- Opowiadanie: Geeogrraaf - W głębi lasów Greenwood

W głębi lasów Greenwood

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Tu był las” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Pra­cow­nia na rzecz Wszyst­kich Istot: https://pracownia.org.pl

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

ninedin, Użytkownicy, black_cape

Oceny

W głębi lasów Greenwood

Mia­stecz­ko Gre­en­wo­od, wci­śnię­te mię­dzy bagna i lasy, było miej­scem, w któ­rym mało kto chciał­by spę­dzić całe życie. Prze­klę­ta to oko­li­ca, która po­chła­nia­ła ko­lej­ne po­ko­le­nia. Która pro­stych ludzi zmie­nia­ła w szel­my, a uczci­wych w li­chwia­rzy.

Po­sęp­ne lasy, nie­gdyś kształ­tu­ją­ce pod­sta­wo­we – a za­ra­zem je­dy­ne – źró­dło do­cho­du, w pew­nym mo­men­cie hi­sto­rii prze­są­dzi­ły o upad­ku Gre­en­wo­od i o wy­ma­za­niu tej nie­szczę­snej mie­ści­ny z mapy.

Nikt nie po­sta­rał się o prze­ka­za­nie hi­sto­rii tam­te­go miej­sca, a gdyby jed­nak jak­kol­wiek zo­sta­ła za­pi­sa­na, lub choć­by wzmian­ko­wa­na – choć­by w ja­kiej­kol­wiek ta­niej ga­ze­cie – za­in­te­re­so­wa­ła­by za­pew­ne nie­jed­ne­go. Od­le­głe lata wojen i po­nu­re wspo­mnie­nia za­tar­ły się w pa­mię­ci naj­star­szych miesz­kań­ców.

Obec­nie, je­dy­nie czło­wiek skru­pu­lat­ny i nad wyraz cier­pli­wy, prze­szu­ku­jąc sta­ran­nie za­ku­rzo­ne księ­gi sta­rych bi­blio­tek i po­żół­kłe kro­ni­ki wszyst­kich ra­tu­szy hrab­stwa, do­szu­kał­by się le­d­wie strzę­pów in­for­ma­cji i mało zna­czą­cych – i może nie za­wsze wia­ry­god­nych – wzmia­nek o Gre­en­wo­od.

Hi­sto­ria tam­tych stron roz­po­czę­ła się kil­ka­na­ście wie­ków temu. Pra­daw­ni osad­ni­cy zna­leź­li oko­licz­ne lasy jako do­god­ne miej­sce, gdyż ciem­ne knie­je przez stu­le­cia za­pew­nia­ły nie­oce­nio­ne ilo­ści drew­na i moż­li­wo­ści po­lo­wań na zwie­rzy­nę. Sło­wem, las ob­da­ro­wy­wał miesz­kań­ców po­ży­wie­niem i ofe­ro­wał drew­no jako ma­te­riał do bu­do­wy domów, a w cza­sach nie­jed­nej wo­jen­nej za­wie­ru­chy ode­grał zna­czą­cą rolę ba­stio­nu. Licz­nie wznie­sio­ne cza­tow­nie i ta­jem­ne przej­ścia po­mo­gły miesz­kań­com sta­wić opór na­jeźdź­com, a w po­nu­rym mroku kniei – jakże podle skry­te i nik­czem­nie skon­stru­owa­ne pu­łap­ki – zgu­bi­ły nie­jed­ne­go wroga.

Z bie­giem lat Gre­en­wo­od sta­wa­ło się mia­stecz­kiem drwa­li i tar­ta­ków. Ta osada pro­stych sto­la­rzy i rze­mieśl­ni­ków z upły­wem czasu zmie­ni­ła się w sku­pi­sko nie­udacz­ni­ków i chy­trych kłu­sow­ni­ków, któ­rych na­stęp­ne po­ko­le­nia ska­zy­wa­ły się na los po­dob­ny – o ile nie gor­szy. Upra­gnio­ne­go do­bro­by­tu nie za­pew­ni­ły Gre­en­wo­od nawet czasy „go­rącz­ki złota”. Zu­peł­nie jakby ta omi­nę­ła Gre­en­wo­od sze­ro­kim łu­kiem. Tu­ła­cze i po­szu­ki­wa­cze cen­ne­go krusz­cu – a nawet naj­gor­si nik­czem­ni­cy – nie za­cho­dzi­li do mia­stecz­ka, a na widok ciem­nej ścia­ny lasu że­gna­li się zna­kiem krzy­ża. Być może jakaś siła nie­po­ję­ta na­wie­dzi­ła po ostat­niej woj­nie oko­li­ce spro­wa­dza­jąc nie­ustan­ne nie­szczę­ścia.

 

Wie­lo­let­nią sta­gna­cję prze­rwał nie­po­kój, któ­re­go źró­dło zda­wa­ło się po­cho­dzić wła­śnie z głębi lasu. Po­gło­ski, trak­to­wa­ne bar­dziej jako plot­ki prze­ka­zy­wa­ne mię­dzy miej­sco­wy­mi w pi­ja­nym wi­dzie, prze­mie­ni­ły się ledwo po ty­go­dniu w zu­peł­nie wia­ry­god­ne wie­ści. Tam, w ciem­nej zie­le­ni świer­ków, za­czę­ły ujaw­niać się trzy, rów­nie mrocz­ne cie­nie; widok jakże po­nu­ry w le­śnej gę­stwi­nie, a jed­no­cze­śnie ta­jem­ny i przez to bu­dzą­cy na­tu­ral­ne obawy. Wszyst­ko to spra­wia­ło wra­że­nie, jakby na skra­ju lasu cza­iła się jakaś prze­klę­ta dru­ży­na, grupa stra­ceń­ców lub tylko garst­ka ob­cych, któ­rych obec­no­ści jed­nak nikt sobie nie życzy. Za­wsze to, co nie­zna­ne, budzi strach i nie­pew­ność.

Tamte trzy widma – ni to lu­dzie, ni duchy, trwa­ły nie­kie­dy na skra­ju boru kilka dni, innym razem błą­dzi­ły po le­śnych ostępach. Lecz za­wsze w od­da­le­niu, na tyle, że nikt nie uchwy­cił tego kim lub czym są i z ja­kie­go ta­jem­ne­go świa­ta przy­by­ły.

W Gre­en­wo­od, gdzie kie­dyś pa­no­wa­ły względ­na har­mo­nia i prze­wi­dy­wal­ność, teraz kró­lo­wa­ły trwo­ga i nie­uf­ność. Kto mógł, uni­kał lasu, a po­płoch jaki wy­wo­ły­wa­ło po­ja­wia­nie się cieni za­mknął ludzi w do­mach. Groza za­trzę­sła mia­stem – więk­szość miesz­kań­ców z dnia na dzień wy­trzeź­wia­ła, a słab­si psy­chicz­nie po­stra­da­li rozum.

 

Mie­sią­ce mi­ja­ły, pory roku i lata, mie­ści­na pod­upa­da­ła, a lęk nie malał. Od­wrot­nie! Z każdą ko­lej­ną je­sie­nią na­si­lał się strach przed nie­zna­nym, i nawet kłu­sow­ni­cy i drwa­le – tęgie chło­py za­pra­wio­ne przez lata w le­śnej ro­bo­cie – prze­mie­rza­li nie­pew­nie leśne ścież­ki. Wie­lo­krot­nie prze­tar­te i kie­dyś do­brze im znane, a teraz jakże na­pa­wa­ją­ce stra­chem – jakby wio­dą­ce do zguby.

Koń­czył się ko­lej­ny późny li­sto­pad i szło już ku zimie. Miesz­kań­cy po­wo­do­wa­ni nadal trwo­gą szu­ka­li moż­li­wo­ści opusz­cze­nia mia­stecz­ka, a nie­któ­rzy de­cy­do­wa­li się nawet rzu­cić wszyst­ko i wy­ru­szyć dla nie­zna­ne­go losu, niż tkwić w at­mos­fe­rze per­ma­nent­ne­go lęku.

Po pię­ciu, jakże dłu­gich la­tach, spra­wa nę­ka­ją­ca miesz­kań­ców wresz­cie się roz­wią­za­ła. O dziwo, nagle i nie­ocze­ki­wa­nie. Kłu­sow­ni­cy, z racji swego mało za­cne­go fachu, mu­sie­li jed­nak co jakiś czas prze­mie­rzać nie­go­ścin­ny las, by za­sta­wiać wnyki na dziki i wilki. Je­dy­nie po­lo­wa­nia­mi po­tra­fi­li za­ro­bić na jako takie utrzy­ma­nie oraz na kilka bu­te­lek whi­skey – nie­ko­niecz­nie w ta­kiej ko­lej­no­ści.

