypałem je i łapczywie zjadłem. To musiało mi wystarczyć. Potem położyłem się na, teraz zbyt małym dla mnie łóżku i znowu z oczu popłynęły mi łzy, tym razem nie z bólu, a ze smutku i rozpaczy. Zasnąłem.
&&&
Gdy się obudziłem był dzień, a ja z powrotem miałem ludzkie ciało. Cały obolały wstałem i zacząłem się ubierać. Ubrany postanowiłem pojechać rowerem do sklepu po coś do jedzenia. I wtedy ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyłem, to był mój sąsiad – wampir z kucykiem.
– Czego chcesz? – spytałem z irytacją, gdyż nienawidziłem go.
– Wysłuchaj mnie – odparł – mam ci coś ważnego do powiedzenia.
– Gadaj, byle szybko.
– Mamy dla ciebie propozycję; jeśli pozwolisz nam prowadzać na sobie badania i eksperymenty jesteśmy gotowi ci zapłacić. Powiedzmy na początek 40 000 złotych a potem co miesiąc 10 000. Pomyśl, mógłbyś kupić rodzicom na przykład nowe auto. Przemyśl to i jak się zdecydujesz daj odpowiedź.
Potem odwrócił się i odszedł. A ja po chwili zastanowienia ucieszyłem się. W mojej tragicznej sytuacji szczęście jednak się do mnie trochę uśmiechnęło. Nie miałem nic do stracenia. Tak więc chwilę później poszedłem by oznajmić, że zgadzam się na ten układ. Wampir naprawdę mówił serio, poprosił mnie o numer konta bankowego i powiedział:
– Wkrótce zrobię przelew, a ty bądź gotowy od jutra będziesz już potrzebny.
&&&
Następnego dnia rano sprawdziłem, na moje konto wpłynęło 40 000 złotych.
Nieprawdopodobne jak wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu przez ostatnie kilka dni.
Od dzisiaj stałem się królikiem doświadczalnym. Wstrzykiwali mi jakieś substancje podawali jakieś mikstury do wypicia. Pod ich wpływem działy się ze mną różne rzeczy. Raz bardzo źle się poczułem i dostałem wysokiej gorączki.
Naukowcy jednak ciągle powtarzali, że najwięcej dowiedzą się podczas pełni, gdy się przemienię. A ta miała nastąpić za osiem dni.
&&&
Dzień za dniem upływał, a ja gdy nie byłem potrzebny dwóm wampirom pisałem swoją książkę i rozważałem co zrobić z kapitałem, który teraz posiadałem. Chciałem zrobić prezent rodzicom, ale nie wiedziałem jaki. Ostatecznie postanowiłem, że po prostu dam im te pieniądze mówiąc przy tym, że wygrałem je w Lotto.
Nadszedł w końcu dzień przed pełnią. Około dwudziestej pierwszej sąsiad, którego imię poznałem, był to Michał, a przynajmniej tak chciał by się do niego zwracać, przyszedł po mnie.
Udaliśmy się do podziemnego laboratorium, gdzie kazali mi zdjąć ubranie i usiąść na fotelu, który wcześniej zajmował inny wilkołak. Nie miałem pojęcia co zrobili z tamtym, ale nie zamierzałem o to pytać.
Potem unieruchomili mi ręce i nogi i zajęli się swoimi sprawami.
&&&
Wiedziałem, jak za kilka godzin będę się czuł, poznałem już ból podczas przemiany. Jednak i tak bardzo się tego bałem.
Zegar na ścianie wskazywał 23:46 kiedy się rozpoczęło. Cierpienie było nie do opisania. Dwoje naukowców – wampirów przyglądało mi się badawczo przez tę niespełna minutę kiedy skręcałem się jęcząc z boleści. Działo się ze mną dokładnie to samo, co podczas mojej pierwszej przemiany. Potem ból minął a ja miałem postać olbrzymiej bestii zwanej wilkołakiem.
Dwoje wampirów odczekało kwadrans aż ochłonąłem i Stefan wziął wcześniej przygotowaną strzykawkę i zrobił mi zastrzyk. Potem poinstruował mnie:
– Za chwilę gdy wstrzyknięta substancja zacznie działać będę zadawał ci proste pytania. Kiwaj głową na „tak” bądź na „nie”. Rozumiesz?
Kiwnąłem na tak, że rozumiem.
Po kilkunastu sekundach zacząłem odczuwać wpływ lekarstwa. Szczerze wątpię czy taki efekt chcieli wywołać dwaj wampirzy naukowcy, bo poczułem się bardzo pobudzony i zaczęła rozpierać mnie energia. Potrzebowałem bardzo dać jej ujście. Było to uczucie tak silne, że zacząłem się szarpać. Do głowy wpadła mi myśl; jak cudownie byłoby uśmiercić tych dwóch krwiopijców za to co mi zrobili.
Stefan zaczął zadawać mi pytania. Ale ja go zignorowałem szarpiąc się jeszcze mocniej. Metalowe zatrzaski na moich rękach i nogach były solidne ale konstrukcja fotela okazała się zbyt słaba. Rozpadł się na części.
Zanim wampiry zareagowały dopadłem Stefana. Zamachnąłem się potężną łapą i przeorałem pazurami jego twarz. Obrócił się o 90 stopni i wpadł na jedno ze stanowisk komputerowych. Połowa jego twarzy zmieniła się w krwawą miazgę.
W tym czasie drugi wampir rzucił się do ucieczki. Ja jednak byłem szybszy. Zrobiłem dwa wielkie susy i chwyciłem go zaciskając pazury na jego ramionach. Następnie rzuciłem nim o przeciwległą ścianę.
Byli wobec mnie bezbronni jak dzieci. Masakrowałem ich przez dobre parę minut. Chciałem mieć pewność, że nie żyją. Dopiero potem zrozumiałem, że tą furię wywołał wstrzyknięty mi specyfik. Gdy przestał działać a stało się to dopiero po kwadransie nie mogłem uwierzyć, że tak się zachowałem.
Opadłem z sił i usiadłem na podłodze. Siedziałem tak przez kilka godzin, aż ponownie zacząłem przemieniać się w człowieka. Nie towarzyszył temu już żaden ból. Bez problemu ostatecznie uwolniłem moje ręce i nogi.
Bardzo doskwierał mi głód, więc przed wyjściem zlustrowałem jeszcze raz to całe pobojowisko. Część mebli była poprzewracana między innymi duża lodówka do której z ciekawości zajrzałem i tak jak podejrzewałem w środku znajdował się zbiornik z krwią. Możliwe, że było to urządzenie do wytwarzania krwi syntetycznej. Tak jak w jednym filmie o wampirach, który kiedyś widziałem.
Opuściłem to miejsce i udałem się do mojej chatki, gdzie zjadłem śniadanie ubrałem się i rzuciłem na łóżko byłem bowiem bardzo obolały.
&&&
Nie miałem pojęcia co ze mną będzie. Czy mi się uda ukrywanie, że jestem wilkołakiem?
Minęły trzy dni. Myślałem już o powrocie na jakiś czas do domu. Postanowiłem, że na pełnię będę tu przyjeżdżał.
Nadeszła trzecia noc po tym jak uśmierciłem dwa wampiry. Smacznie spałem, gdy nagle obudził mnie głośny trzask. Otwarłem oczy i ujrzałem, że drzwi od mojej chatki zostały wyważone. Do środka wszedł mężczyzna, ubrany zwyczajnie w dżinsy i sweter ale posturę miał potężną.
– Kim jesteś i czego chcesz? – spytałem zlękniony.
Ten jednak nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i pochylił się jakby chciał mnie pocałować. Wtedy ujrzałem nienaturalnie długie kły. Wgryzł się w moją szyję i zaczął chłeptać. Gdy skończył byłem tak słaby, że niemal nie mogłem się poruszyć. Wampir wyszedł. A ja usłyszałem na zewnątrz jakieś rozmowy. Podczołgałem się do drzwi chcąc ujrzeć co się dzieje.
Powoli udało mi się w końcu dotrzeć do wejścia i wyjrzeć z chaty. Niedaleko stała ciężarówka a kilku mężczyzn wnosiło do niej różne przedmioty z domu należącego do wampirów, które zabiłem. Wszystko już zrozumiałem. Gdy skończyli jeden podszedł do mnie, podniósł i przewiesił przez ramię. Potem zostałem zamknięty w skrzyni z otworami umożliwiającymi oddychanie.
Zacząłem się zastanawiać jak długo żyją wilkołaki.