- Opowiadanie: adam_c4 - Popiół

Popiół

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Tu był las” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl.

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot: https://pracownia.org.pl.

 

Sam nie wiem, czy próba przedstawienia tej historii w limicie tysiąca słów była dobrym pomysłem :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Popiół

Mężczyzna ze szramą podniósł wiadro i wziął krótki zamach.

Tamten nawet nie drgnął. Dopiero po chwili podniósł głowę z mokrego klepiska i przetarł oczy. Rozejrzał się, zatrzymując spojrzenie na kratach. Spróbował wstać, ale bezskutecznie – zdołał jedynie doczołgać się do drewnianej ściany.

Mężczyzna ze szramą zbliżył się do rozdzielających pomieszczenie prętów.

– Nie jesteś ciekaw, jak tu trafiłeś? – zapytał.

– Dlaczego… jestem mokry?

– Wylałem na ciebie wiadro wody.

– Po co?

– Żeby cię obudzić.

– Obudzić?

– Po prochach.

– Jakich prochach?

– Bez jaj! To ma być Leon Stevens? As dziennikarstwa? Pomyśl! Przecież musiałem cię uśpić. Jak inaczej bym cię tu wsadził?

– Nic nie pamiętam.

– To normalne.

Stevens zdołał usiąść, przywierając plecami do ściany.

– Nie znam cię – przyznał. – O co chodzi?

– Pewnie, że mnie nie znasz. Owłosiona, szpetna morda jakich wiele. Z drugiej strony, znasz mnie świetnie. W końcu dla ciebie wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszystkie likantropy to jedna, paskudna rodzina, co?!

Rozległ się trzepot skrzydeł, podniesiony głos wystraszył jakieś ptactwo. Ostrożnie, szukając podparcia, dziennikarz wstał z klepiska.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał.

– Dlaczego miałbym ci mówić?

– Skąd masz ten ślad na czole?

– Nie twój interes.

– Jak ci na imię?

– To bez znaczenia.

– Powiedz. Proszę.

– John.

– John. Od jak dawna? – zapytał Stevens, wykonując dłonią gest, mówiący: „No, wiesz, o co chodzi".

– Od urodzenia!

– Rozumiem.

Dziennikarz rozejrzał się po raz drugi. Uwięziono go w jakiejś szopie. Pomarańczowe światło wpadało przez okno z wybitą szybą. Po ziemi walały się rozmaite narzędzia, służące do pracy na roli. Śmierdziało kurzem, smarem i spalenizną.

Kilkanaście prętów dzieliło pomieszczenie na dwie części.

– Drzwi są po twojej stronie. Jak mnie tu wsadziłeś?

– Czemu pytasz? – warknął John. – Wcisnąłem cię tam i przyspawałem ostatnią kratę. Zadowolony?

– Będę zadowolony, kiedy powiesz mi, dlaczego tu trafiłem.

– Powiem. Otóż jesteś likantfobem i powtarzasz na nasz temat kłamstwa. – John zaczął krążyć od ściany do ściany. – Twój artykuł o nauczycielach przelał czarę.

– Był oparty…

– Zamknij się! – Owłosiona dłoń uderzyła o kraty. – Ty draniu! Mój ojciec był nauczycielem! Uczniowie go kochali! Przez twoje wypociny płakał jak małe dziecko!

Likantrop zamilkł. Stevens policzył do dziesięciu, nim zabrał głos:

– Bazowałem na twardych danych – zaczął ostrożnie. – W ciągu ostatnich lat doszło do wielu przypadków nadużyć i aktów przemocy ze strony nauczycieli, którzy cierpią na wilkołactwo.

– Kłamiesz!

– Nie, wcale nie.

John doskoczył do krat i sięgnął ręką najdalej, jak mógł. Nie zdołał chwycić dziennikarza, zabrakło centymetrów.

– Jak mam z tobą rozmawiać, skoro nie chcesz mnie słuchać!? – krzyknął Stevens.

– Patrz! – John wyciągnął z kieszeni klucz, po czym wyrzucił go przez okno. – To do kłódki. Wiesz, co teraz będzie?

– Pewnie zaraz mi powiesz.

– Zakichany mądrala. Słuchaj dobrze: Nadchodzi noc. Dziś pełnia. Kiedy się przemienię i stracę nad sobą panowanie, z łatwością wyrwę kraty i… sam wiesz.

– Hmm. Pomysłowe.

Likantrop odsłonił zęby w uśmiechu.

– Musisz się upodlić. Stać się tym, czego nienawidzisz. Inaczej umrzesz w męczarniach.

– Bardzo pomysłowe. – Dziennikarz pokiwał głową. Dla Johna było oczywiste, że to forma szyderstwa. Nie dał się jednak sprowokować.

– Masz mało czasu – sapnął. Zaczął drżeć i szczękać zębami. – Zaczęło się. Jeśli teraz cię ugryzę, to po przemianie rozpoznam w tobie jednego… z nas. Nie zrobię ci krzywdy.

– Jesteś godny pożałowania – prychnął Stevens. – Wiesz, że nie masz racji, ale wygodniej ci to wypierać i sięgać po przemoc. Dziwisz się, że wilkołaki oskarża się o sadyzm? 

– Stoimy od was wyżej! – wycharczał John. Zgiął się wpół, opadł na kolano. Jego dłonie i przedramiona pokrywała sierść. – Jesteśmy lepsi! Czyści! Jesteśmy ukrono…koro…nowaniem natury! Likantropy są niczym las, który porasta ten zepsuty świat!

Stevens parsknął śmiechem.

– Co? „Likantropy są niczym las"? A cóż to za kretyńskie porównanie? Do czego to się niby odnosi? Czy twój łeb już słabiej pracuje, czy ty po prostu jesteś aż tak głupi?

John zacisnął łapy na prętach. Jego twarz przypominała teraz upiorną halloweenową maskę; wciąż było to oblicze człowieka, ale odznaczał się na nim pełen ostrych zębów wilczy pysk.

– Mało… czasu – parsknął. 

– Wiesz, to z tym lasem… to jednak ma sens. – Dziennikarz, naśladując swego oprawcę, zaczął spacerować od ściany do ściany. – Ciemny, gęsty las, do którego nie dociera słońce. Roi się w nim od robactwa oraz innych żałosnych stworzeń. Powietrze cuchnie pleśnią i padliną, trzeba się pilnować, żeby nie wdepnąć w bagno. Co ty na to?

John nie odpowiedział. Trzęsąc się i sapiąc, wyciągał łapy, usiłując chwycić spacerującego w bezpiecznej odległości dziennikarza.

– Szybko! Nie chcę cię… zabić!

Stevens zatrzymał się i spojrzał prosto w wilcze ślepia.

– Na szczęście las łatwo można zrównać z ziemią – rzekł, uśmiechając się. – Wystarczy jeden idiota, który zaprószy ogień, wiesz?

W zwierzęcym spojrzeniu pojawił się cień zrozumienia.

– Nie wiem, na co liczyłeś, porywając mnie. Nawet gdybym przystał na twój układ, raczej nie przyniosłoby to chluby wilkołakom, nie uważasz? Ale to, co stanie się teraz…

Stevens zrobił krok do przodu, niemal dotykając nosem wyciągniętej łapy.

– Jestem chory. Poważnie. Niby mam jakieś szanse, ale… daruję sobie.

John warczał, nie spuszczając oczu z człowieka. Odzież, która jeszcze przed chwilą opinała jego ciało, leżała w strzępach na ziemi. Proces przemiany dobiegał końca.

– O mojej śmierci usłyszy cały świat. Znajdą się tacy, którzy zechcą mnie pomścić. Nie motłoch, ale politycy. Kto wie? Może jednak uda się wsadzić was do rezerwatów. Las? Mam nadzieję, że zostanie po was popiół. Pierdolone dzikusy.

Likantrop zawył. Stevens złapał się za przedramię i wymacał pod skórą niewielki kształt. Kiedy zdiagnozowano u niego tętniaka, dał się namówić na założenie chipa. 

Wkrótce zaczną go szukać.

Położył się na klepisku i zamknął oczy. Nie zważał na odgłos łamanych prętów.

Czekał.

Koniec

Komentarze

Cześć ;)

No no, czyli jednak można jeszcze napisać coś ciekawego o wilkołakach :P

Generalnie tekst mi się podobał, głównie za sprawą pomysłu. Rzucenie wilkołaków w nasze realia, likantrofobia i inne fajne określenia, które dodawały smaczków. Cały tekst to w zasadzie jeno dialog, ale sprawnie napisany, czytało się dobrze. Ogólne wrażenia na plus, choć bez efektu WOW.

Ode mnie jeszcze taka mała, subiektywna uwaga odnośnie podejścia do tematu konkursowego. Tutaj stoję w rozkroku.

Bo z jednej strony fajnie, że temat potraktowałeś niedosłownie, użyłeś go jako metaforę, analogię.

Z drugiej zaś, no właśnie… metaforę. Mam wrażenie, że tą metaforą mogłoby być w tym przypadku wszystko. Gdyby konkurs dotyczył gór, można by opisać wilkołaki jako góry. Gdyby dotyczył kosmosu, przyrównać je do wyjątkowości wszechświata itd. itp. Innymi słowy, można by tutaj wcisnąć każdą inną metaforę odnoszącą się do każdego innego zagadnienia, a tekst w żaden sposób nie zmieniłby swojego wydźwięku. Takie mam przynajmniej wrażenie.

Tak czy siak lektura przyjemna, więc idę klikać :)

Dobrze przedstawiony dialog z ciekawymi koncepcjami. Czuć napięcie między bohaterami. Podobnie jednak, jak mój przedmówca, mam wątpliwości co to tego, czy interpretacja tematu konkursowego nie jest potraktowana zbyt luźno – ale to już oceni jury. :) Czytałem z przyjemnością.

Siema. Lubię dobry dialog, a stworzyłeś dwie na tyle charakterystyczne postacie, każda z własnym zdaniem, ze przyjemnie sie w to wchodziło; zwłaszcza ze byłem ciekawy zakończenia. Niezły chojrak swoja droga z tego dziennikarza; w końcu nawet umierający człowiek (świadomy bliskości własnego końca) raczej nie chciałby zginąć rozszarpany przez wilkołaka ;p 

Calosc bardzo przyjemna :) intrygujące podejście do tematu, na przekór wszystkim jak dotychczas XD 

pozdrawiam

Zawsze coś da się poprawić

Źle być szowinistą. 

Na początku nie załapałam, ze wiadro było pełne i myślała, że gość ze szramą zatłucze oponenta wiadrem. Czyta się bardzo dobrze, ale chciałam trochę pogrymasić na źródła wilkołactwa. Z jednej strony dziennikarz może się zarazić, ale John to odziedziczył. 

Ciekawe ujęcie tematów nietolerancji, uprzedzeń i nienawiści. 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Adamie!

 

Początek nieco mnie zwiesił, bo najpierw nie wiedziałem, że wiadro było z wodą – myślałem, że będą się okładać. Potem myślałem, że siedzą w sąsiednich celach. Ale potem już popłynęło :)

Ciekawe podejście do konkursu, ale mam podobne odczucia co Realuc. Z drugiej strony:

„Likantropy są niczym las"? A cóż to za gówniana metafora?

tu wyczułem taką autoironię (choć nie nazwałbym metafory “gównianą” :P po prostu hmm… naciąganą :D)

Dialog poprowadzony ciekawie i sprawnie światotwórczo – w sensie takim, że prowadzisz dialogi i jednocześnie w trakcie opisujesz sytuację. Dzięki temu cały czas coś się dzieje.

Leon imponuje spokojem, za to John oczywiście jest przedstawiany negatywnie – momentami aż dziwiłem się, że wytrzymał i nie wybuchł – jest trochę nieprzewidywalny, co jeszcze fajniej buduje takiego bohatera.

Fajne opowiadanie, a że brakuje Kliczków, to idę dołożyć jednego:

 

Pozdrawiam, polecam, powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie przekonało mnie.

Dobrze napisane, więc przeczytałam bez bólu, ale poza tym historia ani mnie nie wciągnęła, ani nie rozbawiła. Już drugi raz czytam Twój tekst, przy którym mam wrażenie, że stanąłeś w rozkroku między komedią a dramatem, w efekcie nie wykorzystując potencjału ani jednego, ani drugiego. Za dużo tu pastiszu i heheszkowych momentów, by w pełni poczuć dramatyzm sytuacji. A jednocześnie mam wrażenie, że bardzo chciałeś wpleść w tę opowieść jakiś komentarz społeczny, jednak wyszło to niezbyt subtelnie.

Motyw lasu mocno naciągany, ale to już będzie problem jury, a nie mój ;)

 

 

– O mojej śmierci usłyszy cały świat. Znajdą się tacy, którzy zechcą mnie pomścić. Nie motłoch, ale politycy.

Nie kupuję. Wskaż mi jednego dziennikarza, którego zna cały świat i którego chcieliby pomścić politycy. Średnio wiarygodne.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Skoro kraty były podobno na stałe zamocowane, to co to za kłódka, od której klucz wyleciał za okno? No chyba że od całego tego przybytku… Oprócz tego chyba nie mam uwag, może poza tym, że na początku jakoś dużo masz powtórzeń (jak dalej się sprawy mają, już nie zwracałam uwagi). Jak słusznie zauważasz w przedmowie, historia prawdopodobnie rzeczywiście zyskałaby, gdyby była dłuższa, ale cóż, limitów się nie wybiera (uczestnikiem będąc). No ale czytało się lekko :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Witajcie wszyscy!

 

Realuc,

Mam wrażenie, że tą metaforą mogłoby być w tym przypadku wszystko.

Prawda :) Wahałem się, czy nie rozbudować tekstu i nie posłać go na ścieżkę B. W dodatkowych słowach mógłbym jakoś mocniej umotywować ten las, choćby dodając jakiś wątek pro-ekologiczny. Ale ostatecznie zostałem przy tej formie.

Cieszę się, że lekturę uważasz za przyjemną, dziękuję za klika!

Pozdrawiam.

 

Crucis,

 

cieszę się, że czytałeś tekst z przyjemnością. Zastrzeżenia w pełni rozumiem :)

Pozdrawiam!

 

Kulosławie,

Niezły chojrak swoja droga z tego dziennikarza; w końcu nawet umierający człowiek (świadomy bliskości własnego końca) raczej nie chciałby zginąć rozszarpany przez wilkołaka ;p

No tak, to prawda. Zakładam, że był pogodzony z nadchodzącą śmiercią, a jego nienawiść do wilkołaków musiała być naprawdę silna.

intrygujące podejście do tematu, na przekór wszystkim jak dotychczas XD

O, to mnie cieszy :)

 

Dziękuję za wizytę i miłe słowa, pozdrawiam!

 

Ambush,

Czyta się bardzo dobrze, ale chciałam trochę pogrymasić na źródła wilkołactwa. Z jednej strony dziennikarz może się zarazić, ale John to odziedziczył.

Chyba gdzieś spotkałem się z motywem, że dziecko spłodzone przez wilkołaka (lub parę wilkołaków) rodzi się likantropem.

 

Źle być szowinistą.

 

Ciekawe ujęcie tematów nietolerancji, uprzedzeń i nienawiści.

 

Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na te kwestie :)

Dziękuję za klika, pozdrawiam!

 

Krokusie,

tu wyczułem taką autoironię (choć nie nazwałbym metafory “gównianą” :P po prostu hmm… naciąganą :D)

Niee no, nazywajmy rzeczy po imieniu :D

Dialog poprowadzony ciekawie i sprawnie światotwórczo – w sensie takim, że prowadzisz dialogi i jednocześnie w trakcie opisujesz sytuację. Dzięki temu cały czas coś się dzieje.

Chciałem, żeby opowiadanie miało odpowiednie tempo. Gdybym zaczął przynudzać w tysiącu słów, to przeszedłbym samego siebie :)

Dziękuję za wizytę i za klika! Pozdrawiam!

 

gravel,

Już drugi raz czytam Twój tekst, przy którym mam wrażenie, że stanąłeś w rozkroku między komedią a dramatem, w efekcie nie wykorzystując potencjału ani jednego, ani drugiego.

Hmm, o ile w opowiadaniu o wampirach wykonałem ten rozkrok z premedytacją, tak tutaj, przyznaję, chciałem być zdecydowanie bardziej serio. W moim odczuciu niektóre reakcje Johna mogą wydawać się przerysowane i może nawet odrobinę komiczne, ale nie na tyle, aby komedia zdołał przysłonić dramat. No ale to moje odczucie.

A jednocześnie mam wrażenie, że bardzo chciałeś wpleść w tę opowieść jakiś komentarz społeczny, jednak wyszło to niezbyt subtelnie.

,,Komentarz społeczny" to chyba za dużo powiedziane. Ale zagrałem motywem dyskryminowanej mniejszości, względem której narosło wiele uprzedzeń. Uprzedzeń, które – gdyby szafować faktami – niekoniecznie są bezzasadne. Obraz jest więc zniuansowany, ale, jak to bywa, postrzeganie mniejszości (a w tym przypadku – jej prawo do funkcjonowania w społeczeństwie) to sprawa zero-jedynkowa. Są dobrzy albo źli, biali albo czarni. Pozwalamy im żyć na wolności, albo zamykamy w rezerwatach.

Nie kupuję. Wskaż mi jednego dziennikarza, którego zna cały świat i którego chcieliby pomścić politycy. Średnio wiarygodne.

Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy, to rzeź w redakcji paryskiego periodyku ,,Charlie Hebdo". Pewnie mało kto kojarzy nazwiska zamordowanych dziennikarzy, ale news o ataku obiegł cały świat. Myślę, że podobnie byłoby z newsem o uprowadzeniu i bestialskim morderstwie dziennikarza. Zwłaszcza, gdyby został zabity przez członka mniejszości, którą (merytorycznie!) krytykował.

Co do zemsty polityków – zakładam, że w tej rzeczywistości podejście do wilkołaków to sposób na zbicie politycznego kapitału – na jednym biegunie mamy tych, którzy uważają likantropy za ofiary systemu i nie przyjmują do wiadomości faktów świadczących o ich wybuchowej naturze. Na drugim zaś tych, którzy najchętniej powsadzaliby ich do rezerwatów i pozbawili wszelkich praw. Właśnie o tej drugiej grupie wspomina Stevens – można zakładać, że jest ceniony pośród owych szowinistów, którzy tym mocniej, powodowani nie tylko politycznymi kalkulacjami, ale i szczerym wzburzeniem, będą pragnęli zemścić się na wilkołakach. Zbrodnia mało rozgarniętego Johna będzie dla nich paliwem rakietowym.

 

Dziękuję za wizytę i komentarz, pozdrawiam!

 

NaNa,

Skoro kraty były podobno na stałe zamocowane, to co to za kłódka, od której klucz wyleciał za okno?

Kłódka była przeznaczona dla samego likantropa. Po wyrzuceniu klucza obaj zostali uwięzieni w szopie. Nie było już żadnej szansy na odwrót – albo dziennikarz pozwoli się ugryźć, albo zginie.

Cieszę się, że tekst czytało Ci się lekko :) Dziękuję i pozdrawiam!

Tak też przypuszczałam, ale chciałam się upewnić :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć!

 

Wilkołak porywający dziennikarza w imię zemsty za artykuł to bardzo ciekawy pomysł, ale jak dla mnie trochę tu zbyt spokojnie. Rozumiem, że zachowanie dziennikarza wynikało z jego choroby, po prostu nie bał się śmierci, i z jednej strony jest to ciekawe, ale ta jego pewność siebie sprawiła, że dialog wypadł trochę oschle. Sytuacja wyjaśnia się na końcu, lecz przez większość tekstu zastanawiałam się, czemu on się nie boi i czemu zadaje takie pytania. Wydaje mi się, że podkręcenie jego dezorientacji na początku, stworzyłoby tu więcej napięcia. 

Nie przepadam też za sytuacjami, gdy zła postać wyjaśnia swój niecny plan. Mnie bardziej by się podobało, gdyby wilkołak nie zdradzał, co planuje, a kolejne elementy planu ujawniały się wraz z akcją. Przez cały tekst też towarzyszyło mi uczucie, że lepiej by tu pasowała narracja pierwszoosobowa.

Interesujące podejście. Mało w nim lasu, ale niech się jurki martwią.

Mnie też zaskoczyła kłódka, skoro w celi nie ma drzwi. Wyjaśniasz w komentarzach, że to do szopy w ogóle. Ale skoro John w stanie wilczym może wyrwać kraty, to czemu nie może rozwalić drewnianych ścian?

I też zaskoczyło mnie przekonanie dziennikarza, że politycy przejmą się jego śmiercią. Tym razem Twoje wyjaśnienia mnie przekonały, ale szkoda, że to nie zmieściło się w tekście.

Poruszasz ciekawe kwestie. Z jednej strony rasizm, z drugiej wilkołak nie wygląda na miłego gościa, więc ta fobia wydaje się bardzo uzasadniona.

Babska logika rządzi!

Hmm, najciekawsza jest dla mnie idea eugeniczna przewijająca się przez tekst, a właściwie jej prapra początki, źródła, czyli rodzaj moralnej wyższości i uznanie w tym przypadku antagonisty za istotę znieprawioną. Wpisałeś się jak ta lala w rozmowę, której dzisiaj wysłuchałam na temat dywagacji, skąd się takie rzeczy, z naszego punktu widzenia absurdalne, biorą i jak przejawiają.

 

Sam tekst jest stosunkowo dynamiczny przez dialog, lecz wymagałby jeszcze wygładzenia i niestety przemyślenia. W tym momencie jest trochę przegadany, trochę tracisz napięcie, trochę zdradzasz przed czasem. Słowem, pomysł był, lecz z różnych względów wymagałby dopracowania, też z uwagi na sam las.

 

Fot. A. Wajrak. Tu wyboru nie ma, więc wiadomo co. :-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Och, jaka ładna opowieść o rasizmie i o manipulacji. Naprawdę dobrze się czytało. Starszy nauczyciel, który płacze przez artykuł dziennikarza też jakoś dziwnie pasuje – tym bardziej to właśnie jego zrobiło mi się najbardziej żal w całej tej scenie, tym bardziej, kiedy wyszły na jaw zamiary dziennikarza. Drobiazg, a mocno porusza uczucia.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej Adam.

 

Dziękuję za shorta.

 

Napisane sprawnie, z rozmachem, ale też z małymi potknięciami (wiadro, kłódka, kraty, deski, ale o tym już było w komentarzach powyżej).

 

Dialog niezły, ale nierówny, pomiędzy krótkie, dynamiczne, często wykrzyknikowe zdania wplotłeś dłuższe, hamujące. (Wrażenie podobne do tego, kiedy jedna narta jedzie szybciej a druga wolniej.)

 

Jedna uwaga: „Likantropy są niczym las"? A cóż to za gówniana metafora? – to nie metafora, to porównanie. Te dwa środki stylistyczne nie są tożsame. Trzy akapity niżej, jest już poprawnie.

 

Do lasu rzeczywiście daleko.

 

Ogólnie: czyta się szybko i lekko, błędów prawie wcale, więc i oko zadowolone.

 

Dzięki raz jeszcze.

 

Pozdrawiam.

Al.

Za dużo szopy z kratą, za mało lasu. A choć czytało się nieźle, opowiadanie nie zdołało mnie porwać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć wszystkim!

 

Alicello, dziękuję za wszystkie uwagi. Przyznam, że w początkowej wersji tekstu trochę rozwlekłem to zdezorientowanie dziennikarza na początku, ale potem poskracałem. Pomysł z narracją pierwszoosobową ciekawy. Zarówno z perspektywy dziennikarza, jak i wilkołaka.

 

Finklo,

Mnie też zaskoczyła kłódka, skoro w celi nie ma drzwi. Wyjaśniasz w komentarzach, że to do szopy w ogóle. Ale skoro John w stanie wilczym może wyrwać kraty, to czemu nie może rozwalić drewnianych ścian?

John zamknął drzwi na kłódkę i ceremonialnie wyrzucił klucz, aby dać dziennikarzowi do zrozumienia, że nie tylko on, więzień, nie opuści szopy, ale że jego oprawca też zostaje w niej uwięziony. Likantrop zrobił to, aby dać dziennikarzowi do zrozumienia, że pozostają tylko dwie opcje – albo pozwoli się ugryźć i ocali życie, albo będzie miał do czynienia z bezrozumnym, łaknącym świeżego mięsa potworem. Gdyby nie ta kłódka, Stevens mógłby się łudzić, że zdoła przekonać Johna, aby ten darował mu życie. John mógł też zamknąć się od środka przez wzgląd na siebie – być może obawiał się, że zmięknie mu serce i w ostatniej chwili postanowi się wycofać.

Twoje wyjaśnienia mnie przekonały, ale szkoda, że to nie zmieściło się w tekście.

Chyba nie zaszkodziłoby, gdybym wspomniał o jakimś konkretnym polityku, który ma w zanadrzu ustawę o ograniczeniu praw publicznych dla likantropów.

Z jednej strony rasizm, z drugiej wilkołak nie wygląda na miłego gościa, więc ta fobia wydaje się bardzo uzasadniona.

No właśnie – dziennikarz to nieprzyjemny typ, który pod płaszczykiem merytorycznej krytyki życzy likantropom jak najgorzej. Z drugiej strony jego oskarżenia nie są bezzasadne, ba, można powiedzieć, że gość pełni ważną misję – podpierając się danymi dowodzi tego, że należy patrzeć na ręce nauczycielom cierpiącym na wilkołactwo, gdyż ci bywają porywczy. Tylko czy głośne piętnowanie wilkołaków nie prowadzi do krzywdzących generalizacji? Może jednak, biorąc poprawkę na to, że problem dotyczy pewnie promila przypadków, powinno się zaprzestać podobnej krytyki? Ta krytyka, jak możemy przypuszczać, sprzyja stereotypizacji i wpływa na pogarszanie się wizerunku i tak już nielubianej grupy społecznej.

 

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

 

Asylum, dziękuję za komentarz i sugestie dotyczące tekstu :) Pozdrawiam!

 

Verus

Drobiazg, a mocno porusza uczucia.

Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na ten wątek – gdyby sprawa nie była osobista, likantrop pewnie nigdy nie zdecydowałby się na tak radykalny, szalony krok.

Cieszę się, że dobrze Ci się czytało. 

Dziękuję za zgłoszenie, pozdrawiam! 

 

Al, dziękuję za lekturę i za wszystkie sugestie.

to nie metafora, to porównanie. Te dwa środki stylistyczne nie są tożsame. Trzy akapity niżej, jest już poprawnie.

Masz rację, nie wiem, czemu w tym miejscu określiłem to metaforą. Do poprawy.

Pozdrawiam!

 

Reg, szkoda, że nie porwało. Mimo wszystko cieszę się, że czytało się nieźle i że, jak zakładam, żaden babol nie uprzykrzył Ci lektury :)

Pozdrawiam! 

Dialog nawet, nawet. Sama koncepcja też niezła, ale komentarz społeczny trochę po macoszemu potraktowany, uproszczony i dość mocno spolaryzowany. Jednak to tylko szort, więc cudów nie wymagam ;) Tylko tego lasu coś niewiele. Pozdrawiam serdecznie Q

Known some call is air am

Ja też żałuję, Adamie, bo wolę czytać teksty porywające. Ale faktycznie – lektura nie była żadną przykrością. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Heja

 

Spoko, cieszę się, że mogłem pomóc. smiley

 

Zdravim

Al

 

Outta, wielkie dzięki za komentarz i za klika. Być może pomysł zasługiwał na dłuższą formę :)

Pozdrawiam!

Cześć!

 

Pomysłowa konfrontacja, po jednej stronie wściekły, pełen goryczy i pragnący akceptacji John, po drugiej zimny, logiczny i konsekwentnie idący do celu Steven. Ciekawy pomysł na konflikt – w pewnym sensie – tragiczny, w płaszczyźnie społecznej szort przypomina mi Twój tekst o wampirach, tam również wykorzystałeś “oklepany motyw fantastyczny” do zobrazowania bolączek i wyzwań “życia w stadzie”.

Napisane obrazowo, dobrze przedstawiasz punkt wyjścia każdego z bohaterów. Nie złapałem końcówki z chipem. Bohater grał na czas czy raczej było mu wszystko jedno?

 

Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze!

Cieszy mnie, że pomysł konfliktu, na którym oparłem opowiadanie, uważasz za ciekawy. Może dało się go sprzedać lepiej, ale kusiło mnie, aby wrzucić go na leśny konkurs :)

Co do chipa – schorzenie Stevensa mogło tak naprawdę uśmiercić go w każdej chwili. Żył z wyrokiem. Gdyby akurat przebywał w jakimś miejscu odosobnienia i nagle zmarł, to jego ciało mogłoby nie zostać znalezione. Albo odnalezione po długim czasie, czego chyba nikt by sobie nie życzył. Dlatego Stevens zdecydował się na chipa – aby można go było sprawnie zlokalizować. Gdyby nie to narzędzie, być może nie zdecydowałby się na śmierć z ręki Johna – w końcu zostałby zamordowany na odludziu, a sprawca mógłby potem pozbyć się ciała i przy odrobinie szczęścia uszłoby mu to płazem. W momencie, w którym denat ma w sobie chipa, a morderca nie jest tego świadom, szansa na popełnienie zbrodni doskonałej gwałtownie maleje. 

Dzięki wielkie za wizytę, pozdrawiam!

Teraz kumam, zabrakło mi jakiegoś rozwinięcia w tekście, bo zakładałem taką ewentualność, ale nie byłem pewien, czy to o to chodzi. Może warto dorzucić ze zdanie wyjaśnienia (jeżeli limit pozwala)?

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Może warto dorzucić ze zdanie wyjaśnienia (jeżeli limit pozwala)?

Myślę, że by nie zaszkodziło, mam jeszcze trochę zapasu. Dzięki za sugestię!

Cześć adam_c4 !!!

 

Świetne opowiadanie! Bardzo mnie wciągnęło. W ogóle ja uwielbiam (jak pewnie wielu innych ludzi) :) czytać o wampirach i wilkołakach. Naprawdę świetne, klimatyczne.

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidzie! Dziękuję za wizytę i za entuzjastyczną opinię :)

Pozdrawiam!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Miś przeczytał. Zaciekawiło, ale nie jako szort konkursowy.

Historia tyleż prosta, co wymowna. Pomysł całkiem niezły, idealny na szort, choć przyznam, że moim zdaniem można by jednocześnie całość skompresować i pomimo tejże kompresji wpleść jeszcze parę zdań i sformułowań doprawiających do całości jakiegoś brudu, jakiegoś odczucia sporu społecznego. A przede wszystkim przez dramatyzm tarć między różnymi grupami, dramatyzm, który mógłby uczynić mocniejszym wydźwięk zdania o tym, ze wystarczy jeden idiota, by zaprószyć ogień. Zwłaszcza, ze w tym kontekście i sam dziennikarz okazuje swoje drugie oblicze.

 

Natomiast mam generalnie odczucie, że motywu przewodniego konkursu tu w zasadzie nie ma. To znaczy pada słowo „las”, ale na tym koniec. A szkoda, bo tu się dało mimo wszystko to jakoś wpleść, choćby przez powiązanie ze zwyczajami wilkołaków.

 

A co do motywu „znaności” dziennikarza, o którym pisze Gravel… Heh, czasy są teraz inne, ale kiedyś ten zawód miał trochę inne znaczenie. Skoro opisujemy świat alternatywny, a i rok nie został oznaczony… To akurat można by obronić.

Anet, dzięki :)

 

Koalo, cieszę się, że zaciekawiło. 

 

Wilku, dziękuję za komentarz jurorski.

Pomysł całkiem niezły, idealny na szort, choć przyznam, że moim zdaniem można by jednocześnie całość skompresować i pomimo tejże kompresji wpleść jeszcze parę zdań i sformułowań doprawiających do całości jakiegoś brudu, jakiegoś odczucia sporu społecznego.

Ja z kolei widziałbym ten tekst dłuższym, nawet sporo dłuższym. Ale tak, żeby nie zmęczył czytelnika. Może kiedyś się na to porwę.

Natomiast mam generalnie odczucie, że motywu przewodniego konkursu tu w zasadzie nie ma. To znaczy pada słowo „las”, ale na tym koniec. A szkoda, bo tu się dało mimo wszystko to jakoś wpleść, choćby przez powiązanie ze zwyczajami wilkołaków.

Zgadzam się. Ale przyznaję, że w tym limicie nie dałem rady wcisnąć kwestii, o której wspominasz.

 

Pozdrawiam!

 

Jest tu jakiś zalążek niejednoznacznego moralnie konfliktu rodem z wiedźmińskiego uniwersum czy Świata Mroku, ale jednak zarysowany nieco zbyt pobieżnie, by wybrzmieć z pełną mocą. Tekst w całości opiera się na dialogu, przez co wydaje się dosyć przegadany; poza tym bohaterowie nawiązują do wydarzeń nieznanych czytelnikowi, więc wkrada się trochę chaosu i dezorientacji. Lepiej by to zagrało, gdyby z ich wzajemnej niechęci wynikała pewna powściągliwość wypowiedzi, która tuszowałaby te luki i uzasadniała różne niedomówienia. Zabrakło też w tym wszystkim przestrzeni na budowanie klimatu (a krótkie opisy na początku, na końcu i między dialogami pokazują, że taki potencjał jak najbardziej był). Ogólnie przyjęta kompozycja mocno zaciera granice między poszczególnymi częściami tekstu, przez co trudno wyczuć, gdzie jest na przykład wyraźny punkt kulminacyjny. Nawet lekka zmiana tempa bardzo zadziałałaby tu na korzyść.

Z punktu widzenia konkursu też mam trochę niedosyt, bo obecność postaci wilkołaka pozwalała na rozwinięcie wątku lasu i można było mocniej osadzić historię w takim settingu.

Podsumowując – tekst z potencjałem, z ciekawym pomysłem na konflikt, ale jednak zbyt szybko odsłaniający karty i nie do końca wyczerpujący temat.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć, black_cape! Bardzo dziękuję za wizytę i opinię. Zgodzę się co do tego, że tekst średnio wyczerpuje temat, który w nim poruszyłem. No i wątek lasu rzeczywiście może sprawiać wrażenie wrzuconego na doczepkę.

Może kiedyś inaczej opakuję pomysł, który chciałem tutaj sprzedać.

Pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka