- Opowiadanie: Piotrulla123 - Stalker

Stalker

Młody chłopak o imieniu Sylwek jedzie pociągiem do kolegi na imprezę zorganizowaną wspólnie z innymi znajomymi. Niestety, od początku podróży spotyka się z dziwnymi wydarzeniami, które to  zapowiadają realne zagrożenie, czyhające na nieświadomego chłopca, w najmniej oczywistych miejscach.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Stalker

 Skupiał się na wirujących płatkach śniegu za oknem, które wędrowały sobie w każdą, możliwą stronę.

 

Padało już dobre cztery dni, pewnie z tego właśnie powodu aby zyskać na czasie i przy okazji nie jechać marnych czterdziestu kilometrów na godzinę po oblodzonych drogach, postanowił udać się w podróż pociągiem.

Widząc charakterystycznie zniszczone, wyblakłe i niskie budowle, jakimi były okoliczne domy, czy też spróchniałe, wiekowe, drewniane szopy, wiedział już, iż lada moment będzie wysiadał.

 

Przed jego oczyma, malował się obraz zniszczonych, wyblakłych i obskurnych budowli, jakimi były okoliczne domy, czy też wiekowe, spróchniałe, drewniane szopy. Okoliczni mieszkańcy składowali tam różnego rodzaju przedmioty, od zwykłych kosiarek ,części do samochodów, maszyn budowlanych, do starych lodówek „przeżartych już zębem czasu”, gdzieniegdzie zagrzybionych mebli ,czy też tzw. potocznie nazywanego złomu. Sylwek raz nawet zauważył ,że jakiś starszy mężczyzna koło pięćdziesiątki ,razem z drugim facetem w czarnej ,skórzanej kurtce ,zanosili długie na około dwóch metrów, ciemnozielone worki do jakiejś czarnej szopy.

 

– Zbliżamy się do stacji Koba – zasygnalizował dźwięk kobiety w pociągu. Sylwek wstając, sięgnął po swój plecak nad głową, założył na siebie czarną kurtkę oraz granatowe rękawiczki, które leżały na siedzeniu na wprost, po czym ruszył w kierunku najbliższych drzwi automatycznych.

 

Wagon L2 znajdował się zaraz po jego prawej stronie, który był oddzielony szklanym i przezroczystym obramowaniem wokół. Drzwi oddzielające wagon od przedsionka również wykonano również z tego samego materiału, choć jakąś część z nich, stanowiły plastikowe elementy. Pusty. Nikogo, ani jeden żywej duszy nie były w stanie wyłapać bystre oczy Sylwestra.

Kaszlnięcie. Potem nastąpiło drugie, bardziej głośniejsze, mięsiste i zarazem wilgotne.

 

Wzrok Sylwka, który wcześniej patrzył na drzwi wyjściowe, teraz powędrował na siedzenia wagonu L2.Coś mu umknęło? Nie. Dopiero co tam zaglądał i nikogo, nikogusieńko nie spostrzegł. Czy jednak jego wzrok jednak nie jest taki dobry?

Zza ostatnich niebieskich siedzeń, od lewej strony, wyłoniła się głowa. Głowa jakiegoś pięćdziesięcioletniego mężczyzny. Ale czy na pewno?

 

Wstał. Przeszedł około dwa metry, po czym przystanął. Z kieszeni kurtki wyjął chusteczkę. Zakaszlał. Raz, drugi i trzeci. Za trzecim razem, z jego suchych, spragnionych wody ust, wyleciała lepka, gęsta jak miód i czerwona substancja, prosto na białą, czystą chusteczkę. Kolejne kroki. Powolne i chwiejne. Nie śpieszył się.

– Pomóc panu? – zapytał się Sylwek, niepewnym, donośnym głosem.

Sylwester nigdy nie odmawiał pomocy bliźnim, to  trzeba mu było przyznać. Teraz jednak, kiedy obserwował przez szklane obramowanie, na idącego w jego stronę faceta, czuł, iż mógł lepiej nie zadawać tego pytania. W tym człowieku było coś dziwnego, coś niekiedy niepokojącego, czego umysł Sylwka nie mógł pojąć.

 

 Głowa dziwnego mężczyzny podniosła się, a oczy złapały kontakt z młodzieńcem. Flegmatycznym ruchem głowy oznajmił, iż pomocy takowej nie potrzebuję.

 

Usiadł na najbliższym, niebieskawym siedzeniu, które mieściło się niedaleko drzwi wyjściowych od przedsionka. Teraz odległość, między Sylwestrem a facetem, wynosiła ledwo czterdzieści centymetrów. Przy pomocy szklanego obramowania, osiemnastolatek bez trudu mógł przyjrzeć mu się bliżej.

 

Długie, , jak noc i w dodatku tłuste, wijące się niczym pełzające węże włosy, które długością sięgały aż do jego barków. Długa i chuda szyja. Zmarszczone ,pożółkłe czoło. Czerwona czapka z daszkiem, posiadającą wyraźny czarny napis anglojęzyczny na środku, wraz z zielonkawym stworkiem o dużych białych oczach. Postać ta trzymała rękę ku górze ,skierowaną palcem na usta. Usta które były złowieszczo rozpostarte na całą twarz. Tekst na owej czapce brzmiał– Light OFF. Ubrany był w szarą kurtkę, niebieskie dżinsy i jakieś brązowe buty za kostkę.

 

Mężczyzna naciągnął rękaw kurtki i zerknął na swój błyszczący ,srebrny zegarek, który posiadał jakiś lekko podrdzewiały ,słabo widoczny, mały element. Sylwester widząc srebrzysty gadżet ,dostrzegł również pociemniałe ,żylaste przedramię ręki, na którym widniała czerwona ,umiejscowiona wzdłuż ręki blizna. Podejrzany typ uśmiechnął się w czasie, kiedy to młody chłopak mu się bacznie przyglądał. Tak jakby wiedział, że ktoś na niego spogląda mimo, iż od momentu zmiany swojego miejsca, ani razu nie poruszył swoją głową czy powiekami. Jedynie wpatrywał się na biało-niebieską ścian, tymi swoimi bezdusznymi, przerażającymi ślepiami.

 

Sylwester coraz gorzej czuł się z każdą upływającą chwilą ,kiedy stał nieopodal tego dziwnego człowieka, przypominającego mu chorego i niebezpiecznego  psychicznie pacjenta ,jakiegoś ośrodka dla obłąkanych. Niewiele myśląc ruszył powoli do tyłu ,w stronę innych drzwi ,jednak wciąż pilnował wzrokiem dziwacznego mężczyzny-tak na wszelki wypadek-gdyby ten postanowił nagle ruszyć w jego stronę ,albo miał-co gorsza-wyciągnąć na przykład ,jakąś broń z tyłu Dżinsów-pistolet bądź nóż.

Drzwi otworzyły się. Sylwek nim zszedł po przyłączonych do pociągu, metalowych schodach ,ostatni raz spojrzał w głąb pociągu. Facet widocznie nie miał zamiaru wysiadać na tutejszej stacji ,bo ani tak jak usiadł ,tak siedział. No i dobrze ,mam szczerą nadzieję że spotykam go ostatni raz, pomyślał.

 

Jego nogi docisnęły buty do świeżego ,bialutkiego ,dopiero co ułożonego przez wiatr śniegu. Nad jego głową rozpościerał się średniej wielkości daszek z betonu, z którego opadały od czasu do czasu, średniej wielkości masy śniegu, zaś przy samej krawędzi betonowego przykrycia, zdążyły się wytworzyć ,małe, przezroczyste sople lodu. Przed jego oczami mieścił się duży dworzec PKP, wykonany z czerwonej cegły z szpiczastym ,czarnym dachem. On sam tudzież ,stał na dość długim ,szerokim peronie ,oznaczonym numerem jeden.

 

Na stacji panował spory ruch. Jedni czekali na pociąg, drudzy z owych maszyn wychodzili. Ktoś inny pytał się, czy nie potrzebujesz transportu. Kobiety, dzieci, faceci i babcie. Starsi i młodsi. Ubrani w czarne, zielone czy nawet pomarańczowe kurtki. Można rzec, do wyboru do koloru. Wśród tych wszystkich ludzi, była tam pewna kobieta.

 

Chodziła i zaczepiała każdego człowieka, zaraz przy wejściu na dworzec, jednak większość ludzi, zdawało ją się zbywać. Trzymała w ręku jakąś małą kartkę bądź coś bardzo podobnego. Pytała  o coś bądź o kogoś, a jej głoś zdawał być się załamany.

– Proszę pana! Proszę! – Zwróciła się do jakiegoś obcego mężczyzny, ten jednak nawet na nią nie spojrzał.-Widziała ją pani?! Niech pani spojrzy!.-Jej słowa powędrowały w kierunku młodej kobiety ubranej w czerwoną kurkę.-Niestety jej nie widziałam.-Odparła chłodno, po czym jej wzrok znów wrócił w kierunku telefonu, trzymanego w czarnej rękawiczce.

 

– Co się stało proszę pani? – odparł Sylwester, widząc bezradność i nihilizm w oczach starszej kobiety.

– Moja Córka! – odparła, zaraz po czym wręczyła młodemu chłopakowi niewielkiej wielkości zdjęcie, ukazujące śmiejącą się szeroko rudowłosą, o brązowych oczach i pięknej twarzy dziewczynę. Widać było głównie jej głowę wraz z szyją, na której miała zawieszony jakiś złoty naszyjnik.

– Moja córka, dokładnie dwa tygodnie temu zaginęła!

– Jak to się stało?

– Dwa tygodnie… znaczy dwa tygodnie temu, moja szesnastoletnia Kasia wybrała się do koleżanki na imprezę. Tu w Koble. Gdzieś w środku imprezy, postanowiły razem  wyjść i gdzieś pojechać. One… one następnego dnia już nie wróciły-W tym momencie z jej oczu poleciały łzy, prosto na jej  stary, brązowy szalik.

– Wzywała pani policję?

– Oczywiście.. Ale oni ich nie Znaleźli.. znaczy.. patrol odnalazł samochód. Śledczy powiedział, że prawdopodobnie pod wpływem alkoholu, wpadły z impetem do  tutejszej rzeki…Tam.. ten samochód-Tutaj starsza kobieta urwała.

– Co takiego było z tym samochodem?-dopytał ostrożnie Sylwek.

– Ten samochód miał dziurę w przedniej szybie , w sensie w tym, którym wyruszyli z imprezy. Wewnątrz nie było ich. Nurt rzeki mógł je porwać. tak przynajmniej mi mówili… ale ja w to nie wierzę! – dodała kobieta z żalem i gniewem.

– Co pani ma na myśli?– zapytał ją zaciekawiony Sylwek.

– Koleżanka Kasi Klaudia, tak jak i ona sama, była bardzo odpowiedzialna i nigdy nie jeździła pod wpływem. Nie mówiąc już nawet, że przekraczała prędkość.

– Cóż…Zamyślił się chłopak. – Niestety jej nie widziałem, ale jeżeli wejdę w posiadanie jakiś informacji w czasie jak tutaj będę, to przekażę je komuś z okolicy, bo powiem pani, że nie jestem z stąd. A jeszcze jedno. To zdjęcie kiedy było robione?

– Dokładnie miesiąc temu. Wtedy też miała urodziny i dostała ode mnie złoty wisiorek.

– Co przedstawiał Wisiorek?

– Anioła, trzymającego w rękach dziecko.-Dodała ze wzruszeniem, po czym mocniej zaszlochała.

 

Przywitał go widok zaśnieżonych samochodów na parkingu, zaraz przy dworcu.

Oblepione i zaśnieżone pojazdy, wyglądały prawie jak jeden model samochodu. Co niektóre można było rozróżnić po wysokości. Na dodatek nasilający się śnieg sprawił, iż prawie było niemożliwością znaleźć swoje auto, gdyby nie reagujące na pilota światła pojazdy.

 

W oddali, mniej więcej na końcu parkingu, dostrzegł idącego w jego stronę człowieka o wzroście około metr osiemdziesiąt, przyodzianego w pomarańczową , dobrze widoczną kurtkę. Na głowie miał założoną niebieską czapkę z czerwonym pomponem. Gdy znalazł się w odległości około 8 metrów od Sylwka, energicznie zaczął machać w jego kierunku, przyśpieszając jednocześnie ruchu. Tym kimś był Mat.

 

– No w końcu dotarłeś. Już myślałem, że pociąg ma spóźnienie.

– Jak widzisz jestem na czas. Arek w aucie?

– Ta. A tak w ogóle jak ci minęła podróż? – zapytał zaciekawiony Mat.

-No cóż.. ja. – W tej samej chwili silny i siarczysty podmuch płatków śniegu, niesionych przez wiatr, dał bardzo mocno o sobie znać.

– Dobra! – krzyknął Mat – opowiesz mi w aucie. Choć szybko, bo zaraz nas tu zasypie!

Obaj udali się na skraj parkingu, gdzie znajdowało się auto Arka.

_/\_

 

– Kurde – rzucił Mat – gdybym ja zobaczył jakiegoś podejrzanego typa, co siedzi sam w pustym wagonie, a do tego wyglądem przypomina wariata z jakiegoś ośrodka dla chorych umysłowo, to bym zszedł na zawał. Dosłownie. A ty co myślisz Arek?

Arek podrapał się po swoich krótkich blond włosach.

– Ja myślę, że mógł to być zwykły, prosty człowiek, który ma już swoje lata i pewnie choruje, fizycznie bądź psychicznie. Podejrzewam, że prawdopodobnie i jedno i drugie.

Arek przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik obudził się ze śpiączki. Powolnym ruchem ruszył lekko do przodu, po czym włączył prawy kierunkowskaz. Po upewnieniu się, że nikt nie nadjeżdża, dodał więcej gazu przy jednoczesnym skręcie kierownicy. Niedługo po tym znajdowali się na głównej drodze. Drodze prowadzącej do Gościęcic.

– Będziemy musieli zajechać do jakiegoś supermarketu Arek. Potrzebujemy czegoś na ruszt, jeśli mamy przetrwać tą dzisiejszą imprezę – oznajmił Mat.

– Podjedziemy do Biedronki, akurat jest po drodze. Przy okazji kupię sobie coś słodkiego – mówił Arek, jednocześnie zmieniał kanały w radiu.

– O zobacz Sylwek! – Mat dał Sylwkowi swój telefon. Na ekranie widniała podobizna jakiejś dziewczyny o blond włosach, która pozowała stojąc jedynie w stroju kąpielowym nad jeziorem. Musiało być jej trochę zimno, ponieważ widoczna była u niej gęsia skórka. Dziewczyna uśmiechała się, a jednocześnie obejmowała swoimi rękami samą siebie.

– Jeżeli mi dzisiaj dopisze szczęście, to dzisiaj na ognisku będzie moja!  – powiedział dumnie Mat.

 

Sylwek wpatrując się w fotografię, przypomniał tą kobietę na dworcu, która to dopytywała o swoją zaginioną córkę. Smutna sprawa. Rodzisz dziecko. Patrzysz, jak dorasta, obserwujesz każdy jej krok, każde nowo, nauczone słowo. Razem przechodzicie przez przeciwności tego niesprawiedliwego, nadpsutego świata. Na dobre i na złe, aż pewnego razu dostajesz wiadomość, że ten skarb, ten wyjątkowy skarb, bezpowrotnie znika i nie wiadomo, co z nim się dzieje. Mam nadzieję, że tamta pani ją znajdzie.

– Nad czym tak dumasz Sylwek? – rzucił Mat, robiący przy okazji zdjęcie całej trójce.

– Spotkałem dzisiaj pewną starszą kobietę, zaraz przy drzwiach nieopodal dworca.

– Niech zgadnę… pytała się ludzi, czy widzieli jej rudowłosą córeczkę?

 – Taak .. A skąd ty to właściwie wiesz? Też ją ostatnio spotkałeś? – zdziwił się Sylwester.

 – Już ci wszystko mówię.. tylko ściszę ten szajs z radia.. no więc. Ogólnie sprawa wygląda tak, że dwa tygodnie temu była sobie impreza, w której uczestniczyła niejaka Kasia i jej koleżanka-Klaudia. W połowie imprezy postanowiły wybrać się przejażdżkę. Żadna nie wróciła. Jedyną poszlaką w tej sprawie jest samochód z rozbitą szybą, odnaleziony na dnie rzeki bez ciał. Choć podobno było coś jeszcze.. Arek?

 

Tutaj Mat się zatrzymał. Zacisnął mocno wargi. Jego głowa obróciła się w kierunku kierującego pojazdem Arka. Kierowca spojrzał się na Mata, po czym głęboko westchnął.

 – Auto znaleziono w jeziorze, zaraz przy starej, obskurnej budce, gdzie kiedyś  przejeżdżały i zatrzymywały się tamtędy autobusy. Tam też przesiadywał, zniszczony przez alko i dopalacze człowiek. W tamtą straszliwą noc, kiedy leżał pół przytomny pod wpływem, usłyszał pędzący samochód, a następnie wielki plusk. Jakąś chwile potem, dobiegły go dziwne dźwięki, podobnych do świergotu, ale nie takiego jak człowiek jest w stanie wydać ze swojego gardła. Wsłuchał się mocniej. Posłyszał, jakby ktoś ciągnął ze sobą coś, co wydawało dźwięk szurania o beton, jakby worka.. czy pary butów. W efekcie źródło hałasu rozpłynęło się przy chaszczach. Policja nie znalazła nic, prócz kilku powyginanych i połamanych gałęzi. Jeżeli coś lub ktoś, w jakimś celu tam się zatrzymał, to dobitnie zatarł wszystkie ślady.

 

Sylwek bardzo uważnie słuchał opowieści Arka. Nawet Mat, który wielokrotnie nasłuchał się tej historii, ilekroć w ostatnim czasie  spotykali się razem z Arkiem i oboje próbowali rozwikłać zagadkę.

 

– Znaczy wiesz.. ten człowiek to przysłowiowy menel, więc mógł mieć halucynacje dźwiękowe – uspokajał Arek. – Szczerze wątpię, aby ktokolwiek.. no.. na przykład zabrał ciała z auta i wywlókł do lasku. Jeśli byłby tam człowiek, to zapewne zostawił by jakieś ślady. Na bank jechały za szybko, nie wspominając, że obie były ostro narąbane.. tak to się właśnie kaczy jazda po pijaku.

 – Ale z tego co mi powiedziała ta staruszka, to Klaudia nie odważyła by się wsiąść za kierownice pod wpływem – zauważył Sylwek.

 – Powiedz mi ci szczerze Sylwcio, że te laski to nie były aniołki. Wiem sam, bo jeszcze nawet do niedawna kręciłem z Klaudią. Fakt-ja sam święty nie jestem, jednak to jak one potrafiły się nieraz się zachować.. powiem ci tak – popatrzył się przez środkowe lusterko na Sylwka. – Nie zdziwił bym się, gdyby po prostu pod wpływem wjebały się z impetem do rzeki. Intelektem to one kurwa nie grzeszyły.

 

Przez resztę drogi do biedronki, rozmawiali o jakiś mało istotnych, neutralnych rzeczach, pokroju-jakie cechy najlepiej im odpowiadają u dziewczyn, kto powinien kandydować na prezydenta, czy polska reprezentacja w piłkę nożną doczeka się awansu do mistrzostw świata, dlaczego lepiej kupować auta z zamontowanymi systemami LPG. Między tymi rozważaniami, pojawiło się nawet jedno o sens życia.

 

Arek zaparkował zaraz przy wejściu do sklepu. Brali wszystko to, co uważali za smaczne i za dobrą cenę-Chipsy, czekoladę, napój pepsi, dwa opakowania parówek, jedno  duże opakowanie kiełbasek na grilla, pokrojony w plastry ser i rzecz jasna bułki. Arek zakupił duże opakowanie Prince polo. Mat przy kasie, przypomniał  jeszcze sobie, iż zakupić miał dodatkowo kawę, cukier, dwa bochenki chleba, worek bułek i wodę niegazowaną, dla swojej kochanej mamy.

 

– Słuchajcie – powiedział Arek do Mata i Sylwka, kiedy zaparkował pod domem Mata. – O 15 wszyscy mamy się spotykać się na imprezie na ;ławkach; Oprócz nas będzie jeszcze Kaśka, Maks, Darek, Ilona i Sylwia. Rozpalimy ognisko, posiedzimy , pośmiejemy się. Zobaczymy się na miejscu.

Arek zamknął drzwi swojego zaśnieżonego auta, po czym odjechał w siną dal.

 

– No dobra Sylwek – rzucił Mat – trzeba ci przygotować spanie, choć mam wątpliwości, czy tej nocy pójdziemy spać – zaśmiał się. – Mam nadzieje, ze  zdążymy zjeść obiad. A tak propos .. masz to o co cię prosiłem? – spojrzał mu się prosto w oczy.

– Wszystko w moim super plecaczku. – Odparł uśmiechnięty Arek.

– W takim układzie przyjacielu, zapowiada nam się niezapomniana noc!

_/\_

 

Dom mieścił się w szeregu razem z innymi podobnymi, lecz na dalszy rzut oka-różniącymi się od siebie budynkami. Zielony, choć w jednym miejscu zniekształcony w wyniku uderzenia autem. Otaczał on frontalną część domu. Na jego całej szerokości, znajdowało się niewielkie, choć urokliwe podwórko. Na terenie posesji, mieścił się wjazd, który to w okresie jesiennym przypominał istne rumowisko.

W tylnej części budynku(idąc do końca wjazdem od lewej strony)mieściło się drugie, nieco większe, lecz wspólnie z tamtejszymi sąsiadami, podwórko nr 2.

 

Ulica Dąbska, jak i inne tutejsze ulice, mieściły się na wsi– Moczary Małe-która to znajdowała się około trzydziestu kilometrów od miasta Koba.

 

– Która godzina? – zapytał Sylwek, któremu nie chciało się sprawdzić czasu w telefonie.

 – Jest równo za piętnaście piętnasta.Za dziesięć minut będziemy na miejscu, więc nie bój żaby.

 – Nie boję, tylko… – tutaj urwał, aby się chwile zastanowić.

 – Tak wiem grzybie, nie lubisz się spóźniać.. o, dostałem wiadomość na Messengerze od Arka.. oprócz wcześniej wymienionych osób, ma pojawić się jeszcze Klara.

 – A to ciekawe. – odrzekł nieco zaskoczony i zaciekawiony Sylwek.

 – To chyba żaden problem? Lubicie się dalej co nie? – zapytał niepewnie Mat.

 – No ogólnie to nie ma między nami zwady. Fakt, że nie piszemy jakoś dużo ze sobą. Czasami pytamy się między sobą, co słychać, jak się miewasz itd. Oprócz imprezowania i chwilowych słabości, szczerze to jakoś nic nas zbytnio nie łączy.

 

Klara. Dziewczyna o czarnych włosach, piwnych oczach. Natura obdarzyła ją wyjątkowymi kształtnym ciałem. Na jej delikatnej cerze znajdowały się piękne piegi, które połączone z jej szerokim uśmiechem, rozpogadzały najbardziej smutnego człowieka na świecie.

 

 – Weź mi wytłumacz stary jak to jest, że za każdym razem, kiedy to się spotykaliście na tych wszystkich imprezach, domówkach, klejcie się do siebie, wspólnie rozmawiacie, a jednak koniec końców nie jesteście ze sobą?

 – No jakby to powiedzieć.. – próbował odnaleźć w swojej małej główce, jakieś sensowne wytłumaczenie, ale niestety… -to dość skomplikowane i pogmatwane. -Wydusił z siebie.

 – No tak – chrząknął Mat, jakby oburzył się na niesprecyzowaną odpowiedz swojego leniwego przyjaciela. – Ty i te twoje zajebiste odpowiedzi. Powinieneś dostać za nie nagrodę.

 – Kto wie Mat.. może kiedyś się jakiejś doczekam.

 -Doczekać to możesz się dzisiaj niezapomnianej imprezy, a jak jeszcze uda ci się znowu podbić do Klary to zabawa na całego. Tylko pamiętaj, żebyś jej dziecka nie zrobił, bo już nigdy się od niej nie uwolnisz! – Zachichotał Mat.

 – Dobra dobra, nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie – odrzekł z dozą lekkiego zakłopotania Arek.

 – W takim układzie jest pewna szansa, iż ta noc uda ci się podwójnie! – dorzucił Mat

 – Myślę, że nam oboje ten nocy uda się podwójnie.

 – Skoro tak..– Arek uniósł lewą rękę z piwem i stuknął ją o drugą butelkę Sylwka. – Za podwójnie udaną noc!

Powoli zaczęło się ściemniać. Płaska rzeźba terenu, umożliwiała obserwację od zachodniej strony pięknego widoku, jakim była cienka, emanująca na pomarańczowo poświata, od zanikającego słońca.

 

Miejsce docelowe położone było kawałek od jakichkolwiek budowli(najbliższą z nich było Dino, mniej więcej dwa kilometry od  tzw. schodków).

 Wokół mieściło się pełno drzew i chaszczy. Śnieg w tym miejscu był wyraźnie przyklepany, przez przychodzących tu ludzi. W centralnej części mieściły się drewniane ławki, teraz pokryte przymarzniętym do nich, śnieżnym puchem. Były usadowione na około ogniska, które teraz buchało czerwono-jasnymi płomieniami, układającymi się w obrazy, wręcz malowniczych, różnorakich kształtów. Przychodzące ściemnienie  i lekko prószący śnieg, tylko podwajał wizualne wrażenia.

 

Kaśka wrzuciła dwa kawałki suchego, ciemnego drewna, podsycając tym samym płomień, drzemiący w ognisku. Maks i Darek ostrzyli za pomocą srebrnego i brązowego  scyzoryka kije, do pieczenia kiełbasek. Ilona i Sylwia wracały z ze spaceru, przy okazji ciągnąc za sobą jakiś średniej wielkości krzak. Na ławkach zaś siedzieli i rozkładali rzeczy z reklamówek, bądź też plecaków Arek z Klarą.

 

Siedzieli i przyglądali się buchającym płomieniom, przy okazji pałaszując pieczone kiełbaski. Niektóre z nich jeszcze świszczały od nagrzanego tłuszczu. W między czasie rozmawiali między sobą.

 

Po skosztowaniu ze smakiem kiełbasek i kilku innych wytrawnych produktów mięsnych typu karkówki, bekon, nadszedł czas na wprowadzenie drugiej fazy imprezy.

Część z nich delektowała się napojami wysoko procentowymi pokroju wódki czy whisky. Niektórzy woleli od napojów zapalić trawkę. Znaleźli się też tacy co postanowili-w geście wzmocnienia doznań– pomieszać jedno z drugim. Takimi osobnikami byli Mat i Sylwek.

 

– O Sylwcio, gdzie ty żeś zdobył takie cuuudo… – przedłużył wstawiony Mat.

– Powiedziałbym ci, ale podpisałem z dilerem klauzule o nieujawnianiu danych osobowych haha –  zachichotał Sylwek.

 – Ach Sylwek… Ty to jesteś agent jak ich mało. Dziękuje bogowie, że nasze drogi się zeszły.

 

Rozmowa między nimi trwała jeszcze jakieś dziesięć minut, po czym Mat wyruszył na bajere w stronę pijanej Sylwii. Sylwek dołączył do dyskusji Maksa i Darka, która orbitowała wokół modelów samochodów, a mianowicie– który samochód jest bardziej przystępny– ford mondeo czy bmw e36. Z racji tego, iż Sylwester nie znał się

Zbytnio na motoryzacji, toteż wsłuchiwał się w ich rozmowę, niż kierował w ich stronę jakieś precyzyjne uwagi czy zwięzłe i praktyczne fakty.

 

Stan flow po niedługim oczekiwaniu, dał o sobie znać. Sylwek wpatrywał się na ognisko, które teraz biło mocniej odczuwalnym ciepłem niż wcześniej. Płomienie tworzyły nieznane figury czy postacie, żyjące swoim własnym płomienistym życiem, tańcząc i skacząc jak niezaspokojone ogniki. Od bladego księżyca wyczuwał zimne promieniowane, ilekroć wyciągał rękę w jego stronę. Od każdej pojedynczej osoby, przesiadującej w jego zasięgu wzroku, był w stanie odczuć jakby pole energii, różniące się od siebie kolorami, w zależności od danej osoby.

 

Jego wzrok zatrzymał się na Klarze. Zielona kurtka próbowała oprzeć się naporowi czegoś, co za każdym razem nabrzmiewało przy próbie nabieraniu dużego oddechu. Po chwili zauważył, iż ona również wpatruje się w jego stronę. Nie musieli miedzy sobą rozmawiać, bo po oczach było jasne, że oboje coś od siebie chcą.

 

Przesiedział tak jeszcze z dobrą godzinę, przy okazji pałaszując bekon w bułce z keczupem i serem. Próbował nawiązać jeszcze kontakt z Kasią, lecz ona nigdy nie pałała do niego zainteresowaniem i chęcią do przeprowadzenia jakichkolwiek rozmów czy interesujących rozważań, poza tym teraz leżała na ławce blisko ogniska, przykryta grubym kocem. Arek siedział obok niej i doglądał, czy nie potrzebuje w razie czego, jakieś pomocy. Z jej ust wychodziły niezrozumiałe słowa.-Ta to zawsze bełkocze coś przez sen.– Oznajmił śmiejąc się Arek, spoglądając na Sylwka.

 

Czas leciał tak szybko, iż nie było wiadomo, która dokładnie jest godzina. Wszystko raz wirowało a raz zatrzymywało się, jakby świat próbował złapać oddech. Raz spokój, a raz przyspieszony pęd czasu, widziane przez Sylwestra, które znikały tak szybko, jak się pojawiały. Pełna paleta doznań. To jest Impreza-pomyślał.

 

 Sylwek próbował jeszcze ponownie dołączyć do żywej dyskusji, pomiędzy Maksem i Darkiem, jednak ci prowadzili gestykulacje nad temat sensu istnienia obcych cywilizacji, a to dla niego było już zbyt dużo. Mat w tym samym czasie gościł na swoich kolanach Sylwie, która napierała swoim dekoltem o jego zarośniętą twarz. Sylwek to widział. Widziała to też Klara. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Dziewczyna przechyliła lekko głowę na bark, przy okazji zaciskając dorodne, pomalowane wyraźną czerwienią, kobiece wargi. Rzuciła szybko wzrokiem w kierunku dróżki, prowadzącej na pewne zacisze. Sylwek niewiele myśląc puścił jej oczko, po czym wstał i ruszył w wzdłuż dróżki. Klara po niedługim upływie czasu, również udała się za nim.

 

Przez wysokie drzewa przedzierały się promienie księżyca, nadając temu miejscu wyjątkowego klimatu.

Zobaczył ją. Ujrzał jej głowę zza drzewa. Chwilę później stała już od niego w odległości trzech metrów.

 – Jak się bawisz Sylwek? – zapytała go swoim ciepłym głosem o delikatnej tonacji.

 – Dobrze Klaro, bawię się dobrze… tylko.. – tutaj urwał widząc, jak Klara przybliża się do niego z lekko rozwartymi ustami.

 – Tylko co? – była już kilka centymetrów od niego zadając to pytanie. Te oczy, pomyślał. Te spragnione zielonkawe oczy ,które proszą o uwagę. Jej delikatne usta. Usta spragnione, proszące o jedno. O  czułość i dotyk.

Stali tak przez chwilę, spoglądając sobie w oczy, a z każdą ulatującą sekundą odczuwali narastającą siłę przyciągania. Do błogiego i rozkosznego zapomnienia, dzielił ich jeden moment…

 – Halo! – krzyknął ktoś nagle z tyłu.– Sylwek, Klara, Jesteście?!

u obojgu grymas pragnienia przerodził się w chwilowy strach i otępienie, po czym pewien rodzaju niesmak.

 – Tak jesteśmy! – odpowiedzieli lekko zestresowani.

To był Arek.

 

 – O jesteście, super. Sylwek – zwrócił się lekko zasapany Arek – będziemy się powoli zbierać. Mat jest mocno wcięty, ale jest w stanie mniej więcej chodzić. Jeżeli chodzi o Kasie, Ilonę, Maksa i Darka, to trzymają się bez problemu. Klara widzę tak samo. Ciebie, Mata, Klarę i Kaśkę odwiozę, z racji tego, że reszta mieszka niedaleko stąd. Chwilę później cała trójka wróciła do ogniska, gdzie reszta ekipy powoli sprzątała. 

Mat wgramolił się na tył auta, przy pomocy Maksa i Arka. Każdy z każdym się pożegnał. Rzecz jasna oprócz Mata. Kiedy Maks, Darek i Ilona poszli w swoją stronę, Arek ruszył w drogę.

_/\_

 

Przy starych, mieszczących się trzy kilometra od stacji benzynowej bloków, Arek wysadził Kaśkę.

Podjechali jeszcze na stację paliw.

 – Nie wiem jak wy, ale ja idę po Hot doga, bo jestem głodny. Idzie ktoś ze mną?

 – Ja pójdę, bo nie wytrzymam zapachu wódy od Mata – oznajmiła siedząca na tylnym siedzeniu Klara. –  Przy okazji rozprostuje kości.

 – Ja zostanę. Popilnuje tego brodacza. Poza tym nie chcę marznąć – odrzekł Sylwek.

Arek razem z Klarą udali się na stacje a Sylwek został sam z niezbyt kontaktującym Matem.

 

Pogoda znacznie się zmieniła. Wcześniej z nieba opadały niewielkie, wręcz prawie nie zauważalne chude płatki śniegu. Teraz natomiast wszędzie fruwały masywne płaty śniegu, zacinając i ograniczając zasięg widzenia.

 

Powieki Sylwka stopniowo się przymykały. Jego ciało robiło się coraz to cięższe i cięższe. W radiu leciał jakiś kawałek Eda Sheerana. Była to piosenka Dance with the Dark. Odpływał w bezkres. Powoli tracił kontakt z otaczającym go światem. Tego mi było trzeba, pomyślał. Spojrzał niezgrabnie na Mata– Ten to w ogóle odpłynął w siną dal.

 

W pewnym monecie w radiu, dało się słychać szumy na przemian z muzyką, które to z każdą sekundą były coraz bardziej wyraźniejsze. Po chwili nie było możliwością odgadnąć słów, czy dźwięków. Lekko sfrustrowany chłopak, próbował zmienić stację, lecz ta anomalia była obecna wszędzie. Ni z tond , ni z zowąd, radio przestało grać.

 – No to zajebiście – odrzekł zniesmaczony Sylwester – Arek chyba za to mnie udusi.

 Przez przypadek jego wzrok powędrował na prawe lusterko.

 

 W świetle tamtejszych lamp, które oświetlały swoim pomarańczowym blaskiem średniej wielkości, ciemnozielony żywopłot, poruszający się na wietrze, Sylwek coś zauważył. Między wierzchnią a środkiem rośliny, dało się dostrzec dwa ciemne punkty. Sylwkowi wydały się one wyjątkowo nie pasować do reszty rośliny. Wkrótce zamiast nich, pojawiła się para wielkich, świecących na czerwono ślepi, spoglądająco zawistnie na Chłopaka w samochodzie.

 

Sylwester cały zbladł i zesztywniał, nie mogąc jednocześnie złapać jakiegokolwiek oddechu. Omamy, pomyślał. Mam omamy. Spokojnie. To wszystko dzieję się w twojej głowie. Zmęczonej i pod wpływem dwóch psychoaktywnych substancji. Tego nie ma-próbował przekonać sam siebie, przy okazji śmiejąc się sztucznie. Tego nie..

A jednak. Czerwono krwiste, żarzące i gniewne oczy dalej tam się znajdowały, wyglądaj nawet bardziej przerażająco niż wcześniej, kiedy to na nie spoglądał.

Dobra Sylwuś zrobisz tak – próbował przekonać samego siebie – zamkniesz oczy i policzysz idioto do dziesięciu, jednocześnie uspokajając nieregularny oddech.

 – raz ,dwa ,trzy ,cztery ,pięć , sześć – to tylko twoje urojenia – powtarzał sobie– siedem, osiem, dziewięć…. Dziesięć.

Dobra Sylwek. Raz kozi śmierć. – Po tych słowach szybkim, niepewnym ruchem znów spojrzał w kierunku żywopłotu. Pusto – głęboko westchnął. A jednak miałem rację. Po jakiego czorta się tak boję. To tylko chaluc… o nieee… nieee – między dwoma drzewkami mieściła się pewna wyrwa. Od strony prawej rośliny wyłoniła się długa, szarawa i żylasta ręka, rozprostowująca chude palce zakończone długimi szponami, jak i również powiewające na wietrze długie czarne włosy. Postać wyłoniła wszak jeszcze połowę swojej szarawej, pomarszczonej twarzy. Jedno oko bacznie i wręcz wygłodniale wyglądało ku Sylwkowi. Z odległości dziesięciu  metrów dało się również dostrzec czarny i płaski nos. Dało się też doglądnąć paszczy tego czegoś, rozpostartej na cienkich, rozciągniętych wargach. Sylwek nie był teraz pewien, czy to co widzi istnieję naprawdę, czy nie. Jedyne pewniki jakie mu towarzyszyły w tym momencie, to monstrualnej wielkości strach, trawiący go od stóp do głów.

 

 Z oddali dało się słyszeć głos Arka i Klary, idących gdzieś od strony przedniej szyby. Sylwek nieco się oprzytomniał. Zobaczył ich idących i jedzących z apetytem hot dogi. Instynktownie znów spojrzał na prawe lusterko, lecz prócz wyrwy w żywopłocie, niczego teraz tam nie było.

 

Przez resztę drogi prawie w ogóle nie wypowiedział żadnego słowa.

 

 – Co ty taki mało mówny? – dopytywali się  Arek z Klarą.

 -Chyba jestem trochę zmęczony-odrzekł, kierując wzrok na Arka, który teraz jedną ręką prowadził auto, a drugą zajadał hot doga. Prawdziwy wirtuoz, pomyślał. Spojrzał przez bark na Klarę. Ta widząc jego oczy uśmiechnęła się, swymi szerokimi ustami, z zatroskaną miną.

 

 – No cóż – zadumał Arek – Przynajmniej jesteś przytomny, a nie jak ten brodacz z tyłu.

Zaparkował kilka metrów od domu Mata, aby przypadkiem nie obudzić dźwiękiem silnika jego rodziców.

 

Mat nie specjalnie chciał opuścić pojazd, z uwagi pewnie, iż wewnątrz samochodu było znacznie cieplej, a jeżeli na zewnątrz. Na szczęście wystarczyło otworzyć na przysłowiowe „ pięć minut” wszystkie drzwi, aby Mat nieco się ocucił. Na szczęście wyszedł o własnych siłach.

 

Niezbyt sprawnie wsadził klucz do zamka. Klucz zadziałał-drzwi otwarły się a Mat jak tylko był w stanie, ruszył ostrożnym krokiem za próg, a Reszta dotrzymała mu kroku.

W świetlej słabo świecącej, żółtawej lampy, której wcześniej zapaliła Klara, widać było nieduży, pokryty jasną brązową boazerią przedpokój. Przed nimi usadowione były schody o niewielkich szerokości, również wykonane z drewna, lecz bliższemu drzewu pokroju dębu, z dość wąskimi stopami. Schody prowadziły na pierwsze piętro, gdzie mieścił się pokój Mata. Po lewej stronie za ciemnymi drzwiami, mieściła się sypialnia wraz z kuchnią i łazienką.

 

 Droga Mata na górę trochę się dłużyła, lecz on sam nie poradził sobie nadto fatalnie. Położył się na rozłożony zaraz przy białych drzwiach, średniej wielkości rozkładane łóżko, które co ciekawe, miało być przeznaczone pierwotnie dla Sylwka.

 Cała trójka stała przy aucie.

 

 – No powiem wam, że już dawno chłop aż tak się nastukał – śmiał się Arek, przy okazji zaciągając się resztką papierosa. –  Jak jutro będzie coś z tego pamiętał, to będzie cud. Ach niby takie to mądre, a jednak głupie… no cóż, pora się zbierać – odparł – Podwieź cię Klara?

 

 – Wiesz… w sumie…)

 – Nie chciała byś jeszcze zostać na chwile? – wszedł bez cienia skrupułów w słowo Sylwek.

 –  No właśnie, z ust to mi wyjąłeś – oznajmiła radośnie Klara, uśmiechając się do Sylwka.

 – Oczywiście jeśli to nie problem, bo jeśli tak, to ja oczywiście zrozum…)

 – Nie no co ty Klara, to żaden problem – odpowiedział żywo Sylwek.

 

Po tamtym wydarzeniu na stacji paliw, nie miał ochoty zostać sam z niekontaktującym i śpiącym kumplem. Znów ujrzał to coś, co czaiło się za żywopłotem oczami wyobraźni– szarawy kolor skóry, żylaste ręce zakończone u podnóża palców wielkimi pazurami. Ślepia. Te pieprzone, wielkie czerwone i wygłodniałe ślepia. Wyimaginowany obraz, czy rzeczywisty? Nie wiedział. Nie, był pewny cóż to było. Takie rzeczy nie dzieją w życiu. To przez zmieszanie wódy z dopem, pomyślał. Bo jakby inaczej mógłbym to sobie tłumaczyć? Jedno jest pewne– Obecności Klary przyniesie mu  o wiele więcej korzyści, niż nieszczęść. Poza tym mamy coś do dokończenia, szepnął do siebie w duchu.

 

 – W takim układzie zdarzeń ja będę się zawijał, do zobaczenia – oznajmił Arek.

Gasząc papierosa o puch śniegu wsiadł do auta, po czym ruszył do najbliższego skrzyżowania, machając jeszcze ręką przez słabo przejrzystą szybę.

_/\_

 

Ściany Pokoju były pomalowane na kolor biały. Podłoga została wyłożona jasnobrązowymi panelami. Sufit usadowiony był dość nisko, przy czym należy nadmienić, iż schodził on coraz to niżej od prawej do lewej strony. Na wprost z lewej strony, znajdowało się niewielkiej wielkości okno, przez które dało się obserwować minimalistyczne podwórko, wraz z błocistym wjazdem, jak i mały fragment ulicy, oświetlanego przez stojącą tam lampę. Po prawej stronie, stało rozłożone duże łóżko,  Mata, na którym teraz leżeli sobie Sylwek, wraz z Klarą. Przy samych, białych drzwiach, znajdowało się rozkładane, prostokątne łóżko, a nad nim dwie tafle lustra, przyklejone w narożniku, gdzie spał Mat.

 

Oboje znajdowali się  bardzo blisko siebie. Klara głaskała go delikatnie po brzuchu, a on muskał ją po ręce. Patrzyli sobie w oczy, a ich serca biły ten sam równy rytm, jakoby stanowili jeden organizm.

 

 – Sylwek… – powiedziała swym delikatnym głosem, jednocześnie nieco łagodnie sapiąc.

– Tak Klara? – Odrzekł zmęczony.

– Czy mi się wydaję, czy coś cię trapi?

 

Szczerze nie miał ochoty w tamtej chwili wspominać o tamtym dziwacznym wydarzeniu. Nie teraz. Teraz czuł się naprawdę dobrze, kiedy leżał tak blisko niej. Tego mi właśnie było trzeba-mówił sam do swojego sumienia– Teraz jest teraz. Muszę cieszyć się chwilą, bo takie chwile nie zdążają się codziennie. Pytanie które Sylwkowi się nasuwało brzmiało teraz– powiedzieć jej prawdę? A może tylko połowę? Jest szansa, iż potraktuje to tako słaby żart i puści to w niepamięć. Istnieje również druga opcja, gdzie uznaje mnie za wariata. W konsekwencji tego opuści mnie i zostanę sam. Nie mogę ryzykować. Wymyślę coś na szybko. Niegroźne i przebiegłe kłamstwo.

 

 – Wiesz Klaro – zaczął – widziałem dzisiaj, jak grupka chłopaków naśmiewa się z jakiejś grubej dziewczyny. Tam u mnie, nieopodal sklepu pana Hofmana. W końcu nie wytrzymałem i krzyknąłem do nich, żeby się od niej odczepili, bo dostaną po głowie.

 – Ach Sylwek… ty to zawsze byłeś gotów stanąć w obronie innych – odrzekła cicho z dumą. Zawsze bardzo mi tym imponowałeś, bo nie jesteś zbyt duży, tylko… no wiesz.

 – Tak wiem Klaro. No cóż, mimo, że ten świat nie jest idealny, to warto zachować się od czasu do czasu, przynajmniej jak należy.

 

Po niedługiej chwili, Klara złapała w dłonie telefon, który to leżał za nią.

 – Za piętnaście trzecia. Niedługo będę musiała się zawijać – powiedziała smutnym głosem.

 – Zostań jeszcze na dwadzieścia minut, tylko dwadzieścia minut – odparł Sylwek.

 – Sylwek, ja… ja nie powinnam… no wiesz… – mówiła do niego niepewnie

 – Proszę – złapał ją za rękę, gdy ta próbowała wstać – tylko dwadzieścia minut, ostatnie dwadzieścia minut, proszę… błagam Klara – zwrócił się desperacko do niej.

 

 Dziewczyna słysząc jego błagalną prośbę, nie miała serca mu odmówić, zwłaszcza, iż mogła coś do niego czuć, choć nie była pewna, czym to uczucie jest– chwilową słabością, która to zaś powtarzała się cyklicznie, ilekroć przebywała blisko niego-czy jednak było coś w tym wszystkim, jakieś głębsze sprawy. Tak czy siak, znów ich ciała zbliżyły się do siebie, wracając miejscami do poprzedniego stanu.

 

 – Zawsze wiedziałem, że dobra z ciebie dziewczyna… a w dodatku tego zabójczo ładna.

 

 Klara usłyszawszy to, uśmiechnęła się i lekko zachichotała.

 

 – Te twoje teksty na podryw, zawsze bezbłędne.

 – Wiesz co jeszcze jest bezbłędne? Twoje magiczne, usypiające perfumy.

 

Leżeli wtuleni w siebie jeszcze mocniej jak wcześniej. Sylwek wpatrywał się w jej piękne piwne oczy, które w połączeniu z czarnymi włosami i jej charakterystycznymi piegami, dawały oszałamiający efekt. Nie wiedział kiedy, ale w pewnym momencie poczuł się ciężki, a jego powieki zaczynały się przymykać. Ostatnią rzeczą jaką później będzie z tej chwili pamiętał, to jej uśmiech, za który dałby się pokroić.

 

 Maszerował teraz po niewielkim holu, gdzie na niskim suficie, lekko kołysały się małe rondle z małymi i słabo oświetlającymi na blado-pomarańczowe żarówki(podobne do tych, które stosowano w starych schronach na przełomie 2 wojny światowej), gdzie mijali go starsi ludzie w białych kitlach. Po obu stronach jasno-szarawych ścian, w niedużych od siebie odległościach, posadowione były podobne do szyb, przezroczyste i przyciemniane tafle.

 

Sylwester ruszył powolnym krokiem wzdłuż korytarza. Spoglądając raz na jedną, a raz na drugą ścianę, w kierunku „szyb”, dostrzegł przez jedną z nich, coś w rodzaju aparatury-mikroskop stał na jakimś blacie, a zanim mieściło się duże, prostokątne urządzenie, z zieloną diodą w prawym górnym rogu. Przy szklano-podobnym materiale po wewnętrznej stronie, spoczywały dwa wyświetlacze. Na pierwszym z nich, w miejscu styku lewej i prawej krawędzi monitora, ukazany został program, a on sam ukazywał różnego rodzaju przewijające się, znikające i znów pojawiające się informację:

 

Pochodzenie:  rasa pochodna Chumanoidów/ Stalker

Klasa zakwalifikowanego zagrożenia( skala od jeden do sześciu): cztery.

 

Opis: Osobnik potrafi zmienić swój wygląd w zależności od pory dnia, dzięki czemu trudno jest go wykryć w dzień, gdyż upodabnia się do nas-do ludzi. Tężyzną fizyczną przewyższa znacznie człowieka. Szybki, silny, przebiegły. Przejawia on cechy psychopatologiczne i kanibalistyczne– często nim zaatakuję ofiarę, najpierw bacznie ją obserwuję i analizuje jej zachowanie, przeważnie z ukrycia i w taki podstępny sposób, aby tylko ona go widziała. Następnie śledzi ją, aby dowiedzieć się, w jakim obszarze dana osoba się porusza( w tym celu kamufluje się w postaci człowieka). Atakuje zazwyczaj  młode, zdrowe fizycznie, pojedyncze osoby, choć w obliczu zagrożenia, nie zawaha się i ruszyć na większą liczbę ludzi. Pechowa persona często myśli, iż popada w psychozę. Najczęściej Atakuję nieświadome tego osoby w porze nocnej(tylko wtedy najczęściej przyjmuję pełną formę), jednocześnie pożerając je, kiedy to owi ludzie śpią, choć niekiedy odnajdywano przypadki zjadania ludzi żywcem.

UWAGA !!!

Aby zlikwidować podmiot, należy doszczętnie go spalić.

Mocne strony: niewrażliwy na niską temperaturę/ szybka regeneracja tkanek/ hibernacja/ wpływanie na sny ofiary.

Słabe strony: znaczna wrażliwość na wysoką temperaturę oraz na mocne skupione wiązki światła.

 

Nagle na drugim wyświetlaczu pojawił się duży czarnoczerwony, na całej powierzchni monitora napis: Słabe napięcie akumulatora komory kriogenicznej– Rozpoczynanie procedury przebudzenia podmiotu 003GTE/TETRAX/STALKER.

 

Z głośników umieszczonych w przeciwległym pomieszczeniu, gdzie  znajdowało się duże prostokątne urządzenie, zabrzmiał głośny dźwięk alarmu, słyszany nawet przez Sylwka w przeciwległym od pokoju holu. W obydwu pomieszczeniach poczęła się obracać się z dużą prędkością, niewielka lampka, która to mieniła się czerwonym kolorem, oświetlając pomieszczenia wzdłuż i wszerz.

 

 – Uwaga! personel w skrajnym niebezpieczeństwie! to nie są ćwiczenia, powtarzam, to nie są ćwiczenia! – odrzekł przeraźliwie głośno w jakimś głośniku głoś jakiegoś mężczyzny, który to Sylwek słyszał za sobą. – Proszę o niezwłoczne opuszczenie placówki za pomocą windą L2. Powtarzam! Personel w skrajnym nieb…)

 

Kolor diody mieszczącej się w górnej części komory, zmienił się na czerwony. Obustronne wypukłe drzwi poruszyły się, oddalając się tym samym od siebie, a w ich miejsce rozstąpił się biały dym, który po chwili zajął całe pomieszczenie. Sylwek postanowił się powoli ruszyć, w kierunku windy L2, usadowionej wprost przed nim.

 

 Przez szklano-podobny materiał, ujrzał promieniujące od czerwieni, wielkie, złowrogie oczy. To on – pomyślał. Wtem posłyszał przeraźliwy ryk, od którego skoczył mu poziom adrenaliny i kortyzolu. Nie zważając już na nic, z całych możliwych sił pobiegł przed siebie w kierunku dobrze widocznego, świecącego się na zielono napisu– winda L2. Zanim jeszcze znalazł się kilka metrów od drzwi, usłyszał huk uderzenia czegoś w szarawy, przezroczysty materiał, a towarzyszył mu dźwięk pękającego szkła.

 

Był już przy głównym panelu. Wcisnął guzik wzywający windę, jednak monstrum znów z impetem gruchnęło z całą siłą. Każda sekunda dłużyła mu się teraz jak godziny. W końcu była na miejscu. Trzecie uderzenie-materiał wydał z siebie niepokojący dźwięk jakby ledwo co się trzymał. Drzwi rozwarły się, a on szybko wbiegł do środka. Potężny przeraźliwy skowyt, po czym szarawa postać przebiła się przez materiał. Odwróciła się w kierunku chłopaka. Duża szarawo-żylasta i zgarbiona nieco postać, przypominająca wilkołaka z mitów, lecz to nie był wilkołak-wilkołaki nie istnieją. Pocięta od odłamków szkła na całej długości ciała, teraz wyglądała jeszcze bardziej przerażająco jak wcześniej. Te duże, czerwone, wypaczone i wygłodniałe oczy, długie czarne włosy po bokach głowy do samych barków, wzdłuż łba jedynie prosta łysina. Boże, niech ta jebana winda już jedzie!!

 

 Szarawy potwór postanowił zaatakować. Pędem ruszył w stronę windy, która to w końcu rozpoczęła proces zamykania drzwi. Monstrum sunęło z niewyobrażalną prędkością w stronę przymykających się drzwi. Sylwek krzyknął z przerażenia i tym samym oddalił się najdalej do tyłu, aby długie szpony stwora go nie dosięgły. Szarawe stworzenie słysząc strachliwy głos chłopca, jeszcze mocniej przyśpieszyło, przy okazji zmieniając bieg z dwóch łap na cztery. Sylwek z przerażeniem i z grozą patrzył, jak ogromny stwór, który chcę go żywcem prawdopodobnie zjeść, teraz znajduję się parę metrów od niego. Nieeeeee! – krzyczał z olbrzymią grozą w niebogłosy.

 

– Słyszysz mnie Sylwek? Muszę już iść – odparła nad nim Klara.

Co?! – odrzekł głośno, kiedy zerwał się szybko z łóżka.

 – A tobie co? – zapytała zaskoczona i zaniepokojona zachowaniem chłopaka.

 – Ja… a nic. Miałem koszmar i w dodatku bardzo rzeczywisty.

 

Ubrali się. Oboje zeszli bezszelestnie po schodach. Założyli kurtki. Nie wiadomo kiedy i znajdowali się już na chodniku za głównym wjazdem na podwórko, gdzie padało na nich światło latarni, a w jej pomarańczowym blasku widać było wolno opadający dużymi płatami śnieg, wraz z szarawym niebem.

 

 – Mimo wszystko wolał bym cię odprowadzić – oznajmił pewnie Sylwek

 – A ja ci przypominam, że z stąd jest jak rzut beretem do mnie. Nie pamiętasz już, jak razem wracaliśmy z domówki od Soni? Było ciepłe lato i bezchmurne niebo, a nad nami świeciły gwiazdy i księżyc.

 – Pamiętam. Obaj tak się nawaliliśmy, że nogi nam się plątały i prawie wylądowaliśmy w rowie… a poprawka… ja bym wylądował! –  sztucznie zachichotał.

 – Oj takkk… to była piękna noc. A potem, kiedy byliśmy już przy schodach, prowadzących ku górze do drzwi, ty w tamtym momencie powiedziałeś… – tutaj urwała.

 

Patrzeli sobie przez krótki czas, w milczeniu prosto w oczy.

 

 – Ta. – Odparł cicho i sucho Sylwester.

 – Przepraszam… miałam już tego nie wspominać, bo sobie to wyjaśniliśmy. Ja… ja powinnam już iść.

 – Klaro, ja… ach – głęboko westchnął.

 – Tak Sylwek?

 – Jak… jak będziesz na miejscu to napisz… napisz proszę.

 – Dobrze. Jak będę na miejscu to napiszę.

 – Obiecujesz?

 – Obiecuję i przyrzekam.– Po tych słowach już miała ruszyć przed siebie, jednak zwolniła tępa. Zatrzymała się. Podbiegła do niego. Jej usta mocno przywarły do jego.

 

 – To, żeby zamiast koszmarów, przyśniło ci się coś miłego.

 

 Po tych słowach ostatecznie już popędziła w stronę domu. Sylwek stał jak wryty tam jeszcze przez chwile, spoglądając na dziewczynę i zastanawiając się, dlaczego teraz tęsknił za nią jak nigdy wcześniej.

_/\_

 

Siedział na łóżku i zastanawiał się, co to wszystko ma znaczyć. Najpierw ten dziwny człowiek w pociągu, zaraz potem ta kobieta dopytującą o swoją córkę na dworcu. Dziwne dźwięki słyszane przez jakiegoś menela na przystanku autobusowym. Potem ta szkarada, którą tudzież widziałem na stacji paliw. Dziwny, bardzo realistyczny sen, informację z monitora  i znów ten stwór, który  tym razem zaatakował. Ciekawe co by było, gdyby Klara mnie w porę nie obu… – nagle przeszyło go straszliwe zimno i dreszcze – nie… wolę o tym nie myśleć, nie powinienem, to przerażające. W tym samej chwili przyszła mu kolejna, znacznie gorsza myśl – a co, jeśli to co widziałem, to nie zwidy? zaraz, chwila moment.

 

W jednej chwili ujrzał różne przelatujące informacje, które to zaś układały się w pewną mapę myśli: „Osobnik potrafi zmienić swój wygląd w zależności od pory dnia, dzięki czemu trudno jest go wykryć w dzień, gdyż upodabnia się do nas-do ludzi”/(…) „często nim zaatakuję ofiarę, najpierw bacznie ją obserwuję”(…) – Człowiek w pociągu. Jednak przypomniał sobie również słowa Arka – „Ja myślę, że mógł to być zwykły, prosty człowiek, który ma już swoje lata i pewnie choruje, fizycznie bądź psychicznie. Podejrzewam, że prawdopodobnie i jedno i drugie”. –  „Tężyzną fizyczną przewyższa znacznie człowieka. Szybki, silny, przebiegły”– Córka starszej pani na dworcu – „ten samochód miał dziurę w przedniej szybie , w sensie w tym, którym wyruszyli z imprezy”. Starszy pan z przystanku autobusowego, wspomniany również przez Arka. – (…) „usłyszał pędzący samochód, a następnie wielki plusk”(…) -(…)”Posłyszał, jakby ktoś ciągnął ze sobą coś, co wydawało dźwięk szurania o beton, jakby worka.. czy pary butów” –  Jednak w lesie nic nie znaleziono, no i czemu to, to „coś” nie zaatakowało pijaka? – „Atakuje zazwyczaj  młode, zdrowe fizycznie, pojedyncze osoby”. Te wielkie, czerwone oczy – „Najczęściej Atakuję nieświadome tego osoby w porze nocnej(tylko wtedy najczęściej przyjmuję pełną formę)”  –  Jednak mnie wtedy nie zaatakował. Dlaczego? Odpowiedz szybko przyszła – on chciał mnie zaatakować, zapewne nie był daleki od tego czynu … ale coś mu przeszkodziło, coś sprawiło, iż tego nie zrobił. Jasne – Klara i Arek – zobaczył ich idących w stronę auta.

 

 Sylwek jeszcze kilka razy powoli i starannie przewertował swoje dowody za i przeciw w głowie, na być morze istnienie czegoś, co stanowić mogło, zaiste duże niebezpieczeństwo.

 

 Błądząc w domysłach i przypuszczeniach przypomniał sobie, iż od momentu pójścia Klary do domu, minęło już całe dwadzieścia minut, a przecież droga zajmowała jej około piętnastu. Szybkim ruchem złapał za telefon. Żadnej nowej wiadomości. Połączeń nieodebranych również tam nie spostrzegł. Cholera, dlaczego nie odpisała?! Pewnie zapomniała. Ale nie, przecież obiecała! Obiecała że napisze! Chwilę później wysłał jej sms– co jest z tobą? Wszystko gra? Zarzekałaś się, że dasz znać jak będziesz w domu!

 

Czekał minutę, dwie , nawet piętnaście. W końcu nie wytrzymał i zadzwonił. Sygnał trwał dziesięć sekund, po głoś przemówił: Skrzynka odbiorcza. Nagraj wiadomość po usłyszeniu sygnału.

 

Czynność powtarzał pięć razy, lecz z tym samym, marnym skutkiem. Po dłuższej chwili postanowił dokonań pewnego lekkomyślnego czynu, który w obliczu dziwnych i niepokojących wydarzeń, wielu uznało by za akt wielce głupi, jak i samobójczy– po dłuższej minucie bezczynności, postanowił udać się w ślad za Klarą.

 

Dreptał po świeżym śniegu, opadającym na bardzo długą ulicę Księżycową, a od jego lewego bogu, rozpościerał się odcinek, na którym rosła pokaźna liczna drzew i chaszczy.

 

Dokładnie wypatrywał śladu niewielkich butów, lecz opadający biały puch znacznie utrudniał mu to zadanie.

 

 W ten ujrzał jeszcze w miarę wyraźne ślady, prowadzące do pewnego ciemnego zaułka, między dwoma pustymi, niezamieszkanymi domami. około sto metrów od domy dziewczyny. Hmm, w jakim celu Klara mogła tam się udać? Nim ruszył w głąb, jeszcze raz przedzwonił pod jej numer – cisza.

 

 Trzymał w ręku telefon z włączoną funkcją latarki, dzięki czemu cokolwiek widział w tych ciemnościach.

 

 Droga prowadziła przez pasmo z obu stron wysokich, iglastych drzew, które teraz uginały się lekko pod naporem powietrza, a towarzyszył temu charakterystyczny dźwięk gwizdu. Podłoże było częściowo oblodzone, więc Sylwek musiał bacznie po nim stąpać.

 W pewnym momencie wyczuł w powietrzu nieprzyjemny, nieznany mu zapach, który to powodował u niego nie mdłości. Co ciekawe, ów odór prowadził na równo ze śladami butów, które to wyglądały na bardziej dokładniej odciśnięte w śniegu-jakby ktoś tu  biegł.

 

 Machając telefonem, spostrzegł coś, co znajdowało się w odległości około dwudziestu metrów na lewym pasie drzew. Jakaś zaspa, niewielka góra śnieżna do której prowadzą ślady, pomyślał.

 

 Będąc kilka metrów od miejsca zaspy, poczuł nagle, iż stanął na coś innego, niż puchowy śnieg, to coś w jednym miejscu ugięło się pod jego ciężarem, a raz nie.

 

OO.. nieeeee  –  jęknął z wielkim przestrachem, kiedy to spojrzał w dół – Klaraaa…

 

 Ciało leżało zmasakrowane. Głowa całkowicie pozbawiona skóry, oczu i języka. Z rozciętego u dołu korpusy, niczym węże, wiły się jelita. Ręce i nogi przypominały obraz obgryzioną przed człowieka, nóżkę kurczaka. W ręce trzymała pobity telefon z włączonym jeszcze, jasnym ekranem.– Sylwek, mam dziwne wrażenie, że ktoś może mnie śledzi, bardzo się boj …) Tutaj wiadomość, którą nie zdążyła do niego wysłać, urywała się.

 

Stał jak wryty i bezradny, nie wiedząc co dalej robić. Łzy ociekały mu po całej twarzy, przy czym mocno zaciskał wargi. Uklęknął przy jej ciele. Gdybym jej nie puścił samej… gdybym poprosił zwyczajnie, aby została ze mną do rana. Jak ja mogłem być taki głupi. Klara proszę, błagam… wybacz mi…)

 

Z oddali dobiegł go dźwięk uginających się drzew. Chłopak raptownie wstał i szybko cofnął się w kierunku drogi, aby mógł lepiej się przyjrzeć temu niepokojącemu zjawisku. Spostrzegł ciemną figurę ze świecącymi oczami czegoś, co przemieszczało się  w jego kierunku po koronach drzew. To on, pomyślał. To ten skurwiel! Chłopak pod wpływem adrenaliny zaczął pędzić z powrotem w kierunku do domu z całych możliwych sił.

Wybiegł z ciemnej uliczki, aby za chwilę popędzić wzdłuż długim chodnikiem. Przebiegał teraz przez ostatni zakręt prowadzący do domu Mata. Potwór jeszcze go nie dopadł, pomyślał. Jednak dlaczego? Jeszcze raz się odwrócił– nic, ani nie spostrzegł jego czerwonych, świecących ślepi, ani nie posłyszał żadnego niepokojącego dźwięku. Jednak cały czas nie zwalniał tępa, ani nie zmniejszał swojej baczności. Przecież ten skurwiel mógł równie dobrze czaić się za, lub w którymś w tych krzaków, bądź czyhać w kornie drzew, a mimo to mnie jeszcze mnie nie zabił . On się ze mną bawi. Zanim mnie dopadnie, to chcę ujrzeć zapewne, jak cały zwijam się ze strachu i umieram w resztkach mojej świadomości. On to lubi. Lubi czuć czyjś strach. Tak czy siak, to jeszcze nie koniec. Przez cały ten czas, kiedy się poruszał i bił się ze swoimi myślami, widział  ten makabryczny obraz resztek  i fragmentów ciała dziewczyny. W jego głowie wciąż powtarzała się myśl– Gdybym pomyślał, gdybym kurwa tylko pomyślał, to by jeszcze żyła.

 Ze świecącą lampką w telefonie, wszedł ostrożnie przez próg do domu. W przedpokoju telefon wskazał trzy procent baterii. Cholera, pomyślał Zdenerwowany Sylwek. Na szczęście koło zielonkawych butów, leżała czarna latarka ojca Mata. Pochwycił ją i zaczął wspinać się na górę schodów.

 

Chłopak roztropnie złapał za klamkę, po czym delikatnie i powolnie uchylił białe drzwi na piętrze.

 

 – Mat.. psss… Mat… grozi na wielkie niebezpieczeństwo, musimy szybko uciekać. Mat?

Chłopak chciał ponownie coś powiedzieć w stronę kolegi, lecz kiedy się do niego zbliżył, prawie się przewrócił, z powodu czegoś mokrego na podłodze. Sylwek poświecił niżej. Tym czymś, była ciemna krew, tworząca  ciemno-czerwoną plamę, która to utworzyła się ze opadających kropli, zbierających się z nasączonego niuchą materaca. Sylwek chciał krzyknąć, lecz za chwilę posłyszał przeraźliwy chichot i ruch pod łóżkiem.

 

 – Uciekać – odrzekło coś przeraźliwie chichoczącym i głośnym głosem, jednocześnie próbując naśladować głoś Sylwka.

 

 Chłopak zobaczył go za pomocą dwóch niewielkich tafli złączonych luster, przyklejonych w narożniku ściany, znacznie powyżej rozkładanego łóżka, gdzie leżał trup Mata.

 

Spostrzegł najpierw czerwone oczy z czarnymi źrenicami, a zaraz potem długie, szarawe i żylaste przedramiona, które wynurzały się spod łóżka.

 

 – Aaaa nie!! Zostaw mnie!! – głos Stalkera znów rozbrzmiał głośno w pokoju, lecz teraz Sylwek z przerażeniem rozpoznał, iż to nie była jego próbka odwzorowanego głosu, lecz Klary.

 

 Łóżko podniosło się do połowy, a następnie z hukiem grzmotnęło o panele.

 

 – Klaudia ratuj się! Uciekaj!

 

 Sylwek cały zesztywniał, gdy ujrzał dwa razy większą od siebie kreaturę, która to wyszczerzyła do niego zęby podobne do rekina ludojada.

 

Boże, dopomóż. Daj mi proszę przebłysk geniuszu, który pomógłby mi w tak fatalnej dla mnie fatalnej sytuacji. ”znaczna wrażliwość na wysoką temperaturę oraz na mocne skupione wiązki światła”– przypomniał w sobie w ostatniej chwili, kiedy to monstrum ruszyło ku niemu. Błyskawicznie ustawił za pomocą pokrętła w latarce maksymalne skupienie promienia, po czym skierował tak szybko, jak tylko umiał promień w przerażające ślepia potwora. Stalker gwałtownie zawył i jednocześnie próbował trafić swoją ręką w Sylwka, jednak ten gwałtownie się cofnął i poślizgnął się na plamie krwi, stwór natomiast wbił całą żylastą łapę w ścianę, tym samym ją zaklinowując. Chłopak wykorzystując sytuację, prędko na czworaka wyszedł z pokoju, a kiedy znalazł się za progiem, błyskawicznie wstał i pobiegł żwawo po schodach, oświetlających w tym samym czasie, cały czas sobie drogę. Z wieszaka zabrał klucze od samochodu, po czym wybiegł przez drzwi.

 

 Nieco dalej od początku wjazdy na drugie podwórko, stało zielone bmw w automacie. Chłopak już kiedy przekroczył próg frontowych drzwi, naciskał na guzik na czarnym pilocie, lecz dopiero teraz lampy w samochodzie zalśniły żółtawym kolorem. Kiedy był kilka centymetrów od przednich drzwi, usłyszał głośny przeraźliwy i bijący wściekłością skowyt. Sylwek nie zważając już na nic, od razu po zamknięciu drzwi nacisnął gaz do dechy. Stalker wybiegając na czterech kończynach z furią przez główne wejście, skoczył na kilkanaście metrów do góry, aby wylądować ostatecznie z impetem na dachu pojazdu, jednak minął auto o kilka centymetrów, a Sylwek sekundę potem ledwo co zdążył skręcić na prawo, tym samym prawie nie uderzając w zaspę, kierując się ku głównej drodze. Po chwili ujrzał w przednim lusterku, doganiającego go stwora. Sylwek przyśpieszył jeszcze bardziej, jadąc teraz sto czterdzieści na godzinę, jednak monstrum dalej skracało dystans, aż nagle, kiedy to znajdowało się kilka metrów od auta, z wielką siłą dolnych kończyn doskoczyło nad tylną część auta, tym samym zagłębiając się w metalowej konstrukcji, swoimi wielkimi i ostrymi jak brzytwa pazurami. Sylwek na skutek nieproszonego gościa z tyłu, zaczął tracić panowanie nad autem. Pojazd wpadł w niebezpieczny poślizg, tym samym kierując się na pewny wyskok na ulicy Kataryny, gdzie okoliczni mieszkańcy robili zawody w jak najdalszym wyskoku z rampy. Sylwek pomyślał, że to może być jego ostatnia szansa. Jak tylko mógł, próbował utrzymać sterowność. Potwór wspiął się na sam dach pędzącego pojazdu, tym samym usadawiając środek ciężkości i pomagając utrzymać kurs. Sylwek widząc przemieszczające i tym samym penetrujące dach auta pazury, docisnął maksymalnie gazu. Ostatnim widokiem jaki ujrzał przed skokiem, był  szarawo-pomarszczony i szeroko rozpostarty w gniewie pysk wyjącego Stalkera, który próbował-zamachując się– wybić dziurę w szybie. W chwili, kiedy auto znajdowało się kila metrów przed rampą, chłopak otworzył najmocniej jak potrafił drzwi, a następnie z impetem jak pocisk, przeleciał przeze nie  w powietrzu i wylądował w pobliskim rowie.

 

 Gdy się ocknął, znajdował się w wielkiej dziurze stworzonej przez silny i nagły upadek, a wokoło znajdował się puchowy śnieg. Czuł ogromne bule na całym ciele. To pewnie tylko stłuczenia. Ważne, że żyje, pomyślał.

 Próba wstanie na nogi powodowało u niego straszne bóle, jednak zdołał jakoś się wygramolić.

 

Jego oczom ukazał się widok auta, które to zniszczone i zdeformowane, wbiło się w ciało potwora, przeszywając je całe aż do pnia drzewa. Sylwek niepewnym, i obolałym ruchem przykuśtykał się bliżej. Z ran stworzenia ociekała ciemno-brunatna substancja. Kiedy chłopak zbliżył się do auta, monstrum poruszyło w jego kierunku głową, po czym warknęło. Sylwek słysząc to stracił równowagę i upadł na śnieg. Stalker widząc to głośno zachichotał.

 

 – I z czego się tak śmiejesz popaprańcu?! – zapytał z wielkim gniewem i żalem Sylwek.

Lekceważący śmiech i złowieszczy chichot  potwora, teraz  jeszcze bardziej wybrzmiał.

 

 – Ach tak?! – pomyślał Sylwek. Za to co zrobiłeś Klarze, Matowi i innym. Za to spłoniesz. Spłoniesz skurwysynie żywcem!

 

Sylwek wstał wspomagając się o zniekształcony bok auta. Z kieszeni wyjął swoją srebrzystą zapaliczkę zippo. Stalker widząc płomień zapalniczki, próbował się w jakiś sposób uwolnić, jednak każdy, nawet najdrobniejszy ruch, powodował u niego powiększanie się ran i niewyobrażalny ból. Potwór począł wydawać z siebie dziwaczne pokrzyki i skowyty. Sylwek skierował płomień w kierunku jego oczu.

 

 – Ciekawe czy teraz też będziesz się śmiał –  po tych słowach wrzucił do środka auta zapalare. Po chwili ogień rozprzestrzenił się po całym aucie, zaczynając od siedzenia. Bestia czując wysoki wzrost temperatury, zaczęła straszliwie wyć i skomleć. Sylwek jak tyko szybko mógł przemieścił się do pobliskiego rowu, aby przypadkiem nie znalazł się w polu rażenia wybuchu pojazdu.

 

 Niedługo potem płomienie poczęły niespiesznie trawić ciało Stalkera. Jego szarawa skóra pod wpływem temperatury cała poczerniała, a ciało jego przeszywały straszliwe konwulsję. Wkrótce potem jakiekolwiek dźwięki ustały, prócz strzelających wesoło płomyków. Z dużego szarawego cielska, została tylko nieduża zwęglona figura. Nagle auto wybuchło, oświetlając tym samym okolice.

 

Kilka godzin później

 

Człowiek w garniturze, o postawnej budowie, stał przed domem państwa Mata, trzymając przy uchu telefon. Koło niego znajdowały się dwa czarne auta, a z wnętrza domu, dwóch ludzi ubranych w białe kombinezony, wynosili worki do jednego z pojazdów.

 

 – Halo? Tutaj Andre – odrzekł przez telefon facet, spoglądający na zamykające się obustronne drzwi auta.

 – Witaj Ande, z tej strony Aron. Jak wygląda sytuacja? – odpowiedział zimnym tonem facet po drugiej stronie.

 – Mamy tutaj trójkę niebo szyków. Kobietę i Mężczyznę około czterdziestki, i chłopaka około osiemnastu lat. Pierwszą dwójkę znaleźliśmy na parterze bez głów z przepołowionymi wzdłuż ciałami , za to chłopaka coś kilkakrotnie przebiło na wylot. Próbki ciemno-brunatnego płynu, który to znajduje się od pokoju na pierwszym piętrze, aż do głównej drogi w kierunku ulicy Kataryny, wskazują, iż należą prawdopodobnie do Stalkera

 – O rzesz kurwa… – odpowiedział zaniepokojony głos. – No dobra, kontynuuj.

 – Kawałek dalej od tego domu, w ciemnym zaułku na początku drogi, odnaleźliśmy ciało zmasakrowanej dziewczyny, a w promieniu kilometra, leżą porozrzucane resztki jakiegoś auta i prawdopodobnie owego kosmicznego gościa.

 

 – Czyli chcesz mi powiedzieć, że zagrożenie minęło?

 – Niestety wręcz przeciwnie. Podmiot pojawił się jakiś czas temu koło Kaderan. Z stamtąd został przetransportowany kilkadziesiąt kilometrów, nieopodal Koby, gdzie znajduje się placówka badawcza, a z której ten skurczysyn, nie wiadomo jak zdołał spierdzielić. Powiem tak-Skoro pojawił się jeden, to tylko kwestia czasu, aż pojawią się następni.

 

Koniec

Komentarze

Piotrulla123, źle zapisujesz dialogi. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać je poprawnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy – dziękuję za komentarz! już wprowadzam korektę.

Witam i pozdrawiam :)

To jeszcze nie komentarz, to tylko mała uwaga. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z największy trudem przebrnęłam przez mały fragment Stalkera i dość zniechęcona przejrzałam resztę opowiadania. Uważam, że jest ono napisane tak źle i niechlujnie, że w obecnym stanie nie powinno ujrzeć światła dziennego.

Mam nadzieję, że wskazane błędy pozwolą Ci zorientować się, jak duże są Twoje braki i uzmysłowić, że masz przed sobą mnóstwo pracy. Proponuję abyś zaczął od przyswojenia przynajmniej podstawowych zasad rządzących językiem polskim. Przypuszczam też, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

wę­dro­wa­ły sobie w każdą, moż­li­wą stro­nę. → Zbędny zaimek – czy mogły wędrować komuś?

 

Przed jego oczy­ma, ma­lo­wał się obraz znisz­czo­nych, wy­bla­kłych i ob­skur­nych bu­dow­li ja­ki­mi były oko­licz­ne domy, czy też wie­ko­we, spróch­nia­łe, drew­nia­ne szopy. → Po co powtarzasz to, co napisałeś zdanie wcześniej.

 

od zwy­kłych ko­sia­rek ,czę­ści… → Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po przecinku.

Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

czy też tzw. po­tocz­nie na­zy­wa­ne­go złomu. → …czy też tak zwanego po­tocz­nie złomu.

Nie używamy skrótów.

 

dłu­gie na około dwóch me­trów… → …dłu­gie na około dwa metry

 

– Zbli­ża­my się do sta­cji Koba – za­sy­gna­li­zo­wał dźwięk ko­bie­ty w po­cią­gu. → Co to znaczy, że dźwięk kobiety sygnalizował w pociągu?

 

Syl­wek wsta­jąc, się­gnął po swój ple­cak… → Jak on to zrobił, że jeszcze nie wstał, a już sięgnął po plecak? Zbędny zaimek – czy sięgałby po cudzy plecak?

Proponuję: Syl­wek wsta­ł i się­gnął po ple­cak

 

za­ło­żył na sie­bie czar­ną kurt­kę oraz gra­na­to­we rę­ka­wicz­ki, które le­ża­ły na sie­dze­niu na wprost… → Zbędny zaimek. Jakie znaczenie ma kolor rękawiczek i to, gdzie leżały?

Proponuję: …za­ło­żył czar­ną kurt­kę i rę­ka­wicz­ki.

 

Wagon L2 znaj­do­wał się zaraz po jego pra­wej stro­nie, który był od­dzie­lo­ny szkla­nym i prze­zro­czy­stym ob­ra­mo­wa­niem wokół. Drzwi od­dzie­la­ją­ce wagon od przed­sion­ka rów­nież wy­ko­na­no rów­nież z tego sa­me­go ma­te­ria­łu, choć jakąś część z nich, sta­no­wi­ły pla­sti­ko­we ele­men­ty. → Nie rozumiem tego zdania. Czemu służy zaprezentowany opis? Powtórzenia.

 

Ni­ko­go, ani jeden żywej duszy→ Ni­ko­go, ani jednej żywej duszy

 

Kaszl­nię­cie. Potem na­stą­pi­ło dru­gie, bar­dziej gło­śniej­sze, mię­si­ste→ Kaszl­nię­cie. Potem na­stą­pi­ło dru­gie, gło­śniej­sze, mię­si­ste

Na czym polega mięsistość kaszlnięcia?

 

Czy jed­nak jego wzrok jed­nak nie jest taki dobry? → Dwa grzybki w barszczyku.

 

Prze­szedł około dwa metry→ Prze­szedł około dwóch metrów… Lub: Prze­szedł jakieś dwa metry

 

– Pomóc panu? – za­py­tał się Syl­wek, nie­pew­nym, do­no­śnym gło­sem. → Głos mówiącego niepewnie nie będzie donośny.

Proponuję: – Pomóc panu? – za­py­tał Syl­wek nie­pew­nie.

 

ob­ser­wo­wał przez szkla­ne ob­ra­mo­wa­nie, na idą­ce­go w jego stro­nę fa­ce­ta… → A może wystarczy: …ob­ser­wo­wał idą­ce­go w jego stro­nę fa­ce­ta

Obserwujemy kogoś, nie na kogoś.

 

W tym czło­wie­ku było coś dziw­ne­go, coś nie­kie­dy nie­po­ko­ją­ce­go… → Sylwek widzi człowieka pierwszy raz – skąd wiedział, że niekiedy jest niepokojący?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy Dziękuję za trafne uwagi, dzięki którym wiem, co mam jeszcze do opanowania i na co powinienem zwracać uwagę przy pisaniu. Jak to się mówi – pierwsze koty za płoty.

Witam i pozdrawiam :)

Piotrulla123, mam nadzieję, że ta pierwsza i niezbyt udana próba twórcza nie zniechęci Cię do dalszego pisania. Jednakowoż, nim podejmiesz kolejne próby literackie, byłoby wskazane, abyś poprawił umiejętności pisarskie i na razie nie porywał się na tak długie opowiadania. Proponuję, abyś na początek spróbował zainteresować nas porządnie napisanym szortem (do 10.000 znaków). Krótki tekst znajdzie znacznie więcej czytelników,  łatwiej też wskazać w nim błędy i usterki.

Dużo czytaj, zainteresuj się zamieszczonymi tutaj opowiadaniami – czerpiąc z dobrych wzorów, podnosisz też własne umiejętności.

Z pewnością przyda Ci się ten bardzo pożyteczny poradnik: Portal dla żółtodziobów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Drogi autorze, poczułem grozę. Niestety nie dzięki klimatowi i wydarzeniom, a przez formę wykonania. Mój układ nerwowy był zatrzaśnięty w trybie walki lub ucieczki przez cały okres trwania lektury.

 

Tekstowi należy się generalny remont. Do tego stopnia, że powątpiewam w to, czy samemu go czytałeś. Niestety nie wskażę Ci wszystkich usterek, bo to by skutkowało przepisaniem całości. Zwrócę jedynie uwagę na największe grzechy, którymi powinieneś się zająć w pierwszej kolejności.

 

Opisujesz otoczenia i akcje w sposób chorobliwie szczegółowy. Chyba każdemu rzeczownikowi towarzyszy przynajmniej jeden przymiotnik. Prowadzi to do wyliczanki za wyliczanką. Naprawdę nie ma znaczenia jaki kolor mają kurtki, czapki i rękawiczki każdej osoby, która się nawinie. Wyobraźnia czytelnika sama poradzi sobie z wypełnieniem luk. Twoim zadaniem jest tak poprowadzić moją uwagę, bym miał szansę zauważyć najistotniejsze rzeczy. Nadmiarem słów ryzykujesz, że się pogubię i już nie odnajdę. Mógłbyś chcieć stworzyć bohatera, którego cechą jest wybitna spostrzegawczość albo patologiczna fiksacja na niektórych rzeczach, ale spokojnie, powoli. Nawet wtedy należałoby to zrobić w inny sposób.

 

Pamiętaj, kontrolujesz to co widzę, ale nie masz wpływu na to co czuję. Nie uznawaj reakcji za oczywiste. Jeśli opiszesz coś jako przerażające, to możesz być pewny, że takie nie będzie. Unikaj tego jak ognia. Pokaż mi coś, a ja się zajmę odczuwaniem. 

 

Jest tutaj mnóstwo scen, które moglibyśmy wyciąć bez żadnej szkody dla fabuły. Może cię to zdziwi, ale do momentu samej imprezy nie wydarzyło się nic kluczowego. Mógłbyś zacząć w tym miejscu i nic by to nie zmieniło. Dlaczego? Bo żadne z poprzedzających zdarzeń nie wpłynęło na późniejsze zachowania i decyzje bohaterów. Owszem, chłopaki rozmawiali o dziwaku z pociągu i zaginionych dziewczynach, ale nic poza tym. Impreza odbyła się dokładnie tak, jak miała się odbyć. Nikt nie był bardziej czujny, ani nawet zaniepokojony. W dalszej części bohater mocno się pocił, by połączyć jak detektyw wcześniejsze fakty w całość, bo tak naprawdę wcale one do siebie nie pasowały. Rozumiem, że chciałeś stopniowo budować napięcie, ale zabrakło tutaj rzeczywistego związku przyczynowo-skutkowego. Jedyne, co dostrzegłem, to to, że Sylwek postanowił okłamać Klarę. To umieściło ją w konkretnym miejscu i czasie i pośrednio doprowadziło do jej śmierci. Tak. Jedna świadoma decyzja, która miała rzeczywisty skutek. Czy wcześniej mógł kogoś ostrzec? Nie, bo nic nie wskazywało na rzeczywiste zagrożenie. Potwora zobaczył mocno nietrzeźwy, więc miał prawo wątpić w swoją percepcję, poza tym prawdopodobnie zostałby wyśmiany.

 

Pojawiły się bardzo ważne pytania, na które nie dałeś odpowiedzi. Dlaczego bohater odkrył sposób na pokonanie potwora we śnie? Nie możesz tego tak zostawić. Fachowo nazywamy to „wyciąganiem z dupy”. Nie wyciągaj rozwiązań z dupy. Nawet jeśli to musiał być sen, to znajdź powód, by bohater go wyśnił.

 

Ostatnie czym mogę się podzielić, to zadbaj o to, bym choć trochę polubił bohaterów. Nadaj im jakieś szczególne cechy, plany i cele. Niech każdy ma szansę podjąć decyzję pasującą do niego. Kukła z imieniem nie wywoła u mnie żadnych emocji. Wszystkie z Twoich postaci mógłbyś pozamieniać miejscami i nic by się nie zmieniło.

 

Tyle wskazówek ode mnie. Pracuj dalej.

 

@P3rshing Bardzo się cieszę, że poświęcił pan czas na przeczytanie mojego opowiadania, oraz za przedstawienie i omówienie uwag, dzięki którym – przy kolejnej próbie pisania – będę mógł się kierować i na bierząco korygować błędy. To bezcenna lekcja.

Witam i pozdrawiam :)

Cześć!

 

Horrory lubię i bardzo dużo ich przeczytałam, więc myślę, że mogę Ci w kilku kwestiach doradzić. Sam pomysł nie jest zły, ale to materiał na maksymalnie 30 tys. znaków, a nie 60 tys. Zbyt rozwlekle opisujesz podróż, wyprawę do Biedronki, imprezę, rozmowy w samochodzie. Podajesz za dużo szczegółów, które zaciemniają obraz. Do tego zbyt mocno przekonujesz czytelnika o tym, że coś jest straszne, robisz to wprost. Na przykład opis mężczyzny w pociągu jest aż nazbyt sugestywny i to powoduje odwrotny efekt od zamierzonego. Zamiast zwiększać grozę, to ją osłabia. Dość dobrze budowałeś relacje między bohaterami, ale niedostatki w wykonaniu ten efekt popsuły. Doradzam Ci napisanie zdecydowanie krótszego tekstu, takiego do 20 tys. znaków, i wrzucenie go na betę, bo przede wszystkim musisz popracować nad wykonaniem. 

Technicznie nie jest dobrze, ale to już wiesz z poprzednich komentarzy. Starałam się wypisać część błędów, ale tekst wymaga bardzo wielu poprawek. Przed wszystkim masz tutaj sporo błędów wynikających z nieuwagi, jak spacje przed znakami interpunkcyjnymi, przypadkowy zapis wielką literą, dywizy zamiast półpauz, to wszystko możesz spokojnie sam wyeliminować, po prostu czytając opowiadanie. Tekst opublikowany możesz edytować i poprawiać, co doradzam Ci zrobić, bo to też dużo uczy i jeśli znajdą się kolejni czytelnicy, to nie będą się potykać na usterkach.

Widząc charakterystycznie zniszczone, wyblakłe i niskie budowle, jakimi były okoliczne domy, czy też spróchniałe, wiekowe, drewniane szopy, wiedział już, iż lada moment będzie wysiadał.

Przed jego oczyma, malował się obraz zniszczonych, wyblakłych i obskurnych budowli, jakimi były okoliczne domy, czy też wiekowe, spróchniałe, drewniane szopy.

Dwa razy powtarzasz tę samą informację.

Sylwek raz nawet zauważył ,że jakiś starszy mężczyzna koło pięćdziesiątki ,razem z drugim facetem w czarnej ,skórzanej kurtce ,zanosili długie na około dwóch metrów, ciemnozielone worki do jakiejś czarnej szopy.

Co tu się stało z przecinkami? Zniosło je w prawo ;) To są błędy, które wynikają z pośpiechu. Coś takiego na początku tekstu od razu zniechęca potencjalnych czytelników, a dalej masz takich niesfornych przecinków jeszcze więcej.

– Zbliżamy się do stacji Koba – zasygnalizował dźwięk kobiety w pociągu.

Co to jest dźwięk kobiety? Domyślam się, że chodziło o komunikat, ale to trzeba inaczej opisać.

Wagon L2 znajdował się zaraz po jego prawej stronie, który był oddzielony szklanym i przezroczystym obramowaniem wokół.

“Który” jest tutaj zbędne. I niezbyt rozumiem, co nazywasz obramowaniem.

Drzwi oddzielające wagon od przedsionka również wykonano również z tego samego materiału, choć jakąś część z nich, stanowiły plastikowe elementy.

Potem nastąpiło drugie, bardziej głośniejsze, mięsiste i zarazem wilgotne.

Skoro stopniujesz przymiotnik, to nie używasz już “bardziej”.

Wstał. Przeszedł około dwa metry, po czym przystanął. Z kieszeni kurtki wyjął chusteczkę. Zakaszlał. Raz, drugi i trzeci. Za trzecim razem, z jego suchych, spragnionych wody ust, wyleciała lepka, gęsta jak miód i czerwona substancja, prosto na białą, czystą chusteczkę. Kolejne kroki. Powolne i chwiejne. Nie śpieszył się.

W pierwszej chwili nie wiadomo kogo opisujesz. Czy pasażera, czy Sylwka. I masz tutaj zdecydowanie za dużo przymiotników.

Teraz jednak, kiedy obserwował przez szklane obramowanie, na idącego w jego stronę faceta, czuł, iż mógł lepiej nie zadawać tego pytania.

Obserwować można kogoś albo coś, a nie na kogoś. Końcówka jest niegramatyczna. 

Czuł, że lepiej byłoby nie zadawać tego pytania.

Przy pomocy szklanego obramowania, osiemnastolatek bez trudu mógł przyjrzeć mu się bliżej.

Jak mógł się przyjrzeć czemuś przy pomocy obramowania?

Tekst na owej czapce brzmiał– Light OFF. Ubrany był w szarą kurtkę, niebieskie dżinsy i jakieś brązowe buty za kostkę.

Podmiot się gubi, zdanie brzmi tak, jakby tekst był ubrany.

Sylwester[+,] widząc srebrzysty gadżet ,dostrzegł również pociemniałe ,żylaste przedramię ręki, na którym widniała czerwona [blizna], umiejscowiona wzdłuż ręki blizna.

Za dużo szczegółów. Jeśli piszesz o przedramieniu to wiadomo, że chodzi o rękę.

Jedynie wpatrywał się na biało-niebieską ścian, tymi swoimi bezdusznymi, przerażającymi ślepiami.

Wpatrywać się można w coś, a nie na coś.

Niewiele myśląc ruszył powoli do tyłu ,w stronę innych drzwi ,jednak wciąż pilnował wzrokiem dziwacznego mężczyzny-tak na wszelki wypadek-gdyby ten postanowił nagle ruszyć w jego stronę ,albo miał-co gorsza-wyciągnąć na przykład ,jakąś broń z tyłu Dżinsów-pistolet bądź nóż.

Znowu przecinki są nie w tym miejscu. Poza tym zamiast dywizów powinny być myślniki z obu stron oddzielone spacją.

Facet widocznie nie miał zamiaru wysiadać na tutejszej stacji ,bo ani tak jak usiadł ,tak siedział.

– Proszę pana! Proszę! – Zwróciła się do jakiegoś obcego mężczyzny, ten jednak nawet na nią nie spojrzał.-Widziała ją pani?! Niech pani spojrzy!.-Jej słowa powędrowały w kierunku młodej kobiety ubranej w czerwoną kurkę.-Niestety jej nie widziałam.-Odparła chłodno, po czym jej wzrok znów wrócił w kierunku telefonu, trzymanego w czarnej rękawiczce.

To jest źle zapisany dialog. Powinno być tak:

– Proszę pana! Proszę! – zwróciła się do jakiegoś obcego mężczyzny, ten jednak nawet na nią nie spojrzał. – Widziała ją pani?! Niech pani spojrzy! – Jej słowa powędrowały w kierunku młodej kobiety ubranej w czerwoną kurkę.

– Niestety nie widziałam jej – odparła chłodno, po czym jej wzrok znów wrócił w kierunku telefonu, trzymanego w czarnej rękawiczce.

 

Poza tym telefon trzymany w rękawiczce brzmi myląca.

Arek podrapał się po swoich krótkich blond włosach.

Często nadużywasz zaimków. 

– Będziemy musieli zajechać do jakiegoś supermarketu[+,] Arek. Potrzebujemy czegoś na ruszt, jeśli mamy przetrwać dzisiejszą imprezę – oznajmił Mat.

Kiedy w dialogu postać zwraca się do kogoś, to oddziela się to przecinkiem. 

Powinno być ”tę”, ponieważ “impreza” jest w bierniku. To też jest błąd, który powtarza się w tekście.

Arek zaparkował zaraz przy wejściu do sklepu. Brali wszystko to, co uważali za smaczne i za dobrą cenę-Chipsy, czekoladę, napój pepsi, dwa opakowania parówek, jedno  duże opakowanie kiełbasek na grilla, pokrojony w plastry ser i rzecz jasna bułki. Arek zakupił duże opakowanie Prince polo. Mat przy kasie, przypomniał  jeszcze sobie, iż zakupić miał dodatkowo kawę, cukier, dwa bochenki chleba, worek bułek i wodę niegazowaną, dla swojej kochanej mamy.

Czy ten szczegółowy opis zakupów był tu koniczny? Co wnosi to do historii?

– Słuchajcie – powiedział Arek do Mata i Sylwka, kiedy zaparkował pod domem Mata. – O 15 wszyscy mamy się spotykać się na imprezie na ;ławkach; Oprócz nas będzie jeszcze Kaśka, Maks, Darek, Ilona i Sylwia. Rozpalimy ognisko, posiedzimy , pośmiejemy się. Zobaczymy się na miejscu.

Liczebniki zapisujemy słownie.

Co mają oznaczać te średniki? 

Ta[+,] widząc jego oczy uśmiechnęła się, swymi szerokimi ustami, z zatroskaną miną.

Zakładam, że chodziło Ci o taki smutny uśmiech, ale opisanie tego w ten sposób niezbyt dobrze działa na wyobraźnię.

Znów ujrzał to coś, co czaiło się za żywopłotem oczami wyobraźni– szarawy kolor skóry, żylaste ręce zakończone u podnóża palców wielkimi pazurami.

Zdanie brzmi tak, jakby coś się czaiło, wykorzystując oczy wyobraźni, trzeba zmienić kolejność.

Znów ujrzał oczami wyobraźni to coś, co czaiło się za żywopłotem

Ściany Pokoju były pomalowane na kolor biały.

A czemu “pokój” zapisałeś wielką literą? To nie jest nazwa własna.

Na wprost z lewej strony, znajdowało się niewielkiej wielkości okno, przez które dało się obserwować minimalistyczne podwórko, wraz z błocistym wjazdem, jak i mały fragment ulicy, oświetlanego przez stojącą tam lampę.

Albo na wprost, albo z lewej strony.

Skoro piszesz, że okno jest niewielkie, to wiadomo, że chodzi o wielkość.

“Oświetlonego” nie pasuje gramatycznie do fragmentu ulicy. Powinno być “oświetlony”.

 – Proszę – złapał ją za rękę, gdy ta próbowała wstać – tylko dwadzieścia minut, ostatnie dwadzieścia minut, proszę… błagam Klara – zwrócił się desperacko do niej.

Te didaskalia na końcu są zbędne, bo już z dialogu wynika, że była to desperacka prośba.

Czuł ogromne bule na całym ciele.

Raczej chodziło Ci o “bóle”, ale w tym kontekście liczba mnoga nie pasuje. 

Sylwek niepewnym, i obolałym ruchem przykuśtykał się bliżej.

 – Mamy tutaj trójkę niebo szyków.

nieboszczyków

 – O rzesz kurwa…

Ożeż

@Alicella Ciesze się, że przeczytałaś moje pierwsze opowiadanie :) Tekst w najbliższym czasie planuje gruntownie zmienić , biorąc pod uwagę twój komentarz jak i wcześniejsze. Dziękuję ci za poświęcony czas i ukazaniu mi moich błędów, bo dzięki temu mogę ulepszać moje prace.

Witam i pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka