Imperator Rusi był kochankiem ciemnej strony mocy, kochankiem czułym, oddanym niczym Potiomkin carycy Katarzynie. Ona zaś odwdzięczała mu się na swój mroczny sposób. Niczym namiętnymi pocałunkami pieściła wyciągami z pęczniejących od łapówek kont bankowych, niczym czułymi słówkami łechtała go okrzykami poparcia skretyniałych poddanych, nurzał się wraz z nią w strachu wrogów i podziwie użytecznych idiotów. Była dla niego wszystkim, życiem, prawdziwą miłością, władzą i siłą. Niestety nic nie trwa wiecznie, toteż kochanek ciemnej strony od jakiegoś czasu obserwował u siebie spadek mocy. Słabł, na razie nieznacznie, ale mimo jego starań był to proces nieodwracalny, konsekwencje były więc oczywiste. Po władzę powinien sięgnąć któryś z pretendentów. Dla dobra Rosji obecny car nie może oddać władzy tak po prostu, przecież tym krajem musi władać najpotężniejszy adept ciemnej strony mocy. Słabsi i głupsi powinni zostać wyeliminowani podczas walki o władzę. Niestety nic się nie działo. Brak zamachów na swoje życie Imperator odebrał wprost jako potwarz. Zwodzili go bliżsi i dalsi współpracownicy, którzy zamiast ostrzyć sztylety w cieniu, wypełniali z psim oddaniem wszystkie jego rozkazy. Zawiodła nawet wieloletnia kochanka i najbliższa uczennica, o olbrzymim potencjale ciemnej strony. Lin Kaba zamiast próbować walczyć na miecze świetlne, otruć, pchnąć sztyletem w plecy, udusić w trakcie upojnego seksu, uciekła do Szwajcarii. Pamiętał ich rozmowę z początków lutego, na dzień przed tym, nim zwiała.
– Lady Kabo, twoja moc jest równa mojej. – Delikatnie zasugerował, że już czas na przewrót.
– Kotku, jeszcze długo nikt nie dorówna tobie.
– Ale wiesz, że dla dobra Rusi tylko najpotężniejszy adept ciemnej strony może władać.
– Oczywiście kochanie i to ty nim jesteś – zapewniła z uśmiechem.
Ucieczka uczennicy i potencjalnej następczyni budziła w nim mieszane uczucia. Szanował perfekcję, z którą ominęła wszelkie posterunki klonów Czapajewa pilnujące Kremla. Jako oblubieniec ciemnej strony doceniał złamanie zasad rządzących Rusią. Jednak rozczarowało go, że nie rzuciła mu wyzwania. Co robić? Postanowił udać się na konsultacje.
W małej kapliczce wbudowanej w kremlowskie mury panował mrok. Zwykły zjadacz kartofli mógłby to uznać za składową niewielkiego okienka skierowanego na północ i zaledwie jednej płonącej świecy przed obrazem przedstawiającym świętych Borysa oraz Gleba Rurykowiczów mordowanych przez Jarosława Mądrego. Adepci ciemnej strony czuli jednak, że mrok w kaplicy jest tworem na swój sposób żywym i potężnym. Nie dziwiło ich to, wszak mieszkał tu duch najbardziej krwawego z carów, znanego im jako Darth Ferrus.
Imperator wszedł dumnie do przybytku i na ołtarzu zapalił świecę.
– Z czym przybywasz? – Duch Ferrusa zapytał, stając przed obecnym władcą Rosji.
– Mamy problem – rzekł krótko.
– Słyszałem to od setek głupców, których przysyłał tu Chruszczow aby zamienić moją kaplicę w magazyn.
– Tak? – Imperator zainteresował się, albowiem nie znał tej historii.
– Jak to mówią, jest człowiek, jest problem, nie ma człowieka, nie ma problemu. – Ferrus zaciągnął się dymem z widmowej fajki. – Jak osobiście wymordowałem z trzystu czy czterystu takich „magazynierów” Chruszczow zrozumiał przesłanie i problem się rozwiązał.
– No właśnie mój problem jest odwrotny, brak człowieka, który mnie zastąpi.
– A czy ty nie miałeś uczennicy?
– Uciekła nie rzucając mi wyzwania.
– Zdrada w zdradzie – Ferrus zdawał się być rozbawiony.
– Nie zmienia to faktu, że słabnę i czas by ktoś potężniejszy ciemną stroną odebrał mi władzę i budował potęgę naszego Imperium.
– Gotowość do poświęceń osłabia mroczną stronę – zauważył upiór.
– W przeciwieństwie do tych głupców. – Imperator wskazał obraz. – Nie zamierzam dać się zamordować jak baran w rzeźni, tylko eliminować niegodnych zaszczytu władania Rosją.
– To rozpętaj wojnę – odrzekł Ferrus kierując w stronę Imperatora ustnik fajki. – Niech ona wyłoni następcę.
– Chwila… – Imperator spojrzał czujnie na upiora – przecież tobie władzy nie odebrali marszałkowie.
– Durak z ciebie, oj durak – Duch Ferrusa uśmiechał się upiornie. – Wojna wyłoniła najpotężniejszego z mrocznych adeptów i on zgodnie z zasadami mnie zabił.
– Jakim cudem to utajnili? – Imperator się zdziwił.
– Nie utajnili, wszak wszystko jest proste i oczywiste. Tak jak za sołdatami stały oddziały zaporowe, tak za Żukowem i Koniewem stał Beria.
– Faktycznie – Imperator pokiwał głową. – Tyle, że ja wojny prowadzę cały czas.
– Ale takie mało spektakularne – Ferrus skrzywił się w sposób, który kiedyś u jego podwładnych wywoływał zawały serca. – Zrób taką by ginęły tysiące sołdatów, by krew lała się rzekami, a miasta płonęły jak pochodnie.
– To się da zrobić – odrzekł Imperator.
W sali konferencyjnej pałacu położonego nad Morzem Czarnym zebrana została elita generałów rosyjskiej armii. Prym wiodło czterech najważniejszych w stopniach generałów armii, czyli armgenów: Szajbu, Głupasimow, Złotogaciow, Denaturow. Gdyby ilość promili we krwi była proporcjonalna do poziomu ich biegłości w ciemnej stronie mocy, byliby to najpotężniejsi mroczni wojownicy na świecie. Niestety wysokie stężenie alkoholu w krwi, a w niektórych przypadkach krwi w alkoholu nie przekładało się na ciemną moc.
– Mam dla was zadanie – rozpoczął wykład.
– Jakie? – zainteresował się szef ministerstwa obrony armgen Szajbu.
– Zdobędziecie dla mnie Ukrainę.
– Najwyższy czas – wtórował mu szef sztabu armgen Gupiasimow.
– W pieriod! – krzyczał wódz Rosgwardii armgen Złotogaciow.
– Ile dywizji klonów dostaniemy? – Szajbu już przeliczał ile da się zarobić na tym interesie.
– Nie dostaniecie klonów, tylko dwieście tysięcy zwykłych sołdatów.
– Mało – zauważył Denaturow. – Dwieście tysięcy to ja w trymiga…
– Wszyscy razem dostaniecie te dwieście tysięcy, a nie każdy z osobna. – Imperator od razu sprostował błędy w myśleniu swego podkomendnego.
– Tylko pięćdziesiąt tysięcy? – Denaturow miał łzy w oczach. – Z czego ja będę żył.
– A dostaniemy nowe ordery? – Złotogaciow popatrzył na swój mundur, którego cały przód błyszczał od najróżniejszych odznaczeń.
– Oczywiście – zapewnił Imperator. – Dodatkowo ten z was, który spisze się najlepiej zostanie oficjalnie moim zastępca i następcą.
– Urrrraa!!! – krzyczeli naraz wszyscy zgromadzeni.
Kilku eurokratów z samiuśkiej Brukseli patrzyło z zachwytem na wnętrze pałacu Imperatora położonego nad Morzem Czarnym. Niektórzy z nich doceniali nie tylko kunszt artystów, którzy pokryli ściany freskami, bogactwo wyposażenia, ale też łapówkarstwa, z którego Imperator słynął. Oni sami, choć robili wiele w tym zakresie nie byli w stanie się z nim równać. Na razie. Car Rusi pozwolił aby atmosfera pałacu wsączyła się w ich dusze, po czym rzekł.
– Zamierzam rozpętać wojnę w Europie.
– Kiedy?
– Dlaczego?
– Będziemy musieli rozważyć wprowadzenia sankcji – mówili jeden przez drugiego.
– Nie będziecie rozważać, ale wprowadzicie sankcje – oświadczył.
– Co?
– Wprowadzicie sankcje. – Bawił się ich zaskoczeniem. – Bardzo surowe, przygotowałem nawet listę. – Podał im wydruki.
– Strasznie dużo tego. – Zauważył najbystrzejszy z eurokratów. – To zaszkodzi gospodarkom Rosji i naszym.
– Chcieliście wprowadzić „Fit for 55” – odrzekł car. – Sankcje przyspieszą cały proces i na dodatek sprawi, że niezadowolenie waszych wyborców skupi się na mnie, nie na was.
– A co ty z tego będziesz miał? – spytał podejrzliwie kolejny.
– Dobrze, że o tym wspomnieliście. Za moje poświęcenie oczekuję przelania głupiego miliarda euro na moje konto.
– Ale…
– Żadne ale, nie chcecie przecież by moje rakiety poleciały nie tam gdzie trzeba, a na światło dzienne wyszły nasze drobne kombinacje na gazie. Mnie one nie zaszkodzą, ale u was w wojennym czasie głowy mogą polecieć.
– To jaki jest numer tego konta? – zapytał najbystrzejszy.
Imperator bowiem co prawda zastosował radę mrocznego Ferrusa, ale uznał że zanim nowi adepci zyskają odpowiednią moc, minie ładnych parę lat, a on może co nieco jeszcze zarobić.
Wojna nazwana dla żartu specjalną operacją pokojową sprawiła, że związek Imperatora z ciemną stroną mocy przeżywał swój renesans. Ona pulsowała, szaleństwem, okrucieństwem, zniszczeniem, lejącą się krwią i chaosem, a on mógł delektować się poszczególnymi zderzeniami i narodzinami kolejnych mrocznych adeptów, z których niektórzy wreszcie zaczęli rzucać mu wyzwania. Nie miało większego znaczenia, że ginęli jeden po drugim. Ot choćby jak ten, którego ciało klony Czapajewa z gwardii kremlowskiej właśnie wlokły na dziedzińcu. Jeszcze półtora miesiąca temu był to zwykły poborowy. Po zajęciu jednej z ukraińskich wiosek, koledzy z plutonu wyrzucili go z transportera opancerzonego, by zrobić miejsce dla ukradzionych telewizorów, drukarek, odkurzaczy, i wiertarek. Pozostawiony samotnie na drodze, modlił się do wszystkich świętych i demonów o szansę przeżycia. Otrzymał wtedy znak. Za wsią Ukraińcy z Gwardii Narodowej zrobili zasadzkę, w której spalili transportery i wystrzelali do nogi jego niedawnych towarzyszy broni. On zaś czując wezwanie ciemnej strony przemykał przez linie wrogów i swoich. Jego celem był Kreml i zajęcie miejsca dotychczasowego oblubieńca mrocznych mocy. Kałasznikow nie miał jednak szans z mieczem świetlnym.
Generałowie byli ostrożniejsi, walcząc o pozycję ukochanego ciemnej strony. Imperator doglądał ich rozwoju troskliwie licząc, że może któryś z nich w końcu rzuci mu skuteczne wyzwanie. Dziś postanowił przeprowadzić wideokonferencję z Głupasimowem.
– Armgenie, jak tam postępy w przerzucie armii.
– Wasza imperatorskość, wszystko odbywa się planowo i moi bojcy będą gotowi do akcji w wyznaczonych terminach. – Głupasimow prężył się przy tym jak struna.
– Oczywiście. – Imperator uśmiechnął się do generała.
– Wasza imperatorskość, mogę prosić o uzupełnienie.
– Jeśli masz być moim zastępcą, powinieneś wiedzieć, że ciemna strona nie słucha próśb. Chcesz uzupełnień, to je sobie weź, ale nie proś.
– Tak jest wasza imperatorskość, zapamiętam wasze słowa.
– Uczniu mój, słyszałem, że masz pewne problemy z napromieniowanymi sołdatami.
– Drobiazg, wasza imperatorskość. Któryś lejtnant miał starą mapę i kompania okopała się w czarnobylskim czerwonym lesie. Odesłałem ich na leczenie.
– Przyjacielu, amerykańskie komiksy to nie jest źródło informacji naukowych, nie eksperymentuj więcej z mutantami popromiennymi.
– Ale…
– Milcz, mój niewolniku! – Imperator podniósł głos. – Wiem, że to ty kazałeś tej kompanii zająć najbardziej skażone miejsce na tej planecie, licząc, że jej żołnierze zamienią się w Hulków. Zaś swój plan oparłeś na kreskówce obejrzanej w telewizji
– To prawda wasza imperatorskość – Armgen Głupasimow wyraźnie posmutniał. – Coś nie wyszło, może amerykański uran inny od naszego?
– To tak nie działa. Ciesz się, że straciłeś tylko kompanię. Nasze dawne radzieckie jeszcze eksperymenty w tym zakresie pochłonęły życie dziesiątek tysięcy ludzi.
– I nie było ani jednego Hulka? – Głupasimow się odrobinę ożywił.
– Nie było. Potem zrozumieliśmy, że Amerykańce nas tymi komiksami oszukali.
– Aha, bo już się bałem, że może…
– Nie bój się eksperymentu. Adepci ciemnej strony mocy mogą się bać tylko mojego gniewu.
– Tak jest wasza imperatorskość.
Kolejne połączenie, tym razem to do imperatora wydzwaniał armgen Złotogaciow. Wódz ten nie był może najmniej perspektywiczny jako adept ciemnej strony mocy, za to niewątpliwie najbardziej przezorny.
– Jak postępy? – Imperator nie zamierzał tracić czasu.
– Niewielkie, ale za to wprowadziłem w moich oddziałach zasadę dwudziestu procent.
– No nie mów, że cofasz wojsko z powodu tak błahych strat jak jedna piąta stanu! – żachnął się władca Rusi.
– Ależ skąd mistrzu. Po prostu wszyscy moi żołnierze mają obowiązek oddać mi jedną piątą łupów.
– A informujesz mnie o tym bo…
– Połowę oddaje, tobie mój panie.
– Dobrze, bardzo dobrze.
Imperator uznał, że nie zaszkodzi jeszcze zarobić paru kopiejek na sołdackich łupach. Dotknięcie ciemnej strony było niczym pocałunek, ta drobna chciwość sprawiła, że pieściła ona swego wybranka. Pewnie dlatego nie zdołał odpowiednio szybko zareagować, gdy czerwona smuga przeniknęła drzwi gabinetu i przebiła władcę Rusi. Życie uchodziło z niego powoli i nieuchronnie, a cała potęga którą dysponował mogła jedynie nieznacznie opóźniać moment śmierci. Drzwi gabinetu otworzyły się i weszła mroczna lady Lin Kaba. Zgodnie z panującymi na Rusi zasadami to ona zabiła słabnącego władcę by zająć jego miejsce. Tygrys syberyjski, który czuwał w gabinecie by strzec Imperatora, pierwszy zaakceptował nową panią i teraz niczym kociak otarł się o jej nogi.
– Dlaczego wracasz dopiero teraz? – Imperator zapytał swą zabójczynię.
– Bo osłabłeś, pogubiłeś się i nie umiesz ani zwyciężyć, ani odpuścić. To osłabia Rosję. W rankingach mocarstw osuwamy się z ligi gdzie były Stany i Chiny, do tej, w której są Brazylia, Indie, Turcja, Iran – odrzekła.
– Dobij – wyszeptał.
– Ja to zrobię. – Duch Ferrusa zjawił się w gabinecie.
– Mistrzu – Lin Kaba uklękła przed min na jedno kolano, na znak oddania.
– Patrz, moja przyjaciółko jak to się robi.
Lekko zaciągnął się z widmowej fajki i pościł kółko dymu w stronę Imperatora. Dym ten owinął konającego władcę Rosji i począł rozszarpywać jego duszę. Mimo potwornego bólu kochanek ciemnej strony mocy umierał szczęśliwy. Duet tych dwojga utopi Rosję we krwi czystek i wszelkie oznaki słabości wypali żywym ogniem. Bieda i nędza, które po tym przyjdą sprawią, że choć dziś umiera, to wspomnienia ludu idealizującego jego czasy panowania ożywią ducha, tak jak to się stało z Ferrusem. Dołączy wtedy do panteonu nieśmiertelnych kochanków ciemnej strony obok Nerona, Kaliguli czy Adolfa, i będą już na zawsze razem z nią.