Zrazu żył sobie w maleńkiej wiosce zwanej County niski (172cm) i chudy (50kg) chłopak, który chociażby był pastuchem, to marzył, żeby być rycerzem. Wieśniacy z wioski nazywali go Bajkopisarz (ale to nie ja, po prostu się tak samo nazywał jak ja mam nick). Nazywali go tak, iż lubił pisać różne opowiadania o tym jak jest rycerzem.
Nie mógł jednak zostać rycerzem, bo jak to już zostało przecież wcześniej wspomniane, był pastuchem i pasł owce. Tak naprawdę jego ojciec był królem, który oddał go pod opiekę wieśniakom, żeby go ukryć (ale on o tym nie wiedział, ale to będzie w innej części, więc teraz to nie ważne).
Pewnego dnia w okolicy doszlusował tajemniczy mężczyzna, który był wielce zaintrygowały osobą Bajkopisarza. Okazało się jednak, że ów człowiek nie był takim zwykłym człowiekiem, tylko czarodziejem z dalekich stron.
Warto dodać, że ubierał się (ten czarodziej, nie Bajkopisarz, on (w sensie Bajkopisarz) ubierał się inaczej) w długą, czarną szatę przypominającą sukienkę, tylko dla mężczyzn oraz wysoki kapelusz, jednakowoż czarny. Ponad to miał długą, siwą brodę.
Tak więc czarodziej przybył tego wieczora do chatki Bajkopisarza, podpierając się o swoją starą laskę swoją starą dłonią, którą zdobył podczas swojego magicznego szkolenia.
– Dzień dobry, Bajkopisarzu – oznajmił chłopcu czarodziej, gdy ów otworzył mu drzwi swojej chatki.
– Dzień dobry – odrzekł mu Bajkopisarz. – Co cię sprowadza do mojej chatki, czarodzieju? Ja jestem tylko biednym pastuchem, nie wiem, jak mógłbym ci pomóc. A w ogóle to skąd wiesz jak się nazywam, hm?
– Wiem to mój drogi – odgadnął czarodziej – ponieważ znam się na czarach. Wybacz, ja też powinienem się przedstawić. Nazywam się Veneficus.
– Miło mi cię poznać – powiedział z uśmiechem chłopiec.
– Przybyłem do ciebie, gdyż jesteś bohaterem, o którym mówi Przepowiednia – mówił Veneficus, popijając kawę, którą zrobił mu chłopiec, bo weszli już do środka. – Musisz udać się na górę zwaną Mons i stoczyć walkę z Mrocznym Panem, który pragnie zniszczyć cały świat!!
– Ale jak mam go pokonać. Jestem tylko zwykłym pastuchem! – orzekłem.
– Spokojnie – uspokoił go Veneficus. – Nie będziesz sam, przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, dlatego u celu będą na ciebie czekać twoi przyjaciele i pomogą ci w tej walce. Poza tym – uśmiechnął się niezwykle tajemniczo czarodziej – mam dla Ciebie coś jeszcze.
Veneficus uśmiechnął się i podał Bajkopisarzowi mały woreczek.
– Co to ma być? – zdziwił się Bajkopisarz, patrząc na swoją dłoń, w której trzymał woreczek.
– To jest magiczny woreczek zwany Sacculum. W środku znajdziesz to, co jest ci najbardziej nie zbędne do pokonania perturbacji.
Bajkopisarz włożył swoją dłoń, tą, którą nie trzymał woreczka, do woreczka i wyciągnął z niego miecz, czyli rodzaj broni białej, charakteryzującej się prostą, obosieczną[a] głownią, otwartą rękojeścią oraz najczęściej krzyżowym jelcem. Używany od epoki brązu do XVI w. Szczególną popularnością cieszył się w średniowieczu[2][3][4][1]. Jest bronią sieczno-kolną, umożliwiającą zadawanie zarówno cięć, jak i pchnięć.
– Łał! – okrzyknął chłopiec. – To miecz, zawsze o takim marzyłem odkąd byłem mały!
– Jak nazwiesz ten miecz – spytał się go Veneficus.
– Gladius – stwierdził natychmiast chłopiec.
– Dobrze, teraz wyrusz na daleką wyprawę, spotkamy się ja, ty i reszta drużyny pod górą Mons.
– Dobrze.
Bajkopisarz wyruszył więc w drogę. Na swojej drodze spotkał olbrzyma i go pokonał. Potem spotkał smoka i go również pokonał. Potem spotkał Emilię Clarke, w której się zakochał, a ona zakochała się w nim z wzajemnością, ale nie był jeszcze gotowy na miłość, więc ją pokonał.
Potem niemniej jednak wspominał ich gorące spotkania. Gdy leżał z przywiązanymi swoimi rękoma i nogami na łóżku, a ona dotykała go swoim ciepłym ciałem. Pamiętał doskonale jej piersi, ubrane w stanik, ale widoczne trochę z góry. Pamiętał dotyk jej ślicznych, delikatnych dłoni, uwielbiał smukłą talię przeradzającą się w wyżynę bioder, która potem stawała się równinami smukłych nóg zwieńczonymi zgrabnymi stópkami, a teraz jednak była jedynie depresją, która pozostała, gdy wspominał ich namiętne pocałunki w usta, czasem nawet z języczkiem.
Długo wspominał to wszystko, lecz nie miał czasu na rozpamiętywanie. Wiedział jednak, iż ona tęskni za nim tak sam jak on za nią. Jeśli uda mu się wypełnić swoją misję, swój cel, swój obowiązek, swoje posłannictwo, swoje zadanie, to powróci do niej i znów będzie mógł smakować jej krwistoczerwonych warg swoimi.
Przeszedłszy całą krainę i usiadłszy na kamieniu, począł się jednak zastanawiać, czy uda mu się wypełnić swój cel życia, swój święty obowiązek, swoją rację bytu i istnienia. Wszystko do tych czas szło dobrze, ale przecież już wiele razy mógł zaginąć. Co, jeśli w końcu ktoś okaże się od niego lepszy i zwycięży, a on zawiedzie i nie zdoła nawet dotrzeć na spotkanie z drużyną, z czarodziejem Veneficusem i wszystkimi swoimi przyjaciółmi, których miał poznać.
Chłopiec… nie, już nie chłopiec. Jego wyprawa uczyniła z niego mężczyzną. Więc wstał i zaczął krążyć wokół kamienia, rozważając nad sensem swojej wyprawie, nad sensem istnienia, lub jak to mawiali mędrcy – nad sensu stricte.
W końcu zdecydował, że skoro Przeznaczenie chce, żeby pokonał Mrocznego Pana, to musi to zrobić. Wznowił swój marsz i już po kilku godzinach znalazł się nieopodal złowieszczej góry Mons.
Tam, zgodnie z zapowiedzią czarodzieja, spotkał pozostałych członków (no homo) swojej wyprawy. Byli to, poza czarodziejem Veneficusem, cztery elfy, czworo krasnoludów i dwóch ludzi, z których jeden okazał się być kobietą. Nazywali się Ahen, Barry, Cahan, Daire, Eadoin, Fergal, Gaeth, Hagan, Ibor oraz Julianne.
Wszyscy się przywitali i polubili, a już na pierwszy rzut oka pomiędzy Bajkopisarzem a Julianne coś zaiskrzyło. Nagle pojawili się wojownicy Mrocznego Pana, którzy zaatakowali drużynę z zaskoczenia. Było ich 1000, a naszych bohaterów jedynie 11 (wiem, że źle policzyłem, ale już mi się nie chce zmieniać, więc okazało się, że Ibor zginął, bo spadł z konia na głupi łeb i się zabił – i tak stał tylko na przeszkodzie miłości Bajkopisarza i Julianne).
Pomimo przewagi liczebnej wrogów naszych bohaterów udało im się zwyciężyć. Wznowili swą wędrówkę ponownie i dotarli do góry Mons. Tam czarodziej otworzył im tajemne przejście, przez które przeszli.
Aby iść dalej, musieli przebrnąć przez most zbudowany nad przepaścią z lawą, ale nagle na wejściu z drugiej strony pojawił się jego strażnik – ogromny potwór zrobiony z ognia, który ryknął przeraźliwie głośno swoją paszczą.
– Nie przejdziecie! – zaskowytał.
– Jak mamy z nim walczyć? – zdziwił się Bajkopisarz. Chwycił więc swój oręż, potężny, magiczny Kieł (nazwę zmienił, bo stara mu się znudziła) i postanowił się poświęcić, aby inni mogli żyć.
Nagle jednak nadspodziewanie z grupy wyłonił się naprzód Veneficus, który nakazał im się odsunąć.
– Odsuńcie się! – nakazał im, wrzeszcząc.
Wyciągnął swoją dłoń uzbrojoną jedynie w jego laskę i podszedł do potwora z wyciągniętą dłonią. Ten zaś zaśmiał się szyderczo, obdarzył go płomiennym uśmiechem i zaatakował. Z jego rąk, ust i rogów wystrzeliły potężne płomienie, które trafiły w czarodzieja. Ten jednak zrobił szybki unik, a potem zablokował atak swoją laską, zaabsorbowawszy całą energię ataku przeciwnika. Ten, rozwścieczony, ryknąwszy powtórnie i zamienił się w kulę ognia, która skierowała się w stronę Veneficusa. Ten nie zdołał wchłonąć całej energii, a siła uderzenia odrzuciła go mocno do tyłu, tak że spadł aż spadł w dół z mostu i poleciał przepaściom prosto w lawę na dnie. Wszyscy patrzyli na to, oszołomieni.
– Poświęcił się – odezwał się z niedowierzaniem Cahan.
Wszyscy wyglądali na lekko załamanych, iż czarodziej był ich najpotężniejszym i najmądrzejszym sojusznikiem w walce z Mrocznym Panem. Teraz, bez niego, ich szanse znacznie zmalały.
– Tak – zaniepokoił cmentarną ciszę Bajkopisarz. – Poświęcił się. Zrobił to dla nas! – zaczął aż krzyczeć. – Zrobił to, byśmy mogli przejść przez ten cholerny most i pokonać Mrocznego Pana. Nie zmarnujmy jego poświęcenia. Nie zmarnujmy tego co dla nas zrobił, ani też naszych wysiłków, które włożyliśmy, żeby się tu dostać.
– TAAAK! – krzyknęli wszyscy głośno.
Bajkopisarz uniósł wysoko miecz. Światło bijące od lawy zatańczyły sambę na ostrzu jego miecza, o on sam zaczął biec przed siebie, pokonując most. Reszta drużyny pobiegła za nim.
PS:
Następna część będzie jak wbijecie pod tę 100 komentarzy albo 150 gwiazdek w górę. Liczę na Was, a Wy możecie z całym przekonaniem liczyć, że będzie się działo!!!1!
PS2:
Albo dobra xD Miałem we(ł)nę to wrzucam jeszcze jedną część, ale na następną to już musicie wbić te komy i starsy. Cmok!
Bajkopisarz i jego przyjaciele przeszli przez most, a następnie zaczęli błądzić. Niejednokrotnie objawiła się im konieczność cofnięcia się o kilka kroków wstecz, aby móc w następstwie dokonać jeszcze większej ilości poruszeń nogami wprzód, ale to ich tylko wzmocniło.
W końcu dotarli do głównej bazy Mrocznego Pana, który stał na samym środku. Wszędzie panował półmrok, a on sam był oświetlony jedynym promieniem słońca, który wylatywał z małej dziury w suficie i oświetlał jego całe ciało. Nie widać było jednak żadnych szczegółów jego fizjonomii ani twarzy, gdyż był ukryty cały pod wielką białą szatą, która zakrywała wszystko.
– Skoro to Mroczny Pan, to dlaczego ma białą szatę? – zaintrygował się Fergal.
Mroczny Pan, jakby odpowiedziawszy na jego pytanie, zrzucił z siebie szatę i ich oczom ukazało się jego oblicze. Jakiekolwiek było ich zdumienie, gdy okazało się, iż w rzeczywistości jest to…
– Veneficus! – wykrzyknął w niedowierzaniu Bajkopisarz.
– Tak, to ja! – odkrzyknął Veneficus. – Zwabiłem cię tu, żeby cię zniszczyć, Bajkopisarzu!
– Jak to? – zdumiał się mężczyzna. – To dlaczego nie zaatakowałeś mnie zanim dałeś mi miecz i wysłałeś na wyprawę, w trakcie której zdobyłem doświadczenie i spotkałem nowych przyjaciół?
Veneficus ściągnął swoje wargi w wyrazie jakiegoś obrzydzenia… a może jednak zdziwienia??
– Mój drogi, głupiutki Bajkopisarzu. Naprawdę nie rozumiesz? Tak naprawdę cię oszukałem! Nie chodziło mi o to, żeby cię zniszczyć. To ty musisz zniszczyć mnie!
Bajkopisarz ponownie był w szoku.
– Ale dlaczego?
– Albowiem Przepowiednia mówi, że wtedy uratujesz świat przed moją mocą. Istnieje jednak druga Przepowiednia, która mówi, że gdy mnie zniszczysz, moja dusza opanuje twoje ciało i będę mógł stać się jeszcze potężniejszy!
– Zaufałem ci! – wyrzucił za siebie mężczyzna. – A ty mnie oszukałeś?
– Tak – krzyknął czarodziej i wystrzelił w jego stronę swoimi magicznymi pociskami.
– W takim razie nie będę z tobą walczył – oznajmił Bajkopisarz. Ten plan okazał się doskonały, ponieważ wtedy Veneficus krzyknął przerażony. Jego pioruny mocy trafiły w ciało mężczyzny nie wyrządziwszy mu krzywdy, zaś sam czarnoksiężnik po chwili krzyknął i rozpadł się na malutkie kawałki.
Po tym wszystkim Ahen, Barry, Cahan, Daire, Eadoin, Fergal, Gaeth, Hagan powrócili do swoich królestw (które były naówczas pod kontrolą Mrocznego Pana, ale zostały uwolnione, gdy mężny bohater pokonał złoczyńcę). Bajkopisarz natomiast wraz z Julianne’ą wyruszył z powrotem do County. Po drodze spotkali też Emilię Clarke, która bardzo polubiła się z Julianną i obie zostały żonami Bajkopisarza. Niegdyś chłopiec, a obecnie mężczyzna, wiódł spokojne życie u boku swoich seksownych kobiet przez wiele wieków. Nie wiedział jednak, iż już niedługo dowie się, że jest synem króla i ciąży na nim stara Przepowiednia… Koniec tomu pierwszego.