- Opowiadanie: Mirabelka - Wspomnienie zielarki

Wspomnienie zielarki

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wspomnienie zielarki

 Dobrze wiem, że na las się nie pisałaś. Jesteś wykształconą dziewczyną z wielkiego miasta, pełną ambicji i celów. Gdyby cię uprzedzili, zapewne związałabyś się z innym lub nadal byś tkwiła na trzydziestu pięciu metrach z rodzicami i młodszą siostrą na Bródnie. Bo to dla ciebie by było lepsze, nie oszukujmy się. Wychodząc za mąż nie byłaś świadoma, że dołączenie do rodziny Walewskich oznacza nieumyślne przeniesienie klątwy, jak sama później to gorzko stwierdziłaś, za pośrednictwem twego łona.

Milcząca, skryta wśród krzaków jałowca i wilczej jagody, przyglądałam się, jak wysiadasz z czerwonej Łady na żwirowe podwórko przed nowym domem. Słońce prażyło wówczas niemiłosiernie, a ty miałaś takie śliczne pantofelki, zapadające się w piachu. W podobnej barwie była też twoja szminka na skrzywionych w dziwnym grymasie wargach. Nie czułaś się przekonana, choć mąż urabiał cię nieraz, że to najlepsze możliwe rozwiązanie. Zaczęło się zatem twoje nowe życie.

Postanowiliście, że skoro jeszcze nie macie się za co pobudować, przynajmniej na czas ciąży zatrzymacie się w Rowach u teściów i cholerycznej nestorki rodu. Sama odczuwałam przed nią respekt. Chyba przez tę moc. Tak, zdecydowanie. Magiczny magicznego zrozumie. Mnie dekady temu skropiła krew Leszego, ona natomiast wywodziła się od pradawnych biesów, których potęga ujawniała się u niektórych potomkiń rodu.

Noc przed twoim przybyciem obiecałam Mariannie, że nic ci nie powiem. Naszła mnie w chałupie przy mogile i siłą wymogła przyrzeczenie. Ziemia zadrżała, zerwał się wiatr, a zaintrygowani potężną falą mocy umarli poruszyli się w grobowcu. Gdy starej na czymś zależało, nie panowała nad rodzinną przypadłością. Zatem przyrzekłam. Nie zdradzę ci, kim stanie się ta malutka istotka w twoim, coraz wyraźniej rysującym się pod kwiecistą sukienką, brzuchu. Zresztą i tak jeszcze długo nie dane nam się było spotkać twarzą w twarz. Ja nie schodziłam do wsi, a ty nie zapuszczałaś się w głuszę.

Wtedy, gdy wysiadałaś z auta, mechanicznie obejrzałaś się za siebie. Na las. Nie rozumiałaś, czemu ogarnął cię niepokój. Kark oblał ci zimny pot, po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. A świat wydawał się trwać po swojemu, niezmienny i oswojony. Drzewa szumiały z pozoru normalnie, ptaki wygwizdywały codzienny trel, a ty obiecałaś sobie w tamtym momencie, że do lasu nie wejdziesz nigdy.

Przyrzeczenia trzymałaś się długo. Urodziłaś Zośkę i co prawda spacerowałaś żwirową drogą wzdłuż linii lasu, ale bałaś się wejść do środka. Spoglądałaś na Mariannę, przygarbioną pod ciężarem koszyka, jak wraca z grzybów. Nieraz, dy pomagałaś jej przebierać zbiory, słuchałaś opowieści o rzezi w Lesie Pniewskim, jakiej świadkiem stał się nieżyjący mąż seniorki. Wtedy twój niepokój rósł. Miałaś wrażenie, że za chwilę stanie się coś złego.

I wtedy Zośka zaczęła unosić się nad łóżeczkiem.

Nie widziałam, jak panikowałaś. Nie słyszałam twojego krzyku rozpaczy i cichych modlitw, gdy minął pierwszy szok. Słyszałam później, że chciałaś wzywać księży, nawet tych z odległych parafii, ale rodzina i okoliczny proboszcz wyperswadowali ci, że nie powinnaś. Oni strzegli swych tajemnic. Także pleban, który usłyszał nieco na spowiedzi, ale nie mógł pogrążyć fundatorów witraża. Nikt we wsi nie wiedział o Mariannie, więc nie powinni też o Zośce. Dziwnym trafem przypadłość ominęła dwa pokolenia, by zwielokrotnić się w maleńkim ciałku dziewczynki. Ale kazali ci milczeć. Wytłumaczyli, że tak ma być. Przystałaś na to. Niezbyt chętnie.

Wydawało się zatem, że odpuściłaś. Poddałaś się. Zgasłaś i biernie przyglądałaś się wszystkiemu wokół. Na pogrzebie Marianny obojętnie pchałaś przed siebie wózek z gaworzącą córeczką i ignorowałaś ciekawskie spojrzenia sąsiadki, która słyszała, że dzieciak choruje. Zresztą od dawna nie trawiłaś starej raszpli, więc nie czułaś się zobligowana, żeby jej się tłumaczyć.

Od tamtego dnia minęły prawie dwa lata i okazało się, że znowu jesteś w ciąży. Nadal nie mieliście wystarczająco kasy na kupno działki, a co dopiero budowę, więc zasiedzieliście się w Rowach. Tęskniłaś za Warszawą, ale gdzie się pchać w cztery osoby do małego mieszkania.

Zatem ciąża. Pominięta tabletka, jak mówiła twoja teściowa, która przychodziła do mnie po maść na hemoroidy. Ponoć wieści o kolejnym potomstwie nie przyjęłaś zbyt dobrze. Bałaś się, że znowu urodzisz dziewczynkę. Że po raz kolejny nosić będziesz w łonie potwora. Modliłaś się. Biegałaś do kościoła na każde nabożeństwo, siadałaś w pierwszej ławce i najgorliwiej odmawiałaś różańce. Byłaś świadoma, że następnej dziewczynki nie przeżyjesz. Ale nie, urodził się chłopiec. Malutki i uśmiechnięty Ignacy. Oczko w głowie, ostoja normalności. On miał nie dziedziczyć żadnych mocy. Miał nie unosić się nad łóżeczkiem, ani nie wzbudzać dziwnych drgań dookoła. Za tym tęskniłaś, o tym marzyłaś od początku. O synku. Z dala od złowrogiego lasu, przekleństwa i magii. I tych duchów pomordowanych.

Do czasu. Pewnego dnia twoja teściowa przybiegła z wieścią, że zabrało cię pogotowie. Ignasia też.

 

Nie wytrzymałaś. Zośka wbiegła do lasu. Ty pognałaś za nią. Dogoniłaś krasnala tuż na wejściu, ale ujrzałaś coś, co zburzyło długo budowany spokój. Duchy. Szarpnęłaś dzieciaka i wróciłaś do zapłakanego Ignacego, pozostawionego w wózku na skraju.

Ponoć odtąd nie mogłaś znaleźć sobie miejsca. Przechodziłaś z pokoju do pokoju i powtarzałaś, że Ignacy może i nie jest zły, ale z pewnością spłodzi diabły takie jak Zośka. Przedłuży klątwę. Ignorowali cię. Pukali się w czoło. Byłaś obca, spoza wsi, więc odbierali ci prawo osądu.

A ty wiedziałaś.

Gdy tylko wróciłaś z feralnego spaceru i porozmawiałaś ze wszystkimi, pognałaś do pokoju, gdzie dokazywały dzieci.

Właśnie wtedy poczułam zew. Nie twój. Jej. Krzyknęłaś i rzuciłaś nią o ścianę, ale nie czuła bólu. Nic nie czuła. Uderzenie uaktywniło przełącznik jak u zabawki. Szybko otrząsnęła się z szoku i postanowiła ratować brata. Uderzyła. Nim dobiegłam do chałupy, odepchnęła cię swą mocą od siniejącego chłopca. A potem gwar, tupot stóp domowników, krzyki i szarpanina. I telefon na policję i pogotowie.

Podejrzewam, że nie pamiętałaś nic. Tylko światło wdzierające się przez okno. I szumiący za nim las.

Widziałam, jak cię wyprowadzają. W środku dnia, otępiałą. Ludzie ze wsi się zbiegli, spragnieni nowych tematów. A ty spojrzałaś prosto na mnie, skrytą za tym samym jałowcem i wilczą jagodą, co w dniu twojego przybycia. Uśmiechałaś się.

Jeszcze nie wiedziałaś, że czeka cię dłuższy pobyt w szpitalu.

 

Ponoć gdy przestały działać leki uspokajające, spojrzałaś nieprzytomnym wzrokiem w odsłonięte okno i rozmarzonym głosem wyszeptałaś:

– Tu był las.

Koniec

Komentarze

Hej. Wybrałaś narrację z kategorii tych trudnych, i w pisaniu (zgaduję, nigdy nawet tak nie próbowałem), i w odbiorze (przynajmniej dla mnie). Całość się broni, jest niepokojąca i tragiczna, więc nie narzekam. Ciekawe opowiadanie, które chyba ze wzgledu na dystans wynikający z takiej narracji, trochę “gdzieś obok” pozycjonuje emocje bohaterki, bo oglądamy ją “zza krzaków”. To nic złego, dało intrygujący efekt. 

Tragiczne, intrygujące i niepokojące. Czyta się dobrze. Powodzenia.

Dla mnie strasznie poplątałaś.

Emocje pisarskie i bohaterów widzę/czytam, ale, przykro mi, nic nie rozumiem. 

Mamy trzy kobiety: narratorkę, kobietę z Łady i wspominaną Mariannę. Do samego końca nie zostaje wyjaśnione, o co chodzi. W dodatku wszystko miesza się ze wszystkim, tj. narracja w drugiej osobie z pretekstowo używanym lasem i jeszcze Walewską w to wplątałaś.

Przepraszam, jeśli urażam, ale nie wiem, jak to się łączy, pozostaje zagadką? Jak więź łączy potencjalnie/rzeczywiście narratorkę z opisywaną historią – nie wiem, a chyba powinno być ważne przy  tej  narracji

 

Zatrzymania – dwa (jedno bardziej warsztatowe, drugie logiczne):

,Gdyby cię uprzedzili, zapewne związałabyś się z innym lub nadal byś tkwiła na trzydziestu pięciu metrach z rodzicami i młodszą siostrą na Bródnie. Bo to dla ciebie by było lepsze, nie oszukujmy się.

Przyjrzałabym się temu. Jednym z wariantów mogłoby być: usunięcie wykreślenia i połączenie podkreślenia – "byłoby".

,przynajmniej na czas ciąży zatrzymacie się w Rowach u teściów i cholerycznej nestorki rodu.

Czyli u kogo się ostatecznie zamieszkali? Nestorki czy teściów?

,Przyrzeczenia trzymałaś się długo.

Kto się trzymał, kilka zdań wcześniej Marianna wymogła przyrzeczenie na narratorce, a teraz przypisujesz je kobiecie z Łady?

 

Powodzenia w konkursie!

 

Fot. A. Wajrak. Borsuk patrzy i słabo rozumie.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A mnie się podobało, bo poprowadzić tekst w narracji, którą sobie obrałaś wcale nie jest łatwo, a Ty dałaś radę. Choć trochę racji ma Asylum, że narratorka pozostaje do końca tajemnica i mało wskazówek dałaś kim ona jest i jak łączy się z resztą przedstawionych postaci. Ale czuć niepokój, do tego jestem w stanie uwierzyć, że stres poporodowy został uznany za główny czynnik działań bohaterki, matki dzieci, całkowicie pomijając absurdalny przecież czynnik magiczny. Ciekawie, że w te gusła, ludowe wierzenia wplotlas postać księdza, który też wie. To również mi się podoba, bo pasuje do specyfiki małej wioseczki, gdzie pleban uznaje lokalne zasady gry, albo musi zostać zastąpiony. Klikam i pozdrawiam serdecznie – Q

Known some call is air am

Wiele tu mroku i tajemnicy. Ale tak jak zielarka patrząca zza jałowca nie widziała wszystkiego, tak i ja poczułam się trochę niedoinformowana, i pewnie dlatego nie bardzo wiem, co wydarzyło się w opowiadaniu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

jak wy­sia­dasz z czer­wo­nej Łady… → …jak wy­sia­dasz z czer­wo­nej łady

Nazwy pojazdów piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

ptaki wy­gwiz­dy­wa­ły co­dzien­ny trel… → …ptaki wy­gwiz­dy­wa­ły co­dzien­ne trele

Skoro ptaków było wiele, to trel nie mógł być jeden.

 

Nie­raz, dy po­ma­ga­łaś jej prze­bie­rać zbio­ry… → Literówka.

 

o rzezi w Lesie Pniew­skim, ja­kiej świad­kiem stał się… → …o rzezi w Lesie Pniew­skim, której świad­kiem stał się

 

ale ro­dzi­na i oko­licz­ny pro­boszcz wy­per­swa­do­wa­li ci… → …ale ro­dzi­na i miejscowy pro­boszcz wy­per­swa­do­wa­li ci

 

obo­jęt­nie pcha­łaś przed sie­bie wózek z ga­wo­rzą­cą có­recz­ką… → Zbędne dopowiedzenie – czy można pchać coś inaczej, nie przed siebie?

Wystarczy: …obo­jęt­nie pcha­łaś wózek z ga­wo­rzą­cą có­recz­ką

 

Nadal nie mie­li­ście wy­star­cza­ją­co kasy na kupno dział­ki→ Nadal nie mie­li­ście kasy wy­star­cza­ją­cej na kupno dział­ki

 

Ude­rze­nie uak­tyw­ni­ło prze­łącz­nik jak za­baw­ki. → Ude­rze­nie uak­tyw­ni­ło prze­łącz­nik jak w za­baw­ce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Mirabelka !!!

 

Bardzo dobrze się czytało, uważam udany tekst! Ciekawe pomysły :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Interesująca narracja. Dlaczego drugoosobowa? To rzadkie podejście.

Narratorka trochę ginie w cieniu bohaterki. No, ale to Twój wybór.

Nie jestem pewna, co tam bohaterka zobaczyła w lesie, ale chyba przesadziła z reakcją.

Babska logika rządzi!

Niepokojący tekst, niepokojący w jakiś taki małomiasteczkowo-wiejski sposób, dobrze oddający klimat miejsca, wpadający w w czasy „sprzed cyfryzacji”, mocno wbijający się w głowę. Niby całość dużo nie przekazuje, a jednak emocje idą tu mocno. Do tego jeszcze trudna forma narracji, którą udaje Ci się prowadzić (a że trudna wiem, bo sam lubię pisać w tej formie).

 

Jedno, co mogę zarzucić – choć nie wiem, czy słusznie – mam wrażenie, że tekst ewoluował w trakcie pisania. Co samo w sobie nie jest złe, ale też nie powinno być widoczne dla czytelnika.

 

Ogólnie plus za nader udane wrażenia horroru.

 

"Nadal nie mieliście wystarczająco kasy na kupno działki"

– trochę to "kasy" nie pasuje do reszty narracji.

 

Z drobiazgów: nadmiarowa spacja przed pierwszym akapitem.

 

 

Opowiadanie skonstruowane dość podobnie do innego tekstu konkursowego, „Stygnę”, i bardzo się cieszę, że nie musieliśmy wybierać między nimi dwoma, bo oba są piękne. :)

Z narracją drugoosobową bywa różnie, na dłuższą metę może utrudniać odbiór, ale tutaj jej użycie wydaje się uzasadnione – narratorka zwraca się do głównej bohaterki tekstu. Dzięki temu, w jaki sposób fabuła została wpleciona w narrację, coś, co mogło stać się dość typowym horrorem, zyskało zupełnie inny nastrój, nabrało takiego smutnego liryzmu. I faktycznie czyta się tę historię jak wspomnienie, bo dużo tu oddziałujących na wyobraźnię wyrazistych szczegółów czy drobnych dygresji. A w tle rysuje się obraz wiejskiej społeczności strzegącej swoich mrocznych tajemnic.

Załączam ostatniego klika do biblioteki.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Nowa Fantastyka