- Opowiadanie: adam_c4 - Biała sukienka

Biała sukienka

Przy oka­zji kon­kur­su przy­po­mnia­łem sobie o pew­nym pro­jek­cie, który dawno temu roz­pa­lił wy­obraź­nię pol­skich gra­czy.

 

Tra­iler

 

Wiele lat przed wiedź­mi­no­ma­nią kra­kow­skie stu­dio Ni­bris two­rzy­ło grę z ga­tun­ku su­rvi­val hor­ror, która miała czer­pać gar­ścia­mi ze sło­wiań­skiej mi­to­lo­gii.

Cóż, to za­po­wia­da­ło się zbyt do­brze, aby mogło się zi­ścić. Szko­da.

 

Mój tekst nie na­wią­zu­je do nie­do­koń­czo­ne­go pro­jek­tu, ale in­spi­ro­wa­łem się nim, kle­cąc fa­bu­łę. 

 

Wielkie podziękowania dla betujących!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Biała sukienka

Czę­sto wspo­mi­nam chwi­lę, w któ­rej po raz pierw­szy wzią­łem ją w ra­mio­na. Była wy­czer­pa­na i zzięb­nię­ta, wa­ży­ła nie wię­cej niż dziec­ko. W tam­tych go­dzi­nach, kiedy nie było wia­do­mo, czy ją ura­tu­ję, kiedy już mia­łem kazać Ola­fo­wi kopać dla niej grób, wtedy, wle­pia­jąc spoj­rze­nie w cięż­kie wska­zów­ki ze­ga­ra… Nie, to nie tak, że ją po­ko­cha­łem. Ale po­czu­łem się za nią od­po­wie­dzial­ny i nie chcia­łem od­stę­po­wać jej na krok. 

Co w sumie na jedno wy­cho­dzi.

Młoda ko­bie­ta, błą­ka­ją­ca się po lesie od Bóg wie jak dawna, wy­glą­da­ła na zbie­głą więź­niar­kę. Stara Wen­de­ro­wa w kółko po­wta­rza­ła, że jeśli „ta przy­błę­da" jest za­mie­sza­na w dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyj­ną albo miała inne po­wo­dy ku temu, by uciec na od­lu­dzie, to jej los i tak jest prze­są­dzo­ny, a po­kąt­ne trzy­ma­nie jej w ośrod­ku może ścią­gnąć na nas wszyst­kich kło­po­ty.

Wen­de­ro­wa gło­si­ła swe ty­ra­dy rów­nież nad łóż­kiem bez­i­mien­nej, która wciąż, przez więk­szość czasu, po­zo­sta­wa­ła nie­przy­tom­na. Rap­tem kilka razy otwo­rzy­ła oczy, tylko raz skie­ro­wa­ła ku mnie mętne spoj­rze­nie. Na jej ciele nie zna­la­złem żad­nych po­waż­nych ob­ra­żeń.

Umie­ści­łem ją w izo­lat­ce, nie­da­le­ko ga­bi­ne­tu, i każdą wolną chwi­lę po­świę­ca­łem na to, by ją do­glą­dać. Przy­wy­kłem do trwa­nia przy pa­cjen­tach, z któ­rych po­wo­li wy­cie­ka życie, mia­łem za sobą wiele gorz­kich po­że­gnań. Czu­łem jed­nak, że jeśli drob­na ko­bie­ta umrze, trud­no mi bę­dzie się z tym po­go­dzić.

 

 

Opowiadanie znajdziecie w antologii "Baźnie" wydanej przez Dom Horroru.

Koniec

Komentarze

– czy noszę sukienkę po zmarłej? – mocno wprowadziło w klimat, od tamtej pory niepokój był przy mnie. Fajne zakończenie z tym przesluchiwaniem. Strzępki obrazów, które próbuje złożyć w całość.

Lubię Twój styl. Jest prosty i klarowny. To znaczy lubię też zawijasy, zabawy i ciążenie w ku formie kosztem treści, ale u Ciebie ta prostota się sprawdza. To znaczy Twoje pisanie wciąga. Dobrze się je czyta. Przyjemnie.

Zabrakło mi za to jasnego osadzenia opowieści w realiach. Z jednej strony narracja zalatuje przedwojniem a’la Grabiński, z drugiej wspominasz o czymś pokroju terapii grupowej, no, pewien dysonans się wytworzył, a starczyło by rzucić kilka haseł-kluczy aby świat przedstawiony eksplodował w mojej głowie milionami obrazów znanych z filmów i popkultury. To raz.

Dwa, folklor jest tu dość umowny. Równie dobrze złem mogły by tu być małe wredne koboldy, albo małe zielone ludziki, to znaczy zło czyhające za bramom ośrodka nie koresponduje z fabułą. Bo na jakiej zasadzie to wszystko działało? Bohater jakoś tymi mocami władał? To była projekcja jego gniewu? Nie wiem i niczego w tym względnie chyba nie wyjaśniłeś, chyba że coś mi umknęło. Fajnie zagrałeś z relacją podaną na końcu z boku, ale wynika z niej tyle, że zbzikowany facet zamknął się z grupą nieszczęśników na odludzi i prowadził z nimi jakąś grę o niezbyt jasnych zasadach. A zło? To fantastyczne jądro? Zostało w niedopowiedzeniu. Zbyt dużym w moim odczuciu. Bo przecież wszyscy chcielibyśmy wiedzieć;)

 

Słowem klikam, ale pewien niedosyt pozostał.

Interesujące, ale horror. Miś nie lubi. Skusiło go, że baźń.

Ciekawe, leciutko weirdowe klimaty. Końcówka zaskakująca. Dobry tekst.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Przeczytawszy.

 

Witajcie, witajcie!

 

Vrchamps,

cieszę się, że zdanie o sukience wprowadziło w klimat, miałem nadzieję, że taką rolę spełni. Podobnie jak końcowe fragmenty przesłuchania – nie byłem pewien, jak to zagra, fajnie że Tobie przypadło do gustu.

Dziękuję za lekturę!

 

Michale,

To znaczy Twoje pisanie wciąga. Dobrze się je czyta. Przyjemnie.

Bardzo mnie cieszy ta ocena :)

Zabrakło mi za to jasnego osadzenia opowieści w realiach.

Hmm, no właśnie. Przyznaję, że zrobiłem to celowo. Nie chciałem precyzyjnie określać czasu i miejsca, w którym rozgrywa się ta historia. Skojarzenia biegną pewnie ku pierwszych dekadach XX wieku, ale wcale nie muszą. Mam poczucie, że gdybym chciał tę historię mocno osadzić w danych realiach, to musiałbym te realia lepiej poznać. Nie chciałem w jakiś spektakularny sposób błysnąć niewiedzą, stąd ta zachowawczość.

 

Bo na jakiej zasadzie to wszystko działało? Bohater jakoś tymi mocami władał? To była projekcja jego gniewu? Nie wiem i niczego w tym względnie chyba nie wyjaśniłeś, chyba że coś mi umknęło.

 

A zło? To fantastyczne jądro? Zostało w niedopowiedzeniu. Zbyt dużym w moim odczuciu.

 

Zależało mi na tej wieloznaczność, niedopowiedzeniach. Choć zdaję sobie sprawę, że może ich być zbyt wiele :)

Dziękuję za wizytę i za klika!

 

Koalo,

dzięki za lekturę. Tym bardziej, że ten gatunek to nie Twoja bajka :)

 

fanthomasie,

dzięki :)

 

Witaj, oidrin!

 

Pozdrawiam wszystkich!

IMHO faktycznie niedopowiedzeń jest odrobinę za dużo, bo mimo starannej lektury trochę się pogubiłam w końcówce. Ale tekst zyskuje dzięki nastrojowi, zdaniom-smaczkom jak to wspomniane wyżej o sukience i temu zawieszeniu w bezczasie. Podobało mi się.

ninedin.home.blog

Cześć, Adamie!

 

Bardzo fajnie napisany tekst – styl, który wciąga i płynnie prowadzi do końca.

Mi również zabrakło więcej informacji o świecie zewnętrznym – jest gdzieś w tle działalność konspiracyjna, ale nie wiadomo w sumie jaka itd. Trochę mnie to kołowało w pierwszym fragmencie tekstu. Chętnie bym się też dowiedział czegoś o historii samej sukienki.