W pe­wien mroź­ny i mgli­sty po­ra­nek, na­tknę­li się na ruiny za­pad­ni – po­zo­sta­ło­ści po za­mierz­chłych cza­sach wojen. A to, co przy świe­tle nie­sio­nych po­chod­ni doj­rze­li w cze­lu­ściach pu­łap­ki, na za­wsze mu­sia­ło im się wryć w za­ka­mar­ki umy­słu i – o zgro­zo – wizje tych po­twor­no­ści na­wie­dza­ły ich pew­nie nie­jed­nej nocy.

Te głę­bo­kie na kil­ka­na­ście me­trów doły, na swo­ich dnach nik­czem­nie na­je­żo­ne za­ostrzo­ny­mi pa­la­mi, stały się miej­scem śmier­ci trzech nie­zna­nych po­dróż­ni­ków. Okrut­nie za­pla­no­wa­ne pu­łap­ki, co w od­le­głych dzie­jach dla wro­gów były wy­ro­kiem, tutaj kilka lat temu nie­win­nym tu­ła­czom za­da­ły śmierć w wie­lo­go­dzin­nych mę­czar­niach. Każdy z tych pe­chow­ców runął jakby w ot­chłań – na gąszcz drew­nia­nych i że­la­znych szpo­nów, które z dna dołów pio­no­wo bodły w górę.

W za­ci­na­ją­cym śnie­gu kłu­sow­ni­cy ostroż­nie ze­szli po li­nach i wy­do­by­li zwło­ki wę­drow­ców, któ­rzy za swo­je­go życia praw­do­po­dob­nie byli po­szu­ki­wa­cza­mi złota. Taki wnio­sek był pro­sty, skoro na dnie po­nu­rej za­sadz­ki zna­le­zio­no skó­rza­ne sa­kiew­ki wy­peł­nio­ne grud­ka­mi błysz­czą­ce­go krusz­cu. Za­pew­ne w oba­wie przed na­pa­dem i utra­tą cen­ne­go ba­ga­żu, po­szu­ki­wa­cze złota wra­ca­li skry­cie la­sa­mi za­miast głów­ny­mi dro­ga­mi. Jak widać, taki wybór oka­zał się zgub­ny.

Kłu­sow­ni­cy – jak przy­sta­ło na stare wygi – za­gar­nę­li sa­kiew­ki złota, które póź­niej ukry­li w ta­jem­ni­cy. Wieść o trzech tru­pach ro­ze­szła się po Gre­en­wo­od. Może skłon­no­ści do prze­są­dów, a może wiara w gusła, wpły­nę­ły na szyb­kie dzia­ła­nie miesz­kań­ców; gnani oba­wa­mi przed gnie­wem zmar­łych za­dba­li, mimo zmro­żo­nej ziemi, o ich po­chó­wek. Gdzieś da­le­ko, po prze­ciw­nej stro­nie lasu, w trzech głę­bo­kich gro­bo­wych do­łach za­sy­pa­no nie­zna­nych wę­drow­ców. Los ich zwiódł podle: wra­ca­li z uda­nej wy­pra­wy, my­śla­mi byli w domu. Wtedy, na za­ro­śnię­tej ścież­ce w ciem­nej kniei szczęk­nę­ły me­cha­ni­zmy za­pad­ni i ru­nę­li w ot­chłań, w dół ku sta­lo­wym szpi­com.

Ko­lej­ne mie­sią­ce w Gre­en­wo­od przy­nio­sły względ­ny spo­kój. I cho­ciaż trzy cie­nie znik­nę­ły bez­pow­rot­nie, to miesz­kań­cy uni­ka­li lasów i nie zdo­ła­li już miesz­kać w po­bli­żu. Stop­nio­wo po­rzu­ca­li swoje drew­nia­ne chaty i wy­ru­sza­li, byle da­le­ko od prze­klę­tych te­re­nów. W kilka lat Gre­en­wo­od opu­sto­sza­ło zu­peł­nie, a po czter­dzie­stu miej­sco­wość znik­nę­ła z mapy.

A kłu­sow­ni­cy po­dob­no skoń­czy­li mar­nie. Mó­wio­no, że po owych trzech po­grze­bach upa­dli na umy­śle i póź­niej tylko cza­sa­mi wi­dy­wa­no ich błą­dzą­cych bez celu po pust­ko­wiach. Na­to­miast sa­kiew­ki złota prze­pa­dły gdzieś w ru­inach mia­stecz­ka, i być może tkwią pod zmur­sza­łą pod­ło­gą ja­kie­goś za­wa­lo­ne­go domu w za­po­mnia­nym Gre­en­wo­od.

Koniec

Komentarze

Udane i dobrze się czyta. Oczywiście, że grasz tu konwencjami, trochę klasycznego gotycyzmu, trochę niemal-Lovecrafta, ale ta stylizacja jest umiejętna i udana. Niby nic nowego, ale przyjemna, nawet mimo ponurego klimatu, lektura do kawy :)

Wkradło się trochę powtórzeń i jedna rzecz do poprawy: frazeologicznie chyba raczej “gorączka złota” niż “złota gorączka’.

 

ninedin.home.blog

Cześć,

 

Miasteczko Greenwood, wciśnięte między bagna i lasy, było miejscem, w którym mało kto chciałby spędzić całe życie. Przeklęta to okolica, która pochłaniała kolejne pokolenia. Która prostych ludzi zmieniała w szelmy, a uczciwych w lichwiarzy.

Posępne lasy, które niegdyś ukształtowały podstawowe – a zarazem jedyne – źródło dochodu, w pewnym momencie historii przesądziły o upadku Greenwood i o wymazaniu tej nieszczęsnej mieściny z mapy.

Dużo powtórzeń, jak na tak krótki fragment.

 

Posępne lasy, które niegdyś ukształtowały podstawowe – a zarazem jedyne – źródło dochodu

gdyby jednak jakkolwiek zapisana, lub choćby wzmiankowana – choćby w jakiejkolwiek taniej gazecie – zainteresowałaby zapewne niejednego

doszukałby się ledwie strzępów informacji i mało znaczących – i może nie zawsze wiarygodnych – wzmianek o Greenwood.

tajemne przejścia pomogły mieszkańcom stawić opór najeźdźcom, a w ponurym mroku kniei – jakże podle skryte i nikczemnie skonstruowane pułapki – zgubiły niejednego wroga.

Mam problem z tymi wstawkami (wyżej to tylko kilka przykładów, bo wstawki przewijają się praktycznie przez cały tekst). Cierpi na nich tempo czytania, bo za każdym razem, gdy akcja chociaż odrobinę przyspiesza, to pojawiają się niczym znak stop. Za dużo ich.

 

Los ich zwiódł podle: wracali z udanej wyprawy, myślami byli w domu. Wtedy, na zarośniętej ścieżce w ciemnej kniej szczęknęły mechanizmy zapadni i runęli w otchłań, w dół ku stalowym szpicom.

Ta informacja była już wcześniej, nie wiem, czy jest potrzebna kolejny raz.

 

Kolejne miesiące w Greenwood przyniosły względny spokój. I chociaż trzy cienie zniknęły bezpowrotnie, to mieszkańcy unikali lasów i nie zdołali już mieszkać w pobliżu. Stopniowo porzucali swoje drewniane chaty i wyruszali, byle daleko od przeklętych lasów. W kilka lat Greenwood opustoszało zupełnie, a po czterdziestu miejscowość zniknęła z mapy.

Powtórzenie + nie zgadza mi się to logicznie. Zaczęli w większości uciekać, gdy zagrożenie zniknęło, a wcześniej przez 5 lat żyli w strachu, ale jednak w pobliżu lasu?

 

Ogólnie ciekawy pomysł z duchami nieszczęśliwie zmarłych, ale troszkę tych potknięć było, co rzutowało na ogólny odbiór. Mimo wszystko życzę powodzenia w konkursie :)

ninedin – więlkie dzięki za przeczytanie mojego opowiadanie i za przyznanie punktu. Poprawiłem w tekście na: “gorączkę złota”. Pozdrawiam.

 

OldGuard – bardzo dziękuję za przeczytanie i wyłapanie wielu błędów. Szczególnie muszę jakoś poprawić wskazany przez Ciebie błąd logiczny. Już jest po terminie składania opowiadania, więc postaram się jakoś mało inwazyjnie poprawić tekst, bo jest już bardzo blisko limitu. Natomiast jeśli nie uda się teraz, to po konkursie na pewno poprawię. Również powtórzenia postaram się zmienić. Dzięki i pozdrawiam.

Miś przeczytał. Nie porwało.

Nikt nie pokusił się o przekazanie historii tamtego miejsca, a gdyby jednak jakkolwiek(+została) zapisana, lub choćby wzmiankowana – choćby w jakiejkolwiek taniej gazecie – zainteresowałaby zapewne niejednego.

jakże podle skryte i nikczemnie skonstruowane pułapki – ??? 

Chyba zaszkodziła Ci tu perspektywa, z której opisujesz całe zdarzenia. Ta relacyjna narracja wypadła słabo przy próbie wzbudzenia grozy. Pokazujesz wszystko z oddali, nie widzimy tych zdarzeń na oczy, są tylko “jacyś” myśliwi, “jakieś” upiory, “jakiś mroczny las”. A co gorsza, ty tego wszystkiego nawet sam nie opisujesz, i tą grozę trzeba brać trochę na słowo. Mógłbyś też zostawić trochę więcej pola na niedopowiedzenia i pisać przynajmniej trochę bardziej tajemniczo, na pewno do historii by pasowało :)

Kompozycja. Początek – w porównaniu do reszty tekstu – wypada trochę długo, a ta lwia część, ta historia leśnych upiorów – wypełnia z grubsza połowę tekstu. Mogłaby więcej. Bo widzisz – jeśli nawet mogłoby pojawić się jakieś napięcie, to siłą rzeczy bardzo szybko następuje ujawnienie tajemnicy i rozwiązanie akcji.

 

Językowo nie jest tragicznie, ale jest i pole do poprawy. Poniżej jakieś uwagi, ale dałoby się ich znaleźć z pewnością więcej.

a w ponurym mroku kniei – jakże podle skryte i nikczemnie skonstruowane pułapki – zgubiły niejednego wroga.

No, te myślniki to chyba jednak nie :P

wzmianek o Greenwood.

Drugi akapit z rzędu kończysz tak samo i nie jest to dobre.

Nikt nie pokusił się o przekazanie historii tamtego miejsca, a gdyby jednak jakkolwiek zapisana, lub choćby wzmiankowana – choćby w jakiejkolwiek taniej gazecie – zainteresowałaby zapewne niejednego.

Wybacz, ale to zdanie jest tragiczne.

Kłusownicy, z racji swego mało zacnego fachu, musieli jednak co jakiś czas przemierzać niegościnny las, by zastawiać wnyki na dziki i wilki.

Hmmm… Ja to bym wrzucił do akapitu, w którym opisujesz strach chodzenia po mrocznych ścieżkach. Bo treść “Wszystko się zmieniło, BO JEDNAK musieli tam wchodzić, blablabla…” jakoś dobrze nie brzmi.

Ewentualnie inaczej to opisać, typu: myśliwy, który wybrał się na przymusowy spacer bo blablabla…, zobaczył to i tamto.

Jakby, w tym wydaniu to nie brzmi najlepiej. Przynajmniej mi.

niekoniecznie w takiej kolejności.

Meh.

Ja wiem, że to popularny i zabawny zwrot w jakiejś tam popkulturze, ale on nie brzmi dobrze przy poważnym nastroju.

co w odległych dziejach dla wrogów były wyrokiem, tutaj kilka lat temu niewinnym tułaczom zadały śmierć w wielogodzinnych męczarniach.

To co, przez kilka lat te ciała się nijak nie rozłożyły? :P

Слава Україні!

Cześć Golodh, dzięki za przeczytanie i za trafne uwagi. Ze wszystkimi się zgadzam i już dwa fragmenty trochę poprawiłem. Resztę korekt wg Twoich uwag wykonam po konkursie, bo wymagają większej ingerencji w tekście, a ten jest już blisko regulaminowego limitu. Pozdrowienia.

Deadline minął, więc podążyłam inną ścieżką.

Bohaterem jest greenwoodzki las. Ze Śródziemia tolkienowskiego?

Warsztatowo sporo (dla mnie) przegadujesz i nie dopowiadasz. Może limit. Nie czuję historii. Nie wiem, skąd się wzięła tam "gorączka złota"; co się stało (niby wiem, ale nie przyswajam). Przekrój przez wieki jest ok!

 

Z drobizgów:

,Przeklęta to okolica, która pochłaniała kolejne pokolenia. Która prostych ludzi zmieniała w szelmy, a uczciwych w lichwiarzy.

Skreślenia usunęłabym, ale to ja. Może być przecinek lub kropka. ;-)

 

Powodzenia w konkursie!

 

Fot. i cytat – A Wajrak.

"…bociany są i świetnymi lotnikami, i znakomitymi nawigatorami. W sumie powinienem był tego się spodziewać. Siano w dziobie, nawet jeśli odrobinę zasłaniało mu świat, okazało się żadnym problemem.

Po co siano bocianowi?

Jak już wspominałem (w tekście o bocianiej potyczce), gniazdo jest dla bocianów niezwykle ważne. O dobre potrafią się bić. Poza tym cały czas je remontują.

Tak jest: remontują!

I tym różnią się od wielu innych ptaków, szczególnie małych, których gniazda to jednorazowe konstrukcje warte inwestycji tylko przed zniesieniem jaj.

Recepta jest prosta. Dobre gniazdo – gotowe, na które nie trzeba tracić czasu i wysiłku, jest olbrzymim dobrem. Dzięki temu można wcześniej znieść jaja i wychować pisklęta, a to zwiększa ich szanse na przeżycie…”.

 

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Asylum, greenwoodzki las tego opowiadania nie jest ze śródziemia. Myślałem nad zwyczajną nazwą zwyczajnej miejscowości. Spisałem kilka wersji, ale zostawiłem Greenwood – często występująca nazwa miast w usa.

,,Gorączkę złota” wstawiłem, aby określić w przybliżeniu czas akcji w opowiadaniu.

 

Wielkie dzięki za przeczytanie opowiadania i za porady. Pozdrawiam.

Masz tutaj, jak wspomniała ninedin, prawie lovecraftowski klimat. Grasz tą konwencją, na początku przedstawiając wioseczkę, a potem jej upadek, wzbogacony o jakieś paranormalne wydarzenia. Klimatem przypomina “Piekielną ilustrację” HPLa, a przynajmniej mnie się tak skojarzyło.

Groza jakaś jest, taka nienachalna, nie jeżąca włosów na karku, tylko powodująca uczucie niepewności, a to zdecydowany plus. Na minus usterki, już wcześniej wytknięte w komentarzach, oraz zakończenie opowiadania, bo w pobliżu osady na odludziu, która się wyludniała, a jej społecznośc degenerowała, śmierć jakichś trzech gostków w lesie zdaje się być banałem. Oczekiwałem jakiejś mrocznej tajemnicy, czegoś mocnego, a dostałem śmierć niepowiązanych z wioską przechodniów, których duchy snuły się gdzieś wokół po lesie, choć mieszkańcy de facto z ich śmiercią niczego wspólnego nie mieli – toż to był wypadek, powojenna pułapka, pozostałość po mniej spokojnych czasach. I właśnie przez to oderwanie motywu paranormalnego od samej wioski, a umiejscowienie go tylko w pobliżu, sprawia, że nie do końca jestem z lektury zadowolony.

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć Outta Sewer, dzięki za przeczytanie i za bardzo ciekawy komentarz – trafny i dający wiele wskazówek do poprawek na przyszłe pisanie. Po konkursie poprawię to powyższe lub napiszę wg Twoich sugestii nowe opowiadanie na podobnym motywie. Pozdrawiam.

Cześć!

 

Podobał mi się klimat z początku opowiadania i powolne budowanie tajemnicy, ale potem miałam wrażenie, że historia miasteczka wcale nie okazała się, aż tak przerażająca. Nie przekonało mnie też zakończenie, bo myśliwi wpadli w obłęd, ale samo odkrycie, którego dokonali nie wydaje się wystarczającym powodem. Tekst jest jednak sprawnie napisany i czyta się go bardzo przyjemnie.

Wszystko to sprawiało wrażenie[+,] jakby na skraju lasu czaiła się jakaś przeklęta drużyna, grupa straceńców lub tylko garstka obcych, których obecności jednak nikt sobie nie życzy.

Tamte trzy widma – ni to ludzie, ni duchy, trwały niekiedy na skraju boru kilka dni, innym razem błądziły po leśnych pustkowiach.

To określenie wydaje mi się sprzeczne.

Cześć Alicella!

 

miło mi, że opowiadanie się Tobie spodobało. Po konkursie muszę zdecydowanie zmienić zakończenie, bo większość Czytelników ma podobne zastrzeżenia. Zgadzam się z Tobą i pozostałymi – końcówka opowiadania słabo wyszła, ale już mam jakiś pomysł na poprawkę. Dzięki za przeczytanie i komentarze, Pozdrawiam!

Czy to na pewno jest opowieść o lesie, czy raczej wzmianka o osobliwej historii, która wydarzyła się w sąsiedztwie osady Greenwood?

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

innym razem błą­dzi­ły po le­śnych pust­ko­wiach. → …innym razem błą­dzi­ły po le­śnych ostępach.

W lesie, poza polanami, raczej trudno o pustkowia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Regulatorzy – dzięki za przeczytanie. Poprawiłem pustkowia na ostępy. Czy mogłabyś napisać mniej więcej, co należy poprawić w tekście? Twoja ocena była surowa (przyp. Wykonanie pozostawia sporo do życzenia), ale na pewno słuszna – i dokładnie pokazuje w jakim miejscu i gdzie dokładnie jestem na ścieżce pisarstwa (a może się gdzieś zgubiłem).

 

Mam nadzieję, że nie minęło jeszcze dużo czasu i jeszcze trochę pamiętasz moje opowiadanie, więc chętnie wysłucham, tj. przeczytam, garść porad, abym mógł poprawić kolejne, przyszłe opowiadania. Takie wskazówki do dalszego warsztatu zapewne dla nowicjusza będą nieocenionym skarbem.

Bardzo się starałem przy pisaniu, opowiadanie zostało odebrane przez większość negatywnie, lecz niektóre komentarze były dla mnie budujące (zob. poniżej). Ponadto, otrzymałem bardzo odmienne, a wręcz wykluczające się komentarze. W szczególności od Ciebie i od ninedin oraz Alicelli.

Bardzo Cię proszę o jakieś porady i z góry dziękuję.

Co w tym opowiadaniu nie gra?

Jakie są główne zarzuty do tekstu?

Chodzi mi szczególnie o mój styl pisania, a nie fabułę.

Czy źle się czytało?

Czy w czytaniu są dłużyzny?

Brak płynności przy czytaniu?

A może zdania są beznadziejnie zbudowane?

 

Jeszcze raz z góry dzięki i pozdrawiam,

Geeogrraaf

 

PS Poniżej wkopiowałem te dobre komentarze (fragmenty). Więc nie wiem, czy moje opowiadanie jest fajne, a może tylko w porządku, a, może średnie, fatalne, beznadziejne, żenujące?

ninedin: Udane i dobrze się czyta. Oczywiście, że grasz tu konwencjami, trochę klasycznego gotycyzmu, trochę niemal-Lovecrafta, ale ta stylizacja jest umiejętna i udana. Niby nic nowego, ale przyjemna, nawet mimo ponurego klimatu, lektura do kawy :)

 

Alicella: Podobał mi się klimat z początku opowiadania i powolne budowanie tajemnicy. […] Tekst jest jednak sprawnie napisany i czyta się go bardzo przyjemnie.

Czy mo­gła­byś na­pi­sać mniej wię­cej, co na­le­ży po­pra­wić w tek­ście?

Odniosłam wrażenie, Geeogrraafie, że niektóre zdania wskazane przez wcześniej komentujących jako nie najlepsze, nie najlepsze pozostały i utrudniały lekturę, stąd taka opinia w pierwszym komentarzu. Rozumiem, że poprawek będziesz dokonywać po ogłoszeniu wyników konkursu.  

Wybacz, że tego nie zrobię, ale aby wskazać Ci zdania wymagające poprawy musiałabym przeczytać opowiadanie ponownie, a tego nie możesz od mnie oczekiwać. Innymi słowy – nie mogę poświęcić Twojemu dziełu więcej uwagi niż innym, zwłaszcza że wiele czeka jeszcze na przeczytanie.

Jak wiesz, sama nie piszę, więc nie oczekuj ode mnie wskazówek jak pisać, bo takich rad udzielić nie potrafię.

Jednakowoż obiecuję, Geeogrraafie, że Twoje kolejne opowiadanie przeczytam bardzo uważnie i podzielę się wrażeniami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Klimatyczne, ale niestety powtórzenia strasznie wybijają z rytmu (urok klimatycznych opowiadań, są na to bardzo podatne). Historia niby zwyczajna (ot, dramat trójki poszukiwaczy) i Lovecraftowska, ale umiejętnie budujesz napięcie i trzymasz w nim czytelnika do samego końca. Trochę szkoda tylko, że na końcu niewiele się dzieje, zabrakło jakiejś kulminacji, przytupu. Bo wychodzi na to, że osada “padła” z powodu widywania jakiś widm, nieco to osobliwe.

 

Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki Krar85 za przeczytanie opowiadania. Dobrze przeczytać taki komentarz. Zgadzam się w sprawie zakończenia tekstu – po konkursie muszę coś zmienić; być może nie będzie trzeba zbyt wiele zmieniać wewnątrz tekstu. Ale cieszę się, że coś w opowiadaniu się podobało. Pozdrawiam!

Cześć Geeogrraaf !!!!

 

Spodobał mi się twój tekst. Napisany w fajny sposób, bardzo dobrze się czytało. Naprawdę zrobił na mnie duże pozytywne wrażenie! Powodzenia.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet i Dawidiq150, wielki dzięki za przeczytanie i przepraszam za późne odpisanie, ale praca pochłonęła mnie zupełnie w ostatnich tygodniach. Teraz dopiero znalazłem kilka chwil. Miło mi, że opowiadanie się spodobało. Pozdrawiam i miłego czasu życzę!!!

Hmmm. Widzę trochę wad, ale nie jest źle.

Primo – za mało fantastyki. Te duchy nie wywierają określonego wpływu na fabułę, tylko tak jakoś w bliżej nieokreślony sposób degenerują osadę i mieszkańców. BTW, gdyby trzy duchy niewinnych ludzi wystarczyły do zniszczenia miasteczka, to chyba niewiele by się ich uchowało na świecie…

Secundo – bardziej opowiadasz niż pokazujesz. Streszczenie historii Greenwood, opis znalezienia trupów – to wszystko gdzieś z daleka i już po fakcie, więc nie ma się co przejmować.

Tertio – rozwlekasz te opisy. To już kwestia gustu – ja nie lubię takiego lania wody, dla innych to nastrój i klimat. Wszystkim nie dogodzisz. Ile razy wspominasz/opisujesz/wyjaśniasz działanie pułapki? Jak dla mnie – dół z kolcami na dnie. Wiadomo, jak to działa, nie ma się co rozwodzić, że nikczemne, że podłe, że ostre, że zamaskowane…

Babska logika rządzi!

O, przyszedł czas na coś w rodzaju urban legend, czy może „post-urban-legend” :-)

Choć pomysł prosty, to przyjęta perspektywa sprawia, ze fajnie się to czyta. Technicznie jest tez dobre, ale jedno muszę zarzucić. Otóż brak tu pewnej inicjatywy autora, jakiegoś pazura, jakiejś zagadki, czegoś co by jednak przełamało „tylko opowieść”. Czegoś, co sprawiłoby, ze ta konkretna konwencja zostałaby połączona z zaangażowaniem czytelnika. Ramy przyjąłeś dobre, ale może jednak warto było dodać trochę tajemnicy do samych duchów?

 

"Groza zatrzęsła miastem – większość mieszkańców z dnia na dzień wytrzeźwiała"

– ależ to ładnie przełamuje opowieść ;-)

 

Finklo i Wilku-zimowy, wielkie dzięki za Wasze komentarze. Zawarte w nich porady przydadzą się do dalszego pisania. Jak zwykle w konkursach zajmuję miejsce w dole tabeli, ale dla mnie sukcesem jest otrzymanie takich opinii: od Finkli: ,,Widzę trochę wad, ale nie jest źle”. I od Wilka-zimowego: ,,Choć pomysł prosty, to przyjęta perspektywa sprawia, ze fajnie się to czyta”.

Takie opinie od Was na pewno są pokrzepiające i dzięki nim odwlekam zarzucenie pisania. Może moje kolejne opowiadanie będzie lepsze. Jeszcze raz dzięki za wskazówki. Pozdrawiam Was, Geeogrraaf.

Finklo i Wilku-zimowy, wielki dzięki za przyznanie punktu do biblioteki. Pozdrawiam, Geeogrraaf

 

Bardzo klasyczna opowieść grozy. Jak na konwencję przystało, narracja jest gęsta, dużo tu budowania atmosfery tajemnicy i zarysowywania szerszego tła wydarzeń. Setting zdecydowanie wysunął się na pierwszy plan – to tytułowy las wydaje się głównym bohaterem opowieści. Odbyło się to jednak trochę kosztem właściwej fabuły; historia, która przydarzyła się kłusownikom, nie do końca wybrzmiewa, wydaje się jakby wkomponowana w cały krajobraz Greenwood i jego okolic. Przydałaby się tutaj jakaś zmiana tempa i bardziej szczegółowe zbliżenie na bohaterów wydarzeń. Z punktu widzenia całości historii mam więc wrażenie, że nie do końca zostaliśmy wtajemniczeni w sekrety przeklętej mieściny.  

Natomiast jak najbardziej pisz dalej, Geeogrraafie. Widać, że masz dobre wyczucie konwencji, sprawnie prowadzisz narrację, potrafisz przekonująco zarysować scenerię – tak trzymaj! :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Wielkie dzięki black_cape. Moja odpowiedź spóźniona kilka dni – nie sądziłem, że ktoś jeszcze zajrzy na moje opowiadanie, a tu taki miła niespodzianka, i jeszcze milszy komentarz. Jeszcze raz dziękuję. Za dobre słowa, za przeczytanie wyniku mej twórczości, ogólnie za szczegółowy i bardzo rzetelny komentarz. Porady od Ciebie na pewno się przydadzą – zastosuję je już niebawem w nadchodzących konkursach. Dzięki za przyznanie punktu do biblioteki. Pozdrawiam!! Geeogrraaf

Nowa Fantastyka