- Opowiadanie: Ovarium - Ostatni Krasnal

Ostatni Krasnal

Hej, udało mi się napisać pierwsze poważniejsze opowiadanie, którym chciałbym się z Wami podzielić :)
Mam nadzieje, że spędzicie przyjemne kilka minut c;

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ostatni Krasnal

 

Za dawnych czasów, bo w średniowieczu, Wrocław był stolicą zarówno ludzi, jak i krasnali. Całe miasto żyło w pokoju i przyjaźni, mieszkańcy wspólnie pracowali czy spędzali czas w karczmach. Gry i zabawy towarzyszyły każdemu dniu, czasem nawet nad księżycem przeleciał jednorożec. Raz do roku, w letnie przesilenie, Leprechaun przylatywał na tęczy, by wspólnie ze wszystkimi celebrować ten dzień.

 

Nigdzie na świecie nie było już krasnali, tylko we Wrocławiu. 

 

Niestety nadszedł czas próby dla przyjaźni ludzko – krasnoludzkiej.

Pewnego dnia, zielarz i alchemik Drogomir Kłos, złapał krasnala i zaczął wykonywać na nim eksperymenty. Okazało się, że krew krasnali w połączeniu z wodą święconą, zapewnia wieczną młodość i nieśmiertelność.

 

Gdy burmistrz miasta się o tym dowiedział, zwołał rade nadzwyczajną, by przedyskutować najnowsze odkrycie. Podczas zebrania, wypił eliksir, by sprawdzić prawdziwość słów alchemika.

 

Burmistrz miasta, Siemowit Żur, to pięćdziesięcioletni mężczyzna z chorobą stawów. Twarz zaorana zmarszczkami i siwe włosy, tylko dodają starczego wyglądu jego twarzy. Siemowit skończył właśnie pić, spojrzał na fiolkę, przechylił ją jeszcze raz i językiem wyłowił ostatnią kroplę. Wyglądało to dość dziwnie.

 

Dziesięciu członków zgromadzenia wpatrywało się w milczeniu na swojego burmistrza.

 

Po chwili burmistrz się wyprostował, odrzucił kostur, którym się wspierał i zaczął chodzić po pokoju. Jego twarz nabrała dojrzałego, choć młodzieńczego wyglądu, na oko 25 lat. Włosy mu odrosły, mięśnie rozerwały koszule, zamieniając stary bojler w kaloryfer.

 

Członkowie zgromadzenia nie dowierzali własnym oczom. Każdy chciał napić się tego eliksiru, rzucali całe sakiewki złota przed Siemowitem, błagając. Wyznanie Drogomira co do procesu powstania eliksiru, nawet nie wzruszyło zebranych. Po ustaleniu proporcji wody do krwi wyszło, że jeden krasnal musi się poświęcić dla jednej fiolki.

 

Po chwili pokój pozostał pusty.

 

Ten dzień, 21.04.1311 roku pańskiego, uważany jest przez historyków, za dzień, w którym zginął ostatni krasnal.

 

Populacja Wrocławia zmniejszyła się dokładnie o połowę. Za zamkniętymi bramami, rozeszła się wieść o cudownym eliksirze, który zapewnia młodość

i nieśmiertelność, kosztem życia krasnala. Ludzie ruszyli na łowy. Żaden krasnal nie miał szans na przeżycie. Ludzie byli znacznie więksi i mieli jamniki, które wyłapywały krasnale z jam i ciasnych miejsc. Pogrom trwał tylko kilka godzin. Następnego dnia, wszyscy ludzie obecni w mieście byli młodzi, piękni i nieśmiertelni. Brak krasnali uważali za sukces, bo jeśli nie ma świadków, to nie ma nikogo, kto o tym by pamiętał.

 

Ludzie czuli się bezpiecznie. Jednak mylili się, co do braku krasnali.

 

Jeden krasnal, Mścisław, przeżył pogrom. Schował się w pokoju burmistrza, który razem z ludźmi polował na krasnale, i świętował z nimi przez całą noc. Nikomu by nie przyszło do głowy, by tam zajrzeć.

 

Jeden bezdomny człowiek, godzinę przed informacją o eliksirze, wyszedł za bramy miasta pozbierać trochę jagód i został zagryziony przez wilki. Nikt nie słyszał jego wołania, wszyscy byli zajęci polowaniem. Gdyby nie to, byłaby jedna osoba, która by nie uzyskała nieśmiertelności, co wzbudziłoby podejrzenia, gdyż populacja krasnali i ludzi była dokładnie taka sama. Dlatego też nikt już nigdy nie szukał Mścisława.

 

Mścisław był bardzo poruszony pogromem, na miesiąc zaszył się w kanałach i myślał. Myślał nad zniszczeniem ludzkości, chciał, aby wszyscy ludzie zapłacili za swoją zbrodnie tak, jak należy. Niestety był tylko małym krasnalem, który nie miał szans na zwycięstwo w samotności. Pozostało mu zatem najbardziej uprzykrzać życie gatunkowi ludzkiemu, jak tylko mógł. Krasnal, również jest nieśmiertelny, dlatego mógł się mścić na ludziach przez wieczność.

 

Jak postanowił – tak zrobił.

 

Mścisław czekał 50 lat na pierwszy ruch. Po zapadnięciu zmroku krasnal wziął kamienie i powybijał okna w domu Drogomira i uciekł. Alchemik bardzo się zdziwił, choć nie przejął za bardzo. Wymienił okna tego samego dnia i zapomniał o incydencie. Co to dla niego, ma 85 lat i wygląda jak młody bóg. 

 

 Kolejnej nocy, kamienie również poszły w ruch. Drogomir lekko poirytowany wymienił okna i tej nocy siedział na straży, obserwując otoczenie. Niczego nie dostrzegł – celem tej nocy okazał się dom burmistrza.

 

Dokładnie 50 kamieni przebiło jego okna, dokładnie 50 lat po masakrze.

 

Każdej nocy, 50 kamieni leciało w stronę okien burmistrza i członków rady. Burmistrz zwołał spotkanie nadzwyczajne, gdzie razem z radą dyskutował o zaistniałej sytuacji. Po długiej i męczącej nocy mężczyźni doszli do wniosku, że duch krasnala krąży nad miastem i psoci za dawne czasy, których to niewielu dobrze pamięta. Postanowili postawić krasnala na rynku, by upamiętnić tamten dzień.

 

Krasnal został stworzony z brązu, stanął pod pręgierzem, by przypominać o poświęceniu krasnalego gatunku. Mścisław uznał, że się już zmęczył, i nie warto ryzykować bardziej. Statuetka na rynku była wielkości krasnala, i bardzo przypadła mu do gustu. Miał teraz kompana do rozmów, którego mu od zawsze brakowało. Gdy było ciemno i nikt w pobliżu się nie błąkał, Mścisław przychodził pod pręgierz, by poopowiadać o swoich pomysłach czy poprowadzić sztuczny dialog z krasnalem z brązu.

 

10 lat później, 60 kamieni przebiło okna domu burmistrza. Kamienie latały przez dwa tygodnie, dopóki rada miasta nie postanowiła postawić kolejnego krasnala. Od tamtego czasu nastąpił spokój. Ponadto, by uchronić miasto przed ponownym pojawieniem się ducha, postanowiono stawiać jednego krasnala w każdą rocznicę masakry. Mścisław z początku zaakceptował te warunki, dając spokój ludziom na 5 lat.

 

Pewnej letniej nocy, gdy nikogo nie było w pobliżu, Mścisław usiadł obok krasnolicy przy odrze i złapał ją za rękę. Mały skrzat w tamtym momencie dałby wszystko, by móc ożywić statuę z brązu, która wzbudza w nim tyle uczuć. Ogromna tęsknota do swoich braci wywołała niemy szloch, a później płacz. Było mu wszystko jedno, czy jakiś człowiek zaraz przejdzie i zakończy nędzny żywot Mścisława. Siedział tak przez chwile i płakał.

 

Po chwili poczuł zimne muśnięcie na ramieniu. Krasnolica obok obserwowała go brązowymi, martwymi oczami. Mścisław krzyknął z przerażenia i odskoczył od postaci. Brązowa panna wstała i patrzyła się na swoje dłonie z niedowierzaniem. Następnie zeskoczyła parę schodków i przejrzała się w tafli wody. Wyglądało, jakby chciała coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust.

 

Mścisław podszedł do krasnolicy i ją objął. To była najpiękniejsza noc od czasu pierwszego brązowego krasnala. W końcu mógł spędzić czas z kimś jemu podobnym. W końcu może opowiedzieć coś prawdziwej „osobie".

 

Cała noc zleciała jak jedna chwila, kiedy to zaczęło wschodzić słońce. Wesoła para, właśnie leżała przy drzewie i patrzyła na niebo w towarzystwie trelu budzącego się ptactwa. Mścisław zaczął snuć plany na przyszłość, chciał ją zabrać do swojego kanału, by nie żyć w tej ciągłej samotności. Wzruszony złapał za rękę swoją krasnolice i trzymał tak przez chwile, aż nie zorientował się, że jego towarzyszka znieruchomiała.

 

Leżała brązowa dama pod drzewem z wlepionym wzrokiem w przestrzeń. 

 

 Mścisław był bezsilny, pozostało mu mieć nadzieje, że jutro po północy uda mu się zabrać lubą w bezpieczne miejsce.

 

Niestety.

 

Następnej nocy, krasnal przyszedł na miejsce rozłąki, lecz nigdzie nie mógł znaleźć przyjaciółki. Przeszedł całe miasto na marne. W końcu domyślił się, że ludzie musieli znaleźć ją i przetopić przez dziwną zmianę pozycji. Jego wściekłość osiągnęła granice. Postanowił spalić karczmę, a węglem narysował krasnoludzką czapkę. Wybił również kilka okien, wracając do swojego kanału. 

 

Następnego dnia, rada miasta, oglądając zgliszcza, postanowiła postawić krasnala przy spalonej karczmie. Ludzie, którym Mścisław powybijał okna, również kupili małe statuetki i wystawili je przed mieszkania, prosząc tym o spokój.

 

I właśnie wtedy nasz krasnal wymyślił plan doskonały.

 

Przez następne lata, wybijał szyby co noc w różnych częściach miasta, by ludzie stawiali więcej krasnali. Oczywiście tam, gdzie był krasnal, Mścisław nie wybijał okien. Skrzat w międzyczasie sprawdzał, czy jest w stanie ożywić posągi. I był. Nawet czasem robił sobie przerwy w demolowaniu miasta, by pobawić się z brązowymi przyjaciółmi. Przed świtem, zaprowadzał je na swoje miejsce, by nikt nie spostrzegł zaginięcia swego totemu, chroniącego miejsce zamieszkania.

 

Wraz z kolejnymi latami, powoli całe miasto zapełniło się krasnalami. Brązowe twory stały niemal przed każdym budynkiem, stały się nieodłączną częścią miasta. Ludzie nawet z sympatią podchodzili do nich, w szczególności, że każdy był inny.

 

Przez następne 50 lat było spokojnie. Populacja miasta w międzyczasie pozostała niezmienna. Okazało się, że wszyscy ludzie są bezpłodni, a każdy, kto przybywał do Wrocławia, nie odnajdywał się zbyt długo w miejscu, gdzie nikt się nie starzeje prócz przybyszy z zewnątrz. Minęło 50 lat, w których przeciągu ludzie powoli pozapominali o incydentach, sprowadzających krasnale przed drzwi. I na to właśnie Mścisław czekał.

 

W każdą noc, przez tydzień, zbierał kilkaset krasnali i prowadził je do specjalnego pomieszczenia w kanałach, by przeczekali tam dzień. Znikanie krasnali szybko wywołało niepokój społeczny, jednak tłumaczono sobie to sprzątaniem miasta ze zbędnych ozdób. Nikt nie wiedział, kto to robi, jednak nikt też nie zawracał sobie tym głowy. Przecież żyli już ponad 150 lat co poniektórzy.

 

W końcu wszystkie krasnale zniknęły z miasta.

 

Minął miesiąc. Mścisław czekał na tę noc całe swoje życie. Najdłuższa noc przesilenia zimowego. Gdy ludzie ze względu na mrozy, zaczęli siedzieć w domu i leniwie szykować się do snu, krasnal nie próżnował. Zaczął po kolei wybudzać swoich towarzyszy ze snu, zajęło mu to pół nocy, gdyż łącznie ich było dziesięć tysięcy.

 

Armia figur z brązu stała przed Mścisławem, który oświetlając swoją pozycję pochodnią, przemawiał do swoich podbratyńców. Opowiedział historie zniszczenia krasnali przez chciwość ludzką, co się działo dokładnie i jak żyło mu się po wszystkim. Jak jego ukochana została przetopiona, jak wymyślił cały plan uwolnienia się od opresji. Miał nastąpić zmasowany atak, gdzie w nocy krasnale zaczną zabijać ludzi we śnie, do ostatniego człowieka. By odzyskać swoje miasto i bez strachu móc stworzyć nowy porządek. Miasto Skrzatów Wrocław.

 

Brązowe postacie były wściekłe. Tworzyli jeden organizm, który miał jeden cel – pozbyć się ludzi.

 

O 3:00 zaczęła się rzeź.

 

Krasnale, brzęcząc przeraźliwie, włamywali się do mieszkań i eliminowali każdego zastanego domownika. Spotkali się z niewielkim oporem, gdyż dysponujące ogromną siłą golemy, dosłownie miażdżyły nieprzyjaciół. Pomniejsze oddziały rozproszyły się po całym mieście, by objąć działaniami jak największy obszar. Stopniowo przesuwali się do samego centrum, z którego po pewnym czasie nie było już ucieczki. Grupa ludzi starała się stawić opór. Na ich nieszczęście, nie byli w stanie żadnym sposobem zniszczyć brązowego ciała. Po półgodzinnej walce, ludzie zostali już całkowicie wyeliminowani.

 

Zbliżał się świt, jednak wszyscy stali na rynku i w niemym wiwacie zaczęli podrzucać Mścisława w górę. Radość trwała długo. Tak długo, że nikt nie spostrzegł się, że zaczęło świtać. Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu, oświetlając czerwony śnieg na rynku, oraz postacie z brązu, które wcale nie zastygały w bezruchu. Przeciwnie, zaczęły nabierać kolorów.

 

Wszystkie zgromadzone postacie zaczęły się urzeczywistniać. Nie były to już brązowe, ciężkie i nieme golemy. Były to wesołe, radosne i kolorowe krasnale, które wiwatowały na cześć Odzyskanej wolności.

 

Mścisław, wzruszony całą sytuacją wygłosił piękne przemówienie, które poruszyło tłum zebranych. W samo południe nastąpiła uroczysta koronacja Mścisława, został on mianowany królem Odrodzonego Królestwa Krasnali, gdzie sprawował swe rządy przez długie lata.

 

Wbrew pozorom, mieszkańcy po pewnym czasie chętnie wpuszczali ludzkich tragarzy do swego miasta, gdzie handlowali z nimi najróżniejszymi towarami. Jednak miasto pozostało już na zawsze krasnoludzką stolicą.

 

Mścisław odnalazł w końcu swoją przyjaciółkę, okazało się, że była wystawiona w sklepie ze starociami, jako przeklęta figurka. Niedługo potem pobrali się i wspólnie rządzili miastem.

 

Żyli długo i szczęśliwie.

 

 

Koniec

Komentarze

Hej,

 

niestety nie dobrnęłam do końca… Chociaż opowiadanie jest dość krótkie, a takie lubię najbardziej, to roi się w nim od błędów, a treść jest naszpikowana niepotrzebnymi informacjami. Dodatkowo styl jest dość prosty, a fabuła to bardziej streszczenie wydarzeń i przeskakiwanie z jednego opisu na drugi.

 

Krótka łapanka od góry, dalej nie czytałam:

 

Gdy burmistrz miasta się o tym dowiedział, zwołał rade nadzwyczajną, by przedyskutować najnowsze odkrycie

literówka – radę.

 

Burmistrz miasta, Siemowit Żur, to pięćdziesięcioletni mężczyzna z chorobą stawów. Twarz zaorana zmarszczkami i siwe włosy, tylko dodają starczego wyglądu jego twarzy. Siemowit skończył właśnie pić, spojrzał na fiolkę, przechylił ją jeszcze raz i językiem wyłowił ostatnią kroplę. Wyglądało to dość dziwnie.

Pomieszanie czasów.

 

Dziesięciu członków zgromadzenia wpatrywało się w milczeniu na swojego burmistrza.

Wpatrywać można się coś/kogoś.

 

Jego twarz nabrała dojrzałego, choć młodzieńczego wyglądu, na oko 25 lat.

Ten dzień, 21.04.1311 roku pańskiego, uważany jest przez historyków, za dzień, w którym zginął ostatni krasnal.

Liczebniki słownie.

 

Członkowie zgromadzenia nie dowierzali własnym oczom. Każdy chciał napić się tego eliksiru, rzucali całe sakiewki złota przed Siemowitem, błagając.

Zgubiłeś resztę zdania.

 

Populacja Wrocławia zmniejszyła się dokładnie o połowę. Za zamkniętymi bramami, rozeszła się wieść o cudownym eliksirze, który zapewnia młodość

i nieśmiertelność, kosztem życia krasnala. Ludzie ruszyli na łowy. Żaden krasnal nie miał szans na przeżycie. Ludzie byli znacznie więksi i mieli jamniki, które wyłapywały krasnale z jam i ciasnych miejsc. Pogrom trwał tylko kilka godzin. Następnego dnia, wszyscy ludzie obecni w mieście byli młodzi, piękni i nieśmiertelni. Brak krasnali uważali za sukces, bo jeśli nie ma świadków, to nie ma nikogo, kto o tym by pamiętał.

Powtórzenia. Logika też kuleje, bo chyba jednak pamiętali o tym ludzie, zwłaszcza że chwilę wcześniej piszesz o historykach, którzy ten dzień określili jakimś pogromem krasnali (czy czymś podobnym).

 

 W zasadzie w każdym akapicie jest coś do poprawy. Mimo wszystko życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)

Hej, pomysł na bajkę nawet niczego sobie. Tyle że wykonanie słabe. Część usterek już wskazała OldGuard. Podam kolejne – ale to też tylko przykłady, bo tekst tak naprawdę nadaje się do porządnej przebudowy.

 

Po pierwsze (i najprostsze ;) ) – formatowanie. Wypadłoby tekst wyjustować i zlikwidować te zbędne przestrzenie miedzy akapitami i zdaniami. Taki dodatkowy enter zazwyczaj oznacza jakiś większy przeskok, który chce się jakoś wydzielić. A tu w zasadzie nic takiego nie ma miejsca.

Po drugie – w wielu miejscach brakuje ogonków na końcu słów – zazwyczaj masz e zamiast ę. Takich literówek nie wyłapie edytor, musisz sam na nie zwracać uwagę. 

Po trzecie – słownictwo. Akcję baśni umiejscawiasz w XIV wieku, a używasz typowo współczesnych słów, jak np. bojler i kaloryfer. Zgrzyta to okrutnie.

Po czwarte – liczebniki. Wszystkie, które masz w tekście powinny być zapisane słownie. Każda informacja o latach i każda data. Tak się to robi w tekstach literackich.

Po piąte – zgadzam się OldGuard, że to bardziej przypomina szkic czy streszczenie niż pełnoprawną opowieść.

Po szóste – czasy! Mieszasz je bardzo, raz pisząc w przeszłym, raz w teraźniejszym. Zdecyduj się na jeden i trzymaj się go przez cały tekst. 

Po siódme – stylistyka – patrz przykłady poniżej i komentarz Tarniny o błędach stylistycznych

Po ósme – nieco kuleje interpunkcja.

Po dziewiąte – garść przykładów usterek i moje wątpliwości: 

 

Za dawnych czasów, bo w średniowieczu, Wrocław był stolicą zarówno ludzi, jak i krasnali. – średniowiecze to dość szeroki przedział czasu, doprecyzowałabym, bo dokładniejszą datę dajesz bardzo późno. Plus – w tamtych czasach nazwa miasta brzmiała inaczej. Może warto do tego nawiązać?

 

Niestety nadszedł czas próby dla przyjaźni ludzko – krasnoludzkiej. – ludzko-krasnoludzkiej

 

Pewnego dnia, zielarz i alchemik Drogomir Kłos, złapał krasnala i zaczął wykonywać na nim eksperymenty. – brzmi, jakby złapał jakieś dzikie stworzenie, a przecież ludzie i krasnoludy żyły wspólnie; ja bym to jakoś przebudowała

 

Podczas zebrania, wypił eliksir, by sprawdzić prawdziwość słów alchemika. – logika! Nawet w bajkach musi być jakaś zachowana, żeby całość była odpowiednio wiarygodna. Kto eksperymentuje na sobie w takie sposób??? W życiu w to nie uwierzę.

 

Twarz zaorana zmarszczkami i siwe włosy, tylko dodają starczego wyglądu jego twarzy. – kulejąca stylistyka, wynikająca z powtórzenia. To zdanie można zakończyć na słowie wyglądu, więcej w nim nie trzeba.

 

Dziesięciu członków zgromadzenia wpatrywało się w milczeniu na swojego burmistrza. – wpatrywać się można w, nie na; swojego zbędne

 

Jego twarz nabrała dojrzałego, choć młodzieńczego wyglądu, na oko 25 lat. – dojrzały z młodzieńczym mi się tu gryzą; na oko to kolokwializm, który znów według mnie tu nie pasuje; i 25 lat – czyli liczebnik, o którym wspominałam wyżej

 

Włosy mu odrosły, mięśnie rozerwały koszule, zamieniając stary bojler w kaloryfer. – raz: mięśnie rozrywające koszulę – wiem, co chciałeś tu pokazać, ale chyba to trochę zbyt przerysowane; dwa: wspomniane wcześniej słownictwo – kompletnie od czapy

 

Po ustaleniu proporcji wody do krwi wyszło, że jeden krasnal musi się poświęcić dla jednej fiolki. – to nie jest właściwe miejsce na takie zdanie, albo to zdanie nie jest właściwie napisane. Chodzi mi o początek – to powinno mieć miejsce wcześniej przy wspomnieniu o eksperymencie. Opcja druga – przebudowa zdania i powiedzenie, że zgodnie ze słowami alchemika, to… albo jakoś tak. 

 

 Ludzie byli znacznie więksi – ten argument mnie nie przekonuje (nawet z pomocą jamników), że z tego powodu łatwiej im było wyłapać krasnale.

 

Za zamkniętymi bramami, rozeszła się wieść o cudownym eliksirze,(…). Ludzie ruszyli na łowy.(…) Pogrom trwał tylko kilka godzin. – Coś mi tu nie gra. Krasnale żyją razem z ludźmi, wspólnie pracują i się bawią. Jak to więc możliwe, że taka wieść rozniosła się tylko i wyłącznie między ludźmi? Nie wierzę, że taka plotka nie dotarłaby do uszu krasnoludów, które pewnie nie poddałyby się też bez walki. Innymi słowy – poleciałeś tu na skróty, gubiąc po drodze logikę i ja takiego łatwego polowania nie kupuję. Nawet w bajce. 

 

Schował się w pokoju burmistrza, który razem z ludźmi polował na krasnale, i świętował z nimi przez całą noc. – zgubiłam się: kto świętował i z kim? Musisz uważać, jak konstruujesz zdania, bo potem nie wiadomo, o co chodzi. 

 

Jeden bezdomny człowiek, godzinę przed informacją o eliksirze, wyszedł za bramy miasta pozbierać trochę jagód i został zagryziony przez wilki. Nikt nie słyszał jego wołania, wszyscy byli zajęci polowaniem. – tego też nie kupuję. Raczej nie został zaatakowany pod samymi bramami miasta, tylko musiał nieco w las wejść (nie kojarzę, by jagody rosły na otwartej przestrzeni). Jakim cudem ktokolwiek mógłby go w mieście usłyszeć? 

 

Po zapadnięciu zmroku krasnal wziął kamienie i powybijał okna w domu Drogomira i uciekł. Alchemik bardzo się zdziwił, choć nie przejął za bardzo. Wymienił okna tego samego dnia i zapomniał o incydencie. – nadal tkwimy w XIV wieku (1311+50 – moim zdaniem tak, to nadal XIV wiek)? Szklane okna w domach? Wymienione jednego dnia? Jesteś pewien? 

 

Tak można dalej i bardziej szczegółowo. Myślę jednak, że pokazałam Ci, o co z grubsza chodzi. 

Powtórzę, żeby i na koniec wybrzmiał pozytyw – pomysł na opowieść i krasnoludki we Wrocławiu podoba mi się. Ma potencjał. Musisz jednak bardziej popracować nad wykonaniem. 

Przed publikacją możesz wrzucić tekst na listę opowiadań betowanych. Zawsze znajdzie się ktoś, kto Ci pomoże przyjrzeć się Twemu dziełu i pomóc je poprawić. Później, z czasem, jeśli tylko będziesz brał uwagi komentujących (czy tu, czy na becie) do serca, to wyćwiczysz warsztat i tylko będzie lepiej.

Na co liczę, bo – znów powtórzę – pomysły masz sympatyczne (przynajmniej po tym jednym sądząc).

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cześć, Ovarium!

 

Przeczytałem całe, pomysł mi się podoba, tym bardziej że sam we Wrocławiu obecnie mieszkam i krasnale są jednym z moich ulubionych jego symboli :) Można podyskutować nad gatunkiem, bo to bajka, ale taka hmm… starego typu, gdzie trup ścieli się gęsto :) Tu warto się zastanowić kto jest docelowym czytelnikiem.

Wykonanie to co innego i tu Dziewczyny już Ci przedstawiły garść wskazówek technicznych, więc nie będę się powtarzał.

Ja dodam kilka słów w innej kwestii. Witaj na Portalu! Dostajesz miano “świeżynki” i przyda Ci się garść informacji co i jak się tu dzieje.

Przede wszystkim – tutaj każdy dostaje krytykę (nawet nagradzane teksty są krytykowane, i to jak!), więc nie Ty jeden dostałeś sporo uwag. 

Sam piszesz, że to pierwsze Twoje “poważniejsze opowiadanie”, więc warto zabrać się za poprawki, szczególnie te, które masz podane na tacy przez komentujących. Do góry strony ze swoim opowiadaniem masz “Edytuj” – klikasz i poprawiasz :) Jeszcze nie zdarzyło mi się wstawić tekstu, którego nie trzeba było w mniejszym, czy większym stopniu poprawiać. Na tym polega pisanie :)

Warto też odpowiedzieć komentującym – OldGuard Śniąca wykonały dla Ciebie sporo pracy (za darmo!). Fajnie też komentować teksty innych i wyrazić swoje zdanie, w ten sposób zdobywa się czytelników dla swoich opowiadań.

To kilka uwag na dobry początek – rozgość się na portalu, daj nam znać, że żyjesz i pisz coraz lepiej :)

 

A jeśliby Cię to zainteresowało, to wrzucam garść linków do poczytania:

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jest pomysł, bardziej na bajkę niż fantasy, ale całkiem fajny. Wykonanie, jak już zauważyli przedpiśćcy mocno kuleje. Trochę szkoda, że nie poprawiasz wskazanych błędów i generalnie coś milczysz, bo wskazywanie baboli i krytyka to tutaj codzienność i w dobrym tonie jest odpowiedzieć i poprawić.

Wszelkie możliwe poradniki już dostałeś, od siebie dodam tylko, że warto się zastanowić nad instytucją bety. Z czym się to je, dowiesz się z poradnika drakainy.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, hej,

 

chyba krytyka przytłoczyła. Nie poddawaj się, pisz dalej!

 

Gdybyś chciał pogadać, zapraszam na priv, albo mogę zerknąć na coś w becie dla Ciebie, może będzie łatwiej :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Sympatyczna bajka, niestety skrzywdzona wykonaniem.

Fabuła fajna, twisty od czasu do czasu. To w porządku. Tylko te błędy…

I zbędne entery po każdym akapicie. Tylko niepotrzebnie szatkują tekst.

na oko 25 lat.

Liczby w beletrystyce na ogół piszemy słownie.

zamieniając stary bojler w kaloryfer.

Czy w średniowieczu pojęcia bojler i kaloryfer były znane?

Po ustaleniu proporcji wody do krwi wyszło, że jeden krasnal musi się poświęcić dla jednej fiolki.

Hmmm. Albo fiolka wielka, albo krasnoludy mają bardzo mało krwi. Albo przepis nie jest taki prosty, jak piszesz.

Mścisław usiadł obok krasnolicy przy odrze

Ojjj.Jeśli chodzi o nazwę rzeki, a nie choroby (która nie miałaby tu sensu), to dużą literą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka