- Opowiadanie: Revom - Polowanie

Polowanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Polowanie

Łuk, strzały, nóż myśliwski… To już chyba wszystko. Dahold wyszedł z drewnianej chatki myśliwskiej, położonej na skraju lasu. Ubrał się w luźne odzienie o maskującym kolorze i liśćmi przyczepionymi do pleców. Na nogach miał buty ze specjalnego materiału dzięki którym mógł się ciszej poruszać. Tym razem na łowy wziął krótki łuk. Co prawda, miał mniejszy zasięg od tego, którym zwykle się w takich sytuacjach posługiwał, lecz dziś Dahold postanowił podejść ofiarę z bliska. Po prostu krótki łuk był mniejszy, więc można się z nim było swobodniej i ciszej poruszać w gąszczu roślin. Dahold był myśliwym od wielu lat. Jego ojciec, który go uczył, zmarł podczas polowania zaatakowany przez dziką bestię, a matki nie znał w ogóle. Mieszkał i żył więc w samotności, można też było powiedzieć, że pojednał sie z lasem, ponieważ przez całe życie studiował wszystkie ścieżki i zakątki tego obszaru. W sumie można go było uznać za niestandardowego pustelnika. Niestandardowego dlatego, że zabijał zwierzęta, a nie zaprzyjaźniał się z nimi.

Las położony był w większości w niewielkiej kotlinie. Dahold był teraz na jej obrzeżu, musiał więc skierować się w dól. Ruszył w tą stronę, stawiając stopy pod skosem. Powoli i ostrożnie, upominał się w myślach, albowiem trawa mokra od rosy była zdradliwie śliska. Wkrótce był już na dole, a drzewa chroniły go przed gorącymi promieniami dopiero co wschodzącego słońca. W lesie wiał chłodny, przyjemny wietrzyk. Pachniało trawą i liśćmi. Dahold uwielbiał ten zapach.

Wciągnął głęboko powietrze i powoli zanurzył się w ciemnozieloną głębie lasu. Nie było go w ogóle słychać, trochę była to zasługa miękkich butów, które miał założone, lecz w większości jego własnych umiejętności, które wyrabiał sobie przez wiele lat. W tle tej ciszy słychać było śpiew ptaków i szum liści, muskanych lekkimi podmuchami wiatru. Myśliwy szedł i szedł, nie zwracając nawet uwagi na czas. Wkrótce za jego cierpliwość nadeszła nagroda. Przed nim, na dość dużym obszarze nie porośniętym przez drzewa, było małe jeziorko. Wokół niego spacerowała grupa jeleni. Dahold obserwował zwierzęta uważnie, aż spostrzegł okazałego samca z białą plamą na grzbiecie. To był teraz jego cel. Myśliwy kucnął za pobliskim krzakiem i spenetrował wzrokiem okolicę. W myślach ukształtowały mu się już pierwsze zarysy planu. Starał się wykorzystać możliwie jak najwięcej darów natury, jakie oferowało otoczenie.

Podczołgam się powoli do wodopoju, potem wślizgnę się za tamten krzak. Tak, to ryzykowny, lecz dobry plan.

Trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że te zwierzęta są bardzo czujne i bardzo płochliwe. A i droga do jeziorka to nie były dwa kroki, już prędzej dziesięć razy tyle. Ale Daholda wcale to nie zdemotywowało. Przeciwnie. Ucieszył się z wyzwania, jakie go czekało. Jaką by miał satysfakcję, gdyby cel był zbyt łatwy?Żadną.

Tak więc położył się na brzuchu i przygotował do akcji. W duchu podziękował sobie za założenie stroju kamuflażowego. Jego kolor był zgniłozielony, a przyczepione doń liście miały barwy od jasnego brązu po ciemną zieleń, co i tak dla niektórych zwierząt nie miało większego znaczenia. Mógł więc śmiało zalożyć czerwony strój, a dla nich, widzących tylko w odcieniach szarości, nie byłoby różnicy. Grunt, że odzienie było ciemne, co znacznie ułatwiało podejście do ofiary. Nagle jednak zza krzaka dobiegł go niski warkot. Myśliwy zamarł w bezruchu. Co to może być?!

Dahold znał ten las bardzo dobrze, więc również całą faunę i florę, która się w nim osiedliła. Ale tego warkoty nie mógł przypisać do żadnego znanego sobie zwierza. Był zbyt niski, jak na wilka. Zbyt groźny.

Dahold nie czekał. Brutalnie wyrwał swe ciało z osłupienia, czołgając się cicho i w miarę szybko przed siebie. Ale co, jeśli to jakaś krwiożercza bestia? Czy bezpiecznie jest się czołgać na otwartym polu w towarzystwie takiego zagrożenia?

Odpowiedź nadeszła chwilę później, bo gdy spośród gąszczu wyłoniło się kilka czarnych pysków o wielkich, ostrych kłach i żółto-czerownych oczach, nie było wątpliwości.

Pewnie szły za jeleniami, pomyślał, spoglądając na nerwowo kroczące sarenki. Lecz bestie, miast ruszyć w ich stronę, zwróciły sięw stronę Daholda. Ten nie myślał już więcej, tylko rzucił się do szalonej ucieczki. Wiedział, że nie miał szans, że bestie są szybsze. Ale chwilowa przewaga, jaką teraz miał, dawała mu chociaż jakiekolwiek szanse na przeżycie. Stwory czuły jego mięso. Nawet nie musiały go widzieć.

A więc nie warto było próbować się ukryć. Dahold musiał wymyśleć coś innego. Spenetrował w myślach całą swoją wiedzę o tym lesie i już po chwili zmienił kierunek biegu. Nie odwrócił się, by spojrzeć na bestie.

Modlił się tylko, żeby zdążył.

Jego plan był niesamowicie szalony, a jeszcze bardziej ryzykowny. Ale była to jego jedyna szansa na przeżycie. Mianowicie – przypomniał sobie o pewnym miejscu w lesie, które, dzięki Bogu, było dość blisko miejsca, w którym się znajdował. W tym miejscu znajdował się wysoki gąszcz kwiatów o bardzo silnym zapachu. Dahold planował tam dotrzeć. Co dalej? Nie wiedział.

Czuł, że potwory są już bardzo blisko, ale czuł też, że jest już prawie u celu. Myśliwy polował na zwierzynę, podczas gdy sam się nią po chwili stał – przemknęło mu przez głowę.

W końcu dotarł do celu i ostatkiem sił rzucił się w krzaki przed sobą, za którymi powinno być wybawienie. W myślach przywołał już obraz niebieskich kwiatów, które tak ładnie i donośnie pachniały.

Gdy upadł na nagą glebę, zasłaną tylko kilkoma suchymi liśćmi, odczuł zdziwienie, przerażenie i fatalną rozpacz w jedą chwili. Pomylił się. Przegrał. A ta pomyłka, tak ludzka i błaha, kosztować go miała życie.

Słyszał teraz bicie serca i swój przyspieszony oddech głośniej niż warkot całej grupy czarnych wilków, jakim to mianem określił goniące go stwory.

To koniec, pomyślał przerażony. Porażka.

Czuł, że zaraz krzyknie ze strachu przed rozszarpaniem, który kumulował się w jego myślach i zaczął rozsadzać mu głowę. Gdyby nie paraliżowały go resztki rozsądku, podniósłby się i z nadmiaru emocji sam rzuciłby się na czarne wilki.

Chwilę później zrozumiał, że byłby to najgorszy i zarazem ostatni błąd w jego życiu. Dlaczego?

Doszedł go nagle zapach tak silny, że niemal się zakrztusił. W myślach objawiły mu się niebieskie kwiaty na długich łodygach.

Woń dla bestii o wyczulonym węchu miała gorszy efekt. Stwory dusiły się i padały jeden po drugim. Dahold patrzył na to wszystko jakby przez mgłę. Świat wydał mu się nagle taki spokojny, cichy i jasny. Potem zdawało mu się, że widzi twarz swojego ojca. I wreszcie wszystko pochłonęła ciemność.

Obudził się wieczorem, gdy słońce swymi brzegami muskało już horyzont. Był w swojej chacie, leżał na swoim łóżku w stroju kamuflażowym. Powąchał go. Pachniał kwiatami. Wstał i wyszedł z chatki. I wtedy miejsce zdziwienia, które tak nagle przyszło jak odeszło, zajęła dziwna radość i szczęście. Na ścianie jego domu wisiał duży, tłuściutki jeleń. Z biała plamą na grzbiecie.

Koniec

Komentarze

Dahold wyszedł z drewnianej chatki myśliwskiej, położonej na skraju lasu. Ubrał się w luźne odzienie o maskującym kolorze i liśćmi przyczepionymi do pleców - chatka generalnie nie mogła być murowana.To zdanie też bez składu jest. Dalej: niewielka kotlina to i niewielki las. Jego chata znajdowała się na skraju lasu a tu piszesz, że musiał do lasu/kotliny schodzić po stromym zboczu. To gdzie ta chata stałą, na samym urwisku? Troszkę tu opis leży...Przed nim, na dość dużym obszarze nie porośniętym przez drzewa, było małe jeziorko. Wokół niego spacerowała grupa jeleni - nie rób z czytelnika debila:)
Generalnie to naiwne opowiadanko.

Było napisane, że las W WIĘKSZOŚCI znajdował się w niewielkiej kotlinie. A chatka była z tej strony, gdzie las zaczynał się trochę dalej.
Przed nim, na dość dużym obszarze nie porośniętym przez drzewa, było małe jeziorko. Wokół niego spacerowała grupa jeleni - nie rób z czytelnika debila:) - nie wiem co w tym fragmencie robi debila z czytelnika ;]

Ubrał się w luźne odzienie o maskującym kolorze i liśćmi przyczepionymi do pleców. – „z” tu chyba uciekło…

 

Mógł więc śmiało zalożyć czerwony strój, a dla nich, widzących tylko w odcieniach szarości, nie byłoby różnicy. Grunt, że odzienie było ciemne, co znacznie ułatwiało podejście do ofiary. – trochę to jest bez sensu. Cieszył się, że ten strój ułatwi mu polowanie, ale w sumie było to bez różnicy, bo jakikolwiek by nie włożył, to zwierzęta i tak by go nie widziały…

 

Brutalnie wyrwał swe ciało z osłupienia, czołgając się cicho i w miarę szybko przed siebie. – kurde, brutalnie wyrwanie się z osłupienia, to jakaś nagła akcja, zryw, początek sprintu, nie wiem, cios. A on brutalnie się zerwał by zacząć się cicho czołgać…

 

Wiedział, że nie miał szans, że bestie są szybsze. Ale chwilowa przewaga, jaką teraz miał, dawała mu chociaż jakiekolwiek szanse na przeżycie. – To miał te szanse, czy nie miał?

 

Ja bym miał tyle uwag do tekstu. Jeszcze sporo powtórzeń i jakichś takich niezgrabnych zdań, wybijających z rytmu czytania. Zgadzam się z szoszonem. Naiwne.Ale lepiej zacząć od takich naiwnych tekścików i podrasować styl, niż brać sie od razu za nie wiadomo jakie epopeje, jak to co poniektórzy robia. (Nie piję do nikogo, mówie ogólnie).

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

@Revom - wiadomo, ze jezioro nie mogło być w miejscu porośniętym przez drzewa! Po co kombinować? Z tym odzieniem Fasoletti też słusznie zauwazył. A ta spacerująca grupa jeleni... jakby się na spacerek wybrały poobiedni - tak mi się skojarzyło. Wiadomo, że krytyka najbardziej boli przy pierwszych tekstach, ale bywa pomocna naprawdę i pożyteczna. 
Zdravim:) 

Źle mnie zrozumiałeś. Ja się cieszę z tej krytyki. Wiem, że robię błędy i nie uważam się za jakiegoś tam super ;]

Z chęcią czytam wszystkie opinie, bo wtedy wiem co robie źle, a w ogóle to nawet motywuje do pisania. Mnie krytyka nie boli :D I dzięki Wam za te komentarze, już wiem znowu coś więcej ;)

Strasznie śmieszne to opowiadanie, głównie ze względu na ilość kwiatków a la humor z zeszytów. Generalnie jest bardzo dużo błędów, niemniej, jak bardzo mądrze zauważył Fasoletti, od czegoś trzeba zacząć, także nie zniechęcaj się, ćwicz, a z każdym kolejnym tekstem styl będzie się poprawiał.

"Ale Daholda wcale to nie zdemotywowało. Przeciwnie." - To Dahold zdemotywował wszystkich myśliwych ;) (wybacz ten żarcik, ale nie mogłem się powstrzymać).

Pozdrawiam.

haha :D

Nowa Fantastyka