- Opowiadanie: Sonata - Przezroczysta

Przezroczysta

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Tu był las” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny:

 https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Pra­cow­nia na rzecz Wszyst­kich Istot: https://pracownia.org.pl

 

Dzię­ku­ję Mor­te­ciu­so­wi za betę!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Przezroczysta

Po­wy­gi­na­ne ściany lśni­ły bielą. W za­gię­ciach i wgłę­bie­niach po­wsta­wa­ły fio­le­to­we, błysz­czą­ce na brze­gach cie­nie. Kiedy Lumi się do nich zbli­ża­ła, roz­pierz­cha­ły się, ma­le­jąc i nik­nąc.

Wę­dro­wa­ła po nie­rów­no­ściach, wy­pa­tru­jąc, czy w ja­kimś za­ka­mar­ku nie zo­sta­ło cho­ciaż jedno drzewo. Cie­nie ucie­ka­ły, po­zo­sta­wia­jąc po sobie pustkę. Nic. 

Nie wie­dzia­ła, skąd ten brak. Ostat­nim wy­da­rze­niem z jej pa­mię­ci była szkol­na prze­rwa. 

Prze­cież rosły tu za­wsze… 

 

*** 

 

Nie mogła ode­rwać wzro­ku. Naj­pierw ziar­no, z któ­re­go wy­glą­dał ma­leń­ki kie­łek. Prze­obra­żał się coraz szyb­ciej, by po chwi­li zmie­nić w pół­prze­zro­czy­sty kwiat. Obok spa­da­ły inne ziar­na, umiesz­cza­ne z roz­my­słem. Otwie­ra­ły się ni­czym błysz­czą­ce oczy, two­rząc kwie­ci­ste linie, pętle i spi­ra­le łą­czą­ce się w więk­sze struk­tu­ry. 

Kiedy wy­kluł się ich ty­siąc, obraz był skoń­czo­ny. Mie­nią­cy się, cią­gle zmien­ny kwiat stwo­rzo­ny z mniej­szych wer­sji sie­bie. 

Lumi pa­trzy­ła jak urze­czo­na. Jej serce drga­ło w ryt­mie zmie­nia­ją­cych się ko­lo­rów. 

Kie­dyś na­uczy się ma­lo­wać tak samo.

 

*** 

 

Gdy uj­rza­ła pierw­sze drze­wo, zmro­ził ją strach. 

Nie wie­dzia­ła, do czego służy kom­na­ta pełna tań­czą­cych cieni, ale lu­bi­ła łą­czyć się z tą ko­mór­ką swo­jej oso­bo­wo­ści. Ucie­ka­ła tu zwy­kle po wy­lo­go­wa­niu się ze szko­ły.

– Po­dziel­cie się na grupy. 

Słowa były bez­li­to­sne. Lumi wie­dzia­ła, że nie ma od­wro­tu. Nie mogła się wy­lo­go­wać, bo po ostat­nich in­cy­den­tach na­ło­żo­no jej blo­ka­dę i po­łą­cze­nie ze szko­łą mogła prze­rwać do­pie­ro po lek­cjach. 

Z prze­ra­że­niem pa­trzy­ła, jak klasa łączy się w grup­ki. 

Zo­sta­ła sama. 

Gdy wresz­cie mogła się wy­lo­go­wać i zna­leźć w bez­piecz­nych kom­na­tach wła­sne­go umy­słu, nogi same po­pro­wa­dzi­ły ją do sali z cie­nia­mi. Nie­na­wi­dzi­ła szko­ły i in­nych sy­mu­la­cji pu­blicz­nych, gdzie prze­wi­ja­ły się dzie­siąt­ki ob­cych oso­bo­wo­ści. Nie mogła nie za­uwa­żać naj­pierw bla­dych ko­lo­rów zdzi­wie­nia, a na­stęp­nie zim­nych barw stra­chu. A tu, w jej umy­śle, nie było ni­ko­go, tylko ona. 

Z po­cząt­ku my­śla­ła, że to jeden z cieni. Ale gdy pod­cho­dzi­ła, nie zni­kał, a czer­niał i roz­ra­stał się bar­dziej. 

Wy­glą­dał jak jakiś wy­bryk, no­wo­twór, coś, czego nie po­win­no tu być. Do­pie­ro po chwi­li za­uwa­ży­ła zna­jo­mą pra­wi­dło­wość. 

To było drze­wo. 

Po­de­szła bli­żej. Stało się prze­zro­czy­ste. Teraz wy­glą­da­ło… jak Lumi. Tak, jak widzą ją inni. Prze­zro­czy­sta, bez wi­docz­nych emo­cji. Inna, więc trze­ba do niej pod­cho­dzić ostroż­nie. Bo nie wia­do­mo, co sie­dzi w jej umy­śle. Bo może być nie­bez­piecz­na. 

Nagle drze­wo roz­bły­sło fe­erią cie­płych barw. Błę­ki­tem spo­ko­ju, zie­le­nią na­dziei, różem sło­dy­czy.

Pod Lumi ugię­ły się nogi. 

Uczu­cia, które za­wsze chcia­ła mieć. I chcia­ła, żeby inni mogli je zo­ba­czyć. 

Ro­dzi­ce nigdy nie po­wie­dzie­li, dla­cze­go, wi­dząc błąd w kieł­kach jej oso­bo­wo­ści, nie ska­so­wa­li ich, by stwo­rzyć nowe. Prze­cież wtedy jesz­cze ni­cze­go nie mogła czuć, więc nawet by nie za­uwa­ży­ła, a oni stwo­rzy­li­by iden­tycz­ną wer­sję wy­ma­rzo­ne­go dziec­ka, ale po­zba­wio­ną ano­ma­lii. 

By­ła­by taka sama. Tylko nie mu­sia­ła­by zno­sić stra­chu i po­dejrz­li­wo­ści ata­ku­ją­cych ją ze wszyst­kich stron. 

– Na­tych­miast by cię prze­lo­go­wy­wa­no do psy­chia­try­ka, gdyby tylko za­uwa­żo­no w tobie ja­kieś nie­pra­wi­dło­we uczu­cie – mówił oj­ciec. – Nor­mal­ność to życie w cią­głym stra­chu, czy nie czuje się cze­goś nie­le­gal­ne­go. 

Ale Lumi ma­rzy­ła o tej nor­mal­no­ści. Była zła na ro­dzi­ców, że nie za­re­ago­wa­li, gdy do­strze­gli ano­ma­lię. 

– Wtedy nie by­ło­by cie­bie, moja wy­jąt­ko­wa iskier­ko – po­wta­rzał cie­pły głos matki. – Za­miast cie­bie żyłby ktoś inny, a ty byś nie ist­nia­ła. 

Ale prze­cież tak by­ło­by le­piej – pod­po­wia­da­ło coś Lumi. 

 

*** 

 

Drze­wa rosły wszę­dzie – mniej­sze i więk­sze, wy­sta­wa­ły z ziemi, ścian i su­fi­tu. Prze­róż­ne. Jedne, o czer­wo­nej korze, o ko­ro­nach mie­nią­cych się ogniem, gdy pod­cho­dzi­ła bli­żej, zmie­nia­ły się w pro­jek­cje chłop­ców, w któ­rych się skry­cie ko­cha­ła. Inne, ko­lo­ra­mi, kształ­tem i uło­że­niem ga­łę­zi, przy­po­mi­na­ły sy­mu­la­cje, z któ­ry­mi za­wsze chcia­ła się po­łą­czyć, lecz jej ro­dzi­ców nie było na to stać. Jedno z ma­łych drze­wek miau­cza­ło jak kot, inne, więk­sze, które ko­ja­rzy­ło jej się ze szko­łą, po­kry­wa­ły kody ano­ma­lii unie­moż­li­wia­ją­cych po­łą­cze­nie się z sa­la­mi lek­cyj­ny­mi. 

Lumi uwiel­bia­ła cho­dzić po­mię­dzy ma­ły­mi drzew­ka­mi oraz przy­pa­try­wać się tym dużym, o sę­ka­tych ga­łę­ziach i szu­mią­cych ko­ro­nach. Ko­cha­ła pa­trzeć na to naj­pięk­niej­sze – za­miast liści po­sia­da­ją­ce barw­ne, pół­prze­zro­czy­ste kwia­ty.

Ale za­wsze naj­bar­dziej przy­cią­ga­ło ją to naj­więk­sze. Gó­ro­wa­ło nad wszyst­ki­mi in­ny­mi. To, które po­ja­wi­ło się tu pierw­sze. 

 

*** 

 

Lumi za­mknę­ła oczy, pró­bu­jąc le­piej przy­po­mnieć sobie szkol­ną prze­rwę.

Kie­dyś na każ­dej po pro­stu się wy­lo­go­wy­wa­ła, ale od kiedy na­ło­żo­no na nią blo­ka­dę, prze­rwy spę­dza­ła na trwa­niu w nie­mym stra­chu, mając na­dzie­ję, że jej prze­zro­czy­stość upodob­ni ją do ścia­ny szkol­ne­go ko­ry­ta­rza. 

Dziś się nie udało. 

– Jak tam, Prze­zro­czy­sta? 

Głos brzmiał ostro, roz­cho­dził się po umy­śle jak żrąca tru­ci­zna. 

– Nadal nie chcesz po­ka­zać swo­ich uczuć? Jak my­śli­cie, jeśli wku­rzy­my ją na maksa, to wtedy wresz­cie bę­dzie je widać? 

 

*** 

 

Nie mogła wyjść i przej­rzeć sali pa­mię­ci. Zo­sta­ła za­mknię­ta w jed­nej z ko­mó­rek swo­je­go umy­słu. Ktoś tu grze­bał i ska­so­wał jej wspo­mnie­nia ze szkol­nej prze­rwy. 

Oraz wy­kar­czo­wał las. 

Czas mijał, a ona cze­ka­ła. Gdyby teraz mogła nor­mal­nie po­ka­zy­wać emo­cje, to i tak wy­glą­da­ła­by tak samo, jak od za­wsze.

 

*** 

 

Nie wie­dzia­ła, ile mi­nę­ło dni. W końcu ścia­ny roz­bły­sły i roz­legł się stłu­mio­ny, zna­jo­my głos. 

– Tato? – za­wo­ła­ła, pod­ry­wa­jąc się z pod­ło­gi. 

– Lumi. Po­zwo­lo­no mi się po­łą­czyć tylko na chwi­lę. – Głos stał się wy­raź­niej­szy i nie mu­sia­ła wi­dzieć pro­jek­cji, by wie­dzieć, że oj­ciec czuje ulgę. – Wresz­cie cię zna­la­złem. Nie po­dej­rze­wa­łem… 

– Co się dzie­je, tato?

– Spo­koj­nie, już nie­dłu­go stąd wyj­dziesz. 

– Dla­cze­go tu je­stem? 

Oj­ciec mil­czał przez długą chwi­lę. 

– Wiesz, do czego służy ta sala? – za­py­tał w końcu. 

– Nie… – od­po­wie­dzia­ła cicho. 

– To nie jest żadna część two­je­go umy­słu. – Oj­ciec za­milkł na chwi­lę. – To psy­chia­tryk. 

– Co? – wrza­snę­ła Lumi. – Nie­moż­li­we… – Osu­nę­ła się z po­wro­tem na pod­ło­gę. 

– Nie martw się, to nic złego – wy­tłu­ma­czył. – Każdy ma tego typu salę. I tylko dla sie­bie. Więk­szość osób jej nigdy nie używa. Mogą ją zna­leźć tylko ci, któ­rzy po­trze­bu­ją. A wtedy, ob­ser­wo­wa­ni przez psy­chiatrę, mogą wy­two­rzyć w niej, co tylko chcą, żeby móc tam uciec od rze­czy­wi­sto­ści.

Po­czu­ła, jak wszyst­ko się tłu­cze. Jak lu­stra myśli opa­da­ją na prze­zro­czy­ste płyt­ki uczuć, jak chęci, cele i wspo­mnie­nia za­mie­nia­ją się w wir dro­bi­nek. 

Coś za­szu­mia­ło i ścia­ny wy­ga­sły. Za­pa­dła cisza. 

Nagle Lumi wsta­ła po­now­nie, roz­glą­da­jąc się po sali. Sali, która kie­dyś wy­da­wa­ła się prze­cież in­tym­ną czę­ścią jej umy­słu, jej uciecz­ką od wszyst­kie­go, a oka­za­ła się… cho­ler­nym fil­mem dla psy­chiatry, w któ­rym Lumi grała. 

Las nadal ist­niał. Wie­dzia­ła o tym. Ale wresz­cie za­bra­ła go tam, gdzie po­wi­nien być. Do swo­je­go umy­słu. Żeby nikt nie wi­dział jej uczuć. Już nigdy. 

Koniec

Komentarze

Ciekawe studium delikatnego i wrażliwego umysłu w bogatym w niuanse świecie. Podoba mi się światotwórstwo, że symulacja nie jest po prostu kopią współczesnego świata ale w wersji wirtualnej, a zamiast tego jest tutaj kilka fajnych punktów zaczepienia, podbijających “obcość” tego miejsca.

Słowa ojca i matki Lumi, gdy wyjaśniają, dlaczego nie zresetowali jej umysłu, wypadły imo poruszająco.

Końcówka satysfakcjonująca, ze zwrotem akcji. Aż dreszcz mną wzdryga, gdy pomyślę, że tak prywatna sfera jak umysł mogłaby być przez kogoś podglądana.

Klikam pierwszy, ale kolejne cztery kliki na pewno szybko wpadną. ;)

Hej, MrBrightside! Dziękuję za komentarz :) Zawsze się szczególnie stresuję pierwszym komentarzem, a tu tak miło <3 Starałam się zbudować świat oparty na znanym schemacie, ale z kilkoma oryginalnymi elementami. Cieszę się, że tekst się podobał!

Hej, Sonato! Pozwól, że jak zwykle się troszkę przyczepię (tak dla podtrzymania tradycji): "Wędrowała po nierównościach, wypatrując, czy w jakimś zakamarku nie zostało chociaż jedno." – oczywiście później domyśliłam się, że chodzi o drzewo, ale przez chwilę mi się umysł zawiesił, bo z kontekstu pasowały tylko te śliczne fioletowe cienie, ale nie zgadzała się odmiana, może jeszcze się nad tym zastanów, żeby było bardziej zrozumiale; "(…) a oni stworzyliby identyczną kopię wymarzonego dziecka, tylko pozbawioną anomalii." – no to skoro pozbawioną anomalii, to jednak nie identyczną, poza tym (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę), kopia z definicji jest identyczna ;) No, ale to tyle z czepialstwa. Tak ślicznie odmalowałaś obraz przestrzeni w tych kilku pierwszych akapitach, że Twój świat od razu mnie wessał. Bardzo fajny pomysł, na dodatek smacznie podany :) No i zwrot zaskakujący, co wyszło bardzo na plus. A ostatecznie zakończenie jest w pewien sposób pogodne, więc generalnie jest ślicznie :) Podobało mi się. Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Ładnie namalowane opowiadanie, Sonato. Dosłownie. Opierasz się na kolorach, ale czuć, jak zamiast przy pomocy klawiatury zdania powstawały za pomocą pędzla. [Mod Filozofa: OFF] :D

Oryginalny pomysł, ładnie napisany. Trochę to wszystko smutne, ale tak to już pewnie w większości w tym konkursie będzie. Fajnie, że użyłaś drzew w mniej dosłowny sposób, spodobało mi się to, jaką funkcję pełniły w tej historii. 

Ciekawe, czy kiedyś też będzie widać nasze emocje… Oglądałem wczoraj Nie patrz w górę i tam jest motyw nowych smartfonów, które wyczuwają nasz nastrój i w związku z nim proponują konkretne rozwiązania. Myślę, że to całkiem prawdopodobne…

Tak czy siak, klik ode mnie i powodzenia w konkursie :)

Bardzo misiowi się spodobało. Masz gwiazdki od misia. Nie potrafi pisać ‘merytorycznych’ komentarzy zwłaszcza o takich tekstach, więc tylko gwiazdki, a nie klik.

NaNo, dziękuję za komentarz :) Słuszna uwaga z tą identyczną kopią, zmieniłam na “wersję”. Zabieg z “nie zostało chociaż jedno” jest celowy, nie za bardzo wiem, jak zmienić, nie ruszając limitu, a jest dokładnie 1000 słów. Cieszę się, że świat Cię wessał :)

 

Realuc, Tobie również dziękuję za komentarz i odwiedziny :) Starałam się właśnie, aby drzewa nie były takimi zwyczajnymi drzewami. Miło, że Ci się spodobały.

 

Koala75, również dziękuję :) Cieszę się, że się spodobało!

 

Mortecius, dziękuję za odwiedziny i jeszcze raz za betę! Super, że przekaz do Ciebie mocno trafił :)

Szalenie interesująca opowieść. Kupiła mnie rodzajem wrażliwości i konceptem. Pastelowy, delikatny jak stara koronka świat. 

Miejscami wygładziłabym ( w jednym miejscu "to", w innym "je")

 

Kilka drobiazgów podrzucam:

Przestrzeń raczej nie może być powyginana. W ogóle miałam kłopot z wyobrażeniem sobie zniekształconej przestrzeni, ponieważ wygląda na co najmniej trójwymiarową. Gdyby była dwuwymiarowa, jak Flatlandia, wtedy nie miałaby wgłębień. Kwadrat nie mógłby tak spostrzegać świata.

,w jakimś zakamarku nie zostało chociaż jedno

Chyba "został chociaż jeden", bo cień? Przeczytałam wyjaśnienie z komentarza i teraz rozumiem, lecz zostawiłam w swoim komentarzu, ponieważ i mnie zmyliło. ;-)

,Jedno z małych drzewek miauczało jak kot, inne, dużo większe, które kojarzyło jej się ze szkołą, pokrywały anomalie uniemożliwiające połączenie się z salami lekcyjnymi. 

Tu chyba coś nie gra?

 

Skarżypytuję do biblio, klikam. :-)

 

Fot. A. Wajrak, nasza puszcza i soplówka (niezwykły grzyb), tzw. paliwo rakietowe dla mózgu. Podobno stymuluje grupy białek obecnych w obwodowym i centralnym UN – nazwane Czynnikiem Wzrostu Nerwów (za jego odkrycie – NGF, Nobel 1986, prof. Rita Levi– Montalcini). 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Interesujące podejście do konkursu.

Trochę się czułam nieswojo w tym klimacie. Heloł, no jak można dyskryminować dziecko, które nie chce okazywać emocji?! Winnetou w grobie się przewraca, Old Shatterhand wyje pośmiertnie. Co za chory świat! A dzieci autystyczne wsadza się od razu pierdla?

Mimo pewnego zagubienia w oniryzmie i awersji do świata, doceniam pomysł.

Edytka: I nie mogę narzekać na pokazywanie emocji przy pomocy barw, bo sama to kiedyś wykorzystałam.

Babska logika rządzi!

Asylum, dziękuję za odwiedziny! Cieszę się, że zainteresowało. Poprawki wprowadziłam, prócz “jedno”, bo nie wiem, co z tym zrobić, nie chciałabym mówić od razu o drzewach :) Ciekawe z tym grzybem, choć od wzrostu nerwów lepiej trzymać się z daleka :)

 

Finklo, również dziękuję! Dyskryminacja w tekście jest spowodowana tym, że bohaterka jest inna niż wszyscy. Z przejawów “inności” śmieją się rówieśnicy w szkole, a ludzie mijani “na ulicy” się boją. Osoby, które jakoś odstają od reszty, nigdy nie mają łatwego życia, nawet jeśli przejawy ich inności nie są same w sobie złe. Cieszę się, że doceniasz pomysł :)

Przejmująca historia. Bardzo żal mi Lumii. 

Zakończenie niepokojące i smutne.

Jak dla mnie kilka powtórzeń Lumii można by uniknąć;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, dziękuję za opinię :) 

Inność chyba zawsze była problemem tych, którzy w jakiś sposób się wyróżniali. Gorzej, kiedy tę inność podkreślają i wytykają inni. Ładnie to napisane, ale szkoda, że tyle tu smutku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dziękuję za odwiedziny i komentarz :)

Cześć!

 

Bardzo ciekawe studium samotności i niezrozumienia. Las jest tu mocno metaforyczny, ale dobrze pasuje do tej roli. Przeplatasz obecne położenie bohaterki z sytuacjami ze szkoły, w których wolała być przeźroczysta. Wspominasz też coś o niedoskonałości (wysoka wrażliwość?), o której wiedzieli rodzice, a której bohaterka nie lubi (mimo, że jednocześnie się nią czuje).

Napisane zgrabnie, plastycznie, tekst zdecydowanie nastawiony na wywołanie (przypomnienie może) emocji u czytelnika, i to zdecydowanie wyszło. Skupiony na świecie wewnętrznym, czas i miejsce są tu tylko małoznaczącą otoczką, tłem dla dramatu.

Nie do końca rozumiem zakończenie, w którym bohaterka orientuje się, dokąd trafiła, ale widać muszę to nieco pokminić. Tu jeszcze jedna uwaga: jeżeli trafiła do “psychiatryka”, to raczej po to, by pomógł jej psychiatra, a nie psycholog.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krar! Dziękuję za rozbudowany komentarz. W zakończeniu bohaterka orientuje się, że to, co wydawało jej się czymś prywatnym, bez jej zgody zostało udostępnione innej osobie. Chciałam przedstawić tu jakby “wchodzenie z butami” w czyjąś prywatność.

Tu jeszcze jedna uwaga: jeżeli trafiła do “psychiatryka”, to raczej po to, by pomógł jej psychiatra, a nie psycholog.

Poprawione!

Cieszę się, że tekst się podobał :)

Hej, hej

Bardzo ładne. Trochę surrealistyczne, trochę cyberpunkowe. Udało Ci się zmieścić spory świat w malutkim limicie, do tego dołożyłaś wiele uczuć bohaterki i jej kolejne perypetie z własnym umysłem. Piękny styl, idealnie pasujący do tego opowiadania.

Świat, w którym nawet własny umysł przestaje być oazą prywatności to przerażająca wizja.

 

Hej, Sonato, trochę się pogubiłam w pierwszym akapicie:

Powyginane ściany lśniły bielą. W zagięciach i wgłębieniach powstawały fioletowe, błyszczące na brzegach cienie. Kiedy Lumi się do nich zbliżała, rozpierzchały się, malejąc i niknąc.

Wędrowała po nierównościach, wypatrując, czy w jakimś zakamarku nie zostało chociaż jedno. Cienie uciekały, pozostawiając po sobie pustkę.

Czy ona szukała w zakamarkach fioletowych cieni? Bo jeśli tak, to: czy nie został chociaż jeden (cień). Domyślam się, że te cienie to drzewa właśnie, ale o nich wspominasz później i powstało zdanie, które gramatycznie nie trzyma się kupy i powoduje, że zaraz na początku lektury czytelnik się gubi.

 

Przraża mnie świat, który stworzyłaś. Widoczne emocje i zamykanie w psychiatryku osób, które przeżywają emocje niemile widziane. To musi być straszne. Możliwość grzebania już nie tylko w genach, ale psychice jest chyba jeszcze bardziej przerażająca. No, i obserwacja przez psychiatrę w bardzo intymnych sytuacjach, gdy człowiek nawet nie wie, że jest obserwowany. Nie chciałabym żyć w takim świecie.

Inność, która wzbudza podejrzenia i strach to akurat nic nowego, ale w takim świecie musiało to być dla Lumi podwójnie trudne. Rozumiem, że poczuła się zdradzona, gdy dowiedziała się, że jest obserwowana. Domyślam się, że w czasie wykasowanej przerwy okazała emocje w sposób fizyczny i dlatego wylądowała w psychiatryku. Zniszczenie lasu, czyli jedynego miejsca, w którym dziewczynka czuła się bezpiecznie, wydaje mi się okrutne i pozbawione sensu, nawet w świecie, który wykreowałaś. Ciekawam, czy jej dręczycieli spotkała podobna kara?

Smutne i dołujące opko Ci wyszło, ale bardzo piękne jednocześnie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Świetne opowiadanie, bardzo melancholijne i przerażające. Bo przerażający jest świat, w którym nie można już nawet czuć i myśleć bez bycia kontrolowanym. Wydaje mi się, że w takim społeczeństwie zaniknąłby w końcu indywidualizm, przeistaczając prawomyślne jednostki w drony, żyjące, czujące i myślące w sposób zautomatyzowany.

Kiedyś bawiłem się taką myślą: a jeśli piekło jest piekłem bo jest się w nim zupełnie nagim? I nie chodzi mi o cielesną nagość, ale o nagość wewnętrzną. Jeśli każdy kto trafia do piekła jest widziany przez innych taki, jaki jest, ma nieustanną świadomość całości życia każdego, kogo spotyka, a sam jednocześnie jest równie transparentny? Chodzi mi o to, że spotykając drugiego człowieka wiesz o nim na wejściu wszystko, każdy szczegół, dosłownie wszystko co zrobił, lub czego był świadkiem, i nie możesz przy kontakcie tego zepchnąć gdzieś głębiej, bo to cały czas jest na wierzchu. To z czego jest ktoś dumny, to czego się wstydzi, złe i dobre rzeczy, które zrobił, myśli które pomyślał. Doszedłem wówczas do wniosku, że nie dałoby się oszaleć w takim piekle, a każdy kontakt obarczony byłby strachem, zażenowaniem, wstydem i mnóstwem innych emocji, które też same w sobie byłyby źródłem tych uczuć – samonapędzająca się karuzela, z której nie można wysiąść. Czytając Twoje opowiadanie przypomniałem sobie tamtą myśl, i teraz znów obracam ją w głowie, bo pokazałaś w tym krótkim tekście kawałek świata, w którym ten ekshibicjonizm emocji jest już czymś wpisanym w definicję normalności, i chociaż pokazałaś to w nieco inny sposób, to są tutaj echa moich własnych strachów i rozważań.

Kliknąłbym, bo to cholernie dobry tekst, ale już nie muszę :)

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

404, rewelacyjny pomysł. Weź, napisz coś w tym uniwersum.

Babska logika rządzi!

@Finkla – myślisz? To tylko myśl, nie planowałem jej nigdy wykorzystywać, bo nawet nie wiem, jak miałbym to zrobić, jaką fabułę dopisać :)

Known some call is air am

Podumaj i napisz, ale spokojnie, bez napięcia.  Q. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tak myślę. Kombinuj. :-)

Babska logika rządzi!

Cześć, Sonato!

 

Nie mogę powiedzieć, że przepłynąłem przez tekst – ta zagadkowość sprawiała, że musiałem się mocno skupić, ale ostatecznie stwierdzam, że to naprawdę dobra historia. Choć może bardziej trzeba docenić kreację świata – zwięzłą, nieoczywistą, a jednak dostatecznie wyraźną, by się jej wystraszyć.

Przeniosłaś nasz świat w cyfrową przyszłość, podbijając jednocześnie problemy, które niesie ze sobą digitalizacja i przenoszenie życia do sieci. 

Podoba mi się! Za późno, by dać klika.

 

Pozdrawiam,

Wybacz offtop

 

Outta, ja myślę, że to by się musiało wiązać z dużym “przyzwyczajeniem się” ludzi do tego, że każdy ma coś na sumieniu, a ci “najbardziej biali” okazywaliby się niekoniecznie biali i w drugą stronę to samo. Natomiast uważam człowieka za istotę potrafiącą się dostosować na tyle, że zażenowanie i wstyd szybko przesunęłyby swoje granice w społeczeństwie. Natomiast ciekawym byłoby pokazanie “szaraczków”, którzy są najmniej złem obciążeni.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zanaisie, dziękuję za opinię :) To prawda, taki świat byłby przerażający i mam nadzieję, że pozostanie na zawsze w sferze fikcji.

 

Irko, również dziękuję za komentarz. 

Domyślam się, że te cienie to drzewa właśnie, ale o nich wspominasz później i powstało zdanie, które gramatycznie nie trzyma się kupy i powoduje, że zaraz na początku lektury czytelnik się gubi.

Już trzecia osoba to pisze, no dobrze, dodałam tam “drzewo” :)

Co do zniknięcia lasu, to sama Lumi nie chciała, żeby on tam był, skoro mógł go oglądać jakiś obcy człowiek.

Ciekawam, czy jej dręczycieli spotkała podobna kara?

Pewnie, że nie. Tak jak w polskich szkołach – prowokują i szydzą, sprawiają psychiczny ból, a potem wszystko uchodzi im na sucho, bo przecież “nic” nie zrobili, to sprowokowana osoba jest “tą złą”. Pewnie nawet w dalekiej przyszłości nic się w tym schemacie nie zmieni.

Cieszę się, że mimo ociekania depresją tekst Ci się spodobał :) 

 

Outta Sewer, dziękuję za komentarz. Cieszę się, że tekst się podobał i skłonił Cię do przemyśleń. Bardzo ciekawe jest to, o czym piszesz. Myślę, że takie życie byłoby straszne. Bo niby nikt już nie mógłby kłamać i znalibyśmy wszystkich takimi, jacy są naprawdę. Ale myślę, że prawda by bolała. I to bardzo.

 

Krokusie, również dziękuję. Miło mi, że doceniasz się kreację świata. Super, że się podobało :)

Hej Sonata !!1

 

Ciekawa wizja. Z przyjemnością przeczytałem. .ordzoP

Jestem niepełnosprawny...

Dawid, dziękuję za komentarz i cieszę się, że czytałeś z przyjemnością :) 

Hej, Sonato! Pamietam taki Twoj konkursowy tekst "Folia natrectw". Tam rowniez odebralem go jako fantastyke opierajaca sie na mocnym akcencie psychologicznym. Tak wiec tutaj czytalem z ciekawoscia i doceniam niekonwencjonalny sposob wejscia z nim w las :) Drzewa, cienie, barwy oddajace emocje – wszystko zagralo. Przyznam tylko, ze bialy kolor scian zawarty na poczatku, zasugerowal mi gdzie bohaterka moze sie znajdowac. Jasne, jest wiele miejsc gdzie sciany sa biale, ale skojarzenia mi sie potwierdzily przez co zakonczenie moze jakos specjalnie mnie nie zaskoczylo, ale nie to uwazam tu za istotne. To nie thriller, ktory ma mnie szokowac, kto kryl sie pod maska mordercy (z szacuneczkiem dla thrillerow), a swietny tekst, gdzie mozemy wniknac w psychike bohaterki i poznac jej swiat smutnych barw. Pozdrawiam!

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Cześć, NearDeath! Dziękuję za rozbudowany komentarz. Co do białych ścian, to w sumie podczas pisania nie kojarzyły mi się z psychiatrykiem, biel miała symbolizować pustkę :P Cieszę się, że się podobało!

Bardzo specyficzny tekst, mocno w Twoim stylu. Delikatny, pełen wyobrażeń czy wewnętrznych refleksji. Dobrze się go czytało, jest intrygujący, choć delikatnie brakuje mi jednak kilku słów o tym, co wydarzyło się na przerwie. Ale to tylko moja ciekawość, zakładam, że nie uznałaś tego za wystarczająco istotne, aby rozwijać wątek w tekście, bo w końcu nie o tym opowiada.

Świat bez prywatności, gdzie ludzie nie mogą zachowywać uczuć dla siebie faktycznie jest przerażającą wizją i czuć to, choć roztaczasz wizję na niego z perspektywy osoby, która od tego przekleństwa jest wolna, a w zamian ma inne.

W każdym razie, dobra robota. :D Powodzenia w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Verus! To, co wydarzyło się na przerwie, zostawiłam w domyśle, bo wydawało mi się, że nie jest konieczne o tym pisać, a bardziej chodziło mi o pokazanie konsekwencji tych wydarzeń. Dzięki za przeczytanie i opinię :)

Si, domyślam się, dlatego też pisałam, że to tylko moja ciekawość. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dobry, naprawdę solidny tekst, w którym mocno bazujesz na swoich największych pisarskich atutach. Mamy tu sporą dozę literackiej wrażliwości, subtelną atmosferę zagubienia i niepokoju, bardzo ładne opisy. Udało się też nie przesadzić z niedopowiedzeniami i koniecznością interpretacji. Ogólnie ten szort nazwałbym takim… cichym. Nieśmiałym. Budujesz w sumie niezwykle ponure emocje i wizje, ale bez grama nachalności, bezpośredniości, wulgarności. Nic tu nas nie okłada, nie tłucze. Raczej po cichu nurkuje gdzieś do głębi naszej świadomości i dopiero tam eksploduje swoim subtelnym paskudztwem.

Czytelniczo nie jest to mój ulubiony gatunek, ale tekst bez wątpienia dobry.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, dziękuję za komentarz! Jak zwykle wgryzasz się w tekst do samej jego głębi :)

Cześć, Sonato :) tekst czytałam już chwilę temu – to, co zostało mi w głowie, to delikatność, pastelowość, dziewczęcość zestawione z, nieopisanymi co prawda szeroko od strony technicznej, ale zimnymi i nieczułymi realiami przyszłości. Bardzo fajny kontrast, chociaż wszystko w tekście jest na tyle subtelne, że nawet kontrastowi uciekło nieco nasycenia, więc nie do końca uderzył mnie los bohaterki. Niemniej jednak sam pomysł na indywidualny psychiatryk we wnętrzu własnej głowy jest bardzo efektowny i szalenie mi się podoba.

Wydaje mi się, że to tekst, który musi otrzymać czas, przestrzeń i uwagę, by rozkwitnąć czytelnikowi w głowie, ożywić jakieś refleksje, bo dopiero wtedy dociera do człowieka, jak straszną rzecz opisałaś w tych pastelowych odcieniach. Przyznam, że u mnie ten rozkwit nie nastąpił w pełni. Może dla mnie konwencja jest całościowo zbyt poetycka i efemeryczna.

Nir, dziękuję za komentarz :) Tak, nie stawiałam na opisywanie technicznych szczegółów, a bardziej na opisanie samego ich wpływu na ludzi. Szkoda, że poetyckość do Ciebie nie do końca przemówiła, ale cieszę się, że jednak znalazłaś w tekście coś dla siebie :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję :)

Początek jak dla mnie oporny w odbiorze, ale potem skręca to wszystko w dość ciekawe przemyślenia. Co prawda podejrzewam, ze rok czy dwa wcześniej odebrałbym ten tekst jako poruszający istotne tematy, ale nie dość mocno, to mam wrażenie, ze bardzo solidnie trafia w to, co się dzieje z systemami wsparcia dla dzieci i młodzieży z problemami. A swoją drogą tekst mówi też o jeszcze jednej, mało poruszanej i często nierozumianej kwestii – o tym, jak społeczne wzorce emocji osób neurotypowych kształtuje rozumienie tego, co jest emocjami, a co nie – bo przecież bohaterka niby tkwi w przekonaniu, ze nie posiada emocji, ale w kilku fragmentach pojawiają się wzmianki o jej emocjach. To już samo w sobie solidnie takie osoby spycha nie tylko na margines, ale też w głąb siebie i działa potwornie krusząco.

 

Co do formy… Trochę widać tu wykorzystanie wzorców z innego Twojego opowiadania, ale idzie to w innym kierunku. W ciekawą formę, choć mam pewien niedosyt.

 

Ale pozostaje jeszcze kwestia tematyczności. Mam tu problem, ale nie definitywny. Te drzewa kojarzą mi się głównie z układem nerwowym, choć… Choć broni się to imo, bo jak dobrze pomyśleć, to są w tym pewne analogie, a i las wyobrażony nadal jest lasem. Mało tego, to jest coś, co wielu osobom kojarzy się ze spokojem i wyciszeniem, więc dobrze pasuje, lepiej niż inne potencjalne miejsca do wyobrażenia. A że skojarzenie z połączeniami nerwowymi? No owszem, druga warstwa, dodatkowe znaczenia.

Tym niemniej były w jury wątpliwości co do tego, z jednoczesnym docenieniem pomysłu. Dostaniesz na priv info co z tym dalej spróbować. I myślę (jestem przekonany), że powinno być sprawniej niż w poprzedniej edycji :) Mam nadzieję, ze się uda przekonać resztę jury.

 

Witam jurora! Dziękuję za rozbudowany komentarz. Trochę zaskoczyła mnie Twoja interpretacja z tym układem nerwowym, bo w zasadzie nie o tym myślałam podczas tworzenia tekstu. Jednocześnie to byłby bardzo ciekawy motyw. Może wykorzystam to w jakimś innym tekście. W każdym razie Twoja interpretacja mnie zainspirowała :P

Tylko żeby zaraz się nie okazało, że tekst przejdzie tryb warunkowy, a równolegle ukaże się coś powodującego deja vu…

Bez obaw, jeśli to gdzieś wykorzystam, to zupełnie inaczej niż tu :)

 

Nietypowe podejście do tematu konkursowego, choć motywem przewodnim tekstu wydają się być raczej kolory niż las. Ten ostatni jest z kolei bardziej projekcją umysłu Lumi, pełni funkcję swego rodzaju zwierciadła; zresztą cała przestrzeń opowiadania jest taką psychologiczną przestrzenią. Tekst niesie duży ładunek emocjonalny, który zostaje przez pryzmat tej przestrzeni ciekawie „rozszczepiony”.

W narrację wkradło się niestety nieco chaosu, opowieść jest bardzo ulotna, nieuchwytna, przez co trochę trudno zorientować się w fabule. Z punktu widzenia światotwórstwa nie jest też do końca jasne, czy historia w zamyśle rozgrywa się we współczesnych czasach, czy jest to jakaś wizja przyszłości; mamy tu nawiązania do konwencji SF, ale równie dobrze może to być specyfika spojrzenia bohaterki. Pod tym względem całość pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Black_cape, dziękuję za tak rozbudowany i pouczający komentarz jurorski :)

Ciekawe opowiadanie. Powiew świeżości w literackim studium człowieka. Nie wiem, czy to właściwe słowo, ale pięknie oddałaś charakter wyobcowania, alienacji, inności. Co prawda wydaje mi się, że czym dalej w przyszłość, tym inność będzie tracić na znaczeniu, już teraz jest tylu freaków w internetach, że mało kogo coś już dziwi, ale nie zmienia to faktu, że ujęłaś to w oryginalny sposób.

Mam dwie uwagi. Nie wiem czy teraz młodym ludziom las przychodzi do głowy w skojarzeniach. Jako symbol poczucia bezpieczeństwa, schronienia, w ogóle w jakichkolwiek skojarzeniach. Na pewno było tak w latach przedwojennych, na pewno wojennych (partyzantka, AK), być może chwilę po. Ale nawet już mnie, pokoleniu końca XX wieku, bezpieczeństwo symbolizuje bardziej dom, budynek, a nie gęstwina leśna czy drzewa. Być może jednak sądzenie według siebie jest drogą zbytnio na skróty.

Druga rzecz to rodzice, antagonista. Gdyż oprócz mniej lub bardziej nieokreślonego tłumu rówieśników, także ich postrzegam w roli negatywnej. Przedstawiasz ich w prostolinijny sposób, wręcz trochę naiwny, gdzie przyjmują wszystko ze swego świata ze pewnik i rzecz normalną, która nie podlega wątpliwościom. Nie są równym i przeciwstawnym bohaterem dla swej inteligentnej emocjonalnie córki. Nie lubię gdy antagonista nie ma w zasadzie szans “wygrać” z protagonistą. Nie wzbudza jakieś sympatii, ciekawości, nie szokuje, gdy jest bo jest.

Całościowo jestem zdecydowanie na tak.

Pozdrawiam.

 

Ps. Wilku, nie mam literackich upodobań. Czytam beletrystykę, by poznać drugiego człowieka, nic więcej (w beletrystyce) mnie nie interesuje.

 

Być może użyłem skrótu myślowego, Darconie. Przez upodobania miałem na myśli “czego się szuka”, a nie “co się podoba”, a właśnie trochę mam wrażenie (wiadomo, wrażenia są rzeczą podatną nabycie błędnymi), że bardzo Cię przyciągają te teksty, które pokazują “wnętrza”.

Darconie, dziękuję za przybycie i komentarz. 

Mam dwie uwagi. Nie wiem czy teraz młodym ludziom las przychodzi do głowy w skojarzeniach. Jako symbol poczucia bezpieczeństwa, schronienia, w ogóle w jakichkolwiek skojarzeniach. Na pewno było tak w latach przedwojennych, na pewno wojennych (partyzantka, AK), być może chwilę po. Ale nawet już mnie, pokoleniu końca XX wieku, bezpieczeństwo symbolizuje bardziej dom, budynek, a nie gęstwina leśna czy drzewa. Być może jednak sądzenie według siebie jest drogą zbytnio na skróty.

O tym nie pomyślałam. Ale kto wie, czy kiedyś las znowu nie będzie kojarzył się ludziom z bezpiecznym miejscem.

Cieszę się, że ogólnie tekst przypadł do gustu :)

Nowa Fantastyka