- Opowiadanie: benin - Ostatnia modlitwa

Ostatnia modlitwa

Dwa tygodnie po pierwszym tekście na portalu zapraszam do sprawdzenia kolejnego. Krótsze teksty (takie jak ten) będą chyba lepszym wyjściem na początek: nie będę zabierał zbyt wiele cennego czasu, a i odzew może być większy. :) 

 „Ostatnia modlitwa” to (eksperymentalny dla mnie) szort. Tak jak poprzednio życzę przyjemnej lektury i – niezmiennie – liczę na dużo konstruktywnej krytyki. ;)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ostatnia modlitwa

Uklęknąłem i złożyłem dłonie do modlitwy. Zwykle tego nie robię, lecz okoliczności są wyjątkowe. Ojcze nasz… Nie, to bez sensu. Nie wierzę, że tam jesteś. Że ktokolwiek tam jest. Ani cokolwiek. Zasnę i już się nie obudzę. Po prostu mnie nie będzie – oto co się stanie. Cząsteczki mej duszy wrócą do swej pierwotnej formy. Energia – to wszystko, co po mnie zostanie. No i trochę materii złożonej w drewnianym pudełku, które na taśmach zostanie spuszczone w głąb ziemi. I nią zasypane. Lecz nikt nie podleje tej ziemi łzami. Nie ma już nikogo, kto mógłby uronić nade mną choć jedną łzę. Wieczny odpoczynek racz mi dać panie… Ech, przecież nie ma żadnego pana. Gdyby był, to by do tego nie doszło.

Krople deszczu rytmicznie rozbijały się na szybie. Wstałem z klęczek i wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem je. Szły w równych odstępach, niszcząc wszystko, co było na tyle nierozważne, by się poruszyć i zdradzić swą obecność. Jeden za drugim, niby ludzie. I od ludzi niemożliwe do odróżnienia, przynajmniej z tej odległości. Z bliska trudno było nie zauważyć braku mimiki. Wcześniejsze generacje próbowały ją naśladować, lecz z czasem z niej zrezygnowano. Zauważono, że to niepotrzebne. Choć z biologią niewiele miały wspólnego, rozwinięte zostały zgodnie z jej zasadami: zwiększając szansę na przetrwanie i eliminując to, co zbędne. 

Nie zbuntowały się same. Tworząc je człowiek starał się naprawić to, z czym sam sobie nie radził, stąd inteligentne roboty wiedzą, że nie gryzie się ręki, która karmi. Że nie wyrzeka się stwórcy. Ja się wyrzekłem. Chociaż nie, wcale nie, bo nie ma żadnego stwórcy. Gdyby był, nie pozwoliłby stworzyć ich.

One nie zbuntowały się same. Zostały tak zaprogramowane na rozkaz tych, którym zależało na władzy. Tych, którzy mieli zbyt wiele pieniędzy i te swoje pieniądze wydali na zbyt zaawansowane roboty. I na ludzi gotowych zamienić je w maszyny do zabijania. W oprawców swoich sióstr. W oprawców swych braci.

Aniele boży, stróżu mój… Dlaczegoś mnie opuścił? Nie, nie opuściłeś mnie. Bo nigdy cię nie było. Łudziłem się tylko. Chciałem wierzyć, że jesteś. Że czuwasz nade mną. A jeśli naprawdę jesteś, jeśli naprawdę czuwasz, to wolałbym chyba, żebyś przestał. Idź już, dość pomogłeś. Dobra robota, przyjacielu.

Znów wyjrzałem przez okno. Ich sznur zdawał się nie mieć końca. Armia humanoidalnych robotów trzynasty dzień z rzędu robiła obchód, dobijając tych, którzy jakimś cudem przetrwali. W końcu dopadną i mnie. Moja forteca runie. Rozsypie się jak domek z kart. Jak dużo wcześniej moja wiara.

Tak, widzę, że idą po mnie. I słyszę ich metaliczne kroki na schodach. Odbijają się echem w mojej głowie. Wiem, co zwiastują. 

Nie ja idę na spotkanie z przeznaczeniem. To przeznaczenie zmierza w moją stronę. Roboty kroczą, by odebrać mi życie. I nie mam im tego za złe. Tak zostały zaprogramowane. Tak jak my, ludzie – do zabijania zwierząt. One też nie rozumieją. Karmią nas sobą, pozwalają nam żyć. My je zabijamy. Teraz my daliśmy żyć robotom i one zabijają nas. To takie naturalne. Czemu tu się dziwić?

Tylko kto nas tak zaprogramował? Panie, jesteś tam? Jeśli tak, daj mi jakiś znak. A może ta cała sytuacja jest twoim znakiem? Wyrazem niezadowolenia, zawodu?

Widzę otwierające się drzwi, a po chwili bezkresny mrok w abstrakcyjnie dużym otworze lufy skierowanej wprost w mą twarz. Nicość. Nic dla ciebie nie zrobiłem, nic więcej mnie nie czeka. Pan jest sędzią sprawiedliwym…

Jednak nie padł strzał. Roboty przede mną zamarły. Zatrzymał się czas. Stanęło wszystko poza mną. Wstałem, ale jakby w zwolnionym tempie. Raz jeszcze wyjrzałem przez okno. Robot za robotem stał na jednej nodze, jakby chciał zrobić krok w przód, lecz nie mógł. Żaden jednak się nie przewrócił. Zastygły również krople deszczu, niby ostre pociski unoszące się w próżni. Nagle obraz dookoła zaczął się rwać i migotać. Dziwny hałas nie pozwalał się skupić i rozrywał bębenki. Czułem się tak, jakby krew w żyłach ustąpiła miejsca lawie, a wnętrzności eksplodowały. Z bólu zacisnąłem powieki. Dłońmi zasłoniłem uszy. Ale hałas nie ustał. Pochodził z wewnątrz. W ułamku sekundy wszystko jednak się uspokoiło. Otworzyłem oczy i ujrzałem dziwaczne miejsce. Pomieszczenie wyglądało jak hakerska jaskinia. Wypełniło moje pole widzenia. Panował tu mrok, jedyne światło rzucał ekran monitora. Podszedłem do niego. Ujrzałem człowieka skulonego za łóżkiem. Miał dłonie złożone do modlitwy. Przed nim stała inna postać. Celowała do niego z broni. Nagle na ekranie wyskoczyło okienko. Symulacja zakończona! – grzmiało. Pod spodem dwie opcje do wyboru: zrestartuj i zakończ. Usiadłem przy biurku. Zrozumiałem. Spoconą dłonią chwyciłem myszkę i skierowałem kursor nad przycisk. Kliknąłem. Trwa czyszczenie pamięci – oznajmił komputer. – …97%…98%…99%…

Koniec

Komentarze

Czyta się bez bólu, aczkolwiek nie są to moje klimaty. Jedyny problem mam z zakończeniem. Wiem, że bohater zrozumiałam, ale ja też bym chciała. Ten bóg, co to on w niego nie werzy, zamiast nakopać mu do czterech liter dał mu się cofnąć w czasie i zapobiec stworzeniu tych androidów? Dobrze mi się wydaje?

Dobre miejsce żeby vrchamps skomentował wirtualną rzeczywistość. Przyjemne opowiadanie do herbatki kiedy cała rodzinka już śpi. Miałem coś popisać, ale wybrałem poczytanie:D Zrobiłbym coś z tym “je” bo jest tego dużo w tekście. Piona, pozdrawiam:)

Hmm,

 

ja w przeciwieństwie do bohatera opowiadania nie zrozumiałam – może kwestia późnej pory, w której to czytam, ale zakończenie jest dla mnie zagadką. 

 

Tekst jest całkiem sprawnie napisany, ale mam wrażenie, że w każdym akapicie serwujesz to samo, tylko trochę innymi słowami: modlitwa – bohater zdaje sobie sprawę, że to głupie, bo nie wierzy – roboty. Przez te wstawki okołoreligijne nie czuję zagrożenia, które powinien odczuwać bohater w takiej sytuacji. 

 

Pozdrawiam

OG

 

Dziękuję za pierwsze opinie. :)

Adora, OldGuard: Zakończenie jest otwarte. Można je różnie interpretować. Wyjaśnię więc tylko tyle, że tym, co bohater zrozumiał, jest to, że to wszystko było symulacją. I to taką, której był nie tylko częścią, ale i kimś więcej… ;) To taka wariacja na temat teorii symulacji właśnie.

OldGuard: te powtarzające się motywy miały za zadanie przedstawić niepewność / wątpliwości głównego bohatera w obliczu śmierci. Co do braku odczuwania zagrożenia – tu w takim razie mój błąd, dzięki za opinię. :)

vrchamps: dzięki, trochę pozmieniałem, by pozbyć się zbędnych „je”. :)

Pozdrawiam, b.

Czyli bohater jest w symulacji, modlitwa skutkuje tym, że przenosi się do… następnej symulacji, tylko wyższego poziomu? Czy gdzieś tam na końcu jest jednak jakiś bóg, ten do którego modlą się w chwili śmerci twórcy kolejnych poiomów symulacji?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz: pytanie, czy to rzeczywiście modlitwa skutkuje przeniesieniem czy tylko chcemy wierzyć w jej moc sprawczą. ;) Podobnie rzecz ma się z każdym bogiem. Pytania bez odpowiedzi, a właściwie… z nadmiarem możliwych odpowiedzi. Pozdrawiam, b. :)

No, jakoś się przeniósł, a to już dowód ;) A przynajmniej jakiś zalążek dowodu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Oczywiście, że tak. :) To w tym przypadku równie wiarygodna wersja. ;)

No i trochę materii złożonej w drewnianym pudełku, które na taśmach zostanie spuszczone w głąb ziemi. I ziemią zasypane. Lecz nikt nie podleje tej ziemi łzami.

Za dużo tej ziemi.

 

Cześć :)

 

Wybacz, że jeszcze nie byłem pod Twoim pierwszym tekstem, ale na razie brak mi sił na dłuższe opowiadania.

No, ale co my tu mamy? Szort, całkiem sprawnie napisany, jednak w mojej skromnej opinii trąci nieco patosem. To nie jest nic złego oczywiście, jednak odbiór mi się trochę wieszał, bo egzaltacja swojej śmierci przez bohatera jest przegadana. Chodzi mi o to, co już zauważyła OldGuard – podajesz co chwila te same informacje, ubrane w inne słowa, ale nie przekazujące żadnej dodatkowej treści, a to potrafi zmęczyć w dłuższym tekście. Na szczęscie tutaj jest krótko, więc nie zdążyłem się zmęczyć, a tylko zirytować nieco w jednym miejscu:

 

Nie ja idę na spotkanie z przeznaczeniem. To przeznaczenie zmierza w moją stronę. Roboty kroczą, by odebrać mi życie. I nie mam im tego za złe. Tak zostały zaprogramowane. Tak jak my, ludzie – do zabijania zwierząt. One też nie rozumieją. Karmią nas sobą, pozwalają nam żyć. My je zabijamy. Teraz my daliśmy żyć robotom i one zabijają nas. To takie naturalne. Czemu tu się dziwić?

Żyć, zabić, żyć, zabić, żyć, zabić. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi, bo jest późno i nie wiem jak to wytłumaczyć ;)

 

Całość jednak wypada zdecydowanie na plus. W warstwie językowej jest dobrze, warsztat też nie wymaga żadnych radykalnych szlifów, piszesz przystępnie i przyjemnie. Sama historia, nihil novi, apokalipsa robotów. Potem mamy motyw, że to była symulacja, co jest dośc ryzykownym zabiegiem, ale wyszedłeś obronną ręką, zostawiając otwarte zakończenie i sporo pola do domysłów. Akurat sam motyw wiary i modlitwy, oraz roztrząsań bohatera, jakoś mnie nie przekonuje jako coś niezbędnego, to raczej tło dla zakończenia. Ja to rozumiem tak, że bohater wyszedł z symulacji, zaprogramowanej do przewidzenia skutków jakiegoś update’u albo nadania autonomii robotom. Postać przy łóżku to koleś, który chciał to zrobić, doprowadzić do świata z symulacji. Ten, który trzyma mu pistolet przy głowie to wspólnik bohatera, pilnujący, żeby tamten nie odwalił jakiegoś numeru. Kiedy bohater wychodzi z symulacji, jest przerażony ewentualnymi skutkami tego, co chciał zrobić klęczący, dlatego siada do kompa i czyści pamięć, usuwając zarówno symulację, jak i wszystko inne. Ostatnia modlitwa nie odnosi się do modlitwy bohatera, ale do modlitwy klęczącego, który zaraz zginie. Choć jest też mozliwa dla mnie wersja, w której bohater i jego wspólnik zabijają gościa, który chciał pokazać światu, do czego doprowadzi autonomia maszyn,ponieważ są cynglami na usługach kogoś, kto chce władzy. Jakkolwiek składa Ci się ta interpretacja z zamysłem, czy kula w płot? :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej, Outta Sewer, dzięki za komentarz!

 

Za dużo tej ziemi.

OK, przyjmuję sugestię: jedną ziemię usunąłem, na pozostałych mi zależy (powtórzenie było celowe). :)

 

Żyć, zabić, żyć, zabić, żyć, zabić. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi

Myślę, że wiem. ;) Przemyślę jeszcze ten fragment i spróbuję go nieco zmodyfikować.

 

podajesz co chwila te same informacje, ubrane w inne słowa, ale nie przekazujące żadnej dodatkowej treści, a to potrafi zmęczyć w dłuższym tekście. Na szczęscie tutaj jest krótko, więc nie zdążyłem się zmęczyć

Napisałem w przedmowie, że to w pewnym sensie eksperyment. Próbowałem nieco (przy czym nieco jest tu kluczowe, nie bez powodu jest to szort) znużyć czytelnika i wmówić mu, że jest to kolejna sztampa o apokalipsie robotów, nawróceniu i rozważaniach bohatera w ostatnich chwilach przed śmiercią, żeby podbić w ten sposób twist na koniec. Z komentarzy wnioskuję, że wyszło średnio – cóż, od tego są eksperymenty, następnym razem może będzie lepiej. :D 

 

W sumie sam to zauważyłeś…

sam motyw wiary i modlitwy, oraz roztrząsań bohatera, jakoś mnie nie przekonuje jako coś niezbędnego, to raczej tło dla zakończenia.

Całość jednak wypada zdecydowanie na plus. W warstwie językowej jest dobrze, warsztat też nie wymaga żadnych radykalnych szlifów, piszesz przystępnie i przyjemnie.

Dziękuję, cieszy mnie ta opinia. :)

 

Co do interpretacji, to nie po to dałem otwarte zakończenie, żeby wyjaśniać, ale… powiem tyle, że to, co było w mojej głowie jest dość bliskie podanej przez Ciebie opcji numer jeden.

 

Jeszcze raz dziękuję, b. :)

Czyli nie kula w plot :)

Known some call is air am

Cześć!

 

Zgodzę się z przedmówcami – szorcik napisany względnie sprawnie, nie widzę jakichś wad, które wykraczałyby poza kosmetykę. Natomiast prawdą jest, że w zasadzie aż do końca kręcisz treścią tekstu w kółko, co nieco męczy. Na szczęście jest to szort, więc o zgrzyt zębów raczej nikogo nie przyprawisz :)

Twist na końcu niezły, lubię otwarte zakończenia, toteż kompensuje on powyższe mankamenty.

Nie zmienia to faktu, że fabularnie tekst nie jest specjalnie nowatorski. Inaczej rzekłszy – olśnień nie zaznałem, ale i nie czuję zawodu.

Pisz dalej, bo potencjał ewidentnie jest :)

 

Pozdrawiam,

 

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Miś przeczytał. Nie podeszło.

fmsduval: Hej, dzięki za komentarz i pozytywną opinię! :) Tak, ten szort gra zakończeniem, ale pewnie mógłbym też lepiej rozegrać to, co go poprzedza (to cenna nauczka na przyszłość). I to prawda: to nie jest najgłębszy tekst, ale tak jak pisałem we wstępie – to forma eksperymentu. Dzięki więc za wskazówki na przyszłość – na pewno się przydadzą. :)

 

Koala75: Dziękuję za poświęcony czas, Misiu! Może następnym razem. :)

Hej, hej,

 

jak na eksperyment oraz szort to myślę, że jest to ciekawe. Fajnie, że spóbowałeś, wcieliłeś swój pomysł w życie :)

Fabularnie zacznę od końca – zakończenia nie zrozumiałem, IMHO jest zbyt otwarte, rodzi zbyt wiele domysłów.

Twist z symulacją przypomina mi stary sztuczkę ze snem bohatera: postać przeżywa niesamowite przygody, które okazują się na koniec jedynie snem. Dla mnie to jest jednak rozczarowanie. Być może byłoby bardziej strawne, gdybyś zamieścił jakieś strzelby Czechowa…

Modlitwa i apokalipsa robotów wbrew pozorom najbardziej mi się podobały, choć widzę tutaj potencjał, żeby może nieco inaczej poukładać klocki. Może zamiast symulacji zrobić program, jakiś algorytm, techniczną usługę, która coś wykonuje, np. jakąś operację na bazie danych? Mielibyśmy ładnie wytłumaczoną powtarzalność sekwencji, a motyw boga można by potraktować jako uderzenie do API ;) Luźna myśl.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hej, BasementKey, dziękuję za komentarz! Cieszę się, że nawet Ci się podobało. Dzięki za garść koncepcji do przemyślenia: dużo ciekawych rozwiązań podsuwasz, więc mam o czym myśleć. Taki bardziej technologiczny tekst też mam na warsztacie, więc może przypadnie Ci do gustu. ;) Jeszcze raz dzięki, pozdrawiam, b. :)

Hej, hej,

 

to jeśli wrzucisz, daj mi znać na priv, postaram się zajrzeć :)

 

Pozdrosy!

Che mi sento di morir

Hmmm. Końcówka mnie skonfudowała. Najpierw dość dokładnie tłumaczysz, o co chodzi, co grozi narratorowi, jak do tego doszło… A potem bohater bez wyraźnego powodu zyskuje boskie moce. Ma do wyboru dwie opcje: dokończenie programu i zrestartowanie go. A on wybiera sformatowanie dysku…

Ciekawe, czy wszyscy poprzedni się nie modlili.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka