- Opowiadanie: dawidiq150 - "Tajemnica mojej kariery" - Adrian Kruszyński

"Tajemnica mojej kariery" - Adrian Kruszyński

Serdecznie zapraszam do czytania i zostawiania komentarzy. Tekst nie jest długi a myślę, że ciekawy. :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

"Tajemnica mojej kariery" - Adrian Kruszyński

Jestem popularnym na całym świecie pisarzem, mam olbrzymią rzeszę fanów, a moje książki czytają miliony ludzi. Znają mnie też ci, którzy wolą oglądać filmy, bo czternaście moich powieści zostało zekranizowanych, zdobyłem wiele prestiżowych nagród za swoją twórczość. Jak osiągnąłem taki sukces? Niektórzy myślą, że już wiedzą, bo wiele razy odpowiadałem na to pytanie. Zawsze jednak było to z mojej strony mydlenie oczu. Bynajmniej nikt nie wie jak stałem się tym, kim się stałem. Zacznijmy od daty mojego urodzenia.

Urodziłem się 14 listopada, 1947 roku. Ta informacja wydawałoby się bez większego znaczenia, dla mnie jest bardzo ważna, ponieważ jestem po trzykroć skorpionem. Oprócz normalnego, klasycznego zodiaku, mam ascendent w skorpionie, a w horoskopie chińskim jestem dzikiem, który jest odpowiednikiem skorpiona. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi to bzdury, ale mnie ten temat zawsze bardzo interesował, bo po prostu w te rzeczy wierzyłem i wierzę nadal.

Zostawmy jednak astrologię i skupmy się na niezaprzeczalnych faktach. Moja przygoda z pisaniem zaczęła się w siódmej klasie podstawówki. Wtedy napisałem swoje pierwsze opowiadanie, było to zadanie domowe na lekcję języka polskiego. Do tej pory pamiętam jego temat „Przygoda, która zdarzyła mi się w lesie”.

Dostałem piątkę (szóstek wtedy nie było) z wyróżnieniem. Na najbliższej wywiadówce, polonistka wzięła moją mamę na słówko i bardzo pochwaliła moją pracę, powiedziała też, że mam wielki talent i pierwszy raz się z czymś takim spotkała, a także, że warto bym się rozwijał w tym kierunku.

Nie bardzo opcja pisania mnie pociągała, wolałem grać z kolegami w piłkę. Jakże ciekawe są jednak zrządzenia losu, moja mama następnego dnia w gazecie znalazła informację o konkursie literackim dla młodzieży. Oboje rodziców zachęcili mnie i zgodziłem się spróbować.

Zdarzyło się wtedy coś, czego sens zrozumiałem dopiero kilka lat później. Gdy szedłem do sklepu, drogę przebiegł mi czarny kot. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że tego kota później spotykałem dość często, codziennie, bądź co kilka dni. Zawsze w dziwny sposób gapił się na mnie, tymi swoimi zielonymi ślepiami.

Wymyśliłem, napisałem i wysłałem opowiadanie do gazety. Absolutnie na nic nie liczyłem, zrobiłem to bo mnie prosili rodzice. Dwa miesiące później przyszedł list z wiadomością, że zająłem pierwsze miejsce. Ogromnie się wtedy ucieszyłem i bardzo wdzięczny podziękowałem rodzicom, że mnie zmobilizowali. Nagrodą była publikacja mojego opowiadania na łamach gazety i pieniądze o wartości, na dzisiejsze czasy około pięciuset złotych. Szalałem z radości, bo za taką kasę mogłem kupić sobie wiele świetnych rzeczy.

Po tym sukcesie zacząłem tworzyć i bardzo szybko stało się to moją pasją.

Gdy osiągnąłem pełnoletność, przestałem pisać „do szuflady”. Zaniosłem moją twórczość do wydawnictwa. Opowiadania, do tej pory czytane jedynie w wąskim rodzinnym gronie, wreszcie mogli ocenić fachowcy. Jakaż była moja radość, gdy zgodzono się na współpracę ze mną. Rzuciłem wszystko inne i wziąłem się poważnie za pisanie. Musiałem oczywiście chodzić do szkoły (wtedy uczęszczałem do ostatniej klasy liceum), ale nic się nie uczyłem i nikt nie dał rady mnie zmusić, bym tracił czas na naukę, której w liceum było naprawdę dużo. Ostatecznie musiałem powtarzać klasę. Lecz odniosłem sukces pisarski. Moja książka – zbiór opowiadań, ukazała się wreszcie w księgarniach.

Mimo braku wykształcenia miałem pieniądze. I to z czasem coraz większe. Życie toczyło się dalej swoim torem. Ale kiedy, i jak podskoczyłem z pozycji średniego pisarza do elity najbardziej wybitnych?

 

&&&

 

Pamiętam, był 2 czerwca 1969 roku, miałem wtedy dwadzieścia dwa lata. Pracowałem w swoim pokoju nad kolejną powieścią. Rodzice byli w pracy. Nagle w pomieszczeniu zaczęło robić się nienaturalnie ciepło. Odruchowo sprawdziłem kaloryfer, był zimny. Z każdą sekundą robiło się coraz goręcej i bardzo się wtedy przestraszyłem. Po chwili w pokoju było jak w saunie, a ja zacząłem się mocno pocić. Przeraziłem się nie na żarty, gdy moje otoczenie, ściany, meble, podłoga, zaczęły znikać. Moment później już ich nie było, a ja zszokowany stałem na skalistej pustyni o ciemnoczerwonej barwie. Na czarnym niebie, zamiast gwiazd ujrzałem parę olbrzymich kocich oczu, które patrzyły wprost na mnie. Znałem już to spojrzenie. Upał był nieznośny. Miałem absolutną pewność, że to nie jest sen, ani halucynacja. Rozglądnąłem się. W odległości jakichś stu metrów, ujrzałem nagiego mężczyznę. Wyglądał na wycieńczonego, szedł przed siebie powłócząc nogami.

– Adrianie! – usłyszałem głos za plecami. Do dziś go bardzo dobrze pamiętam, był przerażający i silny, jednocześnie czułem, jakby posiadacz tego głosu miał olbrzymią wiedzę, nabytą może nawet przez miliony lat istnienia, a także, że zdaje sobie sprawę co czuje i nawet wie o czym myślę.

Odwróciłem się i ujrzałem gigantycznego węża, o błyszczących złotych łuskach, jego łeb wielkości małego samochodu górował nade mną.

– Adrianie – mówił do mnie, jednocześnie nie otwierając gadziego pyska – masz niepowtarzalną okazję, która nie zdarza się każdemu. Możesz sprzedać swoją duszę. W zamian zyskasz olbrzymią sławę, wielkie pieniądze i prawdziwe szczęście. Dam ci talent, jakiego nikt z ludzi nigdy nie posiadał. Zastanów się, masz na to trzy dni.

Nie zdążyłem nawet pomyśleć, kiedy z powrotem byłem w swoim pokoju. O zdarzeniu przypominało mi moje spocone ciało.

 

&&&

 

Długo rozmyślałem. Wcześniej jako absolutny ateista, nie wierzyłem w duszę i życie po życiu. Teraz zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać. Jak zapewne domyślasz się czytelniku, sprzedałem swoją duszę, ale dlaczego podjąłem taką decyzję?

Nie wiem jaką władzę ma diabeł. I chyba nie dowiem się tego za życia. Ale kiedy dumałem, czy sprzedać duszę, moi rodzice mieli wypadek samochodowy. Zginęli na miejscu. Nie myślałem wtedy trzeźwo, czułem olbrzymi żal do świata i wszystko było mi już obojętne. Gdy teraz o tym myślę jestem niemal przekonany, że wypadek spowodowały moce piekielne.

Całe życie korzystałem z darów, które otrzymałem za swoją duszę. Potem, już nigdy nie spotkałem diabła, z którym zawarłem pakt, ale w wieku sześćdziesięciu lat zacząłem bać się tego, co mnie spotka po śmierci. Zdecydowałem się przyjąć wiarę katolicką, ochrzcić się, by unieważnić piekielny pakt.

Jakież było moje zdziwienie i przerażenie, kiedy w drodze na plebanię, gdy byłem w pobliżu kościoła zająłem się ogniem. Prędko zawróciłem i ogień zgasł. Zostałem bardzo poparzony lecz świadkowie tego zdarzenia jakby niczego nie zauważyli. Czy to wszystko świadczyło, że jestem potępiony i nie ma już dla mnie nadziei? Możliwe.

Od tamtej pory, starałem się robić mnóstwo dobrych uczynków. Stało się to moją obsesją, bo zdawałem sobie sprawę, że tylko w ten sposób mogę unieważnić układ z szatanem. Miałem pieniądze, więc najłatwiej było oddawać je potrzebującym.

Można by pomyśleć, że ta opowieść nie jest prawdziwa, ale o sprzedaniu duszy na pewno słyszycie nie pierwszy raz, dlatego proszę uwierzcie mi!

Koniec

Komentarze

Dawidzie, niestety jestem na nie. Zacznę może od tego, że uparcie piszesz teksty w formie relacji, sprawozdania, opisów wspomnień itp. Nie lubię takiej narracji, choć to jest czysto subiektywna uwaga. Obiektywna jest jednak taka, że polecił bym Ci poeksperymentować torchę z formą i narracją, bo warto. A widzę, że złapałeś się kurczowo jednego stylu prowadzenia opowieści i z jakiegoś powodu nie chcesz zwolnić uścisku. Tekst z pewnością jest napisany sprawniej niż wiele Twoich poprzednich, jednak fabuła w żaden sposób nie zdołała mnie zaciekawić. Sprzedanie duszy diabłu w celu osiągnięcia sukcesu nie jest jakimś wielce oryginalnym tematem, a oprócz suchej relacji nie mamy tutaj niczego, co mogłoby ten tekst w wyróżnić. Swoją drogą skoro tak się bohaterowi dobrze powodziło w tym pisaniu to po kiego grzyba zdecydował się na taki krok? Pozdrawiam!

Cześć Realuc !!!

 

Cóż ja się nie martwię bo tekst był na powiedzmy (nie chciałbym zdradzać) konkurs. I taki był temat. Musiałem napisać na temat i forma jest jaka jest. Miło, że przeczytałeś. To mnie bardzo cieszy. Natomiast jest inny tekst który pisałem wyłącznie dla własnej przyjemności. Może on będzie lepszy. Nie będę ryzykował stwierdzenia, że “na pewno jest” bo może potem zaczerwienią mi się uszy :))) W zimie to by przeszło ale teraz wiadomo nikt nie chce chodzić z czerwonymi uszami :) 

 

No ale mam przed oczami dobrego zawodnika z tego co pamiętam twoje teksty są bardzo dobre.

 

Również pozdrawiam!!!,

Jestem niepełnosprawny...

Wole Twoje opowiadania, bez religijnej nadziewki;)

Kiedy piszesz o rzeczach obojętnych światopoglądowo, gawędzisz i to się miło czyta. Natomiast w tym opowiadaniu, znowu nieco ewangelizujesz i moralizujesz, przez co jest sztywno.

Dużo się dzieje, ale nie ma emocji i takiej – nomen, omen – iskry bożej;)

Lożanka bezprenumeratowa

Sukces jako twórca bohater już miał a zawarł pakt z diabłem za „większy sukces”?

„Absolutny ateista” wierzący w horoskopy?

Nagi mężczyzna? Kim jest i po co się pojawił?

Czarny kot, wąż gadający w głowie…

 

No ciężko się dać nabrać na taką narrację :) Ze schematów można korzystać ale trzeba w nie tchnąć coś świeżego.

Miś przeczytał. Odniósł wrażenie, że rzeczywiście musiałeś to napisać na zadany temat przez określone jury. Wyszło sztuczne. Miś nawet sprawdził, jaki podałeś swój wiek na portalu. Nie było przypadkiem napisane bardzo dawno temu?

No dość dawno :)))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć dawidiq150,

 

podpiszę się pod pozostałymi komentarzami. Narracja relacyjna, kolejne wydarzenia są beznamiętnie opisywane i jest w nich trochę dziur logicznych. Rozumiem, że tekst był pisany dawno i na konkurs, ale wrzucając go, tutaj już Cię te ograniczenia nie obowiązywały, więc mogłeś całość rozbudować i zredagować. 

 

Końcówka taka hulaj dusza, piekła nie ma (chociaż tutaj bohater doskonale wie, że jednak jest) do czasu, aż wiek zmusi do częstszego myślenia o śmierci i o tym, co będzie po, więc ucieczka w dobre uczynki. 

 

Stało się to moją obsesją, bo zdawałem sobie sprawę, że tylko w ten sposób mogę unieważnić układ z szatanem. Miałem pieniądze, więc najłatwiej było oddawać je potrzebującym.

I tak z lekka filozoficznie – jaką wartość ma taka filantropia, gdy rozdaje pieniądze, które posiadł, sprzedając duszę diabłu?

 

Pozdrawiam

OG

Rozumiem OldGuard dam sobie spokój na jakiś czas.

 

Dzięki za przeczytane i uwagi.

Jestem niepełnosprawny...

Ogromnie się wtedy ucieszyłem i bardzo wdzięczny podziękowałem rodzicom, że mnie zmobilizowali.

Masło maślane. Skreśl sformułowanie “bardzo wdzięczny” albo użyj innego. Skoro dziękuje, to moim zdaniem wiadomo, że jest wdzięczny.

 

Myślę, że tekst jest… średni. Na pewno na plus jest to, że nie rzuciły mi się w oczy żadne większe błędy, przez co czytało się bez zgrzytów. Opowiadanie podobało mi się aż do wydarzeń, które nastąpiły po pojawieniu się czarnego kota. Na początku opisujesz historię młodości pisarza, i tu jest nawet OK, choć można by to na pewno napisać w ciekawszy sposób. Natomiast gdy pojawia się fantastyka… troszkę to traci moim zdaniem. W tym sensie, że tekst przestaje być logiczny…

Nie wiadomo w sumie, czemu pisarz, będący bohaterem opowiadania, miał wizję. Domyślam się, że ma to związek z czarnym kotem, ale to niczego nie tłumaczy. Tak samo jak to, że autor jest potrójnym skorpionem – nie znalazłem w tekście uzasadnienia, do czego ta informacja jest komukolwiek potrzebna. Zupełnie, jakbyś miał jakiś pomysł, ale zapomniał go zawrzeć.

 

Myślę, że dobrym ćwiczeniem byłoby dla Ciebie napisanie planu, dość szczegółowego, zanim przystąpisz do tworzenia kolejnego tekstu. Nie wiem, czy robisz sobie taki plan, ale jeśli nie, to powinieneś. Stwórz na początek bohatera, który będzie głównym bohaterem. Musi mieć oczywiście imię, pochodzenie, cechy charakteru, przeszłość… i przede wszystkim Cel. Równocześnie myśl o tym, co ten bohater będzie robił w twoim tekście, jakie będzie miał ambicje, pragnienia, dążenia itp. Zrób też plan fabuły, czyli wypunktuj sobie najważniejsze wydarzenia, które będą się składały się na to, co będzie działo się w tekście. Dodaj też ze dwóch bohaterów drugoplanowych, i jednego, który będzie próbował w jakiś sposób zaszkodzić/pokrzyżować plany głównego bohatera. Główny bohater i jego wróg muszą dać się poznać, nie ważne czy czytelnik ma ich polubić, czy nie. Ważne, aby wywierali na czytelniku emocje.

Gdy skończysz planować te rzeczy, które napisałem powyżej… Zrób sobie przerwę. Nie rzucaj się od razu na pisanie. Wróć do notatek następnego dnia i jeszcze raz wszystko przeczytaj. Dopiero, gdy uznasz, że ma to sens, jest ciekawe i logiczne, weź się za pisanie.

Po napisaniu nie wrzucaj od razu na portal. Najpierw przeczytaj sam, popraw błędy z jakimś programem, który je podkreśla. Sprawdź przecinki. Potem daj do przeczytania komuś kogo znasz i zapytaj, czy tekst jest logiczny, spójny, czy coś go zaciekawiło.

Jeśli czytelnik wskaże jakieś potknięcia, błędy, niespójności… Popraw je i powtórz cały proces.

Dopiero gdy zrobisz to wszystko, wrzuć tekst na portal. Myślę, że jeśli podejdziesz do tego sumiennie, zobaczysz efekt.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia.

 

Cześć Corrinn

 

Myślę, że mogę coś takiego spróbować zrobić. :) Dzięki!!!

 

Pozdr.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć!

 

Dosyć klasyczna adaptacja historii o zaprzedaniu duszy diabłu. Bez fajerwerków, ale czytało się w porządku. Jak zazwyczaj u Ciebie, styl jest mocno sprawozdawczy, co z jednej strony pasuje do opowiadanej historii, ale z drugiej mocno utrudnia identyfikowanie się z bohaterem i przeżywanie jego sytuacji. Jak na tak krótki teks, zabrakło dogrania wszystkich detali: kot, mężczyzna, jakieś detale odnośnie historii, od której się zaczęło. Przedstawiasz to, ale nie wykorzystujesz zbytnio, przez co trochę brakuje głębi.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Dawid,

 

Rozumiem OldGuard dam sobie spokój na jakiś czas.

 

Dzięki za przeczytane i uwagi.

 

Nie o to chodzi ;) chociaż myślę, że dobrą praktyką byłoby dopieszczanie tekstów. Widzę, że publikujesz dużo, czyli masz zapał do pisania i pomysły, a to już coś.

 

Pamiętaj, że każdy tekst musi odleżeć – napisz, zostaw na tydzień, a minimum kilka dni i dopiero wróć. A potem powtórz to jeszcze raz. Sam się zdziwisz, jak dużo rzeczy zmienisz przy każdym kolejnym czytaniu :). 

 

I nie bój się eksperymentować ze stylem, narracją czy konwencją, bo od tego jest ten portal.

OldGuard jak mam pomysł to codziennie piszę po kilka godzin, że aż mnie tyłek boli. A u mnie z pomysłami jest jak u jakiegoś muzycznego geniusza (nie pamiętam jego nazwiska) taką anegdotę słyszałem: że upuścił z okna kartkę z utworem i jak pobiegł na dół ją podnieść to już miał wymyśloną nową kompozycję :)))

 

Tak więc przeważnie potrzebuję godziny może czasem więcej by stworzyć pomysł dlatego tak dużo mam tekstów. Prawda są też takie perełki które powstają pod wpływem jakichś zdarzeń w życiu na pewno rozumiesz co mam na myśli.

 

Można dopieszczać ale każdy ma jakieś ograniczenia choćby nie wiem jak dopieszczał.

 

Poz.

Jestem niepełnosprawny...

Przeczytałam. Moja uwagę przykuł tylko fragment z wężem. Tak swoją drogą, to co wszyscy mają do tych biednych stworzeń . Tu dają jabłka, tu dają cyrograf do podpisania… Nie zdziwiłabym się gdyby któryś z nich przyniósł mi jajecznicę na boczku. Co tam, zjadłabym. Chociaż wolałabym kebsa

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Dzięki AstridLundgren że przeczytałaś i dałaś komentarz :) Mi też się spodobał ten fragment, nie wiem czy to coś przeszkadza, że jest mój :)))

Jestem niepełnosprawny...

Zgodzę się z przedmówcami.

Jeżeli czytelnik wie, że bohater tylko opowiada swoją starą historię, a nie przeżywa ją na bieżąco, to również mniej się zaangażuje.

Pomysł dosyć stary.

Wątpię, że dobre uczynki zmieniłyby cokolwiek po sprzedaniu duszy.

Bynajmniej nikt nie wie jak stałem się tym, kim się stałem.

Co według Ciebie znaczy “bynajmniej”? Bo w ogóle tu nie pasuje.

Babska logika rządzi!

Jeżeli czytelnik wie, że bohater tylko opowiada swoją starą historię, a nie przeżywa ją na bieżąco, to również mniej się zaangażuje.

E tam. Poemu jakoś się udawało wciągnąć w takie historie.

Rozumiem OldGuard dam sobie spokój na jakiś czas.

Nie.

Ćwicz.

Nie mówię, że zrobienie wciągającej historii ze starej opowieści jest niemożliwe. Tylko, że trudniejsze niż w przypadku, kiedy odbiorca nie ma pewności, że bohater przeżyje.

Babska logika rządzi!

Od tego jest fantastyka. wink

Zawsze na końcu może się okazać, że to relacja zza światów.

Ale jeśli bohater jest w stanie mówić/pisać, to dowód, że nie trafił źle… ;-)

Babska logika rządzi!

Fakt, są różne prawa w poszczególnych zakątkach zaświatów. 

Od tego też jest fantastyka. cool

Nowa Fantastyka