- Opowiadanie: fmsduval - Exomologesis 2k50

Exomologesis 2k50

Zapraszam na odrobinę dziwactwa.

 

Za inspirację posłużyły “Zło czynić, mówić prawdę” M. Foucault’a, “Upadłe Anioły” Kar-Wai Wonga oraz “Opętanie” A. Żuławskiego.

 

Podziękowania dla Alicelli za betę :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Exomologesis 2k50

„Prawdę o sobie można wyjawić tylko w takiej mierze, w jakiej jest się zdolnym do poświęcenia siebie” – M. Foucault

 

Pomarańczowe kawasaki ryczało jak wściekły tygrys. Niktaki nie zwalniał. Bez przerwy dodawał gazu, za nic mając śliski od deszczu asfalt. Jaskrawozielone neony rozciągały się w migające smugi światła niczym w koszmarze epileptyka. Połączone z kakofonią silnika, dla Sayuri były jednak czystą, wręcz narkotyczną ekstazą.

Pęd powietrza odbierał dziewczynie dech. Trzymała się Niktakiego, pierścieniem wątłych ramion obejmując go w pasie. Jego białe włosy smagały Sayuri po twarzy, plącząc się z różową grzywką.

Ścigali błyszczącą teslę, która wciąż gubiła ich w wąskich uliczkach Sensity. Samochód skręcał niemal w miejscu, jakby kąty proste były tylko niegroźnymi łukami. Kierowca musiał włączyć autopilota. Nikt nie byłby w stanie manewrować tak szybko. Poza jej Tsukuru. Jej ukochanym, białowłosym Tsukuru Niktakim w tej jego seksownej, opiętej na ramionach kurtce ze srebrnego ortalionu.

Kawasaki ryknęło po raz kolejny, a przednie koło na moment straciło kontakt z asfaltem. Sayuri jęknęła z podniecenia. Wtuliła się w plecy Niktakiego, który pochylił się nad kierownicą motocykla. Odległość między kawasaki a teslą zaczęła się kurczyć. Neony na budynkach migały w rytm równoczesnych uderzeń serca Sayuri i Niktakiego.

Wreszcie zrównali się z samochodem. Dziewczyna spojrzała w przyciemniane szyby tesli. Przyszła pora na skok. Była na niego gotowa od dawna.

– Na trzy, co?! – krzyknęła do Tsukuru.

Nie odpowiedział, skupiony na utrzymaniu równego tempa z teslą. Sayuri przygryzła wargę. Mieli skoczyć razem. Nie chciała tego robić bez niego.

– Na trzy?! – krzyknęła raz jeszcze.

Coś dziwnego zaczęło dziać się z motocyklem. Z pozoru dalej jechał równo i gładko, lecz ewidentnie tracił prędkość. Serce Sayuri zabiło mocniej. Nie mogła przegapić okazji. Nie mogła pozwolić, by tesla znów im uciekła.

Oparła dłonie na żelaznych barkach Niktakiego i z wprawą akrobatki uniosła się znad siedzenia. Stanęła na rękach, wyprężona jak struna. Dwa szybkie oddechy, płytkie zgięcie łokci i kolan, gwałtowne wybicie, salto i głośne lądowanie na masce samochodu. Chwyciła się otworów w chromowanej pokrywie i podciągnęła bliżej czarnej jak noc szyby. Kierowca ani przez chwilę nie stracił panowania nad pojazdem. „Teza o autopilocie potwierdzona” – pomyślała Sayuri. Z pochewki na udzie dobyła karambitowego noża i z całej siły rąbnęła rękojeścią broni w szybę.

Nie pomogło. Spojrzała w bok, gdzie spodziewała się zobaczyć Tsukuru. Nie było go. Musiał zostać w tyle. Wściekła jak osa, zasypała teslę gradem ciosów. Laminowane szkło nie odpuszczało. Owszem, pojawiło się na nim kilka białych pajęczynek, ale nic poza tym. Zaczęła panikować. La Familia miała konkretne życzenia. Sayuri wolała je spełnić. Fiasko mogło być odebrane w nie najlepszy sposób.

Ryk motocykla przyniósł jej ulgę. Niktaki tym razem pojawił się z drugiej strony tesli. W dłoni trzymał pistolet na kierunkowe pociski IEM. W sam raz, by usmażyć elektronikę tesli bez uszczerbku dla jej kierowcy.

Chłopak posłał Sayuri znaczące spojrzenie. Z jego ust wyczytała: „Na trzy!”. Odliczyła w myślach, po czym zeskoczyła z pędzącego auta dokładnie w chwili, gdy Niktaki strzelił. Tesla wpadła w poślizg, zrobiła kilka piruetów i zadokowała na ekspozycji jakiegoś butiku. Drobiny okna wystawowego rozsypały się we wszystkie strony, a manekiny spadły na wgniecioną maskę samochodu.

Motylkowe drzwi uniosły się, haratając o sufit sklepu. Sayuri puściła się biegiem w stronę tesli, nie chcąc, by kierowca uciekł. Ale panu Kōnotoriemu wcale się nie spieszyło. Zwiesił czerwone mokasyny przez próg samochodu i czekał. Czekał, aż Sayuri go dopadnie.

– Owaka, czekaj! – krzyknął za nią Tsukuru. – To może być pułapka!

Machnęła ręką, by się odczepił. Była na niego zła. Zawiódł ją tym zniknięciem. Gdyby nie wrócił na czas, Kōnotori by im uciekł. Mimo determinacji i szczerych chęci, nie utrzymałaby się na śliskiej masce tesli.

Bez namysłu podeszła do samochodu, kopnęła zwisającą nogę Kōnotoriego i wyciągnęła go siłą z auta. Upadł na wznak, osłaniając oczy przed światłem pobliskiej latarni. Frędzle na rękawach czarno-białej kurtki zatańczyły kankana.

– Gdzie dziecko? – zapytała Sayuri, kopniakiem roztrącając ręce mężczyzny. – Gdzie ono jest?!

Kōnotori zmierzył ją wzrokiem. W skośnych oczach mężczyzny tańczyły gniewne iskierki.

– Myślałaś, że będzie ze mną? Tu? W aucie? Może sprawdź w bagażniku … – zakpił.

– Nie drażnij mnie. – Nastąpiła mu na dłoń. – Gdzie dziecko?

Niktaki, który dotąd trzymał się z tyłu, teraz zrównał się z Sayuri. Poczuła jego palce na ramieniu. Ścisnął je.

– Daj spokój, Sayo. Nie powie ci.

– Powie! Powie, cokolwiek zechcę! – krzyknęła.

Kōnotori parsknął.

– Dziecko samo was znajdzie. A musicie wiedzieć, że to nie jego jedyny talent. – Przewrócił się na bok i wsparł na łokciu. Wypluł krew, która już wcześniej spływała mu z kącika ust. – To dziecko powie wam o was wszystko. O was i o Familii – rzekł, po czym zaniósł się głośnym śmiechem.

Sayuri spojrzała na Tsukuru. W jego oczach dostrzegła wyłącznie strach.

 

***

Zsiadła z motocykla i odgarnęła mokrą grzywkę. Nadal lało jak z cebra. Tsukuru nie patrzył w jej stronę. Spoglądał przed siebie, ku feerii barw migoczących reklam. Odbijały się w węgielkach jego oczu. Hipnotyzująco. Pociągająco. Zagryzła wargę i zdusiła pożądanie. Było nie na miejscu. Nie w ich sytuacji.

– Wiesz, że trzeba je znaleźć – zaczęła niepewnie.

– Kōnotori mówił co innego – mruknął cicho, ledwie słyszalny przez szum deszczu i dudniący bas dobiegający z góry, z któregoś z tysiąca apartamentów w Dzielnicy Szkieł.

– Ale Familia…

– Pierdolę Familię! – warknął, zrywając się z motocykla. – Mam dosyć. Nie będę się uganiać za żadnym bachorem. Mogą mnie wykląć – rzekł, po czym opadł na siedzenie i bez słowa odjechał na drugą stronę ulicy.

Sayuri patrzyła za nim, moknąc. Patrzyła, jak parkuje motocykl i znika za przeszklonymi drzwiami drapacza chmur. Łudząco przypominającego ten, w którym sama mieszkała.

Spuściła ze smutkiem wzrok i odwróciła się na pięcie. Nie poszła jednak prosto do domu.

 

***

Winda wyniosła Tsukuru na ósme piętro. Chciał czym prędzej zniknąć za drzwiami swojego apartamentu. Tam było cicho, spokojnie, bezpiecznie. Ani śladu po pieprzonym Kōnotorim, la Familii czy… Sayuri. Tak, z nią też coraz trudniej było mu się dogadać. Odkąd pojawił się temat zlecenia, Owaka nie mówiła o niczym innym. Wciąż tylko „znajdźmy dziecko”, „trzeba przeszukać teren”, „ostatnio widziano Kōnotoriego na lotnisku” i tym podobne bzdury. Po tym, co usłyszał tej nocy od szalonego właściciela tesli, przeszła mu ochota na cokolwiek związanego ze sprawą.

Drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Z apartamentu rozlała się na korytarz fioletowa poświata. Niktaki wszedł z ulgą do środka. Odetchnął jednak dopiero gdy usłyszał za sobą powtórny syk. Uśmiechnął się do czekającej w przedpokoju dziewczyny. Jej skośne oczy śmiały się na niebiesko i srebrno. Odgarnął różową grzywkę z jej czoła i cmoknął. Pstryknął palcami, gdy dziewczyna otworzyła usta. Kiedy nimi poruszyła, apartament wypełniły ciężkie, dubstepowe brzmienia. Tsukuru minął dziewczynę bez słowa i ruszył ku sypialni. Była druga w nocy. Zamierzał nieco odespać. Całonocne wyprawy z Sayuri były ostatnio udręką.

Lustra ciągnęły się po pustych ścianach przedpokoju. Tsukuru nie przeglądał się. Parł naprzód, prosto do sypialni i wielkiego, cudownie miękkiego łóżka. Kątem oka spostrzegł, że dziewczyna za nim idzie. Nie miał na nią ochoty. Nie teraz.

Drzwi do sypialni zniknęły w futrynie. Spokojna zieleń wyciągnęła do Tsukuru ramiona, przechodzące z jednego roślinnego kształtu w drugi. Ochoczo przekroczył próg. „Pewnie pyta, czy wejść” – pomyślał o dziewczynie, która została w hallu. Nie odwrócił się. Później ją wezwie. Wezwie i wypieprzy, skoro tak bardzo tego chce.

Jej przynajmniej nie bał się patrzeć w oczy.

Syk. Zamknięte drzwi. Zieleń. Bezpieczeństwo. Sen.

 

***

– Chcę tego dziecka – zbudził go słodki, dziewczęcy głosik.

Tsukuru zerwał się z łóżka i stanął pod ścianą, dysząc i sapiąc. Na krawędzi materaca siedziała dziewczyna z różową grzywką. Nie patrzyła na niego. Była na to zbyt zaaferowana. W dłoniach trzymała bowiem duże, plastikowe pudełko z pleksiglasową szybką z przodu. Dziewczyna uśmiechała się, wyraźnie oczarowana tym, co skrywało jego wnętrze. Wreszcie przytuliła pudełko do piersi, opierając na nim brodę.

– Chcę go – powtórzyła, przenosząc srebrnoniebieskie spojrzenie na Niktakiego.

Zaskoczenie zastąpił gniew. Tsukuru poczuł nagle przemożną, mającą źródło gdzieś w trzewiach chęć, by uderzyć dziewczynę. Skoczył na łóżko, przebiegł po nim jak po trampolinie i wyciągnął ręce ku różowej grzywce. Dziewczyna skuliła się z cichym westchnięciem. Niktaki rozcapierzył palce. Zamiast za włosy, szarpnął jednak za krawędź pudełka. Wyrwał je ze splotu wątłych ramion, nie bacząc na opór ani szeptane w udręce „nie, proszę”. Spojrzał przez pleksiglasową szybkę. Zmarszczył brwi i zacisnął z odrazą zęby.

Włożył sobie pudełko pod pachę i wybył z sypialni, zostawiając w niej zapłakaną dziewczynę. Wiedział, że zostanie tam, póki nie wróci. Była przecież doskonała.

 

***

Oszklona winda wyniosła go na ósme piętro. Korytarz pachniał mlekiem i pulsował przyjemnym ciepłem. Niktaki stanął przed drzwiami do apartamentu Sayuri. Załomotał w nie jak pijany mąż, któremu żona odmówiła noclegu we własnym domu. Raz, drugi, trzeci. Za czwartym dostrzegł małe wgniecenie w chromowanej stali.

Syk. Ruch drzwi po szynie. Biel przedpokoju rozlewająca się na korytarz. Różowa grzywka. Sayuri.

– Co to ma, kurwa, być?! – warknął, ciskając w dziewczynę pudełkiem. Złapała je z trudem. – Przyszłaś tam, do mojego domu, i zostawiłaś to?!

– Sayo, wszystko w porządku? – Z głębi mieszkania padło zadane męskim głosem pytanie. Owaka odwróciła się z niepokojem.

– Tak, wszystko OK. Idź spać – poleciła kojącym głosem.

Za plecami Sayuri Tsukuru dostrzegł kitkę białych włosów przemykających między pokojami. Postąpił gwałtownie naprzód.

– Wejdę tam. Wejdę tam, kurwa, i zniszczę wszystko. Wszystko – zagroził, mierząc przerażoną Sayuri wzrokiem.

– Nie! Błagam, Tsukuru, nie rób tego! – Położyła dłoń na jego piersi. – Ja… przepraszam. Nie wiedziałam już, co robić. Oddalasz się. Coraz bardziej i bardziej. Boję się… boję się, że znikniesz.

– Zniknie to twój ukochany, piękny Tsukuru. Z chwilą, gdy tam wejdę – odparł beznamiętnie i naparł na broniącą mu wstępu Sayuri.

I na pudełko, które zapiszczało jak przydeptana mysz.

– Nie, Tsukuru, kochanie, błagam! Zrobię wszystko! Wszystko naprawię! Błagam, tylko nie wchodź!

Niktaki zatrzymał się. Omiótł wzrokiem trzęsące się dłonie, drżące wargi i srebrnoniebieskie, szklące się oczy. Taka drobna. Taka krucha. Taka… winna. Mimo tej całej otoczki, to Sayuri ponosiła odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło.

– Rzuć pudełkiem – syknął.

– Co? – zapytała, nie wierząc własnym uszom.

– Jebnij nim o ścianę. Z całej siły.

– Ale… – Głos Sayuri załamał się, kiedy spojrzała przez pleksiglasową szybkę. – To tylko dziecko.

– Dobrze więc – rzucił krótko Niktaki.

Odepchnął dziewczynę na bok i ruszył przez krwistoczerwony przedpokój. Prosto do sypialni. Nie uszedł metra, gdy usłyszał za plecami huk, a zaraz potem plusk i grzechot. Stanął w miejscu i uśmiechnął się kącikami warg. Spojrzał przez ramię na zastygłą w karykaturalnej pozie Sayuri. Zgarbiona i pochylona naprzód, z ramionami wyciągniętymi przed siebie i tępo wpatrzona w ścianę, wyglądała jak bohaterka koreańskiego horroru. Tsukuru nie spojrzał tam, gdzie ona. Na krwistoczerwonej ścianie trudno byłoby zresztą cokolwiek dostrzec.

– No, zuch dziewczynka – rzekł, przechodząc nad zakrwawionymi odłamkami pudełka.

Przed wyjściem ucałował Sayuri w czoło.

 

***

Syk. Ciepło. Syk. Lizol. Syk. Oddech. Syk. Światło.

Otworzyła oczy. Rozmazany obraz powoli nabierał ostrości. Leżała w łóżku, po szyję nakryta błękitną kołdrą. Poruszyła dłońmi, do których wpięte miała różnokolorowe rurki. Przez chwilę nie rozumiała, czemu mają służyć. Nagle pojęła wszystko. W gorączce obmacała brzuch. Był płaski. Potwornie płaski. Uniosła głowę. Tam, gdzie jeszcze wczoraj piętrzył się pękaty pagórek, teraz nie było niczego. Dysząc ciężko, opadła na poduszkę.

– O, pani Owaka, wreszcie się pani zbudziła – zagadnął ją mężczyzna w kitlu, który pojawił się przy niej znikąd. – Jak się pani czuje?

– Ja… ja…

– Zdezorientowana, co? Czasem tak bywa. Proszę się nie przejmować. – Lekarz uśmiechnął się dobrodusznie. – Zabieg się udał. Ósmy miesiąc to dzisiaj standard. Wiemy, jak sobie radzić. Nie było większych komplikacji.

– Większych? – wychrypiała. – Czyli jakieś były?

– Ach, nic takiego. – Lekarz machnął ręką. – Na moment się nam pani obudziła w trakcie. Anestezjolog już dostała po uszach. Ale zapewniam, że na nic to nie wpłynęło. Chwilę pokrzyczała pani jakieś bzdurki i zaraz zasnęła z powrotem.

– Co… co krzyczałam?

– Nic takiego. – Lekarz uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Że wciąż pani kocha i że pani nie chce. Ale kogo pani kocha i czego pani nie chce już się nie dowiedzieliśmy. – Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce.

Zatkała usta dłonią, by nie krzyknąć. Nie zdołała jednak powstrzymać łez.

– Zawołam partnera, co? Zuch facet, mówię pani! Cały czas siedział przy pani i trzymał za rękę. To się naprawdę rzadko zdarza. O, nawet teraz się nam przygląda. Proszę spojrzeć! – Wskazał palcem przeszkloną ścianę sali.

Spojrzała.

Stał tam w tej swojej srebrnej kurtce, z białymi włosami związanymi w kitkę. Uśmiechał się i machał do niej. Z ruchu jego warg odczytała: „Kocham cię!”.

Wychyliła się przez barierkę łóżka i zwymiotowała.

Olejem i płynem chłodniczym.

 

Koniec

Komentarze

SPOILER ALERT

 

*

*

*

 

kōnotori (jap.) – bocian

 

exomologesis (łac.) – egzomologeza, czyli publiczne wyznanie grzechów/przyznanie do winy w średniowieczu

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Owaka i Niktaki – ciekawy dobór imion. :) Rodzina wywiera presję, on nie chce dziecka, ona mu ulega (o ile dobrze odkodowałem). Fajnie podane!

Nie wszystko jest dla mnie jasne: kim są postaci z którymi mieszka Owaka i Niktaki, ich kopiami-robotami? Ostatnie zdanie może jest jakąś wskazówką?

 

Odliczyła w myślach, po czym zeskoczyła z pędzącego auta dokładnie w chwili, gdy Niktaki strzelił.

Gdyby to nie był sen, mogłoby jej się coś stać…

kronos.maximus,

 

Owaka i Niktaki – ciekawy dobór imion. :)

To akurat nazwiska :P Chciałem, żeby brzmieniowo zachowały azjatyckość przy jednoczesnym typowo polskim znaczeniu – chodziło o pewną uniwersalizację postaci. Stąd też znikome opisy ich wyglądu.

Co zaś tyczy się imion, to pewnym smaczkiem jest fakt, że Sayuri to imię głównej bohaterki “Wyznań Gejszy”.

 

Rodzina wywiera presję, on nie chce dziecka, ona mu ulega (o ile dobrze odkodowałem).

Bardzo dobrze odkodowałeś. Uff – bałem się, że jest zbyt enigmatycznie. 

 

Fajnie podane!

Dzięki, bardzo mi miło :)

 

Nie wszystko jest dla mnie jasne: kim są postaci z którymi mieszka Owaka i Niktaki, ich kopiami-robotami?

Czy są robotami, czy nie – zostawiam Twojemu osobistemu gustowi. Natomiast ogólnym zamysłem duplikatów jest to, że stanowią wyidealizowane (bądź patologicznie wyidealizowane, gdy chodzi o wzór kobiety wg. Tsukuru) wersje partnerów. Dlatego Sayuri tak boi się wejścia Tsukuru do jej mieszkania – że zniszczy jej wyobrażenie o nim. Zresztą właśnie tym prawdziwy Tsukuru jej grozi.

 

Gdyby to nie był sen, mogłoby jej się coś stać…

Ale jest to sen, więc logika wychodzi z tarczą :D

 

Dzięki za komentarz i cieszę się, że Ci się podobało.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Natomiast ogólnym zamysłem duplikatów jest to, że stanowią wyidealizowane (bądź patologicznie wyidealizowane, gdy chodzi o wzór kobiety wg. Tsukuru) wersje partnerów. Dlatego Sayuri tak boi się wejścia Tsukuru do jej mieszkania – że zniszczy jej wyobrażenie o nim.

Dzięki, tego dopowiedzenia mi brakowało, bo nie miałem pojęcia dlaczego Sayuri aż tak bardzo bała się wejścia Tsukuru. Teraz wszystko jasne.

Motyw ze zmaganiem się z panem Konotori i pościgu tesli motorem, jako metafora starania się o dziecko, według mnie jest super.

Jeśli miał być efekt, gdzie cały czas nie do końca wie się o co chodzi, to wyszło. Z tego co rozumiem mamy tu cyberpunkową przyszłość, gdzie ludzie w relacjach nie kontaktują się ze swoimi partnerami, tylko z ich wręcz patologicznie idealnymi klonami. Mamy tu typową sytuację gdzie “Karyna” poleciała na patusa, którego widzi jako hot bad boya. Polski problem z fajną azjatycką otoczką. Z tego co rozumiem dalej Nikataki zmusił Sayuri do aborcji. Cała historia kojarzyła mi się trochę z Black Mirror. 

(Tutaj powinnam teraz znaleźć jakieś błędy, ale żądnych nie widzę)

Mega miło się czytało

 

Obudź się – Jeśli to czytasz, jesteś w śpiączce od prawie 15 lat. Próbujemy nowej metody. Nie wiemy gdzie ta wiadomość pojawi się w Twoim śnie ale mamy nadzieję, że uda nam się do Ciebie dotrzeć. Prosimy, obudź się.

Fajna metafora. Ciekawe ukazana relacja dwóch ludzi w świecie przyszłości.

Właśnie – świat przyszłości, ale problemy wciąż te same. Brak zdecydowania się na założenie rodziny, dziwne perypetie, które ostatecznie skończyły się wymuszoną aborcją.

Czytało się dobrze, łatwo można było sobie naszkicować świat przedstawiony.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cześć!

 

Gdybym miała to opowiadanie określić jednym słowem, to powiedziałabym, że jest intrygujące. Zaczynasz je bardzo realnie i mocno, a potem stopniowo ilość metafor i niejednoznaczności się nasila. To tekst, który zmienia się wraz z kolejnymi akapitami, a poszczególne elementy nabierają znaczenie. Tekst, który zaczyna się od akcji stylizowanej na mafijne porachunki, finalnie okazuje się opowieścią o relacjach i bardzo trudnych wyborach. Moim zdaniem jest to opowiadanie do przeczytania dwa razy, bo kiedy na końcu wszystkie elementy wskakują na swoje miejsce i już wiadomo dokąd zmierz ta historia, odbiór scen staje się zupełnie inny i to, co mogło przy pierwszym podejściu umknąć nagle staje się wyraźne, na przykład wypowiedź Kōnotoriego, która ma dwa znaczenia. Bardzo dobry tekst, smutny, refleksyjny i wciągający. Zgłaszam do biblioteki. 

Oparła dłonie na żelaznych barkach Niktakiego i z wprawą akrobatki uniosła się znad siedzenia. Stanęła na rękach, wyprężona jak struna.

Przy prędkości (zapewne) dobrze ponad 100 km/h? Zdmuchnęłoby ją z motocykla.

Fiasko mogło być odebrane w nienajlepszy sposób.

Nie najlepszy.

Odliczyła w myślach, po czym zeskoczyła z pędzącego auta dokładnie w chwili, gdy Niktaki strzelił.

Raz – po co czekała? Nie musieli tego robić synchronicznie. Dwa – to musiało boleć.

 

Mam mieszane odczucia wobec tego tekstu, z kilku różnych powodów.

 

Kluczowym elementem moich rozterek jest metafora, wokół której zbudowano ten tekst. Wyraźnie ją wyczuwam, ale nie potrafię jej zrozumieć. Widzę, że autor stara się mi coś powiedzieć. Dostrzegam niektóre elementy – rozpadający się związek bohaterów, naciski rodziny, pragnienie dziecka przez bohaterkę, bohatera, któremu ten pomysł nie odpowiada, wymuszoną szantażem aborcję. Problem w tym, że te elementy składają się w całość bardziej dzięki moim domysłom niż informacjom zawartym w tekście. Nie wiem, co ma symbolizować pościg za teslą – nawet po wyjaśnieniu znaczenia imienia kierowcy samochodu. Nie wiem, o co chodzi z duplikatami bohaterów. Nie rozumiem, czemu bohaterka na koniec wymiotuje “Olejem i płynem chłodniczym.”

Moje odczucie jest takie, że jest w tym opowiadaniu trochę elementów, które nie są elementami metafory, ale zostały dodane, przykładowo dla nastroju. Ale zaciemniają one obraz – a metafora, szczególnie złożona, potrzebuje klarowności (nie mylić z dosłownością), żeby móc być zinterpretowaną zgodnie z oczekiwaniami autora. A ja po lekturze nie jestem pewien, czy to wszystko były majaki pod znieczuleniem czy faktyczne wydarzenia i jakie jest znaczenie niektórych elementów.

 

Mój drugi problem to realia. Uwielbiam cyberpunk i estetyka mi się podobała – ale z drugiej strony wydawała się pozbawiona znaczenia. Nie poruszasz w tym tekście typowej (ani nawet nietypowej) tematyki cyberunkowej, nie ma tu elementów punku (oporu wobec władzy), jedynie barwna okołojapońska otoczka neonów i deszczu. Pojawia się wprawdzie motyw replikantów (?), ale nie rozumiem go do końca i nie potrafię go umiejscowić w tekście, więc trudno mi ocenić jego znaczenie – a tym samym cała “cyberpunkowość” sprowadziła się dla mnie do dekoracji. Ładnych, ale bez wpływu na tekst.

 

Podoba mi się za to kreacja bohaterów, którzy są charakteryzowani przez swoje akcje. Mówisz o nich niewiele, a jednak dość, bym stworzył sobie jasny obraz ich osobowości i dynamiki w związku. Tu mamy duży plus.

 

Podsumowując – może i mamy do czynienia z tekstem przemyślanym, złożonym, głębokim. Nie jestem w stanie tego ocenić, bo zabrakło klarowności. Zwyczajnie nie rozumiem, co chcesz mi powiedzieć – mogę się domyślić, ale to tylko moje domysły, które mogą, ale nie muszą być poprawne i które nie dają mi pełnego obrazu tekstu.

 

EDIT

Po przejrzeniu komentarzy – czyli jednak majaki? Szkoda. Rozwiązanie typu “ale to był tylko sen” zawsze jest rozczarowujące.

 

EDIT2

O matko, chyba załapałem o co chodzi z pościgiem za teslą. Jeżeli mam rację, to jest to najdziwniejszy erotyk, jaki w życiu czytałem.

Po przejrzeniu komentarzy – czyli jednak majaki? Szkoda. Rozwiązanie typu “ale to był tylko sen” zawsze jest rozczarowujące.

Nie tylko, właśnie to ostatnie zdanie o tym świadczy. I już nic nie mówię xD

None,

 

Przy prędkości (zapewne) dobrze ponad 100 km/h? Zdmuchnęłoby ją z motocykla.

Dobrze, następnym razem zadbam, aby zachować logikę oraz zasady fizyki w snach i majakach. 

 

Problem w tym, że te elementy składają się w całość bardziej dzięki moim domysłom niż informacjom zawartym w tekście.

A od kiedy to tekst musi prowadzić czytelnika za rękę? Wybacz, nie jestem entuzjastą takiej literatury. Ani jako autor, ani jako czytelnik.

 

Nie wiem, o co chodzi z duplikatami bohaterów.

Przejrzałeś komentarze, w jednym z nich to wyjaśniam. Co zaś się tyczy tekstu – zawiera on szereg wskazówek interpretacyjnych co do tego zjawiska. Przede wszystkim jaskrawa opozycja w odczuciach co do Sayuri-kopii a Sayuri-oryginału może uzmysławiać, że mamy tu zestawienie ideału z rzeczywistą kobietą. W tekście wyraźnie stoi, że Sayuri-kopia robi wszystko tak, jak zażąda Tsukuru. Jest też wspomniane o jej doskonałości. Analogicznie ma się sytuacja z Tsukuru-kopią. Sayuri zrobi wszystko, by Tsukuru-oryginał nie wszedł do mieszkania i nie zniszczył jej “pięknego, ukochanego Tsukuru”. 

 

 Nie wiem, co ma symbolizować pościg za teslą – nawet po wyjaśnieniu znaczenia imienia kierowcy samochodu.

Związek z bocianem i dzieckiem nie wydaje mi się szczególnie karkołomną metaforą. Powiedziałbym, że jest raczej łopatologiczna. Dodatkowo, pierwsza część opowiadania obfituje w określenia związane z ekstazą, jękiem i seksualnością in genere. 

 

A ja po lekturze nie jestem pewien, czy to wszystko były majaki pod znieczuleniem czy faktyczne wydarzenia i jakie jest znaczenie niektórych elementów.

Uważam, że taka otwarta struktura opowiadania jest zaletą, a nie wadą. Ja nie chcę, żebyś był pewien. Chcę, żebyś pomyślał, pointerpretował i wyrobił sobie swój własny obraz tego, co się zdarzyło. Rozumiem, że to się może nie podobać. Ale wady w tym nie widzę.

 

ale z drugiej strony wydawała się pozbawiona znaczenia. Nie poruszasz w tym tekście typowej (ani nawet nietypowej) tematyki cyberunkowej, nie ma tu elementów punku (oporu wobec władzy), jedynie barwna okołojapońska otoczka neonów i deszczu. Pojawia się wprawdzie motyw replikantów (?), ale nie rozumiem go do końca i nie potrafię go umiejscowić w tekście, więc trudno mi ocenić jego znaczenie – a tym samym cała “cyberpunkowość” sprowadziła się dla mnie do dekoracji. Ładnych, ale bez wpływu na tekst.

Nie powiedziałbym, że to tylko dekoracja. Przede wszystkim Familię możemy, owszem, interpretować jako po prostu rodzinę, ale nadałem jej sznyt korpo. Szczątkowy, ale nadałem. Tsukuru temu korpo się sprzeciwia. Cyberpunk jak nic.

Cyberpunk występuje także na etapie duplikatów – jeśli je za androidy oczywiście zechcemy wziąć. Wolna wola.

 

mogę się domyślić, ale to tylko moje domysły, które mogą, ale nie muszą być poprawne i które nie dają mi pełnego obrazu tekstu.

Jak wyżej – żadna to dla mnie wada.

 

Po przejrzeniu komentarzy – czyli jednak majaki? Szkoda. Rozwiązanie typu “ale to był tylko sen” zawsze jest rozczarowujące.

Oczywiście, że jest rozczarowujące. By temu zapobiec, mamy w tekście ostatnie zdanie :) 

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

 

kronos.maximus,

 

Motyw ze zmaganiem się z panem Konotori i pościgu tesli motorem, jako metafora starania się o dziecko, według mnie jest super.

 

Bardzo się cieszę. Też uważam go za udany :)

 

Nikaszko,

 

myślę, że trochę spłyciłaś fabułę tu i tam (zwłaszcza z tą Karyną :D) ale cieszę się, że się podobało. Dzięki!

 

Barb,

 

Dzięki za lekturę i komentarz. Cieszę się, że Ci się podobało :)

 

Alicello,

 

Moim zdaniem jest to opowiadanie do przeczytania dwa razy, bo kiedy na końcu wszystkie elementy wskakują na swoje miejsce i już wiadomo dokąd zmierz ta historia, odbiór scen staje się zupełnie inny i to, co mogło przy pierwszym podejściu umknąć nagle staje się wyraźne, na przykład wypowiedź Kōnotoriego, która ma dwa znaczenia.

 

No i niestety to może być gwóźdź do trumny tego opowiadania. Ale zobaczymy :D

 

Dzięki za kliczka! :)

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Jej ukochanym, białowłosym Tsukuru Niktakim

Owaka i Niktaki – ciekawy dobór imion. :)

To akurat nazwiska :P

W japońskim nazwisko występuje przed imieniem :)

 

Podobał mi się szybki, brawurowy początek. Stylizacja wyszła IMO naprawdę nieźle. Pomysł na idealne zamienniki partnerów całkiem ciekawy, choć zastanawiam się, jak doszło do tej ciąży ;)

Jak nie lubię fabularnych snów, tak tutaj jakoś te majaki pasują, więc nie będę się czepiać.

Na jakimś poziomie opko jest zrozumiałe; rodzina chce dziecka, młodzi ulegają, a potem się okazuje, że on jednak nie chce, a ona – przeciwnie. Prosta historia o trudnym problemie opisana w niecodzienny, przykuwający uwagę sposób.

Poleciałam na ostatnim zdaniu. Zdezorientowało mnie i straciłam pewność, czy rozumiem, o czym właściwie piszesz. Ba, zastanawiam, czy Twoi bohaterowie są jeszcze w ogóle ludźmi, czy są tak bardzo post, że bardziej przypominają maszyny. I tu się robi ciekawie, bo w takim razie kim są idealne zamienniki, z którymi żyją. Też maszyny, tyle że pozbawione świadomości? A i pytanie o ciążę robi się bardziej interesujące ;)

Ale trochę w tym momencie główny problem, z którym – jak sądziłam – chciałeś się zmierzyć, schodzi na boczny tor. Bo czytelnik zaczyna się zastanawiać nad człowieczeństwem bohaterów. Można oczywiście powiedzieć, że pewne problemy nie znikną nawet wówczas, gdy człowiek uwolni się od biologii, bo tkwią one w naszych głowach. Jednak mimo wszystko mam wrażenie lekkiego przedobrzenia w podejściu do tematu.

Kliczka dam. Za brawurę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze, następnym razem zadbam, aby zachować logikę oraz zasady fizyki w snach i majakach.

Cóż, czytałem – i pisałem – nie wiedząc jeszcze, że to majak, jako, że tłumaczysz to na końcu. Ale to nic nie zmienia – w danym momencie nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z majakiem, więc i tak się potykam.

A od kiedy to tekst musi prowadzić czytelnika za rękę? Wybacz, nie jestem entuzjastą takiej literatury. Ani jako autor, ani jako czytelnik.

Nie musi. Jak pisałem – nie chodzi mi o dosłowność. Chodzi mi o fakt, że nie rozumiem funkcji niektórych elementów tej metafory. A skutkiem tego mogę nie zrozumieć, o co chodzi. Może i taki był zamysł, ale w moim odczuciu to wada. Rzecz gustu, być może.

Przede wszystkim jaskrawa opozycja w odczuciach co do Sayuri-kopii a Sayuri-oryginału może uzmysławiać, że mamy tu zestawienie ideału z rzeczywistą kobietą. W tekście wyraźnie stoi, że Sayuri-kopia robi wszystko tak, jak zażąda Tsukuru. Jest też wspomniane o jej doskonałości. Analogicznie ma się sytuacja z Tsukuru-kopią. Sayuri zrobi wszystko, by Tsukuru-oryginał nie wszedł do mieszkania i nie zniszczył jej “pięknego, ukochanego Tsukuru”. 

To bardzo interesujący pomysł. I muszę przyznać, że faktycznie w tekście znajdziemy przesłanki, pozwalające to zrozumieć.

Ten element metafory sprawił mi sporo problemów, głównie dlatego, że nie dotyczy on bezpośrednio ciąży, stanowiącej oś tekstu, a ogólnych trudności w związku, różnic między partnerem a obrazem partnera. To ciekawy temat, powiedziałbym, że nawet ciekawszy nisz sama ciąża.

Niemniej miałem problem, żeby spasować ze sobą elementy tych dwóch metafor, które, choć powiązane tematycznie, są jednak niezależnymi bytami – każda z nich mogłaby istnieć niezależnie. Stąd wynikło moje poczucie braku klarowności – zakładałem, że mam do czynienia z jedną metaforą, której elementy nie pasowały mi do siebie. Rozumiem swój błąd – jednak warto pamiętać, że mieszanie metafor często prowadzi do dezorientacji.

Związek z bocianem i dzieckiem nie wydaje mi się szczególnie karkołomną metaforą.

Później załapałem, dodałem EDIT 2. Cóż, to najbardziej metaforyczna część tej metafory – a przy tym, wybacz, najbardziej błaha, gdy już się pozna jej znaczenie.

Nie powiedziałbym, że to tylko dekoracja. Przede wszystkim Familię możemy, owszem, interpretować jako po prostu rodzinę, ale nadałem jej sznyt korpo. Szczątkowy, ale nadałem. Tsukuru temu korpo się sprzeciwia. Cyberpunk jak nic.

Rzecz gustu. Nie będę o to rozdzierał szat.

Oczywiście, że jest rozczarowujące. By temu zapobiec, mamy w tekście ostatnie zdanie :)

Którego znaczenia wciąż nie rozumiem. Więc w moim przypadku nie zapobiega. :(

Hmm. Przyznam, że podobnie jak None, nie rozumiem, o co chodzi ze sceną pościgu za Teslą, kim jest kierowca, ani ostatniego zdania. Sama końcówka wyjaśnia jedynie sprawę pudełka, ale nie bardzo umiem powiedzieć, jaką funkcję w tej opowieści miały pełnić duplikaty bohaterów.

Napisane sprawnie, choć niektóre porównania nie do końca podeszły (frędzle, które “zatańczyły kankana”). Japońsko-cyberpunkowa otoczka jest malownicza, a sam wątek z duplikatami – intrygujący.

Ostatecznie jednak nie bardzo wiem, co się zadziało :(

deviantart.com/sil-vah

Piszę tutaj, bo na SB zaraz zniknie, a wolę pewne sprawy wyjaśnić.

ciekawa definicja dobrej wiary. Czy zalicza się do niej tekst o zmarnowaniu 15 minut życia na lekturę mojego opowiadania?

Na przyszłość sugeruję pamiętać, że autorzy też mają dostęp do shoutboxa

Nie, nie zalicza się. Komentarz był w zamyśle humorystyczny i znaczyć miał tyle, że w mojej opinii ten tekst nie był wart reklamy, jaką zafundowała mu Alicella. Oczywiście Alicella może mieć na ten temat inne zdanie – i ok.

Przyznaję, że nie był to mój najdojrzalszy komentarz, ale jego celem nie było urażenie cię. Skoro i tak się udało, ze szczerego serca przepraszam.

Dla jasności – nie uważam tego tekstu za zły. Jak pisałem wcześniej – mam wobec niego mieszane uczucia. Są tu dobre elementy i są takie, które nie całkiem się udały (IMO). Ale przypuszczam, że i tak bez problemu trafi do biblioteki, a może i ktoś go do piórka nominuje. Życzę ci powodzenia w pracach nad nim i twoich kolejnych projektach.

Heloł. :D Ustawka była tak dobrze zorganizowana, że skusiłam się i przyszłam. :D

(Alicella, spokojnie możesz upomnieć się o jakąś prowizję).

 

Fmsduval – to drugie Twoje opowiadanie, które czytam, po Tęsknicy – i choć Tęsknica autentycznie mi się podobała, to to zrobiło na mnie o wiele lepsze wrażenie. surprise Wydaje mi się, że wszystko jest tutaj o wiele spójniejsze, logiczniej poukładane… Może dlatego, że opowiadanie jest znacznie krótsze.

A już najwięcej zdziałała ta cyberpunkowa atmosfera – z naciskiem na ten dynamiczny, seksowny początek heart i bohaterkę, która bardzo mnie zaintrygowała.

I właśnie do tej bohaterki przyczepię się na początek. :D Jej postać wydaje mi się wyjątkowo niespójna. Poznajemy ją jako kogoś zdeterminowanego (z jakiejkolwiek przyczyny), uwielbiającego szybką jazdę, nie bojącego się wskoczyć na pędzący samochód i walić nożem o szybę – krótko mówiąc, nie wydaje nam się grzeczną dziewczynką. A potem nagle robi się potulna i uległa… Jako feministkę bardzo mnie to zabolało. :( xD Kiedy Niktaki grozi zniszczeniem jej seks-robota (bo właściwie tym głównie były te duplikaty), spodziewałabym się raczej, że odpowie podobną groźbą – dlaczego facet przyłazi i robi jej jakieś wyrzuty, podczas gdy sam postępuje dokładnie tak samo? A raczej: dlaczego ona reaguje w taki uległy sposób?

Oczywiście rozumiem, że to były (albo i nie) senne majaki, a w nich wszystko jest możliwe, także taki zwrot o 180 stopni. Pomimo tego trochę mi to zepsuło całość.

 

Podobnie jak co poniektórzy komentujący, mam duży problem ze zrozumieniem, czy to w końcu są ludzie i ich duplikaty, czy może maszyny – czujące, myślące – i ich duplikaty? To ostatnie zdanie mocno zamąciło mi w głowie.

 

Co do całej tej metafory z dzieckiem, wymuszoną aborcją itp. – rzeczywiście nie jest zbyt skomplikowana, a w pewnym momencie zostaje w pełni “ujawniona”… Co w pewnym sensie ją “wypłaszcza”. Z drugiej strony, inaczej opowiadanie mogłoby być niezrozumiałe. Nie wiem, czy to słuszna uwaga ani co można by z tym zrobić – toteż nie narzekam zbytnio. ;)

Swoją drogą, opowiadanie skojarzyło mi się z “Hills Like White Elephants” Hemingwaya. ;)

 

Czerwone mokasyny <3 Jak łapki bociana <3 Trochę pojechałeś, no ale dobra xD

 

Ogólnie opowiadanie baaardzo mnie wciągnęło, a zwłaszcza, jak już wspomniałam – początek. Był naprawdę urzekający, podobało mi się to otwarte mówienie o pociągu seksualnym kobiety do mężczyzny, odważnie i bez infantylności. Naprawdę nastrojowe, czułam się, jakbym oglądała dobrze nakręcony film. Potem byłam mocno skonsternowana tymi duplikatami i tym pudełkiem, ale, wiadomo – tak właśnie miało być. :)

 

Co do imion/nazwisk – przyznam, że nie dopatrzyłam się w nich tego polskiego odniesienia: owaka, nikt taki. Ale w tej kwestii jestem akurat beztalenciem. :(

 

I jeszcze uwagi czysto redakcyjne pt. “IMO”:

 

w rytm równoczesnych uderzeń serca Sayuri i Niktakiego.

Ja dałabym tutaj “kochanków” czy coś w tym stylu.

 

Oparła dłonie na żelaznych barkach Niktakiego i z wprawą akrobatki uniosła się znad siedzenia. Stanęła na rękach, wyprężona jak struna.

Eee… Tutaj nie wiem, czy trzymała się siedzenia, czy jego ramion – przez co długo nad tym zdaniem główkowałam. Wytrąciło mnie, że tak powiem, z rytmu.

 

Motylkowe drzwi uniosły się, haratając o sufit sklepu.

Eee… Też miałam tutaj takie: “że co?!”. Sufit jest chyba zdecydowanie za wysoko, żeby mogły go dosięgnąć drzwi samochodu…?

 

frędzle (…) zatańczyły kankana

Podobnie jak komuś powyżej, nie spodobało mi się to. ^^’ Jest nie-japońskie i przez to kłuje po oczach.

A propos oczu – używasz słowa “skośne”. Zastanawiam się, czy to wypada w obecnej dobie poprawności wszelakiej. ;)

 

Gratuluję dobrego opowiadania i pozdrawiam <3

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Widziałem reklamę, więc z ciekawości zajrzałem. Na początek łapanka:

Sa­mo­chód skrę­cał nie­mal w miej­scu, jakby kąty pro­ste były tylko nie­groź­ny­mi łu­ka­mi. 

Podczas pościgu i wysokich prędkości skręty praktycznie w miejscu wydają się nieprawdopodobne.

Kie­row­ca mu­siał włą­czyć au­to­pi­lo­ta. Nikt nie byłby w sta­nie ma­new­ro­wać tak szyb­ko. Poza jej Tsu­ku­ru. Jej uko­cha­nym, bia­ło­wło­sym Tsu­ku­ru Nik­ta­kim w tej jego sek­sow­nej, opię­tej na ra­mio­nach kurt­ce ze srebr­ne­go or­ta­lio­nu.

Dwa akapity po sobie, w których otrzymujemy informację o białych włosach Tsukuru. Po co? Nie miałem prawa zapomnieć.

Wtu­li­ła się w plecy Nik­ta­kie­go, który po­chy­lił się nad kie­row­ni­cą mo­to­cy­kla. 

“motocykla” to zbędne dopowiedzenie w sumie.

Od­le­głość mię­dzy ka­wa­sa­ki a teslą za­czę­ła się kur­czyć. Neony na bu­dyn­kach mi­ga­ły w rytm rów­no­cze­snych ude­rzeń serca Say­uri i Nik­ta­kie­go.

Dość filmowe, zważając na fakt, że ich tętno podczas pościgu, mogło mieć sto dwadzieścia uderzeń na minutę.

Coś dziw­ne­go za­czę­ło dziać się z mo­to­cy­klem. Z po­zo­ru dalej je­chał równo i gład­ko, lecz ewi­dent­nie tra­cił pręd­kość. Serce Say­uri za­bi­ło moc­niej. Nie mogła prze­ga­pić oka­zji. Nie mogła po­zwo­lić, by tesla znów im ucie­kła.

Opar­ła dło­nie na że­la­znych bar­kach Nik­ta­kie­go i z wpra­wą akro­bat­ki unio­sła się znad sie­dze­nia. Sta­nę­ła na rę­kach, wy­prę­żo­na jak stru­na. Dwa szyb­kie od­de­chy, płyt­kie zgię­cie łokci i kolan, gwał­tow­ne wy­bi­cie, salto i gło­śne lą­do­wa­nie na masce sa­mo­cho­du. 

Z tego fragmentu rozumiem tyle, że motocykl zaczął zwalniać, minęła chwila (przynajmniej kilka sekund) i bohaterka doskakuje do samochodu.

Albo samochód zaczął zwalniać razem z motocyklem, albo bohaterka ma nadnaturalnie długie skoki. Miała czas stanąć na rękach, znowu w mangowo-filmowym stylu (bo powietrze i opór nie istnieją) i skoczyć, wykonując salto (dlaczego?). Pomijając, że w momencie wybicia istnieje fizyka, więc wybijając się z motocykla, ten pewnie straciłby równowagę, w myśl podstawowych praw dynamiki. 

Chło­pak po­słał Say­uri zna­czą­ce spoj­rze­nie. Z jego ust wy­czy­ta­ła: „Na trzy!”. 

Serio podczas pościgu byłoby miejsce na znaczące spojrzenia i czytanie z ust? Pomijając realizm, takie wstawki powodują, że w moim odczuciu nie jest to pościg, a przejażdżka krajoznawcza.

Od­li­czy­ła w my­ślach, po czym ze­sko­czy­ła z pę­dzą­ce­go auta do­kład­nie w chwi­li, gdy Nik­ta­ki strze­lił. 

No znowu takie komiksowe. Ma wprawę, że potrafi tak koziołkować i szczęście, że na drodze zeskoku nie było krawężnika ani lampy.

Mach­nę­ła ręką, by się od­cze­pił. Była na niego zła. Za­wiódł ją tym znik­nię­ciem. Gdyby nie wró­cił na czas, Kōno­to­ri by im uciekł. Mimo de­ter­mi­na­cji i szcze­rych chęci, nie utrzy­ma­ła­by się na śli­skiej masce tesli.

Trochę zbyt wprost dostaję informację na temat odczuć i tego, co mogłoby się wydarzyć. Nie dajesz mi szansy na to, bym mógł się tutaj domyśleć, że długotrwała jazda na masce samochodu przy pierwszym zakręcie grozi zjazdem.

Bez na­my­słu po­de­szła do sa­mo­cho­du, kop­nę­ła zwi­sa­ją­cą nogę Kōno­to­rie­go i wy­cią­gnę­ła go siłą z auta. Upadł na wznak, osła­nia­jąc oczy przed świa­tłem po­bli­skiej la­tar­ni. Frędz­le na rę­ka­wach czar­no-bia­łej kurt­ki za­tań­czy­ły kan­ka­na.

– Gdzie dziec­ko? – za­py­ta­ła Say­uri, kop­nia­kiem roz­trą­ca­jąc ręce męż­czy­zny. – Gdzie ono jest?!

Kōno­to­ri zmie­rzył ją wzro­kiem. W sko­śnych oczach męż­czy­zny tań­czy­ły gniew­ne iskier­ki.

Powtórzenie. 

Kankan nie jest dla mnie najszczęśliwszym porównaniem, bo od razu przychodzi na myśl muzyka do 

niego.

– My­śla­łaś, że bę­dzie ze mną? Tu? W aucie? Może sprawdź w ba­gaż­ni­ku … – za­kpił.

“zakpił” -> to, że zakpił wynika z tego, co mówi, więc z powodzeniem bym wyrzucił.

Wy­pluł krew, która już wcze­śniej spły­wa­ła mu z ką­ci­ka ust. 

Wiem, co miało tu być przekazane, a jednocześnie, z konstrukcji zdania wynika, że wypluł krew, która już spłynęła i była na zewnątrz.

Zgar­bio­na i po­chy­lo­na na­przód

Czy można być zgarbionym/pochylonym do tyłu?

Wy­chy­li­ła się przez ba­rier­kę łóżka i zwy­mio­to­wa­ła.

Ole­jem i pły­nem chłod­ni­czym.

Zupełnie nie rouzmiem.

 

Cóż. Trudno mi znaleźć pozytywy szczerze mówiąc, bo czułem się, jakbym czytał anime, którego nie oglądam. Fantazyjne kolory ubrań i włosów, koniecznie grzywki, Japonia w typowym stylu eksportowym dla świata zachodniego, co dla mnie jest powielaniem i tak zupełnego spłaszczenia wielkowiekowej kultury tego narodu. Zachowania postaci nie rozumiem – dobra, potem pojawia się kwestia odzyskania dziecka, które trwa już do końca, w trochę innej formie, jednak nie rozumiem, skąd pewne zachowania się biorą. Nie wiem skąd bohater ma przejawy agresji, nie jest to umotywowane. Fizyka też nie istnieje, a na koniec dowiadujemy się, że to wszystko było snem, co jest najprostszym rozwiązywaniem spraw niewytłumaczalnych i dziwnych.

Czytania kolejnych Twoich tekstów, autorze, nie przekreślam, lecz to opowiadanie mnie nie ujęło.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Irko,

 

przede wszystkim dzięki za lekturę i kliczka :)

 

W japońskim nazwisko występuje przed imieniem :)

Wiem, natomiast na potrzeby zrozumienia przez przeciętnego polskiego zjadacza chleba powszechnie przyjmuje się odwróconą kolejność. Stąd czytamy książki Harukiego Murakamiego, nie Murakamiego Harukiego. Podobnie jest z innymi językami azjatyckimi. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy w zależności od źródła czytałem o chińskiej aktorce Ziyi Zhang bądź Zhang Ziyi, czy też Gong Li i Li Gong :)

Oczywiście jeśli powyższy wywód jest błędny, to proszę o skorygowanie. Niestety nie władam japońskim na tyle, by się tu bezstresowo wymądrzać. 

 

Podobał mi się szybki, brawurowy początek. Stylizacja wyszła IMO naprawdę nieźle. Pomysł na idealne zamienniki partnerów całkiem ciekawy

Bardzo dziękuję i cieszę się, że było to dla Ciebie w miarę zrozumiałe. Są z tym dość spore problemy.

 

Jak nie lubię fabularnych snów, tak tutaj jakoś te majaki pasują, więc nie będę się czepiać.

Też bardzo ich nie lubię, bo postrzegam je zwykle jako drogę na skróty. Dlatego też zdecydowałem się na dodatkowy skręt w fabule – mowa o ostatnim zdaniu, które część tej senności rozwiewa. 

 

Poleciałam na ostatnim zdaniu. Zdezorientowało mnie i straciłam pewność, czy rozumiem, o czym właściwie piszesz. Ba, zastanawiam, czy Twoi bohaterowie są jeszcze w ogóle ludźmi, czy są tak bardzo post, że bardziej przypominają maszyny. I tu się robi ciekawie, bo w takim razie kim są idealne zamienniki, z którymi żyją. Też maszyny, tyle że pozbawione świadomości? A i pytanie o ciążę robi się bardziej interesujące ;)

 

Ostatnie zdanie, przyznaję, było takim dociśnięciem gazu do dechy, mimo że już wpadamy w poślizg :D Zrobiłem to celowo. Przyznasz, że dość prostym sposobem otwarłem tekst na nowe interpretacje. Taki był też mój zamysł – nie wskazywać jednej drogi, nie prowadzić za rękę, dać czytelnikowi swobodę. Cieszę się, że dostrzegłaś w tym coś interesującego. 

 

Jednak mimo wszystko mam wrażenie lekkiego przedobrzenia w podejściu do tematu.

Jeśli tylko lekkiego, to się aż tak nie przejmuję :) 

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam,

fmsduval

 

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Tsukuru zapożyczony od Murakamiego, tyle, że nie bezbarwny a Niktaki? :)

Podobała mi się konwencja anime, imo dobrze oddałeś ten początek właśnie w stylu animowanych, japońskich akcyjniaków ;) Z metaforami i o co naprawdę chodzi połapałam się, gdy idealna-Owaka nie chciała oddać dziecka. I powiem, że bardzo ciekawy sposób wybrałeś na przedstawienie relacji pary vs dziecko. Brawurowy wręcz ;)

Nie do końca rozumiałam, czemu Tsukuru ma nie wchodzić do pokoju realnej Sayuri, ale znalezione w komentarzach wyjaśnienie kupuję.

Natomiast konfunduje mnie to ostatnie zdanie. Olejem i płynem chłodniczym? Pani Owaka była tą Teslą, którą ganiali na początku?? Hmm…

None,

 

odniosę się najpierw do Twojego drugiego komentarza, a na końcu do naszego spięcia na shoutboksie.

 

Cóż, czytałem – i pisałem – nie wiedząc jeszcze, że to majak, jako, że tłumaczysz to na końcu. Ale to nic nie zmienia – w danym momencie nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z majakiem, więc i tak się potykam.

Wiem, to częsta praktyka. Warto jednak redagować komentarz po przeczytaniu całości. Ja przynajmniej tak robię. Co do potykania się – skoro tekst wyjaśnia Ci, dlaczego potykać się nie powinieneś, to chyba potknięcie traci swoje fundamenty, czyż nie?

 

Nie musi. Jak pisałem – nie chodzi mi o dosłowność. Chodzi mi o fakt, że nie rozumiem funkcji niektórych elementów tej metafory. A skutkiem tego mogę nie zrozumieć, o co chodzi. Może i taki był zamysł, ale w moim odczuciu to wada. Rzecz gustu, być może.

Myślę, że rzeczywiście może tu wchodzić w rachubę sam gust. Zrozumiałeś podstawowe elementy tekstu, więc spełnił swoją elementarną rolę – z grubsza wiesz, o co w nim chodzi. Nad dodatkami możesz, jeśli jako czytelnik masz na to ochotę, pokontemplować, możesz też mieć to wszystko w poważaniu. Pełna swoboda.

 

To bardzo interesujący pomysł. I muszę przyznać, że faktycznie w tekście znajdziemy przesłanki, pozwalające to zrozumieć.

Cieszę się, że to spostrzegłeś. Tekst rzeczywiście igra z czytelnikiem, był to też mój cel. Świadomie postawiłem na dość wysoki poziom abstrakcji.

Masz rację względem mieszania metafor. Zwłaszcza w krótkim opowiadaniu czytelnik może nie być na to gotowy. W przyszłości będę miał to na względzie.

 

Później załapałem, dodałem EDIT 2. Cóż, to najbardziej metaforyczna część tej metafory – a przy tym, wybacz, najbardziej błaha, gdy już się pozna jej znaczenie.

Przecież sam napisałem, że jest łopatologiczna. Natomiast myślę, że utożsamienie pościgu ze stosunkiem i staraniem się o dziecko nie jest już tak bardzo błahe. Zwłaszcza że podałem je w subtelnej formie.

 

Którego znaczenia wciąż nie rozumiem. Więc w moim przypadku nie zapobiega. :(

Pozostaje mi spieszyć z wyjaśnieniem. Ostatnie zdanie pełni tylko jedną funkcję – przesunięcia punktu, od którego wszystko uważamy za sen. Bez niego fabuła sprowadzałaby się do tego, że dziewczyna śni sobie pod narkozą o byciu robotem, o pościgu, o duplikatach, itd. Czytelnik zatem zostaje z historyjką o aborcji. Kropka. Wprowadzenie omawianego zdania poddaje to w wątpliwość. Czyżby Sayuri była w istocie robotem? Czy roboty mogą być w ciąży? Czy Niktaki to człowiek, który wykorzystał robota i, traktując przedmiotowo, wysłał na aborcję? Tak to się pokrótce prezentuje.

 

Teraz kwestia shoutboksa.

 

Nie, nie zalicza się. Komentarz był w zamyśle humorystyczny i znaczyć miał tyle, że w mojej opinii ten tekst nie był wart reklamy, jaką zafundowała mu Alicella. Oczywiście Alicella może mieć na ten temat inne zdanie – i ok. Przyznaję, że nie był to mój najdojrzalszy komentarz, ale jego celem nie było urażenie cię. Skoro i tak się udało, ze szczerego serca przepraszam.

 

Tu nie chodzi o to, że mnie uraziłeś. By to osiągnąć, musiałbyś się nieco więcej natrudzić. Jestem dość świadomym autorem, który zna wady i zalety swojego warsztatu. 

Chodzi o kulturę i szacunek wobec autora. Masz prawo sądzić, że mój tekst to największy paździerz, jaki czytałeś w życiu. Natomiast nie uważam, by publiczne okpienie czyjejś pracy, która może zajęła miesiąc, może kwartał, a może dwie godziny, czego wiedzieć nie możesz, było właściwą postawą. Portal nie służy tylko wybitnym jednostkom, ma też funkcję dydaktyczną wobec tych najmniej utalentowanych bądź po prostu niedoświadczonych. Naigrawając się z mojego opko na shoutboksie, gdzie publika jest zdecydowanie najszersza, mogłeś skutecznie zniechęcić innych do pisania i udostępniania swoich prac. Jasne, to nie przedszkole. Ale i nie miejsce na tego typu teksty. 

Dla jasności – nie uważam tego tekstu za zły. Jak pisałem wcześniej – mam wobec niego mieszane uczucia. Są tu dobre elementy i są takie, które nie całkiem się udały (IMO). Ale przypuszczam, że i tak bez problemu trafi do biblioteki, a może i ktoś go do piórka nominuje. Życzę ci powodzenia w pracach nad nim i twoich kolejnych projektach.

 

To opko jest przede wszystkim eksperymentem. Wahałem się, czy je w ogóle wstawiać. Jest dziwne, jest skomplikowane w formie przekazu, ma bardzo otwartą strukturę. Ale chciałem zobaczyć, jakie będą reakcje. Są różne, tak jak różny jest poziom zrozumienia tekstu, co postrzegam jako absolutnie fascynujące.

Nie mam nic do Twoich merytorycznych komentarzy tutaj, pod opowiadaniem. Podzieliłeś się uwagami, ja je przyjmuję lub zbijam (częściowo skutecznie, jak sam przyznałeś wyżej) i jest okej. Wymieniamy się poglądami. Po to jest ten portal :)

Dziękuję za życzenia i liczę, że się jeszcze – u mnie lub u Ciebie – spotkamy. Rzecz jasna w milszej atmosferze.

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Silva,

 

Hmm. Przyznam, że podobnie jak None, nie rozumiem, o co chodzi ze sceną pościgu za Teslą, kim jest kierowca, ani ostatniego zdania. Sama końcówka wyjaśnia jedynie sprawę pudełka, ale nie bardzo umiem powiedzieć, jaką funkcję w tej opowieści miały pełnić duplikaty bohaterów.

Napisane sprawnie, choć niektóre porównania nie do końca podeszły (frędzle, które “zatańczyły kankana”). Japońsko-cyberpunkowa otoczka jest malownicza, a sam wątek z duplikatami – intrygujący.

Ostatecznie jednak nie bardzo wiem, co się zadziało :(

 

Dzięki za komentarz i lekturę. Cieszę się, że uznajesz otoczkę za malowniczą oraz że zaintrygowały Cię duplikaty. To już jakiś plus :)

 

Mogę Ci zarekomendować 2 rzeczy, jeśli chodzi o niezrozumienie tekstu:

  1. przeczytaj go jeszcze raz;
  2. prześledź komentarze, zwłaszcza te początkowe (w tym mój)

Jeśli nie masz na to czasu/ochoty bądź już to zrobiłaś i nie pomogło, to niestety niewiele mogę dla Ciebie zrobić. Pozostaje mi mieć nadzieję, że inne moje teksty przypadną Ci do gustu i, co ważniejsze, będą zrozumiałe.

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

DHBW,

 

fmsduval – to drugie Twoje opowiadanie, które czytam, po Tęsknicy – i choć Tęsknica autentycznie mi się podobała, to to zrobiło na mnie o wiele lepsze wrażenie. surprise Wydaje mi się, że wszystko jest tutaj o wiele spójniejsze, logiczniej poukładane… Może dlatego, że opowiadanie jest znacznie krótsze.

Bardzo miły początek komentarza. Choć ja osobiście wolę Tęsknicę, to i Exomologesis nie od macochy, więc cieszy mnie, że je cenisz :D Fascynujące, że uważasz je za spójniejsze i bardziej logiczne – mamy tu o to małą wojenkę.

 

I właśnie do tej bohaterki przyczepię się na początek. :D Jej postać wydaje mi się wyjątkowo niespójna. Poznajemy ją jako kogoś zdeterminowanego (z jakiejkolwiek przyczyny), uwielbiającego szybką jazdę, nie bojącego się wskoczyć na pędzący samochód i walić nożem o szybę – krótko mówiąc, nie wydaje nam się grzeczną dziewczynką. A potem nagle robi się potulna i uległa… Jako feministkę bardzo mnie to zabolało. :( xD Kiedy Niktaki grozi zniszczeniem jej seks-robota (bo właściwie tym głównie były te duplikaty), spodziewałabym się raczej, że odpowie podobną groźbą – dlaczego facet przyłazi i robi jej jakieś wyrzuty, podczas gdy sam postępuje dokładnie tak samo? A raczej: dlaczego ona reaguje w taki uległy sposób?

Sayuri jest zdeterminowana, a momentami brutalna, jeśli chodzi o chęć posiadania dziecka (co pościg symbolizuje). Nie musi być taka względem innych, w tym np. Niktakiego, którego przecież kocha. Co do duplikatów – można je rozumieć jako roboty, jednak interpretacja zgodniejsza z moją intencją, to uznanie duplikatów za idealne wersje partnerów w ujęciu raczej metaforycznym niż dosłownym. Sayuri obawia się wejścia wściekłego Tsukuru do jej mieszkania, bo to zniszczy jej wyobrażenie o nim (czyli o Tsukuru-kopii).

 

Podobnie jak co poniektórzy komentujący, mam duży problem ze zrozumieniem, czy to w końcu są ludzie i ich duplikaty, czy może maszyny – czujące, myślące – i ich duplikaty? To ostatnie zdanie mocno zamąciło mi w głowie.

Taka jest właśnie funkcja tego zdania. Prawda, że otwiera multum nowych możliwości? :D

 

Co do całej tej metafory z dzieckiem, wymuszoną aborcją itp. – rzeczywiście nie jest zbyt skomplikowana, a w pewnym momencie zostaje w pełni “ujawniona”… Co w pewnym sensie ją “wypłaszcza”. Z drugiej strony, inaczej opowiadanie mogłoby być niezrozumiałe. Nie wiem, czy to słuszna uwaga ani co można by z tym zrobić – toteż nie narzekam zbytnio

Opowiadanie nastręcza tak wielu problemów interpretacyjnych nawet w miejscach, gdzie się o to zupełnie nie bałem, że bez tych ujawnień i uproszczeń portalowicze wywieźliby mnie na taczkach :)

 

Czerwone mokasyny <3 Jak łapki bociana <3 Trochę pojechałeś, no ale dobra xD

Chciałem w tekście trochę kontrolowanego kiczu. Miała to też być wskazówka interpretacyjna.

 

Ogólnie opowiadanie baaardzo mnie wciągnęło, a zwłaszcza, jak już wspomniałam – początek. Był naprawdę urzekający, podobało mi się to otwarte mówienie o pociągu seksualnym kobiety do mężczyzny, odważnie i bez infantylności. Naprawdę nastrojowe, czułam się, jakbym oglądała dobrze nakręcony film. Potem byłam mocno skonsternowana tymi duplikatami i tym pudełkiem, ale, wiadomo – tak właśnie miało być. :)

Bardzo się cieszę. A konsternacja była jak najbardziej moim celem. Udostępniając opko, zacierałem rączki :)

 

Co do uwag redakcyjnych – pochylę się nad nimi jutro. O tej porze głowa już nie taka.

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję i cieszę się, że Ci się podobało.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Sagitt,

 

jeśli chodzi o łapankę, to rozważę Twoje uwagi, poza tymi związanymi z logiką i prawami fizyki (argument – bo sen).

 

Cóż. Trudno mi znaleźć pozytywy szczerze mówiąc, bo czułem się, jakbym czytał anime, którego nie oglądam. Fantazyjne kolory ubrań i włosów, koniecznie grzywki, Japonia w typowym stylu eksportowym dla świata zachodniego, co dla mnie jest powielaniem i tak zupełnego spłaszczenia wielkowiekowej kultury tego narodu. Zachowania postaci nie rozumiem – dobra, potem pojawia się kwestia odzyskania dziecka, które trwa już do końca, w trochę innej formie, jednak nie rozumiem, skąd pewne zachowania się biorą. Nie wiem skąd bohater ma przejawy agresji, nie jest to umotywowane. Fizyka też nie istnieje, a na koniec dowiadujemy się, że to wszystko było snem, co jest najprostszym rozwiązywaniem spraw niewytłumaczalnych i dziwnych.

Z tłem, które nie przypadło Ci do gustu, już nic nie zrobię. Cały tekst musiałby iść do śmieci, a nie uważam, by na to zasługiwał. Ani trochę :)

Co do braku zrozumienia tekstu, mogę Ci zarekomendować 2 rzeczy:

  1. ponowną lekturę tekstu;
  2. lekturę komentarzy (zwłaszcza początkowych, w tym mojego)

Jeśli brakuje Ci na to czasu/chęci, to niestety jako autor niewiele mogę dla Ciebie zrobić.

 

Myślę, że podszedłeś do opowiadania dosłownie, kiedy ono nie jest dosłowne praktycznie wcale. Postawiłem tu na wysoki poziom abstrakcyjności. Poszukaj jej, znajdź wskazówki, zastanów się i pointerpretuj – jeśli tylko zechcesz. W moim opowiadaniu naprawdę da się odnaleźć sens. Trzeba się jednak nieco o to postarać, co nie każdy lubi.

Dziękuję za lekturę i obszerny komentarz. Oczywiście zapraszam ponownie, może inne moje opowiadania przypadną Ci do gustu. 

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Z tłem, które nie przypadło Ci do gustu, już nic nie zrobię. Cały tekst musiałby iść do śmieci, a nie uważam, by na to zasługiwał. Ani trochę :)

Czy uważam, że powinien iść do śmieci? Nie. Nawet nigdzie tego nie zasugerowałem.

Myślę, że podszedłeś do opowiadania dosłownie, kiedy ono nie jest dosłowne praktycznie wcale. Postawiłem tu na wysoki poziom abstrakcyjności. Poszukaj jej, znajdź wskazówki, zastanów się i pointerpretuj – jeśli tylko zechcesz. W moim opowiadaniu naprawdę da się odnaleźć sens. Trzeba się jednak nieco o to postarać, co nie każdy lubi.

A jak miałem podejść? ;) Mój odbiór bierze się z tego, że przez pierwsze osiemdziesiąt procent opowiadania nie było podprowadzenia, że może być to sen lub coś dziwnego (prawa fizyki często są ignorowane, więc to żadna wskazówka). Wystarczyłoby, aby bohaterka w pierwszej scenie wyplułaby olej lub płyn chłodzący, to zapaliłoby się żółte światło, że coś nie gra, że trzeba się pilnować, bo rzeczy mogą nie być oczywiste. Tego nie było. Za wyjątkiem wspomnianych praw fizyki, to pościg, winda na ósme piętro czy rozmowy bohaterów były względnie normalne, stąd szukałem celu i motywacji, dla działań i reakcji bohaterów. Poszedłem w kierunkach zupełnie innych, niż zakładałeś.

Stąd przeskok w ostatniej scenie uważam za zbyt duży. Rozumiem, przynajmniej na swój sposób, przesłanie tekstu po powtórnej analizie, ale bez przypisów i komentarzy byłoby to niemożliwe.

 

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Heloł. :D Ustawka była tak dobrze zorganizowana, że skusiłam się i przyszłam. :D

(Alicella, spokojnie możesz upomnieć się o jakąś prowizję).

DHBW, ustawka była dobrze zorganizowana, bo zupełnie spontaniczna xD I to raczej None zasługuje na prowizję, bo ja tylko dałam polecajkę, która szybko zniknęłaby w mrokach KrzykPudła.

Tłumaczyć to się będziesz kompetentnym organom. laugh

 

;) ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Tłumaczyć to się będziesz kompetentnym organom. laugh

Nie strasz, nie strasz, bo polecę Twoje opowiadanie na KrzykPudle ;)

A więc szantaż! Do czego to doszło!

 

xD Dobra, koniec off-topów pod czyimś opowiadaniem ;D ;D

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Faktycznie, to że ¾ opowiadania to “anestezjologiczny” sen jest trochę rozczarowujące, z drugiej strony pozwala to wybaczyć wszelkie ewentualne braki w fizyce. Napisałem “ewentualne”, bo w sumie mi jakoś specjalnie nie przeszkadzał filmowy początek. Fajnie się to czytało, akcja od początku w kreskówkowym stylu.

Natomiast bez wątpienia wadą jest dla mnie to, że musiałem przeczytać opowiadanie dwa razy (wspomagając się komentarzami), żeby w 100% załapać o co chodzi (choć i tutaj nie mam pewności czy tak się stało).

Niemniej jak rozumiem z ostatniego zdania, dziewczyna jest robotem/androidem? Jeśli tak (wybacz wątpliwość), to otwiera to niezwykle ciekawe (imo dużo ciekawszy od samego snu) rozważania dotyczące całej tej historii. Android/robot pragnący dziecka (do tego z ciekawymi snami), partner (człowiek), który zakochał się w kobiecie robocie i rodzina tegoż nie akceptująca dziecka z robotem… 

 

Koszmar. Po prostu koszmar tego, jak niektóre relacje potrafią czasem wyglądać, gdy zamiast równowagi jest jednostronna dominacja i dążenie do kierowania dosłownie wszystkim w życiu drugiej osoby. Trochę dziwnie wychodzi to połączenie scen z szukaniem dziecka do sceny finałowej, ale tak to mniej więcej można odebrać. Daje do myślenia.

 

" – Owaka, czekaj!"

– nadmiarowa spacja przed akapitem.

 

 

Cześć, Fmsduval!

 

Przybywam na wezwanie piątkowego dyżuru, a także skuszony polecajkami wrzuconymi tu i tam :)

 

dla Sayuri były jednak czystą, wręcz narkotyczną ekstazą.

Pęd powietrza odbierał Sayuri dech.

powtórka. Potem to samo zdarza się z “teslą”

Jak Owaka wyszła bez szwanku, jeśli skakała z pędzącego pojazdu?! Robi skok, samochód wpada w sklep, a dziewczyna leciutko podchodzi do wraku i rozprawia się z gościem. Ostatecznie już wiem, że to tylko swego rodzaju wizja, ale… no zwiesiłem się.

No i w ogóle to nie mieli kasków! Halo, Policja? Proszę przyjechać na NF!

Niemniej jednak początek świetny – budzi zainteresowanie, jest dynamiczny, poczułem, że to naprawdę brawurowe otwarcie i chcę dalej!

I potem skręcasz w inne klimaty, obyczajowe, bardzo japońskie (tak je odbieram, choć znawcą nie jestem), a jednocześnie wciąż pchasz to do przodu bez przegadywania. Świetnie wyszły alter-ego (czy jak je nazwać) bohaterów – od razu widać, że jest tu coś pokręconego, ale zamiast WTF miałem wrażenie ciekawej zagadki, która powoli odsłania swoje rozwiązanie. Znów na plus.

Z całości chyba nie chwyciłem ostatniego zdania, poza tym chyba łapię wszystko i jest to dla mnie ciekawie przedstawione.

Nie jest to może idealnie napisane opowiadanie (od strony technicznej pierwszą część wymagałaby korekty, ale z drugiej strony nie chciałem przestać czytać), ale jest przemyślane, zwarte i treściwe. Naprawdę dobre, więc kliczek się należy jak wdzięczność za łapankę Regulatorom.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bellatrix,

 

Tsukuru zapożyczony od Murakamiego, tyle, że nie bezbarwny a Niktaki? :)

O proszę, ktoś na to wpadł :) Trafiłaś w 10, rzeczywiście inspiracją był tu Tsukuru Tazaki z mojej co prawda nie ulubionej, ale wciąż bardzo lubianej książki Murakamiego.

Podobała mi się konwencja anime, imo dobrze oddałeś ten początek właśnie w stylu animowanych, japońskich akcyjniaków ;) Z metaforami i o co naprawdę chodzi połapałam się, gdy idealna-Owaka nie chciała oddać dziecka. I powiem, że bardzo ciekawy sposób wybrałeś na przedstawienie relacji pary vs dziecko. Brawurowy wręcz ;)

Bardzo się cieszę. Zwłaszcza z tego, że połapałaś się co do metafor. Bałem się, że moja pisanina będzie niezdatna do odkodowania. A że brawura, no cóż, do obłąkańców świat należy :D

Nie do końca rozumiałam, czemu Tsukuru ma nie wchodzić do pokoju realnej Sayuri, ale znalezione w komentarzach wyjaśnienie kupuję.

Kolejny kamień z serca.

Natomiast konfunduje mnie to ostatnie zdanie. Olejem i płynem chłodniczym? Pani Owaka była tą Teslą, którą ganiali na początku?? Hmm…

Oho, ktoś tu jest bardziej szalony ode mnie :) Z ostatnim zdaniem chodzi o to, że owszem – Sayuri śni – ale nie śni o byciu robotem. Używając paskudnej (bo matematycznej) metafory, wyciągnąłem sugerowaną we wstępie robotyczność Sayuri przed nawias.

 

Dziękuję Ci bardzo za komentarz i klika! Bardzo mi miło :)

 

Sagitt,

 

Czy uważam, że powinien iść do śmieci? Nie. Nawet nigdzie tego nie zasugerowałem.

Ależ ja Ci nie imputuję, że sugerowałeś. Mój komentarz był analizą tego, co mógłbym zrobić ja (względnie Ty), by tekst zyskał Twoje, choćby częściowe, uznanie.

 

Za wyjątkiem wspomnianych praw fizyki, to pościg, winda na ósme piętro czy rozmowy bohaterów były względnie normalne, stąd szukałem celu i motywacji, dla działań i reakcji bohaterów. Poszedłem w kierunkach zupełnie innych, niż zakładałeś.

Czyli za normalne i niebudzące żadnych podejrzeń wziąłeś także powtarzające się sekwencje jazdy windą na to samo piętro, występowanie duplikatów, dziecko w pudełku i rzucanie nim o ścianę? Wybacz sarkazm, ale nie mogę się z Tobą zgodzić, że fikołki występują dopiero na samym końcu opowiadania.

 

Rozumiem, przynajmniej na swój sposób, przesłanie tekstu po powtórnej analizie, ale bez przypisów i komentarzy byłoby to niemożliwe.

Cieszę się, że zechciałeś jeszcze raz pochylić się nad tekstem i Ci za to dziękuję.

 

Tak to bywa z takimi opowiadaniami, że niektórzy zrozumieją wszystko, inni nic, a niektórzy ułamek. Byłem tego świadom jeszcze przed publikacją, więc i teraz mnie to nie wzburza.

 

Powtórzę zatem życzenie z poprzedniego komentarza – mam nadzieję, że inne moje teksty zyskają Twoje większe uznanie :)

 

grzelulukas,

 

Faktycznie, to że ¾ opowiadania to “anestezjologiczny” sen jest trochę rozczarowujące, z drugiej strony pozwala to wybaczyć wszelkie ewentualne braki w fizyce.

Przed rozczarowaniem chronić miało w zamyśle ostatnie zdanie. Wyżej, w tym samym komentarzu, wyjaśniam jego szczegółową funkcję. Może Cię zaciekawi. Ignorancja względem praw fizyki to element nie tylko snu, ale i stylizacji, jak to ująłeś, kreskówkowej. 

 

Natomiast bez wątpienia wadą jest dla mnie to, że musiałem przeczytać opowiadanie dwa razy (wspomagając się komentarzami), żeby w 100% załapać o co chodzi (choć i tutaj nie mam pewności czy tak się stało).

Dla jednych to wada, dla drugich zaleta. Ja osobiście lubię grzebać w tekście, którego nie pojąłem za pierwszym razem, by zrozumieć, o co w nim chodzi. Byłem świadomy ryzyka płynącego z konstrukcji tego opowiadania.

 

Niemniej jak rozumiem z ostatniego zdania, dziewczyna jest robotem/androidem? Jeśli tak (wybacz wątpliwość), to otwiera to niezwykle ciekawe (imo dużo ciekawszy od samego snu) rozważania dotyczące całej tej historii. Android/robot pragnący dziecka (do tego z ciekawymi snami), partner (człowiek), który zakochał się w kobiecie robocie i rodzina tegoż nie akceptująca dziecka z robotem… 

A, czyli chwyciłeś, o co biega :) Uznałem za fascynujące, że jednym – i to jak prostym zdaniem – mogłem aż tak bardzo otworzyć opowiadanie. Niektórzy na to narzekają, ja nie mogłem się temu rozwiązaniu oprzeć. Cieszę się, że je doceniłeś.

 

Dzięki za komentarz!

 

Wilku,

 

Koszmar.

Nie pisz tak, bo człowiek zawału dostaje na wejściu :D Już myślałem, że aż tak Ci się nie spodobało.

Po prostu koszmar tego, jak niektóre relacje potrafią czasem wyglądać, gdy zamiast równowagi jest jednostronna dominacja i dążenie do kierowania dosłownie wszystkim w życiu drugiej osoby. Trochę dziwnie wychodzi to połączenie scen z szukaniem dziecka do sceny finałowej, ale tak to mniej więcej można odebrać. Daje do myślenia.

Tak, też uważam poruszony przeze mnie temat za bardzo ważny. Lubię brać się za trudne sprawy.

 

Natomiast w opowiadaniu nie do końca chodzi o szukanie dziecka. Owo “szukanie” (powiązane z pościgiem) jest metaforą starania się o dziecko. Później to już tylko niechęć do posiadania dziecka przez Tsukuru i wymuszenie na Sayuri aborcji. Tym samym scena finałowa tematycznie jest zbieżna z resztą.

 

Dzięki za komentarz!

 

Krokusie,

 

Przybywam na wezwanie piątkowego dyżuru, a także skuszony polecajkami wrzuconymi tu i tam :)

Witam, witam i zapraszam w skromne progi :)

 

Niemniej jednak początek świetny – budzi zainteresowanie, jest dynamiczny, poczułem, że to naprawdę brawurowe otwarcie i chcę dalej!

Bardzo się cieszę!

 

Ignorowanie fizyki we wstępie, o którym piszesz wcześniej, jest też celowe na poziomie stylizacji – mamy tu swoistą azjatycką kiczowatość, którą dość łatwo znaleźć w kinematografii (nie tylko rysunkowej). To tak gwoli krótkiej obrony :)

 

Świetnie wyszły alter-ego (czy jak je nazwać) bohaterów – od razu widać, że jest tu coś pokręconego, ale zamiast WTF miałem wrażenie ciekawej zagadki, która powoli odsłania swoje rozwiązanie. Znów na plus.

Jak dobrze to słyszeć! Uznawałem to za najtrudniejszy interpretacyjnie fragment opowiadania, dlatego bardzo się cieszę, że Cię to zaintrygowało. No i że odkryłeś moje intencje :)

 

Z całości chyba nie chwyciłem ostatniego zdania, poza tym chyba łapię wszystko i jest to dla mnie ciekawie przedstawione.

Zerknij powyżej tego komentarza, gdzie odpowiadam Bellatrix – tam wyłożyłem, o co chodzi. Super, że uznałeś opko za ciekawe.

 

Nie jest to może idealnie napisane opowiadanie (od strony technicznej pierwszą część wymagałaby korekty, ale z drugiej strony nie chciałem przestać czytać), ale jest przemyślane, zwarte i treściwe. Naprawdę dobre, więc kliczek się należy jak wdzięczność za łapankę Regulatorom.

Już siadam do naprawy usterek :) Bardzo mi miło, dziękuję za kliczka i czekam na łapankę od Reg!

 

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Trafiłaś w 10, rzeczywiście inspiracją był tu Tsukuru Tazaki z mojej co prawda nie ulubionej, ale wciąż bardzo lubianej książki Murakamiego.

Aż muszę spytać – a która jest tą ulubioną? :)

 

Oho, ktoś tu jest bardziej szalony ode mnie :)

No wiesz, poszłam za ciosem odjechanych metafor ;) Wszak na początku poszukiwali dziecka w Tesli, no i olej + płyn chłodniczy kojarzą mi się przede wszystkim z samochodami ;)

 

Klik zasłużony, bo to dobre opowiadanie. Lubię takie ‘zamotane’ :)

a która jest tą ulubioną? :)

Zdecydowanie “Norwegian Wood”. Chociaż zbiorek “Mężczyźni bez kobiet” był pierwszy, więc działa tu moc sentymentu :)

 

olej + płyn chłodniczy kojarzą mi się przede wszystkim z samochodami

Miał być sam olej, ale koleżanka inżynier kazała wzbogacić.

 

Lubię takie ‘zamotane’ :)

To i mam motywację, by motać dalej :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

U mnie też u Murakamiego ulubiona pierwsza, którą przeczytałam :D Ale tytuł inny (Koniec świata i Hard Boiled Wonderland) – do tej pory uważam za absolutnie rewelacyjny pomysł i genialne połączenie sci-fi i fantasy w jednym :)

Przyznam szczerze, że nie czytałem. Wpisuję na listę “must read” :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć!

 

Wykręcone i bardzo zgrabnie napisane;-) Początek z pościgiem trochę myli i pachnie klasykiem, ale potem uderzasz w inne tony i robi się ciekawie. Zdecydowanie weird imho. Odebrałem to jako opowieść o ludziach, których relacja klasycznie mierzy się z problematyką macierzyństwa. On lubi jeździć na motorze, mieć święty spokój i wszystko pi****li (zwłaszcza familię, i ta ortalionowa kurtka… przepiękne!), a ona tymczasem małymi krokami…

Bardzo rozbawił mnie motyw z ich sposobem życia. Są parą – w jakimś tam sensie, albo zespołem, mieszkają osobno – jak rozumiem – ale każde z nich ma swoją wersję tego drugiego w tym swoim małym świecie. Celne i dobrze oddaje współczesne realia, choć póki co zazwyczaj ludzie żyją osobno pod jednym dachem.

Kminię jeszcze rolę tego pościgu i ostatnie zdanie, jak nic mi nie wskoczy to przeczytam komentarze poprzednie, może coś nie coś wpadnie.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do Biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85,

 

Wykręcone i bardzo zgrabnie napisane;-)

Bardzo dziękuję :)

Odebrałem to jako opowieść o ludziach, których relacja klasycznie mierzy się z problematyką macierzyństwa. On lubi jeździć na motorze, mieć święty spokój i wszystko pi****li (zwłaszcza familię, i ta ortalionowa kurtka… przepiękne!), a ona tymczasem małymi krokami…

Bardzo dobrze odebrałeś. Chciałem ukazać przeskok między związkiem bez problemów/poważnych spraw i zobowiązań a związkiem, gdzie taki bagaż nagle się pojawia i, no cóż, nie każdy sobie z nim radzi.

 

ale każde z nich ma swoją wersję tego drugiego w tym swoim małym świecie. Celne i dobrze oddaje współczesne realia, choć póki co zazwyczaj ludzie żyją osobno pod jednym dachem.

Cieszę się, że tak to odczytałeś, bo dokładnie takie były moje intencje. Do pewnego etapu idealność drugiej połówki wydaje się często prawdziwa i wiarygodna. Nowe wyzwania i trudności ten pogląd, nierzadko brutalnie, weryfikują.

 

Kminię jeszcze rolę tego pościgu i ostatnie zdanie, jak nic mi nie wskoczy to przeczytam komentarze poprzednie, może coś nie coś wpadnie.

 

Zatem w tym aspekcie milczę :)

 

Mam jeszcze do Ciebie pytanie o to, jak rozumiesz tytuł? Bo w sumie nikt się nad tym nie pochylił i nie wiem, czy jest tak oczywisty, tak niezrozumiały, czy po prostu nikogo tytuły nie obchodzą :D

 

Bardzo dziękuję za klika, którym posyłasz opko do biblioteki (1 nominacja czeka jeszcze na akcept portalowych władz)

 

Pozdrawiam i zapraszam znów :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nieźle się czytało, ale nie mogę pozbyć się wrażenia chaosu, skutkiem którego umknął mi sens opowiadania. Lektura komentarzy nieco rozjaśniła sytuację, ale cóż, Fmsduvalu… To nie będzie moje ulubione Twoje opowiadanie.

 

Dziew­czy­na spoj­rza­ła w przy­ciem­nia­ne szyby tesli.Dziew­czy­na spoj­rza­ła w przy­ciem­nio­ne szyby tesli.

 

Z po­chew­ki na udzie do­by­ła ka­ram­bi­to­we­go noża… → Z po­chew­ki na udzie do­by­ła ka­ram­bi­to­wy nóż

 

Może sprawdź w ba­gaż­ni­ku … – za­kpił. → Zbędna spacja przed wielokropkiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg,

 

cóż za bolesny komentarz! Powiem tak – chaos jest w tekście, bo być miał. Tyle, że kontrolowany, a jak wnioskuję z komentarza, według Ciebie o jakiejkolwiek władzy nad piórem być nie może. To tekst eksperymentalny, wizja siedziała mi w głowie strasznie długo i musiałem się jej pozbyć. Szkoda, że Ci się nie spodobało.

Na pocieszenie zdradzę, że następczyni “Tęsknicy”, która Ci przypadła do gustu, pisze się i niedługo pojawi się na portalu.

Błędy oczywiście poprawiam.

Dziękuję za lekturę i komentarz :)

 

Do miłego zobaczenia,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Podobał mi się klimat tej opowieści, stylizacja na japońskie animacje. Pierwsza scena bardzo dynamiczna, zgrabnie napisana i z plastycznymi opisami. Trochę zamieszania wprowadza Familia, oczekiwałam zupełnie innego gatunku tekstu. 

Podejmujesz temat bardzo znany, lecz przedstawiasz go w oryginalny sposób. Ogólnie, satysfakcjonująca lektura. Nie wszystkie symbole rozszyfrowałam bezpośrednio, w tekście, musiałam sięgnąć do komentarzy.

Fmsduvalu, chaos był moim osobistym wrażeniem, nie Twoim dziełem, choć przyznajesz, że wprowadziłeś go świadomie. To chyba różnica. No i do głowy by mi nie przyszło, że mógłbyś nie mieć władzy nad piórem, nie po Tęsknicy!

To raczej moja wina, że nie każdy tekst, którego autor eksperymentuje, trafia do mnie. Wybacz. Stara już jestem i przyzwyczajona do tradycyjnych form opowiadań.

No i bardzo się cieszę, że powstaje ciąg dalszy Tęsknicy. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dwa szybkie oddechy, płytkie zgięcie łokci i kolan, gwałtowne wybicie, salto i głośne lądowanie na masce samochodu

I śmierć na miejscu przy tej prędkości. :P

 

Najpierw chwalenie. Tekst jest pięknie napisany. Świetnie operujesz słowem. Styl, zwłaszcza na początku, godzien pozazdroszczenia. Głównie dzięki temu z łatwością można wniknąć w świat, który opisujesz, z początku wcale nie cyberpunkowy, ale posiadający jakieś naleciałości z Matrixa (motory, akrobacje przy nieprawdopodobnych prędkościach itp.).

Dalej następuje wejście w osobisty świat bohaterów i muszę przyznać, że motyw duplikatów szalenie mi się spodobał. Najlepsza fantastyka mówi prawdę o nas samych i tu właśnie to widać. Potem, kiedy bohater odwiedza mieszkanie swojej ukochanej(?), robi się gęsto. Można się domyślać, że jednym z powodów, dla których nie pozostają w związku, jest to, że tylko ona chciała dziecka (to dziecko mawet gdzieś tam przemyka za nią).

Dziwaczny, ale odpowiadający przedstawionym realiom akt aborcji dopełnia obrazu.

Trzecia scena mocno zbija z tropu, ale kończy się tak, że człowiek chce jakoś to sobie posklejać w głowie. Czy jednak bohater zdecydował się na dziecko, tylko nie z oryginałem, ale z duplikatem? Czy może on sam był duplikatem? Czy w ogóle w tym świecie istnieją jeszcze "prawdziwi" ludzie?

Przyznaję jednak, że znaczenie pierwszej sceny było dla mnie niezrozumiałe i nawet po przejrzeniu komentarzy uważam, że jako metafora stosunku ta scena jest karkołomna, w zasadzie nie do odczytania przez czytelnika (a przynajmniej przeze mnie), ponieważ zbyt wiele w niej rozpraszaczy.

Poza tym trochę mi się kłóci ze sceną numer dwa, bo skoro szukają dziecka – dla siebie – to czemu bohater w tym uczestniczy, skoro go nie chce? Po co go szukają, jeżeli pudełko samo się pojawia (to jest tem sposób, w jaki dziecko ich znalazło? w takim razie albo reakcja bohatera powinna być inna, albo jego dialog z partnerką). Trochę mi to się wszystko nie klei i pod tym względem – o dziwo – scena druga i trzecia są o wiele bardziej spójne. 

Do tego przy całej tej niedoslownosci motyw "la Familii" jakoś bije po oczach. Później zaś już nie powraca i zastanawiam się, na ile jest istotny.

Mam też wrażenie, jakby zasadnicza część tekstu – ta, w której następuje przemiana bohatera – była ukryta przed naszymi oczami. W końcu decyduje się na dziecko. Dlaczego? 

Jeśli jest duplikatem, to rozbija to trochę sens poprzednich scen, bo oznacza to, że pierwowzory ludzi do niczego nie są sobie potrzebne, więc gdzie tu wspólne działanie, by począć dziecko? Gdzie presja Familii? 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

ANDO,

 

dzięki za lekturę i komentarz. Cieszę się, że Ci się podobało.

 

Podejmujesz temat bardzo znany, lecz przedstawiasz go w oryginalny sposób.

Starałem się jak mogłem. Miło, że dostrzegasz oryginalność tekstu.

 

Nie wszystkie symbole rozszyfrowałam bezpośrednio, w tekście, musiałam sięgnąć do komentarzy.

Mam nadzieję, że komentarze wszystko wyjaśniły i finalnie zostałaś z całym tortem, a nie z paroma kawałkami :)

 

Jeszcze raz wielkie dzięki i do miłego!

 

Reg,

 

nie musisz mi się tłumaczyć. Ten tekst o “bolesności” komentarza rzuciłem z lekkim przymrużeniem oka, bo lubię, jak Ci się moje opka podobają. 

 

No i do głowy by mi nie przyszło, że mógłbyś nie mieć władzy nad piórem, nie po Tęsknicy!

No całe szczęście!

 

To raczej moja wina, że nie każdy tekst, którego autor eksperymentuje, trafia do mnie. Wybacz. Stara już jestem i przyzwyczajona do tradycyjnych form opowiadań.

Po prawdzie to i ja nieco przegiąłem (przynajmniej punktowo), tracąc na zrozumiałości tekstu. Tak to bywa z eksperymentami :) 

 

No i bardzo się cieszę, że powstaje ciąg dalszy Tęsknicy.

Zatem do zobaczenia!

 

Geki,

 

Tekst jest pięknie napisany. Świetnie operujesz słowem. Styl, zwłaszcza na początku, godzien pozazdroszczenia.

Miód na moje oczy. Taki komplement od Ciebie dużo dla mnie znaczy.

 

muszę przyznać, że motyw duplikatów szalenie mi się spodobał.

Bardzo się cieszę, bo był dla mnie motorem napędowym. Bardzo chciałem go wykorzystać. Zasadniczo to obudowałem go całą resztą.

 

Najlepsza fantastyka mówi prawdę o nas samych i tu właśnie to widać.

Zgadzam się w stu procentach. Zawsze staram się (wiadomo, z różnym skutkiem) poszerzać tekst o taką dodatkową płaszczyznę. Wtedy dopiero siła rażenia opowieści jest dla mnie w pełni satysfakcjonująca.

 

Przyznaję jednak, że znaczenie pierwszej sceny było dla mnie niezrozumiałe i nawet po przejrzeniu komentarzy uważam, że jako metafora stosunku ta scena jest karkołomna, w zasadzie nie do odczytania przez czytelnika (a przynajmniej przeze mnie), ponieważ zbyt wiele w niej rozpraszaczy.

Chyba post factum muszę Ci przyznać rację. Na przyszłość będę się starał raczej kompresować, niż rozwadniać metaforę. Niektórzy, zwłaszcza poznawszy znaczenie nazwiska kierowcy tesli, od razu odczytali moje intencje. Ale liczba tych, którym się to nie udało, jest chyba równa. Ewidentnie brak tu zatem klarowności. Nauka na przyszłość :)

 

Do tego przy całej tej niedoslownosci motyw "la Familii" jakoś bije po oczach.

Bije po oczach, bo jest sprzeczny z azjatycką stylistyką. Też to widziałem, ale bałem się sięgnąć po japoński odpowiednik. Ba, wolałem nawet nie wprowadzać “famiglii” (którą wolałem z uwagi na konotację Włochy-mafia), żeby jeszcze bardziej nie stracić na zrozumiałości tekstu.

 

Mam też wrażenie, jakby zasadnicza część tekstu – ta, w której następuje przemiana bohatera – była ukryta przed naszymi oczami. W końcu decyduje się na dziecko. Dlaczego? 

Tu Cię trochę pokieruję na właściwy tor – on się nie decyduje. Nie ma przemiany Niktakiego. Sayuri albo korzysta ze sztucznego zapłodnienia (pudełko = probówka; Sayuri po rozstaniu z Niktakim pod domem nie idzie prosto do apartamentu), albo doprowadza do ciąży w inny sposób (ewentualnie klasycznie – wpadka, za którą Niktaki ją wini). Natomiast zgoda Tsukuru w tekście nie występuje i chyba to dość wyraźnie wybrzmiewa. 

 

Jeśli jest duplikatem, to rozbija to trochę sens poprzednich scen, bo oznacza to, że pierwowzory ludzi do niczego nie są sobie potrzebne, więc gdzie tu wspólne działanie, by począć dziecko?

Niktaki w końcówce to Niktaki-oryginał. Niktaki-kopia to Niktaki na użytek Sayuri – jej idealne wyobrażenie o tym, jaki Tsukuru jest. Stąd ta trwoga, by nie wszedł do jej apartamentu i nie zniszczył jej “pięknego Tsukuru” – jej wyobrażenia o nim samym. Czy takie wyjaśnienie Ci odpowiada?

 

Gdzie presja Familii? 

Presja Familii rozbija się o to, by było dziecko. Bo wypada, bo “już najwyższy czas”. Jest to element poboczny, taki pośredni bodziec Sayuri do działania. Dlatego pojawia się na początku i szybko znika.

 

Dzięki za obszerny komentarz i za lekturę. Cieszę się, żeś tu do mnie w końcu wpadł!

 

Pozdrawiam,

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

W takim razie, Fmsduvalu, uzbrajam się w cierpliwość i czekam. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja nie umiem pisać obszernych komentarzy, więc wybacz:). Często mam tak, że czytam książki i opowiadania, i wyobrażam sobie to wszystko jako film. Dziś natomiast, pierwszy raz pojawiały mi się w głowie kolorowe obrazki z komiksu. Ciekawe doświadczenie. Bardzo mi było wygodnie w tym opku. Klimat deszczowego Tokio na chwilę pojawił się w Toruniu:)

vrchamps,

 

Dziś natomiast, pierwszy raz pojawiały mi się w głowie kolorowe obrazki z komiksu. Ciekawe doświadczenie.

Bardzo miły komplement. Postaram się jeszcze kiedyś powtórzyć ten efekt. Ciekawe, czy mi wyjdzie :)

 

Bardzo mi było wygodnie w tym opku. Klimat deszczowego Tokio na chwilę pojawił się w Toruniu:)

Cieszę się zatem, żeś się mógł u mnie komfortowo rozsiąść i zagłębić w lekturę :)

 

Dzięki za odwiedziny!

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

To bardzo mi miło :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hmmm. Masakrycznie się pogubiłam w tym opowiadaniu. Może dlatego, że anime znam wyłącznie ze słyszenia (chyba ostatni japoński film animowany, który oglądałam, to Sindbad), a Familia skojarzyła mi się z mafią i kidnapingiem… Może dlatego, że ja ogólnie teksty traktuję dosłownie.

A z takim podejściem nic mi się tu nie chciało skleić. Skakanie z pędzącego samochodu na nieruchomy asfalt? Aua. Usuwanie ciąży w ósmym miesiącu? Grubo. Ale że przez androida? System wykonał nieprawidłową operację.

Niewiele wiem o staraniu się o dziecko, bo nigdy bym nie pomyślała, że do tego trzeba samochodu i motocykla…

Nie, nie będę czytać drugi raz. Po pierwszym mi w zupełności wystarczy.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo!

 

Masakrycznie się pogubiłam w tym opowiadaniu.

Nie Ty pierwsza, nie Ty ostatnia :D

 

A z takim podejściem nic mi się tu nie chciało skleić.

Tak, dosłowne odczytywanie tekstu zdecydowanie nie mogło Ci pomóc w jego ogarnięciu. To jedno z tych opowiadań, które raczej trzeba czytać przez palce i z otwartą głową na abstrakcję.

 

 Nie, nie będę czytać drugi raz. Po pierwszym mi w zupełności wystarczy.

Ależ, Finklo, nie namawiam! To był eksperyment – dla jednych udany bardziej, dla drugich mniej, dla trzecich wcale. Już się z tym pogodziłem :) Mam tylko nadzieję, że w moich nowszych opowiadaniach widać stopniowe temperowanie zakusów i eliminację wad tak znamiennych dla tego tekstu, który – mimo wszystko – wciąż bardzo lubię.

 

Dzięki za lekturę i komentarz!

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przeczytałem opowiadanie, a później przejrzałem komentarze. Ze względu na to, o czym rozmawialiśmy, żeby szerzej spojrzeć na samo opowiadanie i kwestię jego interpretacji.

Wszystko rozbija się o konwencję, jaką sobie założyłeś. I tutaj i w Oblakinii, do której wrócę z oddzielnym komentarzem. I muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony. Gdybym miał opisać ją jak najkrócej, powiedziałbym, że pisząc rasowe opowiadanie akcji, chciałeś nadać mu metaforyczne znaczenie. Po lekturze od razu ciśnie się na usta pytanie, które chyba nie padło w komentarzach, ale dlaczego w taki sposób?

Po co złożony (w tym przypadku) temat rodzicielstwa, wpinać w japońskie anime akcji, która jest metaforą? Nie rozumiem tego rozwiązania. Bo to jest nie do rozpoznania dla czytelnika. Można zamglić, ukryć znaczenia, ale nie na takim poziomie, gdzie całe opowiadanie imituje czystą akcję. To byłby świetny tekst bez metafory. Gdybyś tylko się jej pozbył i całą treść urealnił jako rzeczywistość świata cyberpunku, coś, co działoby się naprawdę, miałoby to znacznie lepszy, silniejszy i ciekawszy wymiar, niż końcowy sen. Nadałbyś ciała, krwi i mięsa całej sprawie, czyli rodzicielstwu, niechcianej ciąży i presji rodziny. Stworzyłbyś prawdziwych bohaterów z krwi i kości, którzy stają przed wyzwaniami, przed WYBORAMI, czyli tym, po co w ogóle istnieje beletrystyka. Bo o tym są wszystkie książki w beletrystyce, dokładnie wszystkie. O ludziach i ich wyborach. O niczym więcej. Bo nawet jeśli ktoś pisze o kosmitach, krasnalach, czy gadających kamieniach, to i tak mają oni ludzie cechy, zachowania i problemy, bo innych nie znamy. A Ty pozbawiłeś ich najważniejszych narzędzi, czyli wyzwań i wyborów, spłaszczając je do obaw w trakcie snu. To ma zupełnie inny, znacznie niższy, przekaz emocjonalny.

I tak czytelnicy byli dla Ciebie wyrozumiali. :) Bo moim zdaniem to przysłowiowy strzał w kolano.

Jeśli miałbym powiedzieć coś o warsztacie i umiejętnościach, to jest nieźle, ale zawsze można go poprawić. Podajesz za dużo szczegółów we fragmentach typowej akcji, weźmy na przykład ten:

Oparła dłonie na żelaznych barkach Niktakiego i z wprawą akrobatki uniosła się znad siedzenia. Stanęła na rękach, wyprężona jak struna. Dwa szybkie oddechy, płytkie zgięcie łokci i kolan, gwałtowne wybicie, salto i głośne lądowanie na masce samochodu. Chwyciła się otworów w chromowanej pokrywie i podciągnęła bliżej czarnej jak noc szyby.

Sugerowałbym skracać takie zdania, nie przejaskrawiać i nie alegorzyć.

Gdzieniegdzie dialogi są zbyt, hm, histeryczne. Co prawda tutaj pasują do konwencji anime, bo tak to się w Japonii kręci, ale chyba nie to najbardziej przyciąga polskiego widza.

– Nie! Błagam, Tsukuru, nie rób tego! – Położyła dłoń na jego piersi. – Ja… przepraszam. Nie wiedziałam już, co robić. Oddalasz się. Coraz bardziej i bardziej. Boję się… boję się, że znikniesz.

Zniknie to twój ukochany, piękny Tsukuru. Z chwilą, gdy tam wejdę – odparł beznamiętnie i naparł na broniącą mu wstępu Sayuri.

I na pudełko, które zapiszczało jak przydeptana mysz.

– Nie, Tsukuru, kochanie, błagam! Zrobię wszystko! Wszystko naprawię! Błagam, tylko nie wchodź!

Chyba, że tylko ja tak to odbieram.

Podsumowując, gdyby nie metafora i sen, to byłby świetny tekst, a tak jest dobry, ale obniża emocje. Jeszcze trochę o metaforach będzie pod Oblakinii.

Pozdrawiam.

 

Darconie,

 

po pierwsze wybacz, że odpisuję niemal równo po dwóch tygodniach. Najpierw zajęły mi głowę utarczki pod “Łuskami”, potem robota nad nowym opkiem, do tego szeroko pojęte “życie” – no same wymówki, żeby nie zreplikować :)

 

Wszystko rozbija się o konwencję, jaką sobie założyłeś. I tutaj i w Oblakinii, do której wrócę z oddzielnym komentarzem. I muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony. Gdybym miał opisać ją jak najkrócej, powiedziałbym, że pisząc rasowe opowiadanie akcji, chciałeś nadać mu metaforyczne znaczenie. Po lekturze od razu ciśnie się na usta pytanie, które chyba nie padło w komentarzach, ale dlaczego w taki sposób?

Po co złożony (w tym przypadku) temat rodzicielstwa, wpinać w japońskie anime akcji, która jest metaforą? Nie rozumiem tego rozwiązania. Bo to jest nie do rozpoznania dla czytelnika. Można zamglić, ukryć znaczenia, ale nie na takim poziomie, gdzie całe opowiadanie imituje czystą akcję. To byłby świetny tekst bez metafory. Gdybyś tylko się jej pozbył i całą treść urealnił jako rzeczywistość świata cyberpunku, coś, co działoby się naprawdę, miałoby to znacznie lepszy, silniejszy i ciekawszy wymiar, niż końcowy sen. Nadałbyś ciała, krwi i mięsa całej sprawie, czyli rodzicielstwu, niechcianej ciąży i presji rodziny. Stworzyłbyś prawdziwych bohaterów z krwi i kości, którzy stają przed wyzwaniami, przed WYBORAMI, czyli tym, po co w ogóle istnieje beletrystyka. Bo o tym są wszystkie książki w beletrystyce, dokładnie wszystkie. O ludziach i ich wyborach. O niczym więcej. Bo nawet jeśli ktoś pisze o kosmitach, krasnalach, czy gadających kamieniach, to i tak mają oni ludzie cechy, zachowania i problemy, bo innych nie znamy. A Ty pozbawiłeś ich najważniejszych narzędzi, czyli wyzwań i wyborów, spłaszczając je do obaw w trakcie snu. To ma zupełnie inny, znacznie niższy, przekaz emocjonalny.

Odpowiem zbiorczo co do lwiej części Twojej wypowiedzi. Opko stanowiło ekstremum jeśli chodzi o to, jak piszę i co piszę. Eksperymentu tego nie powtórzę, bo widzę teraz wyraźnie co, gdzie i dlaczego nie zagrało. Natomiast jeśli chodzi o intencje, o zamysł stojący u progu w ogóle decyzji o takim opku, to sprawa jest zasadniczo prosta – zwyczajnie wpadło mi do głowy dokładnie, precyzyjnie coś takiego – poważny temat w kiczowatym papierku. Bardzo rzadko mi się zdarza, abym miał tak klarowną wizję, bez drążenia, bez zastanawiania się, bez refleksji. Pomyślałem – a usiądę, napiszę, zobaczymy. I wyszło coś takiego. Część elementów tego opowiadania lubię i cenię, natomiast żałuję dwóch rzeczy – po pierwsze braku należytego uwypuklenia kluczowych punktów historii, po drugie zaś długości samego opowiadania. Jasne, pomysłu starczyło dokładnie na tyle, ile jest. Ale trzeba było tę, niezłą według mnie metaforę, rozciągnąć i zniuansować. Może jeszcze mi się uda skrobnąć coś podobnego, a równocześnie jakościowo poziom (a może kilka) wyżej :) Natomiast na pewno nie odżegnuję się od głównego konceptu, czyli powaga + kicz. Wymaga to jednak głębszej eksploracji niż obecna forma.

Co do uwag odnośnie stylu – pełna zgoda. Mam jednak nadzieję, że chronologiczna obserwacja moich literackich poczynań wypada na moją korzyść :)

 

Dzięki, Darconie, maszeruję do dwóch pozostałych opek :)

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

OK, ja to rozumiem tak – poza początkowym pościgiem wszystko było w jakimś stopniu ,,naprawdę”, facet zaszedł w ciążę miał dziecko z tą replikantką po rozstaniu z prawdziwą dziewczyną(?) i to ona pod jego naciskiem przeszła ,,zabieg” (niech będzie, że androidy jakoś mogą się rozmnażać). Ale skoro stawiamy na logikę snu/majaczenia, powstrzymam się od dalszej interpretacji.

Ogólnie jestem rozczarowany. :( Pierwsza scena bardzo mi się podobała, właśnie przez swoją kiczowatość (ja naprawdę lubię pulpę – i piosenki, które już kiedyś słyszałem), ale potem wyszło, że to pułapka. ;P Aż mi się przypomniały najsłabsze (IMO), obyczajowe odcinki ,,Czarnego lustra”.

Nie mówię, że tekst jest jakoś obiektywnie zły, czy coś, po prostu osobiście nie cierpię metafor i takie teksty do mnie nie trafiają. I właściwie znalazłem się tu przypadkiem. Wybacz.

P.S.: Nie przepuszczę okazji do ponarzekania na pierdoły:

To akurat nazwiska

,,Niktaki” to nawet nie jest poprawnie skonstruowane słowo. :P W japońskim sylaba nie może się kończyć na spółgłoskę. Najbliżej pożądanej w tym miejscu wymowy byłby ,,Nikutaki”.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nowa Fantastyka