- Opowiadanie: Łosiot - Historię piszą zwycięzcy

Historię piszą zwycięzcy

Ja też mam o walce i wojownikach. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Historię piszą zwycięzcy

Zasnute ołowianymi chmurami po horyzont niebo płakało rzęsistymi łzami niczym chór płaczek opłakujących śmierć bohatera, który zginął w walce i dołączył do niebiańskich zastępów Świętych Wojów Ludu Skał.

Ale ten Wojownik Ludu Skał nie zamierzał jeszcze nigdzie dołączać, albowiem interesowało go tylko rozłączanie przeciwników od ich kończyn. Skąpany w strugach deszczu i krwi, z twarzą unurzaną w czarnej posoce, błyskał białkami oczu i obrzucał stekami wyzwisk otaczających go cierniowym kręgiem dzid wrogów. Gdy tylko legioniści Legionu przypuszczali atak, głowica dwurękiego miecza błyskała w promieniach zachodzącego słońca siejąc ból, śmierć i pożogę.

Trzeba ci bowiem wiedzieć, drogi czytelniku, że Lud Skał to lud zaprawiony w walce i twardy niczym skały, wśród których przyszło mu żyć. Znać też musisz zwyczaj tych walecznych wojowników polegający na tym, że wedle ich tradycji, wojownik i jego miecz to jedno. Stąd też jedno imię miecza i wojownika, wypisane runął na jego ostrzu.

– Chlornie! – poniósł się przez pole bitwy głos gromki jak błyskawica.

Na dźwięk swego imienia wojownik i jego miecz stanęli jak w ryci. Otaczający ich las pik zafalował, a spomiędzy zbrojnych szeregów wychynął skuty w stal najpotężniejszy z legionistów.

– Chlornie, zagotuj się do walki, albowiem nadeszła godzina twej zguby – zadudnił spod stalowego hełmu głos tak potężny, że aż rżała ziemia.

Wojownik Ludu Skał błysnął bielą swoich zębów w ponurym uśmiechu przy akompaniamencie błysku klingi wielkiego brzeszczotu.

Wojownicy starli się w boju tak w ściekle, że trysnęły iskry. Skuty w stal gigant szarżował z nienacka i uderzał raz za razem, raz coraz mocniej. Chlorn parował bez trudu ciosy, które powaliłyby niejednego chwata, lecz dla niego były jak dziecinna zabawka. W potężnym skupieniu obserwował swego przeciwnika i poddawał wnikliwej analizie jego ciosy, flinty i wzwody. Wróg był potężny i nie można mu było odmówić szermierki.

W tym miejscu zapewne, drogi Czytelniku, myślisz sobie, że Chlorn tylko czeka, by uderzyć i jednym ciosem odpłacić przeciwnikowi pięknym za nadobne. Jeśli tak właśnie sobie myślisz, toś zuch, albowiem tak właśnie się stało.

Chlorn tylko czekał. Gdy wielki legionista wyprowadził potężny cios toporem, miast go wyparować, wojownik Ludu Skały dokonał błyskawicznego uniku i uderzył z flanki. Ostrze wielkiego miecza przecięło stalowy pancerz wroga, wniknęło w jego tors i wyszło z drugiej strony w towarzystwie fontanny krwi.

– Prawdę wieść niesie, zaprawdę, wielkim jesteś wojownikiem, Chlornie, wielki to honor zginąć z twej ręki – sapnął legionista i dokonał żywota.

– Kto następny? – wyszeptał ochryple Chlorn.

Odpowiedziała mu cisza.

 

***

 

– Panie, nie dadzą mu rady! – jęczał Pierwszy Sługa, przyciskając czoło do zimnej, kamiennej posadzki w sali tronowej Cytadeli Legionu. – Zgodnie z twoim rozkazem, nasze legiony podbiły już całą Krainę Skał. Za pomocą twej tajnej broni – Czarnego Oparu – wytruliśmy jej mieszkańców, wybiliśmy do nogi wszystkich, ale wtedy pojawił się ten Chlorn. To pewnikiem ostatni z nich, wybacz mi, panie, błagam cię, wybacz, albowiem ja zrobiłem wszystko co w mojej mocy, tylko nasze legiony nie dają mu rady! Zrobiłem wszystko, nasłałem na niego naszego najpotężniejszego wojownika, ale nawet on nie dotrzymał mu pala.

– Wojownik walczy tak długo, aż nie zostanie pokonany – odrzekł głosem szorstkim jak raszpla Legat Legionu.

– O, tak, panie, tak, to święta prawda – odparł Pierwszy Sługa wciąż klejąc czoło do posadzki.

– Bitwa trwa tak długo, jak długo walczy ostatni z wojowników – Głos Legata wznosił się pod kamienne sklepienie Sali tronowej, odbijał echem od podtrzymujących je filarów, ocierał o ściany i opadał na wypolerowane kamienne płyty podłogi.

– Twa mądrość, panie, nie zna dnia ani godziny – wysapał Pierwszy Sługa, po czym jęknął przerażony, czując na potylicy obutą w jedwabną ciżmę stopę władcy.

– Życie twe trwać będzie tak długo tylko, jak wzbierał będzie we mnie gniew. A gniew wzbierać będzie tak długo, jak żył będzie Chlorn – oznajmił Legat, naciskając złowieszczo na głowę Pierwszego.

– Panie mój, twe myśli są dla mnie, zwykłego śmiertelnika, nieuchwytne jak pstrągi w rzece. Wymykają mi się z… – Pierwszy Przerwał, gdy stopa Legata docisnęła jego usta do zaplutej już w tym miejscu podłogi.

– Zmiażdżę cię, robaku, jak glizde, jeśli nie dostarczysz mi tu tego Chlorna – wysyczał Legat. – Czy teraz rozumiesz?

Pierwszy nie odpowiedział ze względu na zablokowany aparat mowy. Stęknął tylko nieśmiało.

– Tak długo Chlorn walczyć będzie, jak go nie pokonacie – rzekł Legat bardziej oficjalnym tonem i łaskawie uniosł nieco stopę. – Użyjcie Czarnego Oparu.

– Ależ panie, nasi legioniści, przecież tam są ich setki, Opar zabije i ich. 

– Przynieś mi głowę Chlorna, Pierwszy, żywego lub martwego. Jeśli nie dasz rady, umrzesz w katiuszach.

 

***

 

– Panie, oto u twych stóp leży Chlorn, ostatni z wojowników Ludu Skały. Pojmanie go kosztowało setki żyć naszych żołnierzy. Czarny Opar wyzionął ich ducha, jednak on sam przeżył, i oto przynoszę go do stóp twoich.

Mówiąc to, Pierwszy kazał legionistom rzucić na kamienną posadzkę skrępowanego sznurem Chlorna. W Sali tronowej rozległ się dźwięk podobny do dźwięku stalowej klingi uderzającej o kamienną posadzkę. Zaskoczony Legat uniósł nieznacznie brew.

– Panie, kazałem żołnierzom robić wszystko co w ich mocy, lecz nawet osłabiony śmiertelnym Czarnym Oparem, Chlorn nie wypuścił z dłoni swego miecza, powiadają bowiem, że tradycją Ludu Skał jest zwyczaj, któren każe ich największym wojownikom stać się jednym z ich mieczem, tak więc u stóp twych składam nie tylko ostatniego z wojowników Ludu Skał, panie, ale także miecz jego, wszystko ku twej chwale, panie. – Po tych słowach Pierwszy Sługa, wyraźnie zmęczony, wziął głęboki wdech.  

– Wierny sługa cenniejszy niźli całe złoto w skarbcu. Spisałeś, się mój Primus Servusie – rzekł Legat wstając z tronu. – Odklej czoło od podłogi i powstań, albowiem dziś będziemy świętować zwycięstwo.

– Panie, twe słowa są dla mnie niczym aloes – odparł sługa. – Rzeczywiście, możemy dziś świętować zwycięstwo, albowiem kraina Ludu Skał została podbita i legion nasz wreszcie może…

– Milcz! – głos Legata przeciął ciszę jak pejcz skórę katowanego do nieprzytomności nieposłusznego niewolnika. – Milcz, gdy mówisz do mnie, sługo parszywy, na ziemię! Ja tylko, jako Legat, przyrodzone mam prawo do ogłaszania zwycięstw Legionu!

Sługa usłużnie złamał kark i wtulił płaskim czołem w posadzkę.

– Pierwej jednak, dokonać się musi historia – perorował Legat. – Ostatni z Ludu Skał zginąć musi, a stanie się to z mej ręki. Zwycięzcy piszą historię, i właśnie teraz ja trzymam pióro i kałamarz!

Dzierżąć w dłoni sztylet przypominający kształtem pazur bestii, Legat zbliżył się do leżącego na ziemi Chlorna.

– Czyli tak wygląda najpotężniejszy z mych wrogów – Legat zaśmiał się szyderczo. Leżysz u mych stóp związany i upokorzony, a ja napawam się zwycięstwem. Czas pożegnać się z życiem, wielki Chlornie.

Legat uniósł sztylet i skierował jego ostre jak szpila ostrze w kierunku serca ostatniego z Ludu Skał.

– Za nami wiele bitew, lecz wojne wygrywam ja – wycedził Legat, unosząc sztylet. – Przypieczętuję teraz zwycięstwo twoją krwią, Chlornie – dodał, podnosząc śmiertelne ostrze jeszcze wyżej.

Chlorn otworzył dzikie oczy i spojrzał nimi prosto w oczy Legata.

Jeśli, drogi Czytelniku zastanawiasz się, co się teraz stanie i myślisz, że nadszedł smutny koniec Chlorna i Ludu Skał, jeśli sądzisz, że w tej historii, jak w życiu, zwycięży zło, toś pacan. Albowiem ostatni wojownik Ludu Skał miał w zanadrzu asa w rękawie.

Osłabiony Czarnym Oparem, lecz tak naprawdę w pełni sił, przez całą drogę do Cytadeli Legionu usilnie przecierał swe więzy o ostrze Chlorna, swego wiernego miecza. W kluczowym momencie wystarczyło tylko lekko szarpnąć, i oto największy z wojowników stanął przez Legatem w całej swej krasie, niczym nieskrępowany.

– Historię piszą zwycięzcy, powiadasz, Legacie? – zapytał Chlorn krzywiąc się w uśmiechu.

– To się tylko tak mówi, to znaczy tak gdzieś przeczytałem po prostu – odparł Legat, wyraźnie zmieszany.

– Cóż, ja nie umiem czytać – wypowiedział się Chlorn i ciął od prawej do lewej.

Krew Legata chlusnęła na kamienną posadzkę Sali tronowej Cytadeli Legionu. Po chwili, uwolnione z okowów jamy brzusznej, dołączyły do niej trzewia niesympatycznego władcy.

 

***

 

Niebo płakało. Lejący z grubych chmur deszcz zmywał z pokrytego mięśniami ciała Chlorna krew jego wrogów. Ostatni z Ludu Skał stał na najwyższej skale wyprostowany i dumny, a obok niego tkwił jego miecz.

– Zwyciężylismy, lecz to zwycięstwo straszliwie okupione. Ludu Skał, przybywam.

Wypowiedziawszy te słowa, Chlorn rzucił się.

Być może, drogi Czytelniku, nie jesteś pewien, co się stało i należą Ci się wyjaśnienia. Chlorn rzucił się ze skały, bo został zupełnie sam w związku z tym, że Legion wcześniej wymordował cały Lud Skał. Poza tym wierzył, że jako wielki wojownik dołączy do niebiańskich zastępów. Tak naprawdę, to jest dobre zakończenie, ponieważ Chlorn umarł szczęśliwy.

A jego miecz przez tysiące lat rdzewiał z tęsknoty wbity w kamień gdzieś na dnie przepaści. 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo poetycko napisane. Z pewnością należy wyróżnić odpowiednio dawkowane powtórzenia, w odpowiednich momentach podnoszące napięcie, oraz próby przebicia czwartej ściany, gdy zwracasz się bezpośrednio do czytelnika – i robi to naprawdę duże wrażenie.

Pochwalić muszę także trzyaktową konstrukcję fabuły, w której najpierw doskonale wprowadzasz nas w świat przedstawiony, zmieniasz POV na Legata i pokazujesz jego intrygi, które kończą się niespodziewanym zwrotem akcji; a na koniec w melancholijny sposób domykasz tekst.

Brawa.

Слава Україні!

O rany, to teraz poczułem się niekomfortowo, bo mój komentarz pod Twoim opowiadaniem, Golodhcie, przy Twoim komentarzu pod moim opowiadaniem, Golodhcie, to jakaś zupełna nędza. Wrócę z kontranalizą na dniach.

Nie, mój był bardzo szybki

Слава Україні!

Popłakałem się. Zakończenie wbiło mnie w fotel, a fotel wbiło w podłogę. Wartka akcja spowodowała, że autorze wisisz mi nowe spodnie, bowiem narobiłem w gacie.

Przedstawienie Ludu Skał było przepiękne. Honorowi, potężni wojownicy są pięknym archetypem, który bardzo sobie cenię. Legat dobrze, że z dech.

Według mnie czeka na ciebie świetlana przyszłość autorze. Rozwinąłbym to opowiadanie do książki.

 

Pozdraiwma!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Super, żę Ci się podobało! Starałem się, żeby po przeczytaniu tego opowiadania, czytelnicy pomyśleli sobie “kurcze, fajne opowiadanie”. Pomyślałeś tak, BarbarjanKatafalku?

Tak pomyślałem, Łososiu!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo mnie się podobała poetyckość tego teksta. Widać, że dużo wiesz o walkach, wojownikach i walczeniu, bo opis wyszedł był bardzo profesjonalnie. Zdecydowanie zaskoczył mnie początek, środek i koniec tegoż opowiadania.

Alicello, dziękuję bardzo! A jak znajdujesz głównego bohatera? Czy jest wiarygodny? Czy jego emocje i motywacje Cię przekonały? Do czegokolwiek?

Głównego bohatera znajduję, jako bardzo wiarygodnego, a jego motywacja jest jasna, gdyż została wyjaśniona. Dodam jeszcze, że niezwykle głębokie były mądrości Legata, którym jednak bohater nie uległ.

Ale się narobiło tych tekstów. Widzę, że wielu użytkowników co i rusz złapało za Pióra, żeby napisać coś na gramofonomanie i teraz mamy przelew tekstów na portalu użytkowników, mnóstwo ich a ich imię legion, tych użytkowników. U Gołota było bekowo, u Ciebie jest mniej bekowo, ale za to bardziej gramofonomańsjo, bo c historia Gołota jest dziwna i smiechiwa, a Tfoja mniej smiechiwa, taka bardziej, jakbym czytał chistorie pisaża co pisze na serio, a nie mniej na serio, tylko takiego co myśli, że to jest dobra chistoria, a ona wcale nie jest, ta histeria. Łaskotcie, mniej smiechiwa od Gołota, ale bardziej gramofonomańska, bo bardziej na serio ta historia. Przepraszam za litrówki, jestem dysydentem i pozdrawiam serdelki.

Known some call is air am

A wniosek z tego prosty i powszechnie znany – czytajcie Gołota i Łosiota też

 

Ale serio zapraszam pod swój tekst.

Слава Україні!

Klasyczne fantasy z wielkimi wojownikami, walką oraz intrygami. Podobały mi się zwroty do czytelnika. Fajny był deszcz, od razu łatwiej wyobrazić sobie miejsce akcji. Bawisz się językiem, ale w sposób stonowany. Moje ulubione kawałki:

Stąd też jedno imię miecza i wojownika, wypisane runął na jego ostrzu.

Chlornie, zagotuj się do walki, albowiem nadeszła godzina twej zguby

Odklej czoło od podłogi i powstań

W sumie to w tym tekście jest sporo dramatyzmu, ale podanego w sposób zgodnego z założeniami konkursu. Szkoda mi było bohatera. 

OuttaSewer, trudno się nie zgodzić z całą rozciągłości a Twojej wypowiedzi. ANDO, cieszy mnie niezmiernie, że zauważyłaś w tym opowiadaniu inspiracje Robertem E. Howardem. Nie piszesz o tym wprost, ale wiem, że to zauważyłaś. Dziękuję.

Cześć Łosioł!

Dałem gwiazdki….. później przeczytam……. hehehe…….. wpadnij po tem do mnie jak też coś napisze……… hehehe……. też jestem pisażem!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Oho, jest i Krokus i dużo kropek. Krokusie, bardzo się cieszę, że przeczytasz później, zapraszam do mnie, napisałem w wojowniku, który umiera na końcu.

umrzesz w katiuszach

Padłem i leżę. XD

 

Oklaski ponadto za niebywale charyzmatycznych bohaterów, głębię intrygi oraz szokujące zakończenie, po którym wciąż nie mogę przestać opłakiwać dzielnego wojownika.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Z początku myślałam, że opisy będą tym co mnie ujmie najbardziej. Jednak okazało się, że umieranie w katiuszach, pozbawiło mnie tchu. No jesteście wszyscy mocno porąbani!;)

Lożanka bezprenumeratowa

SNDWLKR, 

Wstań, powiedz nie jestem sam!

I dołoncz do grafomańskiej braci!

 

Ambush, droga Ambush. Jest mi niezmiernie przykro, że to nie opisy ujęły Cię najbardziej. Z drugiej strony jednak, cieszy mnie, że zwróciłaś, jak BDSMWKR, uwagę na katiusze, one potrafią pozbawić tchu. 

Wróciłem, Łosioł! 

Hehehe……… Pamietaj wpaść do mnie jak już coś napisze…… Smutna to historia o wielkim bohaterze…………. Przestraszyłem się katiuszy – sam kiedyś w takich umierałem, więc wiem co to życie…… Hehehe…… Piszesz kolejne części? Ktoś wyciągnie miecz z kamienia?……… Pozdro600! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ilosć mondrych cycatów i innych mondrości bijących się w tym opowiadaniu jest większa niż w dziełach Paolo Cohelo. Zaprawde wielkie to dzieło oparte o parapet starożytych myśliwych.

Saulte!

 

 

P.S. A tak serio, w niektórych pompatycznych momentach naprawdę przypomina to tanie fantasy, albo przygodowe książki o starożytnym Rzymie lub Grecji (Czarne Okręty?), takie wydawane jeszcze w latach 80-90.

Niezła robota. XD

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

znowu zwycięstfo, znowu nie my

fajnie się czytało o przystojnym wojowniku ludu skau szkoda że umar

najlepsiejsze fragmenta iks de:

W potężnym skupieniu obserwował swego przeciwnika i poddawał wnikliwej analizie jego ciosy, flinty i wzwody.

Jeśli tak właśnie sobie myślisz, toś zuch, albowiem tak właśnie się stało.

pozdrawiam

Zalth, tak serio, to naprawdę sobie tam gdzieś w te moje wspomnienia czytelnicze zdryfowałem, pisząc tę historyjkę. Howard (wiadomo), Turtledove (Legion Videssos), Moorcock (Kawaler Mieczy) – jak ja się, jako szczyl, w tych klimatach zaczytywałem :)))

 

Sonato, bardzo mnie ciekawi, skąd wzięłąś, że Chlorn był przystojny? xdd

I dziękuję za docenienie wybranych fragmentów, to jedne z tych i mnie bliższych. 

Wpadnęłam jeszcze raz bo zapomniałam napisać coś ważnego. Uważam że powinieneś oddać za spodnie Barbarzyńcy

#teamSonata Chloryn był przystojny bo taki wojownik musi być przystojny to oczywiste.

 

P.S. Trochę kojarzę młodą lekarkę i jestem mega ucieszona bo porównałeś mój opek do klasyki.

Sonato, bardzo mnie ciekawi, skąd wzięłąś, że Chlorn był przystojny? xdd

bo wiadomo że każdy wojownik jest przystojny, a najlepiej jak biega z gołą klatą, wtedy to już wogule <333

Bardzo to piękne opisanie losów i dziejów Chlorna i przy okazji Legata Legionu, kiedy ich drogi się splotły w pewnej chwili i teraz pomieszane targają mną uczucia, bo nie wiem, czy mam się cieszyć, że Chlorn, ten mężny mąż z orężem związanym z nim na zawsze kiedy legł w przepastnej przepaści skoczywszy tam osobiście, spełnił swoje przeznaczenie i pozostał w szczęściu nieutulony przez nikogo, bo wszyscy zeszli wcześniej… No ale z drugiej strony, jak miał tak pozostać sam jak jeden kołek w płocie na świecie, to może mu lepiej teraz w szczęśliwości przepaściowej i wierze, że dostąpi wstąpienia w szeregi niebiańskich zastępów.

Piękne opowiadanie skomponowałeś, Łosiociu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dziękuję za wizytę i wnikliwą łapankę, jestem dumny, że tym razem udało się napisać tekst bezbłędnie. Historia jest przejmująca, zdaje sobie sprawę. Ale wyjaśniam na końcu, że ma dobre zakończenie. Chlor nie byłby szczęśliwy, żyjąc wśród pustych skał i cieni swych pobratymców. Gdy uderzał głową w dno przepaści, uśmiechał się. Mam nadzieję, że jak to sobie zwizualizujesz, uznasz te historię za piękną opowieść o poszukiwaniu szczęścia.

O tak, Łosiociu, zwyulizałam sobie cały obraz zakończenia życia Chlorna i przyszedł do mnie taki oczywisty wniosek, że aby można zaznać szczęścia, trzeba sięgnąć dna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To wspaniały wniosek i głęboki, jak przepaść, w którą rzucił się Chlorn.

Przeczuwałam, że będziesz akceptowalny dla mojego tak nisko sięgającego wniosku!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z tego działa wielka mądrość przebiła oczy moje. Zaprawdę prawdę powiadasz, że w szermierce wzwody przeciwnika obserwować trzeba. Mocy przybywaj!

Bardzo podobała mi się autentyczność tej grafomanii :) .

 

Moje ulubione fragmenty to:

Pierwszy nie odpowiedział ze względu na zablokowany aparat mowy. Stęknął tylko nieśmiało.

Osłabiony Czarnym Oparem, lecz tak naprawdę w pełni sił

 

Łukasz

Myślę, że opowiadnaie było ciekawe i interesujące, ponieważ zwycieski wojownik stał, na skale z mieczem no i fajnie ze lód skał, to piękne jak rórza i wzrusza serce… dla nas, czytelników, bochater nigdy nie zginie i wiemy iż przetrwa w legędzie! Myśle iż imie bochatera Chlor jest ciekawe i interesujące. Kojarzy mi sie to z basenem i z wujkiem. Mi osobiście najbardziej podobało sie jak legionista chciał walnąć toporem Chlora ale ten skoczył w bok i on z kolei go uderzył kopem a potem trysneła krew z fontanny. To było mega!

No, jeszcze fajne było jak stanęli otherwise jak w ryci a ich otaczał las. Bohater był wspaniały bo nie tylko źli rycerze byli dla niego jak dziecinna zabawka ale był też mądry i dobry. Morzna by nawet powiedzięć że szczodry bo w skupieniu obserwował swego przeciwnika. Był też chrobry bo znał flinty i wzwody, co mi sie podobało, bo jak gram w piłkę z kolegami to tez lubie robić wzwody.

 

Łośośu!

Przecie to było piękne :O Mimo, że nazwałeś mnie pacanem.

Dobry hapi end, interesujący rozwój rzeczów co się dział przed hapi endem. Na narratora dopiski łapałem się za każdym razem.

Ale zaraz? Skąd on się rzucił? O co chodzi? – pyta pacan [czyt. Ramshiri]

I zagadka się rozwiązała. Więc jest i tajemnica kryminalna – lubię kryminały. W kryminale spędziłem najlepsze lata.

 

C.S: Przez pół tekstu zastanawiałem się czemu on się nazywa “Cholernie” :)

Pozdro600

ośmiornico, serdecznie dziękuję za wizytę, cieszy mnie, że zwróciłaś uwagę na poziom realizmu sceny z szermierką, trochę godzin riserczu w to wpakowałem, nie powiem. 

 

Lukenie, wybrałeś dokładnie te fragmenty, które znajdują się w tym opowiadaniu!

 

kronos.maximus, świetnie rozłożyłeś tę historię na czynniki pierwsze, sam lepiej bym tego nie zrobił!

Ramshiri, “Great minds think alike”. Ja też uważam, że to piękne opowiadanie, dziękuję!

 

 

 

“Panie, twe słowa są dla mnie niczym aloes”

Kupiona-m.

 

Obawiam się, że właśnie rzucam ci betonowe koło ratunkowe, ale: DOBRZE SIĘ CZYTAŁO.

ninedin.home.blog

Hej, Łosiocie!

Toż to Hamlet i Makbet w jednym, Druss Legenda i Boromir. Z tego można wystawić sztukę teatralną. Ciesze się, że nie zostałem pacanem i z trudem, ale odgadłem koleje losu bohaterskiego Chlor(n)a. Sztampa głównego złego i Pierwszego w najlepszym wydaniu, aż łamie w kościach.

W potężnym skupieniu obserwował swego przeciwnika i poddawał wnikliwej analizie jego ciosy, flinty i wzwody.

Obwiniam swoją wyobraźnię o pewne obrazy po tym zdaniu.

Tak naprawdę, to jest dobre zakończenie, ponieważ Chlorn umarł szczęśliwy.

Dobrze, że wyjaśniłeś, bo oszczędziłeś mi paczkę chusteczek!

 

ninedin – WRESZCIE ktoś zwócił uwagęna aloes! Ale tak sobie myślałem, że jak ktoś to wyłapie, to będziesz Ty. 

Zanais – chciałem, żeby opowiadanie było sztampowe, zrobiłem to specjalnie, gdybym chciał, żeby nie było, to by nie było, efekt był zamierzony od samego początku, to celowy zabieg. 

Lubię takie klimatyczne opowieści miecza i mięśnia. Podobało mi się też jak wszystko subtelnie wyjaśniasz. No i super dialogi – ekstraliga. Niby nic nowego ani odkrywczego w Twoim opowiadaniu nie ma no i dobrze się kończy, ale jednak wzruszyło, złapało za serce i wycisnęło z niego łzy. A może to dlatego, że słuchałem Twojej opowieści krojąc cebulę? Ale chyba nie, bo polubiłem Chlora i chciałbym być jak on!

Podeprę jeszcze mój komentarz ulubionym cytatem, który spina całą opowieść:

– Historię piszą zwycięzcy, powiadasz, Legacie? – zapytał Chlorn krzywiąc się w uśmiechu.

– To się tylko tak mówi, to znaczy tak gdzieś przeczytałem po prostu – odparł Legat, wyraźnie zmieszany.

– Cóż, ja nie umiem czytać – wypowiedział się Chlorn i ciął od prawej do lewej.

Słabe, nie podobało mi się

 

No dobra już ochłonąłem po Twoim negatywnym komentarzy i w sumie to nawet może być,bo jednak wciąż chcę być jak Chlorn

Palaio, niech awantura, któa wybuchła między nam wczoraj, odejdzie w niepamięć. Z radością witam Cię jako kolejnego, zadowolonego Czytelnika i dziękuję za tę pozytywną recenzję. 

Sporo tu było dobrych fragmentów, pierwsze zdanie i opis Ludu Skał miodzio, ale najbardziej urzekło mnie:

Osłabiony Czarnym Oparem, lecz tak naprawdę w pełni sił(…)

Żodyn się nie spodziewał. Żodyn!!!

 

Timonie, bardzo Ci dziękuję za udaną lekturę. Cieszę się, że zwrociłeś uwagę na ten fragment – główny plot twist, z którego jestem bardzo dumny. 

I mnie poruszyła historia Chlorn i jego miecza, który okazał się dobrym bohaterem (miecz) mimo że ostatecznie okazał się rudy. Ale i tak szoł skradł czarny charakter, bo był bezwzględny jak przystało na charakter o tej barwie.

Zygfrydzie, wybacz brak odpowiedzi. Najpierw był piątek, potem sobota, potem serniczek, a potem lany poniedziałek, a potem znów serniczek, jakoś nie mogłem się zebrać. Niezmiernie cieszy mnie Twoja wizyta pod moim opos magnum, dziękuję za komentarz!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet, sympatyczne to jest to, że tu dotarłaś :)

Łoł, Chlor to praw dziwy bohater, bo jest bohaterski w każdym cali. I jeż szczę obserwuje wzwody. To porostu można się w nim zakochać. Głęboko wieżę że jest przystojny jak mało kot.

Babska logika rządzi!

Wiele osób zakopało się w chlorze, cieszę się, że doloczyłaś do flamclubu!

Hejka!

Zasnute ołowianymi chmurami po horyzont niebo płakało rzęsistymi łzami niczym chór płaczek opłakujących śmierć bohatera, który zginął w walce i dołączył do niebiańskich zastępów Świętych Wojów Ludu Skał.

Piękny przykład, naprawdę idealnie ukazane to, co robią autorzy, próbując pisać poważnie i dawać te wzniosłe metafory (też jestem w tej niechlubnej grafomańskiej paczce!), a wychodzi to śmiesznie albo bez sensu i ogólnie ten wstęp powinien być sztandarowym przykładem, jak nie powinno się pisać. :D

 

Gdy tylko legioniści Legionu

XD

 

Lud Skał to lud zaprawiony w walce i twardy niczym skały, wśród których przyszło mu żyć.

Jak Ty pięknie parodiujesz to wszystko, ja już nie wiem czy to bardziej grafomania czy parodia. :D

 

spod stalowego hełmu głos tak potężny, że aż rżała ziemia.

XD

 

Wojownicy starli się w boju tak w ściekle, że trysnęły iskry.

To jest boskie. :D

 

poddawał wnikliwej analizie jego ciosy, flinty i wzwody.

Widzę, że bawiłeś się fantastycznie. :D

 

W tym miejscu zapewne, drogi Czytelniku, myślisz sobie, że Chlorn tylko czeka, by uderzyć i jednym ciosem odpłacić przeciwnikowi pięknym za nadobne. Jeśli tak właśnie sobie myślisz, toś zuch, albowiem tak właśnie się stało.

A to już nie grafomaństwo, protestuję, to jest piękna parodia. XD

 

wniknęło w jego tors i wyszło z drugiej strony w towarzystwie fontanny krwi.

No dobra, poprawiłeś się, piękna grafomania. :D

 

Balansujesz, balansujesz dziko na krawędzi parodii, grafomaństwa i dostarczania rozrywki złaknionym śmiechu czytelnikom. XD

 

Drugi fragment już normalniejszy, jakby wyrwany z innego tekstu, hm…

 

ze względu na zablokowany aparat mowy

Doceniam brak powtórzeń. :D

 

– Panie, twe słowa są dla mnie niczym aloes

:D

 

Za to trochę nie rozumiem, czemu wprowadziłeś sługę i pana, bo nie są aż tak grafomańscy. Smutno mi! :(

 

Ach, za to nikczemny plan zabicia Chlorna i przyprowadzenie go (oczywiście z mieczem) jak najbardziej się wpasowuje. I to uwolnienie w ostatniej chwili, tuż przed śmiercią i zabicie Legata. :D

 

– To się tylko tak mówi, to znaczy tak gdzieś przeczytałem po prostu – odparł Legat, wyraźnie zmieszany.

– Cóż, ja nie umiem czytać – wypowiedział się Chlorn i ciął od prawej do lewej.

To nie grafomania, to piękna parodia!

 

A jego miecz przez tysiące lat rdzewiał z tęsknoty wbity w kamień gdzieś na dnie przepaści.

XD

 

No piękne, piękne, najbardziej poetyckie z konkursowych opowiadań, choć sporo tu było parodii, ale grafomańskie wstawki dodawały smaczku. :D

 

Pozdrowionka,

Bananke

Nowa Fantastyka