Hak’iel wpatrywał się w bezkresną, czarną pustkę. Tak ją określał, chociaż wiedział, że tętniła życiem. Miliony gwiazd i jeszcze więcej planet, a wśród nich ta, która interesowała go najbardziej. Aarde, czyli Ziemia, bo tak nazywali ją sami Aardejczycy, całkowicie go pochłonęła. Myślał o niej dniami i nocami, śledził badania i oglądał najświeższe zdjęcia. Była piękna.
Jego siostra Zihrath żartowała, że się po prostu zakochał, ale to było złe określenie. Aarde budziła raczej podziw, nie miłość. Podziw i może tęsknotę za rzeczami, miejscami i czasami, których nie znał, ale chciał poznać i może wkrótce będzie miał taką szansę. Przynajmniej w pewnym stopniu.
W myślach wciąż przewijał wydarzenia z ostatnich godzin i przeżywał je na nowo. Zdawał sobie sprawę, że wchodził na zupełnie inną drogę. Drogę, która może obrócić jego codzienność o sto osiemdziesiąt stopni i całkowicie zmienić postrzeganie świata.
Poczuł, że ktoś natarczywie sonduje jego umysł. Na tej częstotliwości mogła to być tylko Zihrath, której kilkadziesiąt minut wcześniej wysłał zwięzłą wiązkę myśli z podsumowaniem rekrutacji.
– I jak? – zapytała, gdy otworzył się na nią.
– Przecież już wiesz.
– Znam tylko efekt, a chcę poznać szczegóły. Pokaż mi wszystko.
Hak’iel przywołał w umyśle wspomnienie niedawno odbytego spotkania i ponownie zalała go fala zdenerwowania wymieszanego z ekscytacją. Startował na to stanowisko kolejny raz i chociaż nie była to dobrze płatna praca, przynajmniej na początku, to mogła otworzyć mu wiele drzwi.
Siedział naprzeciwko szklanej ściany, która…
– Zmienili zasady?
– Tak, mają nowego AR-owca i ostatnio przeorganizowali firmę.
– Ciekawe.
– Ciekawie zrobi się za chwilę, patrz.
Siedział naprzeciwko szklanej ściany, pełniącej funkcję wielkiego ekranu, teraz jeszcze wygaszonego. Po chwili pojawił się napis w jednym z języków aardejskich, który Hak’iel szybko rozszyfrował, i krótka instrukcja:
Poziom 0
Cel: 29°52'05.4"N 31°12'54.0"E
Działania: usunąć ślady Pierwszej Generacji
– Sprytne – zaśmiała się Zihrath. – To już stażyści nie sprzątają brudów, tylko rekruci?
– Widocznie reorganizacja to także cięcie kosztów, ale wyciągnąłem z tego, ile się da. Zobacz sama.
Napis z ekranu zniknął, a jego miejsce zajął obraz niebieskiej planety, który zawsze go zachwycał. Zwłaszcza oglądany w czasie rzeczywistym. Aarde zdawała się trwać w bezruchu, ale wiedział, że tam na dole toczy się życie. Szybko się jednak otrząsnął, bo miał zadanie do wykonania. Wywołał terminal i wprowadził dane. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył lokalizację. No tak, cóżby innego.
Namierzenie dokładnego miejsca sprawiło mu trochę trudności, ponieważ nawigacja w ciemnych i wąskich korytarzach wymagała sporych umiejętności manualnych. W końcu jednak dotarł do stosunkowo niewielkiej, zakurzonej tablicy z hieroglifami. Przyjrzał się jej i zauważył dwa, które wymagały ingerencji.
I chociaż zasadniczo wykluczali wszelki interwencjonizm, to przepisy wprowadzono dopiero po tysiącu latach niczym nieograniczonych wycieczek, które mniej lub bardziej odciskały swoje piętno na tym świecie. Teraz starali się usuwać wszelkie znaki mogące ich zdradzić, zwłaszcza że sytuacja z Abydos pokazała, jak wiele emocji budzą.
Hak’iel zeskanował newralgiczne hieroglify i wyświetlił je w powiększeniu na ekranie. Wystarczyło lekko zamazać tu i ówdzie – ot działanie erozji – ale jeśli oceniano jego kreatywność, to chciał się wykazać.
Obrazki przedstawiały skafander i jeden ze starszych modeli latających pojazdów. Dość prymitywne oczywiście, ale nie dało się ich pomylić z niczym innym. Hak’iel szybko poradził sobie z pojazdem, który po kilku pociągnięciach wirtualnego dłuta stał się krokodylem i dobrze wpasował w opowiadaną przez starożytne pismo historię. Więcej inwencji twórczej wymagał skafander. Po chwili zastanowienia i paru operacjach edytorskich zamienił go w podobiznę Horusa.
– Trochę się popisywałeś – prychnęła Zihrath.
– Tylko trochę? Ale musisz przyznać, że mi wyszło.
– Niechętnie, ale przyznaję.
Hak’iel podmienił hieroglify i chwilę podziwiał swoje dzieło, zanim obraz zamigotał i pociemniał. Kilka sekund później na ekranie pojawił się kolejny napis:
Poziom 0
Cel: 29°52'05.4"N 31°12'54.0"E
Działania: usunąć ślady Pierwszej Generacji
Status: zaliczone
Nie napawał się długo swoim małym sukcesem, bo ocenę zadania zastąpiono kolejnym wyzwaniem:
Poziom 1
Cel: zlokalizować obiekt FRM221186-10:56:04
Działania:
– Czekaj, coś się zacięło. Nic nie widzę pod „działania” – przerwała mu ponownie Zihrath.
– Nic się nie zacięło, też nie widziałem.
– Jak to?
– Ten nowy AR-owiec ma zupełnie inne podejście – według niego wytyczne ograniczają. Stwierdził potem, że nie potrzebują służbistów, ale kogoś, kto rozumie całą ideę. Zresztą zobaczysz sama, patrz dalej.
Napis z ekranu zniknął, a jego miejsce zajął obraz niebieskiej planety, ale tym razem Hak’iel od razu przeszedł do rzeczy. Wprowadził współrzędne do terminalu i po chwili na ekranie pojawiła się nowa scena, widziana z perspektywy trzeciej osoby. Sprawdził lokalizację: Francja, Reims, 49°13'01.1"N 4°07'04.9"E i ją odhaczył. Banał, pierwszy poziom zaliczony.
Widok na ekranie się jednak nie zmieniał, Hak’iel wciąż mógł obserwować obraz, który zaczynał go niepokoić. Był niewyraźny, jakby zaparowany. Spróbował go wyregulować, ale bez skutku. Nachylił się bliżej i włączył dźwięk. Usłyszał trzaski, przyspieszony oddech i jakieś szumy. Oddalił kamerę, aby mieć lepszy widok, ale im wyżej, tym było gorzej. W końcu poznał przyczynę – część pomieszczenia zajął ogień, a jego języki powoli, ale systematycznie, przeskakiwały na okoliczne przedmioty. Szybko sprawdził, co z FRM221186-10:56:04.
Młody mężczyzna leżał na plecach i oddychał ciężko. W jednej dłoni trzymał pęknięty hełm strażacki, w drugiej zaś prymitywne, trzeszczące urządzenie, z którego dobywał się zniekształcony głos.
– Damien, odezwij się do cholery!
Ten, którego nazywano Damienem, podniósł urządzenie do ust i powiedział coś niewyraźnie.
– Nie słyszę cię dobrze, powtórz raz jeszcze. Gdzie jesteś?!
– …
– Merde! Gdzie jesteś?!
Hak’iel zastanawiał się, co zrobić. To, że nie powinien interweniować było raczej oczywiste, chociaż z drugiej strony zadanie nadal się nie skończyło, więc musiało mieć jakiś ukryty cel. A może nie? Może właśnie sprawdzano jego neutralność.
Ogień zajmował coraz większą powierzchnię, powoli zbliżając się do miejsca, gdzie leżał strażak. Hak’iel z niepokojem sprawdził jego parametry – ciągle miał szansę na ratunek, ale ten musiałby nadejść w ciągu kilku minut. Mężczyzna jednak się nie ruszał i oddychał coraz płycej. Kłęby dymu otulały ciało jak całun, a pożar wyciągał już ramiona w jego kierunku. Hak’iel poczuł nieprzyjemne uczucie, ale próbował je w sobie zdławić. Nic nie mógł zrobić. Nie mógł.
Nogawka spodni mężczyzny zajęła się ogniem, co sprawiło, że niektóre słupki parametrów gwałtownie poszybowały w górę. Nadal żył i czekała go bolesna śmierć.
Hak’iel przymknął oczy i wyzerował jego funkcje życiowe.
Ekran zamigotał i pociemniał, a po chwili pojawił się na nim napis:
Poziom 1
Cel: zlokalizować obiekt FRM221186-10:56:04
Działania:
Status: zaliczone
– Zaliczone? – zapytała z niedowierzaniem Zihrath. – Przecież złamałeś Pierwszą Zasadę.
– Nie chcę uprzedzać faktów, ale złamałem i nie złamałem jednocześnie. Sam byłem zaskoczony.
– Ten Aardejczyk – podjęła po chwili. – To było… trudne.
– Było – stwierdził krótko, bo nie chciał zagłębiać się w temat. – Zbliżamy się do końca, chcesz oglądać dalej?
– Tak.
Hak’iel wpatrywał się w napis, ale myślami wracał do sytuacji w magazynie. Gdzieś tam, setki miliardów kilometrów od niego, trwał dramat. Na pewno nie jedyny i nie największy, jednak akurat temu mógł zapobiec, przynajmniej częściowo.
Z ponurych rozmyślań wyrwało go kolejne odświeżenie ekranu i nowy napis:
Poziom 2
Cel: 71°36'26.5"N 52°26'42.2"E
Działania: zneutralizować zagrożenie
– Ile jeszcze tych zadań? – zapytała Zihrath z nutą lekkiego zniecierpliwienia w głosie.
– To już ostatnie.
Schemat się powtórzył – planeta, terminal i znalezienie wskazanej lokalizacji. Ponownie nie był zaskoczony, bo wokół tej bazy krążyło wiele mitów, zarówno wśród ich społeczności, jak i Aardejczyków. Zresztą jak wokół większości wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Wydarzeń, które mogły naruszyć kruchą równowagę w galaktyce.
Hak’iel domyślał się, że jego zadanie będzie czysto kosmetyczne, ponieważ sprawa była zbyt dużej wagi, aby zlecać ją rekrutowi. Jeżeli więc prowadzono stałą obserwację bazy, co on mógł zrobić? Przeskanował otoczenie i wykrył problem w postaci uzbrojonych głowic jądrowych, z których jedna budziła poważny niepokój – przy długości ośmiu metrów i wadze ponad dwudziestu ton, wywołałaby wybuch o sile pięćdziesięciu kiloton, czyli większej niż w przypadku obu bomb jądrowych zdetonowanych w Japonii. Najprostszym i najczęściej stosowanym rozwiązaniem w takich przypadkach było wyłączenie systemów elektronicznych lub spowodowanie awarii, która opóźniłaby prace. I tak bez końca.
I to właśnie zamierzał zrobić, gdy na ekranie pojawił się komunikat z wytycznymi: zneutralizuj zagrożenie – zdetonuj ładunek. Hak’iel znieruchomiał. Przy takim wybuchu, obszar zagłady miałby dwieście kilometrów kwadratowych, skażenia – prawie dziewięćset, a długofalowe skutki byłyby katastrofalne. Uznał to za błąd i odświeżył ekran, oczekując, że zobaczy inny komunikat. Ten się jednak nie zmienił.
Zneutralizuj zagrożenie – zdetonuj ładunek migało na czerwono, jakby zniecierpliwione jego wahaniem. Mógł to zrobić w kilka chwil, nie musiał nawet szukać osławionego czerwonego przycisku. Wystarczyło otworzyć boczny panel, wprowadzić kilka poleceń i zatwierdzić, a w ciągu paru sekund obszar wielkości niektórych krajów na tej planecie, zostałby zmieciony z powierzchni ziemi. Tylko po co?
Mijały minuty, a on nie umiał podjąć decyzji. Sytuacja w płonącym magazynie była zupełnie inna, bo tamten mężczyzna i tak umierał. Teraz zaś od jego decyzji zależały losy tysięcy istnień, którym mógł odebrać życie w oka mgnieniu. A przecież na tym by się nie skończyło, bo choroba popromienna zabijałaby dalej przez lata.
Wiedział, że istniała całkiem spora grupa lobbystów opowiadających się za bardziej radykalnymi rozwiązaniami, w tym za detonacjami bomb na obcych światach. Mieli dość niańczenia istot, które nie uczyły się na błędach. Hak’iel nie należał jednak do radykałów i był za czuwaniem nad rozwijającymi się rasami. Czuwaniem, nie zabijaniem, więc zignorował polecenie i zamiast tego wybrał sabotaż, czyli spalenie obwodów elektronicznych. Zrobił to z ciężkim sercem, bo prawdopodobnie przekreślał właśnie swoją szansę na obiecującą karierę, ale nie umiał i – przede wszystkim – nie chciał postąpić inaczej.
Gdy skończył, obraz zamigotał i pociemniał, a po chwili wyświetlił napis:
Poziom 2
Cel: 71°36'26.5"N 52°26'42.2"E
Działania: zneutralizować zagrożenie
Status: zaliczone
– Nic z tego nie rozumiem… – zaczęła Zihrath.
– Czułem to samo. O ile wcześniej byłem zaskoczony, to wtedy zupełnie ogłupiałem. Przynajmniej do czasu rozmowy z AR-owcem.
– Pokaż mi ją.
Hak’iel czytał wiadomość raz za razem, zastanawiając się, czy ktoś sobie z niego żartuje. Może mieli dość gościa, który nie umiał przyjąć odmowy i ciągle starał się o posadę przewyższającą jego kompetencje? Może chcieli go ośmieszyć, żeby nie zabierał im więcej czasu? Wiedział, że to niepoważne i niepasujące do tak dużej korporacji, ale nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, że coś jest nie tak – z nim lub z tą firmą.
Jego ponure rozmyślania przerwała ponowna zmiana obrazu na ekranie. Tym razem po drugiej stronie znajdował się rekruter, co było nowością, bo poprzednie spotkania kończyły się tylko krótkimi informacjami, że nie sprostał zadaniom, i lakonicznymi podziękowaniami.
AR-owiec długo wpatrywał się w niego, trwając w całkowitej ciszy. Hak’iel zastanawiał się, czy grzebie mu w głowie, bo chociaż sondowanie wymagało zgody, to część osobników miała wysokie uprawnienia. I równie wysokie umiejętności, które pozwalały niezauważalnie wślizgnąć się do umysłu.
– Dobra robota – odezwał się w końcu rekruter.
– T-tak?
– Jak mogłeś zauważyć, zmieniliśmy proces rekrutacji, bo był archaiczny. Tak samo, jak cały system firmy, który nie nadążał za galaktycznymi zmianami. A te nabierają tempa i jeśli chcemy utrzymać się w czołówce najlepszych, to potrzebujemy pracowników twojego pokroju.
– Jakimi zmianami?
– Możesz ich jeszcze nie widzieć, bo to zaledwie drobne pęknięcia w murze przestarzałej polityki, sztywnych zasad i stereotypowego myślenia. Ten mur jednak skruszeje, a wtedy będziemy tam, gdzie powinniśmy być.
– Rozumiem – potaknął Hak’iel.
– Nie, nie rozumiesz, ale nie szkodzi, ponieważ masz potencjał, aby zrozumieć. I nie tylko zrozumieć, ale wręcz odpowiednio wykorzystać. My z kolei wiemy, jak ten potencjał rozbudzić.
Hak’iel siedział w milczeniu, bo faktycznie nic z tego nie rozumiał. Miał za to wiele pytań, ale nie chciał się wygłupić. W końcu miał potencjał, a to brzmiało dumnie.
– Jeśli masz pytania, to teraz jest najlepszy czas, żeby je zadać – zachęcił go rekruter.
– Rzeczywiście mam kilka.
– Słucham?
– Zaliczyłem wszystkie zadania, nawet ostatnie, w którym nie wykonałem polecenia. Jak to możliwe?
– Nie potrzebujemy służbistów, ale samodzielnie myślących pracowników. Gdy odkryjesz alarmującą sytuację, musisz umieć podjąć właściwą decyzję, zwłaszcza wtedy, gdy czasu na zastanowienie jest mało. Podobnie w przypadku całkowicie bezsensownych żądań.
– Ale złamałem Pierwszą Zasadę…
– Złamałeś, ale od każdego prawa są wyjątki. Podjąłeś dobrą decyzję, bo uratowanie tego człowieka byłoby zbyt daleko idącą interwencją, jednak skrócenie jego cierpień pokazało, że masz w sobie pokłady empatii, których poszukujemy.
Hak’iel odetchnął z wyraźną ulgą i zadał kolejne z nurtujących go pytań.
– A trzecie zadanie? Co by się stało, gdybym je wykonał zgodnie z zaleceniem?
– Nie rozmawialibyśmy teraz. Oczywiście, nie dopuścilibyśmy do wysadzenia bomby, ale liczyliśmy, że wykażesz się asertywnością. Ruch antyaardejski rośnie w siłę, i chociaż nadal jest mniejszością, to stał się taką mniejszością, która powinna budzić niepokój. Co więcej, jego wpływy będą rosnąć, a naszym celem nie jest zniszczenie tej planety, lecz współpraca.
– Co to znaczy? Czy nawiążemy kontakt? – Hak’iel nie potrafił ukryć ekscytacji.
– Jeszcze nie teraz, ale to się stanie. I to prędzej niż później.
– To dlaczego mamy niszczyć ślady Pierwszej Generacji? To bez sensu.
– Wprost przeciwnie. Pierwsza Generacja sporo namieszała, nie dając niczego w zamian. Zachwiała rozwojem całkiem młodej rasy, która skupiła się na oddawaniu czci bóstwom z nieba i proszeniu o dary, zamiast pójść własną ścieżką i po swojemu rozwiązywać problemy świata. Obecnie znalezienie śladów dawnych odwiedzin jest tylko ciekawostką, może teorią spiskową, ale gdy już nawiążemy kontakt, stanie się niebezpieczne.
– Dlaczego?
– Jedno słowo: roszczeniowość. Już teraz wielu Aardejczyków wierzy, że stoimy za budową piramid czy innymi antycznymi osiągnieciami, a każdy kolejny, nawet lichy znak, który odnajdują, podsyca te plotki. Gdy nawiążemy kontakt, to takie plotki zyskałyby zupełnie nowy charakter, a zamiast partnera handlowego, dostalibyśmy roszczeniowego klienta, któremu zawsze mało.
– Ale co z tymi śladami, które już znaleźli?
– Stało się, trudno, ale im mniej dowodów, tym lepiej. Możemy tylko wyciągnąć z tego nauczkę.
– Jaką?
– Lepiej pojawić się za późno, niż zbyt wcześnie.
Hak’iel pokiwał w zamyśleniu głową. Może to była też nauka dla niego. Wcześniej startował na stanowisko, kierując się głównie wizją przyszłej kariery. Myślał o wszystkich drzwiach, które otwarłyby się przed nim po odbyciu chociażby stażu i o rosnących wykładniczo zarobkach. Teraz ta perspektywa także nie była mu obojętna, ale widział nad nią jasny cel.
– Kiedy mogę zacząć? – zapytał z nową siłą w głosie.
– Jesteś tam, Zihrath? Co o tym wszystkim sądzisz? – Hak’iel próbował ukryć dumę, ale bezskutecznie.
Zihrath milczała przez chwilę, co było do niej niepodobne. W końcu powiedziała, siląc się na dowcip:
– Cholera, nie wiesz, czy prowadzą jeszcze jakieś rekrutacje? Moja robota wydaje się teraz taka nudna.
– Pytam poważnie.
– Nie wiem, co o tym sądzić, ale podoba mi się ta wizja.
– Mnie też.