Był fajny twist, gdy się okazało, co się okazało – nie będę spoilerował :P z tego wszystkiego nie wiem, czy na końcu nie ma jeszcze jednego twista – zrozumiałem, że (a pal licho – UWAGA: możliwy spoiler!) Maria była jedynie wytworem jego wyobraźni, bo w zeznaniach nigdzie się nie pojawia, ale występuje doktorek przebrany w sukienkę.

Bardzo udany tekst – satysfakcjonujący i wciągający.

 

Pozdrawiam i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witajcie!

 

Ninedin,

cieszę się, że mimo wszystko tekst Ci się spodobał :) Dziękuję za lekturę, pozdrawiam!

 

Krokusie,

miło, że mój styl Cię wciągnął i lektura okazała się płynna.

Możliwe, że tekst stracił na słabym osadzeniu w konkretnym miejscu i czasie.

Co do sprawy poruszone w spoilerze – tak, tak to sobie ostatecznie wymyśliłem :)

Dzięki za lekturę i miłe słowa, pozdrawiam!

Trochę mi przeszkadzało niedopasowanie czasowe. Nawet nie niemożność umiejscowienia w czasie, co pojawiające się elementy sugerujące różny czas akcji. Mnie to wybijało z rytmu, przeszkadzało. Chyba już lepiej strzelić babola, którego przecież zawsze można poprawić ;)

Pod koniec miałam wrażenie, że wszystko, co się wydarzyło, to rojenia chorego psychicznie człowieka. I nie ukrywam, że trochę mnie to rozczarowało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Początek podobnie jak tytuł zapowiadał ckliwą, stylizowaną historię. I okazało się to tak wspaniale złudne, że tylko pogratulować maskarady. Zapodałeś nam tutaj weird w lekkiej stylizacji międzywojennej, który mimo pomieszania z poplątaniem w realiach(terapia grupowa w czasach prymu Freuda? hmmm), naprawdę wciąga. Ryzykowna forma fragmentarycznych zeznań na końcu dodaje wszystkiemu smaczka. Żeby nie było tak całkiem różowo, na początku zwłaszcza jest trochę niezręczności do wyklepania pod względem języka i rytmu. Niemniej, naprawdę wyszło to dobrze.

Dziękuję za udział w konkursie i pozdrawiam.

Moim zdaniem całość trochę zbyt pogmatwana – nie wiadomo do końca, co było tutaj urojone, co prawdziwe… Ja w ogóle zinterpretowałam to tak, że Maria w ogóle nie istniała, była tylko jakimś wyobrażeniem wariata, jakimś ucieleśnieniem jego zmarłej matki, przeniesieniem postaci matki na postać partnerki?! Ale dopuszczam różne interpretacje, może o to chodziło.

 

Natomiast podobał mi się plot twist – wszyscy spodziewają się, że to znaleziona kobita jest ZŁAAA, a to główny bohater. ^^ I super były te nagłe wstawki z zapisków policji, bardzo klimatyczne.

 

Gratuluję i pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Pojawienie się Marii i uczucie, jakim zapałał do niej doktor, a także opis życia pensjonariuszy początkowo pozwalał w pełni ufać w realność sytuacji. Jednak seria nader osobliwych wydarzeń z udziałem personelu i pacjentów, tudzież wieści o istotach zamieszkujący las sprawiły, że zaczęłam wątpić. Finał utwierdził mnie w przekonaniu, że podejrzenia były ze wszech miar słuszne.

Biała sukienka intrygowała od początku i utrzymała uwagę aż do satysfakcjonującego końca, więc mogę udać się do klikarni.

Adamie, gratuluję zacnego miejsca na podium. :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Adam_c4!

 

Fajnie napisane, dobrze się czytało.

Kiedy Olaf został zaatakowany przez bestię, koronkowo budowana i starannie prowadzona fabuła przeżyła wstrząs sejsmiczny. :) Czy to dobrze? I tak i nie. Wyobrażałem sobie trochę bardziej subtelne balansowanie między rzeczywistością a światem nadprzyrodzonym, tudzież urojonym. Zastanawiałem się, czy “sukienka” jest odpowiedzialna za te śmierci, i podejrzewałem, że nastąpi jakiś twist, bo Maria będąca “tą złą” byłoby ideą zbyt oczywistą. I nastąpił twist, tylko… Może zbyt gwałtowny? Musiałbym chwilę ochłonąć… bo od połowy opko zaczęło pędzić bez trzymanki. ;)

Postać Marii i reszty pensjonariuszy fajnie zarysowana, czego niestety nie mogę do końca powiedzieć o właścicielu pensjonatu. Jakoś ta jego przemiana w psychopatę zgrzytnęła mi, bo nic wcześniej na to nie wskazywało. Podobne odczucia mam a propos pomysłu, że Maria to wcielenie głównego bohatera – jest bardzo dobry, ale nie współgra z realizmem początku opka.

Podsumowując, podobało mi się to opowiadanie! Zaangażowało mnie od samego począku i trzymało w napięciu do końca. Tekst umiejętnie pobudzał wyobraźnię, miał dobry rytm i tempo.

 

Pozdrawiam!

Mam mieszane odczucia po przeczytaniu tego tekstu. Najpierw o plusach. Ciekawie poprowadzona postać Marii, która wybija się na pierwszy plan. Widziana oczami doktora, wydaje się na wpół fantastycznym, tajemniczym bóstwem. Ciekawie został też przedstawiony klimat dworku, miejsca zagubionego w lesie, daleko od innych osad ludzkich. Pojawia się wisząca w powietrzu tajemnica i groza zwiększania kolejnymi zabójstwami.

Po postać upiora sama sięgnęłam, więc nie będę narzekać.;) 

Jednak sam świat przedstawiony rozczarowuje. Opis przybytku i wspomnienie o konspiracji wskazuje na czasy II wojny. Jednak, niestety, psychiatria wtedy tak nie wyglądała. Ani nie było takich leków, ani metod, ani szacunku do pacjentów. Tu opisujesz czasy współczesne. Poza tym pewnie okupanci zrobiliby masową egzekucję takiego miejsca. 

Gdyby dworek jakoś ocalał, bardziej prawdopodobne, że krnąbrny pacjent zostałby zawinięty w mokre prześcieradła, poddany wstrząsom lub lobotomii. Podsumowując: pomysł ciekawy, opowiadanie wciąga, ale przydałby się risercz.

Witajcie!

 

Irko,

Pod koniec miałam wrażenie, że wszystko, co się wydarzyło, to rojenia chorego psychicznie człowieka. I nie ukrywam, że trochę mnie to rozczarowało.

O, przyznam, że takiej interpretacji w ogóle nie brałem pod uwagę i nie chciałem jej sugerować. Taką wersję przyjmą służby badające sprawę, ale prawda jest dużo bardziej mroczna. I fantastyczna :)

Dziękuję za lekturę!

 

oidrin,

 

Początek podobnie jak tytuł zapowiadał ckliwą, stylizowaną historię. I okazało się to tak wspaniale złudne, że tylko pogratulować maskarady.

Fajnie :)

(terapia grupowa w czasach prymu Freuda? hmmm)

No właśnie – jeśli przyjąć, że to nie alternatywna rzeczywistość albo jakaś odległa przyszłość, która pod wieloma względami przypomina epokę międzywojnia, to akcja opowiadania rozgrywa się pewnie w latach dwudziestych, może trzydziestych. Raczej nie wcześniej niż w 1921, bo w opowiadaniu wspominam o teście atramentowych plam, a ten został wymyślony przez Rorschacha w tym właśnie roku. No, chyba że narrator wykazał się cudowną intuicją i wpadł na ten pomysł wcześniej niż Rorschach. Bo intuicji i kreatywności nie sposób mu odmówić – wykoncypował, że zebranie pacjentów w jednym miejscu i urządzenie sesji grupowych może dać ciekawe rezultaty. Jeśli przyjąć, że to lata dwudzieste, to mamy do czynienia z nowatorskim eksperymentem. Ale w żadnym wypadku nie z czymś, co według dzisiejszych standardów nazwalibyśmy terapią grupową.

Ryzykowna forma fragmentarycznych zeznań na końcu dodaje wszystkiemu smaczka.

Nie byłem pewien, jak wypadnie ten element. Zważywszy na to, że pojawia się na końcu, mógł zarżnąć opowiadanie. Cieszę się, że Tobie przypadł do gustu :)

 

Bardzo dziękuję za zorganizowanie konkursu i za lekturę! Miło mi, że zająłem miejsce na podium.

 

DHBW,

Ja w ogóle zinterpretowałam to tak, że Maria w ogóle nie istniała, była tylko jakimś wyobrażeniem wariata, jakimś ucieleśnieniem jego zmarłej matki, przeniesieniem postaci matki na postać partnerki?! Ale dopuszczam różne interpretacje, może o to chodziło.

Tak, pisałem tekst z myślą o takiej interpretacji :)

Natomiast podobał mi się plot twist – wszyscy spodziewają się, że to znaleziona kobita jest ZŁAAA, a to główny bohater. ^^ I 

Zależało mi na tej przewrotności. Aby czytelnik przez długi czas myślał, że ma do czynienia z historią o wiedźmie, która chce omotać zadurzonego nieszczęśnika :)

super były te nagłe wstawki z zapisków policji, bardzo klimatyczne.

Cieszę się, bo nie byłem pewien, jak to zagra.

Dziękuję za wizytę!

 

reg,

Biała sukienka intrygowała od początku i utrzymała uwagę aż do satysfakcjonującego końca, więc mogę udać się do klikarni.

Twoja pozytywna opinia, jak zawsze, jest bardzo satysfakcjonująca :) Dziękuję za polecenie tekstu!

 

kronos.maximus,

Kiedy Olaf został zaatakowany przez bestię, koronkowo budowana i starannie prowadzona fabuła przeżyła wstrząs sejsmiczny. :) Czy to dobrze? I tak i nie. Wyobrażałem sobie trochę bardziej subtelne balansowanie między rzeczywistością a światem nadprzyrodzonym, tudzież urojonym.

Tak, w tym momencie sporo rzeczy zostaje wyłożonych wprost i sam mam do tego stosunek podobny, jak Ty – z jednej strony dobrze, bo mocno zostaje zaznaczony twist. Z drugiej usuwam wiele niedopowiedzeń, walę między oczy.

Jakoś ta jego przemiana w psychopatę zgrzytnęła mi, bo nic wcześniej na to nie wskazywało. Podobne odczucia mam a propos pomysłu, że Maria to wcielenie głównego bohatera – jest bardzo dobry, ale nie współgra z realizmem początku opka.

Chciałem oprzeć tekst na tym kontraście – ktoś, kto cierpi najprawdopodobniej na chorobę psychiczną, przez którą jest zupełnie odklejony od rzeczywistości, potrafi też zachowywać się w sposób wyważony i racjonalny. Ale czy na pewno? Czy warto ufać relacji doktora co do joty?

Podsumowując, podobało mi się to opowiadanie! Zaangażowało mnie od samego począku i trzymało w napięciu do końca. Tekst umiejętnie pobudzał wyobraźnię, miał dobry rytm i tempo.

Miło :) Dziękuję za wizytę!

 

ANDO,

 

cieszę się, że dostrzegłaś w tekście sporo plusów :)

Jednak sam świat przedstawiony rozczarowuje. Opis przybytku i wspomnienie o konspiracji wskazuje na czasy II wojny.

Niekoniecznie. O ile to nie alternatywna rzeczywistość, albo odległa przyszłość, to mamy do czynienia raczej z latami 20-tymi lub 30-tymi. Albo nawet okresem przed pierwszą wojną światową, choć pisząc o teście plam atramentowych, wskazuję raczej na okres po roku 1921. Trudno powiedzieć, pod jaką szerokością geograficzną. Może to być Polska po przewrocie majowym.

Jednak, niestety, psychiatria wtedy tak nie wyglądała. Ani nie było takich leków, ani metod, ani szacunku do pacjentów. Tu opisujesz czasy współczesne. Poza tym pewnie okupanci zrobiliby masową egzekucję takiego miejsca.

Zauważ, że narrator nie jest prawdziwym lekarzem i tak naprawdę nie dąży do wyleczenia tych, których nazywa „pacjentami". W gruncie rzeczy nie wiadomo nawet, czy ludzie, których zebrał w dworku, to osoby faktycznie chore psychiczne albo potrzebujące leczenia. Zakładam, że dziedzic, zafascynowany pracami psychoanalityków, zapragnął samemu zgłębiać ludzką naturę w ten sposób. Potrzebował tylko ludzi, na których mógłby przeprowadzać eksperymenty – dlatego wyławiał tych, o których nikt się nie upomni. Po to, by im rzekomo pomagać. A tak naprawdę faszerować lekami i zamęczać wywiadami. No i zabijać, jeśli zaszli mu za skórę.

Dziękuję za lekturę!

 

Pozdrawiam wszystkich!

Zakładam, że dziedzic, zafascynowany pracami psychoanalityków, zapragnął samemu zgłębiać ludzką naturę w ten sposób.

Dlaczego nie stosuje na psychoanalizy, ale terapię grupową, znacznie późniejszą? 

 

Zauważ, że narrator nie jest prawdziwym lekarzem.

Jakim cudem zrobił wkłucie dożylne, skoro nie miał nic wspólnego z medycyną?

Pomijam, że kiedyś nie było takich kroplówek, jakie znamy teraz. Igły też były znacznie grubsze, a strzykawki szklane.

 

Niekoniecznie. O ile to nie alternatywna rzeczywistość, albo odległa przyszłość, to mamy do czynienia raczej z latami 20-tymi lub 30-tymi. Albo nawet okresem przed pierwszą wojną światową, choć pisząc o teście plam atramentowych, wskazuję raczej na okres po roku 1921. Trudno powiedzieć, pod jaką szerokością geograficzną. Może to być Polska po przewrocie majowym.

Najbezpieczniej było przyjąć dworek zagubiony w lesie z odległej przyszłości. Kilka cyfrowych gadżetów, jakieś wtrącenie o nowej polityce czy data na gazecie – wtedy miałbyś dystopię i nie musiałbyś się martwić szczegółami medycznymi, których przy takim opowiadaniu wyskakuje mnóstwo. Choćby diagnoza “paranoik”, która pochodzi z późniejszych klasyfikacji. 

W tekście pojawia się nazwisko Wenderowa, mowa o wychodnym – to kojarzy się z przeszłością. Rusałki i upiór – ze Słowiańszczyzną. Do tego pojawia się konspiracja. 

Pojedynczej rzeczy bym się nie czepiała, w sumie to fantastyka. W innym opowiadaniu w komentarzach analizowany był niewłaściwy sposób podskakiwania auta na wybojach w mniejszej grawitacji na Marsie.

Czy można tłumaczyć takie różnice osadzeniem opowiadania w nieokreślonej rzeczywistości? To z pewnością temat do dyskusji. Może nawet założę taki wątek w HP. Według mnie pewna zgodność jest potrzebna, konkret pomaga wyobrazić sobie miejsce i bohaterów. Oczywiście, bez przesady w drugą stronę.

 

Hej Adamie

 

Kilka uwag z bety:

Jak zwykle przyjemnie się czytało Twoją niespieszną narrację. Jest nieco spokojnie, ale mi to nie przeszkadzało, to dla mnie taki horror w slow-motion :)

Podobała mi się perspektywa z której to opowiadasz. Narrator wydaje się kimś pozytywnym a ostatecznie okazuje się tym kim jest :)

I podobał mi się też twist na końcu :)

 

Pozdrawiam!

ANDO,

Czy można tłumaczyć takie różnice osadzeniem opowiadania w nieokreślonej rzeczywistości? To z pewnością temat do dyskusji.

Przyznam, że tworzenie realiów w ten sposób jest dla mnie czymś ciekawym. Choć nie robię tego często. Wydaje mi się, że pisząc, może dobrze się bawić, kreując świat pełen niedopowiedzeń i pozornie niepasujących elementów, a i czytelnik może docenić kreatywność.

 

Dlaczego nie stosuje na psychoanalizy, ale terapię grupową, znacznie późniejszą? 

 

Ważne zastrzeżenie – tu nie może być mowy o terapii. Ani w ówczesnym, ani dzisiejszym rozumieniu tego słowa.

Narrator z pewnością jest pod wrażeniem prac wczesnych psychoanalityków. Na tyle, że zapragnął dokopywać się do głębszych warstw świadomości przypadkowych osób, które uznał za warte analizowania. Przy czym wydaje się, że on naprawdę wierzy w to, że im pomaga, choć, co można zakładać, robi to tak naprawdę dla własnej przyjemności.

Równocześnie nie sposób odmówić mu kreatywności – doszedł do wniosku, że zwołując sesje grupowe może dowiedzieć się o swoich podopiecznych czegoś nowego. Nie opisuję żadnej z tych sesji, ale gdybym miał to zrobić, to wyobrażam sobie przedziwny spektakl z elementami publicznej spowiedzi i psychodramy. Oczywiście rezultaty terapeutyczne byłyby zerowe, ale „doktor" mógłby wmawiać sobie co innego.

 

Jakim cudem zrobił wkłucie dożylne, skoro nie miał nic wspólnego z medycyną?

 

Pomijam, że kiedyś nie było takich kroplówek, jakie znamy teraz. Igły też były znacznie grubsze, a strzykawki szklane.

 

Nie twierdzę, że nie miał nic wspólnego z medycyną, tylko że nie był lekarzem. Cały czas miał na podorędziu pielęgniarkę, która mogła nauczyć go, jak wykonywać pewne procedury medyczne. Mógł również, niestety, dojść do niejakiej wprawy metodą prób i błędów, eksperymentując na swoich podopiecznych.

 

Choćby diagnoza “paranoik”, która pochodzi z późniejszych klasyfikacji. 

 

Termin „paranoik" wywodzi się z czasów starożytnych. To oczywiste, że kiedyś znaczył zupełnie co innego niż dzisiaj. Ale ja nie precyzuję, co narrator miał na myśli, nazywając Maksima paranoikiem. W XIX wieku określenie „paranoik" oznaczało wariata. Dla Freuda paranoja była ni mnie, ni więcej, mechanizmem projekcji.

Gdybym najpierw szczegółowo opisał tę postać, przypisując jej cechy osobowości paranoicznej, a potem zostałaby ona nazwana przez narratora paranoikiem – zgoda, to by się nie trzymało kupy.

 

Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam!

 

Edwardzie,

bardzo dziękuję za nieocenioną pomoc przy opowiadaniu! No i za klika :)

Pozdrawiam!  

Jest pomysł, ale wydaje mi się powierzchowny. Zapewne dlatego, że w wielu kwestiach ślizgasz się po jakichś niedopowiedzeniach, zamiast pokazać nam, co kryje się pod spodem; niejasne umiejscowienie na osi czasu, niesłychane natenczas terapie, potrzeba leczenia…

IMO, to nie jest tak, że im więcej niejasności, tym bardziej tajemniczy i ekscytujący tekst. W końcu czytelnik dochodzi do wniosku, że to autor nie dopilnował szczegółów i coś mu się porozłaziło. Domniemanie niewinności jest w fantastyce raczej kruche. A może tylko w moim przypadku, trudno mi orzec.

Ale główny nurt opowieści wciągnął, klikałabym, gdyby była taka potrzeba.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo!

IMO, to nie jest tak, że im więcej niejasności, tym bardziej tajemniczy i ekscytujący tekst.

Zgoda. Sztuką jest odpowiednio to wyważyć.

Ale główny nurt opowieści wciągnął, klikałabym, gdyby była taka potrzeba.

Miło :)

 

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Podobało się: Niejednoznaczność, to opowiadanie zawsze będzie mnie prowokować do zastanawiania, co naprawdę się tam stało. 

Nie podobało się: W pierwszej chwili nie skojarzyłem, że to gdzieś w Rosji. Nie wiem czasem, czy odcedzenie motywów terytorialnych nie zrobiłoby temu opowiadaniu na dobre. 

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Hej, Anet! Dzięki :)

 

Witaj, Olgierdzie, dziękuję za wizytę i opinię.

 

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka