Mrok, to właśnie widzę. Nic innego tylko mrok. Bez nadziei i sensu, bo w głębi mej duszy nie ma choćby cienia życia, nawet nie majaczy w oddali wspomnienie dawnego szczęścia i sensu istnienia. Wciąż szukam, lecz szanse są nikłe. Czekam więc i bacznie obserwuję, być może w końcu dostrzegę chociaż iskierkę tego czego szukam. Ból towarzyszy mi stale, już nie pamiętam dni kiedy go nie było. Jestem jak roślina, mam dobre podłoże i wodę by rosnąć, ale brakuje mi światła, bez którego nie zajdzie fotosynteza i w końcu zgniję, jak cholerna roślina bez słońca zgniję. Wegetuję i umieram i tak w kółko, by w końcu zaznać ostatecznego cierpienia w piekle tam gdzie moje miejsce. I tak każdego dnia, moja egzystencja to wizja piekielnego bytu, który tonie w odmętach własnego przekleństwa. Już w dzieciństwie mówiono mi, że jest coś ze mną nie tak. Zespół braku odczuwania emocji, tak zwana anhedonia, która mi towarzyszy w każdym momencie mojego życia, sprawia, że moje istnienie przez lata pogrążało się coraz bardziej w nicości. To wtedy nie miało dla mnie znaczenia. Liczyło się tylko to, by wszystko szło po mojej myśli. I tak było, ze stoickim spokojem udawało mi się osiągać każdy cel, każdą potrzebę, czy choćby zachciankę. Moja sieć kłamstw i niezliczonych ordynarnych pomysłów były nieskończenie skomplikowane i skrzętnie przemyślane, jednak nigdy nikt nie odkrył, kto stał za haniebnymi uczynkami. Świat, w którym przyszło mi żyć, stał się tylko niewiarygodnie skutecznym ułatwieniem dla mojej nieskończenie zepsutej duszy. Iluzja szczęścia stworzona przeze mnie tylko utwierdzała mnie we właściwej drodze działania. Niszczenie wartości moralnych nie wpływało na równowagę mojego sumienia, brak empatii i wszelkiego rodzaju emocji zwłaszcza współczucia, zasadniczo napędzało mnie do działania.
Czasy, w których mojej egzystencji przyszło funkcjonować nie są przygotowane na takich jak ja, a raczej System Prawa Antyagresywnego nie może wyłapać ludzi o podobnej przypadłości do mojej. Brak odczuwania emocji powoduje brak wzrostu poziomu agresji i stresu podczas wykonywania rzeczy nielegalnych, zabronionych, karalnych. W nastoletnim życiu dokonanie kradzieży, zrobienie komuś nieprzyjemnego żartu czy stosowanie używek były dla mnie jak pakowanie plecaka do szkoły, zwykła czynność kompletnie nie wymagająca angażowania emocji. A stworzony system zupełnie nic nie wyłapywał, jakby mnie nie widział.
***
System stworzony przez ludzi dla ludzi, przewiduje poprzez wszczepione pod skórę mikrochipy monitorowanie wszystkich ludzi i ich poziomu hormonów, zwłaszcza kortyzolu, który odpowiada za poziom stresu oraz testosteronu, którego wzrost bezpośrednio wiąże się z pojawieniem się zachowań agresywnych. System od początku działał zgodnie ze swoimi założeniami, można powiedzieć, że działał aż za dobrze. Wyłapywał każde wzmożone odczuwanie negatywnych emocji, co wiązało się ze sprawdzaniem i zatrzymywaniem osób, które nie dokonały żadnego przestępstwa w znaczeniu fizycznym. Przestępstwem było już to, że odczuwali złość, zawiść czy chociażby przeżywali jakieś niepowodzenie, z którym nie mogli się pogodzić. Z góry narzucony przez władze system miał za zadanie wykluczyć wszystkie agresywne zachowania, by nie dopuścić do jakichkolwiek zbrodni w następstwie odczuwanej narastającej agresji. Geneza powstania systemu sięga jeszcze czasów wojny sprzed stu pięćdziesięciu lat, kiedy to Rosja napadła na Ukrainę, świat patrzył na powolną zagładę niewinnych istot, a w tym czasie za plecami wszystkich największe mocarstwa układały się z najeźdźcą, tak by nie stracić za wiele. Na początku oficjalnie wszyscy potępiali konflikt zbrojny, co było oczywistością, jednak dalsze działania pokazały jak bardzo świat zbliżył się do upadku moralnego. Na początku wojna wyglądała niepozornie i skupiona była tylko w jednym miejscu, z czasem wyszły na jaw prawdziwe zamiary Rosji. Nie tylko Ukraina stała się celem ich napaści, kiedy skończyli z pokazówką i walkami naziemnymi, rozpoczęło się prawdziwe piekło. Wystarczyło kilka nalotów i zrzucenie atomówek, by zrównać Ukrainę z ziemią, ale przedtem jeszcze przetestowali najnowszą technologicznie broń, która sprawiła, że tysiące ludzi umierały w powolnych męczarniach. Z początku pod przykrywką nieudolnych działań wojennych chcieli wybadać sytuację, które państwa opowiedzą się za, a które przeciwko nim. Gdy nie było sojuszników, rozpoczęli kolejny etap działań z nową bronią, której świat nie widział. Było to wystarczającym dowodem na to, że Rosja nie żartuje. Francja i Niemcy potajemnie przystąpiły do wspólnej grabieży i wybrały sobie ziemie, które chcieli przyłączyć do swoich terytoriów. W zasadzie trzy kraje rozebrały całą Europę i Afrykę, wystarczyło porządnie przestraszyć ludność, by móc uzyskać potulność wśród nawet dużych państw. Chiny z początku pozostając neutralne w końcu wyraziły chęć posiadania reszty ziem krajów azjatyckich oraz części Afryki, lecz otrzymały tylko zgodę na otrzymanie ziem w obrębie Azji. Natomiast pozostałe roszczenia zostały najzwyczajniej w świecie wyśmiane, a zrównując z ziemią, a raczej z wodą całą Okinawę, japońską wyspę, na której zależało Chinom, agresor pokazał im miejsce w szeregu. Okinawa przestała istnieć, a razem z nią miliony niewinnych cywilów, co dało do myślenia wszystkim państwom na ziemskim globie. W całej tej wojnie Stany z początku niosące pomoc humanitarną, z czasem pozostały głuche na wołania o ratunek, co wyjaśniło się po latach, gdy pod skrzydła ich terytoriów trafiły najbardziej strategiczne wyspy na Atlantyku i Oceanie Spokojnym oraz cała Australia i Oceania. Poprzez wieloletnie wojny i represje społeczeństwo zubożało na tyle, że podział klas stał się niezwykle wyraźny. Każdy próbował szukać szczęścia i możliwości znalezienia dobrej pracy gdzie się tylko dało, jednak ze względu na stan powojenny i nowe podziały terytorialne udawało się to nielicznym. Ludzie z różnych stron świata strajkowali i dążyli do polepszenia warunków bytowych, jednak każdy taki strajk, wiec czy nawet zebranie były kategorycznie tłumione. I właśnie wtedy pojawił się pomysł kontroli ludzkich zachowań, którego pomysłodawcą była Organizacja Wolnych Narodów dawne ONZ, lecz de facto powiązanie to było ściśle ukrywane i zakazane wśród Państw Wielkiego Układu. Organizacja ta pod przykrywką tłumienia strajków obywateli chciała zapobiec dalszym aktom przemocy wobec bezbronnej ludności cywilnej, która najbardziej cierpiała podczas działań powojennych prowadzonych przez dawną Rosję. Ludzie z OWN mieli dojścia wszędzie, ale działali po cichu, tak by być wiarygodnymi wobec socjalistyczno-zbrodniczej polityki Państw Wielkiego Układu. Ich taktyka przyniosła pierwsze efekty już na przestrzeni kilku lat. Najpierw SPaA testowano na najbardziej wyjętych spod prawa terenach lub tam gdzie odnotowano największą liczbę zamieszek. System działał poprawnie, wyłapywał każdą nawet najmniejszą niezgodność z normą, każdy najmniejszy nawet wzrost poziomu agresji powyżej wyznaczonej przez SPaA granicy. Od razu dawał sygnał władzy wykonawczej o konieczności zatrzymania i nałożenia sankcji i przymusowego leczenia na osobę wskazana przez nieskazitelnie dobrze działający system. Na początku ludność panikowała, by w końcu poprzez przygotowane przez rządy Państw Wielkiego Układu szkolenia i instrukcje jak panować nad emocjami i unikać agresywnych zachowań, w końcu zaakceptować swój los i bezwiednie poddać się systemowi przez unikanie silnych emocji, reakcji i sytuacji stresogennych, by wciąż utrzymywać niski poziom kortyzolu i testosteronu. Pozornie wspaniałe rozwiązanie jakie zostało wprowadzone, wywołało wśród społeczeństwa strach przed przeżywaniem jakichkolwiek emocji. Wiązało się to ze znacznym wzrostem apatii i obojętności na wszelkiego rodzaju złe czy dobre wydarzenia w życiu obywateli, nawet śmierć bliskiej osoby nie wywoływała już w człowieku zbyt wielkich emocji. Z czasem społeczeństwo przestało odczuwać emocje i nauczyło się na nowo funkcjonować pod nadzorem Systemu Prawa Antyagresywnego. I tak świat przyjął z pokorą pomysł monitorowania ludzkich zachowań.
W tym czasie, kiedy inni uzurpatorzy tworzyli system poddanego, bezwładnego społeczeństwa, USA rozwijało nowoczesne technologie w astronautyce i inżynierii kosmicznej. Niby nic takiego, bo w końcu od zawsze się tym zajmowali, jednak w tamtym czasie poczynili niebotyczne postępy. Zapoczątkowali coś co stworzyło współczesny świat, świat odległych kosmicznych podróży i osadnictwa w galaktycznych terytoriach naszego układu. Rozwój cieplnego napędu nuklearnego pozwolił na dalekosiężne podróże, początkowo zupełnie poza zasięgiem ludzkiego wyobrażenia, a z chwilą zastosowania nowego napędu dostępnych na wyciągnięcie ręki. W stronę odległych galaktyk takich jak Andromeda czy Czarne Oko wysłano szereg sond, które wciąż zgłębiają ich zakamarki i badają możliwości dalszej kolonizacji galaktyki. Pierwsze osady ludzkie powstały na Księżycu i Marsie, gdzie atmosfery były na tyle znośne, by pierwsze stacje kosmiczne mogły znieść ich warunki, w tym wysokie wahania temperatur oraz jak na Marsie, silne wichury pyłowe. Z czasem stacje te zaczęto rozbudowywać stawiając obok kolejne stacje, niczym kontenery mieszkalne dla wszystkich spragnionych nowych przygód i poszukiwaczy lepszego życia, którego z pewnością nie można było odnaleźć na ziemi. Ludzkość jednak wciąż liczyła na eksplorację nowych pozagalaktycznych terytoriów, gdzie możliwe byłoby kolonizowanie i tworzenie miejsc do życia z dała od całej hipokryzji i polityki strachu Państw Wielkiego Układu.
Podróże kosmiczne w poszukiwaniu nowego lepszego świata nazwano pierwotnie Paradiseją, czyli poszukiwaniem utraconego raju w przestrzeni kosmicznej. Chętnych na podbój wszechświata było niezwykle dużo, jednak każdy kto chciał brać udział w wielkiej kolonizacji galaktyki musiał spełniać pewne warunki. Wybierano ludzi mogących przysłużyć się rozwojowi nauki i techniki, ludzi mających i znających swoje miejsce w społeczeństwie, byli to naukowcy, medycy, inżynierowie, mechanicy, ale także cała masa dodatkowego personelu, który był niezbędny do funkcjonowania dużych grup społecznych, które osiedlone na dłuższy czas w jednym miejscu, zaczęły tworzyć więzi społeczne, zakładać rodziny, wymagać wszystkich norm jakie mogły otrzymać na Ziemi. Tak powstawały na osiedlach kolonizacyjnych szkoły, przychodnie, kościoły, urzędy.
***
Dzień zaczął się dla mnie jak zwykle, chociaż tu nie ma pór dnia, a jego rozkład wyznacza wewnętrzny system stacji Underearth przez wielu nazywanej potocznie Sechance, w skrócie od otrzymanej drugiej szansy na rozpoczęcie nowego życia. Zintegrowany system towarzyszy każdemu obywatelowi stacji, monitoruje i inwigiluje nas w każdym momencie egzystencji, ale to nie wszystko, każdy kto chce mieszkać na stacji, czy to małe dziecko urodzone na stacji, czy nowo przybyli pracownicy muszą poddać się aktualizacji mikrochipa, który zapewni kontrolę nie tylko nad poziomem agresji, ale również będzie dbał o ich właściwe funkcjonowanie na stacji. Do jego zadań należą na przykład wysyłanie impulsu do mózgu o pobudce, czy konieczności położenia się spać, nawet pory posiłków ustalone są z góry. Dla mnie to rzecz normalna, tu się urodziłam i tak funkcjonuję od zawsze. Impuls mnie budzi, następnie szybka toaleta, lekkie śniadanie w postaci papki powstałej z proszku, czyli mieszanki najpotrzebniejszych składników, garść witamin i probiotyków, które system uzna za niezbędne dla mojego organizmu, ubranie się w uniform i podróż wewnętrzną kolejką do Urzędu Sprawowania Nadzoru nad SPaA. Do pracy w urzędzie nadzoru trzeba mieć nie tylko predyspozycje fizyczne, ale przede wszystkim nieskazitelny obraz w systemie monitorującym nas każdego dnia. Ta praca nie jest także dostępna dla osób z nizin społecznych, urodzenie ma znaczenie, system założył, że odpowiednie pochodzenie zapewni wierność i dbałość o ideały świętej ideologii antyagresywnych zachowań, bo przecież nisko urodzeni mając dostęp do wewnętrznego systemu mogliby chcieć oszukać system na własną korzyść, co zresztą kilkukrotnie odnotowano. Praca jest jedyną rzeczą, którą mam i która daje mi chęci do działania. Siedziba urzędu znajduje się w centrum pierwotnej stacji, jako hołd dla doskonałego sytemu jaki mogły stworzyć poprzednie pokolenia. Wchodząc do środka z nikim się nie witam, nie mam w zwyczaju bratać się ze współpracownikami, integrować się społecznie, ani nawet nawiązywać relacji międzyludzkich. Co prawda nie lubię integrować się z innymi mieszkańcami stacji, ale lubię obserwować ich zachowania, analizować je, a czasem nawet wykorzystywać je dla własnych celów, a zdając sobie sprawę z własnych walorów, często też wykorzystuję te atuty dla własnych potrzeb, pozorując uroczy uśmiech czy przymilne spojrzenie. Kiedy tego potrzebuję, zawsze działa, ludzka psychika jest niewiarygodnie prosta.
W siedzibie organizacji omijając zgrabnie i dystyngowane innych, patrząc dumnie przed siebie ze wzrokiem skupionym na kolejnych przekraczanych przeze mnie drzwiach, które automatycznie otwierają się odczytując mój chip i umożliwiając mi dostęp do najdalej odległych i często zakazanych miejsc w urzędzie. Jestem tu kimś istotnym, najlepszą z najlepszych, chciano bym pracowała za biurkiem z tak wysokim wynikiem testów psychosprawnościowych, jednak uznałam, że moje miejsce jest w terenie, gdzie mogę tropić wszystkich tych, którzy nie chcą się poddać systemowi i wykazują zagrażający społecznie poziom agresji.
– Cześć Sonia. Cieszę się, że jesteś punktualnie – powiedział ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się i ujrzałam naczelniczkę z zagadkowym uśmiechem na twarzy. Dopiero po chwili dostrzegłam niskiego chłopaka lekko schowanego za nią, wyglądającego przy niej zupełnie jak jakiś przestraszony dzieciak, nie wiedzący co tu robi.
– Dzień dobry, w czym mogę pomoc? – odruchowo odparłam.
– Sonia, zgodnie z wiadomością sprzed tygodnia przedstawiam ci twojego nowego podopiecznego, będziesz go uczyła naszych praktyk i wzorcowych zachowań.
Cholera, jak zwykle olałam wiadomość od niej, a żeby system mnie przepuścił dalej, zatrzymałam się na otwartej wiadomości, nawet jej nie czytając. Mój błąd.
– Tak jasne pamiętam. Czas szybko leci – odparłam, jak zwykle bez emocji i większego zainteresowania.
– To jest Artur Grels, nadzieja młodego pokolenia – wskazała z uśmiechem na wymoczka obok niej – a to jest Sonia Ardanero nasza najlepsza broń do zwalczania niepokojących zachowań – tym razem wskazała z dumą na mnie.
Młody wyciągnął rękę, ale spojrzałam tylko wymownie i zmarszczyłam brwi w wyrazie dezaprobaty nawiązywania kontaktu fizycznego z nowo poznanym jegomościem.
– Cieszę się, że przypadliście sobie do gustu, a teraz zostawiam was samych – powiedziała z niemałym sarkazmem – Sonia, postępuj według wytycznych ujętych w wiadomości – dodała rozbawiona samym faktem, że muszę współpracować z kimkolwiek i odeszła w stronę swojego gabinetu.
Nie czułam złości, niechęci, nie czułam nic poza obojętnością, która jest właściwą reakcją w czasach Wielkiej Apatii.
– Czy mogę panią zapytać czym będziemy się dziś zajmowali – spytał niepewnym i owczopokornym głosikiem.
– Nie możesz – odparłam bez chwili zastanowienia. – Dowiesz się później.
Pierwsze co mnie zastanowiło to ta jego niepewność. „Nadzieja młodego pokolenia” z pewnością tak się nie zachowuje, a trafiając tu musi być nie tylko dobrze urodzony, ale równie inteligentny jak i sprawny, co zupełnie wyklucza zaprezentowane zachowanie.
– No dobrze, najpierw sprawdzimy w systemie aktualnie najważniejsze i najpilniejsze sprawy i zrobimy swoje – po namyśle odparłam krótko i zwięźle.
– Rozumiem, bardzo cieszę się na współpracę z panią – teraz już pewniejszy siebie, bardziej wyprostowany i z lekkim uśmieszkiem odparł zupełnie innym tonem niż dotychczas, orientując się, że go przejrzałam.
Stacja po wielodekadowych rozbudowach urosła do rangi odrębnej jednostki terytorialnej, w dużej mierze niezależnej, lecz nie do końca samowystarczalnej. Uprawy w namiotach rolniczych nie są wystarczające na pokrycie całkowitego zapotrzebowania ludności zamieszkującej stację, co wymusza dobre stosunki i pewną podległość w stosunku do Ziemi. Stacja w pierwszych latach istnienia była stacją badawczą należącą do Stanów, lecz z czasem stała się międzynarodowym punktem, gdzie każde mocarstwo pragnęło umieścić swoich przedstawicieli. Teraz zależność jest ustosunkowana dostawami produktów spożywczych i higienicznych, stacja próbuje rozwiązać także problem z produkcja podzespołów elektronicznych i elementów konstrukcyjnych przy wykorzystaniu naturalnych złóż i zasobów znajdujących się na Marsie. Jednak nikt nie wierzy w to, że nastąpi kiedyś chwila, gdy stacja osiągnie pełną niezależność. Obecnie stacja, a raczej zespół stacji liczy łącznie półtora miliona obywateli różnych narodowości, posługujących się w głównej mierze językiem anglosaskim, bo taki został tu uznany za urzędowy. Dla całej tej zbieraniny narodowościowej powstał szereg udogodnień i dostęp do usług społecznych. Kiedy pierwsi ludzie się tu osiedlili z wdzięcznością przyjęli to co dawała stacja, jednak życie poza Ziemią okazało się dość monotonne i jałowe, do tego pozbawione prawdziwego słońca i ziemskiego powietrza, zupełnie inne niż się spodziewano. Dla wielu z przybyłych podróż w przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu raju okazała się wielkim zawodem, który wyrył w ich psychice piętno porażki, która poprzez lęki i stany depresyjne znacznie wpływała na zachowania agresywne, które z kolei wyłapywał SPaA. I tak zamiast Paradiseji w kontekście podróży kosmicznych, zaczęto używać tej nazwy w celu określenia choroby trawiącej umysły zawiedzionych porażką ludzi przybyłych na stację. Po niezliczonych podróżach w przestrzeni kosmicznej, intensywnym rozwoju intelektualnym i cybertechnologicznym ludzkość wciąż ma słabość i popełnia te same błędy, nie ucząc się na własnych porażkach. I choćby każda porażka czyniła nas silniejszymi, to wiąż i wciąż jeszcze nie sprawi to, że staniemy się mądrzejsi i tak po kres istnienia świata. I tak Paradiseja stała się chorobą nabytą wśród osób zamieszkujących stacje na Marsie i Księżycu. Psychologowie tłumaczyli to w rożny sposób i różnie nazywali stany przed ostatecznym postradaniem zmysłów przez chorych, jednak wszystko dążyło do jednego. To Paradiseja trawiła umysły chorych.
Moim zadaniem na stacji jest w głównej mierze zatrzymywanie osób wyłapanych przez system, zagrożonych chorobą, a niechcących poddać się dobrowolnie pod opiekę specjalistyczno-farmakologiczną. Dziś z Młodym idziemy na pozornie niemające znaczenia zgłoszenie systemu o wzroście poziomu agresji u nastolatki. To najczęstsze zgłoszenia i zwykle ich nie przyjmuję, bo to bunt, który zostanie stłamszonym jeszcze zanim tak naprawdę dziewczyna zrozumie co chciała zrobić. Z pewnością w jej przekazaniu pomogą rodzice bojący się sankcji za utrudnianie funkcjonariuszom działań zwalczających zachowania antyagresywne. Dziś jednak ze względu na kulę u nogi nie mogę od razu pakować się w tarapaty i brać najgorszych przypadków, póki nie ustalę kim jest tajemniczy chłopak, a jeśli od razu sięgnęłabym do systemu wewnętrznego w moim IO, chłopak od razu się zorientuje, że szukam informacji na jego temat. W końcu musi być niegłupi skoro trafił do mnie.
Kiedy skierowaliśmy się w stronę kolejki, mającej nas zawieźć w wyznaczone przez system miejsce, zauważyłam niepewne poruszanie się Młodego po stacji. W kolejce obserwował ludzi jak należy się zachować, wielokrotnie też przeczekiwał swoją kolej, by sprawdzić jak ja postąpię w danym momencie. Nie wiedział też, że dzięki naszym uprawnieniom nie musimy skanować chipów jak inni pasażerowie, co starał się skrzętnie ukryć. Obserwacja jego zachowań nasunęła mi prosty i jednoznaczny wniosek, to jego pierwsza wizyta na stacji i zdaje się, że nie wszystko mu o niej powiedziano.
– Przyzwyczaisz się – rzuciłam.
– Aż tak to po mnie widać? – spytał z łobuzerski uśmieszkiem, który w jakiś dziwny sposób budził we mnie uczucie enigmy.
Chłopak mimo niewysokiego wzrostu był dość przystojny i wymuskany, z dobrze i starannie uczesanymi włosami, poprawnie ułożonym uniformem, poprawnie wywiniętymi mankietami i idealnymi manierami, taki chłopczyk z dobrego domu, ale tkwiło w nim coś co sprawiało, że był podobny do mnie. Bo podobnie do mnie krył w sobie tajemnicę, o której nikt nic nie wiedział.
Kiedy dotarliśmy pod wskazany przez system adres spytałam go czy wie jak należy postąpić w takim przypadku i zna procedurę. Książkowo wyjaśnił, że mamy prawo wejść do lokalu zajmowanego przez wskazaną rodzinę, poprosić o dobrowolne udanie się z nami, w przypadku odmowy, mamy obowiązek zgłosić w systemie brak chęci współpracy, co wiąże się z przesłaniem przez system za pośrednictwem chipa impulsu do mózgu obiektu, który obezwładni jednostkę do momentu przyjazdu transportu o zaostrzonym nadzorze, który następnie dostarczy chorą osobę na przymusowe leczenie. Ot, zwykłe rutynowe zatrzymanie nieco zdenerwowanej nastolatki, którą odpowiednim leczeniem niezawodny system przywróci do stanu normalnego funkcjonowania. Lokal mieszkalny nie wyróżniał się niczym szczególnym spośród wielu innych jemu podobnych. Przed wejściem dostaliśmy wiadomość z systemu, że rodzice nastolatki jeszcze nie dotarli do domu, szkoda, bo sądziłam, że z ich pomocą pójdzie szybciej i łatwiej. Przejęłam inicjatywę i kazałam stanąć Młodemu za mną. Zadzwoniłam do drzwi, cisza. Zadzwoniłam ponownie, cisza. Zaczęłam walić pięścią do drzwi i głośno wykrzyczałam formułkę o tym kim jestem i skąd. Cisza. Dzięki systemowi i przyznanym mi uprawnieniom zamki każdego domu i każdego miejsca na stacji otwierają się przede mną niczym Sezam przed Alibabą. Dałam znać na moim IO, że należy otworzyć zdalnie drzwi, by ułatwić mi dostęp do lokalu. Drzwi od razu ustąpiły. Weszłam do środka, ostrożnie stawiając kroki i rozglądając się uważnie po przestrzeni, którą ujrzałam, jednocześnie ponawiając wołanie i formułkę, którą mam obowiązek przedstawić się wobec zatrzymanego. Nic, znów cisza. Spojrzałam na moje IO, sygnał dziewczyny wciąż był w tym lokalu, więc musi nas słyszeć, ale poziom hormonów nie wzrósł na tyle, by była w stanie nas zaatakować. Sytuacja była co najmniej niepokojąca, a ja miałam ze sobą małego chłopczyka do niańczenia, na którego musiałam uważać. Pierwsze główne pomieszczenie lokalu było puste, więc skierowaliśmy się w stronę kolejnego z rzędu pomieszczenia. Młody miał ochotę podjąć inicjatywę i sprawdzić samodzielnie kolejne pomieszczenia, ale mu zabroniłem i kazałam się trzymać mnie. Poprosiłam system o udostępnienie mi wizualizacji pomieszczeń lokalu i dokładnego miejsca pobytu dziewczyny. Od razu dostałam dostęp i wyświetliła mi się mapka z pomieszczeniami. Jej chip wysyłał bardzo nikły sygnał z ostatniego pomieszczenia, zdaje się łazienki. Bez słów dałam znać Młodemu, by ostrożnie podążył za mną. Zapukałam do drzwi i jeszcze raz zawołałam. Cisza. Szarpnęłam za klamkę i zajrzałam do środka. Widok był przerażający, chociaż może nie dla mnie, lecz coś mnie w tym wszystkim poruszyło. Młody krzyknął, a ja przystąpiłam od razu do pomocy. Dziewczyna leżała naga pod prysznicem, pokryta setkami nacięć na ciele, nawet na dłoniach i stopach, z których krew sączyła się powolutku. Jej funkcje życiowe były ledwo wyczuwalne, a kiedy zaczęłam jej dotykać otworzyła oczy. Patrzyła jakby mnie nie widziała. Dojrzałam w nich strach, ale i chęć życia. Od razu na moim IO zaznaczyłam pilnie potrzebną pomoc medyczną, zastanawiając się jednocześnie dlaczego system nie wykrył jej stanu agonii, tylko podwyższony poziom agresji. Kazałam Młodemu przynieść jakiekolwiek okrycie, bo dziewczyna zaczęła się trząść. Transport medyczny miał zaraz dojechać na miejsce, a ja w tym czasie oglądając jej podziurawione jak sito ciało odkryłam mały plasterek w miejscu wszepienia chipu, zawierający mikroblokadę, która uniemożliwia prawidłowe odczytanie sygnału wysyłanego przez chip. Zwykle widuję takie rozwiązania w nielegalnych barach, kurwidołkach i szulerniach, gdzie dzięki tym urządzenia zwiększony poziom agresji i podniecenia jest zamieniany na sygnał o doznaniu radości i szczęścia przez właściciela danego chipu. Wiem, bo czasem korzystam z tych miejsc. Tu jednak zadziałało to zupełnie inaczej, strach i ból zostały odczytane jako wzrost poziomu agresji. Dziewczyna umierała mi na rękach, a ja zastanawiałam się jak mogło do tego dojść, skoro mamy tak cudownie działający system, który inwigiluje nas w każdym momencie i wie o nas wszystko.
CDN.