- Opowiadanie: Dawidjan Wojciech Dąbrowski - Przystanek

Przystanek

Chciałem napisać to jako nowelę. Nie wiem, czy się udało.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Przystanek

Pewnego ciepłego, sierpniowego dnia o godzinie 20:25, młody chłopak o imieniu Michał wyszedł z autobusu. Chwilkę przyglądał się rozkładowi jazdy na tamtejszym przystanku, po czym obrócił się w lewo i zaczął iść do domu. Zaczynało się ściemniać, ale nadal było całkiem ciepło jak przystało na lato. Michał mieszkał w osobliwej części swojego miasta. Całkiem luksusowe, wolno stojące domy były oddzielone od siebie masą łąk, nieużywanych a przez to zarośniętych pól uprawnych, a nawet lasów. Mieszkańcy często śmiali się, że mieszkają na wsi.

Michał wędrował pasem asfaltu, który przypominał połączenie drogi i chodnika. Z obu stron owej dróżki znajdowały się wspomniane już łąki. Obecna tam trawa na skutek upałów stała się żółta i sucha, co jednak nadawało jej swego rodzaju sielskiego klimatu. Jego domostwo znajdowało się całkiem niedaleko od przystanku, można było doń dojść w 20 minut idąc pieszo. Słońce ułożyło się już do snu, oddając swój obowiązek dominowania na niebie Księżycowi. Była pełnia, doskonale widoczna z powodu braku chmur. Ziemski satelita pomógł niezmiernie Michałowi, gdyż oświetlał mu drogę, przez co pomimo zmierzchu, nadal było dosyć jasno.

Młodzieniec wędrował nie spiesząc się zbytnio. Miał wakacje i zamierzał przez ten czas wypocząć i nie śpieszyć się na cokolwiek. Nagle usłyszał za plecami cichy trzask. Odwrócił się i zobaczył za sobą sylwetkę jakiegoś człowieka. Była ona całkiem daleko, przez co nie sposób było się jej lepiej przyjrzeć. Chłopak jednak nie przejął się owym widokiem. Nie był on jedyną młodą osobą w tej okolicy, więc nie uznał tego za nic dziwnego. Sami mieszkańcy również byli spokojni, to też nie miał powodu obawiać się, że zostanie napadnięty.

Kontynuował swój marsz, myśląc przy okazji o swojej dziewczynie. Wspominał wszystkie dobre chwile, jakie wspólnie przeżyli i nie mógł doczekać się, kiedy ponownie się zobaczą. Gdy jednak kontemplował najpiękniejsze wspomnienie, usłyszał za sobą głośne tupnięcie. Odwrócił się i ponownie dostrzegł nieznaną mu postać. Wciąż nie był w stanie dostrzec jej twarzy, ale zauważył, że persona ta jest odziana w bluzę i spodnie dresowe. Ubiór ten był bardzo podobny do tego, co Michał miał aktualnie na sobie.

Chłopak pomyślał, że ten ktoś robi sobie z niego żarty i przyspieszył kroku. Zawsze niezmiernie irytowało go żartowanie z jego osoby. Nie uważał się za jakiegoś narcyza, albo za osobę, która nie potrafi przyjąć krytyki, jednak z jakiegoś powodu nie trawił tego typu dowcipów. Sam nie był w stanie pojąć dlaczego tak się dzieje.

Po kilku minutach takiego przyspieszonego maszerowania, zauważył w oddali dom państwa Nowaków. Widok ten niezmiernie go ucieszył, gdyż ów budynek rozpoczynał swoisty ciąg sąsiadujących ze sobą domów. Było ich dwanaście, zaś ostatni z nich należał do rodziny Michała. Niestety radość chłopaka minęła niesamowicie wręcz szybko. Gdy tylko zauważył mieszkanie Nowaków, usłyszał za sobą potężne tupnięcie. Zupełnie jakby ktoś podskoczył i opadając kopnął w ziemię.

Tego młodzieniec nie był w stanie już znieść. Odwrócił się i krzyknął:

-Jakiś problem!?

Jednak tuż po wrzaśnięciu zamilkł, gdyż jego oczom ukazał się niesłychany widok. Zobaczył osobę, która wcześniej już dwa razy zwróciła jego uwagę. Najdziwniejsze było jednak to, że nie był to człowiek. Chłopak miał przed oczami lewitujące spodnie i bluzę dresową. Pomimo dokładnego przyjrzenia się, nie sposób było dostrzec tam jakiekolwiek części ludzkiego ciała. Zupełnie jakby owe części garderoby kontrolował jakiś duch nieczysty.

Michał zrobił to, co zrobiłaby większa część ludzkości: przeraził się i zaczął uciekać. Jeszcze nigdy w życiu tak szybko nie biegł, czuł jak adrenalina wypełnia jego mięśnie nadając im niebywałej prędkości. Gdy dotarł do domu Nowaków, obejrzał się, chcąc sprawdzić, czy udało mu się umknąć straszliwej istocie. Niestety to co ujrzał, zamroziło krew w jego żyłach.

Latający ubiór był tuż za nim. Z jakiegoś powodu, byt ten osiągał taką samą prędkość jak uciekający. Kto wie, być może był nawet od niego szybszy? Młodzieniec jednak nie zamierzał w tym momencie analizować owych kwestii. Liczyła się dla niego jedynie ucieczka przed złowrogim goniącym.

Kiedy dobiegli do szóstego z kolei domu, Michał poczuł straszliwe uczucie. Zaczął słabnąć. Pomimo ogromnego strachu i jeszcze większej adrenaliny, jego organizm miał pewne ograniczenia, których nie był w stanie przeskoczyć. Prędkość ucieczki poczęła stawać się coraz mniejsza, choć wciąż był w stanie uciec od goniącego go upiora. Stan ten jednak nie trwał wiecznie i goniący był coraz bliżej swojej ofiary. Chłopak chciał krzyknąć z przerażenia, ale jego gardło zostało ściśnięte strachem. Zdawało mu się, ze za chwilę zginie i nigdy nie zobaczy już tych, których kocha. Kiedy rozmyślał o swojej dziewczynie oraz rodzinie, kątem oka dostrzegł, że goniąca go bestia wyciągnęła ku niemu swoją lewą rękę.

W tym momencie na swym lewym barku poczuł niesamowite wręcz zimno i ucisk, jakby był gnieciony prasą hydrauliczną. Uczucie to natychmiast odebrało mu równowagę. Michał zakolebał się, po czym stracił równowagę i potknął się o małą dziurę w asfalcie. Przeleciawszy mały kawałek, zderzył się z ziemną i zauważając wokół siebie jedynie przejmującą ciemność, stracił przytomność.

 Gdy się obudził, przez kilka pierwszych chwil nie był w stanie pojąć w zasadzie niczego. Szybko jednak wrócił do zmysłów i zauważył kilka niepojących rzeczy. Pierwszą z nich był jego złamany nos. Czuł jak krew obficie się z niego leje. Drugą był fakt, że leży całkowicie nagi obok przystanku autobusowego. W dodatku musiał być środek nocy, gdyż zdał sobie sprawę, że dawno nie czuł tak przeraźliwego chłodu.  

Jednak najstraszliwszą rzecz pojął, gdy lekko uniósł głowę. Zauważył wtedy własną bluzę i spodnie, które unosiły się w identyczny sposób jak u upiora, który go gonił. Przerażony chciał rzucić się od razu do ucieczki, ale dostrzegł, że nie jest w stanie się ruszyć. Zupełnie jakby był sparaliżowany. Jedyne co mógł robić, to leżeć i obserwować poczynania ubioru. Ten z kolei zdawał się być odwrócony tyłem do leżącego. Przez kilka minut stał w bezruchu, po czym zaczął iść przed siebie, prosto w ciemność.

Koniec

Komentarze

Cześć. Tekst jest nie wyjustowany, zmień to prędko, gdyż w obecnej formie trudno się czyta. Źle zapisujesz dialogi (z telefonu nie podeślę poradnika, ale mam nadzieję, że uczyni to ktoś inny), liczby zapisujemy słownie. Ogólnie tekst jest napisany topornie. Często powtarzasz informacje, które już znamy, dodatkowo styl jest na ten moment… Niewyrobiony, tak się wyrażę. Szwankuje logika. Gość ucieka przed zjawą i dobiega do pierwszego domu, to dlaczego, do jasnej ciasnej, nie dobija się do niego, prosząc o pomoc? Chyba uczyniłby tak każdy człowiek, który myśli, że zaraz go coś zabije. Twój bohater zaś za cel honoru postawił sobie dotarcie do własnej chaty. I skąd nagle pojawia się tam łapa bestii, skoro wcześniej piszesz, że to były tylko lewitujące ciuchy? Końcówka za wiele nie wyjaśnia. Równie dobrze gość mógł mieć odjazd po prochach. Reasumując, sporo pracy przed Tobą, ale to zupełnie naturalne. Pozdrawiam!

Witaj Dawidjanie

 

Poradniki znajdziesz tu:

https://www.fantastyka.pl/loza/13

https://www.fantastyka.pl/loza/14

https://www.fantastyka.pl/loza/15

 

Mi pomysł ducha w formie widmo-dresiarza nawet się podobał, ale błędów masz cały las.

Warto przeczytać poradniki, czytać na głos to co się napisało, a nawet skorzystać z opcji bety https://www.fantastyka.pl/loza/17.

 

Staraj się pisać naturalnym językiem, takim jakim mówisz. Bo w opowiadaniu jest sporo udziwnień i takich zwrotów wydumanych i sztywnych.

 

Nie skończyłam łapanki, ale i tak mam sporo:

Chwilkę przyglądał się rozkładowi jazdy na tamtejszym przystanku, po czym obrócił się w lewo i zaczął iść do domu. Zaczynało się ściemniać, ale nadal było całkiem ciepło jak przystało na lato.

 

Masz powtórzenie zaczynania. 

Ta fraza z obracaniem się i to w lewo, zbędna.

Michał mieszkał w osobliwej części swojego miasta. Całkiem luksusowe, wolno stojące domy były oddzielone od siebie masą łąk, nieużywanych a przez to zarośniętych pól uprawnych, a nawet lasów.

 

Ta osobliwa mi przeszkadza. Połączyłabym te zdania w jedno. Usunęłabym całkiem.

Po domy proponowałabym:

…rozsiane były wśród łąk, nieużytków i lasów.

 

Z obu stron owej dróżki znajdowały się wspomniane już łąki. Obecna tam trawa na skutek upałów [pokryte] stała się żółtaą i suchaą, co jednak nadawało jej swego rodzaju [im] sielskiego klimatu. Jego domostwo znajdowało się całkiem niedaleko od przystanku, można było doń dojść w 20 minut idąc pieszo.

 

Domostwo pasuje do stuletniego narratora. 20 piszemy słownie.

Od przystanku dochodzi się zwykle pieszo.

 

Młodzieniec wędrował nie spiesząc się zbytnio. Miał wakacje i zamierzał przez ten czas wypocząć i nie śpieszyć się na cokolwiek.

 

Powtórzenie i literówka.

 

Odwrócił się i zobaczył za sobą sylwetkę jakiegoś człowieka. Była ona całkiem daleko, przez co nie sposób było się jej lepiej przyjrzeć. Chłopak jednak nie przejął się owym widokiem. Nie był on jedyną młodą osobą w tej okolicy, więc nie uznał tego za nic dziwnego. Sami mieszkańcy również byli spokojni, to też nie miał powodu obawiać się, że zostanie napadnięty.

 

Chyba lepiej zobaczył człowieka lub sylwetkę, a nie oba. Skoro człowieka, to był on całkiem daleko.

Czemu miał się przejmować widokiem człowieka?

Czy ludzie są wyłącznie młodzi? A potem zmieniają się w zombi??;) Gdybyś napisał, że widział człowieka w dresie – wtedy to wyjaśnienie o młodości byłoby bardziej zasadne.

To ostatnie zdanie jest długie, brzydkie i mało wnosi.

 

Ubiór ten był bardzo podobny do tego, co [który] Michał miał aktualnie na sobie.

To aktualnie jest zbędne. Kiedy opisujesz co bohater robi, to to jest aktualnie, obecnie i teraz ale nie trzeba tego podkreślać.

 

Na jakiej podstawie chłopak uznał, że ktoś robi sobie żarty? Bo szedł u tupał?

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Pomysł jest ciekawy. Można to czytać jako zwykły, prosty horror, można potraktować jako krytykę konsumpcjonizmu – ubrania ożywają, bo stają się ważniejsze od ludzi, którzy je noszą. Mam też teorię, że dresy postanowiły zostać dresiarzem, bo takie było ich przeznaczenie, a wylądowały na chłopaczku z bogatego domu :)

 

Niestety, podpisuję się pod poprzednimi komentarzami, sporo tu do poprawienia. Tekst dobrze jest odłożyć na kilka dni i przeczytać na chłodno, żeby wyłapać sporo powtórzeń i nieelegancko brzmiących zdań. Tutaj mam wrażenie zabrakło przejrzenia opowiadania pod tym względem.

No, jest pomysł, i to całkiem fajny, dający spore pole do interpretacji: czy bohater żyje, czy już wczesniej był martwy, ale tego nie zauważył, a ubiór ścigał jego ducha? Sporo można by z tego wykrzesać, jednak problemem jest wykonanie, któremu daleko do ideału. Musisz mocno popracować, Dawidjanie, nad podstawami, takimi jak zapis liczebników słownie, interpunkcja, niezgrabności językowe. Ale to jest do nauczenia. 

To mogło być dobre i intrygujące, a tak po prostu jest. I tyle.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Pomysł na ożywione ubrania jest interesujący, ale mam wrażenie, że urwałeś to opowiadania w połowie. Ubrania Michała też ożyły i w sumie nie wiem, co miałoby z tego wyniknąć. Wykonanie nie jest najlepsze. Tworzysz monotonne zdania i tłumaczysz po kolei każdy szczegół. Na przykład tutaj:

Nagle usłyszał za plecami cichy trzask. Odwrócił się i zobaczył za sobą sylwetkę jakiegoś człowieka. Była ona całkiem daleko, przez co nie sposób było się jej lepiej przyjrzeć. Chłopak jednak nie przejął się owym widokiem. Nie był on jedyną młodą osobą w tej okolicy, więc nie uznał tego za nic dziwnego. Sami mieszkańcy również byli spokojni, to też nie miał powodu obawiać się, że zostanie napadnięty.

Konstrukcje takie jak “była ona” czy “był on” są toporne i od razu pogarszają styl. Do tego masz tu byłozę. 

Powinieneś zwrócić uwagę na powtórzenia, zbędne zaimki i interpunkcję. Czasami nadużywasz też niektórych słów na przykład “całkiem”. Trochę błędów wyłapałam, ale to nie wszystkie. Myślę, że powinieneś rozważyć betę, 

Zaczynało się ściemniać, ale nadal było całkiem ciepło[+,] jak przystało na lato.

Michał mieszkał w osobliwej części swojego miasta.

Zbędny zaimek.

Zaczynało się ściemniać, ale nadal było całkiem ciepło jak przystało na lato. Michał mieszkał w osobliwej części swojego miasta. Całkiem luksusowe, wolno stojące domy były oddzielone od siebie masą łąk, nieużywanych a przez to zarośniętych pól uprawnych, a nawet lasów.

Powtórzenie i określenie “całkiem luksusowe” brzmi trochę dziwnie.

Jego domostwo znajdowało się całkiem niedaleko od przystanku, można było doń dojść w 20 minut idąc pieszo.

Tutaj też to “całkiem” jest zbędne.

Liczebniki zapisuje się słownie.

Końcówka jest zbędna, bo skoro piszesz, że można było “dojść” to wiadomo, że pieszo.

Słońce ułożyło się już do snu, oddając swój obowiązek dominowania na niebie Księżycowi.

W tym kontekście zapisałabym to małą literą.

Młodzieniec wędrował[+,] nie spiesząc się zbytnio.

Miał wakacje i zamierzał przez ten czas wypocząć i nie śpieszyć się na cokolwiek.

Można “nie śpieszyć się na autobus”, ale tutaj raczej chodzi o powód. 

Odwrócił się i ponownie dostrzegł nieznaną mu postać. Wciąż nie był w stanie dostrzec jej twarzy, ale zauważył, że persona ta jest odziana w bluzę i spodnie dresowe.

Zawsze niezmiernie irytowało go żartowanie z jego osoby. Nie uważał się za jakiegoś narcyza, albo za osobę, która nie potrafi przyjąć krytyki, jednak z jakiegoś powodu nie trawił tego typu dowcipów.

Sam nie był w stanie pojąć[+,] dlaczego tak się dzieje.

-Jakiś problem!?

Powinna być półpauza zamiast dywizu i brakuje spacji. W tym przypadku jest to pytanie wzmocnione przez strach czyli powinno być: “?!”.

Jeszcze nigdy w życiu tak szybko nie biegł, czuł[+,] jak adrenalina wypełnia jego mięśnie nadając im niebywałej prędkości.

Raczej “mu”.

Z jakiegoś powodu, byt ten osiągał taką samą prędkość jak uciekający.

Kiedy rozmyślał o swojej dziewczynie oraz rodzinie, kątem oka dostrzegł, że goniąca go bestia wyciągnęła ku niemu swoją lewą rękę.

Raczej “rękaw”.

W tym momencie na swym lewym barku poczuł niesamowite wręcz zimno i ucisk, jakby był gnieciony prasą hydrauliczną.

Uczucie to natychmiast odebrało mu równowagę. Michał zakolebał się, po czym stracił równowagę i potknął się o małą dziurę w asfalcie.

Powtórzenie i “zakolebał się” nie brzmi dobrze.

Autorze, przeczytałem Twój tekst już wczoraj i zastanawiałem się, co by tu napisać.

Przede wszystkim – pomysł bycia obiektem ataku elementów garderoby jest mi bliski :) Jest to jeden z motywów moich koszmarów z dzieciństwa. Śniło mi się coś takiego, może nie dokładnie ta scena, ale coś w tym stylu.

Niestety, mimo tego, że użyłeś motywu, który jest na swój sposób bliski memu sercu, Twój tekst niespecjalnie mnie przekonał.

Mam wrażenie, że bardzo się starałeś. Przy czym w tym przypadku było to staranie się zdecydowanie “za bardzo”. Wydaje mi się, że na potrzeby tekstu poruszasz się w stylistyce, która nie jest dla Ciebie naturalna, przez co mnóstwo zdań ma groteskową budowę.

Moja rada – spróbuj pisać luźniej, tak jak czujesz. Nie spinaj się tak, może poćwicz w wyzwaniach literackich, które pojawiają się na naszym forum. Najważniejsze to nie poddawać się i pracować nad warsztatem :)

Dawidjan Wojciech Dąbrowski

 

Ciekawy i bardzo oryginalny tekst. Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Chciałem napisać to jako nowelę. Nie wiem, czy się udało.

A co w zasadzie rozumiesz przez “nowelę”? Bo ostatnio większość ludzi rozumie mnóstwo rzeczy, które są niezgodne z definicją genologiczną noweli :P

 

W kwestii tekstu. Wyjustuj margines ;) A poza tym:

 

Pewnego ciepłego, sierpniowego dnia o godzinie 20:25, młody chłopak o imieniu Michał wyszedł z autobusu. Chwilkę przyglądał się rozkładowi jazdy na tamtejszym przystanku

Godzina słownie, niestety.

“Tamtejszym” – do czego się odnosi? Nie podajesz nazwy miejscowości ani żadnych informacji o miejscu, więc to nie ma sensu. Po prostu na przystanku.

 

Całkiem luksusowe, wolno stojące domy były oddzielone od siebie…

Znaczy te domy były rozsiane bardzo daleko od siebie?

 

Obecna tam trawa na skutek upałów stała się żółta i sucha

Po prostu trawa. “Obecna tam” to po pierwsze nie bardzo do trawy, a po drugie jak z notatki urzędowej.

 

co jednak nadawało jej swego rodzaju sielskiego klimatu. Jego domostwo znajdowało się

Domostwo klimatu?

 

Słońce ułożyło się już do snu, oddając swój obowiązek dominowania na niebie Księżycowi.

1. Purpura. 2. Niezgrabne. 3. Zaimek “swój” całkowicie zbędny.

 

Oraz: w sierpniu o 20:25 jest jeszcze jasno. Chyba że rzecz dzieje się na antypodach, gdzie jest zima, ale mam wrażenie, że po pierwsze nie, a po drugie zamieszkane antypody i tak są w takiej strefie, że dni nie są nigdy bardzo krótkie.

 

Młodzieniec wędrował nie spiesząc się zbytnio. Miał wakacje i zamierzał przez ten czas wypocząć i nie śpieszyć się na cokolwiek.

to też nie miał powodu obawiać się

→ toteż (spójnik pisany łącznie), a nie “to też było czerwone, a nie niebieskie”

 

Kontynuował swój marsz

Nawet w fantastyce trudno jest kontynuować cudzy marsz

 

I tak dalej… Na dodatek wszystko relacjonujesz, zamiast pokazać.

 

A na koniec chyba niezamierzona wpadka z podmiotami?

 

Ten z kolei zdawał się być odwrócony tyłem do leżącego. Przez kilka minut stał w bezruchu, po czym zaczął iść przed siebie, prosto w ciemność.

To chyba bohater jest podmiotem w ostatnim zdaniu, ale z poprzedniego wynika, że ubiór.

 

Niestety, gdyby to był tekst trzynastolatka, uznałabym, że jest okej, ale jak na dorosłego człowieka – nie dość, że bardzo słabo napisany technicznie, to trochę zbyt naiwny w fabule i sposobie opowiadania. Jest tu materiał (pomysł) na solidny, choć mało oryginalny horrorek (gdybyś miał fajny pomysł na to, co ożywia ubranie, mógłby nawet zyskać na oryginalności), ale musiałbyś to zupełnie inaczej napisać.

http://altronapoleone.home.blog

Oryginalny pomysł, ale tak, jak wspomnieli moi przedmówcy – dobrze by było, gdybyś popracował nad ogólnym stylem. Been there, done that, też wciąż z tym walczę, ale grunt to wytrwałość.

No i powtórzenia, wiadomo, ale mnie także to notorycznie męczy.

 

Chciałbym kiedyś przeczytać ten tekst jako odświeżony szort, napisany przystępniej i mający trochę więcej logiki. Poza tym spoko baza pod coś fajnego :)

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Przeczytałem do końca.

Do przekazania mam tyle:

Pisz to, co chciałbyś przeczytać. Zatem, dużo czytaj i ćwicz.

Kocham takie teksty. Kocham wszystko, co traktuje o lewitujących morderczych ciuchach, krwiożerczych donatach, wyuzdanych solonych paluszkach, wyzwolonych latających popielniczkach, szalenie niebezpiecznych elektroluksach itd. Kręcą mnie takie pomysł i już. I jeśli poprawi się u Ciebie to i owo, będzie GUT. :)

Nowa Fantastyka