- Opowiadanie: Krokus - Turniej Trójfantastyczny

Turniej Trójfantastyczny

Wi­taj­cie,

 

Jakkolwiek wyszło, celem poniższego tekstu jest wywołanie uśmiechu i oderwanie Was od spraw przyziemnych i nieprzyjemnych.

Nie wszy­scy wy­szli z tego cało, ale miej­cie na uwa­dze, że to tylko fik­cja, a im go­rzej tu skoń­czy­li­ście, tym le­piej Wam życzę :)

Zbież­ność osób i nic­ków może być przy­pad­ko­wa... ale ra­czej nie jest.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Turniej Trójfantastyczny

Fresh wszedł do sali ba­lo­wej z nie­ma­łą obawą. Nigdy nie lubił tłu­mów, ale de­cy­zja zo­sta­ła pod­ję­ta – obie­cał sobie, że się nie wy­co­fa, nie w sy­tu­acji, gdy wszyst­ko miał poukładane w gło­wie. Zajął miej­sce wśród pre­ten­den­tów Tur­nie­ju Trój­fan­ta­sty­cze­go i ukrad­kiem zer­k­nął na kart­kę trzy­ma­ną w ręku. Ktoś szturch­nął go z boku.

– Pierw­szy raz, co?

Fresh pod­niósł wzrok. Obok stała drob­na, de­li­kat­na wręcz, dziew­czy­na z szy­der­czym uśmie­chem.

– Po czym po­zna­łaś? – od­po­wie­dział.

– Po li­czeb­ni­kach.

– Co? – Fresh był coraz bar­dziej sko­ło­wa­ny.

De­li­kat­na, bo tak na­zy­wał ją w gło­wie, par­sk­nę­ła i przy­ło­ży­ła palec do ust. Przed­sta­wie­nie się roz­po­czy­na­ło.

– Wi­taj­cie, słu­cha­cze i pre­ten­den­ci! – po­wie­dzia­ła do­nio­słym gło­sem ko­bie­ta z prze­ciw­le­głe­go końca sali. – Jest mi nie­zmier­nie miło…

– Kró­lo­wa – szep­nę­ła do Fre­sha De­li­kat­na. – Słu­chaj jej, młody, a kie­dyś ci się uda.

– …a po­tycz­kom bę­dzie to­wa­rzy­szyć duch zdro­wej ry­wa­li­za­cji. Tur­niej Trój­fan­ta­stycz­ny uwa­żam za otwar­ty!

W całej sali roz­brzmia­ły okla­ski. Grupa pre­ten­den­tów za­szem­ra­ła nie­spo­koj­nie.

– Za­pra­szam pierw­sze­go śmiał­ka – do­da­ła Kró­lo­wa, gdy aplauz ucichł i roz­sia­dła się na tro­nie.

 

1.

Jakiś bro­dacz wy­stą­pił na przód. Sta­nął na środ­ku sali i już miał zło­żyć ukłon Kró­lo­wej, gdy coś szczęk­nę­ło i świ­snę­ło. Przez tłum prze­szły szep­ty, ale nikt się nie ru­szył. Bro­dacz wydał z sie­bie char­kot, padł naj­pierw na ko­la­na, a potem na twarz. Z ple­ców męż­czy­zny ster­czał bełt. Fresh jęk­nął, po­ciem­nia­ło mu w oczach. Dla­cze­go nikt nic nie zro­bił? Gdzie straż­ni­cy?

– Spo­koj­nie, młody. Gość za­wsze pcha się jako pierw­szy. W końcu ktoś nie wy­trzy­mał.

– Ale tak nie…

De­li­kat­na przy­ło­ży­ła palec do ust.

– Zo­bacz, nikt nie pa­ni­ku­je. Każdy się tego spo­dzie­wał.

Fresh pa­trzył na ze­bra­nych. Do­oko­ła pa­no­wał sto­ic­ki spo­kój. Dwóch straż­ni­ków po­de­szło do trupa, wzię­ło za ręce i, cią­gnąc po pod­ło­dze, wy­nio­sło z sali. Nikt nie zwra­cał uwagi na czer­wo­ny ślad, jaki zo­sta­wi­li.

 

2.

Kró­lo­wa od­chrząk­nę­ła. Na śro­dek sali wy­szedł drugi śmia­łek.

– Witaj, pani! – rzekł do­no­śnym gło­sem. – Imię moje Czter­dzie­ści-i-Czte­ry…

– Czter­dzie­ści czte­ry?

Pre­ten­dent po­krę­cił głową.

– Nie, nie. Nie do­da­je­my, tylko za­pi­su­je­my: naj­pierw czter­dzie­ści, a potem czte­ry.

Tłum za­szem­rał, ale Kró­lo­wa znów od­chrząk­nę­ła i ski­nę­ła na śmiał­ka.

– Przy­by­wam z opo­wia­da­niem scien­ce-fic­tion, zajmę pań­stwu nie wię­cej niż pięt­na­ście minut.

Roz­po­czął opo­wieść. Mo­du­lo­wał głos, do tego oszczęd­nie, acz z wy­czu­ciem, ge­sty­ku­lo­wał. Zro­bił na Fre­shu nie­ma­łe wra­że­nie. Gdy za­koń­czył swą hi­sto­rię, w sali za­le­gła cisza.

Kró­lo­wa wes­tchnę­ła.

– Wy­słu­cha­łam już wielu opo­wia­dań trak­tu­ją­cych o losie grupy oca­la­łych z po­gro­mu, za­ra­zy czy in­ne­go ka­ta­kli­zmu – Czter­dzie­ści-i-Czte­ry wstrzy­mał od­dech, ręce mu drża­ły – i muszę po­wie­dzieć, że ta opo­wieść nie­zwy­kle przy­pa­dła mi do gustu.

Świst po­wie­trza wy­pusz­cza­ne­go z ust śmiał­ka wy­peł­nił salę. Fresh ża­ło­wał, że nie widzi jego twa­rzy i… za­zdro­ścił mu.

