- Opowiadanie: Wieczny - Źródła Magii

Źródła Magii

Czytanie tekstów innych autorów to w pewnym sensie jakby wejść do czyjejś głowy.

Nie boje się. Wchodźcie. 

 

Oceny

Źródła Magii

 

Patryk odwrócił się w stronę ukochanej i zobaczył jak namiot z Julią, znika na jego oczach. Zdezorientowany rozejrzał się po okolicy.

Gdzie to dziwne światło, które ich obudziło? – zastanawiał się, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi.

Popatrzył w niebo przez gęstą koronę dębu, pod którym się rozbili, próbował dostrzec jakąś wskazówkę. Kiedy jedna z gałęzi zbliżyła się, najpierw ją zignorował, ale gdy zaczęła pędzić w jego stronę, uskoczył i tylko dzięki swojej zręczności i refleksowi uniknął roztrzaskania. Wielki dębowy konar huknął w ziemię z ogromną siłą, upadając tylko kilka centymetrów obok. Drobne gałęzie prześlizgnęły się po nodze chłopaka, zostawiając zielony ślad na spodniach.

– Co to do cholery – pytał sam siebie zaskoczony nagłą napaścią.

Patryk zauważył cień zbliżający się z drugiej strony. Gałąź tym razem nie wbiła się

w ziemie, lecz przeleciała nisko, ledwo ją muskając, aby za chwilę wrócić, pikując prosto

w nogi chłopaka. Patryk zdążył podskoczyć w ostatniej chwili, ale i tak stracił równowagę

i upadł prosto na twarz. Przeturlał się błyskawicznie na plecy, aby zobaczyć, jak następna ogromna gałąź próbuje go zmiażdżyć. Odsunął się zwinnie, obrywając jednak mniejszymi liśćmi. Następny konar gruchnął o ziemię, tym razem z drugiej strony. Korzystając z chwili, gdy drzewo szykowało kolejny atak, wstał i się rozejrzał. Poczuł pęd powietrza na karku, gdy jedna z gałęzi przeleciała mu nad głową. Zaczął biec. Następna zagrodziła mu drogę ucieczki, a inna zablokowała odwrót.

– Co to jest! Czy ja śnie?! – Próbował wyjaśnić sobie tę beznadziejną sytuację.

Piekące otarcia na twarzy sugerowały, że to się dzieje naprawdę.

Wielka gałąź uniosła się wysoko, wyginając jak wąż swoje drewniane macki i nabierała rozpędu.

To koniec! Już po nim! Zostanie zgnieciony przez mściwe drzewo – pomyślał i uniósł ręce w obronnym geście.

Nic się jednak nie stało. Drzewo cofnęło gałęzie i odłożyło je na miejsce, odblokowując drogę ucieczki.

 Patryk nie zastanawiał się ani przez chwilę. Ruszył, uciekając w stronę wzniesienia poza zasięg zabójczej rośliny. Nawet się nie oglądał. Nie miał zamiaru roztrząsać, co to było i jak to wszystko jest możliwe? Zatrzymał się dopiero na szczycie, wpadając na namiot, który przed chwilą zniknął na jego oczach.

– Julia! Julia – wołał swoją dziewczynę, zaglądając szybko do środka. Miał nadzieje, że ją tam znajdzie, a to wszystko okaże się tylko dziwnym snem, z którego za chwilę się obudzi.

Namiot był pusty.

– Juliaaa – zaczął nawoływać.

Może jest w pobliżu – pomyślał.

– Juliaaa! – Próbował ponownie.

Nie usłyszał żadnej odpowiedzi.

– Kurwa – zaklął pod nosem poirytowany i zdezorientowany tą całą sytuacją.

Zaczął przeszukiwać okolicę, chaotycznie biegając po lesie, wokół opuszczonego namiotu. Ani śladu po Julii. Zatrzymał się, łapiąc rękami za głowę.

– Niech to szlag, niech to szlag – powtarzał w kółko. Powoli puszczały mu nerwy.

Przykucnął, a potem opadł na kolana. Miał już dość. Zniknięcie  ukochanej przytłoczyło go, a dziwne wydarzenia nie pomagały skupić myśli. W jednej chwili Julia zniknęła na jego oczach, potem atakuje go drzewo a teraz jeszcze ten pusty namiot.

– Coooo tu się dzieje!

Wstał i zaczął nerwowo chodzić po lesie. Nie miał pojęcia co robić. Nagle poczuł, że leci. Coś złapało go za nogę i runął przed siebie, padając jak kłoda. Pochwyciło go za ręce i owinęło się wokół bioder. W jednej chwili został przygwożdżony do ziemi i przywiązany dziwnymi pnączami.

Znowu drzewo – pomyślał zrezygnowany.

Odruchowo próbował się wyrywać, lecz pnącza, niczym wąż, złapały go jak zdobycz i zaciskały się coraz bardziej przy każdym najmniejszym ruchu. Kilka metrów dalej

w identycznym uścisku szamotało się jakieś zwierzę. Oplecione grubymi oraz drobnymi korzeniami wyrywało się i piszczało wijąc z bólu. Patryk ze swojej perspektywy nie potrafił rozpoznać co to za gatunek, zresztą miał większe zmartwienie.

Spętany i bezradny poczuł się w tej chwili jak w dzieciństwie, gdy starszy brat przywiązywał go do pala i udawał Indianina. Dobrze zapamiętał te dziecięce zabawy. Prawie każde wakacje spędzali z bratem w małym domku nad jeziorem. Wspomnienia z dzieciństwa, które do spotkania Julii uważał za najlepsze w swoim życiu, wydawały się teraz bardzo odległe.

– Puszczaj – wrzasnął, szamocząc się coraz bardziej. Był zirytowany ciągłymi atakami na swoje życie. Za najważniejsze w tej chwili uważał odnalezienie ukochanej, a nie użeranie się z ożywionymi roślinami.

Korzenie rozluźniły się i schowały pod ziemię. Wstał, zaskoczony rozwojem sytuacji. Dziwna roślina miała długie zwężające się ku końcom gałęzie. Wyglądały jak ogromne węże albo wielka ośmiornica wyrastająca z wierzchołka pnia. Konary wiły się i okręcały, szukając zdobyczy. Złapane zwierzę zapiszczało nagle żałośnie, cały czas próbując się uwolnić. Korzenie powoli, lecz nieubłaganie zaciskały się i z każdą chwilą wciągały je coraz bardziej pod ziemię.

– Puszczaj!

Korzenie schowały się i uwolniły stworzenie, co znowu zaskoczyło Patryka. Jeszcze większym zaskoczeniem był ponowny atak. Drewniane macki wijące się do tej pory wokół ruszyły gwałtownie w jego kierunku. Nie zdążył zareagować. Odruchowo zamknął oczy, czekając na uderzenie.

Usłyszał tylko kliknięcie jakby łamanej kości i ciszę.

Dziwne uczucie nieważkości trwało mniej niż sekundę, a potem zrobiło się ciemno. Patryk znalazł się w jakimś pomieszczeniu, leżał na ziemi. Oczy powoli przyzwyczajały się do panującego półmroku. Po chwili dostrzegł lekką poświatę. Promienie słońca wpadały do pomieszczenia przez maleńkie szpary między deskami okiennic. Szybko odnalazł w pamięci pasujące wspomnienie.

– To ten domek nad jeziorem! – Teraz widział wyraźniej i rozpoznawał już wnętrze.

W przeciwległym kącie coś parsknęło Pojawiły się dwa czerwone punkty, jarzące się

w mroku. Patryk wzdrygnął się i cofnął pod ścianę. Mięśnie mu zesztywniały, uniemożliwiając dalszą reakcję. Uświadomił sobie, że stworzenie, które uratował, było tu z nim w tym samym pomieszczeniu. Usłyszał jakieś szuranie i miarowe kroki, zwierzę zbliżyło się powoli. Obwąchiwało otoczenie, ze świstem wciągając powietrze w nozdrza. Przypominało małego smoka. Głowa wydłużona lekko do przodu zakończona małymi rogami. Łuskowate brązowe ciało poruszało się na czteropalczastych łapach. Błoniaste skrzydła zwinięte i elegancko ułożone wzdłuż grzbietu. Zwierzę zatrzymało się tuż przed nim i wysuwając głowę lekko do przodu, zaczęło go obwąchiwać. Powietrze wibrowało jak wypuszczane z wielkiego piecowego miecha, gdy mały smok badał z bliska jego zapach. Patryk nie miał odwagi nawet mrugnąć. Kiedy skończył, przysunął się jeszcze bliżej i opuścił głowę, szturchając Patryka w nos. Chłopak w końcu zrozumiał, że zwierzę nie jest wrogo nastawione, ale szybko postanowił, że na wszelki wypadek zachowa ostrożność. Delikatnie i powoli, dotknął czubka jego głowy

i lekko go pogłaskał.

– Taak. Dobry smoczek. Nie zje swojego wybawcy – Patryk uspokajał bardziej siebie.

Zwierzę cofnęło się, odwróciło i poczłapało obwąchiwać resztę domu.

Wykorzystując okazję, Patryk ruszył w kierunku drzwi. Powolnym krokiem dotarł do zamka i otworzył go szybkim szarpnięciem. Naparł na skrzydło, jednak nic się nie stało. Drzwi nie dawały się otworzyć. Obejrzał się i krzyknął:

– Aaaaaa!

Dziesięć centymetrów od jego twarzy znajdowała się głowa smoka,  stwór patrzył na niego wyczekująco. Patryk tym razem pociągnął drzwi do siebie. Otwarły się, przeraźliwie skrzypiąc. Niezwłocznie ruszył do ucieczki z krzykiem na ustach, zatrzymując się dopiero przy samym ogrodzeniu. Odwrócił głowę i dostrzegł, że zwierzę wychodzi na próg domu. Nie goniło go, lecz było całkowicie pochłonięte sobą i badaniem okolicy.

– Ale ja jestem głupi – skarcił się. – Do tego tchórzliwy – dodał.

Lekki wiatr przemknął przez podwórze. Mały smok zwinnie zeskoczył z werandy, rozłożył skrzydła i zamachał nimi kilka razy. W górę poszybował jakiś płócienny worek zalegający na trawniku. Zwierzę zaczęło biec. Nabrało prędkości, by sekundę później wzbić się w powietrze. Intensywnie machając błoniastymi skrzydłami, nabierało wysokości, aż w końcu zniknęło gdzieś w chmurach.

Patryk przez cały ten czas stał bez ruchu z jedną nogą wystawioną poza furtkę a z drugą jeszcze w środku. Otrząsnął się dopiero po chwili i wrócił do domku, bacznie się jednak rozglądając.

 

***

– Patryk!? To naprawdę ty? – Kaśka nie mogła uwierzyć. Z oczu ciekło jej jak z kranu.

– Co się z tobą działo chłopaku? Córka przynajmniej tydzień za tobą płakała. Zresztą wszyscy się zamartwiamy gdzie zniknąłeś.

– Tydzień? Jak to tydzień? Przecież widzieliśmy się wczoraj. Jak zniknęła, zacząłem jej szukać, a potem… A potem się skomplikowało.

Patryk nie wiedział czy wszystko, co mu się przytrafiło, było prawdziwe, czy to wytwór jego wybujałej wyobraźni, postanowił więc na razie nie wspominać nikomu o całym incydencie.

Jak to zniknęła? To ty zniknąłeś chłopaku na cały miesiąc. Dobrze się czujesz? Coś brałeś? Gdzie ty w ogóle jesteś?

– W Bronkowie. W domku nad jeziorem. Ale jak…?

– Tam jeździliście na wakacje. Pamiętam. Skąd ty się wziąłeś trzysta kilometrów od domu?

– Ja… ja… nie wiem. Chyba coś dziwnego się tu dzieje. Ja nie wiem. – Patryk nie potrafił tego wszystkiego zrozumieć. Nic do siebie nie pasowało.

– Aaaa czy Julia… czy ona jest cała?

– Tak Julia jest w instytucie FAST niedaleko Warszawy. Mój stary znajomy pojechał po nią do tego lasu i od tamtej pory jest z nim. Wszystko u niej dobrze, ale strasznie tęskni.

Adam nie wytrzymał i wyrywał Kaśce telefon.

– Co ty sobie smarkaczu wyobrażasz!! – Kaśka odsunęła się od męża, reagując na ten wybuch.

– Jak mogłeś zostawić Julię samą w środku lasu? Gdzie ty w ogóle byłeś. Aaa zresztą nie obchodzi mnie to. Zbliż się do mojej córki, choć na kilometr a cię dorwę, rozumiesz? Nigdy więcej nie chcę cię widzieć! – Rozłączył się.

Kaśka stała, wpatrując się w Adama, jego wściekłość sparaliżowała ją na kilka dobrych sekund. Adam na nią a w jego oczach dalej wrzało.

– No co? Każdy ojciec by tak zareagował.

 

***

 

Biegła. Pędziła co sił, nie oglądając się za siebie. Czuła pęd powietrza na twarzy. Nie zważając na nic, co raz smagana przez drobne gałęzie sprawnie pokonywała napotkane przeszkody. Jednym zgrabnym susem przeskoczyła nad rowem. Upadając przewrotem w przód i wstając jednocześnie, nie wytraciła nawet prędkości. Skok nad wielkim konarem potem rozbieg i sprint po długim złamanym pniu. Skoczyła wysoko. Teren gwałtownie opadał w dół, więc lot był długi. Naprężyła mięśnie, wyginając się w locie i rozłożyła ręce do chwytu. Będąc już prawie nad samą ziemią, złapała podaną gałąź niczym drążek. Uniesiona w górę zawyła

z radości. To była prawdziwa wolność.

Smok obniżył lot. Natalia ledwo muskała trawę palcami stóp. Nagle podgięła nogi pod brodę. To był znak dla Sirii. Smok machnął energicznie skrzydłami, wyrzucając dziewczynę lekko do przodu, wypuścił grubą gałąź z łap. Natalia przekoziołkowała, robiąc szybki fikołek, by prostując się znowu pognać co tchu. Gałąź, która została jej w dłoniach, rzuciła w górę jednym energicznym ruchem. Sirii tylko na to czekała. Zanurkowała i ze świstem powietrza schwyciła zdobycz, hamując kilka centymetrów nad ziemią. Krzyk Sirii brzmiał bardziej jak skrzeczenie sokoła niż ryk, ale był świdrujący dostojny i pełen wolności.

Natalia pewnie biegłaby jeszcze chwilę, ciesząc się z zabawy, gdyby nie zderzenie. Najzwyczajniej w świecie wpadła na kogoś, a impet przewrócił oboje na ziemie.

 

***

 

Patryk siedział w kącie z głową przyciśniętą do kolan. Płakał. Chyba pierwszy raz w życiu. Tak po prostu. Wszystko, co widział i co mu się przytrafiło od rana, było niczym w porównaniu ze słowami Adama. Nie wyobrażał sobie życia bez Julii. Zawsze był odpowiedzialny i za takiego był uważany. Nie rozumiał. Nie potrafił zrozumieć, co się dzieje. Cokolwiek zrobi, zawsze coś się komplikuje. Jak bardzo by się nie starał to i tak na końcu wszystko po prostu się wali. Emocje targały nim długo, zanim się zorientował, że trzęsie się również z zimna. Słońce powoli zachodziło, a w domu trzeba napalić. Pozbierał się i powoli ruszył na zewnątrz. Drewno dawno się skończyło, więc będzie musiał przytargać je z lasu, więc skierował się w jego stronę. Po dłuższej chwili uzbierał pokaźny stos gałęzi i konarów. Szybko się zorientował, że nie zabierze wszystkiego naraz, czeka go więc kilka kursów. Prostując się ze sporym ładunkiem gałęzi, został powalony na ziemię. Z wielkim impetem przekoziołkował, turlając się chwilę z małej górki. Intruz wylądował prosto na nim, przygwożdżając go do ziemi.

Otworzył oczy, próbując rozeznać się w sytuacji. W żebrach tkwiła mu jakaś gałąź. Na szczęście tylko ona była złamana. W ciemności nie rozpoznawał jeszcze swojego oprawcy, za to poczuł znajomy zapach. Konwalie i maliny. Aromat przyjemnie rozjaśniał myśli. Ciemność w oczach powoli mijała. Dziewczyna podniosła głowę, odgarniając swoje długie czarne włosy z twarzy chłopaka. Ich spojrzenia w końcu się spotkały. Konsternacja trwała kilka sekund.

– Natalia?!

– Patryk?!

– Patryk! Cześć!

Natalia podniosła się energicznie, uwalniając chłopaka. Podała mu rękę, jednak wstał bez jej pomocy. W oddali słychać było wołanie Sirii.

– Zbierasz drewno? – zagadnęła Natalia, wskazując stertę gałęzi.

Kiedy Patryk odwrócił wzrok, uniosła szybko rękę i kolistymi ruchami nadgarstka pokazała Sirii, aby na razie trzymała się z daleka.

– Chodź, pomogę ci z tym – zaproponowała i zanim Patryk się zorientował, ciągnęła sporą część drewna w stronę domku. Zebrał resztę i ruszył za nią. Ostatnie promienie słońca oświetlały im drogę.

Natalię pamiętał z czasów dzieciństwa i wczesnej młodości. Gdyby nie wpadła na niego, raczej nie poznałby jej tak łatwo. Zdradziły ją oczy. Jaskrawozielone nienaturalnie wręcz, już zapomniał, jakie były piękne. Mimo że to z jego bratem zazwyczaj się zadawała, to on dobrze je zapamiętał. W zakamarkach myśli gdzieś prawie na samym dnie pod grubą warstwą innych wspomnień leżało uczucie. Nie ma czego roztrząsać. Podkochiwał się w niej i tyle. Wtedy

w jej oczach był jeszcze dzieckiem.

– Choć rozpalimy w kominku. Nooo szybciej. Dzień się już kończy – ponaglała go. Zawsze była pełna energii.

On porąbał większe kawałki siekierą. Ona połamała te mniejsze. Część zanieśli do domu

a część do małej komórki.

– Zawsze tak biegasz po lesie, wpadając na znajomych nieznajomych? – chłopak próbował zagadywać, aby nie wyjść na sztywniaka. Zawsze miał problem w kontaktach z dziewczynami. Do tej pory się głowi jakim cudem zdobył Julię.

– Czasami – odpowiedziała wesoło, lekko się uśmiechając. – Pogadamy w środku, chodź już, bo tu zamarzam – ponaglała dziewczyna.

– Idę. Już idę. – Patryk odpowiedział i wszedł do domku, zamykając drzwi na zamek.

– Ale mnie wypuścisz? – dziewczyna zażartowała.

Patryk tylko się uśmiechnął, lekko zmieszany. Nie była to dla niego komfortowa sytuacja. Sam na sam z dziewczyną i to nie była Julia. Wywoływało to u niego coś na kształt skrępowania, więc szybko zajął się rozkładaniem drewna w kominku.

– Nie ma zapałek. Pójdę poszukać w kuchni.

– Nie fatyguj się, użyj Ahi.

– Widzę, że dalej lubisz żartować. – odwrócił głowę w jej stronę.

Natalia zastanawiała się chwile czy ciągnąć ten temat.

– Nie odkryłeś jeszcze magii?

– O czym ty do mnie mówisz, dziewczyno? – Przysunął się z zainteresowaniem.

– No normalnie. Po tej czerwonej hecy razem z siostrą codziennie tworzymy nowe zaklęcia.

Patryk zmarszczył czoło, a wyraz jego twarzy zmienił się z zaskoczonego, na skrzywiony.

– No normalnie zobacz. – Dziewczyna uśmiechnęła się i wstała.

Natalia podeszła do kominka, przykucnęła i wskazała zebrane drewno.

– Ahi – Dziwne słowo zabrzmiało w jej ustach właściwie jak zaklęcie.

Po krótkiej chwili w kominku wśród splątanych gałęzi pojawiło się czerwone światło. Zajarzyło się i zgasło tak szybko, jak przepalona żarówka. Potem wybuchł ogień. Tak po prostu nagle się pojawił, zapalając, przyniesione drewno.

– Co! Co ty zrobiłaś? Co? Jak?

– No tak zobacz. – Natalia podniosła świeczkę ze stołu.

– Ahi – popłynęło z jej ust, a świeczka się zapaliła.

– A zobacz to.

Obróciła się w stronę reszty pomieszczenia, namierzając wszystkie świeczki, które mogła ogarnąć wzrokiem. Było ich dużo, ponieważ podłączenie prądu trzeba było zgłosić. Rodzice Patryka chcieli uniknąć dzikich lokatorów i lewych podłączeń więc załatwili sobie taki układ.

– Ahi-henui. – Wszystkie świeczki w pomieszczeniu zajaśniały białym blaskiem rozświetlając pokój.

– Co?! – Patryk wstał, z niedowierzaniem kręcąc głową.

Może przeżył dziwne spotkania z ruszającymi się drzewami i dziwnymi zwierzętami. Ale to? To wymykało się z ram tego świata. Właśnie wszystko, w co wierzył i uważał za pewnik, rozpadło się niczym domek z kart. Przeszedł na środek pomieszczenia i podchodząc do jednej ze świec, uniósł ją w dłoni. Oglądał ją z każdej strony, szukając jakiegoś ukrytego mechanizmu.

– Ale jak? – Pytanie, choć ciche doleciało do uszu Natalii.

– To Magia Patryk. Sama nie wierzyłam na początku. Najpierw te dziwne stworzenia,

a potem to.

– Dziwne stworzenia? Żywo zainteresował się tematem, wracając na miejsce obok kominka. Ogień rozpalił się na dobre, częstując ich kojącym ciepłem.

– No tak. Najpierw pojawiły się w lesie stworzenia. Nigdy takich nie widziałam. Tak naprawdę to moja siostra je odkryła. Ma siedem lat i wybujałą wyobraźnię. Nie zauważyłam, że bawi się z prawdziwą wróżką, a nie zmyśloną.

– Wróżką? – Zdziwienie na twarzy Patryka rosło z każdą chwilą.

– No tak. Mówię przecież. Najpierw poznałyśmy wróżki kwiatowe. Takie żywe kwiaty ze skrzydłami. Potem korzenne gnomy i elektryczne jeżoskoczki. No i oczywiście Sirii.

– Si… co?

– Sirii mojego smoka. Przywiązał się do mnie. Lubimy się i tyle. Martwiłam się o nią, bo na kilka dni gdzieś zniknęła. Myślałam, że odeszła na dobre. Zasmuciło mnie to ale jednak wróciła.

– Sirii to imię?

– No tak, Mówię przecież. Moja siostra ją tak nazwała. Ona ciągle coś nazywa i wciąż wymyśla nowe zaklęcia. Ma wybujałą wyobraźnię. Mówiłam ci przecież. No i czarujemy cały czas. To jest super. Musisz spróbować.

– Ja mam spróbować? Jak? Ja nie umiem czarować – oznajmił Patryk i złapał się za głowę.

Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

– No spróbuj. Co ci szkodzi. O, o to ci się spodoba. – Natalia wstała, odchodząc kilka kroków. Odwróciła się, krzyżując ręce na piersiach. – Hoop-au – wymówiła wyraźnie dziwne słowa i ruszyła naprzód.

Sylwetka Natalii zamigotała na chwilę, a potem zniknęła w snopie czerwonych iskierek, przechodząc przez ścianę i pozostawiła Patryka samego w pomieszczeniu.

Patryk nie zdążył się nawet otrząsnąć, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Szybkim krokiem dopadł klamki i odryglował zamki.

– No cześć, jak ci się podobało?

 – Za drzwiami stała rozpromieniona Natalia i mały smok.

– Ooo i poznaj Sirii – wskazała stworzenie, które bez cienia strachu przeciskało się właśnie między nimi, pędząc prosto w stronę kominka. Następnie okręcając się trzykrotnie jak wielki kocur, zwaliło cielsko, zgrabnie kładąc głowę na ogonie. Wyglądało na bardzo zadowolone możliwością ogrzania się w ciepłym miejscu.

– To teraz ty – wypaliła Natalia.

– Co Ja?

– No przejdź przez ścianę.

– Co. Chyba żartujesz?

– No dalej. Spróbuj. To jest bardzo fajne. – oznajmiła, łapiąc go za rękę i ciągnąc na środek pomieszczenia.

– Czekaj chwilę. Poczekaj. Nie tak szybko. Nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze.

– Nie bój się. Możemy to zrobić razem.

Patryk kręcił głową z niedowierzaniem, że to się dzieje naprawdę. Natalia stanęła obok niego, krzyżując ręce. Popatrzyła na Patryka, ponaglając go wzrokiem. Zieleń bijąca z jej oczu w blasku świec przybierała żółtawy odcień. Skrzyżował ręce.

– Teraz powiedz zaklęcie i przejdź przez ścianę. Zróbmy to razem. No dalej. – Uśmiechnęła się do niego.

Już zapomniał, jak piękny był to uśmiech.

– Hoop-au – dziwne słowo ledwie przeszło mu przez gardło.

Widział, jak sylwetka Natalii migocze w czerwonym świetle. Poczuł mrowienie i dziwną lekkość. Nagle wszystko do niego wróciło. Przypomniał sobie dziwny lot lub spadanie. Pamiętał czerń i uczucie zmiany. Przed oczyma znowu miał czerwoną poświatę. Poczuł reakcję, jaka w nim wtedy zaszła. Jak dziwna energia nasączyła go swoją mocą i zmieniła w sposób, którego nie pojmował. Wszystko stawało się coraz bardziej oczywiste i naturalne. W jednej chwili wrócił do rzeczywistości.

– Patryk. Idziesz? – Sama głowa Natalii pojawiła się, wyskakując ze ściany z pytającym grymasem na twarzy.

– Idę. Oczywiście, że idę – odrzekł pewnym już głosem.

– Hoop-au – wyrecytował, znikając w czerwonym błysku.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wieczny, kropka w tytule jest błędem. Usuń ją.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi i myśli. Tu znajdziesz stosowne wskazówki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Wieczny!

 

Witaj na piątkowym dyżurze!

Czytałem na telefonie, więc bez łapanki.

Początek wydaje się przegadany, do tego masz sporo dosłownych opisów wydarzeń, podobnie reakcje i odczucia Patryka opisujesz wprost. To buduje dystans do bohatera. Wolałbym bardziej ogólny opis machających gałęzi, za to zobaczyć jak na to reaguje Patryk. Odbiór utrudnia również zapis dialogów i przemyśleń, bo sugeruje, że dzieje się coś… dziwnego, bo mamy choćby takie zdanie:

– Gdzie to dziwne światło, które obudziło ich w nocy? – zastanawiał się, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi.

Pomijam fakt, że myśli bohaterów nie zapisujemy od półpauzy, to Patryk pomyślał o kim? Ich obudziło, czyli kogo? Czy on mówi o sobie w trzeciej osobie?

Z dialogami i zapisem myśli w ogóle są spore problemy:

Namiot był pusty.

– Juuuullliiaaa! – zaczął nawoływać.

– Może jest w pobliżu – pomyślał.

– Juuullliaa! – próbował ponownie.

– Nic. Żadnej odpowiedzi.

– Kurwa! – zaklął pod nosem poirytowany i zdezorientowany tą całą sytuacją.

To wygląda jak dialog, a tymczasem to jedynie monolog. No i tutaj tego nie widać, ale w tekście raz myśli kursywą, a raz zwykłą czcionką. I miałem zagwozdkę, czy te myśli jakoś się różnią? Czy on myśli w jakiś inny sposób tą kursywą? Jakiś magiczny?

Rozmowa telefoniczna okazuje się rozmową telefoniczną dopiero w trzech czwartych jej trwania. Nie wiem kim jest Kasia i nie wiem kim jest Adam (bo okazuje się to dosyć późno). W pewnym momencie mamy coś takiego:

– Co ty sobie smarkaczu wyobrażasz!! – Kaśka i Patryk odskoczyli, reagując na ten wybuch.

wygląda jakby odskoczyli razem, jakby stali obok siebie, a jednocześnie rozmawiają przez telefon. Jasne, masz narratora wszechwiedzącego, ale w tym wypadku to kompletnie dezorientuje. Może lepiej napisać tę rozmowę z perspektywy jednej strony?

Przydługawy opis radosnego rajdu przez las, rodem z bajki Tarzan. Czyżbyś słuchał przy pisaniu Phila Collinsa? No i na koniec wjeżdża Natalia. To kolejna postać po Kasi i Adamie, która jest wprowadzana bez pokazania na początku jakichś relacji z pozostałymi bohaterami.

Nagle “wpadają” rodzice Patryka – czyli to ich domek? Został przedstawiony jako:

– To ten domek nad jeziorem!

więc wydawało mi się, że to może domek, który wcześniej odwiedzili, w trakcie wędrówki. Raczej nie mówi się o swoim domku “ten domek nad jeziorem”, a raczej “nasz domek nad jeziorem”. 

No i dobrnąłem do końca i… ee… koniec? To jest początek jakiejś dłuższej historii, a nie zamknięte opowiadanie. Co się stało z Julią? Cały czas myślałem, że to opowiadanie będzie o jej ratowaniu. No i tu niestety jestem mocno niezadowolony, bo nie lubię czytać fragmentów. Mało kto lubi, bo dostaję historię, która się nie skończyła i nawet nie wiem, czy w ogóle kiedyś się skończy. W edycji opowiadania powinieneś zmienić oznaczenie na “fragment”.

Technicznie leży zapis dialogów (Reg podrzuciła Ci już poradnik fantazmatów), interpunkcja, zdarzają się siękozy, powtórzenia. Ogólnie jeszcze sporo pracy przed Tobą. Także życzę powodzenia :)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuje: regulatorzy.

Dziękuje: Krokus.

 

Przepraszam za niedopatrzenie. Zmieniam na fragment. 

Wszystko się zgadza i wiem, że czytelnik może się zgubić przez to, że to fragment. Dla treningu poprawie co się da wg. przekazanych uwag, za które jeszcze raz dziękuje. Do tej pory nie potrafiłem znaleźć krytycznego odbiorcy, dlatego jestem bardzo zadowolony z odpowiedzi.

 

Cześć Wieczny!

Opowiadanie było spoko, ale znalazłam kilka błędów.

Na początku opis wydarzeń jest trochę zbyt dosłowny. Nie czuć grozy tego że Patryk właśnie boi się o życie. Gdy drzewo przestało go atakować, nie odetchnął z ulgą ani nic takiego.

 

– Juuuullliiaaa!

Nie jestem pewna czy taki zapis jest legalny… oraz jeśli jest to czy człowiek w panice nie mówiłby jak najszybciej, a nie przedłużał głoski.

 

– Niech to szlag! Niech to szlag! – powtarzał w kółko. – Nerwy puszczały i otumaniały go.

Ten zapis sugeruje że Patryk powiedział “Nerwy puszczały i otumaniały go.”

 

– Puszczaj! – Patryk krzyknął rozkazująco.

Rozkaz jest w kontekście

 

– Natalia?! – Zdziwiony głos Patryka wyrażał zaskoczenie.

Zaskoczenie jest już we zdziwieniu.

 

Natalie pamiętał z czasów dzieciństwa i wczesnej młodości. Gdyby nie wpadła na niego, raczej nie poznałby jej tak łatwo. Zdradziły ją oczy. Jaskrawozielone nienaturalnie wręcz, już zapomniał, jakie były piękne. Mimo że to z jego bratem zazwyczaj się zadawała, to on dobrze je zapamiętał. W zakamarkach myśli gdzieś prawie na samym dnie pod grubą warstwą innych wspomnień leżało uczucie. Nie ma czego roztrząsać. Podkochiwał się w niej i tyle. Wtedy w jej oczach był jeszcze dzieckiem.

Jego ukochana zmarła… ale poza krótkim płaczem zero psychicznej reakcji i od razu odpala stare romantyczne uczucia do drugiej?

 

 

 

Obudź się – Jeśli to czytasz, jesteś w śpiączce od prawie 15 lat. Próbujemy nowej metody. Nie wiemy gdzie ta wiadomość pojawi się w Twoim śnie ale mamy nadzieję, że uda nam się do Ciebie dotrzeć. Prosimy, obudź się.

Inne spojrzenie zawsze lepsze  niż własne. 

Wielkie dzięki za uwagi.

Nerwy puszczały i otumaniały go.

 

Miś nie jest pewny, czy nerwy mogą otumaniać.

 

W jednej chwili Julia zniknęła na jego oczach, a w drugiej wpada na namiot.

Julia wpada na namiot?

 

Masz jeszcze sporo drobnych baboli, jak brak ‘ogonka’ na końcu:

Nie zauważyłam, że bawi się z prawdziwą wróżką, a nie zmyślona.

Bez trudu znajdziesz sam, gdy przeczytasz swój tekst.

Tak w ogóle miś nie lubi fragmentów. Przyciągnął go tytuł i tag smoki. Widzi ‘potencjał’ w zabawach w magię młodszej siostry Natalii. Pozdrowienia

Cóż, Wieczny, nie mogę powiedzieć, że zgubiłam się w tekście, bo ja się w nim w ogóle nie odnalazłam. Czytając miałam wrażenie, że znalazłam się w środku świata, o którym nic nie wiem, towarzyszyłam bohaterom, których nie zdołałam poznać, skutkiem czego lektury nie mogę uznać za satysfakcjonującą. Tak to już jest z fragmentami.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Nie oglą­dał się za sie­bie. → Masło maślane – czy mógł oglądać się przed siebie?

Proponuję: Nie oglą­dał się. Lub: Nie patrzył za sie­bie.

 

Znik­nię­cie jego uko­cha­nej przy­tło­czy­ło go, a dziw­ne wy­da­rze­nia nie po­ma­ga­ły mu sku­pić myśli. → Nadmiar zaimków.

Wystarczy: Znik­nię­cie uko­cha­nej przy­tło­czy­ło go, a dziw­ne wy­da­rze­nia nie po­ma­ga­ły sku­pić myśli.

 

lecz pną­cza ni­czym wąż zła­pa­ły go jak zdo­bycz

i za­ci­ska­ły się coraz bar­dziej przy każ­dym jego naj­mniej­szym ruchu. Kilka me­trów od niego… → Zbędny enter. Nadmiar zaimków.

Proponuję: …lecz pną­cza, ni­czym wąż, zła­pa­ły go jak zdo­bycz i za­ci­ska­ły się coraz bar­dziej przy każ­dym naj­mniej­szym ruchu. Kilka me­trów dalej

 

Był zi­ry­to­wa­ny tymi cią­gły­mi ata­ka­mi na jego życie.Był zi­ry­to­wa­ny cią­gły­mi ata­ka­mi na swoje życie.

 

Wstał za­sko­czo­ny z roz­wo­ju sy­tu­acji.Wstał, za­sko­czo­ny roz­wo­jem sy­tu­acji.

 

Dziw­na ro­śli­na miała dłu­gie zwę­ża­ją­ce się na ze­wnątrz ga­łę­zie. → Raczej: Dziw­na ro­śli­na miała dłu­gie, zwę­ża­ją­ce się ku końcom ga­łę­zie.

 

Obej­rzał się i krzyk­nął.

– Aaaaaa. → Skoro krzyknął, to zamiast kropki przydałby się wykrzyknik: – Aaaaaa!

 

Dzie­sięć cen­ty­me­trów od jego twa­rzy znaj­do­wa­ła się głowa smoka, pa­trzą­ca na niego z wy­cze­ku­ją­cym spoj­rze­niem. → Głowa nie patrzy, patrzą oczy.

Proponuję: Dzie­sięć cen­ty­me­trów od jego twa­rzy znaj­do­wa­ła się głowa smoka, pa­trzył na chłopaka wyczekująco.

 

Pa­tryk nie był pe­wien czy wszyst­ko, co mu się przy­tra­fi­ło, było praw­dzi­we, czy był to… → Lekka byłoza.

 

– Ja.. ja.. nie wiem. → – Ja ja nie wiem.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

– Jak mo­głeś zo­sta­wić Julie samą w środ­ku lasu? → Literówka.

 

co raz sma­ga­na ga­łę­zią lub li­ściem… → Jednym liściem?

 

że nie za­bie­rze wszyst­kie­go na raz… → …że nie za­bie­rze wszyst­kie­go naraz

 

zo­stał po­wa­lo­ny na zie­mie. → Literówka.

 

za­gad­nę­ła Na­ta­lia, wska­zu­jąc na ster­tę ga­łę­zi. → …za­gad­nę­ła Na­ta­lia, wska­zu­jąc ster­tę ga­łę­zi.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Na­ta­lie pa­mię­tał z cza­sów dzie­ciń­stwa… → Literówka.

 

Do tej pory się głowi jakim cudem zdo­był Julie. → Literówka.

 

– O czym ty do mnie mó­wisz dziew­czy­no. → – O czym ty do mnie mó­wisz, dziew­czy­no?

 

wyraz jego twa­rzy zmie­nił się z za­sko­czo­nej, na skrzy­wio­ną. → Piszesz o wyrazie twarzy, a ten jest rodzaju męskiego, więc: …a wyraz jego twa­rzy zmie­nił się z za­sko­czo­nego, na skrzy­wio­ny.

 

przy­kuc­nę­ła i wska­za­ła na ze­bra­ne drew­no. → …przy­kuc­nę­ła i wska­za­ła ze­bra­ne drew­no.

 

Naj­pierw po­zna­li­śmy wróż­ki kwia­to­we. → Natalia mówi o sobie i siostrze, więc: Naj­pierw po­zna­ł­yśmy wróż­ki kwia­to­we.

 

– Si…co? → Brak spacji po wielokropku.

 

– Ooo i po­znaj Sirii – wska­za­ła na stwo­rze­nie… → – Ooo i po­znaj Sirii – wska­za­ła stwo­rze­nie

 

zwa­li­ło swoje ciel­sko, zgrab­nie kła­dąc głowę na ogo­nie. → Zbędny zaimek.

 

Po­czuł re­ak­cje, jaka w nim wtedy za­szła. → Literówka.

 

ener­gia na­są­czy­ła go swoją mocą, zmie­nia­jąc go w spo­sób… → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem wdzięczny za wszystke uwagi i coś postanowiłem. To już przesądzone.

Nie wstawiam fragmentów. :)

Na pewno się jeszcze pojawię.

Cieszę się, Wieczny, że tak postanowiłeś. Teraz poczekam na Twoje prawdziwe opowiadanie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć. Fragmenty to specyficzne teksty. Nie znamy wcześniejszych rozdziałów, ani zakończenia. Trudno coś powiedzieć na ich temat. IMO, dobra decyzja, żeby opublikować samodzielne opowiadanie.

Regulatorzy już zwróciła uwagę na zapis dialogów i myśli bohaterów, nad tym warto popracować.

 

Podobało mi się, że opisywałeś szczegóły, w ten sposób opowieść stała się plastyczna, łatwo było sobie wyobrazić pnącza atakujące bohatera. Całość bardzo dynamiczna, dobrze że znalazła się spokojniejsza scena rozmowy z rodzicami dziewczyny. 

Przez pół tekstu wspominasz o Julii, bohater jej szuka, oczekiwałam, że dziewczyna odegra jakąś większą rolę w opowieści. Jednak pojawia się Natalia. To mi trochę zgrzytnęło.

Drogi autorze, tekst wygląda na nieczytany. Bardzo trudno jest się w nim orientować bez nawigacji, do tego mam wrażenie, że nie jest to początek historii, a fragment wyrwany ze środka. Koniecznie powinieneś najpierw zaznajomić czytelnika z życiem bohatera zanim wprowadzisz w nim tak nagłe i znaczące zmiany. Bez tego nie tylko wrzucasz czytelnika w betonowych butach na głęboką wodę, ale też sobie samemu utrudniasz zadanie, bo nie masz do czego nawiązać przy próbach rozwikłania zagadek.

 

Przez niestaranne zapisy przedstawiasz swojego bohatera w bardzo niekorzystnym świetle. Już od samego początku miałem wrażenie, że ma on w głowie kilka obcych głosów. Jedyne, co prezentował to totalna panika przetykana spokojem w najbardziej niestosownych momentach. Mordercze drzewo wygląda na drobną niedogodność, jeżeli spętany bohater rozmyśla jednocześnie o minionych dawno wakacjach.

 

Każdy z bohaterów zachowuje się jakby pochodził z zupełnie innego świata. Zachowania rodziców dziewczyny są tak groteskowo skrajne, że ciężko uwierzyć w ich zdolność do funkcjonowania wspólnie. Każda kolejno dodana postać utrudnia zrozumienie całości zamiast klarować cokolwiek. Nagłe zmiany perspektyw dodatkowo potęgują to wrażenie.

 

Mimo tego, przy odpowiednio dużym wysiłku udaje się dostrzec obraz jaki chciałeś przedstawić, więc doświadczenie z lektury nie było zupełnie negatywne. Elementy fantastyczne zdołały zaciekawić na tyle, że nie odrzucam z góry całego projektu. Koniecznie szlifuj stronę techniczną, bo tutaj wychodzi najwięcej zgrzytów. Zastanawiaj się też jaką rolę odgrywa każda kolejna scena, jakie zagadnienie ma wyjaśnić i jakie emocje wywołać. Bez tego tekst będzie wyglądać jak suchy opis losowego zdarzenia. 

ANDO dziękuje za zwrócenie uwagi na dynamikę. Mam taki problem, że uwielbiam, jak coś się dzieje. Akcji zawsze u mnie najwięcej, ale wiadomo, że z wszystkim łatwo przesadzić. 

 

P3rshing bardzo cenię sobie twoje uwagi. Masz zupełną rację. Może odbiór większej historii byłby łatwiejszy.

Kilka wyjaśnień/rozjaśnień:

Patryk teleportował się bezwiednie do miejsca, o którym niedawno rozmyślał. Nie jest świadomy swoich mocy co wyjaśnia się na końcu. Ta myśl może była w dziwnym momencie, ale skojarzenie miało dać efekt w postaci teleportacji dokładnie w to miejsce. Pomyślę jak to rozwiązać, aby nie było takiego kontrastu.

Dziwi mnie trochę twój odbiór rodziców. Matka jak to kobieta zawsze bardziej uczuciowa a ojciec nadopiekuńczy, szczególnie w stosunku do swojej córki. Nie zaznaczyłem na samym początku, że to rozmowa telefoniczna i to dezorientuje czytelnika, ale zachowanie rodziców wydaje mi się naturalne. Bardzo doceniam jednak twoją uwagę, ponieważ każde inne spojrzenie jest zawsze dobrodziejstwem i daje do myślenia.

Perspektywę zmieniam celowo. Założenie jest takie, że rozdział ma się kończyć tak, aby czytelnik chciał poznać dalszy ciąg, a niespodzianką jest inna scena, która również ma zaciekawić. Czasami się uda a czasami nie.

 

Konstruktywne uwagi jak miód na moje uszy znaczy oczy. Aaa szczypie! :)

 

Wieczne Pozdrowienia.

 

Czekam na Twoje opowiadanie, chętnie przeczytam. :)

Teleportacja jest w porządku. Pamiętaj, żeby ustalić sobie jak działa magia w Twoim świecie. Skoro w dalszej części przedstawiłeś, że zaklęcia wymagają odpowiedniej inkantacji dla konkretnego efektu, to musisz mieć gotowe wyjaśnienie, dlaczego Patryk był w stanie zrobić to bez niej i do tego zupełnie nieświadomie. Te sprawy muszą być spójne, by historia była dla nas zrozumiała.

Problem z rodzicami jest taki, że rzuciłeś stereotypowe zachowania bez zastanowienia, czy mają sens w danych okolicznościach. To nie jest tak, że matka zawsze będzie uczuciowa, a ojciec nadopiekuńczy. Każda z postaci ma potencjalnie własne życie, światopogląd, doświadczenia i perspektywy. Nie przygotowałeś wcześniej żadnych informacji o relacjach, więc ze wszystkich możliwych reakcji ojca wybrałeś wybuch, bo z tym najwyraźniej kojarzy Ci się nadopiekuńczość. Tym samym stworzyłeś postać nieempatycznego furiata, który w pierwszej kolejności wyrywa żonie telefon, wyzywa i grozi chłopakowi, który ledwie zdołał się z nimi skontaktować zaginąwszy miesiąc wcześniej i nawet nie dał szansy na wyjaśnienia. Nie jest to dla mnie przejawem troski, bo córka od dawna była bezpieczna. Czy jesteś pewien, że dokładnie to chciałeś osiągnąć? Czy ojciec miał być w Twojej opowieści łotrem?

Brak wcześniejszych ustaleń i informacji niesie ze sobą również inne problemy. Co może mnie obchodzić Julia, jeśli nie byłem świadkiem żadnej sceny z jej udziałem? W tym fragmencie jest ona tylko wspomniana przez inne osoby. Bez żadnego ładunku emocjonalnego nie pełni ona większej roli niż zwykły przedmiot. Sprawia też, że ta cała początkowa bieganina Patryka wydaje się zupełnie pusta.

Żonglowanie perspektywą nie może być po prostu niespodzianką. Nierozsądnym jest poleganie na takich rozwiązaniach jak na rzucie monetą. Każdy rozdział jest częścią całości i nie może być zupełnie samodzielny, ale wciąż musi mieć przemyślany początek i koniec. Coś musi się zacząć, a coś domknąć. Rozumiem co chcesz osiągnąć, ale robisz to zupełnie na ślepo. 

Zajrzałam tu, żeby zobaczyć, czy ktoś wrzucił Ci poradnik, bo fragmentów raczej nie czytam, i rzuciły mi się w oczy następujące babolki na samym początku:

 

Patryk odwrócił się w stronę ukochanej i zobaczył[+,] jak namiot z Julią[-,], znika na jego oczach.

Poprawnie byłoby “że namiot”.

 

Zdezorientowany rozejrzał się po okolicy.

Ponieważ ostatnim podmiotem jest namiot, to wychodzi na to, że namiot się również rozgląda.

 

Gdzie to dziwne światło, które ich obudziło? – zastanawiał się, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi.

 

Od “szukając” zbędne. Zastanawiamy się zazwyczaj w poszukiwaniu jakiejś odpowiedzi ;)

Poza tym jest to trochę non sequitur, wcześniej nie ma nic o świetle ani dziwności, za dużo niedopowiedzeń pakujesz w pierwszy akapit.

 

Popatrzył w niebo przez gęstą koronę dębu, pod którym się rozbili,

Jak korona była gęsta, to wiele nieba nie zobaczył. Ale przede wszystkim: “pod którym się rozbili”. Niby z kontekstu wiadomo, że chodzi o namiot, ale jednak wygląda to jak katastrofa jakiejś awionetki ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuje za tego kopniaka. Coś czuje, że mnie poniesie. :)

Wieczne pozdrowienia.

Nowa Fantastyka