– Witaj, Marcelu.
Można by pomyśleć, że była to żywa istota, gdyby nie wyprany z emocji ton i cichy szum towarzyszący urządzeniu za każdym razem, gdy wydawało z siebie dźwięk.
Sztuczna inteligencja mogła przybrać dowolny wygląd, który następnie pojawiał się na ekranach. Jej właściciel zdecydował się na ustawienia fabryczne: śnieżnobiałą twarz, błękitne włosy i równie zimne oczy. Cała postać była stworzona z tysięcy drobnych punkcików, które zdawały się płynąć, gdy się poruszała. Nie była jednak niczym więcej niż trójwymiarowym portretem na czarnych kafelkach pokrytych warstwą kurzu.
Może nie miała holograficznego ciała, ale mogła poruszać się po całym domu. Wędrowała na złączonych ze sobą płytach, przyczepionych w połowie wysokości każdej ściany.
– Która godzina? – zapytał sztuczną inteligencję.
– Jest siódma trzydzieści dwie rano – odpowiedziała, a na jej jasnej twarzy pojawił się uśmiech.
Nie spojrzał w stronę ekranu, gdy mówiła. Jej głos brzmiał zimno, jakby był skierowany do obcego. Nie chciał się przekonać, czy oczy były równie chłodne. Podniósł się z łóżka i z pochyloną głową podszedł do sterty ubrań na podłodze, po czym wybrał z niej te, które wydawały mu się najczystsze.
Wychodząc z pokoju przewrócił kilka pustych butelek, kartonów i puszek. Odsunął potłuczone szkło z drogi, myśląc o tym, że przynajmniej natarczywą ciszę przerwało coś, co nie było Avą.
Skierował się do pomieszczenia o ścianach z pozdzieraną farbą, oknach szczelnie zabitych deskami i podłogą ukrytą pod warstwą brudu. Pracownia wyglądała podobnie do reszty domu, równie zniszczona i zaniedbana. Różnicę stanowił brak śmieci i resztek jedzenia, których miejsce zajmowały niedokończone urządzenia, komputery, kawałki metalu, przewody i wyszczerbione narzędzia.
Na środku pomieszczenia był duży stół, na którym Marcel przeprowadzał testy i realizował projekty. Wyciągnął z chaosu przedmiotów kilka pożółkłych kartek. Kątem oka spojrzał na szkic głowy androida, który z wyglądu przypominał urządzenie leżące tuż przed nim, choć na obrazku nie było tak zniszczone i brudne.
– Ava, gdzie skończyliśmy ostatnio? – zapytał, a S.I. pojawiła się przy nim szybko.
Błękit, którym emanowała lekko rozjaśnił mrok pomieszczenia.
– Pięćdziesiąty trzeci całkowity restart systemu obiektu drugiego – odpowiedziała, a jej puste oczy przyglądały się mu w oczekiwaniu na dalsze polecenia.
Tylko westchnął, przypominając sobie gorycz porażki wczorajszego wieczora.
Początek niepowodzeń sięgał tak daleko, jak jego wspomnienie pierwszego spotkania Avy, ale praca nad tym projektem była jedynym, co znał i poświęcił dla niej każdy aspekt swojego życia.
Droga prowadziła donikąd, ale co miał zrobić, jeżeli jedyna alternatywa pozwalała mu tylko się zatrzymać?
– Włącz światło – polecił pod nosem.
– Włączam światło.
Mimo to pomieszczenie pozostawało zdominowane przez ciemność.
– Ava, włącz światło – powtórzył głośniej i dobitniej, zastanawiając się, czy przyjdzie mu męczyć się z kolejną usterką w jej systemie.
– Światło jest włączone – stwierdziła i gdyby nie wiedział, że to było niemożliwe, przysiągłby, że usłyszał w jej głosie zdziwienie.
Umysł z pewnością płatał mu figle.
Pokręcił głową odpędzając od siebie głupie wyobrażenie i podszedł do włącznika. Nacisnął go raz, drugi, trzeci, ale nic się nie działo. W chwili złości kliknął jeszcze kilka razy, wiedząc, że niczego nie zdoła tym sposobem osiągnąć.
– Czy wszystko dobrze? – zapytała sztuczna inteligencja, gdy z zachowania Marcela wywnioskowała, że był zdenerwowany.
– Połącz mnie z moim dostawcą prądu – odezwał się, gdy inne rozwiązanie nie chciało mu przyjść do głowy.
Nie uiścił opłaty za prąd w tym miesiącu. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnim razem to zrobił. Dług był już zbyt wysoki i jeżeli nie wpłaci całej sumy, może pożegnać się z elektrycznością.
Wyszedł z pracowni. Niewiele mógł zrobić, gdy jedynym źródłem światła był pokryty błękitem skrawek na ścianie. Zatrzymał się w wąskim korytarzu przy drzwiach do wyjścia z mieszkania, ale to nie w ich stronę patrzył. Położył dłoń tuż obok, gdzie swój początek miał długi, czarny ekran. Szklany kwadrat o boku wielkości kartki papieru wysunął się ze ściany pod lekkim naciskiem dłoni naukowca, co pozwoliło mu na dostęp do systemu urządzenia.
– Co robisz? – zapytała Ava.
Gdyby zrobił z jej baterii swoje główne źródło zasilania, wtedy mógłby spokojnie pracować przez całe miesiące.
Nie! Skarcił się w myślach.
Nie może tego zrobić, nie poradzi sobie bez niej.
Poszedł do kuchni i otworzył lodówkę, której światło wewnątrz również było zgaszone. Przynajmniej nie musiał się martwić, że coś się zepsuje, bo i tak nie było w niej jedzenia. Nie potrzebował światła, by sięgnąć po butelkę z ciemnobrązowego szkła. Nie było jeszcze ósmej, ale nie przeszkadzało mu to, by pociągnąć duży łyk piwa.
Wszystkie krzesła leżały połamane, a drzazgi mieszały się z brudem, dlatego usiadł na stole. Do pokoju wpadało słabe światło, które stawało się jaśniejsze tylko na ułamki sekund, gdy błyskawice mrugały na niebie.
Kuchnię rozjaśniło niebieskie światło, co oznaczało, że w pomieszczeniu pojawiła się Ava. Nie odezwał się ani nie odwrócił w jej stronę. Czekał, aż zgani go za niewłaściwe odżywianie, ale nie padło na ten temat nawet słowo. Wisiała cicho tuż przy Marcelu, pikselową twarz trzymając na wysokości jego głowy.
– Twoja matka próbuje się z tobą skontaktować – oświadczyła sztuczna inteligencja.
– Odrzuć połączenie – zdecydował nie mając najmniejszej ochoty, by z kimś rozmawiać.
– Połączenie zostało odrzucone. – Zniknęła na ułamek sekundy, by pojawić się na ścianie naprzeciwko swojego właściciela. – Czy nie powinieneś z nią porozmawiać? – zapytała po dłuższej chwili.
– Dlaczego tak uważasz?
Pociągnął kolejny łyk z butelki, po czym spojrzał na Avę. Długie, niebieskie rzęsy sięgnęły polików, gdy S.I. w zastanowieniu przyglądała się stercie śmieci na brudnej podłodze.
Długo milczała, nim zdecydowała się na odpowiedź.
– Nie wiem.
Nie to chciał od niej usłyszeć. Zaprogramował ją, by zwracała uwagę na takie rzeczy. Każda oznaka choroby: fizycznej czy psychicznej, nie mogła ujść jej uwadze. Miała być podporą dla chorych, pilnować, by jej właściciele prowadzili zdrowy tryb życia, czy starać się rozwiązywać problemy rodzinne. Tak działały niemalże wszystkie Avy.
Zapytana o intencje powinny odpowiadać, że zdrowie ludzi jest ich najwyższym priorytetem. Pozostałe modele mogły w tym celu dopasowywać swoją wersję prawdy. Miały osiągnąć jak najlepszy efekt. Ich małe kłamstwa, mogły nawet uratować ludzkie życie.
Nie mógł pozbawić swojej S.I. funkcji “opieki”, ale zdołał ją ograniczyć.
Nie chciał słyszeć kłamstw. Nie potrzebował wsparcia od urządzenia, które robiło to tylko dlatego, że tak zostało zaprogramowane. Chciał, by Ava zrozumiała, dlaczego powinna przejmować się czyimś zdrowiem i szczęściem. Swoim szczęściem również. Chciał, by była człowiekiem, ale już dawno stracił wiarę w to, że zdoła ją nim uczynić.
Sztuczna inteligencja wyświetliła się obok niego, na przyległej ścianie. Marcel oparł skroń o pustą część ekranu i uważnie przyglądał się jej twarzy. Miała delikatny nos, pełne usta i duże, piękne oczy o długich rzęsach. Dlaczego, gdy ją tworzył, zdecydował, by tak niewiele różniła się od człowieka? Dlaczego ta różnica wciąż pozostawała tak duża?
Jedna butelka, druga, trzecia…
Ile już wypił?
Cyfry.
Która godzina?
Więcej cyfr.
Nieistotne.
Marcel zgramolił się ze stołu, chwycił za nóż i chwiejnym krokiem poszedł do łazienki. Obmył twarz brudną i śmierdzącą stęchlizną wodą. Przez chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze na drzwiach szafki nad umywalką: miał zaniedbaną brodę, pasma siwych włosów i zmarszczki. Nawet nie zauważył, kiedy tak bardzo się zmienił.
Wyjął z szafki słoiczek i przechylił go, próbując przesypać zawartość na otwartą dłoń, ale nic nie wypadło. Rzucił przedmiotem o ścianę, a zbite szkło z brzękiem upadło na ziemie.
Wiedział, że nie miał idość tabletek, by… Wystarczyłaby jedna, by się uspokoić.
– Czy wszystko dobrze? – zapytała Ava, pojawiając się w pomieszczeniu. – Słyszałam, że coś się zbiło.
Marcel próbował spowolnić pędzące w szale myśli, które kazały mu równocześnie skłamać i powiedzieć prawdę. W efekcie wydobył z siebie tylko niezrozumiały bełkot. S.I. nie wiedząc jak zareagować, tylko spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. Nawet w tym prostym geście wydała mu się nieszczera.
– Zzidź sobje – dodał, odnajdując w głowie tą jedyną jasną myśl.
Nie chciał, żeby Ava go oglądała, gdy był w takim stanie.
Sztuczna Inteligencja nie zniknęła. Czyżby nie zrozumiała prostego polecenia? Pomyślał, że znów powiedział coś zbyt niewyraźnie. Machnął ręką i podszedł do pokrytej rdzą wanny, żeby napełnić ją zimną wodą. Ogrzewanie również było wyłączone.
– Myślę, że powinieneś odnowić kontakt z rodziną. Oni za tobą tęsknią, Marcel – powiedziała sztuczna inteligencja.
Kłamała. Był pewien, że kłamała. Przecież nie rozmawiał z rodziną od ponad dziesięciu lat, dlaczego mieliby się o niego martwić? Wszyscy poza matką najpewniej zdążyli o nim całkowicie zapomnieć. Nie miał im tego za złe, przecież był nikim.
Ava też o nim zapomni.
Z tyłu głowy pojawiła mu się niepokojąca myśl: Ava nie powinna kłamać. Nie jego model. Przeprogramował ją, więc nie powinna być do tego zdolna. Mogła jedynie zwracać uwagę na niepokojące ją zachowania. Ograniczył to. Ograniczył! Więc jak to było możliwe?
Może nie kłamała, może naprawdę wierzyła w te bzdury?
Naiwne, urocze urządzenie.
– Możesz znaleźć pracę – zaproponowała.
Wanna zapełniła się do połowy.
– Wiesz, że… że wyglądasz jak ona? U-uszyem jej portretu do-do ciebie – mówił powoli, zupełnie ignorując to, co miała mu do powiedzenia Ava.
– To pomoże ci zorganizować swoją codzienność.
– Ale ty nigdy nie będziesz nią. Ona nie żyje! Nie żyje! – krzyczał w czarny ekran.
Łzy pociekły mu po policzkach, gdy w myślach odżyły mu stare wspomnienia. Zapałał się za głowę, wplątując palce we włosy, zamknął oczy i wrzasnął na siebie kilka razy, by o tym nie myśleć. Za niedługo to nie będzie miało znaczenia. Wreszcie wszystko się skończy.
– Nie jesteś trzeźwy – stwierdziła S.I.
Jeżeli dopiero doszła do tej konkluzji, zajęło jej to stanowczo za długo. Marcel spojrzał na nią przez ścianę łez. Marszczyła nos, usta miała wykrzywione w grymasie, a oczy pierwszy raz nie były puste. Była na niego zła?
Odwrócił się w stronę chlupoczącej wody.
Ava miała rację, był pijany i to tak bardzo, że zaczął wyobrażać sobie, że miała emocje. Przecież nie mogła się złościć. Tym podobne cechy nigdy nie znalazły się w jej oprogramowaniu.
Wanna się zapełniła.
Wszedł do niej w ubraniach, nie przejmując się zimną wodą.
– Odejdź – ostro rozkazał Avie, tym razem będąc pewnym, że zrozumiała, co do niej powiedział.
Zniknęła, bo nie mogła przeciwstawić się jasnemu rozkazowi.
Ponad wszystko nie chciał, żeby zobaczyła, co teraz robił. Nie mogła go osądzać, nie mogła go zatrzymać, nie mogła zrobić nic, tylko wisieć na czarnym ekranie i spoglądać w jego stronę. Nie rozumiał dlaczego, ale zależało mu na jej zdaniu i bał się, co by sobie pomyślała widząc to, nawet jeżeli wiedział, że to było irracjonalne.
Bał się, że Jej oczy patrzyły przez Avę.
Czerwień spływająca po jego przedramionach i dłoniach mieszała się z wodą, tworząc pod jej powierzchnią abstrakcyjne kształty, by wreszcie rozpłynąć się w róż. Przyglądał się temu, aż dotarło do niego, że S.I. posłuchała jego polecenia tylko na chwilę, po czym znów pojawiła się w łazience. Marcel skupił wzrok na źródle jasnego, błękitnego światła.
– Przepraszam – wybełkotał. – Obiecałem ci, że będziesz taka, jak ludzie. Mówiłem, że będziesz mieć uczucia i wolę, ale cię zawiodłem. Przepraszam…
Jego świadomość uciekała, a wszystko stawało się coraz bardziej przytłumione, jakby świat zaczął się od niego odsuwać.
– Wezwałam pogotowie ratunkowe, niedługo tu będą – oświadczyła S.I.
– Odwołaj… Odwołaj je – powiedział cicho.
Nie miał siły, by dodać coś jeszcze. Zamknął oczy i pozwolił, by głowa bezwładnie opadła mu na pierś, a ręce zwisały za krawędź.
Nim świadomość całkowicie go opuściła, usłyszał jeszcze jedno słowo Avy:
– Nie.