- Opowiadanie: Mary Ann - Kreator- Narodziny Twórcy

Kreator- Narodziny Twórcy

Nie­dłu­gie opo­wia­da­nie z bo­ha­te­rem więk­szej ca­ło­ści w roli głów­nej. Mam na­dzie­ję, że  po­stać Twór­cy  przy­pad­nie Wam do gustu, bo mam wobec niej spore plany:). Trud­no przy­pi­sać tekst do okre­ślo­ne­go ga­tun­ku.  Może hor­ror z ele­men­ta­mi gro­te­ski, ana­li­zy psy­cho­lo­gicz­nej i cho­le­ra wie czego jesz­cze.

Oceny

Kreator- Narodziny Twórcy

Twór­ca sie­dział przed kom­pu­te­rem i cier­piał. Nie dla­te­go że coś go bo­la­ło, nie, wręcz prze­ciw­nie, czuł się zna­ko­mi­cie i ten fakt wy­wo­ły­wał u niego głę­bo­ką iry­ta­cję. W innym przy­pad­ku mógł­by sobie za­fun­do­wać jakąś wy­mów­kę. Nawet przez chwi­lę szu­kał jej in­ten­syw­nie, wczu­wa­jąc się w swoje ciało. Po­szu­ki­wał bólu głowy, ale nie, ta była w po­rząd­ku, tak mu się przy­naj­mniej wy­da­wa­ło. Może cho­ciaż żo­łą­dek albo wą­tro­ba.

Nic! Jak na złość nic mu nie do­le­ga­ło. Ekran kom­pu­te­ra wy­peł­nio­ny cał­ko­wi­cie pu­stym ar­ku­szem edy­to­ra tek­stu po­wo­do­wał u niego uczu­cie za­gu­bie­nia. Od­no­sił wra­że­nie, jakby za chwi­lę miał wpaść w de­pre­sję. Kom­plet­na pust­ka. Gdy przed dwie­ma go­dzi­na­mi wra­cał ze spo­tka­nia ze zna­jo­my­mi, w gło­wie kłę­bi­ły mu się dzie­siąt­ki po­my­słów, śmiesz­nych, gro­te­sko­wych, fan­ta­stycz­nych, po­waż­nych. Biły się ze sobą o palmę pierw­szeń­stwa, który z nich jest lep­szy. Gdy jed­nak prze­kro­czył próg domu, wszyst­ko ule­gło zmia­nie. Jakby prze­szedł przez nie­wi­docz­ną kur­ty­nę, za którą był już tylko chaos. Jasny i czy­tel­ny ciąg myśli roz­padł się na drob­ne, nie­pa­su­ją­ce do sie­bie ka­wał­ki, jak okru­chy szkła z roz­bi­tej bu­tel­ki.

Teraz pa­trzył na biały ekran, szu­ka­jąc w głowie resz­tek po­my­słów, sta­ra­jąc się je zła­pać i po­wią­zać w ca­łość. Cha­otycz­ne myśli obi­ja­ły mu się po gło­wie, ale nie po­tra­fił przy­pi­sać im zna­czeń, które po­zwo­li­ły­by mu roz­po­cząć pro­ces two­rze­nia.

– Ostat­ni roz­dział – wes­tchnął gło­śnio – kilka go­dzin ge­niu­szu, żeby po­ukła­dać tekst i skoń­czyć książ­kę. Nie po­trze­bo­wał wię­cej. Re­dak­tor­ka z wy­daw­nic­twa już kilka razy w tym ty­go­dniu dzwo­ni­ła, py­ta­jąc o po­stę­py prac. Nie miał jej nic no­we­go do po­wie­dze­nia i co gor­sza, w per­spek­ty­wie nie miał też nic do za­ofe­ro­wa­nia, a ter­min od­da­nia pracy do re­dak­cji mijał za czte­ry dni.

Od­chy­lił się w fo­te­lu i wy­ło­żył nogi na stół. Pust­ka w gło­wie była przy­gnę­bia­ją­ca. Zna­lazł na biur­ku kawał pla­ste­li­ny, z któ­rej ule­pił sobie kie­dyś kulę. Nie było to ja­kieś szcze­gól­ne dzie­ło. Po pro­stu kula i już. Taki wy­my­ślo­ny ga­dżet, który ugnia­ta­ny i mo­de­lo­wa­ny słu­żył mu do re­duk­cji stre­su. Zresz­tą nie za­wsze była to kula, ale ten kształt uspo­ka­jał go naj­bar­dziej, więc ostat­nio pla­ste­li­na przy­bie­ra­ła taką wła­śnie formę. Gdy był zi­ry­to­wa­ny, kładł przed sobą taką sta­ran­nie ufor­mo­wa­ną bryłę, po czym walił w nią pię­ścią, wkła­da­jąc w ude­rze­nie, całą wy­peł­nia­ją­cą go ne­ga­tyw­ną ener­gię. Ob­ser­wo­wał, jak nie­mal ide­al­na kula w ułam­ku se­kun­dy zmie­nia się w pła­ski, po­zba­wio­ny ja­kich­kol­wiek cech es­te­tycz­nych pla­cek.

Może było to śmiesz­ne, ale po­ma­ga­ło. Le­piej wal­nąć pię­ścią w kulę pla­ste­li­ny niż w kla­wia­tu­rę, co na­wia­sem mó­wiąc, wcze­śniej mu się wy­da­rzy­ło. W re­zul­ta­cie miało dosyć opła­ka­ne skut­ki. Ska­so­wał sobie wtedy ca­ło­dzien­ną pracę re­dak­cyj­ną nad tek­stem. W wol­nych od re­duk­cji stre­su chwi­lach, kula albo nie słu­ży­ła ni­cze­mu, albo uży­wał jej jako przy­ci­sku do kar­tek no­tat­ni­ka.

Teraz sie­dział z no­ga­mi na biur­ku, przed iry­tu­ją­co pu­stym ekra­nem, i bez­wied­nie sku­bał pla­ste­li­nę. Ury­wał ka­wa­łek po ka­wał­ku, to­czył z niej kulki po­mię­dzy kciu­kiem i pal­cem wska­zu­ją­cym, po czym, gdy były już do­sta­tecz­nie mięk­kie, rzu­cał nimi w ekran. Cał­ko­wi­cie bez­myśl­ne za­ję­cie. Ale za­ję­cie! A tego Twór­ca w tym mo­men­cie po­trze­bo­wał naj­bar­dziej. Mu­siał się czymś zająć, ina­czej czuł, że zwa­riu­je.

Rzu­cił po raz ko­lej­ny. Lo­gicz­nie rzecz bio­rąc, nie­któ­re z kulek po­win­ny od­kle­ić się od ekra­nu i spaść na blat. Robił to dzie­siąt­ki razy i za każ­dym razem część kulek nie przy­kle­ja­ła się do szkła. Tym razem jed­nak było ina­czej. Przy­kle­ja­ły się w spo­sób cał­ko­wi­cie przy­pad­ko­wy, po­mi­mo że za­wsze ce­lo­wał w śro­dek ekra­nu. In­try­gu­ją­ce, po­my­ślał. Zin­ten­sy­fi­ko­wał ilość i czę­sto­tli­wość rzu­tów. Po­zor­nie sta­ty­stycz­ny roz­kład kulek przy­kle­jo­nych do ekra­nu, za­czął przy­bie­rać kon­kret­ny zarys.

–Co do cho­le­ry – mruk­nął, zdej­mu­jąc nogi ze stołu i zbli­ża­jąc twarz do mo­ni­to­ra. Kulki wy­glą­da­ły nor­mal­nie. Tkwi­ły przy­kle­jo­ne do szkła i z bli­ska nie wy­glą­da­ło to jakoś wy­jąt­ko­wo, gdy jed­nak od­su­nął się na od­le­głość wy­cią­gnię­tych nóg, które spo­czę­ły po­now­nie na bla­cie biur­ka, wra­że­nie upo­rząd­ko­wa­nia po­wró­ci­ło. Wziął dwie do­dat­ko­we laski nie­uży­wa­nej dotąd pla­ste­li­ny i roz­grzał je w dło­niach, czy­niąc bar­dziej pla­stycz­ny­mi. Ufor­mo­wał kulkę i rzu­cił w ekran. Ta spa­dła na blat.

In­te­re­su­ją­ce, po­my­ślał. Sta­rej pla­ste­li­ny mu nie wy­star­czy. Ze spo­rej masy po­zo­sta­ło mu naj­wy­żej kil­ka­na­ście ma­łych kulek. Coś przy­szło mu do głowy. Po­mysł ab­so­lut­nie ab­sur­dal­ny, nie­ak­cep­to­wal­ny, wręcz głupi. Miał do dys­po­zy­cji dwie por­cje pla­ste­li­ny. Jedną starą, nie­wiel­ką drę­czo­ną, gnie­cio­ną i de­for­mo­wa­ną dzie­siąt­ki razy i drugą ufor­mo­wa­ną z nowej nie­uży­wa­nej, którą wyjął z szu­fla­dy. Po­ło­żył je przed sobą. Na oko ni­czym szcze­gól­nym się nie róż­ni­ły Ta stara ufor­mo­wa­na z kilku ko­lo­rów była po pro­stu szarą masą z le­d­wie wi­docz­ny­mi, ko­lo­ro­wy­mi prze­bar­wie­nia­mi. Ta druga, nowa była czer­wo­no po­ma­rań­czo­wa. Aku­rat­nie dwa takie ko­lo­ry mu po­zo­sta­ły.

– Co za durny po­mysł. Chyba po­trze­bu­ję od­po­czyn­ku – mruk­nął, bio­rąc do ręki świe­żo od­pa­ko­wa­ną pla­ste­li­nę – zro­bi­my po 10 rzu­tów i okre­śli­my roz­kład sta­ty­stycz­ny.

– Za­cznie­my od cie­bie – po­wie­dział do siebie Twór­ca, bio­rąc do ręki nową pla­ste­li­nę. Teraz rzu­cał ma­ły­mi ku­lecz­ka­mi raz po raz, ob­ser­wu­jąc ich tor lotu. Był bez­ład­ny. Równo pięć z nich przy­kle­iło się do ekra­nu. Dwie­ma w ogóle nie tra­fił i po­le­cia­ły za biur­ko. Po­zo­sta­łe trzy spa­dły na blat. Teraz Ty, po­my­ślał uj­mu­jąc w dłoń szarą brył­kę. Ufor­mo­wał dzie­sięć sztuk i po­ło­żył sobie na dłoni. Od­chy­lił się w fo­te­lu i rzu­cał, nie­dba­le, byle jak nie ce­lu­jąc w żaden kon­kret­ny ob­szar.

– Nie, to nie­moż­li­we, mam ja­kieś ha­lu­cy­na­cje – wy­szep­tał, pa­trząc na re­zul­ta­ty. Wszyst­kie pre­cy­zyj­nie wy­lą­do­wa­ły na ekra­nie, uzu­peł­nia­jąc po­ja­wia­ją­cy się szkic.

– Spró­bu­je­my ina­czej – mruk­nął do sie­bie za­afe­ro­wa­ny. Po­wtó­rzył eks­pe­ry­ment, ale z za­mknię­ty­mi ocza­mi. Re­zul­tat był po­dob­ny. Nowa pla­ste­li­na le­ża­ła wszę­dzie, a do ekra­nu przy­lgnę­ła tylko jedna kulka. Z ro­sną­cym nie­po­ko­jem ujął w dłoń starą, ugnia­ta­ną setki razy szarą masę, za­mknął oczy i za­czął rzu­cać. Gdy spoj­rzał na ekran po­now­nie, to co zo­ba­czył, wy­wo­ła­ło u niego mie­sza­ni­nę prze­ra­że­nia i nie­do­wie­rza­nia. Ode­pchnął się no­ga­mi i od­je­chał fo­te­lem aż pod ścia­nę. Na ekra­nie mo­ni­to­ra po­ja­wi­ły się usta , ha­czy­ko­wa­ty nos, wą­skie szpar­ki oczu, wy­raź­ne brwi i ostry zarys pod­bród­ka.

Zo­sta­ły mu dwie kulki sta­rej pla­ste­li­ny. Przez chwi­lę się wahał, za­sta­na­wia­jąc się, czy jest przy zdro­wych zmy­słach. Prze­cież to jest sta­ty­stycz­nie nie­moż­li­we, po­my­ślał. Kie­dyś, dawno temu, czy­tał, takie opra­co­wa­nie, w któ­rym ktoś do­wo­dził, że gdyby dać mał­pie, ma­szy­nę do pi­sa­nia i do­sta­tecz­nie dużo czasu to jest praw­do­po­dob­ne, że waląc w kla­wi­sze na oślep, na­pi­sa­ła­by Ham­le­ta. Nieco po­źniej udo­wod­nio­no że to bzdu­ra, więc? Wstał i od­szedł na drugi ko­niec po­ko­ju. Od ekra­nu dzie­li­ły go dobre trzy metry. Sta­nął pod ścia­ną i rzu­cił raz za razem, byle jak, nie ce­lu­jąc. Tra­jek­to­ria kulek była jak za­pro­gra­mo­wa­na.

Oczy na ekra­nie za­pło­nę­ły czer­wie­nią, a ciem­na twarz po­ru­szy­ła się, na­bie­ra­jąc re­al­ne­go wy­ra­zu. Twór­ca prze­ra­ził się nie na żarty. Prze­cież nie pił od dawna. Nic nie brał ani nie palił zioła. Przez tą cho­ler­ną książ­kę padło jego życie to­wa­rzy­skie. Nie miał nawet czasu od­pa­lić swo­je­go ulu­bio­ne­go mo­to­cy­kla, uciec z mia­sta, ode­rwać się od pracy i cie­szyć jazdą bez celu.

Do­pa­dło mnie prze­mę­cze­nie, po­my­ślał. Nigdy wcze­śniej tego nie do­świad­czał. Po­trze­bo­wał kilku go­dzin ge­niu­szu, żeby skoń­czyć po­wieść a tym­cza­sem wy­glą­da na to, że po­stra­dał zmy­sły. Osu­nął się po ścia­nie i w od­ru­chu roz­pa­czy ukrył twarz w dło­niach.

Co się ze mną dzie­je? – ta myśl po­wra­ca­ła raz za razem. Mam ja­kieś ha­lu­cy­na­cje. Może mam raka mózgu albo po­cząt­ki cho­ro­by psy­chicz­nej?

–Ktoś musi mi pomóc – po­wie­dział bez­wied­nie na głos.

–Nie je­steś chory. Po­trze­bu­jesz je­dy­nie po­mo­cy in­te­lek­tu­al­nej, a ja mogę ci ją za­ofe­ro­wać – usły­szał spo­koj­ny głos.

Twór­ca uniósł głowę prze­ra­żo­ny. Do ha­lu­cy­na­cji wzro­ko­wych do­łą­czy­ły się te aku­stycz­ne. To jakiś kosz­mar! Po­stać sto­ją­ca przed nim wy­glą­da­ła jed­nak cał­ko­wi­cie re­al­nie. Wstał, opie­ra­jąc się wciąż o ścia­nę.

–Ty – po­wie­dział drżą­cym gło­sem – nie ist­nie­jesz.

– A jakie to ma zna­cze­nie czy ist­nie­ję, czy nie skoro mogę Ci pomóc, a ty o ile do­brze cię zro­zu­mia­łem, o pomoc pro­si­łeś.

– Ja ? – zdu­miał się Twór­ca – niby kiedy?

– Cały czas, kiedy mó­wi­łeś do sie­bie przy kom­pu­te­rze. Pro­si­łeś o kilka go­dzin ge­niu­szu. Mogę ci je za­ofe­ro­wać.

– A kim ty wła­ści­wie je­steś?

– Na­zy­wa­ją mnie Mrok, i to chyba ade­kwat­ne imię do mo­je­go wy­glą­du.

Twór­ca wciąż prze­ra­żo­nym wzro­kiem spo­glą­dał na mrocz­ną po­stać. Nie mógł dojść do ładu z wła­sny­mi my­śla­mi i per­cep­cją rze­czy­wi­sto­ści. W końcu ze­brał się na od­wa­gę.

– Skąd się wzią­łeś?Jakim cudem? Ty z tej pla­ste­li­ny?

– Och, wiesz, je­stem ar­ty­stą i mi­strzem w swoim za­wo­dzie. Lubie takie nie­ty­po­we pro­jek­ty a ten wydał mi się bar­dzo ory­gi­nal­ny. No i to me­ta­fo­rycz­ne po­łą­cze­nie, twoja złość lo­ko­wa­na w pla­ste­li­nie przez nie­zli­czo­ne akty agre­sji wy­ra­ża­ją­ce się prze­mo­cą fi­zycz­ną. Uła­twi­łeś mi za­da­nie. Ja tylko wy­ko­rzy­sta­łem po­mysł. Przy­znasz, że to cie­ka­we i mniej ba­nal­ne niż dzwo­nek do drzwi. Chcia­łeś, żeby ci pomóc, więc je­stem. Masz do skoń­cze­nia roz­dział książ­ki.

– Po­mo­żesz mi w ukoń­cze­niu książ­ki? Jak? – za­py­tał zdzi­wio­ny Twór­ca, ga­niąc się w my­ślach za roz­mo­wę z fan­to­mem wła­sne­go umy­słu.

– Po­da­ru­ję Ci go­dzi­nę ge­niu­szu. Wy­ko­rzy­staj ją jak naj­le­piej.

Twór­ca za­wa­hał się. Czuł, że nie po­wi­nien się zga­dzać. Miał nie­ja­sne po­dej­rze­nie, że jest już jed­nak za późno. Pod­jął kon­wer­sa­cję z czymś cał­ko­wi­cie nie­re­al­nym, przy­da­jąc mu tym samym atry­but re­al­no­ści.

– Czego ocze­ku­jesz w za­mian – za­py­tał po­dejrz­li­wie, po­dej­mu­jąc grę.

– Och, zu­peł­ny dro­biazg. Na­praw­dę nic szcze­gól­ne­go. Bę­dziesz dla mnie pra­co­wał, co ty na to? Lu­bisz two­rzyć, je­steś ar­ty­stą tak jak ja. Po­trzeb­ny mi ktoś taki. Praca na okres dzie­się­ciu lat raz w ty­go­dniu. Nie­zbyt uciąż­li­wa, głów­nie wie­czo­ra­mi. Dużo wol­ne­go czasu. Co praw­da bez ubez­pie­cze­nia, ale w za­mian za pracę ta go­dzi­na ge­niu­szu, raz w ty­go­dniu, bę­dzie do two­jej dys­po­zy­cji. To na tyle dużo, że bez pro­ble­mu sta­niesz się sław­ny. Porę wy­bie­rzesz sobie sam. Two­rzyć mo­żesz wszę­dzie, nawet na wa­ka­cjach. Jest tylko jeden wymóg. Gdy pra­cu­jesz dla mnie, mu­sisz być trzeź­wy. W po­zo­sta­łym cza­sie mo­żesz robić, co chcesz.

Twór­ca za­sta­na­wiał się przez chwi­lę.

W sumie to można by się zgo­dzić, po­my­ślał. Wła­ści­wie ni­czym nie ry­zy­ku­je.

Cie­ka­wy był, co wy­nik­nie z tej ab­sur­dal­nej roz­mo­wy z samym sobą. Prze­cież sobie może wszyst­ko obie­cać. Mi­lio­ny ludzi tak robią i więk­szość nigdy nie do­trzy­mu­je da­ne­go sobie słowa.

– Mó­wisz o pracy. Co miał­bym dla cie­bie robić?

– To, co ro­bisz do tej pory. Two­rzyć, może w nieco bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ny spo­sób.

– Czyli ten ge­niusz, który mi po­da­ru­jesz, pój­dzie w cho­le­rę, na ro­bo­tę dla cie­bie?

– Nie, dla swo­ich po­trzeb wy­do­bę­dę z cie­bie znacz­nie wię­cej, ale ty do tych moż­li­wo­ści nie bę­dziesz miał do­stę­pu. Ta jedna go­dzi­na w ty­go­dniu jest tylko dla cie­bie. Uwa­żam, że to uczci­wa pro­po­zy­cja.

– Po­dej­rze­wam, że uczci­wość nie jest mocną stro­ną two­jej oso­bo­wo­ści. A jeśli nie po­do­łam? Prze­cież nie wiesz, jakie są moje moż­li­wo­ści.

– Ależ wiem, zro­bi­łem mały re­se­arch i dla­te­go skła­dam ci tę pro­po­zy­cję. Je­stem nie tylko ar­ty­stą, ale i pro­fe­sjo­na­li­stą. Uwierz mi, wielu na twoim miej­scu od­da­ło­by znacz­nie wię­cej – mó­wiąc to, Mrok uśmiech­nął się pa­skud­nie.

– Bez prób­ki nie biorę – od­parł sta­now­czo Twór­ca. Kota w worku ra­czej nie kupię. Mrok spoj­rzał na niego z po­dzi­wem.

– To roz­sąd­ne żą­da­nie – po­wie­dział spo­koj­nym gło­sem – i do­brze wróży na przy­szłość. Mogę ci za­ofe­ro­wać teraz trzy mi­nu­ty na próbę. Spraw­dzisz moż­li­wo­ści i po­dej­miesz de­cy­zję. Nie ma po­śpie­chu.

– Umowa stoi – po­wie­dział Twór­ca, w końcu nie­wie­le ry­zy­ku­ję.

Mrok uśmiech­nął się wred­nie i znik­nął, rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie, jak się po­ja­wił. Znik­nę­ła rów­nież pla­ste­li­na z ekra­nu. Tak jak wcze­śniej wy­peł­niał go tylko czy­sty ar­kusz edy­to­ra. Twór­ca usiadł i za­czął pisać. Był jak w tran­sie. Jasno i zwięź­le for­mu­ło­wał zda­nia, nie robił błę­dów, a przez głowę pły­nął czy­sty, ni­czym nie­za­kłó­co­ny stru­mień in­for­ma­cji. W pierw­szej mi­nu­cie wy­my­ślił po­czą­tek, treść i za­koń­cze­nie roz­dzia­łu. W dru­giej zro­bił plan, za­pi­sał uwagi, i nawet kilka po­my­słów na przy­szłość. Prak­tycz­nie był zde­cy­do­wa­ny na trans­ak­cję. Po­zo­sta­ła mi­nu­ta. Otwarł ar­kusz po raz ko­lej­ny, ana­li­zu­jąc po­mysł. Coś nie da­wa­ło mu jed­nak spo­ko­ju. Po­zo­sta­ło pięt­na­ście se­kund. Spoj­rzał raz jesz­cze na ekran kom­pu­te­ra i wes­tchnął.

– Czy je­steś za­do­wo­lo­ny? – za­py­tał ci­chym gło­sem Mrok. Twór­ca od­wró­cił wzrok od ekra­nu. Ciem­na po­stać była le­d­wie wi­docz­na w słabo oświe­tlo­nym po­ko­ju.

– Tak, nawet bar­dzo za­do­wo­lo­ny – od­parł z uśmie­chem. Te trzy mi­nu­ty które otrzy­ma­łem od cie­bie, jako prób­kę uświa­do­mi­ły mi, że to, co na­pi­sa­łem, ni­ko­mu do ni­cze­go się nie przy­da i ni­cze­go no­we­go nie wnie­sie ani do li­te­ra­tu­ry, ani sze­ro­ko po­ję­tej kul­tu­ry. Naj­le­piej zro­bię, jeśli zmie­nię zawód. Je­stem sła­bym pi­sa­rzem, więc nie do­bi­je­my targu.

Mrok mil­czał, za­sta­na­wia­jąc się nad tym, co wła­śnie usły­szał. Potem ci­chym gło­sem wy­po­wie­dział słowa, któ­rych zna­cze­nia Twór­ca wo­lał­by nigdy nie po­znać. Stały się dla niego na­ucz­ką na całe życie.

– W takim razie od­pra­cu­jesz tylko sto dni za te trzy mi­nu­ty, które prze­cież wy­ko­rzy­sta­łeś. Jeśli potem ze­chcesz zre­zy­gno­wać, bę­dziesz wolny. Jeśli jed­nak zde­cy­du­jesz się po­zo­stać, czego nie wy­klu­czam, gra­ty­fi­ka­cja bę­dzie bar­dzo przy­zwo­ita. Bądź go­to­wy w naj­bliż­szy pią­tek i nie pij, bo wiąże się to z przy­kry­mi kon­se­kwen­cja­mi.

– Jak to sto dni? Prze­cież to miała być tylko prób­ka, a nie trans­ak­cja. Czemu oszu­ku­jesz?

– Nigdy nie twier­dzi­łem, że prób­ka bę­dzie gra­tis. Wy­ko­rzy­sta­łeś ją, więc mu­sisz za­pła­cić.

Mrok znik­nął. Twór­ca mach­nął ręką i ro­ze­śmiał się.

– A co mi mo­żesz zro­bić? – mruk­nął do sie­bie, za­pa­da­jąc się w fotel. Po raz pierw­szy od mie­sią­ca otwo­rzył bu­tel­kę whi­sky i nalał sobie drin­ka. Wziął do ust odro­bi­nę bursz­ty­no­we­go płynu i po­zwo­lił żeby smak roz­lał się po ję­zy­ku.

– Do­sko­na­ła – wes­tchnął z uśmie­chem.

Był czwar­tek, do­cho­dzi­ła pół­noc.

Koniec

Komentarze

Hej, fajny pomysł z tymi kulkami układającymi się we wzór. Przez chwilę myślałem, że będzie to wzór interferencji, jak w eksperymencie z dwiema szczelinami, ale byłoby to dosyć banalne. :)

 

Obserwował, jak z niemal idealna kula w ułamku sekundy zmienia się

co nawiasem mówiąc, wcześniej mu się wydarzyło

Może lepiej “zdarzyło”?

 

Czy, jesteś zadowolony?

Po co przecinek?

 

W tekście jest sporo błędnie postawionych przecinków, np.:

Teraz, patrzył na biały ekran

pozbawiony jakichkolwiek cech estetycznych, placek

jednak, było inaczej

Jeśli jest z tym problem, warto przyjąć uproszczoną zasadę, że przecinek odcina frazę zawierającą czasownik. Od tej reguły oczywiście są wyjątki, jak to w języku polskim, ale na początek może się okazać przydatna.

czerwono pomarańczowa

Między tymi wyrazami powinien być myślnik.

Dopadło mnie przemęczenie, pomyślał

Moim zdaniem ten fragment pisany w pierwszej osobie zaburza rytm opowieści. Cały tekst to narracja trzecioosobowa i przy tym lepiej pozostać. W niektórych przypadkach taki zabieg jest naprawdę ciekawy, ale tu wydaje mi się niezbyt atrakcyjny.

 

Nazywają mnie Mrok, i to chyba adekwatne imię do mojego wyglądu. Twórca wciąż przerażonym wzrokiem spoglądał na mroczną postać. Nie mógł dojść do ładu z własnymi myślami i percepcją rzeczywistości. W końcu zebrał się na odwagę.

Zły zapis dialogu – wydaje się, że ten cały ustęp mówi Mrok, a przecież tak nie jest. Przed „Twórca” powinien więc być myślnik.

Zmieniłabym też imiona bohaterów – Twórca i Mrok są bardzo sztampowe, od razu narzucają interpretację. Poszłabym w coś mniej oczywistego.

Pomysł jest ok.

 

 

 

Droga autorko, udało Ci się trafić do mnie niektórymi pomysłami. Całkiem nieźle zobrazowałaś frustrację wywołaną przez niemoc twórczą i sinusoidę kreatywności. Ironiczny wniosek wydobyty podczas chwili geniuszu podobał mi się w szczególności. Jest jednak kilka rzeczy, które ograniczają moją satysfakcję z doświadczenia.

 

Niemal do końca lektury byłem przekonany, że mam do czynienia z samodzielnym utworem. Potem jednak dowiedziałem się o zamiarach kontynuacji i już nie mogę patrzeć nań w ten sam sposób. Co wcześniej uważałem za stylowo domknięte, teraz wydaje się okrutnie urwane.

 

Imiona bohaterów brzmią jak robocze. O ile Twórca nabierze więcej sensu, jak się domyślam, w dalszych częściach, to Mrok nie podoba mi się w ogóle. Nie pasuje ani do artysty, ani profesjonalisty. Przywodzi bardziej na myśl zbuntowanego nastolatka.

 

O bohaterach wiemy bardzo niewiele. O samym Twórcy tylko tyle, że lubił pić, palić, jeździć motorem i turlać plastelinę. Chętnie bym usłyszał coś o jego wcześniejszej karierze i powieści, którą teraz tworzył. Ułatwiłoby mi to zrozumienie jego pisarskiego bloku i jednocześnie mogłoby stanowić zgrabne przejście do finalnego wniosku. Zastanawia mnie, dlaczego ostatni rozdział stanowił u niego pustą stronę? Skoro większość jest już ukończona, to Twórca ma już materiał, na którym może pracować. Spodziewałbym się prędzej gotowego zakończenia, z którego bohater nie jest do końca zadowolony i wypełnia go wątpliwościami co do reszty utworu.

Z kolei o Mroku wiemy, że był mroczny. Miał się też za artystę i profesjonalistę, ale wyrażał się zachowywał przy tym jak tani oszust. Przydałoby się dopracować jego fizyczną postać i przekształcić nieco jego ofertę, by nie przypominał tak nigeryjskiego księcia.

 

Mam też inne, drobne wątpliwości. Dlaczego Mrok potrzebował zgody Twórcy i uciekał się do podstępu? Jest wyraźna sugestia, że jest w stanie go po prostu zmusić do tego, co chce. Dlaczego wymagał od Twórcy trzeźwości, skoro ten był trzeźwy od dawna i nic nie wskazywało na problemy z używkami? Dlaczego Twórca opisuje swoje życie towarzyskie jako posypane, skoro dwie godziny wcześniej był na spotkaniu? Dlaczego czuł się taki bezkarny na koniec, skoro wcześniej był tak bardzo przerażony wizytą przybysza? Mogę założyć, że Mrok jest wytworem wyobraźni Twórcy, ale póki co nie mam potwierdzenia.

 

Cześć Wam:) Po pierwsze chciałam podziękować za komentarze. Tak, z przecinkami mam problem, nie ukrywam i pracuję nad poprawą. Czasem jest ich za dużo, czasem w niewłaściwych miejscach.

Dzięki za pomoc i pochylenie na tekstem:)

 

@P3rshing. Fakt, że miałeś tak wiele do powiedzenia na temat tego opowiadania, jest dla mnie budujący. Generalnie uważam że jeśli w utworach SF i pochodnych wszystko podane jest na tacy i wytłumaczone, to tracą one sens i nie prowokują do myślenia. Przeczytałam ich wiele i moim subiektywnym zdaniem, właśnie te, które wzbudzały, niepokój lub nawet irytację swoimi niedopowiedzeniami, zostawały najdłużej w pamięci. Wiele z nich było prostymi powieściami, ale ten właśnie brak jednoznacznego zakończenia, niewielka czasem tajemnica, nieodkryta , pozostawiona dla czytelnika jako źródło rozważań była wartościowa. 

W SF trudno doszukiwać się logiki, bo często jej nie ma. Pytasz, czemu Mrok nie zmusił Twórcy do pracy? No cóż, gdyby zmusił, nie byłby artystą. Poza tym jest, jak się domyśliłeś demonem a te jednak, mają ograniczone możliwości a ograniczenia wprowadza autor:).  Na resztę zadanych pytań musisz odpowiedzieć sobie sam. Fakt, że wzbudziłam w Tobie ambiwalentne uczucia to sukces:).

Co do Imion. W mojej powieści najprawdopodobniej nie będzie imion. Taka przyjęłam koncepcję i tak pozostanie. Kreowanie super wyrazistej postaci też mija się trochę z sensem i opisywanie koloru oczu, kształtu nosa czy brodawki na policzku to wypełniacze tekstu. Nie chce tego. W dużej części pozostawię to czytelnikowi, bo i tak dorysuje sobie tą postać w swojej wyobraźni. 

Kim jest Mrok? to kreacja naszej świadomości. Beż świadomości nie mogłaby zaistnieć, tak jak nie istnieje bez niej dobro ani zło a pojęcia Boga i Diabła nie mają sensu. To nasze subiektywne odczucia. Ten problem będzie przewijał się później. Z pewnością nieraz zirytuję czytelnika przejściem z tematów poważnych do śmiesznych czy groteskowych , ale takie właśnie jest życie.

Pozdrawiam :))

Masz rację, że wszystkiego nie można powiedzieć. Nie zależy mi na ścianie tekstu pełnej nieistotnych informacji. Moje uwagi mogą się wydawać czepialstwem, ale ostatecznie mają na celu pomoc w stworzeniu takiego dzieła, na jakim zależy autorowi. Jako czytelnik mogę mieć swoje preferencje, oczekiwania i uprzedzenia, a do tego nie mam tych samych informacji co autor. Dlatego zadaję pytania i wskazuję niektóre rzeczy, które utrudniają mi odbiór zaplanowany przez autora.

 

Pewna mglistość i niejasność nie jest zła. Jeśli Mrok ma być diabłem, to dobrze. Jeśli wytworem zmęczonego umysłu i presji tłumu, to też dobrze. Jeśli obie opcje są równie prawdopodobne, to jeszcze lepiej. Każde rozwiązanie wymaga jednak innego szlaku z okruszków po drodze. Mało mogę podpowiedzieć jak można by uzyskać konkretny efekt bez informacji od autora. 

 

Skoro Twórca jest Twórcą przez wielkie T, to bardzo mnie interesuje jego kariera. Bardzo zmienia perspektywę to, czy jest płodnym autorem na granicy wypalenia, czy dopiero aspiruje i walczy ze swoim niedoświadczeniem. Obie te opcje są tutaj prawdopodobne, ale puszczone w ruch opowiedzą ostatecznie inne historie. Jednego z nich diabeł mógłby wynająć za względu na jego doświadczenie do swoich własnych celów, na drugim żerować wykorzystując jego naiwność i desperację. Wszystkie opcje są dobre, ale konieczne będą konkretne elementy charakteryzacji.

 

 

Mary Ann,

Co do Imion. W mojej powieści najprawdopodobniej nie będzie imion. Taka przyjęłam koncepcję i tak pozostanie. Kreowanie super wyrazistej postaci też mija się trochę z sensem i opisywanie koloru oczu, kształtu nosa czy brodawki na policzku to wypełniacze tekstu. Nie chce tego. W dużej części pozostawię to czytelnikowi, bo i tak dorysuje sobie tą postać w swojej wyobraźni. 

Moim zdaniem jądrem każdej opowieści jest bohater. Nie chodzi tu o to, aby miał on imię, jest wiele powieści, w których bohaterowie pozostają bez imion, ale wciąż stanowią centrum wykreowanego świata, bo są wyraziści. Konkrety są ważne, inaczej postaci będą tylko mglistymi cieniami. 

P3rshing

Skoro Twórca jest Twórcą przez wielkie T, to bardzo mnie interesuje jego kariera.

Tak Twórca jest przez wielkie T, ale to co będzie Tworzył to nie literatura. Przeznaczyłam mu ambitniejsze zadanie. Nie mogę zbyt dużo powiedzieć ale to postać z pogranicza rzeczywistości i magii. Czy aspiruje, aby być Twórcą ? – raczej nie, to los przeznaczył mu taką rolę i zdolności, które posiada. Zdolności Kreacji– też przez duże K. 

Pewnie niedługo zamieszczę kilka nowych fragmentów, które uzupełnią obraz:)

 

fishandchips

Konkrety są ważne, inaczej postaci będą tylko mglistymi cieniami. 

Tak, niektóre postaci pozostaną mglistymi cieniami, które przewiną się przez fabułę, inne będą nawet bardzo wyraziste:)

Nowa Fantastyka