- Opowiadanie: Haragitanai - Odrodzenie

Odrodzenie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Odrodzenie

Farmer to obecnie najbardziej ryzykowna profesja. Każdy, kto znał Sergiusza Gralla, wiedział, jak przykładał się do każdego wyjścia na powierzchnię. Niektórzy sądzili, że ma to związek ze szpecącymi jego twarz czterema głębokimi bliznami. Grall nigdy nie potwierdził tych plotek. Uznawał, że strach przed powierzchnią jest potrzebny.

***

– Sergiusz, kiedy wymarsz? – spytał jeden z farmerów.

– Za godzinę. Uprzedź pozostałych.

Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł.

– Tatku, mogę iść dzisiaj z tobą?

– Ani mi się waż. Przyjdzie na ciebie pora. Powierzchnia to nie miejsce dla dzieci. – Matka uderzyła ścierką w blat stołu.

– To nie miejsce dla ludzi – dodał Sergiusz. – Jednak chłopak musi się uczyć.

– Ma dopiero osiem lat. Gdy uprawy były pod ziemią, to nie mieliśmy takich problemów.

– Reglamentacja wody, dwudziesty stopień zasilania, chcesz do tego wracać?

– Po prostu martwię się, że Daniela spotka tam coś złego. Ludzie mówią o oszalałych zwierzętach. Do tego skażone powietrze.

– Im szybciej się oswoi z niebezpieczeństwem, tym lepiej. A zwierzęta to bujda. Ani razu nie spotkałem niczego większego od szczura.

– Oj, uważaj, bo te w sztolni są czasami wielkości kota. – Kobieta z trudem skrywała uśmiech, malujący się na jej twarzy. – Niech idzie, ale strzeż go, jak oka w głowie.

Chłopak rzucił się matce na szyję.

***

Wyprawa na powierzchnię wymagała założenia kombinezonów z filtrami cząstek zawieszonych. Gdy Sergiusz wszedł do szatni, większość mężczyzn była już gotowa. Czekali na swojego dowódcę.

– Mój chłopak idzie dzisiaj z nami. Anton, znajdź dla niego jakiś kombinezon.

– Będzie trudno z rozmiarem. – Anton pokręcił wymownie głową.

– To nie prośba. Masz pięć minut.

Mężczyzna poderwał się i ruszył na zaplecze.

Sergiusz chwycił skafander. Wsunął stopy do gumowych butów, po czym podciągnął spodnie, które płynnie przechodziły w ochronę korpusu. Po zarzuceniu na barki reszty kombinezonu przyszedł czas na maskę, a następnie hełm z przeźroczystą przyłbicą. Kończąc, podłączył urządzenie filtrujące.

Do pomieszczenia wrócił Anton, niosąc strój zdecydowanie odbiegający rozmiarem od pozostałych.

– Nie ma mniejszych.

– Jest dobry. Spisałeś się. Panowie, mamy w drużynie nowego. Przywitajmy go i dodajmy otuchy.

Po chwili ciszy jeden z pobratymców zaczął mruczeć pewną melodię, tupiąc do rytmu. Kolejni wtórowali mu, co złożyło się na donośną, rezonującą w ścianach sztolni kompozycję.

– Podejdź. – Ojciec uklęknął przed synem, by go ubrać.

– Tato, to naprawdę potrzebne?

– To nasz rytuał. Każdy to przechodził.

– Chodziło mi o skafander.

– Wierz mi, nie przypadkiem żyjemy pod ziemią. Ci, którzy zlekceważyli zagrożenie, zachorowali. Już ich z nami nie ma. Podobno to przyroda zaatakowała. Drzewa wydały śmiercionośne pyłki. Dlatego masz się trzymać blisko mnie i nie ściągasz hełmu. – Sprawdził ponownie szczelność przyłbicy. – Możemy ruszać.

– Słuchaj ojca. Teraz to my jesteśmy tu gośćmi – dodał jeden z farmerów.

– Zawsze tak było. – Grall wystąpił naprzód i machnął ręką, dając znak do wymarszu.

***

Sergiusz zawsze podziwiał obecny świat. Natura szybko odzyskała odebrane jej tereny. Gęste lasy porosły miasta. Wyglądało to tak, jakby pochłaniały betonową skorupę. Wysokie trawy i krzewy uzupełniały wolne przestrzenie. Po kilkunastu minutach dotarli do szklarni.

– Skoro powietrze jest skażone, to czemu jemy te warzywa?

– Dobre pytanie. Widzisz, powietrze, zanim trafi do środka, jest filtrowane. Tak samo, jak w naszej sztolni. Posiedź tutaj i nigdzie nie odchodź, to nie potrwa długo. – Grall wskazał chłopcu ławkę.

***

– Grall, gdzie twój dzieciak?

– Jak to? Siedzi obok wejścia. – Grall wychylił głowę zza tyczek, po których piął się groch. Nikogo tam nie było. – Jak skończycie, dajcie znać przez radio.

Mężczyzna przeczesał najbliższe ruiny. Chłopiec mógł pójść wszędzie. Daniel nie znał tego świata. Wszystko było dla niego nowe. Czas nie działał na korzyść dowódcy. W pewnej chwili usłyszał szczekanie. Gdy wychylił się zza rogu budynku, ujrzał syna stojącego naprzeciw dużego psa, obgryzającego mięso z długiej kości.

– Daniel, nie dotykaj go. Chodź powoli do mnie. – Sergiusz przesuwał się w kierunku syna.

– Co to jest, tato?

– Pies. Później ci o nim opowiem. Teraz podejdź tutaj.

Zwierzę podniosło łeb. Zaczęło warczeć, wystawiając kły. Grall dłużej się nie skradał. Pędem wbiegł między psa a dziecko. Czworonóg doskoczył do mężczyzny i szarpnął zębami rurkę dystrybutora powietrza, która wysunęła się z aparatu. Haust świeżego powietrza wdarł się do płuc. Grall wstrzymał oddech, starając się naprawić sprzęt. Pies chwycił kość i pobiegł między drzewa. Ojciec włożył rurkę do aparatu.

– Grall, jesteśmy gotowi. Czekamy. – Z krótkofalówki padł komunikat.

– Mówiłem, że masz się nie oddalać. – Mężczyzna chwycił chłopca za rękę i ruszyli w kierunku szklarni.

***

– Podobało się? – spytała matka, gdy chłopiec przekroczył próg izby.

– Tak! Spotkałem psa!

– Psa? – Kobieta zaniepokojonym wzrokiem spojrzała na Gralla. Ten kiwnął głową, drapiąc się jednocześnie po przedramieniu.

– Coś jeszcze powinnam wiedzieć?

– Nie, nic się nie stało. Na chwilę uszkodził mi dystrybutor, ale bez obaw, to nic takiego.

– Wdychałeś zatrute powietrze! To nic takiego?

– Nie byłem silnie narażony. Nadal miałem maskę.

***

Wieczorem do izby weszło dwóch strażników i Wiktor – sektorowy, prowadząc ze sobą Daniela.

– Co znów narobił? – spytał ojciec, wzdychając ciężko.

– Dostaliśmy zawiadomienie, że pański skafander uległ uszkodzeniu podczas dzisiejszej ekspedycji. Proszę z nami.

– Nic mi nie jest. Idźcie lepiej łapać szczury, czy co tam robicie.

– Proszę pokazać rękę! – krzyknął jeden ze strażników, widząc, jak Grall pociera przedramię.

Grall podniósł kończynę. Skóra od nadgarstka do łokcia przybrała szarą barwę.

– Przykro mi panie Grall, zna pan reguły. Miało skończyć się na kwarantannie, ale w takim wypadku… Sam pan rozumie. Proszę z nami.

– Wiktor, przecież znamy się od dziecka. Spójrz na mnie. Nic mi nie jest. Do rana ręka będzie normalna. Daję ci słowo.

– Nie ma wyjątków, Sergiusz. Chodź, nie przedłużaj tego.

***

Był wieczór, gdy Grall wrócił na powierzchnię. Tym razem bez kombinezonu. Z każdym kwadransem czuł, jak skóra coraz bardziej drętwieje. Godził się z losem, choć łzy nie przestawały spływać mu po policzkach. Zostawił rodzinę, przyjaciół, dom – wszystko z powodu pieprzonego psa. Uczucie sztywniejącej skóry szybko rozprzestrzeniało się na całe ciało. Mrowienie wyczuwał również w stopach. Drapał mocno rękę, aż przebił się przez stwardniałą skórę. Zdziwił się, gdy zamiast krwi, ujrzał wypływającą z rany białą, mętną ciecz.

***

Kolejnego dnia opuszczający sztolnię farmerzy stali przez chwilę jak wryci, gdy ujrzeli wielki buk zaraz przy bramie. Drzewo, którego jeszcze wczoraj tam nie było. Tylko cztery równoległe nacięcia na korze wydawały się dziwnie znajome.

 

Koniec

Komentarze

Witaj, Haragitanai!

Dwie drobne uwagi:

Panowie, mamy w drużynie nowego. Przywitajmy go w drużynie i dodajmy otuchy.

Powtórzenie.

– Skoro powietrze jest skażone, to czemu jemy te warzywa.?

Zdaje się, że powinien tu być pytajnik.

Fajna ta epidemia :) Podoba mi się pomysł. I dobrze się czytało. Od razu mnie zastanowiło, czy ta “długa kość” miała szansę być kością z ludzkiej kończyny. W sumie w porządku, że nie jest to uściślone i daje pewne pole do interpretacji, bo przez to dodaje grozy sytuacji :) I pozwala wierzyć, że zwierzęta rzeczywiście mogły “oszaleć”, co ładnie się komponuje.

No i fajnie wykorzystałeś blizny, nie tylko jako pewne naprowadzenie na temat niebezpieczeństwa, ale i zgrabną klamerkę całości :)

Ogólnie spodobało mi się :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć NaNa,

 

dzięki za przeczytanie i wskazane uwagi ;) Po zakończeniu konkursu poprawię ;)

 

Miło mi, że niektóre fragmenty szczególnie przypadły Ci do gustu ;) Wychodzi na to, że plan się powiódł ;) 

 

Pozdrowienia!

Ciekawe zakończenie i dość ponury klimat. Choć zastanawiam się, czy pies nie mógł zaatakować wcześniej? Po drugie, czy chłopak jest synem Sergiusza i odziedziczy po nim tę niezwykłą cechę?

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Uwagi co do tych blizn podtrzymuję, ale ogólnie tekst jest o wiele lepszy po dokonanych poprawkach, przeróbkach i wpleceniu informacji z infodumpów w narrację. Pisałem Ci już, co mi to opowiadanie przypomina, więc powtarzać się nie będę, ale teraz przypomina mi jeszcze bardziej :D Ale to dobrze, bo tekst zawiera jakiś punkt zaczepienia dla mojej wyobraźni, co pozwala nadpisać już kiedyś wyobrażone sceny na Twoje opowiadanie, co z kolei przekłada się na mój odbiór, który staje się przez to bardziej kompletny.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć Sagitt i Outta,

 

Sagitt – klimat taki jak i temat niestety. Owszem, można pisać o odbudowywaniu świata w inny sposób, bardziej radosny, ale ponury mocniej oddziałuje na wyobraźnię. Co do psa – może i by mógł, ale przyjąłem, że reaguje na dynamiczne ruchy. Wstępnie jest zajęty posiłkiem. Jeżeli chodzi o Daniela i Sergiusza – tak, to syn i ojciec, jednak w sprawie dziedziczenia się nie wypowiem, bo nie bardzo rozumiem o co chodzi. Jeżeli o zdolność przemiany w drzewo, to jest to cecha nabyta. 

 

Outta – to jedno zdanie dodane specjalnie dla Ciebie :P 

 

Pozdrowienia!

Spodobało mi się. Klamra dopełniła opowiadanie, spełniając przeznaczoną jej rolę. Dialog z żoną w jednym miejscu zdawał mi się lekko nienaturalny. Nie zrozumiałam jej uśmiechu pod koniec rozmowy.

 

Skarżypytuję, tj. klikam biblio. :-)

 

Zdjęcie, A. Wajrak. Szczura nie znalazłam w lesie, za to mam nornicę, która znalazła schronienie pod kłodą.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Sagitt – klimat taki jak i temat niestety. Owszem, można pisać o odbudowywaniu świata w inny sposób, bardziej radosny, ale ponury mocniej oddziałuje na wyobraźnię.

Czy ja mówię, że to źle? :P

Jeżeli chodzi o Daniela i Sergiusza – tak, to syn i ojciec, jednak w sprawie dziedziczenia się nie wypowiem, bo nie bardzo rozumiem o co chodzi. Jeżeli o zdolność przemiany w drzewo, to jest to cecha nabyta. 

Po prostu byłem ciekawy, czy syn też odziedziczy tę cechę. Takie gdybanie na temat pozafabularnej przyszłości syna.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Smuta historia, ale może dlatego robi wrażenie.

Mam nadzieję, że tak nie skończymy:)

Lożanka bezprenumeratowa

Ciekawe i z klimatem. Wizja odzyskujących swoją przestrzeń drzew sprawiła, że nawet nie byłam w stanie poczuć, że opowiadanie jest ponure, bo o! jak miło, ładny buczek :)

Mam wątpliwość tylko do zdania Upływ czasu nie wspierał dowódcy. Rozumiem, co ma znaczyć, ale brzmi dziwnie. Może “Czas nie działał na korzyść dowódcy”, albo jakoś tak?

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Dość fantastyczny pomysł uzasadniający pojawienie się takiego mnóstwa drzew na świecie, ale zastanawiam się, dlaczego psy i inne zwierzęta pozostały w swojej postaci.

Dobrze się czytało. ;)

 

– Bę­dzie cięż­ko z roz­mia­rem. → – Bę­dzie trudno z roz­mia­rem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć wszystkim Autorom nowych komentarzy!

 

Asylum – Co do dialogu, to miało być takie śmieszkowanie, trochę rozładowujące atmosferę, która nie została jeszcze w pełni zarysowana. By nie wpaść już na starcie w depresję ;)

Dziękuję za głos i poświęcony czas!

Dodatkowo szanuję za norniczkę ;)

 

Sagitt -

Czy ja mówię, że to źle? :P

Nic takiego nie zarzucam :) Tak jak wyżej pisałem, starałem się wprowadzić moment, w którym czytelnik może unieść kąciki ust w uśmiechu, jednak na więcej radości nie chciałem sobie pozwalać.

 

Po prostu byłem ciekawy, czy syn też odziedziczy tę cechę. Takie gdybanie na temat pozafabularnej przyszłości syna.

Rozumiem i miło mi, że zadałeś pytanie. Trzymam kciuki, by syn był bardziej uważny niż ojciec.

Jeszcze raz dziękuję za przeczytanie :)!

 

Ambush – Cieszę się, że chciałaś poświęcić chwilę na przeczytanie – dziękuję:) Jeszcze bardziej raduje mnie fakt, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, choć tematyka i klimat nie nastraja pozytywnie.

Też mam nadzieję, że czeka nas przyjemniejszy los.

 

Anoia – Niezmiernie mi miło, że w tym całym mroku odnalazłaś promień nadziei i dzięki temu opowiadanie przestało nieść grozę.

 

Mam wątpliwość tylko do zdania Upływ czasu nie wspierał dowódcy. Rozumiem, co ma znaczyć, ale brzmi dziwnie. Może “Czas nie działał na korzyść dowódcy”, albo jakoś tak?

Zgadzam się – tak byłoby lepiej.

 

Dziękuję za przeczytanie i uwagę, którą wprowadzę po konkursie.

 

regulatorzy – Osoba, której bałem się najbardziej w kwestii komentarza, ale jak widać, nie jest źle :) Po pierwsze również i Tobie chciałbym podziękować za poświęcony czas.

 

Po drugie – gdyby miały przemieniać się zwierzęta, to dlaczego nie przekształcałby się grzyby, a drzewa bez grzybów nie funkcjonowałyby tak dobrze. Poza tym moglibyśmy iść dalej i zastanowić się, czy drzewa nie przemieniałyby się w inne drzewa, ale to już by było zbyt wiele :P

Generalnie uznałem, że skoro drzewa są w stanie wykreować pyłek, będący formą wirusa, to są również w stanie ukierunkować, na jakie stworzenia ma on działać. Zwierzęta nie przyczyniają się do degradacji tak jak człowiek, zatem najlepiej pozbyć się największego zagrożenia (głównego agresora). Tak to widzę.

 

Po trzecie:

– Będzie ciężko z rozmiarem. → – Będzie trudno z rozmiarem.

Zgadzam się. Choć pewnie trudno w to uwierzyć teraz, miałem dokonać tej zmiany, ale koniec końców zapomniałem. Bywa :(

 

Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich!

 

 

Haragitanai, bałeś się niepotrzebnie – przecież nie robię nikomu żadnej krzywdy. I dziękuję za wyjaśnienia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niewiele więcej potrafię napisać, poza tym, że mi się podobało :)

Ciekawy szorcik, jest w nim klimat tego szczególnego niepokoju, który można czuć przy niektórych postapo. Fabuła jest prosta, ale wciągnęła, byłam ciekawa, co stanie się po zażyciu skażonego powietrza. Drzewa, które zarażają w ten sposób, wypadły mrocznie. Ciekawe czy mają jakieś “ludzkie” cechy :)

regulatorzy – Ależ nawet bym nie przypuszczał, że chciałabyś zrobić mi krzywdę. To bardziej walka o dobre imię ;)

 

zenont – Dziekuję za przeczytanie i cieszę się, że nie był to stracony czas dla Ciebie :)

 

Sonata – Tobie również dziękuję za poświęcony czas i opinię. Miło mi, że udało się stworzyć odpowiedni klimat :) A co do drzew, może lepiej, że żeby nie przejmowały ludzkich cech (jeśli chodzi o charakter). 

 

Pozdrowienia!

Ciekawy pomysł. Podobało się.

Dziękuję Misiu :)

Dobry wieczór. Zgrabnie napisane opowiadanie z umiejętnie stworzoną atmosferą zagrożenia tam na górze. Historia mnie nie do końca przekonuje. Pewnie się czepiam, plus trudno oczekiwać po tak krótkim tekście, że zbuduje kompleksowe uniwersum ze spójnymi historiami bohaterów w tle i tak dalej. Ale myslę sobie, że:

– Jeśli Sergiusz miał na twarzy blizny, które “zdobył” na górze, to oznacza, że miał tam odkrytą twarz i pewnie nawdychał się tamtejszego skażonego powietrza i powinien być już drzewem. 

– Sergiusza zakaziły jakieś pyłki zawieszone, a wyrósł z niego buk. Rozumiem koncept ogólnie, ale myślę sobie, że pasowałoby tu jakieś wynaturzone/wymyślone drzewo, zmutowany krzak, a nie zwykły buk. Bo efekt jest taki, że z czegoś dziwnego, w ramach niesamowitej przemiany człowieka skażonego powietrzem z góry, wyrasta coś bardzo zwykłego i to mi jakoś zgrzyta.

– Inne istoty (psy i cos, czego kość pies ogryza) są odporne na “zdrzewienie”. Zastanawiam się dlaczego. Znowu, mamy tu max 1000 słów i rozumiem brak odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale jednak, nurtuje.

 

Na koniec: przyznałeś dialogom funkcję informacyjną. To z nich dowiadujemy się na początku o co chodzi. Ale uwaga z tym zabiegiem. Nasycanie dialogów informacjami odbija się na ich naturalności. 

 

 

 

 

 

 

 

Dobry wieczór,

 

to ja odpowiem krótko.

Nigdzie nie jest powiedziane, kiedy blizny powstały – mógł mieć je już wcześniej.

Pyłki zawieszone – czyli pyłki drzew. One nie są wcale z kosmosu – alergicy coś o tym wiedzą.

Tłumaczone wcześniej – skoro drzewa były w stanie wypracować metodę walki ze swoim oprawcą (ludźmi), to mogły też sprecyzować zasięg oddziaływania, wyłączając z tego zwierzęta, które w pewnych przypadkach są im niezbędne do rozmnażania się. 

Gdybym zamiast dialogów podawał suche info, to byłby problem z tym, że jest suche info, a nie dialogi :D Pewnie zaraz się dowiem o wyważeniu jednego i drugiego, ale trudno ;)

Pozdrowienia!

Ciekawa jestem, czy oni w ogóle wiedzieli do czgo prowadzi zarażenie się. Sergiusz zdziwił się, kiedy zobaczył, co stało się z jego krwią, a farmerzy zdziwili się widząc nowe drzewo, co sugerowałoby, że nie wiedzieli. Czyli zarażonych po prostu odstawiano na powierzchnię. No dobra, a jak sobie radzono, zanim ludzkość zeszła do podziemi? I jak w ogóle zdołała zejść? Pyłki rozprzestrzeniają się szybko, a budowa podziemnych schronień trwa długo. Tia, to jest właśnie minus króciaków – za mało miejsca, aby przedstawić skomplikowany świat ;)

Pomysł mi się podoba, choć z naukowego punktu widzenia jest raczej nie do przejścia ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka,

 

śpieszę z odpowiedziami:)

Jak na mój gust, to mogli z duża dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, co dzieje się z zakażonym. Sergiusz był zdziwiony widokiem swojej zmienionej krwi, gdyż takich objawów akurat nie znali. Wymagałoby to pochwycenia zarażonego i przeprowadzenia na nim szybkich testów, gdyż sam potem nic nie powie, a czasu nie ma też dużo do zakończenia przemiany.

Farmerzy mogli się zdziwić nie z racji widoku samego drzewa, ale z uwagi na to, że Sergiusz nie odszedł zbyt daleko. Został przy wrotach z nadzieją, że coś się zmieni jeszcze lub ktoś do niego wyjdzie. Umieranie w samotności jest wszak kiepskie.

Jeżeli chodzi o kwestię sztolni, to można z powodzeniem wykorzystać te, które istnieją obecnie. Wbrew pozorom różnego rodzaju podziemnych “schronień” wokół nas nie brakuje.

Bez wątpienia, gdyby nie limit, to istniałaby szansa na przedstawienie ciekawszej historii, choć myślę, że ta nie jest taka zła.

A co do naukowego punktu widzenia – nie widzę tutaj specjalnych problemów natury technicznej. Dodatkowo sądzę, że w obliczu zagrożenia ludzie dość szybko poradziliby sobie z zaistniała sytuacją, a bardziej z tym jak żyć w nowym świecie. 

 

Pozdrowienia!

Cześć Haragitanai !!!

 

Bardzo dobre, nawet mimo tego, że nie zrozumiałem zakończenia :)

Jestem niepełnosprawny...

Matka ze złości tupnęła o betonową podłogę. – zgrzyta mi to okrutnie; logiczniejsze by było, gdyby to dzieciak tupał ze złości, ale matka? w takiej sytuacji? Tak mogłaby się zachowywać niemożebnie rozpieszczona panienka, a nie kobieta, żona i matka, żyjąca w postapokaliptycznej rzeczywistości. 

Nawet jeśli to element wspomnianego śmieszkowania, to nie kupuję tego w takiej postaci – nie widać tego. 

 

Poza tym jednym elementem, który mi podpadł, nie mam się do czego więcej przyczepić. Pomysł mi się podoba, wykonanie jest ok, forma pasująca do kontekstu. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cześć Wam,

 

dawidiq – dzięki za komentarz i chęć przeczytania ;)

 

śniąca – Tobie również dziękuję za poświęcony czas i uwagę, z którą ostatecznie się zgadzam. Poprawię po konkursie ;) [dziękuję za klik]

 

Pozdrawiam serdecznie!

Cześć!

 

Na becie marudziłam, to teraz o tym, co mi się podobało. Przede wszystkim ciekawy jest pomysł na tę drzewną zarazę, taki ironicznie przewrotny. Sporo też zawarłeś w tak niewielkiej liczbie znaków. Bo jest tu kreacja świata postapo i relacje rodzinne, a na koniec smutne zakończenie. Klamra fajnie spięła tekst. Zgłaszam do biblioteki.

Cześć Alicella, dziękuję za miłe słowa i za rekomendację;) Pozdrowienia!

Hej, hej

Interesująca opowieść. Trochę rzeczy zgrzytało – tupnięcie matki, dialogi, zostawienie chłopaka samego na powierzchni, mimo że idzie tam pierwszy raz. Ale to wciąż mały limit, a przedstawiłeś i świat postapo i smutną przygodę rodziny. Czytało się dobrze. Trochę pytań powstaje po lekturze, ale to kwestia braku znaków.

Doklikuję

Cześć Zanais,

 

dzięki za klik. Kwestie, które da się wyprowadzić w limicie pewnie poprawię po konkursie. Reszta pozostanie pewnie zagwozdką. 

Dzięki za przeczytanie.

 

Pozdrowienia!

Cześć!

W szorcie widać niestety pośpiech – rozbiłeś fabułę na parę scen, przez historię przewija się wielu bohaterów, do tego jeszcze dochodzi konieczność zarysowania świata. Odniosłam przez to wrażenie porwanej, powierzchownej narracji, która nie ma szans wyjść poza klisze jeśli chodzi o opisy i bohaterów. Dialogi wydały mi się nienaturalne, jakby postaci nie były żywe, tylko miały do odegrania jakąś stereotypową rolę: zmartwiona matka, ojciec naginający zasady, nieposłuszny syn. Czytałam bez potknięć, ale nie mogę powiedzieć, że przez tekst się płynęło. Nie trafiła też do mnie warstwa emocjonalna – wiem, że miało być dramatycznie i smutno ale nie odczułam tego prawie. Obarczam znów pośpiech i wymuszoną przez niego powierzchowność.

Za to naprawdę nieźle odnalazłeś się w klimacie niczym z Metro 2033 czy innej zony. Podobają mi się ostatnie sceny – zamiana w drzewo to fajny smaczek urozmaicający typową scenerię skażonej powierzchni, wprowadzający trochę magii czy może nawet weirdu. I tutaj dopiero coś mnie ruszyło emocjonalnie. Zatem zakończenie na plus.

Poza tym wyobraziłam sobie, jak oddział groźnych, ubranych w skafandry facetów, pewnie nawet pod bronią, palikuje fasolkę czy pieli grządki :D Masz tu parę ciekawych tropów, powiedziałabym nawet, że zarys oryginalnego podejścia do bardzo już wyeksploatowanego gatunku. Ale potrzeba więcej znaków i więcej oddechu, by historia mogła się rozrosnąć – lub rezygnacji z pewnych wątków po to, by inne mogły odpowiednio wybrzmieć. Ja na przykład pozbyłabym się całkiem matki. Ale nie będę Ci się wtryniać w klawiaturę ;) 

 

Cześć Nir,

 

dzięki za uwagi i za propozycje zmian. Matka faktycznie mogłaby wylecieć, ale miałem nadzieję, że będzie tutaj swego rodzaju przystankiem. 

Co do ogółu, jak sama wiesz, limit był dość skromny, a co za tym idzie, ciężko było rozbudować fabułę.

Być może kiedyś wrócę do tego świata i powstanie coś większego ;)

Dzięki za poświęcony czas. 

 

Pozdrowienia!

Fajny pomysł na odradzający się las.

Miałam problem z Sergiuszem – zachowywał się nierozsądnie, a ja nie lubię głupich bohaterów. Ojciec powinien znać swoje dziecko na tyle, żeby wiedzieć, kiedy posłucha, a kiedy nie. I albo nie powinien syna zabierać, albo nie spuszczać go z oczu. Wręcz prosił się o kłopoty. Jak chce go przyzwyczajać, to powinien opowiedzieć o zagrożeniach, a tu dzieciak chwilę przed wyjściem nie wie, że kombinezon jest niezbędny.

Drugą głupotę zrobił po powrocie – jeśli miał do wyboru kwarantannę albo wypędzenie ze schronu, to dlaczego wybrał to drugie?

Ale czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet – cieszę się i dziękuję;)

Podoba mi się pomysł na klimat takiej „społeczności fabrycznej/robotniczej”, podoba mi się takie mniej akcyjne postapo. I przyznam, że mam wrażenie, że gdyby tekst nieco rozwinąć poprzez wstawki sugerujące klimat, percepcję, odczucia postaci, można by z tego wyrysować bardzo smutny i zarazem sugestywny.

 

To sugestia trudna do wprowadzenia, ale ta konkretna historia aż się o to prosi. I IMHO mogłaby też nieźle wyjść w formie komiksu, gdyby trafił się rysownik czujący klimat.

 

 

Temat konkursu zdecydowanie sprzyja konwencji postapo. ;)

Opowiadanie korzysta ze znajomych gatunkowych tropów, ale pozostawia światotwórstwo gdzieś w tle, a na pierwszy plan wysuwa relację między rodziną, co obniża potencjalnie wysoki próg wejścia i daje czytelnikowi emocjonalny punkt zaczepienia. Dzięki takiemu rozłożeniu akcentów udało się z powodzeniem opowiedzieć pełnoprawną historię bez przytłaczania czytelnika ekspozycją. Językowo czytelnie, acz nieco monotonnie, dużo zdań prostych, trochę mechaniczne opisy. Ładna klamra kompozycyjna, choć sama przemiana Gralla bardziej w stylu mrocznej baśni niż SF. Mocny wydźwięk ekologiczny całości, po lekturze tytuł nabiera dość przewrotnego charakteru.

 

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć Wam,

 

wilk-zimowy

 

Dzięki za przeczytanie!

Pomysł na komiks w sumie jest ciekawy. Samo opko być może będę jeszcze rozwijał, bo potencjał na pewno jest.

 

black_cape

 

Temat konkursu zdecydowanie sprzyja konwencji postapo. ;)

To prawda ;)

 

Dziękuję za Twoją opinię. Myślę, że jak spojrzę za kilka miesięcy na ten tekst to złapię się za głowę i zacznę poprawiać opisy i dialogi, by było to bardziej żywe, także na pewno ulegnie to modyfikacji ;) O ile tylko uda się do tego wrócić.

 

Dzięki za poświęcony czas ;)

 

Pozdrowienia!

Nowa Fantastyka