Nie tego się spodziewałam, gdy bogini, do której należę, powiedziała, że spuści mnie ze smyczy. Wyobrażałam sobie wielką bitwę i siebie samą, przebijającą się przez tłum przeciwników. Odcięte łby toczące się po pobojowisku, krew ściekającą z moich rogów i oblepiającą całe ciało. Ociekające posoką wątroby, wyrywane z jeszcze szamoczących się ciał.
Tak, zdecydowanie najbardziej tęskniłam za smakiem świeżej wątroby.
Zmrużyłam oczy, aby choć trochę osłonić je przed jaskrawym światłem, i jeszcze raz rozejrzałam się po szpitalnym pokoju, pełnym piszczących i brzęczących urządzeń. Niestety, jak na złość żaden przeciwnik nie chciał się pojawić, a ja tak bardzo potrzebowałam dać upust żądzy krwi. Zaklęłam, przeszłam przez salę i stukając kopytami o podłogę, opadłam na krzesło.
Przede mną na wąskim łóżku leżała staruszka. Niestety, jej wątroba do niczego się już nie nadawała. Tak jak i reszta ciała. Kobiecina nie miała dość sił, by chociaż unieść głowę, gdy zmaterializowałam się tuż obok z bojowym okrzykiem na ustach i płonącym mieczem w dłoni. Jedynie jej oczy wciąż się poruszały, jakby śledziły każdy mój ruch.
Nie przejmując się możliwym zabrudzeniem podłogi, rzuciłam broń na wyczyszczone do połysku kafle. Zamknęłam oczy i zaczęłam udawać, że wcale mnie tu nie ma. Nawet nie drgnęłam, gdy drzwi się otworzyły.
– Ohm.
Postanowiłam zignorować obcy głos, terkot wózka i szczęk metalowych tac.
– Fajne przebranie.
Tego zlekceważyć już jednak nie mogłam. Uniosłam jedną powiekę i rzuciłam niechętne spojrzenie salowej, która w ogóle nie powinna mnie widzieć.
– Dzięki.
Ludzie raczej nie miewali gadzich oczu.
Dopiero teraz zrozumiałam, jaki prezent sprawiła mi moja bogini i jak byłam głupia. Zbyt późno zorientowałam się, z kim mam do czynienia. Sięgnęłam po leżący na posadzce miecz, lecz przeciwnik był szybszy.
Wymierzony przez niego cios odebrał mi dech. Słyszałam trzask pękających żeber i świst powietrza, gdy leciałam przez pokój, by z hukiem wbić się w ścianę. Zakrztusiłam się i splunęłam, a spomiędzy ust, wraz ze śliną i krwią, wypadł ząb. Potrząsnęłam głową, dopiero po chwili w uszach przestało dzwonić, a otoczenie znieruchomiało. Próbowałam czym prędzej się pozbierać, słysząc coraz bliżej kroki. Na całe szczęście on był równie głupi jak ja i zamiast mnie dobić, stanął w miejscu i zaczął bredzić.
– Biedna, mała Wijhra – wymruczał powoli, jakby napawał się własnymi słowami. – Pani zabrała pieskowi zabawkę?
Obnażyłam kły i ledwo powstrzymałam warknięcie.
Tak, straciłam moją włócznię, mojego Bogobójcę. Być może na jakiś czas, a może na wieczność. Pieprzony miał szczęście i doskonale o tym wiedział.
Ukochana broń znajdowała się daleko, poza moim zasięgiem. Brakowało mi znajomego ciężaru w dłoni, widoku grotu, wbitego w trzewia przeciwnika, i pyłu, jaki pozostawał po każdym, kto się z nim zetknął.
Wstałam z kolan, otrzepałam zakurzony strój i spojrzałam na stojącego naprzeciw mnie demona. Nawet na chwilę nie przestałam się zastanawiać, jak zetrzeć zadufany uśmiech z jego twarzy.
Wszystko się zgadzało. Przewyższał mnie co najmniej o głowę, a jego długie okute metalem rogi ocierały się o sufit, pozostawiając na nim rysy. Nawet z zawiązanymi oczami bez trudu rozpoznałabym sadystę, który dawno temu mnie torturował, obdarł ze skóry i odciął skrzydła.
Miał nade mną wyraźną przewagę. Długie ramiona i dwa ogniste ostrza uniemożliwiały podejście dostatecznie blisko, aby można go było zranić. Ucieczka wydawała się najlepszym wyborem, jednak mimo to postanowiłam zostać i walczyć. Wiedziałam, że nieprędko ponownie trafi się okazja do zemsty.
– Powiedz mi. Jak to jest, służyć szalonemu bogu?
– Cudownie – warknęłam.
To prawda, że moja bogini była szalona, ale ja nie ustępowałam jej w tym ani trochę. Pokrywające moje ciało łuski zjeżyły się, a mięśnie napięły. Szpony wysunęłam na pełną długość. Zakończony jadowitym kolcem ogon zadygotał, uniósł się i zawisł nad moim ramieniem.
Demon zmarszczył brwi i patrzył na mnie, jakby na coś czekał, a ja prawie dałam się oszukać. Już zamierzałam ruszyć i spróbować go podejść, gdy zaatakował podstępnie, wyprowadzając szybkie cięcie.
Zdecydowanie przeliczyłam się w swoich kalkulacjach i nie miałam najmniejszych szans na dosięgnięcie go, aby zadać chociaż jeden cios. Mogłam jedynie unikać ostrzy, próbujących rozpłatać mnie na kawałki, i liczyć na odrobinę szczęścia.
Opadałam z sił, a nawet się o niego nie otarłam. Czułam, jak moje serce przyspiesza i gubi rytm. Słyszałam swój ciężki oddech wydobywający się ze zmęczonych płuc. Niemożliwe było, bym zdołała go zabić, nie poświęcając niczego.
Nie miałam wyboru, musiałam zaryzykować. Coś za coś.
Zazgrzytałam zębami, gdy płonące ostrze zagłębiło się w ciało. Odcięta dłoń upadła na podłogę, obryzgując wszystko wokół posoką, dymiącą i śmierdzącą niczym wrząca smoła. Stłumiłam krzyk, ale nad łzami nie zdążyłam już zapanować. Próbowałam nie myśleć o bólu ani o wstrząsającym mną szlochu, a o tym, by za wszelką cenę przetrwać.
Pieprzony sadysta ryknął triumfalnie i na moment opuścił miecze, pewny swego zwycięstwa. Natychmiast wykorzystałam okazję i zamiast paść na kolana, wyjąc z bólu, zrobiłam krok do przodu i nareszcie znalazłam się blisko. Uniosłam drugą rękę i pchnęłam go w ramię. Szpony z łatwością rozdarły skórę, zagłębiły się w mięśnie i zazgrzytały o kość.
Pierwsza krew została przelana, wciąż jednak daleka byłam od upragnionego zwycięstwa. Demon szarpał się w moim uścisku. Próbował odciąć ogon, którym oplotłam jego dłoń, a ja ze wszystkich sił starałam się to uniemożliwić.
Znalazłam się twarzą tuż przy jego szyi, na wysokości oczu mając pulsującą kusząco tętnicę. Uniosłam się więc lekko i wykorzystałam ostatnią broń, jaka mi pozostała. Wbiłam zęby i jęknęłam głucho, gdy zatrzymały się na twardej skórze tuż poniżej gardła. Zacisnęłam szczęki, wkładając w tę czynność wszystkie siły, jakie jeszcze mi pozostały. Z prawdziwą radością przywitałam gorzki smak krwi, po czym szarpnęłam w tył głową i rozerwałam krtań.
Charcząc i plując, opadłam na ziemię obok drżącego w konwulsjach ciała.
– Już myślałam, że będę musiała cię ratować.
Uniosłam głowę, gdy dotarł do mnie znajomy głos, którego nie spodziewałam się usłyszeć, dopóki nie wrócę do swojego świata. Staruszka zniknęła, a na jej miejscu, z szerokim uśmiechem zdobiącym twarz, siedziała moja bogini.
Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała, jak słodko potrafi smakować zemsta.