- Opowiadanie: Lukasz_S - Smak

Smak

Jakiś czas temu wpadłem na chwilę na forum NF i zobaczyłem masę shortów. Pomyślałem, że pewnie jest jakiś konkurs i, że mógłbym wkleić shorta, który od kilku miesięcy leży u mnie na twardym dysku. W wolnym czasie go poprawiłem, postanowiłem wkleić i … okazało się, że konkurs jest o lesie :O

Mój short totalnie nie jest o lesie. Niemniej, wklejam. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Smak

Od dzieciństwa nic mu nie smakuje. Więcej, całe jedzenie wydaje mu się czymś obrzydliwym, wrogim.

Jest histerycznym niemowlęciem, później rozkapryszonym dzieckiem. Rodzice nie wytrzymują, rozwodzą się. Podczas rozprawy żadne z nich nie wnioskuje o przyznanie opieki. W końcu dzielą się nią, przekazując go sobie co tydzień jak niechcianego psa. 

Najpierw był prowadzany a później sam chodził do: dietetyków, psychologów, psychiatrów, specjalistów od akupunktury, czytania aur, irydologów i diabli wiedzą kogo jeszcze. Brał psychotropy, selektywne inhibitory wychwytu serotoniny, stawiano mu bańki i pijawki. Nic.

Miał niedowagę, syndrom stałego zmęczenia, nie miał przyjaciół.

Stracił dziewictwo w wieku 31 lat z dziewczyną chorą na anoreksję. Spotkali się online na forum dla osób z zaburzeniami jedzenia.

Później się zebrał. Postanowił pokonać swoje ograniczenia, shackować patologiczną fizjologię. Jadł rzeczy maksymalnie pożywne i kaloryczne. Niezależnie od smaku – i tak wszystko było jednakowe. Przez pół roku żywił się wyłącznie Soylentem sprowadzanym ze Stanów.

Około 35 roku życia, mocno pijany i upalony, przez ułamek sekundy, poczuł… coś, jedząc falafla w budce z kebabem przy starym dworcu w Sopocie. Coś minimalnego, jak iskrę, ślad, echo przyjemności. Jak bardzo małe światełko w bardzo rozległym mroku.

Zaczął dopytywać co było w tym falaflu. Gdy sprzedawca nie potrafi odpowiedzieć, robi się agresywny. W końcu rzuca się na dukającego po polsku turka, chce go wyciągnąć na zewnątrz przez okienko budki. Wybić z niego odpowiedź. Jego znajomi łapią go, odciągają:

– Co jest z tobą? Co cię opętało?

Kolejnego dnia budzi się z kacem i wspomnieniem. Większość jego przyjaciół nie odpowiada na smsy, później telefony.

Postanawia odnaleźć to, co poczuł. Tę iskrę.

Próbuje każdej kuchni, każdej potrawy. Próbuje owadów w cieście i sera ze skaczącymi larwami, sfermentowanego mięsa rekina, pięciuset rodzajów sera.

Kolejne eskapady musi planować coraz bardziej precyzyjnie. Całymi wieczorami siedzi na forach poświęconych jedzeniu.

Próbuje kuchni a Azerbejdżanu, Wysp Owczych, Mjanmy. Je świeże mięso grindwala, je małe ptaszki gotowane w całości, je kaczkę ugotowaną na żywo.

Ludzie zaczynają go uważać za specjalistę od jedzenia. Zaczyna się udzielać na forach. Około 40 roku życia jest ekspertem. Pisze książkę lub dwie. Są całkiem nieźle odbierane. Pokazuje się kilka razy w telewizji śniadaniowej.

Pytają go czy jest coś, czego nie jadł.

Odpowiada z uśmiechem.

– Oczywiście, że tak.

W tym czasie planuje już coś, co ma nadzieję będzie jego ostatnią gastronomiczną podróżą. Kilka miesięcy wcześniej skaleczył się i gdy próbował wyssać krew z palca, poczuł coś jakby echo echa, odprysk z iskry tego co poczuł przy budce z kebabami. Czemu wcześniej tego nie zauważył?

Zaczyna czytać o kanibalizmie. Odrzuca wszystkie standardowe pomysły – Papua Nowa Gwinea? Nie, zbyt daleko. Morderstwo? Nie, niemoralne i ryzykowne. Dowiaduje się, że na stołach starożytnych chińskich imperatorów czasami pojawiało się ludzkie mięso. Ma wiele kontaktów w Chinach, był tam kilka razy.

Dzwoni do tych, którzy są najmniej godni zaufania. Po pół roku rozmów i maili organizuje podróż. Musi zaufać tym którym nie da się ufać. Kupuje taser ale później nie ma jak go przewieźć przez granicę. Zamartwia się, pisze testament.

W dziwnie aseptycznych slumsach dziesięciomilionowego miasta, które jeszcze kilkanaście lat temu było wioską, jego kontakt prowadzi go do piwnicy w bloku zamieszkanym przez migrujących robotników.

Piwnica jest pełna pary i zapachu. Zapachu jedzenia. Przed otwarciem drzwi za którymi czeka jego potrawa, nachyla się do swojego przewodnika i pyta go po angielsku:

– Kto to będzie?

– Kto, człowieku?

– Kto jest potrawą?

– Czemu cię to obchodzi? Nikt ważny. To nieważne. Not important, man, not important. 

Wacha się. Chińczyk patrzy na niego ze zmarszczonymi brwiami.

– Czy, jak… jak go zabito?

– Zabito? – chińczyk najpierw jeszcze bardziej marszczy brwi a potem wybucha śmiechem – Zabito? – pyta – Myślisz, że kogoś dla ciebie zabiliśmy?

Śmieje się długo, z widoczną radością. Wreszcie przestaje, zapala papierosa, pociąga głębokiego macha, kaszle przez chwilę i mówi – Syn kucharza pracuje w kostnicy. Znaleźli ci kogoś młodego i świeżego i zdrowego. Z wypadku samochodowego. Wejdź już, czekają na ciebie.

W środku, na stole, między chińską sałatką z kiszonej rzepy, pałeczkami, kimczi, winem ryżowym czekają na niego pierożki. Pierożki z nadzieniem z ludzkiego mięsa. Poza nim w pokoju nie ma nikogo.

Patrzy na świetlik pod sufitem, na niebo przesłonięte czarnymi postaciami bloków a potem zakłada chustkę nas szyję chwyta pałeczki.

Sięga po pierwszy pierożek. Ten leży na czymś. Podnosi go, patrzy przez chwilę i prawie wymiotuje. Pierożek jest ułożony na dwóch palcach, pozbawionych ostatniego stawu i zszytych ze sobą tak że tworzą mały obwarzanek.

Nawet przez chwilę nie pomyślał, że mogą go oszukać, ale oni o tym pomyśleli, dostarczyli dowód.

Palce wyglądają na ugotowane.

Pociąga łyk wina ryżowego. Poprawia z piersiówki, którą zawsze nosi ze sobą.

Łapie pałeczki, chwyta pierożek, wkłada do ust.

Szara papka, nic, całkowity brak wrażeń, smażony papier. Chwyta drugi pierożek, trzeci, łapie rękami obwarzanek z palców, wgryza się w niego, oczyszcza mięso z delikatnych kości.

Nic.

To nie to.

Rankiem wychodzi z piwnicy skacowany i zgaszony. Gdy przewodnik pyta go jak było, odmrukuje coś niezobowiązująco. Wsiada do samochodu i każe się zawieść na lotnisko.

Zamyka się w domu. Siedzi przy zaciągniętych roletach i ogląda w kółko “Wielkie Żarcie”.

Mija tydzień, dwa.

Wreszcie, dwadzieścia dni po powrocie, dzwoni do niego jego przyjaciel z krakowskiej restauracji.

Odbiera, słucha długich wyjaśnień, potem mówi:

– Nie, nie jadłem… Tak… brzmi nieźle… będę… świetnie, do zobaczenia.

Zbiera się, myje i goli, zamawia bilet na pociąg, dzwoni po taksówkę.

Zanim wychodzi z domu zatrzymuje się na chwilę. Przypomina mu się ten błysk, ta chwila wtedy, dawno temu w pijaną noc pod budką z kebabem.

Może tym razem – mówi do siebie, zamykając za sobą drzwi.

Koniec

Komentarze

Ludzina podana w tej formie, to jak dla mnie, niestety z dużo.

Pomysł na historię fajny, choć oczekiwałam jakiegoś zwrotu akcji.

Podoba mi się kulinarna barwność opowieści, ale przeszkadzała mi mocno obojętna, nawet bym powiedziała bezpłciowa narracja. Nierówny jest rytm opowieści. Są momenty, które załatwiasz jednym zdaniem, a potem znowu opisujesz coś drobiazgowo.

Cyfry zapisuj koniecznie słowami.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

shackować

zhakować

 

Zaczął dopytywać co było w tym falaflu. Gdy sprzedawca nie potrafi odpowiedzieć, robi się agresywny. W końcu rzuca się na dukającego po polsku turka, chce go wyciągnąć na zewnątrz przez okienko budki. Wybić z niego odpowiedź. Jego znajomi łapią go, odciągają.

Od tego momentu następuje nagła zmiana czasów, trochę mi się to gryzie, chociaż może taki był zamysł.

 

Pisze książkę lub dwie

To narrator nie wie tego? Zresztą jest spora różnica pomiędzy jedną książką, a dwiema – takie 100% ;) 

 

Wacha się

Waha

 

Szorciak, ale z wieloma problemami. Logika kuleje (Papua Nowa Gwinea jest za daleko, ale Chiny już niekoniecznie, nie chce nikogo zabijać, bo to niemoralne, a jednocześnie pyta, kogo dla niego zabili itd.) Do tego dochodzą błędy i streszczeniowe podanie historii. Historii, która w sumie zmierza donikąd, bo żadnego rozwiązania nie podałeś, nawet mocno domyślnego. 

 

Nie wiem, czy czytałeś książkę “Wyborny trup” – temat ten sam (kanibalizm), mocne, poruszające opisy i całość skłania do refleksji. Polecam, zostaje w głowie na długo.

 

Dzień dobry :)

 

fajna, trzymająca w napięciu historia, podoba mi się. Jest trochę potknięć warsztatowych i fabularnych, ale widzę duży potencjał, nawet mimo tych potknięć tekst mi bardzo podszedł ;)

 

Końcówka w ciekawy sposób rozładowuje napięcie, jest to takie oszukanie czytelnika, zaskakuje i jest oryginalne.

 

Mało fantastyki – a nazwa portalu zobowiązuje. Myślałem, że pójdziesz w wampiryzm, coś w tym stylu, to byloby nawet ciekawe. Zakonczyłeś oryginalnie, ale tej fantastyki mi zabrakło.

 

Masz trochę literówek i nawet ortograf się znalazł “wacha się” – OG wyżej Ci już napisała. Tak że tekst do solidnego przejrzenia jeszcze się nadaje. Przydałoby się również ujednolicić czas, o czym też pisze OG wyżej.

 

Co do uwag o logikę historii – trochę mi się nie zgadza bogactwo kolesia, próbowanie potraw, podróże po świecie, pewnie dwa słowa wyjaśnienia by się przydały.

 

Podrosy!

Che mi sento di morir

Dobry wieczór,

 

dzięki za sugestie. I komentarze – pozytywne i negatywne. 

 

Co do fantastycznej zawartości tekstu to po opublikowaniu zdałem sobie sprawę, że jeśli gdzieś to się w ogóle łapie to – powiedzmy – w horrorze. Z drugiej strony kryminał to to też nie jest, tym bardziej mainstream :)

 

W każdym razie, po poprawieniu tego, będę was chyba katował swoimi dłuższymi formami. Nie ma lepszego sposobu na naukę, niż dostać kilka razy po głowie.

 

Pozdrowienia

Siemka,

nawet spoko się to czytało, historia taka ze chciałem poznać jej zakończenie…którego ostatecznie nie skumalem. Dobrze bawisz się napięciem i niedopowiedzeniami.

Jest do tego niestety  trochę głupotek: OldGuard wspomniała już o specyficznym podejściu bohatera do odległości i to mnie w sumie najbardziej zabolało Mądrzejsze głowy znalazłyby pewnie tego dużo więcej.

Tyle ode mnie, dzięki za lekturke i pozdrawiam 

Zawsze coś da się poprawić

Niestety, takie sobie. Nadal nie wiemy co tak smakuje. No, nie me gusta. Pozdrawiam.

Misiowi nie smakuje. Doczytał do końca i nijako ten koniec widzi. Pozdrawia.

Narracja w czasie teraźniejszym, bywa, że przeszłym i jeszcze większe zamotania, stanowią najwiekszy problem tego tekstu. Oprócz tego mnóstwo dziwnych potknięć, jak zapisywanie liczebników cyframi, brakujące przecinki, dziwnie skonstruowane zdania. Zdecydowanie nie smakowało mi to opowiadanie. Nie wiem czy to było inspiracją, ale jest taki stary film “Zielona pożywka”, który skojarzył mi się z Twoim tekstem z powodu tego zdania:

 

Przez pół roku żywił się wyłącznie Soylentem sprowadzanym ze Stanów.

Soylent to pożywka po polskiemu, a tamten film w oryginale nazywał się “Soylent green”.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ech, ten bohater mało inteligentny, toż tym, co mu smakowało, była świeża krew. Jest szansa, że zasmakowałby w tatarze albo w stekach rare ;). Duży plus za to, że nie zrobiłeś z niego wampira. Imo, eksperyment z mieszaniem czasów – i w ogóle, z większością opowiadania pisaną w 3os. teraźniejszym, nie wyszedł dobrze. Czas teraźniejszy w narracji powinien czemuś służyć, bo inaczej męczy, tu nie zauważyłam, jaki był powód.

Aha, szorty ‘leśne’ były na konkurs, stąd taki wysyp.

Odrzuca wszystkie standardowe pomysły – Papua Nowa Gwinea? Nie, zbyt daleko. Morderstwo? Nie, niemoralne i ryzykowne.

Papua za daleko, a Chiny nie? :P Jedzenie ludziny niewiadomego pochodzenia jest moralne? :P Ja to bym załatwił kogoś z kostnicy na miejscu.

 

No ogólnie też myślałem, że pójdziesz w wampiryzm. Warsztatowo jest trochę nietaktów (szkoda, że nie poprawiłeś chociaż tego, co napisała OldGuard), zmiana czasów też wyszła nie najlepiej. A co do globalnych odczuć – mimo pomysłu, zabrakło chyba mocnego zakończenia. Wstęp jego problemów też trochę przydługi (jak na całość tekstu rzecz jasna, ogólnie to i tak szybko przez to się idzie :P) i pełen niekoniecznie potrzebnych dla historii faktów – a tak już to jest, że w krótkich formach dobrze jest tej objętości nie tracić na rzeczy zbędne.

Слава Україні!

Taka sobie opowieść. Wypadki przedstawione dość chaotycznie i pozbawione fantastyki. W momencie, kiedy bohater skaleczył się w palec, miałam nadzieje, że odkryje w sobie wampira, ale cóż, nie odkrył…

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Szkoda, że jeszcze nie poprawiłeś wcześniej wskazanych błędów.

 

Stra­cił dzie­wic­two w wieku 31 lat→ Stra­cił dzie­wic­two w wieku trzydziestu jeden lat

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Około 35 roku życia… → Około trzydziestego piatego roku życia

 

W końcu rzuca się na du­ka­ją­ce­go po pol­sku turka… → W końcu rzuca się na du­ka­ją­ce­go po pol­sku Turka

 

nie od­po­wia­da na smsy… → …nie od­po­wia­da na SMS-y/ esemesy

 

Około 40 roku życia→ Około czterdziestego roku życia

 

Wacha się.Waha się.

 

– Za­bi­to? – chiń­czyk naj­pierw jesz­cze bar­dziej marsz­czy brwi a potem wy­bu­cha śmie­chem– Za­bi­to? – Chiń­czyk naj­pierw jesz­cze bar­dziej marsz­czy brwi, a potem wy­bu­cha śmie­chem.

 

– Za­bi­to? – pyta – My­ślisz, że kogoś dla cie­bie za­bi­li­śmy? → – Za­bi­to? – pyta – my­ślisz, że kogoś dla cie­bie za­bi­li­śmy?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

kasz­le przez chwi­lę i mówi – Syn ku­cha­rza pra­cu­je w kost­ni­cy. → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu:

kasz­le przez chwi­lę i mówi:

– Syn ku­cha­rza pra­cu­je w kost­ni­cy.

 

na niebo prze­sło­nię­te czar­ny­mi po­sta­cia­mi blo­ków a potem za­kła­da chust­kę nas szyję chwy­ta pa­łecz­ki. → Bloki nie są postaciami.

Proponuję: …na niebo prze­sło­nię­te czar­ny­mi bryłami/ kształtami blo­ków, a potem za­kła­da serwetkę pod brodę, chwy­ta pa­łecz­ki.

 

Po­pra­wia z pier­siów­ki, którą za­wsze nosi ze sobą. → Raczej: Po­pra­wia haustem z pier­siów­ki, którą za­wsze nosi ze sobą.

 

Może tym razem – mówi do sie­bie, za­my­ka­jąc za sobą drzwi. → Brak półpauzy rozpoczynającej wypowiedź. Czy oba zaimki są konieczne?

Proponuję: Może tym razem – mówi do sie­bie, za­my­ka­jąc drzwi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Tekst nie porwał. Wyszedłeś z interesującego pomysłu, ale nie trafiłeś do satysfakcjonującego końca. Dalej nie wiem, co takiego było w tym kebabie, dlaczego już od dzieciństwa nie jadł… Fantastyki nie widać, może wyjaśnienie by ją załatwiło.

IMO, czas teraźniejszy nie robi dobrze temu opowiadaniu. Tym bardziej, że niekiedy się gubi.

Czemu wytknięte błędy jeszcze nie są poprawione?

Babska logika rządzi!

 Więcej, całe jedzenie wydaje mu się czymś obrzydliwym, wrogim.

Ładne, mocne zdanie, miałabym tylko zastrzeżenia do "całe jedzenie", bo to oznacza jedzenie kolektywne, a Tobie wyraźnie chodzi o "każde jedzenie", każdą rzecz jadalną. Ale to subtelne rozróżnienie.

histerycznym niemowlęciem

 

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/histeryczny;5433395.html Więc raczej: rozhisteryzowanym.

Rodzice nie wytrzymują, rozwodzą się.

Tylko z tego powodu? Albo przesada, albo będzie tu coś porządnie mrocznego w psychice…

 Najpierw był prowadzany a później sam chodził

Najpierw był prowadzany, a później sam chodził. Rozdzielaj zdania podrzędne.

diabli wiedzą kogo jeszcze

Przecinek: diabli wiedzą, kogo jeszcze.

stawiano mu bańki i pijawki

 

Pijawki się chyba przykłada, ale sprawdź.

 syndrom stałego zmęczenia

Choroba nazywa się "zespół chronicznego zmęczenia".

Stracił dziewictwo w wieku 31 lat

W literaturze liczby piszemy raczej słownie.

Później się zebrał.

Czegoś tu brak.

Postanowił pokonać

Ciut aliteracja.

shackować patologiczną fizjologię

Zhakować. Chyba. Kręci mi się w głowie, jak widzę to słowo, każdy pisze inaczej. "Patologiczny" nie znaczy "niekorzystny" (tylko chorobliwy), zresztą słowo jest ostatnio mocno nadużywane i lepiej mu odpuścić. Ponadto: https://sjp.pwn.pl/szukaj/patologiczny.html No, i – czy problem leży w jego fizyce, czy jednak psychice?

maksymalnie pożywne

Oj, musi być maksymalnie? Nie ma synonimu?

Przez pół roku żywił się wyłącznie Soylentem sprowadzanym ze Stanów.

:)

Około 35 roku życia, mocno pijany i upalony, przez ułamek sekundy, poczuł

Trochę to zdanie nieporządne. Liczby słownie.

jedząc falafla

A nie falafela?

Coś minimalnego, jak iskrę, ślad, echo przyjemności

"Minimalny" uwiera jak piach w bucie. Dobrze opisujesz tę minimalność, nie bój żaby.

bardzo rozległym mroku

Nie wydaje mi się, żeby mrok mógł być rozległy.

Zaczął dopytywać co było w tym falaflu.

Zaczął dopytywać, co było w tym falaflu.

Gdy sprzedawca nie potrafi odpowiedzieć, robi się agresywny.

Przeskoczyłeś z czasu przeszłego na teraźniejszy – po co? Poprzedni przeskok z teraźniejszego na przeszły miał trochę sensu, chociaż na drugi rzut oka – no, nie wiem.

dukającego po polsku turka

Turek dużą literą.

Jego znajomi łapią go

"Jego" zbędne. Miał siłę coś takiego zrobić?

Co jest z tobą?

"Jest" zbędne.

sera ze skaczącymi larwami, sfermentowanego mięsa rekina, pięciuset rodzajów sera

"Sera" jest dwa razy.

Kolejne eskapady musi planować coraz bardziej precyzyjnie.

Coś mi tu nie ryksztosuje, ale nie bardzo mogę to uchwycić.

Próbuje kuchni a Azerbejdżanu

Litróweczka.

Są całkiem nieźle odbierane.

Książki zostają odebrane, ale najlepiej: spotykają się z niezłym odbiorem.

Pytają go czy jest coś, czego nie jadł.

Pytają go, czy jest coś, czego nie jadł.

planuje już coś, co ma nadzieję będzie

Wtrącenie wydziel: planuje już coś, co, ma nadzieję, będzie.

próbował wyssać krew z palca

To… nie po to się to robi. Dopiero połowa, a Ty już zdradzasz zakończenie?

odprysk z iskry tego co

Tego, co poczuł.

Dzwoni do tych, którzy są najmniej godni zaufania

Bo oni go na pewno nie wydadzą? :) Co do chińskich cesarzy ("imperator" kojarzy się u nas raczej rzymsko, choć w sumie "cesarz" też pochodzi z łaciny) – nie zgadza się to z moją, przyznaję, dość skąpą, wiedzą o Chinach. Ale piszesz fantastykę, więc trudno.

Musi zaufać tym którym nie da się ufać. Kupuje taser ale później nie ma jak go przewieźć przez granicę.

Przecinki: tym, którym. Kupuje taser, ale później.

jego kontakt prowadzi go do piwnicy

Ciut jakby dużo zaimków, ale nie jestem pewna, który lepiej wyciąć.

Przed otwarciem drzwi za którymi czeka jego potrawa, nachyla się do swojego przewodnika i pyta go po angielsku

Tu widzę, które zaimki wyciąć: Przed otwarciem drzwi, za którymi czeka potrawa, nachyla się do przewodnika i pyta po angielsku.

Wacha się.

Samo "h", zob. tu: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/27728

chińczyk najpierw jeszcze bardziej marszczy brwi a potem wybucha śmiechem – Zabito? – pyta – Myślisz, że kogoś dla ciebie zabiliśmy?

Interpunkcja, nazwy narodowości dużą literą: Chińczyk najpierw jeszcze bardziej marszczy brwi, a potem wybucha śmiechem. – Zabito? – pyta. – Myślisz, że kogoś dla ciebie zabiliśmy?

pociąga głębokiego macha

Jesteś pewien tego "macha"?

młodego i świeżego i zdrowego. Z wypadku samochodowego.

Wyliczenie: młodego, i świeżego, i zdrowego. Jest też rym, średnio rażący, ale jest.

zakłada chustkę nas szyję chwyta pałeczki

Coś się popsuło: zakłada chustkę na szyję, chwyta pałeczki. Przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi z tą chustką, a potem zobaczyłam amerykański film. To jest klisza, i zdaje mi się, że gdzieś czytałam, że ludzie naprawdę tak nie robią. W każdym razie psuje efekt.

Ten leży na czymś.

W zasadzie to zdanie nie jest błędne, ale wycięłabym je – zaraz potem i tak opisujesz, na czym pierożek leży, a ono trochę psuje niespodziankę.

zszytych ze sobą tak że tworzą mały obwarzanek

Zszytych ze sobą tak, że tworzą mały obwarzanek.

łapie rękami obwarzanek

Można w zasadzie złapać obwarzanek wargami, ale nie widzę powodu, żeby to zaznaczać.

przewodnik pyta go jak było

Zaimek, przecinek: przewodnik pyta, jak było.

dzwoni do niego jego przyjaciel

"Jego" zbędne.

Zanim wychodzi z domu zatrzymuje się na chwilę.

Zanim wychodzi z domu, zatrzymuje się na chwilę.

mówi do siebie, zamykając za sobą drzwi.

Przytnij zaimki. Lepiej pierwszy.

 

 

Nieźle, nieźle. Trochę to takie niedopowiedziane, o nienasyceniu i w ogóle. Ani trochę dłuższe, niż trzeba, chociaż… nie bardzo wiem, po przeczytaniu, co właściwie jest z bohaterem nie tak. Ani to król Nędzor, ani jedzenie go nie prześladuje – na początku sugerujesz, że to jedzenie jest mu wrogiem, a potem przeprowadzasz go w nędzorowy rozpaczliwy (?) hedonizm. Nie wiem, czy to ma sens. Ale coś z nim jest nie tak, i to wyraźnie. Tekst jest raczej oniryczny, więc "nonsensy" przełknęłam gładko, np.

 nie chce nikogo zabijać, bo to niemoralne, a jednocześnie pyta, kogo dla niego zabili

Jest różnica między zabiciem samemu, a zleceniem zabójstwa kogoś, kogo się nie zna (raczej psychologiczna, niż moralna, ale jest).

Ech, ten bohater mało inteligentny, toż tym, co mu smakowało, była świeża krew.

Najpewniej. Tak czy owak, jak już powiedziałam, mam wrażenie zapisu sennego koszmaru, więc może trochę Ci tu odpuszczam.

Uważaj na pisownię i tnij zaimki.

Napisanie łapanki zajęło czas od ‏‎09:18:14 do ‏‎10:11:46.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka