- Opowiadanie: kiniamaster - Pani Jubileuszy

Pani Jubileuszy

Opowiadanie, inicjujące cykl opowieści o planecie Nile, na której panują odwrócone prawa i chaos, ale istnieje grupa istot dostrzegająca ten problem i próbująca przywrócić na niej równowagę.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Pani Jubileuszy

„W bólu poczęta – w bólu zrodzona”, witali je, gdy przychodziły na świat. Ten świat, który był podły i podobno dlatego tak bardzo ich potrzebował. Planeta Nile, jej wszystkie narastające na siebie warstwy, sprawiały wrażenie, jakby pogrążały się w zupełnym chaosie. Tylko one – dzieci bólu – miały siłę, która mogła zatrzymać dalszy rozlew krwi. Tak przynajmniej mówili kapłani do ich matek, kiedy te płakały, nie chcąc nosić ich w sobie.

Gondrę złapano jak i inne, magicznym detektorem, ustanowionym na targu w mieście Ruki, niedaleko jatek. Urządzenie, wespół z siłami psychicznymi obsługujących go kapłanów, jasno pokazało, że jej ciało spełnia wszystkie parametry biologiczne stawiane surogatce, a do tego – wchodzi w płodną fazę cyklu. Jej podbrzusze zaświeciło żywym blaskiem, gdy przeszła przez niewidzialną strefę, skanującą funkcje życiowe i parametry umysłu.

Kupowała warzywa. Kalarepę, marchew, buraki. Chwilę dłużej stała w leżącym nieco na uboczu, sektorze rybnym. Gdy poddawali ją magicznemu skanowaniu, trochę zakręciło jej się w głowie. Straciła ostrość widzenia, ale nie zwróciła na to uwagi. Nie wiedziała: nie mogła wiedzieć, że w miejscu tym krzyżują się fale obu detektorów.

Kapłanom zależało na osobach, które narażone na nieszczególny zapach tego miejsca, reagują z pokorą i mimo niedogodności, konsekwentnie przychodzą po ryby. Ważny był dla nich także fakt, że kobiety kupowały rybie mięso, które potem jadły, dostarczając elementów istotnych z punktu widzenia zdrowia potencjalnej surogatki, i jej późniejszego potomstwa. Dlatego detektory ustawiono właśnie tam.

Magiczne urządzenie obsługiwało dwóch kapłanów. Jeden analizował skład ciała dziewczyn i jego funkcje, drugi – ich parametry psychiczne. W cenie był odpowiedni poziom bojaźni, wysoki poziom poczucia strachu. Pokora.

Nie wiadomo, co zawiodło tego dnia, wydając wyrok na Gondrę. Prawdopodobnie ustanawiając strefę działania detektora, odpowiedzialny zań niedokładnie wypowiedział wszystkie głoski inkantacji. Mogła zawinić źle wyrażona intencja, albo zwykła rutyna.

Obrzędy magiczne mają swoje prawa i procedury, przejrzyste jak poranne powietrze w miesiącu Nisiv. Pominięcie któregokolwiek jej elementu, niweczy wszelki magiczny skutek. Winny zawsze jest człowiek, nigdy Płomień: tak magowie mówili im na szkoleniu w zakresie obsługi detektorów, i mieli całkowitą rację. Ludzie bywają słabi i leniwi. Często nie chcą pamiętać o tym, że podchodząc do jakichkolwiek czynności magicznych czy religijnych, należy mieć czyste intencje i przejrzysty umysł, nie wolno się czymkolwiek rozpraszać. Bogowie wszelkich religii są bogami zazdrosnymi, a subtelne energie rządzące światem są zaborcze. Życzą sobie, by w chwili zwracania się do nich, cała uwaga modlącego się lub odprawiającego rytuały skupiała się na nich i tylko na nich. Obrażalskie i kapryśne moce, źle znoszą jakiekolwiek rozproszenie w trakcie przyzywania ich pomocy. Reagują na nie gwałtownie i bez skrupułów.

Nigdy nie wolno myśleć o czymś innym, niż rytuał. Bo to on jest ziarnem, którym zasiewa się rzeczywistość, łowiąc potencjały i obłaskawiając świat niewidzialny. – tak mówił Rektor w madrasie, na wykładzie, w którym uczestniczyli obaj kapłani, obsługujący detektor.

Tego dnia nie wyciągnęli najwyraźniej żadnych wniosków z tego, czego ich nauczał. Jeden myślał o nowych naramiennikach, jakie sobie kupi, a drugi – o dziewczynie, której nie mógł mieć, bo był kapłanem zbyt wysoko postawionym w hierarchii, by oddawać się aktom miłosnym z byle kim. Chyba to te myśli zawiodły: myśli i rutyna. Najprawdopodobniej przez roztargnienie i źle wyciągnięte wnioski, obaj kapłani wskazali, że Gondra, lat czternaście, dziewica, córka Amrra i Mirioume, jest odpowiednia do spłodzenia Czarnej Czarodziejki.

Amrr i Mirioume mieli dobrą, gorącą krew, wpisali kapłani do raportu. Od siedmiu pokoleń wstecz, ich rody wędrowały po wschodnich ziemiach, nigdy nie przekraczając cieśniny. W mieście Ruki zamieszkali po zaślubinach. Wychowywali córkę w kulcie bogini Tamil, kobiecej, miękkiej i zupełnie bezwolnej, jak uważali zarówno kapłani, jak i korporacja obsługujących ich magów. Z analiz wynikało, że bogini ta nie będzie się mściła ani zabiegała o swoją wyznawczynię, można więc robić z dziewczyną wszystko. Dlatego, gdy tylko wyszła z targu, zarzucono jej aksamitny worek na głowę i zaciśnięto dłoń na ustach, szepcąc zaklęcia motające nogi, czasowo odbierające wzrok i mowę.

Zabrano ją na wieżę: odseparowaną magią od reszty świata, wzniesioną w kręgu wyznaczanym przez piach zawiązanej wokół pustyni, uznawaną za centrum Uniwersum. Nikt niepowołany nie mógł dostać się do tego miejsca ot, tak. Strzegł go wiatr burzący pustynię, wysoka temperatura, i pisk: boski dźwięk stworzenia, który narastał w głowie i wzmagał się w uszach każdego niepowołanego, który próbował naruszyć przestrzeń świętego miejsca. Dźwięk doprowadzał do obłędu, a ostatecznie – do śmierci tych, którzy wchodzili w obszar wyznaczany piachem pustyni.

Chętnych do zdobycia wieży nie brakowało. Setki zakochanych chłopców zginęło pośród diun, próbując odbić te, które kochali. Chcieli uchronić je przed losem, wobec którego były bezradne. Na pustyni zalegały ciała kochających mężczyzn, zrozpaczonych matek i ojców, którzy ruszali w poszukiwaniu córek. Bez powodzenia. Piach odsłaniał ich wysuszone ciała, wytarte zęby, szczerzące się w upiornym uśmiechu rozpaczy. Kapłani byli bezwzględni. „Po waszej córce, mówili, przyjdą następne córki i synowie. Doceńcie ofiarę, jaką ta złożyła. Po to przyszła na świat, takie zadanie wyznaczyli jej bogowie”. To zamykało drogę dochodzenia do jakkolwiek rozumianej, sprawiedliwości. Bogowie decydowali o być albo nie być wszystkiego, co wydarzało się na planecie Nile. Zwłaszcza o życiu kobiet.

Gondra też została wybrana. Po pojmaniu, natychmiast przygotowano ją do rytuału. Było mało czasu, płodność to krótkotrwały przywilej. Umyto jej ciało i namaszczono je wonnymi olejkami, wyczesano włosy i spięto z tyłu głowy, metalową klamrą z ozdobnymi listkami bluszczu. Dostała magiczną miksturę, czyniącą jej ciało bardziej otwartym i przyjaźniejszym dla ciała kapłana, który ją posiądzie. Partnera dobrano jej szczególnie brutalnego. Młody i pełen zapału, bez szemrania wypełniał wszystkie swoje obowiązki. Doskonale zaaklimatyzował się wieży, w której był od niedawna. Był materiałem na gorliwego kapłana, dlatego zdaniem przełożonych zasłużył na nagrodę, którą miała być ona. Umyto ją, przeskanowano raz jeszcze brzuch. Pozostało sześć godzin maksymalnej płodności. Przypięto ją za ręce i nogi do ściany, rozjarzono założone jej w trakcie konwencjonalnego chrztu w Gaju pieczęci, by cierpienie było dotkliwsze.

Mężczyzna wszedł do komnaty. Ona już widziała i odzyskała głos: jej płacz i przerażenie w oczach miały wzmóc okrucieństwo i podniecenie tego, którego wskazano jako ojca przyszłego dziecka. Krzyknęła, gdy go zobaczyła, ale nie płakała. Święci kapłani na planecie Nile, cieszyli się zza ściany, że krzyczy. Nie wiedzieli, dlaczego to robi. Skanowali tylko reakcje jej ciała. Wykresy wyświetlały się na ścianie, sczytywane przez wiązki magicznego światła. Były bardziej, niż poprawne: ona da im najczarniejszą z Czarnych Czarodziejek. Tak mówili, cóż, wykresy pokazywały stan jej ciała, ale nie myśli czy emocje.

Procedury były jasne: według nich co kwadrans powinni sprawdzać także amplitudę myśli dziewczyny poddawanej rytuałowi, przesiewać słowa kluczowe, jakie pojawiały się w jej umyśle. Ale nie chciało im się tego robić. Podniecało ich oglądanie przebiegu aktu, badanie myśli i emocji uznawali zawsze za najmniej ważne: jasnym było dla nich, że każda branka jest panicznie przerażona. Przez niedochowanie procedur nie wiedzieli, że dziewczyna niczego się nie bała, ani nie czuła złości na kapłana, który przed nią stał. Wykresy, były poprawne: miłość i nienawiść poruszają serce tak samo mocno, bo to to samo uczucie, tylko widziane z dwóch przeciwnych biegunów tej samej skali.

Tymczasem, on ją poznał, i ona go poznała. Widziała pomieszanie i konsternację, w jaką wprawił go powód ich spotkania. Przez chwilę było go jej nawet szkoda. Chłopak zagryzł zęby. Odgrywał swoją rolę, chcąc zasłużyć na prawdziwe kapłaństwo: miało przynieść mu życiowe spełnienie. Odczuwał dumę, bo został wybrany do rytuału, choć w tamtej chwili miotały nim zgoła inne uczucia. Bez słowa podszedł do ściany, gdzie przymocowali Gondrę. Spojrzał w jej kierunku. Milczała i tylko patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami. ”Wyłącz umysł, robisz to by zbawiać”, pomyślał. Zagryzł zęby i skupił się na zadaniu. Posiadł ją w zupełnej ciszy, choć powinna krzyczeć. Nie mógł zdobyć się na agresję. Nie wiedział, co powiedzą na to patroni, ale o to nie dbał. Nie potrafił podnieść na nią ręki. To w końcu była Gondra. Dziewczyna z Ruki: bliskiego pustyni miasta, którą “w tamtym życiu” – gdy dorastał i był jak inni chłopcy, obserwował ukradkiem, kiedy płukała odzienie nad strumieniem, i kiedy przychodziła na dziedziniec zaczerpnąć wody. Chyba ją kochał tą pierwszą, niewinną ludzką miłością, choć nikomu nie mógł o tym powiedzieć, zwłaszcza w wieży. Miłość do kobiety była dla kapłanów zakazana. Swoje obowiązki mieli wykonywać zimno i profesjonalnie, wtedy byli w stanie łaski. Na szczęście, o jego miłości nikt nie wiedział i nigdy się nie dowie.

Pomyślał, że to doprawdy wielka rzecz. Fakt, że nie można było zajrzeć w jego emocje. O ile kobiety pozwalano wszechstronnie skanować i nie robiono z tego większego problemu, o tyle zaglądanie w emocje kapłanów było surowo zakazane. Gdy pewnego wieczoru przy kolacji zapytał o przyczyny takiego stanu rzeczy, wytłumaczono mu, że męskie emocje są święte, bo pierwiastek męski jest święty. A świętości nie poddaje się obserwacji. Wydało mu się to dziwne, ale nie zadawał kolejnych pytań. Na wieży panowały surowe zasady, w zakresie rozwiewania wszelkich wątpliwości: nie wolno było dążyć do uzyskania kompletnej odpowiedzi. Dopuszczalne było jedno pytanie dotyczące danej kwestii. Za każde kolejne groziła surowa kara.

Nauki i przykazania należało przyjmować jako jedyną prawdę o zjawiskach. Darował więc sobie jakiekolwiek rozmyślania także i w tamtym momencie, wchodząc w nią. Czy ją kocha, czy nie, czy ją krzywdzi, czy uszczęśliwia. Nie miało to żadnego znaczenia. Zwłaszcza gdy dotykał jej gorącego ciała, a ono zginało się pod jego dłońmi jak trzcina.

– Dlaczego mi to robisz? – wyszeptała. Spojrzała mu prosto w twarz, swoimi sarnimi, wystraszonymi oczami.

– Muszę. – odpowiedział, a na jego policzkach pojawiły się plackowate, czerwone plamy.

– Kto decyduje o tym, co musisz, a czego nie? – zapytała, usiłując uchwycić jego spojrzenie.

– Oni, przecież… wiesz.

– Wiem. Ale skoro o twoim życiu decydują inni… to nie jesteś żadnym wielkim kapłanem.

– Jeszcze nie jestem, ale będę! – Spojrzał wreszcie w jej oczy, a gdzieś w głębi tego spojrzenia Gondra odkryła iskierki dumy.

– I co, myślisz, że wtedy będziesz mógł robić to, co będziesz chciał?

– Tak właśnie myślę!

– To się nie wydarzy! – Jej spojrzenie stwardniało. – Zrozum, że twoje czyny są w rzeczywistości tobą samym. One idą za tobą krok w krok, wpływają na twoje życie i zmieniają świat, po którym stąpasz, zmieniają ciebie!

– Eeee, tam, to nieważne… – wypowiadane przez nią słowa, drażniły go. Zasiewały w jego głowie ziarno wątpliwości.

– Ludziom się wydaje, że na planecie Nile, nic nie ma znaczenia…

– A ma?

– Kiedy nadepniesz na ślimaka, to nie jest koniec historii. Przecież…

– Co?

– Przecież wiesz, wiesz, że jest dokładnie na odwrót. Wszystko się od tej śmierci dopiero zaczyna…

– Wszystko, czyli… co?

– W tej samej minucie w której go uśmiercasz, przywołujesz organizmy, które zjawiają się w tym konkretnym miejscu, żeby się nim pożywić. Nie zjawiłyby się tam, gdybyś nie zabił. Tymczasem, jedno pozornie nic nieznaczące wydarzenie, zmienia całą energię miejsca, w którym ono następuje.

– Też coś, jestem tutaj z tobą, zapładniam cię swoją energią, czy to coś zmienia w tym miejscu?

– Stwarzamy nową istotę, to jest ważne dla świata, nie sądzisz? – pytała, a jej głos był coraz bardziej pełen mocy. Opowiadała o życiu. O tym, że warto być czułym na własne wewnętrzne poruszenia i czynić tylko to, co mówi duch, a nie inni ludzie, nawet jeżeli tymi ludźmi są kapłani. Przypominała mu stare prawdy, które w toku życia zostały przez niego zupełnie zapomniane.

– Każdy czyn ma znaczenie, jakiego w chwili jego popełniania możesz nie dostrzegać, albo go nie rozumiesz… ale ono tam tkwi! I objawi ci się w swoim czasie, w życiu twoim, czy twoich bliskich. – tłumaczyła. – To dlatego człowiek nie powinien wypełniać cudzych rozkazów… bo nigdy nie wie, jakie są ich intencje i życzenia: wobec niego, wobec świata… Jedno co można od razu założyć, to że za spełnienie cudzych życzeń na pewno będzie trzeba zapłacić. Wszystko ma swoją cenę…

– Tak, ale mi różne rzeczy czynić każą kapłani, których zadaniem jest nas zbawić i przywrócić światu równowagę. – powiedział, a ton jego głosu był coraz twardszy.

– Nie da się przywrócić równowagi zmuszając kobiety do rodzenia wyłącznie dziewczynek, a zabijając chłopców.

– Przestań, przecież wiesz, że one potem transformują w sobie zło, to Czarne Czarodziejki!

– Nie wierzę w ani jedno słowo, które mówisz. Wiem, że i ty masz co do tego wątpliwości! – wykrzyknęła prosto w jego twarz.

– Nie mam wyboru… przecież wiesz… – Spojrzał w jej twarz, i zobaczyła to. Miejsce w nim, w którym przestawał być sobą. Magia kapłanów Głównego Kultu, działała. Tracił to, kim był. Wtedy, gdy kątem oka widywała go na dziedzińcu, był innym człowiekiem. Pomagał starszym kobietom czerpać wodę, nosił ją do ich domów. Zabawiał dzieci i nieśmiało uśmiechał się do dziewcząt. W tej komnacie już nie był tym, do którego coś kiedyś czuła. Kapłani działali na niego i w nim, przemieniając go w człowieka, o którym wiedziała, że nie będzie chciała mieć z nim nic do czynienia. Jeżeli więc ma ją zapłodnić, to niech zrobi to teraz, póki kołatają w nim jeszcze resztki tego, kim naprawdę był. Próbowała to przywołać z powrotem. I choć się opierał, wiedziała, że zasiała w nim wątpliwość. Miała nadzieję, że na dłuższą metę, pomoże mu.

– Zawsze jest wybór. – tłumaczyła. Gondra: dziewczyna z Ruki, znała życie. Wiedziała, że raz podjętych decyzji nie da się odwołać i choćby z tego powodu, przy ich podejmowaniu panować powinna święta równowaga.

– Trzeba uważać, co się czyni i kogo powołuje na świat – mówiła szybko – bo ten ktoś, może ten świat zmienić na sposoby, jakich teraz nie umiesz sobie nawet wyobrazić.

– Zamknij się! – krzyknął, bo w jego głowie pojawiła się kolejna wątpliwość. Dziewczyna budziła w nim wiedzę, którą zawszę miał, a którą tu – na Wieży, kazano mu porzucić. Nie patrzył w jej twarz. Skupił się na drobnych piersiach, łuku bioder i wklęsłym brzuchu, a jego ciało na powrót spowiła żądza. Uderzył ją w twarz, bo wiedział, że jest skrępowana i nie odda ciosu. Coś niewymownie złego i brudnego wzięło go w posiadanie. Posiadł ją po raz kolejny, a ona nawet nie jęknęła. Tylko patrzyła w jego oczy. Szukała tam tego, co kiedyś, dawno temu, pokochała. Wydało jej się to nierealnym, gdy patrzyła w jego zmienioną twarz. Jego oczy były puste, jej – wypełniały się treścią. Poddała mu się. Nie chciała walczyć z przeznaczeniem.

– Powiedz coś. – patrzył na nią, gdy skończył. Po nodze płynęła jej krew, ale oczy pozostały niezmienione. Jej twarz nie wyrażała nic. – mów, suko!

– Nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Będąc szczerą, to chyba nie mam nic do powiedzenia, bo jesteś już kimś, kogo nie znam… – powiedziała, zgodnie z prawdą.

– Mów coś… – uderzył ją – mów – cios w twarz – mów – policzek -mów!

Okładał ją do momentu, gdy do środka wkroczył jego patron i pomocnicy.

– Poradziłeś sobie, synu – powiedział do niego kapłan – ale na drugi raz bij je przed aktem zapłodnienia, nie po. Po nim, to wszystko nie ma sensu, magia przestaje działać.

Patron podszedł bliżej, spojrzał zimno w jej stronę. Położył dłoń na jej brzuchu i wypowiedział zaklęcie. Gondra jęknęła. Strużka krwi i nasienia spłynęła po jej udzie, a kapłan krzyknął, odskakując od niej.

– Co to jest, na bogów? – krzyknął. Jego ręka czerwieniała i na jego oczach zaczynały tworzyć się na niej pęcherze – Ona parzy!

Pomocnicy podbiegli do niego i obejrzeli dłoń.

– Coś poszło nie tak… dziewczyna… – Spojrzeli w kierunku ściany, do której przypięta była Gondra. Stała tam, naga, jak wcześniej. Ale już nie skuta. Kajdany na rękach i nogach roztopiły się. Dziewczyna jaśniała, a jej długie do pasa włosy, spięte wcześniej metalową klamrą która się też się stopiła, rozpuściły się i tańczyły wokół niej, w sobie tylko znanym rytmie.

– Co teraz?

– My… ja… – Kapłan schował zdrową rękę za plecy i wykonał magiczny gest, który rozpalił czerwoną świeczkę, w strażnicy. Ćwiczona tam straż chwyciła za miecze i podążyła za iskrą, która wykrzesała się z świecy.

– Oni nie pomogą… bo nikt nie pokona ognia! – powiedziała, i ruszyła w stronę drzwi. Obecni w komnacie próbowali ją powstrzymać, ale nie mogli się do niej zbliżyć, bo jej ciało było coraz gorętsze: choć samo w sobie, nie płonęło. Tam, gdzie stawiała swoje stopy, ziarenka piasku skwierczały, zamieniając się w szkło. Powietrze wokół falowało, jak w najgorętszy dzień na pustyni. Dziewczyna dotknęła drzwi, a te zapłonęły żywym ogniem. Przeszła przez nie i skierowała się prosto na nadbiegających do niej strażników. Nie mogli zbliżyć się na odległość, która pozwoliłaby im pojmać ją. Nawet nie zwracała na nich uwagi. Odwróciła się w stronę młodego kapłana, którego przecież przez długi czas kochała. Cofnęła się do niego.

– Ty – Wskazała na niego palcem. – Rozpaliłeś mnie. Oszczędzę cię, bo dużo dla mnie znaczyłeś, zanim zmieniła cię niewola.

– Ja… ja nie… kim ty…

– Jestem, kim się stałam, dzięki tobie. Kochałam cię tak, że zgodziłam się zostać człowiekiem, by się do ciebie zbliżyć. A ty… ty poświęciłeś wszystko – i nawet własne unikatowe człowieczeństwo, własną niewinność i czystość, by zostać jakimś „kapłanem”… potworne!

– Nie jesteś ze wschodnich ziem! – krzyknął poparzony kapłan histerycznie, przerywając ich rozmowę.

– Nie, nie jestem, starcze… – Zamknęła oczy, śmiejąc się głośno. A kiedy je otworzyła, wszyscy patrzący w nie krzyknęli, bo jej źrenice były podłużne, a rogówka – bursztynowa. – Tak, dobrze myślisz… jestem innego gatunku!

– Ale jak…

– A jak sprawdzaliście mój ród? – Zaśmiała się i spojrzała złośliwie, swoimi żółtymi oczami – Wy i wasza magia, nie jesteście w stanie sprawdzić czegoś, czego nie widzicie, bo nie chcecie tego zobaczyć! Gdy czegoś nie chce się zobaczyć, to to przestaje dla takiej osoby istnieć! – dziewczyna mówiąc, wykonywała płynne ruchy wokół siebie, a jej ciało pod ich wpływem, zaczynały porastać złociste, puszyste pióra. Odkryte pozostały tylko dłonie i stopy, które z wolna zaczęły zmieniać wygląd. Tylko głowa na razie, jarząca się niczym pochodnia, migocząca złudnie od pełgających płomyków jej włosów, pozostała bez zmian.

– Cze… czego nie widzimy?

– Innych gatunków i ras, starcze, które też chcą tu żyć, w spokoju i równowadze.

– Ale… to my… my…

– Mówiłam już, nic nie wiecie o równowadze, ani wolności. Nie winię was, niewolni nie mogą mieć takiej wiedzy.

– My… jesteśmy…

– Jesteście ludźmi, którzy myślą, że są wielcy i panują nad światem. Ale tak nie jest! Co złego uczyniły wam kobiety? Czym jest dla was akt stwarzania życia, że uczyniliście go karą za to życie dla kobiet biorących w nim udział i przywilejem dla mężczyzn, zyskanym za pokorną służbę? Istoty, które tak kalają święte prawa, są…

– To nasze prawa, prawa tych ziem i nie wolno ci…

– Jeśli norma prawna łamie podstawowe normy moralne… normy należne istotom czującym, to ona nie obowiązuje, takie jest prawo uniwersalne. – Skrzywiła się i spojrzała na niego ze złością, a z jej bursztynowych oczu posypały się skry. – Takie zasady jak te, które ustanowiliście, nie dostępują godności bycia prawem!

– Kim ty… – Kapłan nie dawał za wygraną. – Kim ty jesteś?

– Zabawne, starcze! Jesteś kapłanem, ale nie masz zielonego pojęcia o magii… czy nie wiesz, że gdybym wyjawiła ci swoje prawdziwe imię, zyskałbyś nade mną władzę?

– Czyli nie jesteś Gondra?

– Sam sobie zadaj to pytanie… Yeriva. – wysyczała, a kapłan jęknął – Pokaż mi prawdziwą twarz. Znam twoje imię, zatem jesteś w mojej mocy! – nie tyle krzyknęła, co powiedziała z siłą dziewczyna, niemal zupełnie już przemieniona w ptaka z ludzką głową. Kapłan wtedy zaczął swoje własne przeobrażenie.

Pozostał człowiekiem. Ale zniknęła gdzieś jego godność i dostojeństwo, przypisane rzekomo stanowi kapłańskiemu. Jego oczy zapadły się i niemal schowały w zmarszczkach, nadających mu starczy, chorowity wygląd. Zaczął tyć i łysieć, tylko ponad uszami pozostały sterczące kępki siwych włosów. Usta nabrzmiały, a dolna warga opadła w wyrazie nieprzebranej pogardy: Yeriva był złym człowiekiem i odzwierciedlił to jego wygląd, na który pracował przez całe życie. Jego umysł już nie widział Uniwersalnej Prawdy, co zmieniło go w taką formę, jaką ostatecznie wszystkim ukazał. Ukochany Gondry jęknął z przestrachem, ale i z obrzydzeniem.

– Teraz wzdychasz… Rimi? – zapytała.

– Nie jestem Rimi, tylko Gavnor, tak nazwano mnie…

– Oj, Rimi, Rimi. – Wybuchła śmiechem. – Trudno rozmawia się z osobą, nieznającą własnego imienia. Bo skoro go nie zna, to nie ma władzy nad samym sobą, pozostając we władzy tych, którzy jej prawdziwe imię znają.

– Co? – zapytał, patrząc na nią przenikliwie.

– Stara magiczna prawda, dana wszystkim na kontynencie bez wyjątku, w czasach, gdy wszyscy znali czary i pozostawali w stanie eterycznym, bezcielesnym.

– Ja…

– Ty, ty. Pobaw się swoim imieniem i rozpoznaj jego moc, ustal znaczenie. Nie czujesz, że imię Rimi pasuje do ciebie bardziej, niż Gavnor?

– Nie… nie wiem… może trochę.

– Jak się czujesz, gdy zwę cię Rimi?

– Do…dobrze…

– Właśnie. Gavnor to imię, jakie miałeś nosić po zupełniej przemianie w „Kapłana”, do czego prawie dzisiaj doszło. Wtedy stałbyś się taki jak oni.

– Jak… jak mam to zrobić? – Rimi potrząsnął głową – Jak rozpoznać moc imienia?

– Ja ci nie pomogę, ale potrzebował będziesz odzyskać wszystko to, co ten tu – Wskazała na Yerivę – zabrał ci.

Yeriva chciał zaprotestować, ale coraz trudniej było mu oddychać. Jego prawdziwa postać była wyraźnie schorowana i zgorzkniała. Rimi przypomniał sobie chwile, gdy Kapłan bez umiaru zajadał się na ucztach każdym rodzajem mięsa, aż tłuszcz kapał po jego brodzie, plamiąc kapłańskie szaty. Oni – młodzi, dziwili się, że mimo folgowania własnym zachciankom, ma tak szczupłą posturę i wciąż młodzieńczy krok. Okazało się, że prawda jest zupełnie inna, a kapłan wygląda inaczej. W jego prawdziwej postaci widać było każdy niezdrowy posiłek, każdy nadmiarowy kielich wina, który wypijał na codziennej uczcie późnym wieczorem. A nawet to, co działo się potem, bo na policzkach nieszczęśnika czerwieniały kratery weneryczne, wydzielając mało subtelny zapach.

Gondra popatrzyła na strażników, wpatrzonych w nią z przestrachem.

– A wy? Czy mam zdradzić wasze prawdziwe imiona? Zapewniam, że znam je wszystkie! – zawołała w ich stronę gromkim głosem. Żaden nie odpowiedział, ale strach w ich oczach był najlepszą odpowiedzią na zadane pytanie. Po kolei porzucili swoje miecze i wycofali się z komnaty, nie zwracając uwagi na protestującego kapłana. Gondra wyszła na korytarz przez tlące się pozostałości drzwi. Jeszcze odwróciła się w ich stronę. Popatrzyła prosto w twarz Rimiego.

– Dziecko, które zawiązaliśmy… będzie ujeżdżać smoki! – krzyknęła jeszcze. A potem rozpędziła się i pobiegła w stronę łukowato sklepionego okna, znajdującego się na końcu korytarza. Wyskoczyła przez nie, aż zalśniły odłamki i drobne cząstki szkła, w które rozprysła się szyba. Rozwinęła skrzydła, wzbiła się do lotu i opuściła wieżę. Odwieczna siła równowagi kazała Pani Jubileuszy, mającej pliszkę w herbie, udać się do świętego lasu, by uwić tam gniazdo.

Koniec

Komentarze

Interesujące. Miś nie zna się na tym, ale uderzyło go i przeszkadzało w czytaniu nieużywanie myślników na początku wypowiedzi, zwłaszcza w dialogach.

No masz, nie zwróciłam uwagi, jestem tu nowa, wklejałam na stronę z Worda. Zaraz poprawię, dzięki za czujność!

Cześć, Kiniu!

 

To ja – Twój piątkowy dyżurny!

Na początek kilka rzeczy technicznych, ale też przyczepów.

ona da im najczarniejszą(-,) z Czarnych Czarodziejek.

przecinek niepotrzebny

tylko widziane z dwóch przeciwnych biegunów(-,) tej samej skali.

tu również

To w końcu była była ona.

słówko niepotrzebne

W ogóle w tym fragmencie masz zaimkozę:

Tymczasem, on poznał, i ona go poznała. Widziała pomieszanie i konsternację, w jaką wprawiła go jej obecność i to, co miał z nią zrobić. Odgrywał swoją rolę, chcąc zasłużyć na prawdziwe kapłaństwo: miało być ukoronowaniem jego życia. Dumny był, że go wybrano. Bez słowa poszedł do niej. Milczała i tylko patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami. Posiadł, ale nie mógł zdobyć się na agresję. Nie wiedział, co powiedzą na to jego patroni, ale po prostu nie umiał podnieść na nią ręki. To w końcu była była ona. Gondra, dziewczyna z Ruki: bliskiego pustyni miasta, którą w tamtym życiu – gdy dorastał i był jak inni chłopcy, obserwował ukradkiem, kiedy płukała odzienie nad strumieniem, i kiedy przychodziła na dziedziniec zaczerpnąć wody. Chyba kochał tą pierwszą, niewinną ludzką miłością, choć nikomu nie mógł o tym powiedzieć, zwłaszcza w tym miejscu.

Tu jest sprzeczność:

Gdy o to zapytał pewnego wieczoru przy kolacji, wytłumaczono mu, że męskie emocje są święte, bo pierwiastek męski jest święty. A świętości nie poddaje się obserwacji. Wydało mu się to dziwne, ale nie zadawał pytań. Na wieży nie wolno było tego robić, pod żadnym pozorem.

Czyli nie mógł pytać, ale zapytał :)

– Muszę(-.) – szepnął

kropka do wyrzucenia

– Jeszcze nie jestem, ale będę! – Sspojrzał wreszcie

dużą literą

– Nie! – Jjej spojrzenie stwardniało.

tu również

Ogólnie polecam poradnik fantazmatów nt. zapisu dialogów i odpuszczę już wychwytywanie błędów w tej kwestii, bo trochę ich jest.

twoje czyny są w rzeczywistości Ttobą Ssamym.

małymi literami

 

Ta cała ich rozmowa jest w trakcie… eee… gwałtu…?

potworne!!

jeden wykrzyknik wystarczy

– Nie jesteś ze wschodnich ziem! – krzyknął poparzony kapłan histerycznie, przerywając ich rozmowę.

To jest scena pełna akcji, a zachowują się i rozmawiają wciąż tak samo. Tak samo w trakcie stosunku, tak samo po, tak samo mówił kapłan zanim go poparzyła i teraz też ze stoickim spokojem “przerywa ich rozmowę”. Przez to dialogi są monotonne i nie oddają przeżyć bohaterów.

– Jeśli norma prawna łamie podstawowe normy moralne…

trochę zaczyna brzmieć, jakby toczyli dyskusję przy piwie, a nie w sytuacji zagrożenia życia

Bo skoro ona sama go nie zna, to nie ma władzy nad samym sobą, pozostając we władzy tych, którzy jej prawdziwe imię znają.

Te zdania nie pasują mi do sytuacji – są zamotane i zbyt filozoficzne

– Dziecko, które zawiązaliśmy… będzie ujeżdżać smoki!

Smoki? Skąd te smoki? Wcześniej nic o smokach nie było.

 

Teraz opina o tekście:

Tekst zaczynasz od pooooootężnego infodumpu. Mnóstwo informacji podanych na tacy, które muszę po prostu przeczytać. Nuda. Tworzysz w ten sposób świat, ale lepiej by wyszło, gdybyś robiła to przy okazji jakichś wydarzeń, wrzucając kolejne informacje mimochodem, w czasie gdy coś się dzieje.

Bohaterka ni z gruszki, ni z pietruszki staje się postacią, która wszystkich rozwala. Rozumiem, że do przemiany potrzebny był stosunek z kapłanem, ale potem po prostu rozwala system i przechodzimy ze skrajności w skrajność. Tracimy napięcie, bo w jednym momencie widać, że nie ma zagrożenia, a dziewczyna zostaje jeszcze, żeby trochę pofilozofować. Także bohaterka to typowy Over-powered, a przy tym ta przemiana jest zupełnie niezapowiedziana.

Czasami dałabyś radę napisać coś bardziej zwięźle. Przykładowo – ostatni akapit. Ten herb wtrącony niepotrzebnie – bez znaczenia dla tekstu. Pani Jubileuszy – skąd się wzięła ta nazwa? W tym tekście również nieistotna. Ten opis niszczenia okna też wg. mnie nieco zbyt szczegółowy.

Jak już wyżej wspomniałem – dialogi są monotonne i słabo oddają emocje bohaterów. Przez to traci też napięcie. Za dużo jest tu filozofowania i mówiąc szczerze – przez to nagromadzenie nie chwyciłem tych przemyśleń, tym bardziej że były podane na tacy, nie zaangażowały mnie. A już rozmowa w trakcie gwałtu była…. no, to mnie trochę odrzuciło.

 

Natomiast widać, że masz przemyślany cały świat, zasady nim rządzące, rody, kasty i wiele, wiele innych. Dla formalności muszę spytać, czy narysowałaś mapkę? Nie wstydź się – na tym portalu prawie każdy kiedyś robił mapkę swojego świata :P a ja jestem Twojego świata ciekaw, ale wolałbym go zobaczyć poprzez akcję – przygody bohaterów, a nie wielki blok tekstu.

Technicznie jest wg. mnie całkiem ok, szczególnie początek, bo długo żadne kwestie techniczne mnie nie zatrzymywały. Musisz poprawić zapis dialogów, ale wyżej już podlinkowałem poradnik.

Uważam, że masz tu potencjał na świetne teksty, ale musisz mocno popracować.

 

A tak poza tym, to witaj na portalu “Świeżynko” :) polecam się rozejrzeć, poczytać i pokomentować teksty innych – w ten sposób znajdziesz również czytelników własnych opowiadań. Zajrzyj też na poradnik dla żółtodziobów.

Powyższa krytyka nie jest w żaden sposób wymierzona w Ciebie i jest w wielu miejscach jedynie subiektywną oceną – sama musisz zadecydować, co uznajesz za przydatne, a co uznajesz za zwykłe pitolenie fioletowego kwiatka.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj Kwiatku,

 

dziękuję za wnikliwa analizę, szczególnie techniczną, jest ona bardzo pomocna i trafna, zgadzam się ze wszystkim, a zaimkoza to faktycznie moja pięta, którą dostrzegam i z nią walczę, ale czasem mi umyka.

 

Co do opinii: jest w gruncie rzeczy pozytywna, cieszę się! ;)

 

Dawka informacji na początku jest być może potężna, ale one mają zahaczać uwagę, będą wyjaśnione w kolejnych opowiadaniach, taki był zamysł, bo to ma być zbiór testów, tutaj tylko informuję o szczegółach świata, który stwarzam i jego realiach. W kolejnych tekstach poszczególne wątki ulegną rozwinięciu, składając się na wielowymiarowe, żyjące miejsce, przynajmniej taką mam nadzieję. Stosunek seksualny do przemiany nie był potrzebny. Był potrzebny do tego co zwykle, do poczęcia dziecka. ;)

 

Herb – ma znaczenie, tak samo “Pani Jubileuszy”, nawet tytuł pokazuje, że to znaczące.

 

Opinia o dialogach – zacna, coś w tym jest. Rozmowa w trakcie gwałtu taka miała być (w sensie filozoficznym, nie dynamiki), bo bohaterka godziła się na taki przebieg aktu. Tłumaczę sens jej słów w tekście, ona chciała, żeby “wrócił” taki chłopak, w jakim się zakochała, ten, którego znała, zanim został kapłanem, próbowała więc zasiać w nim wątpliwości, “obudzić” lepszy wymiar jego człowieczeństwa.

 

Świat jest zupełnie nieprzemyślany, niewiele więcej o nim wiem niż to, co napisałam. Moje światy rodzą się w chwili, kiedy o nich piszę, co może tłumaczyć nagromadzenie informacji na początku, musiałam je stworzyć sama dla siebie, żeby pojawiła się jakaś przestrzeń, rama, w której mogli zaistnieć bohaterowie. ;) Tak piszę swoje teksty twórcze: o mapie to zupełnie nie ma mowy, mapa ogranicza, a moja wyobraźnia nie ma giezła ;)

 

Dziękuję za poradniki, potrzebuję tego, żeby wejść w społeczność i sam portal, bo to pomoże mi w tworzeniu tekstów, które nie będą rozpraszały czytającego przecinkozą i takimi tam… podsumowując, “krytyka” była bardzo przydatna, a pitolenia dużo nie było, zarzuty do tekstu są logiczne, ale wynikają z faktu, że jest to pierwsze opowiadanie w ramach cyklu: cza czytać następne… ;) Mam nadzieję, że nie przekreślą kredytu zaufania, jaki dostałam na końcu Twojej opinii. ;)

 

Pozdrawiam!

Hej, zajrzałam z wątku powitalnego, chwilowo moje czytelnicze moce przerobowe są marne, ale zerknęłam na sam początek oraz komentarze i rzuciły mi się w oczy słuszne uwagi o infodumpie, a następnie Twoja odpowiedź:

 

Dawka informacji na początku jest być może potężna, ale one mają zahaczać uwagę, będą wyjaśnione w kolejnych opowiadaniach

Tego właśnie należy unikać. Tej potężnej dawki na początku, bo – jak zauważył Krokus – to nie zahacza uwagi, to ją całkowicie odhacza, że pociągnę tę metaforę ;)

Bo jest tak: czytelnik nic nie wie o Twoim świecie. Oczywiście. Niemniej czytelnik nie przyszedł czytać encyklopedii, tylko fabułę. To po pierwsze. A po drugie, skoro tego świata nie zna, to przytłoczenie go szczegółami działa fatalnie, bo on ich i tak nie zapamięta, nie mając ich do czego odnieść czy też o coś zahaczyć.

Mamy tu od pewnego czasu takie “tygodniowe” (a w realu chyba dwutygodniowe) wyzwania, gdzie ćwiczy się różne triki literackie. Też ostatnio nie mam na to czasu, mimo że akcję zainicjowałam, ale może spróbuję któreś wygrać, to wtedy będę zadawać nowy temat i dalibóg, to będzie zaczynanie “in medias res” czyli od wrzucenia czytelnika w środek akcji. Czyli unikanie początkowych infodumpów.

Póki co, możesz sobie to przećwiczyć na własnym tekście. W miejsce infodumpu podstaw scenę, w której czytelnik dowiaduje się tego wszystkiego, a przynajmniej części, z akcji.

 

Powodzenia!

 

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za uwagi, rozważę je. Tłumaczyłam, że kształt tego co napisałam wynika z tego, jak ten świat powstaje. Może powinnam faktycznie napisać z pięć takich opowiadań, wtedy inaczej rozłożyłyby się akcenty, nie wiem. Może jeszcze je przebuduję, jak dowiem się więcej o planecie? Na razie się temu muszę poprzyglądać. To moje pierwsze opowiadanie od jakichś dwudziestu lat, miej litość, Pani… ;)

To kwestia techniki literackiej, ale także – wybacz ;) – “nazwiska”. Gdyby popularny pisarz, do którego na konwentach czy targach ustawiają się kolejki fanów, zaczął tworzenie nowego uniwersum od całego tomu infodumpu, to fani to kupią i będą rozkminiać, co w opisanym świecie może się wydarzyć. Oczywiście to musi być pisarz, który ma naprawdę fanów, a nie po prostu czytelników – raczej Sapkowski niż Mróz (Remigiusz). Gdyby Jacek Dukaj napisał grube tomiszcze z samym opisem świata, też znajdzie oddanych czytelników, którzy co najwyżej pomarudzą, że pisze coraz dziwniej, ale to Dukaj, jemu wolno. O legendarnych “kwitach z pralni” Tolkiena, które też by się sprzedały, nie wspominajmy.

Tu niestety bowiem ma zastosowanie stara rzymska maksyma quod licet Iovi, non licet bovi, mająca po polsku stary i bardzo dosadny odpowiednik z wojewodą w roli Jowisza, ale nie będę cytować, bo lekko obraźliwy jest, a nie chcę nikogo obrażać. Chodzi wyłącznie o to, że debiutant musi czytelnika porwać, a infodump, przedstawianie świata, nie jest porywające. Czytelnik nie ma pojęcia, czy umiesz stworzyć zajmującą albo choćby intrygującą fabułę, ciekawe postacie itd. Jeśli na początek zniechęcisz go blokiem tekstu o świecie, ryzykujesz, że nic więcej nie przeczyta. A sądząc po recenzji Krokusa nie jest źle. Zaufaj więc może czytelnikom, daj im poznawać świat “w biegu”, jakby go zwiedzali. Naprawdę, jeśli informacje podasz mimochodem, czytelnik je lepiej zapamięta.

Natomiast tworzenie świata w biegu nie ma z tym wszystkim nic wspólnego, bo nam tu chodzi o sposób, w jaki przekazujesz posiadane już informacje o tym świecie, a nie ich niepełność czy też nawet ewentualne niekonsekwencje światotwórcze :) Mając ograniczoną wiedzę o swoim świecie, nie musisz pisać siedmiu akapitów wprowadzenia w realia. Mogłaś zacząć od całkiem mocnego zdania otwierającego ósmy (!!!) akapit: “Gondrę złapano jak i inne, magicznym detektorem, ustanowionym na targu w mieście Ruki, niedaleko jatek.” [skądinąd ustawionym, nie ustanowionym, stanowi się np. prawa]. To wszystko, co jest w pierwszych siedmiu akapitach (zieeew) powinno zostać sprawnie wplecione w dalszy ciąg opowiadania.

 

PS. Pamiętasz pierwsze zdanie “Wiedźmina” Sapkowskiego, oryginalnego opowiadania? “Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej.” Czytelnik nic nie wie o świecie, ale zostaje wciągnięty w opowieść tym jednym zdaniem: jest w nim zapowiedź ważnych wydarzeń, tajemniczego bohatera (”ten człowiek”), a także rys świata: rzecz dzieje się w mieście albo pod miastem. Gdyby Sapkowski zaczął od długiego opisu, kim są wiedźmini, co robią i jak wygląda miasto, nie mielibyśmy dziś całej ogromnej niszy popkulturowej związanej z jego twórczością.

 

http://altronapoleone.home.blog

Wywaliłam, zgodnie z sugestią. Nie wyszło tekstowi na złe, przetworzę te informacje w kolejnych opowiadaniach, dzięki za uwagę. Btw. detektor jest (skądinąd) ustanowiony, bo to nie jest fizyczne urządzenie, tylko pewien obszar, stworzony psychicznymi mocami, a tych – “ustawić” jak stołka, się nie da. Warto czasem podążyć za piszącym z zaufaniem, że jednak wie, o czym pisze. ;)

:)

 

W takim razie musisz to “ustanowienie” gdzieś wytłumaczyć (ale krótko i nie przez infodump), bo inaczej wygląda jak błąd. Ewentualnie przy pierwszym wystąpieniu zastąpić jakimś neutralnym “znajdujący się” czy coś tam podobnego.

http://altronapoleone.home.blog

Moim zdaniem, zastosowane słowo nie wygląda jak błąd. “Ustanowienie” wynika z całości akapitu, i nigdzie w tym zakresie nie ma nieścisłości, wystarczy przyjąć za pewnik fakt, że to świat alternatywny i po prostu podążać za słowami i ich znaczeniami, nie za własnym widzeniem spraw, czy wizją tego, jak dany świat i sprawy dziejące się w jego wnętrzu, miałyby wyglądać. Wtedy jest szansa, że wyłoni się ten, którzy stworzył autor, w całej swojej złożoności. Bo jak się czyta tekst z intencją znalezienia powodu do dojechania autora, to nie ma szans, że się tego powodu nie znajdzie: nawet, jeśli się działa w dobrej wierze. ;)

Twoje opowiadanie, Twój wybór, ale słownikowo “ustanowiony” ma konkretne znaczenie i to naprawdę nie jest moje widzimisię:

 

SJP PWN:

ustanowićustanawiać

1. «uczynić coś obowiązującym urzędowo, oficjalnie»

2. «powierzyć komuś jakieś stanowisko lub jakąś funkcję»

 

Bo jak się czyta tekst z intencją znalezienia powodu do dojechania autora

Szczerze mówiąc, po czymś takim ma się ochotę przestać komentować, bo robimy to społecznie, mając własne życie i własne sprawy, więc naprawdę narażanie się na takie insynuacje nie jest fajne.

Poprawność językowa to nie jest kwestia subiektywna i redaktorskie wytykanie błędów to nie jest dowalanie autorowi. Pamiętaj też, że czytelnik staje oko w oko z tekstem, nie z tym, co autor ma w głowie, i w normalnym publikacyjnym obiegu autor nie ma możliwości – jak tutaj – tłumaczyć swoich intencji, więc tekst musi się bronić sam. A jeśli czytelnik będzie się potykał na niewłaściwie użytych słowach, to nawet najlepiej skonstruowana fabuła się nie obroni.

Uważam, że w tym konkretnym przypadku dałoby się od biedy uzasadnić użycie takiego słowa, ale czytelnik musi mieć pewność, że autor użył czegoś niesłownikowo celowo, a nie jest to babol, a zatem gdzieś musi się pojawić wyjaśnienie (nie wprost, nie kawę na ławę) takiego terminu.

http://altronapoleone.home.blog

:) Nie będziemy się gryźć z powodu jednego słowa, co? Pozwolę sobie zostawić ten akurat fragment tekstu takim, jakim on jest, bo uważam, że wszystko z nim ok, a fakt “ustanowienia” wynika z dalszej partii tekstu. Może jestem głupia i naiwna, ale liczę na inteligencję i otwartość Czytelnika: gdybym sama nie miała takich cech, po jednej przeczytanej stronie rzuciłabym w kąt takiego Pratchetta czy Le Guin, z niewątpliwą szkodą dla samej siebie.

Czy mogę wrzucić kolejne opowiadanie? Po to, by ci, którzy przeczytali to komentowane, ocenili moją umiejętność wyciągania wniosków z konstruktywnej krytyki, czy na to za wcześnie? Nie chcę popełnić faux pas. Nie jest łatwo wejść w wirtualną społeczność, która jest sama w sobie, dosyć hermetyczna.

Twój tekst, Twój wybór, Ty poniesiesz konsekwencje własnych wyborów.

 

W kwestii kolejnego opowiadania, radziłabym najpierw zainteresować się twórczością innych i pokomentować cudze teksty. Czytałaś poradnik, więc wiesz, że portal działa na zasadzie altruizmu wzajemnego, jesteśmy społecznością. Na razie mało kto komentował to pierwsze, więc może daj się ludziom poznać od tej drugiej strony – czytelniczki, a na pewno więcej osób zajrzy pod ten i kolejny tekst.

http://altronapoleone.home.blog

Ciekawy świat. Widzę, że już próbowałaś ograniczyć infodumpy, ale nadal fabuła wydaje się zepchnięta na margines. Trochę mi to wygląda na pierwszy rozdział czegoś większego – ptaszek wyleciał, zbuduje gniazdko i dopiero się zacznie dziać… Zobaczymy, co się wykluje.

Fajnie, że w świecie absolutnie zdominowanym przez mężczyzn (oczywiście absolutnie skorumpowanych władzą) bohaterka przerodziła się w coś silniejszego od nich. Póki co sprawia wrażenie przefajnowanej – sama jedna rozwala cały system, a strażnicy nie mogą się nawet do niej zbliżyć. Znowu – pozostaje czekać i sprawdzać, czy te wszystkie talenty naprawdę są niezbędne.

Zapis dialogów do remontu.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka