- Opowiadanie: Marzyciel - W próżni

W próżni

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

W próżni

– Załatwione – mówi Kaan, nie odrywając wzroku od interfejsu komputera.

Pukasz palcem w ekran swojego ręcznego terminala. Stan konta wyświetla saldo miliona federacyjnych kredytów.

– Zgadza się – odpowiadasz.

Kaan wstaje, robi kilka kroków i przesuwa dłoń wzdłuż ściany, jakby sprawdzał cug w wentylacji. Ukryty panel odskakuje bezgłośnie. Kaan wpisuje szyfr, potem wyciąga z sejfu pistolet i podaje rękojeścią zwróconą w twoją stronę. Lewą ręką, uprzejmie, niczym sprzedawca w sklepie.

Ważysz broń w dłoni. Zarrett P-9. Porządna spluwa przeznaczona do walki na krótkim dystansie. Niezawodny mechanizm i magazynek na piętnaście ceramicznych pocisków. Kładziesz palec na spuście. Kontrolka zielonym światłem sygnalizuje pobranie próbki DNA i ćwierknięciem potwierdza zakończenie procesu personalizacji. Unosisz lufę i celujesz w głowę Kaana. Przyjmuje to spokojnie, nawet się uśmiecha, dobrze zna zasady gry.

 

***

 

Życie polega na podejmowaniu decyzji. Neurony iskrzą i wysyłają impuls do układu nerwowego. Sygnał idzie w dół do włókien mięśniowych, one zaczynają drgać, ruszasz palcem, kiwasz głową, wypowiadasz słowa. Czasem wibrują tak szybko, jakby chciały wyskoczyć z ręki, i pociągasz za spust.

Wszystko to wygląda jak jakiś wolny proces, ale w rzeczywistości bierzesz udział w grze elementarnych cząstek rządzących się podstawowymi prawami fizyki. W świecie, gdzie jest wolna przestrzeń i jej nie ma, w świecie, gdzie to kim jesteś, jest z reguły kwestią wolnych wyborów, które czynisz, i gdzie to, co wybierasz, zależy od tego, kim jesteś.

To nie jest zdeterminowane.

Pierwszy dzień reszty twojego życia rozpoczyna migające, czerwone światło ręcznego terminala, które uporczywie komunikuje: koniec urlopu.

Nowe przepisy Gildii Transportowej wymusiły zmiany w specyfikacji statków zbudowanych na licencji Artechu, dlatego od tygodnia twój holownik Grucho stoi w doku, gdzie cierpliwie zaspokaja chciwość biurokratów, a załoga krąży w typowym dla uziemionych wilków trójkącie: hotel, bar, burdel.

– Zamykamy! – mówi dupek.

– Dla… Dlaczego? – pytasz.

– Już późno!

Późno… Słowo niesie ze sobą swoistą głębię. Za późno na kolejne piwo, zbyt późno, żeby zaczynać od nowa. Za późno na myślenie, że przez wiele lat szło się w złym kierunku.

– Nie… Nie wkurwiaj mnie! – mówisz, dźgając palcem powietrze.

– Spokojnie, przyjacielu. – Dupek kończy polerować kufel i odkłada ścierkę. – Jesteś pijany. Poważnie, urżnąłeś się jak bela.

Pogrążony w ciszy lokal pachnie metalem i pustką. W podmuchach z wymienników powietrza falują paprocie i bluszcze. Próbujesz wstać, ale wysiłek przekracza twoje siły, zupełnie jakby grawitacja nagle osiągnęła nieznośny poziom kilku G. Świat wiruje, ogarniają cię mdłości. Łapiesz kilka głębokich oddechów. Wierzchem dłoni przecierasz oczy, kilka razy mrugasz, i dupek zmienia się w barmana.

– Przepraszam, Grub's – mówisz.

– Wyglądasz fatalnie – odpowiada. – Będziesz rzygał?

Zaprzeczasz gestem. Barman kiwa głową i wraca do polerowania kufla, ale nie spuszcza cię z oczu. Mechaniczne ruchy szmatką hipnotyzują przez wieczność, trwającą około dwóch minut.

– Nalejesz mi ostatniego? – pytasz.

Barman kręci głową i wskazuje na twój migający ręczny terminal. Spojrzeniem wyraźnie mówi, że zakrywanie oczu nie odwróci wzroku od tego, co nieuniknione.

Naciskasz przycisk i terminal wypluwa komunikat: siedem godzin do odlotu.

Barman wyciąga spod lady puszkę, otwiera i przelewa zawartość do szklanki. Wprawnym ruchem pcha ją po blacie, aż złoty płyn zatrzymuje się tuż pod twoim nosem.

– Przepraszam, Grub's, miałem po prostu zły dzień.

Tydzień. Miesiąc. Rok. Właściwie odkąd sięgasz pamięcią, życie piętrzy problemy, a wszystkie próby rozwiązania przypominają obserwowanie upadku czegoś cennego i delikatnego, ze świadomością, że nie zdoła się tego złapać na czas.

Wypijasz kwaśny płyn. Stymulant rozkładający alkohol wkręca twój metabolizm na szczyt możliwości. Z każdym łykiem czujesz przypływ sił. Klepki w głowie powoli moszczą się we właściwych miejscach.

Zawieszasz wzrok na ściennym monitorze wyświetlającym informację o zaginięciu transportowca Killo. Czerwony pasek na dole ekranu sugeruje nadawanie wiadomości w trybie pilnym. Całość obrazu uzupełnia zdjęcie kanciastej sylwetki korporacyjnego trzymasztowca, który na bank nie jest Killem.

– Kolejny? – pytasz.

– Czwarty w tym miesiącu i drugi w odstępie trzech dni. Jak tak dalej pójdzie, będę zmuszony zwinąć interes.

– Podczas kampanii na Qa był taki facet – mówisz. – Porucznik. Mały gnojek. Za wszelką cenę chciał się wykazać, najchętniej poszedłby sam na najmocniej ufortyfikowane pozycje Szmerów.

Barman w odpowiedzi opiera dłonie o kontuar w swojej najlepszej pozie profesjonalnego braku zainteresowania.

– Wtedy w układzie krążyły dwa pancerniki i kilkanaście fregat – kontynuujesz – pełno wojska, a i tak każdego tygodnia jeden transport rozpływał się w próżni. Nie ginęło nic ważnego: roztwór do rozpuszczania owłosienia, proteinowe batony. Nikomu tego nie brakowało. Oprócz faceta.

Sięgasz do kieszeni i wyciągasz waporyzator. Wciskasz przycisk i zaciągasz się głęboko. Mgiełka smakuje wanilią i wypełnia ci płuca jak miękka, ciepła chmura.

– Chodził wiecznie wkurwiony – ciągniesz dalej. – Nakręcał się tym. Cały czas wszystkich opieprzał i bił rekordy w zgrzytaniu zębami. Myśleliśmy, że facet chce się wykazać i na tym froncie, ale nie zdążył. W końcu zaliczył rozpryśnięcie.

– Rozpryśnięcie? Co to takiego? – pyta barman.

– Zabicie oficera dowodzącego oddziałem – odpowiadasz. – To czasem się zdarza, gdy jakiś dupek zbyt ochoczo pragnie się wykazać. Żołnierzom się to nie podoba. Wiesz, jemu chodzi o medal, a oni woleliby przeżyć, zatem gdy podczas akcji on krzyczy: „Do ataku", ktoś strzela mu w plecy lub rzuca w niego granatem, co jest znacznie lepszym rozwiązaniem, bo nie wymaga celowania.

– Nigdy o czymś takim nie słyszałem. – Grub's wzrusza ramionami.

– Rząd kryje własne tyłki, szczególnie kiedy morale szoruje dupą po dnie, więc tylko wpisują dane gościa na formularzu: zabity w walce albo zaginiony. Potem trep przykłada palec, zatwierdza odciskiem i nikomu nic nie brakuje. Oprócz ojca faceta. Ważniaka z rządu.

– Więc złapali winnego?

– Ciasne korytarze, brak działających kamer i zderzenie ze ścianą milczenia. Nawet spryciarz z żandarmerii nie dał rady. Za to równo ze śmiercią faceta przestały ginąć transporty, więc spryciarz nie miał wyjścia i poszedł tym tropem. Ruszyło śledztwo i odkrył całą szajkę. Kilku ludzi w logistyce, kilku oficerów i podoficerów na planecie. W tym martwy facet. Transporty ginęły tylko w tabelkach na wyświetlaczach. Sprzedawali towar miejscowym, a ci oddawali partyzantom. W normalnych warunkach pokazowy proces i czapa za zdradę.

– Gdyby nie ojciec faceta?

– I rozpryśnięty facet! – Kiwasz głową, mrużysz oko i celujesz waporyzatorem w barmana. – Nie było żadnego procesu, zapakowali ich w starą szalupę, zaspawali śluzy i puścili wolno w przestrzeń międzygwiezdną. Oficjalnie kolejni zaginieni w akcji, ponieważ jakiś trep przyklepał odciskiem, ale przez dobry teleskop wciąż możesz zobaczyć smugę dyszy wylotowej. Oczywiście, jeśli wiesz, gdzie patrzeć, bo w próżni zawsze zostaje ślad i zazwyczaj przyciąga spojrzenia tych, którym giną pieniądze.

Barman się uśmiecha, jakby usłyszał dobry żart na pogrzebie. Później wyciąga ręczny terminal i stuka palcem w ekran. Przez dłuższą chwilę wpatruje się w zlepek liczb i liter.

– Tylko dokładam do tego interesu – mówi. – Kiedy spłacisz rachunek?

Podejmowanie decyzji nigdy nie przychodziło ci łatwo, ale akurat ta przesłonięta widmem katastrofy finansowej zapada automatycznie i szybko utwierdza cię w przekonaniu, że czyste konto w ulubionej knajpie zaprocentuje w przyszłości.

– Zapłacę, teraz – mówisz. – Dorzuć coś na wzmocnienie.

Barman puka palcem w ekran terminala i otwiera łącze. Później sięga do szuflady, skąd wyciąga wypchany woreczek wielkości pięści. Starannie odlicza z niego dziesięć niebieskich kapsułek, przekłada do mniejszego woreczka i podaje. Prawą ręką, uprzejmie, niczym uliczny sprzedawca.

Bierzesz do ręki woreczek i wyciągasz jedną. Przez chwilę patrzysz na czarny nadruk Biomtechu. Potem wkładasz z powrotem, przeciągasz palcami po zamknięciu strunowym i całość z namaszczeniem chowasz do kieszeni.

– Do następnego, Grub’s! – Podnosisz rękę i wychodzisz.

Na zewnątrz wpadasz wprost w oleiste powietrze sztucznej atmosfery. Żółto-niebieskie światła udają poranek, ale świt nie niesie ze sobą obietnicy ciepła. Kierujesz swoje kroki do metra. Wsiadasz do tuby transportowej. Zajmujesz miejsce i opierasz głowę. Miękka powierzchnia ściany przewodzi leciutkie drgania. Możesz zamknąć oczy, osunąć się głębiej w siedzisko i postarać się zapomnieć o całym otoczeniu.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że podczas minionego tygodnia, gdy tylko zamykasz oczy, widzisz rachunek za wymianę części w holowniku.

Kopalnie w pasie asteroid na pograniczu Układów Zjednoczonych i Niezależnej Republiki Ra'anu przyciągnęły cię obietnicą kolejnej gorączki litu. Ogromne zasoby, znikomy wpływ wielkich korporacji i szara strefa wielkości gazowego giganta.

Na miejscu wypływa brutalna prawda. Długie korporacyjne macki sięgają wszędzie, szybko wkręcają w spiralę długów, później mielą w maszynce do robienia pieniędzy. Dlatego interes od samego początku nie idzie tak, jak powinien. W ciągu kilku ostatnich miesięcy bezustannie balansujesz na krawędzi bankructwa i wraz z nowymi przepisami w końcu nadszedł moment, kiedy musisz zaciągnąć dużą pożyczkę, przez którą stracisz statek, a wybrać możesz ledwie pomiędzy bandytami różniącymi się tylko ubraniem.

Otwierasz oczy i wciskasz przycisk stopu. Tuba zwalnia i hamuje na stacji transferowej. Mothpike. Dzielnica śmierdząca moczem i rozgrzanym plastikiem, przesiąknięta buczeniem tanich generatorów.

Przemieszczasz się w głąb bocznych korytarzy, aż słyszysz podejrzane odgłosy, chwilę później dostrzegasz dwóch zbirów kopiących człowieka. Dokładnie tego szukasz. Cieszysz się, że dziś poszło tak szybko. Czujesz, jak odzywa się w tobie zew, mimowolny, ale nieuchronny. Adrenalina z dodatkiem czegoś mrocznego, ciepłego i pierwotnego, dawnego i prehistorycznego, i drapieżnego, czegoś, co zagłusza wszelkie lęki, pozostawiając tylko siłę, spokojną pewność siebie i niewzruszone przekonanie o zwycięstwie.

Uczucie pożądane i jednocześnie znajome jak własna twarz w lustrze.

Rabusie mają na sobie szare kombinezony pracowników doków, są mocno zbudowani, niscy, ale szerocy w ramionach, co w połączeniu z ciemną karnacją daje wygląd charakterystyczny dla ludzi urodzonych w warunkach wysokiej grawitacji planet Republiki Ra'anu. Gdy cię widzą, zostawiają leżącego i ruszają w twoją stronę, ale zatrzymują się w niewielkiej odległości, co oznacza, że zanim cokolwiek zrobią, chcą porozmawiać. Unosisz lewą dłoń, a prawą wkładasz do kieszeni, co w uniwersalnym języku mowy ciała powinno oznaczać deeskalację, jednak oszukujesz już od samego początku. Schowałeś dłoń do kieszeni, żeby nie widzieli, jak zaciskasz palce na kastecie.

– Niech zgadnę? To nie moja sprawa i mam spierdalać? – pytasz.

– Nieźle ci idzie!

Przesuwasz się nieco w lewo, podchodzisz odrobinę bliżej, po czym nagłym ruchem gładzisz sobie włosy.

– Umiem czytać w myślach – mówisz – i wiem, że teraz powinniście przejść do rzeczy.

Już podczas służby w wojsku odkryłeś u siebie niebywałą wręcz zdolność przewidzenia ataku, chociaż w tym przypadku nie trzeba geniusza. Górujesz nad nimi wzrostem, więc zasięg działa na twoją korzyść, co sprawia, że przeciwnik musi powalić cię na ziemię. Zgodnie z przewidywaniem, pierwszy atakuje bykiem, mierząc w środek twojej klatki piersiowej.

Wyciągasz rękę z kieszeni i obracasz się bokiem, lekko uginasz kolana i uśmiechasz się, bo wiesz, że energia kinetyczna to wspaniała rzecz. Wymierzasz cios w twarz poparty całym ciężarem ciała i odbiciem z obu nóg, prawie się nie poruszasz, ale czujesz przyjemne chrupnięcie, dewastujesz nos i kości policzkowe przeciwnika, który momentalnie zalewa się krwią i pada w przód jak rzucona w kąt szmata. Drugiemu przyznajesz plusa. Nawet nie pomyślał o ucieczce. Dwa minusy przyznajesz za tempo reakcji i podatność na blef. Markujesz uderzenie pięścią, przeciwnik skupia całą uwagę na obronie góry, a ty wykorzystujesz lukę i zamiast przywalić sierpowym, kopiesz go w jaja. Z krzykiem pada na kolana. Walkę kończysz ciosem łokcia w skroń. Zapada cisza. Wygrywa brak zasad. Dwa ciężkie nokauty w siedem sekund.

Przez chwilę czujesz się okropnie, ciśnienie krwi spada, ściska ci się żołądek. Adrenalina sprawia, że cały się trzęsiesz. Gruczoły dokrewne starają się nadrobić opóźnienie, dlatego wyrzucają jej za dużo i za późno. Łapiesz kilka głębokich oddechów, żeby spalić nadmiar.

Po upływie kilkunastu sekund podchodzisz do człowieka, którego właśnie uratowałeś. Nie wygląda najgorzej, ma kilka siniaków, złamany nos, rozbitą wargę i dziurę po straconym zębie. Podnosi się z trudem.

Trzyma się za głowę. Przeciętny facet. Długie czarne włosy, cienkie wąsy i spiczasta bródka. Ubrany w sztywną koszulę i szerokie spodnie charakterystyczne dla urzędników administracyjnych średniego szczebla w większości korporacji. Patrzy na ciebie tak, jak egzobiolog mógłby obserwować jakiegoś przedstawiciela obcego gatunku, zastanawiając się jednocześnie, czy ten może go użądlić?

– To nie moja sprawa. – Wzruszasz ramionami. – Mogę wezwać strażników, ale na nich nie poczekam.

– Oni? – Facet nieśmiało pyta, wskazując na leżących mężczyzn.

– To też nie moja sprawa – odpowiadasz i odchodzisz.

– Zaczekaj!

Facet najwyraźniej chce od ciebie czegoś więcej. Odwracasz głowę i ważysz w myślach: czy powinieneś mu pomóc, czy może już wystarczająco mu pomogłeś? To nie jest zdeterminowane, ale dziś szala wskazuje jednoznacznie.

– Przykro mi – mówisz. – Życie to nie fikcja literacka.

Koniec

Komentarze

Cześć Marzyciel !!!

 

Zdecydowanie podobała mi się końcówka tekstu. I tak się zastanawiam czy ja jestem jakiś upośledzony czy co bo tak naprawdę nie wiem o czym było opowiadanie :) Choć przecież czytałem uważnie. Ciekawa narracja jeszcze się z taką nie spotkałem. Tekst zaliczyłbym do cyberpunku co jeśli o mnie chodzi jest na plus.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć dawidiq150!

Dzięki za komentarz i cieszę się, że tekst sprawił Ci trochę przyjemności. Tekst to bardziej opis sytuacji niż pełnoprawne opowiadanie. Scena mówiąca o byciu człowiekiem i podejmowaniu decyzji. Poszukiwanie przestrzeni dla wolnej woli w świecie, gdzie człowiek tkwi zawieszony w próżni. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: czy jesteśmy trybem w ustalonej, fizycznej maszynie, czy tylko przypadkowym ruchem w grze elementarnych cząstek?

Narracja z drugiej osoby jest raczej wypadkowa niż zamierzona. Po prostu tak wypadło. 

Pozdrawiam.

M.

 

Mam podobnie jak dawidiq150, nie rozumiem, tzn. jest sytuacja, jest bohater, rodzaj akcji i eksperyment.

 

Technicznie – drugoosobówka ok, tj. nie wypadałeś, w jednym miejscu może, ale niejednoznaczne, więc nie wypisuję. Intryguje mnie jedno, czemu tak, bo postrzegam pewien kłopot, taki niejako współdzielony. 

Pomimo bohatera i akcji w tekście słabo buduje się napięcie. Prolog jest najlepszy, lecz nawet i tam powiedziałabym/napisałabym, że nie jest stricte drugoosobowy, tzn. drugoosobówka wydaje się narzuconym sztafażem, bardziej ciekawostką niż punktem widzenia dodającym wartości opowieści.  Wydaje mi się, że choć technikalia są ważne to powód przyjęcia określonej perspektywy jest kluczowy, znaczy decydujący.

Jeśli posłużyłeś się niejako rodzajem alter ego, na co mogłoby wskazywać zakończenie i ten rodzaj sztuczności, to chyba – przynajmniej w moim przypadku – nie udało się, choć pomysł misię, gdyż uważam że byłby to możliwe, ale trzeba byłoby jednak/chyba „pogłębić” zapis w tej drugoosobówce. 

Hmm, a może chodzi tylko o powód/uzasadnienie? 

Czytałeś „Morfinę”?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mam podobnie jak dawidiq150, nie rozumiem, tzn. jest sytuacja, jest bohater, rodzaj akcji i eksperyment.

Czyli efekt nie jest zdeterminowany?

 

Użycie drugiej osoby w narracji jest po prostu wypadkiem. Przypadkowym ruchem. Zupełnie jak w grze elementarnych cząstek. Głównym celem wprawki było stworzenie niewiadomej w obrębie systemu, który na pierwszy rzut oka zachowuje się zgodnie z zasadami, ale w ostatecznym rozrachunku nie jest zdeterminowany. Taki literacki eksperyment związany z obserwacją zależności pomiędzy czytającym i czytanym.

PS. Czy jesteś pewna zakończenia sytuacji opisanej przed rozdzieleniem tekstu? Czy ten fragment (bez zmiany choćby jednej literki) może wybrzmieć zupełnie inaczej, jeśli zdecydowałbym się na kontynuację? W sensie, czy to, co widzisz, jest tym, na co patrzysz?

Nie czytałem "Morfiny".

Pozdrawiam.

M.

Fajnie napisane! “Wessało” mnie i przeczytałem jednym tchem.

Jednak mam trudności z połączeniem wątków w całość. Zastanawiam się jaki jest związek między: 1. wstępem, gdzie ginie Kaan i jest mowa o milionie kredytów, 2. problemami głównego bohatera z transportowcem i zyskiem z biznesu w ogóle, 3. wątkiem kryminalnym z ginięciem transporterów, porucznikiem, rozpryśniętym facetem, który był w to zamieszany, zginął i miał wysoko postawionego ojca oraz tym, że 4. bohater ratuje przypadkowo spotkaną osobę.

Hej,

 

fajnie napisane, szkoda, że bez jakiejś głębszej historii. W zasadzie to fragment, a problem z fragmentami jest taki, że.. no wiesz, są fragmentami. Więc jestem nieco rozczarowany, bo dostałem kilka obiecujących scen, ale mój apetyt fabularny nie został zaspokojony :(

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

kronos.maximus, BasementKey

Dziękuję za komentarze. Niezmiernie jest mi miło, że zapewniłem Wam odrobinę rozrywki. Co do tekstu…

Dobra, macie mnie. Opko powstało jako część większej całości i dopiero na etapie edycji wprowadziłem zmiany, które moim zdaniem pozwalają mu funkcjonować samodzielnie. Jak widać po komentarzach, nie sposób obronić tego do końca. Dlatego rodzi się pytanie: Czy powinienem zmienić oznaczenia i kontynuować opowieść? W sensie czy wg. Was ma wystarczający potencjał?

Pozdrawiam.

M.

Dlatego rodzi się pytanie: Czy powinienem zmienić oznaczenia i kontynuować opowieść? W sensie czy wg. Was ma wystarczający potencjał?

 

Moim zdaniem jak najbardziej. Klimat i sposób narracji mi odpowiada i z wielką chęcią przeczytam rozszerzoną wersję.

Z „Morfiną” szkoda, że nie czytałeś, bo łatwiej byłoby dojść o co mi chodzi. Tak do końca nie wiem. Spróbuję się rozpatrzeć w najbliższych dniach, ale już po weekendzie, wśród tych pisanych w drugiej osobie. Może coś sensownego przyjdzie mi do głowy.

Chodzi o to, lecz się nie obraź (przypadkiem), że sztuczka, lecz nie taka prawdziwa sztuczka. W tym momencie nie potrafię jaśniej opisać swojego wrażenia. Przyjęta przez Ciebie perspektywa utrudniała mi wciągnięcie się w opowieść, chyba to odczucie było mi najbliższe. Nić się co chwilę zrywała, jakby obok mnie stał nożyczkowy, wypatrujący śladu najmniejszej więzi z bohaterem czy historią i robił ciach. Ok, nie potrafię lepiej tego skonkretyzować, a dywagacje nijak nie pomagają.

 

Hmm, nawet w grze cząstek elementarnych można się dokopać determinacji, wbrew pozorom, lecz innego rodzaju i żeby nie było, nie jest nią siła wyższa. ;-) Opowiadanie jest opowiadaniem, historią. Kłopot polega na tym, że… a może sam to właśnie zdiagnozowałeś. Być może?

Dla mnie nie stworzyłeś niewiadomej, bohater nie zachowuje się zgodnie z zasadami, ponieważ niedostatecznie je znamy, podobnie jak jego. Etap przyglądania się. Zależności pomiędzy czytającym i czytanym raczej nie dostrzegam, silniejszy jest Autor, on nadaje ton, wpychając się w relację. xd. Nie wybrzmiało, jeśli o to chodziło.

Czy ten fragment (bez zmiany choćby jednej literki) może wybrzmieć zupełnie inaczej, jeśli zdecydowałbym się na kontynuację? W sensie, czy to, co widzisz, jest tym, na co patrzysz?

Gdybyś zdecydował się na kontynuację mógłby wybrzmieć inaczej – pełna zgoda, jeśli mówimy o sensie, znaczeniu. Jednak sam zapis – czuję – i tak uległby lekkiej zmianie, nie obyłoby się „bez zmiany choćby jednej literki”. xd

Kiedy czytam to patrzę na czarne znaki na białym/beżowym tle, resztę pozostawiam wyobraźni. Jestem dosłowna. Lubię dotknąć. :p Z drugiej strony nie sposób nie zgodzić się z Twoim pytaniem: „W sensie, czy to, co widzisz, jest tym, na co patrzysz” i je odrzucić. ;-)

 

Powtórzę się, koncepcja jest, co więcej – intrygująca, lecz na razie – dla mnie – ciągle gaśnie. Nie zarzucaj tej opowieści, kontynuuj, rozszerz. ;-)

 

pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tak, rozszerzaj, tylko proszę niech to nie będzie bardziej rozbudowany… fragment ;)

 

Pozdro!

Che mi sento di morir

Hej,

 

Zdecydowanie jest potencjał szczególnie, że fajnie się czytało, ale scena jest po prostu urwana, brakuje całego kontekstu. Też przez chwilę doszukiwałem się tu jakiegoś drugiego dna. Czekam na więcej :) 

Siedem sekund? Przecież to wieczność. Trzy, zgodziłabym się, cztery, max. Jak nadnercza zrobią wyrzut adrenaliny, czas płynie inaczej;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Asylum

Po prostu brakuje typowego dla drugoosobowej narracji dialogu pomiędzy czytelnikiem a bohaterem. Brakuje pytań i wyjaśnień, które zbliżają czytelnika, bez tego uwaga kieruje się bezpośrednio na bohatera, co skutkuje wrażeniem odrywania od treści. Narracja w opublikowanym przeze mnie fragmencie bardziej przypomina hybrydę powstałą z połączenia narracji pierwszoosobowej i tej drugiej. ;) Jak napisałem wcześniej, użycie drugiej osoby było kwestią przypadku, dlatego niesie ze sobą skazę. Zastanowię się, czy pójść w stronę pełnoprawnej narracji drugoosobowej, czy pozostanę przy hybrydzie. Z komentarzy widzę, że nie jest to jakiś palący problem, aczkolwiek warty wzięcia pod uwagę.

Niemniej dziękuję za komentarz. Z fantastyki napisanej w drugiej osobie mogę polecić "Trylogię pękniętej Ziemi" N.K. Jemisin

Gdybyś zdecydował się na kontynuację mógłby wybrzmieć inaczej – pełna zgoda, jeśli mówimy o sensie, znaczeniu. Jednak sam zapis – czuję – i tak uległby lekkiej zmianie, nie obyłoby się „bez zmiany choćby jednej literki”. xd

challenge accepted

 

kronos.maximus, BasementKey, grzelulukas

Opowieść będę kontynuował, tym bardziej że mam jej resztę w postaci mocno surowej. To oczywiście potrwa, myślę, że w miarę przystępne zamknięcie wątków zajmie około 80k znaków. Tutaj pojawia się problem. Z doświadczenia wiem, że w internetach czyta się zazwyczaj króciaki, gdzie od razu widać, że nie trzeba inwestować zbyt wiele czasu. Dlatego muszę się zastanowić, jak to sensownie rozłożyć. Nie wiem, jak wygląda na forum publikowanie w częściach, dlatego na początek się rozejrzę. Poza tym chciałbym się jeszcze rozgościć, poczytać innych, pokomentować, więc nie podam nawet przybliżonego czasu, mogę tylko obiecać, że w końcu wrzucę.

 

AstridLundgren

Starannie przemyślałem czas walki. Sekwencja ruchów to faktycznie cztery, pięć sekund, ale trzeba jeszcze dodać po sekundzie na upadek. Subiektywne odczuwanie czasu nie ma na to wpływu.

 

Jeszcze raz dzięki Wszystkim za komentarze.

Pozdrawiam.

M.

Nieźle się czytało, tylko nie bardzo mogłam się zorientować, o co tu chodzi. Nie opuszczało mnie wrażenie, że to tylko fragment czegoś większego. A kiedy przeczytałam jeden z Twoich komentarzy, upewniłam się, że wrażenie nie było bezzasadne.

 

ze śmier­cią fa­ce­ta prze­sta­ły ginąc trans­por­ty… → Literówka.

 

– Do na­stęp­ne­go, Grubs! → Wcześniej pisałeś Grub’s.

 

Żół­to­nie­bie­skie świa­tła udają po­ra­nek→ Żół­to­-nie­bie­skie świa­tła udają po­ra­nek

 

chwi­le póź­niej do­strze­gasz dwóch zbi­rów… → Literówka.

 

prze­ciw­nik musi po­wa­lić cię na zie­mie. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Podziękował za łapankę. Już posprzątane.

Pozdrawiam.

M.

Bardzo proszę, Marzycielu. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Drogi autorze, widzę problem.

 

Udział w grze elementarnych cząstek rządzącymi się podstawowymi prawami fizyki sam w sobie sugeruje determinizm. Zaraz potem mocno przekonujesz mnie o sile i znaczeniu wolnej woli tylko po to, by mi ją odebrać pisząc w drugiej osobie. Czujesz to? Doświadczam ciągu zdeterminowanych zdarzeń mówiących o wolnej woli, której nie ma. Już teraz czuję zakwasy od tej mentalnej gimnastyki.

 

Ponieważ to mnie powierzyłeś rolę głównego bohatera, opowiem co przeżyłem. Paradoksalnie, albo i nie, nie doszukałem się żadnego związku przyczynowo – skutkowego w swoich działaniach. Jestem wysłannikiem chaosu. Tak na pohybel determinizmowi. Oddaję strzał w znajomą twarz i puszczam ten gest w niepamięć. Aby uczcić zły dzień, wydaję jedne z ostatnich pieniędzy na alkohol by urżnąć się w trupa i zaraz momentalnie otrzeźwieć. Odmawiam dostrzegania zwykłego świata. Jestem poetą. Mój świat zbudowany jest z metafor i porównań. Moje plany mogą poczekać. Choć mam długi i kłopoty, szukam guza i bezinteresownie wdaję się w bójki w nie swojej sprawie. Nie przyjmuję laurów i odmawiam dalszych wyjaśnień.

 

Widzę, jak dużo pracy włożyłeś w ekspozycję. Dobra robota. Mocny głos również dużo wnosi. Jest na czym budować dowolną historię. Szczerze odradzam kontynuowanie w drugiej osobie. Nic, według mnie, nie wnosi, a twój wysiłek przyda się gdzie indziej.

Już teraz czuję zakwasy od tej mentalnej gimnastyki.

Witam w świecie elementarnych cząstek, gdzie wraz z rozwojem fizyki, pewien rodzaj ludzkiej godności zaczyna być zagrożony. Potrafisz odpowiedzieć na pytanie, czy wolna wola jest, czy jej nie ma?

 

Oddaję strzał w znajomą twarz i puszczam ten gest w niepamięć.

Czy aby na pewno padł strzał? Jesteś pewny, że to przeszłość?

 

Konstrukcja bohatera była przemyślana, to próba zerwania z zasadą: przyczyna-skutek. W codziennym życiu ludzie robią różne rzeczy tylko dlatego, że mogą. Nie potrzebują do tego jakiś specjalnych wyjaśnień. Wydanie ostatnich pieniędzy, żeby urżnąć się w trupa, odmawianie dostrzegania świata wokół siebie, prokrastynacja, głupie próby odreagowania, ignorowanie potrzeb innych ludzi… Czy to się komuś podoba, czy nie, człowiek jest wysłannikiem chaosu.

Zdaję sobie sprawę, że trudno przerzucić to na grunt literacki, ale co mi szkodzi próbować?

 

Szczerze odradzam kontynuowanie w drugiej osobie. Nic, według mnie, nie wnosi, a twój wysiłek przyda się gdzie indziej.

Napisałem wystarczająco dużo w innych rodzajach narracji, żebym mógł sobie teraz poeksperymentować. Zdaję sobie sprawę z wad narracji drugoosobowej. Nie widzę tylko powodu, dla którego miałbym przestać bawić się słowem.

Dzięki za komentarz.

Pozdrawiam.

M.

 

Faktycznie. Trochę przeceniłem wartość tego, co chciałbym zobaczyć kosztem tego, co ty chciałbyś stworzyć. Mój wewnętrzny alarm odzywa się za każdym razem, gdy moje preferencje nie zostaną zaspokojone podręcznikowo punkt po punkcie. Jawne eksperymenty nie unikną tego rodzaju uwagi.

 

Ostatecznie wychodzi na to, że zaprowadziłeś mnie dokładnie tam, gdzie chciałeś. Nie narzekam, w końcu przejażdżka od początku była uznana za udaną.yes

Marzycielu, ano, koncepcje, koncepcje, koncepcje. ;-)

Po prostu brakuje typowego dla drugoosobowej narracji dialogu pomiędzy czytelnikiem a bohaterem. Brakuje pytań i wyjaśnień, które zbliżają czytelnika, bez tego uwaga kieruje się bezpośrednio na bohatera, co skutkuje wrażeniem odrywania od treści.

Hmm, czyżby w narracji drugoosobowej odbywał się dialog pomiędzy czytelnikiem, a bohaterem, a nie bohaterem z antagonistą?

Czytelnik zawsze jest z boku, obserwatorem, podobnie jak w narracji pierwszoosobowej prowadzonej w czasie teraźniejszym. Nie udziwnianie/zastosowanie jest kluczowy, imho, lecz czy perspektywa coś wnosi, lepiej wyjaśnia/przedstawia. Widzisz, też wpuszczam się w "filozofowanie", zatem czym prędzej przestaję. ;-)

Moim zdaniem wyjaśnień i pytań jest wystarczająco, a kłopot polega na tym – chyba, bo jeszcze nie sprawdziłam – że bohater nie funkcjonuje w drugiej osobie, choć formalnie, konsekwentnie używasz tej formy. Chodzi o punkt widzenia i odnoszenia się bohatera "do".

Narracja raczej nie jest hybrydą jedynki z dwójką. Raczej, jeśli by już wrzucać do pudełek, dwójki z trójką. A, i pamiętaj, że robisz to równocześnie, a nie po kolei, znaczy dla określonej postaci, nawiasem mówiąc, trudno byłoby to zrobić w tak krótkim tekście. Trzeba byłoby szatkować. 

Piszesz o przypadkowym użyciu określonego sposobu narracji – trochę mnie to dziwi. Rozumiem eksperymentalne użycie, badanie jak by to wyglądało, ale przypadkowe? Od razu przypomina mi się przysłowiowe, bo często przytaczane, wyniki grania "małpy na giełdzie". 

Z fantastyki napisanej w drugiej osobie mogę polecić "Trylogię pękniętej Ziemi" N.K. Jemisin

Dzięki za polecankę! Pewnie jeszcze nie wiesz, ale nie jestem admiratorką fantasy. O N.K.Jemisin słyszałam i jeśli rekomendujesz – spróbuję. Dużo tych rekomendacji. Trudno, widać taka karma. W międzyczasie trochę podpytałam i jedna z postaci trylogii prowadzona jest narracją drugoosobową. Tłumaczył R.Małecki, więc fajnie. Zobaczymy. 

challenge accepted

Odmawiam podniesienia rękawicy. Poddaję się. :p Tekst ma być dobry i wciągać. Możesz zmieniać, nie będę jojczyła. <3

 

Edytka: Przeczytałam komentarze i nie strzymałam. ;-) Gdy napotykam w komentarzu "cząstki elementarne" i "wolną wolę" wzrok sam się zatrzymuje i czytam, bo ciekawe.

Witam w świecie elementarnych cząstek, gdzie wraz z rozwojem fizyki, pewien rodzaj ludzkiej godności zaczyna być zagrożony. Potrafisz odpowiedzieć na pytanie, czy wolna wola jest, czy jej nie ma?

Godności ludzkiej nijak nie zagraża rozwój fizyki, cząstki elementarne i "kwantówka". Hmm, wolna wola? Naturalnie, jest, wątpisz?

 

pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hmm, wolna wola? Naturalnie, jest, wątpisz?

 

Pewnie, że wątpię, ponieważ nie rozumiem tajemnicy wolnej woli. Oczywiście pojawia się pokusa, żeby zignorować problem, albo zrozumienie zastąpić wiarą. Tylko że to niezupełnie pomaga.

Chętnie podyskutuję na temat wolnej woli, ale zanim zawędrujemy na meandry mechaniki kwantowej, wypada zacząć od pytania: Czym według Ciebie jest wolna wola?

Proste. wybieram wśród dostępnych i tych niedostępnych opcji. Niedostępne sa pragnieniem. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czyli według Ciebie wolna wola to możliwość wyboru pomiędzy różnymi rzeczami.

W dzisiejszych czasach wiemy, że świat działa na podstawie pewnych fundamentalnych praw fizyki i te prawa rządzą zachowaniem każdego obiektu należącego do naszego świata. Zgadza się? Człowiek jest złożonym systemem fizycznym, w uproszczeniu złożonym układem atomów węgla, w większej części wodą itd. Więc nasze zachowanie nie będzie żadnym wyjątkiem od podstawowych zasad fizyki. Skoro podstawowe prawa fizyki rządzą wszystkim, to nie ma zbyt wiele miejsca na wolność. 

Oczywiście możemy skierować uwagę na duszę, elementy nadprzyrodzone, zasadniczo postawić na wiarę, że jesteśmy kimś szczególnym, że mamy pewien rodzaj godności, że jesteśmy kimś więcej.

Tylko, jak napisałem wcześniej, to niezupełnie pomaga.

Ha, a na jakich fundamentalnych zasadach działa świat fizykalny? Przecież ich nie znamy. To że matematyka działa w przestrzeni Hilberta i da się przewidzieć, na poziomie zrozumienia i wytłumaczenia babci  jest niedostępne. ,

Iii, meandrujesz z fizyką. Przekładasz nieprzystawalne. A godność – nie wiem? Bliższy mi i zrozumiały szacunek do każdego, lecz może rozbijamy się o słowa. Jak zwykle prostuję nie i piszę na poważnie, a przecież jesteśmy na portalu NF, czyli… spróbuję trochę lżej.

Jesteśmy tym, czym jesteśmy. My i cała przyroda ożywiona i ta nieożywiona. ;-) Wolną wolę chyba każdy ma w określonych zakresach. Jakich? Cóż na Marsie musielibyśmy się ostro wspomagać, aby przeżyć, choć i na Ziemi łatwo znalazłabym wiele miejsc dyktujących bezwzględne warunki.

Dlaczegóż mielibyśmy postawić złoto na nadprzyrodzone i szczególną rolę człowieka, choć że że w jakimś sensie inna, raczej nie da się zaprzeczyć, bo grzebiemy od lat w czymś niewidzialnym, eksperymentujemy, wykorzystujemy “czarne skrzynki”?

Wolność – marzenie, pragnienie zrealizowania czegoś?

 

Może to

 

 

To

 

albo

 

Przykładowe ścieżki. Rozwidlają się, uchwycenie byłoby sukcesem, na przeanalizowanie czasu brakuje i wiedzy nie starcza. Lubię wędrować, przyglądać się, nie muszę wiedzieć. xd

 

pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Prawa fizyki są na tyle godne zaufania, że umożliwiają rozwój osiągnięć technologicznych. Właśnie ten rozwój sprawia, że problemy będą się piętrzyć. Popatrzmy na rozwój sztucznej inteligencji. Skoro będzie działać w oparciu o prawa fizyki, jakie rządzą i nami, to czy można założyć, że maszyna posiądzie wolną wolę?

 

Jesteśmy tym, czym jesteśmy. My i cała przyroda ożywiona i ta nieożywiona.

To zwykły banał. Slogan. Wymówka. Pokusa, aby po prostu zignorować problem. Jak pisałem wcześniej, nie interesuje mnie wiara. Nie kupuje tego schematu: Jest, jak jest, proszę nie zadawać pytań. Z drugiej strony, nie mam problemu z ludźmi, którzy kierują się wiarą. To akurat rozumiem.

Wrogie dla ludzkiego ciała otoczenie nie ma znaczenia w kontekście wolnej woli. Na Marsie, czy na Antarktydzie, co najwyżej stanę przed innymi wyborami, ale to nie zmieni nic w kwestii mechanizmu powstawania wyborów.

 

Wolność to możliwość szafowania własnym losem. Stąd u ludzi uwięzionych w różnych systemach pragnienie wolności lub/i marzenie o niej.

 

Dlaczegóż mielibyśmy postawić złoto na nadprzyrodzone i szczególną rolę człowieka, choć że że w jakimś sensie inna, raczej nie da się zaprzeczyć, bo grzebiemy od lat w czymś niewidzialnym, eksperymentujemy, wykorzystujemy “czarne skrzynki”?

Postawiliśmy na szczególną rolę człowieka. To akurat nie podlega dyskusji. Dlaczego tak się stało, to inna para kaloszy i temat na całkiem inną dyskusję. Co masz na myśli, pisząc "czarne skrzynki"?

To zwykły banał. Slogan. Wymówka. Pokusa, aby po prostu zignorować problem.

Prawda, że banał, jednak nie powiedziałabym/napisałabym, że kieruje nas w stronę zapomnienia problemu. Sprawa jest poważna i nic na jej temat nie wiemy, w każdym razie tyle co nic, lecz taka konstatacja – chyba – nie unieważnia chęci zajmowania się problemem, podejmowania wysiłków zrozumienia?

 

Co masz na myśli, pisząc "czarne skrzynki"

Przyszedł mi do głowy Demon Maxwella i jak to z nim było, a poza tym króciutkie opowiadanie D. Kaszlikowskiego o tym jak demon leci w kulki. ;-)

https://www.projektpulsar.pl_sila-nieczysta-fizyki

I ja nie myślę o wierze, lecz że byliśmy w stanie zajrzeć niejako pod podszewkę materii. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

To oczywiście potrwa, myślę, że w miarę przystępne zamknięcie wątków zajmie około 80k znaków. Tutaj pojawia się problem. Z doświadczenia wiem, że w internetach czyta się zazwyczaj króciaki, gdzie od razu widać, że nie trzeba inwestować zbyt wiele czasu. Dlatego muszę się zastanowić, jak to sensownie rozłożyć. Nie wiem, jak wygląda na forum publikowanie w częściach, dlatego na początek się rozejrzę.

Tutaj większe teksty wpadały i zawsze się znajdzie kilka osób, które przeczyta.

Sugeruję nie przekraczać 80k znaków – opowiadania powyżej 80k nie wchodzą do grafiku dyżurnych i nie mogą zostać zgłoszone do piórek (wyróżnień portalowych).

 

Tutaj masz jeszcze mini poradnik portalowy, jeżeli chcesz faktycznie się rozejrzeć, może się przydać: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842

 

Pozdro!

Che mi sento di morir

Długa, merytoryczna dyskusja i zero nominacji do biblio. Otwierasz, Marzycielu, nowy rozdział na portalu.

MTF, Panie, wszyscy prawilnie się zachowują, nie zgłaszają fragmentu do biblio ;)

Maras by zawału dostał.

Che mi sento di morir

BK, :-)

Sprawa jest poważna i nic na jej temat nie wiemy,

Sprawa jest przede wszystkim ciekawa, ponieważ w takich rozważaniach można znaleźć pomysł na dobrą historię. Gwałtowny rozwój fizyki i wynikający z tego rozwój technologiczny przyniosą nam wiele nowych potencjalnych zagrożeń. Wyobraź sobie systemową ingerencję w myśli. Możliwość odczytywania wspomnień. Zmiany prawne, dzięki którym takie wspomnienie będzie niepodważalny dowodem. Czy to uczciwe? Co z wolnością? W jaki sposób można się obronić? Tematów rzeka ;)

 

opowiadanie D. Kaszlikowskiego o tym jak demon leci w kulki.

Przeczytałem, opko w ciekawy sposób unaocznia, że nasza wiedza o grze elementarnych cząstek jest głównie kwestią teorii prawdopodobieństw, gdzie prognozy często okazują się chybione. W kontekście wolnej woli, to chyba nawet gorsze rozwiązanie. Za to ma potencjał literacki.

 

Tutaj masz jeszcze mini poradnik portalowy,

Poczytałem. Dzięki.

 

Długa, merytoryczna dyskusja i zero nominacji do biblio.

Z tego, co wyczytałem, to teksty się liczą, a nie dyskusja. Niemniej rad jestem, że miałem okazję podyskutować. To dobrze wpływa na komórki mózgowe. ;)

Pozdrawiam.

M.

 

 

TSprawa jest przede wszystkim ciekawa, ponieważ w takich rozważaniach można znaleźć pomysł na dobrą historię. Gwałtowny rozwój fizyki i wynikający z tego rozwój technologiczny przyniosą nam wiele nowych potencjalnych zagrożeń. Wyobraź sobie systemową ingerencję w myśli. Możliwość odczytywania wspomnień. Zmiany prawne, dzięki którym takie wspomnienie będzie niepodważalny dowodem. Czy to uczciwe? Co z wolnością? W jaki sposób można się obronić? Tematów rzeka ;)

Zgodzę się, że tematów rzeka, choć cóż – nie są jeszcze eksplorowane, „widziane”.  Wiesz, systemowej ingerencji myśli się nie bojam, bez szans, poza tym łatwiejsza brutalna siła i przemoc oraz niefrasobliwość  człowieka. Hakowanie zamkniętych systemów jest najłatwiejsze przez… człowieka, a nie technologię. Zaprawdę, nie w technologii i wniknięciu w umysł człowieka tkwi problem. Zresztą, co tam kogo obchodzą myśli, ważniejsze są zachowania i brak nadziei, ale pewnie o tym moglibyśmy gadać długo. Bioetyka jest dla mnie bardzo interesującą dziedziną.

nasza wiedza o grze elementarnych cząstek jest głównie kwestią teorii prawdopodobieństw, gdzie prognozy często okazują się chybione. W kontekście wolnej woli, to chyba nawet gorsze rozwiązanie.

Widzisz, a dla mnie lepszym rozwiązaniem, ponieważ zostawia marginesy i nie daje pewności. Rozmawiamy na bardzo ogólnym poziomie, generalizujemy. Patrzysz na sprawę z pozycji – tak mi się wydaje – fizyki klasycznej, newtonowskiej, a nie kwantowej, choć naturalnie mogę się mylić. ;-)

 

Dziękuję bardzo za rozmowę! Chcę jeszcze wyjaśnić, dlaczego nie skarżypytowałam tekstu do biblio (znaczy nie kliknęłam, skoro mogłam i literacko – porównując z innymi – jest ok). BK, już wyjaśnił główną przyczynę, dla mnie to opko jest fragmentem, a nie zamkniętą historią. Dajesz nam klika scen o różnej wadze. 

 

Pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć!

 

Powiedziałabym, że to raczej scenka. Dowiadujemy się trochę o bohaterze, który wdaje się w bójkę. Narracja drugoosobowa jest sprawnie poprowadzona, ale sprawia wrażenie takiego zabiegu dla samego urozmaicenia. Nie bardzo wiem, co właściwie chciałeś przekazać. Odniosłam wrażenie, że to dopiero początek historii. Poznajemy bohatera, ale jego historia jest urwana. Dowiadujemy się, że ma problemy, ale pozostają nierozwiązane. Moim zdaniem ten tekst ma potencjał na coś dłuższego i może lepiej by to wypadło w narracji pierwszoosobowej. Ciekawe są aspekty związane z korporacjami i zasygnalizowaną kreacją świata.

Nie wiem, o czym był ten tekst. Taki zlepek scenek.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka