- Opowiadanie: fanthomas - Pal marnotrawny

Pal marnotrawny

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pal marnotrawny

Dziewczyna zauważyła, że ktoś ją śledzi. Nie było to specjalnie trudne do odgadnięcia, gdyż wyróżniał się z tłumu. Rzut oka wystarczył, by domyśliła się, że zależy mu tylko na tym, by wbić się w nią i wykorzystać w najgorszy możliwy sposób. Gdyby posiadał twarz na pewno malowałoby się na niej pożądanie.

 Uciekała, mijając obojętnych ludzi. Nie wyglądali, jakby robił na nich wrażenie widok jej prześladowcy, choć przecież dwumetrowy pal poruszający się na specjalnym wózku powinien choć trochę ich zaniepokoić. Woleli odwracać wzrok, myśląc wyłącznie o swoich sprawach.

W pewnym momencie dziewczyna przewróciła się i obtarła kolano. Syknęła z bólu.

– Ty draniu, ty łajdaku, ty pieprzony zboku! – krzyczała. – Odwal się ode mnie. Wypierdalaj!

Pal zatrzymał się przed nią. Przed wiekami tacy jak on służyli w armii Vlada Palovnika i nadziewali na siebie wrogów. Teraz jednak podobne zachowanie byłoby z całą pewnością niedopuszczalne.

I wtedy przybiegł jakiś mężczyzna, zdyszany i spocony.

– Dzierzbik, nie strasz ludzi – powiedział. – Ta pani niedawno przyjechała. Nie wie, że jesteś niegroźny.

– Zabierzcie tego dziwoląga! – wrzasnęła dziewczyna, podnosząc się z kolan.

– Proszę tak nie mówić o moim synu.

– Z kim się puszczała pana żona?

– On jest adoptowany.

– Nie obchodzi mnie to! Pozwę was do sądu. Za te obtarcia na kolanach i… rany psychiczne.

Dziewczyna splunęła w kierunku ojca z synem, ale tak nieumiejętnie, że ślina wylądowała na jej śnieżnobiałych butach.

– Cholera – powiedziała tylko i odeszła, dumnie unosząc głowę.

– Nie martw się, znajdziemy kogoś w twoim typie – powiedział niepewnie ojciec Dzierzbika, Edgar.

 

*****

Pal, który dorabiał jako rekwizyt w horrorach chciał kiedyś zostać pełnoprawnym aktorem. Niestety z jego zdolnościami do uporczywego stania w jednym miejscu i poziomem ekspresji charakterystycznym dla kawałka drewna nie mógł liczyć na hollywoodzkie role ani dobrze płatną robotę. Edgar wcale nie czuł się lepiej. Żona go zostawiła, twierdząc, że ma dość takiego życia i zaczęła spotykać się z czyścicielem starych rur.

Sprawy pogorszyły się po odwiedzinach u Bibacza Zwensona, najlepszego kumpla Edgara, który w każdy pierwszy piątek miesiąca miał w zwyczaju torturować kogoś ze znajomych. Z racji, że kilkanaście ofiar zatłukł na śmierć, a sporo osób z listy zniknęło w tajemniczych okolicznościach, Edgar był zmuszony przychodzić coraz częściej. Nie chciał jednak, żeby jego przyjaciel cierpiał z powodu odrzucenia, a do tego nie potrafił nikomu odmówić. Gdyby był asertywny, zapewne nie adoptowałby kawałka drewna.

– Powinniśmy poważnie porozmawiać – powiedział Edgar po dotarciu na miejsce. Przyprowadził ze sobą Dzierzbika, gdyż Bibacz miał ochotę przywiązać ich do siebie i wybatożyć. – Nie możesz mieszać do tych spraw mojego syna.

– Widzę, że jednak wziąłeś go ze sobą.

– Nie potrafię nikomu odmówić.

–  Prawidłowo. A teraz rozbieraj się! Przywiążę cię zaraz do pala i porządnie wychłoszczę.

– On na pewno nie będzie zadowolony.

– Zamknij się, szmato! Ja decyduję kto odczuwa przyjemność, a kto wręcz przeciwnie.

Pal nie wyglądał na uradowanego, choć smutny też nie był. Trudno odczytać emocje, patrząc na kawałek drewna. Edgar jednak nauczył się rozpoznawać pewne zachowania, które mogły zostać uznane za niepokojące. Na przykład w momencie, gdy pal dygotał i wydawał z siebie świszczące odgłosy mogło to oznaczać jedynie problemy.

Bibacz miał zwierzątko domowe, powstałe ze skrzyżowania jego odciętej ręki, świni i kokosa. Traktował je zarówno jako część siebie, pupila oraz własnego potomka. Zwierzę stało przy nodze swojego pana, a z jego kokosopyska wydobywało się ciche chrumkanie.

– Posłuchaj, mój syn ma dzisiaj zły dzień. Przeżywa kryzys egzystencjalny. Może jutro wpadniemy i nas wychłoszczesz?

– Nie udzieliłem ci prawa do odezwania się, niewolniku. Zrobię to, na co mam ochotę i nic mnie…

Pal wystrzelił jak z procy, ale nie poleciał w kierunku Bibacza, za to skierował się prosto na świniorękokokosa. Po chwili rozległo się przeraźliwe kwiczenie. Edgar zamknął oczy. Otworzył je dopiero, kiedy było po wszystkim. Świniak leżał przepołowiony. Lała się z niego krew zmieszana z sokiem kokosowym. Pal stał nad tym pobojowiskiem, zapewne skonfundowany swoją gwałtowną reakcją, a może faktem, że nie udało mu się nabić na siebie ofiary.

– Co wy…? Jak mogliście? – lamentował Bibacz. – Już nie jesteś moim przyjacielem! Możesz zapomnieć o comiesięcznym batożeniu.

Edgar odprowadził syna do domu, a sam udał się do pubu „Pod Plątonogim Karłem z Otworem w Czaszce”, gdzie zwierzył się barmanowi ze swoich problemów.

– Pierwszy raz miałem do czynienia z czymś takim. Dzierzbik nigdy nie był aż tak agresywny. 

– Sam nie jestem do końca normalny, więc wiem, jak to jest – odparł barman, któremu w dzieciństwie na głowie urósł ślimak. – Daje o sobie znać ta gorsza część jego natury. Pierwotne instynkty biorą górę nad zdrowym rozsądkiem.

– Mam wrażenie, że coraz bardziej się od niego oddalam. Nie potrafię się dogadać. Widzi, że nie pasuje do naszej społeczności.

– Eee tam, gadanie… W podstawówce moim kolegą z klasy było owcze gówno. Pieprzony kujon, zdobywał wszystkie wyróżnienia i wygrywał konkursy, ale strasznie od niego śmierdziało. Ludzie zatykali sobie nosy, ale udawali, że go lubią, bo pomagał im w nauce.

– Okej, ale jaki z tego morał?

– Nie wiem, ale jest sporo podobnych do Dzierzbika osób, istot, czy jak ich tam zwać. Podobno istnieje specjalny ośrodek dla takich osobliwości.

– Mam go oddać do czegoś w rodzaju domu wariatów?

– Nie, do miejsca, gdzie będzie czuł się szczęśliwy i znajdzie się wśród swoich.

– Może to najlepsze rozwiązanie.

****

Gdy wrócił do domu, usłyszał krzyki. Zastał żonę z synem w nieprzyzwoitej konfiguracji. Kobieta wrzeszczała, a Dzierzbik próbował wykorzystać ją analnie przy użyciu głowy.

– Co tu się dzieje? – zakrzyknął Edgar, choć wyjaśnienie samo pchało się na usta.

Pal od razu odsunął się od swojej matki, a ta pospiesznie wstała, obciągnęła spódnicę i zbierała się do wyjścia, udając, że nic się nie stało.

– Zaraz… Może ktoś mi to wytłumaczy.

Pal jak zwykle milczał, a żona Edgara tylko wzruszyła ramionami.

– Sam widziałeś. Przyszłam… pożyczyć pieprzu, a ten szaleniec rzucił się na mnie i chciał zgwałcić. Nie chcę go więcej widzieć. Wychowałeś degenerata.

Edgar nie wiedział, co powiedzieć. Popatrzył na Dzierzbika, ale nie wyczytał nic z jego mowy ciała.

– Wtedy mogłem zrozumieć, bo działałeś w obronie własnej, ale teraz… Muszę cię zabrać do specjalnego ośrodka. Tam ci pomogą.

Pal w ogóle się nie opierał, jakby wiedząc, że nic innego nie pozostało do zrobienia.

W drodze do ośrodka nastąpiła jednak dziwna rzecz. W pewnym momencie Dzierzbik zaczął buczeć. Wydawał się podekscytowany. Edgar przyłożył ucho do drewnianego tułowia syna. Miał wrażenie jakby coś próbowało wywiercić mu dziurę w czaszce.

– Chcesz iść do lasu? Po co?

Pal cały drżał. Edgar wiedział, że to się może źle skończyć, więc udali się między drzewa. Dzierzbik zatrzymał się pod ogromnym bukiem i zabuczał.

– To twój ojciec? Ale jak to? Chcesz z nim zostać? Przecież to ja jestem twoim tatą. Nie możesz mi tego…

Pal znów ostrzegawczo zadrżał, więc Edgar wolał nie ryzykować, że skończy jako ogromny szaszłyk, a ponadto nie potrafił nikomu odmówić.

– Rozumiem. Na pewno będzie ci tu lepiej niż wśród ludzi.

Odszedł. Nie na długo, gdyż dzień później wrócił, by zobaczyć, co z synem. Okazało się, że wypuścił korzenie i,  co jeszcze dziwniejsze, na jego jak dotąd gołym torsie pojawiły się liście. Najwyraźniej odnalazł chwilowy spokój. Niestety po tygodniu okazało się, że ktoś zrobił w lesie solidną wycinkę. Dzierzbik zniknął razem ze swoim drzewnym ojcem. Edgar miał tylko nadzieję, że nie zostali przerobieni na papier toaletowy.

 

 

Koniec

Komentarze

A morał jest taki, że cała nadzieja i tak w recycklingu. XD Oraz że życie chłoszcze nie zawsze na życzenie.

Hej fanthomasie!

Zaskakujące bizarro, świniorękokokos to od dziś moje top 1 zwierzę w repertuarze top 1 zwierząt <3

Nigdy nie wiem, jako ocenić bizarro, więc i tutaj sprawę przemilczę.

Dziękuję za lekturę!

Drogi autorze, to doświadczenie wykręciło mi mózg. Nie jestem w stanie powiedzieć co czuję, ale mogę pokazać yes.

Cześć!

 

Czaiłam się chwilę, zanim weszłam w ten tekst, bo tytuł zapowiadał coś bardzo niepokojącego ;) Fajnie to jednak wyszło, bo jednocześnie jest dziwnie, trochę absurdalnie i zabawnie. Już liczyłam na szczęśliwe zakończenie, ale jednak taka tragedia na koniec spotkała biednego Dzierzbika. Wyłapałam trochę pogubionych przecinków.

Rzut oka wystarczył[+,] by domyśliła się, że zależy mu tylko na tym[+,] by wbić się w nią i wykorzystać w najgorszy możliwy sposób.

Nie wyglądali[+,] jakby robił na nich wrażenie widok jej prześladowcy, choć przecież dwumetrowy pal poruszający się na specjalnym wózku powinien choć trochę ich zaniepokoić.

Pal, który dorabiał jako rekwizyt w horrorach[+,] chciał kiedyś zostać pełnoprawnym aktorem.

Niestety z jego zdolnościami do uporczywego stania w jednym miejscu i poziomem ekspresji charakterystycznym dla kawałka drewna, nie mógł liczyć na hollywoodzkie role ani dobrze płatną robotę.

Pal nie wyglądał na uradowanego, choć smutny tez nie był.

Ciężko odczytać emocje[+,] patrząc na kawałek drewna.

– Sam nie jestem do końca normalny, więc wiem[+,] jak to jest – odparł barman, któremu w dzieciństwie na głowie urósł ślimak.

Nie na długo, gdyż dzień później wrócił by zobaczyć, co z synem.

Okazało się, że wypuścił korzenie i [+,]co jeszcze dziwniejsze, na jego jak dotąd gołym torsie pojawiły się liście.

Tutaj mam dylemat przecinkowy, ale potraktowałabym to jako wtrącenie.

Cześć, Fanthomasie!

Przy drugim akapicie musiałem wrócić do tagów :P konkretne bizarro wyszło, lekkie i przyjemne, bez przesadnych flaków i obrzydliwości. Podobało mi się. Liczę na to, że z Dzierzbika zrobią patyczki do szaszłyków. Albo kołki ;)

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fanthomasie! 

Pierwsza reakcja: Co ja właśnie przeczytałem?

Druga reakcja: Co ten gość bierze?

Trzecia reakcja: Gdzie można to dostać?

Czwarta reakcja: Oświecenie.

Piąta reakcja: Morał – Nie zabiera się drewna do lasu :-)

W sumie uśmiechnęło misia, który nie jest na co dzień fanem bizarro.

Hej,

wstyd mi przyznać, ale wcześniej nie wiedziałam, że jest coś takiego jak bizzaro fiction. Także dzięki za poszerzenie mojej wiedzy :)

Trochę przecinków zjadłeś, ale nie będę ich wyliczać, bo już ktoś mnie uprzedził.

Nawet przyjemnie się czytało, mimo tego, że to było moje pierwsze zetknięcie z bizzaro fiction :)

Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

– Dzierzbik, nie strasz ludzi – powiedział. – Ta pani niedawno przyjechała. Nie wie, że jesteś niegroźny.

– Zabierzcie tego dziwoląga! – wrzasnęła dziewczyna, podnosząc się z kolan.

– Proszę tak nie mówić o moim synu.

– Z kim się puszczała pana żona?

– On jest adoptowany.

Leżę :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dobre.

(Mój zwyczajowy komentarz do bizarro. Jakoś nigdy nie wiem, co więcej powiedzieć. xD)

 

Dodam jeszcze tylko, że pouśmiechałam się. Np.:

Przyprowadził ze sobą Dzierzbika, gdyż Bibacz miał ochotę przywiązać ich do siebie i wybatożyć. – Nie możesz mieszać do tych spraw mojego syna.

xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Szalony pomysł przerodził się w historię tyleż dramatyczną, co absurdalną. Z zadowoleniem konstatuję, że bizarro w Twoim wykonaniu okazało się należycie dziwaczne, ale na tyle łagodne, że czytało się świetnie.

Mam nadzieję, Fanthomasie, że poprawisz usterki, bo chciałabym odwiedzić klikarnię. ;)

 

Cięż­ko od­czy­tać emo­cje pa­trząc na ka­wa­łek drew­na.Trudno od­czy­tać emo­cje, pa­trząc na ka­wa­łek drew­na.

 

a z jego ko­ko­so­py­sku wy­do­by­wa­ło się ciche chrum­ka­nie. → …a z jego ko­ko­so­py­ska wy­do­by­wa­ło się ciche chrum­ka­nie.

 

udał się do pubu „Pod plą­to­no­gim kar­łem z otwo­rem w czasz­ce… → …udał się do pubu „Pod Plą­to­no­gim Kar­łem z Otwo­rem w Czasz­ce

 

wolał nie ry­zy­ko­wać, ze skoń­czy… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki wszystkim za komentarze. Mam nadzieję, że poprawiłem wszystkie błędy, błądki i wielbłądki oraz niedomiar przecinków ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Mam wrażenie, Fanthomasie, że nadzieja Cię nie zawodzi, więc mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Okej, bizarro. Nie mój gatunek.

Jednak doceniam i formę, i tempo oraz dobrze zarysowaną puentę dla tego szorta. Po typowymi dla tego gatunku wstawkami czytało się też fajnie :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No, nieźle pojechane bizarro. Przyjemnie absurdalne. I nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać o takim dziwacznym tekście. Szkoda, że nie było happy endu?

Babska logika rządzi!

Absurd plus bizarro to jednak za dużo dla misia, żeby się zachwycił, ale przeczytał i aprobował.

Dobre, dobre ;)

 

W podstawówce moim kolegą z klasy było owcze gówno.

Przy tym wyjątkowo śmiechłem xD

 

Nowa Fantastyka