- Opowiadanie: mr.maras - Cisza w La Silla

Cisza w La Silla

Jedno z dwóch moich opowiadań, które ukazały się w antologii pokonkursowej “Interwencja informatyka” zamiast tekstu z podium konkursu (”Mit założycielski”). Tak jakoś wyszło, że tamten szort trafił do “NanoFantazji 3” zanim Wilk wpadł na pomysł wydania antologii. Oczywiście zachęcam gorąco do ściągania i czytania darmowej antologii [https://www.zapomnianesny.pl/interwencja-informatyka/][, dostępnej na stronie inicjatywy Zapomniane Sny

Namawiam również do wsparcia Fundacji Sarigato, organizacji prowadzącej kampanie Hakersi.pl (walka z wykluczeniem cyfrowym dzieci z ubogich rodzin) i KarmimyPsiaki.pl (pomoc zwierzetom schroniskowym). Bo Wilkowe antologie to nie tylko dobra lektura, ale mają również dobry cel i pomagają nam popełnić dobry uczynek :)

Edit. Jako podkład do lektury polecam Jane's Addiction  i kawałek “Irresistible Force”.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Cisza w La Silla

Noce nad Obserwatorium La Silla należą do najciemniejszych na Ziemi, ale niebo jest jasne od gwiazd. W ich świetle można czytać książkę.

Hubert oparł się o barierkę i rozejrzał po nagich brunatnych szczytach – surowy krajobraz przywodził na myśl powierzchnię innej planety.

Właśnie tu i teraz znalazł swoją oazę. Dwa tysiące czterysta metrów nad poziomem morza. Ponad sto kilometrów od najbliższego miasta.

Daleko od spraw, na które nie miał wpływu.

Cisza. Spokój.

Pierś Huberta rozpychało potężne uczucie. Jakby miał się poderwać z tego zachwytu w górę.

 

Dopił herbatę i zszedł na ziemię.

 

*

 

Kilka tygodni temu, gdy został jedynym mieszkańcem stacji, przeniósł się z dormitorium do hotelu. Głównie ze względu na zaopatrzenie, ale miał stąd bliżej na szczyt La Silla, gdzie mieścił się główny teleskop.

Każdej nocy, z balkonu okalającego kopułę teleskopu, Hubert podziwiał niebo nad Andami.

Kiedy wybuchły zamieszki w Berlinie, część załogi zaczęła się pakować. A gdy kilka dni później Rosjanie stanęli na granicy Finlandii, cała ekipa European Southern Observatory wróciła na Stary Kontynent.

Hubert nie miał do kogo wracać. Tydzień później zawieszono loty do Europy i przestał się zastanawiać, czy podjął słuszną decyzję.

Miejscowi od razu wyczuli, co się święci. Następnego dnia porzucili pracę, słusznie przewidując, że nikt im nie zapłaci. Zabrali trochę sprzętu i rozmyli się u podnóża gór.

Tylko Felipe przyszedł się pożegnać, na odchodnym zostawiając Hubertowi jointa.

Wkrótce potem Amerykanie opuścili stację w Las Campanas, a jakiś czas później usłyszał w radiu, że do porzuconego przez zespół ESO Obserwatorium Paranal wkroczyło chilijskie wojsko.

Tutaj, na południowym krańcu pustyni Atakama, nikt się nie zjawił. Chciał wierzyć, że to z powodu jego obecności.

 

Czuł się jak ostatni obrońca La Silla.

 

*

 

Angaż w obserwatorium potraktował jako przygodę życia. Z działu IT warszawskiej korporacji trafił na koniec świata. Roboty było niewiele, więc szybko złapał fuchę trzeciego analityka. Uwierzył, że chilijskie Andy wyniosą jego egzystencję na wyższy poziom.

La Silla znaczyło po hiszpańsku siodło, a on zamierzał wreszcie dosiąść i okiełznać swoje życie.

Nic dziwnego, że gdy Felipe, Chilijczyk z La Sarena, oprowadzał go po ośrodku, Hubert czuł niemal euforię.

– Największy sprzęt trafia do Paranal. VISTA albo VLT, cholernie wielki skurczybyk. – Felipe skrzywił się z niechęcią. – Nasze asy to łowcy egzoplanet – główny teleskop ze spektrometrem HARPS oraz systemy ExTrA i MASCARA. Do głównego podłączyliśmy niedawno systemem detekcji słabych pulsów fotonów. Szukamy planet, ale po godzinach odpalamy detektor i sprawdzamy, gwiazda po gwieździe, czy ktoś nie nadaje do nas światłem widzialnym. Kodując zmiennymi Fouriera, można w ten sposób przesłać sporo informacji. Chcesz zobaczyć, jak to działa?

 

Jasne, że chciał.

 

*

 

Mimo nietypowej sytuacji starał się zachować porządek rzeczy i po sześciodniowym weekendzie poniedziałki poświęcał na pracę. W opuszczonej stacji nietrudno o zajęcie.

Do hotelu wrócił dopiero wieczorem i już w progu zerknął na ekran w świetlicy.

Rosjanie wkroczyli do Estonii. Chiny otoczyły Tajwan kordonem okrętów.

Zgarnął zgrzewkę piwa i popękaną asfaltową drogą pomaszerował w górę stacji.

Nie miał pojęcia, kto przemycił alkohol, oficjalnie zakazany w La Silla, ale podziękował w duchu.

Po pięciu browarach zaczął wygrażać światu. Obelgi kierował przeważnie na wschód.

– Spójrzcie w niebo, skurwiele! – zakończył, i tak jak poprzednimi, cisnął puszką w noc. Potem zaklął pod nosem, bo zrobiło mu się głupio.

Skały u stóp wzniesienia pokryte były rysunkami z czasów prekolumbijskiej kultury Le Molle. Felipe pokazał je Hubertowi nazajutrz po jego przylocie.

Ludzie, zwierzęta, geometryczne figury. Rysunki miały z półtora tysiąca lat.

 

Teraz walały się tam puszki po Kunstmannie.

 

*

 

O świcie uprzątnął zbocze i, z poczuciem winy, zasiadł przed komputerem.

Od razu zauważył, że coś się zmieniło.

Ekran wyświetlał dziwny komunikat. Przed północą teleskop zaobserwował ciąg pulsów świetlnych o zróżnicowanej częstotliwości, nadawanych w krótkich sekwencjach. Powtarzały się przez ponad godzinę.

Ale to nie wszystko. Przepuszczony przez transformatę Fouriera sygnał przedstawiał liczby atomowe wodoru, helu oraz węgla, wyrażone w systemie binarnym.

Sprawdził źródło sygnału. Zgodnie z harmonogramem, przed uruchomianiem detektora, teleskop skierował się na Ksi Puppis. Żółtego nadolbrzyma, jedną z jaśniejszych gwiazd w gwiazdozbiorze Rufy. Oficjalnie nazywała się Azmidi i znajdowała tysiąc trzysta pięćdziesiąt lat świetlnych od Ziemi.

Z tego, co się orientował, nadolbrzymy nie należały do obiektów, przy których rozkwitało życie. Ale…

W odległości około dwóch tysięcy jednostek astronomicznych od Azmidi krążyła bezimienna gwiazda trzynastej wielkości, podobna do Słońca, a pełny obieg zajmował dwadzieścia sześć tysięcy lat. Możliwe, że w tej wędrówce towarzyszyła jej planeta.

Wstrzymał oddech.

Ktoś tam był i skierował potężny laser dokładnie w stronę Ziemi.

 

Tyle że sygnał pochodził z czasów, gdy tutejsi Indianie bazgrali po skałach.

 

*

 

Kolejne godziny spędził przed monitorem komputera. Sprawdzał odczyty, szukał śladów włamania do sieci ESO. Jednocześnie wypatrywał w internecie wzmianek o sygnale z gwiazdozbioru Rufy. Żadnych nie znalazł, a przy okazji dowiedział się, że Bałtyk ogłoszono martwą strefą.

Wyglądało na to, że odkrycie jest autentyczne i należy do niego.

Potrzebował ochłonąć. Wstał i wyszedł w chłodny półmrok na zewnątrz.

Tej nocy usiane głazami zbocze wyglądało zjawiskowo. Białe rysunki wyryte w kamieniu lśniły odbitym światłem gwiazd.

Przyszło mu do głowy, że to dobre miejsce i czas, żeby zapalić jointa, którego podarował mu Felipe.

Pożałował tego. Może to bezmiar nocnego nieba albo górzyste odludzie i samotność przegnały go spomiędzy skał, gdy tylko poczuł działanie skręta.

 

Wrócił wystraszony i ze łzami w oczach.

 

*

 

Obudził się później niż zwykle. Wziął prysznic, ogolił się. Założył swój najlepszy T-shirt. Chciał dobrze wyglądać, gdy ogłosi światu epokowe odkrycie.

Mieszając owsiankę z liofilizowanymi owocami, oglądał wiadomości wyświetlane na ekranie ściennym. Najpierw w rozdzielczości 4K obejrzał postanarchistów ścierających się z policją w Waszyngtonie. Potem równie ostre sceny z Kairu i Sydney.

Pasmo przemocy, zlewające się w jeden obraz. Powinni go wypalić na płycie i wysłać poza Układ Słoneczny na pokładzie Prospectora 2. Przypomniał sobie jednak, że zawieszono ten program trzy lata temu.

Usiadł przy stole, wpatrując się w ekran i czuł narastające zażenowanie. Wstydził się za cały gatunek.

Przed samym sobą.

Prekolumbijskimi graficiarzami.

Cywilizacją z gwiazdozbioru Rufy.

Gdy na ekranie pojawiła się mapa Pacyfiku z czerwonymi znacznikami pozycji NATO, nie wytrzymał.

– Pojeby! – ryknął, rzucając miską o ścianę.

Resztę dnia spędził w centrali. Usunął komunikat i wszystkie ślady z komputerów. Wykasował informacje na temat obserwacji Azmidi, sfałszował harmonogram i odłączył system detekcji.

 

Teleskop skierował w inny sektor nieba.

 

*

 

Kiedy skończył, słońce zachodziło nad szczytami, które o tej porze przybierały kolor rdzy. Wieczór był chłodny, więc najpierw udał się do hotelu. Gdy godzinę później, w kurtce i z kubkiem gorącej herbaty, wspiął się na balkon głównej kopuły, nad Andami zapadła noc. Ciemne smugi, skłębione niczym galaktyczne chmury, przeplatały się ze świetlistymi wstęgami brokatu.

Cisza. Spokój.

Upił herbaty i odetchnął suchym powietrzem zagnanym przez Wiatry Zachodnie znad oceanu.

Luwr płonął już drugą dobę, a na ulice Hongkongu wyjechały czołgi.

Zdechł ostatni morświn kalifornijski i stopiły się resztki lodowców w Kanadzie.

 

Nad La Silla świeciły gwiazdy.

 

Koniec

Komentarze

Oby to nie była prorocza wizja, bo wygląda prawdopodobnie. Miś przeczytał ‘jednym tchem’. Pozdrowienia. yes

Dzięki za wizytę, lekturę i pozdrowienia, Koala75! Oby się nie spełniło! Pisałem to na długo zanim Rosja stanęła u granic Ukrainy, ale jak widać, życie goni fantazję ekspresowo. Mam za to nadzieję, że “jednym tchem” nie dotyczy tylko marnej długości szorta, ale jesteś zadowolony z lektury :)

Pozdrawiam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ładne, dobrze napisane, smutne i w prawdopodobny sposób opisujące wewnętrzne rozterki Huberta, oglądającego płonący świat z bezpiecznego miejsca w Ameryce Południowej.

Resztę dnia spędził w centrali. Usunął komunikat i wszystkie ślady z komputerów. Wykasował informacje na temat obserwacji Azmidi, sfałszował harmonogram i odłączył system detekcji.

Z jednej strony rozumiem chłopa – mnie tez czasem jest wstyd, szczególnie kiedy widzę kolejnego szura, albo faszystę czy innego kretyna, wygłaszającego banialuki. Wstyd mi wtedy jest, że należę do tego samego gatunku co tamto indywiduum, jednak w przypadku Twojego bohatera zaprzepaszczanie tak wielkiego odkrycia to jest jednak trochę nie teges. Ale dobra, zrobił to pod wpływem chwili, aktualnych warunków, kiedy świat zmierza do zagłady, więc można go zrozumieć, ale chyba jednak nie wybaczyć.

Bardzo mi się podobało. Klikam :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS. Poniżej jedna uwaga całkowicie subiektywna, jedna częściwo obiektywna i jeden wyłapany babol.

Zabrali trochę sprzętu i rozmyli się u podnóża gór.

Subiektywna: Jakoś mi to “rozmyli” nie pasuje ¯\_(ツ)_/¯

 

Wkrótce potem Amerykanie opuścili stację w Las Campanas, a jakiś czas później usłyszał w radiu, że do opuszczonego przez zespół ESO Obserwatorium Paranal wkroczyło chilijskie wojsko.

Częściowo obiektywna: Jakiś zamiennik? Porzucili, porzuconego?

 

– Największy sprzęt trafia do Paranal. VISTA albo VTL, cholernie wielki skurczybyk.

Wyłapany babol: Raczej VLT (Very Large Telescope)

Known some call is air am

Witaj Outta :).

No właśnie Hubert jako jedyny powiernik tajemnicy i "sędzia" oszalałej ludzkości, wydał taki wyrok na Kontakt… Chyba serio nie zasługujemy. 

Rozmyli… Oni się serio rozmyli. Patrząc ze szczytu La Silla, znikali i znikali, coraz mniejsi, aż do całkiem rozmyli Hubertowi pośród rdzawego krajobrazu u podnóża. 

Z tym opuszczonym masz rację. Tutaj mogę to zmienić i pewnie jutro to zrobię. W antologii poszło jak jest.

Jasny gwint. Jasne, że VLT! Pociesza mnie to, że to w wypowiedzi bohatera pada, on mógł być ujarany i się pomylić w obcym języku ;). Ale oczywiście to moja literówka. 

Szkoda, że poszło tak do antologii, ale tam są też trzy inne literówki, które mnie wkurzają. 

Cieszę się, że się podobało. Dziękuję za wszystkie uwagi, miłe słowa i kliczka!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Chyba serio nie zasługujemy.

Jako gatunek, patrząc całościowo, to na pewno nie zasługujemy. Ale są tacy, którzy jednak zasługują ;)

 

Rozmyli… Oni się serio rozmyli. Patrząc ze szczytu La Silla, znikali i znikali, coraz mniejsi, aż do całkiem rozmyli Hubertowi pośród rdzawego krajobrazu u podnóża. 

OK. Teraz to widzę. Po prostu brak mi było kontekstu krajobrazowego.

 

Jasny gwint. Jasne, że VLT! Pociesza mnie to, że to w wypowiedzi bohatera pada, on mógł być ujarany i się pomylić w obcym języku ;). Ale oczywiście to moja literówka. 

Szkoda, że poszło tak do antologii, ale tam są też trzy inne literówki, które mnie wkurzają. 

Spoko. Wiesz, myślę, że istnienie czegoś takiego jak VLT nie jest jakąś powszechną wiedzą, i większość czytelników odbierze to jako nazwę, podobna do padających gdzieś obok VISTA, HARPS czy MASCARA, nawet nie zastanawiając się nad jej poprawnością. A te trzy inne literówki, to w tym tekście są?

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Może masz rację i nie zauważą, ale jednak babolek literówkowy boli. A te trzy inne, to niestety przedarły się przez kordon redakcyjny i dostały do antologii. Tutaj je usunąłem.  

Pozdrawiam. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Widać, że był research. Dobrze się czyta, warsztat wyrobiony, fabuła bardzo me gusta. Po prostu bardzo dobre. Pozdrawiam.

Ładnie napisane, ale jakieś takie… emo.

Ja wiem, że popularne jest gatunkowe samobiczowanie się, jakim to jesteśmy be, niedobrym gatunkiem. Bo wojna, głód i zmiany klimatyczne. Może przemawia przeze mnie zmęczenie, ale jakoś tego nie czuję.

Żeby opisane były chociaż faktyczne problemy. Ale tu mamy ekstrapolację, problemy potencjalnie możliwe. Tematy, którymi uwielbiają straszyć media – będzie wojna, będzie zagłada, zamieszki, przemoc. I chociaż są zestawione z fenomenalnymi, niemal boskimi możliwościami ludzi – patrzymy w tam, gdzie wzrok nie sięga i szukamy obcego życia dzięki fantastycznym, nieprawdopodobnym wręcz osiągnięciom naszych umysłów – a jednak wniosek jest taki, że jesteśmy nie dość dobrzy.

Nie znaczy to, że problemy nie istnieją. Że nie ma konfliktów, głodu i zmian klimatycznych. Ale żyjemy w wieku cudów. Nasze życie jest lepsze niż dowolnej przeszłej generacji. A my nic, tylko marudzimy.

Wybacz, ulało mi się.

Tak czy inaczej, napisane ładnie.

Witaj, RebelMacu!

Dzięki za wizytę i komentarz. Fajnie, że fabuła trafiła w gust, research oczywiście był, dzięki za miłe słowa i również pozdrawiam.

 

Hej, None!

 

Ładnie napisane, ale jakieś takie… emo.

– nie bardzo wiem, co to znaczy. Może chodziło o meh? Emo mi się z małolatami ubranymi na ciemno i w dziwnych fryzach kojarzy ;)

 

Ja wiem, że popularne jest gatunkowe samobiczowanie się, jakim to jesteśmy be, niedobrym gatunkiem. Bo wojna, głód i zmiany klimatyczne. Może przemawia przeze mnie zmęczenie, ale jakoś tego nie czuję.

– ulało Ci się, None, zupełnie jak Hubertowi ;). Rozumiem Twoje podejście. Ale mam też wrażenie, że chyba skupiasz się za bardzo na tle. Na pierwszym planie miała być kameralna historia faceta, który jest z boku, w fajnym miejscu, z dala od świata, który jest jaki jest. I on wybiera za całą ludzkość, że kontaktu nie będzie. Mnie właśnie taka sytuacja zastanowiła. Jeden facet podejmuje taką decyzję… Stoi z boku i decyduje w sprawie właściwie najważniejszej w historii ludzkości. A świadkami tego są tylko milczące duchy przeszłości.

Oczywiście reszta to są jakieś tam okoliczności, powody, bodźce, impulsy, które pchają go do takiego wyboru. Ulało mu się.

Ale zauważ, że większość z tych szalonych rzeczy, które dzieją się gdzieś daleko od La Silla, ciszy, gór pod gwiazdami, to są sprawy, które właściwie mają miejsce tu i teraz. Te lodowce naprawdę topnieją, morświny zaraz wyginą, Rosja straszy resztę świata, Chiny stroszą pióra na Dalekim Wschodzie, antyglobaliści demonstrują itd. Niczego nowego właściwie nie wymyśliłem.

W każdym razie dzięki za wizytę, rozbudowany komentarz i ciekawe spojrzenie na mojego szorcika.

Po przeczytaniu spalić monitor.

I na dodatek bogu ducha winien morświn padł.

Bardzo mi się podobało to zestawianie, coraz bardziej dramatycznych wydarzeń, z marazmem stacji badawczej. Trochę takie Bieszczady, ale nie teraz i bardziej. 

Czyta się wyśmienicie, ale może już nie wieszcz!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Witam, Ambush.

To nie moja wina. Morświnów kalifornijskich było mniej niż 10 osobników kiedy pisałem ten tekst…

Cieszę się, że się podobało, nawet z tym marazmem, i że czytało się wyśmienicie. O to przecież chodzi :).

Co ja poradzę, że taki ze mnie ponury wieszcz. Ale wbrew pozorom jeszcze wierzę w ludzi i naukę :)

Dzięki za odwiedziny i komentarz.

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Fajny, jakże konkretny obrazek, z odniesieniami, które bardzo lubię. Bohaterowi się nie dziwię, psychologicznie bardzo prawdopodobna reakcja. Podoba mi się też styl i charakter tekstu, gdyż po wielu zmetaforyzowanych opowiadaniach poszukiwałam wreszcie czegoś: czego można się uchwycić; co można streścić w odpowiedzi na pytanie – a o czym to było?; jakiejś reakcji człowieka dorosłego w zwykłej prawdopodobnej sytuacji w przyszłości.

 

Drobiazgi:

Założył swój najlepszy T-shirt.

Chyba małą – "t-shirt", bo koszulka.

Pożałował tego. Może to bezmiar nocnego nieba albo górzyste odludzie i samotność przegnały go spomiędzy skał, gdy tylko poczuł działanie skręta.

 

Wrócił wystraszony i ze łzami w oczach.

To przejście, pomimo wolnej linijki może ciut mylić, lecz nie wiem, co radzić, jak na razie nie znalazłam wystarczająco dobrego rozwiązania.

Skarżę, czyli klikam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Podobało się!

Nieźle napisane, bardzo marasowo. To znaczy niby prosto, bez słowotrysków i popisów, a jednak całkiem nastrojowo – czuć klimat odosobnionego, nieco odrealnionego miejsca, takiej oazy spokoju (normalności?) w coraz bardziej pojechanym świecie. Widać emocje przebywającego tam czlowieka i można zrozumieć jego w gruncie rzeczy idiotyczną decyzję. Dobra pisarska robota :-)

Rzeczywiście, mam trochę jak None. Drażni mnie to narzekanie na kondycję ludzkości w czasach, gdy świat jest coraz lepszym miejscem, choćby w porównaniu do dwudzuestego wieku. Nawet z pominięciem jego ohydnej pierwszej połowy. Z drugiej jednak strony, po pierwsze – nie wińmy autora za poglądy bohatera, a po drugie – jedyne, co mogę zarzucić tekstowi to to, że niezależnie od intencji autora, wyraźnie trąci myszką, uderzając w stary jak sama fantastyka, ostrzegawczy ton. Świat zmierza ku upadkowi bo ludzie są źli i nie zasługują na nic dobrego. Nic tylko albo się biją, albo wycinają drewniane superkomputery. No ileż można.

I choć zdaję sobie sprawę, że nie o to w tym opku chodzi, że to tło jedynie, to jest to tło tak wyraźne, że niemal przytłacza (he, przytłaczające tło, niezłe :-)) całą resztę. Bardzo łatwo jest tu dotrzec prostą ekstrapolację obecnych zagrożeń, w stylu atomowego postapo z lat sześćdziesiątych, a przegapić inne rzeczy.

Ale to drobiazg, ja lubię retro.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Hej mr.maras

Dziękuję za fajne opowiadanie. Chciałem napisać: “fajne postapo”, ale to takie preapo. smiley

Zgrabnie napisane, tylko żal, że takie krótkie. Można by było rozciągnąć każdy fragment i by wyszła ciekawa nowela.

Udało Ci się dobrze oddać klimat odosobnienia i rezygnacji; wojna jest gdzieś daleko, ale jej skutki dotarły w dzikie Andy – globalizacja wszystkiego. Świetnie pokazałeś moment, w którym bohater pali jointa i przerażony ucieka spomiędzy skał do budynku. Wstrząsające urealnienie.

Fabuła domknięta, ale konsekwencji trzeba się domyślić, i raczej nie są to domysły optymistyczne. Ciężko, smutno, nerwowo – opowiadanie późno-styczniowe. smiley

Podoba mi się zabieg formalny – opuszczenie ostatniej linii w każdym fragmencie. Niby drobiazg, ale czytelnik, jeszcze przed ostatnią kropką, wpada w (jeszcze głębszy) dołek.  

 

Propozycji mam nieśmiałych deczko zaledwie:

 

Pier­si Hu­ber­ta roz­py­cha­ło po­tęż­ne uczu­cie. – urwało zdanie, w następnym jest, co prawda wyjaśnione, co to za uczucie, ale pomijając jego nazwę w pierwszym zdaniu czytelnik zostaje na chwilę w powietrzu. Nie wiem czy rozpychało piersi (to raczej erotyka) czy Huberta przepełniało uczucie zachwytu.

 

Dopił her­ba­tę i zszedł na zie­mię. – tu niby dwuznaczność jest ok, ale coś nie klika, bardziej brzmi jakby faktycznie, fizycznie zszedł na ziemię (podłoże) z czegoś wysokiego. (Zwłaszcza, że wcześniej jest mowa o wysokich górach i dalekich miastach)

 

Każ­dej nocy (+,) z bal­ko­nu oka­la­ją­ce­go ko­pu­łę te­le­sko­pu…

 

Za­bra­li tro­chę sprzę­tu i roz­my­li się u pod­nó­ża gór. Trochę brzmi jakby z tego wzgórza spadli… albo się dokładnie umyli. Rozmyć się można raczej we mgle, jeżeli zależy Ci na tej konstrukcji to może: rozproszyli się. (max na co mnie stać o tej porze, sorki).

 

Tutaj, na po­łu­dnio­wym krań­cu pu­sty­ni Ata­ka­ma, nikt się nie zja­wił.może: nie zjawił się nikt. Akcent padnie na pustkę, nie na czynność.

 

Angaż w ob­ser­wa­to­rium po­trak­to­wał jako przy­go­dę życia. – zgubił się rytm, jakoś bardziej by mi pasowało “jak przygodę życia.”

 

La Silla zna­czy­ło po hisz­pań­sku sio­dło – chyba nadal znaczy.

 

po­ma­sze­ro­wał w górę sta­cji. – trochę kalka z „w górę rzeki” ale tu nie bardzo pasuje. Podejrzewam, że na teranie stacji była jakaś droga pod górę. Stacja też mogła mieć górę (w sensie piętro), ale wtedy to „na górę”, a całego zamieszania dopełniają jeszcze otaczające stację góry.

 

za­koń­czył, i tak jak po­przed­ni­mi, ci­snął pusz­ką w noc. – mało zgrabnie, może: zakończył, i cisnął kolejną puszką w noc? (dużo „ą” ale aż tak bardzo nie słychać).

 

O świ­cie uprząt­nął zbo­cze i(+,) z po­czu­ciem winy(+,) za­siadł przed kom­pu­te­rem. – zdanie wtrącone, trochę zabrakło tchu.

 

te­le­skop za­ob­ser­wo­wał ciąg pul­sów świetl­nych o zróż­ni­co­wa­nej czę­sto­tli­wo­ści, – chyba nie ma liczby mnogiej, może: pulsacji.

 

te­le­skop skie­ro­wał się na Ksi Pup­pis. Żół­te­go nad­ol­brzy­matu się potknąłem o kropkę, może Ksi Puppis – żółtego nadolbrzyma?

 

nad­ol­brzy­my nie na­le­ża­ły do obiek­tów, przy któ­rych roz­kwi­ta­ło życie. Ale… – „przy” to chyba za blisko, może: w okolicy których? i jeszcze „Ale…” zostawiłbym w poprzednim zdaniu.

 

W od­le­gło­ści około dwóch ty­się­cy jed­no­stek astro­no­micz­nych od Azmi­di krą­ży­ła bez­i­mien­na gwiaz­da trzy­na­stej wiel­ko­ści, po­dob­na do Słoń­ca, a pełny obieg zaj­mo­wał dwa­dzie­ścia sześć ty­się­cy lat.

 

tu się trochę pomieszało. Azmidi to gwiazda. Dwa tys. j. a. od niej, krąży inna, bezimienna gwiazda. Zabrakło mi „jej” pełny obieg. Zdanie trochę długie i można się zgubić.

 

może:  

W od­le­gło­ści około dwóch ty­się­cy jed­no­stek astro­no­micz­nych od Azmi­di krą­ży­ła bez­i­mien­na, po­dob­na do Słoń­ca, trzy­na­stej wiel­ko­ści gwiaz­da. Jej pełny obieg zajmował (trwał) dwadzieścia sześć tysięcy lat.

 

Tyle (+,) że sy­gnał po­cho­dził z cza­sów – jeżeli to myśl bohatera to ok, jeżeli narratora to zbyt potocznie.

 

Tej nocy (+,) usia­ne gła­za­mi zbo­cze wy­glą­da­ło zja­wi­sko­wo.

 

Wziął prysz­nic, ogo­lił się. Za­ło­żył swój naj­lep­szy T-shirt. 

Może: Wziął prysz­nic, ogo­lił się i za­ło­żył swój naj­lep­szy t-shirt?

 

Chciał do­brze wy­glą­dać, gdy ogło­si świa­tu epo­ko­we od­kry­cie. Zaburzył się czas gramatyczny,

może: Chciał do­brze wy­glą­dać ogłaszając…?

 

Naj­pierw w (+,) roz­dziel­czo­ści 4K (+,) obej­rzał po­sta­nar­chi­stów – jeżeli taka konstrukcja to może wydzielić zdanie wtrącone. chyba że najpierw oglądał w rozdzielczości 4K, a potem w innej. Postanarchistów jeszcze chyba nie ma, ale są już post-anarchiści.

 

Wsty­dził się za cały ga­tu­nek.

Przed samym sobą.

Pre­ko­lum­bij­ski­mi gra­fi­cia­rza­mi.

Cy­wi­li­za­cją z gwiaz­do­zbio­ru Rufy.

 

Wersyfikacje tu nie bardzo pasuje, ale jeżeli musi być to może:

 

Wsty­dził się za cały ga­tu­nek.

Przed samym sobą,

Przed pre­ko­lum­bij­ski­mi gra­fi­cia­rza­mi,

Przed cy­wi­li­za­cją z gwiaz­do­zbio­ru Rufy.

 

lub:

 

Wsty­dził się za cały ga­tu­nek.

Przed samym sobą, pre­ko­lum­bij­ski­mi gra­fi­cia­rza­mi i cy­wi­li­za­cją z gwiaz­do­zbio­ru Rufy.

 

po­wie­trzem za­gna­nym przez Wia­try Za­chod­nie znad oce­anu. – czemu z dużej? Nie jest to nazwa własna, (chyba, że w świecie przedstawionym) więc może po prostu: zachodnie wiatry? 

 

 

Jeszcze raz dzięki za op. Jest git.

 

Pozdrawiam,

Al

Hej, Asylum!

 

Cieszę się, że wyszło konkretnie. Że można to uchwycić i jest o czymś, Twoim zdaniem.

Co do t-shirtu. Ja pamiętam, że pisze się T-shirt. Chyba od kształtu koszulki.

Mam nadzieję, że wiadomo skąd i gdzie wrócił w tamtym miejscu tekstu. Kiedyś było tam chyba wrócił do hotelu, ale czyściłem tekst ze zbędnych słów.

Dziękuję bardzo za Twoje refleksje, uwagi i klika :)

 

Hej, Thargone! Kopę lat ;)

Nieźle napisane zawsze mi się jakoś źle kojarzy. Że niezbyt dobrze, bo zaledwie nieźle. Ale miło, że jest coś takiego jak tekst "bardzo marasowy". Oczywiście, u mnie zawsze bez wodotrysków i słowotrysków, wiesz, że celuję w prostotę formy i pomysł, opowieść. 

Jasne, to retro i pewnie trąci myszką nie tylko w przekazie, ale i w formie, lecz ja jestem jednym z najstarszych portalowiczów, więc pewnie sam trące też naftaliną i formaliną ;). Staram się pisać tak, jak lubię czytać, a wychowałem się na nieco innej fantastyce niż młodzież :p

Co do świata, lepszego czy gorszego. Mam wrażenie, że znów jest na zakręcie, że mamy początek wieku podobny trochę do początku wieku poprzedniego. Obym się mylił.

I tak jak pisałem None, niczego nie musiałem specjalnie wymyślać. Takie rzeczy lub podobne właśnie się dzieją. A czy fantastyka nie jest m.in. od tego żeby ostrzegać i marudzić, że coś idzie źle albo w złą stronę?

Może to jej przestarzała misja, może teraz ma głównie bawić, otwierać nowe światy dla eskapistów, zadziwiać lub skupiać się na psychologii bohaterów. Ale od czasu do czasu nie zaszkodzi chyba zawyć, jak ten wołający na puszczy.

Tło jest tłem. Tutaj ma wybrzmieć decyzja Huberta. Tło ją tylko usprawiedliwia.

Najważniejsze, żwe sie podobało :)

Pozdrawiam i dziękuję za cenny i interesujący komentarz.

 

Edit. Hej Al! Wybacz, odniosę się do Twojej wypowiedzi jutro, pisałem odpowiedź nie widząc Twojego komentarza. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Heja, spoko spoko, ja już i tak ledwo widzę :) dzięki

Nieźle napisane zawsze mi się jakoś źle kojarzy

Sorki, piętnaście lat w Irlandii powoduje u mnie czasem skłonność do angielskiech zwyczajów w wypowiedziach :-) "Not bad" jest zdecydowanie pozytywniej nacechowane, niż "nieźle" :-)

Poza tym jakoś łatwiej kierować mi superlatywy do początkującego, niż do starego mistrza :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

W związku z tym, że opowiadanie mi się bardzo podoba, przyczepię się do dwóch detali:

  1. powinno się unikać rozpoczynania zdania od “ale” np.: Ale to nie wszystko. → Jednak to nie wszystko.
  2. Hong Kong → Hongkong [pl] (też jestem zdziwiony).

Podoba mi się świetnie zbudowana atmosfera pre-apo (bo jeszcze nie post). Jakkolwiek zdanie:

Zdechł ostatni morświn kalifornijski i stopiły się resztki lodowców w Kanadzie.

trochę jedzie po bandzie. Globalna wojna termojądrowa?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

– nie bardzo wiem, co to znaczy. Może chodziło o meh? Emo mi się z małolatami ubranymi na ciemno i w dziwnych fryzach kojarzy ;)

O tych onych mi chodziło. Bo (o ile pamiętam) to byli ci, co marudzili, że świat zły, smutny i nic, tylko sobie żyły podciąć.

Ale mam też wrażenie, że chyba skupiasz się za bardzo na tle. Na pierwszym planie miała być kameralna historia faceta, który jest z boku, w fajnym miejscu, z dala od świata, który jest jaki jest. I on wybiera za całą ludzkość, że kontaktu nie będzie. Mnie właśnie taka sytuacja zastanowiła. Jeden facet podejmuje taką decyzję… Stoi z boku i decyduje w sprawie właściwie najważniejszej w historii ludzkości. A świadkami tego są tylko milczące duchy przeszłości.

Czyli morał mamy taki, żeby lepiej dobierać personel stacji badawczych. ;)

Może i faktycznie za bardzo skupiam się na tle. Ale to tło, jakby to głupio nie brzmiało, gra tu pierwsze skrzypce, bo bohater jest… cóż, nijaki. Niewiele potrafię o nim powiedzieć.

 

Jeszcze tak po namyśle – podoba mi się kontrast tego opowiadania. Nie jestem pewien, czy był celowy, bo nie akcentujesz go szczególnie. Ale mamy wielkie osiągnięcia ludzkości – tak dawne (prekolumbijskie rysunki) jak współczesne (globalna komunikacja, nowoczesna astronomia) – które zestawiasz z naszymi mniej chwalebnymi “osiągnięciami”. Na taki obraz łatwiej mi przystać – trochę jest w człowieku małpy, to fakt, ale jest w nas i trochę anioła. 

Miałam czytać opowiadania lasokonkursowe, ale jakoś się przybłąkałam tutaj. Powiem tak – nie zwracałam uwagi na ewentualne błędy i subtelności, bo jak tylko zaczęłam czytać, to zajechało mi Chiangiem. A ja bardzo lubię Chianga. Za to, że w jego pisaniu fantastyka jest tylko pretekstem, okrasą, nośnikiem… polem, na którym rozgrywa się rozważanie na jakiś temat i to tok tej refleksji (ubrany w wątki, postaci i wydarzenia) pcha fabułę do przodu, a na koniec zarówno wnioski, jak i historia potrafią być oszałamiające. Przynajmniej dla mnie :D

No więc nie oszołomiłeś mnie może na poziomie Chianga, marasie, ale odnajduję w Twoim tekście ten model, który opisałam wyżej. Ledwo wykluty, w końcu to szorcik, ale w La Silli odbyła się namiastka rozważań nad bardzo ważnym pytaniem – czy ludzie w ogóle powinni nawiązywać kontakt z obcą cywilizacją? I to nie dlatego, że ona może być zagrożeniem dla nas – może odwrotnie, to my bylibyśmy zagrożeniem dla niej? Może nie zasługujemy na kontakt, skoro zachowujemy się względem samych siebie i nam podległych istot tak, jak to opisałeś? Co to znaczy w ogóle zasłużyć – jaką wagę nadać naszym najchwalebniejszym osiągnięciom, postępowi nauki chociażby, a jaką najpodlejszej naturze, która zaprzepaszcza wszystko, co nam wyszło? I wreszcie – kto powinien ewentualnie taką cezurkę ludzkości wystawiać? Czy może to być jedna, przypadkowa osoba? No, widzisz sam, że zaczynam się rozpędzać :D

Prawdopodobnie mogłabym przyjrzeć się tekstowi dokładniej i zauważyć, że coś mogłoby być lepiej napisane. Albo narzekać, że zabrakło mi jakiegoś zdania-perełki. Chociaż styl tu masz prosty, bez niepotrzebnych zawijasów – i dobrze. Mam ambiwalentne odczucia co do motywu naskalnych malowideł. Z jednej strony tworzą w głowie ładny obrazek, z drugiej troszkę sprawiają wrażenie dopchniętych, jakby zabrakło dla nich silniejszej więzi z resztą, są naszkicowanym zaledwie symbolem.

Liczy się to, że jedną z najważniejszych rzeczy, których szukam w fantastyce, może w literaturze ogólnie, znalazłam dziś u Ciebie. 

Hej, Al, jestem.

Bardzo mnie cieszy, że widzisz mój tekst fajnym, Al. I fakt. Może to i preapo ale jednak świat co i rusz stoi na krawędzi zagłady i jakoś się dalej toczy. Jak wspominałem, te wydarzenia, które są tłem dla decyzji Huberta, w zasadzie dzieją się tu i teraz. Jakby świat dostał kręćka, niewiele musiałem wymyślac w tym względzie. 

Bardzo mnie też cieszy, że znalazłeś sporo rzeczy, które Twoim zdaniem mi się udały (klimat, scena z jointem, domknięta fabuła, zabieg z opuszczoną linią).

A teraz wisienka (albo truskawka w wersji Tomasza Hajto) na torcie czyli Twoje uwagi i propozycje.

Co do piersi Huberta… Ten tekst pisany jest suchym oszczędnym stylem, przejrzystym, jak go nazywam, i być może w tej suchocie moje zdania mogą czasem w głowie czytelnika wybrzmiewać innym rytmem niż w mojej głowie. Przemyślę sobie ten fragment.

Zejście na ziemię. Bardzo słusznie zauważyłeś celową dwuznaczoność tego stwierdzenia. Hubert schodzi z balkonu (wspominam tylko barierkę i ona miała wziąć na siebie określenie sytuacji – facet opiera się o barierkę, czyli jest na jakimś wyższym obiekcie (balkonie, tarasie) w obserwatorium. Wyjaśniam to bliżej w kolejnej scenie, pisząc, że każdej nocu z balkonu Hubert się tak gapił. Być może moje skróty i intencje są zbyt nieczytelne. Do rozważenia.

To rozmycie już tłumaczyłem w komentarzu do Outta. Oni się dosłownie i w przenośni rozmyli u podnóża gór (to akurat pewna przenośnia), jako miejscowi, i zarazem rozmyli dla obserwatora z bazy w rdzawym krajobrazie schodząc z tych wzniesień. Tak to sobie wyobraziłem.

W górę stacji… Stacja ta liczy sobie wiele obiektów, to nie jest jeden budynek, te obiekty układają się wzdłóż drogi na najwyższy szczyt gdzie mieści się główny teleskop. Studiowałem plan stacji.

Ta kropka po Puppis. Ja nie lubię myślników, ale nad myślnikiem myślałem i pewnie znów pomyślę.

To zdanie z obiegiem. Tutaj koniecznie chciałem uniknąć powtórzenia zaimka "jej", występującego zaraz dalej. To miejsce, które też mi zgrzyta lekko, ale nic lepszego nie wymyśliłem. Muszę się zastanowić.

Wersyfikacja. Była celowa i planowana. Takie wypunktowanie. Tak mi się podoba. Nie chciałbym tych "przed" tam widzieć. 

Wiatry Zachodnie to jest nazwa własna. Tak jak np. Prąd Wiatrów Zachodnich. 

Raz jeszcze dziękuję za wszystkie uwagi, poprawki i sugestie. Nie na wszystkie odpisałem, ale nad wszystkimi poważnie pomyślę i pewnie z części skorzystam. Dzięki też za przecinki, zawsze jakieś się zapodzieją.

Bardzo mnie cieszy Twój wnikliwy i konkretny komentarz, Al. Dziękuję!

 

Hej, Thargone, po raz drugi!

 

Chyba miszcza ;) Dzięki za klika!

 

Witam Radka!

Dzięki wielkie za szóstkę i klika oraz za wizytę i komentarz.

Masz rację, nauczyciele przestrzegają przed rozpoczynaniem zdań od spójników. Ale ;) jeśli jest to świadome i z premedytacją, to nie jest imo błędem. Zaczynamy zdania od A, I, Z itd. Więc i ale są na cenzurowanym, ale to raczej stylistyka niż sztywne wytyczne rady językowej. Zastanowię się nad jednak, ale jednak jednak ma troche inne znacznie niż ale :)

Jak już wspomniałem, gdy pisałem ten tekst na świecie było mniej niż 10 sztuk morświnów kalifornijskich, a lodowce w Kanadzie od wielu lat topnieją i za ok. 30-40 lat może ich już nie być. Ja to tylko lekko podkręciłem.

Z Hongkongiem masz rację, ja w UK siedzę i mi tak po jukejowsku wyszło. Dziękuję za zwrócenie uwagi, oczywiście poprawię.

 

Ponownie witam None.

 

Za nijakiego bohatera powinienem się obrazić ;), ale daruję. To szorcik, Hubert miał być zwyczajny i nie było miejsca na pogłębianie psychologii i wprowadzanie jakiegoś kolorowego ptaka. Co do personelu – on tam trafił z korpo w Warszawie, trochę przypadkiem.

Ten kontrast, o którym piszesz, on tylko po części jest zamierzony. Nie będę ściemniał, że sobie to tak dokładnie, jak piszesz, wymyśliłem. Oczywiście to normalne, że miałem świadomość, że z jednej strony pokazuję cuda ludzkiej techniki, jej wspaniałego ducha odkrywców itd. a obok głupoty jakie ludzkość wyczynia, ale rysunki to raczej odniesienie czasowe (i skala czasowa), gdy sygnał został wysłany, na Ziemi biegali prekolumbijscy Indiania (czyli dawno to było), a tu proszę, mamy teraz technikę zdolną ten sygnał odebrać (czyli w skali kosmicznej krótko potem). No i ci Indianie z przeszłości mieli niejako surowo "spoglądać" na współczesnych z miną "do czego to wszystko doprowadziło". 

Jednak ja się nie gniewam, bo jak pisał Umberto Eco, autor nie ma szczególnych praw do swojego dzieła, traci je w momencie jego ukończenia. Autor co prawda szuka modelowego czytelnika, ale każdy czytelnik ma prawo do własnych interpretacji (pasujących do intencji dzieła) i jeśli nie są to nadinterpretacje, wszystko jest w porządku. Twoje spostrzeżenie po prostu wzbogaca moje opowiadanie. Człowiek niegdy nie wie, co tam czytelnik znajdzie w jego słowach. 

I masz rację z tą małpą i aniołem. Ja nie jestem przecież takim jednostronnym czarnowidzem i pesymistą.

 

Hej, Nir!

 

To żeś mi pojechała z tym Chiangiem (oczywiście zachowując wszystkie proporcje). Ja też bardzo lubię Chianga, chociaż nieco inaczej odbieram jego twórczość, bo u niego fantastyka zazwyczaj (zaznaczam, że to moja opinia) przenika tekst na każdej płaszczyźnie i dlatego jest to TAKA DOBRA i prawdziwa fantastyka. Za to w pełni się zgadzam z tym, co napisałaś o refleksjach, oszałamiających wnioskach i historiach. Chiang to prawdziwy top s-f. 

I oczywiście bardzo mi miło i cieszę się, że jakieś odległe echo takiej fantastyki w stylu (ale nie klasie) Chianga znajdujesz w moim szorciku. Wielki to dla mnie komplement. 

A tropy i domysły, które snujesz, bardzo mi pasują i cieszę się, że je odnalazłaś, bo liczyłem na to, że je czytelnik odnajdzie. 

Tak na marginesie, lubię też Lema i bardzo sobie cenię jego "Fiasko", które uważane jest często za dzieło mniej udane (bo posklejane z innych i pisane dla kasy), ale on tam świetnie pokazuje właśnie Kontakt od strony złego człowieka. Jeśli jeszcze nie czytałaś, polecam. 

Co do uwag technicznych. Oczywiście zawsze można coś lepiej napisać, nie da się ukryć. Ten tekst musiał się zmieścić w sztywnym, rygorystycznym limicie Wilkowym i jest mocno wyczyszczony, ale i tak staram się pisać prosto, przejrzyście i pewnie ciężko trafić u mnie na zdania perełki. Mistrzami perełek są np. Cobold albo Fun. 

Naskalne rysunki mają swój cel, piszę o nim powyżej (do None), ale poza tym szkoda było do nich nie nawiązać i jakoś ich nie wspomnieć (choćby symbolicznie), skoro one rzeczywiście tam u podnóżą La Silla są obecne. 

 

Liczy się to, że jedną z najważniejszych rzeczy, których szukam w fantastyce, może w literaturze ogólnie, znalazłam dziś u Ciebie. 

Naprawdę bardzo mi miło.

 

Dziękuję za wizytę, merytoryczny i obszerny komentarz oraz dobre słowo. Trzeba się było rozpędzić.

 

Witam również Wilka. Kurcze dałem linki różne we wstępie, ale bezpośredniego do antologii nie dałem. Obiecuję, że uzupełnię.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Tekst wydaje mi się mocno, kontrastowo, rozbity na działania bohatera i tło geopolityczne. To dwa różne tory, dwa różne światy. Sama nie potrafię zdecydować, czy to dobrze, czy źle.

Jako ciekawsze odbieram tło – jest bardziej fantastyczne. Wkładasz tam różne elementy. Każdy nawet prawdopodobny, ale wszystkie razem z martwym morświnem na stercie syfu i głupoty sprawiają wrażenie przegięcia.

A gdyby Hubert nie podjął takiej decyzji, nie usunął zapisów, czy to by coś zmieniło? Czy świat miał wtedy czas i ochotę na zajmowanie się pierwszym kontaktem? Które z rządzących sił by to obeszło? Kto by znalazł te zapisy, jeśli w ogóle? Owszem, Hubert mógł wrzeszczeć o odkryciu na cały Internet, ale kto poważny by mu uwierzył? Czy działały jeszcze czasopisma naukowe, w których mógłby opublikować odkrycie? Bo ten rozwalający się na kawałki świat w tle sugeruje, że niekoniecznie.

Finlandia, powiadasz?

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo!

 

Tekst wydaje mi się mocno, kontrastowo, rozbity na działania bohatera i tło geopolityczne. To dwa różne tory, dwa różne światy. Sama nie potrafię zdecydować, czy to dobrze, czy źle.

Tak miało być. Tutaj, na końcu świata, cisza, spokój, majestat gwieździstego nieba, perspektywa historyczna i kosmiczna, a tam świat coraz bardziej pogrążający się w szaleństwie. 

Te gwiazdy świeciły i będą świeciły przez miliardy lat, nawet gdy żadnej ludzkości nie będzie. Sygnał, który idzie półtora tysiąca lat, mógł się minąć z człowiekiem, cud się zdarzył, ale co z tego?

 

Jako ciekawsze odbieram tło – jest bardziej fantastyczne. Wkładasz tam różne elementy. Każdy nawet prawdopodobny, ale wszystkie razem z martwym morświnem na stercie syfu i głupoty sprawiają wrażenie przegięcia.

Tło powiadasz. Gwoździem programu miała być decyzja Huberta, ale cóż. A propos przegięcia. Finklo, Chiny czają się na Tajwan, Rosja na Ukrainę, morświnów jest już tylko kilka sztuk, a każdego dnia wymiera mnóstwo gatunków, lodowce naprawdę topnieją, antyglobaliści i antyszepionkowcy protestują coraz intensywniej, trzeci rok trwa pandemia, w USA niedawno był najazd na Capitol, nadal działa Państwo Islamskie, brunatni podnoszą głowy nawet w Polsce, doszło do Brexitu itd. itp. I to jest rzeczywistość. Rzeczywistość to przegięcie.

 

A gdyby Hubert nie podjął takiej decyzji, nie usunął zapisów, czy to by coś zmieniło? Czy świat miał wtedy czas i ochotę na zajmowanie się pierwszym kontaktem? Które z rządzących sił by to obeszło? Kto by znalazł te zapisy, jeśli w ogóle? Owszem, Hubert mógł wrzeszczeć o odkryciu na cały Internet, ale kto poważny by mu uwierzył? Czy działały jeszcze czasopisma naukowe, w których mógłby opublikować odkrycie? Bo ten rozwalający się na kawałki świat w tle sugeruje, że niekoniecznie.

A może to by coś zmieniło? Nadało perspektywy? Wskazało jakiś wyższy cel? Nie dowiemy się, bo Hubert uznał, że nie zasługujemy. 

 

Finlandia, powiadasz?

Wiemy jak jest ;)

Dziękuję za wizytę, lekturę i fajny komentarz :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Jak wspomniałam – z osobna każdy szalony wątek wydaje się prawdopodobny. Ale ich kumulacja w tym relatywnie krótkim okresie między osamotnieniem Huberta a zjedzeniem ostatniej konserwy – już mniej.

Babska logika rządzi!

No ale przecież tv czy internet zasypują nas takimi wiadomościami non stop. Tam Chiny prężą muskuły, tu Rosja czai się na Ukrainę, tam gdzieś morświny padł ostatni, gdzie indziej protesty na ulicach, a w międzyczasie lodowce topnieją gdzieś na biegunach. To nie jest nawet ciąg wydarzeń, tylko kalejdoskop wydarzeń, migawki ze świata i wcale nie różnią się wielce od prawdziwych migawek w CNN czy TVN24.

A poza tym w sytuacji wzmożonego napięcia to jest lawina. W tej chwili Rosja ustala swoje poczynania z Chinami, bo USA mają być zajęte sytuacją na Pacyfiku, gdy Rosja położy łapę na Ukrainie itd. Ja tu nie widzę przegięcia. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hej maras, dzięki za odpowiedź.

 

[…] Jakby świat dostał kręćka, niewiele musiałem wymyślac w tym względzie.

Jasne, smutny to czas kiedy rzeczywistość, zaczyna przypominać science-fiction, zwykle było odwrotnie.

 

Bardzo mnie też cieszy, że znalazłeś sporo rzeczy, które Twoim zdaniem mi się udały (klimat, scena z jointem, domknięta fabuła, zabieg z opuszczoną linią).

To pokazuje, że piszesz świadomie i wiesz, że warto czytelnika zaskakiwać, tak trzymać. yes

 

Co do piersi Huberta… Ten tekst pisany jest suchym oszczędnym stylem, przejrzystym, jak go nazywam, i być może w tej suchocie moje zdania mogą czasem w głowie czytelnika wybrzmiewać innym rytmem niż w mojej głowie. Przemyślę sobie ten fragment.

Jasne, pierwszy raz zobaczyłem taki zwrot i gdzieś tam mnie zatrzymało, ale zrozumiałem o co chodzi, wiec to nie znaczeniowa ciemność, tylko lekka mgiełka.

 

Zejście na ziemię. Bardzo słusznie zauważyłeś celową dwuznaczoność tego stwierdzenia. Hubert schodzi z balkonu (wspominam tylko barierkę i ona miała wziąć na siebie określenie sytuacji – facet opiera się o barierkę, czyli jest na jakimś wyższym obiekcie (balkonie, tarasie) w obserwatorium. Wyjaśniam to bliżej w kolejnej scenie, pisząc, że każdej nocu z balkonu Hubert się tak gapił. Być może moje skróty i intencje są zbyt nieczytelne. Do rozważenia.

W tej dwuznaczności nacisk padł (mi) nieproporcjonalnie – dużo bardziej na znaczenie dosłowne niż metaforyczne, stąd moje potknięcie.

 

To rozmycie już tłumaczyłem w komentarzu do Outta. Oni się dosłownie i w przenośni rozmyli u podnóża gór (to akurat pewna przenośnia), jako miejscowi, i zarazem rozmyli dla obserwatora z bazy w rdzawym krajobrazie schodząc z tych wzniesień. Tak to sobie wyobraziłem.

Spoko, wyobraźnie mamy różne i to jest super, inaczej literatura by nie istniała. smiley

 

W górę stacji… Stacja ta liczy sobie wiele obiektów, to nie jest jeden budynek, te obiekty układają się wzdłóż drogi na najwyższy szczyt gdzie mieści się główny teleskop. Studiowałem plan stacji.

Tak też myślałem, i odczytałem jako skrót fabularny, trochę zbyt ciasny, moim zdaniem, ale luz.

 

Ta kropka po Puppis. Ja nie lubię myślników, ale nad myślnikiem myślałem i pewnie znów pomyślę.

Hehe, rozumiem, ale myślniki są spoko, warto skorzystać, byle z umiarem (jak to w życiu).

 

To zdanie z obiegiem. Tutaj koniecznie chciałem uniknąć powtórzenia zaimka "jej", występującego zaraz dalej. To miejsce, które też mi zgrzyta lekko, ale nic lepszego nie wymyśliłem. Muszę się zastanowić.

 

Jasne, to trzeba na świeżo, a nie po nocach. Moja propozycja też trochę kuleje, ale słowo się klikło.

 

Wersyfikacja. Była celowa i planowana. Takie wypunktowanie. Tak mi się podoba. Nie chciałbym tych "przed" tam widzieć.

 

Pewnie, o gustach się nie dyskutuje… a o gustach w poezji tym bardziej. smiley

 

Wiatry Zachodnie to jest nazwa własna. Tak jak np. Prąd Wiatrów Zachodnich.

 

Oki, to nie wiedziałem, skoro tak, to jest git.

 

Raz jeszcze dziękuję za wszystkie uwagi, poprawki i sugestie. Nie na wszystkie odpisałem, ale nad wszystkimi poważnie pomyślę i pewnie z części skorzystam. Dzięki też za przecinki, zawsze jakieś się zapodzieją.

Do usług smiley

 

Dziękuję!

A ja dziękuję za parę minut fajnego czytania.

 

Co do Indian, to tak mi się przypomniało, że w Meksyku widziałem mural, który wbił mnie w ziemię. Nie wiem, czy mogę zamieszczać tu zdjęcie czyjegoś dzieła, ale wystarczy wygooglać: akumal shaman mural. Ważne, żeby (przy dobrej rozdzielczości) spojrzeć mu głęboko w oczy… tam są ciarki.

 

Trzymajcie się

Al

Polityczne domino całkiem możliwe. Tylko zgranie tego z lodowcami i morświnami już mniej. Tak, te procesy zachodzą. Ale zawieszenie niewiary mi trzeszczało przy kulminacji. OK, zapewne zamiast morświna mógł być jakiś inny gatunek. Ale Hubert zainteresował się i usłyszał o tym konkretnym.

No, mnie to zgrzytnęło, ale nie twierdzę, że to jedynie słuszna reakcja.

Babska logika rządzi!

Al. Raz jeszcze dzięki za wszystkie uwagi i przemyślenia, materiał do analizy dla Autora. Kilka spraw w tekście rozważę.

Poezji tam nie ma, to edycja portalowa tak wcina akapitowo następujące po sobie wersy.

Najważniejsze, że się fajnie czytało i nie masz poczucia zmarnowania tych kilku minut.

Rzeczywiście, Indianin jak się patrzy…

 

Finkla :) W tych migawkach znanych z Twittera, Teleexpressu czy stacji newsowych, 

chodzi raczej o kontrast na zasadzie: tam tymczasem lodowiec się stopił, tam wymarł kolejny gatunek, tam ktoś się z kimś szarpie, a nad La Silla, tak samo jak milion lat temu, świecą gwiazdy, jest cisza. I ta cisza wszechświata ma być w tytule wieloznaczna.

Cisza, jakby sygnału nie było, cisza bo La Silla jest daleko od szalonego świata, cisza bo jest tylko gwieździste nieskończone niebo, cisza, bo ludzie nie odpowiedzą na ten sygnał.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Bardzo mi się podobało. Lubię takie klimaty. Znalazł swoje miejsce na ziemi w czasach ostatecznych. Nie wielu będzie miało takie szczęście:)

Witaj, vrchamps. Jako Autor mogę być tylko zadowolony, że szort się podobał i klimat przypadł go gustu. Fakt, Hubert znalazł miejsce na uboczu, ale zarazem kluczowe w kontekście najbardziej wzniosłego momentu w historii ludzkości. 

Dziękuję za lekturę, komentarz i szóstkę :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

tekst ciekawy, przyznaję. lubię takie, w których element fantastyczny nie rzuca się mocno w oczy i nie wciska na siłę, a jednocześnie stanowi element niby w tle a determinujący główną fabułę. początek na tle całości wydaję się nudnawy i przeciągający, ale kiedy się zastanowić to bez niego nie byłoby tego klimatu. całość kompozycji koniec końców robi bardzo dobre wrażenie.

Witaj, Ascanie.

Miło mi, że na swój pierwszy skomentowany tekst na portalu, wybrałeś akurat mojego szorta.

Masz rację, element fantastyczny, bardzo klasyczny (Kontakt), nie jest tu nachalny, ale rzeczywiście determinuje sens i przekaz opowieści.

Martwi mnie trochę, że w szorcie na zaledwie ok. tysiąc słów zdążyłeś się nieco znudzić początkiem, ale fajnie, że dostrzegasz celowość takiego wprowadzenia. No i że ostatecznie kompozycja robi jednak dobre wrażenie.

Dzięki za wizytę, lekturę i komentarz.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hej, hej,

 

bardzo ciekawy jest ten tekst i bardzo pesymistyczny. Pal licho wojnę, lodowce i nawet tego biednego morświna, dla mnie najsmutniejsza jest ta jednoosobowa decyzja, podjęta przez sfrustrowanego człowieka. Wg mnie to jest właśnie idealne ukazanie kondycji ludzkiej, czy nie przez takie zachowania wybuchają wojny, topnieją lodowce i giną morświny? W tym kontekscie zachowanie bohatera nie jest konsekwencją, ale właśnie przyczyną, a on swoją małostkowością, samowolą i butą najlepiej świadczy o naszym gatunku i jego kondycji.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Witaj, BasementKey.

Bardzo ciekawe i odmienne podejście i interpretacja tekstu. W sumie bliskie pierwotnej wersji szorta zarysowanej w mojej głowie, gdzie bohater był starszy, grubszy, łaził zarośnięty w bokserskach i szlafroku z browarem w łapie i ostrzej bluzgał na świat.

W trakcie pisanie akcenty postawiłem jednak w innych miejscach i zrezygnowałem z takiego jakby Jeffa "Kolesia" Lebowskiego, poszedłem w klimat, bo nie było miejsca na rozbudowanie postaci i nie na Hubercie się skupiłem. Ale Twój odbiór jest jak najbardziej uzasadniony. Taki czy inny Hubert zachował się, jakby nie patrząc, baaardzo egoistycznie.

Dzięki za wizytę, komentarz i piątaka.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hej,

tekst jest ładnie napisany, ale nieznośnie sentymentalny jak na mój gust. Najpierw w tym rzewnym stylu przekazuje stosunkowy banał, że ludzkie wojny są małostkowe, a potem twist sprawia wrażenie, jakby polegał na tym, że bohater sam się zaraził tymi “smętami” ;) . Czyli w zasadzie twistem jest podbicie dokładnie tych samych emocji, zamiast je jakoś rozwiązać. Skutkiem jest emocjonalna jednowymiarowość. Mnie to zakończenie nie usatysfakcjonowało, ale użyty warsztat na pewno mnie czegoś nauczył.

Łukasz

Witam, Lukena

 

Czyli nieznośnie sentymentalny, rzewny i jednowymiarowy banał bez satysfakcjonującego zakończenia, za to z zaraźliwymi smętami. Co tu dyskutować, nie spodobało się, to się nie spodobało.

Dzięki za wizytę i komentarz, Lukenie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Zapomniałeś uwzględnić marasie tego, że ładnie napisany i warsztatowo pouczający. Oddajmy tekstowi sprawiedliwość ;) .

Łukasz

Zbieram bardzo rozbieżne opinie na temat tego szorta, co jest jak zawsze pouczające i zastanawiające, Lukenie. Na Lubimy Czytać nasz tutejszy Staruch zaliczył szorta w poczet tekstów wybitnych (dwóch) w antologii, a na portalu Nir odnalazła w nim podobno to, czego szuka w literaturze. Poza tym kilku innych czytelników oceniło opowiadanie dosyć wysoko.

Jednocześnie None znalazł tu głównie jakieś emo i gatunkowe samobiczowanie się, a Ty widzisz banał i sentymentalne smęty. To oczywiście kwestia gustu i temperamentu czytelnika, ale rozbieżność jest spora i daje do myślenia. Poczekam zatem cierpliwie na kolejne opinie.

Samo określenie "ładnie napisane" to jednak też straszny banał i niewiele mówi autorowi. Pociesza mnie za to stwierdzenie, że szort był dla Ciebie warsztatowo pouczający, Lukenie ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ludzie na pewno szukają w literaturze różnych rzeczy. Ja np. stosunkowo nisko cenię wyrafinowaną stylistykę i jeżeli tekst jest napisany przepięknie, ale nie dowiem się z niego niczego ciekawego, czy nie zaoferuje on jakiejś świeżej perspektywy, to moje wrażenia będą generalnie negatywne. Z tego punktu widzenia: jeżeli tekst jest podporządkowany w zasadzie jednej rzeczy, podkreślanej od początku do końca, to bardzo szybko przestaje cokolwiek wnosić, więc po co czytać dalej? W sumie mógłbym jeszcze dodać, że robienie nowych akapitów co dwa zdania trochę kojarzy mi się z kończeniem kolejnych zdań wielokropkiem. Wydaje mi się, że ideałem jest napisanie tekstu, który wywołuje emocje, nie korzystając z takich chwytów.

Poza tym przyznam się, że mam tendencję do bycia ostrzejszym w przypadku tekstów, które większość czytelników chwali, które zostały nagrodzone, drukowane itd. po prostu żeby zaoferować jakąś świeżość. Ale na pocieszenie: z pół roku temu przeglądałem złote piórka i z tego co pamiętam, to większość mi się nieszczególnie podobała, więc jak kogoś skrytykuję, to może być pewny, że jest w dobrym towarzystwie ;) .

Mam nadzieję, że ten rozszerzony komentarz coś wniesie do Twoich rozmyślań na temat rozbieżności w ocenie.

Łukasz

Rozumiem. Ja na przykład ponad wyrafinowaną stylistykę przedkładam pomysł. A przy tym staram się pisać prostym, przejrzystym językiem. Bez esów-floersów i wodotrysków. Tutaj pomysł był jeden – facet zataja przed ludzkością informację o sygnale obcej cywilizacji. Wydał mi się dosyć świeży (nie spotkałem się z taką sytuacją w literaturze). To krótki szort, prosta opowieść, ma jakieś przesłanie i klimat, ale to o ten pomysł mi tutaj głównie chodziło. 

Akapity co dwa zdania wynikają z prostej przyczyny – ma być przejrzyście, ma być jakiś rytm, w żaden sposób nie kojarzyłem takiej edycji z infantylnymi wielokropkami. 

Ja lubię ostrą krytykę i odmienne spojrzenie na moje teksty. Co do złotych piórek, to też rzadko które mnie zachwyciły. Widocznie gust MC do mnie też średnio trafia.

Za to z ciekawością i skrupulatnie poszukam wspomnianej przez Ciebie wielowymiarowości emocjonalnej, niebanalności oraz podporządkowania nie jednej, tylko wielu rzeczom w Twoich tekstach, bo rozumiem, że skoro dostrzegasz i nie lubisz jednowymiarowości, banalności i podporządkowania jednej rzeczy u innych, sam unikasz tego jak ognia w swojej twórczości. Może będzie to doświadczenie pouczające dla mnie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Piszę od stosunkowo niedawna i ciągle pracuję nad warsztatem, więc wśród moich tekstów są różne eksperymenty, w tym też dosyć jednowymiarowe, dlatego nie robiłbym sobie zbyt dużych nadziei ;) . Ale jeżeli lubisz pomysły, to możesz coś tam znaleźć. ;)

Łukasz

(…) ciągle pracuję nad warsztatem, więc wśród moich tekstów są różne eksperymenty, w tym też dosyć jednowymiarowe, dlatego nie robiłbym sobie zbyt dużych nadziei ;) .

Poszukam zatem i tych wymiarów, i pomysłów. Bez żadnej złośliwości. Oczywiście omijając wiersze, które, jak widzę, stanowią sporą część Twojej portalowej twórczości. Znasz mój stosunek do poezji na tym portalu ;)

Dzięki za pogawędkę, Lukenie

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mi się, ładnie napisane, w Twoim stylu dołujące. Tak się tylko zastanawiam, jaką podjąłby decyzję, gdyby nie miał dostępu do telewizji?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko.

 

Cieszę się, że Ci się. Tylko co Wy z tym "ładnie napisane", to strasznie małokrytyczno-literackie określenie ;). 

Masz rację, mam chyba jakąś tendencję do dołujących tekstów.

Co do telewizji. Jest internet, łączność z resztą świata, zapleczem naukowym itd. Sama ewakuacja personelu miała swoje przyczyny w określonej sytuacji na świecie. Ale być nie masz rację i to właśnie telewizyjne obrazy, czy relacja live z postępującego szaleństwa, przelała czarę goryczy i zaważyły na decyzji Huberta.

Dziękuję za lekturę i komentarz.

Ps. Do zobaczenia pod którymś z Twoich tekstów. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ale być nie masz rację i to właśnie telewizyjne obrazy, czy relacja live z postępującego szaleństwa, przelała czarę goryczy i zaważyły na decyzji Huberta.

Sam, na pustkowiu, wpatrzony w obrazy postępującego szaleństwa i ślepy na to, czego telewizja nie pokazuje: małych aktów ludzkiej dobroci, cichego bohaterstwa. Tego z reguły nie ma w telewizji, a odurzonemu relacjami live człowiekowi nie będzie się chciało szukać w internecie. A może taka wiadomość na chwilę zatrzymałaby to szaleństwo, ludzie mieliby czas pomyśleć.

 

Tylko co Wy z tym "ładnie napisane", to strasznie małokrytyczno-literackie określenie ;).

W Biblio już jesteś, a mnie łeb boli i nie mam siły rozbierać opka na czynniki pierwsze ;) Działa, porusza, a to najważniejsze :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sam, na pustkowiu, wpatrzony w obrazy postępującego szaleństwa i ślepy na to, czego telewizja nie pokazuje: małych aktów ludzkiej dobroci, cichego bohaterstwa. Tego z reguły nie ma w telewizji, a odurzonemu relacjami live człowiekowi nie będzie się chciało szukać w internecie. A może taka wiadomość na chwilę zatrzymałaby to szaleństwo, ludzie mieliby czas pomyśleć.

Dokładnie to napisałem w odpowiedzi dla Finkli. Być może wiadomość o sygnale z gwiazdozbioru Rufy wpłynęłaby pozytywnie na ludzkość, coś zmieniła, powstrzymała. Z tej perspektywy decyzja Huberta była bardzo egoistyczna i być może pochopna. Ale, jak pisałem None, widać mu się ulało. Poza tym pamiętam, że akurat Ty w swoich tekstach zwracasz zazwyczaj uwagę na te drobne manifestacje dobra, szukasz jasnej strony i pewnie tym bardziej decyzja Huberta może Cię zaskakiwać czy wydawać błędna.

Życzę żeby głowa przestała boleć.

 

Działa, porusza, a to najważniejsze :)

Tak, o to przecież chodzi.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Witam współantologowicza ;)

Dobry tekst, jeden z najlepszych w zbiorze, zapadł mi w pamięć. Bardzo nastrojowy i dołujący. Szczerze doceniam, że udało Ci się przedstawić apokalipsę w tak “zdystansowany”, wręcz chłodny sposób, bez ckliwości i darcia szat. Nie ma tu żadnych zbędnych słów, wszystko na swoim miejscu, dopasowane i ujęte tak, by wywoływać u czytelnika konkretne emocje, a jednocześnie nie robi tego w sposób nachalny. Nice.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Witam, współantologowiczkę, Gravel ;)

Miło mi, że tekst zapadł Ci w pamięć. Twój też dobry, pamiętam, że był z "serii arabsko-izraelskiej". 

"Nastrojowy, dołujący, dystansowany, bez zbędnych słów, dopasowane, nienachalnie". No właśnie, piszesz, że nie wywołuje emocji w sposób nachalny i nie ma tu ckliwości i darcia szat. Z drugiej strony None widzi tu… emo, a Luken jednowymiarowe, rzewne i sentymentalne smęty.

Czyli kolejna pouczająca lekcja z cyklu "daj sobie spokój z próbami zadowolenia wszystkich". 

Dzięki za wizytę, lekturę i wiele dobrych słów oraz konkretne spostrzeżenia na temat tekstu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Noce nad Obserwatorium La Silla należą do najciemniejszych na Ziemi, ale niebo jest jasne od gwiazd. W ich świetle można czytać książkę

Masz na myśli zanieczyszczenie światłem, ale nie wyszło to dobrze. Bez względu na źródło światła (czy to gwiazdy, czy latarnie), jeżeli w nocy jest tak jasno, że można czytać książkę, to z pewnością nie jest to najciemniejsza noc. 

 

Piersi Huberta rozpychało potężne uczucie

Zmieniłbym na "pierś", bo w takiej formie, przynajmniej dla mnie, zabrzmiało komicznie. 

 

Roboty było niewiele, więc szybko złapał fuchę trzeciego analityka.

Jak roboty niewiele, to raczej trudno złapać jakąś fuchę… Czy źle zrozumiałem zdanie? 

 

Świetnie napisane opowiadanie, czarujące słowem i sposobem prowadzenia narracji. Imponuje mi to, jak potrafisz wyobrazić sobie daną sytuację, powiązać ze sobą elementy rozsypanki, jak ta scena z puszkami po piwie i rysunkami naskalnymi.

Smutną historię zmieściłeś w limicie, aż chciałoby się innego jej końca, ale dobrze, że konsekwentnie trzymałeś się realizmu i zdrowego rozsądku. Wyszło bardzo prawdziwie. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Witam, Gekikaro!

Noce nad Obserwatorium La Silla należą do najciemniejszych na Ziemi, ale niebo jest jasne od gwiazd. W ich świetle można czytać książkę

Masz na myśli zanieczyszczenie światłem, ale nie wyszło to dobrze. Bez względu na źródło światła (czy to gwiazdy, czy latarnie), jeżeli w nocy jest tak jasno, że można czytać książkę, to z pewnością nie jest to najciemniejsza noc. 

No właśnie jest w tym pewien zamierzony (dla efektu) paradoks. Oczywiście masz rację, chodzi o brak zanieczyszczenia światłem, co powoduje, że noce są tam bardzo ciemne, co z kolei pozwala świecić wspaniale gwiazdom, a czasami przy przejrzystym niebie jest to widok rozświetlający ciemność nocy. Zdaję sobie sprawę, że to spory skrót myślowy i w sumie zawierzam czytelnikowi, że zrozumie intencje i wybaczy ów skrót. Ale też zdaję sobie sprawę, że niektórych może to zastopować i uznają to za nietrafione sformułowanie. Pomyślę nad tym, chociaż tekst poszedł w antologii i sam nie wiem czy jest jeszcze sens tutaj za wiele zmieniać.

 

Piersi Huberta rozpychało potężne uczucie

Zmieniłbym na "pierś", bo w takiej formie, przynajmniej dla mnie, zabrzmiało komicznie. 

 

I znów się z Tobą zgodzę, a zarazem nie zgodzę. Fakt, to może wywołać komieczny efekt, ale jednak mężczyźni mają piersi (co by nie mówić). Owszem, zastanawiałem się też nad piersią, ale wydało mi się to z kolei zbyt patetyczne i staroświeckie. No bo pierś to się wystawia do orderu, dumnie nadstawiać itd., na poza tym to również może wydać się komiczne, gdy się nad tym zastanowić, że tylko jedną pierś Hubertowi rozpychało itd. 

Faceci mają tam po prostu klatkę piersiową, co z kolei brzmiałoby tutaj jak z podręcznika anatomii i też mi nie grało. Jako że zależało mi na oszczędzaniu znaków postawiłem na piersi. Anatomicznie to jest ok, terminologia niby prawidłowa, ale zdaję sobie też sprawę, że to było ryzykowne i rozumiem Twoje wątpliwości. Kolejna sprawa do przemyślenia.

 

Roboty było niewiele, więc szybko złapał fuchę trzeciego analityka.

Jak roboty niewiele, to raczej trudno złapać jakąś fuchę… Czy źle zrozumiałem zdanie

 

Roboty dla infromatyka było niewiele, więc załapał fuchę (w sensie dodatkowe zajęcie, tak rozumiem fuchę) trzeciego analityka.

 

Świetnie napisane opowiadanie, czarujące słowem i sposobem prowadzenia narracji. Imponuje mi to, jak potrafisz wyobrazić sobie daną sytuację, powiązać ze sobą elementy rozsypanki, jak ta scena z puszkami po piwie i rysunkami naskalnymi. Smutną historię zmieściłeś w limicie, aż chciałoby się innego jej końca, ale dobrze, że konsekwentnie trzymałeś się realizmu i zdrowego rozsądku. Wyszło bardzo prawdziwie. 

Po Twoim wstępie zupełnie nie spodziewałem się tylu miłych słów i tak pozytywnego odbioru tekstu. To pewnie przyzwyczajenie, sam uwagi i babole z cytatami daję zawsze na koniec komentarza. Cieszę się natomiast, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i są w nim elementy, które Ci się spodobały.

Jednak sam widzisz, Tobie i kilku innym wydaje się ta historia prawdziwa, realistyczna i wiarygodna emocjonalnie, ale mam też tutaj głosy, że zbyt sentymentalna itp. Bo smutna jest na pewno, ale czy rzewna i sentymentalna, jak twierdzi None?

Dzięki wielkie za lekturę, konkretny komentarz i wszystkie uwagi (do głębokiego rozważenia). No i oczywiście pamiętam o “Dzieciach wody”.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Aż mi się smutno zrobiło… ale w taki pozytywny sposób. Tekst mnie poruszył, a widząc całkiem realną wizję przyszłości (chociaż oby jak najmniej) człowiekiem nieco wstrząsa.

Szort przyjemnie się czyta, wstawki o wszechobecnej wojnie i chaosie zapierają dech w piersiach. Do tego niespełnione marzenie Huberta, które ginie wraz ze zniszczeniem świata chwyta za duszę.

 

Pozdrawiam :)

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Hej! Jeśli rzeczywiście tekst Cię poruszyl, BarbarianCataphract, a na dodatek Twoim człowiekiem w Tobie wstrząsnęło, zaparło mu dech w piersiach wstawkami, a marzeniem Huberta chwyciło za duszę, to jesteś zaiste wrażliwym, młodym barbarzyńcą.

Dziękuję za wizytę, lekturę i wszystkie miłe słowa oraz cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. No i wywołało pozytywny smutek :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Przeczytałam, Marasie, z wielką przyjemnością, a jednocześnie poczułam żal, że kontakt nastąpił w tak niesprzyjających okolicznościach, że świat, zamiast dowiedzieć się o czymś wielkim i wyczekiwanym, właśnie dokonywał samounicestwienia…

 

Pier­si Hu­ber­ta roz­py­cha­ło po­tęż­ne uczu­cie. → Pier­ś Hu­ber­ta roz­py­cha­ło po­tęż­ne uczu­cie.

Piersi mają kobiety; Hubert ma pierś, a uczucie rozpychało nie jego sutki (które faktycznie ma dwa), ale wnętrze klatki piersiowej (którą ma jedną).

Dodam jeszcze, że mężczyzna, broniąc kogoś, zasłania go własną piersią, a idąc do boju, własną pierś nadstawia.  

Za SJP PWN: pierś  1. «u ludzi i niektórych zwierząt: przednia, górna część tułowia» 2. «u kobiet: jeden z dwóch gruczołów znajdujących się w przedniej, górnej części tułowia»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry pomysł, wieszczy bym rzekła, fajnie napisane, pewne drobiazgi można lepiej dopracować, ale to detale, dobrze się czyta. Niestety pokazuje nie tyle alternatywną rzeczywistość co możliwą nieodległą przyszłość. Podobało mi się:)

Hej

Ja tu z krótkim komentarzem. Nie moja bajka z powodów czysto subiektywnych – nie przepadam za sf. Jednak trochę czytałem, Chianga również i najlepszy komplement, który mogę Ci ofiarować, to taki, że widzę podobieństwa Twojego tekstu do jego tekstów. Odbierz, jak chcesz ;)

Kontrast tła i losu jednego człowieka robi porządną wielowątkowość. Nasze małe ziemskie wojenki są niczym ważnym, tracimy przez nie szanse na rozwój, tłamsimy jednostki wybitne, których osiągnięcia bledną pod kolejnym konfliktem i kryzysem. To wszystko już oczywiście było, ale to nie umniejsza treści opowiadania.

Oszczędny styl i krótkie zdania to główne cegiełki klimatu wyobcowania oraz osobistej porażki bohatera. Co prawda, nie wiem, czemu nie uznał, że odkrycie może uspokoić sytuację na świecie. Z drugiej strony charakterów jest tyle, ilu ludzi, więc teoretycznie każde zachowanie jest równie prawdopodobne. Właściwie nazwałbym ten tekst wręcz surowym, odartym z każdej zbędnej rzeczy, ale jednocześnie dla mnie trochę za bardzo zostawiającym sprawy w sferze domysłów. Nie przepadam, natomiast doceniam warsztatowo.

Pozdrawiam

Witaj, Reg.

Miło mi, że czytałaś z przyjemonością. No i że szort wywołał jakieś emocje :). Faktycznie, wybrałem sobie dosyć przygnębiający moment “przyszłej historii” (taki jakby oksymoron) naszego gatunku.

Już mi te piersi Gakikara wypominał, ale skoro i Ty ganisz mnie za nie, to się dalej nie upieram i jest teraz pierś.

Dziękuję za odwiedziny, komentarz i bardzo solidnie uzasadnioną sugestię.

 

Witam,  Mary Ann.

Dzięki za wizytę i lekturę oraz treściwy komentarz. Najważniejsze, że się podobało, dobrze się czytało i zdało się solidnie napisanym szortem. Oczywiście zawsze można coś poprawić i dopracować, ale w pewnym momencie lepiej już nie poprawiać w nieskończoność tylko dać tekstowi zaistnieć. 

 

Hej, Zanaisie.

Tym bardziej doceniam, żeś się przemęczył i przeczytał tego szorta, skoro gatunek Ci wybitnie nie leży. O Chiangu wspominała już w jakimś kontekście (odbioru? wrażeń, bo przecież nie umiejętności) Nir, ja oczywiście nawet nie porównuję swoich wypocin do poziomu pisarstwa Chianga, ale bardzo mnie cieszą jakiekolwiek porównania do tak świetnego autora s-f. Nawet jeśli to byłoby podobieństwo używanych znaków interpunkcyjnych. 

Przekaz odczytujesz w zasadzie zgodnie z moimi intencjami, ale pozostaję otwarty na każdą interpretację. Cieszę się właściwie, że jakiś tam przekaz jest zauważalny przez czytelników. Chociaż różnie bywa z jego odbiorem.

Oszczędny styl i krótkie zdania to główne cegiełki klimatu wyobcowania oraz osobistej porażki bohatera. (…) Właściwie nazwałbym ten tekst wręcz surowym, odartym z każdej zbędnej rzeczy (…)

Mnie ogólenie ciągnie do pisania przejrzystego, klarownego, pozbawionego ozdobników, wodotrysków i niepotrzebnych słów. Wilkowe konkursy z rygorystycznym limitem są świetnym poligonem dla takich prób. Jak wiadomo są przynajmniej dwie szkoły – miłośnicy stylu bogatego, wypieszczonej formy, językowych popisów oraz zwolennicy pomysłu, opowieści, usuwający każde zbędne słowo. Bliżej mi do tych drugich, nazwijmy ich nawet rzemieślnikami.

“jednocześnie dla mnie trochę za bardzo zostawiającym sprawy w sferze domysłów” – a tego akurat nie rozumiem. Jakie właściwie domysły masz na myśli? Że nie wyjeżdżam kamerą na front i nie relacjonuję wydarzeń na świecie? Że nie cofnąłem się w czasie do chwili, gdy Indianie malowali na skałach, czy że nie poleciałem na planetę obcej cywilizacji nadającej sygnał? 

Pamiętaj, Zanaisie, że to kameralna opowiastka na 1000 słów. To właśnie ta perspektywa “cichego miejsca na uboczu” wydała mi się interesująca. A sytuację na świecie i działania Huberta relacjonuję w zasadzie dosyć bezpośrednio. 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Bardzo proszę, Marasie.

Miło mi, że mogłam się przydać i cieszę się, że zdołałam cię nakłonić do zrezygnowania z piersi w liczbie mnogiej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cokolwiek bym teraz odpowiedział zabrzmi to dziwnie… Dzięki, Reg.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli prężąc dumnie własną pierś, zachowasz zainteresowanie piersiami pań. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Marasie

jednocześnie dla mnie trochę za bardzo zostawiającym sprawy w sferze domysłów” – a tego akurat nie rozumiem. Jakie właściwie domysły masz na myśli? Że nie wyjeżdżam kamerą na front i nie relacjonuję wydarzeń na świecie? Że nie cofnąłem się w czasie do chwili, gdy Indianie malowali na skałach, czy że nie poleciałem na planetę obcej cywilizacji nadającej sygnał? 

To jest właśnie to subiektywne spojrzenie, dlatego pisze “dla mnie” – chciałbym się dowiedzieć, czy sytuacja na świecie to wynik jakiegoś globalnego konfliktu, czy tylko rozbuchanie małych problemów, które rozlewają się na kolejne kraje. Albo trochę więcej przemyśleń bohatera na temat obcej cywilizacji i jego własnych decyzji.

Tylko to wszystko jest niekoniecznie potrzebne. Jak sam mówisz są różne szkoły pisania i ja wolę raczej tą mniej surową. Dlatego mogę dać tylko moje odczucia, które nie są w żadnej mierze wyznacznikiem jakości Twojego tekstu.

Marasie, nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli prężąc dumnie własną pierś, zachowasz zainteresowanie piersiami pań. ;)

Wiesz, Reg, akurat ostatnio mi tutaj narzucają tu i ówdzie dekolty kobiece, a teraz jeszcze Ty wspominasz o zainteresowaniu piersiami pań. To doprawdy niefortunny zbieg okoliczności. Jako że jestem od lat w związku, mogę wyrazić jedynie ubolewanie, że mnie skojarzono nie wiadomo z jakich powodów z biustami. Zapewniam oficjalnie, że moje zainteresowanie jest ograniczone i sprecyzowane.

 

 

Zanaisie.

(…) chciałbym się dowiedzieć, czy sytuacja na świecie to wynik jakiegoś globalnego konfliktu, czy tylko rozbuchanie małych problemów, które rozlewają się na kolejne kraje. Albo trochę więcej przemyśleń bohatera na temat obcej cywilizacji i jego własnych decyzji.

Tylko to wszystko jest niekoniecznie potrzebne.

 

– Hmm. No ale zawsze można też zapytać, czy ten Mikołaj z robota był produkcji japońskiej czy niemieckiej, co sobie myślał jego twórca wybierajac akurat taką formę posłańca, albo skąd dokładnie przypłynęły żółte zęby i jakiego rodzaju ożaglowania używały oraz co je skłoniło bezpośrednio do migracji. Myślę, że są rzeczy, których w tekście nie ma jak umieścić, zwłaszcza takim na 1000 słów, i nie zawsze (jak zauważyłeś) są one potrzebne. Bo w sumie jakie ma znacznie dla powyższej opowieści, czy sytuacja na świecie to konflikt globalny czy raczej suma lokalnych?

No i czy na miejscu byłyby dywagacje i rozkminy Huberta, czy nie lepiej pokazać go (i te decyzje) w działaniu?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, być może to faktycznie niefortunny zbieg okoliczności, ale bardzo żałuję, że napisałam zdanie, które Cię dotknęło. Przepraszam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie, nie, Reg, nie masz czego żałować. Przecież wiem, że to był tylko niewinny żart i w żaden sposób mnie nie uraziałaś. Nie masz więc za co przepraszać. Po prostu wystąpiła jakaś kumulacja żartów na temat marasa i biustów i dziwnie wyszło. Jako stateczny facet w związku, poczułem się lekko niezręcznie w obliczu tej kumulacji i to wszystko.

Po przeczytaniu spalić monitor.

OK, Marasie, ulżyło mi. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To dobrze, Reg. Teraz mi ulżyło. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć!

 

Ciekawe, taki opis człowieka w azylu. Cały świat staje w ogniu, a tutaj rozgwieżdżone niebo i herbata. Motyw obcej cywilizcji, która prawdopodobnie próbowała nawiązać kontakt, daje do myślenia, bo czy ludzie byliby dla nich partnerami do rozmowy. Jeśli dobrze rozumiem, to bohater doszedł do wniosku, że nie. A gdyby obcy mieli złe zamiary, to tym bardziej pogrążona w chaosie Ziemia nie miałaby szans. Widzę tu jeszcze jeden aspekt, informacja jaką odkrył mogłaby się stać kartą przetargową w konflikcie.

To trochę taka historia ostatniego rozsądnego człowieka, który obserwuje wariatów i nic nie jest w stanie zrobić. Jak na tak krótki tekst to sporo elementów tu pokazałeś. 

 

Witam, Alicellę.

Masz rację, La Silla to pewnego rodzaju azyl. Z dala od świata, pod gwiazdami, które świecą od miliardów lat i dalej będą świecić przez miliardy lat, gdy nas już nie będzie.

Co prawda obca cywilizacja nieomal rozminęła się z ziemską, wszak dzieli ją od Ziemi około 1,5 tys lat świetlnych i może tamta już nawet nie istnieje, ale faktycznie, realny czy mało realny kontakt ale sama świadomość tego, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie może i mógłaby coś zmienić. Hubert podjął jednak inną decyzję. Czy rozsądną? Zostawiam to czytelnikowi.

Dzięki za wizytę, lekturę i komentarz.

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ten zwrot Huberta taki trochę pretensjonalny (i na swój sposób przewidywalny), a przesłanie – mam wrażenie – to ostatecznie krótkie przesłanie prodemokratyczne lub pacyfistyczne, bez większego uzasadnienia :P

 

Kodując zmiennymi Fouriera, można w ten sposób przesłać sporo informacji. Chcesz zobaczyć, jak to działa?

Co to za kodowanie? Bo brzmi trochę (a może i nie tylko trochę) podejrzanie, szczególnie przy komunikacji na taką odległość (czymkolwiek by to nie było :P)

Слава Україні!

Witam dyżurnego Golodha.

Ten zwrot Huberta taki trochę pretensjonalny (i na swój sposób przewidywalny), a przesłanie – mam wrażenie – to ostatecznie krótkie przesłanie prodemokratyczne lub pacyfistyczne, bez większego uzasadnienia :P

Mam zupełnie inne zdanie na ten temat.

 

Co to za kodowanie? Bo brzmi trochę (a może i nie tylko trochę) podejrzanie, szczególnie przy komunikacji na taką odległość (czymkolwiek by to nie było :P)

W sieci jest sporo artykułów na ten temat.

Pierwszy z brzegu: https://www.sseti.pl/sygnaly_optyczne.html

 

Dziękuję za wizytę i komentarz :P

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Interesujące, dzięki. Poczytam sobie :)

Слава Україні!

A proszę bardzo. To rzeczywiście interesujące, a nie podejrzane (trochę czy nie tylko trochę) ;).

Po przeczytaniu spalić monitor.

A tu proszę jaki piękny szort :)

 

Tym razem podobało mi się bardzo. Cisza nie jest u Ciebie tylko tytułem, czuć ją w całym opowiadaniu. Samotność błogosławieństwem i przekleństwem, no no. 

Bardzo skutecznie i wiarygodnie zaprojektowałeś przyszłość w kilku zaledwie zdaniach. Często, gdy ktoś próbuje bawić się w proroka, wychodzi to pretensjonalnie i sztucznie. Nie w tym wypadku.

No i do tego wszystkiego to wielkie odkrycie, którego nie ma komu przekazać, bo nikt nie zasługuje, by się o nim dowiedzieć. Wyrok i decyzja małej jednostki w sprawie ogromnej wagi – jakże mi się to podobało :)

Krótkie, a tak wielopoziomowe. Kameralne, a jednocześnie traktujące o sprawach zasadniczych.

 

Gratuluję i zazdroszczę,

 

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Witam pod kolejnym opowiadaniem, fmduval.

 

Cieszę się, że tym razem opowiadanie się podobało. Mam świadomość, że nie zawsze trafimy w gust czytelnika i jeszcze się taki nie urodził… itd. Odczytałeś powyższego szorta w sumie tak, jak autor by tego sobie życzył. Ta cisza miała być odczuwalna. No i cisza w tytule miała również nawiązywać do faktu, że La Silla milczy. Milczy, bo Hubert nie powie nikomu, że coś „usłyszał” i milczy, bo La Silla nikomu nie odpowie. Resztę również odczytałeś bezbłędnie. Także tę kameralność zestawioną ze sprawami wielkiej wagi.

Dziękuję za odwiedziny, lekturę i Twoją opinię oraz miłe słowa.

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wyzwana, że nie czytam Marasa, przeczytałam, bo krótkie ;) a ostatnio na powyżej 20k nie bardzo mam czas, bo jak odłożę w środku na kilka dni, to zapominam, o czym czytałam.

Ładne, smutne, ładnie napisane, jest stylistyczny pomysł z tymi domknięciami krótkimi, lekko ironicznymi podsumowaniami.

Ale jakkolwiek przeczytałam dwa razy, to chyba jestem informatycznie zbyt mało kumata, żeby naprawdę zrozumieć, na czym polega tu “interwencja informatyka”, więc podejrzewam, że coś mi umknęło :(

http://altronapoleone.home.blog

Witam, Drakainę!

 

I tak wpisem pod poradnikiem udało mi się zaprosić Cię do lektury mojego tekstu. Sprytnie wybrałaś tego króciaka, a przecież mój ostatni tekst na portalu betowałaś i wystarczyłoby posklejać opinie z bety i komentarz gotowy ;). Żartuję oczywiście.

Dzięki za lekturę i miłe słowa. Fajnie, że zauważyłaś to zagranie stylistyczne. Jeśli zaś chodzi o interwencję informatyka… Hubert był informatykiem, a w wyniku jego „interwencji” ludzkość nie dowiedziała się o istnieniu innej cywilizacji. Tak to mniej więcej miało wyglądać. To proste skojarzenie z hasłem konkursowym i pewnie je podświadomie wyłapałaś, tylko szukałaś bardziej skomplikowanych odniesień „informatycznych”. Niepotrzebnie :)

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Okej, rzeczywiście nie przyszło mi to do głowy jako “interwencja” ;)

http://altronapoleone.home.blog

Powiadają, że najciemniej pod latarnią ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Czytałam już ten tekst w antologii, ale z przyjemnością go sobie odświeżyłam.

Fajne, podobało mi się, świetnie się czytało, wiadomo.

No, “zestaw obowiązkowy” odhaczony (jakby ktoś miał wuzetkę, to zjem).

 

Noce nad Obserwatorium La Silla należą do najciemniejszych na Ziemi, ale niebo jest jasne od gwiazd. W ich świetle można czytać książkę.

Zatrzymało mnie pierwsze zdanie, co ogólnie (prawie) zawsze źle wróży, bo albo jest ciemno, albo jasno, ale rozumiem, o co chodzi.

Oczywiście rzuciły mi się w oczy puste wersy (mam chyba skrzywienie z antologii: żadnych pustych wersów, usuwamy fanaberie autorskie, ujednolicamy!), z tym, że tutaj mi to pasuje.

Sama historia nie jest bardzo skomplikowana: facet odebrał sygnał z kosmosu i sam podjął decyzję, co z nim zrobić. Nie wiadomo, dobrą czy złą, ale wiadomo, co na nią wpłynęło. A z drugiej strony można się w niej doszukać innych płaszczyzn. Człowiek podejmujący decyzję za całą ludzkość. Ludzkość dążąca do samozagłady. Zerwanie kontaktu w dobrej wierze. Problemy komunikacyjne – trafienie w zły moment, na niewłaściwą osobę. Zestawienie ciszy, spokoju z burzą i niepokojem, przenikanie się tego, co niby jest daleko, ale ma wpływ na to, co tutaj.

Piszesz bardzo prosto, surowo, oszczędnie, bez dziwnych ozdobników, niepotrzebnego rozwlekania. I jednocześnie treściwie. Tak jakbyś musiał liczyć słowa. A mimo tego jest nastrojowo, tworzysz klimat bez zbędnych dodatków.

Dopił herbatę i zszedł na ziemię.

Tutaj nawet w jednym zdaniu napisałeś dwie rzeczy.

I mam wrażenie, że cały tekst jest taki: oszczędny, przemyślany, dopracowany i o czymś.

Przynoszę radość :)

mam chyba skrzywienie z antologii: żadnych pustych wersów, usuwamy fanaberie autorskie, ujednolicamy!

No to ja tylko napiszę, że w Zapomnianych Snach założycielsko przyjąłem, ze pewne rzeczy pozostawiam autorom. Oczywiście nie wszystkie, ale jednak część tak (ot, chociażby to, jakie “gwiazdkowanie” używają do przerw między partiami tekstu). Może to i nie jest w pełni “pro”, ale też uparcie trzymam się tego, ze ZS ma pewną nutę kultury zinowej, a niektórzy autorzy mają swoje specyficzne zakręty estetyczne, to czemu im tego nie dać :)

 

Ale widzisz, że nie krzyczę na marasa przecież ;)

Przynoszę radość :)

Hej, Anet!

 

Czytałam już ten tekst w antologii, ale z przyjemnością go sobie odświeżyłam.

Fajne, podobało mi się, świetnie się czytało, wiadomo.

– cieszę się, że się podobało i było warte odświeżenia Twoim zdaniem. Czy „wiadomo” to nie wiem.

 

No, „zestaw obowiązkowy” odhaczony (jakby ktoś miał wuzetkę, to zjem).

– nie załapałem, jaki zestaw obowiązkowy? ;(

 

Sama historia nie jest bardzo skomplikowana […] Piszesz bardzo prosto, surowo, oszczędnie, bez dziwnych ozdobników, niepotrzebnego rozwlekania. I jednocześnie treściwie. Tak jakbyś musiał liczyć słowa. A mimo tego jest nastrojowo, tworzysz klimat bez zbędnych dodatków.

– nie ma co ukrywać, dosłownie liczyłem słowa (bo Wilka konkursy i nabory to zazwyczaj ostre limity) i starałem się opowiedzieć prostą historię z jakimś przekazem, zawartą i dopasowaną w określonej liczbie słów/znaków. Przyznam szczerze, że to świetne ćwiczenie, doskonała nauka czyszczenia tekstu z wszelkich śmieci, niepotrzebnych słów, a zarazem klarownego wyrażania myśli i szlifowania prostoty stylu i języka (której jestem zwolennikiem). 

 

Dopił herbatę i zszedł na ziemię.

 

Tutaj nawet w jednym zdaniu napisałeś dwie rzeczy.

– nawiązując do tego powściągliwego języka – w ograniczonym limicie można czasem przemycić więcej treści, stosując właśnie metodę „dwa w jednym”, podtekstu, ukrytego sensu. Naprawdę miło gdy ktoś dostrzega i docenia takie detale. Wymyślamy je po to, żeby ktoś je odkrył :). W tekście jest kilka takich momentów stosujących technikę „dwa w jednym”, np. to: ”Najpierw w rozdzielczości 4K obejrzał postanarchistów ścierających się z policją w Waszyngtonie. Potem równie ostre sceny z Kairu i Sydney”.

 

I mam wrażenie, że cały tekst jest taki: oszczędny, przemyślany, dopracowany i o czymś.

– takie były moje intencje, więc cieszę się, że Twoim zdaniem nie poniosłem klęski.

 

Oczywiście rzuciły mi się w oczy puste wersy (mam chyba skrzywienie z antologii: żadnych pustych wersów, usuwamy fanaberie autorskie, ujednolicamy!), z tym że tutaj mi to pasuje.

No to ja tylko napiszę, że w Zapomnianych Snach założycielsko przyjąłem, ze pewne rzeczy pozostawiam autorom […] a niektórzy autorzy mają swoje specyficzne zakręty estetyczne, to czemu im tego nie dać :)

Ale widzisz, że nie krzyczę na marasa przecież ;)

 

– tak, to był celowy zabieg (i ma jakiś sens w tym akurat tekście), ale nie wszystkim przypadł do gustu, ale fajnie, że Wilku i redaktor Wicked to przepuścili. I skoro Ci to pasuje, Anet, to domyślam się, że też byś to przepuściła w redakcji.

 

Dziękuję za wizytę, ponowną lekturę i miły komentarz, Anet!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Zwykle piszę po prostu “fajne” albo “podobało mi się” i jakoś mi się to skojarzyło/nazwało “zestawem obowiązkowym”, a to już z “Misiem” ;)

Cóż… myślę, że nie jest tajemnicą, że ja też nie szastam słowami ;)

 

 

Przynoszę radość :)

Cześć, mr.maras.

Kurczę, przeczytałem komentarze innych i… Mimo wszystko postanowiłem być szczery.

Czy podobało mi się? Tak, ale moim zdaniem to opowiadanie ratuje jedynie styl. Pomysł bardzo popularny, fabuła też nie bez szału, a przesłanie… cóż, dla mnie nie wybrzmiało należycie. 

Choć moim zdaniem szort zasługuję na bibliotekę, to jednak w porównaniu do innych twoich utworów jest po prostu przeciętny. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Hej, Młody pisarzu!

 

Szczerość przede wszystkim :) Nie ma co się szczypać, skoro do gustu przypadł jedynie styl, to trzeba to napisać wprost. Lubię tego szorta, ale mam świadomość, że nie każdemu przypadnie do gustu (to zwyczajnie niemożliwe). Czy fabuła jest bez szału? Pewnie tak, to kilka dni w Andach i poza sygnałem od obcej cywilizacji i chaosem na świecie niewiele się dzieje. A i to dzieje się gdzieś daleko. Pomysł popularny? No nie wiem za bardzo, co masz na myśli, bo pomysł na ten tekst to facet, który z pewnych powodów postanawia ukryć przed ludzkością pierwszy kontakt, a z taką sytuacją się nie spotkałem w przeczytanej literaturze. Przesłanie… no przesłanie takie rzekłbym pacyfistyczno-ekologiczne i w sumie nie wiem, jak mogłoby mocniej wybrzmieć w takim klimatycznym dosyć szorcie. 

Każdy głos się liczy, skoro Tobie tekst wydał się przeciętny, kilku innym czytelnikom zbyt sentymentalny lub nawet emo, dla kolejnych jest zaś bardzo klimatyczny i udany, dla następnych wręcz znakomity, a ja sam darzę go sympatią, to mamy całkiem spory przekrój odczuć i wrażeń. I to naturalne. 

Dzięki za odwiedziny i szczery komentarz. I miło mi, że kontynuujesz lekturę moich opowiadań portalowych. Pozdrawiam!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Żeby to, cholera, nie było takie prawdziwe.

W okolicach połowy, trochę mi się dłużyło.

lck

Witaj lechckrolu!

 

Tekst wyprzedził najazd Rosji na Ukrainę (u mnie umyślnie jest bardziej nierealna [zdawałoby się…] Finlandia) i jest dosyć ponury w wymowie, ale lubię go za oszczędność środków i klimat. Szkoda, że się dłużyło, przy tak krótkiej formy to niestety nie brzmi najlepiej dla autora. 

Dzięki za wizytę, lekturę i komentarz, Lechckrolu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Noce nad Obserwatorium La Silla należą do najciemniejszych na Ziemi, ale niebo jest jasne od gwiazd.

To nie jest dobre zdanie na początek tekstu. To w ogóle nie jest dobre zdanie.

 

Hubert oparł się o barierkę i rozejrzał po nagich brunatnych szczytach – surowy krajobraz przywodził na myśl powierzchnię innej planety.

Jak dla mnie, to opowiadanie zaczyna się w tym miejscu. I jako zdanie otwierające, brałbym w ciemno. Jest świetne.

 

Kilka tygodni temu, gdy został jedynym mieszkańcem stacji, przeniósł się z dormitorium do hotelu.

Gryffindor!

 

Tylko Felipe przyszedł się pożegnać, na odchodnym zostawiając Hubertowi jointa.

Eee… okej xD Kim jest Filipe? Czy Hubert zapłacił za jointa? Skąd mieli dragi? Jedno zdanie, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi! :(

 

Nic dziwnego, że gdy Felipe, Chilijczyk z La Sarena, oprowadzał go po ośrodku, Hubert czuł niemal euforię.

Ok, jest odpowiedź! :D I teraz rozumiem, w tym miejscu przedstawienie postaci ma więcej sensu.

 

Mimo nietypowej sytuacji starał się zachować porządek rzeczy i po sześciodniowym weekendzie poniedziałki poświęcał na pracę.

Okej, to jest świetne. XD

 

 

Mógłbym jeszcze wskazać dużo ( :-) ) “pikantnych” fragmentów, ale przejdę może do sedna. :)

 

Tekst skojarzył mi się z “Terminusem” Lema. Nie wiem, czy taki był zamysł, czy też jest to dla Ciebie zaskoczeniem, ale już tłumaczę. W “Terminusie” mamy robota, który wystukuje alfabetem Morse’a rozmowę zmarłej załogi rakiety, która uległa zniszczeniu. Pirx go odnajduje (tego robota), ale postanawia nikomu nie wyjawiać tajemnicy. Skazuje robota na demontaż, unicestwienie, a wraz z nim ginie wielkie odkrycie. U Ciebie też jest coś takiego, choć chodzi o sygnał z kosmosu.

Styl mi się mega podoba. I choć nie uważam, aby było to opowiadanie pozbawione wad, to czytałem z prawdziwą przyjemnością. I to trzy razy.

Hej, Corrinie!

 

To nie jest dobre zdanie na początek tekstu. To w ogóle nie jest dobre zdanie.

To zdanie ma swoich wrogów i może z dwóch zwolenników. Faktycznie jest tutaj karkołomna wolta (ciemno a jasno) i pewnie gdyby nie fakt, że opowiadanie już się ukazało w antologii, coś bym z tym jednak po głosach czytelników zrobił.

 

Jak dla mnie, to opowiadanie zaczyna się w tym miejscu. I jako zdanie otwierające, brałbym w ciemno. Jest świetne.

To bardzo celna i dobra uwaga oraz sugestia. Odpowiem jak wyżej. 

 

Gryffindor!

Pisząc ten tekst analizowałem układ stacji w La Silla i tam naprawdę jest dormitorium.

 

 

Tekst skojarzył mi się z “Terminusem” Lema. Nie wiem, czy taki był zamysł, czy też jest to dla Ciebie zaskoczeniem, ale już tłumaczę. W “Terminusie” mamy robota, który wystukuje alfabetem Morse’a rozmowę zmarłej załogi rakiety, która uległa zniszczeniu. Pirx go odnajduje (tego robota), ale postanawia nikomu nie wyjawiać tajemnicy. Skazuje robota na demontaż, unicestwienie, a wraz z nim ginie wielkie odkrycie. U Ciebie też jest coś takiego, choć chodzi o sygnał z kosmosu.

 

Osobiście uważam “Terminusa” za najlepsze opowiadanie Lema, a Lema bardzo lubię. Jest też pierwszym na mojej liście "tekstów do sfilmowania". Myślę, że nawet polskie kino mogłoby zrobić z tej kameralnej opowieści super film. Oczywiście wspominasz ten tekst Mistrza wyłącznie w kontekście skojarzeń fabularnych, ale i tak jest mi miło. Co ciekawe, nasze interpretacje pewnych wątków "Terminusa" nieco się różnią, ja nie nazwałbym historii wystukanej przez robota "wielkim odkryciem". Robot jako świadek i jedyny "ocalały" z katastrofy sprzed lat, utrwalił w pamięci całą "rozmowę" umierającej i rozdzielonej załogi, a Pirx w finale po prostu uszanował pamięć zmarłych i niejako pozwolił im odejść, bo poniekąd żyli zawieszeni w owej tragedii, odgrywanej przez Terminusa. 

 

 

Styl mi się mega podoba. I choć nie uważam, aby było to opowiadanie pozbawione wad, to czytałem z prawdziwą przyjemnością. I to trzy razy.

Dzięki za miłe słowo. Jak każdy tekst, ten też ma swoje wady, ale cieszę się, że lektura okazała się przyjemna. Chyba że o tej przyjemności i stylu to było o "Terminusie"? Bo trzykrotna lektura to na pewno o “Terminusa” chodziło?

Miło, że wpadłeś i dzięki za cenny i obszerny komentarz.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Bo trzykrotna lektura to na pewno o Terminusa chodziło?

Nie, Terminusa przeczytałem raz.

 

ja nie nazwałbym historii wystukanej przez robota "wielkim odkryciem"

Przepraszam, użyłem zbyt wielkiego skrótu myślowego. Nie chodziło mi oczywiście, że to stukanie robota było odkryciem. Odkrycie to na przykład:

– To, że robot szukał kota (tak był zaprogramowany? czy może czuł się samotny? czy robot może czuć się samotny?)

– To, że robot poił wodą szczury (chyba tak było, już dokładnie nie pamiętam, pytania jak wyżej)

– Pewnie coś jeszcze, ale nie pamiętam.

 

W świecie wykreowanym w tym opowiadaniu przez Lema nie było raczej aż tak zaawansowanej technologii. Pirx wolał nie wnikać w szczegóły, i prawdopodobnie nie chciał.

 

 

Twoje opowiadanie nie budzi aż tylu pytań, ale nadal jest dobre.

Roboty (ale też androidy) u Lema miały sporo cech jakby… ludzkich. Aniel z "Wypadku", sztuczna załoga w "Teście", wspomniane przez Ciebie zachowania Terminusa, zbuntowany robot w “Polowaniu" itd. O tekstach czysto robocich z “Cyberiady” i “Bajek robotów” nie wspominając.

Po przeczytaniu spalić monitor.

A, to możliwe, że Twoja interpretacja jest bliższa temu, co chciał Lem przekazać. No nic, muszę nadrobić lekturę.

Tego nie wiem, każdy interpretuje po swojemu, żadna interpretacja nie jest uprzywilejowana, może to ja się mijam z intencjami Lema? Pirxa lubię sobie powtarzać (Tichego też), także w chyba niedocenianym “Fiasku”, gdzie wprawdzie żegnamy bohatera, ale być może nie do końca.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nowa Fantastyka