– …jed­nak wy­ko­na­nie – kon­ty­nu­owa­ła Kró­lo­wa – po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

I za­czę­ła wy­mie­niać błędy, któ­rych Czter­dzie­ści-i-Czte­ry słu­chał z po­ko­rą, na­to­miast Fresh – z prze­ra­że­niem. Nie „chwy­cił za łuk”, tylko „chwy­cił łuk”, nie „cięż­ko zna­leźć po­ży­wie­nie”, tylko „trud­no zna­leźć po­ży­wie­nie”. Czuł, jak dy­go­czą mu ko­la­na, nigdy nie zwra­cał uwagi na takie rze­czy. W swo­jej opo­wie­ści pew­nie też znaj­dzie po­dob­ne kwiat­ki, ale było już za późno, zaraz jego kolej.

– Czy ktoś ma jesz­cze coś do do­da­nia? – za­py­ta­ła Kró­lo­wa.

Ze­bra­ni spo­glą­da­li po sobie, ki­wa­li gło­wa­mi, przy­ta­ki­wa­li uwa­gom wład­czy­ni. Czter­dzie­ści-i-Czte­ry skło­nił się nisko i ru­szył w stro­nę nie­wiel­kich drzwi w rogu sali. Już miał wyjść, gdy drogę za­gro­dzi­ła mu fi­li­gra­no­wa dziew­czy­na i po­ło­ży­ła ręce na ra­mio­nach. Pa­trzy­ła w oczy męż­czy­zny, przy­cią­gnę­ła do sie­bie, już nie­mal sty­ka­li się no­sa­mi.

– Po­do­ba­ło mi się – po­wie­dzia­ła i sze­ro­ki uśmiech roz­ja­śnił jej twarz. W pod­sko­kach okrą­ży­ła salę i znik­nę­ła wśród tłumu.

Czter­dzie­ści-i-Czte­ry wes­tchnął i znik­nął za drzwia­mi.

 

3.

Spo­śród pre­ten­den­tów wy­stą­pi­ła ruda dziew­czy­na.

– A to kto? – szep­nę­ła De­li­kat­na do Fre­sha. – Nigdy jej nie wi­dzia­łam.

Ruda w kilku kro­kach zna­la­zła się na środ­ku sali i bez żad­nych wstę­pów za­czę­ła opo­wieść. Kró­lo­wa unio­sła brwi, ale nie prze­rwa­ła. Fresh miał nie­od­par­te wra­że­nie, że ze­bra­ni tak­su­ją dziew­czy­nę wzro­kiem, za­miast sku­pić się na tre­ści. Jego też tak po­trak­tu­ją? Po­czuł sym­pa­tię do rudej. Ki­bi­co­wał jej z ca­łych sił.

Gdy pre­ten­dent­ka skoń­czy­ła, nie wie­dzieć czemu, Fre­sho­wi wy­rwa­ło się z ust:

– Cie­ka­wa opo­wieść.

Wszyst­kie oczy na sali po­pa­trzy­ły w jego stro­nę. Zro­bił krok w tył, De­li­kat­na nieco go za­sło­ni­ła, ale Fresh wo­lał­by za­paść się pod zie­mię.

– Przy­kro mi to mówić – prze­rwa­ła za­mie­sza­nie Kró­lo­wa – ale czas po­świę­co­ny na twą opo­wieść uwa­żam za stra­co­ny, al­bo­wiem, mimo że się sta­ra­łam, nie udało mi się zro­zu­mieć opo­wia­da­nia.

Fresh w my­ślach po­dzię­ko­wał, że od­cią­gnę­ła od niego uwagę, a jed­no­cze­śnie po­czuł strach. Wie­dział, że Tur­niej to nie prze­lew­ki, ale teraz miał tego dowód. A prze­cież opo­wia­da­nie nie było złe. Może nie wszyst­ko zro­zu­miał, ale…

– Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wi­ło bar­dzo wiele do ży­cze­nia – cią­gnę­ła Kró­lo­wa.

Ko­lej­ne chwi­le upły­nę­ły na szcze­gó­ło­wym wy­ty­ka­niu błę­dów rudej, która wciąż stała wy­pro­sto­wa­na na środ­ku sali. Po chwi­li pod­szedł do niej straż­nik i wy­pro­wa­dził przez głów­ne wej­ście. Dziew­czy­na nic nie po­wie­dzia­ła.

– No nie po­rwa­ło – usły­szał Fresh zza ple­ców.

 

4.

– Patrz, jak to się robi, młody – po­wie­dzia­ła De­li­kat­na i wy­szła na śro­dek. Nie wy­glą­da­ła na spię­tą, im­po­no­wa­ła spo­ko­jem.

– Na­zy­wam się So­na­ta, przed­sta­wię pań­stwu opo­wia­da­nie scien­ce-fic­tion, które nie po­win­no zająć wię­cej niż osiem minut.

– Hi­sto­rie zaj­mu­ją­ce mniej niż dzie­sięć minut nie są opo­wia­da­nia­mi, tylko szor­ta­mi, po­win­naś tak je przed­sta­wiać.

De­li­kat­na za­sty­gła. Widać było, że na­pię­ła wszyst­kie mię­śnie.

– Tak… tak, pani. – Fresh od­niósł wra­że­nie, że cała pew­ność sie­bie ule­cia­ła z dziew­czy­ny. Chyba nie tak to sobie wy­obra­ża­ła. – Zatem przed­sta­wię szort scien­ce fic­tion.

Opo­wieść była na­praw­dę dobra, cała sala słu­cha­ła w sku­pie­niu. Raz wy­bu­cha­ła śmie­chem, by za chwi­lę umilk­nąć w na­pię­ciu. Koń­co­wy twist ode­brał dech ze­bra­nym, a gdzie­nie­gdzie dało się sły­szeć piski.

– Muszę przy­znać, So­na­to, że słu­cha­nie two­je­go opo­wia­da­nia spra­wi­ło mi nie­zmier­ną przy­jem­ność. – Kró­lo­wa znów ode­zwa­ła się pierw­sza.

Póź­niej wy­li­cza­ła za­le­ty opo­wia­da­nia, by na ko­niec przejść do kilku uste­rek tech­nicz­nych. Ze­bra­ni po­ta­ki­wa­li z apro­ba­tą, nawet pre­ten­den­ci ki­wa­li z po­dzi­wem. So­na­ta skło­ni­ła się nisko, po­dzię­ko­wa­ła i ru­szy­ła w stro­nę drzwi, za któ­ry­mi znik­nął Czter­dzie­ści-i-Czte­ry. I wtedy do­szło do cze­goś, czego Fresh kom­plet­nie nie zro­zu­miał.

– Ooo, nie! – krzyk­nę­ła kę­dzie­rza­wa ko­bie­ta, wy­cho­dząc zza tronu Kró­lo­wej. – Nie, nie, nie!

Potem wy­ko­na­ła serię wes­tchnień, ozdo­bio­nych dra­ma­tycz­ny­mi ge­sta­mi, a na­stęp­nie za­czę­ła się rzeź.

– Ten ko­lo­kwia­lizm pa­su­je jak bucik na Kop­ciusz­ka, tu an­gli­cyzm, to jest ga­dżet me­ta­fik­cyj­ny, da­ła­bym prze­ci­nek, tu też, to an­gli­cyzm, to ru­sy­cyzm.

Z po­cząt­ku po­wo­li cho­dzi­ła wokół So­na­ty, ale z każdą chwi­lą się roz­pę­dza­ła. Fre­sho­wi łzy na­pły­nę­ły do oczu. Co tu robi ta kę­dzia­rza­wa? Nie wi­dział jej wcze­śniej, czy jemu też spu­ści taki łomot?

– Li­te­rów­ka, po­praw szyk – cią­gnę­ła – tu coś nie ten tego lo­gicz­nie, ko­lo­kwia­lizm, póź­niej też, i jesz­cze póź­niej, a to, co niby jest, a to? – Prze­cią­gnę­ła ostat­nią gło­skę. – An­gli­cyzm! – krzyk­nę­ła, uno­sząc ręce.

Z gło­śnym wes­tchnie­niem opu­ści­ła ra­mio­na i krę­cąc głową, wró­ci­ła za fotel Kró­lo­wej.

Wszy­scy mil­cze­li. Wbili prze­ra­żo­ne spoj­rze­nia w So­na­tę, która stała ze spusz­czo­ną głową. Jesz­cze kil­ka­na­ście minut temu wy­glą­da­ła jak kró­lo­wa życia, ale teraz przy­po­mi­na­ła klo­szar­da, któ­re­mu ktoś od­mó­wił pią­ta­ka. Zro­bi­ła kilka kro­ków, miała prawo wyjść bocz­ny­mi drzwia­mi, ale skrę­ci­ła i po­de­szła do okna. Bez słowa, po­cią­ga­jąc nosem, otwo­rzy­ła je i wy­sko­czy­ła. Nikt nie wy­po­wie­dział choć­by słowa, umie­ra­ła w ciszy.

– Fajne – krzyk­nę­ła jesz­cze fi­li­gra­no­wa dziew­czy­na z dru­gie­go końca sali.

 

5.

Fre­sho­wi dzwo­ni­ło w uszach, żaden pre­ten­dent się nie po­ru­szył. Czy za­koń­czą kon­kurs, jeśli nikt wię­cej się nie zgło­si? Może to jest ten mo­ment? Zro­bił krok do przo­du, jakby wbrew sobie, ale ko­lej­ne po­szły już ła­twiej. Sły­szał skrzy­pią­ce po­de­szwy butów na mar­mu­ro­wej po­sadz­ce, czuł, jak spoj­rze­nia in­nych śmiał­ków dziu­ra­wią mu plecy. Byle nikt nie wy­strze­lił z kuszy. No i żeby kę­dzie­rza­wa nie za­czę­ła ma­sa­kry. Wy­raź­nie wi­dział wy­sta­ją­ce zza tronu czar­ne loki.

Wziął głę­bo­ki od­dech.

– Na­zy­wam się Fresh i przed­sta­wię opo­wia­da­nie fan­ta­sy.

Roz­po­czął ba­ję­dę, ale czuł, że nie idzie tak, jak trze­ba. Pró­bo­wał pa­trzeć w dół, potem w sufit, ale co chwi­lę oczy ucie­ka­ły i kie­ro­wa­ły się w stro­nę tronu. Kró­lo­wa słu­cha­ła w sku­pie­niu, ale widok wło­sów kę­dzie­rza­wej wy­ci­skał dech z pier­si. Wy­star­czy­ło lek­kie drgnię­cie loków, a Fresh za­czy­nał się jąkać. Za każ­dym razem mu­siał brać głę­bo­ki od­dech, co za­bi­ja­ło na­tu­ral­ną płyn­ność opo­wie­ści. Nic nie szło tak, jak za­ło­żył. Czuł, jak ra­mio­na mu opa­da­ją, a plecy gar­bią. Gdy wy­po­wie­dział słowo „ko­niec”, od­niósł wra­że­nie, że wła­śnie po­ło­żył głowę na pień­ku, a teraz czeka już tylko, aż opad­nie topór.

Kró­lo­wa od­chrząk­nę­ła.

– Gra­tu­lu­ję de­biu­tu, Fre­shu, opo­wia­da­nia wy­słu­cha­łam z naj­wyż­szym za­cie­ka­wie­niem.

Potem po­chwa­li­ła fa­bu­łę, bo­ha­te­rów i opisy, by przejść do dłu­giej listy uste­rek tech­nicz­nych. Po­cząt­ko­wo na­peł­nio­ny na­dzie­ją, z każ­dym wy­tknię­tym prze­ję­zy­cze­niem, złą od­mia­ną i nie­pra­wi­dło­wo uży­tym sło­wem, znów rosła mu gula w gar­dle. Gdy skoń­czy­ła, oczy miał za­mknię­te, łzy mi­mo­wol­nie wy­cie­ka­ły spod po­wiek.

W pew­nej chwi­li zo­rien­to­wał się, że sły­szy je­dy­nie swój od­dech. Pod­niósł głowę, po­pa­trzył po ze­bra­nych. Nie­któ­rzy ki­wa­li gło­wa­mi na boki, ale jed­nak więk­szość po­ta­ki­wa­ła z uzna­niem. Kró­lo­wa uśmie­cha­ła się, a ręką wska­za­ła za­pra­sza­ją­co na małe drzwi. Te same, przez które wy­szedł Czter­dzie­ści-i-Czte­ry.

Czar­ne loki drgnę­ły, Fresh postąpił krok do tyłu. Zro­bił zwrot przez prawe ramię i skie­ro­wał się do wy­ma­rzo­ne­go wyj­ścia. Co chwilę spo­glą­dał na kę­dzie­rza­wą, jakby była śpią­cym smo­kiem, który w każ­dej chwi­li może wstać i po­żreć jego ma­rze­nia.

