- Opowiadanie: Realuc - Ostatnie ziarnko nadziei

Ostatnie ziarnko nadziei

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ostatnie ziarnko nadziei

Pewnej wiosny

 

Ach, jakże mocno kochałam tego Antka…

Zazwyczaj zjawiał się o świcie. W dłoni zawsze miał bukiet polnych kwiatów, gdyż wiedział, że je uwielbiam. Kładliśmy się na kolorowym dywanie wiosennej łąki, a on zrywał płatki stokrotek, sprawdzając, co rzeknie los. A ten zawsze orzekał jednakowo: Kocha.

Czasami odwiedzał mnie w południe, gdy spacerowałam w zagajniku. Rozmawiałam z pradawnymi dębami lub pielęgnowałam stare wierzby, aby te mogły trwać jak najdłużej. Siadaliśmy wtedy pod jednym z drzew, opierając się nagimi plecami o szorstką korę.

– Jak ja cię kocham, moja Ziuteńko! Nie wadzi mi ani okruszynę, żeś jest, kim jest – mawiał.

Bywało i tak, że przychodził późną nocą. Przemierzałam wtedy las w poszukiwaniu niespokojnych zwierząt, aby utulić je do snu. Gdy mnie odnajdywał, szliśmy nad brzeg jeziora, przy którym wznosił się ogromny jesion. Antek zostawiał ubranie pod jego gałęziami i pełen radości wbiegał do wody, a ja zaraz za nim. Nasze ciała łączyły się w uścisku złudnej miłości.

– Jak ja cię kocham, moja Ziuteńko! Wszystko bym dla ciebie uczynił, boś najważniejsza w moim życiu! I tę wstrętną pracę rzucę, i z żoną się rozwiodę, przysięgam! – przekonywał.

Pewnego dnia do lasu wjechały stalowe, ryczące potwory. Buchały dymem i zabijały drzewo za drzewem, nie zważając na lament, jaki niósł się wraz z szumem umierających gałęzi. Stałam wtedy w ukryciu i spoglądałam, jak jedną z bestii steruje Antek. Bez najmniejszego wyrzutu na twarzy niszczył to, co było całym moim życiem. Mimo wszystko do końca miałam nadzieję, że się opamięta. Że opuści wnętrze mechanicznego stwora i zakaże reszcie ludzi dalszej rzezi. Czekałam do ostatniego zwalonego drzewa w zagajniku. Nie doczekałam się.

Nic straconego, myślałam wtedy. Przecież jestem driadą, więc przede mną jeszcze kilkaset lat życia. Znajdę sobie inny las. Inny dom. Jedno sobie jednak obiecałam:

Nigdy więcej nie pokocham żadnego człowieka.

 

Sto wiosen później

 

Chata Matki stała na zupełnym pustkowiu.

Nic tutaj nie przypominało dziecięcych wspomnień, a przecież to w tym miejscu się narodziłam. I mimo upływu tylu lat, dobrze pamiętam pnący się po deskach bluszcz, czerwone maki okrążające domostwo wraz z przykrytym pokrzywami płotem, brzozy rosnące jedna przy drugiej, jakby konkurowały z samą trawą. Tym razem jednak kładłam bose stopy na suchej ziemi, spoglądając na surową, rozpadającą się chałupę, na której nie dało się dostrzec choć jednego liścia, przy której nie rósł ani jeden kwiat, nad którą nie górowało ani jedno drzewo. Weszłam do środka pełna lęku. Nie znalazłam już bowiem żadnego miejsca na świecie, w którym mogłabym zamieszkać. Straciłam cel istnienia.

– Matko, wróciłam. To ja, twoja córa.

Wyłoniła się z ciemnej izby, ściskając w ręku bransoletę plecioną z koralików. Zawsze uwielbiała je robić. Uśmiechnęła się, choć uśmiechowi towarzyszyła łza, która spłynęła po pełnej głębokich zmarszczek twarzy. Matka wyglądała tak… krucho. A przecież miała trwać wiecznie. Pogłaskała mój policzek drżącą ręką, nie odzywając się ani słowem.

– Matko, przybyłam do ciebie, bo nie wiem, co mam czynić. Zrodziłaś nas, abyśmy opiekowały się twoim dziełem. A cóż nam pozostało, skoro upadło ostatnie drzewo?

Długo milczała, przekładając koraliki w kościstych palcach. W końcu obróciła się ode mnie i rzekła, nie ukrywając smutku:

– Na tej planecie nic już po nas, moje dziecko. Mam zamiar zacząć wszystko od nowa w zupełnie innym miejscu. Chcesz się do mnie przyłączyć?

Odgarnęłam z jej czoła siwy kosmyk włosów, pocałowałam w policzek. Chwilę później byłam już na zewnątrz, patrząc, jak chatę unoszą wyrastające z ziemi ogromne korzenie. Wznosiła się tak i wznosiła, aż zniknęła gdzieś w chmurach. Długo spoglądałam w niebo, do czasu, aż korzenie wróciły, chowając się w szczelinie.

Kochałam tę planetę. Zostałam z nią. Na dobre i na złe. A gdzieś tam w głębi serca ostała się jedna drobinka.

Ostatnie ziarnko nadziei.

 

Sto jeden wiosen później

 

Stałam na skraju klifu, patrząc na wraki statków, które niegdyś przykrywało morze.

Wiatr targał włosami, ale nie towarzyszył mu jazgot morskich ptaków, ani zapach słonej wody. Wyciągnęłam przed siebie ręce. Skóra, której barwa przypominała zawsze kolor nowo narodzonego liścia, przybrała teraz odcień jesiennego, wręcz zbutwiałego. Postawiłam krok. Jeszcze jeden. Palce poczuły pod sobą pustkę. Wystarczyło lekko przesunąć stopy, aby zakończyć tę bezsensowną tułaczkę donikąd.

Usłyszałam za sobą kobiecy szept, odwróciłam się. Może to był tylko kolejny podmuch wiatru, jednak to dzięki niemu dostrzegłam coś, co wyróżniało się na tle jałowej ziemi. Podeszłam bliżej. Uklękłam. Rozpłakałam się. Otuliłam dłońmi malutką, rozwijającą dopiero swe białe płatki, stokrotkę.

Kiełkujące, ostatnie ziarnko nadziei. 

Koniec

Komentarze

No ale jest stokrotka, wiec nie muszę pruć żył!;)

Podobają mi się te dysonanse. Zaczyna się jak Jane Austine, potem ciosy między oczy, a kiedy przepaść jest o krok, znajduje się ostatnia stokrotka ratunku.

Lożanka bezprenumeratowa

No śliczne to Twoje opowiadanie, Realuc! Może i bym się do czegoś przyczepiła, ale nawet nie mam ochoty. Takie to smutne, a jednak zostawia jakąś nadzieję. No i czyta się płynnie, przyjemnie. Podobało się :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Ambush, NaNa, Hej! Cieszę się, że się Wam spodobało :) A czepiać się można, a nawet należy :D Dzięki za pierwsze komentarze i pozdrawiam!

Czepianie się z poziomu telefonu jest bardzo niewygodne niestety :') Ale nawet nie bardzo jest do czego ;)

Spodziewaj się niespodziewanego

A, chyba że tak :)

Bardzo ładne. Krótkie scenki, ale jednocześnie kompletne, bez zbędnych elementów i bez braków. Wybacz skojarzenie, ale uciekające z planety drzewo skojarzyło mi się z uciekającymi delfinami z „Autostopem przez galaktykę”.

Skoro nie ma drzew ani roślin w ogóle, to skąd tlen? I jakim cudem jeszcze ta driada żyje? Ale to detale (moje poczucie realizmu się czepia, ale zaraz je kijem uspokoję)

Klikam ;)

Dziękuję Zanaisie za wizytę i kliczka :) Za skojarzenia nie ma co przepraszać, choć tutaj niczym się raczej nie wzorowałem (przynajmniej nie świadomie). A co do tlenu, to jest choćby opis skóry driady, która się zmienia. Generalnie kto tam wie, jakie taka driada ma ,,zapasy" :P Tak więc proszę tam kijem odpowiednio podziałać :) Pozdrawiam!

Hmmm. Kawał drania z tego Antka. Nie bardzo rozumiem decyzję driady. Ostatnie nasionko i to takiej delikatnej roślinki… Fajnie, że zakwitła, ale co będzie dalej? Na co liczyła Ziuta?

Babska logika rządzi!

Finklo, dzięki za komentarz. Tego, co będzie dalej, nikt nie wie. Być może w jakiś sposób życie się odrodzi, a być może był to tylko pojedynczy przypadek, nie wnoszący niczego. Tak czy siak nie chodzi tutaj o to, co będzie dalej, a o nadzieję do samego końca, że jednak coś, cokolwiek, dalej będzie. A Ziuta do samego końca liczyła na to, że jej planeta przetrwa. Czy się przeliczyła? Tego się nie dowiemy :)

Smutne ale z nadzieją, że natura zwycięży. Miś też w to wierzy.

Dzien dobry,

 

Plastycznie i sugestywnie Ci to wyszło, bardzo udane opisy i scenki. I podoba mi się to, że zaczynasz od sielankowej “wsi spokojnej”, nawet z odpowiednio dobranymi imionami postaci. Kontrastuje to i spina się zarazem z tym, co jest dalej. Podoba mi się to treściowo. Zakochanie, słodkie pitu pitu, a jak przyszło co do czego, przyjechał buldożer. Ot, ludzie :(

 

Mam parę drobnych uwag:

 

Zazwyczaj zjawiał się o świcie. W dłoni zawsze miał bukiet polnych kwiatów, gdyż wiedział, że je uwielbiam. Kładliśmy się na kolorowym dywanie wiosennej łąki, a on zrywał płatki stokrotek, sprawdzając, co rzeknie los. A ten zawsze orzekał jednakowo: Kocha.

 

– w mojej prywatne jopinii, słowo “gdyż” jest paskudne i kompletnie tu nie pasuje

– pewnie warto dopracować powtórzenie – rzuca się w oczy. 

 

przykrytym pokrzywami płotem – to fragment bardzo fajnego opisu, ale zastanawiam się, czy coś w stylu “prawie zakrytym przez wysokie pokrzywy płotem” albo inne cuś nie byłoby lepsze. Mnie “przykrytym” kojarzy się tak, jakby ktoś wysypał na płot sterte pokrzyw. 

 

Weszłam do środka pełna niepokoju, strachu, lęku. – seria praktycznie synonimów. Nie brzmi, i chyba niepotrzebna?

 

Łosiot, dzięki za komentarz!

Fajnie, że dostrzegłeś kontrasty, no i cieszę się, że ogólnie siadło ;)

Co do uwag, zgadzam się z tą:

 

Weszłam do środka pełna niepokoju, strachu, lęku. – seria praktycznie synonimów. Nie brzmi, i chyba niepotrzebna?

Wywaliłem zbędne.

Natomiast z resztą wojować będę:

 

– pewnie warto dopracować powtórzenie – rzuca się w oczy. 

Akurat to powtórzenie jest w 100% umyślne i, oczywiście w moim osobistym mniemaniu, brzmi w tej konkretnej sytuacji dobrze :)

 

kojarzy się tak, jakby ktoś wysypał na płot sterte pokrzyw. 

Miałem raczej na myśli, że pokrzyw było tak dużo, że ów płot przykrywały/zasłaniały/zakrywały. 

 

No a gdyż można lubić i nie lubić, ja tam jestem do tego słowa akurat dość neutralnie nastawiony ;)

 

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam!

 

 

Chyba nie z mojej bajki jest Twoje opowiadanie, Realucu! Kwiatek jest tak delikatny, że może jedynie uradować udręczoną, szarą duszę driady, o świat raczej nie zawalczy. ;-)

Poszczególne sceny wydają mi się naprawdę fajnie dobrane i opisane!

Przemyślałabym kompozycję. Obecna jest bardzo linearna i biegnie jak po sznurku, niestety przypomina mi opowiadanie Belli i inne. Chyba nie przepadam za samymi fotografiami z albumu co ileś tam lat, musi być coś więcej. 

Sprawność w pisaniu i pomysł niewątpliwe jest! :-)

 

,W końcu obróciła się ode mnie i rzekła, nie ukrywając smutku:

Tu chyba kiks. Zwróć uwagę na to, jak stoją względem siebie: przed chwilą matka pogłaskała córkę po policzku, potem mamy to zdanie, a za chwilę córka odgarnia kosmyk z czoła matki.

 

Skarżypytuję za historię i sprawność jej ujęcia. :-)

Powodzenia w konkursie!

 

Fot. A. Wajrak. Stokrotek nie znalazłam za to jest szczawik, wyrastający z wnętrza powalonego drzewa jak z donicy. :-)

 

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Spodobało mi się opisanie kilku epizodów z życia driady, choć nie mogę powiedzieć, że podoba mi się to, co ją spotkało. Dobrze, że pojawiła się stokrotka. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Asylum, nie przekreślajmy z góry możliwości stokrotki. Wszak u mnie w ogrodzie, gdy pojawi się jedna, chwilę później jest już jedna na drugiej :). Cieszę się, że dobranie i kompozycja scen okazy się trafne. No i dziękuję za skarżypyctwo.

Reg, widząc Twój komentarz pod którym nie ma uwag natury technicznej z rana z pewnością sprawi, że zamiast lewej nogi do wstania użyję prawej. No i też cieszę się z pojawienia stokrotki :)

Realucu, wszak trening czyni mistrza. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

;)

Cześć, Realuc!

 

Smutne może być wkrótce życie istot (długo)wiecznych. Kolejne opko, które krzyczy, byśmy bardziej dbali o naszą planetę (to nie zarzut, zresztą sam takie szykuję :P), ale takie refleksje same się nasuwają przy takiej tematyce.

A Ty pokazałeś to dość sugestywnie, demaskując ludzkie zachowania. Fajnie zagrała stokrotka – najpierw kocha-nie kocha, a potem miała zostać nadzieją. Dostrzegam w tym całkiem ciekawą klamrę. Mały ten kwiatek by coś zdziałać, a sądząc po tym, jak stokrotka zawiodła Driadę na początku tekstu, chyba nie ma co liczyć na poprawę sytuacji – tak ja to odczytuję.

Zatem wyszło smutno, ale przez takie małe niedopowiedzenia i nawiązania gdzieś tam się po głowie ten tekst przemyka.

 

Pozdrawiam, polecam, powodzenia w krokusie!

 

PS. Ile trwa akcja opka? 101, czy 201 lat?

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Realuc, ano, nie przekreślajmy więc. ;-) One wtedy wylegają, ponieważ tam po prostu są. :p

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Krokusie, dzięki za komentarz i polecajkę :) Rzeczywiście nie bez powodu, co sam stwierdziłeś, są pewne zazębiające się motywy. Generalnie chciałem pozostawić dość szerokie pole do interpretacji, więc można iść w stronę, w którą Ty zmierzasz, nie dając zanadto wiary w jeden, lichy kwiatuszek, a można tak jak i driada, wierzyć do samego końca, że nawet takie małe, niby niewiele znaczące coś, daje nadzieję na lepsze jutro. A co do ostatniego pytania, rzeczywiście trochę ten upływ czasu może być mylący… Możesz sobie zatem wybrać własną wersję :D

Czas spieprzać na inną planetę, bo ta nadzieja jest zbyt wątła.

Tfurco, Ty z tych twardo stąpających po ziemi widzę. Racja, nadzieja wielce wątła i wątpliwa, ale dla jednej istoty na planecie wystarczająca, aby pozostać. A czy powiedzenie nadzieja matką głupich w tym przypadku by się sprawdziło? Kto wie. Tak czy siak transportowiec międzyplanetarny mogę załatwić :P

To ja poproszę ten transportowiec, byle szybko, bo ja nie żyję tyle, co driady. A czy Matka zostawiła namiary?

Wysłałem do Matki maila z zapytaniem, ale szczerze powiedziawszy nie dam sobie niczego uciąć za potwierdzenie, że odpowiedź dotrze do nas jeszcze w tym stuleciu. I znowu wszystko wróciło do tej nieszczęsnej nadziei…

Ostatnia stokrotka, albo może pierwsza, tyle, że po zagładzie? Jak w Wall-E, bardzo ładnie i plastycznie. Podobało mi się, jest w tym jakaś melancholia i nadzieja, ale jeśli oprócz stokrotki przetrwał choć jeden człowiek, to tę nadzieję można pogrzebać, bo on tę stokrotkę zdepcze ;)

Klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta, dzięki za komentarz i ostatniego klika :) Dużo prawdy w tym, co mówisz, ale może w takiej sytuacji człowiek mógłby się zreflektować? A nie, czekaj, pod pewnymi względami ludzie nigdy się nie zmienią… Pozdrawiam!

Cześć Realuc

 

Jedno z lepszych opowiadań w tym konkursie :) Cieszę się, że mogę to napisać, bo jestem w 100% szczery. Powodzenia!

Jestem niepełnosprawny...

Ładne, melancholijne, a przy tym niepozbawione – słabej co prawda, ale jednak – nadziei. Dobrze napisane, czytałam płynnie, nic nie zatrzymywało. Podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

dawidzie, Bardzo mi miło to słyszeć, dzięki za komentarz :)

 

Irko, cieszę się, że nie natrafiłaś tym razem na żadne przeszkody :) Po raz któryś już dochodzę do wniosku, że o wiele swobodniej czuję się w krótkich formach… I jak tu książkę napisać? :D 

 

Dzięki i pozdrawiam!

Cześć!

 

Bardzo dobry i sugestywny tekst. W krótkiej formie udało Ci się zawrzeć spójną, budzącą emocje historię, obok której trudno przejść obojętnie. Las jest – dosłowny jak i symboliczny imho, są ludzie ze swoim konsumpcyjnym podejściem do rzeczywistości, jest fantastyczna bohaterka i życiowy morał. Krótko i celnie, wszystko jest tu po coś i wszystko pasuje do siebie. Brawo!

 

Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, krar! Wielce cieszy mnie Twoja opinia tak więc pozostaje mi tylko podziękować Ci za odwiedziny ;) Pozdrawiam!

Cześć Realuc,

świetne opowiadanie. Bardzo płynnie i bardzo przyjemnie się czytało.

Uwikłanie driady, która kojarzy mi się z czasami dawno minionymi, w romans z całkiem współczesnym Antkiem, dało ciekawy efekt. Ten fragment zresztą podobał mi się najbardziej, chociaż pozostałe także trzymają poziom.

Powodzenia w konkursie :)

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dziękuję za komentarz, fmsduval. No i cieszę się, ze się podobało :)

 W dłoni zawsze miał bukiet polnych kwiatów, gdyż wiedział, że je uwielbiam.

Bardzo nienaturalne, zwłaszcza "gdyż". Może Twoja narratorka nie jest człowiekiem?

 sprawdzając, co rzeknie los. A ten zawsze orzekał jednakowo

Hmm. Ciut sztuczna wzniosłość.

 stare wierzby, aby te mogły trwać jak najdłużej

"Te" doskonale zbędne – wiadomo, że podmiotem są wierzby.

 Nie wadzi mi ani okruszynę, żeś jest, kim jest

I tak spontanicznie jej to mówi, tak? Oj, nie wierzaj żadnemu mężczyźnie…

 radości (…) miłości

Rym.

 Wszystko bym dla ciebie uczynił, boś najważniejsza w moim życiu! I tę wstrętną pracę rzucę, i z żoną się rozwiodę, przysięgam!

Chwila, moment. Kiedy to się rozgrywa? Jaki masz cel w mieszaniu rejestrów językowych?

 stalowe, ryczące potwory

Zbędny przecinek.

lament, jaki niósł się wraz z szumem umierających gałęzi

Który, ale purpura leje się z tego tekstu.

 spoglądałam, jak jedną z bestii steruje

Mieszasz rejestry. Dlaczego?

 najmniejszego wyrzutu na twarzy

Na twarzy można mieć wyraz, ale nie wyrzut. Poza tym: https://sjp.pwn.pl/szukaj/wyrzut.html

 niszczył to, co było całym moim życiem

Czy ta rusałka udziela wywiadu telewizji śniadaniowej?

zakaże reszcie ludzi dalszej rzezi

Przeczytaj to na głos. Lód do obłożenia języka załatwiaj we własnym zakresie :P

 Jedno sobie jednak

Powtórzony dźwięk.

 Nigdy więcej nie pokocham żadnego człowieka.

Drogie Bravo Las, faceci to świnie :P

 przypominało dziecięcych wspomnień

… seriously.

 przecież to w tym miejscu się narodziłam

A co to ma do rzeczy?

I mimo upływu tylu lat, dobrze pamiętam

I, mimo upływu tylu lat, dobrze pamiętam. Albo bez przecinków.

 czerwone maki okrążające domostwo wraz z przykrytym pokrzywami płotem

Słodki Boże, tryfidy… Maki nie biegają! Fonetycznie też nieładnie.

 brzozy rosnące jedna przy drugiej, jakby konkurowały z samą trawą

W czym konkurowały?

 kładłam bose stopy

Stopy się stawia.

 nie dało się dostrzec choć jednego liścia

Ani jednego liścia (ze względu na fonetykę i na wzór). "Nie da się dostrzec" też nie brzmi.

 nie górowało ani jedno drzewo

Co sugeruje "górowanie"?

Nie znalazłam już bowiem żadnego miejsca na świecie, w którym mogłabym zamieszkać.

"Bowiem"? Pogubiłam się.

 twoja córa

Archaizm, dziś używany raczej żartobliwie.

 bransoletę plecioną z koralików

Koralików się nie plecie.

 Uśmiechnęła się, choć uśmiechowi towarzyszyła łza, która spłynęła po pełnej głębokich zmarszczek twarzy.

Gorzką kroplą. Rany, co za purpura.

 Pogłaskała mój policzek

Anglicyzm.

 Zrodziłaś nas, abyśmy

Byśmy.

 obróciła się ode mnie

Odwróciła.

 Na tej planecie nic już po nas

A skąd to nagle? Kim ona jest? Może w ogóle się przenieść?

 do czasu, aż korzenie wróciły,

Źle to brzmi.

 Kochałam tę planetę. Zostałam z nią. Na dobre i na złe. A gdzieś tam w głębi serca ostała się jedna drobinka.

Fajnie, ale skąd to wynika?

 przybrała teraz odcień jesiennego, wręcz zbutwiałego

No, nie wiem.

lekko przesunąć stopy

Odrobinę przesunąć.

 Kiełkujące, ostatnie ziarnko nadziei.

Bez przecinka.

 

 

Nie, nie zrozumiałam. Niestety. Chaotyczne i purpurowe, nie mogę uchwycić nici przewodniej. O co chodzi? Została na Ziemi, bo kochała Ziemię, czy z nadziei na stokrotkę, ale po co w takim razie Antek? Miotasz mną w tysiąc kierunków. Nie wiem, co się dzieje.

najpierw kocha-nie kocha, a potem miała zostać nadzieją. Dostrzegam w tym całkiem ciekawą klamrę.

A ja właśnie nie.

Masz jeszcze jedną elfkę na pociechę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino droga!

Oczywiście uwagi językowe jak zawsze robią robotę, za każdym razem jednakowo dziwię się, ile można by zrobić w tej kwestii lepiej. Dziękuję.

Natomiast mam nieśmiałe wrażenie, że poświęcając uwagę na technikalia, gdzieś tam umknęło Ci to i owo, stąd Twoje niektóre pytania, na które przecież są oczywiste odpowiedzi w samym tekście. A może zwyczajnie opowiadanie nie w Twoim guście, stąd też to Twoje zagubienie. Niemniej jednak:

 

Może Twoja narratorka nie jest człowiekiem?

Owszem, nie jest.

 

Chwila, moment. Kiedy to się rozgrywa? Jaki masz cel w mieszaniu rejestrów językowych?

Hmm. Ciut sztuczna wzniosłość.

Rany, co za purpura.

Nawiązując do tych jak i jeszcze kilku innych uwag dotyczących języka i sposobu mówienia. Otóż driada, jako ktoś, kto jest niejako strażnikiem natury, czyli de facto samego świata, może mówić czasami nieco wyniośle. Do tego dochodzi sam styl prowadzenia opowieści, w którym co jakiś czas pozwalam sobie na nieco kwieciste określenia, które uparcie nazywasz purpurą. Tutaj przyjmuje jednak do wiadomości, że można mieć niski próg wytrzymałości na ową purpurę. Natomiast odnośnie języka i takich tam różnych zabiegów, pragnę zaznaczyć, o czym mowa w tekście jest, że driada ma kilkaset lat. Nie dziwota zatem, że coś tam się momentami może mieszać. 

 

A co to ma do rzeczy?

A trochę ma. Chociażby dowiadujemy się czegoś o świecie, gdzie się rodzą driady i takie tam. A nawet jeśli dla Ciebie taka informacja nie ma wpływu na fabułę, to według mnie w żaden sposób nie wadzi. Poza tym mówiąc o tym, że się tam narodziła, przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, które wpływają na porównanie przeszłości z teraźniejszością…

 

W czym konkurowały?

W zagęszczeniu przestrzeni :)

 

Co sugeruje "górowanie"?

Ano to, że jest pusto, płasko i łyso. I nic nie sterczy ponad chałupę. 

 

Archaizm, dziś używany raczej żartobliwie.

O tym było wyżej.

 

Koralików się nie plecie.

Przecież nie napisałem, że plotła koraliki, tylko że miała bransoletę plecioną z koralików…

 

A skąd to nagle? Kim ona jest? Może w ogóle się przenieść?

Dlaczego nagle? Decyzja jest logicznym następstwem zdarzeń. Kim jest? No Matką, tak jak jest napisane w tekście. A że jej córką jest driada, to chyba dość oczywistym, za co była odpowiedzialna. Czy może się przenieść? No mgnienie oka później okazuje się, że może. 

 

Fajnie, ale skąd to wynika?

A chociażby z tego, że jej przeznaczeniem i jedynym celem w życiu było dbanie o naturę, na co poświęciła jeno jakieś kilkaset lat.

 

Miotasz mną w tysiąc kierunków. Nie wiem, co się dzieje.

Tarnino, na to nic nie poradzę. Kierunków nie ma tysiąc, gdyż są jeno trzy sceny. Każda po coś. Jest Antek, bo to od Antka zaczyna się wszystko walić. Zresztą ten fragment pokazuje nie tylko to, ale chyba nie będę się zagłębiał, bo ewidentnie tekst nie trafił w Twoje fale. Opowiadanie jest o upadku, podczas którego jedna żyjąca istota do samego końca ma nadzieję na lepsze jutro. Nie widzę tu ścieżek, w których można by pobłądzić :(

Tak czy siak raz jeszcze wielkie dzięki za wszelkie uwagi!

 

poświęcając uwagę na technikalia, gdzieś tam umknęło Ci to i owo

Niewykluczone, ale to ja poświęciłam uwagę technikaliom, a nie jakieś abstrakcyjne "to" :D Rozumiesz problem? Jak widzę błędy, to już nie widzę, co za nimi. Rozpraszają mnie po prostu.

 A może zwyczajnie opowiadanie nie w Twoim guście, stąd też to Twoje zagubienie.

Trochę nie jest.

 Może Twoja narratorka nie jest człowiekiem? Owszem, nie jest.

Jasne. Tylko – to nie był zarzut. To było przypuszczenie, które się zaraz potwierdziło.

 Otóż driada, jako ktoś, kto jest niejako strażnikiem natury, czyli de facto samego świata, może mówić czasami nieco wyniośle.

Driada może i tak (polemizowałabym, ale taką masz wizję, a to Ty tu rządzisz). Nie rozumiem natomiast, dlaczego Antek wyraża się tak górnolotnie. On nie jest driadą.

 Do tego dochodzi sam styl prowadzenia opowieści, w którym co jakiś czas pozwalam sobie na nieco kwieciste określenia, które uparcie nazywasz purpurą

Będę brutalna – gdyby ta kwiecistość była dobrze zrobiona, to bym się zachwycała.

 Natomiast odnośnie języka i takich tam różnych zabiegów, pragnę zaznaczyć, o czym mowa w tekście jest, że driada ma kilkaset lat. Nie dziwota zatem, że coś tam się momentami może mieszać.

Ma, zauważyłam. I co w związku z tym? To dla niej naturalna długość życia, nie?

 Chociażby dowiadujemy się czegoś o świecie, gdzie się rodzą driady i takie tam. A nawet jeśli dla Ciebie taka informacja nie ma wpływu na fabułę, to według mnie w żaden sposób nie wadzi.

Nie jest to informacja od rzeczy, ale w tym miejscu już się gubiłam. I jeszcze jakieś ludzie zaczęły wydzwaniać :)

 Poza tym mówiąc o tym, że się tam narodziła, przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, które wpływają na porównanie przeszłości z teraźniejszością…

Tak, a ona pamięta wszystko od narodzin? :)

 W czym konkurowały? W zagęszczeniu przestrzeni :)

Really XD

 Co sugeruje "górowanie"? Ano to, że jest pusto, płasko i łyso. I nic nie sterczy ponad chałupę.

Ano, nie. To nie jest wyraz neutralny.

 

górować

1. «być wyższym od kogoś lub czegoś»

2. «być wyżej położonym»

3. «mieć przewagę»

4. «o głosie, dźwiękach: być głośniejszym lub donioślejszym od innych»

5. «w strzelaniu: przenosić nad celem»

6. «o ciałach niebieskich: przechodząc przez płaszczyznę południka niebieskiego, znajdować się najwyżej nad horyzontem»

 

górować

1. przewyższać, przerastać kogoś lub coś; dominować;

2. o głosie, dźwiękach: być głośniejszym lub donośniejszym od innych;

3. o broni palnej: nieść górą, powyżej celu; znosić w górę;

4. w astronomii, o ciele niebieskim: osiągać najwyższą pozycję względem linii horyzontu

 

górować (język polski)

(1.1) dominować wysokością, wznosić się ponad

(1.2) być położonym wyżej od kogoś lub czegoś

(1.3) przewyższać innych w jakiejś dziedzinie, być lepszym, mieć przewagę

(1.4) brzmieć głośniej, wyodrębniać się wśród innych głosów

(1.5) strzelać ponad celem, mierzyć za wysoko

(1.6) astr. przechodząc przez płaszczyznę południka niebieskiego, znajdować się najwyżej nad horyzontem

(1.7) przest. wzbijać się, wzlatywać, wznosić się

przykłady:

(1.1) Wysmukła wieża ze złotym kurkiem na kilkumetrowym żelaznym krzyżu górowała nad niskimi domkami w małych ogródkach i ciasnymi uliczkami śródmieścia.

(1.3) – Górował niewątpliwie nad mieszkańcami rejonów nadwiślańskich tym, czym górują nad nami Włosi, a czym my przewyższamy Anglosasów – mówi Przeździecki. – Mianowicie zdolnością uwodzenia słownego.

synonimy:

(1.1) kulminować

(1.3) wyróżniać się, przodować, dominować

 

górować

 

1. nad miastem

Definicja: być wyższym i okazalszym od otoczenia

Kwalifikacja tematyczna: KATEGORIE FIZYCZNE Cechy i właściwości materii wielkość,

Relacje znaczeniowe:

 synonimy:  królować

 hiperonimy:  dominować

Połączenia:

wieża, wzgórze, zamek góruje

górować nad miastem, nad okolicą, nad tłumem

Cytaty:

Zaczynało zmierzchać, gdy dotarliśmy na szeroką, amarantową drogę. Na jej końcu majaczyło miasto, nad którym górowały wieże. Beata Ostrowicka: Kraina kolorów: księga intryg, 1999

Nad okolicą górują liczne zamki obronne. ABC turysty – ALZACJA, Trybuna Śląska, 2002-04-20

Jarik poprowadził ją w stronę skupionych w gromadę mężczyzn. Wypatrzyła górującego nad innymi Stevara i przepchnęła się ku niemu. Iwona Surmik: Smoczy Pakt, 2003

Stary furman znów stał na wysokości i ze swojego kozła górował nad tłumem. Bogdan Wojdowski: Chleb rzucony umarłym, 1971

 

2. nad rywalami

Definicja: mieć przewagę

Kwalifikacja tematyczna: CZŁOWIEK JAKO ISTOTA PSYCHICZNA Ocena i wartościowanie słownictwo oceniające

Połączenia:

górować doświadczeniem, obyciem, siłą, wyszkoleniem, wytrzymałością; liczebnością, natężeniem

górować nad rywalem

Cytaty:

[…] 33-letni Jelistratow ustępował Salecie kondycją, ale górował doświadczeniem. Wojciech Michałowicz: Boks zawodowy, Gazeta Wyborcza, 1997-05-12

Pod względem rentowności firmy publiczne górowały wyraźnie nad prywatnymi poza budownictwem i transportem. Kryspin Karczmarczuk: Adaptacja przedsiębiorstw NFI do warunków otoczenia, 2000

– A jednak chciałbym wziąć udział w takiej wyprawie pod bramy Lewawu – oznajmił Bartek stanowczym tonem, w którym nad lękiem górowała ciekawość. Dorota Terakowska: Władca Lewawu, 1989

Zerknąłem w peryskop. Na wschodzie granat już wyraźnie górował nad czernią. Artur Baniewicz: Dobry powód, by zabijać, 2005

 

Starczy?

 Przecież nie napisałem, że plotła koraliki, tylko że miała bransoletę plecioną z koralików…

No, to ktoś je musiał upleść…

Decyzja jest logicznym następstwem zdarzeń.

Jeżeli jest, to entymemat – wnioskowanie z ukrytą przesłanką – a ja tej przesłanki nie widzę.

 Matką, tak jak jest napisane w tekście. A że jej córką jest driada, to chyba dość oczywistym, za co była odpowiedzialna.

Jest wiele opcji. Ja ją zinterpretowałam jako Matkę Ziemię, stąd pytanie – czy ona może się przenieść? Opuścić samą siebie?

 A chociażby z tego, że jej przeznaczeniem i jedynym celem w życiu było dbanie o naturę, na co poświęciła jeno jakieś kilkaset lat.

Na innych planetach nie ma natury? Nie kwestionuję tu ordo amoris bohaterki, mówię tylko, że nie widzę spójności – w sumie żadnej.

 Jest Antek, bo to od Antka zaczyna się wszystko walić.

Wiesz, prenumeruję pisemko dla uczących się hiszpańskiego. W ostatnim numerze jest artykuł o generale Franco – i czytając ten artykuł miałam nieodparte wrażenie, że Franco przyleciał z kosmosu i w tej samej chwili powstała Hiszpania. Zero kontekstu historycznego. Zero kontekstu w ogóle – a to jest przekłamanie, kiedy na przykład piszą, że kobiety we frankistowskiej Hiszpanii nie miały prawa głosu. Nie miały. W reszcie Europy też nie, i sugerowanie, że Hiszpania była wyjątkiem, to nie uczciwa popularyzacja historii. I tak samo u Ciebie brakuje mi kontekstu, nie wiem, co z czego wynika, nie potrafię znaleźć osi tekstu, jak już powiedziałam. I tak, masz rację, że nie trafiłeś w mój gust – ale tutaj próbuję zanalizować, dlaczego.

 Opowiadanie jest o upadku, podczas którego jedna żyjąca istota do samego końca ma nadzieję na lepsze jutro.

W życiu bym na to nie wpadła…

 Nie widzę tu ścieżek, w których można by pobłądzić :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino droga!

Bardzo dziękuję za jakże obszerne i skrupulatne wyjaśnienie słowa górowanie, jednakże w tekście użyłem zdania:

…nad którą nie górowało ani jedno drzewo.

I biorąc pod uwagę choćby jedną z definicji, które wkleiłaś:

dominować wysokością, wznosić się ponad.

Nadal nie rozumiem, dlaczego słowo górowanie w tym zdaniu jest użyte według Ciebie błędnie.

Jak sama przyznałaś, w gust się nie wstrzeliłem, a że o gustach się nie dyskutuje, nie ma co już kotów drzeć. Poza tym, od górowania to już całkiem blisko do szczytowa…, ech, te moje prostackie żarty…

A tak już zupełnie na poważnie to oczywiście dziękuję za Twe obszerne analizy. Mimo, że nie odnoszę do nich w 100%, wiedz, że ZAWSZE nastaje taki wieczór, kiedy Realuc siada z kuflem w dłoni i analizuje Tarninowe uwagi. A że jest ich sporo, nie zawsze na jednym kuflu się kończy :D

Pozdrawiam!

No, właśnie – dominować. W jaki sposób drzewo dominuje nad domem?

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wysokością.

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zazwyczaj zjawiał się o świcie. W dłoni zawsze miał bukiet polnych kwiatów, gdyż wiedział, że je uwielbiam. Kładliśmy się na kolorowym dywanie wiosennej łąki, a on zrywał płatki stokrotek, sprawdzając, co rzeknie los. A ten zawsze orzekał jednakowo: Kocha.

Ładne. 

 

Górowało też zdało mi się dziwne, ale to chyba przez samą konstrukcję "nie górowało ani jedno". 

 

Tekst zaczynasz sielsko, przaśnym stylem, który gdzieś gubisz w połowie pierwszego fragmentu. Potem obserwuje my scenę z naleciałościami sci-fi, napisaną po to, żeby ukazać, że jednak driada zdecydowała się zostać na Ziemi. Tylko nijak jedno nie skleja mi się z drugim – na początku mamy wątek jednostronnej miłości i zamknięcia na uczucia, ale nie koresponduje to z porzuceniem planety. Trzeci fragment nawiązuje do drugiego, ale już nie do pierwszego. Przeszedłeś od miłości romantycznej do nadziei na odrodzenie życia na Ziemi, ale był to dla mnie przeskok tak mocny, że poczucie, że mam do czynienia z przemyślaną i konsekwentnie prowadzoną historią, zgubiłem gdzieś w powietrzu. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Geki, hej!

Dobra, temat górowania już zostawmy, dla świętego spokoju wprowadzę zmiany w tym fragmencie :P

A teraz spróbuję przedstawić moją wizję własnego tekstu, czyli jak według mnie łączą się wszystkie trzy fragmenty, a raczej jak pierwszy łączy się z pozostałymi:

– Mamy świat przed zagładą, a chwilę później po. Celowy kontrast. Dodatkowo we fragmencie jest opis niszczenia zagajnika driady, czyli generalnie ukazanie, od czego się to zaczęło, albo raczej przez kogo doszło do klęski (bez tego fragmentu można by równie dobrze uznać, że w Ziemię gruchnął meteor) więc znaczenie tego fragmentu w moim mniemaniu jest niemałe.

– Wątek miłosny. Łączy się poniekąd z tym, co wyżej, gdyż ukazuje człowieka jako istotę, która przekłada własne cele, pracę (w przypadku Antka, bo była to jego praca), itd. ponad naturę, ponad miłość. Dodatkowo tekst jest o nadziei, i to właśnie w pierwszym fragmencie mamy początek wystawienia na próbę nadziei driady. Do samego końca ma nadzieję, że Antek się opamięta, niszcząc jej dom, ale tak się nie stało. Mimo to nie zatraciła tej ostatniej iskierki w sobie i w dalekiej przyszłości również postanowiła czekać do samego końca, mając nadzieję na, jakby nie było, cud. 

Reasumując, w moim zamierzeniu wszystko miało się łączyć, a i połączeń między fragmentami i ich wspólnych znaczeń widzę wiele. No ale jam autor, więc tutaj nie przeczę, że w łepetynie mogę mieć obraz nieco spaczony. 

Tak czy siak, dzięki Gekikaro za komentarz! ;)

Reasumując, w moim zamierzeniu wszystko miało się łączyć, a i połączeń między fragmentami i ich wspólnych znaczeń widzę wiele. No ale jam autor, więc tutaj nie przeczę, że w łepetynie mogę mieć obraz nieco spaczony. 

Wierzę, że miało się łączyć, ale wyszło jak zwykle heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, sam już nie wiem, czy to żartobliwy pstryczek, czy może sugerujesz, że we wszystkich moich tekstach brak łączności \o/

Aż taka wredna nie jestem :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uff :)

Bardzo ładne, bardzo smutne. Cóż tu więcej powiedzieć?

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, myślę, że powiedziałaś wystarczająco :) Dzięki za wizytę :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

:)

Przyznam, że choć tekst mnie nie porwał, to jednak widzę w nim ładną i smutną historię. Historię tego, jak niewiele daje wiara w ludzkość i… że nadzieja jednak zawsze czegoś się chwyci. Tylko, ze jak już znajdzie to coś, to nagle się okazuje, że tego niewiele w porównaniu z ogromem tego, co zadeptujemy za sobą.

Dziękuję za komentarz, wilku :)

 

Plastycznie namalowana historia, ale nie do końca mnie przekonała. Bardzo szybko rozpędza się z fabułą, przez co trudno wczuć się w relację między driadą i Antkiem, a potem między driadą i Matką. A emocjonalnie opowieść jest zagrana na wysokich tonach, więc niestety ten pośpiech jej szkodzi, bo zamiast przeżywać emocje wraz z bohaterką, cały czas przechodzimy ze skrajności w skrajność. Język tekstu jest prosty i ekspresyjny, widać, że ma właśnie oddziaływać na uczucia – czyta się bardzo płynnie, choć trochę za bardzo polegasz na sprawdzonych wyrażeniach i epitetach. Nieco pobieżnie nakreślony jest też świat, mamy dość duże przeskoki w czasie, co znowu nie ułatwia zaczepienia się w opowieści.

Na pewno jest tu potencjał, wybrałeś ciekawą narratorkę, tekst tętni emocjami, ale całości zaszkodziły sprzeczne rozwiązania formalne (od razu sprostuję, że chodzi mi głównie o tempo i skoki w czasie, emocjonalność jako taka nie była wadą).

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

black_cape, dziękuję i za Twój komentarz. Z pewnością dał do myślenia, słodko-gorzko, czyli tak jak misie lubią najbardziej :)

Gdy był fragment o lameńcie umierających drzew przypomniała mi się książka niemieckiego leśnika "Sekretne życie drzew". Po przeczytaniu nie ułamię gałęzi z żywego drzewa. Nawet na prośbę dziecka. Szukam mu do zabawy suchej. Polecam. Próbowałem też ostatnio przebrnąć przez książkę polskiego leśnika. Nie polecam nie podam tytułu. Opis biurokratycznego przędsiębiorstwa pozyskującego drzewo w celach jak największych zysków.

Nigdy nie patrzę na stronę techniczną, kiepski w tym jestem. Czytaĺo się bardzo dobrze. Temat na czasie.

Nowa Fantastyka