Oszustwo, wszystko jedno wielkie oszustwo. Że niby poczuję się lepiej? Świat wraz z Fragmentami może i zaczynał się rozmywać i wirować, ale nie stawał się ani odrobinę mniej paskudny i pozbawiony Jej. Jeden wielki cholerny spisek firm spirytusowych. I ten barman, wprawdzie przed chwilą wezwany, lecz przecież nie proszony, by kładł łapsko na jego ramieniu…
– Howard Clint?
– Tak. – Sięgnął po serwetkę. – Masz tu mój autograf, a jeśli jesteś hieną dziennikarską to sorry, ale nie masz co liczyć na spójny wywiad, naspawałem się już jak eskadra Messerschmittów.
– Dziękuję. I po prostu… Bardzo mi przykro.
– Aha. Reszty nie trzeba.
Powlókł się do wyjścia, próbując złapać pion. W taksówce wcisnął setkę kierowcy natychmiast po wskazaniu adresu.
– Dla ciebie, jeśli po drodze nie piśniesz ani słówkiem o tym co widziałeś w telewizji, dobrze?
Im bliżej budynku, tym bardziej gęstniało mrowie ludzi i samochodów. Ktoś uderzał w szybę i dach auta. Howard poczuł jakby napełniono mu żyły rtęcią.
W powietrzu krzyżowały się wezwania do nawrócenia i ostrzeżenia przed ściąganym przez NASA do spółki z ESA (szatańskie kondominium!) Armageddonie. Słyszał też żądania specjalnych korzyści dla narodu który ofiarą krwi swojej córki powstrzymał Belzebuba i nieliczne, kontrastujące z resztą, pełne nadziei podkreślanie szans na ratunek z kosmosu.
Wielu trzymało kartki i transparenty, grupowali się w ziarna według podobnej ich treści, na granicy faz rosły naprężenia i napięcie. Fatalny stop, w laboratorium by poszedł do odpadów. Albo próbowano by go ratować przez domieszkowanie węglem.
Drogę zablokowała grupa klęczących staruszek w czerwonych płaszczach z orłem, ich modlitwy skrzypiały i szeleściły jak ciche przekleństwa Kat nad pulpitami.
– Ruszcie się, krowy! – wrzasnął kierowca, naciskając klakson.
Wyświetlony zamiast obrazów z kamer lądownika napis wołami:
“Ty śmieciu, zawsze będziesz tylko tłustą krową. Tylko marnujesz miejsce i jedzenie, i tak do niczego nie dojdziesz!”
– Jak się pan nazywa? – spytał przewodniczący SETI.
– Howard Clint. Przecież już wiecie. Możecie ominąć część transmitowaną tłuszczy i od razu spytać, jak to było z tymi trzaskami?
– Nie – wyręczył przełożonych protokolant.
– Czym się pan zajmuje?
– Jestem nanotechnologiem, podczas misji Aphrodite zajmowałem się opancerzeniem statku.
– W dzienniku pokładowym dowódca meldował o zapoczątkowanym dwieście czternastego dnia misji niespodziewanym stukaniu i trzeszczeniu poszycia.
– Zgadza się, co dziwne, wyłącznie nocą. Znaczy, lądownikową nocą, przecież na planecie cały czas był dzień…
– Czy zlecona panu kontrola wykazała jakieś nieprawidłowości?
– Tak jak się spodziewałem, nie. Wykonane ze stopu o wysokiej entropii poszycie było zaprojektowane na wytrzymanie o wiele więcej niż sto atmosfer i pięćset stopni Celsjusza. Wysłano raport i czekaliśmy na rozwiązanie niemożliwe do odkrycia na miejscu.
– Czy zmarła Katarzyna Bogdańska komentowała je jakoś, na przykład twierdząc, że to wysyłane alfabetem Morse’a wiadomości? – Kolejne pytanie zadał wcześniej spotkany barman.
– Serio, na tyle was stać? – mruknął Howard. – Nie… Wtedy nie. Chociaż wydawała się lekko nieobecna, schudła i straciła nieco poczucia humoru. Ale obowiązki spełniała bez zarzutu.
– Czy posiadacie nagrane zapisy tych dźwięków?
– Oczywiście, jednak nie jestem pewien, czy z prawnego punktu widzenia, ze względu na prywatność astronautów, dowódca mógł je udostępnić.
– Tym już się proszę nie martwić. Czy denatka kiedykolwiek wcześniej wykazywała oznaki manii prześladowczej?
– Nie, inaczej nie zostałaby wybrana do pierwszej misji załogowej na powierzchnię Wenus. Podczas poprzednich lotów na orbitę okołoziemską, na Księżyc, a następnie Marsa była zrównoważona, trzeźwo myśląca, a nadmiar energii zużywała na obracanie w żart trudnych sytuacji i podnoszenie morale.
– Jaki był zakres jej obowiązków?
– Jako sysop, czyli operator systemowy, odpowiadała za stan komputerów i łączy z Ziemią. W końcu czy to nie ze względu na jej wiedzę i uprawnienia jako jedni z nielicznych macie wątpliwości, że nawiązaliśmy kontakt z jakąś obcą inteligencją?
– Można to śledzić podobnymi algorytmami do tych używanych w przypadku epidemii – tłumaczył barman, rysując coś na serwetce. Papierowy ręcznik zmięty w kącie. – Zaglądałeś w ogóle do internetu po przylocie?
– Nie chcę i nie muszę.
– Szczęściarz. Zobacz, większość ludzi obstawia wprowadzanie przez obcą cywilizację wiadomości do głównego serwera.
– Akurat w jej ojczystym języku?
Nadpisane linijki kodu, dziwnie poskręcane litery, nawet na nierozumiejącego jakby syczące spomiędzy zeschłych liści.
– Mieli opanowane elementy telepatii, by pozyskać zaufanie osoby odpowiadającej za kontakty ze światem zewnętrznym.
– I doprowadzić ją do samobójstwa? Tak chcieli się skontaktować? Najbardziej medialną śmiercią od czasu katastrofy Columbii?!
– Przyznaj Howard, to całkiem sensowna, jak się zastanowić, metoda. Może Oni mają opanowane wskrzeszanie, może są bardziej społeczni niż nasze mrówki, może się u Nich dziać milion rzeczy skłaniających Ich do pokojowego posłannictwa właśnie w ten sposób.
– Polej.
– Jak wyglądały pana kontakty z mediami po powrocie na Ziemię?
– Na rozkaz dowództwa wziąłem udział w konferencji prasowej, podczas której odpowiadałem na pytania we wcześniej ustalonym zakresie. Później, jak wszyscy inni, udostępniłem w mediach społecznościowych oficjalne oświadczenie załogi. I tyle.
– Żadnego rozpowszechniania niepotwierdzonych hipotez?
– Żadnego.
– Tak było – potwierdził „barman”. – Z ustaleń mojego zespołu wynika, że źródła są zupełnie gdzie indziej.
– Będziemy musieli przejść do fatalnej doby dwieście czterdziestej dziewiątej. Czy chciałby pan zarządzenia przerwy?
– Tak.
Nacisk klamki na fragmentach dłoni.
Ból barku.
Wiry i kontynenty na kafelkach.
Poplamione fugi.
Krzyk. Setki igieł w gardle.
Jak to opowiedzieć?
– Według raportu lekarskiego zgon nastąpił o godzinie drugiej zero trzy czasu pokładowego.
– Zgadza się. – Zacisnął dłonie na mównicy.
– Jako przyczynę śmierci podano samobójstwo przez powieszenie, jako bezpośrednią, uduszenie kablem.
– Tak.
– To pan znalazł ciało?
– Tak.
– Byłby pan w stanie opisać, co zastał po wejściu?
Za długo tu już był. Na pewno poziom dwutlenku węgla gwałtownie wzrósł. Ten sam skurcz oskrzeli, ten sam zamęt w głowie.
Krople potu spływające żebro za żebrem.
– Leżała… z żółtym… kablem… wokół szyi… ręce i nogi miała… rozrzucone… I ta krew… wypływająca z ust… – Z trudem łapał oddech. – Od razu… próbowałem ją… reanimować… ale…
– Chce pan kolejnej przerwy? Albo zmiany osoby pytającej? – Słowa ledwie dało się słyszeć przez szum i pisk w uszach Howarda.
Rude włosy w strąkach.
Czarna koszulka Pearl Jam, oliwkowe legginsy i brudnobiałe trampki.
Stop. Jesteś gdzieś indziej, kiedy indziej.
Błękitny łuk, prawdziwa nirwana, nabierz powietrza by nie alarmować Houston.
– Mogę gadać z waszym łowcą teorii spiskowych czy jak mu tam?
– Wiedziałeś, że kiedyś próbowała sił w stand-upie?
– Nie dziwię się. Słyszałem, jakie komediowe monologi wygłaszała o zepsutej różnicówce. Co to ma do sprawy?
– Jakiś zapalony nerd dodał angielskie napisy do wszystkich jej starych występów. Zobacz, co trenduje wśród stronników tezy o poczciwym, ludzkim szaleństwie.
– (…) żeby tu wejść, musiałam obalić kielonka. No dobra, setkę. OK, flaszkę, ale zostałam zmuszona sytuacyjnie! Gdzieś mi wcięło nakrętkę! Tylko nie mówcie mojej mamie, że tak naprawdę połknęłam już za pierwszą kolejką. Spokojnie, od czasu pewnych rajstop w podstawówce wiem, ze nie tak łatwo mnie udławić. OHO! Widzę falę zazdrosnych spojrzeń wśród kobiet i zainteresowania wśród mężczyzn. Uwaga, wielka akcja uświadamiania, to że się coś przeżyło, nie znaczy, że się to lubi. Inaczej każda ofiara gwałtu byłaby superkochanką. W ogóle, faceci, co z wami, czy was tak kręci jak się laska boi i wyrywa?! To jakbym ja się polazła masturbować na farmę norek! (…)
– Ktoś się nad nią znęcał.
– O ja cię, to pewnie fejk. – Pokręcił głową nanotechnolog, próbując wyrzucić z głowy wspomnienie kolejnego syku:
„Rajstopy ci w gardło, gruba wieśniaro! Powinnaś się już dawno zabić!
Podwójna ławka pośrodku damskiej szatni. Lufciki półtora metra poza zasięgiem. Widzisz to?
Ojejku, debilka płacze? Ty słaba porażko! Mamusia już cię wzmocni, pamiętaj, każdy cios dla twojego dobra!”
– Daj jeszcze jednego.
– (…) Dlaczego nigdy nie było polskiego Columbine? Bo na szczęście mój rocznik jeszcze się nie załapał na dodatkowe dwa lata w podstawówce. (…)
– W wywiadach nigdy nie mówiła o żadnych złych przeżyciach, ale na kanwie jej skeczy całkiem sporo osób stwierdziło, że miała po prostu uśpioną traumę z dzieciństwa. Albo i więcej niż jedną…
– (…) No ale ok, powiedzmy, że mam prawo przechodzić gorszy okres, bo najlepsza przyjaciółka na moich oczach próbowała walnąć samobója. Idę pogadać z psycholog, babka pyta jak bym się poczuła gdyby się udało, ja że super, w pełni rockandrollowo. Ona, jak ktoś kto spędził rok dwa tysiące siedemnasty w piwnicy albo antarktycznym detektorze neutrin żąda sprecyzowania, więc odpowiadam, że jak Chester Bennington po śmierci Chrisa Cornella. (…)
Jedyna, testowa trasa łazika. Dwie osoby w środku nieco za blisko siebie, nieco za mocno podgrzane, nieco za mocno obciążone obowiązkami.
– Jak myślisz, gdybym teraz zarządziła awaryjne otwarcie, zdążymy coś poczuć? – Palce na klawiszach drżą czekając.
Strzał adrenaliny.
Oleisty kwas w wiecznym wrzeniu.
– Czy byłaby to twoja wina? Może za mało się uśmiechałeś do mnie? – ciągnie kobieta.
– Skąd ten pomysł?
– Wiesz… Nieważne. – Wzdycha. – Ale obwinianie innych byłoby niedorzeczne?
– No tak. Coś się stało, ktoś ci bliski zrobił sobie krzywdę?
– Dzięki za potwierdzenie. Nie wspominaj o tym nikomu, dobrze?
Stukanie poszycia. Prawie się już przyzwyczaił.
– Kto z Ziemi zaopiniował, że niewyjaśnione dźwięki nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa lądownika i załogi?
– Doktor Jacob Patel z Instytutu Nanostopów, od lat współpracował z agencją, również podczas przygotowań do misji Aphrodite. Zgodziły się z nim dwie niezależne komisje, szefostwo nie miało powodów by awaryjnie nas ściągać. W panikę wpadli dopiero gdy komputery zaczęły wariować i wysyłać obcojęzyczne, nienawistne komunikaty pod adresem operatorki. Uruchomiliśmy drugi kompleks komputerów, lecz niedługo przed – Howard przełknął pochodzący znikąd kłąb szklanej waty – jej śmiercią, on również został zainfekowany.
– Dlaczego wtedy nie wróciliście?
– Musieliśmy dokładnie przeanalizować sytuację. Baliśmy się, że anomalia zakłóci lot powrotny. Wprawdzie poza pastwieniem się nad sysopem nie wpływała na inne funkcje statku, ale zajmowała rezerwy mocy obliczeniowej, które mogłyby być nagle potrzebne.
– Próbowaliście się jej pozbyć?
– Wielokrotnie, Kat stosowała się dokładnie do nadawanych radiowo instrukcji najlepszych specjalistów. Choćby nie wiem jakie cuda wymyślali, po krótkim czasie to coś atakowało w niezmienionej postaci.
– Rozumiem, że wyłącznie zmarła wykonywała czynności zabezpieczające?
– Tak. Czy coś państwo insynuujecie? – Najeżył się astronauta.
– Nie pan tu jest od zadawania pytań. Kto po śmierci Bogdańskiej przejął jej zadania?
– Drugi pilot.
– Czy awarie się utrzymywały?
– Nie.
– Na razie nie mam więcej pytań.
Jacob cofnął się o krok i opuścił ramiona.
– Jezu, chłopie, wyglądasz jak heroinista na początku odwyku!
– Głośniej, może papparazzo za garażem sąsiada cię nie usłyszał – burknął Howard. – Najpierw wejdź, skoro udało ci się już przedrzeć przez lokalne zagęszczenia gapiów i świrów.
Patel z niepokojem spoglądał, jak przyjaciel nerwowymi ruchami zatrzaskiwał kilka zamków.
– Trzymasz się jakoś?
– Tak, to normalka po długich lotach, lekarze mają już obcykane składanie do kupy.
– Mówię o… no, wiesz. Chyba powinieneś dać mi w mordę albo coś.
– Dlaczego? Nie mogłeś przewidzieć.
– Masz chwilkę? Ja właśnie w tej sprawie.
Odpowiedź ubiegł pełen ekscytacji okrzyk z kuchni.
– Ale jaja!
– Kto to?
– Gość z SETI, szef zespołu zajmującego się śledzeniem teorii spiskowych w sieci, i dostawami alkoholu dla mnie, socjolog czy jakoś tak.
– Przepraszam – oznajmiła skruszona głowa wychylająca się zza drzwi. – Wiem, że mam poważną robotę, ale tutaj naprawdę przeszli samych siebie. Kojarzysz tych od pierwszego kontaktu z kosmitami? I tych, którzy twierdzili że sprzątnęła ją mafia, ta sama co rzekomo pół wieku temu Bourdaina, Aviciiego i tych dwóch wokalistów co się przyjaźnili po grób? Wyobraź sobie, że szuria połączyła siły i zmutowała w narrację o pangalaktycznej siatce pedofili mającej filie w pizzeriach na wszystkich planetach we wszystkich układach! – Zachwiał się ze śmiechu. – Ktoś tu naprawdę naoglądał się zbyt dużo Ricka i Morty’ego! O, dzień dobry, panie…
– Jacob Patel.
– Skoro już się poznaliście, możemy usiąść, napić się i porozmawiać. Mamy dużo tropów do osobistego sprawdzenia.
Pomieszczenie było usłane zgniecionymi puszkami po piwie, pustymi butelkami, pospiesznie nabazgranymi notatkami, pośrodku których tkwiły dwa laptopy i trzy telefony. Opierająca się chwiejnie o szafkę korkowa tablica szczerzyła na gości kolorowe pinezki.
Jacob rozejrzał się i usiadł przy stole. Sięgnął po szklankę z przezroczystą cieczą.
– Kurwa, co to jest? – Zakrztusił się.
– Żubrówka, ku pamięci Kat. – Howard odebrał mu naczynie.
– Prowadzicie własne śledztwo? Wydawało mi się, że oficjalne z NASA jeszcze trwa w najlepsze.
– To prawda, ale odgrywamy rolę szambonurków, może uda nam się wydobyć coś przełomowego, na razie mają więcej pytań niż odpowiedzi. Wiele hipotez wydaje się być równie uprawnionych. – Howard wskazał coś na tablicy.
1. Odezwanie się starych urazów, sfabrykowanie nakłaniania do samobójstwa.
2. Wprowadzenie zmian przez innego członka załogi lub kogoś z zewnątrz.
– Za nimi przemawiają liczne zawarte w komunikatach odniesienia do jej przeżyć, a przynajmniej na pewno tych, z których kiedykolwiek publicznie się nabijała.
– Hm.
3. Kontakt z obcą cywilizacją.
4. Nagły skok w złożoności komputera i uzyskanie przez niego świadomości.
– A propos. Zachowałem przesłane do mojej analizy zapisy skrzypień i trzasków. Wprawdzie początkowo zajmowałem się nimi tylko pod kątem bezpieczeństwa przenoszonych obciążeń, lecz potem, na wszelki wypadek, zaprzęgliśmy łamanie szyfrów. Nie wiedzieliśmy, czy mają związek ze sprawą, czy są czystą korelacją.
Kolejna seria dźwięków na korytarzu do kantyny, zjeżone włoski na Jej przedramionach.
– Prawie od razu zauważyłem powtarzające się prawidłowości, które przy wybujałej wyobraźni można było wziąć za, odmienną od jakiejkolwiek innej, składnię – ciągnął Jacob – Oczywiście, o wiele prostszym, i bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem było działanie symetrii sieci. Zresztą, komu to mówię. Jednak zobacz, co udało się wyekstrahować z późnego nagrania, niedługo przed przejęciem komputerów, spośród szumów, po przetłumaczeniu z polskiego Morse’em. – Wyjął telefon.
– SP 19 (…) nigdy się nie wyrwiesz, nikt ci nie uwierzy! (…) pachnący gumą wiatr na pętli tramwajowej (…) zabij się, przynajmniej może ktoś znajdzie jakieś zastosowanie dla twojego tłuszczu! (…) szepty wszystkich za twoimi plecami (…)
– Więc jednak. – W Howardzie wypity alkohol rozlał się gorącą grozą potwierdzenia. – W SETI nie pracują idioci, już na pewno wiedzą. Przy rygorystycznych kontrolach przed startem nie da się wprowadzić do poszycia nadajnika albo czegoś zmieniającego naprężenia by modulować trzaski. Nawiązaliśmy z czymś kontakt.
– Jeszcze nie skończyłem raportu dla nich na potrzeby śledztwa. Potrzebuję ciebie, jesteś najlepszy od stopów wysokiej entropii, sprawdzisz mój szalony pomysł. Podejrzewam powstanie… mózgu Boltzmanna.
Określenie zawisło pomiędzy zaciekami.
– Przepraszam, czego? – wtrącił zepchnięty na margines „barman”.
– Entropia jest miarą nieporządku i nieprzewidywalności – wyjaśniał jak uczniowi Jacob. – W tym wypadku, przypadkowego rozmieszczenia atomów wielu metali w zaburzonej przez czynnik niedopasowania sieci krystalicznej. Nadążasz? A tam, gdzie jest burdel – Jak w ruskim czołgu, zabrzmiał w głowie Howarda gniewny kobiecy głos. – wszystko może się zdarzyć. Również, choć to niezwykle mało prawdopodobne, spontanicznie uformować się myślący byt. W pancerzu lądownika fluktuacje i perkolacje, być może, utworzyły coś na kształt sieci neuronowej.
– Sztuczna osobowość dręczyciela?
– Tak. Mniej więcej tak. – Ocknął się Howard. – Jedziemy do Instytutu? Jeśli to prawda… Musimy sporządzić schemat blokowy architektury takiej sieci, przeszukać statek i przepytać pozostałych, by przedstawić w raporcie jak układ się nauczył jej najsłabszych punktów, wynająć kilka-kilkanaście godzin na komputerze kwantowym, by wyliczyć prawdopodobieństwo…
– O statek trzeba się będzie szarpać z federalnymi, patrzą agencji na ręce. – ostudził go Jacob. – Zostają identyczne części przekazane z JPL.
– Cieszę się, że chciałeś się spotkać i pogadać. – Wzdrygnął się, gdy Helen położyła dłoń na jego ramieniu. – Wreszcie nie wyglądasz jak zombie. Potrzebujesz czegoś?
– Napijmy się.
– Myślisz, że to dobry pomysł?
– Mogłabyś schować skrzywienia zawodowe? – burknął Howard. – Łatwo ci mówić, nie ty ją znalazłaś, nie ty masz ją non stop przed oczami!
– Chcesz się licytować? Przypominam, że to ja ją kroiłam, mając z tyłu głowy że to mogła być sprawka kogoś z nas! Pamiętasz, jak każdy na każdego wilkiem patrzył?
– Tja. – Wziął głęboki oddech. – Przepraszam, nie jestem sobą.
– Widzę. Martwię się o ciebie, ciągle cię przepytują o każdy szczegół.
Machnął ręką.
– Dam radę. Ciebie o co pytali?
– Dzieliłam z nią kabinę, więc standardowo, jak się zachowywała, jak wyglądała, czy nie zauważyłam niczego niepokojącego. Jak babka u babki, z tajemnicy lekarskiej jeszcze mnie sąd nie zwolnił.
– I?
– Naprawdę, nic! Szlag! Wiesz co? Tej ostatniej nocy – głos się jej załamał – widziałam, jak szła do łazienki. Potknęła się o skrzynię z rzeczami osobistymi, narobiła mnóstwo hałasu, ale byłam tak zmęczona że tylko lekko się rozbudziłam. Uśmiechnęła się i szepnęła, że wszystko w porządku i przeprasza, więc natychmiast znowu zasnęłam. Gdybym tylko powiedziała cokolwiek, może… – Schowała twarz w dłoniach.
– To nie twoja wina. Przecież nie wiedziałaś.
– Raz było coś takiego, jeszcze przed wylotem, potem zapomniałam. Zrobiłyśmy sobie wieczorek integracyjny, trochę dałyśmy w palnik, zwłaszcza ona. – Zajrzała do przybrudzonej szklanki z winem. – Pokazałam jej zdjęcie swojej dziewięcioletniej córki. Zerknęła i nagle zacisnęła oczy, zastygła. Przestraszyłam się, ale przeszło jej po paru minutach. Błagała, żebym nigdzie tego nie zapisywała, powiedziała, że Debbie przypomina z twarzy bardzo źle wspominaną przez nią osobę.
– Hm.
– Pierwszy raz widziałam ją tak roztrzęsioną. Jednak szybko wzięła się w garść i zasuwała jak wcześniej, więc cała sytuacja wyleciała mi z głowy, aż do czasu… – Pociągnęła duży łyk. – Nawet teraz dotrzymałam słowa, nikt z nadzoru o tym nie wie.
– Możesz przesłać mi fotkę małej?
Niechętnie się zgodziła. Howard od razu przekazał barmanowi, by przeszukał odkopywane przez internautów zdjęcia ze szkolnych galerii Kat i znalazł kogoś podobnego. Mieli już tylko półtora tygodnia.
Wytyczające drogę taśmy w Baranowie pewnie były granatowe, jak wszędzie, choć z powodu ciemnych okularów nie mógł być tego pewny. Odprawę celną i walizkowe testy na wachlarz patogenów przeszedł szybko.
Dalej, pod ogromnymi dwukolorowymi flagami, stały dziesiątki ludzi z imionami wypisanymi na kawałkach tektury, od ponad stu lat nie przyjął się żaden lepszy pomysł na wyeksponowanie na kogo się czeka. Kto wie, czy nie było tu jakiegoś porozumienia, hektary lasów padające pod coraz większe porty lotnicze, pulpa drzewna mielona na zapisane kartki, lecz kiedyś to się skończy, drzewa w zemście podejdą pod mury, ściany zbliżają się do niego, pękają, coraz trudniej oddychać, serce wali jak szalone próbując roznieść z krwią resztki tlenu…
Mam zawał, rozbłysło w głowie Howarda, mam zawał i umieram, jakim cudem, przecież jestem astronautą, zdrowym jak koń. Muszę jechać do szpitala, na nieznanej ziemi, wprawdzie słyszałem, że tutaj nawet bez ubezpieczenia odratują mnie za darmo, lecz stracę czas, nie uda się, nie mogę sobie na to pozwolić, myślał, opadając na zbawienną ławkę.
Po kilkunastu minutach, o dziwo, poczuł się o wiele lepiej, nawet jakby wszystko wróciło do normy. Może tylko zaczął wariować. Wstał i na miękkich nogach powlókł się do wyjścia, zignorował taksówkarzy i wszedł do pierwszego z brzegu sklepu. Aspiryna i alkohol, im więcej tym lepiej, zwłaszcza, że tanio.
Pokój w hotelu, jak tysiące innych, azyl do picia w usiłowaniu przymglenia conocnych koszmarów.
Ranek, serce pracuje jak zwykle, ani śladu po incydencie na lotnisku, niewidzialność w sklepie monopolowym pośród grupy mężczyzn w kombinezonach roboczych, żadnego chowania się po bramach, żadnych papierowych toreb, zamiast nich szeleszczą słowa.
Opóźniony pociąg, zapach kanapek, płaczące dzieci. Twarz Kat na pierwszej stronie brukowca trzymanego przez kobietę naprzeciwko. Znów nikt nie patrzył, gdy popijał kilka tabletek piwem.
Wreszcie, miasto oznaczone niemal wyłącznie zdeformowanymi zgłoskami.
Szedł według dokładnie wytyczonej wcześniej trasy, od przerośniętego dworca do wyłuskanego przez ludzi barmana adresu. Odnowione kamienice na przemian ze zdewastowanymi, ene, due, rike, fake…
Trafiła mu się ruina.
Minął kilku starców siedzących na ławce, przesunął płat blachy pełniącej rolę drzwi i ostrożnie wszedł po skrytych w półmroku, rozpadających się schodach.
Zapukał. Wychyliła się niska kobieta z tłustymi włosami związanymi w kok.
– Czego? – warknęła, odsuwając od drzwi kilkuletnie dziecko. – Stary, chowaj wszystko, chyba komornik przyszedł!
– Dzień dobry. Pani Ewelina Kry…shak? – Podsunął jej kieszonkowego tłumacza symultanicznego.
– Czego pan chce?
– Kojarzy pani Katarzynę Bogdańską?
– A, tę co z kosmitami gadała ale CIA ją sprzątnęło? No, kto by o niej nie słyszał. Biedna kobitka, taka młoda, w moim wieku była.
Howard wyciągnął w jej stronę tablet wyświetlający stare klasowe zdjęcie.
– Poznaje pani?
– No, ja za dzieciaka. Piękne czasy.
Wskazał na stojącą z tyłu i zwieszającą głowę małą Kat.
– A tą tutaj?
– Niech no pomyślę… Taki tam śmieć. – Machnęła ręką. – Błąkał się po szkole, nikt jej nie lubił. Tłusta świnia, przemądrzała, i zawsze najbrzydziej ubrana. Rajstopy pod spodniami nosiła, wyobraża sobie pan? Że niby mamusia jej kazała. Oj, miałyśmy czasem ubaw po wuefie jej w szatni w kilkanaście dziewczyn te rajstopy w usta wciskałyśmy. Albo wyrzucałyśmy jej notatki do kibla. W sumie trochę szkoda, że uciekła do innego gimnazjum, zawsze dostarczała jakiejś rozrywki.
– Wie pani, że to ona została później astronautką?
Kobieta zarechotała, ukazując czarne pniaki zębów.
– Chyba żart! Takie zero? Pewnie skończyła na śmietniku, gdzie jej miejsce, i oby jak najwcześniej się zabiła. Hehe. Pan wybaczy, obiad gotuję. – Zatrzasnęła drzwi.
Ściany znów zaczęły się zbliżać i go dusić. Próbował wziąć głęboki oddech, woń moczu uderzyła jego opuszkę węchową. Jakby tutaj też się ktoś powiesił, może nawet cała grupa.
– Skrótowo, właśnie tak przedstawiałaby się hipotetyczna sieć samorzutnie powstała wewnątrz stopu. – Howard upił łyk wody ze szklanki stojącej na pulpicie. – Szczegóły mamy nakreślone w przesłanym wam raporcie.
– Skąd, według waszej hipotezy, brała dane, na których była trenowana?
– Zebraliśmy relację świadka, którą na pewno śledczy potwierdzi po zabezpieczeniu materiału, że zmarła posiadała na swoim, mającym łączność z pokładowym intranetem, tablecie, liczne nagrania z występów komediowych, w których bez ogródek opowiadała o swoich przykrych przeżyciach. Do nich właśnie odnosiły się wysyłane komunikaty. Udało mi się również dotrzeć do prawdopodobnego pierwowzoru i nagrać próbkę jej stylu wypowiadania się o i do Kat.
– Jakim cudem impulsom udało się przedostać przez izolacyjną warstwę materiału ceramicznego i dostać do wewnętrznego sprzętu?
– Tego nie wiem, nie zdążyliśmy zbadać wszystkiego, poza tym przeprowadzanie śledztwa tylko na symulacjach ma swoje ograniczenia.
– Widzi pan, fundamentalna luka. Poza tym, jak pan myśli, jakie byłyby możliwe konsekwencje potwierdzenia pańskiej hipotezy?
– Za pomocą komputera kwantowego udało się wyliczyć prawdopodobieństwo ponownego takiego zajścia. Mogę państwa zapewnić, że wynosi ono daleko mniej niż jeden do googolpleksa. Nie ma zatem konieczności wycofywania się ze stopów wysokoentropowych. Co najwyżej kilka kolejnych misji wenusjańskich wróci do penetrowania górnych warstw atmosfery w sterowcach.
– A media? Pomyślał pan, z jakim sprzeciwem społecznym nagle spotka się tak powszechna technologia? Modyfikacje genetyczne, sieci 7G i komputery kwantowe to przy tym pikuś, tutaj rzekomo mordercza anomalia stała się bezpośrednią groźbą. Pod naciskami trzeba będzie zarzucić wytwarzanie nie tylko ultrawytrzymałych konstrukcji, lecz także przemysłowych katalizatorów. Straty pójdą w setki miliardów, na całym świecie!
– Ale…
– I wszystko w imię szalenie nieprawdopodobnego układu, który rzekomo był w stanie doprowadzić do samobójstwa gruntownie przebadanej, w pełni stabilnej psychicznie i kompetentnej osoby? Oczywiście, że od dawna wiedzieliśmy jak ją życie potraktowało. Sama opowieziała wszystko przy rekrutacji. Jednak mogę panu zaręczyć, że całkowicie się od tego uwolniła i nie stwierdziliśmy żadnych zaburzeń reaktywnych. Mam nadzieję, że nie rozpowszechniał swoich koncepcji? – zwrócił się do barmana.
– Nie.
– Całe szczęście. Na razie nie mamy więcej pytań, śledztwo pozostaje w toku… Panie Clint, dobrze się pan czuje?
– Nie. – Howard wybiegł z sali.
Roztrącił ludzi stłoczonych na korytarzu i pod budynkiem, pędził chodnikiem, aż ból nadal osłabionych po przeleżanym locie łydek kazał mu się zatrzymać kilkanaście przecznic dalej.
Wszystko na nic, ale w sumie czego ja chciałem, sam raport podkreślał zupełny brak odpowiedzialności kogokolwiek. Tylko… tylko…
Zapach rozgrzanej gumy.
Smak laboratoryjnego alkoholu.
Oparł czoło o ścianę kamienicy i zaczął płakać. Nie wiedział, jak długo, aż poczuł na drżącym ramieniu rękę Jacoba.
– Chodźmy gdzieś.
Dał się zaprowadzić do tego samego lokalu co przed pierwszym przesłuchaniem. Barman nalał mocnego drinka.
– Zabawne, że Boltzmann skończył tak samo, jak ofiara tworu nazwanego po nim – powiedział, podając szklankę astronaucie.
Clint zajrzał do środka, wypił, bezradnie rozejrzał się po plakatach na ścianach.
– I co teraz?
– Dowództwo pewnie wyśle cię do lekarza, ten stwierdzi zespół stresu pourazowego czy coś w tym stylu i odstawi od kolejnych lotów. A dalej nie wiem, może zostaniesz przy projektowaniu, może pójdziesz wymyślać technologie konkurencyjne wobec tych, którym poświęciłeś całe życie, może bazując na historii Kat przeprowadzisz jakąś kampanię społeczną o zdrowiu psychicznym. Houston, mamy problem brzmi dobrze?