- Opowiadanie: kronos.maximus - Owocowe śniadanie

Owocowe śniadanie

Opo­wieść pew­nej dziew­czy­ny wcze­snym, zi­mo­wym ran­kiem, na dwie go­dzi­ny przed ho­te­lo­wym śnia­da­niem...

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Owocowe śniadanie

Obu­dzi­łem się i – jak zwy­kle zimą z sa­me­go rana – wcale nie chcia­ło mi się wsta­wać z łóżka. Pierw­sze pro­mie­nie słoń­ca miały po­ja­wić się do­pie­ro za do­brych kilka go­dzin. Zegar wska­zy­wał piątą, a śnia­da­nie po­da­wa­li o siód­mej.

Się­gną­łem ręką po włącz­nik lamp­ki noc­nej. Wy­strój po­ko­ju ho­te­lo­we­go sta­no­wi­ło kilka mebli z po­bie­la­ne­go drew­na, obity żół­tym plu­szem fotel w stylu art-de­co, i łóżko, które zni­ka­ło pod gru­bym ma­te­ra­cem i war­stwą po­ście­li. Tłem dla tego wszyst­kie­go były ścia­ny w ko­lo­rze kawy z mle­kiem.

Moją uwagę przy­ku­ły za­sło­ny. Dłu­gie, cięż­kie i ciem­ne, z udra­po­wa­ne­go ma­te­ria­łu, oso­bli­wie kon­tra­sto­wa­ły z resz­tą wy­stro­ju. Ca­łość spra­wia­ła wra­że­nie eklek­tycz­nej dys­har­mo­nii.

Usły­sza­łem pu­ka­nie do drzwi. Wy­sko­czy­łem z łóżka i otwo­rzy­łem, o nic nie py­ta­jąc. W drzwiach stała ubra­na w pi­ża­mę Ja­go­da.

– Prze­szka­dzam?

– Nie, wła­ści­wie mia­łem już wsta­wać.

– Prze­pra­szam. Źle spa­łam całą noc. Wła­ści­wie więk­szość nocy my­śla­łam. – Słowa wy­pły­wa­ly z jej ust nie­na­tu­ral­nie szyb­ko.

– Cho­dzi o to co po­wie­dzia­łeś wczo­raj w barze na dole, kiedy sie­dzie­li­śmy przy sto­li­ku i roz­ma­wia­li­śmy o tym, co nam się przy­da­rzy­ło. Mia­łam prze­czu­cie, żeby wła­śnie cie­bie o to za­py­tać. – Ja­go­da głę­bo­ko wes­tchnę­ła. Była cała roz­trzę­sio­na.

– Wiesz co? Może wej­dziesz i po­roz­ma­wia­my spo­koj­nie?

Usia­dła na łóżku, a ja za­ją­łem fotel. Po­my­śla­łem, że mo­gli­by­śmy się cze­goś napić. W małej lo­dó­wecz­ce al­ko­hol był ofe­ro­wa­ny stan­dar­do­wo przez hotel, ale kiedy ją otwo­rzy­łem, Ja­go­da gwał­tow­nie za­pro­te­sto­wa­ła. Po­pro­si­ła o zwy­kłą, zimną wodę. Wzią­łem dwie szklan­ki, wsze­dłem do ła­zien­ki i na­la­łem jej i sobie. Wy­pi­ła od razu całą za­war­tość i po­wie­dzia­ła:

– Nie chcia­łam cię bu­dzić o tak wcze­snej porze, ale byłam już zde­cy­do­wa­na przyjść w środ­ku nocy.

Ja­go­da mó­wi­ła szyb­kim, ury­wa­nym gło­sem, jakby po dłu­gim biegu nie mogła zła­pać tchu.

– Bo wiesz… Mó­wi­łeś, że zda­rzy­ło ci się coś dziw­ne­go, tak? Że ktoś coś po­wie­dział i tobie się zda­wa­ło, że się prze­sły­sza­łeś, bo ta osoba nie mogła tego po­wie­dzieć?

– Tak można by to ująć. Ale to miało miej­sce dawno temu i słabo pa­mię­tam.

– Nie­waż­ne kiedy. Cho­dzi o to, że ja prze­ży­łam coś po­dob­ne­go, albo w jakiś spo­sób te wy­da­rze­nia się łączą.

– Na­praw­dę?

– Może za­cznę od po­cząt­ku. Pa­mię­tasz uro­dzi­ny Ho­fstad­te­ra? Byłam tam z takim wy­so­kim, ja­sno­wło­sym chło­pa­kiem? Miał na imię Artur.

– Tak, rze­czy­wi­ście.

– Wiesz, za­pla­no­wa­li­śmy razem wy­jazd w góry, w Be­ski­dy.

– A do­kład­nie gdzie? – Prze­rwa­łem, bo zna­łem do­brze Be­skid Ślą­ski i Ży­wiec­ki.

– W Gor­ga­ny. To takie dzi­kie góry. Chcie­li­śmy być sami, chcie­li­śmy żeby było ro­man­tycz­nie.

– Tak? I jak było?

– Nie prze­ry­waj, tylko słu­chaj. Wszyst­ko było do­brze. Cho­dzi­li­śmy z ple­ca­ka­mi pra­wie przez całe dnie, a na noc roz­bi­ja­li­śmy na­mio­ty. Był to siód­my dzień na­sze­go wy­jaz­du i nie mam po­ję­cia gdzie się wtedy znaj­do­wa­li­śmy. Po­go­da była pięk­na i szli­śmy już długo. W pew­nym mo­men­cie na środ­ku drogi zo­ba­czy­li­my ciem­ny przed­miot, coś w ro­dza­ju wy­gię­te­go ba­dy­la. Oka­za­ło się, że jest to jasz­czur­ka. Była ciem­no­zie­lo­na i bez żad­nych wzo­rów na skó­rze. Jed­nym sło­wem okrop­na. Sie­dzia­ła sobie spo­koj­nie z łeb­kiem zwró­co­nym w naszą stro­nę. To, że w ogóle się nas nie prze­stra­szy­ła i nie po­ru­sza­ła się wpra­wi­ło mnie w nie­przy­jem­ny na­strój.

Sta­li­śmy i ga­pi­li­śmy się na nią a ona na nas. I Artur nagle po­wie­dział: „Na ze­wnątrz pięk­ny kwiat, w środ­ku prze­wrot­ny gad”. Po­wie­dział to, spoj­rzał na mnie i za­śmiał się szy­der­czo. W pierw­szej chwi­li chcia­łam to zi­gno­ro­wać, ale za­sta­no­wił mnie ten nie­na­tu­ral­ny śmiech. Nie bar­dzo ro­zu­mia­łam co ma ozna­czać ta ry­mo­wan­ka i ten śmiech. Czy on coś chciał mi przez to po­wie­dzieć? Potem po­my­śla­łam, że to jest taki dow­cip ad­re­so­wa­ny do mnie, drob­ny przy­tyk. Nie mia­łam na­stro­ju na żarty, byłam to­tal­nie zmę­czo­na.

Nic nie od­po­wie­dzia­łam, omi­nę­łam jasz­czur­kę i ru­szy­łam dalej. Szli­śmy długo w mil­cze­niu, ja przo­dem, a on za mną. Wie­czór był już na­praw­dę bli­sko i w pew­nym mo­men­cie uzmy­sło­wi­łam sobie, że już mam dość, że dłu­żej tego nie znio­sę. Za­trzy­ma­łam się, od­wró­ci­łam i po­wie­dzia­łam, że robi się późno i że do­brze by­ło­by zna­leźć ja­kieś miej­sce do spa­nia. Wtedy on po­wie­dział że wła­ści­wie to mo­gli­by­śmy iść jesz­cze tro­chę, może go­dzi­nę, albo dwie. Od­po­wie­dzia­łam mu, że je­stem zmę­czo­na i że za pół go­dzi­ny bę­dzie ciem­no, a je­że­li chce, to prze­cież ja mu tego nie za­bra­niam, może iść. Na co on od­po­wie­dział po pro­stu: „W takim razie do zo­ba­cze­nia”. Spy­ta­łam go czy to żart, i do­da­łam, że tro­chę mam dość żar­tów i że za­czy­na się robić nie­przy­jem­nie.

– Czy był na cie­bie o coś zły?

– Wła­śnie nie, nic wcze­śniej się nie wy­da­rzy­ło, nie mam po­ję­cia co mu od­bi­ło… Więc ja mu od­po­wia­dam, że do­brze, że je­że­li tak chce, to ja tu zo­sta­nę i niech on idzie dalej. Czu­łam, jak ro­śnie we mnie złość. I wtedy on się krzy­wo uśmiech­nął, jakoś tak bez­czel­nie. Tak jakby chciał po­wie­dzieć „Nie zo­sta­niesz tu sama, nie od­wa­żysz się. Nie masz po­ję­cia gdzie je­steś, zbli­ża się noc, i je­steś zdana cał­ko­wi­cie na mnie”. Myślę, że wła­śnie o to mu cho­dzi­ło. Chciał mnie zła­mać. Chciał, żebym za­czę­ła go, nie wiem, pro­sić, iść za nim, może pła­kać? Wtedy mógł­by po­ka­zać jakim jest he­ro­sem, ob­jął­by mnie sil­nym ra­mie­niem czy coś w tym stylu. Może tak bym zro­bi­ła, gdyby nie ten jego trium­fal­ny uśmiech.

– Rze­czy­wi­ście, chyba mia­łaś rację. Nie po­wi­nien tak wy­ko­rzy­sty­wać swo­jej prze­wa­gi.

– I wiesz co zro­bił? Od­cze­pił od swo­je­go ple­ca­ka na­miot, rzu­cił mi go pod nogi i ru­szył dalej w drogę. Szedł pro­sto ścież­ką, pod górę. A ja sta­łam jak wryta.

Mi­ja­ły mi­nu­ty i cią­gle mia­łem na­dzie­ję, że za chwi­lę jego po­stać wy­chy­li się zza za­krę­tu i że za­cznie się śmiać, nie wiem, tłu­ma­czyć się, powie że chciał mnie wy­pró­bo­wać, co­kol­wiek. Ale mi­nę­ła go­dzi­na i nie po­ja­wił się. Zro­bi­ło się ciem­no i wie­dzia­łam, że to jest ostat­ni mo­ment, kiedy mogę roz­ło­żyć na­miot. Więc wsta­łam i ro­zej­rza­łam się, szu­ka­jąc ja­kie­goś do­god­ne­go miej­sca przy dro­dze.

Kiedy go roz­kła­da­łam, humor mi się tro­chę po­pra­wił. Po­my­śla­łam, że Ar­tu­ra mam gdzieś i że nawet jak się po­ja­wi, to będę mil­cza­ła. A jak się nie po­ja­wi, to jutro skoro świt ruszę z po­wro­tem tą drogą, którą przy­szli­śmy. Mia­łam mapę, więc byłam do­brej myśli.

Wrzu­ci­łam do na­mio­tu ple­cak, a sama usia­dłam obok, na ka­mie­niu. Wy­ję­łam z kie­sze­ni pacz­kę her­bat­ni­ków, i po­wo­li je prze­gry­za­łam, pa­trząc jak gra­na­to­we niebo za­mie­nia się w czar­ne.

Kiedy na­de­szła noc po­czu­łam się nie­swo­jo. Księ­życ świe­cił mocno i wcale nie było bar­dzo ciem­no, a mimo to czu­łam nie­po­kój. Po­my­śla­łam, o Ar­tu­rze, i o tym, że wła­ści­wie to mógł­by już wró­cić. I byłam wtedy nawet go­to­wa ode­zwać się do niego, prze­ba­czyć mu ten wy­głup.

We­szłam do na­mio­tu i dla otu­chy za­pa­li­łam la­tar­kę. Za­blo­ko­wa­łam ją o ple­cak, tak, żeby świa­tło było skie­ro­wa­ne do góry. Le­ża­łam na ple­cach w śpi­wo­rze, pa­trzy­łam na oświe­tlo­ny ma­te­riał na­mio­tu i my­śla­łam. “Co wła­ści­wie mo­gło­by mi się tu przy­tra­fić? Pod­czas całej na­szej sied­mio­dnio­wej wę­drów­ki spo­tka­li­śmy dwóch, może trzech tu­ry­stów i to na samym jej po­cząt­ku. Tu gdzie je­stem ze stro­ny ludzi za­gro­że­nia nie ma. Dzi­kie zwie­rzę­ta? Mało praw­do­po­dob­ne, żeby o tej porze, nagle po­ja­wił się wy­głod­nia­ły niedź­wiedź”.

– Do­brze, że za­cho­wa­łaś chłod­ny umysł.

– Sama nie wiem kiedy za­snę­łam. Nie mam też po­ję­cia ile czasu spa­łam. Na pewno nic mi się nie śniło. W każ­dym razie, nagle obu­dził mnie gło­śny sze­lest. W pierw­szej chwi­li chcia­łam szturch­nąć Ar­tu­ra i za­py­tać czy sły­szy, ale do­tar­ło do mnie że leżę tu sama. Sen­ność opu­ści­ła mnie w jed­nej chwi­li. Czu­wa­jąc z otwar­ty­mi ocza­mi na­słu­chi­wa­łam. Mi­nę­ła dobra chwi­la, ale oprócz lek­kie­go szumu wia­tru żaden inny dźwięk do mnie nie do­cho­dził. I kiedy za­mknę­łam oczy, pró­bu­jąc po­now­nie za­snąć, usły­sza­łam to znowu! Sze­lest, a potem ła­ma­nie ga­łę­zi…

– A nie po­my­śla­łaś, że to mógł wró­cić twój miły?

– Wła­śnie tak po­my­śla­łam. Więc le­ża­łam sobie i na­słu­chi­wa­łam. Ale nie mogę po­wie­dzieć, że byłam zu­peł­nie spo­koj­na. Prze­ciw­nie, czu­łam, że po­wo­li serce pod­cho­dzi mi pod gar­dło. Roz­są­dek w jed­nej chwi­li mnie opu­ścił. Po­my­śla­łam, że je­że­li to on, to le­piej żeby od razu się ujaw­nił. Po­wie­dział coś, albo może za­pu­kał. I wtedy… Usły­sza­łam, tuż obok, tuż za ścian­ką na­mio­tu, taki od­głos, jakby ktoś dra­pał czymś szorst­kim o ma­te­riał…

Ja­go­da za­czę­ła sztyw­nieć, a jej oczy stały się za­mglo­ne.

– Po­czu­łam, że cała drę­twie­ję. Nie wie­dzia­łam, czy mam za­pa­lić la­tar­kę, czy le­piej sie­dzieć w ciem­no­ściach. Po­sta­no­wi­łam jed­nak, że będę uda­wa­ła, że śpię. Je­że­li ten pętak robi sobie żarty, to niech wie, że mnie to nie ob­cho­dzi. Poza tym, noc nie była zu­peł­nie ciem­na, świe­cił księ­życ, a mój wzrok przy­zwy­cza­ił się do ciem­no­ści. Wi­dzia­łam za­ry­sy ple­ca­ka i na­mio­tu i je­że­li ktoś stał­by tuż za na­mio­tem, na pewno zo­ba­czy­ła­bym jego syl­wet­kę. Od­wró­ci­łam cicho głowę w stro­nę, z któ­rej do­cho­dził mnie ten od­głos.

– Po­dzi­wiam cię. Je­steś bar­dzo od­waż­na.

– Nie mia­łam wy­bo­ru. Czy na moim miej­scu wy­biegł­byś z na­mio­tu z la­tar­ką? Albo opu­ścił­byś to miej­sce i z krzy­kiem po­biegł do domu? To nie wcho­dzi­ło w ra­chu­bę. Więc sie­dzia­łam tak i ga­pi­łam się w ścia­nę na­mio­tu, cze­ka­jąc, na po­ja­wie­nie się cie­nia syl­wet­ki Ar­tu­ra na roz­cią­gnię­tym płót­nie na­mio­tu. Bar­dzo chcia­łam, żeby ta syl­wet­ka w końcu się po­ja­wi­ła i żebym mogła spo­koj­nie za­snąć.

Po kilku mi­nu­tach do­strze­głam, że ma­te­riał na­mio­tu ugina się do środ­ka, w moją stro­nę, tak, jakby ktoś mocno na­ci­skał go z ze­wnątrz kijem! Ob­ser­wo­wa­łam to i byłam pewna, że to on się za­ba­wia. Potem to od­kształ­ce­nie za­czę­ło prze­su­wać się do góry, wy­da­jąc od­głos tar­cia przed­mio­tu o ma­te­riał. Był to ten sam dźwięk co po­przed­nio. Za chwi­lę od­kształ­ce­nie znik­nę­ło i znowu była cisza. Teraz już zu­peł­nie pewna, że to on roz­luź­ni­łam się, cze­ka­jąc aż się ujaw­ni.

– I ujaw­nił się?

– Le­ża­łam długo. Na po­cząt­ku spo­koj­na, potem coraz bar­dziej po­iry­to­wa­na. Mia­łam za­miar za­snąć, ale nie wie­dzia­łam, czy za chwi­lę coś głu­pie­go znowu nie przyj­dzie mu do głowy. Więc po­wo­li za­czy­na­łam przy­zwy­cza­jać się do myśli, że tej nocy nie prze­śpię. Że on bę­dzie się tak pa­stwił, aż ja zro­bię coś skraj­ne­go, nie wiem… za­cznę gło­śno krzy­czeć, pła­kać, za­ła­mię się ner­wo­wo…

– Współ­czu­ję ci.

– Więc spo­glą­da­łam na te­le­fon ob­ser­wu­jąc jak mija naj­pierw je­de­na­sta, potem dwu­na­sta i nic się nie dzie­je. My­śla­łam, że pew­nie sie­dzi gdzieś obok na­mio­tu i myśli co dalej. Potem mi­nę­ła pierw­sza i do­cho­dzi­ła druga. Wtedy byłam pewna, że za­snął gdzieś nie­opo­dal. Leży wci­śnię­ty w śpi­wór na gołej ziemi. Po tym co zro­bił, pew­nie było mu wstyd wejść i chciał prze­cze­kać noc na ze­wnątrz. Ale nie sły­sza­łam żad­ne­go od­gło­su, ani otwie­ra­nia ple­ca­ka, ani wy­cią­ga­nia śpi­wo­ra, ani kro­ków. Nic.

Tu Ja­go­da wes­tchnę­ła bar­dzo cięż­ko i za­trzy­ma­ła swoją opo­wieść. Przy­mknę­ła oczy, a na jej ja­snej, pie­go­wa­tej twa­rzy od­ma­lo­wa­ło się ja­kieś głę­bo­kie cier­pie­nie.

– I wiesz co wtedy się stało?

– Nie mam po­ję­cia.

– Usły­sza­łam roz­mo­wę!

– Co?

– Tak, nie­da­le­ko na­mio­tu, sły­sza­łam… dwa głosy… które roz­ma­wia­ły gło­śnym szep­tem.

– Był ktoś jesz­cze?

– Dziw­ne, co? – W oczach Ja­go­dy po­ja­wi­ły się łzy. Jej broda wy­krzy­wi­ła się, brwi zblil­ży­ły do sie­bie, a usta za­czę­ły kon­wul­syj­nie drżeć. Z wy­sił­kiem, przez płacz po­wie­dzia­ła:

– Ta roz­mo­wa… to nie była zwy­czaj­na roz­mo­wa… Te głosy roz­ma­wia­ły bez słów… To był gło­śny szept bez słów, tak jakby ktoś gło­śno mówił „pszpszpsz”, a potem ktoś drugi „ble­ble­ble”, jakby to była… jakaś nie­wer­bal­na pa­ro­dia roz­mo­wy… Ro­zu­miesz?

Nie byłem pe­wien czy ro­zu­miem. A może ro­zu­mia­łem to, ale w cał­kiem inny spo­sób? W każ­dym razie, Ja­go­da nie wy­glą­da­ła naj­le­piej. Cała się trzę­sła, a łzy lały się ciur­kiem z jej oczu. Nie wie­dzia­łem co po­wie­dzieć. A ona kon­ty­nu­owa­ła:

– My­śla­łam, że zwa­riu­ję, że wyjdę ze skóry… To było prze­ra­ża­ją­ce… I wtedy… Roz­mo­wa uci­chła i usły­sza­łam, że ktoś pod­cho­dzi do na­mio­tu, sły­sza­łam wy­raź­nie kroki, coraz bli­żej mnie… A potem zo­ba­czy­łam cień syl­wet­ki na płót­nie na­mio­tu, cień, rzu­ca­ny przez świa­tło księ­ży­ca. Ten ktoś pod­cho­dził bli­żej i bli­żej. I nie wiem czy to z po­wo­du kształ­tu płót­na na­mio­tu, czy spe­cy­ficz­nie pa­da­ją­cej po­świa­ty, ale zbli­ża­ją­ca się po­stać wy­da­wa­ła się zde­for­mo­wa­na, nie­ludz­ka, miała sze­ro­kie plecy i gruby kark, sama nie wiem, a jej kon­tu­ry były… roz­my­te… Przez chwi­lę po­my­śla­łam, że to może nie czło­wiek, i po­czu­łam, że tracę zmy­sły, ale siłą woli przy­wo­ła­łam się do po­rząd­ku.

A kiedy był już bar­dzo bli­sko, tuż obok ścian­ki na­mio­tu, na­chy­lił się… na­chy­lił się tuż obok mojej głowy, tak jakby wie­dział do­kład­nie gdzie leżę… skąd mógł to wie­dzieć? i po­wie­dział takim nie­na­tu­ral­nym szep­tem: „Kobra jest dobra, a kro­kus pełen pokus”.

– Co? Cóż to mia­ło­by zna­czyć? To psy­cho­pa­ta – stwier­dzi­łem. Zo­ba­czy­łem, że całe ciało Ja­go­dy drży.

– Za­mknę­łam oczy i wrza­snę­łam z całej siły, jak tylko mo­głam naj­gło­śniej. Wrzesz­cza­łam długo i sły­sza­łam tylko ten swój wrzask. My­śla­łam, że zedrę gar­dło, ale wszyst­ko mi było obo­jęt­ne, a nawet ten ból gar­dła dawał mi ja­kieś uko­je­nie. A kiedy nie mia­łam już siły krzy­czeć, za­czę­łam gło­śno pła­kać, wła­ści­wie wyć. Sie­dzia­łam w tym na­mio­cie i szlo­cha­łam, po kilku go­dzi­nach już bez­gło­śnie. Ale przez resz­tę nocy nie usły­sza­łam już nic i nikt się nie po­ja­wił.

Aż nad­szedł ranek. Pierw­sze pro­mie­nie słoń­ca po­wi­ta­łam jak bło­go­sła­wień­stwo. Zro­bi­ło mi się le­piej. Zdo­ła­łam wyjść z na­mio­tu i zejść do naj­bliż­szej wio­ski.

Ja­go­da prze­rwa­ła swoją opo­wieść. Spoj­rza­łem na ze­ga­rek. Było pięć po szó­stej. Opo­wieść za­ję­ła go­dzi­nę. Jej oczy przy­po­mi­na­ły kra­te­ry wul­ka­nicz­ne wy­peł­nio­ne czer­wo­ną lawą. Na szczę­ście zda­wa­ła się stop­nio­wo uspa­ka­jać. Opo­wie­dze­nie tej hi­sto­rii przy­nio­sło jej dużą ulgę. Wy­glą­da­ła na tro­chę onie­śmie­lo­ną tym, co wła­śnie opo­wie­dzia­ła. A może po pro­stu była bar­dzo wy­czer­pa­na?

– Prze­ży­łeś coś po­dob­ne­go, tak? Ja to po pro­stu czuję.

– Czy ja wiem? Było to także na swój spo­sób dra­ma­tycz­ne, ale, jakby to okre­ślić… inne, od­wrot­ne.

– Od­wrot­ne..? Nie ro­zu­miem. Ale po­wiedz mi, czy mi wie­rzysz, czy uwa­żasz, że ja zmy­ślam?

– Oczy­wi­ście, że ci wie­rzę. Jed­nak je­stem pe­wien, że gdyby się do­kład­nie nad tym za­sta­no­wić, to mimo po­zo­rów dziw­no­ści czy może nawet ja­kie­goś nad­przy­ro­dzo­ne­go wy­mia­ru, wy­da­rze­nia tam­tej nocy można by ra­cjo­nal­nie wy­tłu­ma­czyć. 

– Czy mogę się po­ło­żyć? Już mi tro­chę plecy zdrę­twia­ły od tej nie­wy­god­nej po­zy­cji.

– Pew­nie, połóż się.

Ja­go­da wy­cią­gnę­ła się na łóżku. Spoj­rza­łem na jej roz­prę­ża­ją­ce się wy­spor­to­wa­ne ciało. Była niska, ale bar­dzo pro­por­cjo­nal­nie zbu­do­wa­na. Leżąc na ple­cach i pa­trząc w sufit po­wie­dzia­ła:

– Nigdy potem nie zo­ba­czy­łam Ar­tu­ra.

Było wpół do siód­mej, więc mie­li­śmy jesz­cze pół go­dzi­ny do śnia­da­nia. Czu­łem jak mój ape­tyt ro­śnie.

– Moim zda­niem on po pro­stu chciał cię wy­pró­bo­wać. Pró­bo­wał cię na­stra­szyć, kiedy le­ża­łaś w na­mio­cie, a potem mogło mu przyjść do głowy coś wa­riac­kie­go. Mógł być sfru­stro­wa­ny tym, że wy­szedł w grun­cie rze­czy na idio­tę. No i chyba wtedy za­czął wy­da­wać dziw­ne dźwię­ki, o któ­rych mó­wi­łaś, coś w ro­dza­ju roz­mo­wy. Zmie­niał głosy, sam nie wiem. A tobie, prze­ra­żo­nej, mogło się wy­da­wać że to dwie osoby.

– Nie! – zde­cy­do­wa­nie mi prze­rwa­ła. – To nie mogła być jedna osoba. To były dwa różne głosy. Je­stem tego pewna, po­nie­waż w pew­nym mo­men­cie mó­wi­ły rów­no­cze­śnie z róż­nych kie­run­ków. Ro­zu­miesz? Mu­siał­byś sam to usły­szeć. Nikt nie mógł­by tak uda­wać.

– W takim razie jest tylko jedna od­po­wiedź. Na­po­tka­łaś wil­ko­ła­ki stra­chu. Isto­ty, które żywią się sub­tel­ną sub­stan­cją ludz­kie­go lęku! Ale nie przej­muj się, ta­jem­ni­cą po­li­szy­ne­la jest fakt, że isto­ty te są nie­groź­ne. Na­stra­szą, po­ży­wią się lę­kiem i odej­dą w swoją stro­nę. No chyba, że de­li­kwent umarł­by ze stra­chu. Ale to już wy­pa­dek przy pracy.

– Ty je­steś jed­nak głupi! – Ja­go­da żach­nę­ła się. – No ale… która jest go­dzi­na?

– Chyba do­cho­dzi siód­ma.

– W takim razie pójdę już do sie­bie. Muszę wziąć prysz­nic i się ubrać. Nie­wie­le czasu po­zo­sta­ło do śnia­da­nia.

Sie­dząc wbity w fotel pa­trzy­łem jak Ja­go­da pod­no­si się z łóżka po­sy­ła­jąc mi sub­tel­ny uśmiech.

– Po­cze­kaj! – za­wo­ła­łem. – Kiedy teraz wyj­dziesz ode mnie z po­ko­ju i ktoś cię zo­ba­czy, nie wia­do­mo co sobie po­my­śli.

Za­trzy­ma­ła się w pół drogi, od­wró­ci­ła i rzu­ci­ła mi py­ta­ją­ce spoj­rze­nie. Ja kon­ty­nu­owa­łem:

– Prze­cież mo­żesz wziąć prysz­nic u mnie. Wyj­dziesz z po­ko­ju kilka minut po siód­mej, jak wszy­scy już zejdą na dół i ubie­rzesz się u sie­bie. Tro­chę się spóź­ni­my.

Za­wa­ha­ła się. Ale po uśmie­chu można było wnio­sko­wać, że po­mysł jej się spodo­bał. Żeby ją osta­tecz­nie prze­ko­nać do­da­łem:

– Na ka­lo­ry­fe­rze ścien­nym wiszą dwa czy­ste ręcz­ni­ki.

Nic nie od­po­wie­dzia­ła tylko we­szła do ła­zien­ki.

 

***

 

Lu­bi­łem po­lo­wać z Ar­tu­rem. Ma dobre oko do dziew­czyn. Po­sia­da też dobre wy­czu­cie tempa i te­atral­ną wy­obraź­nię. A zmysł dra­ma­tur­gii jest dla na­sze­go ga­tun­ku klu­czo­wy.

Do śnia­da­nia zo­sta­ło pięć minut. Mój ape­tyt już wy­star­cza­ją­co się wy­ostrzył. Wsta­łem z fo­te­la i zdją­łem z sie­bie ko­szul­kę i bok­ser­ki. Nagi sta­ną­łem przy oknie. Dziś była peł­nia. Nie­wie­le czasu zo­sta­ło do po­ran­ka, ale wy­star­czy­ło. Od­chy­li­łem lekko za­sło­nę – na tyle tylko, żeby świa­tło księ­ży­ca ob­la­ło moją twarz. Po­czu­łem tem­pe­ra­tu­rę kła­dą­cej się na po­licz­ku po­świa­ty. Blade pro­mie­nie wnik­nę­ły w skórę, prze­bi­ły ścia­ny ko­mó­rek i parły głę­biej, do sa­me­go ich jądra. Czu­łem jak fo­to­ny ak­ty­wu­ją pra­daw­ne me­cha­ni­zmy ge­ne­tycz­ne.

Kobra jest dobra a kro­kus pełen pokus” – wy­szep­ta­łem. Szarp­nę­ło mną. Mię­śnie bar­ków ścią­gnę­ły się, klat­ka pier­sio­wa wy­pię­ła, a przez całe ciało prze­szedł bo­le­sny skurcz. Jakaś siła wy­rzu­ci­ła mi głowę do tyłu. Jęk­ną­łem z bólu.

Obra est dabra okus pełen pokus”. Moja szczę­ka ści­snę­ła się, mię­śnie twa­rzy stę­ża­ły, a potem cały za­czą­łem wi­bro­wać. Szarp­ną­łem kon­wul­syj­nie za­sło­nę, zry­wa­jąc ją. Teraz świa­tło księ­ży­ca ob­ję­ło całą moją po­stać. Pro­mie­nie wnik­nę­ły do każ­dej ko­mór­ki. Zgrzyt­ną­łem zę­ba­mi. Ko­lej­ny skurcz roz­warł mi szczę­kę i ją unie­ru­cho­mił. Naj­więk­szy ból to­wa­rzy­szy za­wsze wy­dłu­ża­niu się kłów.

Abra ke dabra hokus en pokus”. Po­wie­dzia­ło się już samo. Stra­ci­łem kon­tro­lę nad swoją twa­rzą. Żu­chwa wy­su­nę­ła się do przo­du, mię­śnie ra­mion na­pęcz­nia­ły. Przez skórę prze­bi­ły się czar­ne, krót­kie wło­ski, ostre jak szty­le­ty. Wszyst­ko było na miej­scu i w końcu mo­głem być sobą.

Drzwi ła­zien­ki uchy­li­ły się i sta­nę­ła w nich Ja­go­da. Wy­bi­ła do­kład­nie go­dzi­na siód­ma.

Koniec

Komentarze

Rozkręcało się powoli, ale ostatecznie uraczyło miłym plot twistem :)

 

Ilość powtórzeń trochę razi i odbiera tekstowi dużo wartości, ale poza tym napisane całkiem naturalnie, czytało się płynnie.

Jedna tylko uwaga – skoro była godzina ósma rano, to byłoby już jasno, prawda? To jak księżyc w pełni uruchomił mechanizm przemiany wilkołaka? Chyba, że czegoś nie wyłapałem ;)

 

Słowa wypływaly z niej nienaturalnie szybko.

Tutaj bym dał “z jej ust”, brzmiałoby to lepiej :)

 

To właściwie zupełnie nieprawdopodobne…

– Ale o co właściwie chodzi?

Powtórzonko się wkradło.

 

On poszedł za mną. Szliśmy długo w milczeniu, ja przodem, a on za mną.

Z początku nie chciałem wskazywać na powtórzenia w dialogach, bo w sumie ludzie, gdy mówią nie zawsze zwracają uwagę na to, czy użyli już danego słowa, czy nie. Jednak już kilka razy to się zdarzyło i delikatnie razi, taka uwaga. :3

 

kiedy mówiła mi o tym że miała jakieś ekstremalne doświadczenie.

kiedy mówiła mi o tym, że miała jakieś ekstremalne doświadczenie. – przecinek

 

Jagoda żachnęła się i przewróciła gałkami ocznymi sygnalizując, że się obraża.

To przewróciła gałkami ocznymi,… niepotrzebne.

 

Muszę wziąć prysznic i ubrać się.

…się ubrać – brzmiałoby naturalniej.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dziękuję za komentarz! :) Rzeczywiście, jest kilka powtórzeń, poedytuję to i inne niedociągnięcia. Co do ósmej godziny – tak, to już ranek, ale akcja dzieje się zimą i myślę, że “resztki” ciemności i księżyca mogłyby ciągle być na nieboskłonie. Następnym razem dokładniej posprawdzam, albo przesunę czas śniadania na siódmą.

Sprawdziłem i wschód słońca, który przypadnie na 20. grudnia 2022 roku będzie o godzinie 8:01 :)

 

Dobrze by było zmienić czas śniadania na 7:00, żeby było bardziej realistycznie. :3

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dobrze by było zmienić czas śniadania na 7:00, żeby było bardziej realistycznie. :3

Zmienię.

A tak na marginesie, Twój nick to ciekawy zbieg okoliczności, bo piszę też opowiadanie osadzone w realiach VI wieku na Bałkanach, gdzie jednym z wątków jest konfrontacja katafraktów z Awarami (są też elementy SF). Jak dopracuję to wrzucę na portal. Jeszcze raz dzięki za przeczytanie i komentarz!

O, bardzo chętnie zajrzę do tego opowiadania, gdy zostanie ukończone! Zainteresowałeś mnie.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Długi wstęp do niezłego twistu końcowego miś przeleciał pobieżnie. Może można by skrócić bez straty dla całości.

Witaj Koalo75 i dziękuję za komentarz! Też czułem, że całość można skrócić. Pomyślę trochę co i powycinam. Następnym razem zdecyduję się na betowanie, chociaż jestem tu nowy i nie wiem do końca na czym to polega. 

Czasami przeplatasz czas przeszły z teraźniejszym, jak tu:

Była piąta, a śniadanie jest o siódmej.

Zgodzę się z przedpiściami, że jest za długo. Bo na przykład opisujesz bardzo prosty pokój, w który wpychasz dziesiątki sprzętów i kolorów. Człowiek chodzi po wodę kilka razy i wszystko jest mega rozwleczone. 

Przebrnięcie przez historię zostało zwieńczone fajnym zakończeniem, ale troszkę trudu było;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję za uwagi, Ambush. Skróciłem nieco tekst, mam nadzieję, że trochę poprawi to jego dynamikę. Muszę na przyszłość pamiętać, żeby nie rozwlekać tekstu bez dobrego uzasadnienia. Poprawiłem wątek z opisem pokoju.

Doceniam trud podjęty przez przebrnięcie przez tekst i cieszę się, że chociaż końcówka dała satysfakcję. :)

Zaintrygowała mnie opowieść Jagody i czytałam ją ze sporym zainteresowaniem, zwłaszcza że całkiem nieźle opisałeś jej przeżycia. Pozwoliłeś mi poczuć niesamowity klimat tamtej nocy, wielką niepewność, strach, a na koniec przerażenie dziewczyny.

Finał tej historii zaskoczył, ale chyba nie do końca pojęłam, co tam się wydarzyło i nie wiem kim tak naprawdę byli Artur i mężczyzna, któremu zwierzała się Jagoda.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Mam nadzieję, Kronosie, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie zajmujące i znacznie lepiej napisane. :)

 

We­szła i usia­dła na łóżku. Ja sam usia­dłem w fo­te­lu. → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: We­szła i usia­dła na łóżku. Ja zająłem fotel.

 

Po­sze­dłem po jesz­cze jeden kubek zim­nej wody. → Za pierwszym razem przyniósł wodę w szklankach.

 

– No twoją koł­drą – uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko. → – No, twoją koł­drą.Uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Mo­gli­by­śmy zejść na dół i za­mó­wić coś w ho­te­lo­wym bu­fe­cie. Ale nie je­stem pe­wien czy o szó­stej rano ktoś go ob­słu­gu­je. → W bufecie obsługuje się gości, nie bufet, więc: …czy o szó­stej rano ktoś tam ob­słu­gu­je.

 

po­wie­dzia­łem spo­glą­da­jąc na jej sym­pa­tycz­ną buzię. → …po­wie­dzia­łem, spo­glą­da­jąc na jej sym­pa­tycz­ną twarz.

Buzie mają dzieci.

 

odło­ży­ła kubek na sto­lik przy łóżku… → …odstawiła kubek na sto­lik przy łóżku…

 

„Na ze­wnątrz pięk­ny kwiat, w środ­ku prze­wrot­ny gad.”„Na ze­wnątrz pięk­ny kwiat, w środ­ku prze­wrot­ny gad”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

spoj­rzał na mnie i się szy­der­czo za­śmiał. → …spoj­rzał na mnie i zaśmiał się szy­der­czo.

 

On po­szedł za mną. Szli­śmy długo w mil­cze­niu, ja przo­dem, a on za mną. Wie­czór był już na­praw­dę bli­sko, szli­śmy w sumie ponad dzie­sięć go­dzin i w pew­nym mo­men­cie do­szłam do wnio­sku… → Czy to celowe powtórzenia?

 

W końcu zga­si­łam la­tar­kę i sama nie wiem kiedy za­snę­łam. → Kilka zdań wcześniej napisałeś: W końcu od­wa­ży­łam się nawet zga­sić la­tar­kę. → Czy Jagoda gasiła latarkę dwa razy?

 

nie wie­dzia­łam czy za chwi­le coś głu­pie­go znowu nie przyj­dzie mu do głowy. → Literówka.

 

Ale nie sły­sza­łam żad­ne­go od­gło­su, ani otwie­ra­nia na­mio­tu, ani wy­cią­ga­nia śpi­wo­ra, ani kro­ków. → Czy tu aby nie miało być: Ale nie sły­sza­łam żad­ne­go od­gło­su, ani otwie­ra­nia plecaka, ani wy­cią­ga­nia śpi­wo­ra, ani kro­ków.

 

a na jej ja­snej, pie­go­wa­tej buzi… → …a na jej ja­snej, pie­go­wa­tej twarzy

 

– Co? Cóż to mia­ło­by zna­czyc? → Literówka.

 

Jej oczy wy­glą­da­ły jak kra­te­ry wul­ka­nicz­ne wy­peł­nio­ne czer­wo­ną lawą. Na szczę­ście zda­wa­ła się stop­nio­wo uspa­ka­jać. Wy­glą­da­ło na to… → Nie brzmi to najlepiej.

 

–Ja­go­da wes­t­chę­ła. → – Ja­go­da wes­t­chnę­ła.

 

Za­trzy­ma­ła się wpół drogi… → Za­trzy­ma­ła się w pół drogi

 

Wy­dziesz z po­ko­ju kilka minut po siód­mej… → Literówka.

 

Nie­wie­le czasu zo­sta­lo do po­ran­ka… → Literówka.

 

fo­to­ny ak­ty­wu­ją praw­daw­ne me­cha­ni­zmy… → Literówka.

 

Szarp­ną­łem kon­wul­syj­nie za za­sło­nę, zry­wa­jąc ją.Szarp­ną­łem kon­wul­syj­nie za­sło­nę, zry­wa­jąc ją.

 

Wy­bi­ła do­kład­ne go­dzi­na siód­ma. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cieszę się, że opowieść choć trochę wciągnęła! Artur i mężczyzna, któremu zwierzała się Jagoda byli istotami żywiącymi się strachem. Działali najczęściej we dwójkę, dla lepszego efektu. Ich celem było doprowadzienie do sytuacji, w której wzbudziliby w ofierze maksymalną ilość strachu. Dlatego tak ważne było pozyskanie zaufania ofiary. Stąd też cała teatralność ich zabiegów i dbałość o wyczucie czasu i o budowanie dramaturgii. Istoty te zazwyczaj posiadały ludzką postać, ale kiedy przystępowały do “posiłku”, dokonywały transformacji przemieniając się w potwory. Odrażająca postać pomagała im wywoływać strach, ale poza tym były to stwory niegroźne. :)

Dziękuję za czas poświęcony lekturze, za korektę i zachęte do pisania! Postaram się popracować nad warstwą tekstową.

Kronosie, bardzo dziękuję za wyjaśnienia – pomogły mi pojąć, kim byli obaj panowie i kim dla nich była Jagoda.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałbym móc udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione :)

Hmm, deemony strachu, ale żywią się uczuciem, czy ludźmi, którzy się boją? Co się właściwie stanie z Jagodą, kiedy demon już się naje? Jeśli Artur też był demonem i chciał wzbudzić strach Jagody, to czy się tym strachem najadł? Jeśli tak, to by oznaczało, że demony nie muszą zabijać, żeby się pożywić. Jeśli nie, to czemu właściwie oddał zdobycz komuś innemu?

Czytało się dobrze, pomysł też mi się podobał, ale trochę za dużo pozostało niewyjaśnionych kwestii, żebym była w pełni usatysfakcjonowana lekturą.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opowiadanie bardzo dobre, plot-twist rewelacyjny.

Zawsze podejrzewałem, że korporacja to świetne miejsce dla wilkołaków i coś jest nie tak z godziną siódmą. Doceniam zalety porannego prysznica: “myj owoce przed jedzeniem” ;-)

Jak zawsze, można się do czegoś przyczepić, np:

Ale moją uwagę przykuwały zasłony.

Nie powinno się zaczynać zdania od “Ale”, poza tym nie bardzo mamy logiczne przeciwstawienie. Tekst jest tak dobry, że to nie rzuca się w oczy.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Irko_Luz, W założeniu istoty te (główny bohater i Artur) żywią się samą emocją, nie krzywdzą fizycznie ofiar. Jagoda po wyjściu z łazienki i zobaczeniu wilkołaka będzie przerażona (i o to mu właśnie chodziło, zaskarbić zaufanie i tym bardziej przestraszyć), zacznie krzyczeć i ucieknie. Ona ocaleje, a on będzie miał swoje śniadanie. ,)

 

Radku, cieszę się bardzo, że tekst przypadł Ci do gustu! To z myciem owoców przed jedzeniem nie było celowe, ale rzeczywiście dobrze wpisuje się w kontest. :-D Błyskotliwie zauważone. 

 

 

Dziękuje Wam bardzo za uwagi!

Hej kronosie!

 

Na początku kilka uwag:

 

Jagoda zaczęła sztywnieć, a jej oczy stały się niewidzące.

Oczy mogą stać się niewidzące?

 

Postanowiłam jednak[+,] że będę udawała, że śpię. ← przecinka brakło

Jeżeli ten pętak,[-,] robi sobie żarty, to niech wie, że mnie to nie obchodzi. ← a tu chyba za dużo

 

Kobra jest dobra, a krokus pełen pokus

Krokusie… czy to prawda? xD

 

a kiedy ty nie odesię

Nie zrozumiałam i o ile mi wiadomo, nie ma takiego słowa.

 

Ogólnie dobrze mi się czytało, historia Jagody dość mnie zaciekawiła, choć całość nieco psuł by suchy dialog, prawie bez opisów. Może warto by dodać jakąś jej reakcję, żeby nie było tak nudo?

I druga uwaga, wydaje mi się, że główny bohater doskonale rozumiał, co Jagoda miała na myśli. W sensie, wyszło trochę sztucznie, bo miałam wrażenie, że odpowiada on nie na słowa Jagody, ale na jej myśli, jakby to była jedna osoba, jakby idealnie się rozumieli.

Twist na końcu całkiem ciekawy, ale mógłby nastąpić nieco szybciej.

 

Dziękuję za lekturę!

Cześć Gruszel!

 

Miło, że wpadłaś i dziękuję za przeczytanie i komentarz. Błędy proprawiłem. Zgadzam się, że dosyć długo dążyłem do twistu, dialogi mogłyby być nieco bardziej skondensowane i – jak słusznie zauważasz – okraszone opisami. To moje pierwsze opowiadanie i chyba zabrakło lepszego wczucia się w czytelnika. :)

Cieszę się, że mimo to dobrze Ci się czytało i historia Jagody Cię zaciekawiła!

 

Miłego dnia!

Fajny pomysł. Wprawdzie żywienie się emocjami chyba nie jest jakoś strasznie nowe, ale pokazałeś to w ciekawy sposób. Ładne przekształcenie znanego zaklęcia. I pięknie dwuznaczny tytuł.

Trochę miałam problem z przepływem czasu. Opowieść Jagody nie jest długa, a tu nagle dowiaduję się, że zajęła godzinę. A potem pyk i nie wiadomo kiedy, minęło kolejne pół godziny. Może dodaj jakieś zdanko, że mówiła z oporami, czasami milkła na parę minut…

A co do wschodu słońca – zawsze można ten hotel przenieść gdzieś na północ. Nawet niekoniecznie do Petersburga, już Szwecja zrobi różnicę.

Babska logika rządzi!

Fajny pomysł. Wprawdzie żywienie się emocjami chyba nie jest jakoś strasznie nowe, ale pokazałeś to w ciekawy sposób. Ładne przekształcenie znanego zaklęcia. I pięknie dwuznaczny tytuł.

Cieszę się, że się spodobało. :)

 

Trochę miałam problem z przepływem czasu. Opowieść Jagody nie jest długa, a tu nagle dowiaduję się, że zajęła godzinę. A potem pyk i nie wiadomo kiedy, minęło kolejne pół godziny. Może dodaj jakieś zdanko, że mówiła z oporami, czasami milkła na parę minut…

To prawda, ale to dlatego, że początkowo jej opowieść była dłuższa, a ja – pod wpływem komentarzy – mocno ją uciąłem. Opkowi wyszło to na dobre, ale widocznie zapomniałem skorygować czas.

W tekście nie mówię, gdzie dzieje się akcja, więc w sumie może dziać się i na północy.

 

Wielkie dzięki za odwiedziny i klika! :)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej Anet! Dzięki za odwiedziny i sympatyczny komentarz! Pozdrawiam! smiley

Nowa Fantastyka