- Opowiadanie: Adora - Polowanie czas zacząć

Polowanie czas zacząć

W sumie nie wiem, co napisać.

Nie wiem nawet, czy to szort, czy może jednak nie szort, lecz opowiadanie?

W każdym razie to mój pierwszy tekst, jaki tu publikuję i nie mam pojęcia, czego się spodziewać.

I nie ogarniam tych tagów, więc pewnie namieszałam.

Tytułów też nie umiem wymyślać, ale ten mi się przyśnił, więc może będzie ok.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Polowanie czas zacząć

Nie tego się spodziewałam, gdy bogini, do której należę, powiedziała, że spuści mnie ze smyczy. Wyobrażałam sobie wielką bitwę i siebie samą, przebijającą się przez tłum przeciwników. Odcięte łby toczące się po pobojowisku, krew ściekającą z moich rogów i oblepiającą całe ciało. Ociekające posoką wątroby, wyrywane z jeszcze szamoczących się ciał.

Tak, zdecydowanie najbardziej tęskniłam za smakiem świeżej wątroby.

Zmrużyłam oczy, aby choć trochę osłonić je przed jaskrawym światłem, i jeszcze raz rozejrzałam się po szpitalnym pokoju, pełnym piszczących i brzęczących urządzeń. Niestety, jak na złość żaden przeciwnik nie chciał się pojawić, a ja tak bardzo potrzebowałam dać upust żądzy krwi. Zaklęłam, przeszłam przez salę i stukając kopytami o podłogę, opadłam na krzesło.

Przede mną na wąskim łóżku leżała staruszka. Niestety, jej wątroba do niczego się już nie nadawała. Tak jak i reszta ciała. Kobiecina nie miała dość sił, by chociaż unieść głowę, gdy zmaterializowałam się tuż obok z bojowym okrzykiem na ustach i płonącym mieczem w dłoni. Jedynie jej oczy wciąż się poruszały, jakby śledziły każdy mój ruch.

Nie przejmując się możliwym zabrudzeniem podłogi, rzuciłam broń na wyczyszczone do połysku kafle. Zamknęłam oczy i zaczęłam udawać, że wcale mnie tu nie ma. Nawet nie drgnęłam, gdy drzwi się otworzyły.

– Ohm.

Postanowiłam zignorować obcy głos, terkot wózka i szczęk metalowych tac.

– Fajne przebranie.

Tego zlekceważyć już jednak nie mogłam. Uniosłam jedną powiekę i rzuciłam niechętne spojrzenie salowej, która w ogóle nie powinna mnie widzieć.

– Dzięki.

Ludzie raczej nie miewali gadzich oczu.

Dopiero teraz zrozumiałam, jaki prezent sprawiła mi moja bogini i jak byłam głupia. Zbyt późno zorientowałam się, z kim mam do czynienia. Sięgnęłam po leżący na posadzce miecz, lecz przeciwnik był szybszy.

Wymierzony przez niego cios odebrał mi dech. Słyszałam trzask pękających żeber i świst powietrza, gdy leciałam przez pokój, by z hukiem wbić się w ścianę. Zakrztusiłam się i splunęłam, a spomiędzy ust, wraz ze śliną i krwią, wypadł ząb. Potrząsnęłam głową, dopiero po chwili w uszach przestało dzwonić, a otoczenie znieruchomiało. Próbowałam czym prędzej się pozbierać, słysząc coraz bliżej kroki. Na całe szczęście on był równie głupi jak ja i zamiast mnie dobić, stanął w miejscu i zaczął bredzić.

– Biedna, mała Wijhra – wymruczał powoli, jakby napawał się własnymi słowami. – Pani zabrała pieskowi zabawkę?

Obnażyłam kły i ledwo powstrzymałam warknięcie.

Tak, straciłam moją włócznię, mojego Bogobójcę. Być może na jakiś czas, a może na wieczność. Pieprzony miał szczęście i doskonale o tym wiedział.

Ukochana broń znajdowała się daleko, poza moim zasięgiem. Brakowało mi znajomego ciężaru w dłoni, widoku grotu, wbitego w trzewia przeciwnika, i pyłu, jaki pozostawał po każdym, kto się z nim zetknął.

Wstałam z kolan, otrzepałam zakurzony strój i spojrzałam na stojącego naprzeciw mnie demona. Nawet na chwilę nie przestałam się zastanawiać, jak zetrzeć zadufany uśmiech z jego twarzy.

Wszystko się zgadzało. Przewyższał mnie co najmniej o głowę, a jego długie okute metalem rogi ocierały się o sufit, pozostawiając na nim rysy. Nawet z zawiązanymi oczami bez trudu rozpoznałabym sadystę, który dawno temu mnie torturował, obdarł ze skóry i odciął skrzydła.

Miał nade mną wyraźną przewagę. Długie ramiona i dwa ogniste ostrza uniemożliwiały podejście dostatecznie blisko, aby można go było zranić. Ucieczka wydawała się najlepszym wyborem, jednak mimo to postanowiłam zostać i walczyć. Wiedziałam, że nieprędko ponownie trafi się okazja do zemsty.

– Powiedz mi. Jak to jest, służyć szalonemu bogu?

– Cudownie – warknęłam.

To prawda, że moja bogini była szalona, ale ja nie ustępowałam jej w tym ani trochę. Pokrywające moje ciało łuski zjeżyły się, a mięśnie napięły. Szpony wysunęłam na pełną długość. Zakończony jadowitym kolcem ogon zadygotał, uniósł się i zawisł nad moim ramieniem.

Demon zmarszczył brwi i patrzył na mnie, jakby na coś czekał, a ja prawie dałam się oszukać. Już zamierzałam ruszyć i spróbować go podejść, gdy zaatakował podstępnie, wyprowadzając szybkie cięcie.

Zdecydowanie przeliczyłam się w swoich kalkulacjach i nie miałam najmniejszych szans na dosięgnięcie go, aby zadać chociaż jeden cios. Mogłam jedynie unikać ostrzy, próbujących rozpłatać mnie na kawałki, i liczyć na odrobinę szczęścia.

Opadałam z sił, a nawet się o niego nie otarłam. Czułam, jak moje serce przyspiesza i gubi rytm. Słyszałam swój ciężki oddech wydobywający się ze zmęczonych płuc. Niemożliwe było, bym zdołała go zabić, nie poświęcając niczego.

Nie miałam wyboru, musiałam zaryzykować. Coś za coś.

Zazgrzytałam zębami, gdy płonące ostrze zagłębiło się w ciało. Odcięta dłoń upadła na podłogę, obryzgując wszystko wokół posoką, dymiącą i śmierdzącą niczym wrząca smoła. Stłumiłam krzyk, ale nad łzami nie zdążyłam już zapanować. Próbowałam nie myśleć o bólu ani o wstrząsającym mną szlochu, a o tym, by za wszelką cenę przetrwać.

Pieprzony sadysta ryknął triumfalnie i na moment opuścił miecze, pewny swego zwycięstwa. Natychmiast wykorzystałam okazję i zamiast paść na kolana, wyjąc z bólu, zrobiłam krok do przodu i nareszcie znalazłam się blisko. Uniosłam drugą rękę i pchnęłam go w ramię. Szpony z łatwością rozdarły skórę, zagłębiły się w mięśnie i zazgrzytały o kość.

Pierwsza krew została przelana, wciąż jednak daleka byłam od upragnionego zwycięstwa. Demon szarpał się w moim uścisku. Próbował odciąć ogon, którym oplotłam jego dłoń, a ja ze wszystkich sił starałam się to uniemożliwić.

Znalazłam się twarzą tuż przy jego szyi, na wysokości oczu mając pulsującą kusząco tętnicę. Uniosłam się więc lekko i wykorzystałam ostatnią broń, jaka mi pozostała. Wbiłam zęby i jęknęłam głucho, gdy zatrzymały się na twardej skórze tuż poniżej gardła. Zacisnęłam szczęki, wkładając w tę czynność wszystkie siły, jakie jeszcze mi pozostały. Z prawdziwą radością przywitałam gorzki smak krwi, po czym szarpnęłam w tył głową i rozerwałam krtań.

Charcząc i plując, opadłam na ziemię obok drżącego w konwulsjach ciała.

– Już myślałam, że będę musiała cię ratować.

Uniosłam głowę, gdy dotarł do mnie znajomy głos, którego nie spodziewałam się usłyszeć, dopóki nie wrócę do swojego świata. Staruszka zniknęła, a na jej miejscu, z szerokim uśmiechem zdobiącym twarz, siedziała moja bogini.

Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała, jak słodko potrafi smakować zemsta.

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

najpierw łapanka :)

 

Sięgnęłam po leżący na posadzce miecza, lecz przeciwnik był szybszy.

Literówka

 

Próbowałam czym prędzej się pozbierać, słysząc coraz bliższe kroki

może bardziej coraz bliżej kroki

 

Obnażyłam kły i mało nie warknęłam.

to mało jest bardzo potoczne

 

Bogobójcę

Czemu z wielkiej? To nazwa własna włóczni? 

 

Długie ramiona i dwa ogniste ostrza uniemożliwiały podejście dość blisko, abym mogła go zranić. Ucieczka

ten fragment brzmi niezgrabnie

 

uniósł się w górę

nie można się unieść w dół :)

 

Czułam, jak moje serce przyspiesza biegu.

biegu? 

 

Słyszałam swój własny ciężki oddech

swój lub własny, jedno do wyrzucenia

 

Hmm, to bardziej scenka niż opowiadanie. Jako wprawka ok, parę rzeczy zgrzyta, ale w ogólnym rozrachunku niezłe.

 

Pozdrawiam

OG

Hej :)

Co do pytania o kwalifikację, to jak najbardziej szort – to krótka historia, scenka.

Ładnie napisane, a sama historia ciekawa. Końcówka z pomysłem. Jest dobrze! :)

Z łapanki:

Próbowałam nie myśleć o bólu ani o wstrząsającym mną szlochu, a o tym, by za wszelką cenę przetrwać

Tutaj lepiej chyba będzie: Próbowałam myśleć nie o bólu…, ale zrobisz jak uważasz. :)

 

Pozdrawiam, b.

Hej Adora. Podobało mi się. Bardzo ładnie operujesz językiem, że tak powiem :-P Wszystko tu dobrze gra i zazębia się. Jedynie przejście od poświęcenia własnej dłoni do wykończenia przeciwnika wydało mi się zbyt niejasne. Nie do końca wiedziałem jak to poświęcenie przełożyło się na taktyczną przewagę.

 

Czekam na coś dłuższego i pozdrawiam :-)

Hejka :)

to Twoje pierwsze opowiadanie tutaj, ale chyba nie w życiu, co? Bo szort jest napisany naprawdę zgrabnie, przyjemnie się to czytało. Ciężko było mi wyłapać jakiekolwiek błędy, ale zrobiła to już OldGuard. Najwyraźniej wciąż za mało czytam :)

Jak reszta komentujących, będę wyczekiwać czegoś dłuższego. Może rozwiniesz akurat ten wątek? Bo żadne dreszcze mnie nie przeszły, a chciałabym. Z pewnością wynika to z długości, a właściwie “krótkości” tekstu. Pomysł ma potencjał i aż się prosi o rozwinięcie.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Ciekawa scenka. Jak na debiut to muszę przyznać, że wyszło Ci całkiem zgrabnie. ;)

Obrazowo opisałaś wygląd postaci, dzięki czemu łatwo można było sobie wyobrazić to, co autorka miała na myśli.

Będziesz to rozwijać do większego uniwersum? Bo trochę to tak wygląda – jak scena, wyrwana z czegoś większego. Mogę powiedzieć, że jakiś potencjał jest. :3

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dobra, to po kolei:

OldGuard dziękuję za opinię i pomoc na priv :)

benin również dziękuję za opinię :)

krzkot1988 Dyskusja przeniosła się na priv ;)

HollyHell91 BarbarianCataphract :

Tak Wijhra się jeszcze pojawi, ale… czy ta konkretna scenka, tego nie wiem. Ona dzieje się w dość odległej przyszłości (w trakcie wojny bogów), historia dziejąca się w świecie 12 (inaczej zwany Arkharem), nad którą pracuję obecnie, dzieje się przed wojną bogów i do niej prowadzi.

Z dłuższych opowiadań mam w sumie dwa, w tym jedno dziejące się w 12 świecie ( w późniejszo-wcześniejszym etapie historii głowni bohaterowie spotykają tych z opowiadania), które jest do przepisania (muszę trochę (mocno) ograniczyć kwiecisty język, dopieścić szczegóły i zmienić zakończenie), ale jest to opowiadanie z elementami erotyki (trzy sceny na całe opowiadanie to niewiele, ale…) z trójkątem (Iteza, Rejhva, Xedin), ale takim normalnym, a nie że się baba miota, jakby nie wiedziała czego chce…

kiss

Witaj, Adoro. Zgodnie ze swoim nickiem będziesz teraz adorowana. Przystając na Twoją prośbę z wątku powitalnego, nie będę w tym celu krzyczał, bił ani gryzł, tylko jak osobnik względnie cywilizowany wezmę takie małe obrotowe kółeczko, nabiję przecinkami i będę nim drażnił różne miejsca Twojego tekstu. Jeżeli chciałabyś uniknąć tych czynności, należy złożyć do redakcji Nowej Fantastyki odpowiednie pismo opatrzone kontrasygnatą ministra właściwego do spraw perwersyj ortograficznych i interpunkcyjnych.

Odcięte łby toczące się po pobojowisku, krew ściekającą z moich rogów i oblepiającą całe ciało, pulsujące wątroby, wyrywane z jeszcze szamoczących się ciał.

Jeżeli wszystkie elementy wyliczenia mają być wyrywane z ciał, ostatni przecinek jest oczywiście potrzebny. Jeżeli tylko wątroby, raczej bym go nie dawał. Poza tym wątroba to nie mięsień, tylko narząd miąższowy, więc zwłaszcza po wyrwaniu absolutnie nie ma prawa pulsować.

Zmrużyłam oczy, aby choć trochę osłonić je przed jaskrawym światłem i jeszcze raz rozejrzałam się po szpitalnym pokoju, pełnym piszczących i brzęczących urządzeń.

“Aby choć trochę osłonić je przed jaskrawym światłem” to wtrącenie, które należy domknąć przecinkiem.

Nie przejmując się możliwymi zabrudzeniami, rzuciłam broń na wyczyszczone do połysku kafle.

Niezrozumiałe – mieczem nie rzuca się dlatego, że można uszczerbić ostrze, a nie po to, aby się nie zabrudził.

Zbyt późno zorientowałam się z kim mam do czynienia.

Zdanie podrzędne, przecinek.

Wymierzony przez niego cios sprawił, że przeleciałam przez cały pokój i wbiłam się w ścianę. Zakrztusiłam się i potrząsnęłam głową, dopiero po chwili odzyskałam oddech, a otoczenie przestało wirować.

Moim zdaniem zbyt opisowe, jak beznamiętny obserwator z boku. Tak, też nieraz popełniam ten błąd.

Na całe szczęście on był równie głupi, jak ja i zamiast mnie dobić, stanął w miejscu i zaczął bredzić.

“Jak ja” to niewyraźne wtrącenie, domknąć przecinkami obustronnie albo wcale (polecam wcale).

Pieprzony miał szczęście, że moja ukochana broń znajdowała się poza zasięgiem i doskonale o tym wiedział.

“Że moja ukochana broń znajdowała się poza zasięgiem” to także wtrącenie. Poza tym wyrażenie niezręczne – gdyby znajdowała się w jego zasięgu, raczej by się ucieszył.

Wstałam z kolan, otrzepałam zakurzony strój i spojrzałam na stojącego naprzeciw mnie demona.

I ona tak się otrzepywała, a on tak na to patrzył?

Nawet z zawiązanymi oczami bez przeszkód rozpoznałabym sadystę

Może “bez trudu”, ale nie “bez przeszkód”, ponieważ te zawiązane oczy to już są przeszkodą jakby z definicji. Oczywiście można w rezultacie nie widzieć przeszkód (jak ten ślepy koń na Wielkiej Pardubickiej), ale to już osobny wątek.

i odciął mi skrzydła.

Przecież widać z kontekstu, że nie komu innemu. Nadmiar zaimków osobowych w polszczyźnie to zło, dopuszczając się czegoś takiego, stawiasz się już praktycznie na równi z tym demonem sadystą.

– Powiedz mi, jak to jest służyć szalonemu bogu?

Dałbym dwukropek przed “służyć”, rzecz raczej uznaniowa.

Pokrywające moje ciało łuski zjeżyły się, a mięśnie napięły. Szpony wysunęłam na pełną długość. Zakończony jadowitym kolcem ogon zadygotał, uniósł się i zawisł nad moim ramieniem.

Słodziutkie. Podoba mi się.

na dosięgnięcie go, aby zadać mu chociaż jeden cios.

Jak wyżej: zbędne “mu”, skoro wiadomo już, komu.

Mogłam jedynie unikać ostrzy, próbujących rozpłatać mnie na kawałki i liczyć na odrobinę szczęścia.

Albo traktujesz “próbujących rozpłatać mnie na kawałki” jako wtrącenie (i przecinki z obu stron), albo jako nieodłączny opis ostrzy (i przecinków nie ma).

Czułam, jak moje serce przyspiesza i gubi rytm.

Dam tylko znać, że tutaj “przyspiesza biegu” było teoretycznie w porządku, konstrukcja może odrobinę archaiczna, ale poprawna.

Stłumiłam krzyk, ale nad łzami nie zdążyłam już zapanować.

Nie. Płacz nie jest pierwszą ani nawet drugą reakcją na ciężki szok urazowy.

Demon opuścił miecze pewny, że się cofnę i upadnę, wyjąc z bólu.

Napisałbym “pewien”. I co on, tępawy jakiś? A ona to z góry przewidziała? Mało przekonujące.

Uniosłam drugą rękę i pchnęłam jego ramię, wbijając weń szpony.

“Pchnęłam jego ramię” to chyba anglicyzm, powinno być “pchnęłam go w ramię”. Niepoprawne też “weń”, ta forma skrócona tylko do rodzaju męskiego, a “ramię” jest jednak nijakiego.

Wróg szamotał się ze mną w ramionach

Okropnie niezręczne wyrażenie, pod wieloma względami. Nie upraszcza się do żadnej utartej postaci: wróg trzymał mnie w ramionach – źle, sugeruje czułość; wróg szamotał się ze mną w łazience – źle, ramiona słabo się nadają na miejsce szamotaniny; wróg szarpał się ze mną w uścisku – wciąż źle, powinno być raczej szarpał się w moim uścisku. To może w ogóle chciałaś napisać szamotałam się (rozpaczliwie, gwałtownie) w uścisku wroga?

Moja twarz znalazła się tuż przy jego szyi

Nadmiar zaimków. Mogłoby być na przykład Znalazłam się twarzą tuż przy jego szyi.

Wbiłam mu zęby tuż poniżej gardła, zacisnęłam je

Gardło mianowicie zacisnęła? Cudze??

i szarpnęłam w tył głową, rozrywając mu krtań.

Wiadomo, że nie własną: trudno byłoby tak szarpnąć głową, aby sobie aż krtań rozerwać. Czyli znów zbędny zaimek.

na jej miejscu z szerokim uśmiechem na twarzy

Ten dopisek na twarzy nie bardzo potrzebny, bo ja na przykład jeszcze nie umiem uśmiechać się plecami; zazwyczaj nie szkodziłby, ale w tym przypadku daje dwa “na” tuż obok siebie.

ale jest to opowiadanie z elementami erotyki (trzy sceny na całe opowiadanie to niewiele, ale…) z trójkątem (Iteza, Rejhva, Xedin), ale takim normalnym, a nie że się baba miota, jakby nie wiedziała czego chce…

To nie jest wielki kłopot, po prostu dajesz w tytule opowiadania ostrzeżenie “(18+)”, a potem już tylko zbierasz cięgi za to, że polszczyzna nie nadaje się do pisania scen erotycznych, więc prawie każda stanowi pole do wytykania niedociągnięć w słownictwie i budowaniu nastroju.

 

Podsumowując, w mojej opinii zupełnie niezły tekst. Wiadomo, nie ma tu głębszej myśli, ale nawet sygnalizujesz jakąś fabułę, pełnokrwistego opowiadania nie widzę, jako wprawka na przywitanie z Portalem się broni. Ponieważ to właśnie Twój pierwszy tekst, informuję, że poprawianie wskazanych przez czytelników błędów jest tutaj dopuszczalne, a nawet mile widziane. Mile widziana (co najmniej) jest też aktywność nie tylko pod swoimi utworami. Odpowiedzi na wszelkie inne pytania dotyczące funkcjonowania na NF oraz rozwoju literackiego znajdziesz we wspaniałym poradniku Drakainy https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842, a potem w kolejnych linkowanych w nim tekstach.

Życzę miłych Świąt i dużo zdrowia,

Ślimak Zagłady

Ślimak Zagłady dzięki za komentarz. Szczerze przyznam, że ogarnęłam sobie korektora/redaktora do tego tekstu. Jeśli chodzi o przecinki, to korzystam z takiej magicznej strony jak languagetool.org, która trochę ogarnia sytuację, ale cudów nie ma. Zawsze myślałam, że jak jest i, to już nie trzeba stawiać przecinka. Nie pytaj dlaczego. Ale widzę, że jednak trzeba i muszę to sobie wbić do głowy. Czy się uda? Nie wiem xd

Odcięte łby toczące się po pobojowisku, krew ściekającą z moich rogów i oblepiającą całe ciało, pulsujące wątroby, wyrywane z jeszcze szamoczących się ciał.

 

Jeżeli wszystkie elementy wyliczenia mają być wyrywane z ciał, ostatni przecinek jest oczywiście potrzebny. Jeżeli tylko wątroby, raczej bym go nie dawał. Poza tym wątroba to nie mięsień, tylko narząd miąższowy, więc zwłaszcza po wyrwaniu absolutnie nie ma prawa pulsować.

W mojej wersji były to dwa oddzielne zdania:

Odcięte łby toczące się po pobojowisku, krew ściekającą z moich rogów i oblepiającą całe ciało. Pulsujące (Co powiesz nie Ociekające krwią?) wątroby, wyrywane z jeszcze szamoczących się ciał.

Postanowiłam jednak wybrać wersje korektora uznając, że wie, co robi.

 

Nie przejmując się możliwymi zabrudzeniami, rzuciłam broń na wyczyszczone do połysku kafle.

Niezrozumiałe – mieczem nie rzuca się dlatego, że można uszczerbić ostrze, a nie po to, aby się nie zabrudził.

Mieczy się też nie podpala ;), to nie jest zwykły miecz, a taki pochodzący z dna piekieł, dlatego też bohaterka nie przejmuje się możliwym uszczerbieniem ostrza, bo jest ono nie możliwe :) A i zabrudzenie podłogi, a nie miecza… mało zrozumiale to napisałam widać :)

 

Pieprzony miał szczęście, że moja ukochana broń znajdowała się poza zasięgiem i doskonale o tym wiedział.

“Że moja ukochana broń znajdowała się poza zasięgiem” to także wtrącenie. Poza tym wyrażenie niezręczne – gdyby znajdowała się w jego zasięgu, raczej by się ucieszył.

 

Nie ucieszyłby się, bo wtedy jednym ukłuciem zmieniłaby go w proszek, bez tej broni jest niegroźna.

Znowu mało zrozumiale :)

 

Stłumiłam krzyk, ale nad łzami nie zdążyłam już zapanować.

Nie. Płacz nie jest pierwszą ani nawet drugą reakcją na ciężki szok urazowy.

Tu się nie zgodzę, przy nagłym bólu, łzy same płyną z oczu.

 

 

I w sumie to by było na tyle. Co do przecinków, mogę jedynie posypać głowę popiołem i obiecać (albo i nie, bo to w sumie nie zależy ode mnie), że będę grzeczna.

Doskonale, wracam z uzupełnieniem korekty…

zbyt późno zorientowałam się z kim mam do czynienia.

Wciąż brakuje niezbędnego przecinka przed “z kim”.

Wymierzony przez niego cios odebrał mi dech. Słyszałam trzask pękających żeber i świst powietrza, gdy leciałam przez pokój, by z hukiem wbić się w ścianę. Zakrztusiłam się i splunęłam, a spomiędzy ust, wraz ze śliną i krwią, wypadł ząb. Potrząsnęłam głową, dopiero po chwili w uszach przestało dzwonić, a otoczenie znieruchomiało. Próbowałam czym prędzej się pozbierać, słysząc coraz bliżej kroki. Na całe szczęście on był równie głupi jak ja i zamiast mnie dobić, stanął w miejscu i zaczął bredzić.

Odnowiona wersja akapitu podoba mi się nieporównanie bardziej. Rozważyłbym “trzask pękających żeber”, bo nie jestem pewien, czy w takim trzasku od pierwszej chwili domyśliłaby się złamań, poza tym naprawdę rozległy uraz żeber mógłby jej jednak uniemożliwić dalszą normalną walkę. Może coś w rodzaju “(jakieś) (trzaski / chrupnięcia) (w żebrach / w piersi)”?

Jak to jest służyć szalonemu bogu?

“Jak to jest (co robić?) służyć szalonemu bogu” moim zdaniem wymaga jednak znaku interpunkcyjnego: albo przecinka, albo dwukropka.

Z prawdziwą radością przywitałam gorzki smak krwi

Nie wiem, czy to świadomy zabieg (bo w końcu krew demona), ale ludzka jest raczej słona, “metaliczna”.

Tu się nie zgodzę, przy nagłym bólu, łzy same płyną z oczu.

Mam inne doświadczenia… Na szczęście nigdy nie straciłem kończyny w walce, więc się w pełni wiarygodnie nie wypowiem, ale doznawałem i widywałem różne przykre urazy – w sporcie, w górach – płacz prawie nigdy nie był pierwszą reakcją. Przy dużych emocjach i adrenalinie nie musisz nawet poczuć bólu, a szloch ma charakter emocjonalny, trzeba usiąść, ostygnąć, zobaczyć ten staw wyginający się w niewłaściwą stronę czy kość na wierzchu, przejąć się…

Szczerze przyznam, że ogarnęłam sobie korektora/redaktora do tego tekstu.

Najlepiej to jednak robić samemu: za darmo i nie martwisz się, że ktoś Ci wypaczy sens sformułowań.

Jeśli chodzi o przecinki, to korzystam z takiej magicznej strony jak languagetool.org, która trochę ogarnia sytuację, ale cudów nie ma.

Spodziewam się, że cudów nie ma, interpunkcja często znacząco zależy od kontekstu, nie mówiąc już o tym, że szczegóły zasad są nader złożone. Raczej nie polecam, trzeba się samemu nauczyć. Tutaj w sumie wyszło Ci stosunkowo nieźle, chociaż nie wiem, ile w tym zasługi owego korektora. Na początek możesz przeczytać smakowity poradnik https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850.

Zawsze myślałam, że jak jest i, to już nie trzeba stawiać przecinka. Nie pytaj dlaczego.

Nie muszę pytać: mnóstwo nauczycieli niestety tak uczy. W większości zdań rzeczywiście nie będzie potrzeby postawienia przecinka przed “i”, bo to mimo wszystko spójnik łączny, ale są trzy charakterystyczne wyjątki:

po pierwsze, powtórzenie spójnika w obrębie jednego wypowiedzenia. Taka konwencja.

I klął, i groził, i był zły.

Po drugie, zamknięcie wtrącenia tuż przed “i”. Zaniechanie przecinka często prowadzi do fatalnego wypaczenia sensu zdania.

Dogasił szyb kopalniany, który płonął od stycznia, i poszedł na ryby.

Nie chciałabyś przecież napisać, że płonący szyb kopalniany poszedł na ryby.

Po trzecie (sytuacja wprawdzie niezmiernie rzadka), przecinek konieczny dla zachowania sensu wypowiedzi z innych przyczyn.

Zatrudnię kierowcę z licencją na prowadzenie walca drogowego, i stróża.

Inaczej wyszłoby na to, że domagasz się licencji na prowadzenie… stróża.

 

I w sumie to by było na tyle. Co do przecinków, mogę jedynie posypać głowę popiołem i obiecać (albo i nie, bo to w sumie nie zależy ode mnie), że będę grzeczna.

Posypanie głowy popiołem doceniam. Od kogo oprócz Ciebie miałoby ostatecznie zależeć, nie wiem. Co proponowałabyś zatem zrobić, jeżeli będziesz niegrzeczna?

Pozdrawiam świątecznie,

Ślimak

Ślimak Zagłady :)

Wciąż brakuje niezbędnego przecinka przed “z kim”.

Poprzednio byłeś za mało konkretny (nie miałam pojęcia, przed czym widzisz ten przecinek). Już jest :)

 

Nie wiem, czy to świadomy zabieg (bo w końcu krew demona), ale ludzka jest raczej słona, “metaliczna”.

Zabieg świadomy :)

 

Mam inne doświadczenia… Na szczęście nigdy nie straciłem kończyny w walce, więc się w pełni wiarygodnie nie wypowiem, ale doznawałem i widywałem różne przykre urazy – w sporcie, w górach – płacz prawie nigdy nie był pierwszą reakcją. Przy dużych emocjach i adrenalinie nie musisz nawet poczuć bólu, a szloch ma charakter emocjonalny, trzeba usiąść, ostygnąć, zobaczyć ten staw wyginający się w niewłaściwą stronę czy kość na wierzchu, przejąć się…

Szloch tak, tu się zgodzę, ale same łzy, bez szlochania płyną ;). Jak sobie przywalisz młotkiem w palec, to nie będziesz szlochał, ale łzy polecą same ;) Łamałam palce, nos (nie pytaj jak xd), jakieś tam doświadczenie mam ;). Aczkolwiek reakcja na ból, zawsze będzie subiektywna.

 

Najlepiej to jednak robić samemu: za darmo i nie martwisz się, że ktoś Ci wypaczy sens sformułowań.

Ludzie (piszący) często mi mówią, że miejsce, w którym powinien się pojawić przecinek, się czuje. U mnie to czucie nie działa (do tego stopnia, że jak stawiam przecinki “na czucie” to jest totalna kaszana). Podstawowe zasady znam, nie wiem, czy zauważyłeś, ale większość przecinków, które wypunktowałeś mi w poprzednim komentarzu, była spowodowana pojawieniem się literki i. Więc myślę, że teraz będzie już tylko lepiej.

 

Dzięki za pomoc :), mam nadzieję, że moje kolejne teksty (szczególnie pod względem interpunkcyjnym) będą tylko lepsze :)

Szloch tak, tu się zgodzę, ale same łzy, bez szlochania płyną

Napisałaś “Próbowałam nie myśleć o bólu ani o wstrząsającym mną szlochu”.

Łamałam palce, nos (nie pytaj jak xd)

Jak złamiesz nos, to łzy raczej na pewno polecą (wspólne unerwienie), ale to jest łzawienie, nie płacz.

Ludzie (piszący) często mi mówią, że miejsce, w którym powinien się pojawić przecinek, się czuje.

To uproszczenie. Jeżeli dużo czytasz i zwracasz uwagę na interpunkcję, oczywiście pewne wzorce Ci się wdrukują, nie sądzę jednak, aby dało się to przyswoić do poziomu w pełni odruchowego. Nasz system przestankowania jest zawiły, nie w pełni spójny i nierodzimy (przeważnie zapożyczony z niemieckiego).

Podstawowe zasady znam, nie wiem, czy zauważyłeś, ale większość przecinków, które wypunktowałeś mi w poprzednim komentarzu, była spowodowana pojawieniem się literki i.

Zauważyłem, ale pisałaś o pomocy korektora czy też redaktora, więc trudno mi było ocenić, jaki miał w tym udział. Chyba coś już o tym wspomniałem.

Więc myślę, że teraz będzie już tylko lepiej.

Nie wątpię!

Plastyczne opisy, dobra dynamika i świetny język (dobrze wyważona długość i rytm zdań, tak, że czytało się płynnie)! Niezła końcówka.

Liczę w przyszłości na bardziej złożoną fabułę.

 

 

Cześć,

 

zgodzę się z przedmówcami – jak na początek, to tekścik niczego sobie. Klimatem stoi gdzieś koło Hellboya, a że go niegdyś lubiłem, to i Twój utwór uważam za sympatyczny.

Natomiast w przyszłości sugerowałbym pogłębienie fabularne – tutaj mamy scenkę, która w sumie niczego nam nie mówi. Ot, demonica tłucze się z demonem, co wzbogacone jest lakonicznymi informacjami o tym co się dzieje, gdzie i dlaczego. Jak na samodzielny byt jest to zatem utwór zbyt enigmatyczny, a jednocześnie treściowo dość pusty. Gdyby to był np. wstęp do tekstu na 50k znaków, to wypowiadałbym się już na ten temat zupełnie inaczej.

Natomiast tak jak mówię – to Twój pierwszy tekst, wprawka, badanie gruntu, więc nie zamierzam się zbytnio czepiać.

Pochwalę za to język, plastyczność opisów i niezłą dynamikę walki. 

 

Tak trzymać! :)

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Żeby wszystkie debiuty były takie, ale słuchaj rad doświadczonych starszych stażem i osiągnięciami. Misia zainteresowałaś.

kronos.maximus, fms­du­val, Ko­ala­75 dziękuję za pozytywne komentarze. Aktualnie pracuję nad opowiadaniem, które będzie oscylowało między 25 a 30 tyś zzs. Mam nadzieję, że ono również spotka się z pozytywnym odbiorem, aczkolwiek najpierw będzie wymagało bety. :)

Zgodzę się z przedpiścami – to raczej scenka, widać, że część większego świata. Bogini miała jakiś tam powód do zemsty, walczący spotkali się już wcześniej. Ciekawe, czy odcięta ręka bohaterce odrośnie. Skoro już wie, że przeciwnik to sadysta, a sama nadal jest zdolna do walki…

Nie wiadomo, co zawiera świat poza szpitalem, dlaczego bohaterka była na smyczy itd.

Technicznie całkiem, całkiem.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka