- Opowiadanie: dawidiq150 - Kolonia na Marsie

Kolonia na Marsie

Bardzo jestem zadowolony z tego opka :) Ale czy czytelnikom się spodoba tego nie wiem.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kolonia na Marsie

Rok 2146, 42 lata po skolonizowaniu Marsa.

 

Błażej zanim poszedł spać usiadł przed monitorem komputera, by sprawdzić ceny podróży na Marsa w internecie.

Od dawna marzył tam polecieć, ale tak jak większości przeciętnych obywateli nie było go stać, loty na „czerwoną planetę” kosztowały bowiem bardzo dużo. Więc studiując jednocześnie dorabiał sobie na pół etatu.

Co kilka dni sprawdzał, by na bieżąco orientować się w cenach. Najtańsza podróż klasą „D”, gdyby wszystko szło zgodnie z planem była w jego zasięgu już za trzy tygodnie.

Bardzo się rozczarował, gdy przeczytał, że ceny we wszystkich firmach niedługo znacznie wzrosną. Powodem było wyczerpywanie się surowców potrzebnych do wytwarzania specjalistycznego paliwa. Czytając jednak dalej rozczarowanie znikło i zastąpiła je nowa nadzieja, że jednak uda mu się zrealizować marzenie. Okazało się, że zostaną wprowadzone ulgi dla studentów, którzy potrzebują odwiedzić Marsa w celach edukacyjnych. Kierunków związanych z tą planetą było jak grzybów po deszczu.

Błażej studiował psychologię, ale wpadł mu do głowy całkiem niezły pomysł; porzuci swoją pracę dyplomową, nad którą pracował i zacznie pisać taką, do której odwiedzenie Marsa będzie konieczne.

&&&

Firm zajmujących się przewożeniem ludzi na najbliższą Ziemi planetę i z powrotem było multum. Błażej przejrzał wszystkie oferty i wybrał najtańszą.

Na lotnisku w Warszawie pożegnał się z rodziną i razem z grupą kilkudziesięciu osób wsiadł do wielkiego statku, na którym widniał duży niebieski napis „Mars-szlak” a obok „klasa D”. Dla laika mogło być dziwne, że statek takich rozmiarów może pomieścić niewielką liczbę pasażerów. Sprawa wyglądała jednak tak, że by w miarę prędko przemierzać wielką odległość dzielącą Ziemie od Marsa silniki musiały mieć właśnie takie rozmiary.

Ulokowano go w jednoosobowej, niewielkiej kabinie, w której było tylko to co konieczne, czyli łazienka, łóżko i miejsce na bagaże. Wszystko było zużyte i niereperowane. Nic dziwnego bo cena przelotu tą klasą wynosiła czterokrotnie mniej niż klasą „C” i dwudziestokrotnie mniej niż klasą „A”.

Na statku była nieduża stołówka z okienkiem, w którym wydawano w ciągu dnia trzy smaczne ale niezwykle ubogie posiłki. Można było jednak dokupić ich więcej i dużo ludzi to robiło.

W trwającej dwa tygodnie i cztery dni podróży, można było się zanudzić na śmierć.

W końcu jednak wyprawa podczas której Błażej zabijał czas czytaniem książek, dobiegła końca. Statek zadokował ku wielkiej uciesze pasażerów. Przez głośniki podano informację, by zabrać bagaże, opuścić swoje kabiny i skierować się do wyjścia.

Chłopak poczuł szczęście i niezwykle podekscytowanie, gdy znalazł się na ogromnym porcie lotniczym, jedynym takim na Marsie. Było tu mnóstwo ludzi i wiele rozmaitych maszyn latających, należących do różnych firm. Trwały tu też prace budowlane, to miejsce miało być jeszcze powiększone. Spojrzał w górę i ujrzał śluzę, którą wleciał jego statek, a także przeźroczystą kopułę ze szkła i metalu, na której co kilkanaście metrów znajdowały się agregaty produkujące tlen.

Obserwację przerwał mu głos ubranego w elegancki garnitur młodego mężczyzny, stojącego niedaleko.

– By dostać dokument pozwalający na pobyt, wszyscy pasażerowie muszą przejść specjalistyczny test. Proszę za mną.

Błażej razem z innymi przybyłymi, został zaprowadzony do średniej wielkości pomieszczenia. Znajdowały się tam jednoosobowe ławki, a na każdej z nich leżał długopis i cienka książeczka formatu A4.

– Zajmijcie miejsca – powiedział młodzieniec wyglądający na nie więcej niż dwadzieścia kilka lat – Jestem zastępcą prezesa organizacji Mensa. Zajmujemy się przeprowadzaniem testów na inteligencję. Tu na Marsie taki test jest wymagany, jest tak wyłącznie w trosce o wasze zdrowie. Tym którzy nie wiedzieli, już wszystko wyjaśniam.

Mniej więcej wiek temu rozpoczęła się kolonizacja tej planety, przybywały tu tysiące ludzi o różnorakim wykształceniu, na przykład bardzo dużo potrzeba było inżynierów budownictwa, ale nie tylko, także lekarzy, naukowców albo zwykłych robotników przeszkolonych w obsłudze maszyn budowlanych. W czasie prac natrafiono na urządzenie, które aktywowało się, gdy je odkopano i część ludzi, około 30 procent nagle zapadła na nieznaną chorobę. Objawiało się to nieustannymi silnymi bólami głowy, poważnymi zakłóceniami snu, a także halucynacjami. Rozpoczęto intensywne badania na wielką skalę i po siedmiu miesiącach odkryto pewną prawidłowość. Na tą chorobę zapadali ludzie z inteligencją poniżej pewnego pułapu. Posłużę się tu liczbami. Inteligencja między 90 a 110 jest uważa za przeciętną, między 120 a 140 to już bardzo dużo, powyżej 140 uważa się za wybitną i ma ją jakieś 3 procent ludzkości. Wiadomo, że są też upośledzenia wtedy można mieć nawet wartość 50. Okazało się, że każdy chory miał tę wartość poniżej 115 punktów. A analogicznie wszyscy powyżej byli odporni na chorobę. Przed wyjazdem do prac kolonizacyjnych zaczęto robić testy. Od tej pory wszyscy, którzy mają inteligencję poniżej 115 muszą nosić na głowie osłonę ochraniającą mózg. Ktoś mógłby powiedzieć; po co ten test, nie lepiej dać wszystkim osłony? Niestety osłony są urządzeniami powodującymi przy długim użyciu uszkodzenie mózgu. Nie można ich mieć na stałe. Po roku trzeba opuścić Marsa i ponownie przybyć tu dopiero minimum za pięć lat.

Gdy skończył, padło kilka pytań, na które vice prezes mensy odpowiedział i gdy wyglądało, że każdy wszystko rozumie rozpoczął się test.

Trwał pięćdziesiąt minut i został błyskawicznie sprawdzony. Ciekawy wyniku Błażej odszedł nieco od tłumu i wtedy rozerwał wręczoną mu kopertę. Na kartce pisało, że osiągnął wynik 131 i że to kwalifikuje go do górnych 6 procent populacji. Oprócz kartki był też wspomniany wcześniej bloczek pozwalający na pobyt, gdzie wyraźnie widniała zielona liczba 131.

Podwójnie zadowolony założył plecak i ruszył ku widocznemu w oddali wyjściu z portu. Będąc jeszcze na Ziemi i planując podróż postanowił, że jedzie prawie całkiem w ciemno, nie czytał żadnych szczegółowych artykułów o Marsie. Zdobył jedynie informacje, ile kosztuje pobyt w jednym z tańszym hoteli a także żywność. Chciał wszystko odkrywać sam.

Zostawił za sobą olbrzymie maszyny latające i przeznaczone na lądowanie puste obszary oznaczone pasami białej farby, a także tłumy oczekujących ludzi.

Po chwili dotarł do bardzo szerokiej i wysokiej bramy. Po prawej natomiast znajdował się barwnie ozdobiony zdjęciami planet sklep.

Błażej chciał kupić jakąś mapę. Wszedł więc i ustawił się w jednej z kolejek do kas. Czekając lustrował otoczenie. Sklep nie różnił się od ziemskich. Można było tu kupić zapakowane kanapki i inne jedzenie, napoje a także gazety. Zauważył, też schody i strzałkę informującą, że piętro niżej jest bar. Gdy przyszła jego kolej ekspedientka uprzejmie zapytała:

– Dzień dobry, co dla pana?

– Chciałem kupić mapę kolonii.

Dziewczyna sięgnęła pod ladę i wyciągnęła coś co wyglądało jak pomniejszony laptop. Widząc lekkie zdziwienie na twarzy Błażeja dodała:

– To urządzenie jest tysiąckrotnie lepsze niż jakieś papierowe mapy. Ma pan w nim szczegółowy rozkład całej kolonii, wraz z cenami dosłownie wszystkiego, poczynając od hotelów, biletów metra, na budkach z goframi kończąc. JPS wszędzie pana zaprowadzi. Urządzenie posiada prosty intuicyjny interfejs.

– Dobrze, ale jaka jest tego cena? Wie pani ja jestem tylko biednym studentem.

– Bierzemy to pod uwagę, studentów przybywa tu bardzo wielu. Koszt urządzenia to tylko 35 Euro.

Błażej zdecydował, że kupi, lecz z żalem przekazywał dziewczynie pieniądze. Ona zapakowała mu przedmiot do reklamówki informując jeszcze, gdzie schowany jest kabelek do ładowania.

– Naprawdę będzie pan zadowolony. – powiedziała gdy odchodził.

&&&

Dźwigając plecak i dzierżąc w dłoni reklamówkę z elektroniczną mapą Błażej był jeszcze bardziej podekscytowany niż gdy opuszczał statek.

Wyszedł wielką bramą i znalazł się w znacznie już mniejszej hali. Nad nim była proporcjonalnie pomniejszona kopuła, za którą znajdował się dziewiczy Mars z powietrzem niezdatnym do oddychania.

Głośno hałasowało tu Marsjańskie metro. Nie zainteresował się jednak tablicą odjazdów tylko usiadł na jednej z wielu ławek i otworzył swój mini komputer.

Urządzenie było fantastyczne. Okazało się skarbnicą różnorakich informacji. Tak się zaczytał, że o tym iż minęła prawie godzina przypomniało mu burczenie w brzuchu. Ale dzień miał już zaplanowany. Jakaż wielka była by szkoda – myślał – gdyby nie kupił tej elektronicznej wielofunkcyjnej mapy.

Dwadzieścia minut czekał na swój pociąg, którym przejechał cztery stacje i dotarł w odpowiednie miejsce. Był to obszar dla mniej zamożnych turystów, chroniony osobną pojedynczą kopuła tak samo jak port i stacja metra. JPS doprowadził go do niemal samych drzwi wybranego przez siebie hotelu. Zapłacił za tydzień pobytu i poszedł zjeść obiad na stołówkę. Potem pełen wrażeń rzucił się na łóżko w swoim niewielkim jednoosobowym pokoju i zasnął.

&&&

Kolonia przystosowana była do ziemskiej doby, mimo że dzień na Marsie trwał dłużej, o 22 gaszono główne oświetlenie i zapalano je punktualnie o 6.

Jednak życie toczyło się na okrągło, tak jak w każdym pełnym turystów miejscu.

&&&

Następnego dnia Błażej zaczął zwiedzanie. Początkowo chodził bez celu jedyne obserwując tak bardzo różniące się od ziemskiego otoczenie. Potem odwiedził kino, w którym między innymi wyświetlany był dzień w dzień dwugodzinny film o Marsie i jego kolonizacji. Był też w muzeum Marsa. Zaplanował sobie nawet rezygnując z kilku dni pobytu trochę kosztowną wyprawę helikopterem nad całą kolonią.

W końcu odwiedził też bibliotekę, w której znajdowały się zniszczone przez częste używanie książki o początkach kolonizacji. Te książki dostępne były tylko w tej jedynej marsjańskiej bibliotece, gdyż bardzo przyciągały turystów.

Błażej rozsiadł się wygodnie w czytelni i zagłębił w lekturę.

 

Marsjańskie krety, rok 2077”.

… wiedzieliśmy, że przed nami dużo żmudnej roboty. Olbrzymie transportowce wylądowały z czterdziestoma siedmioma koparkami, dzięki którym mieliśmy wykopać doły i umożliwić postawienie pierwszych fundamentów kolonii.

Dużym utrudnieniem było, że każdy z nas musiał posiadać kombinezon i butle z tlenem. Plan był taki by stworzyć bazę, przyczółek, w którym można będzie chodzić bez kombinezonu i normalnie oddychać.

Wsiedliśmy do koparek nie spodziewając się żadnych trudności w planowanych pracach. Początkowo wszystko szło bardzo dobrze. Jednak, gdy wykopane przez nas rowy miały po około dziesięć metrów głębokości natrafiliśmy na coś niezwykłego. Sypki piach zamienił się tu w bardzo kruchą skałę. W tej właśnie skale odkryliśmy tajemnicze tunele o średnicy około pół metra. Znaleźliśmy w nich substancje, które zbadano dopiero później na Ziemi. Naukowcy byli zgodni, te substancje to musiały być zwierzęce odchody.

Jeszcze tego samego dnia, gdy to odkryto z jednej z dziur wyłoniła się żywa istota. Dziwne zwierzę przypominające wielkiego, podłużnego kreta. Wychyliło główkę, następnie wyszło całe. Miało łuski na niemal całej powierzchni ciała, były one w kształcie sześciokątów foremnych i były zielonego koloru. Osobnik liczył sobie jakieś półtora metra.

Patrzyliśmy na niego zafascynowani. On natomiast po kilkunastu sekundach wrócił do dziury z której się wyłonił. Przerwaliśmy nasze prace. Gdy przekazaliśmy informacje o zwierzęciu do naszych przełożonych, kazali nam je pochwycić. Próbowaliśmy to zrobić. Czekaliśmy bardzo długo, aż dziwny osobnik się pokaże. Minęło sześć godzin, gdy wreszcie się pojawił. Próbę złapania go jeden z nas niemal przypłacił życiem. Mieliśmy przygotowaną skrzynię, w której chcieliśmy uwięzić to coś. W czasie akcji z głowy dziwnego kreta wyłoniła się paszcza z bardzo ostrymi zębami. Następnie zwierz wgryzł się w rękę jednego z nas. Zęby były tak twarde i ostre a siła uścisku tak duża, że kombinezon został przegryziony, mało tego, doszło też do złamania ręki. Momentalne pojawiła się krew na zewnątrz kombinezonu. W takiej sytuacji puściliśmy zwierzę wolno.

Ustalono, że prace będą trwały dalej, a gospodarzami czerwonej planety zajmiemy się później.

Wróciliśmy do kopania. To jednak nie był koniec przygody z podłużnymi kretami. Po wykopaniu kolejnych pięciu metrów trafiliśmy na „gniazdo” tych dziwnych zwierząt.

W jamie wielkości budy dla psa ujrzeliśmy mniejsze okazy tego samego gatunku z pewnością będące potomstwem. Po chwili zaczęły tam pojawiać się dorosłe osobniki, ostatecznie było ich siedem. Zachowały się jak przysłowiowa niedźwiedzica broniąca swoich dzieci. Odsłoniły swoje służące do drążenia tuneli w skale zęby i zaczęły wgryzać się w najbliższą gniazda koparkę. Oczywiście było to daremne, po kilkunastu minutach zwierzęta przestały i wróciły do gniazda.

Po tym zdarzeniu kategorycznie wstrzymano prace aż do momentu kiedy zwierzęta znajdą się w statku lecącym na Ziemię. Stało się to dopiero po siedmiu dniach niestety te niezwykłe okazy marsjańskiej fauny prędko zdechły”.

 

Ostre bóle głowy, zakłócenia snu i halucynacje – zagadkowa choroba kolonizatorów”.

Prace na Marsie szły pełną parą. Niewielka baza, w której można było mieszkać była już prawie gotowa, ale ludzie obsługujący koparki cały czas mieli robotę.

Nagle wielka żelazna łyżka koparki natrafiła na coś bardzo twardego co uniemożliwiało dalszą pracę. Należało to zbadać. Nie tylko dlatego, że nie można było dalej kopać. Cały czas poznawano Marsa.

Wszyscy byli ciekawi co tym razem znaleźliśmy. Ku wielkiej ekscytacji ogółu, odkryto tajemniczą srebrną kulę o wielkości piłki futbolowej. Gdy dokładnie starto z niej piach, jakby dzięki promieniom słonecznym, które padły na jej powierzchnię uaktywnił się jakiś mechanizm. Z kuli wysunęła się niewielka antenka. I wtedy to się zaczęło.

Jeden z pracowników chwycił się za głowę i stęknął, że odczuwa silny ból…

 

Nagle Błażeja od lektury oderwało głośne buczenie nieznanego źródła. Ten dźwięk był bardzo nieprzyjemny i niczym śruba wwiercał mu się w głąb czaszki. Jedna z pracujących w bibliotece kobiet przewróciła się tracąc przytomność i leżała teraz na podłodze. Podbiegła do niej jej koleżanka. Błażej wstał i zauważył, że świadomość straciło więcej osób. Wtedy nastąpiła seria wybuchów tak mocnych, że wszystko się zatrzęsło. Rzucił się by opuścić bibliotekę i po chwili był już na zewnątrz.

Część turystów leżała bez życia, reszta patrzyła w górę. Nad zniszczoną popękaną kopułą górował olbrzymi powietrzny okręt. Bombardowanie jeszcze się nie zakończyło, rakiety dalej były odpalane. Widać agresor chciał dokonać całkowitego zniszczenia.

Większość wpatrujących się w zasłaniający dużą część nieba statek wiedziała, że to już koniec, że zaraz umrą. Jeśli nie od eksplozji to uduszą się z braku tlenu, który błyskawicznie wydostawał się z dziury w kopule.

I znowu stało się coś czego nikt nie mógł przewidzieć. W górującym nad kolonią latającym kolosie otworzył się właz i wyłoniły się z niego drony w liczbie kilkudziesięciu. Część z nich skierowała się w stronę obszaru, w którym znajdował się Błażej. Jeden osiadł na trawniku niedaleko niego. Miał kształt kuli pokrytej czymś przypominającym wentyle w kołach roweru, z których z głośnym sykiem zaczął wydostawać się biały, gęsty gaz.

Błażej cofnął się ale gaz rozprzestrzeniał się błyskawicznie, nie było ucieczki. Poczuł, że się dusi i stracił przytomność.

&&&

Gdy ją odzyskał poczuł, że jest zanurzony w jakiejś gęstej cieczy. „Czy ja umarłem?” zaczął się zastanawiać. Otworzył oczy i powoli kręcąc głową w lewo i prawo rozglądnął się. Doznał szoku, uwięziono go w przeźroczystym słoju wypełnionym bezbarwnym galaretowatym płynem. Oddychał dzięki jakiemuś aparatowi założonemu na usta i nos, od którego odchodziła rurka ciągnąca się ku górze i wychodzący poza klosz. Jak się potem okazało przez rurkę dostarczano mu też – niczym sztucznie tuczonej gęsi – pokarm.

Z miejsca, w którym się znajdował widział tylko część pomieszczenia. W rzędach oddalonych od siebie o niewielką odległość znajdowały się takie same jak jego klosze a w nich inni ludzie. Zaczął je liczyć, okazało się, że ma mnóstwo czasu na obserwację otoczenia, nic się bowiem bardzo długo nie działo. Uwięzieni nie mogli początkowo na siebie patrzeć zwróceni byli bowiem w jedną stronę. Ale poruszali się zmieniając swoją pozycję i w końcu spojrzenie Błażeja spotkało się ze spojrzeniem jakiejś kobiety, która znajdowała się w pobliskim rzędzie. Ujrzał w nich całkowity brak nadziei.

Błażej całymi godzinami rozmyślał. Po pewnym czasie nuda tak nieznośnie mu dokuczała, że zaczął myśleć o samobójstwie. Chciał zerwać z twarzy aparat, który dostarczał mu tlenu. Nie mógł jednak tego zrobić gdyż jego ręce były unieruchomione, widać porywacze to przewidzieli.

W końcu zasnął. Gdy się obudził przez chwilę miał wrażenie, że nadal śni i że zaraz wybudzi się z tego koszmaru. To jednak była jawa.

Błażej bardzo cierpiał, „Tak czują się pogrzebani żywcem”. – myślał. Zaczął się modlić, czego nigdy wcześniej nie robił.

W końcu stracił całkowicie rachubę czasu. Minął może tydzień a może miesiąc, nie wiedział. I w reszcie coś się wydarzyło.

Ludzkie ciała zaczęły się poruszać, przekrzywiając się w lewą stronę, każdy z uwięzionych był ciekawy co się dzieje. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Błażej niestety nie mógł nic dostrzec.

Znowu nic się nie działo tym razem przez może dwie doby. W takich odstępach czasu ktoś wchodził i wychodził z pomieszczenia. Za którymś razem, może szóstym albo siódmym wszystko stało się jasne.

Do klosza, który był w zasięgu wzroku Błażeja ku jego wielkiemu zainteresowaniu podeszło dwóch bardzo wysokich, nagich osobników. Byli człekokształtni lecz znacznie się różnili od ludzi. Ich ciała miały szary kolor. Bardzo szczupli, pod skórą mieli widoczne mięśnie niczym u kulturysty. Na plecach mieli kolorowe kolce o długości blisko trzydziestu centymetrów. I te kolce właśnie ich różniły. Jeden miał ich znacznie więcej i w innych kolorach. Na głowie mieli dziesiątki różnokolorowych małych oczu, które były w ciągłym ruchu. Część z nich wytrzeszczała się niemal wychodząc z orbit kiedy inne mrugały i chowały się.

Jeden trzymał w dłoni (która znacznie się różniła budową od ludzkiej, ponieważ wyposażona była w dwanaście długich palców zginających się w czterech miejscach i siedem niewielkich przyssawek) płaskie prostokątne urządzenie, popatrzył na znaki widniejące u dołu klosza, jak domyślił się Błażej były to litery bądź liczby. Następnie wstukał je na urządzeniu. I wtedy klosz rozdzielił się na dwie połowy. Płyn będący wewnątrz chlupnął na podłogę. Dwaj osobnicy zaczęli uwalniać człowieka który był wewnątrz. Potem go zabrali.

Błażej analizował to co zobaczył. Ponownie miał na to mnóstwo czasu. Okazało się, że człowiek, którego zabrali nie powrócił. Potem przyszła kolej na następnego i następnego. Z pewnością minął co najmniej miesiąc, aż porywacze stanęli przed nim. Stało się to co z wszystkimi. Otworzyli klosz i został uwolniony, potem ściągnęli mu z twarzy aparat dzięki któremu oddychał. Właśnie wtedy Błażej zobaczył długą rurkę, która była w nim i dostarczała mu pokarm. Bardzo szybko, by się nie udusił założyli mu inne urządzenie z niewielką butlą i wynieśli go z pomieszczenia.

&&&

Został położony na wózku, ponownie unieruchomiono mu ręce i nogi, następnie pchając wózek dotarli do windy, którą zjechali niżej i ponownie przemieszczali się korytarzem, który musiał mieć z kilkadziesiąt metrów.

Błażej odczuwał wielki lęk. Ale zaraz miało się wszystko wyjaśnić.

Ostatecznie znalazł się w średniej wielkości pomieszczeniu, w którym niczym narzędzia tortur na stole obok niego poukładane były różne akcesoria służące jak się domyślił do operacji. Przy ścianie stały jakieś cicho brzęczące urządzenia.

I zaczęło się. Bez żadnego znieczulenia jeden obcy chwycił skalpel i zaczął rozcinać jego moszno. Drugi natomiast chwycił niewielką piłą tarczową i zabrał się za otwarcie czaszki. Błażej nigdy w życiu nie czuł takiego bólu.

&&&

Z kolonii na Marsie zostały same gruzy. Nikt nie przeżył. Zachowało się jednak wiele nagrań, na których widać było wystarczająco dużo, by mieć jakieś pojęcie co się wydarzyło. Ludzie zdecydowali odbudować kolonię i zaczęli przygotowywać się do wojny obronnej.

Koniec

Komentarze

ale tak jak większości przeciętnych obywateli nie było go stać, loty na „czerwoną planetę” kosztowały bowiem bardzo dużo. Więc studiując jednocześnie dorabiał sobie na pół etatu.

Matko, to gdzie on dorabiał, skoro a pół etatu zarobił na coś niedostępnego zwykłym śmiertelnikom? Jeszcze rozumiem, jakby był informatykiem, ale na psychologii? Hm.

 

Błażej przejrzał wszystkie oferty i wybrał najtańszą.

Zdanie niby okej, ale pojawia się tuż po wprowadzeniu w sytuację bidnego studenta, więc chyba zbędne. Sam przemyśl, ja tam się nie znam, tylko takie wrażenie

 

Wie pani, (+) ja jestem tylko biednym studentem.

 

Koszt urządzenia to tylko 35 Euro.

Zdanie trochę dziwnie sformułowane, i nazwę waluty się pisze z małej

 

Głośno hałasowało tu Marsjańskie metro.

“marsjanskie” też z małej

 

zaczął rozcinać jego moszno.

jego mosznę

 

 

Tyle czepiania się tego, co najbardziej razi.

Ale ogólnie opowiadanie spoko, ciekawie się zapowiada, choć pozostawia niedosyt. I to zarówno przy zakończeniu, jak i tak przeciąganym wątku z elektroniczną mapą. Już sobie ząbki ostrzyłam na jakieś nie wiem, czipy kontrolujące osłony czy coś.

W każdym razie gratuluję i powodzenia życzę!

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Witaj Jeremia !!!

 

Czym chata bogata. Dziękuję za przeczytanie i ocenę wraz z wskazanymi błędami. Szczerze mówiąc bałem się pierwszego komentarza ale już wiem, że wszystko jest i będzie dobrze. 

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Jeremia kurcze jak tak sobie przeglądam opowiadanie to faktycznie widzę, że jest się do czego jeszcze przyczepić :) Ale wcześniej tego nie widziałem! :)))

Jestem niepełnosprawny...

Ciekawe opowiadanie, podoba mi się lekkość narracji, brakuje mi tu jednak jakiejś głębi, czy to w budowie bohatera, czy też w otaczających go ludziach … nie wiem jak to opisać,

ale przeszkadza mi trochę zakończenie. Niby jest tutaj podsumowanie i domknięcie historii, lecz

w przeciwieństwie do reszty opowiadania, przypomina ono fragment z kroniki, a nie jestem pewien czy to tutaj pasuje.

 

W skrócie fabuła wydaje się zbyt prosta (chłopak poleciał, zwiedził, popatrzył na inwazję obcych

i poleżał trochę na madejowym łożu :D ). Tak czy owak, ma ono potencjał i łatwo się je czyta.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witam Iluvathar !!!!

 

Dzięki! Faktycznie jak zwróciłeś mi uwagę na końcówkę to widzę, że masz rację. Ale muszę ci powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Tak się bałem.. Jak są jakieś pozytywy to ja się z tego bardzo cieszę.

Dziękuję ci bardzo.

 

PS.

sprawdziłem sobie co znaczy madejowe łoże, bo nie znałem tego określenia. :)

Jestem niepełnosprawny...

Spox, to twoje opko :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Cześć, Dawid! 

 

Pamiętaj, że liczebniki zapisujemy słownie, a masz ich tu dużo. 

Mars za ponad 120 lat okazał się taki bardziej ziemski, ale sprzed ok. 10 lat. Gazety to już obecnie rzadkość, a papier jest wypierany przez wyświetlacze – trudno uwierzyć, że będą wozić ciężki papier na Marsa – to nieopłacalne. 

Dlaczego test IQ jest przeprowadzany dopiero na Marsie, a nie przed odlotem z Ziemi? To by pomogło zaoszczędzić zachodu. 

Znów masz tu relacyjny sposób narracji – niby wprowadzasz bohatera, ale z biegiem historii odgrywa coraz mniejszą rolę i jego odczucia spadają na dalszy plan, natomiast pierwsze skrzypce odgrywa opis utracenia kolonii na rzecz kosmitów. Bardzo dobre opinie zebrał swego czasu Twój tekst "Zaginiony w lesie" – porównaj sobie jak to zrobiłeś tam – do końca razem z bohaterem, wszystko obracało się wokół jego odczuć i obserwacji.

Jednak o ile z samym swiatotworstwem mogę się nie zgadzać, to puściłeś wodze fantazji i spróbowałeś stworzyć naprawdę szeroką wizję – za ten rozmach Cię niezmiennie podziwiam, bo to nie pierwszy raz.

Poza wspomnianymi liczebnikami, technicznie jest całkiem ok. Był chyba jeden ortograf – napisałeś "pokarze", zamiast "pokaże", lub coś podobnego – już tego nie znajdę, bo na komórce piszę.

 

Powodzenia w dalszej pracy twórczej! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fajnie. Ogromnie mnie cieszy taka ocena :)))))))))))))))))

 

 

Bardzo dziękuję. Jeszcze w ramach podziękowania obiecuję, że przeczytam jakieś twoje teksty. Bo z tego co się orientuję należysz do Korony :))) (To taki żart jest chyba klub ”Korona Kielce” ale czytaj , że korona znaczy grono najlepszych portalowych pisarzy)

 

Pozdrawiam!

 

PS.

Nie doszukuj się tam jakichś podtekstów w moim żarcie, nie był one zamierzone. :)

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, niczego się nie doszukuję :) tylko zwyczajnie uśmiecham :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Czekaliśmy bardzo długo, aż dziwny osobnik się pokarze.

Popraw to ‘pokarze’ na ‘pokaże’ zanim coś czy ktoś cię pokarze. Gdy wybierasz swój tekst, pojawia się opcja “edytuj” obok daty i godziny. Skorzystaj z niej. Trochę też przecinków brak. Poszukaj.

 

Miał kształt kuli pokrytej mnogo(?) czymś przypominającym wentyle w kołach roweru, z których z głośnym sykiem zaczął wydostawać się biały, gęsty gaz.

 

Oddychał dzięki jakiemuś aparatowi założonemu na usta i nos, od którego odchodził kabel (?)ciągnący się ku górze i wychodzący poza klosz. Jak się potem okazało przez kabel dostarczano mu też – niczym sztucznie tuczonej gęsi – pokarm.

 

Na plecach mieli kilku (?)kolorowe kolce o długości blisko trzydziestu centymetrów.

 

Część z nich wytrzeszczała się(?!) niemal wychodząc z orbit kiedy inne mrugały i chowały się.

 

Wprowadź poprawki i popracuj nad zakończeniem, bo tak jakoś wyskoczyło nagle. Generalnie podtrzymuję opinię Iluvathara. Powodzenia.

Dzięki Koala75 !!!!!!!!!!!

 

Poprawiłem :) Fajowo, że taka ocena. Dziękuję.

 

Ja przepraszam, że nie robię poprawek, tak jak mówiłem robię je dopiero jak chcę wydrukować książkę. Wtedy mi się bardzo przydają. Ale poprawiłem może spróbuję się postarać pisać bez błędów.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Buhaha ! Wróciłem :P

 

A tak na serio, to zaglądałem parę razy, czy coś się zmieniło, bo na razie nie widać kolejnych opowiadań i za każdym razem razi mnie “obronnej wojny” zamiast “wojny obronnej”, na samym końcu opka :D  Ale oczywiście wolna wola XD

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witam Iluvathar !!!

 

Wiedz, że u mnie jesteś zawsze mile widziany :)

Jestem niepełnosprawny...

Wprowadzasz kilka interesujących wątków – test IQ, wypasiona mapa, tajemnicze krety, które koniec końców okazują się nie mieć żadnego znaczenia, bo i tak przylecieli kosmici i wszystkich pozabijali. Na różne sposoby. Jeśli te wątki nie mają znaczenia, to może szkoda o nich pisać – zabierają znaki, które można wykorzystać na coś innego, a czytelnika tylko mylą.

Jak dorosły kret (półtora metra) mieścił się w gnieździe wielkości budy dla psa?

Dlaczego kosmici zaatakowali kolonię na Marsie, a nie większą Ziemię? Nie jestem strategiem, ale przy dużej przewadze technologicznej chyba lepiej pozbawić możliwości działania większy ośrodek, kolonia sama pewnie upadnie, a już na pewno nie zaszkodzi agresorom.

Czytając jednak dalej rozczarowanie znikło

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu (za to przecinek jest obowiązkowy), bo wychodzą bzdury – że rozczarowanie czytało. Porównaj sobie zdanie z odwróconym szykiem, które oznacza dokładnie to samo:

Jednak rozczarowanie znikło, czytając dalej.

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !

 

Parę rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć bo tego nie zawarłem w treści; choroba kolonizatorów – dosięgała umysły o IQ niższym od pewnego pułapu, miałem na myśli, że obcy byli na nią odporni bo sami nie mieli nigdy takiej inteligencji (co się przekłada na to, że bardziej się rozwinęli technologicznie) potem zaś urządzenia powodujące chorobę zostały przez nich ulepszone i atakowało już wyłącznie ludzi. A obcych ciekawiły tylko inteligentne przypadki więc poniżej powiedzmy tutaj 130 (Błażej się niestety załapał)

 

Mapa, krety? Ja to uważam za potrzebne. Pełni to taką samą funkcję jak opisy przyrody (nie w moim opowiadaniu tylko ogólnie) 

 

Ostatecznie jednak nie wiem jaka jest twoja ocena mojego opka? :)))

Jestem niepełnosprawny...

Jak dla mnie – opowiadanie zaczynało się interesująco, a potem pośpiesznie uciąłeś je, nie wyjaśniając zależności, które wcześniej budowałeś.

Dużo zostało w Twojej głowie – nie zorientowałam się, że atak przeżyli tylko najinteligentniejsi, z wynikiem powyżej 130. Poznajemy wyłącznie wynik Błażeja. Gdybyś na przykład wprowadził różne kolory kombinezonów dla różnych wyników (trochę to pachnie segregacją rasową albo kastowością), a potem wspomniał, że po pierwszej fazie ataku poruszali się tylko ludzie w na przykład żółtych ubraniach – to byłaby wyraźna wskazówka.

Opisy przyrody czasem się przydają, ale nadal powinny czemuś służyć – dostarczać informacji, budować nastrój itp. Czy gdyby Błażej w bibliotece czytał książki Orzeszkowej, czy to by coś zmieniło fabularnie? Też byś zamieszczał długie cytaty? Co innego, gdyby agresorzy mieli powiązania z kretami (na przykład gdyby jakiś kret przyglądał się sekcji Błażeja) – wtedy bym nie marudziła.

Babska logika rządzi!

Ok, dzięki, dobry pomysł z tymi kombinezonami :)

Pozostaje mi nauczyć się pewnych spraw i budować, organizować :)

Jestem niepełnosprawny...

Finkla ale nie jesteś na mnie zła czy cuś? Naprawdę się starałem i będę się starał dalej, wiesz, że ja biorę nauki pod uwagę.

Jestem niepełnosprawny...

Nie, no skąd? Jasne, że starasz się pisać jak najlepsze teksty (jak każdy z nas), że dopytujesz, co można poprawić. Za co miałabym się wkurzać?

Babska logika rządzi!

dawidiq150

Bardzo nie lubię tak pisać, ale muszę. Mam wrażenie, że opowiadanie zostało napisane niestarannie, na szybko, przez głębszego przemyślenia konstrukcji świata i bohaterów. Dodatkowo niektóre z błędów, które nadal widnieją w tekście, odebrały mi wiele z przyjemności czytania.

 

Na kartce pisało, (…)

 

Liczebniki powinny zostać zapisane słownie. Jest ich w opowiadaniu dużo.

 

zdziwienie na twarzy Błażeja, dodała: – brak przecinka

 

rozkład całej kolonii, wraz z cenami dosłownie wszystkiego – niepotrzebny przecinek

 

będzie pan zadowolony. – powiedziała – bez kropki

 

Dźwigając plecak i dzierżąc w dłoni reklamówkę z elektroniczną mapą, Błażej był jeszcze bardziej podekscytowany niż gdy opuszczał statek. – brak przecinka

 

górował olbrzymi powietrzny okrętraczej statek, jeśli masz na myśli pojazd kosmiczny

 

To tylko kilka przykładów z jednego fragmentu opowiadania. Jest tego niestety dużo więcej.

 

Ogólnie cała koncepcja inwazji przypomina mi nieco stare filmy s-f klasy c. Bombardowanie rakietowe powierzchni planety przez cywilizację rozwiniętą na tyle, żeby przebyć dziesiątki (setki, tysiące?) lat świetlnych jest moim zdaniem kompletnie nielogiczne. Gdyby jeszcze opowiadanie miało charakter satyryczny, było pastiszem albo wpisywało się w konwencję space opera, czy cokolwiek w tej okolicy, to nie zwróciłbym na to uwagi. No i dlaczego ci obcy łażą nago? Kosmiczni ekshibicjoniści albo mamy do czynienia z kalką najbardziej powierzchownych i oklepanych stereotypów rodem z lat 50tych. A konwencja tekstu nie usprawiedliwia tego typu rozwiązania.

 

Na plus muszę oddać wartko prowadzoną akcję i w sumie ciekawego bohatera. Przypomina mi to trochę ekranizację Wojny Światów z Tomem Cruisem, gdzie bohaterem jest zwykły robotnik. W tym opowiadaniu bohater to po prostu turysta, który spełnił swe marzenie o locie na Marsa, ale pech sprawił, że trafił w zły moment (to oczywiście mało powiedziane). Dzięki tym dwóm plusom tekst przeczytałem w zasadzie jednym tchem. Czasem się krzywiąc, ale jednak.

XXI century is a fucking failure!

Witam Caern !!!

 

Fajnie, że zawitałeś do moich skromnych progów. Powiedziałbym, że czym chata bogata tym rada :)

 

Mam wrażenie, że opowiadanie zostało napisane niestarannie, na szybko, przez głębszego przemyślenia konstrukcji świata i bohaterów.

 

No nie do końca :))) Stare czasy gdy moje opowiadana były mega niedopracowane. Teraz staram się dużo bardziej. A, że nie mam pewnych umiejętności (które, wierzę, że nabędę) to dlatego wygląda jak wygląda.

 

Bardzo nie lubię tak pisać, ale muszę.

 

Spoko, twoja ocena ostatecznie jest przecież przychylna :) A, że rozpocząłeś od minusów to tak wyszło.

 

W ogóle bardzo cieszę się z Twojej oceny :))))))))))))

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej. Sama wysłałam opowiadanie na ten sam konkurs więc nie wypada mi ganić, bo może to być odebrane jako zawiść konkurencji smiley. Postaram się więc znaleźć zarówno plusy jak i minusy.

Na plus: fajnie, że Warszawa ma bezpośrednie połączenia z Marsem

na minus: 

Chłopak poczuł szczęście i niezwykle podekscytowanie, gdy znalazł się na ogromnym porcie lotniczym, jedynym takim na Marsie. Było tu mnóstwo ludzi i wiele rozmaitych maszyn latających, należących do różnych firm.

Czytając jakoś nie widzę tego. Chłopak znalazł się na Marsie, jest podekscytowny, chciałoby się wręcz popatrzeć jego oczami, zobaczyć to, co on zobaczy . I tu rozczarowanie. Zobaczył ludzi i maszyny. Czym to się różni od jakiegokolwiek lotniska na Ziemi?

 

 

Dzięki Nova !!!

 

Obiecuję w ramach rewanżu przeczytać twoje opko :)

 

Czym to się różni od jakiegokolwiek lotniska na Ziemi?

Kurcze cenna uwaga! Popatrz! Nie zwróciłem na to uwagi :))))))))))))))))))))

Jestem niepełnosprawny...

Nowy miesiąc, nowy styl jurkowych ilustracji.

Слава Україні!

Fajno :)

Jestem niepełnosprawny...

Ależ pecha miał ten biedny student, że przyleciał i zaraz zwalili mu się na łeb z inwazją :)

Z wad technicznych – przecinki, a konkretniej ich brak. Dużo jest tego w całym tekście, warto by go przeczytać typowo pod ich kątem i coś tam spróbować dostawić.

Cześć bjkpsrz !!!

 

Miał pecha jak masa innych ludzi :)

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz!!!

Jestem niepełnosprawny...

Pomysł jest, jakaś fabuła też, ale warsztatowo trochę kuleje i dlatego nie zachwyciło.

 

ale tak jak większości przeciętnych obywateli nie było go stać, loty na „czerwoną planetę” kosztowały bowiem bardzo dużo.

Trochę się powtarzasz. Skoro większości przeciętnych obywateli nie stac to oczywistym jest, że lot kosztuje dużo. Drugą częśc zdania bym po prostu usunęła.

 

Czytając jednak dalej rozczarowanie znikło

Czyli rozczarowanie czytało? Widzę, że nie wprowadzasz sugerowanych poprawek, więc dalej już nie będę wyłapywac błędów, skupię się na treści.

 

Ulokowano go w jednoosobowej, niewielkiej kabinie,

Klasa “D”, a kabinę ma jednoosobową i z prywatną łazienką? Nie klei mi się to.

 

Znajdowały się tam jednoosobowe ławki, a na każdej z nich leżał długopis i cienka książeczka formatu A4.

Jesteśmy ponad 100 lat w przyszłości, a testy na papierze i długopisem? Tak samo wątpliwości budzi opisana później biblioteka z papierowymi (jak rozumiem) książkami.

 

vice prezes mensy odpowiedział

Czemu wiceprezes (powinno byc pisane razem) Mensy sam we własnej osobie przeprowadza test i prowadzi pogadankę? I jak już jesteśmy przy całym tym motywie testu IQ – strasznie infodumpowy ten fragment.

 

Urządzenie było fantastyczne. Okazało się skarbnicą różnorakich informacji.

Nie rozumiem zachwytów bohatera nad tym urządzeniem. Już teraz mamy urządzenia równie (lub nawet bardziej) imponujące. Mam wrażenie, jakby opowiadanie było pisane ze dwadzieścia lat temu, zanim każdy miał w ręku komputer w postaci smartfona. Nawet na współczesnym (nawet biednym) studencie elektroniczna mapa nie zrobiłaby żadnego wrażenia, a co dopiero w przyszłości. Zaczęłam tutaj nawet węszyc za jakimś wątkiem quasi postapokaliptycznym? Albo może alternatywna historia?, Bo nie umiem sobie inaczej wytłumaczyc tego, że technologia pozwala nam leciec na Marsa i budowac tam kolonie, ale rozmaite urządzenia elektroniczne z jakiegos powodu zniknęły lub stały się rzadkością (to by wyjasniało papierowe testy i bibliotekę, zachwyt nad elektroniczną mapą).

 

W jamie wielkości budy dla psa ujrzeliśmy mniejsze okazy tego samego gatunku z pewnością będące potomstwem. Po chwili zaczęły tam pojawiać się dorosłe osobniki, ostatecznie było ich siedem. 

Wcześniej się dowiadujemy, że jeden osobnik miał półtora metra, a teraz, że jest ich siedem w jamie wielkości budy dla psa? I w ogóle cały ten fragment z kretami wydaje się zbędny. Cały czas czekałam aż te krety w końcu wrócą i nie wróciły.

 

Po pewnym czasie nuda tak nieznośnie mu dokuczała, że zaczął myśleć o samobójstwie.

Nuda? Naprawdę? Został porawny przez kosmitów i zapakowany do słoika, a to co mu doskwiera najbardziej to nuda? Nie przerażenie, strach, poczucie beznadzieji (albo nadzieji, nie mamy tu żadnych nieudanych prób ucieczki), złośc, rozczarowanie? Rozumiem, że siedział w tym słoiku tygodniami i miesiącami i w którymś momencie faktycznie nuda mogłaby się pojawic, ale przed nią powinna się pojawic cała gama innych emocji. Myślę, że warto byłoby tę częśc rozbudowac.

 

Podsumowując, wprowadzasz rózne elementy (krety, testy na inteligencję, papierowe ksiązki/gazety), które albo kompletnie nie mają znaczenia dla fabuły (krety), albo ich znaczenie nie jest wystarczająco jasne (testy na inteligencję – zrozumiałam o co chodziło dopiero po przeczytaniu komentarzy), albo po prostu nie pasują do futurystycznej rzeczywistości (papier).

 

 

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć mindenamifaj !!!

 

Bardzo mi się podoba, że (pomijając samo przeczytanie i danie komentarza) twój komentarz jest szczery. Ja cały czas zdaje sobie sprawę, że mam za niskie IQ. Ale pracuje nad tym więc spoko. Oczywiście może być tak, że on nie jest szczery do końca tego wiedzieć nie mogęę :) Może nie chciałaś bym się zdołował albo w drugą stronę nie chciałaś bym za bardzo się ucieszył… Ja posiadłem tę wiedzę, że ludzie próbują różne rzeczy ukrywać. I podoba mi się to, jeszcze raz powtarzam. Byłbym idiotą gdybym kwestionował twoje uwagi co do mojego tekstu. We wszystkim masz zapewne rację. (Mogłaś dać też coś w czym była logika i wystrychnąć mnie na dudka). Nie tędy droga bym tu polemizował, bo wiem, że wiele osób (moje szczęście) jest mi życzliwa i jasno mi mówi, że z logiką w moich opowiadaniach jest kiepsko. Zapraszam Cię do przeczytania najnowszego mojego tekstu bo uważam, że zrobiłem “skok w bok”, sorki nie “skok w bok” tylko “skok do przodu” :) Ja przez ponad dwa tygodnie nic nie będę pisał. Robię sobie taką przerwę na rzecz czytania. Też czytania portalowych tekstów.

 

Jeszcze raz bardzo ci dziękuję i pozdrawiam!!!

 

PS.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawid,

 

no to opowiadanie bardzo Twoje. Widać, że się starasz, masz pomysły, ale wykonanie kuleje, z czego też zdajesz sobie sprawę (Beta nie gryzie ;))

 

Pomysł ciekawy, ale – też jak zawsze – gnasz z akcją, aby doprowadzić całość do końca, wielkiego finału. Ma to swój pewien urok, ale żeby się rozwijać, warto próbować innych rzeczy. Poeksperymentuj ze stylem (tutaj także jest mocno narracyjny), konwencjami, rozwiązaniami, rozwojem akcji. 

 

Wrzucasz całkiem ciekawe pomysły, które są często tylko wzmiankowane, a może warto poświęcić im trochę uwagi (np. podróż na Marsa z samego początku czy IQ). Na pewno wzbogaciłoby opowiadanie rozwinięcie takich wątków.

 

pozdrawiam

OG

Hej OldGuard !!!

 

Dzięki!!! Taka pochwała to miły prezent na urodziny :)))

 

No ciekawe jak będę pisał po długiej przerwie… Wpadłem z jednej skrajności w drugą; teraz masakrycznie dużo czytam :) Ale to przecież nic nie szkodzi. Dążę bowiem do jednego celu → super pisać.

 

Rady biorę do serca!!!

Dziękuję jeszcze raz.

Jestem niepełnosprawny...

Unicron Eating GIF – Unicron Eating Transformers GIFs

Known some call is air am

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

da­wi­di­q150 – In­fek­cja bak­te­ryj­na na Mar­asie, czyli dla­cze­go hi­gie­na jest ważna

 

 

Pu­ści­łeś wodze fan­ta­zji, Da­wi­dzie. Czę­sto po­wta­rza się, że “mniej cza­sem zna­czy wię­cej” i to jest naj­więk­szy pro­blem Two­je­go opo­wia­da­nia. Prze­do­brzy­łeś, bo wrzu­ci­łeś do tego worka zu­peł­nie nie­po­trzeb­nie ja­kieś krety oraz urzą­dze­nie do zmniej­sza­nia IQ, które tak po praw­dzie jest nie­złym po­my­słem, jed­nak nie wy­ko­rzy­sta­łeś go w żaden sen­sow­ny dla fa­bu­ły spo­sób. Do tego co krok po­ty­ka­łem się na ana­chro­ni­zmach, które ucho­dzą w sta­rych ese­fach, pi­sa­nych kiedy pewne urzą­dze­nia były uzna­wa­ne za szczy­to­we osią­gnię­cia i uwa­ża­no, że bę­dzie się ich uży­wać jesz­cze przez wieki całe. Nie­ste­ty we współ­cze­snych tek­stach takie rze­czy bolą i do­pro­wa­dza­ją do zgrzy­ta­nia zę­ba­mi, a tutaj się na­zgrzy­ta­łem, czy­ta­jąc o ja­kimś rze­ko­mym cu­dzie tech­ni­ki w po­sta­ci mapy, a który to cud ni­czym nie różni się od współ­cze­sne­go nam te­le­fo­nu z pa­kie­tem map, in­ter­ne­tem i masą apek. Zgrzy­ta­łem dalej, czy­ta­jąc o fi­zycz­nych książ­kach, o te­ście pi­sa­nym dłu­go­pi­sem na kart­kach, ko­per­tach z wy­ni­ka­mi. Bo­ha­ter jest też nie­kon­se­kwent­ny, bo na mapę mu było żal, ale drogi lot he­li­kop­te­rem za­li­czył; tak bar­dzo chciał na Marsa, a wie­dzy o tym, jak wy­glą­da tam życie, nie miał żad­nej; testy prze­pro­wa­dza­no na miej­scu, a nie jesz­cze na Ziemi, co też jest mocno nie teges.

Ko­lej­ny mocny zgrzyt lo­gicz­ny, który mnie za­trzy­mał, to urzą­dze­nie wiel­ko­ści piłki fut­bo­lo­wej, które za­trzy­ma­ło łyżkę ko­par­ki, nie po­zwa­la­jąc dalej pra­co­wać. To za­mi­ło­wa­nie ob­cych do tor­tur też po­zo­sta­wi­łeś bez uza­sad­nie­nia.

Praw­da nie­ste­ty jest taka, że nie wiem o czym to jest, bo to urwa­ny po pierw­szych kilku mi­nu­tach film o złych kso­mi­cja­nach bi­ją­cych ludz­kość, bez dal­szej fa­bu­ły. Tutaj nie ma żad­nej pu­en­ty, Da­wi­dzie. Tym razem po­le­głeś, ale wiem, że to Cię nie znie­chę­ci i bę­dziesz pisał dalej, na co oczy­wi­ście liczę :) Po­wo­dze­nia w ko­lej­nych kon­kur­sach!

Known some call is air am

Outta Sewer

 

Dziękuję za wielką serdeczność do mojej osoby :) Obiecuję, że będę pisał lepiej. W sobotę jadę na tydzień na wypoczynek. Mam zamiar zastanawiać się nad fabułą do konkursu “Mumie”.

 

Jeszcze raz dziękuję!!! Nie ma szans bym się zniechęcił :) Trzymam kciuki również ja za Ciebie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki, Dawidzie, za trzymanie kciuków i za mnie :) Miłego wypoczynku! I babcię pozdrów :)

Known some call is air am

Niestety, ale nie porwało mnie. Sensu samej historii szczerze mówiąc nie zrozumiałem – atak kosmitów na końcu jest zbyt odklejony od reszty historii. Dużo też skupiasz się na detalach – ot, na przykład dużo opowiadasz o samym locie na Marsa: cenie biletów, podróży w klasie D czy badaniu IQ, choć to wszystko nie ma znaczenia dla przedstawionej historii inwazji kosmitów. Najważniejsze informacje mógłbyś pewnie podać w jednym akapicie, przedstawiając w kilku zdaniach problem z dostaniem się na Marsa i wybiegiem z pracą dyplomową.

Dlatego następnym razem polecę przynajmniej wypróbować następującą technikę: najpierw zastanów się co chcesz opowiedzieć, a potem przeanalizuj każdą scenę, zadając pytanie – w jaki sposób ta scena popycha akcję do przodu, aby opisać moją historię?

Językowo było trochę baboli, styl wciąż masz trochę naiwny, choć w porównaniu z pierwszymi opowiadaniami widzę znamiona poprawy. Poza tym – było tu trochę fajnych pomysłów, tylko sama historia nie zatrybiła. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej;)

Слава Україні!

Hej Golodh !!!

 

Fajnie, że zaglądnąłeś do starego opowiadania :) To już prawie pół roku. Jestem przekonany, że teraz piszę lepiej.

 

Zazdroszczę młodego wieku i zdrowia :))) Ja nie mam ani tego ani tego… Natomiast jestem konsekwentny w dążeniu do celu. :)

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Fajnie, że zaglądnąłeś do starego opowiadania :) To już prawie pół roku.

Tak w zasadzie to miałem komentarz trochę wcześniej gotowy, ale chciałem skompletować dla wszystkich opowiadań z konkursu:P

Tak czy inaczej życzę Ci sukcesu:)

Слава Україні!

Nowa Fantastyka