Przed sa­my­mi drzwia­mi drogę za­stą­pi­ła mu fi­li­gra­no­wa, chwy­ci­ła za ra­mio­na, przy­bli­ży­ła twarz. A Fresh po­my­ślał, że to teraz wy­strze­lą bełt, że ona tak spe­cjal­nie go za­trzy­ma­ła. Póź­niej stwier­dził, że to było głu­pie, ale twa­rzą w twarz z tą małą nie było mu do śmie­chu.

– Sym­pa­tycz­ne – po­wie­dzia­ła, po czym za­chi­cho­ta­ła i ta­necz­nym kro­kiem ru­szy­ła przez salę.

 

***

 

Za drzwia­mi zo­ba­czył stro­me spi­ral­ne scho­dy pro­wa­dzą­ce w dół. Zszedł i zna­lazł się w nie­zbyt roz­le­głej, ale wy­so­kiej sali. Prze­ciw­le­gła ścia­na nie była mu­ro­wa­na, tylko zbu­do­wa­na z dwóch ka­mien­nych płyt, sto­ją­cych jedna obok dru­giej. W pierw­szej z nich zo­ba­czył troje drzwi, w dru­giej sie­dmioro. Wszyst­kie były po­nu­me­ro­wa­ne rzym­ski­mi cy­fra­mi, wy­pi­sa­ny­mi po­wy­żej. Fresh stał zdez­o­rien­to­wa­ny. Co teraz? Musi wy­brać? Przyj­rzał się do­kład­nie. Trze­cie drzwi zo­sta­ły za­gro­dzo­ne opusz­czo­ną z góry kratą.

Za ple­ca­mi usły­szał kroki. Do po­miesz­cze­nia we­szła dziew­czy­na, ubra­na jak… sam nie wie­dział jak. Niby no­si­ła lekką su­kien­kę, ale na głowę za­ło­ży­ła akwa­rium w kształ­cie kuli, co przy­wo­dzi­ło na myśl hełm akwa­lun­gu, albo kom­bi­ne­zo­nu astro­nau­ty. Mi­nę­ła go i za­trzy­ma­ła kilka kro­ków dalej. Od­wró­ci­ła się i zmie­rzy­ła Fre­sha od stóp do głów.

– A ty co?

Nie wie­dział co po­wie­dzieć. W za­sa­dzie nic nie wie­dział, więc bąk­nął coś pod nosem. Dziew­czy­na zmarsz­czy­ła czoło.

– Nie wiesz co robić?

Fresh wzru­szył ra­mio­na­mi, pa­trzył gdzieś w bok.

– To de­ka­log tur­nie­jo­wy. Wy­bie­rasz, z któ­rym przy­ka­za­niem chcesz się zmie­rzyć i wcho­dzisz. Czter­dzie­ści-i-Czte­ry wy­brał „trój­kę”. – Wska­za­ła na drzwi za kratą. – Ja za­bie­ram „dziesiątkę”. Po­wo­dze­nia.

Chło­pak jęk­nął nie­zro­zu­mia­le, dziew­czy­na sta­nę­ła i pa­trzy­ła wy­cze­ku­ją­co.

– Ja… jak masz na imię? – To je­dy­ne py­ta­nie, które przy­szło mu na myśl.

– Sara – od­po­wie­dzia­ła. – A ty?

– Fresh.

Nie cze­ka­jąc dłu­żej, pod­bie­gła do przed­ostat­nie­go przej­ścia, na­ci­snę­ła klam­kę i we­szła do środ­ka. Ledwo za­trza­snę­ła drzwi, opa­dła krata, która od­cię­ła Sarze drogę po­wrot­ną. Ude­rze­nie me­ta­lu w po­sadz­kę otrzeź­wi­ło Fre­sha. Wy­brał numer pięć.

 

***

 

Po­cząt­ko­wo szedł wą­skim ko­ry­ta­rzem, oświe­tlo­nym je­dy­nie kil­ko­ma świe­ca­mi na ścia­nach, ale po kil­ku­na­stu me­trach wszedł do dłu­gie­go po­miesz­cze­nia, na któ­re­go po­cząt­ku stał stół, a na nim le­ża­ła kusza. Bełt tkwił w łożu, ople­cio­ny na­cią­gnię­tą cię­ci­wą. Fresh po­pa­trzył przed sie­bie. Na końcu kom­na­ty, znacz­nie le­piej oświe­tlo­nym po­chod­nia­mi, stał prze­dziw­ny pies, po­stu­ry do­ber­ma­na, ale o nie­spo­ty­ka­nym ubar­wie­niu. Czar­ny, z nie­bie­skim pasem na boku, a w kilku miej­scach od­zna­cza­ły się czer­wo­ne ak­cen­ty. Ko­lo­ra­mi bar­dziej przy­po­mi­nał ja­kie­goś żół­wia albo ro­ba­la. I do tego ten prze­dziw­ny uśmiech, ni to chy­try, ni wzgar­dli­wy. Nie bu­dził sym­pa­tii, ale przy­cią­gał uwagę.

Po pierw­szych ob­ser­wa­cjach Fresh po­pa­trzył na kuszę, potem na psa. Nic wię­cej w po­miesz­cze­niu nie było. Zatem… to zna­czy… miał tego psa za­strze­lić? Czuł, jak nogi mu mięk­ną, a ręce za­czy­na­ją drżeć. Obej­rzał się w stro­nę drzwi, które z pew­no­ścią za­blo­ko­wa­ne były już kratą. Nie miał od­wro­tu. Chwy­cił broń, ostroż­nie zwa­żył w ręku. Pierw­szy raz trzy­mał w ręku kuszę. Przy­ło­żył kolbę do ra­mie­nia, wy­ce­lo­wał, na razie gdzieś w bok. Prawa ręka sama od­na­la­zła dźwi­gnię spu­sto­wą.

Za­wa­hał się. Jesz­cze raz obej­rzał psa. Stał bo­kiem, nie mógł się bar­dziej wy­sta­wić. Do tego spra­wiał wra­że­nie spa­ra­li­żo­wa­ne­go. Je­dy­nie oczy błą­dzi­ły po ścia­nach.

Fresh uważ­nie obej­rzał po­miesz­cze­nie, upew­nił się, że nic mu nie umknę­ło. Prze­łknął ślinę. Nie ma co zwle­kać, nie ma też co pod­cho­dzić. Pies był dziw­ny, a zatem praw­do­po­dob­nie też nie­bez­piecz­ny. Przy­ce­lo­wał, wstrzy­mał od­dech i na­ci­snął spust.

Zdą­żył po­ża­ło­wać swej de­cy­zji, zanim się zo­rien­to­wał, że broń nie wy­strze­li­ła. Dźwi­gnia ani drgnę­ła. Zlu­stro­wał broń i od­na­lazł ma­lut­ki blo­czek, za­bez­pie­cza­ją­cy przed przy­pad­ko­wym zwol­nie­niem bełtu. Błoga ulga roz­luź­ni­ła wszyst­kie jego mię­śnie. Gło­śno wes­tchnął.

Wtedy usły­szał szczęk ja­kie­goś me­cha­ni­zmu. Spoj­rzał w stro­nę psa. W bocz­nej ścia­nie po­ja­wi­ła się luka, przez którą teraz wy­cho­dził ol­brzy­mich roz­mia­rów wij. Dzie­siąt­ki, a może nawet setki od­nó­ży prze­bie­ra­ło z ci­chym szem­ra­niem, a in­sekt ob­cho­dził psa, po­ru­sza­jąc głową, jakby badał prze­strzeń.

Fresh do­pie­ro teraz zo­ba­czył, że pies jest unie­ru­cho­mio­ny. Pró­bo­wał po­ru­szać ła­pa­mi, ale te były jakby przy­le­pio­ne do pod­ło­ża.

Robal zro­bił dwa okrą­że­nia wokół zwie­rzę­cia, po czym uniósł przed­nią część ciel­ska ni­czym za­klę­ta kobra. I wtedy wszyst­ko wy­da­rzy­ło się bły­ska­wicz­nie. Fresh od­bez­pie­czył kuszę. Wy­ce­lo­wał. Strze­lił. Wij rzu­cił się na psa o se­kun­dę za późno. Bełt prze­szył jego głowę i wy­szedł z dru­giej stro­ny. Lepka po­so­ka ob­la­ła nie­do­szłą ofia­rę.

Chło­pak na drżą­cych no­gach pod­szedł do trupa.

– Wi­dzia­łem, że naj­pierw strze­la­łeś do mnie, gnoj­ku – po­wie­dział pies, wciąż z tym samym wy­ra­zem pyska. – Ale osta­tecz­nie wy­bra­łeś do­brze.

Fresh usły­szał, jak tuż obok me­cha­nizm prze­su­wa frag­ment ścia­ny. Wy­szedł. Jesz­cze nie ze­świ­ro­wał, żeby spę­dzać z takim zwie­rzę­ciem choć chwi­lę dłu­żej.

 

***

 

Dłu­gim ko­ry­ta­rzem szedł w stro­nę świa­tła. To ko­niec? Nie, to Tur­niej Trój­fan­ta­stycz­ny, zo­sta­ło jesz­cze jedno za­da­nie; kto wie, może naj­trud­niej­sze. Do­tarł do nie­wiel­kie­go po­miesz­cze­nia z jed­ny­mi drzwia­mi, zza któ­rych do­cho­dzi­ły głosy roz­mo­wy. Ton dźwię­ków był spo­koj­ny, Fresh od­niósł wra­że­nie, że jed­nym z roz­mów­ców jest Sara – dziew­czy­na z akwa­rium na gło­wie. To jej słowa coraz sil­niej prze­bi­ja­ły się zza drzwi, jakby rósł w niej gniew. Chwi­lę póź­niej nie było wąt­pli­wo­ści – wrzesz­cza­ła. Fresh usły­szał też głu­che ude­rze­nia, wy­obra­żał sobie, że dziew­czy­na tupie nogą, albo nawet ska­cze ze zło­ści. Wszyst­ko spu­en­to­wał trzask, za­pew­ne drzwi. Z sali było zatem jesz­cze dru­gie wyj­ście.

Na­sta­ła cisza i Fresh zro­zu­miał, że czas na niego. Jesz­cze raz obej­rzał drzwi. Do­strzegł nie­wiel­ką ta­blicz­kę z trze­ma li­te­ra­mi: TWA. Po­dra­pał się w głowę, wzru­szył ra­mio­na­mi i na­ci­snął klam­kę.

 

***

 

Wszy­scy obec­ni w po­miesz­cze­niu zgro­ma­dzi­li się przy dużym, kwa­dra­to­wym stole. Po­dzie­le­ni na nie­wiel­kie grup­ki, roz­ma­wia­li, cza­sem je­dy­nie krzy­cząc do osób z in­ne­go kręgu.

Fresh od­chrząk­nął, pró­bo­wał za­ga­dać, ale w żaden spo­sób nie po­tra­fił zwró­cić na sie­bie uwagi. Ob­szedł to­wa­rzy­stwo, uważ­nie się przy­glą­da­jąc. Pierw­szy raz wi­dział takie in­dy­wi­dua, każdy był na swój spo­sób ory­gi­nal­ny. Facet w bia­łej masce z ka­mie­niem na czole nad­ska­ki­wał ubra­ne­mu na czar­no i ob­le­czo­ne­mu w coś na wzór pa­ję­czy­ny; sym­pa­tycz­nie wy­glą­da­ją­ca ko­bie­ta pro­wa­dzi­ła mo­no­log, któ­re­go z ka­mien­ną twa­rzą słu­chał męż­czy­zna pod­pie­ra­ją­cy znu­dzo­ną twarz ręką; stwór, który przy­po­mi­nał Fre­sho­wi wil­ko­ła­ka, sie­dział w mil­cze­niu i tylko krę­cił głową, a dziew­czy­na z tę­czo­wą opa­ską na ra­mie­niu pil­nie ob­ser­wo­wa­ła po­zo­sta­łych. Je­dy­nie nie­wia­sta o wło­sach przy­wo­dzą­cych na myśl kart­ki otwar­tej księ­gi i druga, roz­ło­żo­na na krze­śle ni­czym Snoop Dog, raz po raz ob­da­rza­ły Fre­sha prze­lot­nym spoj­rze­niem.

Mu­siał coś zro­bić, nie mógł po pro­stu przejść dalej, to by było zbyt pro­ste. Jak zatem uzy­skać ja­kieś in­for­ma­cje, skoro wszel­kie próby na­wią­za­nia kon­tak­tu były kon­se­kwent­nie igno­ro­wa­ne. I wtedy na­szła go pewna myśl, jakby olśnie­nie. Stał, pa­trzył na zgro­ma­dzo­nych i już wie­dział co zro­bić.

 

***

 

Scho­dy za­pro­wa­dzi­ły go na ko­ry­tarz wiodący do sali ba­lo­wej. Za­trzy­mał się przed głów­ny­mi drzwia­mi, przy­gła­dził włosy i głę­bo­ko wes­tchnął. Po­wi­ta­ły go owa­cje na sto­ją­co. Z boku zo­ba­czył Czter­dzie­ści-i-Czte­ry – wzniósł szkło w ge­ście to­a­stu i upił łyk szam­pa­na. Fresh sta­nął na środ­ku sali, kilka osób po­de­szło, po­kle­pa­ło po ple­cach, po­chwa­li­ło. Ktoś wło­żył mu do ręki kie­li­szek, wy­strze­lił korek i try­um­fa­tor po­czuł, jak po rę­kach spły­wa mu mu­su­ją­cy tru­nek, który nie­mal w ogóle nie tra­fił tam, gdzie po­wi­nien.

Po chwi­li, gdy wokół zro­bi­ło się już nieco luź­niej, po­de­szła do niego Sara.

– Fresh – za­gad­nę­ła szep­tem. – Mogę na słów­ko?

Chło­pak nie pro­te­sto­wał. Ode­szli nieco na bok.

– Słu­chaj, mam do cie­bie py­ta­nie…

Fresh kiw­nął głową.

– Po­wiedz mi, jak po­ra­dzi­łeś sobie z TWA?

Już otwie­rał usta, żeby po­wie­dzieć jakie to pro­ste, że jest na to spo­sób, ale w porę się zmi­ty­go­wał. Nie, nie bę­dzie zdra­dzał ta­kiej ta­jem­ni­cy, sam do niej do­szedł. To była wie­dza do­stęp­na tylko nie­licz­nym. Eli­cie.

– Oj, Saro, Saro. – Chwy­cił ją pod ramię, tak jak oj­ciec chwy­ta syna, by prze­ka­zać mu naj­więk­sze ży­cio­we mą­dro­ści.

Prze­szli kilka kro­ków w mil­cze­niu. Na ustach Fre­sha po­ja­wił się uśmiech taki sam jak u psa z dru­gie­go za­da­nia.

– Nie ma żad­ne­go spo­so­bu. Po pro­stu mu­sisz two­rzyć jesz­cze le­piej.

Koniec

Komentarze

Bardzo się podobało misiowi. Czytał z zainteresowaniem i bananem na pysku. Fresh nie mógł zabić psa z oczywistego powodu. (Nie zabijamy piesków w opowiadaniach nigdy). Fajne i sympatyczne. (na lic. filigranowej). Miś poprzestanie na tym. Nie chce psuć innym zabawy.

Są bywalcy fantastyczni, niektóre nicki rozszyfrowałam, choć niekiedy nawet nie trzeba było. :-)

Uśmiech wywołałeś, zdecydowanie. :D

Opowiadanie przypomniało mi opko Śniącej, też na Fantastów.

 

Drobiazgi:

,W całej Sali rozbrzmiały oklaski

Małą, bo nie ma zbytniego powodu dla dużej.

,Wbili przerażone spojrzenia w Sonatę, a ta stał ze spuszczoną głową.

Literówka – stała i może przepatrz całość pod kątem: ten, ta, to. ;-) Trochę się ta zbieranina rozprzestrzeniła.

 

Skarżypytuję, znaczy klikam. 

 

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie bywam tutaj często, ale myślę, że udało mi się wyłapać przynajmniej kilka nawiązań. Pewnie jest w nim jeszcze więcej takich “smaczków”, których nie zrozumiem, jednak nawet będąc świeżakiem, można bawić się świetnie, czytając Twoje opowiadanie. Ja bawiłam się doskonale, niektóre fragmenty wywołały uśmiech na mojej twarzy. Spodobał mi się pomysł Turnieju, najbardziej zaintrygowało mnie ostatnie turniejowe zadanie. Zakończenie też jak najbardziej na plus. Chciałoby się poznać ten sekret, chociaż prawdopodobnie to właśnie ostatnie zdanie jest najważniejszą wskazówką dla nowicjuszy ;)

Powodzenia w konkursie! 

 

Wbili przerażone spojrzenia w Sonatę, a ta stał ze spuszczoną głową.

Witajcie, Czytelnicy!

 

Misiu, bardzo mnie cieszy, że się Miś dobrze bawił. Zaręczam, że gdyby Fresh w pokoju trafił na Misia, to również by go nie uśmiercił ;)

 

Asylum, a czy rozpoznałaś siebie? :> Cieszę się, że się uśmiechnęło :) Przed pisaniem próbowałem przeczytać jakieś teksty z poprzednich fantastów, ale kompletnie ich nie czułem – 5 lat na portalu to jednak dość spora zmiana aktywnych użyszkodników. A Śniąca to widzę, że pisała na fantastów 7 lat temu :P jakiś ja byłem wtedy młody…

Kiksy poprawione – jak znajdę więcej czasu, to jeszcze te, to przesieję :)

Dzięki za kliczka ;)

 

Kejt, fajnie, że dobrze się bawiłaś – to znaczy, że mój cel został osiągnięty :) cóż, sekretny sekret znają tylko nieliczni… :P

Konkurs jako taki, chyba już nie obowiązuje, ale w każdym razie dziękuję!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ech, Krokusie, nie przypuszczałam, że tak mnie widzisz, ale cóż mogę powiedzieć – to duża przyjemność wiedzieć, że masz o mnie tak dobre mniemanie. heart

Opowiadanie szalenie sympatyczne i jakże miło mówiące o kilkorgu użytkownikach. Fajnie się czytało Twoją historię Turnieju. ;)

 

W pierw­szej z nich zo­ba­czył trzy drzwi, w dru­giej sie­dem. –> W pierw­szej z nich zo­ba­czył troje drzwi, w dru­giej siedmioro.

 

Scho­dy za­pro­wa­dzi­ły go na ko­ry­tarz pro­wa­dzą­cy do sali ba­lo­wej. –> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Scho­dy za­pro­wa­dzi­ły go na ko­ry­tarz wiodący do sali ba­lo­wej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To jedno z tych opowiadań, przy których można sobie pozwolić na niemyślenie. Miła chwila oderwania od rzeczywistości.

It's ok not to.

Cześć, Czytelniczki!

 

Reg, aż mnie dziwi, że się dziwisz :P Tym bardziej że nie jestem odosobniony w takim postrzeganiu Twej osoby :)

Dobrze, że czytało się “fajnie” :) wszak to słowo na portalu niemal równie legendarne, co Ty :P

Babolki oczywiście poprawione :)

 

Pierożku, no fakt, że do refleksji i intensywnej pracy umysłowej zmuszać nie chciałem :P to i dobrze, że oderwałaś się od rzeczywistości, no i ponad wszystko dobrze, że było miło :)

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bo widzisz, Krokusie, zawsze widziałam siebie gdzieś z boku, w tle, na dalszym planie… A tu nagle zostałam wyniesiona na tron, więc pozwól mi sie trochę dziwić. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podróży przez współczesnych Fantastów ciąg dalszy. Tym razem odwiedzamy legendarne Pola Krokusowe, które poza szczególnie rygorystycznym podejściem do ochrony piesków w opowiadaniach, słyną oczywiście z efektownych Turniejów Trójfantastycznych.

Turnieje, jak łatwo się domyślić, są atrakcją samą w sobie i z tego też powodu nie wymagają szerszej reklamy. Możliwość przyjrzenia się tego typu zmaganiom z bliska działa na turystów niczym lep na muchy, miód na Kubusia Puchatka czy pożar śmietnika na osiedlowych gapiów. Słowem: punkt obowiązkowy. Ja jednak zwrócę Państwa uwagę na audiencje królowej. Królowej, której osobowość zdaje się nawet wyrastać ponad rangę zawodów, a spotkanie z nią oznacza poziom przeżyć nie mniejszy niż egzamin na prawo jazdy, matura czy wizyta u lekarza orzecznika ZUS. Już pierwszy rzut oka na Pola Krokusowe pozwala zauważyć jaką estymą i szacunkiem darzona jest owa dama, unoszona przez wielu do miana bogini.

Wracając jednak do samych turniejów zwróćmy uwagę, jak wielu różnorodnych doświadczeń i emocji mogą dostarczyć turystom ich bohaterowie. Śmiałkowie Ci to często osoby niepozorne, które niejako właśnie dzięki turniejowi zwracają na siebie uwagę szerszej publiczności. Zarazem stanowią też oni coś w rodzaju turystycznej studni wrażeń, gdzie nadzieje przechodzą w dramaty, strach w nieśmiały uśmiech satysfakcji, a my, skromni widzowie, czerpiemy z tego zachłannie, sycąc się całym bogactwem przeżyć oferowanych przez turnieje na Polach Krokusowych.

Na końcu zwróćmy jeszcze uwagę na bohaterów w tle. Skromne, szare można by powiedzieć jednostki, widoczne jedynie przez moment, jakby zza pleców odważnych turniejowiczów. A jednak to właśnie oni sprawiają, że obcowanie z zawodami staje się bliższe, bardziej swojskie, nadając Turniejom Trójfantastycznym klimatu nieomal stron rodzinnych.

Żegnam się z Państwem, pozostawiając wszystkich z całym bogactwem różnorodnych atrakcji Pól Krokusowych, a jednocześnie wyruszam dalej z nadzieją, że nie był to ostatni odcinek przewodnika po współczesnych Fantastach.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, Klosz CM-ie!

 

Rad jestem, że Turniej znalazł się w przewodniku, bo z pewnością ułatwi ruchy marketingowe w celu propagowania uczestnictwa wśród młodzieży. A to przecież jest naszym celem – szerzenie kultury i kreatywności tam, gdzie inni widzą jedynie bujanie w obłokach!

Dziękuję Ci za komentarz, kliczka, no i uruchomienie maszyny Fantastów!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Czyli tak to wygląda z perspektywy świeżynki? Zdążyłam już zapomnieć. Coś ze cztery razy… ;-)

Ale chyba zdarza się, że świeżaki całkiem dobrze wypadają w turn konkursach, prawda?

Czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo!

 

Ja wciąż jeszcze pamiętam XD i owszem, jedyny konkurs, gdzie coś ugrałem, to mój pierwszy, w jakim brałem udział :P

Fajnie, że było przyjemnie :)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i kliczka!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Opowiadanie wyszło interesująco. Nawiązania do pewnego innego potrójnego turnieju połączone z nawiązaniami do życia portalowego wypadły fajnie. Wędrówka świeżynki przez kolejne etapy turnieju wciągnęła. I generalnie wszystko spoko, tylko dlaczemu mną wyskoczyłeś przez okno?! Mam nadzieję, że było nisko, sale balowe są zwykle na parterze… :D Chociaż prawdopodobnie jakbym wstawiła na portal jakieś moje science-fiction, to pewnie szybko miałabym ochotę na podobne rozrywki :P  

 

PS Reg to Bogini, a Tyś ją zdegradował do roli Królowej, jak to? :o 

Cześć!

 

Bardzo zgrabnie to ułożyłeś, byłam ciekawa jak to się wszystko skończy. I całe szczęście, że nie zabiłeś pieska, bo by było szkalowanko. Wizja Tarniny wyskakującej zza tronu, to jest coś bardzo efektownego. Zawarłeś tu wielu użytkowników z portalu i opisałeś ich naprawdę charakterystycznie. Tak że fajne :) Zgłaszam do biblioteki.

Czarne loki drgnęły, Fresh zrobił krok do tyłu. Zrobił zwrot przez prawe ramię i skierował [się] do wymarzonego wyjścia. Co kilka kroków spoglądał na kędzierzawą, jakby była śpiącym smokiem, który w każdej chwili może wstać i pożreć jego marzenia.

Witajcie, Czytelniczki!

 

Sonato

I generalnie wszystko spoko, tylko dlaczemu mną wyskoczyłeś przez okno?!

XD

To trochę projekcja moich lęków – ilekroć widzę, jak Tarnina robi komuś łapaneczkę, to myślę, że na jego miejscu wyskoczyłbym przez okno…

A sprawdzałem przy pisaniu – masz w dorobku trzy szorty science-fiction i jeszcze z okna nie skoczyłaś (przynajmniej z tego co wiem :P)

PS Reg to Bogini, a Tyś ją zdegradował do roli Królowej, jak to? :o 

Tak jakoś wyszło…

Rysunek rewelka – a patrząc na wystającą zza tronu fryzurę kędzierzawej, przez chwilę myślałem, że Królowa trzyma w ręku nie linijkę, a grzebień :P

 

Alicello

I całe szczęście, że nie zabiłeś pieska, bo by było szkalowanko.

Wtedy to sam bym sobie szkalowanko-mema wstawił :P mam nadzieję, że choć przez chwilę ktoś zwątpił XD

No i fajnie, że fajnie! :D

Babolki zaraz poprawiam, dzięki!

 

Dziękuję Wam za lekturę, komentarze i kliczki ;)

Pozdrówka, Dziewuchy!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A sprawdzałem przy pisaniu – masz w dorobku trzy szorty science-fiction i jeszcze z okna nie skoczyłaś (przynajmniej z tego co wiem :P)

Bo jak je pisałam, to jeszcze nie wiedziałam, co czynię, a potem to było już za późno na skoczenie z okna :D

a patrząc na wystającą zza tronu fryzurę kędzierzawej, przez chwilę myślałem, że Królowa trzyma w ręku nie linijkę, a grzebień :P

:D

Krokusie, nie rozpoznałam siebie z zewnętrza, jestem blind, jednak spróbuję to zrobić, przeczytam jeszcze raz. ;-) 

Tak, Śniąca, pisała lata temu, grubo przed moim zalogowaniem się. Czasami wsród tekstów z przeszłości znajduję naprawdę świetne. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, najbardziej charakterystyczną nie jesteś, ale szukaj się w pokoju TWA :) taka podpowiedź oszczędzi Ci trochę czasu :P

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

 

Fajne :)

Sympatyczne nawet.

Nie no, podobało mi się. Było coś w tym opowiadaniu takiego, że przypomniałem sobie swoje świeżynkowe czasy <3

Kocham fakt, że cała masa portalowiczów przedstawia Regulatorzy jako Boginię/Królową/Coś-potężnego-co-może-nas-zniszczyć. Sam należę do tego grona zresztą.

Fajne

XDD

 

Zaśmiałem na głos. Filigranowa Anet – zawsze bawi.

 

Rozpoznałem część Portalowiczów, część z nich pozostała dla mnie zagadką, ale wciąż – jestem z siebie dumny, że chociaż pewien fragment tej społeczności nie jest już dla mnie tajemniczy. :D

 

Miłej soboty!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cześć, Barbarzyńco!

Każdy z nas jest trochę świeżynką :) no może za wyjątkiem kilku dinozaurów XD

Fajnie, że fajne, a jeśli do tego sympatyczne, to już w ogóle bajka!

A Anet po prostu przynosi radość, czy tego chcesz, czy nie ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz! Również życzę miłej soboty, czy tam niedzieli, a może nawet całego następnego tygodnia ;)

Pozdrówka, Sąsiedzie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

O, Ty, Irko! Byłaś u mnie na partyzanta! :P

No, byłam, w wielu miejscach byłam na partyzanta, ale chyba pierwszy raz zdarzyło mi się tak durnie zdradzić.

I podobało mi się :) Reg wyszła Ci świetnie, Tarnina była prawdziwie rewelacyjna. Sonaty trochę szkoda, Anet wpadająca z komentarzami wywoływała uśmiech na twarzy. Resztę też mi się chyba udało rozszyfrować :) Fajny tekst :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, byłam, w wielu miejscach byłam na partyzanta, ale chyba pierwszy raz zdarzyło mi się tak durnie zdradzić.

Irko Kochana, mam nadzieję, że Cię w zbytnią konfuzję nie wprowadziłem :) ja to z uśmiechem i dla uśmiechu napisałem :P

Ja też tu i tam bywam na partyzanta :P także jak coś, to

 

A jak fajny tekst, to fajnie i sympatycznie! :D

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Swoją drogą – kim jest tajemniczy brodacz, który oberwał bełtem? :D

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Wybacz, BC, przeoczyłem pytanie – jak ogłaszasz konkurs, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możesz stwierdzić, że jeden z pierwszych tekstów będzie napisany przez….

Tak było np. w konkursach “Dobrze być złym”, “Tajemnice Światów”, “Szalone Siódemki”, “Tytuliki” i w wielu, wielu innych :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ach, Ragnar Lothbrok, rozumiem ;)

 

Dzięki za odpowiedź!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Fajne ;)

Przynoszę radość :)

Ojej, ominąłem Anet :(

Podoba mi się, że fajne :)

Radość przyniesiona!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć! Zacne i całkiem ciekawe, choć ja chyba zbyt mało uczestniczę w życiu portalu, by wyłapać smaczki. Cześć postaci rozpoznałem, obraz królowe wydał mi się nieco zbyt przytłaczający :-) Coś jeszcze dopiszę wieczorem z komputera. Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze!

 

Jakimś cudem umknął mi Twój komentarz :) Nie wiem, czy były tu jakieś wysublimowane smaczki, myślę, że ledwie szczypta :P A Królowa bywa przytłaczająca :P szczególnie na samym początku ;)

A jak coś jeszcze dopiszesz, to super, opko będzie tu czekać każdego wieczora :P

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

No i żeby kędzierzawa nie zaczęła masakry.

<zapisuje w Death Note: Krokus> XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

<zapisuje w Death Note: Krokus> XD

a to wcześniej mnie tam nie było? Myślałem, że żeby trafić do Twojego Death Note wystarczy się zarejestrować na portalu. W sumie to lista użytkowników portalu to Twój Death Note… o, matulu! O tym można napisać horror na fantastów!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wyborne.

Cześć, MTF!

 

A podoba mi się Twoja opinia :)

 

Dzięki za wizytę!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A co więcej pisać, skoro wyborne.

Nowa Fantastyka