- Opowiadanie: ANDO - Ścignąć przeznaczenie. (Hogwart 2.0.).

Ścignąć przeznaczenie. (Hogwart 2.0.).

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Ścignąć przeznaczenie. (Hogwart 2.0.).

 

Część I z 4

Tajemnicza przepowiednia.

 

Nazywam się Pasztecik. Brunon Pasztecik.

Herbu gliniany garnek, mam zielone oczy oraz rącze wysportowane ciało.

Posiadam na czole ślad w kształcie błyskawicy, od czasu gdy największa menda wśród czarownic – Czarna Pani, wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która była kiedyś dobrą kobietą (jak się urodziła) ale później zrobiła się zła, kiedy zaczęła dorabiać w dziale reklamacji odkurzaczy na infolinii.

 

Czarna Pani wnerwiła się jeszcze okrutniej, kiedy poznała nieznaną przepowiednię, która była bardzo zawiła, z tej to przyczyny nie cytuję całości. W każdym razie chodziło o to, że albo Czarna Pani mnie kropnie albo ja ją.

Czarna Pani próbowała być pierwsza, ale machnęła mi tylko bliznę, oberwała rykoszetem i zniknęła śmiejąc się parszywie jak to potrafią złole w bajkach.

Wracając do kontinuum sagi.

 

Mając siedem lat, byliśmy z ciotką i wujem na wycieczce w zoo, gdzie o mało nie zjadłem wężem kuzyna Dudusia.

Potem dowiedziałem się, że mam magiczne zdolności ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Wtedy moim największym problemem była upiorna rodzinka, która mnie adaptowała. Oni uprzykrzali mi życie, ja im również. Potem wyrosłem na przystojniaka. Duduś już mnie wtedy nie dręczył, bo on potrzebował żebym go umawiał z moimi koleżankami.

 

Byłem taki przystojny, że laski mdlały, kiedy uśmiechałem się do nich. Dlatego się nie uśmiechałem często, ponieważ pogotowie mi pogroziło, że będę płacił za nieuzasadnione wezwania.

 

Jednakowoż tamtego dnia zobaczyłem Sonię.

Uśmiechnąłem się od ucha do oka, do niej, ona nie zemdlała, tylko powiedziała romantyczne "Cześć" i poszła dalej.

Pobiegłem za nią, porozmawialiśmy i poznaliśmy się bliżej, ale nie napiszę szczegółów o całowaniu, bo to ma być opowieść YA (czytaj: Jung Odlot).

Wracając do domu, cały hapi gdyż ustawiony z Sonią na łykend, spotkałem całą watahę suw albo puszczyków albo innych pohukujących ptaszysków (nie jestem dobry z biologii). Wuj próbował je odpędzić bo zrzucały listy i strasznie paskudziły.

 

Przyszedł do nas mały olbrzym, wywalił drzwi plus kawałek futryny. Zawołał:

– Ach to budownictwo z wielkiej płyty!

 

Po tym dodał: Zowią mnie Piotruś Okruszek, pełnię szczytowaną funkcję gajowego szkoły czarodziejów o nazwie: Wybitna Elitarna Szkoła Zaklęć, w skrócie WESZ.

W przeszłości ta szkoła zwana była Hogwartem, od tego modnego filmu,

ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, dopiero później powiedział mi kumpel Romek.

– Szukam Brunona – powiedział Okruszek. – Mam dla niego list od WESZ-y.

– To ja. Jestem Pasztecik. Brunon Pasztecik – odpowiedziałem odważnie.

– Ty jesteś kotem! – zauważył Okruszek. – Gadającym kotem na dokładkę. OMG! (czytaj: O Merlinie i Gandalfie).

 

Miał totalnie rację, bo w 1/2 części byłem kotem, który jak chciał to zamieniał się w chłopaka. Wystarczyło pomyśleć a zaraz ubierałem moją ludzką postać.

– No, teraz kapuję – uśmiechnął się Okruszek.

Potem nastąpiła przydługa opowieść jego o mojej przeszłości, że jestem czarodziejem i mam jechać na naukę do WESZy. Rodzinka pomstowała, ale pozbyła się mnie z ulgą. Szczególnie Duduś odetchnął bo miał uczulenie na kocią sierść.

 

 

Część II.

Szkoła magi.

 

– Jesteś wybranym. Kiedyś staniesz do walki z Czarną Panią, kiedy wróci. Bo wróci, wiem to na pewno, musimy być czujni i przebiegli jak norki – wyjawił mi tajemnicę nasz dyrektor WESZ, Profesor Ernest Maria Brajan Sebastian Kornel Parzymordka.

– Oczywiście, Mistrzu Parzymordko – przytaknąłem dumny lecz zdumiony.

Półki co Czarna Pani nie wróciła.

Za to ja zdołałem podpaść w 8 dni największej mendzie wśród profesorów.

Profesor Seweryn Snake był przedziwnym okazem. Mroczny i niezbyt pachnący koleś, pełnił rolę miejscowego bad–boya, co objawiało się totalnym zgłupieniem większości uczennic na jego widok. Łaziły zakochane na maksa, zdychając: "oł my hero", “I miś you” i wodząc zanim ugotowanymi spojrzeniami.

Profesor Snake pławił się w owym uwielbieniu, dumnie wędrując na korytarzach WESZy oraz obrzucając wielbicielki paskudnymi spojrzeniami. Na co one łopotały rzęsami niczym firankami. Potem leciały bazgrać serducha i szczały za pomocą zaklęć oraz szminek na głównej fasadzie szkoły.

 

Lokalna legenda głosi, iż co piątek woźny zmywał wszystkie dowody uwielbienia Snejka mokrą szmatą, a po łykendzie ściana znów była brudna.

 

Kiedy pojawiłem się w szkole, zacząłem się uśmiechać (do zaklęć) i jakoś tak się porobiło, że dziewczyny zaczęły wypisywać moje imię na serduchach.

Kiedy profesor Snake zobaczył że traci rewir, zawinął czarną peleryną, warknąwszy:

– Przegiąłeś, młody. Uważaj bo zrobię z ciebie kot–burgera.

Zaśmiał się paskudnie jak rasowy złol.

Dziabnąłem go w rękę moimi kotołakowymi kłami, poczym poleciałem na skargę do dyrektora.

– Profesor Snake jest zły! On służy Czarnej Pani! – wyjawiłem tajemnicę mistrzowi Parzymordce.

Dyrektor Parzymordka Edward uśmiechnął się, odpierając wzniosłym głosem:

– Mylisz się Brunonie Paszteciku. Wiem, że Snake jest dobry. 

Nie dogadaliśmy się w tej kwestii do końca opowieści.

 

Poznałem w szkole koleżankę Heliodorę Gil, w skrócie zwaną Helką. Była mądra jak chodząca encyklopedia, co było super pomocne podczas przygód, bo ważyła mniej niż 30 tomów encyklopedii.

Poznałem też przyjaciela – Romka Winicjusza, który nie wyróżniał się niczym szczególnym, poza tym, że miał rude włosy, szczery uśmiech przyjaciela i był fajny i ładował się ze mną bez pytania w każdą jedną, nawet najbardziej śmierdzącą przygodę.

Poznałem jeszcze Damiana LaFoya lecz się nie zaprzyjaźniliśmy, bo on był z innej bandy oraz trochę służył Czarnej Pani, lecz o tym będzie później.

 

W szkole byłem jedynym zwierzo–magiem. (Tak myślałem). Aż tu nagle któregoś dnia jem sobie kanapkę z ciecierzycą i popijam sokiem z kiełkami winorośli. Siedzę grzecznie na dziedzińcu i kopiuję twórczo pracę domową od Helki z eliksirów. Kopiuję szybciutko, bo do lekcji zostało 10 minut.

Nagle…………. widzę kota. Kotkę normalnie! Trio-kolorkę.

– Patrz, Helka – mówię do niej. – Co za piękna kotka wącha kocimiętkę obok Zakichanego Lasu. Serce mi pika niczym wściekłe. Chcę ją poznać.

– Nie chcesz, serio – odpiera Helka.

Nie posłuchałem wiedziony zewem przyrody, poleciałem cały w słowikach, zmieniając się do kociej postaci. Podszedłem do pięknej nieznajomej kotki czwór-kolorki. Postanowiłem poznać ją bliżej, bo ślepia zaślepiło mi gorące odczucie.

Dostałem z pazura po nosie, potem szlaban.

Gdyż okazało się niefortunnie, że to nasza profesorka Monaliza McKwacz od transhibernacji. Odkochałem się ekspresem.

Jeszcze potem miałem różne przygody z Helką i Romkiem. Było zabawnie. (Kiedy mnie gonił bazyliszek to nie tak bardzo zabawnie). Do czasu aż pojawili się słudzy Czarnej Pani, zwani Śmiecio–jadami.

 

 

Część III.

Ostateczne starcie

 

Kiedy śmiecio–jadzi i Czarna Pani przybyli, zrobił się totalny bałagan, że nie wiem o czym naprzód pisać.

Czarna Pani chciała mnie wyrwać i zniszczyć. Przyszła z całą familią żeby przy okazji nasycić swoją osobistą żądzę zemsty, napsuć żółci wszystkim czarodziejom. Napsuła.

 

My z Helką oraz Romkiem szukaliśmy strzępki jej duszy, bo z różnych mądrych ksiąg i wskazówek dowiedzieliśmy się, że tak trzeba koniecznie, żeby uratować świat od zagłady. Niedługo napiszę osobną książkę na ten temat bo to ciekawe oraz pouczające.

Obecnie będę się streszczał.

 

Meritułum powieści czeka.

Czarna Pani to zła kobieta była, dlatego wzięła swoją duszę i rozpięła na siedem części, którą schowała w różne przemyślane lokalizacje.

W konsekwencji powyższego została nieśmiertelniczką.

Helga, ja i Romek łapaliśmy wspomniane duszne części, ubijaliśmy po kolei od numerka 1 do nr. 7.

Ciężko było mega. Ledwo uszliśmy z życiami, kiedy ta małpa (znaczy Czarna Pani, nie Helka) nasłała na nas prawdziwego ogromnego jak stodoła węża.

W życiu tak szybko nie uciekałem. Romek żałował. Mówił, że jego brat który pracuje w dżungli mówił, że mięso węża jest ekskluzywne, smaczne i drogie, a jedzenia nie wolno marnować.

 

– Mało brakowało i to my bylibyśmy jego posiłkami – zawróciła mu uwagę Helka, miawszy rację, bo to mądra kobieta była, chociaż czasem ociężała w dowcipie.

W końcu ubiliśmy wszystkie części całości duszy, m.in. moją bliznę (opiszę detalicznie w oddzielnej książce).

Stanęliśmy naprzeciw siebie na ubitej trawie: ja, Brunon Pasztecik – versus Czarna Pani. Z bliskości dostrzegłem że wcale nie była przecudnej urody jak twierdziły stare uczone księgi, na jej twarzy malował się nieustępliwy grymas złowieszczości.

Przepowiednia się przepełniła, pchając nas obu do walki okrutnej, śmiertelnej, krwistej i uniesionej. Starła się nasza moc magiczna w starciu gorszym niż wszystkie burze z piorunami razem do kupy zebrane oraz tajfuny tropikalne z trzęsieniami galaktyki włącznie. Wydawało się że czary, które rozpętaliśmy pochłoną nas doszczętnie. Zaskakując, one wyszarpnęły z nas naszą zwierzęcą ukrytą naturę. Najpierw ze mnie.

Zmutowałem się w kota. W związku z powyższym zamiauczałem "miauuu" niczym kot.

Czarną Panią miotnęła energia z kosmosu, lekko sponiewierawszy. Wtedy zobaczyłem, że zmieniła się w malutką, szarą, polną, piszczącą……. nie uwierzycie, ale myszę. Więc zeżarłem ją zanim pomyślałem, że może mi zaszkodzić.

Zaszkodziła.

Szpetnie.

Przez tydzień miałem ustrój żołądka. Cóż, mała cena za uratowanie świata przed zagładą……..

Nazywam się Pasztecik. Brunon Pasztecik. Jeśli świat znów będzie przebywał w niebezpieczeństwie, wezwijcie mnie, nieustępliwie przybędę na wasze wezwanie.

Dalej napiszę później, bo zobaczyłem przez okno uroczystą kotkę. Lecę poznać ją bliżej.

Koniec

Komentarze

Ano,

 

niesamowita opowieść przepełniona magizmem. Historia dla dużych i małych, kotów i człowieków, coś co chce się czytać na różnych etapach życia. Wielkie brawa, czekam na kolejne cześci.

 

 

Cześć,

 

jak dla mnie trochę zbyt mocno inspirowane fabułą Pottera. Jest to nawet swojego rodzaju parafraza/ trawestacja. Mimo iż lubiłem cykl, do którego się odnosisz, ciężko mi się to czyta. Przyczyna przede wszystkim leży w potknięciach technicznych, które prędzej czy później można wyeliminować. Poniżej daję parę przykładów:

 

 

 

“Nazywam się Pasztecik. Brunon Pasztecik.

Herbu gliniany garnek, mam zielone oczy oraz rącze wysportowane ciało.”

 

Sugerowałbym w jednym akapicie. Co natomiast razi najbardziej, to rącze ciało. Po pierwsze, jeśli już, to musi być przecinek. Po drugie: epitet tutaj nie pasuje. Gdybyś napisała choćby sprężyste… Rączy zawsze kojarzy się z koniem. Częstym błędem (który sam popełniałem) jest wyszukiwanie jak najbardziej oryginalnych określeń, choć zazwyczaj magia tkwi w prostocie.

 

 

“Czarna Pani, wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która była kiedyś dobrą kobietą (jak się urodziła) ale później zrobiła się zła, kiedy zaczęła dorabiać w dziale reklamacji odkurzaczy na infolinii.”

 

Tutaj mamy źle zastosowany przecinek po Czarna Pani. Później jako czytelnik przeżywam spory dysonans, ponieważ gdy piszesz:

 

“wytatuowała mi bliznę swoją różdżką, która kiedyś była kobietą”

Dla mnie wciąż piszesz o różdżce. Jest to sprawa poprawienia szyku zdania. Np:

 

Bliznę wytatuowała mi Czarna Pani, która była kiedyś dobrą kobietą…

Na końcu zdania przerzuciłbym też infolinię, tj.: kiedy zaczęła dorabiać na infolinii w dziale reklamacji odkurzaczy.

 

“Wracając do kontinuum sagi”

 

Jak już, to koniecznie kontynuacji. Choć kompletnie zrezygnowałbym z tego wtrętu, ponieważ byłby zasadny w przypadku jakiejś przydługiej dygresji, której tutaj nie ma.

 

“Mając siedem lat, byliśmy z ciotką i wujem na wycieczce w zoo, gdzie o mało nie zjadłem wężem kuzyna Dudusia”

 

Tutaj znów gubię się jako czytelnik. Dla mnie to zdanie sugeruje, że razem z ciotką i wujem mieliście siedem lat. Proponowałbym: Mając (choć lepiej W wieku) siedem lat, byłem razem z ciotką i wujem…

 

Odniesienie w tym zdaniu do konkretnego wydarzenia z książki eliminuje zrozumienie u osób, które Pottera nie czytały. Nie wytłumaczyłaś, co oznacza “zjedzenie kogoś wężem”

 

 

Przepraszam za tę opinię, ale w mojej ocenie jest to po prostu napisane zbyt niechlujnie, aby mogło się dobrze czytać.

szkoły czarodziejów o nazwie: Wybitna Elitarna Szkoła Zaklęć, w skrócie WESZ.

W przeszłości ta szkoła zwana była Hogwartem…

Rogal na/w pysku misia.

 

Koty to zdecydowanie tajni obrońcy Wszechświatów. Niech żyją kotołaki.

OldGuard, zachwyca mię twój zachwyt nad historią kotów i człowieków.

 

Zeppelinie, albo ja nie zrozumiałam dowcipu, albo ty nie zauważyłeś tagu grafomania. Będę walczyć o każdy przecinek i spację.;)

 

Misiu, zgadzam się, kotołaki to mega stworzenia.

Zeppelinie 

 

Przepraszam za tę opinię, ale w mojej ocenie jest to po prostu napisane zbyt niechlujnie, aby mogło się dobrze czytać.

I o to chodzi ;) mamy tu taki konkurs, którego celem jest napisanie złego opowiadania. Twój komentarz świadczy o tym, że ANDO zrobiła to dobrze :D

No, kurde, ten Twój czarodziciel lepszy od Pottera, bo się zmienia w kota, a Potter nie, a ja lubie koty. Fajnie, że mu się tak udało, że się Czarna Pani w mysz zamieniła, bo by było go szkoda. A tak masz jeszcze następne tomy do napisania.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

OldGuard, dzięki. :)

 

Irko, planuję napisanie kolejnych tomów, tylko skończyły mi się wszystkie dwie szanse w Grafomanii. 

Łał! Ale super-pożerająca histeria! Normalnie czat. Trzy ma w na pięciu. I orgii analna strasznie. Tylko kurde, to imię nie psuje do boga tera. Nie wiem dla czemu, ale mi by bardziej pasował do niego Heniek.

Babska logika rządzi!

Jestem właśnie w trakcie odświeżania sobie sagi o Potterze i powiem ci, że to jest lepsze niż wypociny pani Rowling, bo takie skondensowane. Cytat dnia:

Starła się nasza moc magiczna w starciu gorszym niż wszystkie burze z piorunami razem do kupy zebrane oraz tajfuny tropikalne z trzęsieniami galaktyki włącznie.

Najbardziej epicka scena walki ever.

 

A tak na poważnie, dlaczego Brunon Pasztecik? Nie łapię.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Zacznij już tforzyć następne tomy na Grafomanię 2023. Poleżom , potem zrobisz ryżsercz i będom jak znajdy, ugotowane.

Finklo, dzięks za komcio. U mnie w opkach wszystkie kotołaki to Brunony, ten też nie mógł się wyróżniać. 

 

SNDWLKR, walka była zawzięta, starałam się wnikliwie opisać. Brunon, bo to nie jest fan-fik tylko luźne nawiązanie do Pottera. A wszystkie kotołaki to Brunony (na cześć mojego kocura, he he). Pasztecik wymyśliłam w swej orginalności w fazie weny.

 

Misiu, na pewno zacznę. Masz rację, poleżą i będą na potem. Na razie myślę nad Fantastami. Zainspirowałeś mnie, na Twoją cześć wymyśliłam nowe powiedzenie z Hogwartu: “I miś you”.

Cześć, ADNO!

Ale wymyśliłaś świat…………….. wow!!!!!!!!!!!!!………………… hehehehehe……………… i cała ta historia ile tu się działo!!!!!!!!!!!!!!!! hehehehehehhe straszne to było ja się bałem………………….. jestem ciekaw czym się inspirowałaś……………… też może bym się tak inspirował…………………. hehehehe…………………. chyba że to było z %%%%%%%%%%% to wtedy trzeba na rodziców uważać………………….. hihihihihihi……………. świetne opowiadanie…………… czekam na więcej!!!!!!!!!!!!!11 Pozdro600

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Chyba z pełną premedytacją sprawiłaś powstanie bohatera na miarę naszych marzeń i oczekiwań. Z jednej strony przypomina kogoś znajomego, jakby był chłopcem z sąsiedztwa, a z drugiej strony skrywa go całun magii i tajemności, czyli wiedzy nie każdemu dostępnej, a już zwłaszcza tak na co dzień. A Twój Brunon Pasztecik, nie dosyć że jest blisko spokrewniony z Kotami, to jeszcze ma fajnych przyjaciół, a nieprzyjaciół zjada, choćby z narażeniem zdrowia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ando, miś miśses you tu.

o mało nie zjadłem wężem kuzyna Dudusia

Ómarłam xD

 

YA (czytaj: Jung Odlot)

xD

 

OMG! (czytaj: O Merlinie i Gandalfie).

xDDD

 

Profesor Seweryn Snake był przedziwnym okazem. Mroczny i niezbyt pachnący koleś, pełnił rolę miejscowego bad–boya, co objawiało się totalnym zgłupieniem większości uczennic na jego widok. Łaziły zakochane na maksa, zdychając: "oł my hero", “I miś you” i wodząc zanim ugotowanymi spojrzeniami.

Ómieram. xD

 

Na co one łopotały rzęsami niczym firankami.

Ratónkó!!! xD

 

Potem leciały bazgrać serducha i szczały za pomocą zaklęć oraz szminek na głównej fasadzie szkoły.

xDDD OMG, idealna dwuznaczność. xD

 

Nie dogadaliśmy się w tej kwestii do końca opowieści.

Kobieto, miej litość!!! xD

 

Co za piękna kotka wącha kocimiętkę obok Zakichanego Lasu. Serce mi pika niczym wściekłe. Chcę ją poznać.

OMG OMG OMG xD

 

Serce mi pika niczym wściekłe.

OMG OMG OMG OMG <3

 

Odkochałem się ekspresem.

:D :D :D :D

 

Czarna Pani chciała mnie wyrwać i zniszczyć. Przyszła z całą familią żeby przy okazji nasycić swoją osobistą żądzę zemsty, napsuć żółci wszystkim czarodziejom. Napsuła.

Ałałałała, RATÓNKÓ xD

 

łapaliśmy wspomniane duszne części

Ała xD

 

nieustępliwy grymas złowieszczości.

xDDDD

 

Zaskakując, one wyszarpnęły z nas naszą zwierzęcą ukrytą naturę. Najpierw ze mnie.

OMMMMGGGG xD

 

BUEHEHEHEH. :D Podsumowując – genialne. Uchichałam się mocno, od początku do końca. xD Podoba mi się też, że autor wie dokładnie, ile ma części opowiadania. xD

Aczkolwiek – co do grafomańskości – to chyba trochę przesadziłaś. xD W sensie, czytało się bardzo zabawnie, ale jednak chyba nikt nie pisze aż tak. ;) ;)

 

Dziękuję – i pozdrawiam :D

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Krokusie, inspirowałam się klasyczną sagą o czarodziejach. Inspiruj się także, polecam. Ze światem było ciężko wymyślić. 

Regulatorzy, zgadza się, to była pełna premedytancja.

nie dosyć że jest blisko spokrewniony z Kotami, to jeszcze ma fajnych przyjaciół, a nieprzyjaciół zjada, choćby z narażeniem zdrowia.

Tak, Brunon poświęcił się dla świata.

 

Misiu, :)

 

DHBW, OMG, jaki rozbudowany komentarz! Super, że się podobało. Po to powstało. OMG! I się zrymowało.;)

 

Ando, wzruszyłaś mnie, zatwardziałego Potterheada z dzieciństwa.

 

W sensie, serio XD

Tak głupkowato podeszłaś do tego, że obudziłaś we mnie tę cząstkę, która jako pierwsza doznała piękna litaratury fantasy. To właśnie od tego uniwersum zaczęła się moja przygoda.

Sam jako dzieciak napisałem podobne opowiadanie, gdzie zamiast Harryego Pottera był James Greener (chyba jakoś tak, miałem z 10 lat jak to pisałem, może 11), więc tym bardziej poruszyłaś jakąś część mojej duszy.

 

Aż napisałem niegrafomański grafomański komentarz. xD

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

BC, jak miło. :))) Ja zaczynałam od “Władcy pierścieni”, ale uniwersum Pottera też wywarło na mnie duże wrażenie. Największym wyzwaniem w opowiadaniu o Brunonie było zmieszczenie sagi w szorcie. Miałam mnóstwo zabawy przy pisaniu. Według mnie, w Grafomanii powinny być dopuszczalne 32 teksty, a nie skromne dwa.

Totalnie, chętnie napisałbym jeszcze więcej grafomańskich bzdur

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Czekam na neeeext :*****

Obudź się – Jeśli to czytasz, jesteś w śpiączce od prawie 15 lat. Próbujemy nowej metody. Nie wiemy gdzie ta wiadomość pojawi się w Twoim śnie ale mamy nadzieję, że uda nam się do Ciebie dotrzeć. Prosimy, obudź się.

Nikaszko, wyczerpałam już wszystkie szanse w Grafomanii. Polecam opko o portalu.

OMG jak ja lubię takie treściwe powieści w pigułce. Żądnych rozbudowanych opisów i innych bzdur. Da się? Da się! Bohatera polubiłam od razu, a jak dowiedziałam się, że w połowie jest kotem to już w ogóle. Akcja rwała jak rwący strumień, a zakończenie zaskoczyło tą myszą. Głupia śmierć trochę, ale się baba zemściła rozstrojem. Jedynie żałuję, że tak krótko, bo na prawdę zżyłam się z bohaterami.

Ośmiornico, dokładnie tak!

Żądnych rozbudowanych opisów i innych bzdur.

Bo czasem trzeba wcisnąć żyrafę do pudełka w opowiadaniu (licencja Tarniny).

Brunon jeszcze wróci w jakimś opowiadaniu, jestem rozwiązana emocjonalnie z moimi bohaterami.

Hejka!

Ten Hogwart mnie pozytywnie nastawia. :D

 

zrobiła się zła, kiedy zaczęła dorabiać w dziale reklamacji odkurzaczy na infolinii.

Dobre. :D Cały pomysł jest dobry, choć na moje oko dość mało grafomański, bardziej jak parodia i to fajna, dobrze się czyta. :)

 

Czarna Pani wnerwiła się jeszcze okrutniej

Tu ładnie przechodzisz do grafomańskiej części, te nieszczęsne streszczenia i opisy uczuć podane bez żadnego przemyślenia. :D

 

Byłem taki przystojny, że laski mdlały, kiedy uśmiechałem się do nich.

XD

 

Potem trochę za dużo streszczeń, które znamy z sagi. Zaczęło mnie nużyć, warto by było wprowadzić więcej dynamiki. Albo po prostu coś wyciąć. :)

 

Podoba mi się parodia Snape’a, za którym wzdychają nastolatki, czuć inspirację fanfikami, w których Snape zawsze był taki super.

 

Sporo tu przerabiania fabuły HP, więc brakuje własnych pomysłów, bo mam wrażenie, że czytam parodię, momentami zabawną i fajną, a momentami grafomańską.

 

Ale podoba mi się, że to takie „Twoje” i przecież niczego nie zgapiłaś, to tylko inspiracja. XD Fajnie wpisuje się to w klimat grafomaństwa, gdzie przeróbki są naprawdę widoczne. :)

 

Pozdrowionka,

Bananke

Nowa Fantastyka