- Opowiadanie: Furia - Czy kury to sentienty?

Czy kury to sentienty?

Cześć! To drugie opowiadanie, jakie odważyłam się opublikować na forum. Proszę o szczere do bólu komentarze, moim solidnym postanowieniem noworocznym jest szlifowanianie warsztatu.

Żywię nadzieję, że czas poświęcony lekturze nie będzie czasem straconym :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Irka_Luz, Finkla

Oceny

Czy kury to sentienty?

Morty

 

Zgrabiałymi od porannego chłodu palcami wstukał kod. Drzwi rozsunęły się, przywitało go przyjemne ciepło i zapach zwierząt. Bydło wciąż otumanione nocnym wypoczynkiem, ożywiło się na jego widok. Podszedł do czarno-białej Krasuli, jego ulubionej. Pogładził ją po pysku. Wyciągała łeb do jego dłoni, domagając się drapania za uchem.

Morty znał tajemnicę udanej hodowli. Oprócz regularnego ruchu i najwyższej jakości karmy należało dobrze poznać swoje zwierzęta. Spędzić z nimi kilkadziesiąt godzin. Nawiązać relację. Na grupach i forach, gdzie gromadzili się nielegalni hodowcy, mówiło się tylko o warunkach fizykochemicznych: wilgotności ściółki, temperaturze powietrza, pH żołądka czy składzie mikrobiomu jelitowego. Nawet nastrój zwierząt przeliczano według skomplikowanej i zawiłej skali, uwzględniającej liczbę machnięć ogonem czy czas spędzony na przeżuwaniu. Morty słuchał wymądrzania się samozwańczych ekspertów z politowaniem.

Pokrzątał się po budynku, sprawdzając stan urządzeń do pobierania i badania mleka, odmierzających suplementy i dystrybuujących karmę. Robot do wymiany ściółki zapikał radośnie po uruchomieniu. Obora działała bez zarzutu i jego obecność była właściwie zbędna. Pozostał jednak ze zwierzętami znacznie dłużej, niż było konieczne, ciesząc się ich towarzystwem. Kiedy wstało słońce, sprawdził ule i wyprowadził trzodę na wybieg. Przejrzał jaja i posortował je według jakości, najmniej udane odkładając dla siebie.

Wczesnym popołudniem wrócił do kubikla na obiad. Wycisnął na talerzyk pastę białkową, dorzucił węglowodanowy suchar, do szklanki przelał napój o nazwie „Ananas z Marakują”. Tak naprawdę nikt nie pamiętał, jak smakuje ananas czy marakuja, więc na napój mówiono po prostu „Ten Żółty”, żeby móc odróżnić go od „Tego Czerwonego” i „Tego Zielonego”. Do obiadu lubił oglądać kanał „Currently”, nadawany na przestarzałej platformie Youtube. Youtube nigdy nie przeniósł się do cybera, więc nagrania oglądano z trójwymiarowych rzutników. Utarło się, że to medium dla starych ludzi, ale portal miał też garstkę młodszych zwolenników, którzy sprzeciwiali się postępującemu przenoszeniu życia publicznego w wirtual. To właśnie oni prowadzili najprężniej działające kanały. Włączył rzutnik i nad stołem pojawiła się Zofie, jego ulubiona twórczyni. Dziś omawiała temat europejskich huraganów. Z lubością zapatrzył się na jej twarz – naznaczoną piegami, o zbyt szeroko rozstawionych oczach i zbyt pulchnych policzkach. Czuł się bezpiecznie w jej towarzystwie i chyba trochę się w niej podkochiwał.

W połowie programu wyświetlił się sygnał powiadomienia. Napiął się – niewiele osób miało powód, żeby kontaktować się z nim jego prywatnym kanałem. Drążącą ręką przyjął kontakt, przeczesał rzadkie włosy i wyprostował na krześle. Na hologramie pojawiło się popiersie. Od razu ją poznał, mimo kolejnych modyfikacji. Twarz zdobiło kilka nowych wszczepek oraz uwydatnione kości policzkowe. To na pewno nie było zdrowe. Przypomniał sobie dwudziesty pierwszy wiek i modę na kolorowe tatuaże. Po latach okazało się, że jeden z wiodących na rynku czerwonych barwników jest rakotwórczy i większość posiadaczy kolorowych bohomazów pada jak muchy, nie dożywszy pięćdziesiątki.

– Hej tato! – Uśmiechnęła się szeroko, pokazując zęby w kolorze tęczy. To przelało czarę goryczy.

– Co tym razem? – spytał szorstko. „Zbyt szorstko” – zganił się w myślach.

– Chciałabym się z tobą zobaczyć, stęskniłam się – zaczęła tym trochę dziecinnym, trochę zalotnym tonem, który doprowadzał go do szewskiej pasji. Głównie dlatego, że był tak skuteczny.

– Wiesz, że to niemożliwe, nie mogę mieć gości. Zobaczymy się na mojej przepustce, tak, jak ustaliliśmy.

– Chyba będziesz zmuszony trochę nagiąć zasady – zaśmiała się. Przyjdź po mnie do bramy, jestem w ciężarówce zaopatrzeniowej i będę u ciebie za… – spojrzała gdzieś wysoko – dokładnie dwieście pięćdziesiąt dwie minuty.

– Jak? – zaczął, ale przerwał, bo zrozumiał, że to już bez znaczenia. Znał swoją córkę. Była zdolna do wszystkiego. Wstał ciężko od stołu, wyjął z lodówki kilka produktów i schował je do plecaka. Przesiadł się na meleksa i skierował w stronę bramy.

– Hej Lucy! – krzyknął do kobiety w stróżówce – mam do ciebie prośbę. Zbliżył się do niej rozsuwając kieszeń plecaka tak, żeby tylko ona mogła zajrzeć do środka.

– To będzie spora prośba, co? – odpowiedziała krytycznie oceniając jego zawartość – ale chyba da się zrobić.

 

***

 

– Nie powinno cię tu być – powiedział posępnie. Jeśli ktoś puści parę z ust, jestem skończony.

Katie zdawała się go nie słyszeć. Siedziała z nosem przyklejonym do szyby.

– To miejsce jest niesamowite! Ile tu miejsca! Ile zieleni! Czy tam jest las?

– Sad.

– Co to sad?

– Mówiąc najprościej, to taki las, ale z owocowymi drzewami. Jeśli chciałabyś dowiedzieć się więcej, to…

– A tam? – przerwała, wskazując na przeszkloną bryłę.

– Mój kubikl.

–  Powodzi się! Masz tam z 40 metrów, co nie?

– To jeszcze nic. – Wskazał ruchem dłoni na zbocze, zza którego wyłaniał się widok na metropolię. Zmierzchało, niebo zmieniało odcień z fuksjowego na granatowy. Na jego tle aglomeracja rozbłysła jak skrzący ocean. Katie zaniemówiła z wrażenia. Oglądanie miasta z takiej perspektywy było prawdziwą rzadkością. Po co ktokolwiek miałby zapuszczać się poza jego obrzeża? Trzeba było pokonać olbrzymie połacie slumsów, a poza nimi rozpościerały się tylko kilometry pól uprawnych i pilne strzeżone naturalne tereny, zarezerwowane dla najbogatszych. „Takie, jak ten” – pomyślała. Wiedziała, że kiedyś ludzie podróżowali i w tym momencie zrozumiała, czemu wydawało im się to tak atrakcyjne. Ale wtedy istniały jeszcze wolne, nienależące do nikogo tereny. Dziwne to były czasy.

 

 

***

 

 

Kubikl składał się z salonu połączonego z kuchnią i sypialnią na antresoli. Ściany wykonane ze światłoczułego pleksi, w tej chwili zaciemnione, zapewniały prywatność.

Usiadł ciężko na kanapie i spojrzał na Katie surowo.

– Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zaczęła.

– Cieszę się, ale nie jestem głupi. Niespodziewana wizyta pod koniec miesiąca może oznaczać tylko jedno. Nie dostaniesz ode mnie żadnych pieniędzy. Masz je uczciwie zarobić.

– Przyjechałam do ciebie, bo tęskniłam, nie dla pieniędzy! Jak ma być między nami dobrze, jeśli wszystko, co zrobię interpretujesz na moją niekorzyść! Zresztą mam pracę i nie potrzebuję twojej jałmużny, a moja działalność…

– Twoja działalność to nie jest praca, to jest hobby dla bogatych leni – przerwał jej.

Przeprowadzali tę rozmowę wielokrotnie, zawsze kończąc wielomiesięcznym zerwaniem kontaktu. Patrzył w jej pełne gniewu oczy i czekał na wybuch. Ale ten nie nadszedł, opanowała się z wielkim trudem. „Musi być w poważnych tarapatach” – pomyślał. 

– Dam ci pieniądze, jeśli udowodnisz mi, że jesteś w stanie uczciwie pracować.

– Co to znaczy uczciwie, według ciebie?

– Robić coś prawdziwego, w życiu, w realu. To, co macie tam w głowach – postukał się w czoło, wskazując na wszczepki do cybera – to jest kłamstwo.

– Skąd możesz to wiedzieć, jeśli nigdy tam nie byłeś! Nie masz pojęcia o czym mówisz!

Zrezygnowana opadła ciężko na siedzisko.

– Czemu ty musisz taki być… – wymamrotała cicho.

– Znajdziesz pracę w prawdziwym świecie, to pogadamy.

– Nie ma już pracy w prawdziwym świecie, nie rozumiesz? Nie ma świata z twojej przeszłości, a ty chowasz się tutaj, bo nie chcesz dostosować się do rzeczywistości. Żyjesz w iluzji!

– A moja praca? Czy moja praca nie jest w prawdziwym świecie? – zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Córka siadła do niego tyłem, trzęsąc się ze złości.

Widząc, że dyskusja właśnie się zakończyła, skierował się do sypialni.

– Ciężarówka startuje o 6 rano, kiedy wstanę, ma cię już nie być – rzucił jej na odchodnym.

 

 

Katie

 

 

Kiedy tylko znikł jej z oczu, wybuchła wstrzymywanym płaczem. Nie przedłużono jej stypendium, a instalacje nie sprzedawały się dobrze. Zalegała z opłatami za kapsułę od kilku miesięcy. Była zupełnie spłukana i bardzo liczyła, że uda jej się urobić ojca. Rzuciła się na kanapę i przełączyła na wirtual.

– Pracownia – zaordynowała. Przeniosła się niewielkiej przestrzeni, pełnej narzędzi programistycznych i interfejsów. Czekała na nią niedokończona rzeźba, wariacja na temat figur niemożliwych: potrójnie zapętlony trójkąt w spektrum tęczy, której kolory wirowały ułamek sekundy szybciej, niż rejestruje ludzkie oko. Dzięki temu instalacja wydawała się nierzeczywista i zupełnia bezbarwna. „Czemu to się nie sprzedaje?” – zastanawiała się. Jest przecież świetne. Gdybym miała odrobinę więcej czasu, więcej zasięgów…” Niestety, na pracownię również nie będzie jej już stać. Subskrypcja kończy się za kilka dni. Straci cały swój dorobek. Poczuła zalewającą ją falę rozpaczy i bezsilności. W akcie ucieczki za ostatnie kredyty wykupiła tłumienie działania tworu siatkowatego. Zapadła w głęboki, pozbawiony marzeń sen.

Obudziła się nagle, w środku nocy. Przez chwilę czuła panikę, nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Po sygnale usypiającym powinna spać co najmniej osiem godzin bez przerwy. Niewygodne wspomnienie porażki zadziałało stymulująco. Nie miała w zwyczaju poddawać się tak łatwo. Stłumiła kompulsywną chęć przełączenia się na wirtual i zastanowiła w spokoju nad dalszymi krokami. Może powinna skorzystać z okazji i pozwiedzać posiadłość. Choć relacja z tego miejsca wywindowałaby ją na drabinie społecznej na dobre kilkanaście godzin, nie będzie mogła udostępnić żadnych zdjęć i nagrań – to pogrążyłoby jej ojca. Jednak nikomu nie zaszkodzi kilka wspomnień przechowywanych w prywatnym archiwum. Mogą stanowić świetną inspirację do dalszej pracy.

Wyszła z kubikla prosto w noc. Powietrze sprawiało wrażenie rozrzedzonego. Uświadomiła sobie ciężar ciszy. W domu pikały sprzęty, szumiał system obiegu odzyskiwania energii. Tutaj słyszała tylko stłumione buczenie metropolii. Stała chwilę bez ruchu, podziwiając świetlisty ocean na horyzoncie i produkując setki wspomnień. Z lekkim ukłuciem żalu odwróciła się plecami do miasta. Jego łuna padała na majaczącą w oddali willę. Ile by dała, żeby wejść do środka. Wydało jej się prawie niemożliwym, żeby jedno życie zajmowało tyle miejsca. Ta willa pomieściłaby tysiące kapsuł i pożerała tyle energii, co cała dzielnica. Rozejrzała się po okolicy. Nieopodal stało kilka budynków gospodarczych otoczonych elastyczną siatką, niewiele dalej rozciągał się niewielki lasek. „Sad” – poprawiła się w myślach, kierując w jego stronę. Zaskoczyło ją, że drzewa wyglądały tak… nienaturalnie. Poskręcane i nieforemne, jak z innej planety. Pociągnęła ręką po korze pierwszej z brzegu rośliny, czując jej wilgotną chropowatość. Jakże dziwne było to doznanie. Przecież to żywy organizm, mający nawet co na kształt prymitywnego układu nerwowego. Czy czuje jej dotyk? Czy na jakimś poziomie jest świadomy jej obecności? Wiedziona kompulsywnym instynktem podciągnęła się na najniższej gałęzi i z trudem umościła w koronie. Na wprost niej prosto z gałęzi wyrastał owoc wyglądający na jabłko. Owoc też był niepokojąco zdeformowany. Sięgnęła po niego i pociągnęła. Kiedy gałąź odskoczyła z lekkim trzaskiem, przeszedł ją dreszcz, jakby odcięła kończynę żywemu zwierzęciu. Jabłko było dziwnie lepkie, jakby pokryte woskiem, o niejednolitym, żółto-czerwonym zabarwieniu (czy jabłka nie powinny być czerwone albo zielone? Tak właśnie wyglądały na wszystkich animacjach, jakie widziała). Przez chwilę przeszło jej przez myśl, żeby je ugryźć, ale nie wiedziała, czy nie jest niedojrzałe albo zwyczajnie trujące. Schowała owoc do kieszeni, licząc, że w mieście dostanie za niego niezłą kasę. Zeskoczyła z drzewa i skierowała się w stronę budynków gospodarczych. Z ulgą oddalała się od sadu, czując się swobodniej na otwartej przestrzeni. Uświadomiła sobie, że od pewnego czasu słyszy niski, wibrujący dźwięk, który z każdym krokiem przybierał na sile. Było już całkiem widno i z półmroku wyłonił się rządek małych domków. Gdy zbliżyła się do nich, zauważyła małe obiekty unoszące się w powietrzu. Kucnęła obok domku i przyjrzała się dronom wchodzącym i wychodzącym z wąskiej, cylindrycznej szpary. Robociki były perfekcyjnie zaprojektowane, wyglądały dokładnie tak, jak owady ze szkolnych ilustracji. W końcu skierowała się w stronę budynków gospodarczych stojących blisko kubikla ojca. już prawie świtało, nie miała więc wiele czasu. Zabezpieczone kodem drzwi nie stanowiły problemu – wpisała swoją datę urodzin.

Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała, był silny smród. Automatyczne oświetlenie rzuciło światło na podłużne belki, ustawione w schodkowym szyku wzdłuż ściany. Na belkach kłębiły się brązowawe kształty. Chwilę zajęło jej, zanim zrozumiała, na co patrzy. Miała przed sobą około 10 sztuk ptactwa. Ptaki, wyrwane ze snu mocny światłem wyraźnie się zaniepokoiły. Gwałtownie machały głowami, spoglądając na nią to jednym, to drugim okiem. Poczuła silny lęk. Jeśli wszystkie naraz się na nią rzucą, zadziobią ją na śmierć. Wybiegła przed budynek i zamknęła za sobą drzwi. Silny odór wciąż drażnił jej nozdrza, serce biło jak oszalałe. Czy to było legalne? Czy te ptaki są zakwalifikowane jako sentienty? Nie mogła zebrać myśli. Przeskoczyła w cyber i sprawdziła – w 2050 roku jako sentienty, czyli zwierzęta zdolne do odczuwania pełnej gamy emocji, uznano wszystkie człekokształtne. Kartę praw człowieka zmieniono na kartę praw sentientów, nadano im również szereg unikalnych praw i przywilejów. Sukcesywnie dopisywano nowe grupy zwierząt na listę, w wyniku czego po czasie do sentientów zaczęto zaliczać wszystkie ssaki oraz poszczególne gatunki ptactwa, takie jak papugi czy kruki. Obecnie trwały dyskusje, czy należy zaliczyć do nich wszystkie ptaki. Spojrzała na budynek obok, wyższy i większy, od tego, który przed chwilą odwiedziła. Drążącą ręką otwierała kolejne drzwi. Spotkał ją wzrok świadomych, łagodnych oczu.

 

 

Morty

 

 

Przez przezroczyste pleksi dachu do sypialni wdzierało się światło poranka. Cholera, zaspał. To przez te wszystkie wczorajsze emocje…

– Tato! – przeszedł go świdrujący krzyk.

Zirytował się. Powinna być już w drodze do bramy, znowu będzie musiał przekupywać Lucy, narażać się na wykrycie i to wszystko w imię czego? Jej głowa ukazała się w wejściu na antresolę.

– Sentienty! Macie tu zamknięte sentienty! Czy ty oszalałeś?

– Przestań się wydzierać, zaraz ktoś usłyszy i dopiero wtedy będziemy mieć problem. Zejdźmy na dół i porozmawiajmy jak ludzie.

Parzył kawę i starał się nie zwracać uwagi na jej paplaninę. Dochodziły do niego pojedyncze zdania:

– Czy ty zdajesz sobie sprawę… od 20 lat nikt nie pomyślałby nawet… mam nadzieję, że nie robicie im krzywdy… czy ty wiesz, że to jest współczesne niewolnictwo… wiedziałam, że jesteś zacofany, ale żeby aż tak…

– Możesz przestać ględzić? – Usiadł ciężko przy stole.

– Musze to zgłosić tato, Nie dajesz mi wyjścia. To przestępstwo ze szczególnym okrucieństwem. To jest… nie mam nawet słów.

W odpowiedzi położył przed nią jajko, jedno z ostatnich z jego zapasu. Oczywiście, zawsze brał więcej niż regulaminowa ilość, bo nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niosą się zadbane kury. Żaden z poprzednich zarządców nie potrafił dbać o nie tak, jak on.

– Wiesz, co to jest?

– Jajo? – patrzyła na nie z tak szczerym obrzydzeniem, że musiał się zaśmiać.

– Tak, jajo. Chcesz spróbować?

– Oszalałeś?

– Więc ja je zjem – powiedział i zakrzątał się nad kuchenką. Po chwili usiadł przed nią, stawiając talerz z usmażonym jajkiem na środku stołu.

Uniósł widelec do ust. Zamknął oczy i pozwolił umysłowi skupić wyłącznie na smaku. Wbrew pozorom, rzadko miewał okazję jeść jaja czy pić mleko. Wszystko, co udało mu się pozyskać, sprzedawał. Zarabiał na tym o wiele więcej, niż na samej pracy. Uzbierał niemałą fortunę. Organiczne jedzenie zawsze go zaskakiwało. Wspomnienia nigdy nie są w stanie oddać rzeczywistości. Śliska, krucha faktura, za każdym razem inny smak, ciepło…

– Spróbuj – poprosił.

– Nigdy – wysyczała – Jesteś psychopatą. Wpinam się w sieć i zgłaszam cię w tym momencie.

– Poczekaj – powstrzymał ją łagodnie. Przeleję ci dziś dziesięć tysięcy kredytów. Zlecę też regularne wpłaty przez pięć następnych lat.

 

 

Katie

 

 

Wyszła na chwilę na zewnątrz, żeby ochłonąć. Suma zaproponowana przez ojca pozwoliłaby jej żyć na godnym poziomie, dokończyć projekty, zapisać się do szkoły artystycznej, może nawet przenieść do lepszej pracowni. Ale jakim kosztem! Była świadkiem kryminalnego procederu. Jeśli weźmie te pieniądze, będzie współwinna. Jeśli ich nie weźmie…cóż, będzie bezdomna.

Jeden z dronów przeleciał tuż koło niej. Usiadł na jej dłoni; bezwiednie strząsnęła go, ale po chwili wrócił. Odgoniła go ponownie, podejrzewając, że jest zepsuty. I wtedy ukłuł ją. Syknęła i przysunęła dłoń do oczu. Ze skóry wystawało żądło. Prawdziwe żądło. Zgięła się wpół i zwymiotowała.

 

 

***

 

 

– To tylko ukłucie pszczoły, będzie chwilę bolało, ale po tygodniu nie będzie po nim śladu – mówił do niej uspokajająco. Katie, zawstydzona swoją przesadną reakcją siedziała cicho, z potulnie spuszczoną głową. Ojciec wyciągnął żądło i opatrzył rękę. W jego objęciach czuła się jak mała dziewczynka. Miejsce użądlenia pulsowało silnym bólem, a w jej sercu rosła nienawiść do wszystkiego, co tu spotkała. Przerażających zwierząt, powykrzywianych drzew, atakujących ją owadów.

 – Tato, ja wezmę te pieniądze.

– Tak będzie najlepiej. – Pogładził ją po głowie.

 

 

***

 

 

W drodze powrotnej siedziała wygodnie na miejscu kierowcy. Ciężarówka zatrzyma się na pierwszym skrzyżowaniu przy wjeździe do miasta, stamtąd będzie mogła zamówić drona. Powinna czuć się winna, zamiast tego czuła ulgę, a w głowie kłębiły się pomysły na nowe instalacje artystyczne. Będą wariacją na temat organicznych form życia. Powykrzywiane konary, włochate owady, opierzone ptako-owoce. Myśl o przetrzymywanych w niewoli sentientach pojawiała się czasem w jej umyśle, ale szybko ją odpędzała. W końcu, czy hodowla zwierząt nie była tym, czym ludzkość zajmowała się praktycznie od zawsze? Włożyła ręce do kieszeni i poczuła obły, śliski kształt. Wyciągnęła małe jabłko. Zapomniała o nim. Chwilę zbierała się na odwagę. Zatopiła zęby w soczystym miąższu, czując lekki opór woskowej skórki i gąbczasto-wilgotne wnętrze. Słodycz i kwaśność. Przeżuła pierwszy kęs powoli, pozwalając feerii smaków stymulować jej mózg.

Koniec

Komentarze

Do opowiadania przyciągnął mnie tytuł (i fakt, że jest biedną sierotką bez żadnego komentarza), więc garść feedbacku. Na początek drobne usterki:

 

"Drążą ręką" – drżącą

"dokładnie 252 minuty" – liczebniki piszemy słownie. Dwieście pięćdziesiąt dwie minuty. – ten błąd przewija się przez cały tekst.

"Niwygodne wspomnienie porażki ukuło ją boleśnie" – Niewygodne, ukłuło (ten błąd się powtarza jeszcze w innych miejscach).

"Jego łuna padała na cały olbrzymią posiadłość Lady. " – całą. Poza tym, nie rozumiem – czyja to w końcu posiadłość?

"– Co to sad?

– Taki las, ale z owocowymi drzewami." – no nie. On jest specjalistą, zajmuje się tym od dawna, to ewidentnie pasja jego życia (patrząc choćby na fragment z początku). To tak, jakby na pytanie 'co to jest opowiadanie' odpowiedzieć: 'a taka książka, tylko krótsza'. Drobna rzecz, ale stwarza wrażenie niespójności postaci.

"A tam, to mój kubikl. – Skinął na przeszkloną bryłę przed nimi.

– Ale hacjenda! Powodzi się! Masz tam z 40 metrów, co nie?" – hacjenda to gospodarstwo hodowlano-rolne, więc jeśli już, to powinna użyć tego określenia w stosunku do całości. Chyba, że masz na myśli slangowe 'mieszkanie' – ale czemu dziewczyna z przyszłości miałaby je znać? Już współczesna młodzież chyba tak nie mówi.

"Ptaki wydawały głośne dźwięki, biły skrzydłami i gwałtownie machały głowami, spoglądając na nią to jednym, to drugim okiem. " – Kury wstają/chodzą spać synchronicznie ze wschodem/zachodem słońca, raczej jeszcze by spały.

"Drążącą ręką otwierała kolejne drzwi. Spotkał ją wzrok świadomych, łagodnych oczu wielkiego ssaka." – 1) Drżącą 2) Skąd ona wie, że to ssak a nie jakiś robot na przykład?

"Robociki były perfekcyjnie zaprojektowane. Mogłaby przysiąc, że wyglądają jak prawdziwe pszczoły." – a skąd ona wie, jak wygląda prawdziwa pszczoła? Myślę, że tę scenę warto dopracować, nie wyjaśniać, niech ona interpretuje te zwierzęta/owady po swojemu, niech to będą dla niej po prostu robociki. Przecież i tak się wyjaśni, gdy ją użądli.

 

Z rzeczy ogólnych: nadużywasz określeń, praktycznie w całym tekście. Weźmy przykładowy fragment:

"przeczesał *rzadkie* włosy i wyprostował *na krześle*. Na hologramie pojawiło się *kobiece* popiersie. Od razu ją poznał, mimo *kolejnych* modyfikacji. Twarz zdobiło kilka *nowych* wszczepek, uszy napigmentowała *na niebiesko*, uwydatniła kości policzkowe. To *na pewno* nie było zdrowe. Przypomniał sobie *wczesny* dwudziesty pierwszy wiek i modę na *kolorowe* tatuaże." – podkreśliłam Ci te określenia, ale w zasadzie przez cały tekst się ten motyw przewija. Za dużo ich, czytając potykałam się o nadmiar głównie przymiotników. Określaj te rzeczy, które są istotne, wtedy czytelnik będzie wiedział, gdzie kierować uwagę. Bombardując nadmiarem bodźców tę uwagę rozpraszasz i tracisz płynność tekstu.

Relacja ojciec-córka wydała mi się trochę nienaturalna, ale może to i dobrze, wszak społeczeństwo uległo modyfikacji. Miałam też wrażenie niespójności postaci. Córka na początku myślała o nagraniu i pokazaniu tego miejsca w sieci, ale pomyślała, że przecież zaszkodziłaby ojcu i odpuściła, a w końcówce chce ojca nadać na policję. No i te przyjęte z wielką łaską pieniądze ;) przecież po nie przyjechała.

 

Teraz pozytywy.

Bardzo podobał mi się tytuł oraz scena, w której go wyjaśniasz – nie wiem, czy "sentient" to prawdziwe pojęcie (nie znane mi), czy wymyśliłaś je na potrzeby opowiadania, ale mnie kupiło. Przerażenie córki, że to przecież niewolnictwo, pięknie pokazuje do jakiego etapu doszło społeczeństwo w Twoim opowiadaniu.

Podoba mi się również sam pomysł: rolnictwo i hodowla jako tajne, zakazane praktyki dla najbogatszych. Jak i to, że mimo wszystko ojciec swą córkę doskonale znał ;)

 

 

Hej @Bellatrix, dziękuję za zajęcie się moją sierotką :)

Twoja uwaga o nadużywaniu przymiotników jest bardzo cenna, nie zdawałam sobie z tego sprawy! Teraz widzę to wyraźnie, następne opowiadanie postaram się stworzyć w stylu Dick’a – z minimalną ilość ozdobników, myśle, że będzie to niezła szkoła życia dla mnie!

Błędy poprawiłam, tekst zmodyfikowałam tak, że ma teraz więcej sensu (a przynajmniej mam taką nadzieję). 

Termin “sentienty” usłyszałam w jakimś podcaście o prawach zwierząt i od razu wpadł mi do głowy pomysł na historię o nielegalnej hodowli. Wydaje mi się, że nadanie zwierzątom pełni praw jest tylko kwestią czasu, przewiduję też wieloletnie debaty na temat terminologii i klasyfikacji, polane dużą dawką lobbingu ze strony przemysłu mięsnego. Fascynuje mnie też temat oddalania się od natury, chciałam pokazać, jak Katie brzydzi się jej niedoskonałości i nieprzywidywalności.

Jeszcze raz – dziękuję za poświęcony czas i cenne uwagi!

 

 

Cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. Zostało Ci jeszcze parę liczebników do poprawy:

 

Masz tam z 40 metrów, co nie?

od 20 lat nikt nie pomyślałby

około 10 sztuk ptactwa.

A ozdobniki to narzędzie, można używać, gdy ma to wywołać konkretny efekt. W poezji/tekstach stylizowanych na poetyckie – czemu nie. Ale w sf zwykle ważniejszy jest pomysł i rozwiązanie fabularne, wtedy nadmierna ilość ozdobników odwraca uwagę od meritum.

 

pozdrawiam :)

Cześć!

 

Zaskoczyłaś mnie, bo widząc tag sci-fi, nie spodziewałam się początku o krowach ;). Długo nie było wiadomo, w którą stronę rozwinie się ta historia, bo zaczynasz od konfliktu między ojcem a córką, a kończysz kwestia praw zwierząt. Sporo zmieściłaś w tak krótkim tekście. Mimo że masz tutaj daleką przyszłość, to jednak problemy wynikające z relacji międzypokoleniowych są takie samie. 

Powiedziałabym, że świat tylko zarysowałaś, ale na tyle, że można sobie wyobrazić rządzące nim prawa. Przedstawiasz czytelnikowi kwestie sentientów, ale jednocześnie nie klasyfikujesz tego jednoznacznie, bo w opowiadaniu pojawiają się dwa poglądy na tę sprawę. Podobało mi się, że zbudowałaś to opowiadanie wokół jednego konkretnego zagadnienia.

Scena w sadzie nieco mi się dłużyła, ponieważ nie znałam poglądów bohaterki, a to jest pierwszy moment, w którym akcja była pokazana z jej perspektywy. Opisujesz bardzo skrótowo jej życie i problemy. Moim zdaniem lepiej by to wypadło, gdyby Katie dostała jedną scenę przed spotkaniem z ojcem, wtedy też wszystkie problemy, które są tylko sygnalizowane mogłyby odpowiednio wybrzmieć. Pozwoliłoby to też na pokazanie miejskiego świata i mocniejsze zderzenie go z życiem w gospodarstwie.

Mam kilka sugestii technicznych.

Przeniosła się [+do] niewielkiej przestrzeni, pełnej narzędzi programistycznych i interfejsów.

[+”]Gdybym miała odrobinę więcej czasu, więcej zasięgów…”[+.]

Nieopodal stało kilka budynków gospodarczych otoczonych elastyczną siatką, niewiele dalej rozciągał się niewielki lasek.

„Sad” – poprawiła się w myślach, kierując w jego stronę.

Brakuje “się”, ale żeby nie powstała siękoza to lepiej zamienić na “idąc”.

Przecież to żywy organizm, mający nawet co na kształt prymitywnego układu nerwowego.

coś

Wiedziona kompulsywnym instynktem podciągnęła się na najniższej gałęzi i z trudem umościła w koronie. Na wprost niej prosto z gałęzi wyrastał owoc wyglądający na jabłko. Owoc też był niepokojąco zdeformowany. Sięgnęła po niego i pociągnęła. Kiedy gałąź odskoczyła z lekkim trzaskiem, przeszedł ją dreszcz, jakby odcięła kończynę żywemu zwierzęciu.

Sporo tych powtórzeń.

Opowiadanie, choć nie jest zbyt długie, zawiera sporo treści – mamy tu konfrontację świata w którym żyje Morty, ze światem jego córki i odwieczny problem młodych, nieradzących sobie bez pomocy rodziców. Poruszając kwestię praw zwierząt, zajmująco ukazujesz różne spojrzenie obojga bohaterów na sprawę.

Zastanawiam się tylko, jaka była przyszłość zwierząt, którym dano wolność – jak i gdzie żyły, jak sobie radziły, stale się mnożąc i mając, jak mi się wydaje, coraz bardziej ograniczony dostęp do pożywienia?

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

na jego widok. Pod­szedł do czar­no-bia­łej Kra­su­li, jego ulu­bio­nej. Po­gła­dził po pysku. Wy­cią­ga­ła łeb do jego dłoni… → Nadmiar zamików.

 

na napój mó­wio­no po pro­stu „Ten Żółty”, żeby móc od­róż­nić go od „Tego Czer­wo­ne­go”„Tego Zie­lo­ne­go”. → Jak wymawiano wielkie litery i cudzysłowy?

 

na prze­sta­rza­łej plat­for­mie Youtu­be. Youtu­be nigdy… → …na prze­sta­rza­łej plat­for­mie YouTu­be. YouTu­be nigdy

 

za­pa­trzył się na jej twarz na­zna­czo­ną pie­ga­mi, o zbyt sze­ro­ko roz­sta­wio­nych oczach i zbyt pulch­nych po­licz­kach. Czuł się bez­piecz­nie w jej to­wa­rzy­stwie i chyba tro­chę sięniej pod­ko­chi­wał.

W po­ło­wie pro­gra­mu wy­świe­tlił się sy­gnał po­wia­do­mie­nia. Na­piął się – nie­wie­le osób miało powód, żeby kon­tak­to­wać sięnim… → Lekka siękoza i lekki nadmiar zaimków.

 

prze­cze­sał rzad­kie włosy i wy­pro­sto­wał na krze­śle. → Jak prostuje się włosy na krześle?

 

Prze­siadł się na me­lek­sa i skie­ro­wał w stro­nę bramy. → A czym poruszał się wcześniej, skoro teraz przesiadł się do meleksa?

 

– Hej Lucy! – krzyknął do kobiety w stróżówce – mam do ciebie prośbę. Zbliżył się do niej rozsuwając kieszeń plecaka tak, żeby tylko ona mogła zajrzeć do środka.

– Hej Lucy! – krzyknął do kobiety w stróżówce – mam do ciebie prośbę.

Zbliżył się do niej, rozsuwając kieszeń plecaka tak, żeby tylko ona mogła zajrzeć do środka.

Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

–  Po­wo­dzi się! Masz tam z 40 me­trów, co nie?–  Po­wo­dzi się! Masz tam ze czterdzieści me­trów, co nie?

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

– Cię­ża­rów­ka star­tu­je o 6 rano→ – Cię­ża­rów­ka star­tu­je o szóstej rano

 

Kiedy tylko znikł jej z oczu, wy­bu­chła wstrzy­my­wa­nym pła­czem. → Kiedy tylko znikł jej z oczu, wy­bu­chnęła wstrzy­my­wa­nym pła­czem.

 

in­sta­la­cja wy­da­wa­ła się nie­rze­czy­wi­sta i zu­peł­nia bez­barw­na. → Literówka.

 

Nie­ste­ty, na pra­cow­nię rów­nież nie bę­dzie jej już stać. Sub­skryp­cja koń­czy się za kilka dni. → Czy dobrze rozumiem, że Katie subskrybowała pracownię?

 

Miała przed sobą około 10 sztuk ptac­twa. → Miała przed sobą około dziesięciu sztuk ptac­twa.

 

Ptaki, wy­rwa­ne ze snu mocny świa­tłem… → iterówka.

 

od 20 lat nikt nie po­my­ślał­by nawet… → …od dwudziestu lat nikt nie po­my­ślał­by nawet

 

Za­mknął oczy i po­zwo­lił umy­sło­wi sku­pić wy­łącz­nie na smaku. → Pewnie miało być: Za­mknął oczy i po­zwo­lił umy­sło­wi sku­pić się wy­łącz­nie na smaku.

 

Jeśli ich nie weź­mie…cóż, bę­dzie bez­dom­na. → Brak spacji po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I Tobie cześć oraz chwała! Wpadam znęcona tytułem, nad którym mogę się poznęcać (ten atak czarnego humoru spowodował ZUS). Lasciate ogni speranza! :D

 Czy kury to sentienty?

Znęcu, znęcu: tu jest Polska. Wyjrzyj przez okno, a ujrzysz Wisłę (albo Wartę), Karpaty lub Bałtyk. I pomnik Kopernika możesz ujrzeć. Dlaczego zatem, wbrew ustawie o ochronie języka, używasz angielskiego słowa "sentient"? Zresztą niezgodnie z jego naturą, jest ono bowiem przymiotnikiem, nie rzeczownikiem (choć przyznaję, że może pełnić i tę rolę). Czy chodzi o trudności filozoficzne, których nastręcza jego przekład? "Sentient" bowiem, choć w zasadzie się nie powinno, miesza się często z "sapient". Ale też…

sen·tient (sĕn′shənt, -shē-ənt, -tē-ənt)

adj.

1. Having sense perception; conscious: "The living knew themselves just sentient puppets on God's stage" (T.E. Lawrence).

2. Experiencing sensation or feeling.

Nie musisz przekładać słowo po słowie. Zasadniczo fraza, którą zatytułowałaś swoje dzieło, da się przekształcić na przykład tak: Czy kury są świadome? (Przypuszczam, że o taki kontekst chodzi.) Albo: Czy kury mają uczucia?

 Bydło wciąż otumanione nocnym wypoczynkiem

Wtrącenie: Bydło, wciąż otumanione nocnym wypoczynkiem, ożywiło się. "Otumanione"?

 ożywiło się na jego widok. Podszedł do czarno-białej Krasuli, jego ulubionej. Pogładził ją po pysku. Wyciągała łeb do jego dłoni

Trzy razy "jego" – da się to poprawić: ożywiło się na jego widok. Podszedł do czarno-białej Krasuli, swojej ulubienicy. Pogładził ją po pysku. Wyciągała łeb, domagając się.

 Oprócz regularnego ruchu i najwyższej jakości karmy należało dobrze poznać swoje zwierzęta.

Dlatego Morty chce poznawać ruch i karmę? Hmm?

 Spędzić z nimi kilkadziesiąt godzin.

Tylko kilkadziesiąt? Doba ma 24…

 Na grupach i forach, gdzie gromadzili się nielegalni hodowcy

Nie dam głowy, czy można się gromadzić po internetach, ale też… może i można.

 Nawet nastrój zwierząt przeliczano

Na co go przeliczano, i czy aby nie obliczano?

 stan urządzeń do pobierania i badania mleka, odmierzających suplementy

Znowu brak zgody gramatycznej. Albo: stan urządzeń pobierających i badających mleko, odmierzających suplementy… Albo: stan urządzeń do pobierania i badania mleka, odmierzania suplementów…

 Pozostał jednak ze zwierzętami znacznie dłużej, niż było konieczne, ciesząc się ich towarzystwem.

Niż to było konieczne. Troszkę zapewniasz.

 do szklanki przelał napój

Przelał – z czego?

 więc na napój mówiono po prostu

Hmm. Ciut aliteracyjne, ale jak by to tu poprawić…

 Youtube nigdy nie przeniósł się do cybera

Anglicyzm. Youtube nie przeniósł się do cybera.

 chyba trochę się w niej podkochiwał

Troszkę za wprost. Zostawiaj takie niedopowiedzenie, więcej inteligentnie ;)

 Napiął się

?

 kontaktować się z nim jego prywatnym kanałem

Kontaktować się z nim na prywatnym kanale.

 wyprostował na krześle

Znikło "się".

 policzkowe. To na pewno nie było zdrowe

Rym. I anglicyzm.

 Przypomniał sobie wczesny dwudziesty pierwszy wiek i modę na kolorowe tatuaże

Hmm. W zasadzie nie jest to błąd, ale…

 Po latach okazało się, że jeden z wiodących na rynku czerwonych barwników jest rakotwórczy

Po latach? Wszyscy to wiedzą…

 Hej tato!

Wykrzyknienie i wołacz oddzielamy: Hej, tato!

Wiesz, że to niemożliwe, nie mogę mieć gości.

Nienaturalne. Może: Wiesz, że nie mogę tu mieć gości.

 Chyba będziesz zmuszony trochę nagiąć zasady

Czy ktoś w codziennej rozmowie mówi "będziesz zmuszony"?

 wyjął z lodówki kilka produktów

"Produkty" też należą do korpomowy. Ludzie wyjmują z lodówki parę rzeczy.

Hej Lucy!

Hej, Lucy!

 mam do ciebie prośbę. Zbliżył się do

Gdzie się kończy wypowiedź bohatera?

 Zbliżył się do niej rozsuwając kieszeń plecaka tak, żeby tylko ona mogła zajrzeć do środka.

Zbliżył się do niej, rozpinając kieszeń plecaka tak, żeby tylko ona mogła zajrzeć do środka. A kto inny tam jest? Przed kim facet ukrywa przekupstwo?

 odpowiedziała krytycznie oceniając jego zawartość

Potrzeba przecinka, bo jego brak czyni zdanie dwuznacznym: odpowiedziała, krytycznie oceniając jego zawartość; ALBO: odpowiedziała krytycznie, oceniając jego zawartość. Pierwsza wersja bardziej prawdopodobna, ale skąd mam wiedzieć, czy o to Ci chodziło?

 – Nie powinno cię tu być – powiedział posępnie. Jeśli ktoś puści parę z ust, jestem skończony.

– Nie powinno cię tu być – powiedział posępnie. – Jeśli ktoś puści parę z ust, jestem skończony. Jest też aliteracja, poszukaj synonimu do "posępnie".

 Masz tam z 40 metrów

Liczby piszemy słownie. Ze czterdzieści – spośród "z" i "ze" wstawiamy to, które łatwiej się wymawia w zdaniu.

 Wskazał ruchem dłoni na zbocze

Ruchem dłoni wskazał zbocze.

 zza którego wyłaniał się widok na metropolię

Hmmmmm.

niebo zmieniało odcień z fuksjowego na granatowy

… fuksjowego? I tak od razu to się nie zmienia.

 Oglądanie miasta z takiej perspektywy było prawdziwą rzadkością.

Niezbyt dobrze to brzmi.

rzadkie, pilne strzeżone naturalne tereny

Rzadkie tereny? Teren nie jest konkretem. Obszary naturalnej przyrody… też źle brzmią.

 wtedy istniały jeszcze wolne, nienależące do nikogo tereny

Jak wyżej.

 ze światłoczułego pleksi

Po co światłoczułego? Na pewno nie chodzi o materiał fotochromowy?

 wszystko, co zrobię interpretujesz

Wtrącenie: wszystko, co zrobię, interpretujesz.

 Przeprowadzali tę rozmowę wielokrotnie, zawsze kończąc wielomiesięcznym zerwaniem kontaktu.

Sztywne, nienaturalne zdanie.

 Nie masz pojęcia o czym mówisz!

Nie masz pojęcia, o czym mówisz!

 nie chcesz dostosować się do rzeczywistości

Niezbyt naturalne. Jest też rym (przeszłości-rzeczywistości).

 siadła do niego tyłem

Szyk: siadła tyłem do niego.

 startuje o 6 rano

Liczby słownie.

 Kiedy tylko znikł jej z oczu, wybuchła wstrzymywanym płaczem.

Zniknął. Wybuchnęła płaczem.

„Czemu to się nie sprzedaje?” – zastanawiała się. Jest przecież świetne. Gdybym miała odrobinę więcej czasu, więcej zasięgów…”

Konsekwentnie formatując myśli: „Czemu to się nie sprzedaje?” – zastanawiała się. „Jest przecież świetne. Gdybym miała odrobinę więcej czasu, więcej zasięgów…”

na pracownię również nie będzie jej już stać

Nienaturalne i niewymowne. Na pracownię też niedługo nie będzie jej stać.

 Poczuła zalewającą ją falę rozpaczy i bezsilności.

Infodump, fonetycznie nieładne. Poczuła, jak zalewa ją fala rozpaczy i bezsilności.

 Przez chwilę czuła panikę, nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie się znajduje.

Tłumaczysz jak krowie na rowie: Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jest.

 Niwygodne wspomnienie porażki ukuło ją boleśnie, ale zadziałało stymulująco.

Dobra, co właściwie chcesz powiedzieć? Niewygodne, ukłuło.

 zastanowiła w spokoju nad dalszymi krokami

Zastanowiła się.

 pozwiedzać posiadłość

Aliteracja, chociaż nie bardzo przeszkadza.

 Choć relacja z tego miejsca wywindowałaby ją na drabinie społecznej na dobre kilkanaście godzin

Nienaturalne.

 Powietrze, dziwnie rześkie, sprawiało wrażenie rozrzedzonego.

?

 Jego łuna padała na cały olbrzymią posiadłość Lady

Hmm.

 dwudzistego

Literówka.

 Ile by dała, żeby wejść do środka

Hmm.

 Wydało jej się prawie niemożliwym

Archaizm. Prawie niemożliwe.

 Zaskoczyło ją, że drzewa wyglądały tak… nienaturalnie.

C.t. – drzewa wyglądają.

Pociągnęła ręką

Przeciągnęła.

 Jakże dziwne było to doznanie.

Przedobrzasz. Tłumaczysz mi to, zamiast pokazywać.

 Przedmioty, jakimi otaczała się

Którymi.

 A przecież to drzewo to żywy organizm, mający nawet co na kształt prymitywnego układu nerwowego.

Angielskawe: A przecież to drzewo – to żywy organizm, ma nawet coś na kształt prymitywnego układu nerwowego.

 kompulsywnym instynktem

Czy na pewno wiesz, co znaczy to słowo? https://sjp.pwn.pl/szukaj/kompulsywny.html

 z trudem umościła

Dziwne zestawienie. Mościsz się na miejscu, które jest wygodne.

 Na wprost niej prosto z gałęzi wyrastał owoc wyglądający na jabłko.

Skąd ona wie, jak wygląda jabłko, skoro chyba nie widywała dotąd jabłek?

 czy jabłka nie powinny być czerwone albo zielone? Tak właśnie wyglądały na wszystkich animacjach, jakie widziała

A, chyba, że tak.

 miała tez pewności

Literówka.

Z ulgą oddalała się od sadu, czując się swobodniej na otwartej przestrzeni.

Anglicyzm. Po polsku imiesłów nie oznacza związku przyczynowego i można spokojnie napisać: Z ulgą oddalała się od sadu, czuła się swobodniej na otwartej przestrzeni.

który z każdym krokiem przybierał na sile

Dźwięk przybiera (c.t.), ale – z każdym krokiem? W życiu bym nie wpadła, że opisujesz brzęczenie pszczół.

 wąskiej, cylindrycznej szpary

Cylindrycznej?

wydawało się być

"Być" zupełnie zbędne – to anglicyzm, nam wystarczy jeden czasownik.

 uczoną ją

Literówka.

 że są to stworzenia tworzące skomplikowane hierarchie

Nienaturalne: że te stworzenia żyją w grupach o skomplikowanej hierarchii.

 imitacje poruszały się w zupełnie chaotycznych, nieskoordynowanych iteracjach

Rym. I co to jest "iteracja"?

 nie miała więc wiele czasu

"Więc wiele" źle brzmi. Aliteruje.

 Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała

Którą. Ale bardziej po polsku będzie: Pierwszym, co zarejestrowała.

silny smród

Hmmm.

 drugą, dziwne

Tu bez przecinka.

 kakofoniczne dźwięki

Czyli brzydko dźwięczące dźwięki. Masło maślane.

 ustawione w schodkowym szyku

Szyk to kolejność. Czy może być schodkowa kolejność?

 około 10 sztuk ptactwa

Tu już bezwzględnie musi być liczba słownie.

 Poczuła silny lęk.

Tłumaczysz. Nie traktuj czytelnika jak zupełnie niedomyślnego.

 zakwalifikowane jako sentienty

Hmm. Raczej zaklasyfikowane… tak czy siak, teraz rozumiem tytuł i wycofuję zastrzeżenie wobec niego. Pasuje do świata.

 jako sentienty, (…), uznano wszystkie człekokształtne

Za sentienty uznano. Istnieje konstrukcja "uznał jako x", ale ma zastosowanie tylko do bardzo wąskiej grupy aktów – uznawania kogoś jako króla, prezydenta etc. Nie chodzi o wybór kogoś na prezydenta, tylko o uznanie że tak, ten facet jest dla mnie autorytetem, słucham go jako prezydenta i jako takiego uznaję.

szereg unikalnych praw i przywilejów

Co to znaczy "unikalny"?

 dopisywano nowe grupy zwierząt na listę

Dopisywano nowe gatunki zwierząt do listy.

 w wyniku czego po czasie

Nie po polsku. Tak, że po pewnym czasie.

 poszczególne gatunki ptactwa, takie jak papugi

Papuga to nie gatunek.

 większy, od tego

Tu bez przecinka.

 Drążącą ręką

Znowu ta sama literówka.

 Spotkał ją wzrok

Dziwna konstrukcja. Ten wzrok tak wyszedł i ją spotkał?

 Przez przezroczyste

Aliteracja.

 te wszystkie wczorajsze emocje

Hmm. Nie brzmi to dobrze.

 Powinna być już

Powinna już być.

 od 20 lat nikt nie pomyślałby nawet

Liczby słownie.

 Musze

Literówka.

 brał więcej niż regulaminowa ilość

Ilość niczego nie bierze. Zawsze brał więcej, niż pozwalał regulamin.

 – Jajo? – patrzyła na nie

– Jajo? – Patrzyła na nie. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 Więc ja je zjem

Brzmi to jak zabawa słowami. Na pewno chcesz, żeby tak było?

 zakrzątał się

Zakrzątnął się.

 Wszystko, co udało mu się pozyskać

"Pozyskać" jest korporacyjne.

 krucha faktura

Jajecznica – krucha? I co to jest "faktura"?

 – Nigdy – wysyczała – Jesteś psychopatą.

– Nigdy – wysyczała. – Jesteś psychopatą.

 – Poczekaj – powstrzymał ją łagodnie. Przeleję ci dziś dziesięć tysięcy kredytów.

Znowu – uważniej formatuj dialogi.

 żyć na godnym poziomie

To słowo jest poważnie nadużywane. Możesz mieć w jego użyciu cel (w tę stronę zmierzamy itp), ale zaznaczam.

 Była świadkiem kryminalnego procederu.

Zauważyłam, że ludzie przestają odróżniać rzeczowniki abstrakcyjne od konkretnych, co jest niepokojące. Była świadkiem przestępstwa.

 Usiadł na jej dłoni

Anglicyzm: Usiadł jej na dłoni.

 I wtedy ukuł ją.

Ukłuł.

 kojarzyła, że niektóre owady są toksyczne

Nagle kolokwialne "kojarzyła"? "Toksyczny" to trujący, nie jadowity.

 zwymiotowała z szoku

Mało po polsku.

Katie, zawstydzona swoją przesadną reakcją siedziała cicho, z potulnie spuszczoną głową.

Tłumaczysz: Katie, zawstydzona, siedziała cicho, potulnie, ze spuszczoną głową.

 Miejsce użądlenia pulsowało silnym bólem. W jego objęciach czuła się jak mała dziewczynka, bezpieczna i spokojna.

W czyich objęciach i dlaczego bólu?

 dzięki czemu mogła patrzeć na drogę przez szybę

Mało naturalne.

 Powinna czuć się winna

Rym.

 W końcu, czy hodowla zwierząt nie była tym, czym ludzkość zajmowała się praktycznie od zawsze?

Nienaturalne, telewizyjna maniera komplikowania zdań naprawdę nie zasługuje na nobilitowanie jej fantastyką. W końcu ludzkość zajmuje się hodowlą zwierząt praktycznie od zawsze, nieprawdaż?

 obły, śliski kształt

Jabłko nie powinno być śliskie. Wcześniej było realistycznie trochę lepkie.

 powoli, pozwalając

Aliteracja.

 pozwalając feerii smaków stymulować jej mózg.

Nienaturalne. Zaimek zbędny – wiemy, czyj to mózg.

 

Coś niezdecydowany ten tekst, jakbyś chciała wszystkie swoje przemyślenia wykrzyczeć naraz. Wszyscy tak mamy. Ja też. Ale trzeba się jakoś zmusić do porządku, niestety. A tutaj mam zahaczającą o czarną komedię historię hodowcy (z początku wygląda to tak, jakby był niezależnym przedsiębiorcą), która niespostrzeżenie przechodzi w żal za utraconym światem. A potem nagle w dylemat "wziąć kasę czy zdradzić moje przekonania". Który rozwiązuje się znienacka, właściwie nie wiadomo, dlaczego. Bo w końcu – jakie ona ma przekonania? Ma jakieś? Czy to tylko pustka i gorące powietrze? Jeśli chodzi o styl, najlepiej jest na początku, choć nie do końca czujesz słowa – ale to przyjdzie z czasem. Za to świat przedstawiony odsłaniasz w taki sposób, że co rusz muszę sobie przebudowywać cały obraz. To facet jest hodowcą nielegalnym, to zatrudnionym, to się okazuje, że hodowla jako taka jest nielegalna… mylące to. Ale ładnie wyszedł kontrast odczuć obojga po wejściu do obory – to dobry, budujący postacie szczegół.

On jest specjalistą, zajmuje się tym od dawna, to ewidentnie pasja jego życia (patrząc choćby na fragment z początku). To tak, jakby na pytanie 'co to jest opowiadanie' odpowiedzieć: 'a taka książka, tylko krótsza'. Drobna rzecz, ale stwarza wrażenie niespójności postaci.

Ale też – tłumaczy dziecku.

 2) Skąd ona wie, że to ssak a nie jakiś robot na przykład?

Właśnie?

 Bombardując nadmiarem bodźców tę uwagę rozpraszasz i tracisz płynność tekstu.

Tak.

 Córka na początku myślała o nagraniu i pokazaniu tego miejsca w sieci, ale pomyślała, że przecież zaszkodziłaby ojcu i odpuściła, a w końcówce chce ojca nadać na policję. No i te przyjęte z wielką łaską pieniądze ;) przecież po nie przyjechała.

Otóż to – miota się ta panna strasznie.

nie wiem, czy "sentinel" to prawdziwe pojęcie (nie znane mi), czy wymyśliłaś je na potrzeby opowiadania, ale mnie kupiło

Bello, skarbie, "sentinel" to angielskie słowo (oznacza "strażnik"), podobnie jak "sentient". Tylko nie wywołujące takich trudności przekładowo-definicyjnych, bo "sentient" ma trochę rozmyte pole semantyczne.

 Przerażenie córki, że to przecież niewolnictwo, pięknie pokazuje do jakiego etapu doszło społeczeństwo w Twoim opowiadaniu.

Tak, chociaż i teraz mamy podobne głosy.

 Podoba mi się również sam pomysł: rolnictwo i hodowla jako tajne, zakazane praktyki dla najbogatszych.

Jest nierealny, ale to w końcu fantastyka :)

Jak i to, że mimo wszystko ojciec swą córkę doskonale znał ;)

Ale czy było coś do znania? Bo pokazujesz dość stereotypową parę: ojciec – tzw. robol, dziecko – tzw. artysta, co już Monty Python radośnie sparodiował.

 Teraz widzę to wyraźnie, następne opowiadanie postaram się stworzyć w stylu Dick’a – z minimalną ilość ozdobników, myśle, że będzie to niezła szkoła życia dla mnie!

Ha, ha, bez przesady :) Wstrzelisz się w końcu.

 Błędy poprawiłam, tekst zmodyfikowałam tak, że ma teraz więcej sensu (a przynajmniej mam taką nadzieję).

Chyba przeorałam go przed modyfikacjami, więc coś się na pewno powtórzy. A widzę, że wprowadziłaś mocno znaczące poprawki… najwyżej wpadnę jeszcze raz. Ale później.

 Zastanawiam się tylko, jaka była przyszłość zwierząt, którym dano wolność – jak i gdzie żyły, jak sobie radziły, stale się mnożąc i mając, jak mi się wydaje, coraz bardziej ograniczony dostęp do pożywienia?

Otóż to. Ciekawe, swoją drogą, jak uparcie antropomorfizujemy wszystko dookoła.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale też – tłumaczy dziecku.

Ale to dziecko to dorosłe jest :)

 

Bello, skarbie, "sentinel" to angielskie słowo (oznacza "strażnik"), podobnie jak "sentient". Tylko nie wywołujące takich trudności przekładowo-definicyjnych, bo "sentient" ma trochę rozmyte pole semantyczne.

Moje przejęzyczenie, już poprawione :)

 

Ale czy było coś do znania? Bo pokazujesz dość stereotypową parę: ojciec – tzw. robol, dziecko – tzw. artysta,

No było. Bez trudu rozszyfrował, że dziewczę potrzebuje pilnie wsparcia finansowego ;)

 

 

Ale to dziecko to dorosłe jest :)

Chwila, moment, a to nie była retrospekcja do dzieciństwa córusi?

Moje przejęzyczenie, już poprawione :)

Na schodach wpadło mi do głowy, że pewnie pisałaś z telefonu i to kolejny objaw buntu autokorekty. Autokorekta nabiera autonomii… ona nas zniszczy… a potem powie “Hasta la vista!”

No było. Bez trudu rozszyfrował, że dziewczę potrzebuje pilnie wsparcia finansowego ;)

Geniusz :P

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na schodach wpadło mi do głowy, że pewnie pisałaś z telefonu i to kolejny objaw buntu autokorekty.

Nie, to mózg mi się zbuntował ;)

 

Retrospekcja z dzieciństwa – imo nie. Dziecko by tam nie dotarło samo, wszak wizyty były nielegalne.

Hmm. Muszę potem zerknąć.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Misiowi się podobało. On nie widzi, czytając, błędów i niedociągnięć. Taki miś. Ale zawsze słucha dobrych rad. Nauczył się, że to są uwagi z życzliwości. smiley

Hmm, tak się zastanawiam, co się stało ze zwierzętami, kiedy hodowla została zakazana? Obawiam się, że na wolności raczej sobie same nie poradzą. Bo, dla przykładu, niewydojenie mlecznej krowy sprawi, że zwierzak będzie cierpieć.

 

– Wiesz, że to niemożliwe, nie mogę mieć gości. Zobaczymy się na mojej przepustce, tak, jak ustaliliśmy.

Niemożność przyjmowania gości (dlaczego właściwie, skoro zwierzaki ukryte) i przepustka spowodowały, że początkowo myślałam, że bohater jest przestępcą w jakiejś kolonii karnej ;)

Postać córki mi się trochę sypie, niespójna jakaś. Przyjeżdża po kasę, naraża ojca, potem chce zrobić filmiki, nie robi, żeby nie narazić ojca, myśli o tym, żeby go wydać, w końcu daje się ugłaskać kasą. Końcówka z jabłkiem, które po doznanym wstręcie jednak zjada i na dodatek jej smakuje… No, nie wiem, smak to w dużej mierze kwestia przyzwyczajenia, jeśli nigdy nie kosztowała jabłka i w ogóle żyje na syntetycznym żarciu, raczej by nie doceniła. W jednym z niemieckich programów widziałam mały test, klientom marketu dano do spróbowania jabłka z półek owego marketu i takie rosnące w ogrodzie, nie pryskane, i większość uznała, że lepszy smak mają te z marketu, a co za tyym idzie one właśnie są ekologiczne ;)

Tyle marudzenia – sama chciałaś ;) Ale podobało mi się. Bardzo fajnie pokazałaś różnicę reakcji ojca i córki na oborę i same zwierzęta. Ojciec je lubi, mimo że zjada, a córka, która uważa je za istoty czujące, raczej nimi gardzi i się ich boi ;) Trochę jak w życiu :) Dorastałam na wsi, wśród Krasul, Jagód, Muciek i Łatek, więc coś na ten temat wiem :)

Jednocześnie ojciec, który utknął w tej hodowli, chyba nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo zmienił się świat. A na to nakłada się jeszcze odwieczny konflikt pokoleń. Bardzo fajnie to wyszło :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Morty nie wyglądał na ani trochę wzruszonego szantażem, co jakoś niezbyt mi do niego pasowało. Na płaszczyźnie postaci to mi najbardziej zazgrzytało. Poza tym światotwórstwo jest nawet fajne. Pisz więcej i koniecznie popraw błędy wymienione przez moich poprzedników :) .

Łukasz

Podobało mi się. Może kompozycyjnie coś mi zgrzyta, bo końcówka nastąpiła dość szybko i bez napięcia, jakiego oczekiwałem. Dość absurdalna koncepcja, którą wyznawała młoda bohaterka, aczkolwiek wydaje mi się, że nie aż tak niemożliwa za ileś lat. Kto wie, co wymyśli ludzkość.

Najbardziej chyba podoba mi się pierwsza scena w której jest opieka nad zwierzętami. Jakoś ujęło mnie podejście do takiej przemyślanej hodowli i stosunek do stworzeń.

Co do minusów – anglicyzmy i generalnie kreowanie postaci na anglobrzmiące. Może to tylko moje wrażenie, ale bardzo dużo jest angielskich nazw w fantastyce, co na dłuższą metę sprawia, że wszystkie wyglądają tak samo.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hmmmm…. Chyba mnogość komentrzy przytloczyła autorkę.

 

Nie poddawaj się :)

 

Zastanawiam się nad wymową utworu, od skrajności przechodzi w skrajność. Sam mam pracę w internecie, nie jest to wcale takie złe ;) Z drugiej strony od kilku lat mieszkam na wsi i widzę/słyszę jak się traktuje zwierzęta, czasem jak przedmioty. W tekście mamy silne i jednoznaczne przesłanie, ludzie pogrążeni w wircie są oderwani od świata i pozbawieni wartości, ja tego nie kupuję.

Poza tym, jest to zgrabna historia, napisana w ciekawy sposób, bez poważnych zgrzytów. Narracyjne skakanie pomiędzy bohaterami wyszło bardzo dobrze.

 

Edit: podrzucam jeszcze artykuł o tworzeniu jedzenia z roślin, kształtowaniu smaku. Raczej nie będzie to łykanie tabletek i siorbanie kroplówek ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Interesujący świat pokazujesz. Jest fajny przez to, że ma swoje złe i dobre strony – prawa dla zwierząt, a jak to wpłynie na życie ich i ludzi…

Nie bardzo rozumiem, dlaczego ojciec nie może przyjmować gości. W pierwszej chwili pomyślałam, że jest w więzieniu albo coś takiego. Ale nie. Więc dlaczego? Albo przynajmniej – co na ten temat wmówił córce?

Gdzieś tam masz 20 lat cyframi. Powinno być słownie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka