- Opowiadanie: Jeremia - Miss Boltzmann, czyli dlaczego nigdy nie było polskiego Columbine

Miss Boltzmann, czyli dlaczego nigdy nie było polskiego Columbine

Dziękuję bardzo @Outta Sewer za betowanie. Wszelkie, liczne, pozostałe wady są winą moją, nie jego.

 

 

Po po­wro­cie z Wenus trwa śledz­two w spra­wie tra­ge­dii, do której doszło pod­czas misji.

Jed­no­cze­śnie coraz wię­cej pi­ją­cy i za­my­ka­ją­cy się we wła­snym świe­cie in­ży­nier na­no­tech­no­log w to­wa­rzy­stwie do­ra­bia­ją­ce­go jako bar­man eks­per­ta od tro­pie­nia teo­rii spi­sko­wych pró­bu­je zna­leźć wła­sną drogę do zro­zu­mie­nia, co się wła­ści­wie wy­da­rzy­ło.

 

TW: Samobójstwo, znęcanie się nad dzieckiem, opis ataków paniki

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Miss Boltzmann, czyli dlaczego nigdy nie było polskiego Columbine

Oszu­stwo, wszyst­ko jedno wiel­kie oszu­stwo. Że niby po­czu­ję się le­piej? Świat wraz z Frag­men­ta­mi może i za­czy­nał się roz­my­wać i wi­ro­wać, ale nie sta­wał się ani odro­bi­nę mniej pa­skud­ny i po­zba­wio­ny Jej. Jeden wiel­ki cho­ler­ny spi­sek firm spi­ry­tu­so­wych. I ten bar­man, wpraw­dzie przed chwi­lą we­zwa­ny, lecz prze­cież nie pro­szo­ny, by kładł łap­sko na jego ra­mie­niu…

– Ho­ward Clint?

– Tak. – Się­gnął po ser­wet­kę. – Masz tu mój au­to­graf, a jeśli je­steś hieną dzien­ni­kar­ską to sorry, ale nie masz co li­czyć na spój­ny wy­wiad, na­spa­wa­łem się już jak eska­dra Mes­ser­sch­mit­tów.

– Dzię­ku­ję. I po pro­stu… Bar­dzo mi przy­kro.

– Aha. Resz­ty nie trze­ba.

Po­wlókł się do wyj­ścia, pró­bu­jąc zła­pać pion. W tak­sów­ce wci­snął setkę kie­row­cy na­tych­miast po wska­za­niu ad­re­su.

– Dla cie­bie, jeśli po dro­dze nie pi­śniesz ani słów­kiem o tym co wi­dzia­łeś w te­le­wi­zji, do­brze?

Im bli­żej bu­dyn­ku, tym bar­dziej gęst­nia­ło mro­wie ludzi i sa­mo­cho­dów. Ktoś ude­rzał w szybę i dach auta. Ho­ward po­czuł jakby na­peł­nio­no mu żyły rtę­cią.

W po­wie­trzu krzy­żo­wa­ły się we­zwa­nia do na­wró­ce­nia i ostrze­że­nia przed ścią­ga­nym przez NASA do spół­ki z ESA (sza­tań­skie kon­do­mi­nium!) Ar­ma­ged­do­nie. Sły­szał też żą­da­nia spe­cjal­nych ko­rzy­ści dla na­ro­du który ofia­rą krwi swo­jej córki po­wstrzy­mał Bel­ze­bu­ba i nie­licz­ne, kon­tra­stu­ją­ce z resz­tą, pełne na­dziei pod­kre­śla­nie szans na ra­tu­nek z ko­smo­su.

Wielu trzy­ma­ło kart­ki i trans­pa­ren­ty, gru­po­wa­li się w ziar­na we­dług po­dob­nej ich tre­ści, na gra­ni­cy faz rosły na­prę­że­nia i na­pię­cie. Fa­tal­ny stop, w la­bo­ra­to­rium by po­szedł do od­pa­dów. Albo pró­bo­wa­no by go ra­to­wać przez do­miesz­ko­wa­nie wę­glem.

Drogę za­blo­ko­wa­ła grupa klę­czą­cych sta­ru­szek w czer­wo­nych płasz­czach z orłem, ich mo­dli­twy skrzy­pia­ły i sze­le­ści­ły jak ciche prze­kleń­stwa Kat nad pul­pi­ta­mi.

– Rusz­cie się, krowy! – wrza­snął kie­row­ca, na­ci­ska­jąc klak­son.

Wyświetlony zamiast obrazów z kamer lądownika napis wołami:

“Ty śmie­ciu, za­wsze bę­dziesz tylko tłu­stą krową. Tylko mar­nu­jesz miej­sce i je­dze­nie, i tak do ni­cze­go nie doj­dziesz!”

 

 

– Jak się pan na­zy­wa? – spy­tał prze­wod­ni­czą­cy SETI.

– Ho­ward Clint. Prze­cież już wie­cie. Mo­że­cie omi­nąć część trans­mi­to­wa­ną tłusz­czy i od razu spy­tać, jak to było z tymi trza­ska­mi?

– Nie – wy­rę­czył prze­ło­żo­nych pro­to­ko­lant.

– Czym się pan zaj­mu­je?

– Je­stem na­no­tech­no­lo­giem, pod­czas misji Aph­ro­di­te zajmowałem się opancerzeniem statku.

– W dzien­ni­ku po­kła­do­wym do­wód­ca mel­do­wał o za­po­cząt­ko­wa­nym dwie­ście czter­na­ste­go dnia misji nie­spo­dzie­wa­nym stu­ka­niu i trzesz­cze­niu po­szy­cia.

– Zga­dza się, co dziw­ne, wy­łącz­nie nocą. Zna­czy, lą­dow­ni­ko­wą nocą, prze­cież na pla­ne­cie cały czas był dzień…

– Czy zle­co­na panu kon­tro­la wy­ka­za­ła ja­kieś nie­pra­wi­dło­wo­ści?

– Tak jak się spo­dzie­wa­łem, nie. Wy­ko­na­ne ze stopu o wy­so­kiej en­tro­pii po­szy­cie było za­pro­jek­to­wa­ne na wy­trzy­ma­nie o wiele wię­cej niż sto at­mos­fer i pięć­set stop­ni Cel­sju­sza. Wy­sła­no ra­port i cze­ka­li­śmy na roz­wią­za­nie nie­moż­li­we do od­kry­cia na miej­scu.

– Czy zmar­ła Ka­ta­rzy­na Bog­dań­ska ko­men­to­wa­ła je jakoś, na przy­kład twier­dząc, że to wy­sy­ła­ne al­fa­be­tem Morse’a wia­do­mo­ści? – Ko­lej­ne py­ta­nie zadał wcze­śniej spo­tka­ny bar­man.

– Serio, na tyle was stać? – mruk­nął Ho­ward. – Nie… Wtedy nie. Cho­ciaż wy­da­wa­ła się lekko nie­obec­na, schu­dła i stra­ci­ła nieco po­czu­cia hu­mo­ru. Ale obo­wiąz­ki speł­nia­ła bez za­rzu­tu.

– Czy po­sia­da­cie na­gra­ne za­pi­sy tych dźwię­ków?

– Oczy­wi­ście, jed­nak nie je­stem pe­wien, czy z praw­ne­go punk­tu wi­dze­nia, ze wzglę­du na pry­wat­ność astro­nau­tów, do­wód­ca mógł je udo­stęp­nić.

– Tym już się pro­szę nie mar­twić. Czy de­nat­ka kie­dy­kol­wiek wcze­śniej wy­ka­zy­wa­ła ozna­ki manii prze­śla­dow­czej?

– Nie, ina­czej nie zo­sta­ła­by wy­bra­na do pierw­szej misji za­ło­go­wej na po­wierzch­nię Wenus. Pod­czas po­przed­nich lotów na or­bi­tę oko­ło­ziem­ską, na Księ­życ, a na­stęp­nie Marsa była zrów­no­wa­żo­na, trzeź­wo my­ślą­ca, a nad­miar ener­gii zu­ży­wa­ła na ob­ra­ca­nie w żart trud­nych sy­tu­acji i pod­no­sze­nie mo­ra­le.

– Jaki był za­kres jej obo­wiąz­ków?

– Jako sysop, czyli ope­ra­tor sys­te­mo­wy, od­po­wia­da­ła za stan kom­pu­te­rów i łączy z Zie­mią. W końcu czy to nie ze wzglę­du na jej wie­dzę i upraw­nie­nia jako jedni z nie­licz­nych macie wąt­pli­wo­ści, że na­wią­za­li­śmy kon­takt z jakąś obcą in­te­li­gen­cją?

 

 

– Można to śle­dzić po­dob­ny­mi al­go­ryt­ma­mi do tych uży­wa­nych w przy­pad­ku epi­de­mii – tłu­ma­czył bar­man, ry­su­jąc coś na ser­wet­ce. Pa­pie­ro­wy ręcz­nik zmię­ty w kącie. – Za­glą­da­łeś w ogóle do in­ter­ne­tu po przy­lo­cie?

– Nie chcę i nie muszę.

– Szczę­ściarz. Zo­bacz, więk­szość ludzi ob­sta­wia wpro­wa­dza­nie przez obcą cy­wi­li­za­cję wia­do­mo­ści do głów­ne­go ser­we­ra.

– Aku­rat w jej oj­czy­stym ję­zy­ku?

Nad­pi­sa­ne li­nij­ki kodu, dziw­nie po­skrę­ca­ne li­te­ry, nawet na nie­ro­zu­mie­ją­ce­go jakby sy­czą­ce spo­mię­dzy ze­schłych liści.

– Mieli opa­no­wa­ne ele­men­ty te­le­pa­tii, by po­zy­skać za­ufa­nie osoby od­po­wia­da­ją­cej za kon­tak­ty ze świa­tem ze­wnętrz­nym.

– I do­pro­wa­dzić ją do sa­mo­bój­stwa? Tak chcie­li się skon­tak­to­wać? Naj­bar­dziej me­dial­ną śmier­cią od czasu ka­ta­stro­fy Co­lum­bii?!

– Przy­znaj Ho­ward, to cał­kiem sen­sow­na, jak się za­sta­no­wić, me­to­da. Może Oni mają opa­no­wa­ne wskrze­sza­nie, może są bar­dziej spo­łecz­ni niż nasze mrów­ki, może się u Nich dziać mi­lion rze­czy skła­nia­ją­cych Ich do po­ko­jo­we­go po­słan­nic­twa wła­śnie w ten spo­sób.

– Polej.

 

 

– Jak wy­glą­da­ły pana kon­tak­ty z me­dia­mi po po­wro­cie na Zie­mię?

– Na roz­kaz do­wódz­twa wzią­łem udział w kon­fe­ren­cji pra­so­wej, pod­czas któ­rej od­po­wia­da­łem na py­ta­nia we wcze­śniej usta­lo­nym za­kre­sie. Póź­niej, jak wszy­scy inni, udo­stęp­ni­łem w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych ofi­cjal­ne oświad­cze­nie za­ło­gi. I tyle.

– Żad­ne­go roz­po­wszech­nia­nia nie­po­twier­dzo­nych hi­po­tez?

– Żad­ne­go.

– Tak było – po­twier­dził „bar­man”. – Z usta­leń mo­je­go ze­spo­łu wy­ni­ka, że źró­dła są zu­peł­nie gdzie in­dziej.

– Bę­dzie­my mu­sie­li przejść do fa­tal­nej doby dwie­ście czter­dzie­stej dzie­wią­tej. Czy chciał­by pan za­rzą­dze­nia prze­rwy?

– Tak.

 

 

Na­cisk klam­ki na frag­men­tach dłoni.

Ból barku.

Wiry i kon­ty­nen­ty na ka­fel­kach.

Po­pla­mio­ne fugi.

Krzyk. Setki igieł w gar­dle.

Jak to opo­wie­dzieć?

 

 

– We­dług ra­por­tu le­kar­skie­go zgon na­stą­pił o go­dzi­nie dru­giej zero trzy czasu po­kła­do­we­go.

– Zga­dza się. – Za­ci­snął dło­nie na mów­ni­cy.

– Jako przy­czy­nę śmier­ci po­da­no sa­mo­bój­stwo przez po­wie­sze­nie, jako bez­po­śred­nią, udu­sze­nie ka­blem.

– Tak.

– To pan zna­lazł ciało?

– Tak.

– Byłby pan w sta­nie opi­sać, co za­stał po wej­ściu?

Za długo tu już był. Na pewno po­ziom dwu­tlen­ku węgla gwał­tow­nie wzrósł. Ten sam skurcz oskrze­li, ten sam zamęt w gło­wie.

Kro­ple potu spły­wa­ją­ce żebro za że­brem.

– Le­ża­ła… z żół­tym… ka­blem… wokół szyi… ręce i nogi miała… roz­rzu­co­ne… I ta krew… wy­pły­wa­ją­ca z ust… – Z tru­dem łapał od­dech. – Od razu… pró­bo­wa­łem ją… re­ani­mo­wać… ale…

– Chce pan ko­lej­nej prze­rwy? Albo zmia­ny osoby py­ta­ją­cej? – Słowa le­d­wie dało się sły­szeć przez szum i pisk w uszach Ho­war­da.

Rude włosy w strą­kach.

Czar­na ko­szul­ka Pearl Jam, oliw­ko­we leg­gin­sy i brud­no­bia­łe tramp­ki.

Stop. Je­steś gdzieś in­dziej, kiedy in­dziej.

Błę­kit­ny łuk, praw­dzi­wa nir­wa­na, na­bierz po­wie­trza by nie alar­mo­wać Ho­uston.

– Mogę gadać z wa­szym łowcą teo­rii spi­sko­wych czy jak mu tam?

 

 

– Wie­dzia­łeś, że kie­dyś pró­bo­wa­ła sił w stand-upie?

– Nie dzi­wię się. Sły­sza­łem, jakie ko­me­dio­we mo­no­lo­gi wy­gła­sza­ła o ze­psu­tej róż­ni­ców­ce. Co to ma do spra­wy?

– Jakiś za­pa­lo­ny nerd dodał an­giel­skie na­pi­sy do wszyst­kich jej sta­rych wy­stę­pów. Zo­bacz, co tren­du­je wśród stron­ni­ków tezy o po­czci­wym, ludz­kim sza­leń­stwie.

(…) żeby tu wejść, mu­sia­łam oba­lić kie­lon­ka. No dobra, setkę. OK, flasz­kę, ale zo­sta­łam zmu­szo­na sy­tu­acyj­nie! Gdzieś mi wcię­ło na­kręt­kę! Tylko nie mów­cie mojej mamie, że tak na­praw­dę po­łknę­łam już za pierw­szą ko­lej­ką. Spo­koj­nie, od czasu pew­nych raj­stop w pod­sta­wów­ce wiem, ze nie tak łatwo mnie udła­wić. OHO! Widzę falę za­zdro­snych spoj­rzeń wśród ko­biet i za­in­te­re­so­wa­nia wśród męż­czyzn. Uwaga, wiel­ka akcja uświa­da­mia­nia, to że się coś prze­ży­ło, nie zna­czy, że się to lubi. Ina­czej każda ofia­ra gwał­tu by­ła­by su­per­ko­chan­ką. W ogóle, fa­ce­ci, co z wami, czy was tak kręci jak się laska boi i wy­ry­wa?! To jak­bym ja się po­la­zła ma­stur­bo­wać na farmę norek! (…)

– Ktoś się nad nią znę­cał.

– O ja cię, to pew­nie fejk. – Pokręcił głową nanotechnolog, próbując wyrzucić z głowy wspomnienie kolejnego syku:

„Raj­sto­py ci w gar­dło, gruba wie­śnia­ro! Po­win­naś się już dawno zabić!

Po­dwój­na ławka po­środ­ku dam­skiej szat­ni. Luf­ci­ki pół­to­ra metra poza za­się­giem. Wi­dzisz to?

Ojej­ku, de­bil­ka pła­cze? Ty słaba po­raż­ko! Ma­mu­sia już cię wzmoc­ni, pa­mię­taj, każdy cios dla two­je­go dobra!”

– Daj jesz­cze jed­ne­go.

(…) Dla­cze­go nigdy nie było pol­skie­go Co­lum­bi­ne? Bo na szczę­ście mój rocz­nik jesz­cze się nie za­ła­pał na do­dat­ko­we dwa lata w pod­sta­wów­ce. (…)

– W wy­wia­dach nigdy nie mó­wi­ła o żad­nych złych prze­ży­ciach, ale na kan­wie jej ske­czy cał­kiem sporo osób stwier­dzi­ło, że miała po pro­stu uśpio­ną trau­mę z dzie­ciń­stwa. Albo i wię­cej niż jedną…

(…) No ale ok, po­wiedz­my, że mam prawo prze­cho­dzić gor­szy okres, bo naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka na moich oczach pró­bo­wa­ła wal­nąć sa­mo­bó­ja. Idę po­ga­dać z psycholog, babka pyta jak bym się po­czu­ła gdyby się udało, ja że super, w pełni roc­kan­drol­lo­wo. Ona, jak ktoś kto spę­dził rok dwa tysiące siedemnasty w piw­ni­cy albo an­tark­tycz­nym de­tek­to­rze neu­trin żąda spre­cy­zo­wa­nia, więc od­po­wia­dam, że jak Che­ster Ben­ning­ton po śmier­ci Chri­sa Cor­nel­la. (…)

 

 

Je­dy­na, te­sto­wa trasa ła­zi­ka. Dwie osoby w środ­ku nieco za bli­sko sie­bie, nieco za mocno pod­grza­ne, nieco za mocno ob­cią­żo­ne obo­wiąz­ka­mi.

– Jak my­ślisz, gdy­bym teraz za­rzą­dzi­ła awa­ryj­ne otwar­cie, zdą­ży­my coś po­czuć? – Palce na kla­wi­szach drżą cze­ka­jąc.

Strzał ad­re­na­li­ny.

Ole­isty kwas w wiecz­nym wrze­niu.

– Czy by­ła­by to twoja wina? Może za mało się uśmie­cha­łeś do mnie? – cią­gnie ko­bie­ta.

– Skąd ten po­mysł?

– Wiesz… Nie­waż­ne. – Wzdy­cha. – Ale ob­wi­nia­nie in­nych by­ło­by nie­do­rzecz­ne?

– No tak. Coś się stało, ktoś ci bli­ski zro­bił sobie krzyw­dę?

– Dzię­ki za po­twier­dze­nie. Nie wspo­mi­naj o tym ni­ko­mu, do­brze?

Stu­ka­nie po­szy­cia. Pra­wie się już przy­zwy­cza­ił.

 

 

– Kto z Ziemi za­opi­nio­wał, że nie­wy­ja­śnio­ne dźwię­ki nie sta­no­wią za­gro­że­nia dla bez­pie­czeń­stwa lą­dow­ni­ka i za­ło­gi?

– Dok­tor Jacob Patel z In­sty­tu­tu Na­no­sto­pów, od lat współ­pra­co­wał z agen­cją, rów­nież pod­czas przy­go­to­wań do misji Aph­ro­di­te. Zgo­dzi­ły się z nim dwie nie­za­leż­ne ko­mi­sje, sze­fo­stwo nie miało po­wo­dów by awa­ryj­nie nas ścią­gać. W pa­ni­kę wpa­dli do­pie­ro gdy kom­pu­te­ry za­czę­ły wa­rio­wać i wy­sy­łać ob­co­ję­zycz­ne, nie­na­wist­ne ko­mu­ni­ka­ty pod ad­re­sem ope­ra­tor­ki. Uru­cho­mi­li­śmy drugi kom­pleks kom­pu­te­rów, lecz nie­dłu­go przed – Ho­ward prze­łknął po­cho­dzą­cy zni­kąd kłąb szkla­nej waty – jej śmier­cią, on rów­nież zo­stał za­in­fe­ko­wa­ny.

– Dla­cze­go wtedy nie wró­ci­li­ście?

– Musieliśmy dokładnie przeanalizować sytuację. Baliśmy się, że anomalia zakłóci lot powrotny. Wprawdzie poza pastwieniem się nad sysopem nie wpływała na inne funkcje statku, ale zajmowała rezerwy mocy obliczeniowej, które mogłyby być nagle potrzebne.

– Pró­bo­wa­li­ście się jej po­zbyć?

– Wie­lo­krot­nie, Kat sto­so­wa­ła się do­kład­nie do nada­wa­nych ra­dio­wo in­struk­cji naj­lep­szych spe­cja­li­stów. Choć­by nie wiem jakie cuda wy­my­śla­li, po krót­kim cza­sie to coś ata­ko­wa­ło w nie­zmie­nio­nej po­sta­ci.

– Ro­zu­miem, że wy­łącz­nie zmar­ła wy­ko­ny­wa­ła czyn­no­ści za­bez­pie­cza­ją­ce?

– Tak. Czy coś pań­stwo in­sy­nu­uje­cie? – Na­je­żył się astro­nau­ta.

– Nie pan tu jest od za­da­wa­nia pytań. Kto po śmier­ci Bog­dań­skiej prze­jął jej za­da­nia?

– Drugi pilot.

– Czy awa­rie się utrzy­my­wa­ły?

– Nie.

– Na razie nie mam wię­cej pytań.

 

 

Jacob cof­nął się o krok i opu­ścił ra­mio­na.

– Jezu, chło­pie, wy­glą­dasz jak he­ro­ini­sta na po­cząt­ku od­wy­ku!

– Gło­śniej, może pap­pa­raz­zo za ga­ra­żem są­sia­da cię nie usły­szał – burk­nął Ho­ward. – Naj­pierw wejdź, skoro udało ci się już prze­drzeć przez lo­kal­ne za­gęsz­cze­nia ga­piów i świ­rów.

Patel z nie­po­ko­jem spo­glą­dał, jak przy­ja­ciel ner­wo­wy­mi ru­cha­mi za­trza­ski­wał kilka zam­ków.

– Trzy­masz się jakoś?

– Tak, to nor­mal­ka po dłu­gich lo­tach, le­ka­rze mają już ob­cy­ka­ne skła­da­nie do kupy.

– Mówię o… no, wiesz. Chyba po­wi­nie­neś dać mi w mordę albo coś.

– Dla­cze­go? Nie mo­głeś prze­wi­dzieć.

– Masz chwil­kę? Ja wła­śnie w tej spra­wie.

Od­po­wiedź ubiegł pełen eks­cy­ta­cji okrzyk z kuch­ni.

– Ale jaja!

– Kto to?

– Gość z SETI, szef ze­spo­łu zaj­mu­ją­ce­go się śle­dze­niem teo­rii spi­sko­wych w sieci, i do­sta­wa­mi al­ko­ho­lu dla mnie, so­cjo­log czy jakoś tak.

– Prze­pra­szam – oznaj­mi­ła skru­szo­na głowa wy­chy­la­ją­ca się zza drzwi. – Wiem, że mam po­waż­ną ro­bo­tę, ale tutaj na­praw­dę prze­szli sa­mych sie­bie. Ko­ja­rzysz tych od pierw­sze­go kon­tak­tu z ko­smi­ta­mi? I tych, któ­rzy twier­dzi­li że sprząt­nę­ła ją mafia, ta sama co rze­ko­mo pół wieku temu Bo­ur­da­ina, Avi­ciie­go i tych dwóch wo­ka­li­stów co się przy­jaź­ni­li po grób? Wy­obraź sobie, że szu­ria po­łą­czy­ła siły i zmu­to­wa­ła w nar­ra­cję o pan­ga­lak­tycz­nej siat­ce pe­do­fi­li ma­ją­cej filie w piz­ze­riach na wszyst­kich pla­ne­tach we wszyst­kich ukła­dach! – Za­chwiał się ze śmie­chu. – Ktoś tu na­praw­dę na­oglą­dał się zbyt dużo Ricka i Morty’ego! O, dzień dobry, panie…

– Jacob Patel.

– Skoro już się po­zna­li­ście, mo­że­my usiąść, napić się i po­roz­ma­wiać. Mamy dużo tro­pów do oso­bi­ste­go spraw­dze­nia.

Po­miesz­cze­nie było usła­ne zgnie­cio­ny­mi pusz­ka­mi po piwie, pu­sty­mi bu­tel­ka­mi, po­spiesz­nie na­ba­zgra­ny­mi no­tat­ka­mi, po­środ­ku któ­rych tkwi­ły dwa lap­to­py i trzy te­le­fo­ny. Opie­ra­ją­ca się chwiej­nie o szaf­kę kor­ko­wa ta­bli­ca szcze­rzy­ła na gości ko­lo­ro­we pi­nez­ki.

Jacob ro­zej­rzał się i usiadł przy stole. Się­gnął po szklan­kę z prze­zro­czy­stą cie­czą.

– Kurwa, co to jest? – Za­krztu­sił się.

– Żu­brów­ka, ku pa­mię­ci Kat. – Ho­ward ode­brał mu na­czy­nie.

– Pro­wa­dzi­cie wła­sne śledz­two? Wy­da­wa­ło mi się, że ofi­cjal­ne z NASA jesz­cze trwa w naj­lep­sze.

– To praw­da, ale od­gry­wa­my rolę szam­bo­nur­ków, może uda nam się wy­do­być coś prze­ło­mo­we­go, na razie mają wię­cej pytań niż od­po­wie­dzi. Wiele hi­po­tez wy­da­je się być rów­nie upraw­nio­nych. – Ho­ward wska­zał coś na ta­bli­cy.

1. Ode­zwa­nie się sta­rych ura­zów, sfa­bry­ko­wa­nie na­kła­nia­nia do sa­mo­bój­stwa.

2. Wpro­wa­dze­nie zmian przez in­ne­go człon­ka za­ło­gi lub kogoś z ze­wnątrz.

– Za nimi prze­ma­wia­ją licz­ne za­war­te w ko­mu­ni­ka­tach od­nie­sie­nia do jej prze­żyć, a przy­naj­mniej na pewno tych, z któ­rych kie­dy­kol­wiek pu­blicz­nie się na­bi­ja­ła.

– Hm.

3. Kon­takt z obcą cy­wi­li­za­cją.

4. Nagły skok w zło­żo­no­ści kom­pu­te­ra i uzy­ska­nie przez niego świa­do­mo­ści.

– A pro­pos. Za­cho­wa­łem prze­sła­ne do mojej ana­li­zy za­pi­sy skrzy­pień i trza­sków. Wpraw­dzie po­cząt­ko­wo zaj­mo­wa­łem się nimi tylko pod kątem bez­pie­czeń­stwa prze­no­szo­nych ob­cią­żeń, lecz potem, na wszel­ki wy­pa­dek, za­przę­gli­śmy ła­ma­nie szy­frów. Nie wie­dzie­li­śmy, czy mają zwią­zek ze spra­wą, czy są czy­stą ko­re­la­cją.

Ko­lej­na seria dźwię­ków na ko­ry­ta­rzu do kan­ty­ny, zje­żo­ne wło­ski na Jej przed­ra­mio­nach.

– Pra­wie od razu za­uwa­ży­łem po­wta­rza­ją­ce się pra­wi­dło­wo­ści, które przy wy­bu­ja­łej wy­obraź­ni można było wziąć za, od­mien­ną od ja­kiej­kol­wiek innej, skład­nię – cią­gnął Jacob – Oczy­wi­ście, o wiele prost­szym, i bar­dziej praw­do­po­dob­nym wy­ja­śnie­niem było dzia­ła­nie sy­me­trii sieci. Zresz­tą, komu to mówię. Jed­nak zo­bacz, co udało się wy­eks­tra­ho­wać z póź­ne­go na­gra­nia, nie­dłu­go przed prze­ję­ciem kom­pu­te­rów, spo­śród szu­mów, po prze­tłu­ma­cze­niu z pol­skie­go Morse’em. – Wyjął te­le­fon.

– SP 19 (…) nigdy się nie wy­rwiesz, nikt ci nie uwie­rzy! (…) pach­ną­cy gumą wiatr na pętli tram­wa­jo­wej (…) zabij się, przy­naj­mniej może ktoś znaj­dzie ja­kieś za­sto­so­wa­nie dla two­je­go tłusz­czu! (…) szep­ty wszyst­kich za two­imi ple­ca­mi (…)

– Więc jed­nak. – W Ho­war­dzie wy­pi­ty al­ko­hol roz­lał się go­rą­cą grozą po­twier­dze­nia. – W SETI nie pra­cu­ją idio­ci, już na pewno wie­dzą. Przy ry­go­ry­stycz­nych kon­tro­lach przed star­tem nie da się wpro­wa­dzić do po­szy­cia na­daj­ni­ka albo cze­goś zmie­nia­ją­ce­go na­prę­że­nia by mo­du­lo­wać trza­ski. Na­wią­za­li­śmy z czymś kon­takt.

– Jesz­cze nie skoń­czy­łem ra­por­tu dla nich na po­trze­by śledz­twa. Po­trze­bu­ję cie­bie, je­steś naj­lep­szy od sto­pów wy­so­kiej en­tro­pii, spraw­dzisz mój sza­lo­ny po­mysł. Po­dej­rze­wam po­wsta­nie… mózgu Bolt­zman­na.

Okre­śle­nie za­wi­sło po­mię­dzy za­cie­ka­mi.

– Prze­pra­szam, czego? – wtrą­cił ze­pchnię­ty na mar­gi­nes „bar­man”.

– En­tro­pia jest miarą nie­po­rząd­ku i nie­prze­wi­dy­wal­no­ści – wy­ja­śniał jak ucznio­wi Jacob. – W tym wy­pad­ku, przy­pad­ko­we­go roz­miesz­cze­nia ato­mów wielu me­ta­li w za­bu­rzo­nej przez czyn­nik nie­do­pa­so­wa­nia sieci kry­sta­licz­nej. Na­dą­żasz? A tam, gdzie jest bur­del – Jak w ru­skim czoł­gu, za­brzmiał w gło­wie Ho­war­da gniew­ny ko­bie­cy głos. – wszyst­ko może się zda­rzyć. Rów­nież, choć to nie­zwy­kle mało praw­do­po­dob­ne, spon­ta­nicz­nie ufor­mo­wać się my­ślą­cy byt. W pan­ce­rzu lą­dow­ni­ka fluk­tu­acje i per­ko­la­cje, być może, utwo­rzy­ły coś na kształt sieci neu­ro­no­wej.

– Sztucz­na oso­bo­wość drę­czy­cie­la?

– Tak. Mniej wię­cej tak. – Ock­nął się Ho­ward. – Je­dzie­my do In­sty­tu­tu? Jeśli to praw­da… Mu­si­my spo­rzą­dzić sche­mat blo­ko­wy ar­chi­tek­tu­ry ta­kiej sieci, prze­szu­kać sta­tek i prze­py­tać po­zo­sta­łych, by przed­sta­wić w ra­por­cie jak układ się na­uczył jej naj­słab­szych punk­tów, wy­na­jąć kil­ka-kil­ka­na­ście go­dzin na kom­pu­te­rze kwan­to­wym, by wy­li­czyć praw­do­po­do­bień­stwo…

– O sta­tek trze­ba się bę­dzie szar­pać z fe­de­ral­ny­mi, pa­trzą agen­cji na ręce. – ostu­dził go Jacob. – Zo­sta­ją iden­tycz­ne czę­ści prze­ka­za­ne z JPL.

 

 

– Cie­szę się, że chcia­łeś się spo­tkać i po­ga­dać. – Wzdry­gnął się, gdy Helen po­ło­ży­ła dłoń na jego ra­mie­niu. – Wreszcie nie wyglądasz jak zombie. Po­trze­bu­jesz cze­goś?

– Na­pij­my się.

– My­ślisz, że to dobry po­mysł?

– Mo­gła­byś scho­wać skrzy­wie­nia za­wo­do­we? – burk­nął Ho­ward. – Łatwo ci mówić, nie ty ją zna­la­złaś, nie ty masz ją non stop przed ocza­mi!

– Chcesz się li­cy­to­wać? Przy­po­mi­nam, że to ja ją kro­iłam, mając z tyłu głowy że to mogła być spraw­ka kogoś z nas! Pa­mię­tasz, jak każdy na każ­de­go wil­kiem pa­trzył?

– Tja. – Wziął głę­bo­ki od­dech. – Prze­pra­szam, nie je­stem sobą.

– Widzę. Mar­twię się o cie­bie, cią­gle cię prze­py­tu­ją o każdy szcze­gół.

Mach­nął ręką.

– Dam radę. Cie­bie o co py­ta­li?

– Dzie­li­łam z nią ka­bi­nę, więc stan­dar­do­wo, jak się za­cho­wy­wa­ła, jak wy­glą­da­ła, czy nie za­uwa­ży­łam ni­cze­go nie­po­ko­ją­ce­go. Jak babka u babki, z ta­jem­ni­cy le­kar­skiej jesz­cze mnie sąd nie zwol­nił.

– I?

– Na­praw­dę, nic! Szlag! Wiesz co? Tej ostat­niej nocy – głos się jej za­ła­mał – wi­dzia­łam, jak szła do ła­zien­ki. Po­tknę­ła się o skrzy­nię z rze­cza­mi oso­bi­sty­mi, na­ro­bi­ła mnó­stwo ha­ła­su, ale byłam tak zmę­czo­na że tylko lekko się roz­bu­dzi­łam. Uśmiech­nę­ła się i szep­nę­ła, że wszyst­ko w po­rząd­ku i prze­pra­sza, więc na­tych­miast znowu za­snę­łam. Gdy­bym tylko po­wie­dzia­ła co­kol­wiek, może… – Scho­wa­ła twarz w dło­niach.

– To nie twoja wina. Prze­cież nie wie­dzia­łaś.

– Raz było coś ta­kie­go, jesz­cze przed wy­lo­tem, potem za­po­mnia­łam. Zrobiłyśmy sobie wieczorek integracyjny, trochę dałyśmy w palnik, zwłaszcza ona. – Zaj­rza­ła do przy­bru­dzo­nej szklan­ki z winem. – Po­ka­za­łam jej zdję­cie swo­jej dzie­wię­cio­let­niej córki. Zer­k­nę­ła i nagle za­ci­snę­ła oczy, za­sty­gła. Prze­stra­szy­łam się, ale prze­szło jej po paru mi­nu­tach. Bła­ga­ła, żebym ni­g­dzie tego nie za­pi­sy­wa­ła, po­wie­dzia­ła, że Deb­bie przy­po­mi­na z twa­rzy bar­dzo źle wspo­mi­na­ną przez nią osobę.

– Hm.

– Pierw­szy raz wi­dzia­łam ją tak roz­trzę­sio­ną. Jed­nak szyb­ko wzię­ła się w garść i za­su­wa­ła jak wcze­śniej, więc cała sy­tu­acja wy­le­cia­ła mi z głowy, aż do czasu… – Po­cią­gnę­ła duży łyk. – Nawet teraz do­trzy­ma­łam słowa, nikt z nad­zo­ru o tym nie wie.

– Mo­żesz prze­słać mi fotkę małej?

Nie­chęt­nie się zgo­dzi­ła. Ho­ward od razu prze­ka­zał bar­ma­no­wi, by prze­szu­kał od­ko­py­wa­ne przez in­ter­nau­tów zdję­cia ze szkol­nych ga­le­rii Kat i zna­lazł kogoś po­dob­ne­go. Mieli już tylko pół­to­ra ty­go­dnia.

 

 

Wy­ty­cza­ją­ce drogę taśmy w Ba­ra­no­wie pew­nie były gra­na­to­we, jak wszę­dzie, choć z po­wo­du ciem­nych oku­la­rów nie mógł być tego pewny. Od­pra­wę celną i wa­liz­ko­we testy na wa­chlarz pa­to­ge­nów prze­szedł szyb­ko.

Dalej, pod ogrom­ny­mi dwu­ko­lo­ro­wy­mi fla­ga­mi, stały dzie­siąt­ki ludzi z imio­na­mi wy­pi­sa­ny­mi na ka­wał­kach tek­tu­ry, od ponad stu lat nie przy­jął się żaden lep­szy po­mysł na wy­eks­po­no­wa­nie na kogo się czeka. Kto wie, czy nie było tu ja­kie­goś po­ro­zu­mie­nia, hek­ta­ry lasów pa­da­ją­ce pod coraz więk­sze porty lot­ni­cze, pulpa drzew­na mie­lo­na na za­pi­sa­ne kart­ki, lecz kie­dyś to się skoń­czy, drze­wa w ze­mście po­dej­dą pod mury, ścia­ny zbli­ża­ją się do niego, pę­ka­ją, coraz trud­niej od­dy­chać, serce wali jak sza­lo­ne pró­bu­jąc roz­nieść z krwią reszt­ki tlenu…

Mam zawał, roz­bły­sło w gło­wie Ho­war­da, mam zawał i umie­ram, jakim cudem, prze­cież je­stem astro­nau­tą, zdro­wym jak koń. Muszę je­chać do szpi­ta­la, na nie­zna­nej ziemi, wpraw­dzie sły­sza­łem, że tutaj nawet bez ubez­pie­cze­nia od­ra­tu­ją mnie za darmo, lecz stra­cę czas, nie uda się, nie mogę sobie na to po­zwo­lić, my­ślał, opa­da­jąc na zba­wien­ną ławkę.

Po kil­ku­na­stu mi­nu­tach, o dziwo, po­czuł się o wiele le­piej, nawet jakby wszyst­ko wró­ci­ło do normy. Może tylko za­czął wa­rio­wać. Wstał i na mięk­kich no­gach po­wlókł się do wyj­ścia, zi­gno­ro­wał tak­sów­ka­rzy i wszedł do pierw­sze­go z brze­gu skle­pu. Aspi­ry­na i al­ko­hol, im wię­cej tym le­piej, zwłasz­cza, że tanio.

Pokój w ho­te­lu, jak ty­sią­ce in­nych, azyl do picia w usi­ło­wa­niu przy­mgle­nia co­noc­nych kosz­ma­rów.

Ranek, serce pra­cu­je jak zwy­kle, ani śladu po in­cy­den­cie na lot­ni­sku, nie­wi­dzial­ność w skle­pie mo­no­po­lo­wym po­śród grupy męż­czyzn w kom­bi­ne­zo­nach ro­bo­czych, żad­ne­go cho­wa­nia się po bra­mach, żad­nych pa­pie­ro­wych toreb, za­miast nich sze­lesz­czą słowa.

Opóź­nio­ny po­ciąg, za­pach ka­na­pek, pła­czą­ce dzie­ci. Twarz Kat na pierw­szej stro­nie bru­kow­ca trzy­ma­ne­go przez ko­bie­tę na­prze­ciw­ko. Znów nikt nie pa­trzył, gdy po­pi­jał kilka ta­ble­tek piwem.

Wresz­cie, mia­sto ozna­czo­ne nie­mal wy­łącz­nie zde­for­mo­wa­ny­mi zgło­ska­mi.

Szedł we­dług do­kład­nie wy­ty­czo­nej wcze­śniej trasy, od prze­ro­śnię­te­go dwor­ca do wy­łu­ska­ne­go przez ludzi bar­ma­na ad­re­su. Od­no­wio­ne ka­mie­ni­ce na prze­mian ze zde­wa­sto­wa­ny­mi, ene, due, rike, fake…

Tra­fi­ła mu się ruina.

Minął kilku star­ców sie­dzą­cych na ławce, prze­su­nął płat bla­chy peł­nią­cej rolę drzwi i ostroż­nie wszedł po skry­tych w pół­mro­ku, roz­pa­da­ją­cych się scho­dach.

Za­pu­kał. Wy­chy­li­ła się niska ko­bie­ta z tłu­sty­mi wło­sa­mi zwią­za­ny­mi w kok.

– Czego? – wark­nę­ła, od­su­wa­jąc od drzwi kil­ku­let­nie dziec­ko. – Stary, cho­waj wszyst­ko, chyba ko­mor­nik przy­szedł!

– Dzień dobry. Pani Ewe­li­na Kry…shak? – Pod­su­nął jej kie­szon­ko­we­go tłu­ma­cza sy­mul­ta­nicz­ne­go.

– Czego pan chce?

– Ko­ja­rzy pani Ka­ta­rzy­nę Bog­dań­ską?

– A, tę co z ko­smi­ta­mi ga­da­ła ale CIA ją sprząt­nę­ło? No, kto by o niej nie sły­szał. Bied­na ko­bit­ka, taka młoda, w moim wieku była.

Ho­ward wy­cią­gnął w jej stro­nę ta­blet wy­świe­tla­ją­cy stare kla­so­we zdję­cie.

– Po­zna­je pani?

– No, ja za dzie­cia­ka. Pięk­ne czasy.

Wska­zał na sto­ją­cą z tyłu i zwie­sza­ją­cą głowę małą Kat.

– A tą tutaj?

– Niech no po­my­ślę… Taki tam śmieć. – Mach­nę­ła ręką. – Błą­kał się po szko­le, nikt jej nie lubił. Tłu­sta świ­nia, prze­mą­drza­ła, i za­wsze naj­brzy­dziej ubra­na. Raj­sto­py pod spodnia­mi no­si­ła, wy­obra­ża sobie pan? Że niby ma­mu­sia jej ka­za­ła. Oj, mia­ły­śmy cza­sem ubaw po wu­efie jej w szat­ni w kil­ka­na­ście dziew­czyn te raj­sto­py w usta wci­ska­ły­śmy. Albo wy­rzu­ca­ły­śmy jej no­tat­ki do kibla. W sumie tro­chę szko­da, że ucie­kła do in­ne­go gim­na­zjum, za­wsze do­star­cza­ła ja­kiejś roz­ryw­ki.

– Wie pani, że to ona zo­sta­ła póź­niej astro­naut­ką?

Ko­bie­ta za­re­cho­ta­ła, uka­zu­jąc czar­ne pnia­ki zębów.

– Chyba żart! Takie zero? Pew­nie skoń­czy­ła na śmiet­ni­ku, gdzie jej miej­sce, i oby jak naj­wcze­śniej się za­bi­ła. Hehe. Pan wy­ba­czy, obiad go­tu­ję. – Za­trza­snę­ła drzwi.

Ścia­ny znów za­czę­ły się zbli­żać i go dusić. Pró­bo­wał wziąć głę­bo­ki od­dech, woń moczu ude­rzy­ła jego opusz­kę wę­cho­wą. Jakby tutaj też się ktoś po­wie­sił, może nawet cała grupa.

 

 

– Skró­to­wo, wła­śnie tak przed­sta­wia­ła­by się hi­po­te­tycz­na sieć sa­mo­rzut­nie po­wsta­ła we­wnątrz stopu. – Ho­ward upił łyk wody ze szklan­ki sto­ją­cej na pul­pi­cie. – Szcze­gó­ły mamy na­kre­ślo­ne w prze­sła­nym wam ra­por­cie.

– Skąd, we­dług wa­szej hi­po­te­zy, brała dane, na któ­rych była tre­no­wa­na?

– Ze­bra­li­śmy re­la­cję świad­ka, którą na pewno śled­czy po­twier­dzi po za­bez­pie­cze­niu ma­te­ria­łu, że zmar­ła po­sia­da­ła na swoim, ma­ją­cym łącz­ność z po­kła­do­wym in­tra­ne­tem, ta­ble­cie, licz­ne na­gra­nia z wy­stę­pów ko­me­dio­wych, w któ­rych bez ogró­dek opo­wia­da­ła o swo­ich przy­krych prze­ży­ciach. Do nich wła­śnie od­no­si­ły się wy­sy­ła­ne ko­mu­ni­ka­ty. Udało mi się rów­nież do­trzeć do praw­do­po­dob­ne­go pier­wo­wzo­ru i na­grać prób­kę jej stylu wy­po­wia­da­nia się o i do Kat.

– Jakim cudem im­pul­som udało się prze­do­stać przez izo­la­cyj­ną war­stwę ma­te­ria­łu ce­ra­micz­ne­go i do­stać do we­wnętrz­ne­go sprzę­tu?

– Tego nie wiem, nie zdą­ży­li­śmy zba­dać wszyst­kie­go, poza tym prze­pro­wa­dza­nie śledz­twa tylko na sy­mu­la­cjach ma swoje ogra­ni­cze­nia.

– Widzi pan, fun­da­men­tal­na luka. Poza tym, jak pan myśli, jakie by­ły­by moż­li­we kon­se­kwen­cje po­twier­dze­nia pań­skiej hi­po­te­zy?

– Za po­mo­cą kom­pu­te­ra kwan­to­we­go udało się wy­li­czyć praw­do­po­do­bień­stwo po­now­ne­go ta­kie­go zaj­ścia. Mogę pań­stwa za­pew­nić, że wy­no­si ono da­le­ko mniej niż jeden do go­ogol­plek­sa. Nie ma zatem ko­niecz­no­ści wy­co­fy­wa­nia się ze sto­pów wy­so­ko­en­tro­po­wych. Co naj­wy­żej kilka ko­lej­nych misji we­nu­sjań­skich wróci do pe­ne­tro­wa­nia gór­nych warstw at­mos­fe­ry w ste­row­cach.

– A media? Po­my­ślał pan, z jakim sprze­ci­wem spo­łecz­nym nagle spo­tka się tak po­wszech­na tech­no­lo­gia? Mo­dy­fi­ka­cje ge­ne­tycz­ne, sieci 7G i kom­pu­te­ry kwan­to­we to przy tym pikuś, tutaj rze­ko­mo mor­der­cza ano­ma­lia stała się bez­po­śred­nią groź­bą. Pod na­ci­ska­mi trze­ba bę­dzie za­rzu­cić wy­twa­rza­nie nie tylko ul­tra­wy­trzy­ma­łych kon­struk­cji, lecz także prze­my­sło­wych ka­ta­li­za­to­rów. Stra­ty pójdą w setki mi­liar­dów, na całym świe­cie!

– Ale…

– I wszyst­ko w imię sza­le­nie nie­praw­do­po­dob­ne­go ukła­du, który rze­ko­mo był w sta­nie do­pro­wa­dzić do sa­mo­bój­stwa grun­tow­nie prze­ba­da­nej, w pełni sta­bil­nej psy­chicz­nie i kom­pe­tent­nej osoby? Oczy­wi­ście, że od dawna wie­dzie­li­śmy jak ją życie po­trak­to­wa­ło. Sama opo­wie­zia­ła wszyst­ko przy re­kru­ta­cji. Jed­nak mogę panu za­rę­czyć, że cał­ko­wi­cie się od tego uwol­ni­ła i nie stwier­dzi­li­śmy żad­nych za­bu­rzeń re­ak­tyw­nych. Mam na­dzie­ję, że nie roz­po­wszech­niał swo­ich kon­cep­cji? – zwró­cił się do bar­ma­na.

– Nie.

– Całe szczę­ście. Na razie nie mamy wię­cej pytań, śledz­two po­zo­sta­je w toku… Panie Clint, do­brze się pan czuje?

– Nie. – Ho­ward wy­biegł z sali.

Roz­trą­cił ludzi stło­czo­nych na ko­ry­ta­rzu i pod bu­dyn­kiem, pę­dził chod­ni­kiem, aż ból nadal osła­bio­nych po przeleżanym locie łydek kazał mu się za­trzy­mać kil­ka­na­ście prze­cznic dalej.

Wszyst­ko na nic, ale w sumie czego ja chcia­łem, sam ra­port pod­kre­ślał zu­peł­ny brak od­po­wie­dzial­no­ści ko­go­kol­wiek. Tylko… tylko…

Za­pach roz­grza­nej gumy.

Smak la­bo­ra­to­ryj­ne­go al­ko­ho­lu.

Oparł czoło o ścia­nę ka­mie­ni­cy i za­czął pła­kać. Nie wie­dział, jak długo, aż po­czuł na drżą­cym ra­mie­niu rękę Ja­co­ba.

– Chodź­my gdzieś.

Dał się za­pro­wa­dzić do tego sa­me­go lo­ka­lu co przed pierw­szym prze­słu­cha­niem. Bar­man nalał moc­ne­go drin­ka.

– Za­baw­ne, że Bolt­zmann skoń­czył tak samo, jak ofia­ra tworu na­zwa­ne­go po nim – po­wie­dział, po­da­jąc szklan­kę astro­nau­cie.

Clint zaj­rzał do środ­ka, wypił, bez­rad­nie ro­zej­rzał się po pla­ka­tach na ścia­nach.

– I co teraz?

– Do­wódz­two pew­nie wyśle cię do le­ka­rza, ten stwier­dzi ze­spół stre­su po­ura­zo­we­go czy coś w tym stylu i od­sta­wi od ko­lej­nych lotów. A dalej nie wiem, może zo­sta­niesz przy pro­jek­to­wa­niu, może pój­dziesz wy­my­ślać tech­no­lo­gie kon­ku­ren­cyj­ne wobec tych, któ­rym po­świę­ci­łeś całe życie, może ba­zu­jąc na hi­sto­rii Kat prze­pro­wa­dzisz jakąś kam­pa­nię spo­łecz­ną o zdro­wiu psy­chicz­nym. Ho­uston, mamy pro­blem brzmi do­brze?

Koniec

Komentarze

Cześć, Jeremia!

Ja przyznam, że nie wszystko chyba zrozumiałem. To smutny tekst o tym jak długo historie z dzieciństwa ciągną się za nami i jakie mogą mieć konsekwencje. Kat, choć gruntownie przebadana, kryła jednak swoje tajemnice, które wzbudził niespodziewany gość na statku.

Trochę mi przeszkadzało skakanie między wydarzeniami, szczególnie na początku, bo nie dość, że skaczemy z miejsca na miejsce, to jeszcze są wstawki napisane kursywą (to, jak rozumiem, wspomnienia, jakieś flashback’i Howarda).

Postać barmana jest dla mnie niezrozumiała. Pojawia się na przesłuchaniu. Dlaczego? Doczytałem w przedmowie, że jest łowcą teorii spiskowych – stąd się tam wziął?

Co do warstwy science, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Oparłaś to na mózgu Boltzmanna, ok, jest to całkiem zgrabnie wyjaśnione, bez chamskiego infodumpu. Ciekawi mnie, dlaczego ten gość jest taki… nieprzyjemny :P jeśli tak mają się z nami obchodzić, to chyba czas się bać :P

Ostatecznie uważam tekst za nieco chaotyczny, nie porwał mnie, ale też nie czytałem z jakimś cierpieniem. Będzie bez łapanki, ale technicznie jeszcze trochę rzeczy by się znalazło – przecinki, czasem nieskładne zdania.

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jeremia!

 

Sam motyw mózgu Boltzmanna mi się spodobał. Zapomniałem o tej hipotezie, a to opowiadanie mi przypomniało ciekawostkę, którą niegdyś przeczytałem.

Tak jak Krokus napisał – skakanie między wydarzeniami i retrospekcją w pierwszej połowie tekstu jest nieco męczące. Potem to się trochę uspokaja.

Fabularnie też ciekawie. Mamy tutaj dochodzenie, dlaczego całkowicie zdrowa osoba popełniła samobójstwo. Motywy znęcania się w dzieciństwie i niesztucznie-sztuczna inteligencja, która to wykorzystała to nietypowe podejście do tematu.

Czy ataki paniki protagonisty wynikały z PTSD? Bo rozumiem, że wcześniej tego nie doświadczał, tak?

I właśnie – postać barmana konfunduje, może niezbyt wyraźnie zarysowałaś jego postać, aczkolwiek nie przeszkadza to jakoś bardzo w odbiorze.

Podsumowując – poza paroma uskokami opko czytało się całkiem płynnie, a też poruszyłaś ciekawy temat.

 

Pozdrawiam i powodzenia!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cóż, obaj, KrokusBarbarianCataphrat macie rację, postać barmana mi nie do końca wyszła. Miał być profesjonalnym pracującym dla SETI (podejrzenie kontaktu z kosmitami) analitykiem, zajmującym się dezinformacją i teoriami spiskowymi. Jako element humorystyczny, że z wykształcenia socjolodzy nawet wynajmowani przez tak ważne agencje nie zarabiają wystarczająco, dałam mu drugą pracę. Poza tym to pasowało do budowania relacji z zalewającym swój fatalny stan Howardem. (Tak, protagonista zaczął mieć ataki lękowe dopiero od bycia świadkiem samobójstwa koleżanki)

Ostatecznie chyba trochę przedobrzyłam, może jeszcze znajdzie się trochę czasu by pomyśleć i poprawić.

To samo z kompozycją w pierwszej połowie, chyba uda się ją choć odrobinę ustabilizować.

Dzięki za uwagi i bardzo, bardzo jestem wdzięczna za życzliwe słowa. :-)

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Слава Україні!

Na początku chciałem pytać, po co triggery na początku, ale w trakcie lektury poczułem się na tyle niekomfortowo, że już wiem.

Tekst mi się podobał, chociaż porusza nieprzyjemny temat i prowadzi do równie nieprzyjemnych wniosków. Nie słyszałem o mózgu Boltzmanna, to chyba dobry moment, żeby zgłębić temat. Stąd pytanie (o ile dobrze zrozumiałem, chodzi o spontanicznie uformowaną SI) – dlaczego mózg jest, przepraszam za mało subtelne określenie, zły? Pozostawiłaś to bez wyjaśnienia, czy coś mi umknęło?

Trochę szkoda zmarnowanego potencjału postaci barmana. Ale poza tym czytało się w porządku.

P.S. Chyba masz błędny zapis dialogu w kilku akapitach pod rząd:

– Entropia jest miarą nieporządku i nieprzewidywalności.Wyjaśniał jak uczniowi Jacob. (…)

 

– Tak. Mniej więcej tak.Ocknął się Howard. (…)

 

– O statek trzeba się będzie szarpać z federalnymi, patrzą agencji na ręce.Ostudził go Jacob. (…)

To nie powinno być bez kropek i z małej litery?

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cześć SNDWLKR

Tak, chodzi o samorzutnie uformowaną, w metalu ale na podobieństwo ludzkiej sieć neuronową. BTW, jeśli wcześniej się z nimi nie spotkałeś a interesujesz się nanotechnologią to polecam temat stopów wysokiej entropii. Bardzo interesujące, obiecujące bestyjki, przewiduje się że mogą mieć ogromną wytrzymałość i np służyć jako powłoki w reaktorach termojądrowych, przy okazji na obciązenia i kwasy (to ostatnie jeśli składają się z metali mało aktywnych ofc), więc Wenus to dla nich małe piwo. Problem z nimi jest taki, że możliwe kombinacje trzeba często sprawdzać empirycznie, gdyż wielość czynników potrzebnych do obliczeń fizycznych dla nich (przyjmuje się, że stop wysokiej entropii składa się z co najmniej 5 metali, w porównywalnych do siebie nawzajem ilościach) utrudnia lub uniemożliwia dokładne teoretyczne przewidywanie.

Tak samo jest wyszukiwaniem teoretycznym np wysokotemperaturowych nadprzewodników, naprawdę jest masa kombinacji do sprawdzenia, ale to już inna bajka.

Sorry rozgadałam się, trzymajcie mnie hah.

Tak, w tekście nie ma wyjaśnienia, czemu mózg jest taki zły. Jak się teraz zastanawiam… Po prostu jest. Bo może. Bo miał dane na których mógł się tego nauczyć. A skąd się pojawiają, tak liczne wśród dzieci, Eweliny, które ot tak, po nic, zmieniają innym życie w piekło, czasem nie do zniesienia? Też nie wiem.

Co do dialogów, zaraz sprawdzę, ale byłam pewna że z kropkami i z wielkiej jest okej.

 

Dzięki za przeczytanie i miły komentarz!

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Cześć,

 

Jestem nanotechnologiem, podczas misji Aphrodite moim zadaniem było mieć pieczę nad pancerzem statku.

można prościej – odpowiadałem za opancerzenie statku czy coś w ten deseń

 

Podczas poprzednich lotów na orbitę okołoziemską, Księżyc, a następnie Marsa była zrównoważona

Księżyca?

 

jak ktoś kto spędził 2017

 

słownie

 

tyle z łapanki, później już nie przeklejałam, ale coś jeszcze zgrzytało, chociaż to drobnostki.

 

Hmm, tekst ciężki pod względem psychologicznym i chyba trochę pogubiłam się podczas czytania, co pewnie wpływa na ostateczny odbiór – te wtrącenia i przeskoki trochę wybijają z rytmu – ale w ogólnym rozrachunku czytało się nieźle.

 

Pozdrawiam

OG

Miś zacznie od tego, że ‘gówniany’ tytuł go odstręczał od czytania. Gdyby nie było info, że to na taki konkurs i że betował Outta, pewnie miś by nie przeczytał. Nie żałuje, że czytał. Nietypowa konstrukcja tekstu i smutny problem przedstawiony w nietypowy sposób. Interesujące, ale imo uważaj z dobieraniem tytułów.

O kurcze, ale dobre opowiadanie! Dobre koncepcyjnie i pod kątem sposobu pisania (nie czyta się łatwo, ale warto się skupić).

Nie wszystko do końca pojąłem, ale wydaje mi się, że myślą przewodnią jest samoistne powstanie inteligencji w materiale budowy statków kosmicznych. Myślałem podczas czytania, że strop wysokiej entropii to jakiś wymysł na potrzeby opka, ale wspominasz w komentarzu, że takie coś istnieje. Muszę sprawdzić.

Opowiadanie ma kilka wątków, których póki co nie będę komentował. Przeczytam jeszcze raz i wrócę tu.

Zgłaszam do biblioteki. Ten tekst zasługuje na dużo większą uwagę.

Że niby poczuję się lepiej? Świat wraz z Fragmentami może i zaczynał się rozmywać i wirować, ale nie stawał się ani odrobinę mniej paskudny i pozbawiony Jej

Dlaczego Fragmentami z dużej litery, o jakie fragmenty chodzi?

Pozbawiaony Jej? Kogo, czego?

 

Słyszał też żądania żądania specjalnych korzyści dla narodu

 

– Ruszcie się, krowy! – Wrzasnął kierowca, naciskając klakson.

Ty śmieciu, zawsze będziesz tylko tłustą krową. Tylko marnujesz miejsce i jedzenie, i tak do niczego nie dojdziesz!

Fragment kursywą “Ty śmieciu…” brzmi jakby dotyczył wspomnień Howarda Clint. Nie są to wspomnienia dziewczyny?

 

 

W końcu czy to nie ze względu na jej wiedzę i uprawnienia jako jedni z nielicznych macie wątpliwości, że nawiązaliśmy kontakt z jakąś obcą inteligencją?

Nie jestem pewien tego “że”, rozważyłbym “czy”. Ja to zrozumiałem tak, że tylko dlatego, że ona była kompetentna, biorą pod uwagę opcję, że mogła rzeczywiście nawiązać kontakt z obcymi, a nie była to tylko jej psychoza.

 

Nadpisane linijki kodu, dziwnie poskręcane litery (przecinek?) nawet na nierozumiejącego syczące spomiędzy zeschłych liści.

Żeby zrozumieć jako tako to zdanie, musiałem mocno się skupić. Może przecinek, albo przestawić szyk? “Nadpisane linijki kodu, dziwnie poskręcane litery, syczące spomiędzy zeschłych liści nawet na nierozumiejącego” Czy chodzi o linijki kodu napisane przez tę kobietę, Katarzynę Bogdańską? Czy to ona mówiła? Brzmi jak zdanie obłąkanego.

Czy może tekst kursywą to przekaz mózgu Boltzmanna?

 

Za dobry słuch muzyczny, za dużo talentów językowych, za dużo pomocy ze strony AI. Kolejny syk składał się właśnie w jednoznaczny komunikat.

Nie rozumiem, czego dotyczy ten fragment. Katarzyny Bogańskiej?

 

Ona, jak ktoś kto spędził rok dwa tysiące siedemnasty w piwnicy albo antarktycznym detektorze neutrin żąda sprecyzowania, więc odpowiadam, że jak Chester Bennington po śmierci Chrisa Cornella. (…)

Dobry fragment. To już pięć lat minęło od ich śmierci? :/ Jak publikowałaś to opko to chyba siedziałem w antarktycznym detektorze neutrin. indecision

 

Oleisty kwas w wiecznym wrzeniu.

yes

 

W panikę wpadli dopiero gdy komputery zaczęły wariować i wysyłać obcojęzyczne, nienawistne komunikaty pod adresem operatorki.

Czyli mózg Boltzmanna przeniósł się na inne komputery?

 

Uruchomiliśmy drugi kompleks komputerów, lecz niedługo przed – Howard przełknął pochodzący znikąd kłąb szklanej waty. (kropka niepotrzebna) – jej śmiercią (przecinek) on również został zainfekowany.

 

– Potrzebowaliśmy czasochłonnej analizy jak, chociaż niewpływająca widocznie na funkcjonowanie statku, lecz zajmująca rezerwy mocy obliczeniowych anomalia może zakłócić lot powrotny.

Nieczytelnie skonstruowane zdanie. Może tak: “Anomalia, chociaż nie wpływa na funkcjonowanie statku, zajmuje rezerwy mocy obliczeniowych. Potrzebowaliśmy czasochłonnej analizy czy jej obecność mogłaby zakłócić lot powrotny.”

Ogólniem, uważam, że jeżeli kompleksy komputerów były “zaifekowane”, to trudno by im było wrócić, bo nie mogliby polegać na kompach.

 

– Prawie od razu zauważyłem powtarzające się prawidłowości, które przy wybujałej wyobraźni można było wziąć za, odmienną od jakiejkolwiek innej, składnię. (bez kropki) – ciągnął Jacob.

 

4. Nagły skok w złożoności komputera i uzyskanie przez niego podłej świadomości.”

Skąd wiedzą, że podłej, jeżeli odczytanie tego, co “mówił” pancerz statku następuje dopiero potem?

 

– Jeszcze nie skończyłem raportu dla nich na potrzeby śledztwa. Potrzebuję ciebie, jesteś najlepszy od stopów wysokiej entropii, sprawdzisz mój szalony pomysł. Podejrzewam powstanie… mózgu Boltzmanna.

To jest punkt 4 jego poprzedniej uwagi?

 

Jakby tutaj też się ktoś powiesił, może nawet cała grupa.

yes

A więc odwiedził i Polskę. Fajnie pokazujesz jak krok po kroku dochodzi do koleżanki, która ją prześladowała i jaka (a)symetria istniej między tymi kobietami.

Chyba żart! Takie zero? Pewnie skończyła na śmietniku, gdzie jej miejsce,

 

Zapach rozgrzanej gumy.

Smak laboratoryjnego alkoholu.

Przez chwilę pomyślałem, że mózg Bolzmanna mówi teraz do Howarda CLinta. To byłoby niezłe zakończenie. A może o to chodzi?

 

Fajnie posplatane wątki. Nie mam pojęcia, czemu to opowiadanie nie ma klików

kronos.maximus

Wow, dzięki za miłą recenzję

Co do wątpliwości i nieścisłości w tekście

“Fragmenty” z wielkiej to pojawiające się co chwila przebłyski z feralnej nocy w lądowniku.

Co do kawałka zaczynającego się od “ty smieciu…” tak, to ze wspomnień Kat a potem komunikatów pojawiających sie na statku, niestety edytory tekstu mają ograniczone możliwości rozgraniczania kilku rożnych, przeplatających się, tekstów, właściwie jest tylko kursywa i 2 rodzaje cudzysłowów, to wprowadza troche zamieszania.

 

Nie jestem pewien tego “że”, rozważyłbym “czy”. Ja to zrozumiałem tak, że tylko dlatego, że ona była kompetentna, biorą pod uwagę opcję, że mogła rzeczywiście nawiązać kontakt z obcymi, a nie była to tylko jej psychoza.”

Cóż, akurat nie, chodziło o coś wręcz przeciwnego: publiczność od razu wydała wyrok, że to byli kosmici, zaś dowództwo na zasadzie brzytwy Ockhama przyjęło roboczą hipotezę, że kobieta sfabrykowała przekazy, dzieki temu że była kompetentna, bardzo wiarygodnie.

 

Za dobry słuch muzyczny, za dużo talentów językowych, za dużo pomocy ze strony AI. Kolejny syk składał się właśnie w jednoznaczny komunikat.

Nie, akurat ten fragment dotyczył Howarda, że zrozumiał o czym mówił intruz na statku

 

Czyli mózg Boltzmanna przeniósł się na inne komputery?

Tak

 

Zapach rozgrzanej gumy.

Smak laboratoryjnego alkoholu.

Przez chwilę pomyślałem, że mózg Bolzmanna mówi teraz do Howarda CLinta. To byłoby niezłe zakończenie. A może o to chodzi?

Nie, to był tylko i aż kolejny flashback (Fragment)

W zakończeniu chodzi o z jednej strony, jak nawet niby przepracowane zdarzenia potrafią w sprzyjających okolicznościach pier***nąć z nienacka, z drugiej, o trochę wyśmianie i wyolbrzymienie nacisków, jakie wywierają na osoby decyzyjne ludzie ślepo wierzący w najbardziej durne teorie spiskowe. Albo jak działa nawet niejasna zapowiedź takic nacisków

Przynajmniej taka była moja intencja, ale super jak masz inną interpretację, ciekawe, nie myślałam żeby pójść w tym kierunku :-)

 

Co do językowych potknięć i tych nieszczęsnych, wynikających z przeplatania się wspomnień w pierwszej połowie – poprawię jutro. Albo pojutrze, trochę mam na głowie.

 

Jeszcze raz, dzięki wielkie :-D

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Cześć i czołem!

Mocny tekst, dobrze napisany, czułam klimat gościa zapijającego PTSD; użycie mózgu Boltzmanna jako osi sci-fi tekst też mi się podobało.

Muszę jednak podbić wątpliwość sndwlkra – czemu ten mózg jest taki wredny? I ta wredność jest jedynym celem jego istnienia, tj. w całej fabule nie robi nic innego, poza pastwieniem się? U dzieci taki stopień okrucieństwa skądś się bierze. Nie, żeby to nie było możliwe – bardziej myślę o tym jako o możliwości fabularnej – można by wymyślić jakiś powód tego, że tak się stało.

Zastanawiam się też nad powtarzanym kilka razy stwierdzeniem, że Bogańska była wcześniej taka zdrowa i stabilna, a trauma była głęboko zamrożona etc. Zamroził ją sam widok twarzy podobnej do prześladowczyni i w swojej karierze standuperskiej ciągle rozgrzebywała te rany. To się nie spina. Prędzej kupiłabym, że jako osoba wysoce kompetentna i zdeterminowana wypracowała sposób na ukrycie tej traumy.

Niemniej, bardzo ciekawy i mocny tekst, gratuluję :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Cześć Anoia!

Dzięki za przeczytanie i przychylność.

Co do wątpliwości fabularnych:

Starałam się w przeszłym zachowaniu Kat znaleźć złoty środek, tak żeby przez prawie cały czas świetnie grała, uznano ją za “normalną”, ale też by podrzucić kilka tropów które mogłyby wyjść w śledztwie. Możliwe, że nie do końca mi się udało. Co do jednorazowego zmrożenia na widok dzieciaka, było wspomniane że w tamtej sytuacji nadużyła alkoholu, więc puściły jej tamy. A testy psychologiczne zarówno do NASA, jak i ESA z której ramienia Polka poleciała, o ile wiem, robi się na trzeźwo, logiczne też jest że by osiągnąć tyle ile osiągneła była trzeźwa prawie cały czas, również być może obawiając się wysypać. Raz nie wyszło, na (nie)szczęście kumpela dała sobie wmówić że to nic takiego.

Muszę jednak podbić wątpliwość sndwlkra – czemu ten mózg jest taki wredny? I ta wredność jest jedynym celem jego istnienia, tj. w całej fabule nie robi nic innego, poza pastwieniem się? U dzieci taki stopień okrucieństwa skądś się bierze. Nie, żeby to nie było możliwe – bardziej myślę o tym jako o możliwości fabularnej – można by wymyślić jakiś powód tego, że tak się stało.

Szczerze? Z mojej bardzo, bardzo subiektywnej, “Katarzynowej” perspektywy takie zachowania biorą się znikąd, chyba żeby za powód uznać że ofiara odstaje, i działa jakiś odruch tępienia inności. I na wzór właśnie takiego bezmyślnego bachora stworzyłam ten mózg, w końcu to też trochę dziecko, świeżo po powstaniu. Poza tym jak już mówić prosto z mostu, to i tak nie miałam dobrego pomysłu by to inaczej uzasadniać, nie znam się zbyt dobrze na sztucznej inteligencji jednak.

 

Jeszcze raz dzięki i miłego wieczora!

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Jeremia

Po przeczytaniu pierwsze wrażenie, jakie odniosłem to bałagan. Kilkakrotnie musiałem się wracać, żeby się upewnić, czy w danym momencie myślałem o właściwej osobie. Wtrącenia kursywą przez większą część tekstu powodowały dysonans poznawczy. Wracałem do nich kilkakrotnie, żeby wszystko zrozumieć. Inne elementy też powodowały zamęt, np. nie do końca zrozumiałem, dlaczego barman czasami był zapisany w cudzysłowie a czasami nie.

Kolejny element, który mnie nie przekonał, to świat przedstawiony. Wysłanie misji załogowej na Wenus to nie lada przedsięwzięcie, o którym obecnie nawet się nie marzy. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi, ale na pewno nieprędko. Może za 100? Może 150 lat? Diabli wiedzą, a wróżyć z fusów nie chcę. Ale piszę o tym, ponieważ miałem wrażenie, że czytałem opowiadanie, którego akcja toczyła się w latach 20tych XXI wieku. Nie czuję w tym wszystkim postępu technicznego, nie czuję żadnej zmiany w funkcjonowaniu społeczeństwa, które jest na tyle rozwinięte technologicznie, że potrafiło wysłać ludzi na najgorętszą planetę w Układzie Słonecznym. A wrażenie takie odniosłem głównie przez sposób wypowiedzi bohaterów. Howard wypowiada się bardziej, jak zblazowany chandlerowski detektyw niż astronauta ery podboju kosmosu. To jest pewnie najmniej merytoryczna uwaga z całej mojej wypowiedzi, ale po prostu okrutnie mi to nie zagrało.

Na koniec czepialstwa dodam, że zgadzam się z poprzednikami – zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego SI zrobiła się podła, a wątek Katarzyny i jej przemiany w momencie rozpoznania jednej tylko twarzy również wydał mi się za cienki, jak na tak poważną kraksę psychologiczną.

Mimo wszystko opowiadanie mnie zainteresowało. Przywołanie koncepcji spontanicznie powstającej SI bardzo mi się spodobał, a szczególnie spodobał mi się wątek wykorzystania czegoś w rodzaju niezamierzonej sieci neuronowej w poczyciu statku. Opowieść o śledztwie i rozterki Howarda dały ciekawy miks, który zachęcił mnie do przeczytania całości. 

Dzięki za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Cześć Jeremia !!!!

 

Opowieść dobra, tylko, że nie ogarniałem wszystkiego. Podziwiam, że stworzyłaś taką złożoną historię. Czytając pomyślałem o Lemie, który w taki sposób pisał. Jestem bardzo ciekaw innych komentarzy :) Ja kto widzieli inni. 

Gdybym wszystko zrozumiał pewnie byłym bardziej kontent. :))

Jestem niepełnosprawny...

Mówiąc szczerze tekst trochę mną wstrząsnął, też nie miałem lekkiego dzieciństwa i dostrzegłem parę cech wspólnych. Jak już ktoś wspomniał, tekst jest napisany dość chaotycznie i nie wszystko zrozumiałem za pierwszym razem, ale psychika głównego bohatera jest ukazana bardzo wiarygodnie.

 

Naprawdę dobre opowiadanie.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Ło panie w łopianie, na parę dni zniknęłam a tu obrodziło komentarzami, za wszystkie dzięki!

Co do bałaganu, to prawda, taki był zamysł, by wplatać pojawiające się przy byle okazji flashbacki i mieszać narracje, może trochę przesadziłam przy moim takim sobie warsztacie.

 

Caern

Kolejny element, który mnie nie przekonał, to świat przedstawiony. Wysłanie misji załogowej na Wenus to nie lada przedsięwzięcie, o którym obecnie nawet się nie marzy. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi, ale na pewno nieprędko. Może za 100? Może 150 lat? Diabli wiedzą, a wróżyć z fusów nie chcę. Ale piszę o tym, ponieważ miałem wrażenie, że czytałem opowiadanie, którego akcja toczyła się w latach 20tych XXI wieku. Nie czuję w tym wszystkim postępu technicznego, nie czuję żadnej zmiany w funkcjonowaniu społeczeństwa, które jest na tyle rozwinięte technologicznie, że potrafiło wysłać ludzi na najgorętszą planetę w Układzie Słonecznym.

Tutaj sprawa jest dość skomplikowana. Tak, akcje umieściłam moze nie w latach 20tych naszego wieku, ale w dość bliskiej przyszłości, na tyle bliskiej nawet, by historia z Chrisem i Chesterem była jeszcze dość świeża i po sieci krążyły nadal związane z nią teorie spiskowe.

Zrobiłam to po pierwsze dlatego, że przewidzieć bardzo odległą, o 100, 150 lat przyszłość byłoby dla moich ograniczonych umiejetności zbyt trudno, świat przedstawiony pewnie wypadłby sztucznie, nielogicznie i nieprawdopodobnie.

 Po drugie, imho, sądzę ze misja załogowa na Wenus, przy obecnym rozwoju inżynierii materiałowej byłaby na skraju możliwości w ciągu raczej kilku niż kilkunastu dziesięcioleci (jeśli nie na powierzchnię to chociaż może, co wspomniane w opowiadaniu jako przeszłość, użycie kosmicznych sterowców do penetrowania górnych warstw atmosfery o ciśnieniu zbliżonym do ziemskiego, ostatnio pokłada się pewne nadzieje w istnieniu tam ekstremofili) większym problemem byłby po pierwsze budżet, po drugie, skupienie na Marsie i spółce, i last but not least, ogromny strach zarówno dowódców, jak i kandydatów przed podjęciem tak ogromnego ryzyka, używając nowych, eksperymentalnych środków.

A co do funkcjonowania społeczeństwa, podobne protesty czy snucie teorii spiskowych w przyszłości były przecież w “Kontakcie” Carla Sagana oraz ekranizacji (oczywiście, nawet nie śmiem się z nim porównywać hah), więc czemu nie miałyby pozostać i u mnie, w sumie ludzkie reakcje są dość przewidywalne w swojej niestabilności.

A jeśli się nie zgadzasz z takim punktem widzenia, zawsze możesz potraktować to jako przyszłość po historii alternatywnej :-)

 

dawidiq150

No to poleciałeś z komplementem, aż się zaczerwieniłam jak metal w wenusjańskich temperaturach :-)

 

Iluvathar

Dziękuję za dobre słówko, i kurczę, bardzo mi przykro. Mam nadzieję że teraz już jest u Ciebie okej

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Moje ulubione:

niewidzialność w sklepie monopolowym pośród grupy mężczyzn w kombinezonach roboczych, żadnego chowania się po bramach, żadnych papierowych toreb, zamiast nich szeleszczą słowa.

a także

miasto oznaczone niemal wyłącznie zdeformowanymi zgłoskami.

Pobudziło moją wyobraźnię. a o to tu chodzi, no nie?

Dzięki za miły komentarz. Ach, te wrażenia Amerykanina w Łodzi hah.

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Ciężkie, ale ciekawe. Tak jak inni komentujący gubiłam się miejscami.

Opierająca się chwiejnie o szafkę korkowa tablica szczerzyła na gości kolorowe pinezki.

Bardzo malowniczo.

Pokazałam jej zdjęcie swojej dziewięcioletniej córki

Nie powinno byc “mojej”?

 

Zręcznie pokazany punkt widzenia Amerykanina w Polsce.

wprawdzie słyszałem, że tutaj nawet bez ubezpieczenia odratują mnie za darmo,

Nie wiem, czy takie było zamierzenie, ale ja tutaj zarechotałam :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przyznam, że jestem kolejną, która niewiele zrozumiała, mimo że czytało się całkiem nieźle (poza tym, że z rosnącym poczuciem “eee, o co tu chodzi?”). Komentarze wyjaśniły mi część niejasności, ale nie wszystkie. Też nie rozumiem kreacji postaci barmana, nie do końca odczytuję ideę za wtrętami kursywą. Końcówka trochę wyjaśnia, ale zarazem jest najsłabsza, ten monolog byłej szkolnej koleżanki strasznie zgrzyta takim pójściem na skróty w motywacjach i wyjaśnieniach. Plus jest mocno infodumpowy nagle, po tych wszystkich niedopowiedzeniach i zupełnie innym prowadzeniu narracji.

Najmniej mi przeszkadzały przeskoki czasowe, bo je zdecydowanie lubię. Lubię też sklejać historie z kawałków rozsypanych po tekście, ale tu to mnie przerosło.

Plus odpadłam np. na skojarzeniach typu Chris jakiś i ten drugi ;)

 

Technicznie całkiem dobrze, choć zapis dialogów niekiedy kuleje (wypisałam trzy, chyba jest więcej).

 

– Można to śledzić podobnymi algorytmami do tych używanych w przypadku epidemii[-.] – Ttłumaczył barman

Paszczowe – bez kropki, mała litera w didaskalium, na początku czasownik. Niepaszczowe – z kropką, duża litera, podmiot na pierwszym miejscu.

– Tak. Czy coś państwo insynuujecie? – Najeżył się astronauta.

To jest szara strefa i warto jej unikać, bo “najeżenie się” nie jest paszczowym, więc powinno być od dużej litery, ale nie od czasownika. Ewentualnie jednak podciągnąć pod paszczowe i dać małą literą.

 

– Głośniej, może papparazzo za garażem sąsiada cię nie usłyszał[-.] – Bburknął Howard.

http://altronapoleone.home.blog

Cześć mindenamifaj

Dzięki za odwiedziny i komentarz! Cieszę się, że opowiadanie Cię zaciekawiło

Nie wiem, czy takie było zamierzenie, ale ja tutaj zarechotałam :)

Czemu nie. Chociaż tekst jest i miał być ciężki, pełen bolesnych tematów, specjalnie dosypałam elementów czarnej komedii, by dało się go przeczytać (socjolog dorabiający jako barman, wątek ze stand-upem, absurdalne teorie spiskowe, sarkastyczne uwagi, w końcu sam fakt że Howard wylądował w CPK Baranów). Jak w życiu, czasem jedynym co zostaje to wyszydzenie problemu.

 

Drakaino

Dzięki za lekturę, przepraszam jeśli była problematyczna.

Wtręty kursywą to prześladujące bohatera w najmniej spodziewanych momentach przebitki ze zdarzenia plus czasem z tego, co się działo i wyswietlało w lądowniku w dniach przed, chciałam jak najwierniej oddać jak wygląda świat kogoś z PTSD, chociaż po namyśle i tak mi się średnio udało z tą wiernością, bo coś mało jest o obwinianiu się i samoobrzydzeniu.

 

Końcówka trochę wyjaśnia, ale zarazem jest najsłabsza, ten monolog byłej szkolnej koleżanki strasznie zgrzyta takim pójściem na skróty w motywacjach i wyjaśnieniach. Plus jest mocno infodumpowy nagle, po tych wszystkich niedopowiedzeniach i zupełnie innym prowadzeniu narracji.

Jak teraz patrzę, masz rację. Nie dość, że napisane tak sobie i infodumpowe, to najmniej prawdopodobne pośród wszystkich. Wątpię, żeby Ewelina pamiętała tak klarownie wszystko nawet teraz, po 8 latach po wreszcie urwaniu wymuszonego szkołą kontaktu, a co dopiero po kilkudziesięciu latach. Wiadomo, że bycie ofiarą mocniej zapisuje się w pamięci niż bycie sprawcą. Na swoją, nie wiem, obronę choć to pewnie wymówka idiotki, mam że do śledztwa po prostu potrzebowałam próbki danych, na których była trenowana powstała w powłocie AI, i nie bardzo miałam pomysł jak to inaczej przeprowadzić. Zresztą, i tak za późno na tak poważną poprawkę, przepraszam za beznadziejnie poprowadzony wątek.

Plus odpadłam np. na skojarzeniach typu Chris jakiś i ten drugi ;)

Widocznie nie Twoja muzyczna bańka, moja wina że tak sypałam odniesieniami, po prostu ta historia z pewnych osobistych względów jest mi przez paralelę dość bliska. W komentarzu zostawiam krótkie wyjaśnienie dla również odpadających ;-)

W maju 2017 roku Chris Cornell, wokalista Soundgarden powiesił się na drzwiach do łazienki w pokoju hotelowym. 2 miesiące później, w dniu kiedy Chris miałby urodziny, również się powiesił (też na drzwiach do łazienki, ale u siebie w domu) jego bliski przyjaciel, wokalista Linkin Park, Chester Bennington.

Tak naprawdę jedyną sensownie brzmiącą wątpliwość co jakiś czas podnosi wdowa po Chrisie, ale dotyczy to tylko ile benzodiazepin, w dużej dawce mogących wywoływać myśli samobójcze, wziął przed śmiercią. W skrócie chodzi o pozwanie lekarza który mu je przepisał.

Co do Chestera, naprawdę, życie to nie powieść kryminalna. Jeśli ktoś zmagał się z depresją wiele lat, niedawno samobója walnął jego bliski kumpel, wszyscy widzieli jak źle to znosił, data była jaka była, dorzucając bólu, siedział sam w domu i w dodatku zapił, więc pewnie czuł że zawiódł wszystkich – praktycznie na bank nie trzeba było osób trzecich by doprowadzić do tragedii.

Jednak wokół obu śmierci narosło mrowie teorii spiskowych, najpopularniejsza głosi że sprzątnęła ich mafia pedofilska, bo mieli ujawnić kto spośród prominentów w Hollywood stoi za handlem dziećmi. A niektórzy jeszcze to podczepiają pod niesławną Pizzagate, wg której szajką dowodzą Clintonowie, a dzieci są trzymane w podziemiach pizzeri którejś z sieci.

 

Dialogi lecę poprawiać, mam nadzieję że takie korekty jeszcze przejdą. Jeszcze raz przepraszam za kontakt z moimi babolami.

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Dzięki za wyjaśnienia, moje guglanie ograniczyło się do tego, że to rockmeni, nie drążyłam dalej ;)

Owszem, to nie moja bajka muzyczna, natomiast nie mam Ci za złe użycia takich skojarzeń, bo sama non stop obrywam za hermetyczność nawiązań historycznych. Aczkolwiek staram się z tym nieco walczyć i bez infodumpów wprowadzać podstawowe informacje do tekstów.

 

Co do wtrętów kursywą, to tak podejrzewałam, ale tekst jest na tyle zawikładnie napisany, że nie była pewna ;) Przez problem “nikt nie rozumie mojej konwolutnej narracji” też przeszłam, więc witam w klubie!

http://altronapoleone.home.blog

Cóż, nie mam tak dużej wiedzy jak Ty (z tego co patrzyłam po opowiadaniach), chyba nie ma dla mnie usprawiedliwienia, muszę poprawić zrozumiałość i szlus. Hah.

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Unicron Eating GIF – Unicron Eating Transformers GIFs

Known some call is air am

Nie do końca zrozumiałam, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Pzepraszam. Hah, a myślałam, że wszystko się udało wyjaśnić.

Miała być dość prosta, skupiona na hard sci fi wątku opowieść o Obcym-Nieobcym powstałym w superwytzymałym materiale powłoki statku kosmicznego. Cóż poradzić, jakoś musiałam odreagować wszystko co mi na tych studiach z nanotechnologii wtałaczają do głowy + to co doczytywałam dobrowolnie hah.

Ale chyba doplotłam za dużo wątków psychologiczno-autobiogaficznych, i nawet jak na konwencję śledztwa zostawiłam za dużo niedopowiedzień. Plus, wychodząc z założenia, że domniemany kontakt z obcą inteligencją wywoła ogomny ferment umysłwy, dosypałam jeszcze nowych teoii spiskowych i odniesień do już istniejących.

Teaz dopiero widzę jaki to beznadziejny miszmasz, tym badziej dziękuję za przebrnięcie i miłe słowo!

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Też nie wszystko zrozumiałam, ale komentarze pomogły.

Nie słyszałam wcześniej o mózgu B., więc plus za walor edukacyjny. Acz wydaje mi się straszliwie mało prawdopodobne, że coś takiego powstanie. To już łatwiej uwierzyć, że nagle pojawiła się zmutowana żyrafa ze skrzelami.

Hmmm, ciekawe, co teraz bohaterowie zrobią z takim kawałem łobuza… Jest agresywny, więc coś by zrobić wypadało. Materiał bardzo wytrzymały, zatem wykończenie technicznie nie będzie proste. No i dylemat etyczny pozostaje, bo to jednak inteligentna istota. Edukować? Jak? Puszczając bajki o jednorożcach?

Za wcześnie skończyłaś. ;-)

Pomysł oryginalny.

Co do technikaliów – z zapisem dialogów nadal nie jest całkiem dobrze.

Babska logika rządzi!

Miło Cię widzieć, Finkla!

Dzięki wielkie za pozytywny komentarz.

Acz wydaje mi się straszliwie mało prawdopodobne, że coś takiego powstanie. To już łatwiej uwierzyć, że nagle pojawiła się zmutowana żyrafa ze skrzelami.

Oj tak, skoro nawet NASA i ESA nie miało w zanadrzu odpowiedniej, przećwiczonej dziesiątki razy procedury… ;-)

Jak w “Katarze” Lema (był kolejną z pęczka inspiracji do napisania tekstu, ciekawe kto zauważył hah) tylko jeszcze o wiele rzędów wielkości mniej możliwe. Magia entropii.

Zresztą Howard przy ostatnim przesłuchaniu mówi, że prawdopodobieństwo wynosiło mniej niż jeden do googolpleksa (10 do googolowej potęgi, googol do 1 ze 100 zerami), czyli poza jakimkolwiek wyobrażeniem, nie było po co zawracać sobie takim scenariuszem głowy.

Hmmm, ciekawe, co teraz bohaterowie zrobią z takim kawałem łobuza… Jest agresywny, więc coś by zrobić wypadało. Materiał bardzo wytrzymały, zatem wykończenie technicznie nie będzie proste.

A już wykończyć sztuczną dręczycielkę która stopiła się ze statkiem w jedno, nie ginąc przy tym zgniecionym przez wiecznie wrzące, toksyczne chmury, to już w ogóle wyższa szkoła jazdy.

Heeej, a może napisać tę historię jeszcze raz, tylko właśnie dziejącą się całkowicie w wenusjańskim lądowniku, skupioną na rozwiązywaniu zagadki na bieżąco (ok, wtedy musialabym zmienić, że odkrywają prawdę wcześniej) i próbach odzyskania kontroli, przy jednoczesnym zapadaniu się sysopki w coraz glębszą dziurę koszmarnych wspomnień? Klimat móglby wyjść a’la “Ósmy pasażer Nostromo” hah.

Żartuję, za głupia na to jestem, nie mam pomysłu jak wykończyć tę pi…

Chociaż, może kiedyś?

No i dylemat etyczny pozostaje, bo to jednak inteligentna istota.

E tam. Fuck all bullies.

Jak u Chrościska bohater zjadł obce formy życia, które, przynajmniej w zamyśle, mogły być podejrzewane o jakiś tam rozumek, to czemu w samoobronie nie “zabić” tworu, który może rozregulować statek, i na pewno niszczy ważnego członka zalogi?

Pomysł oryginalny.

Awww, dzięki dzięki dzięki!

Co do technikaliów – z zapisem dialogów nadal nie jest całkiem dobrze.

Oh no :-( A tak się starałam. Gdzie jeszcze?

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Nawiązań katarowych nie zauważyłam. Tylko to prawdopodobieństwo, które u Ciebie pojawia się w jednym miejscu. Lem napisał, że pojedynczy agent ma niewielkie szanse na rozwiązanie zagadki, bo może na przykład za mało soli (to nie jest dosłowny cytat).

Nie no, wiem, co to jest googolplex (znaczy, teoretycznie, w praktyce moja wyobraźnia złożyła wypowiedzenie), nawet słyszałam o googoldupleksie.

to czemu w samoobronie nie “zabić” tworu, który może rozregulować statek, i na pewno niszczy ważnego członka zalogi?

Ale w obecnej wersji to nie jest samoobrona, bo statek już wrócił do bezpiecznego miejsca. Na Wenus – to co innego. Tak, to by mogło być bardzo ciekawe.

Oh no :-( A tak się starałam. Gdzie jeszcze?

A tu na przykład:

– Ruszcie się, krowy! – Wrzasnął kierowca, naciskając klakson.

Ktoś wyżej już Ci tłumaczył. Z “odgłosem paszczowym” chodzi o to, że “powiedział” i wszystkie jego zastępniki (oznajmił, wykrztusił, odkrzyknął itd.) piszemy małą literą, a wcześniejszej wypowiedzi nie kończymy kropką. Te rozmaite “zapytała Kasia” to jakby opis wypowiedzi, a nie odrębne zdanie.

Babska logika rządzi!

Okej, wytropiłam kilka i poprawiłam. Dzięki i przepraszam

 

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Jaremia – Ussain Boltzman, czyli dlaczego Outta betował ten tekst i nie ma wyrzutów sumienia

Kilka kanciastych zdań co jakiś czas, ale to jest do lekkiego podszlifowania i będzie git, bo warsztat nie jest u Ciebie zły, tylko wymaga praktyki. Kompozycja tekstu jest niestety mocno chaotyczna, przeskakujesz pomiędzy zdarzeniami, postaciami, wątkami, co przeszkadza w odbiorze, bo nie buduje linearnej spójności tekstu. Można się kłócić czy to jest wada, czy nie, jednak musisz się przygotować na niezrozumienie, w szczególności u osób, które czytają nieuważnie, lub znudzą się za jakiegoś powodu w którymś momencie i zamiast czytać, będą tylko skanować tekst.

Teraz co do fabuły: chcesz nam opowiedzieć o kobiecie, która była częścią ekspedycji naukowej, a która popełniła samobójstwo. Główny bohater to jej towarzysz, z którym pracowała, a który jest przesłuchiwany w sprawie śmierci Kat. Bohater jest podłamany, popada w alkoholizm, a jednak próbuje zrozumieć dlaczego ona to zrobiła. Głównym problemem tej nitki fabularnej jest poczytalność astronauty – skoro NASA, czy kto tam tym zarządzał, miała twarde dowody na to, że kobieta ma problemy, to nie wysyłałaby jej na żadną ekspedycję. Nie wierzę, że rekruterzy i eksperci z NASA nie przejrzeliby jej występów w stand upie i nie powzięli żadnych podejrzeń, a to ze względu na poruszaną przez nią podczas występów tematykę. Zgrzyta mi to nieco. Połączony z tą nitką fabularną masz wątek stuków i puków poszycia pojazdu, którym wylądowali na obcej planecie, a które to stuki i puki układały się w nienawistne słowa, kierowane do Kat, tak jakby wiedziały o jej przeszłości. To jest ta nitka fabularna, która mnie cały czas trzymała, bo chciałem się dowiedzieć co, jak, skąd i po co. Podoba mi się pomysł, który na końcu wyjaśniasz, bo choć nie znam się na tych sprawach i nie wiem czy to możliwe, to jestem w stanie Ci uwierzyć i pobawić się tą myślą – zdecydowanie udany pomysł, przypomina mi trochę opowiadanie Michała Protasiuka “Trzeci Adam”, gdzie świadomość ponoć miała uzyskać sieć miejskich świateł sygnalizacyjnych, połączonych w jeden system z pętlami indukcyjnymi pod jezdnią.

Reasumując: dobry pomysł, nie najgorsze wykonanie, kompozycyjnie tekst dyskusyjny. Podoba mi się też to gorzkie, końcowe: Houston, mamy problem. Ładne to i przewrotne :)

Known some call is air am

Witam szanownego Outta Sewer!

 Ussain Boltzmann – dobre, aż parsknęłam i nie wiem czemu wyobraziłam sobie zasuwającego sprintem po Wenus stukającego powłoką łazika z dwoma znerwicowanymi sardynkami w środku. Hah

 

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Hej :) Jak widzisz, przekleiłem recenzję, żeby była widoczna dla wszystkich :) Usain Boltzmann jest konsekwencją przekręcania tytułów wszystkich opowiadań konkursowych, takie pierwsze skojarzenie, niekoniecznie odnoszące się do fabuły :)

Known some call is air am

Widziałam, u innych też dobre :-)

 

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Z jednej strony fajny pomysł. Mózg Boltzmanna jest chyba jeszcze niezgłębiony, a Twojej wersji na pewno jeszcze nigdzie nie czytałem:P Fajnie też, że zmieściłaś i wątek poboczny, i domknęłaś do końca wszystkie wątki – co nie jest wcale rzeczą oczywistą:P

Z drugiej strony jednak trochę się męczyłem przy lekturze. Nie wiem czy to kwestia formy, na którą składały się prawie wyłącznie dialogi, czy jakiegoś chaosu w narracji.

Problemy pojawiają się również przy bohaterach. I, być może, wspomniana forma może wpływać na moją ocenę (negatywnie), ale żaden z nich nie zapadł mi w pamięć – a głównie to mieszali się ze sobą. Z lektury został mi tylko główny bohater (jako pijący), barman (który z jakiegoś powodu brał udział w śledztwie) oraz ofiara ataku, jej stand-upy i problemy z dzieciństwa.

Co do konstrukcji fabuły mam chyba najmniej uwag. Jest tajemnica, jest zwrot, zmieściłaś wątek poboczny.

Mimo wszystko to pomysł ogólnie fajny, nie tak zły w wykonaniu, więc idę z czystym sumieniem dołożyć ostatni klik do biblioteki:)

Слава Україні!

Golodh

Dzięki wielkie za pozytywny komentarz i klika!

 

Tja, z narracją nie jestem za dobra niestety. Nadal się uczę jak oganąć w miarę szeroki plan, zwłaszcza gdy akcja jest dłuższa albo z retrospekcjami, bez niezrozumiałości i dziur. Dzięki za cierpliwość.

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Nowa Fantastyka