- Opowiadanie: vrchamps - Do miasta

Do miasta

Luźne opowiadanie w świecie postapo. Zapraszam do czytania. Dziękuję betującym za cierpliwość:)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Do miasta

Gdyby nie walający się wszędzie gruz, poprzewracane auta, połamane na pół mosty, miasto wyglądałoby jak w trakcie budowy. Ciemne szkielety wieżowców na tle betonowego nieba, pozornie czekające na zabudowę ścian lub wstawienie okien… oszukiwały jak pustynna fatamorgana.

 Kilometr do ruin tego, co kiedyś nazywano metropolią. Świat, który pamiętał. Świat który żył i miał swój własny niepowtarzalny puls. Własny kod genetyczny. Zapach tego, co brzydkie i tego, co ładne, wilgotnych spalin i przypraw, uwalniających się z wietnamskiej lub włoskiej restauracji. Świat, który celebrował mieszające się ze sobą dźwięki. Dawał ukojenie lub wpędzał w depresję – każdy miał wybór.

Mężczyzna zrzucił plecak, odczepił wygniecioną karimatę i ciasno składany namiot typu norka. Rozstawił trójnóg i przymocował do niego teleskopowy szukacz. Obóz powstał sprawnie, pewne ruchy zapewniała pamięć mięśniowa, nawyk do życia w podróży i umiejętności, które albo przyswoisz, albo zginiesz.

Dwa lata w drodze nauczyły go ostrożności. Nie liczył kilometrów, nie miał map, nie słyszał też o utopijnej, spokojnej enklawie na południu, gdzie każdy znajdzie schronienie. Tego dnia, miasto wyrosło przed nim nieoczekiwanie. Ucieszył się z niespodzianki. Znalazł sposób na życie i to pozwalało mu przetrwać kolejne dni – co prawda marnej egzystencji, ale jednak.

Ludzie radzili sobie rozmaicie. Grupowali się w niebezpieczne bandy i gangi – różnie je nazywał. Często ich obserwował podczas wędrówki – wyglądających jak pustynne duchy w półciężarówkach i na motorach, pędzących w nieznanym kierunku. Od czasu do czasu napotykał też grupy ludzi, między którymi biegały roześmiane dzieci. To pierwszy znak, że ludzkość nie upadła na samo dno. Zdarzało się mu też być świadkiem walki dobra ze złem, gdzie pierwsi i drudzy walczyli ze sobą, wszczynając potyczki na mniejszą lub większą skalę. Zawsze chodziło o benzynę, transformatory, jedzenie, wodę lub o dzieci. Obserwował ich z daleka, z ukrycia, nigdy się nie zbliżał. Inni zmieniali się w wariatów, ale tych nie brakowało nigdy.

Żył od dawna sam, a w tym czasie rozmawiał tylko z dwoma osobami, z czego jedna uważała, że podchodząc do trupa, słyszy i widzi ostatnie chwile umierającego. Następnie ten nieznajomy wręczył mu walkmana z pustą kasetą w środku. Nie wytłumaczył, o co chodzi i strzelił sobie w łeb na jego oczach. Druga… to jego dwunastoletni syn, z którym podróżował, zanim go stracił.

Daniel podszedł do szukacza i spędził dwie godziny na wpatrywaniu się w trzewia miasta. Szukał jakiegoś ruchu, dymu, świateł w oknach, powiewających szmacianych flag z oznaczeniami.

Nic…

– To dobrze, nie ma ruchu, nie ma zagrożenia.

W końcu zdemontował wcześniej rozłożony sprzęt i schował się do namiotu. Założył słuchawki, włączył play w odtwarzaczu. Szpulka nawijająca poruszyła się i naciągnęła zniszczoną taśmę.

Słuchał.

Szum był delikatny, nie świadczył o niczym złym. Należy się niepokoić, gdy szum przepuszcza przez swoje odmęty krzyki, słowa lub płacz, ale tej nocy było spokojnie. Schował walkmana.

Nie czując zagrożenia, zasnął.

Rankiem, jak zawsze o tej porze roku, śpiwór był wilgotny od zewnątrz. Wyszedł z namiotu i rozciągnął się. Kiedy otworzył oczy, ruin już nie było. Znikły pod warstwą zimnej, ciężkiej mgły. Miasto jakby chciało wybić człowiekowi z głowy pomysł odwiedzin.

– Wiem, że mnie nie chcesz – powiedział, rozwieszając na gałęzi śpiwór – wiem to.

 

***

 

Zbliżał się do pierwszych zabudowań. Typowe polskie przedmieście w czasach ostatecznych. Zawsze zaczynało się od płotów, podobnych do nierówno poobgryzanych paznokci. Jednorodzinne domy obrośnięte wilgotnym mchem. Natura zawsze wygrywa, nawet z porządną apokalipsą. Dalej bloki, częściowo rozsypane jak domki z kart, domki z płyt i metro. Wychylił się za barierki, by upewnić się, czy zalane.

Zalane.

Wtedy zobaczył nici, ciemne smugi zwisające z nieba, wyłaniające się z mgły – jak włosie pędzla, pędzące po płótnie, prześlizgiwały się po kolejnych budynkach, zostawiając na nich czarną maź. Zbliżały się, nieprzewidywalne jak tornado.

W tej samej chwili dostrzegł migające światło w oknie po drugiej stronie ulicy, na oko szóste piętro. Zaryzykował. Wbiegł do budynku, z którego pochodził błysk, i od razu trafił na klatkę schodową. Wchodził powoli, rozdeptując małe kawałki gruzu.

– Słyszę cię! – krzyknęła kobieta.

Mężczyzna zatrzymał się, wykorzystując chwilę ciszy, by naradzić się sam ze sobą.

– Skoro nie chcesz wejść, ja zejdę do ciebie. Nic nie mów, jeśli się zgadzasz – dopowiedziała.

Mężczyzna milczał.

Dla własnego spokoju z bocznej kieszeni płaszcza wyciągnął nabitego colta M1911. Zrównał muszkę ze szczerbinką i wycelował w pierwsze wolne miejsce powyżej, gdzie mogłaby pojawić się stopa nieznajomej.

– Hej, spokojnie… – Uniosła ręce. – Mam ciepłą herbatę. Witam, jestem Paulina.

Zakołysała kubkiem, rozlewając kilka kropel.

Daniel pomachał pistoletem, wskazując wyższe piętro.

– Masz tu kryjówkę? – zapytał, idąc w odległości czterech schodków za kobietą i mierząc pistoletem z biodra w jej stronę.

– Oczywiście że tak, to może nie pałac, ale można wypocząć – odpowiedziała. – Zapraszam, jeszcze dwa piętra. Zauważyłam, że masz słuchawki – stwierdziła, obracając do tyłu głowę. – Czego słuchasz?

Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Rozglądał się po kryjówce. Obdrapany i poplamiony, wiele razy przemoknięty fotel na środku pokoju, przy nim wojskowy zasobnik w dość dobrym stanie, jakby nie widział jeszcze wojny. Szafka w rogu, a na niej kilka świeczek i chyba zdjęć. Dwa płaszcze wiszące na wbitych w pustaki gwoździach i latarka przy oknie. Oprócz tego materac, obok którego leżała mała butla gazowa z przymocowanym palnikiem. Wszystko, co niezbędne, by przetrwać w tym świecie.

– Szumu – odpowiedział w końcu. – Słucham szumu.

– Więc to prawda, wy istniejecie naprawdę. – Kobieta wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, częstując najpierw mężczyznę. – Opuść broń! Idę za tobą od tygodnia. Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to wcześniej. 

Daniel opuścił broń i podszedł do okna, zaciągając się czerwonym marlboro. Milczał. Spojrzał na niebo, potem rozejrzał się po dachach niższych budynków. Miał dosyć ostrożności, chciał odpocząć. Nie mógł jednak z niej całkowicie rezygnować.

Usiadł przy ścianie.

– Widziałam kiedyś człowieka, który miał przymocowany do pleców za pomocą taśm gramofon z kręcącą się winylową płytą i wystającą nad plecami tubą, koloru starego antycznego złota. Kucał przy szkielecie człowieka i rozglądał się wokół. Dziwny widok. – Paulina podała gorącą herbatę Danielowi. – Opowiesz coś więcej o sobie? Tak dawno z nikim nie rozmawiałam.

– Dziękuję. – Odebrał napój. – Walkman jest narzędziem. Dzięki niemu posiadam zdolność widzenia „Pikselozy” – bańki, zbudowanej z małych szklanych pikseli, kawałka innej czasoprzestrzeni, odbitego echa światła i dźwięku.

– Zaraz, zaraz… nic z tego nie rozumiem.

– To dziwadło powstaje zawsze nad trupem i pozostaje tam do czasu, kiedy Szumi nie znajdzie się we wnętrzu Pikselozy i nie naciśnie przycisku stop. Pikselozę widzę też z zewnątrz za pośrednictwem walkmana lub innego zintegrowanego ze mną przedmiotu. Wygląda jak kopuła zniekształcająca obraz za sobą.

– Ale… po co wy tam właściwie włazicie?

– Niektórzy poszukują śmierci. Wchodzisz by zobaczyć ostatnie chwile czyichś dzieci, matek, ojców. Po to by słuchać w słuchawkach tego co mówią, co wykrzykują. Potem Pikseloza gasi projekcję, kurczy się, piksele tworzące bańkę skrzypią, nachodząc na siebie. Odklejają od powierzchni niewidzialnej struktury, rozsypując po ziemi szklany dywan wokół zwłok. Następnie wracasz do osoby, która zleciła ci robotę i dostajesz w zapłacie coś, co może ci się przydać. 

– A ty? – Nie spuszczała wzroku z Daniela. – Też tu jesteś dla zlecenia?

– Skończyłem z tym. Po prostu idę.

– Myślisz, że to kosmici tak nas urządzili? – zapytała Paulina.

– Nie wiem: kosmici, duchy, demony, anioły. Może wszystko naraz. Tak naprawdę wszystko mi jedno, przestałem się bać, robię swoje, a ten walkman daje mi przewagę.

– Wiem gdzie leżą szczątki mojej matki…

Znowu to samo, pomyślał. Mężczyzna podniósł się, odszedł na bok i westchnął.

– Nie pomogę, mam swoje zasady, przestałem wchodzić w Pikselozę od czasu… – Daniel spuścił głowę, myśląc o zniszczonym budynku szkoły, w której nocował pół roku temu.

– Proszę, wiem, gdzie jest jedzenie i woda.

– To nic nie da, poradzę sobie.

Daniel ruszył w stronę schodów, podrzucając kilkakrotnie plecak na ramionach, tak by w końcu przylegał wygodnie.

– Wiem, gdzie są kasety! – krzyknęła, gdy był już na schodach.

Nastąpiła niekomfortowo długa cisza.

– Niech będzie. – Pokiwał z niedowierzaniem. Był zły sam na siebie, że właśnie dał się przekonać – Pokaż mi szczątki twojej matki, a potem pokaż mi kasety.

Nie miał wyboru. Stan taśmy pozostawiał wiele do życzenia. Mogła pęknąć w każdej chwili, a wtedy stałby się ślepy na nici, Pikselozę i całe to szaleństwo.

– Dziękuję, Szumi.

 

***

 

– To tutaj. – Paulina uklękła.

Szkielet niezgrabnie wyrastał z miękkiego mchu. Nie różnił się niczym innym od dziesiątek pozostałych, leżących w sąsiedztwie.

– Jak je rozpoznałaś? – zapytał, zakładając słuchawki i trzymając kciuk w pogotowiu na brudnych przyciskach walkmana. Kobieta wsunęła dłoń w mech, który ugiął się pod naciskiem. Nie spieszyła się, delikatnie badała przestrzeń pod zielonym dywanem. W końcu wysunęła rękę, trzymając w niej medalion. Otworzyła, ukazując wnętrze naszyjnika.

– To ty?

– Tak, a to moja mama – odpowiedziała, po czym schowała medalion z powrotem pod zielony puch.

– Dobrze, odsuń się przynajmniej na dwadzieścia metrów – poinstruował Daniel.

Play…

Pikseloza, zaczęła wyrastać z ziemi na kształt igloo. Nabudowywała się sama, z trzaskiem łącząc piksele na sklepieniu i zamykając w sobie Daniela. Małe kwadraciki skrzyły się od środka, pokazując niewyraźny obraz tego, co na zewnątrz. Za ścianą bańki, widział kwadratową Paulinę, która oddalała się, zlewając z innymi kolorami.

Najpierw zawsze pojawiał się dźwięk, dopiero potem zdarzenia. Pierwsze, co usłyszał, to odgłos kapiącej wody, jakby wpadała do plastikowego wiadra ciurkiem. Następnie po dźwięku pojawił się obraz – wiadro. Nie mylił się. Obok plastikowego wiadra kobieta z dzieckiem na rękach – z małą, może trzyletnią dziewczynką w białej sukience, taką jak na zdjęciu z medalionu. Zza Pikselozy wbiegł jakiś mężczyzna, zmieniając się z początkowo przeźroczystej osoby w postać pełniejszą lecz nie do końca wyraźną. Przerażony wyszarpał kobiecie dziecko, wraz ze słuchawkami wetkniętymi w uszy, połączonymi z iPodem.

– Zaczekaj. – Matka dziewczynki obejrzała się za porywaczem, poprawiając słuchawki. – Nie widzisz, że niebo przecieka?

Chwilę później szarpała nić wijącą się ku niebu, wyrastającą z miejsca, gdzie powinna znajdować się głowa pełzającego na czworaka bytu. Urwała ją. Pełzający stwór, rozpłynął się na chodniku jak smoła, zamieniając się w kałużę. Kobieta zaczęła zapadać się w niej coraz głębiej. Nie krzyczała, nawet gdy do ust wlewała się czarna ciecz.

Zanim zniknęła, zauważyła mężczyznę w starym, wysłużonym płaszczu ze słuchawkami na uszach, postać niepasującą do znanej jej rzeczywistości.

 

***

 

– Nie widzisz, że niebo przecieka? – Paulina nie dowierzała. Chodziła po swojej kryjówce od ściany do ściany, zakładając ręce za głowę i wplątując palce we włosy.

– Byłaś na jej rękach, ktoś cię zabrał i uciekł. – Paulina zatrzymała się, wzburzając pył i kurz pod stopami.

– Jak wyglądał?

– Włosy do ramion, gęsta czarna broda, lekko rozmazany… jak wszyscy.

Paulina sięgnęła do szafki, na której leżały zdjęcia.

– To on?

– Tak. Jego widziałem.

Noc przyszła szybko, czy to przez gęste chmury i mgłę zakrywające szczelnie niebo, czy też przez upływający czas, który przecieka jak przez palce, kiedy rozmawiasz o czymś ważnym.

– Chodźmy spać – zaproponowała kobieta.

Usiadła na pompowanym materacu i zaczęła zdejmować buty.

Daniel rozwijał karimatę i zerkał na Paulinę. Pomyślał, że jest ładna. Oprócz tego był pełen uznania i podziwu. Żyła tu sama. Była samowystarczalna. Nie wydawała się niebezpieczna.

Ocknął się, kiedy śpiwór był już częściowo rozpięty. Chwycił nóż, który nosił za paskiem i instynktownie przyłożył do gardła intruza.

– To ja – szepnęła Paulina.

Złapała za nadgarstek Daniela i delikatnie odsunęła od swojego gardła ostrze, które zostawiło strużkę krwi na skórze.

Nóż wypuszczony z dłoni zadzwonił metalicznie, uderzając o betonową podłogę.

– Nie bój się. Chciałam ci podziękować.

Poddał się.

 

***

 

– To tutaj. – Wskazała palcem oszklone wejście do sklepu muzycznego.

Drzwi uchyliły się, zaskrzypiało drewno, zadzwonił podwieszony dzwoneczek i wkroczyli do środka. Daniel wszedł w głąb pomieszczenia. Zaniemówił. Dreptał w miejscu, obracając się wokół własnej osi, podziwiając półki z winylowymi płytami i przymocowanymi do ścian instrumentami. W głębi pomieszczenia stało najprawdziwsze pianino firmy Yamaha, wykonane z mahoniu. Wszystko zadbane, odkurzone i gotowe do użytku. Sklep, który czeka już tylko na odwrócenie tabliczki z napisem otwarte i pierwszych klientów.

– Często tu przychodzę. Biznes mojego taty, dbam o wszystko, co widzisz. – Kobieta zaczerwieniła się i zwiesiła głowę jak mała zawstydzona dziewczynka. – To się może wydawać głupie, ale teraz znasz sens mojego życia.

– Tu jest wszystko. – Daniel, uśmiechnął się, nie przestając się jednocześnie rozglądać.

Paulina przeszła w tym czasie za sklepową ladę i wysunęła jakąś szufladę.

– Mam je wszystkie tutaj.

Szumi podszedł natychmiast, potrącając niechcący stojak z harmonijkami.

– To niesamowite, nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.

W szafie leżało kilkadziesiąt ciasno poukładanych kaset magnetofonowych. Jeszcze przed apokalipsą trudno było dostać choćby jedną. Dzieciaki od lat nie wiedziały, do czego służą. Próby wytłumaczenia im z czym mają do czynienia, zawsze kończyły się grymasem znudzenia.

Nagle okna wystrzeliły w powietrze, zmieniając się w przypominający mgłę szklany pył. Oboje kucnęli, a Daniel odruchowo zakrył swoim płaszczem Paulinę. Mężczyzna poczuł ucisk na prawej kostce, jakby jakieś pnącza owinęły jego nogę.

– Bierz! – wykrzyknął, odczepiając szybko walkmana.

Kobieta spojrzała w oczy Daniela, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.

W jednej chwili jakaś siła pociągnęła go w stronę okna wystawowego. Chcąc złapać się czegoś stabilnego, przewrócił kilka regałów z płytami CD. W końcu wywlekany na zewnątrz z impetem uderzył w ścianę i stracił przytomność.

Paulina rzuciła się w jego stronę, a gdy dobiegła do okna, zobaczyła go nieprzytomnego, wiszącego w powietrzu głową w dół. Usiadła za ścianą sparaliżowana strachem. Zszokowana wstrzymała oddech.

Daniel ocknął się po krótkiej chwili i od razu spojrzał w kierunku sklepu. Przyłożył palec do ust, radząc kobiecie milczenie. Spojrzał w górę, wzdłuż uwięzionej nogi. Choć jej nie widział, wiedział, że tam jest… Sięgająca nieba nić, która nawet przy pięknej pogodzie znika za nieprzeniknioną, gęstą atmosferą Ziemi.

Nikt nie znał tajemnicy, z czym się łączą tam na górze. Satelity spadły na ziemie, a teleskopy nie zarejestrowały nic poza głębią kosmosu, zarówno w świetle widzialnym, jak i szerszym zakresie długości fal światła.

Daniel oczywiście czuł ból. Najpierw kiedy płaszcz wtapiał się w skórę, potem kiedy płuca zaczęły pękać od stale rosnącej temperatury. Płonął. Widział i słyszał skwierczącą powierzchnię swojego ciała, ale nie mógł już sobie pomóc. To dziwne, ale człowiek na granicy życia i śmierci zapomina na chwilę, o tragedii jakiej doświadcza, i górę bierze ciekawość. Teraz też tak było. Daniel uspokoił się i obserwował falujący od ciepła obraz rzeczywistości, której nie rozumiał – padał deszcz. Nie czuł go na skórze, bo tej już nie posiadał. Coś ją zastąpiło.

Usłyszał szum.

Poczuł szarpnięcie w kierunku, z którego dobiegał dźwięk.

Chwilę później zwęglone zwłoki spadły z dziesięciu metrów na fraktalnie popękaną ulicę.

Paulina ostrożnie wycofała się w głąb sklepu, przypominając sobie o pozostawionym walkmanie. Podniosła go z ziemi i przetarła ręką zakurzoną powierzchnię szorstkiego plastiku. Przezwyciężając strach, podeszła do zwłok mężczyzny.

Włączyła play.

 

***

 

Najpierw zawsze pojawia się dźwięk, dopiero potem zdarzenia. Pierwsze co usłyszała to przerywany w przypadkowych sekwencjach, odgłos cieknącej wody. Następnie po dźwięku pojawił się obraz.

Daniel wisiał na czarnej lepkiej linie, a z niej, na jego nogi, zaczęła wylewać się czarna breja, ogarniając dalej biodra, następnie tułów, szyję, głowę, na koniec, zwisające luźno ręce. Mężczyzna zniknął pod warstwą mazi, stał się zwisającym, ciemnym, cieknącym kokonem. Spłynął do czerwonego, plastikowego wiadra, które zmaterializowało się pod nim chwilę wcześniej.

Kobieta odwróciła wzrok, podziwiając srebrzystą kopułę nad sobą. Piksele zniekształcały obraz tego, co na zewnątrz. Mieniły się różnymi kolorami. Barwy te przeskakiwały z jednego piksela na drugi, tworząc migoczącą poświatę, podobną do załamanych na falach promieni, w wypełnionym wodą basenie.

Wiadro przewróciło się, zwracając ponownie na siebie uwagę Pauliny. Cofnęła się na widok wypełzającej na czworaka bezgłowej postaci. Nić szarpnęła mocniej, pociągając za sobą mokry byt.

Paula wcisnęła w walkmanie stop i zdjęła słuchawki. Pikseloza rozpadła się z chrzęstem deptanych, aluminiowych puszek, pozostawiając po sobie dywan małych szklanych kwadracików.

– Jutro tu posprzątam, tato.

 

Epilog

 

– Jeśli tego słuchasz, to mnie już nie ma. – Paulina zdziwiła się, kiedy szum zniknął i zamienił się w kliknięcie, a następnie w nagrany na taśmę głos. – Byłem Szumim, miałem na imię Daniel, starałem się zrozumieć, co się stało. Podróżowałem przez świat, który zwariował, co pewnie sam lub sama zauważyłaś. Ludzie zawsze chcieli zagłuszyć szum. Wymyślili hałas. Nieciekawy, nudny szum stał się zapomnianym efektem ubocznym stworzenia. Według mnie szum jest słowem, informacją i impulsem, od którego wszystko się zaczęło. W końcu się zbuntował i mamy to, co mamy. Szum koresponduje między wymiarami, które ja nazywam Pikselozą. Wydaje mi się, że próbuje nam coś przekazać.

Paulina usiadła na materacu, kompletnie zaskoczona nagraniem.

– Mam prośbę – kontynuował odtwarzany głos. – Myślę, że nadal mogę żyć w innym wymiarze. Wystarczy skorzystać z korespondencji, skorzystać z szumu. Na siedemset dziesiątym kilometrze Wisły znajduje się przystań. W zielonej, plastikowej łodzi przymocowanej do brzegu znajdziesz zwłoki mojego synka… mam nadzieję, że jeszcze tam są. Kiedy umarł, nie byłem Szumim, nie miałem odwagi go pochować, a kiedy dostałem w spadku walkmana, nie miałem odwagi tam wrócić… zresztą widziałem, co się stało.

– Skurczybyk… chyba wiem, do czego zmierzasz. – Kobieta wstała i przeszła się po kryjówce, słuchając z zaciekawieniem.

– Kiedy bywałem w Pikselozach, zdarzało się, że napotkane tam osoby zauważały mnie. Nie była to reguła, ale niekiedy wystarczało im czasu, by się zdziwić, przestraszyć lub zapytać kim jestem. Proszę, kimkolwiek jesteś, wejdź w Pikselozę mojego syna, znajdź mnie i sposób by mi wszystko opowiedzieć, może znajdziemy rozwiązanie, może wrócę.

Do zobacz…

Paulina poczuła delikatne szarpnięcie na dłoni obejmującej walkmana. Szpule zblokowały się, to wszystko, koniec. Cofnęła ostatnie kilka minut i odtworzyła jeszcze raz nagranie.

Następnego dnia nie wróciła do sklepu.

– Do rzeki…

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Już Ci to chyba kiedyś mówiłam, ale Twoje pomysły to naprawę mi się podobają. To opowiadanie jest totalnie odjechane, a jak czytałam końcówkę to mnie wciągnęło zupełnie. Nie do końca zrozumiałam, czym było to ostatnie nagranie, to przekaz, czy ono zostało zrobione wcześniej. Rozumiem, że w sklepie Daniel po prostu stracił czujność i dał się nici złapać, ale zastanawia mnie, czemu Paulinie udawało się ich unikać. Wychodziłoby też na to, że bycie Szumi jest zależne tylko od posiadania sprzętu. To takie pytania z ciekawości, bo bardzo mi się ten pomysł podoba i chciałbym go lepiej zrozumieć. Naprawdę intrygująca jest ta historia.

Zaczynasz to opowiadanie nieśpiesznie, dużo miejsca poświęcasz opisowi świata, a potem rozmowie z Pauliną, ale końcówka przyśpieszyła nieźle. Epilog fajnie zamyka całość. Trochę zbyt nagle pojawił się stwór, może warto byłoby jakoś wcześniej czytelnika na to przygotować. Zgłaszam do biblioteki za ten pomysł na Szumi i zupełnie nietypową apokalipsę.

Mam trochę sugestii technicznych.

Kilometr do ruin tego, co kiedyś nazywano metropolią. Świat, który pamiętał. Świat który żył i miał swój własny niepowtarzalny puls.

Jak dla mnie to pierwsze zdanie nie łączy się tu logicznie z resztą.

Własny kod genetyczny, zapach zmieszany z tego, co brzydkie i tego, co ładne, wilgotnych spalin i przypraw, uwalniających się z wietnamskiej lub włoskiej restauracji.

Niezbyt dobra konstrukcja.

Zdarzało się mu też być świadkiem walki dobra ze złem[+,] gdzie, pierwsi i drudzy walczyli ze sobą, wszczynając potyczki na mniejszą lub większą skalę.

Inni zmieniali się [+w] wariatów, ale tych nie brakowało nigdy.

Żył od dawna sam, a w tym czasie rozmawiał tylko z dwoma osobami, z czego jedna uważała, że podchodząc do trupa, słyszy i widzi ostatnie chwile umierającego. Następnie ten nieznajomy wręczył mu Walkmana z pustą kasetą w środku. Nie wytłumaczył, o co chodzi i strzelił sobie w łeb na jego oczach. Druga… to jego dwunastoletni syn, z którym podróżował, zanim go stracił.

To się kwalifikuje do przeredagowania, bo początek wskazuje, że rozmawiała z tymi osobami, gdy był sam, a tak naprawdę to od utraty syna został sam.

Miasto jakby chciało wybić człowiekowi z głowy pomysł odwiedzin.

– Wiem, że mnie nie chcesz – powiedział, rozwieszając na gałęzi śpiwór – wiem to.

jak włosie pędzla, pędzące po płótnie, prześlizgiwały się po kolejnych budynkach,

Aliteracja.

Wbiegł do budynku, z którego pochodził błysk[+,] i od razu trafił na klatkę schodową.

Mężczyzna milczał.

Zgodził się.

Dla własnego spokoju z bocznej kieszeni płaszcza wyciągną nabitego Colta M1911.

wyciągnął

Zrównał muszkę ze szczerbinką i wycelował w pierwsze wolne miejsce powyżej, gdzie mogłaby pojawić się stopa nieznajomej.

Tu nie do końca wiadomo, o co chodzi.

Uniosła w górę ręce.

Mam ciepła herbatę. Witam, jestem Paulina.

ciepłą

Zakołysała kubkiem, rozlewając nieznaczną ilość.

Ilość czego?

Kobieta wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, częstując najpierw mężczyznę.

Nie bardzo tu pasuje ten imiesłów, bo czynności raczej nastąpiły po sobie.

Gdym chciała cię zabić, zrobiłabym to wcześniej. 

gdybym

[]Widziałam kiedyś człowieka, który miał przymocowany do pleców za pomocą taśm Gramofon z kręcącą się winylową płytą i wystającą nad plecami tubą, koloru starego antycznego złota.

Następnie wracasz do osoby, która zleciła ci robotę i dostajesz w zapłacie coś[+,] co może ci się przydać.

– Dziękuję[+,] Szumi.

Małe kwadraciki skrzyły się od środka, pokazując niewyraźny obraz, tego, co na zewnątrz.

Zza Pikselozy wbiegł jakiś mężczyzna, zmieniając się z początkowo przeźroczystej postaci postać pełniejszą lecz nie do końca wyraźną.

Przeraźliwie przestraszony wyszarpał kobiecie dziecko, wraz ze słuchawkami wetkniętymi w uszy, połączonymi z iPodem.

Może lepiej “przerażony”.

– Zaczekaj. – obejrzała się za porywaczem matka dziewczynki, poprawiając słuchawki.

Matka dziewczynki obejrzała się za porywaczem

– Włosy do ramion, gęsta czarna broda, lekko rozmazany…[]jak wszyscy.

Usiadła na swoim pompowanym materacu i zaczęła zdejmować buty.

Drzwi uchyliły się, zaskrzypiało drewno, zadzwonił podwieszony dzwoneczek i weszli do środka. Daniel wszedł w głąb pomieszczenia.

Podoba mi się niedopowiedzenie Twojej historii, który każdy może sobie rozwinąć inaczej. Tajemnicę okrywa zarówno przeszłość bohaterów, jak i dalsze losy Pauliny. 

Intrygujący jest również optymizm bohaterów i ich wola walki, mimo wszystko.

I jak napisałam na becie:

Dość mocno odjechane, ale fajne.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Alicella.

Dzięki za odwiedziny i za poprawki. Z częścią już się zmierzyłem, przy innych musze dłużej posiedzieć – już nie dzisiaj. Cieszy mnie to, że moje pomysły ci się podobają. Chciałbym to wynagradzać lepszym warsztatem, ale już chyba jestem stracony i do końca życia będę potrzebował pomocy.

Nie do końca zrozumiałam, czym było to ostatnie nagranie, to przekaz, czy ono zostało zrobione wcześniej. Rozumiem, że w sklepie Daniel po prostu stracił czujność i dał się nici złapać, ale zastanawia mnie, czemu Paulinie udawało się ich unikać. Wychodziłoby też na to, że bycie Szumi jest zależne tylko od posiadania sprzętu.

 

Wydaje mi się, że nagranie, było taką jakby instrukcją dla kolejnego użytkownika. Szumi opisał na nim wnioski, do których doszedł na przestrzeni bliżej nieokreślonego czasu. Wiedząc jak świat stał się niebezpieczny postanowił to zapisać. 

Do końca nie wiem co się stało w sklepie i dużo czasu spędziłem myśląc nad tym, czemu to nie Paulina padła ofiarą nici. Możliwe, że one wyczuwają w jakiś sposób Szumich i gdy ci nie korzystają ze sprzętu, wykorzystują ten moment.

Tak, Szumim można zostać tylko posiadając sprzęt. Przedmiotów tych podobno jest bardzo mało i nie każdy walkman będzie działał w ten sposób. 

 

Ambusch, że ci się nie znudziło, wielokrotne czytanie tego tekstu:) współczuję tych doświadczeń. Postaram się kiedyś tą przeszłość i przyszłość uwidocznić. Bo CDN:)

Chciałbym to wynagradzać lepszym warsztatem, ale już chyba jestem stracony i do końca życia będę potrzebował pomocy.

A co to za czarnowidztwo? Nie będzie tak źle. Moim zdaniem już jest dużo lepiej, niż było na początku, więc zdecydowanie robisz postępy :)

Pamiętasz opowiadanie “Poczekalnia”?hehe

 

Pamiętasz opowiadanie “Poczekalnia”?hehe

Tak, nie było najlepsze ;)

Czarnowidztwo zniechęca do samodzielnych starań o to, żeby było lepiej. Jeśli jesteś na tyle łebski, żeby wymyślać intrygujące opowiadania, to nie wierzę, żeby miały Cię pokonać przecinki. Walcz, VR! Zwłaszcza, że masz naprawdę ciekawe pomysły, godne starannego przedstawienia.

Świat opisałeś z fantazją i rozmachem, co jest największą siłą tego opka. Zostawiłeś dużo punktów zaczepienia do dalszych opowiadań, więc będę czekała na ciąg dalszy :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Dzięki Anoia, będę walczył to napewno. To moje czwarte opowiadanie w życiu, a drugie, które zbiera punkty. To mnie trzyma na powierzchni…

Interesujący pomysł na apokalipsę, chętnie przeczytałabym o tym więcej. Nici polują tylko na ludzi? Zwierzęta też się łapią? Rośliny? Czym są nici, po co robią to, co robią?

Z pikselozą też bardzo ciekawie. Końcówka faktycznie wydaje się pośpieszna w porównaniu z namiotem na początku.

Ogólnie – czytało się nieźle.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla za wizytę i poświęcony czas. Mi osobiście wydaje się, że chodzi o ludzi. Zwierzęta i rośliny nie są raczej niebezpieczne. Myślę nad tym jeszcze czy nici będą wychodzić z ziemi czy wisieć z nieba. Może z nieba lepiej, może to sposób by wyciągnąć potępione dusze i za ich pomocą rozprawić się z Ziemianami:) Ten świat powstaje powoli w mojej głowie. Mam nadzieję, że kiedyś eksploduje na dużo większą ilość stron:)

A widzisz, w ogóle nie pomyślałam, że nici jakoś się bronią przed ludźmi. To one wyglądały mi na agresora i to z dużą przewagą magiczno-techniczną.

Babska logika rządzi!

Czemu bronią?

No bo piszesz, że zwierzęta i rośliny nie są niebezpieczne. Czyli ludzie są (w sumie prawda). A że najlepszą formą obrony jest atak, to nici atakują ludzi. Ale tego w tekście nie widziałam.

Babska logika rządzi!

Troszkę źle się wyraziłem;) jest dużo opcji trzeba wybrać najlepszą.

No, Vrchampsie, zaprezentowałeś opowiadanie, które, choć dzieje się w po wielokroć opisywanym świecie postapo, zaciekawia i intryguje pomysłem na bohatera. A stworzyłeś go nietuzinkowego – Daniel, który, mimo wszelkich przeciwności i przeżytych dramatów, radzi sobie całkiem nieźle w istniejącej rzeczywistości, okazuje się Szumim i to jest to, co różni go od dotychczas znanych mi postaci występujących w podobnych okolicznościach. Włączenie do opowieści Pauliny i obarczenie jej pewnym zadaniem sprawia, że czytelnik ma ochotę na lekturę dalszego ciągu tej historii.

Mam nadzieję, Vrchamsie, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc udać się do klikarni.  

 

Świat, który ce­le­bro­wał mie­sza­ją­ce się ze sobą dźwię­ki. → W jaki sposób świat celebrował mie­sza­ją­ce się ze sobą dźwię­ki?

 

jak pu­styn­ne duchy w swo­ich pół­cię­ża­rów­kach i na swo­ich mo­to­rach… → Czy te zaimki są konieczne?

 

wrę­czył mu Walk­ma­na z pustą ka­se­tą w środ­ku. → …wrę­czył mu walk­ma­na z pustą ka­se­tą w środ­ku.

Nazwy produktów piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

spę­dził dwie go­dzi­ na wpa­try­wa­niu się w trze­wia mia­sta. Wy­pa­try­wał ja­kie­goś… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Ty­po­we Pol­skie przed­mie­ście→ Ty­po­we pol­skie przed­mie­ście

 

wy­cią­gnął na­bi­te­go Colta M1911. → . …wy­cią­gnął na­bi­te­go colta M1911.

 

za­cią­ga­jąc się czer­wo­nym Marl­bo­ro. → …za­cią­ga­jąc się czer­wo­nym marl­bo­ro.

 

za po­mo­cą taśm Gra­mo­fon z krę­cą­cą się wi­ny­lo­wą płytą… → wielka litera?

 

w któ­rej no­co­wał pół roku temu . → Zbędna spacja przed kropką.

 

– Do­brze, odsuń się przy­naj­mniej na dwa­dzie­ścia me­trów.Po­in­stru­ował Da­niel. → – Do­brze, odsuń się przy­naj­mniej na dwa­dzie­ścia me­trów  – po­in­stru­ował Da­niel.

 

Na­bu­do­wy­wa­ła się sama i pięła w górę… → Zbędne dopowiedzenie – czy coś może piąć się w dół?

 

Chwi­lę póź­niej szar­pa­ła za nić, wi­ją­cą się ku niebu→ Chwi­lę póź­niej szar­pa­ła nić wi­ją­cą się ku niebu

 

Zła­pał za nóż, który nosił za pa­skiem→ Zła­pał nóż, który nosił za pa­skiem

 

Wska­za­ła pal­cem na oszklo­ne wej­ście do skle­pu mu­zycz­ne­go.Wska­za­ła pal­cem oszklo­ne wej­ście do skle­pu mu­zycz­ne­go.

Palcem wskazujemy coś, nie na coś.

 

na­stęp­nie tułów, szyje, głowę… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej regulatorzy

Przyznam, że jak zobaczyłem gwiazdkę przy opowiadaniu a obok kom. regul. To zrobiłem minę jakby zabolał mnie ząb:) ale zaraz ucieszyłem i doszedłem do wniosku, że będzie okazja się czegoś nauczyć.

Świat, który celebrował mieszające się ze sobą dźwięki. → W jaki sposób świat celebrował mieszające się ze sobą dźwięki?

Chyba chciałem w tej celebracji zawrzeć piękno dynamicznego, kontrastującego się ze sobą świata z przed apokalipsy. Oczywiście sama celebracja np. wydarzeń kulturowych czy tradycji, odbywa się przy pomocy ludzi, a zawsze temu towarzyszy muzyka, śpiew, krzyk, płacz, w taki sposób chciałem przedstawić celebrowanie dźwięków. Obszar tej celebracji można powiększyć, włączając do tego dźwięki jakie wydają samoloty, pojazdy, rakiety lub np. Wojny. Celebracja dźwięków to inaczej wszystko to, czym był nasz świat :P może nieudolne określenie, nie wiem, nie znam się, będę szukać dalej:)

 

Powiedz mi lepiej regulatorzy czy dzień 9.02.2022 mogę uznać wreszcie za moment w moim życiu, w którym spodobało ci się moje opowiadanie?:) 

ps. błędy poprawione

Pozdrawiam

 

Vrchampsie, przykro mi, że gwiazdka zwiastująca mój komentarz wywołuje u Ciebie tak drastyczne odczucia, ale pocieszające jest to, że umiesz sobie z tym poradzić i wyciągasz dobre wnioski. ;)

Dziękuję za wyjaśnienie użycia słowa „celebrował”. Może nie jest ono najwłaściwsze, ale rozumiem Twój zamysł.

 

…czy dzień 9.02.2022 mogę uznać wreszcie za moment w moim życiu, w którym spodobało ci się moje opowiadanie?:)

Tak, Vrchamsie, możesz uznać – opowiadanie Do miasta bardzo mi się spodobało i pozostawiło wielką ciekawość, jak też mogły się potoczyć, a może i gdzieś tam złączyć, losy Daniela i Pauliny. :)

 

A skoro poprawiłeś usterki, udaję się do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje za oficjalne potwierdzenie :) miłego dnia:D

Bardzo proszę. Wzajemnie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miałeś garść fajnych i świeżych pomysłów :) Podobał mi się szumi i sam pomysł na pikselozę, a Ty nie poprzestałeś na tym i dodałeś jeszcze mordercze nici ;) Fajnie się czytało, chętnie wróciłabym jeszcze do tego świata :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej Irka dzięki za dobre słowo. Nie chcę zapeszać, ale coś powstaję w tym świecie. Tym razem problemem będą lekkoduchy, byty które z jakiegoś powodu oderwały się od nici i w grupach podróżują przez świat. Pierwszy raz chce pójść w mocny horror, więc nie wiem jak wyjdzie. Narazie 3700 znaków. Może dzisiaj zasiądę,ale kusi mnie Bitwa Nieśmiertelnych Arkadego :)

To czekam z niecierpliwością :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Miś normalnie omija postapo dużym łukiem. Twoje przeczytał bez niechęci. Interesujące, może dlatego, że nie postapo jest tu najważniejsze.

Hej Koala, ciekawa opinia. Pozdrawiam.

Fajne, wciągnęło mnie :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się Anet że nie śpisz :)

Właśnie idę do łóżka ;)

Przynoszę radość :)

O, masz to całkiem fajne, podoba mi się. Połączyłeś kilka znanych motywów dodając coś od siebie i wyszło coś ciekawego. Osobiście widzę tutaj echa “Drogi” McCarthy’ego (syn z którym podróżował bohater), “Polaroidów z zagłady” (bo to postapo w polskim klimacie), a nawet motywy z kilku filmów (rosyjska “Coma”, hamerykańskie filmy o inwazji z kosmosu). Nici z kolei przypominają mi liny z “Verticala” Rafała Kosika.

Klimat masz niezły, pomysł na apokalipsę nie śmierdzi sztampą, a to ze względu na kilka ciekawych pomysłów, którymi obudowałeś to postapo. Językowo jest nieźle, ale trochę rzeczy bym poprawił. Najpoważniejszy zgrzyt jest natomiast taki: dlaczego Paulina mówi Danielowi, że szła za nim od siedmiu dni, skoro on jest ciągle w drodze, a ona – to wynika z tekstu – siedzi cały czas w tej Warszawie? To cholernie nie gra i cały czas miałem ten błąd z tyłu głowy, co przeszkadzało mi nieco w dalszym odbiorze tekstu.

Kliknąłbym, gdyby trzeba było, ale nie trzeba :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS> Trochę prywaty: nie wiem czy czytałeś moje “Ruch jest życiem”, bo to też jest postapo, i u mnie to, co doprowadziło do apokalipsy też nie jest typowe ;)

Known some call is air am

Hej Outta starałem się skrzętnie wymazać ślady z początkowej wersji, świadczące, że nigdy nie wychodziła z miasta.Czyżbym coś gdzieś zostawił? Spróbuję ci pomóc z tym tyłem głowy:) Paulina domyślała się z jakiegoś powodu, że szumi istnieją. Z jakiegoś powodu nie wiedziała też, jak zginęła jej matka. Napomknęla, że widziała kiedyś typa z gramofonem na plecach, może już wtedy poszukiwała szumiego by dowiedzieć co się stało z jej mamą. Podróżowała pewnie dalej lub bliżej. Napotkała na Daniela i widząc w jakim kierunku zmierza, postanowiła go wyprzedzić i powitać w mieście. Dlaczego? Czuła się tu bezpieczniej. "Drogę" znam z filmu i trochę z audiobooka:) reszty nie znam:) przepraszam… Dzięki za podpowiedź, odwiedzę "Ruch jest życiem":) Dobranoc.

Hej Outta starałem się skrzętnie wymazać ślady z początkowej wersji, świadczące, że nigdy nie wychodziła z miasta.Czyżbym coś gdzieś zostawił?

Tam w tekście nie ma niczego, że nie wychodziła z Warszawy, ale też nie ma niczego świadczącego o tym, że kiedykolwiek ją opuściła. Masz tam lokum Pauliny, sklepik ojca, o który dba, trupa matki, którego odwiedza i niezłe rozeznanie w miejskiej topografii, a to świadczy o tym, że raczej nie opuszczała. Dlatego tak mnie zdziwiła informacja o tym, że od tygodnia go śledziła, bo to oznaczałoby, że wypuściła się gdzieś daleko, potem szła za nim – nie wiem, w nadziei, że trafi do miasta? – a kiedy Daniel do miasta dotarł, wyprzedziła go i miała nadzieję, że trafi do jej kryjówki, co się stało ostatecznie. Trochę to dziwnie wygląda, taka seria zbiegów okoliczności i czegoś co, z jej strony, wyglądało na łut szczęścia albo jakieś zdolności prekognicyjne. Usuwając wypowiedź, że szła za nim, pozbędziesz się tego elementu budzącego moje wątpliwości, a fabuła nie straci – przecież może go przekonać do swoich pokojowych zamiarów inaczej niż słowami, że mogła go zabić wcześniej.

Known some call is air am

Rozumiem twoje wnioski i są one bardzo uzasadnione. Jednak jeżeli w tekście jest napisane, że szła za nim tydzień to znaczy, że wychodziła z miasta, a nie, nie wychodziła:)

Jasne można się co do tego spierać czy  wyprzedzenie go dziwnie wygląda czy nie. Ja wyobrażałem sobie to tak, że wychodziła poza miasto w nadziei, że znajdzie Szumiego, potem wracała i dbała o sklepik. Kiedy jednak znalazła takiego w osobie Daniela, idącego jeszcze w stronę jej miasta, nie odpuściła mu. Pewnie wyprzedziła go jak spał w namiocie. Upewniając się, że miasto stoi mu na drodze i musi przez nie przejść.

Razem z betującymi doszliśmy do wniosku, że muszę dodać coś do tekstu takiego, co tłumaczyło by gościnność Pauliny i pewność, że nieznany człowiek wpuszczony jest od tak, do jej kryjówki. Wymyśliłem więc to śledzenie, może rzeczywiście siedem dni to przesada. Chociaż wcale nie tak dużo, jeśli by wziąć pod uwagę, że ja pijany szedłem na pieszo z Torunia do Ciechocinka siedem godzin:) Co by było gdybym biwakował lub np łowił ryby?:) Pozdro

Tydzień to zdecydowana przesada IMHO. Wystarczyłaby wzmianka, że trafiła na niego do maksymalnie 48 godzin wstecz. Szukała za opłotkami Warszawy, circa 40km nie dalej, bo siedem dni, paaaanie, to ona mogła odejść bardzo daleko.

Known some call is air am

Co ty z tą Warszawą :)

A które inne miasto w Polsce ma metro? :) 

 

Known some call is air am

To z mojego opowiadania, ale nie myślisz chyba, że to 2022 rok?:)

To z mojego opowiadania, ale nie myślisz chyba, że to 2022 rok?:)

Niechby i był 2050, a Wawa i tak byłaby jedynym miastem z metrem ;) 

Known some call is air am

Słyszałam plotki, że w Łodzi się buduje. Ulice od dawna notorycznie rozkopane, wykluczyć nie można.

Babska logika rządzi!

Myślisz, że robią to w konspiracji? Może sobie elyty rządzące robią schron przeciw poddenerwowanym polakom? To spiseg! Szuria mode off.

Życzę Wam tego metra w Łodzi, nawet vrchampsowi życzę w Ciechocinku, ale znając polskie tempo robót i towarzyszące przetargom afery, również specyficzne dla inwestycji w kraju, to pewnie w tym 2050 i tak Warszawa będzie jedynym miastem w Polsce, które ma metro. Ale my tutaj spekulujemy, a przecież autor może nam powiedzieć, który to rok i które to miasto ma metro w jego opowiadaniu :) Co Ty na to, vr?

 

Known some call is air am

Mi w Ciechocinku wystarczy 710 kilometr Wisły, gdzie znajduje się pewna przystań:)

Wiedziałem, że akurat ten 710 kilometr jest ważny z jakiegoś powodu :D

Known some call is air am

Hej vrchamps,

jak zapowiadałam, jestem. Ogólnie bardzo ciekawy pomysł na świat, te nici naprawdę do mnie przemówiły, cały pomysł na apokalipsę, a słuchanie szumu i Pikselozę. To co mi przeszkadzało, to opisy. Nie zawsze wiedziałam co się dzieje i jak na początku było bardzo dobrze, to potem już coraz gorzej.

Masz kilka powtórzeń, tutaj dla przykładu:

 

Pierwsze, co usłyszał, to odgłos kapiącej wody, jakby wpadała do plastikowego wiadra ciurkiem. Następnie po dźwięku pojawił się obraz – wiadro. Nie mylił się. Obok plastikowego wiadra kobieta z dzieckiem na rękach

czasami też wkradł ci się przecinek przed “i” i tym podobne. Nie są to jakieś rażące błędy, jednak troszkę mi przeszkadzały.

Ciekawe zakończenie, jednak, skoro Daniel bał się wrócić do ciało synka, to czemu wysyłał tam nieznajomą osobę? Podobało mi się że jest ono otwarte, w tym wypadku dobrze to zagrało.

Dziękuję za lekturę!

Hej Gruszel, cieszę się, że moje SI przywołało cię do porządku. Masz rację te opisy mogłyby być lepsze. Pracuję nad tym by fajne pomysły jakie mam nie zostawały tylko fajnymi pomysłami. :) Dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam.

Hej Gruszel, cieszę się, że moje SI przywołało cię do porządku.

Nikt tu nikogo nie musiał przywoływać do porządku. Chcę tylko przypomnieć, że czytamy czyjeś opowiadania dobrowolnie, więc nie wiem na czym to przywoływanie miałoby polegać. Zrobiłam to, bo mnie poprosiłeś i czytałeś mój tekst. 

Pozdrawiam

Przecież wiesz, że to żart:)

Nowa Fantastyka