- Opowiadanie: OldGuard - Dlaczego się jeszcze nie spotkaliśmy?

Dlaczego się jeszcze nie spotkaliśmy?

Luźna interpretacja paradoksu Fermiego, w której więcej fiction niż science. 

 

Zapraszam do czytania, z góry dzięki, za zastawienie tutaj jakiegoś znaku, bo zależy mi na feedbacku :)

 

Dzięki betującym (ANOIARADEKSAGITT) za cenne uwagi :)

 

***

 

PS. Tekst był betowany, w międzyczasie opublikowany i po publikacji praktycznie natychmiastowo wycofany do kopii roboczej na kolejne poprawki, tak że nikt z forumowiczów (poza betującymi) go nie widział, ale publikując go ponownie z bety, wylądowałby na 2 stronie poczekalni... mój błąd, dlatego taki zabieg i nauczka na przyszłość, aby nie klikać za wcześnie.

 

Mam nadzieję, że publikując w ten sposób, nie łamię jakiegoś (niepisanego) regulaminu forum :). Jeżeli jest inaczej, to uświadomcie mnie w komentarzach :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dlaczego się jeszcze nie spotkaliśmy?

Hak’iel wpatrywał się w bezkresną, czarną pustkę. Tak ją określał, chociaż wiedział, że tętniła życiem. Miliony gwiazd i jeszcze więcej planet, a wśród nich ta, która interesowała go najbardziej. Aarde, czyli Ziemia, bo tak nazywali ją sami Aardejczycy, całkowicie go pochłonęła. Myślał o niej dniami i nocami, śledził badania i oglądał najświeższe zdjęcia. Była piękna.

Jego siostra Zihrath żartowała, że się po prostu zakochał, ale to było złe określenie. Aarde budziła raczej podziw, nie miłość. Podziw i może tęsknotę za rzeczami, miejscami i czasami, których nie znał, ale chciał poznać i może wkrótce będzie miał taką szansę. Przynajmniej w pewnym stopniu.

W myślach wciąż przewijał wydarzenia z ostatnich godzin i przeżywał je na nowo. Zdawał sobie sprawę, że wchodził na zupełnie inną drogę. Drogę, która może obrócić jego codzienność o sto osiemdziesiąt stopni i całkowicie zmienić postrzeganie świata.

Poczuł, że ktoś natarczywie sonduje jego umysł. Na tej częstotliwości mogła to być tylko Zihrath, której kilkadziesiąt minut wcześniej wysłał zwięzłą wiązkę myśli z podsumowaniem rekrutacji.

– I jak? – zapytała, gdy otworzył się na nią.

– Przecież już wiesz.

– Znam tylko efekt, a chcę poznać szczegóły. Pokaż mi wszystko.

 

Hak’iel przywołał w umyśle wspomnienie niedawno odbytego spotkania i ponownie zalała go fala zdenerwowania wymieszanego z ekscytacją. Startował na to stanowisko kolejny raz i chociaż nie była to dobrze płatna praca, przynajmniej na początku, to mogła otworzyć mu wiele drzwi.

Siedział naprzeciwko szklanej ściany, która…

 

– Zmienili zasady?

– Tak, mają nowego AR-owca i ostatnio przeorganizowali firmę.

– Ciekawe.

– Ciekawie zrobi się za chwilę, patrz.

 

Siedział naprzeciwko szklanej ściany, pełniącej funkcję wielkiego ekranu, teraz jeszcze wygaszonego. Po chwili pojawił się napis w jednym z języków aardejskich, który Hak’iel szybko rozszyfrował, i krótka instrukcja:

 

Poziom 0

Cel: 29°52'05.4"N 31°12'54.0"E

Działania: usunąć ślady Pierwszej Generacji

 

 – Sprytne – zaśmiała się Zihrath. – To już stażyści nie sprzątają brudów, tylko rekruci?

– Widocznie reorganizacja to także cięcie kosztów, ale wyciągnąłem z tego, ile się da. Zobacz sama.

 

Napis z ekranu zniknął, a jego miejsce zajął obraz niebieskiej planety, który zawsze go zachwycał. Zwłaszcza oglądany w czasie rzeczywistym. Aarde zdawała się trwać w bezruchu, ale wiedział, że tam na dole toczy się życie. Szybko się jednak otrząsnął, bo miał zadanie do wykonania. Wywołał terminal i wprowadził dane. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył lokalizację. No tak, cóżby innego.

Namierzenie dokładnego miejsca sprawiło mu trochę trudności, ponieważ nawigacja w ciemnych i wąskich korytarzach wymagała sporych umiejętności manualnych. W końcu jednak dotarł do stosunkowo niewielkiej, zakurzonej tablicy z hieroglifami. Przyjrzał się jej i zauważył dwa, które wymagały ingerencji.

I chociaż zasadniczo wykluczali wszelki interwencjonizm, to przepisy wprowadzono dopiero po tysiącu latach niczym nieograniczonych wycieczek, które mniej lub bardziej odciskały swoje piętno na tym świecie. Teraz starali się usuwać wszelkie znaki mogące ich zdradzić, zwłaszcza że sytuacja z Abydos pokazała, jak wiele emocji budzą.

Hak’iel zeskanował newralgiczne hieroglify i wyświetlił je w powiększeniu na ekranie. Wystarczyło lekko zamazać tu i ówdzie – ot działanie erozji – ale jeśli oceniano jego kreatywność, to chciał się wykazać.

Obrazki przedstawiały skafander i jeden ze starszych modeli latających pojazdów. Dość prymitywne oczywiście, ale nie dało się ich pomylić z niczym innym. Hak’iel szybko poradził sobie z pojazdem, który po kilku pociągnięciach wirtualnego dłuta stał się krokodylem i dobrze wpasował w opowiadaną przez starożytne pismo historię. Więcej inwencji twórczej wymagał skafander. Po chwili zastanowienia i paru operacjach edytorskich zamienił go w podobiznę Horusa.

 

– Trochę się popisywałeś – prychnęła Zihrath.

– Tylko trochę? Ale musisz przyznać, że mi wyszło.

– Niechętnie, ale przyznaję.

 

Hak’iel podmienił hieroglify i chwilę podziwiał swoje dzieło, zanim obraz zamigotał i pociemniał. Kilka sekund później na ekranie pojawił się kolejny napis:

 

Poziom 0

Cel: 29°52'05.4"N 31°12'54.0"E

Działania: usunąć ślady Pierwszej Generacji

Status: zaliczone

 

Nie napawał się długo swoim małym sukcesem, bo ocenę zadania zastąpiono kolejnym wyzwaniem:

 

Poziom 1

Cel: zlokalizować obiekt FRM221186-10:56:04

Działania:

 

– Czekaj, coś się zacięło. Nic nie widzę pod „działania” – przerwała mu ponownie Zihrath.

– Nic się nie zacięło, też nie widziałem.

– Jak to?

– Ten nowy AR-owiec ma zupełnie inne podejście – według niego wytyczne ograniczają. Stwierdził potem, że nie potrzebują służbistów, ale kogoś, kto rozumie całą ideę. Zresztą zobaczysz sama, patrz dalej.

 

Napis z ekranu zniknął, a jego miejsce zajął obraz niebieskiej planety, ale tym razem Hak’iel od razu przeszedł do rzeczy. Wprowadził współrzędne do terminalu i po chwili na ekranie pojawiła się nowa scena, widziana z perspektywy trzeciej osoby. Sprawdził lokalizację: Francja, Reims, 49°13'01.1"N 4°07'04.9"E i ją odhaczył. Banał, pierwszy poziom zaliczony.

Widok na ekranie się jednak nie zmieniał, Hak’iel wciąż mógł obserwować obraz, który zaczynał go niepokoić. Był niewyraźny, jakby zaparowany. Spróbował go wyregulować, ale bez skutku. Nachylił się bliżej i włączył dźwięk. Usłyszał trzaski, przyspieszony oddech i jakieś szumy. Oddalił kamerę, aby mieć lepszy widok, ale im wyżej, tym było gorzej. W końcu poznał przyczynę – część pomieszczenia zajął ogień, a jego języki powoli, ale systematycznie, przeskakiwały na okoliczne przedmioty. Szybko sprawdził, co z FRM221186-10:56:04.

Młody mężczyzna leżał na plecach i oddychał ciężko. W jednej dłoni trzymał pęknięty hełm strażacki, w drugiej zaś prymitywne, trzeszczące urządzenie, z którego dobywał się zniekształcony głos.

– Damien, odezwij się do cholery!

Ten, którego nazywano Damienem, podniósł urządzenie do ust i powiedział coś niewyraźnie.

– Nie słyszę cię dobrze, powtórz raz jeszcze. Gdzie jesteś?!

– …

– Merde! Gdzie jesteś?!

Hak’iel zastanawiał się, co zrobić. To, że nie powinien interweniować było raczej oczywiste, chociaż z drugiej strony zadanie nadal się nie skończyło, więc musiało mieć jakiś ukryty cel. A może nie? Może właśnie sprawdzano jego neutralność.

Ogień zajmował coraz większą powierzchnię, powoli zbliżając się do miejsca, gdzie leżał strażak. Hak’iel z niepokojem sprawdził jego parametry – ciągle miał szansę na ratunek, ale ten musiałby nadejść w ciągu kilku minut. Mężczyzna jednak się nie ruszał i oddychał coraz płycej. Kłęby dymu otulały ciało jak całun, a pożar wyciągał już ramiona w jego kierunku. Hak’iel poczuł nieprzyjemne uczucie, ale próbował je w sobie zdławić. Nic nie mógł zrobić. Nie mógł.

Nogawka spodni mężczyzny zajęła się ogniem, co sprawiło, że niektóre słupki parametrów gwałtownie poszybowały w górę. Nadal żył i czekała go bolesna śmierć.

Hak’iel przymknął oczy i wyzerował jego funkcje życiowe.

Ekran zamigotał i pociemniał, a po chwili pojawił się na nim napis:

 

Poziom 1

Cel: zlokalizować obiekt FRM221186-10:56:04

Działania:

Status: zaliczone

 

– Zaliczone? – zapytała z niedowierzaniem Zihrath. – Przecież złamałeś Pierwszą Zasadę.

– Nie chcę uprzedzać faktów, ale złamałem i nie złamałem jednocześnie. Sam byłem zaskoczony.

– Ten Aardejczyk – podjęła po chwili. – To było… trudne.

– Było – stwierdził krótko, bo nie chciał zagłębiać się w temat. – Zbliżamy się do końca, chcesz oglądać dalej?

– Tak.

 

Hak’iel wpatrywał się w napis, ale myślami wracał do sytuacji w magazynie. Gdzieś tam, setki miliardów kilometrów od niego, trwał dramat. Na pewno nie jedyny i nie największy, jednak akurat temu mógł zapobiec, przynajmniej częściowo.

Z ponurych rozmyślań wyrwało go kolejne odświeżenie ekranu i nowy napis:

 

Poziom 2

Cel: 71°36'26.5"N 52°26'42.2"E

Działania: zneutralizować zagrożenie

 

– Ile jeszcze tych zadań? – zapytała Zihrath z nutą lekkiego zniecierpliwienia w głosie.

– To już ostatnie.

 

Schemat się powtórzył – planeta, terminal i znalezienie wskazanej lokalizacji. Ponownie nie był zaskoczony, bo wokół tej bazy krążyło wiele mitów, zarówno wśród ich społeczności, jak i Aardejczyków. Zresztą jak wokół większości wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Wydarzeń, które mogły naruszyć kruchą równowagę w galaktyce.

Hak’iel domyślał się, że jego zadanie będzie czysto kosmetyczne, ponieważ sprawa była zbyt dużej wagi, aby zlecać ją rekrutowi. Jeżeli więc prowadzono stałą obserwację bazy, co on mógł zrobić? Przeskanował otoczenie i wykrył problem w postaci uzbrojonych głowic jądrowych, z których jedna budziła poważny niepokój – przy długości ośmiu metrów i wadze ponad dwudziestu ton, wywołałaby wybuch o sile pięćdziesięciu kiloton, czyli większej niż w przypadku obu bomb jądrowych zdetonowanych w Japonii. Najprostszym i najczęściej stosowanym rozwiązaniem w takich przypadkach było wyłączenie systemów elektronicznych lub spowodowanie awarii, która opóźniłaby prace. I tak bez końca.

I to właśnie zamierzał zrobić, gdy na ekranie pojawił się komunikat z wytycznymi: zneutralizuj zagrożenie – zdetonuj ładunek. Hak’iel znieruchomiał. Przy takim wybuchu, obszar zagłady miałby dwieście kilometrów kwadratowych, skażenia – prawie dziewięćset, a długofalowe skutki byłyby katastrofalne. Uznał to za błąd i odświeżył ekran, oczekując, że zobaczy inny komunikat. Ten się jednak nie zmienił.

Zneutralizuj zagrożenie – zdetonuj ładunek migało na czerwono, jakby zniecierpliwione jego wahaniem. Mógł to zrobić w kilka chwil, nie musiał nawet szukać osławionego czerwonego przycisku. Wystarczyło otworzyć boczny panel, wprowadzić kilka poleceń i zatwierdzić, a w ciągu paru sekund obszar wielkości niektórych krajów na tej planecie, zostałby zmieciony z powierzchni ziemi. Tylko po co?

Mijały minuty, a on nie umiał podjąć decyzji. Sytuacja w płonącym magazynie była zupełnie inna, bo tamten mężczyzna i tak umierał. Teraz zaś od jego decyzji zależały losy tysięcy istnień, którym mógł odebrać życie w oka mgnieniu. A przecież na tym by się nie skończyło, bo choroba popromienna zabijałaby dalej przez lata.

Wiedział, że istniała całkiem spora grupa lobbystów opowiadających się za bardziej radykalnymi rozwiązaniami, w tym za detonacjami bomb na obcych światach. Mieli dość niańczenia istot, które nie uczyły się na błędach. Hak’iel nie należał jednak do radykałów i był za czuwaniem nad rozwijającymi się rasami. Czuwaniem, nie zabijaniem, więc zignorował polecenie i zamiast tego wybrał sabotaż, czyli spalenie obwodów elektronicznych. Zrobił to z ciężkim sercem, bo prawdopodobnie przekreślał właśnie swoją szansę na obiecującą karierę, ale nie umiał i – przede wszystkim – nie chciał postąpić inaczej.  

Gdy skończył, obraz zamigotał i pociemniał, a po chwili wyświetlił napis:

 

Poziom 2

Cel: 71°36'26.5"N 52°26'42.2"E

Działania: zneutralizować zagrożenie

Status: zaliczone

 

– Nic z tego nie rozumiem… – zaczęła Zihrath.

– Czułem to samo. O ile wcześniej byłem zaskoczony, to wtedy zupełnie ogłupiałem. Przynajmniej do czasu rozmowy z AR-owcem.

– Pokaż mi ją.

 

Hak’iel czytał wiadomość raz za razem, zastanawiając się, czy ktoś sobie z niego żartuje. Może mieli dość gościa, który nie umiał przyjąć odmowy i ciągle starał się o posadę przewyższającą jego kompetencje? Może chcieli go ośmieszyć, żeby nie zabierał im więcej czasu? Wiedział, że to niepoważne i niepasujące do tak dużej korporacji, ale nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, że coś jest nie tak – z nim lub z tą firmą.

Jego ponure rozmyślania przerwała ponowna zmiana obrazu na ekranie. Tym razem po drugiej stronie znajdował się rekruter, co było nowością, bo poprzednie spotkania kończyły się tylko krótkimi informacjami, że nie sprostał zadaniom, i lakonicznymi podziękowaniami.

AR-owiec długo wpatrywał się w niego, trwając w całkowitej ciszy. Hak’iel zastanawiał się, czy grzebie mu w głowie, bo chociaż sondowanie wymagało zgody, to część osobników miała wysokie uprawnienia. I równie wysokie umiejętności, które pozwalały niezauważalnie wślizgnąć się do umysłu.

– Dobra robota – odezwał się w końcu rekruter.

– T-tak?

– Jak mogłeś zauważyć, zmieniliśmy proces rekrutacji, bo był archaiczny. Tak samo, jak cały system firmy, który nie nadążał za galaktycznymi zmianami. A te nabierają tempa i jeśli chcemy utrzymać się w czołówce najlepszych, to potrzebujemy pracowników twojego pokroju.

– Jakimi zmianami?

– Możesz ich jeszcze nie widzieć, bo to zaledwie drobne pęknięcia w murze przestarzałej polityki, sztywnych zasad i stereotypowego myślenia. Ten mur jednak skruszeje, a wtedy będziemy tam, gdzie powinniśmy być.

– Rozumiem – potaknął Hak’iel.

– Nie, nie rozumiesz, ale nie szkodzi, ponieważ masz potencjał, aby zrozumieć. I nie tylko zrozumieć, ale wręcz odpowiednio wykorzystać. My z kolei wiemy, jak ten potencjał rozbudzić.

Hak’iel siedział w milczeniu, bo faktycznie nic z tego nie rozumiał. Miał za to wiele pytań, ale nie chciał się wygłupić. W końcu miał potencjał, a to brzmiało dumnie.

– Jeśli masz pytania, to teraz jest najlepszy czas, żeby je zadać – zachęcił go rekruter.

– Rzeczywiście mam kilka.

– Słucham?

– Zaliczyłem wszystkie zadania, nawet ostatnie, w którym nie wykonałem polecenia. Jak to możliwe?

– Nie potrzebujemy służbistów, ale samodzielnie myślących pracowników. Gdy odkryjesz alarmującą sytuację, musisz umieć podjąć właściwą decyzję, zwłaszcza wtedy, gdy czasu na zastanowienie jest mało. Podobnie w przypadku całkowicie bezsensownych żądań.

– Ale złamałem Pierwszą Zasadę…

– Złamałeś, ale od każdego prawa są wyjątki. Podjąłeś dobrą decyzję, bo uratowanie tego człowieka byłoby zbyt daleko idącą interwencją, jednak skrócenie jego cierpień pokazało, że masz w sobie pokłady empatii, których poszukujemy.

Hak’iel odetchnął z wyraźną ulgą i zadał kolejne z nurtujących go pytań.

– A trzecie zadanie? Co by się stało, gdybym je wykonał zgodnie z zaleceniem?

– Nie rozmawialibyśmy teraz. Oczywiście, nie dopuścilibyśmy do wysadzenia bomby, ale liczyliśmy, że wykażesz się asertywnością. Ruch antyaardejski rośnie w siłę, i chociaż nadal jest mniejszością, to stał się taką mniejszością, która powinna budzić niepokój. Co więcej, jego wpływy będą rosnąć, a naszym celem nie jest zniszczenie tej planety, lecz współpraca.

– Co to znaczy? Czy nawiążemy kontakt? – Hak’iel nie potrafił ukryć ekscytacji.

– Jeszcze nie teraz, ale to się stanie. I to prędzej niż później.

– To dlaczego mamy niszczyć ślady Pierwszej Generacji? To bez sensu.

– Wprost przeciwnie. Pierwsza Generacja sporo namieszała, nie dając niczego w zamian. Zachwiała rozwojem całkiem młodej rasy, która skupiła się na oddawaniu czci bóstwom z nieba i proszeniu o dary, zamiast pójść własną ścieżką i po swojemu rozwiązywać problemy świata. Obecnie znalezienie śladów dawnych odwiedzin jest tylko ciekawostką, może teorią spiskową, ale gdy już nawiążemy kontakt, stanie się niebezpieczne.

– Dlaczego?

– Jedno słowo: roszczeniowość. Już teraz wielu Aardejczyków wierzy, że stoimy za budową piramid czy innymi antycznymi osiągnieciami, a każdy kolejny, nawet lichy znak, który odnajdują, podsyca te plotki. Gdy nawiążemy kontakt, to takie plotki zyskałyby zupełnie nowy charakter, a zamiast partnera handlowego, dostalibyśmy roszczeniowego klienta, któremu zawsze mało.

– Ale co z tymi śladami, które już znaleźli?

– Stało się, trudno, ale im mniej dowodów, tym lepiej. Możemy tylko wyciągnąć z tego nauczkę.

– Jaką?

– Lepiej pojawić się za późno, niż zbyt wcześnie.

Hak’iel pokiwał w zamyśleniu głową. Może to była też nauka dla niego. Wcześniej startował na stanowisko, kierując się głównie wizją przyszłej kariery. Myślał o wszystkich drzwiach, które otwarłyby się przed nim po odbyciu chociażby stażu i o rosnących wykładniczo zarobkach. Teraz ta perspektywa także nie była mu obojętna, ale widział nad nią jasny cel.

– Kiedy mogę zacząć? – zapytał z nową siłą w głosie.

 

– Jesteś tam, Zihrath? Co o tym wszystkim sądzisz? – Hak’iel próbował ukryć dumę, ale bezskutecznie.

Zihrath milczała przez chwilę, co było do niej niepodobne. W końcu powiedziała, siląc się na dowcip:

– Cholera, nie wiesz, czy prowadzą jeszcze jakieś rekrutacje? Moja robota wydaje się teraz taka nudna.

– Pytam poważnie.

– Nie wiem, co o tym sądzić, ale podoba mi się ta wizja.

– Mnie też.

Koniec

Komentarze

Hej OldGuard!

 

Mógł to zrobić w kilka chwil, nie musiał nawet szukać osławionego czerwonego pocisku.

Pocisku?

 

Wiedział, że istniała całkiem spora grupa lobbystów opowiadających się za bardziej radykalnymi rozwiązaniami, w tym za detonacjami bomb na obcych światach.

Nie jestem pewna, ale nie powinno być w obcych światach?

 

Wiedział, że to niepoważne i niepasujące do tak dużej marki,

Marka mi tutaj niezbyt pasuje. Wg wikipedii marka to: nazwy, określenia, znaki, symbole, logo oraz projekty graficzne. Więc rzeczy bardziej kojarzone z rozpoznawalnością, identyfikacją. Domyślam się, że chciałaś uniknąć powtórzenia ze słowem firma?

 

Fajne opowiadanie, podobało mi się wykorzystanie tych wszystkich teorii spiskowych. No i miło myśleć że jednak ktoś czuwa. To tłumaczyłoby jakim cudem nasza cywilizacja jeszcze stoi ;P

Paradoks też ładnie tłumaczy. W sumie ma to sens, reptilianie są wśród nas tylko się kryją! No, Mark Zukerberg to taki mniej udany reptilianin, który nie umiał grać w chowanego xD 

Żart oczywiście, cywilizacja z twojego opka zamiast tworzyć facebooka stara się nie ingerować ;P

 

Za to zabrakło mi jakiegoś dzikiego twistu na koniec. Miałam nadzieję że to jednak dokądś nas zaprowadzi, a zakończenie raczej przewidywalne i jak to się mówi, bez fajerwerków ;P

 

Mimo tego, czytało mi się płynnie i przyjemnie. Masz miły styl, nigdzie się nie gubiłam a i błędów niewiele. Poleciłabym do biblio, ale jeszcze trochę muszę poczekać ;P Gdy tylko zyskam prawa wyborcze, a twoje opko jeszcze nie będzie w bibliotece, natychmiast przybędę ;)

 

Dziękuję za lekturę!

Bez szczególnych wrażeń, ale czytało się nieźle – ot, taka sobie wizja, jak obca cywilizacja śledzi życie na Ziemi i wytrwale czeka na dogodny czas objawienia się, aby, za bardzo się nie wtrącając, osiągnąć w przyszłości jak największe zyski. Cóż, można i tak.

 

prze­pi­sy wpro­wa­dzo­no do­pie­ro po ty­siącu lat ni­czym… → …prze­pi­sy wpro­wa­dzo­no do­pie­ro po ty­siącu latach ni­czym

 

Ogień zajął no­gaw­kę spodni męż­czy­zny… → To nie ogień zajął nogawkę, a: No­gaw­ka spodni męż­czy­zny zajęła się ogniem… Lub: Ogień zaczął trawić no­gaw­kę spodni męż­czy­zny

 

Na pewno nie­je­dy­ny i nie naj­więk­szy… → Na pewno nie ­je­dy­ny i nie naj­więk­szy

 

Gdy skoń­czył, to obraz za­mi­go­tał i po­ciem­niał… → Gdy skoń­czył, obraz za­mi­go­tał i po­ciem­niał

 

W końcu ode­zwa­ła się, siląc się na dow­cip: → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: W końcu powiedziała, siląc się na dow­cip:

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gruszel,

 

Mógł to zrobić w kilka chwil, nie musiał nawet szukać osławionego czerwonego pocisku.

Pocisku?

Nie wiem, skąd się wziął ten potworek ^^ czyta się tyle razy, a takie rzeczy umykają. Muszę pogadać z okulistą.

 

Marka mi tutaj niezbyt pasuje. Wg wikipedii marka to: nazwy, określenia, znaki, symbole, logo oraz projekty graficzne. Więc rzeczy bardziej kojarzone z rozpoznawalnością, identyfikacją. Domyślam się, że chciałaś uniknąć powtórzenia ze słowem firma?

Faktycznie, synonim może niezbyt udany, pomyślę nad czymś innym.

 

Zuckerberg to ich najgorzej wyszkolony agent xD

 

Za to zabrakło mi jakiegoś dzikiego twistu na koniec. Miałam nadzieję że to jednak dokądś nas zaprowadzi, a zakończenie raczej przewidywalne i jak to się mówi, bez fajerwerków ;P

Kurczę, dziki twist mi tutaj nijak nie pasował, bo zamysł był taki, że sobie po prostu nas obserwują bez zbytniego wtrącania się. W kolejnych tekstach pomyślę nad efektem “wow”.

 

Cieszę się, że nie czytało się źle :)

 

Reg,

 

dobrze streściłaś tekst ;) ot tylko tyle, ale cieszy mnie fakt, że czytało się nieźle.

 

Błędy spieszę poprawiać, ale przyznam, że to niejedyny/nie jedyny mnie zastania, czy jednak nie powinno być pisane razem?

 

Zuckerberg to ich najgorzej wyszkolony agent xD

Chociaż się stara xD Często mówi że jest człowiekiem, jak bym mu uwierzyła ;V Ludzie często podkreślą że są ludźmi, to takie naturalne.

 

Jedyne co mnie zastanawia to straszna naiwność obcej cywilizacji sądząca że kiedyś zmądrzejemy xD

Naturalność to jego drugie imię, ale wolę nie zadzierać z Reptilianami :P 

 

Jedyne co mnie zastanawia to straszna naiwność obcej cywilizacji sądząca że kiedyś zmądrzejemy xD

Nie wszyscy są naiwni. Część chcę potraktować obce światy ich własnymi broniami, inni na nich zarobić. Naiwny jest pewnie tylko Hak’iel (i autorka ;)), który czuje do Ziemi pewien sentyment.

…przyznam, że to niejedyny/nie jedyny mnie zastania, czy jednak nie powinno być pisane razem? 

OldGuard, odniosłam wrażenie, że piszesz o dramacie, który nie jest jedyny, ale jednym z wielu, jakie się właśnie dzieją. https://sjp.pwn.pl/szukaj/niejedyny.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg,

 

przyznaję, że mam problem z tym rozróżnieniem, pewnie jakieś zwarcie na umysłowych łączach :) ale zaufam Twojemu osądowi –> zmieniam. Dzięki :)

Bardzo proszę. I dziękuje za zaufanie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uff jak gorąco. Daniken byłby z Ciebie dumny;)

Sprawnie napisane i fajnie wymyślone. Kosmici bardzo ludzcy, ale przez to bliscy i idealnie do polubienia.

Podobało mi się również stopniowanie napięcia i odkrywanie kolejnych sekretów.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Ambush,

 

Muszę wreszcie przeczytać jego książki ;) może rozbuduję wtedy op.

 

Dzięki za wizytę, komentarz i miłe słowo :)

Cześć, OldGuard!

 

Na początek narzekania :)

Potknąłem się tylko na umierającym strażaku, bo

Wprowadził współrzędne do terminalu i po chwili na ekranie pojawiła się nowa scena

Jakie współrzędne? Dostał jedynie “numer seryjny” człowieka i z marszu wrzucił w system współrzędne – skąd wiedział jakie? W jaki sposób oni wyszukują tych ludzi?

Nogawka spodni mężczyzny zajęła się ogniem, co sprawiło, że niektóre słupki parametrów gwałtownie poszybowały w górę.

Nie ma w tekście informacji, żeby Damien miał maskę tlenową, więc jeśli 

Kłęby dymu otulały ciało jak całun

to chwilę by pokaszlał i zszedł zanim ogień dosięgnąłby jego nogawek. Nogawki też by się raczej nie zajęły ogniem – są robione z materiałów niepalnych.

 

Jest w tym trochę czepialstwa, jak widzisz :) poza tym napisane jest bardzo sprawnie. Jestem ciekaw tych kosmitów – jak wyglądają, gdzie jeszcze byli?

Całe opowiadanie jest raczej wizją – dość przyjemną, ale jednak wizją – bohater wykonuje kolejne zadania, trudność rośnie, jest ok. Do tego bohater postępuje, można w tym wypadku powiedzieć, słusznie, ale z wątpliwościami, co pomaga sympatyzować z nim. Natomiast końcówka nieco mnie rozczarowała, bo można powiedzieć, że mozolnie wspinałaś się po schodach napięcia, po czym wsiadłaś w wagonik kolejki, która łagodnymi serpentynami zjechała w dół, w stronę zachodzącego słońca. Ja bym wolał wsiąść do jakiegoś rollercoaster’a przy burzy i gradobiciu, albo chociaż żeby się okazało, że tory są uszkodzone. No cokolwiek, ale żeby jednak trochę zburzyć tą idyllę.

Bo ładnie to wymyśliłaś. To tacy nasi starzy strażnicy… ;)

 

Pozdrawiam i polecam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Spodobało mi się podejście do tematu kontaktu obcej cywilizacji z Ziemianami. Bardzo dobrym pomysłem wydało mi się wprowadzenie “adresów” przez współrzędne geograficzne. Byłoby to uciążliwe w tekście drukowanym, ale bardzo dobre elektronicznie.

Fabuła mnie wciągnęła od pierwszego razu. Oczywiście pozostawia otwarte pytania: Po co? Mam nadzieję, że będzie dalszy ciąg, chociaż raczej sidequel.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć,

 

Krokus,

 

Jakie współrzędne? Dostał jedynie “numer seryjny” człowieka i z marszu wrzucił w system współrzędne – skąd wiedział jakie? W jaki sposób oni wyszukują tych ludzi?

To widziałam, jak znakowanie ptaków – ich system pozwala zarówno wpisać lokalizację miejsca, ale również wyszukać konkretny “obiekt” poprzez podanie właśnie unikalnego numeru seryjnego, ale może za bardzo to uprościłam.

 

Co do dwóch kolejnych uwag, to racja, trochę za bardzo spłyciłam całą sytuację i wkradły się błędy, dzięki za wskazanie :)

 

Trochę obawiałam się, że udziwniając całą wizję, rozjedzie mi się całość w szwach – wtedy nie tylko tory, ale podwozie byłoby złe. Ale brak łupnięcia na końcu zaznaczyła też Gruszel, więc coś w tym jest.

 

To tacy nasi starzy strażnicy… ;)

heart

 

Dzięki za komentarz i polecajkę :)

 

Radek,

 

witam betującego i cieszę się, że Cię tu widzę ;). Przy adresach prawię się potknęłam, ale naprostowaliśmy w becie i myślę, że jest to fajny dodatek. 

 

Dalszy ciąg? Sidequel? Być może coś mi się objawi w przyszłości i rozwinę ten motyw.

 

 

Nie czytało się źle, ale nie porwało. Kojarzy się z paeloastronautyką i Danikenem. Wolę jednak serial “Starożytni Kosmici”… Pozdrawiam. :)

A misiowi się podobało. Nie ma głowy do pisania merytorycznego komentarza, więc gwiazdki.

RebelMac,

 

moi kosmici to nie buntownicy, więc może nie ten target ;) ale cieszę się, że zajrzałeś i zostawiłeś komentarz.

 

Misiu,

 

to moje pierwsze gwiazdki na tym portalu, więc dziękuję bardzo za ocenę heart

Cześć!

 

Początek bardzo intersujący, na mnie zawsze działają motywy obcej rasy obserwującej poczynania ludzi. Poczułam więc niedosyt, gdy fabuła skręciła w stronę korporacji. Cała rekrutacja była trochę zbyt “ludzka”. Motyw ingerencji jest fajny, ale jak dla mnie byłoby to bardziej emocjonujące, gdybyś pokazała wydarzenia a nie relację z nich. W ogóle postać siostry wydaje mi się tu zbędna. Zakończenie jest moim zdaniem najsłabszym elementem, bo rekruter wyjaśnia panujące zasady. Opowiadanie jest sprawnie napisane, a sam pomysł ciekawy, więc zgłaszam do biblioteki.

Hej, OldGuard!

Kontynuując z bety: fajnie napisane, wciągnęło mnie. Całkiem sympatyczni i ludzcy są Twoi kosmici (tj. ci, których poznajemy, bo fani wysadzania innych planet to mniej). Odbiera im to obcości, ale za to łatwiej można wczuć się w bohatera i przejąć jego dylematami, więc coś za coś. Gdybym mogła dawać kliczki, dałabym. Podobnie jak Radek, chętnie sobaczyłabym jakieś rozwinięcie tego, co, po co i dlaczego, bo położyłaś podwaliny pod większą całość.

Pozdrawiam!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Kiedyś próbowałam czytać Danikena, ale szybko dałam sobie spokój. Zupełnie mnie nie przekonuje. U Ciebie już się spotkaliśmy, tylko zapomnieliśmy, a Obcy mocno się starają zatrzeć resztę śladów. Tylko że ci Obcy za bardzo przypominają nas. Poza zdolnością telepatycznego porozumiewania się praktycznie nic nas nie różni. I jeszcze ta korporacja, staranie się o pracę. No, nasze ;)

Zaciekawiłaś mnie pod koniec tezą o roszczeniowości, ale przemknąłaś tylko obok, a szkoda, bo to by akurat ciekawe było. Czy oni mają już podobne doświadczenia z innymi cywilizacjami?

I jeszcze jedna kwestia: Dlaczego są w ogóle Obcy, którzy chcą zniszczenia Ziemi. Wspominasz o niańczeniu, ale w gruncie rzeczy oni tego nie robią. Póki co usuwają jedynie swoje ślady.

Czytało się nieźle, ale na dłużej w głowie nie zostanie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, co do twojego komentarza:

 

I jeszcze jedna kwestia: Dlaczego są w ogóle Obcy, którzy chcą zniszczenia Ziemi. Wspominasz o niańczeniu, ale w gruncie rzeczy oni tego nie robią. Póki co usuwają jedynie swoje ślady.

Wydaje mi się że chodziło o pilnowanie, by ludzie nie zbombardowali się nawzajem ;) W końcu główny bohater miał za zadanie wysadzić bombę, które okazało się kolejną próbą, ponieważ rozwiązaniem było spalić obwody.

Ale mnie chodziło o ten fragment:

Wiedział, że istniała całkiem spora grupa lobbystów opowiadających się za bardziej radykalnymi rozwiązaniami, w tym za detonacjami bomb na obcych światach. Mieli dość niańczenia istot, które nie uczyły się na błędach.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ach, że Ci którzy chcieli zdetonować bombę też niańczyli. Może mieli dość że tamci to robią? No, trzeba poczekać na autorkę ;P

Sprawnie napisane i ciekawe. Rzeczywiście strasznie ludzcy są ci obcy, jednak mnie to jakoś specjalnie nie przeszkadza. Co do rzuconego w komentarzu “Daniken byłby dumny”, to się musze podpisać. Kiedy byłem młodszy – o wiele młodszy, trzeba zaznaczyć – przeczytałem kilka książek tego pana, a nawet jedną czy dwie polecanych przez niego braci Fiebag. Wtedy się tym jarałem, teraz już mniej, uważając większośc z jego teorii za głupotki i dopasowywane pod tezę, wyrywane z kontekstu motywy. I rzeczywiście Daniken byłby dumny, choć on pewnie dałby radę dopisac do całości jeszcze więcej niewiarygodnych motywów ;)

Klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Chwilę mnie nie było, więc odpowiem zbiorczo :)

 

Dzięki za komentarze!

 

Alicella,

 

gdy słyszę określenie “kosmiczne zoo”, kojarzy mi się to właśnie z takimi korpoufoludkami, którzy wpatrzeni w ekrany, obserwują nasze poczynania ^^ dlatego takie, a nie inne opowiadanie :)

 

Anoia,

 

dzięki za komentarz :) być może kiedyś coś więcej napiszę w tych klimatach, podkład już jest :)

 

Irka_Luz,

 

U Ciebie już się spotkaliśmy, tylko zapomnieliśmy, a Obcy mocno się starają zatrzeć resztę śladów.

Tak, to prawda, ale opowiadanie nawiązuje do paradoksu Fermiego, a “dlaczego się jeszcze nie spotkaliśmy?” to chyba jego najsłynniejsze zdanie, dlatego jest tytułem.

 

Wiedział, że istniała całkiem spora grupa lobbystów opowiadających się za bardziej radykalnymi rozwiązaniami, w tym za detonacjami bomb na obcych światach. Mieli dość niańczenia istot, które nie uczyły się na błędach.

Tak, jak zauważyła Gruszel mieli dość niańczenia odnosi się w głównej mierze do nich jako do bardziej rozwiniętej cywilizacji, która trzyma pieczę nad innymi (znów to, co przywołała Gruszel, czyli np. pilnowanie, żeby się nie wysadzili w powietrze). Trochę na zasadzie Polaków mówiących mam dość płacenia na socjal itd. 

 

Outta Sewer,

 

dzięki za wizytę i kliczka. Danikena nie przeczytałam, ale takie motywy przewijają się w internecie od zawsze. On pewnie sypie przykładami jak z rękawa, z ciekawości sprawdzę jedną z najpopularniejszych książek. Praktycznie każdą tezę, nawet absurdalną, można udowodnić, więc pewnie jego wywody mogą brzmieć “sensownie” ^^

OldGuard fajne opowiadanie, jedno z takich gdzie, które ożywiają wyobraźnie czytelnika zmuszając go do refleksji. Wybrzmiało to całkiem fajnie i świeżo, łączyłaś znane nam wątki z tymi, które jednak były nieco “obce” i ten balans, choć osobiście przesunąłbym ciut dalej w stronę właśnie obcości, też wyszedł całkiem dobrze.

W tak krótkim opowiadaniu zmieściłaś całkiem sporo ciekawych zabiegów jak chociażby podanie współrzędnych, zadziałało to bardzo dobrze i nadało swoistego klimatu. Pomysł na akcję opowiadania – rekrutacje wypadł świetnie.

Nie ma dużo rzeczy do których można się przyczepić z powodu oryginalnego charakteru wizji więc potraktuj poniższe jako bardzo sugestywne odczucia:

Dwa nawiązania, które niezbyt mi zagrały to po pierwsze ów czerwony pocisk czy tam przycisk :), albo powinno tam być jeszcze jedno zdanie podkreślające galaktyczną uniwersalność urządzenia lub ujęte to powinno być jakoś inaczej, bo to połączenie wydaje się nieco zbyt konkretne i nam bliskie. Drugie to mówienie o Japonii w kontekście poprzednich wybuchów. Obca rasa patrzy na to zdarzenie przez soczewkę naszego terytorializmu – nie bardzo ma to sens w moim odczuciu. Wydaje mi się, że dla nich to po prostu dwie eksplozje na jednej z wysp przynajmniej tak ja to widzę. Znalazłbym też jakąś specyficzną nazwę dla owej firmy jak chociażby megakorporacja czy coś bardziej obcego jak nie wiem “konglomerat”.

Końcówka moim zdaniem cierpi z powodu nadmiaru ekspozycji, miałoby to większy sens gdyby do czegoś to zmierzało np. umieszczeniu stałych komórek na planecie, bliższej kontroli etc. co stanowiłoby wyjście dla możliwych, potencjalnych dalszych przygód bohatera.

Jeszcze raz fajne opowiadanie i również chętnie przeczytałbym jakąś kontynuację tematu.

Pozdrawiam Serdecznie

Dragonin,

 

dziękuję za odwiedziny i rozbudowany komentarz. Uwagi dały mi do myślenia, faktycznie nie spojrzałam na historię wojny oczami obcych, więc nie czuć takiego dystansu w opisie. Słuszny punkt, który biorę do serca.

 

Cieszę się, że się spodobało :) Co do dalszej części, to nie lubię uśmiercać bohaterów, więc krążą mi po głowie i może wykrążą kolejne op. Dlatego wszystkie uwagi są tak cenne, bo pozwolą uniknąć części błędów w przyszłości :)

 

 

W pewnym momencie zaskoczyło mnie, jak bardzo mnie to opowiadanie wciągnęło. Mam wrażenie, że początek jest trochę niejasny i końcowa klamra mogłaby być trochę lepsza, ale środek jest napisany świetnie, a to jest 90% tekstu.

Poznawanie filozofii “obcych”, ujawnianej w kolejnych scenach, było jak stopniowe odkrywanie tajemnicy, dlatego prawdopodobnie tak wciągało. Ostatecznie ta filozofia nie jest jakaś hmm, szczególnie “obca” i to chyba byłby mój główny zarzut do tekstu, że “obcy” są może trochę za mało obcy, ale pomimo tego podobało mi się. :)

Łukasz

Cześć Luken,

 

W pewnym momencie zaskoczyło mnie, jak bardzo mnie to opowiadanie wciągnęło

bardzo miło mi to czytać :)

 

Tak, nie-obcość moich obcych, to zarzut, który większość czytelników podnosi, w następnej odsłonie – jeśli powstanie – musze im nadać jakichś dziwnych cech. 

 

Dzięki za wizytę i komentarz :)

Powiem wprost – uwielbiam motyw kosmitów ingerujących w ludzkość. Serio. I z tego powodu mogę mieć o wiele mniej dystansu i może trochę brakować do chłodniejszej, wyważonej oceny. Ale co tam. Opowiastka sprawiła mi przyjemność, chociaż wolałabym z jakimś mocniejszym “jajem”. Nie mam też zarzutów do ekspozycji, oprócz łopatologicznej końcówki, która jednak za dużo wyjaśnia. 

Deirdriu,

 

w następnych opowiadaniach postaram się o “jaja” ^^. Mam nadzieję, że nie przesadzę w drugą stronę :)

 

Dzięki za odwiedziny!

Cześć!

 

Opowiadanie mi się podobało. Wizja kosmicznej rozmowy kwalifikacyjnej udana, mimo że dość ludzka. Można się było trochę uśmiechnąć, trochę zastanowić – taki miałaś, podejrzewam, cel. Fajny pomysł na AR-owca (nawiązanie do HR-u wywołało parsknięcie). Sprytne nawiązanie do teorii o piramidach, ale dobrze, że nie zrobiłaś z tego trzonu opowiadania. Jako coś pobocznego zdaje egzamin, jako wątek główny byłoby ograne i nudne.

Zgrzytnęła mi “Japonia” gdzieś przy opisie bomb jądrowych – wszystko inne ma swoje, kosmiczne nazwy, a tu nagle Kraj Kwitnącej Wiśni. To kosmetyka, która nie wpływa na jakość tekstu, ale poprzyczepiać się zawsze warto :)

Ode mnie chyba tyle.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

fmsduval,

 

cieszę się :) tak, AR to Alien Resources ^^ 

 

Co do Japonii to chyba racja, z drugiej strony wprowadzanie kolejnych nazw mogłoby zaśmiecić tekst, ale warto to przemyśleć. Dzięki!

 

Pozdrawiam

OG

Hej OldGuard

Uwielbiam takie opowiadania – tematyka bardzo mi odpowiada. Dobrze się czytało, bardzo satysfakcjonujący tekst.

Jedynie wyglądało mi na to, że bohaterzy też są ludźmi – z Ziemi. Taki kosmita byłby jak dziecko, każda rzecz byłaby dla niego nowa i inna. Tak jak napisał fmsduval, użycie “Japonia” zamiast jakiś “własnych kosmicznych słówek”. Hełm strażacki – ta sama sytuacja. Trochę brakowało mi informacji np. bohater studiował o nich lub: “o! To wybuch byłby tak silny jak w Japonii, czytałem o tym na XYZ. Ludzie kiedyś zbrojnie wystąpili i nazwali to wojną światową. Hehe, jeszcze wojny międzyplanetarnej nie widzieli”.

 

Podsumowując: świetny tekst, podobał mi się bardzo.

Pozdrawiam

OldGuard, czy Ty aby nie jesteś z tych długowiecznych Strażników Ludzkości. :-) Przypomniał mi się film z Charlize Theron w roli Andy (Andromacha ze Scytii). xd

 

Opowiadanie sympatyczne, bardziej zwarte niż z „Lasu”.

Trzy sprawy mnie zastanawiały:

*użycie przez kosmitów ziemskich współrzędnych geograficznych, zwłaszcza że zacierają ślady od dawien dawna,

*miejsce, z ktorego Ha’kiel prowadził obserwację i wykonywał zadania połączone z relacją w czasie rzeczywistym,

*bardzo ludzki sposób bycia kosmitów i realiów, w których żyją oraz wykorzystanie pod koniec słowa „roszczeniowość” (rozumiem intencje, lecz lekko się „gryzło” z pozostałym tekstem).

Z krytykanctwa – było dla mnie ciut naiwne, ale nie szkodzi, bo może w tym momencie ważniejsze poprowadzenie od początku do końca.

 

pzd srd

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Jakimś cudem nie odebrałam bohaterów jako obcych, tylko jako anioły. Złożyły się na to różne czynniki: Fermi kojarzy mi się głównie z fizyką kwantową, a o paradoksie jakoś zapomniałam, bohater nosi dość anielskie imię, do tego Aard skojarzył się z nordyckimi Asgardami i Midgardami… A ludzki anioł już jest całkiem w porządku, więc w tym kontekście nie przeszkadzało.

Interesująca tematyka – test kompetencyjny. Oryginalne podejście.

Czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Ajajaj. Na początek przepraszam tych, którzy długo czekali na odpowiedź – byłam w rozjazdach i rzadziej tu zaglądałam. 

 

Ramshiri,

 

dzięki, to aspekt, którzy prawie wszyscy podnoszą, więc jest coś na rzeczy. Na przyszłość będzie bardziej obco ;)

 

Asylum,

 

rozszyfrowałeś mój nick ;) brawo :D

 

co do zarzutów to jw. “ludzkość” tego opowiadania jest jego wadą, więc wiem nad czym pracować w przyszłości w takich klimatach.

 

Finkla,

 

podoba mi się Twoja interpretacja :) nie myślałam o tym w takim kontekście, ale podmiana obcych na anioły wyszłaby na plus ;) 

 

Zerknąłem na tekst. Sądziłem, że głównym wątkiem będzie usuwanie przez kosmitów śladów dawnej obecności na Ziemi, a okazał się nim być dylemat moralny. Według mnie to strzał w dziesiątkę. Poza tym, nie przewidziałem, że ARowiec przyklaśnie samodzielnemu podjęciu decyzji. Kolejne zaskoczenie (pozytywne), to fakt, że rekrutujący “i tak by nie pozwolili na odpalenie tych atomówek”. Odetchnąłem z ulgą, bo przez chwilę myślałem, że kosmici bawią się milionami istnień, żeby wypróbować stażystę, co by było absurdalne i nieprawdopodobne.

Sprawnie napisane i wciągające. Podobało mi się!

 

Jeżeli miałbym się na siłę czepiać, to trochę za dużo tłumaczeń ze strony ARowca (za bardzo “kawa na ławę”). I porównanie do eksplozji w Japonii mi nie pasowało (na co zwrócił też uwagę fmsduval). Zabrzmiało, jakby kosmita kierował to do czytelników. ;)

 

Tak na marginesie – usuwanie hieroglifów wspominających poprzednich faraonów, którzy z jakiegoś powodu nie pasowali, było stosowaną praktyką w Starożytnym Egipcie.

Cześć kronos.maximus, cieszę się, że wpadłeś i że opowiadanie się spodobało – to zawsze miło usłyszeć/przeczytać. Co do AR-owca to pełna zgoda. Mam tendencję do tłumaczenia rzeczy oczywistych ^^ co dało się odczuć w tym kawałku, ale pracuję nad tym (oby nie przedobrzyć w drugą stronę xD) Właśnie ostatnio czytałam o tym, jak faraonowie wymazali ze swojej historii ponad 100 lat panowania jednego rodu, bo nie pasowało im ich pochodzenie, więc pewnie sporo takich smaczków było. Dzięki raz jeszcze za wizytę ;)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się bardzo :) 

Nowa Fantastyka